▲▼
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
First topic message reminder :
TEREN JACKALS
Zatoka
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Dosyć gęsto rosnące drzewa sprawiają, że zatoka jest odcięta od pozostałej części plaży i dzięki temu na pewno daje większe poczucie prywatności. Kiedyś miejsce było często odwiedzane przez pary chcące spędzić romantyczną randkę z dala od wścibskich oczu innych. Teraz mało kto zapuszcza się na te tereny, a już na pewno nie w pojedynkę. Liczne odkopane ciała skutecznie zniechęciły mieszkańców do częstego odwiedzania zatoki. W końcu mało kto czuje się dobrze i bezpiecznie gdzieś, gdzie przypadkiem może nadepnąć na nieudolnie zakopane zwłoki. Bądź zużytą prezerwatywę. I nie pomogą tu nawet piękne widoki.
Chłopak chciał dobrze, wiedziała o tym. Co więcej, jego brawurowa akcja okazała się dużo bardziej skuteczna niż jej próby. Więc tak, była mu wdzięczna. Jednocześnie była wściekła na samą siebie, że w ogóle doprowadziła do sytuacji, w której Jace ryzykował. Doprawdy wybitna z niej glina.
"Nie przepraszaj," westchnęła i powierzyła mu zajęcie się dziewczyną. Z ich dwójki nadawał się do tego dużo bardziej. Plus im dalej znajdzie się od łodzi tym lepiej.
Swoją uwagę ponownie skupiła na dwóch mężczyznach, jednocześnie rozglądała się po pokładzie w poszukiwaniu liny bądź czegoś podobnego. Odeszła od burty i z kieszeni kurtki wyjęła parę kajdanek, które chyba podświadomie schowała, wychodząc wcześniej z komendy. Nałożyła je na nadgarstki Chada, po czym ponownie podeszła na brzeg łodzi, chwiejąc się na boki. Uhgr jeszcze trochę i jej zrobi się niedobrze. Oparła się o brzeg łodzi dla utrzymania równowagi.
Mężczyzna wrzucony do wody najwyraźniej faktycznie nie potrafił pływać. Jadaczka mu się nie zamykała, ale jeśli mówił prawdę, to wkrótce czekała ją szybka akcja w Black Zone. Kątem oka spojrzała na nieprzytomnego mężczyznę.
"Chad mówisz..." skrzyżowała ramiona na piersi prostując się i stając w lekkim rozkroku by łatwiej było jej utrzymać równowagę. "Nazwa burdelu i dokładna lokalizacja, a wtedy zastanowię się, czy Ci pomóc. W innym przypadku," uniosła broń, celując z niej prosto między oczy mężczyzny. "Staniesz się pokarmem dla tego całego szajsu co pływa w tych wodach. I radzę mnie nie testować," ostry ton głosu kobiety może i nie pasował do jej postury i wyglądu, ale zdecydowanie nie należało jej lekceważyć.
Obróciła się lekko by móc spojrzeć na Jace i uratowaną dziewczynę. Westchnęła i choć bardzo nie chciała tego robić nie bardzo miała wybór. Chad był źródłem informacji, których potrzebowała, a trzymanie jego współpracownika w wodzie na dłuższą metę też nie wchodziło w grę. Sama jednak nie da rady przenieść jednego na brzeg. Potrzebowała do tego Jace'a.
"Jace! Możesz tu podejść?" krzyknęła przez ramię i choć nadal sprawiało jej to jakiś dyskomfort, z minuty na minutę było to coraz bardziej znośne.
"Nie przepraszaj," westchnęła i powierzyła mu zajęcie się dziewczyną. Z ich dwójki nadawał się do tego dużo bardziej. Plus im dalej znajdzie się od łodzi tym lepiej.
Swoją uwagę ponownie skupiła na dwóch mężczyznach, jednocześnie rozglądała się po pokładzie w poszukiwaniu liny bądź czegoś podobnego. Odeszła od burty i z kieszeni kurtki wyjęła parę kajdanek, które chyba podświadomie schowała, wychodząc wcześniej z komendy. Nałożyła je na nadgarstki Chada, po czym ponownie podeszła na brzeg łodzi, chwiejąc się na boki. Uhgr jeszcze trochę i jej zrobi się niedobrze. Oparła się o brzeg łodzi dla utrzymania równowagi.
Mężczyzna wrzucony do wody najwyraźniej faktycznie nie potrafił pływać. Jadaczka mu się nie zamykała, ale jeśli mówił prawdę, to wkrótce czekała ją szybka akcja w Black Zone. Kątem oka spojrzała na nieprzytomnego mężczyznę.
"Chad mówisz..." skrzyżowała ramiona na piersi prostując się i stając w lekkim rozkroku by łatwiej było jej utrzymać równowagę. "Nazwa burdelu i dokładna lokalizacja, a wtedy zastanowię się, czy Ci pomóc. W innym przypadku," uniosła broń, celując z niej prosto między oczy mężczyzny. "Staniesz się pokarmem dla tego całego szajsu co pływa w tych wodach. I radzę mnie nie testować," ostry ton głosu kobiety może i nie pasował do jej postury i wyglądu, ale zdecydowanie nie należało jej lekceważyć.
Obróciła się lekko by móc spojrzeć na Jace i uratowaną dziewczynę. Westchnęła i choć bardzo nie chciała tego robić nie bardzo miała wybór. Chad był źródłem informacji, których potrzebowała, a trzymanie jego współpracownika w wodzie na dłuższą metę też nie wchodziło w grę. Sama jednak nie da rady przenieść jednego na brzeg. Potrzebowała do tego Jace'a.
"Jace! Możesz tu podejść?" krzyknęła przez ramię i choć nadal sprawiało jej to jakiś dyskomfort, z minuty na minutę było to coraz bardziej znośne.
— Nie mam pojęcia! Nie robimy przetargów w burdelu, wiem po prostu, że jest, ale można tam trafić tylko na specjalne zaproszenie. Z reguły umawiamy się z nimi w jakimś hotelu, prezentujemy swój towar, a oni decydują co dalej. Przysięgam, że nic nie wiem, Chad za każdym razem umawia się z nimi w innym miejscu. I nigdy nie przychodzi ta sama osoba. Na pewno stoi za tym jakaś gruba ryba, która posyła na miejsce swoje pionki, by zapewnić sobie bezpieczeństwo. Jesteśmy tylko pachołkami, okej? — nie wyglądało na to, by mężczyzna kłamał. Jakby nie patrzeć, od początku sypał dość solidnie. Mógł rzecz jasna wymyślać wszystko na poczekaniu, albo lecieć z jakimś przygotowanym scenariuszem, ale ciężko było to ot tak stwierdzić.
— Błagam, wyciągnij mnie stąd, nie chcę umierać, nie mam już siły! — jak na rosłego mężczyznę, rzeczywiście nie wydawało się, by miał nieskończoną staminę. Być może chodziło o sam ciężar, który nieustannie ciągnął go w dół. A może fakt, że cały czas machał rękami z wysoko uniesioną głową, parskając gdy drobna fala próbowała się dostać do jego ust.
Jace obrócił się w stronę dźwięku, zaraz patrząc na wciśniętą w niego dziewczynę.
— Hej, powiesz mi, jak się nazywasz?
— N-Natalie.
— Natalie, mogę cię prosić, żebyś się stąd nie ruszała? Wygląda na to, że Kiana potrzebuje pomocy.
— Nie, nie zostawiaj mnie, proszę — wyraźnie spanikowała, łapiąc go kurczowo za rękaw. Zawahał się przez chwilę, nim ułożył ostrożnie dłonie na jej twarzy. W przypadku jego rodzeństwa często działało, choć dziwnie było mu nieco stosować podobny ruch wobec obcej dziewczyny.
— Obiecuję, że zaraz do ciebie wrócę. Nie zostawię cię samej. Po prostu tu poczekaj, dobrze? Nigdzie nie idź. Nie chcę, żebyś się do nich zbliżała, ale nie możemy pozwolić, by uszło im płazem to... to co ci zrobili — chwilowe ukłucie w klatce piersiowej, sprawiło, że prawie się skrzywił. Udało mu się jednak zachować poważną, zdecydowaną minę. W końcu dziewczyna kiwnęła powoli głową i wypuściła go, siadając na piasku. Owinęła się kurczowo jego kurtką i objęła kolana rękami. Spojrzał na nią raz jeszcze, nim ruszył w stronę Kiany wchodząc ponownie na łódkę, mimowolnie próbując się zorientować w sytuacji.
— Um... K-Kiana, on chyba się topi — powiedział niepewnie, patrząc na jednego z mężczyzn, który właśnie poszedł dość gwałtownie pod wodę. I choć powinien poczekać na jakąkolwiek decyzję, zupełnie odruchowo podszedł do ścianki, wyciągając rękę, by złapać go za pojawiającą się nad taflą wody koszulkę.
— Proszę Pana? Da Pan radę się złapać łódki? — odpowiedziało mu kilka kaszlnięć, nim oprych faktycznie złapał się łódki rękami, ciężko dysząc. Jace cofnął się o krok, zaraz podchodząc do nieprzytomnego Chada. Usiadł na ziemi i uniósł ostrożnie jego głowę do góry, sprawdzając jej tył. Spory siniak na tyle jak nic mógł spowodować wstrząs mózgu. Nos też nie wyglądał za dobrze, ale przestał już krwawić. To pierwszy uraz był większym zmartwieniem. Przyłożył go ostrożnie na bok, na wypadek gdyby miał się nagle obudzić i zacząć wymiotować. Powinni w końcu trafić do więzienia, a nie umierać. Śmierć w zemście nigdy nie była rozwiązaniem.
— Błagam, wyciągnij mnie stąd, nie chcę umierać, nie mam już siły! — jak na rosłego mężczyznę, rzeczywiście nie wydawało się, by miał nieskończoną staminę. Być może chodziło o sam ciężar, który nieustannie ciągnął go w dół. A może fakt, że cały czas machał rękami z wysoko uniesioną głową, parskając gdy drobna fala próbowała się dostać do jego ust.
Jace obrócił się w stronę dźwięku, zaraz patrząc na wciśniętą w niego dziewczynę.
— Hej, powiesz mi, jak się nazywasz?
— N-Natalie.
— Natalie, mogę cię prosić, żebyś się stąd nie ruszała? Wygląda na to, że Kiana potrzebuje pomocy.
— Nie, nie zostawiaj mnie, proszę — wyraźnie spanikowała, łapiąc go kurczowo za rękaw. Zawahał się przez chwilę, nim ułożył ostrożnie dłonie na jej twarzy. W przypadku jego rodzeństwa często działało, choć dziwnie było mu nieco stosować podobny ruch wobec obcej dziewczyny.
— Obiecuję, że zaraz do ciebie wrócę. Nie zostawię cię samej. Po prostu tu poczekaj, dobrze? Nigdzie nie idź. Nie chcę, żebyś się do nich zbliżała, ale nie możemy pozwolić, by uszło im płazem to... to co ci zrobili — chwilowe ukłucie w klatce piersiowej, sprawiło, że prawie się skrzywił. Udało mu się jednak zachować poważną, zdecydowaną minę. W końcu dziewczyna kiwnęła powoli głową i wypuściła go, siadając na piasku. Owinęła się kurczowo jego kurtką i objęła kolana rękami. Spojrzał na nią raz jeszcze, nim ruszył w stronę Kiany wchodząc ponownie na łódkę, mimowolnie próbując się zorientować w sytuacji.
— Um... K-Kiana, on chyba się topi — powiedział niepewnie, patrząc na jednego z mężczyzn, który właśnie poszedł dość gwałtownie pod wodę. I choć powinien poczekać na jakąkolwiek decyzję, zupełnie odruchowo podszedł do ścianki, wyciągając rękę, by złapać go za pojawiającą się nad taflą wody koszulkę.
— Proszę Pana? Da Pan radę się złapać łódki? — odpowiedziało mu kilka kaszlnięć, nim oprych faktycznie złapał się łódki rękami, ciężko dysząc. Jace cofnął się o krok, zaraz podchodząc do nieprzytomnego Chada. Usiadł na ziemi i uniósł ostrożnie jego głowę do góry, sprawdzając jej tył. Spory siniak na tyle jak nic mógł spowodować wstrząs mózgu. Nos też nie wyglądał za dobrze, ale przestał już krwawić. To pierwszy uraz był większym zmartwieniem. Przyłożył go ostrożnie na bok, na wypadek gdyby miał się nagle obudzić i zacząć wymiotować. Powinni w końcu trafić do więzienia, a nie umierać. Śmierć w zemście nigdy nie była rozwiązaniem.
Prychnęła, a na jej usta wpełzł maleńki uśmiech, który nie miał absolutnie nic wspólnego z rozbawieniem. Cały czas trzymając broń wycelowaną w mężczyznę, przechyliła głowę na bok, przymrużając powieki. Och miała ochotę pociągnąć za spust. Skurwielowi się należało. I tak było to nic w porównaniu z tym, co przeszły porwane przez niego dzieciaki. Ale gdzieś tam w głowie, głos rozsądku podpowiadał jej, że nie może tego zrobić. Nie na oczach Jace’a. Nie zaserwuje mu takiego doświadczenia.
“Wychodzi na to, że jesteś bezużyteczny. Póki co, tylko dajesz mi coraz więcej powodów by odstrzelić Ci łeb. Po co mam ratować kogoś, kto nic nie wie?” Jej głos ociekał jadem, jednocześnie ręka, która dzierżyła pistolet ani drgnęła.
—Błagam, wyciągnij mnie stąd, nie chcę umierać, nie mam już siły!— na te słowa zastygła, po czym nagle pochyliła się nad burtą.
Bezczelny gnojarz.
“A dziewczyny i chłopcy, których porwałeś chciały takiego losu?” Wycedziła przyciszonym głosem. Przesunęła lufę pistoletu ponownie na jego twarz.
“To miasto nie potrzebuje takiego śmiecia jak ty. Posyłając Cię na dno wyświadczę tylko przysługę sobie i innym, którzy spędzają dnie i noce na łapaniu Tobie podobnych,” kontynuowała nie kryjąc obrzydzenia wobec jego osoby. I pewnie by kontynuowała swój rant, gdyby nie pojawienie się blondyna.
—Um… K-Kiana, on chyba się topi — westchnęła, słysząc jego głos. Wyprostowała się, opuszczając broń wzdłuż nogi i nerwowo przeczesała włosy. Musiała się opanować. Nie chciała by Jace zaczął się jej bać lub by uznał ją za jakiegoś pozbawionego sumienia potwora.
“Jace zacze—,” ale zanim zdążyła dokończyć zdanie, on wychylił się przez krawędź łodzi i złapał za topiącego się mężczyznę, ratując go przed pewną śmiercią. Kiana zmarszczyła brwi i jeszcze bardziej była w szoku, kiedy blondyn podszedł do Chada i ułożył go w bezpiecznej pozycji.
Ten chłopak jest niemożliwy, pomyślała i ponownie skupiła się mężczyźnie, który z wszystkich sił chciał znaleźć się na powrót w łodzi.
“Lepiej niczego nie kombinuj. Jeden podejrzany ruch i raz na zawsze pożegnasz się z klejnotami,” syknęła zimno, odwracając się do Jace’a.
“Potrzebujemy liny lub taśmy by unieruchomić naszego pływaka. I jakoś przetransportować śpiącą królewnę na brzeg,” podrapała się w nogę, rozglądając po pokładzie. Wyciągnęła z kieszeni telefon i przeklnęła na brak zasięgu.
“Co z dziewczyną?” Zapytała przyciszonym głosem, chowając urządzenie z powrotem do spodni.
Jakimś cudem musiała ogarnąć wsparcie. I karetkę. Jednocześnie chciała przesłuchać Chada jak najszybciej i najlepiej bez świadków. Wyciągnie z niego wszystko, nie zważając na środki.
“Wychodzi na to, że jesteś bezużyteczny. Póki co, tylko dajesz mi coraz więcej powodów by odstrzelić Ci łeb. Po co mam ratować kogoś, kto nic nie wie?” Jej głos ociekał jadem, jednocześnie ręka, która dzierżyła pistolet ani drgnęła.
—Błagam, wyciągnij mnie stąd, nie chcę umierać, nie mam już siły!— na te słowa zastygła, po czym nagle pochyliła się nad burtą.
Bezczelny gnojarz.
“A dziewczyny i chłopcy, których porwałeś chciały takiego losu?” Wycedziła przyciszonym głosem. Przesunęła lufę pistoletu ponownie na jego twarz.
“To miasto nie potrzebuje takiego śmiecia jak ty. Posyłając Cię na dno wyświadczę tylko przysługę sobie i innym, którzy spędzają dnie i noce na łapaniu Tobie podobnych,” kontynuowała nie kryjąc obrzydzenia wobec jego osoby. I pewnie by kontynuowała swój rant, gdyby nie pojawienie się blondyna.
—Um… K-Kiana, on chyba się topi — westchnęła, słysząc jego głos. Wyprostowała się, opuszczając broń wzdłuż nogi i nerwowo przeczesała włosy. Musiała się opanować. Nie chciała by Jace zaczął się jej bać lub by uznał ją za jakiegoś pozbawionego sumienia potwora.
“Jace zacze—,” ale zanim zdążyła dokończyć zdanie, on wychylił się przez krawędź łodzi i złapał za topiącego się mężczyznę, ratując go przed pewną śmiercią. Kiana zmarszczyła brwi i jeszcze bardziej była w szoku, kiedy blondyn podszedł do Chada i ułożył go w bezpiecznej pozycji.
Ten chłopak jest niemożliwy, pomyślała i ponownie skupiła się mężczyźnie, który z wszystkich sił chciał znaleźć się na powrót w łodzi.
“Lepiej niczego nie kombinuj. Jeden podejrzany ruch i raz na zawsze pożegnasz się z klejnotami,” syknęła zimno, odwracając się do Jace’a.
“Potrzebujemy liny lub taśmy by unieruchomić naszego pływaka. I jakoś przetransportować śpiącą królewnę na brzeg,” podrapała się w nogę, rozglądając po pokładzie. Wyciągnęła z kieszeni telefon i przeklnęła na brak zasięgu.
“Co z dziewczyną?” Zapytała przyciszonym głosem, chowając urządzenie z powrotem do spodni.
Jakimś cudem musiała ogarnąć wsparcie. I karetkę. Jednocześnie chciała przesłuchać Chada jak najszybciej i najlepiej bez świadków. Wyciągnie z niego wszystko, nie zważając na środki.
Jace spojrzał na Kianę, zaraz wyciągając linę z kieszeni.
— Um... tym ją związali. Chyba się nada? — zapytał ostrożnie, przenosząc wzrok na mężczyznę, który leżał właśnie na podłodze, ciężko dysząc. Nie za długo. Zaraz podniósł się do góry i zwymiotował obficie do wody, w której jeszcze chwilę temu pływał. Nie do końca mu się dziwił, gdyby sam musiał łykać ten bród, też pewnie zwracałby cały swój posiłek.
— Nie do końca znam się na wiązaniach... — powiedział ostrożnie, trzymając linę daleko od siebie na rozluźnionych dłoniach, nie patrząc nawet w jej stronę. Wyraźnie czekał aż Kiana ją od niego weźmie. Nie do końca chciał mieć z nią do czynienia. Głowę miał zwróconą w stronę brzegu.
— ... och, mogę go ponieść. To nie problem — może i mężczyzna zdecydowanie nie miał należeć do najlżejszych, ale przynajmniej nie był tak napakowany jak ten, który właśnie wyzbywał się zawartości swojego żołądka.
"Co z dziewczyną?"
Zawahał się, chyba nie do końca wiedząc jak odpowiedzieć.
— Nie wiem — powiedział cicho, podchodząc do Chada, by przyjrzeć mu się uważnie, szukając najlepszego kąta do podniesienia go w górę. Swoją drogą, dość długo się nie budził. Naprawdę musiała mu solidnie przywalić. Nie, żeby na to nie zasłużył, ale Everett mimo wszystko zaczynał się nieznacznie niepokoić.
— Była przemarznięta, więc dałem jej swoją kurtkę — co powoli dawało mu się we znaki, gdy adrenalina zaczęła schodzić do swojego standardowego poziomu — i płakała. Dużo płakała. Ale teraz jest chyba lepiej. To raczej nie jest dobry pomysł, żeby ich do niej zabierać.
Jego telefon zapikał nagle cicho, momentalnie podrywając jego rękę do góry.
— Mam zasięg! — powiedział nieznacznie podniesionym głosem, zaraz wyciągając go w jej stronę. Najlepiej wiedziała, czy powinni wezwać kogoś konkretnie z imienia. Jeśli z kolei kazała mu po prostu zadzwonić na 911, tak też zrobi, podając wszystkie szczegóły odnośnie wydarzenia i ich lokacji.
— Nadal go wyciągamy na brzeg? — zapytał, wskazując na Chada. Nie chciał zbyt długo zostawiać Natalie samej.
— Um... tym ją związali. Chyba się nada? — zapytał ostrożnie, przenosząc wzrok na mężczyznę, który leżał właśnie na podłodze, ciężko dysząc. Nie za długo. Zaraz podniósł się do góry i zwymiotował obficie do wody, w której jeszcze chwilę temu pływał. Nie do końca mu się dziwił, gdyby sam musiał łykać ten bród, też pewnie zwracałby cały swój posiłek.
— Nie do końca znam się na wiązaniach... — powiedział ostrożnie, trzymając linę daleko od siebie na rozluźnionych dłoniach, nie patrząc nawet w jej stronę. Wyraźnie czekał aż Kiana ją od niego weźmie. Nie do końca chciał mieć z nią do czynienia. Głowę miał zwróconą w stronę brzegu.
— ... och, mogę go ponieść. To nie problem — może i mężczyzna zdecydowanie nie miał należeć do najlżejszych, ale przynajmniej nie był tak napakowany jak ten, który właśnie wyzbywał się zawartości swojego żołądka.
"Co z dziewczyną?"
Zawahał się, chyba nie do końca wiedząc jak odpowiedzieć.
— Nie wiem — powiedział cicho, podchodząc do Chada, by przyjrzeć mu się uważnie, szukając najlepszego kąta do podniesienia go w górę. Swoją drogą, dość długo się nie budził. Naprawdę musiała mu solidnie przywalić. Nie, żeby na to nie zasłużył, ale Everett mimo wszystko zaczynał się nieznacznie niepokoić.
— Była przemarznięta, więc dałem jej swoją kurtkę — co powoli dawało mu się we znaki, gdy adrenalina zaczęła schodzić do swojego standardowego poziomu — i płakała. Dużo płakała. Ale teraz jest chyba lepiej. To raczej nie jest dobry pomysł, żeby ich do niej zabierać.
Jego telefon zapikał nagle cicho, momentalnie podrywając jego rękę do góry.
— Mam zasięg! — powiedział nieznacznie podniesionym głosem, zaraz wyciągając go w jej stronę. Najlepiej wiedziała, czy powinni wezwać kogoś konkretnie z imienia. Jeśli z kolei kazała mu po prostu zadzwonić na 911, tak też zrobi, podając wszystkie szczegóły odnośnie wydarzenia i ich lokacji.
— Nadal go wyciągamy na brzeg? — zapytał, wskazując na Chada. Nie chciał zbyt długo zostawiać Natalie samej.
Huh, tego się nie spodziewała, ale skinęła głową.
"Tak, powinna wystarczyć," wyciągnęła dłoń, by odebrać linę, kiedy mężczyzna zaczął rzygać jak kot. Wzdrygnęła się, a słysząc dźwięki, jakie wydawał, jej samej zrobiło się niedobrze.
"Uhgr ohyda," burknęła pod nosem, biorąc oddech przez usta i przeniosła wzrok na Jace'a.
"Spokojnie zajmę się tym..., wiesz co, zrobimy inaczej," odebrała linę, ale zamiast podejść do pływaka, ukucnęła nad Chadem, zdejmując z jego nadgarstków kajdanki i sprawnie zastąpiła je liną. Wyprostowała się, rozglądając się dookoła.
"Jeśli dasz radę, to wystarczy, że wyniesiesz go na brzeg," powiedziała, stając ponownie z drugiej strony blondyna, by odseparować go od oprycha.
"Dobrze, dotrzymaj jej towarzystwa i czymś ją zajmij. Nic więcej nie jesteśmy na razie w stanie zrobić. Jak zbada ją lekarz, wtedy ja albo ktoś z wydziału zajmie się jej przesłuchaniem," Kiana odwróciła wzrok i szybko odnalazła dziewczynę, która nawet z tej odległości wyglądała na roztrzęsioną. "Chociaż wątpię, że powie coś przydatnego. Nie to, co ten tutaj," wskazała nogą na Chada.
Zmarszczyła brwi, patrząc na chłopaka. Nie mogła zostawić go bez kurtki. Zwiesiła głowę, i po chwili, schowała broń za pasek spodni, po czym ściągnęła własną skórę i podała ją Jace'owi. "Zanieś dziewczynie to, a sam się ubierz. Tylko..., tylko niech Ci ją później odda. To moja ulubiona," dopiero zostając w samym T-shircie, poczuła jak było zimno. Adrenalina na szczęście jeszcze płynęła w jej żyłach, ale nawet to nie miało trwać wiecznie. Odwróciła się, by nie widział dyskomfortu na jej twarzy. Wyjęła pistolet, ani na moment nie ufając bandytom.
Oczywiście miał rację, była niemal na sto procent pewna, że porwana dziewczyna wpadnie w histerię, jak zobaczy dwójkę oprawców. Jednocześnie wiedziała, że każda kolejna sekunda na łodzi dla niej samej skończy się chorobą morską. Po za tym, nie wiedziała jak Chad zareaguje gdy się ocknie. A wolałaby nie wylądować w wodzie.
"Obiecuje, że nie dopuszczę ani jednego, ani drugiego w pobliże... wiesz, jak ona się nazywa?" spytała z nieukrywaną ciekawością. Na wieść o zasięgu w telefonie odetchnęła z ulgą, zaraz sprawdzając swoją komórkę. Lecz na jej ekranie wciąż widniał komunikat brak zasiegu. Z westchnięciem schowała urządzenie i zwróciła się ponownie do chłopaka.
"Wynieś Chada na brzeg, a potem wezwij karetkę do dziewczyny, opisz im mniej więcej co się stało. Jak skończysz, będę mogła pożyczyć telefon? Zadzwonię po kogo trzeba," zrobiła krok do tyłu i z kajdankami w jednej dłoni, a z bronią w drugiej zbliżyła się do mężczyzny, który na szczęście przestał już wymiotować i siedział na pokładzie wsparty dłonią o podłogę. "Ręce przed siebie i radzę nie kombinować. Zejdziemy na brzeg i grzecznie zaczekamy,"
"Tak, powinna wystarczyć," wyciągnęła dłoń, by odebrać linę, kiedy mężczyzna zaczął rzygać jak kot. Wzdrygnęła się, a słysząc dźwięki, jakie wydawał, jej samej zrobiło się niedobrze.
"Uhgr ohyda," burknęła pod nosem, biorąc oddech przez usta i przeniosła wzrok na Jace'a.
"Spokojnie zajmę się tym..., wiesz co, zrobimy inaczej," odebrała linę, ale zamiast podejść do pływaka, ukucnęła nad Chadem, zdejmując z jego nadgarstków kajdanki i sprawnie zastąpiła je liną. Wyprostowała się, rozglądając się dookoła.
"Jeśli dasz radę, to wystarczy, że wyniesiesz go na brzeg," powiedziała, stając ponownie z drugiej strony blondyna, by odseparować go od oprycha.
"Dobrze, dotrzymaj jej towarzystwa i czymś ją zajmij. Nic więcej nie jesteśmy na razie w stanie zrobić. Jak zbada ją lekarz, wtedy ja albo ktoś z wydziału zajmie się jej przesłuchaniem," Kiana odwróciła wzrok i szybko odnalazła dziewczynę, która nawet z tej odległości wyglądała na roztrzęsioną. "Chociaż wątpię, że powie coś przydatnego. Nie to, co ten tutaj," wskazała nogą na Chada.
Zmarszczyła brwi, patrząc na chłopaka. Nie mogła zostawić go bez kurtki. Zwiesiła głowę, i po chwili, schowała broń za pasek spodni, po czym ściągnęła własną skórę i podała ją Jace'owi. "Zanieś dziewczynie to, a sam się ubierz. Tylko..., tylko niech Ci ją później odda. To moja ulubiona," dopiero zostając w samym T-shircie, poczuła jak było zimno. Adrenalina na szczęście jeszcze płynęła w jej żyłach, ale nawet to nie miało trwać wiecznie. Odwróciła się, by nie widział dyskomfortu na jej twarzy. Wyjęła pistolet, ani na moment nie ufając bandytom.
Oczywiście miał rację, była niemal na sto procent pewna, że porwana dziewczyna wpadnie w histerię, jak zobaczy dwójkę oprawców. Jednocześnie wiedziała, że każda kolejna sekunda na łodzi dla niej samej skończy się chorobą morską. Po za tym, nie wiedziała jak Chad zareaguje gdy się ocknie. A wolałaby nie wylądować w wodzie.
"Obiecuje, że nie dopuszczę ani jednego, ani drugiego w pobliże... wiesz, jak ona się nazywa?" spytała z nieukrywaną ciekawością. Na wieść o zasięgu w telefonie odetchnęła z ulgą, zaraz sprawdzając swoją komórkę. Lecz na jej ekranie wciąż widniał komunikat brak zasiegu. Z westchnięciem schowała urządzenie i zwróciła się ponownie do chłopaka.
"Wynieś Chada na brzeg, a potem wezwij karetkę do dziewczyny, opisz im mniej więcej co się stało. Jak skończysz, będę mogła pożyczyć telefon? Zadzwonię po kogo trzeba," zrobiła krok do tyłu i z kajdankami w jednej dłoni, a z bronią w drugiej zbliżyła się do mężczyzny, który na szczęście przestał już wymiotować i siedział na pokładzie wsparty dłonią o podłogę. "Ręce przed siebie i radzę nie kombinować. Zejdziemy na brzeg i grzecznie zaczekamy,"
Obrócił się w jej stronę, nie spodziewając się, że kobieta poda mu własną kurtkę. Trzymał ją przez chwilę, zaraz oddając jednak z powrotem.
— Nie, daj spokój, zmarzniesz. Ja mam bluzę. Zresztą na tym etapie i tak jest tak spanikowana, że cały czas się do mnie przytula, więc to taki trochę większy termofor — powiedział przyciszonym głosem, starając się jakkolwiek rozluźnić atmosferę, mimo że bez wątpienia ani jemu, ani jej nie było do śmiechu.
"Jeśli dasz radę, to wystarczy, że wyniesiesz go na brzeg."
Pokiwał głową, zaraz obchodząc Chada, wyraźnie szukając jakiejś dogodnej pozycji na podniesienie go do góry. Jakby nie patrzeć, mógł mieć dużo siły, ale nadal potrzebował nieco bardziej ogarniętej taktyki, by nie wywalić się razem z nim podczas wychodzenia z łodzi. Ostatecznie, przerzucenie go przez ramię było zdecydowanie najlepszym pomysłem. Miał tylko nadzieję, że nie wybudzi się w trakcie.
Przy drugiej próbie udało mu się podnieść go do góry i zsunąć na bark, mimo że wstanie z nim, było dużo trudniejsze, niż początkowo sądził. Nic dziwnego, że musiał dodatkowo odepchnąć się wolną ręką od pokładu.
— Chyba czas wrócić na siłownię — wymruczał pod nosem, schodząc ostrożnie na plażę. Ułożył mężczyznę na piasku bokiem, podobnie jak wcześniej, rozglądając się dookoła.
— Kiana, masz może jakąś folię rozgrzewającą? Jeżeli zostawimy go na zimnym piasku, może dostać hipotermii — powiedział, drapiąc się po policzku. Skoro jeździła motocyklem, to może miała tam jakąś przenośną skrzynkę pierwszej pomocy czy cokolwiek.
— Natalie. Nie pytałem o nazwisko, ale... postaram się ją wypytać na tyle, na ile będzie chciała mówić — powiedział, wybierając jednocześnie odpowiedni numer, by wezwać na miejsce karetkę. Zaciął się na chwilę przy lokacji, szybko opisując całe otoczenie, nim przekazał telefon Kianie.
— 9458. Na wypadek, gdyby zablokował ci się ekran —wcale nie miał na tapecie ustawionego zdjęcia z Shanem spod choinki, wcale odwrócił się w kierunku Natalie i ruszył do niej przez piasek, patrząc, jak podrywa się do góry, wyraźnie zestresowana.
— Niedługo przyjedzie pomoc, musimy jeszcze chwilę poczekać — uśmiechnął się do niej, głaszcząc ją ostrożnie po głowie. Dwie sekundy później przykleiła się do niego na nowo, choć tym razem już nie płakała.
No mówiłem, że termofor.
— Nie, daj spokój, zmarzniesz. Ja mam bluzę. Zresztą na tym etapie i tak jest tak spanikowana, że cały czas się do mnie przytula, więc to taki trochę większy termofor — powiedział przyciszonym głosem, starając się jakkolwiek rozluźnić atmosferę, mimo że bez wątpienia ani jemu, ani jej nie było do śmiechu.
"Jeśli dasz radę, to wystarczy, że wyniesiesz go na brzeg."
Pokiwał głową, zaraz obchodząc Chada, wyraźnie szukając jakiejś dogodnej pozycji na podniesienie go do góry. Jakby nie patrzeć, mógł mieć dużo siły, ale nadal potrzebował nieco bardziej ogarniętej taktyki, by nie wywalić się razem z nim podczas wychodzenia z łodzi. Ostatecznie, przerzucenie go przez ramię było zdecydowanie najlepszym pomysłem. Miał tylko nadzieję, że nie wybudzi się w trakcie.
Przy drugiej próbie udało mu się podnieść go do góry i zsunąć na bark, mimo że wstanie z nim, było dużo trudniejsze, niż początkowo sądził. Nic dziwnego, że musiał dodatkowo odepchnąć się wolną ręką od pokładu.
— Chyba czas wrócić na siłownię — wymruczał pod nosem, schodząc ostrożnie na plażę. Ułożył mężczyznę na piasku bokiem, podobnie jak wcześniej, rozglądając się dookoła.
— Kiana, masz może jakąś folię rozgrzewającą? Jeżeli zostawimy go na zimnym piasku, może dostać hipotermii — powiedział, drapiąc się po policzku. Skoro jeździła motocyklem, to może miała tam jakąś przenośną skrzynkę pierwszej pomocy czy cokolwiek.
— Natalie. Nie pytałem o nazwisko, ale... postaram się ją wypytać na tyle, na ile będzie chciała mówić — powiedział, wybierając jednocześnie odpowiedni numer, by wezwać na miejsce karetkę. Zaciął się na chwilę przy lokacji, szybko opisując całe otoczenie, nim przekazał telefon Kianie.
— 9458. Na wypadek, gdyby zablokował ci się ekran —
— Niedługo przyjedzie pomoc, musimy jeszcze chwilę poczekać — uśmiechnął się do niej, głaszcząc ją ostrożnie po głowie. Dwie sekundy później przykleiła się do niego na nowo, choć tym razem już nie płakała.
No mówiłem, że termofor.
Przeniosła wzrok z Jace’a na dziewczynę i z powrotem więcej niż jeden raz. Nie mogła pozwolić by blondyn paradował po okolicy w samej bluzie. Co jeśli się przeziębi lub zachoruje? Z tego co kiedyś mówił pomagał rodzicom wychowywać rodzeństwo i mogła się tylko domyśleć, że gdyby się rozłożył to by ich obciążyło. Finansowo pewnie też. Dlatego pokręciła uparcie głową odpychając skórę z surowym wyrazem twarzy.
“Nie kłóć się, proszę. Daj dziewczynie kurtkę, i załóż swoją. Nie możesz marznąć, jeśli chcesz jej pomóc. Jeszcze tego brakuje żebyś się pochorował,” czuła się w tym momencie jak matka, karcąca własne dzieci. “Po za tym, wiesz, jestem zahartowana,” dopowiedziała luźniejszym tonem.
Przyglądała się Jace’owi jak przez chwile mocuje się z Chadem i odruchowo wyciągnęła ręce by w razie czego go przytrzymać. Była pozytywnie zaskoczona, że faktycznie udało mu się nie tylko go podnieść, ale i także przenieść na brzeg bez choćby potknięcia.
“No, no Jace. Jestem pod wrażeniem,” przyznała na głos i poprowadziła w to samo miejsce drugiego mężczyznę, popychając go lekko bronią.
“Usiądź obok i ani słowa,” chciała podejść do poszkodowanej dziewczyny, ale jednocześnie nie mogła zostawić oprychów samych sobie. To dopiero by było pogwałcenie protokołów i regulaminów o których ostatnimi czasy słuchała częściej niżby chciała.
Zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią na pytanie blondyna. I jak faktycznie woziła w schowku apteczkę, tak była ona na tyle biedna, że nie wydawało jej się by posiadała wspomnianą folię. Pokręciła więc głową, spoglądając kątem oka na lekko trzęsącego się mężczyznę.
“Nie mam. Nic im nie będzie. Trzymali dziewczynę bez koca, to sami mogą lekko zmarznąć,” przechyliła lekko głowę, jakby myśląc nad czymś intensywnie, po czym westchnęła pocierając ramię. “Wiem, że może to być dla Ciebie nowa sytuacja i nawet w tych obleśnych sukinsynach starasz się widzieć ludzi, ale Jace oni zostawiliby Ciebie na pastwę losu z uśmiechami na ustach. Także nie zawracaj sobie nimi głowy, proszę,” skończyła, kładąc dłoń na jego ramieniu i lekko ją ścisnęła z nikłym uśmiechem na ustach. Nadal rozbrajało ją to, by spojrzeć mu w oczy musiała niemal całkowicie odchylić głowę. Doprawdy, co on jadł, kiedy był nastolatkiem.
“Natalie,” powtórzyła szeptem, zapamiętując jej imię. Może ktoś zgłosił jej zaginięcie? Czekając aż chłopak skończy rozmawiać z dyspozytornią, Kiana podeszła do dwójki mężczyzn, przenosząc wzrok z jednego na drugiego. Po chwili zbliżyła się do Chada i czubkiem buta zaczęła go trącać.
“Śpiąca królewno, chyba pora wstawać,” może zanim przyjedzie patrol uda jej się czegoś dowiedzieć? Pod warunkiem, że mężczyzna się ocknie.
Zaprzestała swoich działań i odwróciła się ponownie twarzą do Jace’a. Wzięła od niego komórkę kiwając głową. Spojrzała na wyświetlacz, a nikły uśmiech samoistnie pojawił się na jej twarzy widząc kogo zdjęcie miał ustawione jako tapetę.
Dzieciaki,
Poczekała aż blondyn odejdzie do Natalie, po czym wybrała stacjonarny numer posterunku i przyłożyła komórkę do ucha, czekając na połączenie. Gdy usłyszała w głośniku dość znajomy głos jednej z sekretarek od razu przeszła do rzeczy.
“Tu Inspektor Taylor. Potrzebuje dwóch radiowozów nad zatokę w dystrykcie C. Tak, mam dwóch zatrzymanych do odwiezienia na przesłuchanie. Dlaczego?” Kiana wzięła uspokajający oddech by nie wybuchnąć. Istotnie brakowało im kompetentnych ludzi. “Posłuchaj. Przyślij te cholerne radiowozy we wskazane miejsce, dobrze? Tak, będę czekać,” rozłączyła się bez słowa pożegnania. Oby przysłani funkcjonariusze mieli wyższe IQ niż kobieta po drugiej stronie linii.
“Wsparcie już jedzie,” powiedziała do Jace’a obserwując jego oraz Natalie.
“Nie kłóć się, proszę. Daj dziewczynie kurtkę, i załóż swoją. Nie możesz marznąć, jeśli chcesz jej pomóc. Jeszcze tego brakuje żebyś się pochorował,” czuła się w tym momencie jak matka, karcąca własne dzieci. “Po za tym, wiesz, jestem zahartowana,” dopowiedziała luźniejszym tonem.
Przyglądała się Jace’owi jak przez chwile mocuje się z Chadem i odruchowo wyciągnęła ręce by w razie czego go przytrzymać. Była pozytywnie zaskoczona, że faktycznie udało mu się nie tylko go podnieść, ale i także przenieść na brzeg bez choćby potknięcia.
“No, no Jace. Jestem pod wrażeniem,” przyznała na głos i poprowadziła w to samo miejsce drugiego mężczyznę, popychając go lekko bronią.
“Usiądź obok i ani słowa,” chciała podejść do poszkodowanej dziewczyny, ale jednocześnie nie mogła zostawić oprychów samych sobie. To dopiero by było pogwałcenie protokołów i regulaminów o których ostatnimi czasy słuchała częściej niżby chciała.
Zastanowiła się chwilę nad odpowiedzią na pytanie blondyna. I jak faktycznie woziła w schowku apteczkę, tak była ona na tyle biedna, że nie wydawało jej się by posiadała wspomnianą folię. Pokręciła więc głową, spoglądając kątem oka na lekko trzęsącego się mężczyznę.
“Nie mam. Nic im nie będzie. Trzymali dziewczynę bez koca, to sami mogą lekko zmarznąć,” przechyliła lekko głowę, jakby myśląc nad czymś intensywnie, po czym westchnęła pocierając ramię. “Wiem, że może to być dla Ciebie nowa sytuacja i nawet w tych obleśnych sukinsynach starasz się widzieć ludzi, ale Jace oni zostawiliby Ciebie na pastwę losu z uśmiechami na ustach. Także nie zawracaj sobie nimi głowy, proszę,” skończyła, kładąc dłoń na jego ramieniu i lekko ją ścisnęła z nikłym uśmiechem na ustach. Nadal rozbrajało ją to, by spojrzeć mu w oczy musiała niemal całkowicie odchylić głowę. Doprawdy, co on jadł, kiedy był nastolatkiem.
“Natalie,” powtórzyła szeptem, zapamiętując jej imię. Może ktoś zgłosił jej zaginięcie? Czekając aż chłopak skończy rozmawiać z dyspozytornią, Kiana podeszła do dwójki mężczyzn, przenosząc wzrok z jednego na drugiego. Po chwili zbliżyła się do Chada i czubkiem buta zaczęła go trącać.
“Śpiąca królewno, chyba pora wstawać,” może zanim przyjedzie patrol uda jej się czegoś dowiedzieć? Pod warunkiem, że mężczyzna się ocknie.
Zaprzestała swoich działań i odwróciła się ponownie twarzą do Jace’a. Wzięła od niego komórkę kiwając głową. Spojrzała na wyświetlacz, a nikły uśmiech samoistnie pojawił się na jej twarzy widząc kogo zdjęcie miał ustawione jako tapetę.
Dzieciaki,
Poczekała aż blondyn odejdzie do Natalie, po czym wybrała stacjonarny numer posterunku i przyłożyła komórkę do ucha, czekając na połączenie. Gdy usłyszała w głośniku dość znajomy głos jednej z sekretarek od razu przeszła do rzeczy.
“Tu Inspektor Taylor. Potrzebuje dwóch radiowozów nad zatokę w dystrykcie C. Tak, mam dwóch zatrzymanych do odwiezienia na przesłuchanie. Dlaczego?” Kiana wzięła uspokajający oddech by nie wybuchnąć. Istotnie brakowało im kompetentnych ludzi. “Posłuchaj. Przyślij te cholerne radiowozy we wskazane miejsce, dobrze? Tak, będę czekać,” rozłączyła się bez słowa pożegnania. Oby przysłani funkcjonariusze mieli wyższe IQ niż kobieta po drugiej stronie linii.
“Wsparcie już jedzie,” powiedziała do Jace’a obserwując jego oraz Natalie.
— Ja nie choruję — uśmiechnął się jedynie do Kiany w odpowiedzi, jak widać, dowodząc tym samym własnej upartości, podobnie jak ona. W końcu odmowę nie tylko dyktowało mu wieczne stawianie innych ponad sobą, ale i męska duma, która jakby nie patrzeć, zakorzeniła się w nim stosunkowo głęboko. Nawet jeśli niekoniecznie mógł na takiego wyglądać.
"No, no Jace. Jestem pod wrażeniem."
Odwrócił głowę w jej stronę nieznacznie zaskoczony, zaraz nieznacznie się rumieniąc.
— Um... t-to nic takiego — wymamrotał wyraźnie zawstydzony, chyba nie do końca przyzwyczajony do podobnych komplementów.
Wysłuchał ją, zaraz spuszczając nieznacznie głowę. Uniósł wyżej dłonie, bawiąc się przez chwilę swoimi palcami, wyraźnie nie do końca przekonany czy powinien zabierać głos.
— Wiem, ale ja nie chcę być taki jak oni — powiedział w końcu cicho, odwracając głowę w stronę jej dłoni. Zaraz wygiął usta w nieznacznym uśmiechu, przenosząc spojrzenie na jej oczy.
— Wybrali swoją ścieżkę, którą chcą podążać w życiu, a ja wybrałem swoją. I jeśli choć raz uda mi się przerwać całą tę spiralę okrucieństwa, to myślę, że i tak będzie to tego warte — nie dodał już nic więcej. Nie zamierzał oczywiście narzucać nikomu swojego sposobu życia, zwłaszcza że zdawał sobie sprawę, że nie w każdym przypadku zdałby się on, tak jak powinien.
Chad poderwał się do góry, gdy tylko Kiana szturchnęła go butem. Rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem dookoła, wyraźnie nie mogąc połapać się w sytuacji.
— C-co jest, gdzie my jesteśmy? Kurwa, moja głowa... — jęknął, najwyraźniej potrzebując nieco dłuższej chwili na dojście do siebie. Podobnie jak Natalie, która wyraźnie spanikowała, widząc, że drugi mężczyzna się przebudził. Momentalnie zaczęła się szarpać, Jace przyciągnął ją jednak do siebie, chowając jej twarz w swojej klatce piersiowej.
— Hej, wszystko jest w porządku. Nie pozwolę, żeby cię skrzywdzili. Kiana ich skuła, nic ci nie grozi. Zaraz będzie tu policja. Wiem, że nie chcesz na nich patrzeć, ale musisz opowiedzieć policji wszystko... wszystko, co ci zrobili.
— Nie chcę... nie chcę o tym mówić — jej ponowne wybuchnięcie płaczem nijak go nie dziwiło. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, przez co przeszła. Poprawił nieco swoją kurtkę na jej ramionach, zaraz ponownie ją obejmując. Szczerze mówiąc, nie była to najwygodniejsza pozycja jego życia. Dziewczyna w przeciwieństwie do niego była stosunkowo drobna. Nieco wyższa niż Kiana, ale nadal przytulając ją, musiał pochylać się do przodu. Nie, żeby miał teraz faktycznie czas się tym martwić, ale...
— Wiem, że to trudne Natalie, ale jeśli powiesz o wszystkim, co przeżyłaś, będziesz mieć pewność, że już nikogo więcej nie skrzywdzą. I zapłacą za to, co zrobili tobie. W końcu na pewno nie chciałabyś, żeby po prostu wypuścili ich ponownie na ulicę, prawda? — pogłaskał ją po włosach, otrzymując w zamian intensywne kręcenie na boki głową,
— Będzie dobrze. Nadal tu jesteś, a to już samo w sobie sprawia, że jesteś jedną z najdzielniejszych osób, jakie znam, wiesz? — co za ironia. Dziewczyna bez wątpienia była starsza od niego, tymczasem Jace mówił do niej jak do dziecka. Dopóki jednak jego słowa działały i wyraźnie ją uspokajały, chyba nie było w tym nic złego. Przynajmniej tak mu się wydawało.
Względną ciszę przerwał dźwięk syren policyjnych i ambulansu. W końcu.
"No, no Jace. Jestem pod wrażeniem."
Odwrócił głowę w jej stronę nieznacznie zaskoczony, zaraz nieznacznie się rumieniąc.
— Um... t-to nic takiego — wymamrotał wyraźnie zawstydzony, chyba nie do końca przyzwyczajony do podobnych komplementów.
Wysłuchał ją, zaraz spuszczając nieznacznie głowę. Uniósł wyżej dłonie, bawiąc się przez chwilę swoimi palcami, wyraźnie nie do końca przekonany czy powinien zabierać głos.
— Wiem, ale ja nie chcę być taki jak oni — powiedział w końcu cicho, odwracając głowę w stronę jej dłoni. Zaraz wygiął usta w nieznacznym uśmiechu, przenosząc spojrzenie na jej oczy.
— Wybrali swoją ścieżkę, którą chcą podążać w życiu, a ja wybrałem swoją. I jeśli choć raz uda mi się przerwać całą tę spiralę okrucieństwa, to myślę, że i tak będzie to tego warte — nie dodał już nic więcej. Nie zamierzał oczywiście narzucać nikomu swojego sposobu życia, zwłaszcza że zdawał sobie sprawę, że nie w każdym przypadku zdałby się on, tak jak powinien.
Chad poderwał się do góry, gdy tylko Kiana szturchnęła go butem. Rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem dookoła, wyraźnie nie mogąc połapać się w sytuacji.
— C-co jest, gdzie my jesteśmy? Kurwa, moja głowa... — jęknął, najwyraźniej potrzebując nieco dłuższej chwili na dojście do siebie. Podobnie jak Natalie, która wyraźnie spanikowała, widząc, że drugi mężczyzna się przebudził. Momentalnie zaczęła się szarpać, Jace przyciągnął ją jednak do siebie, chowając jej twarz w swojej klatce piersiowej.
— Hej, wszystko jest w porządku. Nie pozwolę, żeby cię skrzywdzili. Kiana ich skuła, nic ci nie grozi. Zaraz będzie tu policja. Wiem, że nie chcesz na nich patrzeć, ale musisz opowiedzieć policji wszystko... wszystko, co ci zrobili.
— Nie chcę... nie chcę o tym mówić — jej ponowne wybuchnięcie płaczem nijak go nie dziwiło. Nawet nie chciał sobie wyobrażać, przez co przeszła. Poprawił nieco swoją kurtkę na jej ramionach, zaraz ponownie ją obejmując. Szczerze mówiąc, nie była to najwygodniejsza pozycja jego życia. Dziewczyna w przeciwieństwie do niego była stosunkowo drobna. Nieco wyższa niż Kiana, ale nadal przytulając ją, musiał pochylać się do przodu. Nie, żeby miał teraz faktycznie czas się tym martwić, ale...
— Wiem, że to trudne Natalie, ale jeśli powiesz o wszystkim, co przeżyłaś, będziesz mieć pewność, że już nikogo więcej nie skrzywdzą. I zapłacą za to, co zrobili tobie. W końcu na pewno nie chciałabyś, żeby po prostu wypuścili ich ponownie na ulicę, prawda? — pogłaskał ją po włosach, otrzymując w zamian intensywne kręcenie na boki głową,
— Będzie dobrze. Nadal tu jesteś, a to już samo w sobie sprawia, że jesteś jedną z najdzielniejszych osób, jakie znam, wiesz? — co za ironia. Dziewczyna bez wątpienia była starsza od niego, tymczasem Jace mówił do niej jak do dziecka. Dopóki jednak jego słowa działały i wyraźnie ją uspokajały, chyba nie było w tym nic złego. Przynajmniej tak mu się wydawało.
Względną ciszę przerwał dźwięk syren policyjnych i ambulansu. W końcu.
Mogła tu stać i się z nim wykłócać, ale coś jej podpowiadało że w tej sytuacji nie postawi na swoim. Och, miała ochotę tupnąć nogą jak dziecko. Zamiast tego pokręciła głową i zarzuciła kurtkę na siebie, przyjmując z wewnętrzną radością minimalne ciepło jakie oferowała. Pokusiła się nawet o zasuniecie jej niemal pod samą brodę.
Oparła dłoń na biodrze, patrząc kątem oka na związanych mężczyzn, po czym z powrotem skupiła się na blondynie.
“Mówię serio. Mało który gliniarz byłby w stanie choćby unieść go z ziemi, a co dopiero przenieść z chybotliwej łodzi na brzeg. A przecież powinni być w najlepszej formie, nie?” Parsknęła z pogardą. Miała wrażenie, że pączki i jedzenie na wynos stało się znakiem rozpoznawczym policji. I to nie tylko w tym mieście.
Wypowiedź chłopaka lekko ja zamurowała. Był młody. Pewnie młodszy niż myślała, a zachowywał się i odzywał jakby byli conajmniej w tym samym wieku. Dodatkowo jego słowa trafiły w punkt. Czy w takim razie ona była taka jak tamci? Gdyby nie Jace oboje leżeli by z dziurami między oczami, a ona nie czułaby nawet krzty wyrzutów sumienia. Już dawno nie miała z tym problemów.
Uciekła spojrzeniem w bok, zatrzymując je gdzieś w oddali. Zacisnęła dłoń w pięść, a dolną wargę lekko przygryzła.
“Uważasz, że jestem taka jak oni?” Zaczęła cicho, nie odrywając wzroku od brudnej wody. “Jeśli nie widzę w nich ludzi, a skurwieli którzy bez mrugnięcia okiem krzywdzą innych? Że bez zawahania byłabym w stanie pociągnąć za spust i patrzeć jak umierają?” Przeniosła swój wzrok na Jace’a, ale nie było w nim żadnych emocji. “Czy to oznacza, że napędzam tę spiralę?” Jej głos był równie beznamiętny jak jej oczy. To był już drugi raz, kiedy chłopak spowodował, że coś w niej drgnęło i zaczęła kwestionować swoje życie i wybory. Cóż przynajmniej tym razem nie panikowała.
Z rozważań wyrwał ją głos należący do Chada. Podeszła do niego i jego kumpla, stając nad nimi.
“Skoro śpiąca królewna raczyła dołączyć do przyjęcia…,” Kiana pochyliła się nieznacznie w jego stronę, w jednej dłoni ściskając pistolet. Słowa Jace’a nadal rozbrzmiewały jednak w jej głowie. Nie chce być taka jak oni.
“Według twojego kumpla przemycacie dziewczyny do burdelu w Black Zone. Masz mi w tej chwili podać nazwiska oraz sposób w jaki się tam dostajecie,” wyprostowała się, stając w lekkim rozkroku. “Im więcej szczegółów tym lepiej dla Ciebie,” przechyliła lekko głowę, unosząc broń na wysokość pasa mężczyzny. “I lepiej nie kłam. No chyba, że chcesz raz na zawsze pożegnać się z kumplem,” wskazała bronią w dokładne miejsce miedzy nogami Chada.
Z kierunku gdzie zostawiła Jace’a i Natalie zaczęły do niej dochodzić strzępki rozmów. Spojrzała w tamtą stronę, a widząc zachowanie dziewczyny zmarszczyła brwi. Miała cichą nadzieję, że wsparcie zaraz przyjedzie. Jednocześnie liczyła na to, że uda jej się czegoś dowiedzieć zanim to nastąpi.
“No, twój kolega był dość wylewny. Teraz twoja kolej,” pospieszyła go, słysząc z oddali dźwięk syren. Miała pewnie jeszcze około minuty i zamierzała wykorzystać ją najlepiej jak potrafiła.
Oparła dłoń na biodrze, patrząc kątem oka na związanych mężczyzn, po czym z powrotem skupiła się na blondynie.
“Mówię serio. Mało który gliniarz byłby w stanie choćby unieść go z ziemi, a co dopiero przenieść z chybotliwej łodzi na brzeg. A przecież powinni być w najlepszej formie, nie?” Parsknęła z pogardą. Miała wrażenie, że pączki i jedzenie na wynos stało się znakiem rozpoznawczym policji. I to nie tylko w tym mieście.
Wypowiedź chłopaka lekko ja zamurowała. Był młody. Pewnie młodszy niż myślała, a zachowywał się i odzywał jakby byli conajmniej w tym samym wieku. Dodatkowo jego słowa trafiły w punkt. Czy w takim razie ona była taka jak tamci? Gdyby nie Jace oboje leżeli by z dziurami między oczami, a ona nie czułaby nawet krzty wyrzutów sumienia. Już dawno nie miała z tym problemów.
Uciekła spojrzeniem w bok, zatrzymując je gdzieś w oddali. Zacisnęła dłoń w pięść, a dolną wargę lekko przygryzła.
“Uważasz, że jestem taka jak oni?” Zaczęła cicho, nie odrywając wzroku od brudnej wody. “Jeśli nie widzę w nich ludzi, a skurwieli którzy bez mrugnięcia okiem krzywdzą innych? Że bez zawahania byłabym w stanie pociągnąć za spust i patrzeć jak umierają?” Przeniosła swój wzrok na Jace’a, ale nie było w nim żadnych emocji. “Czy to oznacza, że napędzam tę spiralę?” Jej głos był równie beznamiętny jak jej oczy. To był już drugi raz, kiedy chłopak spowodował, że coś w niej drgnęło i zaczęła kwestionować swoje życie i wybory. Cóż przynajmniej tym razem nie panikowała.
Z rozważań wyrwał ją głos należący do Chada. Podeszła do niego i jego kumpla, stając nad nimi.
“Skoro śpiąca królewna raczyła dołączyć do przyjęcia…,” Kiana pochyliła się nieznacznie w jego stronę, w jednej dłoni ściskając pistolet. Słowa Jace’a nadal rozbrzmiewały jednak w jej głowie. Nie chce być taka jak oni.
“Według twojego kumpla przemycacie dziewczyny do burdelu w Black Zone. Masz mi w tej chwili podać nazwiska oraz sposób w jaki się tam dostajecie,” wyprostowała się, stając w lekkim rozkroku. “Im więcej szczegółów tym lepiej dla Ciebie,” przechyliła lekko głowę, unosząc broń na wysokość pasa mężczyzny. “I lepiej nie kłam. No chyba, że chcesz raz na zawsze pożegnać się z kumplem,” wskazała bronią w dokładne miejsce miedzy nogami Chada.
Z kierunku gdzie zostawiła Jace’a i Natalie zaczęły do niej dochodzić strzępki rozmów. Spojrzała w tamtą stronę, a widząc zachowanie dziewczyny zmarszczyła brwi. Miała cichą nadzieję, że wsparcie zaraz przyjedzie. Jednocześnie liczyła na to, że uda jej się czegoś dowiedzieć zanim to nastąpi.
“No, twój kolega był dość wylewny. Teraz twoja kolej,” pospieszyła go, słysząc z oddali dźwięk syren. Miała pewnie jeszcze około minuty i zamierzała wykorzystać ją najlepiej jak potrafiła.
Zachichotał cicho na jej mimowolną krytykę policjantów. Jakby nie patrzeć, zobaczenie jej w takiej odsłonie, nawet jeśli niektórych mogłoby zniechęcić, jego nieznacznie rozbawiło. Sam nie wiedział czemu, może dlatego, że przypominała mu mimo wszystko nauczycielkę dającą burę nieprzykładającym się do nauki uczniom. W końcu Jonathan uwielbiał filtrować rzeczy w dużo bardziej pozytywny sposób niż większość.
"Uważasz, że jestem taka jak oni?"
Przekrzywił nieco głowę w bok, przyglądając jej się z nieznacznym zaciekawieniem.
— Oczywiście, że nie. Oni wybrali ścieżkę krzywdzenia innych, a ty powstrzymywania takich jak oni — uśmiechnął się do niej, wyraźnie niezrażony wzrokiem, który bez wątpienia niejedną osobę przegnałby na drugi skraj Piekła — mogłaś mieć gdzieś czy Natalie przeżyje i po prostu się odwrócić. Mogłaś też od razu zacząć strzelać, sam widziałem, ile miałaś ku temu szans, których nie wykorzystałaś. Ostatecznie kierowałaś się jej dobrem, prawda? I moim. Jesteś dobrą osobą, Kiana. Po prostu wybrałaś ścieżkę, która cały czas cię testuje i sprawia, że sama poddajesz w wątpliwość swoją wartość. Więc jak przestaniesz w siebie wierzyć toooo możesz do mnie zadzwonić! I ja ci wtedy przypomnę, jaką jesteś super cool policjantką, która przyskrzyniła dwóch handlarzy ludźmi i uratowała niewinną dziewczynę, beng!
Puścił jej oko z uśmiechem, po prostu nie mogąc sobie tego wszystkiego darować. Nic dziwnego, skoro białowłosa była w jego oczach nie lada idolką. I bez wątpienia już po raz drugi uratowała mu życie. Jemu i klejącej się do niego dziewczyny.
Przebudzony Chad, dość szybko połapał się w sytuacji. I wyraźnie nie była to chwila, która miała być dla niego przyjemnym powrotem do rzeczywistości.
— Cz-czekaj kurwa, WSZYSTKO JEJ WYGADAŁEŚ, POPIERDOLIŁO CIĘ? — odwrócił się w stronę swojego wspólnika, który szybko odwrócił głowę w bok, wyraźnie blednąc.
— NIE MOJA KURWA WINA, TO TY PADŁEŚ NIEPRZYTOMNY POD TYM JAK TA LALA JEBŁA CI W RYJ!
— Kurwa, kurwa, kurwa, mamy przejebane. Nie węsz w tym, laluniu. Nie chcesz w to wchodzić, nie wiesz, z kim zadzierasz. Nie mogę ci nic powiedzieć, dopadną nas! Kurwa, jest źle, jest bardzo źle — wyraźnie jego poziom paniki podniósł się, nie tylko, gdy dotarła do niego sytuacja, w której się znajdował, ale i przez ruch wykonany przez Kianę.
— Nie mogę, kurwa nie mogę! Zajebią jego, zajebią mnie i całe nasze rodziny. Po prostu odpuść, przymknij nas i zapomnijmy o całej sprawie, co nie? Nie? — Chad obrócił się w kierunku swojego kumpla, który pomachał tylko intensywnie głową w wyraźnej zgodzie.
"Uważasz, że jestem taka jak oni?"
Przekrzywił nieco głowę w bok, przyglądając jej się z nieznacznym zaciekawieniem.
— Oczywiście, że nie. Oni wybrali ścieżkę krzywdzenia innych, a ty powstrzymywania takich jak oni — uśmiechnął się do niej, wyraźnie niezrażony wzrokiem, który bez wątpienia niejedną osobę przegnałby na drugi skraj Piekła — mogłaś mieć gdzieś czy Natalie przeżyje i po prostu się odwrócić. Mogłaś też od razu zacząć strzelać, sam widziałem, ile miałaś ku temu szans, których nie wykorzystałaś. Ostatecznie kierowałaś się jej dobrem, prawda? I moim. Jesteś dobrą osobą, Kiana. Po prostu wybrałaś ścieżkę, która cały czas cię testuje i sprawia, że sama poddajesz w wątpliwość swoją wartość. Więc jak przestaniesz w siebie wierzyć toooo możesz do mnie zadzwonić! I ja ci wtedy przypomnę, jaką jesteś super cool policjantką, która przyskrzyniła dwóch handlarzy ludźmi i uratowała niewinną dziewczynę, beng!
Puścił jej oko z uśmiechem, po prostu nie mogąc sobie tego wszystkiego darować. Nic dziwnego, skoro białowłosa była w jego oczach nie lada idolką. I bez wątpienia już po raz drugi uratowała mu życie. Jemu i klejącej się do niego dziewczyny.
Przebudzony Chad, dość szybko połapał się w sytuacji. I wyraźnie nie była to chwila, która miała być dla niego przyjemnym powrotem do rzeczywistości.
— Cz-czekaj kurwa, WSZYSTKO JEJ WYGADAŁEŚ, POPIERDOLIŁO CIĘ? — odwrócił się w stronę swojego wspólnika, który szybko odwrócił głowę w bok, wyraźnie blednąc.
— NIE MOJA KURWA WINA, TO TY PADŁEŚ NIEPRZYTOMNY POD TYM JAK TA LALA JEBŁA CI W RYJ!
— Kurwa, kurwa, kurwa, mamy przejebane. Nie węsz w tym, laluniu. Nie chcesz w to wchodzić, nie wiesz, z kim zadzierasz. Nie mogę ci nic powiedzieć, dopadną nas! Kurwa, jest źle, jest bardzo źle — wyraźnie jego poziom paniki podniósł się, nie tylko, gdy dotarła do niego sytuacja, w której się znajdował, ale i przez ruch wykonany przez Kianę.
— Nie mogę, kurwa nie mogę! Zajebią jego, zajebią mnie i całe nasze rodziny. Po prostu odpuść, przymknij nas i zapomnijmy o całej sprawie, co nie? Nie? — Chad obrócił się w kierunku swojego kumpla, który pomachał tylko intensywnie głową w wyraźnej zgodzie.
Kącik jej ust sam powędrował do góry, kiedy usłyszała śmiech Jace’a. Znajdowali się w najmniej relaksującej sytuacji z możliwych, więc tym bardziej poczuła ulgę. Nawet jeśli to co powiedziała było stu procentową prawdą. Znacznie bardziej wolała pogodnego blondyna od zdenerwowanego. Gdyby jeszcze Natalie była w stanie się uspokoić. Kiana jednak nie sądziła by to było możliwe.
Nie wiedziała dlaczego, ale czekała na opinię chłopaka ze wstrzymanym oddechem i z sercem walącym jej jakby przebiegła maraton. Od kiedy to obchodziły ją słowa innych? Zwłaszcza dzieciaka, którego w zasadzie dopiero co spotkała?
Coś jednak sprawiało, że odkąd się poznali reagowała na niego zupełnie inaczej niż na innych. Jakiś pierwotny instynkt obronny? A może po prostu za bardzo przypominał jej o… siostrze.
Kiana przymknęła na chwilę powieki i wzięła głęboki oddech. Otworzyła je i spojrzała na blondyna, wysłuchując z uwagą jego słów.
“Huh, nigdy nie myślałam o tym w ten sposób,” przyznała zgodnie z prawdą. Zauważyła, że chłopak miał tendencję do zaskakiwania jej w praktycznie każdej dziedzinie. Spojrzała pod nogi i kopnęła kamień znajdujący się tuż obok jej stopy. “Chciałabym, żeby zawsze sytuacja była tak czysta. Czerń i biel. My kontra oni. Źli i dobrzy,” zamilkła na chwilę nie patrząc mu jednak w oczy. “Częściej niestety znajdujemy się gdzieś pomiędzy. W tej szarej strefie, gdzie żaden wybór nie jest właściwy, a mimo wszystko musisz podjąć decyzję,” przerwała i ugryzła się w język, by nie kontynuować. Nie chciała wchodzić w szczegóły. Przynajmniej nie dzisiaj. Już i tak chłopak doznał zbyt dużego stresu jak na jeden dzień. Jej osobiste rozterki nie były mu potrzebne.Odgoniła myśli i skinęła głową przypominając sobie, że w zasadzie nie podziękowała mu za propozycję.
“Dzięki Jace. I pamiętaj, że kiedy znowu znajdziesz się w dziwnej sytuacji zadzwoń albo napisz,” miała tylko nadzieję, że nie stanie się to szybko. Chociaż patrząc na jego szczęście, chyba zaopatrzy się w lepszą apteczkę. Tak na wszelki wypadek.
Stojąc nad związanym duetem westchnęła ciężko. Kłócili się gorzej niż stare małżeństwo. Po chwili ich krzyki ustały, a Chad zwrócił się bezpośrednio do niej. Zmarszczyła brwi, a usta zacisnęła w cienką linię.
“Nawet nie wiesz ile razy w życiu już to słyszałam. Nazwiska i lokalizacja Chad. Kolejny raz nie powtórzę,” na potwierdzenie słów przeładowała broń i wycelowała centralnie pomiędzy jego nogi. Jeśli myślał, że jego słowa jakkolwiek na nią wpłynął to był w błędzie. Nie skłamała, mówiąc, że takowe groźby nie były jej obce. Takie życie, kiedy twoja praca to ściganie największego ścierwa jakie chodzi po ziemi.
Zaśmiała się zimno, podchodząc bliżej i pochyliła się nad mężczyzną. Jej wzrok był ostry jak brzytwa.
“A myślisz kurwa, że mnie to obchodzi? Martwisz się o własną rodzinę, ale już nie obchodziła Cię ani dziewczyna, ani jej bliscy, kiedy rżnąłeś ją w hotelu? Powiedz Chad, twoi najbliżsi wiedzą czym się zajmujesz? Co robisz żeby mieli co jeść? Nie czujesz wobec siebie obrzydzenia?” Jej słowa i ton głosu były jak jad. Miała tylko nadzieję, że ani Jace, ani Natalie jej nie usłyszą. Wyprostowała się, ale nie oddaliła. Musiała to przemyśleć. Chad ewidentnie nie udawał. Ktokolwiek za tym wszystkim stał był zagrożeniem. Takim, które ona i inni musieli jak najszybciej wyeliminować. Nie mogła się jednak zdobyć by zaproponować im ochronę. Nie po tym co zrobili Natalie i innym.
Obejrzała się przez ramię w kierunku skąd dochodził coraz głośniejszy dźwięk syren.
Kiana ukucnęła przed Chadem, cały czas trzymając go na muszce.
“Daj mi te cholerne nazwiska i lokalizację teraz, a nikt się o tym nie dowie. Traficie do więzienia jako Ci co trzymali gęby na kłódkę,” przeniosła szybko wzrok na jego kumpla, po czym wróciła z powrotem do Chada. “Opcja druga. Zrobisz dokładnie to samo, ale na posterunku w pokoju pełnym kamer i nagrywarek i wszyscy się dowiedzą jak ładnie śpiewasz,” wstała z kucek, otrzepując kolana z nieistniejącego piachu. “Chyba nie muszę mówić co was wtedy czeka w pierdlu,” więcej czasu nie miała. Za chwilę pojawi się tu kawaleria i nie będzie miała pola manewru.
Nie wiedziała dlaczego, ale czekała na opinię chłopaka ze wstrzymanym oddechem i z sercem walącym jej jakby przebiegła maraton. Od kiedy to obchodziły ją słowa innych? Zwłaszcza dzieciaka, którego w zasadzie dopiero co spotkała?
Coś jednak sprawiało, że odkąd się poznali reagowała na niego zupełnie inaczej niż na innych. Jakiś pierwotny instynkt obronny? A może po prostu za bardzo przypominał jej o… siostrze.
Kiana przymknęła na chwilę powieki i wzięła głęboki oddech. Otworzyła je i spojrzała na blondyna, wysłuchując z uwagą jego słów.
“Huh, nigdy nie myślałam o tym w ten sposób,” przyznała zgodnie z prawdą. Zauważyła, że chłopak miał tendencję do zaskakiwania jej w praktycznie każdej dziedzinie. Spojrzała pod nogi i kopnęła kamień znajdujący się tuż obok jej stopy. “Chciałabym, żeby zawsze sytuacja była tak czysta. Czerń i biel. My kontra oni. Źli i dobrzy,” zamilkła na chwilę nie patrząc mu jednak w oczy. “Częściej niestety znajdujemy się gdzieś pomiędzy. W tej szarej strefie, gdzie żaden wybór nie jest właściwy, a mimo wszystko musisz podjąć decyzję,” przerwała i ugryzła się w język, by nie kontynuować. Nie chciała wchodzić w szczegóły. Przynajmniej nie dzisiaj. Już i tak chłopak doznał zbyt dużego stresu jak na jeden dzień. Jej osobiste rozterki nie były mu potrzebne.Odgoniła myśli i skinęła głową przypominając sobie, że w zasadzie nie podziękowała mu za propozycję.
“Dzięki Jace. I pamiętaj, że kiedy znowu znajdziesz się w dziwnej sytuacji zadzwoń albo napisz,” miała tylko nadzieję, że nie stanie się to szybko. Chociaż patrząc na jego szczęście, chyba zaopatrzy się w lepszą apteczkę. Tak na wszelki wypadek.
Stojąc nad związanym duetem westchnęła ciężko. Kłócili się gorzej niż stare małżeństwo. Po chwili ich krzyki ustały, a Chad zwrócił się bezpośrednio do niej. Zmarszczyła brwi, a usta zacisnęła w cienką linię.
“Nawet nie wiesz ile razy w życiu już to słyszałam. Nazwiska i lokalizacja Chad. Kolejny raz nie powtórzę,” na potwierdzenie słów przeładowała broń i wycelowała centralnie pomiędzy jego nogi. Jeśli myślał, że jego słowa jakkolwiek na nią wpłynął to był w błędzie. Nie skłamała, mówiąc, że takowe groźby nie były jej obce. Takie życie, kiedy twoja praca to ściganie największego ścierwa jakie chodzi po ziemi.
Zaśmiała się zimno, podchodząc bliżej i pochyliła się nad mężczyzną. Jej wzrok był ostry jak brzytwa.
“A myślisz kurwa, że mnie to obchodzi? Martwisz się o własną rodzinę, ale już nie obchodziła Cię ani dziewczyna, ani jej bliscy, kiedy rżnąłeś ją w hotelu? Powiedz Chad, twoi najbliżsi wiedzą czym się zajmujesz? Co robisz żeby mieli co jeść? Nie czujesz wobec siebie obrzydzenia?” Jej słowa i ton głosu były jak jad. Miała tylko nadzieję, że ani Jace, ani Natalie jej nie usłyszą. Wyprostowała się, ale nie oddaliła. Musiała to przemyśleć. Chad ewidentnie nie udawał. Ktokolwiek za tym wszystkim stał był zagrożeniem. Takim, które ona i inni musieli jak najszybciej wyeliminować. Nie mogła się jednak zdobyć by zaproponować im ochronę. Nie po tym co zrobili Natalie i innym.
Obejrzała się przez ramię w kierunku skąd dochodził coraz głośniejszy dźwięk syren.
Kiana ukucnęła przed Chadem, cały czas trzymając go na muszce.
“Daj mi te cholerne nazwiska i lokalizację teraz, a nikt się o tym nie dowie. Traficie do więzienia jako Ci co trzymali gęby na kłódkę,” przeniosła szybko wzrok na jego kumpla, po czym wróciła z powrotem do Chada. “Opcja druga. Zrobisz dokładnie to samo, ale na posterunku w pokoju pełnym kamer i nagrywarek i wszyscy się dowiedzą jak ładnie śpiewasz,” wstała z kucek, otrzepując kolana z nieistniejącego piachu. “Chyba nie muszę mówić co was wtedy czeka w pierdlu,” więcej czasu nie miała. Za chwilę pojawi się tu kawaleria i nie będzie miała pola manewru.
Jace wyraźnie zastanowił się nad jej słowami, nie udzielając jej jednak w tym momencie odpowiedzi. Nawet jeśli bez wątpienia kolejne słowa od razu cisnęły mu się na usta. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, miał nadzieję, że uda mu się mimo wszystko wyciągnąć Kianę na obiecany obiad.
I porozmawiać w dużo normalniejszy sposób niż w zatoce, gdzie zapach rozkładających się zwłok przeplatał się z odsmażoną w mikrofali rybą.
— T-to nie ja ją zerżnąłem, jemu strzelaj w jaja!
— PIERDOL SIĘ CHAD!
— SAM SIĘ PIERDOL!
— OBAJ WIEMY, ŻE MIAŁEŚ NA TO TAKĄ SAMĄ OCHOTĘ JAK JA!
Już przy pierwszym zdaniu Jace wiedział, że coś jest nie tak. Podniesione głosy momentalnie wprawiły ciało Natalie w drżenie. Nic dziwnego, nawet jemu robiło się niedobrze, gdy słuchał całej tej rozmowy.
— H-hej wiesz co, mój brat strasznie lubi grać na gitarze. Czasem nawet gram razem z nim. Lubisz muzykę? — zapytał, przenosząc na nią wzrok. Pokiwała kilka razy głową w odpowiedzi, wyraźnie próbując się skupić na czymś innym.
— Super. N-normalnie mam też wersję z wokalem, ale akurat zostawiłem ją na komputerze. A trochę dziwnie bym się czuł, śpiewając w takim miejscu, haha... ale puszczę ci wersję instrumentalną, co ty na to? Możesz ocenić, jak ci się podoba. I nie martw się, nie obrażę się, jeśli powiesz, że jesteśmy beznadziejni. Tylko nie mów tego mojemu bratu, okej? To będzie nasza tajemnica — cały czas gadał, co tylko ślina mu na język przyniosła, byle jakkolwiek zagłuszyć kłótnię za ich plecami. Jednocześnie próbował wyciągnąć telefon z kieszeni, nim zorientował się, że nigdzie go nie ma. Nic dziwnego, skoro przecież chwilę temu dał go białowłosej.
— R-rany, zapomniałem, że oddałem go Kianie. Ale hej, mogę ci pokazać później! Jeśli chcesz. Chodź, może pójdziemy trochę dalej, co ty na to? — ściągnął ją nieco dalej, zerkając w stronę Kiany i dwóch mężczyzn. Cholera, cholera, co więcej mógł zrobić?
Niestety wyglądało na to, że ktokolwiek zastraszył ich obu, był zbyt wysoko postawiony, by zamierzali ryzykować.
— DOBRA STRZELAJ KURWA, STRZELAJ. WSZYSTKO MI JEDNO, MYŚLISZ, ŻE TO BĘDZIE GORSZE OD TEGO, CO NAS CZEKA? NIE BĘDĘ SYPAŁ — słowa Chada kompletnie nie zgrywały się z jego miną. Ani on, ani jego towarzysz nie zamierzali jednak odezwać się, ani słowem.
Jonathan westchnął z ulgą, widząc wjeżdżający na teren ambulans. Ze środka momentalnie wyskoczyło dwóch ratowników, rozglądając się na boki, nim podbiegli do Jonathana i Natalie, szybko analizując sytuację.
— Pan Everett? Jesteście ranni?
I porozmawiać w dużo normalniejszy sposób niż w zatoce, gdzie zapach rozkładających się zwłok przeplatał się z odsmażoną w mikrofali rybą.
— T-to nie ja ją zerżnąłem, jemu strzelaj w jaja!
— PIERDOL SIĘ CHAD!
— SAM SIĘ PIERDOL!
— OBAJ WIEMY, ŻE MIAŁEŚ NA TO TAKĄ SAMĄ OCHOTĘ JAK JA!
Już przy pierwszym zdaniu Jace wiedział, że coś jest nie tak. Podniesione głosy momentalnie wprawiły ciało Natalie w drżenie. Nic dziwnego, nawet jemu robiło się niedobrze, gdy słuchał całej tej rozmowy.
— H-hej wiesz co, mój brat strasznie lubi grać na gitarze. Czasem nawet gram razem z nim. Lubisz muzykę? — zapytał, przenosząc na nią wzrok. Pokiwała kilka razy głową w odpowiedzi, wyraźnie próbując się skupić na czymś innym.
— Super. N-normalnie mam też wersję z wokalem, ale akurat zostawiłem ją na komputerze. A trochę dziwnie bym się czuł, śpiewając w takim miejscu, haha... ale puszczę ci wersję instrumentalną, co ty na to? Możesz ocenić, jak ci się podoba. I nie martw się, nie obrażę się, jeśli powiesz, że jesteśmy beznadziejni. Tylko nie mów tego mojemu bratu, okej? To będzie nasza tajemnica — cały czas gadał, co tylko ślina mu na język przyniosła, byle jakkolwiek zagłuszyć kłótnię za ich plecami. Jednocześnie próbował wyciągnąć telefon z kieszeni, nim zorientował się, że nigdzie go nie ma. Nic dziwnego, skoro przecież chwilę temu dał go białowłosej.
— R-rany, zapomniałem, że oddałem go Kianie. Ale hej, mogę ci pokazać później! Jeśli chcesz. Chodź, może pójdziemy trochę dalej, co ty na to? — ściągnął ją nieco dalej, zerkając w stronę Kiany i dwóch mężczyzn. Cholera, cholera, co więcej mógł zrobić?
Niestety wyglądało na to, że ktokolwiek zastraszył ich obu, był zbyt wysoko postawiony, by zamierzali ryzykować.
— DOBRA STRZELAJ KURWA, STRZELAJ. WSZYSTKO MI JEDNO, MYŚLISZ, ŻE TO BĘDZIE GORSZE OD TEGO, CO NAS CZEKA? NIE BĘDĘ SYPAŁ — słowa Chada kompletnie nie zgrywały się z jego miną. Ani on, ani jego towarzysz nie zamierzali jednak odezwać się, ani słowem.
Jonathan westchnął z ulgą, widząc wjeżdżający na teren ambulans. Ze środka momentalnie wyskoczyło dwóch ratowników, rozglądając się na boki, nim podbiegli do Jonathana i Natalie, szybko analizując sytuację.
— Pan Everett? Jesteście ranni?
“Na litością boską zamknąć się, oboje!” Podniosła głos nie mogąc już ich znieść. “Może tak każdemu odstrzelę po jednym żeby było sprawiedliwie, co?” W ten sposób niczego nie osiągnie, wiedziała o tym, ale jednocześnie jej nerwy i cierpliwość były już na skraju wyczerpania. Musiała pomyśleć, a przy ich krzykach było to niewykonalne.
Położyła dłoń na karku, rozmasowując sztywność jaką w nim czuła. Chciała być już w domu. Zawinąć się w koc z Tequilą na kolanach i włączyć telewizję z jakimś głupim sitcomem. Nic co wymagałoby od niej myślenia. Jednak miała przeczucie, że nieprędko do niego wróci. I na domiar złego, ani Chad ani jego kumpel nie palili się do zdradzenia jej choćby jednego nazwiska. A potrzebowała to wiedzieć. Nie pozwoli by uszło im na sucho to, co robili. Nie, dopóki miała coś do powiedzenia w tej sprawie.
Skurwiele, przeklnęła w myślach, zaciskając dłoń w pięść. Przecież jeśli jakimś cudem się z tego wymigają nigdy sobie nie wybaczy i nie będzie mogła spojrzeć w twarz ani Jace’owi ani Natalie. Zasadniczo nikomu.
— DOBRA STRZELAJ KURWA, STRZELAJ. WSZYSTKO MI JEDNO, MYŚLISZ, ŻE TO BĘDZIE GORSZE OD TEGO, CO NAS CZEKA? NIE BĘDĘ SYPAŁ — po raz pierwszy tego dnia jej dłoń zadrżała i z cichym okrzykiem frustracji opuściła rękę wzdłuż ciała. Zabezpieczyła broń, chowając ją za pasek spodni. Ukryła twarz w dłoniach, dopiero teraz czując jak w istocie jej zmarzły. Z resztą i tak już nie miała czasu. Karetka oraz radiowozy wjechały na teren zatoki. Gdyby któryś z nich zobaczył czy usłyszał jak oddaje strzał w stronę potencjalnie nie uzbrojonych mężczyzn znowu by jej się dostało.
Skrzyżowała ręce przed sobą, mierząc Chada i jego kumpla zmęczonym i poirytowanym spojrzeniem.
“Wasz wybór. Od teraz wszystko co powiedziecie może zostać użyte przeciwko wam i tak dalej. Zostaniecie zabrani na posterunek i przesłuchani,” przerwała na chwilę spoglądając przez ramię na Jace’a i Natalie. W tym samym momencie zauważyła medyka podbiegającego do owej dwójki. Wykorzystując ostatnie chwile sam na sam z mężczyznami, pochyliła się nad nimi i szyderczo uśmiechnęła się w kierunku Chada.
“Wiem jak się nazywasz, Chad. I myślę, że ktokolwiek Ci płaci będzie niezwykle ucieszony tym faktem jak zacznę węszyć,” Parsknęła cicho, zaraz się prostując. “Także widzisz. Czy w jedną czy w drugą i tak dopnę swego,”
—Widzę Taylor, że znowu szlajasz się po rynsztoku. I jeszcze ciągasz za sobą innych, bo najwyraźniej sama nie potrafisz sobie poradzić z gównem. Co tu masz, łebków handlujących trawką?— słysząc drwinę w głosie za plecami, odwróciła się i uniosła jedną brew.
“No proszę, proszę. Co się stało, że to Ciebie tu wysłali?” Po chwili zaśmiała się cicho, podchodząc do policjanta i zbiła z nim piątkę. “George. Przegrałeś zakład, co?”
Policjant podrapał się po głowie z głupim uśmieszkiem.
—Coś jakby w ten deseń,— spojrzał jej przez ramię, po czym ponownie skupił swój wzrok na Kianie. —No to co dla nas masz?
Kiana odsunęła się w bok, wskazując ręką na mężczyzn. “Ten to Chad, a drugi jest zbyt nieśmiały by zdradzić jak się nazywa. Sprzedają dziewczyny i chłopców do jednego z burdeli w Black Zone. Zabierz ich na posterunek i zamknij. Może doba w ciemnej i zimnej celi przekona ich do rozmów,” George zmarszczył brwi z niesmakiem, przeklinając pod nosem.
—Gnoje,— machnął ręką na drugiego mundurowego po czym oboje podeszli do związanych mężczyzn. Gdy wspólnie zaczęli iść w stronę zaparkowanych aut, Kiana zatrzymała się przy blondynie, kiwając głową by George szedł dalej.
”Wszystko u was w porządku?” zapytała Jace’a oraz Natalie.
Położyła dłoń na karku, rozmasowując sztywność jaką w nim czuła. Chciała być już w domu. Zawinąć się w koc z Tequilą na kolanach i włączyć telewizję z jakimś głupim sitcomem. Nic co wymagałoby od niej myślenia. Jednak miała przeczucie, że nieprędko do niego wróci. I na domiar złego, ani Chad ani jego kumpel nie palili się do zdradzenia jej choćby jednego nazwiska. A potrzebowała to wiedzieć. Nie pozwoli by uszło im na sucho to, co robili. Nie, dopóki miała coś do powiedzenia w tej sprawie.
Skurwiele, przeklnęła w myślach, zaciskając dłoń w pięść. Przecież jeśli jakimś cudem się z tego wymigają nigdy sobie nie wybaczy i nie będzie mogła spojrzeć w twarz ani Jace’owi ani Natalie. Zasadniczo nikomu.
— DOBRA STRZELAJ KURWA, STRZELAJ. WSZYSTKO MI JEDNO, MYŚLISZ, ŻE TO BĘDZIE GORSZE OD TEGO, CO NAS CZEKA? NIE BĘDĘ SYPAŁ — po raz pierwszy tego dnia jej dłoń zadrżała i z cichym okrzykiem frustracji opuściła rękę wzdłuż ciała. Zabezpieczyła broń, chowając ją za pasek spodni. Ukryła twarz w dłoniach, dopiero teraz czując jak w istocie jej zmarzły. Z resztą i tak już nie miała czasu. Karetka oraz radiowozy wjechały na teren zatoki. Gdyby któryś z nich zobaczył czy usłyszał jak oddaje strzał w stronę potencjalnie nie uzbrojonych mężczyzn znowu by jej się dostało.
Skrzyżowała ręce przed sobą, mierząc Chada i jego kumpla zmęczonym i poirytowanym spojrzeniem.
“Wasz wybór. Od teraz wszystko co powiedziecie może zostać użyte przeciwko wam i tak dalej. Zostaniecie zabrani na posterunek i przesłuchani,” przerwała na chwilę spoglądając przez ramię na Jace’a i Natalie. W tym samym momencie zauważyła medyka podbiegającego do owej dwójki. Wykorzystując ostatnie chwile sam na sam z mężczyznami, pochyliła się nad nimi i szyderczo uśmiechnęła się w kierunku Chada.
“Wiem jak się nazywasz, Chad. I myślę, że ktokolwiek Ci płaci będzie niezwykle ucieszony tym faktem jak zacznę węszyć,” Parsknęła cicho, zaraz się prostując. “Także widzisz. Czy w jedną czy w drugą i tak dopnę swego,”
—Widzę Taylor, że znowu szlajasz się po rynsztoku. I jeszcze ciągasz za sobą innych, bo najwyraźniej sama nie potrafisz sobie poradzić z gównem. Co tu masz, łebków handlujących trawką?— słysząc drwinę w głosie za plecami, odwróciła się i uniosła jedną brew.
“No proszę, proszę. Co się stało, że to Ciebie tu wysłali?” Po chwili zaśmiała się cicho, podchodząc do policjanta i zbiła z nim piątkę. “George. Przegrałeś zakład, co?”
Policjant podrapał się po głowie z głupim uśmieszkiem.
—Coś jakby w ten deseń,— spojrzał jej przez ramię, po czym ponownie skupił swój wzrok na Kianie. —No to co dla nas masz?
Kiana odsunęła się w bok, wskazując ręką na mężczyzn. “Ten to Chad, a drugi jest zbyt nieśmiały by zdradzić jak się nazywa. Sprzedają dziewczyny i chłopców do jednego z burdeli w Black Zone. Zabierz ich na posterunek i zamknij. Może doba w ciemnej i zimnej celi przekona ich do rozmów,” George zmarszczył brwi z niesmakiem, przeklinając pod nosem.
—Gnoje,— machnął ręką na drugiego mundurowego po czym oboje podeszli do związanych mężczyzn. Gdy wspólnie zaczęli iść w stronę zaparkowanych aut, Kiana zatrzymała się przy blondynie, kiwając głową by George szedł dalej.
”Wszystko u was w porządku?” zapytała Jace’a oraz Natalie.
Chłopak zwrócił się w stronę ratownika, głaszcząc powoli Natalie po głowie.
— Pójdziesz z nimi? Pamiętaj, musisz dokładnie opisać, co ci jest i niczego nie ukrywaj, okej? Wiem, że niektóre rzeczy są przerażające, ale nie chcemy, żeby coś ci się potem stało przez to, że pominiesz jakiś fakt. Nie są tego warci — powiedział łagodnie do dziewczyny, która pokiwała powoli głową, choć nie był w stanie stwierdzić na ile zamierzała wykonać jego polecenie. Ściągnęła z siebie ostrożnie kurtkę i podała mu ją z tym samym przerażonym spojrzeniem co wcześniej.
— Dziękuję. Uratowaliście m-mi życie. Przekażesz proszę moje podziękowania p-policjantce? — zapytała nieśmiało, zaraz spuszczając głowę.
— No jasne. Na pewno się ucieszy, ale będzie jeszcze szczęśliwsza jak będziesz już bezpieczna — dotknął ją palcem w nos, przez chwilę kompletnie się zapominając — e-em przepraszam, odruch taki haha-
"Wszystko u was w porządku?"
— O patrz, masz okazję zrobić to osobiście — powiedział wesoło, widząc jak dziewczyna, momentalnie nieznacznie się za nim chowa, przyglądając białowłosej. Przez dłuższą chwilę między nimi panowało dłuższe milczenie, gdy wyraźnie zbierała się w sobie. Nawet ratownicy stali cierpliwie, wyraźnie czekając, aż przypomni sobie o ich istnieniu.
— D-dziękuję. Za wszystko.
— No, dobra to zmykaj. Potrzebujesz teraz opieki. A gdybyś potrzebowała się wygadać to możesz mnie znaleźć na facebooku. Chyba nie ma w Riverdale zbyt wielu Jonathanów Everettów.
Zdecydowanie miał zbyt dobre serce w takich momentach. Obrócił się w stronę ratowników, obserwując, jak dziewczyna podchodzi do nich niepewnym krokiem. Odprowadził ich wzrokiem do ambulansu, nim obrócił się w stronę Kiany.
— Szalony dzień, co? Wygląda na to, że nasze wypady nigdy nie będą nudne — zażartował, drapiąc się po karku, choć i tak widać było, że cała sytuacja wpłynęła na niego dużo mocniej, niż dawał po sobie poznać. Opuścił powoli rękę wzdłuż ciała.
— Odnośnie tego co powiedziałaś o czerni i bieli... — zaczął niepewnie, unosząc ponownie dłonie do góry, bawiąc się palcami.
— Wiesz, wydaje mi się, że mimo wszystko to dobrze. Dzięki temu, że jesteśmy w szarej strefie, zawsze mamy szansę wybrać inną ścieżkę. No i możemy mieć nadzieję, że ktoś, kto zbliża się do czerni, ostatecznie wymiesza się razem z bielą. Chcę wierzyć, że nikt nie jest tak... całkowicie zły. Co nie znaczy, że trzeba im wszystko puszczać płazem. Mam nadzieję, że ta dwójka odpowie za swoje działania i spędzi długie lata za kratkami — zwrócił się w stronę obu mężczyzn, przyglądając im przez chwilę — i nawet jeśli na dobre postawili już na sobie piętno, to dostaną nauczkę. I jakoś postarają się zrehabilitować.
Uśmiechnął się niepewnie, przenosząc ponownie na nią spojrzenie.
— Musisz jechać z nimi teraz na komendę? Powinienem też się stawić w roli świadka?
— Pójdziesz z nimi? Pamiętaj, musisz dokładnie opisać, co ci jest i niczego nie ukrywaj, okej? Wiem, że niektóre rzeczy są przerażające, ale nie chcemy, żeby coś ci się potem stało przez to, że pominiesz jakiś fakt. Nie są tego warci — powiedział łagodnie do dziewczyny, która pokiwała powoli głową, choć nie był w stanie stwierdzić na ile zamierzała wykonać jego polecenie. Ściągnęła z siebie ostrożnie kurtkę i podała mu ją z tym samym przerażonym spojrzeniem co wcześniej.
— Dziękuję. Uratowaliście m-mi życie. Przekażesz proszę moje podziękowania p-policjantce? — zapytała nieśmiało, zaraz spuszczając głowę.
— No jasne. Na pewno się ucieszy, ale będzie jeszcze szczęśliwsza jak będziesz już bezpieczna — dotknął ją palcem w nos, przez chwilę kompletnie się zapominając — e-em przepraszam, odruch taki haha-
"Wszystko u was w porządku?"
— O patrz, masz okazję zrobić to osobiście — powiedział wesoło, widząc jak dziewczyna, momentalnie nieznacznie się za nim chowa, przyglądając białowłosej. Przez dłuższą chwilę między nimi panowało dłuższe milczenie, gdy wyraźnie zbierała się w sobie. Nawet ratownicy stali cierpliwie, wyraźnie czekając, aż przypomni sobie o ich istnieniu.
— D-dziękuję. Za wszystko.
— No, dobra to zmykaj. Potrzebujesz teraz opieki. A gdybyś potrzebowała się wygadać to możesz mnie znaleźć na facebooku. Chyba nie ma w Riverdale zbyt wielu Jonathanów Everettów.
Zdecydowanie miał zbyt dobre serce w takich momentach. Obrócił się w stronę ratowników, obserwując, jak dziewczyna podchodzi do nich niepewnym krokiem. Odprowadził ich wzrokiem do ambulansu, nim obrócił się w stronę Kiany.
— Szalony dzień, co? Wygląda na to, że nasze wypady nigdy nie będą nudne — zażartował, drapiąc się po karku, choć i tak widać było, że cała sytuacja wpłynęła na niego dużo mocniej, niż dawał po sobie poznać. Opuścił powoli rękę wzdłuż ciała.
— Odnośnie tego co powiedziałaś o czerni i bieli... — zaczął niepewnie, unosząc ponownie dłonie do góry, bawiąc się palcami.
— Wiesz, wydaje mi się, że mimo wszystko to dobrze. Dzięki temu, że jesteśmy w szarej strefie, zawsze mamy szansę wybrać inną ścieżkę. No i możemy mieć nadzieję, że ktoś, kto zbliża się do czerni, ostatecznie wymiesza się razem z bielą. Chcę wierzyć, że nikt nie jest tak... całkowicie zły. Co nie znaczy, że trzeba im wszystko puszczać płazem. Mam nadzieję, że ta dwójka odpowie za swoje działania i spędzi długie lata za kratkami — zwrócił się w stronę obu mężczyzn, przyglądając im przez chwilę — i nawet jeśli na dobre postawili już na sobie piętno, to dostaną nauczkę. I jakoś postarają się zrehabilitować.
Uśmiechnął się niepewnie, przenosząc ponownie na nią spojrzenie.
— Musisz jechać z nimi teraz na komendę? Powinienem też się stawić w roli świadka?
Zbliżając się do Jace'a i Natalie słyszała strzępki ich rozmowy. Gdyby skupiła się na tym co mówią pewnie wyłapałaby więcej, ale jej myśli cały czas kręciły się dookoła dwójki zatrzymanych. Musiała wymyślić jakiś plan, przedstawić im propozycje, która jakoś by ich przekonała do współpracy. Skoro, jak twierdził jeden z nich, znają nazwiska ludzi kierujących całym tym interesem, była bliżej niż kiedykolwiek do rozbicia szajki. Zawsze to jeden syf mniej. Z drugiej strony żadne racjonalne argumenty do tej pory nie działały.
Kiana spojrzała na swoje dłonie, cały czas idąc do dwójki młodych. Może więc finezyjne groźby przyniosą więcej skutku? Zazwyczaj działały. A z tego co widziała po twarzy Chada i jego kumpla bali się tego, kto pociągał za sznurki.
Stanęła naprzeciwko Jace'a starając się przybrać neutralny wyraz twarzy. Schowała zmarznięte dłonie do kieszeni, spoglądając na Natalie i dyskretnie powiodła po niej wzrokiem. Do tej pory była zbyt zaaferowana, by się jej lepiej przyjrzeć. Współczuła jej i miała nadzieję, że dziewczyna będzie w stanie się pozbierać.
"Nie ma problemu. Trzymaj się i... postaraj zapomnieć," dodała po chwili zawahania. Co innego mogła powiedzieć? Że tak naprawdę to, co przeżyła zostanie z nią już na zawsze? Że od tej pory co noc będą ją nawiedzać koszmary? Oczywiście, równie dobrze mogło się okazać, że Natalie ma psychikę silną jak superman i te wszystkie wydarzenia po prostu po niej spłynął, ale...,
Przeniosła wzrok na Jace'a, nikło się uśmiechając.
"Witamy w cyrku," wzruszyła ramionami, zaraz jednak nieco się rozchmurzając. "Zaczynam podejrzewać, że nosisz przy sobie jakiś znak lub magnes, który ściąga kłopoty," zaśmiała się, mimo, że był to raczej wymuszony dźwięk, pozbawiony szczerych emocji.
Wyciągnęła jedną z dłoni z kieszeni i oparła ją na biodrze. Przez chwilę nie wiedziała, o czym on mówi. Jaka czerń i biel, ale po chwili połapała się w faktach. No tak. W końcu sama zaczęła ten temat. Słuchała go jak zawsze z uwagą. I nawet jeśli nie do końca to miała na myśli, gdy o tym wspomniała, tak jego wizja była ciekawa. Ona też chciałaby wierzyć, że każdy w końcu zawraca na właściwą ścieżkę. Doświadczenie jednak mówiło samo za siebie. Pokręciła lekko głową, ponownie przybierając beznamiętny wyraz twarzy.
"Dla takich jak oni już raczej nie ma drugiej szansy. Nie powinno jej być w każdym razie," jedynie, na co zasługiwali, to doświadczenie dokładnie tego samego co robili tym wszystkim porwanym.
Zastanowiła się chwilę, przenosząc wzrok na odjeżdżający radiowóz i pokręciła głową.
"Przesłuchanie ich teraz nic nie da. Poczekam z tym do jutra. Może doba w zimnej i ciemnej celi rozwiąże im języki," przerwała na chwilę i lekko się uśmiechnęła. "Tak, dam Ci znać kiedy będę Cię potrzebować," powinna to zrobić jak najszybciej, ale jednocześnie chciała, by najpierw chłopak wrócił do domu i odpoczął.
Spojrzała na niego, tym samym analizującym wzrokiem co wcześniej na dziewczynę. Zmarszczyła lekko brwi. Jace zachowywał się zbyt opanowanie. Wszystko oczywiście było lepsze niż panika, ale wiedziała z doświadczenia, że ukrywanie emocji potem dawało tylko w kość.
Westchnęła i chcąc dodać sobie nieco odwagi i jemu otuchy, położyła dłoń na jego ramieniu, odnajdując wzrokiem jego twarz.
"Jace, jak ty się czujesz? Tylko szczerze i nie chce słyszeć 'nic mi nie jest'. Za długo już robię w tym fachu, by dać się nabrać," mimo chłodnego tonu, jej oczy wyraźnie dawały znać, że faktycznie martwiła się o niego.
Kiana spojrzała na swoje dłonie, cały czas idąc do dwójki młodych. Może więc finezyjne groźby przyniosą więcej skutku? Zazwyczaj działały. A z tego co widziała po twarzy Chada i jego kumpla bali się tego, kto pociągał za sznurki.
Stanęła naprzeciwko Jace'a starając się przybrać neutralny wyraz twarzy. Schowała zmarznięte dłonie do kieszeni, spoglądając na Natalie i dyskretnie powiodła po niej wzrokiem. Do tej pory była zbyt zaaferowana, by się jej lepiej przyjrzeć. Współczuła jej i miała nadzieję, że dziewczyna będzie w stanie się pozbierać.
"Nie ma problemu. Trzymaj się i... postaraj zapomnieć," dodała po chwili zawahania. Co innego mogła powiedzieć? Że tak naprawdę to, co przeżyła zostanie z nią już na zawsze? Że od tej pory co noc będą ją nawiedzać koszmary? Oczywiście, równie dobrze mogło się okazać, że Natalie ma psychikę silną jak superman i te wszystkie wydarzenia po prostu po niej spłynął, ale...,
Przeniosła wzrok na Jace'a, nikło się uśmiechając.
"Witamy w cyrku," wzruszyła ramionami, zaraz jednak nieco się rozchmurzając. "Zaczynam podejrzewać, że nosisz przy sobie jakiś znak lub magnes, który ściąga kłopoty," zaśmiała się, mimo, że był to raczej wymuszony dźwięk, pozbawiony szczerych emocji.
Wyciągnęła jedną z dłoni z kieszeni i oparła ją na biodrze. Przez chwilę nie wiedziała, o czym on mówi. Jaka czerń i biel, ale po chwili połapała się w faktach. No tak. W końcu sama zaczęła ten temat. Słuchała go jak zawsze z uwagą. I nawet jeśli nie do końca to miała na myśli, gdy o tym wspomniała, tak jego wizja była ciekawa. Ona też chciałaby wierzyć, że każdy w końcu zawraca na właściwą ścieżkę. Doświadczenie jednak mówiło samo za siebie. Pokręciła lekko głową, ponownie przybierając beznamiętny wyraz twarzy.
"Dla takich jak oni już raczej nie ma drugiej szansy. Nie powinno jej być w każdym razie," jedynie, na co zasługiwali, to doświadczenie dokładnie tego samego co robili tym wszystkim porwanym.
Zastanowiła się chwilę, przenosząc wzrok na odjeżdżający radiowóz i pokręciła głową.
"Przesłuchanie ich teraz nic nie da. Poczekam z tym do jutra. Może doba w zimnej i ciemnej celi rozwiąże im języki," przerwała na chwilę i lekko się uśmiechnęła. "Tak, dam Ci znać kiedy będę Cię potrzebować," powinna to zrobić jak najszybciej, ale jednocześnie chciała, by najpierw chłopak wrócił do domu i odpoczął.
Spojrzała na niego, tym samym analizującym wzrokiem co wcześniej na dziewczynę. Zmarszczyła lekko brwi. Jace zachowywał się zbyt opanowanie. Wszystko oczywiście było lepsze niż panika, ale wiedziała z doświadczenia, że ukrywanie emocji potem dawało tylko w kość.
Westchnęła i chcąc dodać sobie nieco odwagi i jemu otuchy, położyła dłoń na jego ramieniu, odnajdując wzrokiem jego twarz.
"Jace, jak ty się czujesz? Tylko szczerze i nie chce słyszeć 'nic mi nie jest'. Za długo już robię w tym fachu, by dać się nabrać," mimo chłodnego tonu, jej oczy wyraźnie dawały znać, że faktycznie martwiła się o niego.
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach