▲▼
First topic message reminder :
TEREN JACKALS
Strefa Opuszczonych Fabryk
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Kiedyś przemysł Riverdale działał prężnie. Wielu pracowników porzuciło pracę, gdy zaczęły się zamieszki, a wokół miasta zaczął wyrastać mur grożący izolacją mieszkańców, przez co ponad połowa fabryk bezpowrotnie zakończyła swoją działalność. Budynki nie wyglądają dobrze, już na pierwszy rzut oka można dostrzec mało artystyczne graffiti, powybijane okna, zdewastowane drzwi. Na początku upadku niektórych firm przychodzili tutaj mało rozważni ludzie, którym wydawało się, że zwiedzanie tego typu opuszczonych miejsc to dobra rozrywka. Szybko okazało się, że bezdomni i narkomani, którzy zadomowili się w fabrykach, zaczęli przepędzać ciekawskich ludzi — niejednokrotnie używając do tego mało legalnych i przyjemnych sposobów.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
Skinęła głową, ale wrodzona ciekawość nie dawała za wygraną. Dlaczego młody błąkał się po najgorszej z dzielnic zamiast być w szkole lub we własnym domu?
“Mogę spytać co w ogóle robiłeś w tej okolicy? Nie jest tutaj zbyt bezpiecznie,” niedopowiedzenie roku, ale cóż. Nie ma co go stresować statystykami, które pewnie i tak znał. Każdy kto mieszkał w tym mieście musiał zdawać sobie sprawę gdzie lepiej było się nie zapuszczać.
Odeszła na chwilę od chłopaka, otworzyła przednie drzwi i z bocznej kieszeni wyciągnęła puszkę redbulla. Wróciła na wcześniejsze miejsce i wyciągnęła napój w jego stronę.
“Nie wiem czy lubisz, ale trzymaj. Powinno postawić się na nogi na jakiś czas,”
Przekrzywiła lekko głowę w odpowiedzi na jego dość intensywne spojrzenie. Uniosła kącik ust do góry i skinęła głową.
“Tak imię,” odpowiedziała cicho, zaraz odchrząkając i nerwowo zebrała włosy do tyłu zwijając je w supeł. Nie miała żadnej gumki ani spinki, ale jej ruch i tak nie miał na celu zmiany uczesania.
“Na to już chyba trochę za późno, co?” Powiedziała starając się zabrzmieć lekko i bez nuty ironii czy oskarżenia. Nie miała mu za złe, że zabierał jej czas. Wszystko było lepsze od siedzenia w śmierdzącym budynku z niedojdą Lesliem. Po za tym było w nim coś, co nie pozwalało jej go nagle odesłać z kwitkiem i zapomnieć, że istniał. Co miała w zwyczaju robić. Jej główna zasada- brak przywiązania i jakichkolwiek relacji w tym przypadku średnio się sprawdzała. Nie rozumiała tylko dlaczego.
Nie spuszczała wzroku ze zranionej dłoni, poświęcając jej całą swoją uwagę. Mimo, że widok nie należał do najprzyjemniejszych to nijak zrównywał się z tym co widywała w pracy. Słysząc jego reakcję mimo, że zabrzmiała tak jakby żartował dziewczyna domyślała się, że to co robiła by pomóc sprawiało mu ból.
“Przepraszam,” powiedziała cicho i odłożyła butelkę z płynem obok apteczki. Spojrzała na rzeczy, które wcześniej położyła na podłodze bagażnika i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że czegoś jej brakowało. Zajrzała ponownie do apteczki, a kącik jej ust powędrował do góry.
“Pewnie to kwestia doświadczenia,” a z jej magnesem na nieszczęścia zbankrutowałaby gdyby non stop chodziła do kliniki. Z resztą nienawidziła szpitali i lekarzy więc…
W końcu z samego dołu apteki udało jej się wygrzebać tubkę z żelem chłodzącym dedykowanym na jego obrażenia. Pokazała go blondynowi by wiedział co zamierzała zrobić.
“To powinno załagodzić oparzenie i mam nadzieję nieco Ci ulżyć,” odkręciła korek i po chwili zastanowienia zaczęła mówić spokojnym i nieco przyciszonym głosem.
“Wiesz, jak byłam dzieciakiem miałam szczęście do pakowania się w kłopoty,” przerwała na chwilę, wahając się co powiedzieć dalej. Parsknęła cicho kręcąc głową. “Które, chyba ze mną zostało,” nałożyła trochę żelu na gazę, którą następnie powoli przyłożyła do zranionej dłoni, by nie podrażnić za mocno delikatnej skóry.
“Niemal codziennie wracałam do domu z posiniaczonymi rękami, zdartymi kolanami i łokciami. Czasem z podbitym okiem. I też nigdy nie dawałam się nikomu dotknąć. Mówiłam… mówiłam, że mniej boli gdy robię to sama. I zazwyczaj udawało mi się wymigać,” odłożyła zabrudzony kawałek materiału na bok, biorąc w dłonie świeży i ponownie zaaplikowała nieco żelu by tym razem zająć się drugą stroną dłoni Jace’a. “Tak jak ty nie chciałam zawracać innym głowy i sprawiać by się mną przejmowano,” spojrzała na niego spod rzęs i po chwili odwróciła wzrok ponownie w stronę dłoni.
“Twoje rodzeństwo, młodsze czy starsze?” Zapytała wyciskając jeszcze jedną porcję żelu, ale tym razem rozprowadziła go równomiernie na gazie, którą w całości położyła na wierzchu dłoni chłopaka i zostawiła.
“W ten sposób preparat dłużej się utrzyma i lepiej zadziała,” wytłumaczyła biorąc w rękę rolkę białego bandażu. “Jace, proszenie o pomoc to nic złego. I nie oznacza to, że się komuś narzucasz. Czasami…. Czasami lepiej jest o nią poprosić niż potem żałować, że się tego nie zrobiło,” zamilkła zdając sobie sprawę jaką hipokrytką była. I co gorsza, nie uczyła się na własnych błędach. Ale może przynajmniej on skorzysta z jej rady. Skończywszy owijać jego dłoń przyjrzała się swojemu dziełu i wyprostowała się ponownie skubiąc brzeg rękawiczki. “No to teraz powiedz, czy gdzieś jeszcze się przypiekłeś?” Jej wzrok i ton głosu były jednym z tych których używała podczas przesłuchań. Sugerował by mówić prawdę.
“Mogę spytać co w ogóle robiłeś w tej okolicy? Nie jest tutaj zbyt bezpiecznie,” niedopowiedzenie roku, ale cóż. Nie ma co go stresować statystykami, które pewnie i tak znał. Każdy kto mieszkał w tym mieście musiał zdawać sobie sprawę gdzie lepiej było się nie zapuszczać.
Odeszła na chwilę od chłopaka, otworzyła przednie drzwi i z bocznej kieszeni wyciągnęła puszkę redbulla. Wróciła na wcześniejsze miejsce i wyciągnęła napój w jego stronę.
“Nie wiem czy lubisz, ale trzymaj. Powinno postawić się na nogi na jakiś czas,”
Przekrzywiła lekko głowę w odpowiedzi na jego dość intensywne spojrzenie. Uniosła kącik ust do góry i skinęła głową.
“Tak imię,” odpowiedziała cicho, zaraz odchrząkając i nerwowo zebrała włosy do tyłu zwijając je w supeł. Nie miała żadnej gumki ani spinki, ale jej ruch i tak nie miał na celu zmiany uczesania.
“Na to już chyba trochę za późno, co?” Powiedziała starając się zabrzmieć lekko i bez nuty ironii czy oskarżenia. Nie miała mu za złe, że zabierał jej czas. Wszystko było lepsze od siedzenia w śmierdzącym budynku z niedojdą Lesliem. Po za tym było w nim coś, co nie pozwalało jej go nagle odesłać z kwitkiem i zapomnieć, że istniał. Co miała w zwyczaju robić. Jej główna zasada- brak przywiązania i jakichkolwiek relacji w tym przypadku średnio się sprawdzała. Nie rozumiała tylko dlaczego.
Nie spuszczała wzroku ze zranionej dłoni, poświęcając jej całą swoją uwagę. Mimo, że widok nie należał do najprzyjemniejszych to nijak zrównywał się z tym co widywała w pracy. Słysząc jego reakcję mimo, że zabrzmiała tak jakby żartował dziewczyna domyślała się, że to co robiła by pomóc sprawiało mu ból.
“Przepraszam,” powiedziała cicho i odłożyła butelkę z płynem obok apteczki. Spojrzała na rzeczy, które wcześniej położyła na podłodze bagażnika i dopiero teraz zdała sobie sprawę, że czegoś jej brakowało. Zajrzała ponownie do apteczki, a kącik jej ust powędrował do góry.
“Pewnie to kwestia doświadczenia,” a z jej magnesem na nieszczęścia zbankrutowałaby gdyby non stop chodziła do kliniki. Z resztą nienawidziła szpitali i lekarzy więc…
W końcu z samego dołu apteki udało jej się wygrzebać tubkę z żelem chłodzącym dedykowanym na jego obrażenia. Pokazała go blondynowi by wiedział co zamierzała zrobić.
“To powinno załagodzić oparzenie i mam nadzieję nieco Ci ulżyć,” odkręciła korek i po chwili zastanowienia zaczęła mówić spokojnym i nieco przyciszonym głosem.
“Wiesz, jak byłam dzieciakiem miałam szczęście do pakowania się w kłopoty,” przerwała na chwilę, wahając się co powiedzieć dalej. Parsknęła cicho kręcąc głową. “Które, chyba ze mną zostało,” nałożyła trochę żelu na gazę, którą następnie powoli przyłożyła do zranionej dłoni, by nie podrażnić za mocno delikatnej skóry.
“Niemal codziennie wracałam do domu z posiniaczonymi rękami, zdartymi kolanami i łokciami. Czasem z podbitym okiem. I też nigdy nie dawałam się nikomu dotknąć. Mówiłam… mówiłam, że mniej boli gdy robię to sama. I zazwyczaj udawało mi się wymigać,” odłożyła zabrudzony kawałek materiału na bok, biorąc w dłonie świeży i ponownie zaaplikowała nieco żelu by tym razem zająć się drugą stroną dłoni Jace’a. “Tak jak ty nie chciałam zawracać innym głowy i sprawiać by się mną przejmowano,” spojrzała na niego spod rzęs i po chwili odwróciła wzrok ponownie w stronę dłoni.
“Twoje rodzeństwo, młodsze czy starsze?” Zapytała wyciskając jeszcze jedną porcję żelu, ale tym razem rozprowadziła go równomiernie na gazie, którą w całości położyła na wierzchu dłoni chłopaka i zostawiła.
“W ten sposób preparat dłużej się utrzyma i lepiej zadziała,” wytłumaczyła biorąc w rękę rolkę białego bandażu. “Jace, proszenie o pomoc to nic złego. I nie oznacza to, że się komuś narzucasz. Czasami…. Czasami lepiej jest o nią poprosić niż potem żałować, że się tego nie zrobiło,” zamilkła zdając sobie sprawę jaką hipokrytką była. I co gorsza, nie uczyła się na własnych błędach. Ale może przynajmniej on skorzysta z jej rady. Skończywszy owijać jego dłoń przyjrzała się swojemu dziełu i wyprostowała się ponownie skubiąc brzeg rękawiczki. “No to teraz powiedz, czy gdzieś jeszcze się przypiekłeś?” Jej wzrok i ton głosu były jednym z tych których używała podczas przesłuchań. Sugerował by mówić prawdę.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Strefa Opuszczonych Fabryk
Nie Gru 05, 2021 6:39 pm
Nie Gru 05, 2021 6:39 pm
— Sz-szczerze mówiąc, to trochę się zgubiłem — powiedział niepewnie, drapiąc się po karku.
— Nieszczególnie myślałem o tym gdzie idę. Myślałem, że może dojdę jakimś dziwnym trafem do China Town, ale musiałem źle skręcić. W rezultacie zacząłem iść przed siebie i chodziłem tak długo, aż w końcu się zmęczyłem. Niezbyt mogę teraz wrócić do domu — powiedział z nieznacznym napięciem w głosie, nie tłumacząc jednak swoich słów w żaden sposób. Im mniej wchodził w cały ten temat, tym lepiej. Nic dziwnego, że miał nadzieję, że kobieta nie będzie zbyt mocno naciskać.
Spojrzał zaskoczony na energetyka, biorąc go od Kiany z wyraźną wdzięcznością na twarzy. Normalnie unikał zarówno tego, jak i kawy. Jakby nie patrzeć, normalnie miał w sobie zdecydowanie zbyt wysokie pokłady energii. Ale tym razem, był dla niego istnym zbawieniem.
"Na to już chyba trochę za późno, co?"
Zaśmiał się cicho z wyraźnym zakłopotaniem, drapiąc po policzku. Nie mógł jednak zignorować jej przeprosin. Potrząsnął momentalnie głową, wpatrując się w nią zestresowany.
— Jeju nie, dlaczego mnie przepraszasz, to ja powinienem przepraszać! Uratowałaś mnie, a teraz jeszcze mi pomagasz, przysporzyłem ci samych kłopotów. To ja przepraszam, naprawdę. — zaczerwienił się nieznacznie z wszystkich tych targających nim emocji, które próbował przekazać całym sobą. Zdecydowanie nie chciał, by Kiana się o cokolwiek obwiniała. Przecież to wszystko było tylko i wyłącznie efektem jego własnej głupoty. Nie miała z tym nic wspólnego, a teraz go opatrywała.
— Często musisz łatać ludzi? Czym w sumie się zajmujesz? Chyba że to tajemnica. Ciężko mi trochę ocenić, b-bo no nie wyglądacie na lekarzy. Ani pielęgniarzy, ani ratowników medycznych... jesteście detektywami? — zapytał w końcu, stawiając na jedyną rzecz jaka przyszła mu do głowy. No, miał jeszcze w głowie tajnych agentów, ale wolał się tym nie dzielić. Jeszcze by go wyśmiała. Jego dłoń drgnęła nieznacznie, gdy kobieta przytknęła gazę z żelem do oparzonej skóry. Ostatecznie i tak uśmiechnął się do niej, nie ruszając jednak z miejsca.
— Dziękuję — wyrzucił z siebie, przenosząc ponownie spojrzenie na jej twarz. Nie zdawał sobie do końca nawet sprawy, że cały czas na nią patrzy, dopóki Kiana nie podniosła lekko głowy, patrząc wprost na niego. Odwrócił się nieznacznie w prawo, tracąc ją tym samym z oczu. Jonathan nie należał co prawda do osób, które pakowały się w kłopoty z udziałem innych. Ale bez wątpienia i tak bardzo mocno wpasowywał się w jej opis. Do czego i tak nie chciał się przed nikim przyznać.
— W sumie to takie i takie — uśmiechnął się, nadal patrząc w bok. Zmiana tematu bez wątpienia go w tym momencie uratowała — mam dwóch młodszych braci, młodszą siostrę, starszego brata i starszą siostrę. Starsi mieszkają poza Riverdale. Sam mieszkam z młodszym rodzeństwem i rodzicami.
Tym razem nie wzdrygnął się tak jak poprzednio.
Wrócił do niej wzrokiem, potrząsając głową na boki.
— Nie, tylko tu. Miałem rękę na sąsiednim siedzeniu, gdy zajęło się ogniem, dlatego tak oberwała — westchnął, zaraz przesuwając powoli energetyka w jej stronę — um, mogę cię prosić o otworzenie? Ciężko mi zrobić to jedną ręką...
Uśmiechnął się nieśmiało, krzyżując nogi w kostkach. Siedzenie w bagażniku nie było takie złe.
— Nieszczególnie myślałem o tym gdzie idę. Myślałem, że może dojdę jakimś dziwnym trafem do China Town, ale musiałem źle skręcić. W rezultacie zacząłem iść przed siebie i chodziłem tak długo, aż w końcu się zmęczyłem. Niezbyt mogę teraz wrócić do domu — powiedział z nieznacznym napięciem w głosie, nie tłumacząc jednak swoich słów w żaden sposób. Im mniej wchodził w cały ten temat, tym lepiej. Nic dziwnego, że miał nadzieję, że kobieta nie będzie zbyt mocno naciskać.
Spojrzał zaskoczony na energetyka, biorąc go od Kiany z wyraźną wdzięcznością na twarzy. Normalnie unikał zarówno tego, jak i kawy. Jakby nie patrzeć, normalnie miał w sobie zdecydowanie zbyt wysokie pokłady energii. Ale tym razem, był dla niego istnym zbawieniem.
"Na to już chyba trochę za późno, co?"
Zaśmiał się cicho z wyraźnym zakłopotaniem, drapiąc po policzku. Nie mógł jednak zignorować jej przeprosin. Potrząsnął momentalnie głową, wpatrując się w nią zestresowany.
— Jeju nie, dlaczego mnie przepraszasz, to ja powinienem przepraszać! Uratowałaś mnie, a teraz jeszcze mi pomagasz, przysporzyłem ci samych kłopotów. To ja przepraszam, naprawdę. — zaczerwienił się nieznacznie z wszystkich tych targających nim emocji, które próbował przekazać całym sobą. Zdecydowanie nie chciał, by Kiana się o cokolwiek obwiniała. Przecież to wszystko było tylko i wyłącznie efektem jego własnej głupoty. Nie miała z tym nic wspólnego, a teraz go opatrywała.
— Często musisz łatać ludzi? Czym w sumie się zajmujesz? Chyba że to tajemnica. Ciężko mi trochę ocenić, b-bo no nie wyglądacie na lekarzy. Ani pielęgniarzy, ani ratowników medycznych... jesteście detektywami? — zapytał w końcu, stawiając na jedyną rzecz jaka przyszła mu do głowy. No, miał jeszcze w głowie tajnych agentów, ale wolał się tym nie dzielić. Jeszcze by go wyśmiała. Jego dłoń drgnęła nieznacznie, gdy kobieta przytknęła gazę z żelem do oparzonej skóry. Ostatecznie i tak uśmiechnął się do niej, nie ruszając jednak z miejsca.
— Dziękuję — wyrzucił z siebie, przenosząc ponownie spojrzenie na jej twarz. Nie zdawał sobie do końca nawet sprawy, że cały czas na nią patrzy, dopóki Kiana nie podniosła lekko głowy, patrząc wprost na niego. Odwrócił się nieznacznie w prawo, tracąc ją tym samym z oczu. Jonathan nie należał co prawda do osób, które pakowały się w kłopoty z udziałem innych. Ale bez wątpienia i tak bardzo mocno wpasowywał się w jej opis. Do czego i tak nie chciał się przed nikim przyznać.
— W sumie to takie i takie — uśmiechnął się, nadal patrząc w bok. Zmiana tematu bez wątpienia go w tym momencie uratowała — mam dwóch młodszych braci, młodszą siostrę, starszego brata i starszą siostrę. Starsi mieszkają poza Riverdale. Sam mieszkam z młodszym rodzeństwem i rodzicami.
Tym razem nie wzdrygnął się tak jak poprzednio.
Wrócił do niej wzrokiem, potrząsając głową na boki.
— Nie, tylko tu. Miałem rękę na sąsiednim siedzeniu, gdy zajęło się ogniem, dlatego tak oberwała — westchnął, zaraz przesuwając powoli energetyka w jej stronę — um, mogę cię prosić o otworzenie? Ciężko mi zrobić to jedną ręką...
Uśmiechnął się nieśmiało, krzyżując nogi w kostkach. Siedzenie w bagażniku nie było takie złe.
Oh? Cóż, sama nie raz była w jego skórze. Jednak różnica miedzy nimi polegała przede wszystkim na tym, że ona non stop nosiła przy sobie broń. A Jace? Był wysoki, to zdecydowanie była przewaga, ale jego zachowanie…, nie wyglądał jej na typ osoby, która potrafiła się bronić.
“China town? Zdaje mi się, że to trochę w inną stronę…” nie miała co do tego pewności, w końcu była tam tylko na żarciu. A jak większość jej wypadów i to skończyło się ostrym kacem. Jednak co innego zwróciło jej uwagę.
“Problemy w domu?” Zapytała lekkim tonem nie chcąc brzmieć jakby prowadziła przesłuchanie. Z drugiej strony chciała wiedzieć więcej.
Gdy zabrał od niej redbulla kącik jej ust powędrował lekko ku górze. Jednak tak szybko jak nikły uśmiech się pojawił równie szybko zniknął.
“Hej, hej już w porządku. Okej, okej…,” wzięła głęboki oddech zaczesując włosy do tyłu. “I nie jesteś kłopotem Jace,” coś czuła, że tego dnia jeszcze kilka razy będzie musiała go w tym utwierdzić. Widziała po jego reakcji, że wyraźnie go to frustrowało, jakby to, że zajmowała się jego dłonią było już zbyt dużym narzucaniem się. Co z jej perspektywy wyglądało zupełnie inaczej.
Spojrzała na niego przekrzywiając lekko głowę. Po chwili wahania i szybkim rozejrzeniu się dookoła przyłożyła palec do ust by zachował to w ciszy. Następnie złapała za brzeg koszulki odsłaniając przypiętą do paska odznakę i broń.
“Nie jest to najlepsze miejsce by się tym chwalić na prawo i lewo,” puściła bluzkę, dodatkowo ją poprawiając. Zaśmiała się cicho i wskazała palcem na siebie. “Częściej niż bym chciała, ale po tylu latach chyba już się przyzwyczaiłam,” dzień bez siniaka dniem straconym jak mówią.
Zdziwiona spojrzała na niego. Wow, nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Jakoś myślała, że wielodzietne rodziny to raczej daleko przeszłość. A tu proszę. Nic dziwnego, że chłopak był wykończony. Opieka nad trójką młodszego rodzeństwa musiała być męcząca, nawet jeśli mieszkał z rodzicami.
“Niezła musi być z was paczka,” jej głos lekko zadrżał, a dłoń odruchowo powędrowała w miejsce gdzie znajdywał się jej czarny wisiorek. “I raczej wam się nie nudzi,” dodała po chwili.
Skinęła głową, biorąc do ręki puszkę, otworzyła ją i oddała chłopakowi.
“Jesteś na sto procent pewien? Tylko dłoń?” Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej uważnie go obserwując.
“China town? Zdaje mi się, że to trochę w inną stronę…” nie miała co do tego pewności, w końcu była tam tylko na żarciu. A jak większość jej wypadów i to skończyło się ostrym kacem. Jednak co innego zwróciło jej uwagę.
“Problemy w domu?” Zapytała lekkim tonem nie chcąc brzmieć jakby prowadziła przesłuchanie. Z drugiej strony chciała wiedzieć więcej.
Gdy zabrał od niej redbulla kącik jej ust powędrował lekko ku górze. Jednak tak szybko jak nikły uśmiech się pojawił równie szybko zniknął.
“Hej, hej już w porządku. Okej, okej…,” wzięła głęboki oddech zaczesując włosy do tyłu. “I nie jesteś kłopotem Jace,” coś czuła, że tego dnia jeszcze kilka razy będzie musiała go w tym utwierdzić. Widziała po jego reakcji, że wyraźnie go to frustrowało, jakby to, że zajmowała się jego dłonią było już zbyt dużym narzucaniem się. Co z jej perspektywy wyglądało zupełnie inaczej.
Spojrzała na niego przekrzywiając lekko głowę. Po chwili wahania i szybkim rozejrzeniu się dookoła przyłożyła palec do ust by zachował to w ciszy. Następnie złapała za brzeg koszulki odsłaniając przypiętą do paska odznakę i broń.
“Nie jest to najlepsze miejsce by się tym chwalić na prawo i lewo,” puściła bluzkę, dodatkowo ją poprawiając. Zaśmiała się cicho i wskazała palcem na siebie. “Częściej niż bym chciała, ale po tylu latach chyba już się przyzwyczaiłam,” dzień bez siniaka dniem straconym jak mówią.
Zdziwiona spojrzała na niego. Wow, nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Jakoś myślała, że wielodzietne rodziny to raczej daleko przeszłość. A tu proszę. Nic dziwnego, że chłopak był wykończony. Opieka nad trójką młodszego rodzeństwa musiała być męcząca, nawet jeśli mieszkał z rodzicami.
“Niezła musi być z was paczka,” jej głos lekko zadrżał, a dłoń odruchowo powędrowała w miejsce gdzie znajdywał się jej czarny wisiorek. “I raczej wam się nie nudzi,” dodała po chwili.
Skinęła głową, biorąc do ręki puszkę, otworzyła ją i oddała chłopakowi.
“Jesteś na sto procent pewien? Tylko dłoń?” Skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej uważnie go obserwując.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Strefa Opuszczonych Fabryk
Sro Gru 08, 2021 1:40 am
Sro Gru 08, 2021 1:40 am
"China town? Zdaje mi się, że to trochę w inną stronę…"
Zmarszczył nieznacznie nos i rozejrzał się dookoła.
— No... też tak podejrzewam — uśmiechnął się z zakłopotaniem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że absolutnie nic w okolicy nie przypominało dzielnicy z jedzeniem. Ciężko byłoby jednak oczekiwać, że ktoś, kto nigdy nie zapuszczał się na tereny dystryktu C, nagle potrafiłby się po niej poruszać bez najmniejszych problemów. A już zwłaszcza pieszo, bez GPSa w telefonie.
— Problemy? Och, nie, nie! — zaprzeczył szybko, kręcąc przy tym energicznie głową.
— Rany, faktycznie mogło to tak zabrzmieć — roześmiał się cicho, upijając dwa drobne łyki energetyka — zajmuję się moim młodszym rodzeństwem, tym o którym mówiłem. Rodzice bardzo dużo pracują. Ostatniej nocy zrobili mi jakiś grupowy nalot. Nie mamy w mieszkaniu zbyt dużo miejsca, ale jako jedyny mam nieco większe łóżko i własny pokój. Przy czym nieco to naprawdę... nieco. Co oczywiście nie przeszkadza im w pakowaniu się do niego, gdy akurat mają taką ochotę. Więc wyobraź sobie mnie...
Wskazał na siebie zdrową dłonią z energetykiem, by podkreślić tym samym własną posturę, której zdecydowanie nie dało się ot tak przeoczyć.
— ... w łóżku z dwoma czternastolatkami, po jednym z każdej strony i dziewięciolatką śpiącą na mojej klatce piersiowej. Jeszcze Cody zawsze jak głęboko zaśnie, zaczyna się przewracać z boku na bok. Pięć razy musiałem go łapać, zanim grzmotnął o ziemię. U siebie w pokoju przynajmniej śpi od ściany. No i łóżko mają niższe... — kompletnie się zapomniał i rozgadał, zupełnie jakby Kiana doskonale wiedziała, jak wygląda jego dom. Zaraz zdał sobie zresztą z tego sprawę i odchrząknął zakłopotany.
— Przepraszam, rozgadałem się. To naprawdę super dzieciaki — uśmiechnął się ciepło, spuszczając wzrok na kolana. Po prostu on też czasem odczuwał zmęczenie. Niezależnie od tego jak bardzo się starał, pozostawał tylko zwykłym człowiekiem, który miał swoje ograniczone zasoby energii. Redbull dość szybko osiągnął jednak swój efekt. Jego spojrzenie zrobiło się dużo przytomniejsze niż wcześniej. W pierwszym momencie, gdy kobieta złapała za brzeg koszulki, zupełnie automatycznie chciał się odwrócić w bok. Nie spodziewał się w końcu, że nagle będzie ją podnosić! Drobny ruch wystarczył jednak, by odsłoniła dwie rzeczy, które wzbudzały w nim dokładnie ten sam szacunek i zachwyt, co piętnaście lat temu. Nic dziwnego, że zaraz spojrzał na nią podekscytowany, zapominając kompletnie o swojej kontuzji.
— Ale przesuper. Jesteś na tajnej misji? — zapytał konspiracyjnym szeptem, rozglądając się dookoła. Więc jej chłopak nie był jej chłopakiem, tylko jakimś partnerem? Raaaany, ale ekstra! Miał tylko nadzieję, że nie przerwał im jakiejś akcji, ale wtedy raczej by się nim nie zajmowała. No i nie byłaby taka miła.
— Mmm, nudno na pewno nie jest. A ty masz rodzeństwo? Wyglądasz na kogoś, kto byłby świetną starszą siostrą. Dobrze łatasz ludzi, no i wiesz... masz odznakę — ostatnie dwa słowa znowu wypowiedział przyciszonym tonem — chciałbym mieć kogoś takiego w rodzinie.
Uśmiechnął się, wyraźnie odzyskując swój bardziej pozytywny nastrój. Jak widać niewyspanie się, naprawdę było głównym zbrodniarzem w całej tej nieco absurdalnej historii.
— Mhm, a tobie nic nie jest? Stałaś na początku bliżej tego samochodu niż ja, nie poparzyłaś się? Nie dostałaś żadnym odłamkiem? Jeśli chcesz, mogę cię obejrzeć. Z-znaczy z zewnątrz jakby... n-no, że jak się obrócisz, to będę mógł ocenić czy się nie poparzyłaś... c-chociaż może lepiej się nie obracaj. To chyba nie wypada. Ale obiecuję, że nie patrzyłbym... nigdzie gdzie nie trzeba! Przysięgam! — no i znowu spanikował.
Zmarszczył nieznacznie nos i rozejrzał się dookoła.
— No... też tak podejrzewam — uśmiechnął się z zakłopotaniem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że absolutnie nic w okolicy nie przypominało dzielnicy z jedzeniem. Ciężko byłoby jednak oczekiwać, że ktoś, kto nigdy nie zapuszczał się na tereny dystryktu C, nagle potrafiłby się po niej poruszać bez najmniejszych problemów. A już zwłaszcza pieszo, bez GPSa w telefonie.
— Problemy? Och, nie, nie! — zaprzeczył szybko, kręcąc przy tym energicznie głową.
— Rany, faktycznie mogło to tak zabrzmieć — roześmiał się cicho, upijając dwa drobne łyki energetyka — zajmuję się moim młodszym rodzeństwem, tym o którym mówiłem. Rodzice bardzo dużo pracują. Ostatniej nocy zrobili mi jakiś grupowy nalot. Nie mamy w mieszkaniu zbyt dużo miejsca, ale jako jedyny mam nieco większe łóżko i własny pokój. Przy czym nieco to naprawdę... nieco. Co oczywiście nie przeszkadza im w pakowaniu się do niego, gdy akurat mają taką ochotę. Więc wyobraź sobie mnie...
Wskazał na siebie zdrową dłonią z energetykiem, by podkreślić tym samym własną posturę, której zdecydowanie nie dało się ot tak przeoczyć.
— ... w łóżku z dwoma czternastolatkami, po jednym z każdej strony i dziewięciolatką śpiącą na mojej klatce piersiowej. Jeszcze Cody zawsze jak głęboko zaśnie, zaczyna się przewracać z boku na bok. Pięć razy musiałem go łapać, zanim grzmotnął o ziemię. U siebie w pokoju przynajmniej śpi od ściany. No i łóżko mają niższe... — kompletnie się zapomniał i rozgadał, zupełnie jakby Kiana doskonale wiedziała, jak wygląda jego dom. Zaraz zdał sobie zresztą z tego sprawę i odchrząknął zakłopotany.
— Przepraszam, rozgadałem się. To naprawdę super dzieciaki — uśmiechnął się ciepło, spuszczając wzrok na kolana. Po prostu on też czasem odczuwał zmęczenie. Niezależnie od tego jak bardzo się starał, pozostawał tylko zwykłym człowiekiem, który miał swoje ograniczone zasoby energii. Redbull dość szybko osiągnął jednak swój efekt. Jego spojrzenie zrobiło się dużo przytomniejsze niż wcześniej. W pierwszym momencie, gdy kobieta złapała za brzeg koszulki, zupełnie automatycznie chciał się odwrócić w bok. Nie spodziewał się w końcu, że nagle będzie ją podnosić! Drobny ruch wystarczył jednak, by odsłoniła dwie rzeczy, które wzbudzały w nim dokładnie ten sam szacunek i zachwyt, co piętnaście lat temu. Nic dziwnego, że zaraz spojrzał na nią podekscytowany, zapominając kompletnie o swojej kontuzji.
— Ale przesuper. Jesteś na tajnej misji? — zapytał konspiracyjnym szeptem, rozglądając się dookoła. Więc jej chłopak nie był jej chłopakiem, tylko jakimś partnerem? Raaaany, ale ekstra! Miał tylko nadzieję, że nie przerwał im jakiejś akcji, ale wtedy raczej by się nim nie zajmowała. No i nie byłaby taka miła.
— Mmm, nudno na pewno nie jest. A ty masz rodzeństwo? Wyglądasz na kogoś, kto byłby świetną starszą siostrą. Dobrze łatasz ludzi, no i wiesz... masz odznakę — ostatnie dwa słowa znowu wypowiedział przyciszonym tonem — chciałbym mieć kogoś takiego w rodzinie.
Uśmiechnął się, wyraźnie odzyskując swój bardziej pozytywny nastrój. Jak widać niewyspanie się, naprawdę było głównym zbrodniarzem w całej tej nieco absurdalnej historii.
— Mhm, a tobie nic nie jest? Stałaś na początku bliżej tego samochodu niż ja, nie poparzyłaś się? Nie dostałaś żadnym odłamkiem? Jeśli chcesz, mogę cię obejrzeć. Z-znaczy z zewnątrz jakby... n-no, że jak się obrócisz, to będę mógł ocenić czy się nie poparzyłaś... c-chociaż może lepiej się nie obracaj. To chyba nie wypada. Ale obiecuję, że nie patrzyłbym... nigdzie gdzie nie trzeba! Przysięgam! — no i znowu spanikował.
Słuchała go z uwagą, jednocześnie chowając do apteczki niewykorzystane artykuły. Te, które zużyła, odłożyła na bok. Wyrzuci je później. Teraz i tak nie zamierzała latać dookoła w poszukiwaniu kosza. Schowała pudełko do bocznej kieszeni, łapiąc natomiast za butelkę wody, którą odkręciła i upiła znaczącą część. Nawet nie zauważyła, jak bardzo chciało jej się pić. Najwyraźniej emocje, stres i adrenalina zaczynały powoli odpuszczać. Cóż, na szczęście cała ta sytuacja nie skończyła się tragicznie.
Rzuciła zakręconą butelkę do bagażnika i nie mając już czym zająć rąk, wyprostowała się i stanęła naprzeciwko niego.
Potrząsnęła głową, siląc się na pół uśmiech.
"Nie masz za co przepraszać. Twoje rodzeństwo musi... musicie się na prawdę dogadywać," gubiła myśli, a jej gardło zacisnęło się na tyle mocno, że mówienie sprawiało jej kłopot. Starała się to jakoś zamaskować, odkasłując i ponownie sięgnęła po butelkę z wodą. Rozmowa zaczynała schodzić na tory, które dla Kiany były tematem tabu. Z nikim o tym nie rozmawiała i pomimo świadomości, że powinna w końcu się za to wziąć nie była w stanie się zmusić. Jeszcze tego brakowało, by jakiś chłoptaś w białym kitlu, który nic o niej nie wiedział, wlepił jej papiery i zabrał jedyną rzecz, która trzymała ją przy życiu.
Tyle lat sobie z tym radziła to i da radę w tej chwili. Byle nie wpaść w dziurę, na której krawędzi już stała.
Wzięła głęboki oddech, nerwowo zaczesując włosy z jednej strony na drugą. Jej dłonie drżały coraz mocniej i resztkami sił próbowała je zmusić by przestały.
- (...) Jesteś na tajnej misji?- spojrzała na niego, w pierwszej chwili nie rozumieją,c o czym mówi. Misji? Jakiej misji? Dyskretnie rozejrzała się po okolicy. Och. No tak. Jej praca.
Położyła dłoń na czole, przymykając powieki.
"Heh, rutynowe zadanie. Ale wybacz, nie mogę powiedzieć nic więcej," jeśli Leslie się wygada, że opuściła stanowisko to była w dupie. A jakby jeszcze, jakimś cudem dowiedział się, że gawędziła sobie o szczegółach z blondynem.... gwóźdź do trumny jak nic. Odruchowo podniosła głowę, patrząc w stronę budynku, gdzie powinien siedzieć jej tymczasowy partner. Miała nadzieję, że nic się nie wydarzy, dopóki nie wróci na górę.
Na chwilę odwróciła się bokiem do blondyna, chcąc sięgnąć po kolejną butelkę z wodą, gdy ten zapytał ją o rodzeństwo.
Kiana zamarła, a zimny dreszcz przeszedł po jej plecach. Głos Jace'a był jak za grubą ścianą. Nie rozumiała jego kolejnych słów, ot zwykły szmer. Przed jej oczami natomiast pojawiły się obrazy z przeszłości, te same, które nawiedzały ją niemal każdej nocy. Zachwiała się i odruchowo wyciągnęła dłoń przed siebie, opierając ją o brzeg bagażnika. Nie mogła złapać porządnego oddechu, czuła jak jej wnętrzności zaciskają się w ciasny supeł.
Nie, nie, nie, ogarnij się do jasnej cholery, cząstka jej mózgu, ta racjonalna, niemal krzyczała, by wzięła się w garść. By przestała hiperwentylować. Oczywiście łatwiej powiedzieć niż zrobić.
"Um... nie... to znaczy... możemy zmienić temat?" ledwo wydukała, nadal będąc pochyloną w przód. Zacisnęła dłoń w pięść, nie bacząc, że wbijała sobie paznokcie w skórę. Wszystko było dobre, by zająć myśli. Tak więc była wdzięczna kiedy Jace ponownie wpadł w monolog. Skupiła się na jego głosie, który powoli wypierał niechciane wspomnienia. Wolniej niżby chciała, zaczynała odzyskiwać kontrolę nad własnym ciałem.
"Opowiesz coś jeszcze?" zaczęła przyciszonym głosem, który lekko drżał. "Plany na weekend? Cokolwiek?" nie obchodziło ją, że brzmiała jakby była na skraju załamania.
Byle chłopak mówił.
Rzuciła zakręconą butelkę do bagażnika i nie mając już czym zająć rąk, wyprostowała się i stanęła naprzeciwko niego.
Potrząsnęła głową, siląc się na pół uśmiech.
"Nie masz za co przepraszać. Twoje rodzeństwo musi... musicie się na prawdę dogadywać," gubiła myśli, a jej gardło zacisnęło się na tyle mocno, że mówienie sprawiało jej kłopot. Starała się to jakoś zamaskować, odkasłując i ponownie sięgnęła po butelkę z wodą. Rozmowa zaczynała schodzić na tory, które dla Kiany były tematem tabu. Z nikim o tym nie rozmawiała i pomimo świadomości, że powinna w końcu się za to wziąć nie była w stanie się zmusić. Jeszcze tego brakowało, by jakiś chłoptaś w białym kitlu, który nic o niej nie wiedział, wlepił jej papiery i zabrał jedyną rzecz, która trzymała ją przy życiu.
Tyle lat sobie z tym radziła to i da radę w tej chwili. Byle nie wpaść w dziurę, na której krawędzi już stała.
Wzięła głęboki oddech, nerwowo zaczesując włosy z jednej strony na drugą. Jej dłonie drżały coraz mocniej i resztkami sił próbowała je zmusić by przestały.
- (...) Jesteś na tajnej misji?- spojrzała na niego, w pierwszej chwili nie rozumieją,c o czym mówi. Misji? Jakiej misji? Dyskretnie rozejrzała się po okolicy. Och. No tak. Jej praca.
Położyła dłoń na czole, przymykając powieki.
"Heh, rutynowe zadanie. Ale wybacz, nie mogę powiedzieć nic więcej," jeśli Leslie się wygada, że opuściła stanowisko to była w dupie. A jakby jeszcze, jakimś cudem dowiedział się, że gawędziła sobie o szczegółach z blondynem.... gwóźdź do trumny jak nic. Odruchowo podniosła głowę, patrząc w stronę budynku, gdzie powinien siedzieć jej tymczasowy partner. Miała nadzieję, że nic się nie wydarzy, dopóki nie wróci na górę.
Na chwilę odwróciła się bokiem do blondyna, chcąc sięgnąć po kolejną butelkę z wodą, gdy ten zapytał ją o rodzeństwo.
Kiana zamarła, a zimny dreszcz przeszedł po jej plecach. Głos Jace'a był jak za grubą ścianą. Nie rozumiała jego kolejnych słów, ot zwykły szmer. Przed jej oczami natomiast pojawiły się obrazy z przeszłości, te same, które nawiedzały ją niemal każdej nocy. Zachwiała się i odruchowo wyciągnęła dłoń przed siebie, opierając ją o brzeg bagażnika. Nie mogła złapać porządnego oddechu, czuła jak jej wnętrzności zaciskają się w ciasny supeł.
Nie, nie, nie, ogarnij się do jasnej cholery, cząstka jej mózgu, ta racjonalna, niemal krzyczała, by wzięła się w garść. By przestała hiperwentylować. Oczywiście łatwiej powiedzieć niż zrobić.
"Um... nie... to znaczy... możemy zmienić temat?" ledwo wydukała, nadal będąc pochyloną w przód. Zacisnęła dłoń w pięść, nie bacząc, że wbijała sobie paznokcie w skórę. Wszystko było dobre, by zająć myśli. Tak więc była wdzięczna kiedy Jace ponownie wpadł w monolog. Skupiła się na jego głosie, który powoli wypierał niechciane wspomnienia. Wolniej niżby chciała, zaczynała odzyskiwać kontrolę nad własnym ciałem.
"Opowiesz coś jeszcze?" zaczęła przyciszonym głosem, który lekko drżał. "Plany na weekend? Cokolwiek?" nie obchodziło ją, że brzmiała jakby była na skraju załamania.
Byle chłopak mówił.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Strefa Opuszczonych Fabryk
Sro Gru 08, 2021 2:47 pm
Sro Gru 08, 2021 2:47 pm
Nie dało się, nie dostrzec zmiany w jej zachowaniu. Mimo że dopiero co przepraszał, miał ochotę zrobić to ponownie.
— Wszystko w porządku? Powiedziałem coś nie tak? — zapytał nieco ciszej niż normalnie, wpatrując się w nią z wyraźnym zmartwieniem. Próbował przeanalizować swoje słowa, ale wydawało mu się, że nie powiedział nic nie tak. Co musiało znaczyć, że któryś z elementów przypominał jej o własnych nieprzyjemnych doświadczeniach. A na to nie miał już wpływu, mógł jedynie odpuścić.
Uśmiechnął się do kobiety, mając nadzieję, że chociaż uda mu się jakkolwiek poprawić jej humor własnym.
— Zrozumiałe, teraz jest jeszcze bardziej agencko — odpowiedział szeptem, zaraz się cicho śmiejąc. Nadal miał wyrzuty sumienia z powodu wcześniejszej sytuacji, ale nic tak nie zajmowało negatywnych myśli jak żarty. W końcu nie zamierzał być wścibski i na nią naciskać, aż nazbyt dobrze wiedział, że niektóre zawody nie mogły rozpowiadać, co robiły na prawo i lewo. Sam powędrował z ciekawością wzrokiem za jej własnym, zatrzymując go na budynku. Nie dostrzegł tam jednak niczego ciekawego, wrócił więc do obserwacji białowłosej.
I wtedy jego pytanie wywołało reakcję, której zdecydowanie się nie spodziewał.
— Kiana? — panika wdarła się nieznacznie do jego głosu, gdy dziewczyna straciła równowagę. Momentalnie poderwał się do góry, prawie przywalając przy tym głową w sufit. Całe szczęście udało mu się uniknąć choć jednego nieszczęścia tego dnia.
— Hej, usiądź, okej? I oddychaj — powiedział, starając się ją usadzić w miejscu, które sam zajmował jeszcze chwilę temu.
— Um, jasne! W-więc... ostatnio byłem na imprezie Halloweenowej. Wiesz, nie wychodzę zbyt często z domu, ale kolega mnie zaprosił, więc stwierdziłem, że chociaż raz spróbuję się wybrać. Przynajmniej trochę odetchnę i w ogóle tak mi się wydawało. I wiesz co? To była absolutnie NAJGORSZA decyzja mojego życia — zaśmiał się cicho, próbując złapać jej wzrok, by skupiła się na jego twarzy — naprawdę, absolutna masakra. Mój znajomy dał mi jakiegoś drinka z whiskey. Nawet nie było go wcale tak dużo, a poskładało mnie, jakbym wypił pięć butelek. Jeszcze była tam osoba, którą...
Którą co? Zamilkł na chwilę, wyraźnie wytężając umysł. Sam w sumie nie wiedział co. Nie mógł przecież powiedzieć, że bardzo go lubił, bo nawet się nie znali. Spojrzał nerwowo na boki, zaraz wznawiając z nieznacznym zmieszaniem.
— ... um, chciałem lepiej poznać. Chyba. Wydaje się bardzo fajna i w ogóle. I j-jest w sumie ładna, z-znaczy nie wiem, czy tak się powinno w sumie o niej mówić. EKHM. W każdym razie nie dość, że narobiłem masy kłopotów, to jeszcze straciłem równowagę i przywaliłem twarzą w ścianę. Wyobrażasz to sobie? Teraz to już na pewno nie będzie chciała ze mną gadać — zakończył ponuro, zaraz się jednak rozpromieniając.
— No ale nic mi ostatecznie nie było! Czasem sobie tak wpadam na różne rzeczy dla sportu — zażartował, zaraz nieco poważniejąc, choć mimo braku uśmiechu, jego wzrok nadal emanował ciepłem — lepiej ci?
— Wszystko w porządku? Powiedziałem coś nie tak? — zapytał nieco ciszej niż normalnie, wpatrując się w nią z wyraźnym zmartwieniem. Próbował przeanalizować swoje słowa, ale wydawało mu się, że nie powiedział nic nie tak. Co musiało znaczyć, że któryś z elementów przypominał jej o własnych nieprzyjemnych doświadczeniach. A na to nie miał już wpływu, mógł jedynie odpuścić.
Uśmiechnął się do kobiety, mając nadzieję, że chociaż uda mu się jakkolwiek poprawić jej humor własnym.
— Zrozumiałe, teraz jest jeszcze bardziej agencko — odpowiedział szeptem, zaraz się cicho śmiejąc. Nadal miał wyrzuty sumienia z powodu wcześniejszej sytuacji, ale nic tak nie zajmowało negatywnych myśli jak żarty. W końcu nie zamierzał być wścibski i na nią naciskać, aż nazbyt dobrze wiedział, że niektóre zawody nie mogły rozpowiadać, co robiły na prawo i lewo. Sam powędrował z ciekawością wzrokiem za jej własnym, zatrzymując go na budynku. Nie dostrzegł tam jednak niczego ciekawego, wrócił więc do obserwacji białowłosej.
I wtedy jego pytanie wywołało reakcję, której zdecydowanie się nie spodziewał.
— Kiana? — panika wdarła się nieznacznie do jego głosu, gdy dziewczyna straciła równowagę. Momentalnie poderwał się do góry, prawie przywalając przy tym głową w sufit. Całe szczęście udało mu się uniknąć choć jednego nieszczęścia tego dnia.
— Hej, usiądź, okej? I oddychaj — powiedział, starając się ją usadzić w miejscu, które sam zajmował jeszcze chwilę temu.
— Um, jasne! W-więc... ostatnio byłem na imprezie Halloweenowej. Wiesz, nie wychodzę zbyt często z domu, ale kolega mnie zaprosił, więc stwierdziłem, że chociaż raz spróbuję się wybrać. Przynajmniej trochę odetchnę i w ogóle tak mi się wydawało. I wiesz co? To była absolutnie NAJGORSZA decyzja mojego życia — zaśmiał się cicho, próbując złapać jej wzrok, by skupiła się na jego twarzy — naprawdę, absolutna masakra. Mój znajomy dał mi jakiegoś drinka z whiskey. Nawet nie było go wcale tak dużo, a poskładało mnie, jakbym wypił pięć butelek. Jeszcze była tam osoba, którą...
Którą co? Zamilkł na chwilę, wyraźnie wytężając umysł. Sam w sumie nie wiedział co. Nie mógł przecież powiedzieć, że bardzo go lubił, bo nawet się nie znali. Spojrzał nerwowo na boki, zaraz wznawiając z nieznacznym zmieszaniem.
— ... um, chciałem lepiej poznać. Chyba. Wydaje się bardzo fajna i w ogóle. I j-jest w sumie ładna, z-znaczy nie wiem, czy tak się powinno w sumie o niej mówić. EKHM. W każdym razie nie dość, że narobiłem masy kłopotów, to jeszcze straciłem równowagę i przywaliłem twarzą w ścianę. Wyobrażasz to sobie? Teraz to już na pewno nie będzie chciała ze mną gadać — zakończył ponuro, zaraz się jednak rozpromieniając.
— No ale nic mi ostatecznie nie było! Czasem sobie tak wpadam na różne rzeczy dla sportu — zażartował, zaraz nieco poważniejąc, choć mimo braku uśmiechu, jego wzrok nadal emanował ciepłem — lepiej ci?
"Nie, to nie twoja wina. Wszystko okej," zapewniła go. Przecież nie był winny temu, że jej psychika była w opłakanym stanie. A przyjazd do miasta wcale nie pomógł. Już traciła nadzieję, że cokolwiek to zmieni. Ale hej, przynajmniej miała tequilę i papierosy. Swoją drogą, oddałaby wszystko za butelkę i lucksa. I jak to drugie miała przy sobie, tak nie chciała palić przy młodym. Kto wie, czy nie był uczulony albo nadwyraz wrażliwy? Poza tym chyba nie bardzo wypadało...
Na jego komentarz o iście szpiegowskiej roli zaśmiała się pod nosem. I tym razem nie było to w żaden sposób wymuszone. Pokręciła głową, spoglądając na niego wzrokiem, jakby miała przed sobą golden retrievera merdającego ogonem.
"Oglądasz chyba za dużo filmów co?" Jace był w zasadzie pierwszą osobą, która na informację o jej zawodzie aż biła entuzjazmem. Inni... inni albo uciekali, albo robili wszystko by wygarnąć jej, jaką to nie jest suką. Cóż, miła odmiana.
Walcząc z własnym ciałem i głową, nie zauważyła, jak blondyn podniósł się z miejsca. Nic do niej nie docierało. Dopiero kiedy poczuła na ramieniu jego rękę, zamaszyście się odwróciła, odruchowo strącając jego dłoń. Przebłysk świadomości podpowiadał jej, że powinna go za to przeprosić, ale fizycznie nie była w stanie na tyle się skupić.
"Nie... nie dotykaj," wykrztusiła, ale opadła na brzeg bagażnika, zupełnie jakby jej nogi nie były w stanie dłużej podtrzymać jej ciężaru. Oddech miała zdecydowanie za płytki i urywany, non stop kręciła głową na boki, jakby to miało pomóc w przegonieniu niechcianych wizji. Dłonie zaciskała tak mocno na brzegu bagażnika, że całe jej kłykcie zrobiły się białe.
Niech to się skończy, to już było, ona nie żyje," krzyczała w myślach na samą siebie.
Monolog Jace'a pomagał. Powoli Kiana czuła jak supeł w jej klatce piersiowej się rozluźnia, a myśli przejaśniają. Obraz, który ją prześladował, cofał się za wielkie drzwi, gdzie wszystkie jej traumy miały swoje miejsce. Była mu cholernie wdzięczna, nawet jeśli nie była w stanie powtórzyć, o czym on w ogóle mówił. Coś o imprezie? Alkoholu?
Jedną z drżących dłoni podniosła do twarzy i przysłoniła nią oczy, przecierając je i nagromadzone tam niechciane łzy. Nienawidziła tego, jak jej organizm reagował na ataki paniki. Po nich zawsze czuła się, jakby rozjechał ją walec i następnie ktoś ją wrzucił do wirówki.
Odsunęła dłoń i w końcu spojrzała na chłopaka, opierając obie ręce na własnych kolanach. Wzięła głębszy oddech i choć nie był on jeszcze całkowicie normalny, tak przynajmniej czuła, że nareszcie dostarcza sobie dostateczną ilość tlenu.
"Dzięki i... przepraszam," jej głos nadal był cichy i słaby. Sięgnęła ręką do kieszeni, wyciągając paczkę papierosów. "Będzie Ci przeszkadzać jeśli..?" wymownie wskazała zajętą dłoń.
Na jego komentarz o iście szpiegowskiej roli zaśmiała się pod nosem. I tym razem nie było to w żaden sposób wymuszone. Pokręciła głową, spoglądając na niego wzrokiem, jakby miała przed sobą golden retrievera merdającego ogonem.
"Oglądasz chyba za dużo filmów co?" Jace był w zasadzie pierwszą osobą, która na informację o jej zawodzie aż biła entuzjazmem. Inni... inni albo uciekali, albo robili wszystko by wygarnąć jej, jaką to nie jest suką. Cóż, miła odmiana.
Walcząc z własnym ciałem i głową, nie zauważyła, jak blondyn podniósł się z miejsca. Nic do niej nie docierało. Dopiero kiedy poczuła na ramieniu jego rękę, zamaszyście się odwróciła, odruchowo strącając jego dłoń. Przebłysk świadomości podpowiadał jej, że powinna go za to przeprosić, ale fizycznie nie była w stanie na tyle się skupić.
"Nie... nie dotykaj," wykrztusiła, ale opadła na brzeg bagażnika, zupełnie jakby jej nogi nie były w stanie dłużej podtrzymać jej ciężaru. Oddech miała zdecydowanie za płytki i urywany, non stop kręciła głową na boki, jakby to miało pomóc w przegonieniu niechcianych wizji. Dłonie zaciskała tak mocno na brzegu bagażnika, że całe jej kłykcie zrobiły się białe.
Niech to się skończy, to już było, ona nie żyje," krzyczała w myślach na samą siebie.
Monolog Jace'a pomagał. Powoli Kiana czuła jak supeł w jej klatce piersiowej się rozluźnia, a myśli przejaśniają. Obraz, który ją prześladował, cofał się za wielkie drzwi, gdzie wszystkie jej traumy miały swoje miejsce. Była mu cholernie wdzięczna, nawet jeśli nie była w stanie powtórzyć, o czym on w ogóle mówił. Coś o imprezie? Alkoholu?
Jedną z drżących dłoni podniosła do twarzy i przysłoniła nią oczy, przecierając je i nagromadzone tam niechciane łzy. Nienawidziła tego, jak jej organizm reagował na ataki paniki. Po nich zawsze czuła się, jakby rozjechał ją walec i następnie ktoś ją wrzucił do wirówki.
Odsunęła dłoń i w końcu spojrzała na chłopaka, opierając obie ręce na własnych kolanach. Wzięła głębszy oddech i choć nie był on jeszcze całkowicie normalny, tak przynajmniej czuła, że nareszcie dostarcza sobie dostateczną ilość tlenu.
"Dzięki i... przepraszam," jej głos nadal był cichy i słaby. Sięgnęła ręką do kieszeni, wyciągając paczkę papierosów. "Będzie Ci przeszkadzać jeśli..?" wymownie wskazała zajętą dłoń.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Strefa Opuszczonych Fabryk
Pią Gru 10, 2021 10:34 pm
Pią Gru 10, 2021 10:34 pm
Cały czas przyglądał jej się tak samo zmartwiony co na początku. Nie zamierzał się jednak kłócić, czy coś było jego winą, czy nie. Doskonale wiedział, że takie rzeczy nikomu w niczym nie pomagały, a jedynie dodatkowo wytrącały z równowagi.
"Oglądasz chyba za dużo filmów co?"
— Haha nie do końca, ale staram się wykorzystywać te, które mam okazję zobaczyć! Życie robi się wtedy nieco ciekawsze. Nie, żeby było jakieś złe, bo i tak bardzo je lubię, ale na pewno nigdy nie znajdę się pośrodku strzelaniny. W sensie mógłbym się znaleźć, ale nie jako główny bohater, wiesz, o co chodzi? Boję się broni. I w ogóle przemoc trochę mnie przeraża. Na szczęście nie miałem z nią zbyt wiele do czynienia, chociaż moi bracia kiedyś pobili się w szkole z innymi chłopakami... bardzo nieprzyjemna sytuacja. Z jednej strony ich rozumiałem, ale z drugiej nadal nie sądzę, by było to dobre rozwiązanie — rozgadał się w standardowy dla siebie sposób. I może nawet lepiej. Jakby nie patrzeć, im więcej gadał, tym mniej Kiana musiała myśleć o stresujących ją rzeczach.
Zabrał błyskawicznie rękę, gdy tylko poczuł, jak ją strąca.
— Przepraszam, nie chciałem, żebyś się przewróciła — wytłumaczył szybko, upewniając się, że kobieta nie zsunie się zaraz z bagażnika. Nie chciałby w końcu, żeby nagle grzmotnęła mu o ziemię. Rzecz jasna nawet by się nie zawahał i momentalnie ją złapał, choćby miał przy tym jęczeć z bólu.
Widząc jej ruch dłonią, sięgnął szybko do kieszeni kurtki i wyciągnął z niej chusteczki, podając jej całe opakowanie. Wolał się zbytnio nie mieszać. Jego chęć pomocy nadal zachowywała swój rozsądek. Skoro raz odtrąciła jego rękę, chciał jej dać możliwość wyboru po raz drugi.
Obrócił głowę w stronę papierosów, uśmiechając się łagodnie.
— Śmiało — jeśli miało jej to w tej chwili pomóc. Nie był tu w końcu od tego, by ją oceniać. Sam unikał palenia, ale to nie znaczyło, że unikał palaczy jak ognia. Zwłaszcza że jak widać, sam lubił od czasu do czasu podpalić to i owo. Mniej lub bardziej świadomie.
"Oglądasz chyba za dużo filmów co?"
— Haha nie do końca, ale staram się wykorzystywać te, które mam okazję zobaczyć! Życie robi się wtedy nieco ciekawsze. Nie, żeby było jakieś złe, bo i tak bardzo je lubię, ale na pewno nigdy nie znajdę się pośrodku strzelaniny. W sensie mógłbym się znaleźć, ale nie jako główny bohater, wiesz, o co chodzi? Boję się broni. I w ogóle przemoc trochę mnie przeraża. Na szczęście nie miałem z nią zbyt wiele do czynienia, chociaż moi bracia kiedyś pobili się w szkole z innymi chłopakami... bardzo nieprzyjemna sytuacja. Z jednej strony ich rozumiałem, ale z drugiej nadal nie sądzę, by było to dobre rozwiązanie — rozgadał się w standardowy dla siebie sposób. I może nawet lepiej. Jakby nie patrzeć, im więcej gadał, tym mniej Kiana musiała myśleć o stresujących ją rzeczach.
Zabrał błyskawicznie rękę, gdy tylko poczuł, jak ją strąca.
— Przepraszam, nie chciałem, żebyś się przewróciła — wytłumaczył szybko, upewniając się, że kobieta nie zsunie się zaraz z bagażnika. Nie chciałby w końcu, żeby nagle grzmotnęła mu o ziemię. Rzecz jasna nawet by się nie zawahał i momentalnie ją złapał, choćby miał przy tym jęczeć z bólu.
Widząc jej ruch dłonią, sięgnął szybko do kieszeni kurtki i wyciągnął z niej chusteczki, podając jej całe opakowanie. Wolał się zbytnio nie mieszać. Jego chęć pomocy nadal zachowywała swój rozsądek. Skoro raz odtrąciła jego rękę, chciał jej dać możliwość wyboru po raz drugi.
Obrócił głowę w stronę papierosów, uśmiechając się łagodnie.
— Śmiało — jeśli miało jej to w tej chwili pomóc. Nie był tu w końcu od tego, by ją oceniać. Sam unikał palenia, ale to nie znaczyło, że unikał palaczy jak ognia. Zwłaszcza że jak widać, sam lubił od czasu do czasu podpalić to i owo. Mniej lub bardziej świadomie.
“Przemoc nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem,” westchnęła i odruchowo spojrzała na swoje dłonie. Ile to razy już pociągnęła za spust, albo brała udział w bójce. Jasne, starała się tego nie robić i zanim sięgnęła po broń, próbowała rozmawiać mimo, że to nie było jej mocną stroną. Znała takich ludzi, co nie patrząc na okoliczności najpierw strzelali, a dopiero potem zaczynali zadawać pytania. I osiem na dziesięć przypadków kończyło się to pozwami o nieumyślne spowodowanie śmierci.
Ona nie chciała taka być. Wolała spędzić więcej czasu i wykorzystać wszystkie opcje zanim decydowała się na ostateczny ruch. Mimo to, miała na sumieniu dużo więcej niżby chciała.
“I wiesz, gdybym miała wybór też nie pchałabym się pomiędzy zwaśnione strony, ale cóż. Taka praca,” dokończyła, wygładzając koszulkę i kurtkę.
“Pamiętaj, jak kiedyś usłyszysz strzały albo odgłosy bójki, natychmiast zawracaj i uciekaj. Ani mi się waż iść za hałasem,” Jace chcąc nie chcąc rozbudził w niej dziwne poczucie odpowiedzialności i wręcz potrzebę otoczenia go ochroną. Brzmiało to absurdalnie, bo przecież dopiero co się poznali, ale emanował taką niewinnością, że gdyby coś mu się stało, nie darowałaby sobie.
Otarła resztki łez z kącików oczu i po raz pierwszy odkąd straciła kontrolę spojrzała na chłopaka. Starała się uśmiechnąć, lub jakkolwiek pokazać, że już wszystko było okej, mimo, że czuła się tragicznie.
“Nie przepraszaj, t-to ja chyba powinnam to powiedzieć,” zaczęła cicho, uciekając natychmiast wzrokiem. “Eh, nie powinieneś tego wszystkiego widzieć,” dodała jeszcze ciszej.
Było jej wstyd, czuła się zażenowana samą sobą. Bo jak to wyglądało. Przyszła pomóc dzieciakowi, a skończyło się na tym, że sprawiła mu tylko kłopot. Taka z niej właśnie była glina.
“Dzięki,” Wzięła zaoferowaną paczkę chusteczek i po wyciągnięciu jednej położyła opakowanie obok swojej nogi. Jednak zamiast jej użyć trzymała ją jedynie w palcach i co jakiś czas składała raz w jedną, raz w drugą stronę. Powinna chyba jakoś się wytłumaczyć? Powiedzieć cokolwiek, by Jace przypadkiem nie połączył jej dziwnego zachowania z którąś z jego wypowiedzi. Problem polegał na tym, że nie potrafiła się zmusić by wydukać choć jedno słowo nawiązujące do powodu jej paniki. Nigdy nie umiała o tym mówić i chyba nieprędko miało się to zmienić.
Odetchnęła głęboko kładąc chusteczkę na podłodze bagażnika i wyciągnęła jednego papierosa z paczki od razu go odpalając. Zaciągnęła się i powoli wypuściła dym, uważając by poleciał jak najdalej od chłopaka.
“To co stało się przed chwilą… nie chcę żebyś myślał, że ma to związek z Tobą, czy czymkolwiek co mówiłeś,” kącik jej ust uniósł się lekko gdy odnalazła wzrokiem oczy Jace’a. “Także nie zadręczaj się tym, okej?”
Ona nie chciała taka być. Wolała spędzić więcej czasu i wykorzystać wszystkie opcje zanim decydowała się na ostateczny ruch. Mimo to, miała na sumieniu dużo więcej niżby chciała.
“I wiesz, gdybym miała wybór też nie pchałabym się pomiędzy zwaśnione strony, ale cóż. Taka praca,” dokończyła, wygładzając koszulkę i kurtkę.
“Pamiętaj, jak kiedyś usłyszysz strzały albo odgłosy bójki, natychmiast zawracaj i uciekaj. Ani mi się waż iść za hałasem,” Jace chcąc nie chcąc rozbudził w niej dziwne poczucie odpowiedzialności i wręcz potrzebę otoczenia go ochroną. Brzmiało to absurdalnie, bo przecież dopiero co się poznali, ale emanował taką niewinnością, że gdyby coś mu się stało, nie darowałaby sobie.
Otarła resztki łez z kącików oczu i po raz pierwszy odkąd straciła kontrolę spojrzała na chłopaka. Starała się uśmiechnąć, lub jakkolwiek pokazać, że już wszystko było okej, mimo, że czuła się tragicznie.
“Nie przepraszaj, t-to ja chyba powinnam to powiedzieć,” zaczęła cicho, uciekając natychmiast wzrokiem. “Eh, nie powinieneś tego wszystkiego widzieć,” dodała jeszcze ciszej.
Było jej wstyd, czuła się zażenowana samą sobą. Bo jak to wyglądało. Przyszła pomóc dzieciakowi, a skończyło się na tym, że sprawiła mu tylko kłopot. Taka z niej właśnie była glina.
“Dzięki,” Wzięła zaoferowaną paczkę chusteczek i po wyciągnięciu jednej położyła opakowanie obok swojej nogi. Jednak zamiast jej użyć trzymała ją jedynie w palcach i co jakiś czas składała raz w jedną, raz w drugą stronę. Powinna chyba jakoś się wytłumaczyć? Powiedzieć cokolwiek, by Jace przypadkiem nie połączył jej dziwnego zachowania z którąś z jego wypowiedzi. Problem polegał na tym, że nie potrafiła się zmusić by wydukać choć jedno słowo nawiązujące do powodu jej paniki. Nigdy nie umiała o tym mówić i chyba nieprędko miało się to zmienić.
Odetchnęła głęboko kładąc chusteczkę na podłodze bagażnika i wyciągnęła jednego papierosa z paczki od razu go odpalając. Zaciągnęła się i powoli wypuściła dym, uważając by poleciał jak najdalej od chłopaka.
“To co stało się przed chwilą… nie chcę żebyś myślał, że ma to związek z Tobą, czy czymkolwiek co mówiłeś,” kącik jej ust uniósł się lekko gdy odnalazła wzrokiem oczy Jace’a. “Także nie zadręczaj się tym, okej?”
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Strefa Opuszczonych Fabryk
Nie Gru 12, 2021 7:35 pm
Nie Gru 12, 2021 7:35 pm
Też tak uważał.
Była cała masa sposobów na rozwiązanie konfliktów, a jednak ludzie bardzo często poddawali się własnym nerwom i przestawali myśleć logicznie. Co w większości przypadków nie tylko kończyło się jeszcze większymi problemami, ale i konsekwencjami, które nie były tego wszystkiego warte.
Szkoda, że obecnie w ich otoczeniu mało kto się tym przejmował. Agresja napędzała agresję na każdym metrze kwadratowym Riverdale. Wystarczyło, że jedna osoba popchnęła drugą, by druga zakorzeniła w sobie przyzwolenie na podobne zachowanie i powielała je z własnej perspektywy.
— Gdyby nie ty, twoje miejsce zająłby ktoś inny. Dlatego cieszę się, że mimo wszystko jest na nim osoba, która nie uważa sięgnięcia po broń za przyjemność pierwszego stopnia — uśmiechnął się, skubiąc nieco nerwowo rękaw kurtki palcami zdrowej dłoni.
"Ani mi się waż iść za hałasem."
Nie zamierzał. Nie, dopóki nie było zagrożone życie najbliższej mu osoby rzecz jasna. Dobrze wiedział, że nie byłby w stanie nikogo porzucić, by ratować samego siebie. Jednocześnie kompletnie nie potrafił wykrzesać z siebie większej agresji, więc ostatecznie pewnie to on zarobiłby kulkę. Co zreztą przerażało go równie mocno co wcześniej wspomniane bronie.
— Zadzwonię po super policjantkę — uśmiechnął się do niej, kucając przed bagażnikiem, by móc spojrzeć na nią z tym samym ciepłem i łagodnością co zawsze.
— Spokojnie, widziałem tylko połowicznie, więc nadal jesteś bezpieczna — zażartował, opierając nieco wygodniej ręce o kolana, by zachować równowagę. Nie miał w niej większych talentów, ale obecnie przynajmniej nie wywalił się na tyłek.
"Także nie zadręczaj się tym, okej?"
Odetchnął mimo wszystko z ulgą, chowając na chwilę twarz w ramionach.
— Raaany, całe szczęście! Myślałem, że powiedziałem coś nie tak i przez to zrobiło ci się gorzej. W sensie wiem, że czasem nawet jedno słowo potrafi przywołać niemiłe wspomnienia... ale to miło z twojej strony, że mi powiedziałaś. Spokojnie, nie zamierzam cię wypytywać, o co chodzi. Każdy z nas ma rzeczy, którymi nie chce się dzielić z innymi. A już na pewno nie pierwszą lepszą napotkaną osobą. Chociaż czasem podobno łatwiej się zwierzyć obcemu, więc gdybyś kiedykolwiek w przyszłości potrzebowała kogoś, kto cię wysłucha, to możesz do mnie napisać — wyciągnął swój telefon i podał Kianie, kładąc go ostrożnie na jej kolanach z odpalonym messengerem.
— Oczywiście jeśli nie chcesz, to zrozumiem! Nie obrażę się! — uśmiechnął się nieco zmieszany własną propozycją i faktem, że kobieta mogła go odebrać jako natarczywego. A w końcu nie o to mu chodziło.
Była cała masa sposobów na rozwiązanie konfliktów, a jednak ludzie bardzo często poddawali się własnym nerwom i przestawali myśleć logicznie. Co w większości przypadków nie tylko kończyło się jeszcze większymi problemami, ale i konsekwencjami, które nie były tego wszystkiego warte.
Szkoda, że obecnie w ich otoczeniu mało kto się tym przejmował. Agresja napędzała agresję na każdym metrze kwadratowym Riverdale. Wystarczyło, że jedna osoba popchnęła drugą, by druga zakorzeniła w sobie przyzwolenie na podobne zachowanie i powielała je z własnej perspektywy.
— Gdyby nie ty, twoje miejsce zająłby ktoś inny. Dlatego cieszę się, że mimo wszystko jest na nim osoba, która nie uważa sięgnięcia po broń za przyjemność pierwszego stopnia — uśmiechnął się, skubiąc nieco nerwowo rękaw kurtki palcami zdrowej dłoni.
"Ani mi się waż iść za hałasem."
Nie zamierzał. Nie, dopóki nie było zagrożone życie najbliższej mu osoby rzecz jasna. Dobrze wiedział, że nie byłby w stanie nikogo porzucić, by ratować samego siebie. Jednocześnie kompletnie nie potrafił wykrzesać z siebie większej agresji, więc ostatecznie pewnie to on zarobiłby kulkę. Co zreztą przerażało go równie mocno co wcześniej wspomniane bronie.
— Zadzwonię po super policjantkę — uśmiechnął się do niej, kucając przed bagażnikiem, by móc spojrzeć na nią z tym samym ciepłem i łagodnością co zawsze.
— Spokojnie, widziałem tylko połowicznie, więc nadal jesteś bezpieczna — zażartował, opierając nieco wygodniej ręce o kolana, by zachować równowagę. Nie miał w niej większych talentów, ale obecnie przynajmniej nie wywalił się na tyłek.
"Także nie zadręczaj się tym, okej?"
Odetchnął mimo wszystko z ulgą, chowając na chwilę twarz w ramionach.
— Raaany, całe szczęście! Myślałem, że powiedziałem coś nie tak i przez to zrobiło ci się gorzej. W sensie wiem, że czasem nawet jedno słowo potrafi przywołać niemiłe wspomnienia... ale to miło z twojej strony, że mi powiedziałaś. Spokojnie, nie zamierzam cię wypytywać, o co chodzi. Każdy z nas ma rzeczy, którymi nie chce się dzielić z innymi. A już na pewno nie pierwszą lepszą napotkaną osobą. Chociaż czasem podobno łatwiej się zwierzyć obcemu, więc gdybyś kiedykolwiek w przyszłości potrzebowała kogoś, kto cię wysłucha, to możesz do mnie napisać — wyciągnął swój telefon i podał Kianie, kładąc go ostrożnie na jej kolanach z odpalonym messengerem.
— Oczywiście jeśli nie chcesz, to zrozumiem! Nie obrażę się! — uśmiechnął się nieco zmieszany własną propozycją i faktem, że kobieta mogła go odebrać jako natarczywego. A w końcu nie o to mu chodziło.
“Może i tak,” wzruszyła ramionami zaciskając i rozprostowując palce rąk. Jace nie mylił się w swojej analizie. No przynajmniej nie w stu procentach. Tak, nie uważała sięgania po broń za przyjemność czy jedyną, słuszną drogę. Z drugiej strony w swoim życiu spotkała takie szumowiny, że palce ją świerzbiły by nacisnąć na spust i władować w nich cały magazynek. Niektórzy po prostu nie zasługiwali na drugą szansę, jaką z jej perspektywy dawało więzienie. Nie wierzyła też, że ludzie którzy dopuścili się najgorszych rzeczy potrafili się zmienić tylko dlatego, że zostali pozbawieni wolności. Ten świat nie był aż tak piękny.
Powędrowała za nim wzrokiem, kiedy przed nią ukucnął i lekko skołowana uniosła brew. Śmieszne, że nawet kucając twarz blondyna była praktycznie na wysokości jej własnej. Ile on w zasadzie miał wzrostu…
Wyrzuciła resztkę papierosa na ziemię, nie chcąc by Jace wdychał dym. To był jej rak, nie jego.
Odwzajemniła uśmiech, z tym, że jej był ledwie uniesionymi kącikami ust i nie dochodził do jej oczu. Ale starała się.
“I to w pierwszej kolejności,” dodała już mocniejszym głosem. Skinęła głową słysząc jego kolejne słowa, ale nadal uważała, że widział za dużo. Uspokajał ją jedynie fakt, że w porównaniu z innymi, chłopak nie wydawał się być osobą, która chciałaby wykorzystać jej słabość przeciwko niej.
Przekrzywiła głowę lekko na bok, skupiając się na kolejnym monologu. Jak dobrze, że on tyle mówił. Dzięki temu miała czas by pozbierać się do kupy.
Westchnęła i przez chwilę biła się z własnymi myślami. Zaoferowanie się by mogła dać upust swoim lękom było poniekąd kuszące. Jednocześnie nigdy nie obarczyłaby go wiedzą na temat swojej przeszłości. Była ona zbyt okrutna i tragiczna. A on za młody. Zdecydowanie za młody.
Nadal milcząc, spojrzała na telefon na swoich kolanach i pod wpływem impulsu wzięła go w dłonie by potem ostrożnie objąć chłopaka za szyje.
Zwykle stroniła od dotyku, ale w tym momencie wydawało jej się to jedyną słuszną drogą by okazać swoją wdzięczność.
“Dziękuje i przepraszam,” powiedziała, mając swoją twarz przy jego uchu, po czym puściła go i wyprostowała się, robiąc dwa kroki w tył. Potrzebowała dystansu i nie chciała go przytłaczać. Na telefonie Jace’a dodała do siebie kontakt, a także dodatkowo zapisała mu swój numer telefonu.
“Możesz pisać i dzwonić o każdej porze dnia czy nocy. Bezpośrednio na numer albo messenger,” podała mu urządzenie z lekkim uśmiechem.
Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale w tym samym momencie jej własna komórka zawibrowała. Wyciągnęła ją z kieszeni, a widząc kto dzwoni westchnęła. Odebrała połączenie i przyłożyła telefon do ucha.
“Tak, Leslie?… Co?… I mówisz mi o tym dopiero teraz?… To w takim razie gdzie się podziali?… A cokolwiek wiesz?… Dobra, nie ważne. Zabieraj się stamtąd. Czekam na dole,” rozłączyła się przeklinając pod nosem. Od samego początku czuła, że to zadanie to była jedna wielka strata czasu i miała rację. Zamknęła bagażnik i spojrzała na blondyna.
“Może Cię gdzieś podrzucić? Nie chcę, żebyś się szlajał po tym dystrykcie sam,”
Powędrowała za nim wzrokiem, kiedy przed nią ukucnął i lekko skołowana uniosła brew. Śmieszne, że nawet kucając twarz blondyna była praktycznie na wysokości jej własnej. Ile on w zasadzie miał wzrostu…
Wyrzuciła resztkę papierosa na ziemię, nie chcąc by Jace wdychał dym. To był jej rak, nie jego.
Odwzajemniła uśmiech, z tym, że jej był ledwie uniesionymi kącikami ust i nie dochodził do jej oczu. Ale starała się.
“I to w pierwszej kolejności,” dodała już mocniejszym głosem. Skinęła głową słysząc jego kolejne słowa, ale nadal uważała, że widział za dużo. Uspokajał ją jedynie fakt, że w porównaniu z innymi, chłopak nie wydawał się być osobą, która chciałaby wykorzystać jej słabość przeciwko niej.
Przekrzywiła głowę lekko na bok, skupiając się na kolejnym monologu. Jak dobrze, że on tyle mówił. Dzięki temu miała czas by pozbierać się do kupy.
Westchnęła i przez chwilę biła się z własnymi myślami. Zaoferowanie się by mogła dać upust swoim lękom było poniekąd kuszące. Jednocześnie nigdy nie obarczyłaby go wiedzą na temat swojej przeszłości. Była ona zbyt okrutna i tragiczna. A on za młody. Zdecydowanie za młody.
Nadal milcząc, spojrzała na telefon na swoich kolanach i pod wpływem impulsu wzięła go w dłonie by potem ostrożnie objąć chłopaka za szyje.
Zwykle stroniła od dotyku, ale w tym momencie wydawało jej się to jedyną słuszną drogą by okazać swoją wdzięczność.
“Dziękuje i przepraszam,” powiedziała, mając swoją twarz przy jego uchu, po czym puściła go i wyprostowała się, robiąc dwa kroki w tył. Potrzebowała dystansu i nie chciała go przytłaczać. Na telefonie Jace’a dodała do siebie kontakt, a także dodatkowo zapisała mu swój numer telefonu.
“Możesz pisać i dzwonić o każdej porze dnia czy nocy. Bezpośrednio na numer albo messenger,” podała mu urządzenie z lekkim uśmiechem.
Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale w tym samym momencie jej własna komórka zawibrowała. Wyciągnęła ją z kieszeni, a widząc kto dzwoni westchnęła. Odebrała połączenie i przyłożyła telefon do ucha.
“Tak, Leslie?… Co?… I mówisz mi o tym dopiero teraz?… To w takim razie gdzie się podziali?… A cokolwiek wiesz?… Dobra, nie ważne. Zabieraj się stamtąd. Czekam na dole,” rozłączyła się przeklinając pod nosem. Od samego początku czuła, że to zadanie to była jedna wielka strata czasu i miała rację. Zamknęła bagażnik i spojrzała na blondyna.
“Może Cię gdzieś podrzucić? Nie chcę, żebyś się szlajał po tym dystrykcie sam,”
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Strefa Opuszczonych Fabryk
Pon Gru 13, 2021 6:23 pm
Pon Gru 13, 2021 6:23 pm
"I to w pierwszej kolejności."
— No wiadomo! Nigdy wcześniej nie udało mi się poznać kogoś tak fajnego, kto pracowałby w służbach — wyszczerzył się wesoło, zaraz zastanawiając się nieco nad własnymi słowami.
— W sumie to nie miałem zbyt wiele do czynienia ze służbami... wiem, że ludzie strasznie teraz narzekają, ale szczerze mówiąc uważam, że to bardzo nie fair. Od kiedy nas zamknęli, mamy praktycznie jedną komendę główną na całe miasto, które opanował jeden wielki chaos. Ciężko oczekiwać, że pojedyncze posterunki dadzą radę wszystko bezproblemowo ogarnąć. Skoro tak bardzo im się nie podoba cała ta sytuacja to niech się zgłoszą na staż. A-aa, znaczy p-przepraszam nie chciałem tu rzucać jakiegoś kolejnego monologu, albo insynuować, że ludzie was nie lubią! — powiedział szybko, drapiąc się z zakłopotaniem po karku. Niby kobieta i tak nie krytykowała go jakoś za to aż nazbyt aktywne gadanie, ale skoro nadal nieco kiepsko się czuła, wolał jej dodatkowo nie dokładać. Nie wiedział w końcu, czy nie była jakoś mocno wyczulona na punkcie swojej pracy. Chociaż raczej się na to nie zapowiadało.
Gdy nagle białowłosa go objęła, zamrugał trzykrotnie, wyraźnie zaskoczony. Jakby nie patrzeć, spodziewał się, że będzie stronić od kontaktu fizycznego. Zaraz zaśmiał się jednak wesoło i objął ją ostrożnie, poklepując delikatnie po plecach, nim opuścił dłonie, by nie naruszać zbytnio jej strefy osobistej. Dość sporo osób funkcjonowało według zależności "ja mogę dotykać ciebie, ty nie możesz dotykać mnie". A jako że Jonathanowi było wszystko jedno i nie miał problemów z tym, że ktoś kładł na nim ręce — to i tak nijak nie protestował.
— Naprawdę nie masz za co przepraszać — odebrał od niej swój telefon i od razu puścił jej sygnał, by mogła zapisać go sobie w kontaktach. Na messengerze mógł się odezwać nieco później.
Wstał z miejsca i dopił do końca energetyka, dobitnie ignorując ból w udzie przy wstawaniu. I tak zmalał równie szybko, co się pojawił. Ręka pozostawała dużo gorsza, nawet jeśli maść Kiany robiła swoje.
— Hm… wiesz może… gdzie jest to China Town? — zapytał nieśmiało, nie do końca pewien czy powinien w ogóle o to prosić. W jego głowie pojawiło się jednak to samo uczucie, którego posłuchał zupełnie automatycznie.
Nie chciał jej martwić. A dobrze wiedział, że szlajanie się po dystrykcie C, nie należało do najmądrzejszych pomysłów.
— Mogę zapłacić częściowo za przejazd! Wystarczy, że podeślesz mi numer konta na messengerze.
— No wiadomo! Nigdy wcześniej nie udało mi się poznać kogoś tak fajnego, kto pracowałby w służbach — wyszczerzył się wesoło, zaraz zastanawiając się nieco nad własnymi słowami.
— W sumie to nie miałem zbyt wiele do czynienia ze służbami... wiem, że ludzie strasznie teraz narzekają, ale szczerze mówiąc uważam, że to bardzo nie fair. Od kiedy nas zamknęli, mamy praktycznie jedną komendę główną na całe miasto, które opanował jeden wielki chaos. Ciężko oczekiwać, że pojedyncze posterunki dadzą radę wszystko bezproblemowo ogarnąć. Skoro tak bardzo im się nie podoba cała ta sytuacja to niech się zgłoszą na staż. A-aa, znaczy p-przepraszam nie chciałem tu rzucać jakiegoś kolejnego monologu, albo insynuować, że ludzie was nie lubią! — powiedział szybko, drapiąc się z zakłopotaniem po karku. Niby kobieta i tak nie krytykowała go jakoś za to aż nazbyt aktywne gadanie, ale skoro nadal nieco kiepsko się czuła, wolał jej dodatkowo nie dokładać. Nie wiedział w końcu, czy nie była jakoś mocno wyczulona na punkcie swojej pracy. Chociaż raczej się na to nie zapowiadało.
Gdy nagle białowłosa go objęła, zamrugał trzykrotnie, wyraźnie zaskoczony. Jakby nie patrzeć, spodziewał się, że będzie stronić od kontaktu fizycznego. Zaraz zaśmiał się jednak wesoło i objął ją ostrożnie, poklepując delikatnie po plecach, nim opuścił dłonie, by nie naruszać zbytnio jej strefy osobistej. Dość sporo osób funkcjonowało według zależności "ja mogę dotykać ciebie, ty nie możesz dotykać mnie". A jako że Jonathanowi było wszystko jedno i nie miał problemów z tym, że ktoś kładł na nim ręce — to i tak nijak nie protestował.
— Naprawdę nie masz za co przepraszać — odebrał od niej swój telefon i od razu puścił jej sygnał, by mogła zapisać go sobie w kontaktach. Na messengerze mógł się odezwać nieco później.
Wstał z miejsca i dopił do końca energetyka, dobitnie ignorując ból w udzie przy wstawaniu. I tak zmalał równie szybko, co się pojawił. Ręka pozostawała dużo gorsza, nawet jeśli maść Kiany robiła swoje.
— Hm… wiesz może… gdzie jest to China Town? — zapytał nieśmiało, nie do końca pewien czy powinien w ogóle o to prosić. W jego głowie pojawiło się jednak to samo uczucie, którego posłuchał zupełnie automatycznie.
Nie chciał jej martwić. A dobrze wiedział, że szlajanie się po dystrykcie C, nie należało do najmądrzejszych pomysłów.
— Mogę zapłacić częściowo za przejazd! Wystarczy, że podeślesz mi numer konta na messengerze.
”Huh, jakoś mnie to nie dziwi” odpowiedziała szczerze i choć nie uważała się za wybitny przejaw fajności, tak zdecydowanie chłopak mógł trafić gorzej.
Spojrzała na płonący samochód, przypominając sobie o jego istnieniu. No tak. W końcu to był powód tego całego zajścia. Powinna pewnie wezwać straż pożarną, albo chociaż patrol by zabezpieczyli wrak. Ta myśl została jednak przerwana, gdy usłyszała głos chłopaka.
”Wiesz Jace, prawda jest taka, że ludzie mają racje. Policja najwyraźniej dała za wygraną gdy miasto się zamknęło. Nie jestem tu nawet rok, a zdążyłam zderzyć się ze ścianą więcej razy niżbym chciała. A liczba policjantów którym się chce cokolwiek robić…, cóż. Jest ich pewnie mniej niż dycha,” westchnęła parskając pod nosem, jakby to co przed chwilą powiedziała było zabawne. ”Tak czy inaczej nie jest lekko,” dokończyła ze zrezygnowaniem w głosie.
Po tym jak blondyn przesłał jej swój numer zapisała go w kontaktach. Chciała mieć pewność, że w przyszłości odbierze gdy będzie dzwonić. W międzyczasie wysłała także krótką wiadomość do centrali, by wysłali patrol oraz straż pożarną do płonącego BMW.
Mimo, że nadal czuła się nieco rozstrzęsiona była w stanie jako tako funkcjonować. Przynajmniej dopóki znajdowała się w towarzystwie.
Chciała jeszcze odpowiedzieć Jace’owi na temat wspomnianego China Town, ale w tym samym momencie podszedł do nich czarnowłosy.
— O, nie wiedziałem, że ten chłopak nadal tu jest. Aresztujemy go?— Leslie zmrużył podejrzliwie oczy robiąc krok w stronę Jace’a, jednocześnie sięgając po schowane za paskiem kajdanki. Kiana przeklnęła siarczyście pod nosem i stanęła na jego drodze, zasłaniając tym samym blondyna.
”Nikogo nie aresztujesz. Chłopak to moja sprawa. A ty przestań na prawo i lewo obnosić się z odznaką i właź do samochodu, zanim ktoś nas wyczai,” widziała, że Leslie ponownie otwiera usta by coś powiedzieć, ale kobieta podniosła dłoń, tym samym go uciszając. “I ani słowa więcej,” Leslie wyraźnie się obruszył, ale po rzuceniu Jace’owi ostatniego spojrzenia wsiadł do samochodu.
Kiana przeczesała włosy wzdychając. Odwróciła się do blondyna i przepraszającym wzrokiem odnalazła jego twarz.
”Wybacz to. Leslie, dopiero co opuścił akademię. Jeszcze daleka droga przed nim,” przerwała rozglądając się nerwowo na boki. ”Zdaje się, że mówiłeś coś o China Town, tak? Masz tam jakieś konkretne miejsce?” Podeszła do tylnich drzwi, które następnie otworzyła, dając tym samym sygnał blondynowi, że może wsiadać.
— Mogę zapłacić częściowo za przejazd! Wystarczy, że podeślesz mi numer konta na messengerze.— Pokręciła głową, stukając paznokciami o szybę.
”To służbowa podwózka, Jace, a to znaczy, że całkowicie na koszt miasta. W końcu, ile razy jechałeś nieoznakowanym radiowozem, co?” Pamiętając jego entuzjazm wobec jej zawodu była przekonana, że przejażdżka mu się spodoba. Może nawet włączy gongi by chłopak miał jeszcze większy fun?
Spojrzała na płonący samochód, przypominając sobie o jego istnieniu. No tak. W końcu to był powód tego całego zajścia. Powinna pewnie wezwać straż pożarną, albo chociaż patrol by zabezpieczyli wrak. Ta myśl została jednak przerwana, gdy usłyszała głos chłopaka.
”Wiesz Jace, prawda jest taka, że ludzie mają racje. Policja najwyraźniej dała za wygraną gdy miasto się zamknęło. Nie jestem tu nawet rok, a zdążyłam zderzyć się ze ścianą więcej razy niżbym chciała. A liczba policjantów którym się chce cokolwiek robić…, cóż. Jest ich pewnie mniej niż dycha,” westchnęła parskając pod nosem, jakby to co przed chwilą powiedziała było zabawne. ”Tak czy inaczej nie jest lekko,” dokończyła ze zrezygnowaniem w głosie.
Po tym jak blondyn przesłał jej swój numer zapisała go w kontaktach. Chciała mieć pewność, że w przyszłości odbierze gdy będzie dzwonić. W międzyczasie wysłała także krótką wiadomość do centrali, by wysłali patrol oraz straż pożarną do płonącego BMW.
Mimo, że nadal czuła się nieco rozstrzęsiona była w stanie jako tako funkcjonować. Przynajmniej dopóki znajdowała się w towarzystwie.
Chciała jeszcze odpowiedzieć Jace’owi na temat wspomnianego China Town, ale w tym samym momencie podszedł do nich czarnowłosy.
— O, nie wiedziałem, że ten chłopak nadal tu jest. Aresztujemy go?— Leslie zmrużył podejrzliwie oczy robiąc krok w stronę Jace’a, jednocześnie sięgając po schowane za paskiem kajdanki. Kiana przeklnęła siarczyście pod nosem i stanęła na jego drodze, zasłaniając tym samym blondyna.
”Nikogo nie aresztujesz. Chłopak to moja sprawa. A ty przestań na prawo i lewo obnosić się z odznaką i właź do samochodu, zanim ktoś nas wyczai,” widziała, że Leslie ponownie otwiera usta by coś powiedzieć, ale kobieta podniosła dłoń, tym samym go uciszając. “I ani słowa więcej,” Leslie wyraźnie się obruszył, ale po rzuceniu Jace’owi ostatniego spojrzenia wsiadł do samochodu.
Kiana przeczesała włosy wzdychając. Odwróciła się do blondyna i przepraszającym wzrokiem odnalazła jego twarz.
”Wybacz to. Leslie, dopiero co opuścił akademię. Jeszcze daleka droga przed nim,” przerwała rozglądając się nerwowo na boki. ”Zdaje się, że mówiłeś coś o China Town, tak? Masz tam jakieś konkretne miejsce?” Podeszła do tylnich drzwi, które następnie otworzyła, dając tym samym sygnał blondynowi, że może wsiadać.
— Mogę zapłacić częściowo za przejazd! Wystarczy, że podeślesz mi numer konta na messengerze.— Pokręciła głową, stukając paznokciami o szybę.
”To służbowa podwózka, Jace, a to znaczy, że całkowicie na koszt miasta. W końcu, ile razy jechałeś nieoznakowanym radiowozem, co?” Pamiętając jego entuzjazm wobec jej zawodu była przekonana, że przejażdżka mu się spodoba. Może nawet włączy gongi by chłopak miał jeszcze większy fun?
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Strefa Opuszczonych Fabryk
Wto Gru 14, 2021 10:55 am
Wto Gru 14, 2021 10:55 am
Zastanowił się przez chwilę, cicho wzdychając.
— Skoro tak mówisz, to mogę ci tylko uwierzyć na słowo. Chyba za bardzo chciałbym wierzyć we wszystkich ludzi... chociaż nadal uważam, że gdybyście mieli dodatkowe ręce do pracy, to byłoby dużo łatwiej! Nic dziwnego, że wszyscy tracą morale, gdy są wystawiani na podobne sytuacje. Nie, żeby było to dobre, ale... — urwał swoje słowa w połowie, widząc nadchodzącego czarnowłosego. Drgnął nieznacznie, widząc wykonany przez niego ruch. Z jednej strony zdawał sobie sprawę z tego, że rzeczywiście jakoś na to zasługiwał. Z drugiej, gdyby jego rodzice dowiedzieli się o tym wszystkim... niepokój momentalnie zawładnął całą jego klatką piersiową.
"Nikogo nie aresztujesz."
Powstrzymał się przed odetchnięciem z ulgą. Spojrzał niepewnie na Kianę, zaraz wracając wzrokiem do Lesliego i uśmiechnął się przepraszająco. Jakby nie patrzeć to on narobił tu kłopotów.
— Nie jestem pewien... znaczy, niezbyt wiem, jak się nazywa. Umiem je znaleźć bardziej na intuicję. Pomyślałem, że skoro i tak jestem w pobliżu, to kupię jakieś jedzenie na obiad dla mojego rodzeństwa. Uwielbiają jedzenie z jednej z knajp w China Town. Swoją drogą jeśli też lubisz, to mogę ci podrzucić nazwę, gdy już sprawdzę! Jest naprawdę pyszne. Zarówno dania mięsne, jak i wegetariańskie — nie był w końcu pewien, jakie jedzenie preferowała.
Gdy tylko otworzyła drzwi auta, jego oczy wyraźnie rozbłysły. Wziął swoją puszkę z Redbullem, by nie śmiecić i wsiadł do środka, rozglądając się wokół.
— Rany, ale SUPER. Jak kończycie szkołę, to też was tak ekscytuje jeżdżenie podobnymi autami? Kiedyś to się kończy? Ja bym się chyba jarał za każdym razem. No bo to takie totalnie cool. Wykonujecie ekstra pracę i jeszcze macie ekstra samochody! — poklepał dłonią w kolano, by dać upust swoim emocjom, zaraz cicho sycząc. Trochę mu zajmie nim się przyzwyczai.
— W sumie to ciężko jest skończyć akademię? Macie dużo teorii czy więcej praktyki? A ktoś bez wykształcenia w tym kierunku może się zatrudnić na posterunku? Na przykład do pomagania przy papierkowej robocie? Bo tak w teren to wiadomo, że by się totalnie nie nadawał... ale zawsze jakaś pomoc. Chyba że macie jakieś odgórne prawo tego eee... jak to się nazywa. No takiego podtrzymania tajemnicy jakby. Że osoby postronne nie mogą mieć dostępu do kartoteki. To by miało nawet sens... chyba że umowa warunkuje coś na wzór NDA i wtedy sprawa jest załatwiona — mógłby po prostu dać im od razu dojść do słowa, ale po co skoro można ich było zasypać jeszcze większą liczbą pytań i gratisowym monologiem.
— Skoro tak mówisz, to mogę ci tylko uwierzyć na słowo. Chyba za bardzo chciałbym wierzyć we wszystkich ludzi... chociaż nadal uważam, że gdybyście mieli dodatkowe ręce do pracy, to byłoby dużo łatwiej! Nic dziwnego, że wszyscy tracą morale, gdy są wystawiani na podobne sytuacje. Nie, żeby było to dobre, ale... — urwał swoje słowa w połowie, widząc nadchodzącego czarnowłosego. Drgnął nieznacznie, widząc wykonany przez niego ruch. Z jednej strony zdawał sobie sprawę z tego, że rzeczywiście jakoś na to zasługiwał. Z drugiej, gdyby jego rodzice dowiedzieli się o tym wszystkim... niepokój momentalnie zawładnął całą jego klatką piersiową.
"Nikogo nie aresztujesz."
Powstrzymał się przed odetchnięciem z ulgą. Spojrzał niepewnie na Kianę, zaraz wracając wzrokiem do Lesliego i uśmiechnął się przepraszająco. Jakby nie patrzeć to on narobił tu kłopotów.
— Nie jestem pewien... znaczy, niezbyt wiem, jak się nazywa. Umiem je znaleźć bardziej na intuicję. Pomyślałem, że skoro i tak jestem w pobliżu, to kupię jakieś jedzenie na obiad dla mojego rodzeństwa. Uwielbiają jedzenie z jednej z knajp w China Town. Swoją drogą jeśli też lubisz, to mogę ci podrzucić nazwę, gdy już sprawdzę! Jest naprawdę pyszne. Zarówno dania mięsne, jak i wegetariańskie — nie był w końcu pewien, jakie jedzenie preferowała.
Gdy tylko otworzyła drzwi auta, jego oczy wyraźnie rozbłysły. Wziął swoją puszkę z Redbullem, by nie śmiecić i wsiadł do środka, rozglądając się wokół.
— Rany, ale SUPER. Jak kończycie szkołę, to też was tak ekscytuje jeżdżenie podobnymi autami? Kiedyś to się kończy? Ja bym się chyba jarał za każdym razem. No bo to takie totalnie cool. Wykonujecie ekstra pracę i jeszcze macie ekstra samochody! — poklepał dłonią w kolano, by dać upust swoim emocjom, zaraz cicho sycząc. Trochę mu zajmie nim się przyzwyczai.
— W sumie to ciężko jest skończyć akademię? Macie dużo teorii czy więcej praktyki? A ktoś bez wykształcenia w tym kierunku może się zatrudnić na posterunku? Na przykład do pomagania przy papierkowej robocie? Bo tak w teren to wiadomo, że by się totalnie nie nadawał... ale zawsze jakaś pomoc. Chyba że macie jakieś odgórne prawo tego eee... jak to się nazywa. No takiego podtrzymania tajemnicy jakby. Że osoby postronne nie mogą mieć dostępu do kartoteki. To by miało nawet sens... chyba że umowa warunkuje coś na wzór NDA i wtedy sprawa jest załatwiona — mógłby po prostu dać im od razu dojść do słowa, ale po co skoro można ich było zasypać jeszcze większą liczbą pytań i gratisowym monologiem.
Jakby nie patrzeć chłopak miał rację. Rąk do pracy brakowało.A dodając do tego marną pensję i ryzyko... nie było łatwo kogoś znaleźć.
Gdy Leslie wsiadł w końcu do auta odetchnęła z wyraźną ulgą. Jeśli przed końcem tego jej obowiązkowego wolontariatu go nie postrzeli to chłopak będzie miał szczęście. Musi coś wykombinować by się go pozbyć. Może by tak podrzucić go komuś na komendzie? Bob i tak wiecznie spał. Nawet nie zauważy. A ona przynajmniej będzie miała z głowy i Lesliego i papierkową robotę. A góra teczek w jej gabinecie tylko nieustannie rosła.
Skinęła głową podchodząc do drzwi kierowcy i jednym, sprawnym ruchem je otworzyła. Zanim wsiadła zamyśliła się chwilę nad słowami blondyna.
"Okej, w takim razie będziesz nawigował jak dojedziemy na miejsce," lekko się do niego uśmiechnęła. "I jeśli ta knajpa faktycznie jest tak dobra, podeślij mi nazwę," dodała przez ramię po czym wsiadła do samochodu zatrzaskując za sobą drzwi.
Odpaliła silnik, czekając aż Jace wskoczy do środka. Z kieszonki pod klamką wyjęła kolejnego redbulla, otworzyła i upiła łyk, zanim głos czarnowłosego rozbrzmiał po aucie.
- Komendant nie będzie zadowolony, że robimy za taksówkę. Ani z tego, że opuściłaś obserwację. Wiesz, że to pogwałcenie regulaminu i protokołów. Paragraf 7-
"Przymknij się w końcu," syknęła w jego kierunku, obdarzając go wściekłym spojrzeniem. "Pamiętaj, że ty też wyszedłeś z budynku. Więc jeśli ja oberwę, to ty także," dodała stanowczo, spoglądając we wsteczne lusterko na Jace'a. Puszkę z energetykiem włożyła do jednego z cupholderów i zmieniając bieg, raz jeszcze spojrzała na chłopaka siedzącego obok niej. "Jeśli masz coś jeszcze do dodania porozmawiamy na komendzie,"
-Niech będzie- odpowiedział jej obrażony, na co Kiana skinęła głową.
Powoli ruszyła, zaraz jednak przyspieszając i jak założyła wcześniej, gdy tylko znaleźli się parę przecznic od miejsca obserwacji włączyła niebieską sygnalizację.
Kąciki jej ust uniosły się w górę słysząc ekscytację w głosie blondyna. "Tu masz akurat rację, to się nigdy nie nudzi," usłyszała ciche prychnięcie ze strony Lesliego, ale postanowiła go zignorować. Stąpał po coraz cieńszym lodzie.
Zamiast wybuchnąć wzięła głęboki oddech, zaciskając palce na kierownicy i przyspieszając jeszcze bardziej. Jakby jej psychika i tak nie była już nadwyrężona.
Na kolejną lawinę pytań musiała poświęcić nieco więcej czasu. Postukała paznokciem o kierownicę, kątem oka patrząc na Lesliego. Och czyżby bał się prędkości? Kiana nacisnęła mocniej na pedał z gazem.
"Skończyć nie. Ale to ile z niej wyniesiesz zależy od Ciebie. Za moich czasów praktyka była mocno wyważona z teorią, ponownie zależy czy będziesz chciał wziąć ekstra kursy czy nie. Żeby pomagać przy papierach nie musisz kończyć Akademii. Wystarczy, że zgłosisz się na posterunek i pozytywnie przejdziesz weryfikację. I tak. Obowiązuje nas poufność także klauzula o jej zachowaniu musi zostać podpisana," złapała jego wzrok we wstecznym lusterku. "A co Jace? Interesuje Cię taka praca?" zapytała ze szczerą ciekawością.
-Może tak zamiast umilać czas chłopakowi patrzyłabyś na drogę i zwolniła co?- słysząc ton głosu Lesliego, westchnęła, zmieniła bieg i ostro skręciła. A gdzie się podział ten jego przesadzony szacunek do jej osoby?
Gdy Leslie wsiadł w końcu do auta odetchnęła z wyraźną ulgą. Jeśli przed końcem tego jej obowiązkowego wolontariatu go nie postrzeli to chłopak będzie miał szczęście. Musi coś wykombinować by się go pozbyć. Może by tak podrzucić go komuś na komendzie? Bob i tak wiecznie spał. Nawet nie zauważy. A ona przynajmniej będzie miała z głowy i Lesliego i papierkową robotę. A góra teczek w jej gabinecie tylko nieustannie rosła.
Skinęła głową podchodząc do drzwi kierowcy i jednym, sprawnym ruchem je otworzyła. Zanim wsiadła zamyśliła się chwilę nad słowami blondyna.
"Okej, w takim razie będziesz nawigował jak dojedziemy na miejsce," lekko się do niego uśmiechnęła. "I jeśli ta knajpa faktycznie jest tak dobra, podeślij mi nazwę," dodała przez ramię po czym wsiadła do samochodu zatrzaskując za sobą drzwi.
Odpaliła silnik, czekając aż Jace wskoczy do środka. Z kieszonki pod klamką wyjęła kolejnego redbulla, otworzyła i upiła łyk, zanim głos czarnowłosego rozbrzmiał po aucie.
- Komendant nie będzie zadowolony, że robimy za taksówkę. Ani z tego, że opuściłaś obserwację. Wiesz, że to pogwałcenie regulaminu i protokołów. Paragraf 7-
"Przymknij się w końcu," syknęła w jego kierunku, obdarzając go wściekłym spojrzeniem. "Pamiętaj, że ty też wyszedłeś z budynku. Więc jeśli ja oberwę, to ty także," dodała stanowczo, spoglądając we wsteczne lusterko na Jace'a. Puszkę z energetykiem włożyła do jednego z cupholderów i zmieniając bieg, raz jeszcze spojrzała na chłopaka siedzącego obok niej. "Jeśli masz coś jeszcze do dodania porozmawiamy na komendzie,"
-Niech będzie- odpowiedział jej obrażony, na co Kiana skinęła głową.
Powoli ruszyła, zaraz jednak przyspieszając i jak założyła wcześniej, gdy tylko znaleźli się parę przecznic od miejsca obserwacji włączyła niebieską sygnalizację.
Kąciki jej ust uniosły się w górę słysząc ekscytację w głosie blondyna. "Tu masz akurat rację, to się nigdy nie nudzi," usłyszała ciche prychnięcie ze strony Lesliego, ale postanowiła go zignorować. Stąpał po coraz cieńszym lodzie.
Zamiast wybuchnąć wzięła głęboki oddech, zaciskając palce na kierownicy i przyspieszając jeszcze bardziej. Jakby jej psychika i tak nie była już nadwyrężona.
Na kolejną lawinę pytań musiała poświęcić nieco więcej czasu. Postukała paznokciem o kierownicę, kątem oka patrząc na Lesliego. Och czyżby bał się prędkości? Kiana nacisnęła mocniej na pedał z gazem.
"Skończyć nie. Ale to ile z niej wyniesiesz zależy od Ciebie. Za moich czasów praktyka była mocno wyważona z teorią, ponownie zależy czy będziesz chciał wziąć ekstra kursy czy nie. Żeby pomagać przy papierach nie musisz kończyć Akademii. Wystarczy, że zgłosisz się na posterunek i pozytywnie przejdziesz weryfikację. I tak. Obowiązuje nas poufność także klauzula o jej zachowaniu musi zostać podpisana," złapała jego wzrok we wstecznym lusterku. "A co Jace? Interesuje Cię taka praca?" zapytała ze szczerą ciekawością.
-Może tak zamiast umilać czas chłopakowi patrzyłabyś na drogę i zwolniła co?- słysząc ton głosu Lesliego, westchnęła, zmieniła bieg i ostro skręciła. A gdzie się podział ten jego przesadzony szacunek do jej osoby?
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach