▲▼
Strona 15 z 16 • 1 ... 9 ... 14, 15, 16
Uniósł brew na tekst o Niepoczytalnych, by zaraz potem wydać z siebie ciche prychnięcie.
-Będę wtedy zamiast na pogotowie, to dzwonić po ciebie - odciął się natomiast. Chociaż miał nadzieję, że już uniknie takich sytuacji jak tamta. Tylko... że to było częściowo ciężkie do zrealizowania.
- Tylko wtedy będziesz musiał zrezygnować z dorywczych - i zająć się konkretną pracą, bez przenoszenia gdziekolwiek więcej swojej uwagi oraz wolnego czasu.
- Tylko uprzedzam. I nie wiem, nie wiem, w końcu tak nalegasz na bieganie razem - nie mógł sobie odpuścić nawiązania do czynności, którą z takim zapałem mu zapowiadał co jakiś czas.
Westchnął głęboko. Restrykcje względem jedzenia były często bardzo okrutne dla niego. Tak jak i teraz, gdzie argumenty "za" zostawały i tak ignorowane. W końcu to Everett miał władzę w kuchni oraz swobodę ruchów.
- Nie zdążyłem zjeść. No weeeź - próbował się przebić przez warstwę zakazu. - Przecież jestem grzecznym pacjentem - czy przez to nie zasługiwał na coś słodszego?
I tak oto minęło zaraz potem kilka godzin na śnie.
Uśmiechnął się, słysząc jego głos, po czym przesunął zabandażowaną rękę na jego dłoń.
- Czuję się, jakbym przespał więcej niż pół godziny - przyznał, unosząc głowę, by móc spoglądać na niego bardziej przytomniejszym wzrokiem. - Nic nie słyszę - przechylił głowę. - Twoje rodzeństwo już poszło? - nie sądził, że dzisiejszy dzień był względnie udany, aby zyskać jakieś pozytywne punkty u jego rodziny. Nie mógł za wiele im zaoferować, wyłączył się całkowicie wcześnie, a w dodatku najmłodsza nie darzyła go dobrymi uczuciami. Nie spędził też dodatkowo więcej czasu z nimi, a cisza z reszty mieszkania wskazywała na to, że dzisiaj było już za późno na cokolwiek więcej.
- Może być herbata - wybrał dla siebie napój, po czym nachylił się w jego stronę, aby musnąć palcami jego kącik ust. - Chyba, że chcesz spędzić chwilę jeszcze ze mną - przynajmniej nie mieli widowni tutaj, więc mogli spędzić ze sobą chwilę lub dwie, zadowalając się swoją obecnością. Dlatego też przesunął palce z jego twarzy na szyję, przysuwając się na tyle, by móc się lekko wtulić ciałem w jego.
- Chociaż na razie mam być grzeczny. Więc możemy przejść do porządku dziennego... nocnego? Która jest w sumie godzina? - teraz to i sam nie był pewny. Rozjechało mu się poczucie czasu przez nieprzerwany sen. A fizyczny stan nie pozwalał mu zbytnio na dobre podroczenie się z blondynem.
-Mogę poprosić o zabranie mnie do kuchni? - chciał skorzystać z jego pomocy w poruszaniu się po niewielkiej powierzchni. Nawet jeśli wątpił, że całkowicie przyzwyczaiłby się do tego sposobu transportu. Napicie się czegoś uznawał za dobry pomysł, a co potem? Zobaczyłoby się.
-Będę wtedy zamiast na pogotowie, to dzwonić po ciebie - odciął się natomiast. Chociaż miał nadzieję, że już uniknie takich sytuacji jak tamta. Tylko... że to było częściowo ciężkie do zrealizowania.
- Tylko wtedy będziesz musiał zrezygnować z dorywczych - i zająć się konkretną pracą, bez przenoszenia gdziekolwiek więcej swojej uwagi oraz wolnego czasu.
- Tylko uprzedzam. I nie wiem, nie wiem, w końcu tak nalegasz na bieganie razem - nie mógł sobie odpuścić nawiązania do czynności, którą z takim zapałem mu zapowiadał co jakiś czas.
Westchnął głęboko. Restrykcje względem jedzenia były często bardzo okrutne dla niego. Tak jak i teraz, gdzie argumenty "za" zostawały i tak ignorowane. W końcu to Everett miał władzę w kuchni oraz swobodę ruchów.
- Nie zdążyłem zjeść. No weeeź - próbował się przebić przez warstwę zakazu. - Przecież jestem grzecznym pacjentem - czy przez to nie zasługiwał na coś słodszego?
I tak oto minęło zaraz potem kilka godzin na śnie.
Uśmiechnął się, słysząc jego głos, po czym przesunął zabandażowaną rękę na jego dłoń.
- Czuję się, jakbym przespał więcej niż pół godziny - przyznał, unosząc głowę, by móc spoglądać na niego bardziej przytomniejszym wzrokiem. - Nic nie słyszę - przechylił głowę. - Twoje rodzeństwo już poszło? - nie sądził, że dzisiejszy dzień był względnie udany, aby zyskać jakieś pozytywne punkty u jego rodziny. Nie mógł za wiele im zaoferować, wyłączył się całkowicie wcześnie, a w dodatku najmłodsza nie darzyła go dobrymi uczuciami. Nie spędził też dodatkowo więcej czasu z nimi, a cisza z reszty mieszkania wskazywała na to, że dzisiaj było już za późno na cokolwiek więcej.
- Może być herbata - wybrał dla siebie napój, po czym nachylił się w jego stronę, aby musnąć palcami jego kącik ust. - Chyba, że chcesz spędzić chwilę jeszcze ze mną - przynajmniej nie mieli widowni tutaj, więc mogli spędzić ze sobą chwilę lub dwie, zadowalając się swoją obecnością. Dlatego też przesunął palce z jego twarzy na szyję, przysuwając się na tyle, by móc się lekko wtulić ciałem w jego.
- Chociaż na razie mam być grzeczny. Więc możemy przejść do porządku dziennego... nocnego? Która jest w sumie godzina? - teraz to i sam nie był pewny. Rozjechało mu się poczucie czasu przez nieprzerwany sen. A fizyczny stan nie pozwalał mu zbytnio na dobre podroczenie się z blondynem.
-Mogę poprosić o zabranie mnie do kuchni? - chciał skorzystać z jego pomocy w poruszaniu się po niewielkiej powierzchni. Nawet jeśli wątpił, że całkowicie przyzwyczaiłby się do tego sposobu transportu. Napicie się czegoś uznawał za dobry pomysł, a co potem? Zobaczyłoby się.
— Jest szansa, że dzwoniąc wtedy na pogotowie i tak mnie dostaniesz — zaśmiał się cicho, kładąc luźniej dłonie na kolanach. Chociaż zdecydowanie nie zamierzał narzekać na bycie prywatnym pielęgniarzem. W jego przypadku rzecz jasna.
— Niekoniecznie! Dzięki temu, że ratownicy medyczni mają intensywny, ale dość mocno określony czas pracy, nadal mógłbym sobie dorabiać w bibliotece. Bo Starbucks zdecydowanie odpadnie, jest zbyt wymagający — westchnął, już teraz kręcąc nieznacznie głową na samo wspomnienie. Wiedział, że zaczęcie studiów również wiązało się z porzuceniem którejś z nich.
"Przecież jestem grzecznym pacjentem."
— ... hm. To prawda. Może przyniosę ci jedno, w ramach nagrody. Ewentualnie musisz się pogodzić z tym, że będę bardzo niegrzecznym doktorem — powiedział z zaczepną nutą w głosie, poddając jednak jego propozycję rozważaniom.
Gdy Shane się obudził, a Jace wyczuł jego rękę na swojej dłoni, obrócił ją nieco w taki sposób, by móc spleść swoje palce z jego. Nie uszkadzając mu przy tym nadgarstka, rzecz jasna.
— Bo spałeś dłużej niż pół godziny. Nie budziłem cię, Shane, naprawdę musisz teraz dużo wypoczywać — uśmiechnął się przepraszająco, gładząc jego skórę kciukiem.
— Mhm. Zack i Cody kazali ci podziękować za VRa i przekazać, że masz super gust do gier. A, i że jeśli nie będziesz miał nic przeciwko, to chętnie wpadną jeszcze niedługo, ogarnąć tę matę taneczną. Zresztą, spotkasz ich na obiedzie, moja mama ci go nie odpuści — powiedział, wpatrując się w niego uważnie, gdy Shane nachylał się w jego stronę. Widząc, co robi, pogładził go palcami po boku i przesunął się tak, by móc położyć się obok niego. Przytulił go do siebie, całując w czubek głowy z cichym westchnieniem.
— Możemy tak po prostu przez chwilę poleżeć. I nie wiem, jakoś koło siedemnastej. Zrobiłem już obiad, więc jeśli chcesz to albo możemy zjeść w kuchni, albo przyniosę ci je do łóżka — zaproponował, zsuwając przy tym dłoń na jego biodro, gładząc je miarowymi ruchami z półprzymkniętymi oczami.
— Możesz. Ale skoro mieliśmy spędzić razem chwilę, to spełnię twoją prośbę zaraz, hm? — zdecydowanie nie chciał go tak szybko wypuszczać. Promieniujące od Kassira ciepło, sprawiało, że sam wyraźnie się uspokajał. Mimo to zaraz odsunął się powoli, zamiast tego przechodząc nad niego, by z powrotem ułożyć go wygodniej na poduszkach.
— Trzy minuty z zegarkiem w dłoni — zażartował, wodząc palcem po jego skórze na przedramieniu, nim nachylił się, by powoli go pocałować, dając czas na reakcję. Jak i decyzję, na jakim poziomie chciał zatrzymać obecnie zbliżenie. Nie zamierzał w końcu na siłę wymuszać na nim pogłębienia gestu, zwłaszcza że dopiero co wstał. A dla Jace'a sam dotyk jego ciepłych ust na swoich był wystarczającą nagrodą za kilka godzin rozłąki.
Nie potrafił się złościć na niego za to, że jednak nie obudził go o umówionej przez niego porze. Wiedział, że robił to z troski o niego, chcąc, by doszedł do siebie w całkowitym stanie, bez efektów ubocznych. A poświęcał mu tak wiele czasu, że nie mógł mu czegokolwiek zarzucić w danym momencie.
- Przyjemność po mojej stronie - odparł odnośnie VR, uśmiechając się łagodnie . - I mają zielone światło - ufał Jonathanowi względem oceny możliwości rodzeństwa. W dodatku też przynajmniej mogli ich zająć czymś, gdy wpadaliby do swojego brata w odwiedziny. - Szkoda, by się kurzyła, gdy ja nie mogę obecnie z niej korzystać - czuł, że najchętniej by do nich też dołączył wtedy, ale krępowanie bandy nastolatków było jedną z ostatnich rzeczy na jego liście do zrobienia. W dodatku spędzenie czasu z Jonathanem brzmiało dla niego o wiele bardziej przyjemniej, pozwalając mu na cieszenie się wspólną obecnością.
- Będę musiał się postarać, by nie przynieść ci wstydu - oficjalne poznanie rodziców zawsze niosło za sobą część stresu. Nawet jeśli został zapowiedziany i mieli obraz od strony blondyna, co innego robiło pierwsze wrażenie i samo zaakceptowanie go. I zrobienie wszystkiego, by nie skończyło się to w negatywny sposób.
Pokiwał głową na jego wyjaśnienia, kładąc dłoń na jego boku. Nie przeszkadzało mu takie leżenie. Chociaż fakt, że zaraz potem zawisł na nim, wywołał w nim zdezorientowanie i widoczne zmieszanie na jego twarzy, by zaraz potem odwrócił na moment wzrok na bok. Do czasu, aż został pocałowany. Delikatne i miękkie usta powodowały, że chętnie im się poddał, ale jednak nie pogłębiał tego. Nie potrzebował teraz mocnego dociskania, gdzie mógł rozkoszować się ową bliskością płynącą z przyjemności danej mu już po przebudzeniu.
- Odbijemy to sobie, gdy już będę w pełni sprawny - padła obietnica, gdy zakończył powolny pocałunek, jednakże wsunął swoją rękę pod jego koszulkę, patrząc na niego z całkowitą niewinnością. - Bez stresu, ze jakaś pozycja spowoduje zwiększenie obrażeń. A ja dość chętnie dowiem się czego więcej się nauczyłeś i jakie rzeczy chciałbyś sprawdzić jeszcze - uśmiechał się wyraźnie zadowolony z siebie.
- Chociaż na razie to chciałbym cię móc normalnie przytulić - bez delikatności czy lęku o brzuch oraz nadgarstek. Zwykły gest, przy którym mógł dobrze poczuć jego ciepło oraz bliskość. Uniósł delikatnie kąciki ust do góry. - Chodźmy zjeść i... zobaczymy, co zrobimy dalej. Albo pooglądać, albo wrócić do zajęcia, które przerwało nam twoje rodzeństwo.
Wypuścił ostrożnie powietrze z płuc.
- Chyba się nie przyzwyczaję do tego uczucia, gdy tak wisisz nade mną - wymamrotał zaraz potem, przyznając się na głos mimowolnie do tego, czego nie chciał mówić do tej pory.
- Przyjemność po mojej stronie - odparł odnośnie VR, uśmiechając się łagodnie . - I mają zielone światło - ufał Jonathanowi względem oceny możliwości rodzeństwa. W dodatku też przynajmniej mogli ich zająć czymś, gdy wpadaliby do swojego brata w odwiedziny. - Szkoda, by się kurzyła, gdy ja nie mogę obecnie z niej korzystać - czuł, że najchętniej by do nich też dołączył wtedy, ale krępowanie bandy nastolatków było jedną z ostatnich rzeczy na jego liście do zrobienia. W dodatku spędzenie czasu z Jonathanem brzmiało dla niego o wiele bardziej przyjemniej, pozwalając mu na cieszenie się wspólną obecnością.
- Będę musiał się postarać, by nie przynieść ci wstydu - oficjalne poznanie rodziców zawsze niosło za sobą część stresu. Nawet jeśli został zapowiedziany i mieli obraz od strony blondyna, co innego robiło pierwsze wrażenie i samo zaakceptowanie go. I zrobienie wszystkiego, by nie skończyło się to w negatywny sposób.
Pokiwał głową na jego wyjaśnienia, kładąc dłoń na jego boku. Nie przeszkadzało mu takie leżenie. Chociaż fakt, że zaraz potem zawisł na nim, wywołał w nim zdezorientowanie i widoczne zmieszanie na jego twarzy, by zaraz potem odwrócił na moment wzrok na bok. Do czasu, aż został pocałowany. Delikatne i miękkie usta powodowały, że chętnie im się poddał, ale jednak nie pogłębiał tego. Nie potrzebował teraz mocnego dociskania, gdzie mógł rozkoszować się ową bliskością płynącą z przyjemności danej mu już po przebudzeniu.
- Odbijemy to sobie, gdy już będę w pełni sprawny - padła obietnica, gdy zakończył powolny pocałunek, jednakże wsunął swoją rękę pod jego koszulkę, patrząc na niego z całkowitą niewinnością. - Bez stresu, ze jakaś pozycja spowoduje zwiększenie obrażeń. A ja dość chętnie dowiem się czego więcej się nauczyłeś i jakie rzeczy chciałbyś sprawdzić jeszcze - uśmiechał się wyraźnie zadowolony z siebie.
- Chociaż na razie to chciałbym cię móc normalnie przytulić - bez delikatności czy lęku o brzuch oraz nadgarstek. Zwykły gest, przy którym mógł dobrze poczuć jego ciepło oraz bliskość. Uniósł delikatnie kąciki ust do góry. - Chodźmy zjeść i... zobaczymy, co zrobimy dalej. Albo pooglądać, albo wrócić do zajęcia, które przerwało nam twoje rodzeństwo.
Wypuścił ostrożnie powietrze z płuc.
- Chyba się nie przyzwyczaję do tego uczucia, gdy tak wisisz nade mną - wymamrotał zaraz potem, przyznając się na głos mimowolnie do tego, czego nie chciał mówić do tej pory.
— Super, przekażę im — wyraźnie się ucieszył, odnotowując tę informację na później. Chociaż istniała spora szansa, że najzwyczajniej w świecie o tym zapomni, dopóki jego bracia sami go o to nie zapytają. Jakby nie patrzeć, tempo, w jakim Jace zmieniał tematy w swojej głowie, było zawrotne.
— Może do momentu, gdy przyjdą po raz kolejny, będziesz mógł już swobodnie skakać na wszystkie strony — powiedział z uśmiechem.
"Będę musiał się postarać, by nie przynieść ci wstydu."
— Chyba odwrotnie — przewrócił oczami, zaraz kręcąc głową na boki. Co prawda w rzeczywistości, jego rodzice nigdy nie umniejszaliby Everettowi, ale on sam do tej pory zastanawiał się czemu ktoś taki jak Kassir w ogóle chciał z nim być. I od czasu do czasu potrzebował bardziej zdecydowanego przypomnienia, że naprawdę sobie tego wszystkiego nie wymyślił.
Reakcja Shane'a, gdy znalazł się nad nim była co najmniej ciekawa. Przy czym był zwrócony w bok, więc ciężko było mu dokładnie ocenić emocje w jego oczach za wyjątkiem chwilowego zmieszania. Właśnie dlatego nie zamierzał odpuszczać. Wciągnął powietrze, czując jego dłoń pod swoją koszulką. Zaraz wypuścił je w formie westchnienia.
— Ja też. Staram się o wszystkim pamiętać, ale co chwilę zastanawiam się, czy nie robię czegoś źle — przyznał z przepraszającym uśmiechem.
Zarumienił się w odpowiedzi na jego kolejne słowa, odchrząkując cicho z wypisaną w oczach czujnością. Idealnie wskazującą na to, że nie wiedział, czy dobrze odczytywał jego wypowiedź.
— Zajęcia, które przerwało nam moje rodzeństwo w sensie... chcesz to powtórzyć? — zapytał, nie odrywając od niego wzroku. Zwłaszcza gdy usłyszał jego mamrotanie, które poruszyło w nim coś innego niż standardowe zmieszanie.
— Och? — położył rękę na materacu obok jego twarzy i schylił się nad nim, muskając jego usta swoimi, tylko po to, by zaraz zaczepić wargami o jego ucho.
— Dlaczego? Muszę przyznać, że osobiście bardzo je lubię — wymruczał cicho, zaraz odsuwając się nieznacznie, by wrócić do poprzedniej pozycji, choć tym razem wpatrywał się w niego z dużo większą intensywnością, wyraźnie oczekując odpowiedzi.
- Może - a może i nie. Ale jednak to była zgadywanka, w którą nie było warto się obecnie bawić.
Prychnął cicho.
- Niby z której strony - w końcu to on miał zrobić wrażenie na nich, nie oni na nim. Tak, by mieli pewność, że ich syn był w dobrych rękach i nie musieliby się martwić o niego.
Tylko, że teraz było całkowicie na odwrót i to on znajdował się w jego rękach.
- Jest dobrze. Nie zwijam się przecież z bólu - chociaż ciało potrafiło dać po sobie, co mu nie odpowiadało na daną chwilę.
I... przeszli do dość trudniejszego tematu dla Kassira.
- Powtórzyć, robić też innego typu czynności... - odparł ostrożnie na jego pytanie, czując na sobie całkowicie jego wzrok w taki sposób, że miał wrażenie, iż chłopak próbował przejrzeć go na wylot.
- Nie wiem. Czuję jedynie wibrowanie w brzuchu i zmieszanie w głowie z tego powodu - jakoś tak oddziaływało na niego to. Może kwestia, że chłopakowi zmieniało się zachowanie, pokazując go z bardziej pewniejszej strony, pozwalając na tworzenie wyobrażeń, do których normalnie nie posunąłby się?
- Dlaczego? - spytał w odpowiedzi za to. Dlaczego je tak lubił? Jest tak blisko. Nie miał gdzie uciec. Ani tym bardziej się schować. Był pod nim, a ten wzrok zdawał się prześwietlać go całkowicie, byleby tylko uzyskać upragnioną odpowiedź. Przełknął ślinę.
- Ty chyba serio chcesz, bym pogubił się w swoich myślach...
Prychnął cicho.
- Niby z której strony - w końcu to on miał zrobić wrażenie na nich, nie oni na nim. Tak, by mieli pewność, że ich syn był w dobrych rękach i nie musieliby się martwić o niego.
Tylko, że teraz było całkowicie na odwrót i to on znajdował się w jego rękach.
- Jest dobrze. Nie zwijam się przecież z bólu - chociaż ciało potrafiło dać po sobie, co mu nie odpowiadało na daną chwilę.
I... przeszli do dość trudniejszego tematu dla Kassira.
- Powtórzyć, robić też innego typu czynności... - odparł ostrożnie na jego pytanie, czując na sobie całkowicie jego wzrok w taki sposób, że miał wrażenie, iż chłopak próbował przejrzeć go na wylot.
- Nie wiem. Czuję jedynie wibrowanie w brzuchu i zmieszanie w głowie z tego powodu - jakoś tak oddziaływało na niego to. Może kwestia, że chłopakowi zmieniało się zachowanie, pokazując go z bardziej pewniejszej strony, pozwalając na tworzenie wyobrażeń, do których normalnie nie posunąłby się?
- Dlaczego? - spytał w odpowiedzi za to. Dlaczego je tak lubił? Jest tak blisko. Nie miał gdzie uciec. Ani tym bardziej się schować. Był pod nim, a ten wzrok zdawał się prześwietlać go całkowicie, byleby tylko uzyskać upragnioną odpowiedź. Przełknął ślinę.
- Ty chyba serio chcesz, bym pogubił się w swoich myślach...
— Albo mnie przeceniasz, albo nie doceniasz samego siebie, albo oba na raz — szturchnął go zaczepnie łokciem, cały czas się uśmiechając. Przyganiał kocioł garnkowi. Co nie zmieniało faktu, że Jace rzeczywiście chciał być postrzegany jako ktoś, z kim Shane miał powód, by w ogóle być. Przy ich różnicy wieku, domyślał się, że nie jedna i nie dwie osoby będą ich oceniać. I niestety w większości przypadków ich ocena skupi się na Kassirze.
Dlatego właśnie musiał sprawić, by wszyscy zrozumieli, dlaczego w ogóle go wybrał. Czego sam do końca nie rozumiał. Czy w ten sposób nakładał na siebie niepotrzebną presję? Tak. Czy zdawał sobie z tego sprawę? Nie.
— To dobrze. Znaczy, że dobrze mi idzie — powiedział z cichym westchnieniem, tylko utwierdzając się w przekonaniu, że kontrolowanie się było dobrym wyjściem.
Szlag. Nie tylko jego słowa, ale i wyraz twarzy sprawiały, że hormony Jace'a aż nazbyt mocno dawały o sobie znać, próbując całkowicie zamglić jego rozsądek, który uznawały teraz za zbędny.
— Jeśli chcesz, mogę to dla ciebie powtórzyć — powiedział bez zawahania, zaciskając nieco mocniej palce na pościeli — ale w kwestii innych rzeczy... naprawdę nie chcę, żebyś coś sobie zrobił.
Chyba pierwszy raz zmartwienie tak mocno musiało się zmagać z narastającymi wewnątrz potrzebami. I być może właśnie obecna pozycja tak mocno na to wszystko wpływała, fundując mu widok, z którego nigdy dobrowolnie by nie zrezygnował.
— To chyba dobrze? — stwierdził, w odpowiedzi na jego opis, pochylając się, by pocałować go kilkakrotnie w szyję, przygryzając delikatnie jego skórę zębami.
"Dlaczego?"
— Bo jesteś uroczy. I stajesz się wtedy jeszcze bardziej ekspresyjny. No i lubię patrzeć na twoją zmieszaną minę, gdy czujesz, że tracisz kontrolę nad sytuacją. Nie, żebym kiedykolwiek zamierzał zrobić cokolwiek bez twojej zgody, Shane — pocałował go w czoło, zaraz uśmiechając się i podnosząc do góry. Zgarniając go zresztą ze sobą i układając go wygodniej na rękach z psotnym spojrzeniem.
— ... no i twoje włosy nie wchodzą mi w twarz. Ale na razie idziemy jeść. Dobrze, że udało ci się dłużej pospać — popchnął lekko drzwi nogą, przenosząc go do odpowiedniego pomieszczenia, nim usadził go na blacie, szczerząc się w jego stronę.
- Albo mam rację - uzupełnił z zadowoleniem. Nie zamierzał negować roli Jonathana, by postawić siebie na wyższym miejscu. Zwłaszcza, że było "coś" w nim, co sprawiło, że jednak odwzajemniał uczucia. Był w końcu jego kolorem w szarawym życiu.
- Czyli celibat od pana doktora? - podsumował z cichym zrezygnowaniem. Tak by wychodziło, patrząc na fakt, że starał się kontrolować dla jego samego dobra. Co było rozsądną decyzją. Traktowanie lekko rany postrzałowej było bardzo złym pomysłem.
- Ugh... Nie naigrywaj się ze mnie - zaprotestował Kassir. - Jestem trochę za stary, by być uznany za uroczego, wiesz? - i co on miał z nim zrobić teraz? Nie spodziewałby się, że będzie mu dokuczać na tyle, że ponownie się lekko zmiesza z tego powodu. Chociaż musiał mu przyznać rację, że utrata kontroli nad sytuacją była dla niego nowością. Tak na tyle, że nadal do końca nie wiedział, jak powinien sobie z nia poradzić. Zdawał się być teraz bezbronnym dzieciakiem w jego dłoniach.
- Będę musiał jakoś spiąć je lepiej - powiedział odnośnie włosów. - Sam nie wiem jak... - może powinien pomyśleć o skróceniu ich w takim razie? Chociaż z innej strony miał wrażenie, że wtedy znalazłby się inny powód, przy którym nadal powinien znajdować się pod Jonathanem. - Chyba zostaje mi poczekać do warkocza, jaki miałeś mi zrobić - uznał finalnie. Zmiany w ułożeniu włosów był gotów przyjąć pozytywnie.
Musiał przyznać, że czasem jednak wewnętrznie roztapiał się przez jego uśmiech.
- Tak, tak - żachnął, zaraz potem śmiejąc się, gdy przenosił go dalej. Wiedział, że nigdy by nie pomyślał, że mógłby dawać się traktować w taki sposób. Jednakże przebywanie z Jace'em powodowało, że robił rzeczy, o które nie posądzałby się nigdy wcześniej. Tak samo jak i mu pozwalał na dane czynności, akceptując przy tym bliskość, jaka była niesiona w taki sposób.
- No dobrze, mój uroczy kucharzu. Co masz dobrego dla mnie? - zapytał, machając nogą w powietrzu, zaciskając przy tym palce na blacie. - Nie mogę się doczekać.
Chociaż równie dobrze mógłby chcieć i jego samego...
... zdecydowanie potrzebował już tego czasu, gdzie będzie całkiem zdrowy.
- Myślisz, że prezentuję się trochę lepiej przez ten sen? - zapytał go jeszcze.
- Czyli celibat od pana doktora? - podsumował z cichym zrezygnowaniem. Tak by wychodziło, patrząc na fakt, że starał się kontrolować dla jego samego dobra. Co było rozsądną decyzją. Traktowanie lekko rany postrzałowej było bardzo złym pomysłem.
- Ugh... Nie naigrywaj się ze mnie - zaprotestował Kassir. - Jestem trochę za stary, by być uznany za uroczego, wiesz? - i co on miał z nim zrobić teraz? Nie spodziewałby się, że będzie mu dokuczać na tyle, że ponownie się lekko zmiesza z tego powodu. Chociaż musiał mu przyznać rację, że utrata kontroli nad sytuacją była dla niego nowością. Tak na tyle, że nadal do końca nie wiedział, jak powinien sobie z nia poradzić. Zdawał się być teraz bezbronnym dzieciakiem w jego dłoniach.
- Będę musiał jakoś spiąć je lepiej - powiedział odnośnie włosów. - Sam nie wiem jak... - może powinien pomyśleć o skróceniu ich w takim razie? Chociaż z innej strony miał wrażenie, że wtedy znalazłby się inny powód, przy którym nadal powinien znajdować się pod Jonathanem. - Chyba zostaje mi poczekać do warkocza, jaki miałeś mi zrobić - uznał finalnie. Zmiany w ułożeniu włosów był gotów przyjąć pozytywnie.
Musiał przyznać, że czasem jednak wewnętrznie roztapiał się przez jego uśmiech.
- Tak, tak - żachnął, zaraz potem śmiejąc się, gdy przenosił go dalej. Wiedział, że nigdy by nie pomyślał, że mógłby dawać się traktować w taki sposób. Jednakże przebywanie z Jace'em powodowało, że robił rzeczy, o które nie posądzałby się nigdy wcześniej. Tak samo jak i mu pozwalał na dane czynności, akceptując przy tym bliskość, jaka była niesiona w taki sposób.
- No dobrze, mój uroczy kucharzu. Co masz dobrego dla mnie? - zapytał, machając nogą w powietrzu, zaciskając przy tym palce na blacie. - Nie mogę się doczekać.
Chociaż równie dobrze mógłby chcieć i jego samego...
... zdecydowanie potrzebował już tego czasu, gdzie będzie całkiem zdrowy.
- Myślisz, że prezentuję się trochę lepiej przez ten sen? - zapytał go jeszcze.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Shane'a
Pon Wrz 05, 2022 10:48 pm
Pon Wrz 05, 2022 10:48 pm
— Tak, tak — wykorzystał jego nie dyspozycyjność, by poczochrać mu włosy z wypisanym na twarzy rozbawieniem. Przynajmniej teraz mógł sobie na to wszystko pozwalać i negować jego próby odwetów dbałością o zdrowie. Taki był sprytny!
"Czyli celibat od pana doktora?"
— Nie żeby mi się to podobało — wymamrotał pod nosem, chowając na chwilę twarz w zagłębieniu jego szyi, zsuwając zaraz rękę na górną partię jego uda, by objąć je w miarę możliwości palcami i zacisnąć je mocniej z cichym, zbolałym pomrukiem. Zdecydowanie nie spodziewałby się, że po tych wszystkich latach faktycznego celibatu jego potrzeby wejdą na podobny poziom, gdzie niejednokrotnie musiał używać większości swojej samokontroli, by nie przesadzić.
Podniósł się zaraz do góry, rzucając mu poważne spojrzenie.
— Nie robię tego. Wiek nie ma tu nic do rzeczy, moja mama czy tata są od ciebie dwa razy starsi, a też potrafią być uroczy, wiesz? — pstryknął go w nos, unosząc kącik ust ku górze — Choć oczywiście w twoim przypadku to coś innego. I jestem pewien, że jak zostaniesz streamerem, to wszyscy będą ci tak wypisywać.
Coś w jego twarzy nieznacznie się zmieniło.
Nawet jeżeli było to absolutnie głupie, to już teraz Jace był o niego najzwyczajniej w świecie zazdrosny.
— No ale tej uroczej strony nigdy nie zobaczą — stwierdził z pełnym przekonaniem, schylając się, by pocałować go nieco dłużej, dodając tym samym nieco pewności siebie samemu sobie.
— Żebyś mógł mnie nim bić? Nie ma takiej opcji, jesteś skazany na bycie pode mną — co prawda żartował, zaraz się zresztą śmiejąc na głos, ale niejako rzeczywiście miał rację. W tej pozycji było po prostu dużo wygodniej. Co prawda warkocz łatwiej będzie przynajmniej odgarnąć, gdyby Shane chciał być nad nim.
... co też było widokiem, który doceniał.
Zaczerwienił się na własne myśli i odchrząknął cicho, szybko je odganiając. Zdecydowanie musiał się ogarnąć.
— Dokładnie to, co chciałeś. Co więcej, po długich i trudnych obradach z resztą ławy przysięgłych, zadecydowaliśmy, że zasłużyłeś na jedno ciastko po obiedzie. Ale jedno — oparł dłonie na jego kolanach i nachylił się nad nim w odpowiedzi na jego pytanie.
— Zawsze prezentujesz się perfekcyjnie — całował go co chwilę w przerwie między jednym słowem, a drugim, zaraz wplatając zresztą palce w jego włosy, by pogłębić pocałunek, nie dając już rady dłużej wytrzymać. Poddał się przez chwilę swojej słabości, nim nie odsunął się o kilka kroków, chowając twarz w dłoniach.
— Okej, koniec. Dam radę. Jak bardzo głodny jesteś? — zapytał, zwracając się w stronę garnków. Naprawdę musiał się opanować.
Był cierpliwy. Na tyle, że mógł poczekać, aby "odwdzięczyć się" za takie zachowanie, odbierając mu przy tym wymówkę. Ale na razie akceptował ten los, przesuwając wzrokiem po nim w wybitnym rozbawieniu.
Pozostawił już kwestię celibatu. Niewiele mógł dodać odnośnie tego, wiedząc, że i tak nic by to nie zmieniło. Po prostu zostawało zaakceptować ich wspólny los pod tym względem. Ale kwestia bycia uroczym... aż popatrzył na niego z większą uwagą.
- Nie wiem. Dla mnie ty jesteś uroczy - odparł po prostu, kompletnie nie przejmując się tym, że ktoś kiedyś miałby mu to wypisywać. Nie bardzo jednak rozumiał tą niemalże niezauważalną zmianę w jego wyrazie twarzy. Nie dostrzegał u niego takiego zachowania normalnie, więc nie rozumiał obecnie tego.
Przynajmniej zaraz potem ponownie został pocałowany. Po skończeniu go, patrzał na niego z lekkim zapytaniem w oczach, by zaraz potem wypuścić powietrze z płuc.
- Jak mówiłem. Uroczy.
Tylko tyle dał na komentarz, by zaraz potem przewrócić oczami na temat swoich włosów.
- Nie potrzebuję być nad tobą, by cię pacnąć nim - odciął się z niewinnością w głosie. Zabawa w pozycje nadal trwała i mimo iż Kassir był na przegranej pozycji, nie poddawał się jeszcze tak łatwo.
- O rany. Pokornie przyjmuję przywilej, jaki dostane po obiedzie - odparł, unosząc kącik ust w rozbawieniu. Nie spodziewał się jednak, że zostanie zaatakowany w taki sposób. Nie bardzo mógł bronić się przed tego typu zachowaniem, powodując, że mógł jedynie zaakceptować swój los, starając się chociaż nie zaczerwienić.
Odwzajemnił jego pocałunek. Jego bliskość dosięgała go nawet wewnętrznie, gdy przeniósł dłoń za jego plecy, zaciskając palce na koszulce. Niełatwo było zapomnieć, że blondyn bardzo chętnie sięgał po kontakt fizyczny, co tylko bardziej uświadomiło Kassira, że w tym przypadku oboje cierpieli na swój sposób. Nawet jeśli sam nie ukazywał się z takiego typu zachowaniem, fakt, że mógł to robić z Jace'em kompletnie mu nie przeszkadzał.
Ale jego zachowanie go rozczulało wewnętrznie.
- Zdecydowanie odbijemy sobie to za niedługo - ponowił obietnicę. - A na razie to... na tyle, że mogę zjeść dwa dania - oznajmił odnośnie jedzenia. - Chociaż tyle, by uważać, aby nie obciążyć żołądka - dodał jeszcze. Pozostawało zjeść posiłek i zająć się resztą dnia, ciesząc się spokojem i własną obecnością.
z/t x2
Pozostawił już kwestię celibatu. Niewiele mógł dodać odnośnie tego, wiedząc, że i tak nic by to nie zmieniło. Po prostu zostawało zaakceptować ich wspólny los pod tym względem. Ale kwestia bycia uroczym... aż popatrzył na niego z większą uwagą.
- Nie wiem. Dla mnie ty jesteś uroczy - odparł po prostu, kompletnie nie przejmując się tym, że ktoś kiedyś miałby mu to wypisywać. Nie bardzo jednak rozumiał tą niemalże niezauważalną zmianę w jego wyrazie twarzy. Nie dostrzegał u niego takiego zachowania normalnie, więc nie rozumiał obecnie tego.
Przynajmniej zaraz potem ponownie został pocałowany. Po skończeniu go, patrzał na niego z lekkim zapytaniem w oczach, by zaraz potem wypuścić powietrze z płuc.
- Jak mówiłem. Uroczy.
Tylko tyle dał na komentarz, by zaraz potem przewrócić oczami na temat swoich włosów.
- Nie potrzebuję być nad tobą, by cię pacnąć nim - odciął się z niewinnością w głosie. Zabawa w pozycje nadal trwała i mimo iż Kassir był na przegranej pozycji, nie poddawał się jeszcze tak łatwo.
- O rany. Pokornie przyjmuję przywilej, jaki dostane po obiedzie - odparł, unosząc kącik ust w rozbawieniu. Nie spodziewał się jednak, że zostanie zaatakowany w taki sposób. Nie bardzo mógł bronić się przed tego typu zachowaniem, powodując, że mógł jedynie zaakceptować swój los, starając się chociaż nie zaczerwienić.
Odwzajemnił jego pocałunek. Jego bliskość dosięgała go nawet wewnętrznie, gdy przeniósł dłoń za jego plecy, zaciskając palce na koszulce. Niełatwo było zapomnieć, że blondyn bardzo chętnie sięgał po kontakt fizyczny, co tylko bardziej uświadomiło Kassira, że w tym przypadku oboje cierpieli na swój sposób. Nawet jeśli sam nie ukazywał się z takiego typu zachowaniem, fakt, że mógł to robić z Jace'em kompletnie mu nie przeszkadzał.
Ale jego zachowanie go rozczulało wewnętrznie.
- Zdecydowanie odbijemy sobie to za niedługo - ponowił obietnicę. - A na razie to... na tyle, że mogę zjeść dwa dania - oznajmił odnośnie jedzenia. - Chociaż tyle, by uważać, aby nie obciążyć żołądka - dodał jeszcze. Pozostawało zjeść posiłek i zająć się resztą dnia, ciesząc się spokojem i własną obecnością.
z/t x2
Jonathan mimo tego, że przez większość czasu starał się być przykładem powagi i rozsądku, nadal miał w sobie aż nazbyt dużo z dzieciaka. Dzieciaka, który w dodatku potrafił tracić nad sobą kontrolę w absolutnie najgłupszych momentach, o które nikt inny by go nie posądził. W końcu był niesamowicie wysoki, ale czerwienił się w odpowiedzi na przeróżne drobne zaczepki, co też kreowało w oczach innych jego dość konkretny wizerunek.
Do którego impulsywne reakcje takie jak obecna nieszczególnie pasowały.
Kompletnie nie domyśliłby się co takiego Słowik miał na myśli, pisząc do niego absolutnie znikąd, gdyby nie reakcja jego chłopaka. Zabawne jak bardzo jego niedomyślność wcale nie szła w parze z całkowitą niewinnością. Jakby nie patrzeć kilka zdań wystarczyło, by nie tylko przywołać w jego głowie kilka niezwykle konkretnych wspomnień, ale też zaszczepić kilka nowych. Skutecznie wytrącił go z równowagi, uniemożliwiając skupienie się i powinien być wdzięczny niebiosom, że siedział akurat we własnym mieszkaniu, a nie u rodziców.
— Ugh, przeklęty deszcz — wymamrotał, wysiadając z auta i naciągając kaptur kurtki przeciwdeszczowej na włosy. Nie lubił wilgoci. Częściowo dlatego, że każdy kosmyk wywijał mu się w każdą stronę, ale przede wszystkim dlatego, że nienawidził uczucia klejących się do jego skóry ubrań. Mógł podziękować własnej przezorności za to, że i tak miał u Shane'a kilka ubrań, w które będzie mógł się przebrać.
Wziął z bagażnika siatkę zakupów, po które wstąpił wcześniej do sklepu i ruszył na górę w stronę znajomych drzwi. Zadzwonił dzwonkiem z nieznaczną niecierpliwością, przestępując nerwowo z nogi na nogę. Nawet jeśli miał swój klucz, w tym wypadku wolał mu grzecznie dać znać, że już jest, skoro już się wcześniej zapowiedział.
Prawdę mówiąc nie spodziewałby się ataku z takiej strony. Rozmowa z przyjacielem mu zarazem dobrze uświadomiła, że stawał się tematem plotek, które niezbyt przypadały mu do gustu. Nie był fanem rozmów o aż tak prywatnych sprawach, zwłaszcza, że do tej pory niemalże zachowywał celibat. A teraz tym bardziej nie wyobrażał sobie, by miał cokolwiek opowiadać czy porównywać. Na samą myśl odczuwał dziwne dreszcze na plecach, nienależące do przyjemnych.
Umówienie się na spotkanie w mieszkaniu odebrał jako połowiczny pomysł dopiero po czasie. Nie było to już najlepsze miejsce do spędzania razem czasu - większość rzeczy została wyniesiona, powodując, że lokum nie zawierało w sobie już prawie w ogóle nacechowania Kassirem. Przy ścianach znajdowały się ostatnie pudełka, a przeniesienie części mebli było już zaplanowane. Nadawało się jeszcze do normalnego mieszkania, ale było widać, że jego właściciel miał wynieść się stąd lada dzień.
Dzwonek do drzwi oderwał go od telefonu, powodując, że dojść szybko wyłączył mu ekran i schował, udając się do drzwi wejściowych. Zamrugał oczami, otwierając je, by wbić piwne oczy w postać wysokiego blondyna.
- Hejo - trochę zaskoczyło go, że nie otworzył sobie sam, ale grzecznie i bez słowa przesunął się, by go wpuścić, aby zaraz potem zasłonić usta dwoma palcami w cichym chichocie. - Uroczo wyglądasz - teraz zauważył jego kosmyki na głowie, wijące się w każdą możliwą stronę.
- Twoje ubrania są tam, gdzie zawsze. Wziąć zakupy? - w sumie musiał przyznać, że nie do końca był pewny, czemu chciał jeszcze osobiście się z nim obecnie spotkać.
Umówienie się na spotkanie w mieszkaniu odebrał jako połowiczny pomysł dopiero po czasie. Nie było to już najlepsze miejsce do spędzania razem czasu - większość rzeczy została wyniesiona, powodując, że lokum nie zawierało w sobie już prawie w ogóle nacechowania Kassirem. Przy ścianach znajdowały się ostatnie pudełka, a przeniesienie części mebli było już zaplanowane. Nadawało się jeszcze do normalnego mieszkania, ale było widać, że jego właściciel miał wynieść się stąd lada dzień.
Dzwonek do drzwi oderwał go od telefonu, powodując, że dojść szybko wyłączył mu ekran i schował, udając się do drzwi wejściowych. Zamrugał oczami, otwierając je, by wbić piwne oczy w postać wysokiego blondyna.
- Hejo - trochę zaskoczyło go, że nie otworzył sobie sam, ale grzecznie i bez słowa przesunął się, by go wpuścić, aby zaraz potem zasłonić usta dwoma palcami w cichym chichocie. - Uroczo wyglądasz - teraz zauważył jego kosmyki na głowie, wijące się w każdą możliwą stronę.
- Twoje ubrania są tam, gdzie zawsze. Wziąć zakupy? - w sumie musiał przyznać, że nie do końca był pewny, czemu chciał jeszcze osobiście się z nim obecnie spotkać.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Mieszkanie Shane'a
Pon Paź 03, 2022 12:39 am
Pon Paź 03, 2022 12:39 am
Wystarczyło, by Shane otworzył mu drzwi.
Też sam dziwny dreszcz co zwykle przebiegł przez całe jego ciało, gdy tylko go zobaczył, zupełnie jakby jego organizm po raz kolejny w pełni akceptował fakt, że sobie tego wszystkiego nie wymyślił. Dla niejednej osoby byłoby to coś zupełnie absurdalnego, w końcu nie byli już ze sobą tydzień czy dwa. I być może nawet jeśli obudzi się u jego boku jeszcze dwieście razy, nadal będzie potrzebował chwili, by upewnić się, że sobie tego wszystkiego nie wymyślił. Zupełnie jakby była to jakaś jego nieodłączna część, której nie potrafił kontrolować.
— Hej — przywitał się, strzepując jeszcze raz wodę z ubrań i wycierając buty o wycieraczkę, nim wszedł do środka. Pokiwał głową i przekazał mu siatkę, chyba tylko cudem się kontrolując.
— Kupiłem lody — wymamrotał, odwieszając kurtkę na wieszak i ściągając buty, by upewnić się, że nie zamoczy zaraz połowy podłogi. Przesunął powoli palcami po włosach, starając się je jakkolwiek ułożyć, nim poddał się zrezygnowany, przenosząc wzrok na Kassira. Naprawdę miał nadzieję, że podczas jazdy na miejsce zdoła się jakkolwiek uspokoić, ale...
Zrobił krok w jego stronę i zacisnął palce na jego nadgarstku, ściągając go na siebie, by od razu przesunąć dłonie ku górze. Ułożył je na jego policzkach i pocałował go bez żadnego wyjaśnienia, ponownie przenosząc jedną z rąk, by objąć go w pasie, przysuwając bliżej siebie.
— Przeprowadzasz się, Shane. Teraz. Zabiorę wszystkie pudełka, bo pewnie jesteś zmęczony, więc spakuj po prostu to, co masz w lodówce i weź ubrania na zmianę. Jutro przyjedziemy po resztę. A rano odstawię cię do pracy — wymamrotał między jednym pocałunkiem a drugim, zaraz tylko go pogłębiając, zamiast faktycznie go wypuścić.
I tyle z jego samokontroli.
Zamrugał oczami wyraźnie zaskoczony zachowaniem Jonathana. Nie był to pierwszy raz, gdy zaskakiwał go swoim gwałtownym przylepianiem się, ale brakowało mu jeszcze trochę do akceptowania to w bardziej spokojniejszy sposób. I nie spodziewałby się, że nie chciałby się najpierw wysuszyć. Popatrzył na niego z dozą ostrożności i zaciekawienia nim położył na policzkach dłonie, całując go.
Musiał przyznać, że smakował słodko i zarazem deszczowo.
- Huh? - zamrugał kilka razy oczami. - Cóż tak gwałtownie... - nie zdołał nic więcej dodać przez kolejny pocałunek. Czuł, jak go pogłębia, powodując, że lekko odpływał z tego powodu. Odczuwał przyjemne mrowienie w tamtym miejscu.
Chociaż zmusił ich do rozdzielenia się, gdy poczuł powoli brak tlenu.
- Hola, tęskniłeś tak za mną? - zaśmiał się, odlepiając się od niego finalnie. - Chociaż skoro chcesz mnie zabrać, to znaczy, że coś stało się poważniejszego? Czy uznajesz, że już jest w porządku? - położył dłoń na jego klatce piersiowej, by wymusić lekko dystans. - Jakkolwiek ci ufam, więc... przebierz się zanim się przeziębisz, ja pozbieram jedzenie - zadecydował, chociaż był wybitnie ciekawy tego, o co chodziło.
Czyli temu chciał się pojawić tutaj? Ale mogłem też przyjechać do niego po prostu.
Potarł oba policzki, próbując się pozbyć zaczerwienienia jakie powstało przez poprzedni gest. Nie myślał zarazem zbytnio o motywacji blondyna, bardziej mając na względzie, by nieco zadbał o swoje zdrowie.
Musiał przyznać, że smakował słodko i zarazem deszczowo.
- Huh? - zamrugał kilka razy oczami. - Cóż tak gwałtownie... - nie zdołał nic więcej dodać przez kolejny pocałunek. Czuł, jak go pogłębia, powodując, że lekko odpływał z tego powodu. Odczuwał przyjemne mrowienie w tamtym miejscu.
Chociaż zmusił ich do rozdzielenia się, gdy poczuł powoli brak tlenu.
- Hola, tęskniłeś tak za mną? - zaśmiał się, odlepiając się od niego finalnie. - Chociaż skoro chcesz mnie zabrać, to znaczy, że coś stało się poważniejszego? Czy uznajesz, że już jest w porządku? - położył dłoń na jego klatce piersiowej, by wymusić lekko dystans. - Jakkolwiek ci ufam, więc... przebierz się zanim się przeziębisz, ja pozbieram jedzenie - zadecydował, chociaż był wybitnie ciekawy tego, o co chodziło.
Czyli temu chciał się pojawić tutaj? Ale mogłem też przyjechać do niego po prostu.
Potarł oba policzki, próbując się pozbyć zaczerwienienia jakie powstało przez poprzedni gest. Nie myślał zarazem zbytnio o motywacji blondyna, bardziej mając na względzie, by nieco zadbał o swoje zdrowie.
Zamruczał cicho z zadowoleniem w odpowiedzi na jego dotyk. Tego właśnie teraz potrzebował, nawet jeśli zarówno całe jego ciało, jak i umysł kazały mu sięgać po więcej. Nie był w stanie nawet wytłumaczyć w jakikolwiek sensowny sposób swoich działań.
"Tęskniłeś tak za mną?"
— Tak. Jak zawsze — powiedział szczerze, patrząc na niego uważnie. Przykrył jego dłoń swoją, nawet jeśli nałożony dystans sprawiał, że ponownie zatrząsł się ze skrywanych emocji. Choć biorąc pod uwage jego stan, pewnie wyglądało to, jakby trząsł się z zimna.
— Stało się, bo nadal ze mną nie mieszkasz i siedzę sam w większym mieszaniu, dostając tylko wiadomości, które... — urwał zdanie w połowie, chowając twarz w dłoniach. Zdecydowanie musiał się opanować.
— Masz rację, pójdę się przebrać — jęknął cicho, raz jeszcze kładąc ręce na jego dłoniach, które położył na twarzy, by pocałować go trzykrotnie przed pospiesznym wyminięciem i zniknięciem w pokoju. Nie, żeby tych kilka minut, które spędził na ściągnięciu z siebie mokrych rzeczy i założeniu suchych miało mu szczególnie pomóc. Położył poprzednie na kaloryferze, nawet jeśli jeszcze nie grzały. Przynajmniej niczego nie zamoczy.
Rozejrzał się jeszcze pokrótce i sam wyciągnął kilka swoich ubrań, jak i Shane'a, by przygotować je do wzięcia ze sobą, zaraz wynosząc na zewnątrz.
— Masz jakiś plecak? Ewentualnie torbę — zapytał, podchodząc do niego i obejmując go od tyłu. Trzymanie rzeczy w dłoni mu w tym przeszkadzało, odłożył je więc na krzesło. Odgarnął jego włosy w bok, muskając ustami skórę na jego szyi, przyciskając go lekko do siebie.
— Uhh, wiadomości od Słowika na twój temat strasznie mieszają mi w głowie, wiesz? — oparł się o jego ramię, wsuwając jedną z dłoni pod jego koszulkę, przesuwając nią powoli do góry — Jak będę strasznie nieznośny, to mnie odsuń. Ale jeśli nie to na razie mnie nie odsuwaj. Proszę. Wiem, że to samolubne...
I jak tu żyć, gdy próbował być logiczny, a brzmiał jak cierpiący szczeniak.
- Ja również. Ale przebierz się serio - postawił odpowiedzialność ponad romantyczność na widok jego trzęsącego się ciała. Obstawiał, że jego organizm ochładzał się mocniej przez pogodę na zewnątrz, a nie chciał, by przez chwilę nieuwagi jego chłopak rozchorował się.
Uniósł brew, zastanawiając się krótko nad jego słowami. Bez większego myślenia uznał, że kwestie z mieszkaniem mieli już ustaloną wcześniej, ale jednak... wychodziło na to, że Jace nie mógł się doczekać? Uznał to za całkiem urocze podejście.
Chociaż informacje o wiadomości...
- Hm? - wydał z siebie uprzejmy głos, patrząc na to, jak wydawał się być teraz zagubiony. Nie dowiedział się jednak. Odprowadzając go wzrokiem podrapał się po karku, próbując zrozumieć bardziej na spokojnie to, czego był zasadniczo świadkiem. Przesunął dwoma palcami po ustach, zaraz potem uśmiechając się delikatnie do samego siebie.
Lepiej zajmę się tym pakowaniem.
Nim Jonathan powrócił do niego, zdążył przepakować posiadane jedzenie - którego za wiele nie było i tak - do dwóch reklamówek. Upewnił się, że niczego nie zapomniał, odstawił je na podłogę pod ścianę. Owoce, ser, trzeba uważać na jajka... - rozważał w myślach nim dobiegł do niego głos blondyna.
- Jedynie na zakupy. Wystarczy? - odparł, odwracając się w jego stronę. A przynajmniej próbując, bo złapał go od tyłu, skracając odległość między nimi. Wydał z siebie cichy chicho, czując usta na swojej szyi.
- Słowika? A co takiego wypisuje? - teraz to tym bardziej był ciekawy co wymyślił jego najlepszy przyjaciel. I w co uderzał swoimi słowami, że blondyn miał teraz taką reakcję, a nie inną. Obstawiam, że coś, z czego nie byłbym zachwycony. Jak zwykle. Zwłaszcza po wiadomościach, że z Jonathanem było mu łatwiej dogadać się.
- Jak chcesz mnie zabrać stąd, skoro nie chcesz mnie wypuścić obecnie? - zapytał go. - Co się dzieje? - nie odsuwał go, chociaż widocznie zadrżał, gdy przesunął dość wysoko swoją dłoń, nieco odsłaniając przy tym jego brzuch.
- W sumie to chcę nadal wiedzieć, co mu napisałeś wtedy - prawdę mówiąc, nie bardzo chciał wtedy go uświadamiać o pomyłce. Zrobił to tylko temu, by nie ukrywać przed nim różnych faktów. Chociaż nadal uważał, że wolałby nie rozmawiać o takich sprawach na głos. Tajemnice? Nie. Nawet nie. Po prostu było to dla niego zbyt mocno zawstydzające.
- Już, już, łaskoczesz mnie tu - wymamrotał. - I nadal masz mokre włosy.
Uniósł brew, zastanawiając się krótko nad jego słowami. Bez większego myślenia uznał, że kwestie z mieszkaniem mieli już ustaloną wcześniej, ale jednak... wychodziło na to, że Jace nie mógł się doczekać? Uznał to za całkiem urocze podejście.
Chociaż informacje o wiadomości...
- Hm? - wydał z siebie uprzejmy głos, patrząc na to, jak wydawał się być teraz zagubiony. Nie dowiedział się jednak. Odprowadzając go wzrokiem podrapał się po karku, próbując zrozumieć bardziej na spokojnie to, czego był zasadniczo świadkiem. Przesunął dwoma palcami po ustach, zaraz potem uśmiechając się delikatnie do samego siebie.
Lepiej zajmę się tym pakowaniem.
Nim Jonathan powrócił do niego, zdążył przepakować posiadane jedzenie - którego za wiele nie było i tak - do dwóch reklamówek. Upewnił się, że niczego nie zapomniał, odstawił je na podłogę pod ścianę. Owoce, ser, trzeba uważać na jajka... - rozważał w myślach nim dobiegł do niego głos blondyna.
- Jedynie na zakupy. Wystarczy? - odparł, odwracając się w jego stronę. A przynajmniej próbując, bo złapał go od tyłu, skracając odległość między nimi. Wydał z siebie cichy chicho, czując usta na swojej szyi.
- Słowika? A co takiego wypisuje? - teraz to tym bardziej był ciekawy co wymyślił jego najlepszy przyjaciel. I w co uderzał swoimi słowami, że blondyn miał teraz taką reakcję, a nie inną. Obstawiam, że coś, z czego nie byłbym zachwycony. Jak zwykle. Zwłaszcza po wiadomościach, że z Jonathanem było mu łatwiej dogadać się.
- Jak chcesz mnie zabrać stąd, skoro nie chcesz mnie wypuścić obecnie? - zapytał go. - Co się dzieje? - nie odsuwał go, chociaż widocznie zadrżał, gdy przesunął dość wysoko swoją dłoń, nieco odsłaniając przy tym jego brzuch.
- W sumie to chcę nadal wiedzieć, co mu napisałeś wtedy - prawdę mówiąc, nie bardzo chciał wtedy go uświadamiać o pomyłce. Zrobił to tylko temu, by nie ukrywać przed nim różnych faktów. Chociaż nadal uważał, że wolałby nie rozmawiać o takich sprawach na głos. Tajemnice? Nie. Nawet nie. Po prostu było to dla niego zbyt mocno zawstydzające.
- Już, już, łaskoczesz mnie tu - wymamrotał. - I nadal masz mokre włosy.
Strona 15 z 16 • 1 ... 9 ... 14, 15, 16
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach