▲▼
Skrzywiła się, gdy Chad szarpnął za dziewczynę, a jej broń automatycznie powędrowała w jego kierunku. Palec na spuście aż ją świerzbił. Wystarczył jeden strzał, a byłoby po wszystkim. Ale wciąż było to zbyt duże ryzyko. Co jeśli ten drugi otworzy ogień i trafi w Jace’a? Nie chciała mieć go na sumieniu. Nie zasłużył na to. Więc ponownie pochyliła się ku negocjacjom, w których niestety nie była najlepsza.
“Wypuść ją,” wycedziła przez zaciśnięte zęby. “A jego w to nie mieszaj. To tylko dzieciak,” przesunęła się lekko w bok, starając się zwrócić na siebie całą uwagę mężczyzn.
Zmarszczyła brwi i wzięła głęboki oddech. Pewien pomysł świtał jej w głowie, ale był on na tyle durny i lekkomyślny, że nawet ona musiała się nad nim zastanowić. Słysząc słowa jednego z oprychów palce na broni zacisnęły jej się tak mocno, aż zbielały jej kłykcie.
“Popaprańcy,” powiedziała pod nosem, rozglądając się szybko na boki w poszukiwaniu czegoś, czegokolwiek co mogłaby użyć. Nie rozumiała jakim skurwielem trzeba było być, by dopuścić się tego, co robił Chad i jego kolega. Niedobrze jej się robiło myśląc przez co dotychczas musiała przejść dziewczyna. A najgorsze w tym było to, że już do końca życia będzie musiała z tym żyć. Kiana zrobiła krok do przodu, patrząc z czystą odrazu na obu mężczyzn.
“Więc chodzi wam tylko o kasę? Wabicie naiwne dziewczyny, by potem je gwałcić i sprzedawać temu kto da więcej?” Opuściła broń, a wolną rękę uniosła do góry. “Wypuśćcie dziewczynę, weźcie mnie. Zarobicie fortunę, gwarantuje,” ostatnie słowa wypowiedziała z nieukrywanym obrzydzeniem. Miała tylko nadzieję, że jej uwierzą.
Nie spuszczała wzroku ani z mężczyzn, ani z dziewczyny i choć jej współczuła, tak jej twarz pozostawała obojętna. Jedyne co mogło ją zdradzić to palce zaciśnięte na broni i fakt, że całe jej ciało było spięte do granic możliwości.
Zerknęła przez ramię na Jace’a upewniając się, że jest w optymalnie bezpiecznej odległości, po czym korzystając z okazji, że Chad i jego kumpel zajęli się kłótnią ruszyła biegiem w ich stronę. Na próżno szukała po drodze wzrokiem jakiekolwiek dechy czy grubego kija. No cóż.
Wskoczyła na łódź i z impetem wpadła na Chada, powodując, że oboje runęli na pokład. Korzystając z okazji zamachnęła się ręką, w której trzymała broń z zamiarem wbicia ją mężczyźnie prosto w twarz. W duchu modliła się by tym razem dopisało jej szczęście.
Doskonale wiedziała gdzie żyli i tym bardziej jak działało wszystko co miało związek z przekraczaniem granic. Ale wiedziała też, że sama kasa nie wystarczy. Byli tacy co próbowali użyć siły, ale nawet to nie skutkowało. A wykorzystywanie niewinnych dzieciaków by się wzbogacić… Na samą myśl przechodził ją dreszcz.
“Nie dotykaj jej,” syknęła. Miała już serdecznie dość stania i licytowania się z nimi, kiedy na ich łasce leżała związana dziewczyna.
Uniosła kącik ust, widząc że jej argument wzbudził ich zainteresowanie. I dobrze. Kretyni. Była gotowa zaryzykować i pójść do nich dobrowolnie, ale nie zamierzała z nimi nigdzie płynąć. Z resztą, prędzej czy później by się zorientowali, że służby na które tak narzekali właśnie stały naprzeciwko nich. W sumie, mogła zostawić odznakę przy motocyklu, ale na to było w tej chwili za późno.
Wylądowała na Chadzie i zdzieliła go w twarz najmocniej jak potrafiła. Na jej szczęście mężczyznę od razu odcięło, a ona wypuściła przez usta powietrze nie wiedząc nawet, że je wstrzymała. Jeden z głowy.
Związana dziewczyna pisnęła przerażona, ale Kiana nie mogła jej jeszcze pomóc. Nie zdążyła nawet do końca się pozbierać nim wielkie ramiona oplotły ją w pasie z taką siłą, że momentalnie zabrakło jej tchu. Przeczuwała, że jutro będzie miała pokaźnych rozmiarów siniaki.
Z trudem złapała minimalną ilośc powietrza, krzywiąc się nieznacznie. Co ten typ brał, że miał aż tak silny uścisk?
Jako, że nadal trzymała w dłoni broń i mimo ograniczonych ruchów spróbowała wycelować i trafić mężczyznę w stopę, ale zanim zdążyła nacisnąć spust, ramiona na jej talii zacisnęły się jeszcze mocniej co spowodowało, że upuściła pistolet, który spadł nieopodal porwanej dziewczyny.
Kurwa jego mać, gorzej być nie mogło.
Nie zamierzała się jednak poddać. Jeśli typ wrzuci ją do wody to koniec. O tej porze roku miała pewnie temperaturę paru stopni, a ona nie chciała tego sprawdzać na własnej skórze. Po za tym Jace. Słysząc jego krzyk zerknęła na ląd i jej oczy rozszerzyły się w przerażeniu.
Nie. Co on do cholery wyprawiał.
Chciała krzyknąć w jego stronę by się zatrzymał i zawracał, ale nie mogła złapać na tyle oddechu by to zrobić.
“Puszczaj mnie skurwielu,” wycedziła i zaczęła się szamotać na wszystkie strony, kopiąc nogami w co tylko mogła, ale bezskutecznie. Chwyt mężczyzny był jak imadło, a ona miała wrażenie, że im dłużej się szarpie tym on mocniej ją trzymał. “Nie ujdzie Ci to płazem,” wychrypiała cały czas próbując się uwolnić.
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
First topic message reminder :
TEREN JACKALS
Zatoka
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Dosyć gęsto rosnące drzewa sprawiają, że zatoka jest odcięta od pozostałej części plaży i dzięki temu na pewno daje większe poczucie prywatności. Kiedyś miejsce było często odwiedzane przez pary chcące spędzić romantyczną randkę z dala od wścibskich oczu innych. Teraz mało kto zapuszcza się na te tereny, a już na pewno nie w pojedynkę. Liczne odkopane ciała skutecznie zniechęciły mieszkańców do częstego odwiedzania zatoki. W końcu mało kto czuje się dobrze i bezpiecznie gdzieś, gdzie przypadkiem może nadepnąć na nieudolnie zakopane zwłoki. Bądź zużytą prezerwatywę. I nie pomogą tu nawet piękne widoki.
Czuł, że telefon wibruje w jego kieszeni, ale już go nie wyciągał. Wątpił, że wiadomość, którą otrzymał, miała okazać się rezygnacją z tego spotkania. Ranni rzadko kiedy odmawiali skorzystania z pomocy – jeśli wiedzieli, że ich stan był na tyle poważny, że domowe sposoby na nic by się zdały, czekali grzecznie na jego przybycie. W tym świecie Sean miał już swoją reputację – niemal każdy, z kim miał do czynienia, uważał, że miał nie tylko doskonałe predyspozycje do świadczenia pierwszej pomocy, ale przede wszystkim do trzymania języka za zębami.
Ciemnowłosy rozejrzał się po okolicy, licząc na to, że gdzieś w ciemności – poza obrębem latarni – dostrzeże zbliżającą się do niego osobę. Uznał, że dziesięć minut będzie idealnym czasem oczekiwania, gdyby jego przyszły pacjent mimo wszystko zdecydował się zrezygnować z jego usług. Nie zmieniało to faktu, że i tak stracił już swój cenny czas na dojazd i wolałby wrócić stąd z dodatkową kasą w swoim portfelu.
„Dobra, walić to. Jesteś tu, by pomóc czy nie?”
Reave zwrócił spojrzenie w stronę dziewczyny, która nagle pojawiła się obok. Prawie wzdrygnął się na jej widok, jednak udało mu się powstrzymać ten niepotrzebny odruch. Musiał trzymać fason groźnego osiłka. Nie zmieniło to jednak faktu, że zamiast tego stanął jak wryty i najwyraźniej zapomniał języka w gębie. Szansa na to, że się pomylił była, jak jeden do miliona – chyba że dziewczyna, którą poznał ostatnio w sklepie, miała swoją złą siostrę bliźniaczkę. Maseczka na twarzy nie pozwoliła mu na założenie z góry, że faktycznie ma do czynienia z Miko.
Tylko te włosy... były bardzo charakterystyczne.
Odchrząknął wreszcie, przerywając tę niezręczną ciszę. Nie zsunął jednak kaptura ze swojej głowy, przez co ten nadal rzucał wyraźny cień na jego oblicze, uniemożliwiając dziewczynie rozpoznanie w nim pomocnego chłopaka ze spożywczaka. Przynajmniej na ten moment byli kwita.
— Wybacz. Miałem takie dziwne wrażenie– — zaczął, ale urwał w połowie zdania. To, jakie odniósł wrażenie, nie miało teraz znaczenia, o czym przypomniała mu wyciągnięta w jego stronę ranna ręka. Przyszedł tu w konkretnym celu i właśnie tym powinien zająć się w pierwszej kolejności. — To do mnie pisałaś, więc oczywiście ci pomogę. Warunki pozostają takie, jak ustalaliśmy — zaznaczył, mając nadzieję, że pamiętała o tym, że nie robił tego bezinteresownie.
„Szopkę anonimowości wolę odsunąć na bok.”
Ciemnowłosy kiwnął głową, z której już po chwili zsunął szary materiał. Piegowata twarz może i nie była na tyle wyraźna, co za dnia, ale w tym momencie członkini Szakali nie mogła mieć już żadnych wątpliwości co do tego, kto przed nią stał.
— Sean — przedstawił się czysto formalnie, bo w końcu nadal nie miał pewności, czy wzrok go nie mylił. — Widzę, że zgłaszasz się pierwszy raz, dlatego liczę na uczciwość interesów, bo grożenie, że cię dorwę, jeśli mi nie zapłacisz, nie jest w moim stylu. Właściwie pewnie i tak bym tego nie zrobił. A teraz — zawiesił na chwilę głos, rozglądając się po niewielkim oświetlonym obszarze — chyba muszę poprosić cię, żebyś usiadła na ziemi. Trzeba sobie jakoś radzić w tych beznadziejnych warunkach.
Ciemnowłosy rozejrzał się po okolicy, licząc na to, że gdzieś w ciemności – poza obrębem latarni – dostrzeże zbliżającą się do niego osobę. Uznał, że dziesięć minut będzie idealnym czasem oczekiwania, gdyby jego przyszły pacjent mimo wszystko zdecydował się zrezygnować z jego usług. Nie zmieniało to faktu, że i tak stracił już swój cenny czas na dojazd i wolałby wrócić stąd z dodatkową kasą w swoim portfelu.
„Dobra, walić to. Jesteś tu, by pomóc czy nie?”
Reave zwrócił spojrzenie w stronę dziewczyny, która nagle pojawiła się obok. Prawie wzdrygnął się na jej widok, jednak udało mu się powstrzymać ten niepotrzebny odruch. Musiał trzymać fason groźnego osiłka. Nie zmieniło to jednak faktu, że zamiast tego stanął jak wryty i najwyraźniej zapomniał języka w gębie. Szansa na to, że się pomylił była, jak jeden do miliona – chyba że dziewczyna, którą poznał ostatnio w sklepie, miała swoją złą siostrę bliźniaczkę. Maseczka na twarzy nie pozwoliła mu na założenie z góry, że faktycznie ma do czynienia z Miko.
Tylko te włosy... były bardzo charakterystyczne.
Odchrząknął wreszcie, przerywając tę niezręczną ciszę. Nie zsunął jednak kaptura ze swojej głowy, przez co ten nadal rzucał wyraźny cień na jego oblicze, uniemożliwiając dziewczynie rozpoznanie w nim pomocnego chłopaka ze spożywczaka. Przynajmniej na ten moment byli kwita.
— Wybacz. Miałem takie dziwne wrażenie– — zaczął, ale urwał w połowie zdania. To, jakie odniósł wrażenie, nie miało teraz znaczenia, o czym przypomniała mu wyciągnięta w jego stronę ranna ręka. Przyszedł tu w konkretnym celu i właśnie tym powinien zająć się w pierwszej kolejności. — To do mnie pisałaś, więc oczywiście ci pomogę. Warunki pozostają takie, jak ustalaliśmy — zaznaczył, mając nadzieję, że pamiętała o tym, że nie robił tego bezinteresownie.
„Szopkę anonimowości wolę odsunąć na bok.”
Ciemnowłosy kiwnął głową, z której już po chwili zsunął szary materiał. Piegowata twarz może i nie była na tyle wyraźna, co za dnia, ale w tym momencie członkini Szakali nie mogła mieć już żadnych wątpliwości co do tego, kto przed nią stał.
— Sean — przedstawił się czysto formalnie, bo w końcu nadal nie miał pewności, czy wzrok go nie mylił. — Widzę, że zgłaszasz się pierwszy raz, dlatego liczę na uczciwość interesów, bo grożenie, że cię dorwę, jeśli mi nie zapłacisz, nie jest w moim stylu. Właściwie pewnie i tak bym tego nie zrobił. A teraz — zawiesił na chwilę głos, rozglądając się po niewielkim oświetlonym obszarze — chyba muszę poprosić cię, żebyś usiadła na ziemi. Trzeba sobie jakoś radzić w tych beznadziejnych warunkach.
Był wystarczająco niepokojący i groźny, by Miko nawet w ostatnich momentach rozważała odwrócenie się na pięcie i ucieknięcie, ignorując całkowicie potrzebę fachowej pomocy. Stawianie własnego bezpieczeństwa stało w jej osobistym rankingu wyżej niż ewentualne zgadywanie, czy miała rację. Nawet jeśli szansa wynosiła aż pięćdziesiąt procent. Albo tak, albo nie.
Było za późno na zastanowienie się nad ucieczką. Ujawniła mu swoją obecność, czujnie rejestrując jego zachowanie, by móc w razie gwałtownego zwrotu akcji podjąć akcję - uderz i ucieknij. Chociaż musiała przyznać sama sobie, że nawet w jej głowie taki pomysł brzmiał wystarczająco nierealnie, by dało się zrealizować go od ręki.
Ten głos - nie połączyła na początków faktów. Umysł podpowiadał jej, że już słyszała tę osobę, ale... Niedbale rzucane światło pozwoliło jej na ujrzenie w pełni chłopaka. I to wystarczyło, by ją zmrozić. W myślach zaczęła na modłę powtarzać ciągle jedno słowo. Wspomnienia zadziałały teraz za dobrze, a ona już miała pełną świadomość co do tego, kto stał przed nią. Nie cieszyła się z tego powodu. Źródeł niezadowolenia było wiele, od własnych decyzji, po dojście do tej sytuacji.
Ty debilko.
Zamknęła oczy na chwilę, zbierając myśli w jedną całość, nim ponownie je otworzyła, zadzierając głowę do góry na krótki moment. Zacisnęła usta w wąską kreskę. Nie nastawiała się psychicznie na taki zwrot akcji.
Więc co właściwie miała zrobić?
Sama ustaliłaś te zasady.
- Miło mi - powiedziała, wyciągając rękę w stronę maseczki. - Miko - tym przedstawieniem zapieczętowała swoją namiastkę anonimowości. Ruchem palca delikatnie zsunęła maseczkę na brodę. - Trochę czasu minęło, nie?
Zsunęła z ramion bluzę, którą potem przewiązała rękawami przy swoim pasie, po czym usiadła po turecku. Spokój i wyluzowanie, jakie próbowała sobą przedstawić było iluzją, którą nie chciała, by Sean przejrzał.
- Jeśli chcesz jakieś wyjaśnienia, odłóż to na potem - powiedziała od razu, wysuwając zranioną lewą rękę, zabandażowaną w bardzo amatorski i niedbały sposób. - Najpierw interesy. Nie ucieknę. Nie mam w tym żadnej korzyści - musiała przyznać, że kupowała sobie tym czas. Wiedziała, że nie musiała się z niczego tłumaczyć i zostawić to jak jest. Przy czym była świadoma tego, że to mógł być dla niej niemalże samobójczy ruch.
Tylko jedno mogła sobie przyznać teraz - nie chciała go spotkać w takich okolicznościach.
- Mogę poświecić latarką komórki - nie czekając na reakcję włączyła latarkę w komórce przy pomocy wolnej dłoni. - Chociaż tym się zrewanżuję za mój beznadziejny gust do miejsc spotkań - swoje słowa podsumowała głębokim westchnieniem, wyrażającym dezaprobację wobec samej siebie.
Było za późno na zastanowienie się nad ucieczką. Ujawniła mu swoją obecność, czujnie rejestrując jego zachowanie, by móc w razie gwałtownego zwrotu akcji podjąć akcję - uderz i ucieknij. Chociaż musiała przyznać sama sobie, że nawet w jej głowie taki pomysł brzmiał wystarczająco nierealnie, by dało się zrealizować go od ręki.
Ten głos - nie połączyła na początków faktów. Umysł podpowiadał jej, że już słyszała tę osobę, ale... Niedbale rzucane światło pozwoliło jej na ujrzenie w pełni chłopaka. I to wystarczyło, by ją zmrozić. W myślach zaczęła na modłę powtarzać ciągle jedno słowo. Wspomnienia zadziałały teraz za dobrze, a ona już miała pełną świadomość co do tego, kto stał przed nią. Nie cieszyła się z tego powodu. Źródeł niezadowolenia było wiele, od własnych decyzji, po dojście do tej sytuacji.
Ty debilko.
Zamknęła oczy na chwilę, zbierając myśli w jedną całość, nim ponownie je otworzyła, zadzierając głowę do góry na krótki moment. Zacisnęła usta w wąską kreskę. Nie nastawiała się psychicznie na taki zwrot akcji.
Więc co właściwie miała zrobić?
Sama ustaliłaś te zasady.
- Miło mi - powiedziała, wyciągając rękę w stronę maseczki. - Miko - tym przedstawieniem zapieczętowała swoją namiastkę anonimowości. Ruchem palca delikatnie zsunęła maseczkę na brodę. - Trochę czasu minęło, nie?
Zsunęła z ramion bluzę, którą potem przewiązała rękawami przy swoim pasie, po czym usiadła po turecku. Spokój i wyluzowanie, jakie próbowała sobą przedstawić było iluzją, którą nie chciała, by Sean przejrzał.
- Jeśli chcesz jakieś wyjaśnienia, odłóż to na potem - powiedziała od razu, wysuwając zranioną lewą rękę, zabandażowaną w bardzo amatorski i niedbały sposób. - Najpierw interesy. Nie ucieknę. Nie mam w tym żadnej korzyści - musiała przyznać, że kupowała sobie tym czas. Wiedziała, że nie musiała się z niczego tłumaczyć i zostawić to jak jest. Przy czym była świadoma tego, że to mógł być dla niej niemalże samobójczy ruch.
Tylko jedno mogła sobie przyznać teraz - nie chciała go spotkać w takich okolicznościach.
- Mogę poświecić latarką komórki - nie czekając na reakcję włączyła latarkę w komórce przy pomocy wolnej dłoni. - Chociaż tym się zrewanżuję za mój beznadziejny gust do miejsc spotkań - swoje słowa podsumowała głębokim westchnieniem, wyrażającym dezaprobację wobec samej siebie.
To nie wyglądało mu na China Town.
Jace stanął w miejscu i rozejrzał się dookoła, zatrzymując wzrok na gęstej linii drzew. Był w stu procentach pewien, że nigdy wcześniej nie udało mu się aż tak zabłądzić. Okej, może jego orientacja w terenie nie należała do najlepszych, ale tym razem zdecydowanie przesadził. Dystrykt C chyba po prostu usilnie próbował mu udowodnić, że nie jest miejscem dla niego.
— Kurczę, dlaczego ten głupi GPS nigdy nie działa tak, jak trzeba — burknął cicho, uderzając lekko telefon od boku, zupełnie jakby miało to w czymś pomóc. Rozejrzał się dookoła, ale cisza jak makiem zasiał. Wysłał więc jedynie SMS-a do Kiany z nadzieją, że może jej orientacja była nieco lepsza niż jego własna.
W sumie czy GPS nie powinien lepiej łapać na otwartej przestrzeni? Drzewa mogły chyba blokować sygnał, prawda? Ruszył więc w ich stronę, cały czas skupiony na ekranie, nim nie usłyszał pod butami skrzypiącego piasku. Spojrzał w dół i przesunął się w bok z wyraźnym zażenowaniem na widok zużytej prezerwatywy. Dobór miejsca na tego typu czynności naprawdę go zaskoczył. Jakby nie patrzeć, nie było tu zbyt romantycznie. I raczej średnio pachniało. Chociaż no widok był całkiem ładny jak pominąć cały ten bród.
— No dalej, działaj — wymamrotał, unosząc telefon nieco wyżej, ale ludzik na mapie uparcie tkwił w tym samym miejscu. Westchnął w końcu cicho, nim nie wyprostował się na zbliżający się dźwięk kutra. Ludzie! Rozejrzał się szybko i podbiegł nawet w ich kierunku, widząc dwóch mężczyzn walczących z silnikiem.
— Dzień dobry, przepraszam! Nie wiedzą Panowie może, w którą stronę jest China... — jego ekscytacja momentalnie zniknęła, gdy uważniej przyjrzał się sytuacji. W łodzi pomiędzy nimi leżała kobieta. Młoda, na około dwudziestoletnia. Rozmazany makijaż, wepchnięta do ust brudna szmata i boleśnie wykręcone do tyłu ręce zdecydowanie nie wskazywały na żaden przyjacielski wypad — ... Town.
A w powietrzu po ponownym wyłączeniu silnika zapadła bardzo niezręczna cisza, przerywana jedynie stłumionym dziewczęcym szlochem.
Jace stanął w miejscu i rozejrzał się dookoła, zatrzymując wzrok na gęstej linii drzew. Był w stu procentach pewien, że nigdy wcześniej nie udało mu się aż tak zabłądzić. Okej, może jego orientacja w terenie nie należała do najlepszych, ale tym razem zdecydowanie przesadził. Dystrykt C chyba po prostu usilnie próbował mu udowodnić, że nie jest miejscem dla niego.
— Kurczę, dlaczego ten głupi GPS nigdy nie działa tak, jak trzeba — burknął cicho, uderzając lekko telefon od boku, zupełnie jakby miało to w czymś pomóc. Rozejrzał się dookoła, ale cisza jak makiem zasiał. Wysłał więc jedynie SMS-a do Kiany z nadzieją, że może jej orientacja była nieco lepsza niż jego własna.
W sumie czy GPS nie powinien lepiej łapać na otwartej przestrzeni? Drzewa mogły chyba blokować sygnał, prawda? Ruszył więc w ich stronę, cały czas skupiony na ekranie, nim nie usłyszał pod butami skrzypiącego piasku. Spojrzał w dół i przesunął się w bok z wyraźnym zażenowaniem na widok zużytej prezerwatywy. Dobór miejsca na tego typu czynności naprawdę go zaskoczył. Jakby nie patrzeć, nie było tu zbyt romantycznie. I raczej średnio pachniało. Chociaż no widok był całkiem ładny jak pominąć cały ten bród.
— No dalej, działaj — wymamrotał, unosząc telefon nieco wyżej, ale ludzik na mapie uparcie tkwił w tym samym miejscu. Westchnął w końcu cicho, nim nie wyprostował się na zbliżający się dźwięk kutra. Ludzie! Rozejrzał się szybko i podbiegł nawet w ich kierunku, widząc dwóch mężczyzn walczących z silnikiem.
— Dzień dobry, przepraszam! Nie wiedzą Panowie może, w którą stronę jest China... — jego ekscytacja momentalnie zniknęła, gdy uważniej przyjrzał się sytuacji. W łodzi pomiędzy nimi leżała kobieta. Młoda, na około dwudziestoletnia. Rozmazany makijaż, wepchnięta do ust brudna szmata i boleśnie wykręcone do tyłu ręce zdecydowanie nie wskazywały na żaden przyjacielski wypad — ... Town.
A w powietrzu po ponownym wyłączeniu silnika zapadła bardzo niezręczna cisza, przerywana jedynie stłumionym dziewczęcym szlochem.
Złapała kurtkę, chowając telefon do kieszeni i po wypiciu szota tequili położyła na blacie odliczoną kwotę, praktycznie wybiegając z baru. Ten chłopak… był większym magnesem na kłopoty niż ona. Jak inaczej można było wytłumaczyć fakt, że po raz drugi w przeciągu miesiąca się zgubił? I to jeszcze w jednym z najgorszych miejsc możliwych. Co on znowu robił w dystrykcie C? Jak go znajdzie będzie musiała z nim poważnie porozmawiać, albo kupić mu działający GPS.
Na szczęście tego dnia sama spędzała czas w C, wybierając jeden z podupadających barów. Nie miała najmniejszej ochoty wpaść na kogokolwiek znajomego lub co gorsza na jednego ze współpracowników. Miała dzień wolny i zamierzała go spędzić według własnego widzimisię. I na bank nie da się wplątać w sytuację awaryjną czy kolejnego dzieciaka z bronią na dachu. Było tylu innych policjantów, że dadzą sobie radę bez niej.
Dotarcie nad zatokę nie zabrało jej zbyt dużo czasu. Przewaga motocyklu nad samochodami. I choć w świetle prawa nie powinna prowadzić po ilości wypitych szotów, tak na jej możliwości i tolerancję alkoholu miała jeszcze spory zapas.
Zaparkowała maszynę pod jednym z drzew i poklepała samą siebie po ramieniu, że tego dnia zdecydowała się na jazdę bez kasku. Kosztował ją zbyt dużo kasy by jakiś pierwszy lepszy włóczęga go zwędził.
Ponownie spojrzała na smsa, próbując wywnioskować gdzie znajdywał się Jace. Rozejrzała się dookoła i nawet wybrała jego numer, ale zasięg był tu na tyle tragiczny, że po jednym sygnale przerwano połączenie.
“No po prostu zajebiście,” schowała urządzenie do kieszeni i zaczęła przedzierać się między drzewami i krzakami. Gdy w końcu wyszła na brudny i śmierdzący piasek zatrzymała się w pół kroku z przekleństwem na ustach.
Świetnie znalazła Jace’a. Tylko dlaczego stał przy podejrzanej łodzi z jeszcze bardziej podejrzanymi typami? Czy on nie miał za grosz wyobraźni i pieprzonego instynktu samozachowawczego?
Powoli i tak by nie zwracać na siebie uwagi podeszła do grupy. Z jakiś powodów miała bardzo złe przeczucie, a dłoń sama zawędrowała do jej paska, gdzie miała przyczepioną broń.
W momencie kiedy była już parę kroków od swojego celu po jej plecach przeszedł dreszcz, a kiedy przeniosła wzrok na wnętrze łodzi już wiedziała, że właśnie wpakowali się w najgorszy syf z możliwych.
“Jace, co ty robisz?” Stanęła obok niego, nie spuszczając wzroku z mężczyzn na łodzi, szukając na nich broni i analizując wszystkie scenariusze jak zabrać stąd zarówno chłopaka jak i uwięzioną dziewczynę.
Na szczęście tego dnia sama spędzała czas w C, wybierając jeden z podupadających barów. Nie miała najmniejszej ochoty wpaść na kogokolwiek znajomego lub co gorsza na jednego ze współpracowników. Miała dzień wolny i zamierzała go spędzić według własnego widzimisię. I na bank nie da się wplątać w sytuację awaryjną czy kolejnego dzieciaka z bronią na dachu. Było tylu innych policjantów, że dadzą sobie radę bez niej.
Dotarcie nad zatokę nie zabrało jej zbyt dużo czasu. Przewaga motocyklu nad samochodami. I choć w świetle prawa nie powinna prowadzić po ilości wypitych szotów, tak na jej możliwości i tolerancję alkoholu miała jeszcze spory zapas.
Zaparkowała maszynę pod jednym z drzew i poklepała samą siebie po ramieniu, że tego dnia zdecydowała się na jazdę bez kasku. Kosztował ją zbyt dużo kasy by jakiś pierwszy lepszy włóczęga go zwędził.
Ponownie spojrzała na smsa, próbując wywnioskować gdzie znajdywał się Jace. Rozejrzała się dookoła i nawet wybrała jego numer, ale zasięg był tu na tyle tragiczny, że po jednym sygnale przerwano połączenie.
“No po prostu zajebiście,” schowała urządzenie do kieszeni i zaczęła przedzierać się między drzewami i krzakami. Gdy w końcu wyszła na brudny i śmierdzący piasek zatrzymała się w pół kroku z przekleństwem na ustach.
Świetnie znalazła Jace’a. Tylko dlaczego stał przy podejrzanej łodzi z jeszcze bardziej podejrzanymi typami? Czy on nie miał za grosz wyobraźni i pieprzonego instynktu samozachowawczego?
Powoli i tak by nie zwracać na siebie uwagi podeszła do grupy. Z jakiś powodów miała bardzo złe przeczucie, a dłoń sama zawędrowała do jej paska, gdzie miała przyczepioną broń.
W momencie kiedy była już parę kroków od swojego celu po jej plecach przeszedł dreszcz, a kiedy przeniosła wzrok na wnętrze łodzi już wiedziała, że właśnie wpakowali się w najgorszy syf z możliwych.
“Jace, co ty robisz?” Stanęła obok niego, nie spuszczając wzroku z mężczyzn na łodzi, szukając na nich broni i analizując wszystkie scenariusze jak zabrać stąd zarówno chłopaka jak i uwięzioną dziewczynę.
Sparaliżowało go.
Nic dziwnego, skoro zdecydowanie nie była to sytuacja, której doświadczał na co dzień. Może i słuchał o wszystkich okropnych rzeczach jakie działy się na terenie miasta, czytał o nich w gazetach i czasem trafił na ulicy na jakąś bójkę czy moment, gdy policja zgarniała kogoś do radiowozu.
Ale teraz stał ze wzrokiem utkwionym w twarzy przerażonej dziewczyny i kompletnie nie wiedział, jak powinien się zachować. Co miał zrobić? Już w momencie pojawienia się Kiany obaj mężczyźni wyciągnęli bronie zza pazuchy i wycelowali w ich stronę, ale blondyn nadal nawet nie drgnął.
Potrzebowała pomocy. Ale jak miał jej pomóc? Nie miał broni, a nawet gdyby ją miał, nie potrafiłby z niej strzelić. I nawet gdyby potrafił z niej strzelić, nigdy, przenigdy by tego nie zrobił. Nie było szans, by dobiegł do niej jak superbohater i wyciągnął z łodzi za ich plecami. Przecież patrzyli wprost na niego. Czy jeśli nagle postanowią odpłynąć, będzie w stanie ich zatrzymać? Oczywiście, że nie.
Ale nadal nie mógł oderwać od niej wzroku. Nie mógł przecież po prostu udawać, że niczego nie widział.
"Jace, co ty robisz?"
Usłyszał jej głos, ale nawet wtedy nie dał rady się obrócić. Co zamierzali z nią zrobić? I co zrobili z nią do tej pory? Jej szloch nieustannie odbijał się echem w jego głowie. Przeładowanie pistoletu poprzedziło donośny krzyk jednego z mężczyzn.
— Macie dziesięć sekund, by stąd wypierdalać, zanim zrobimy z was sito! — obaj unieśli wyżej pistolety, niejako odcinając tym samym coś w głowie Jace'a.
— ... wypuśćcie ją.
— Co powiedziałeś, szczylu?
Tym razem podniósł w końcu na nich spanikowany wzrok, robiąc krok do przodu.
— Błagam, wypuśćcie ją!
Pojedynczy strzał poprzedził wzbicie się piachu niecałe pół metra przed nimi.
— Jeszcze jeden kurwa krok! Kazałem wam wypierdalać!
Nic dziwnego, skoro zdecydowanie nie była to sytuacja, której doświadczał na co dzień. Może i słuchał o wszystkich okropnych rzeczach jakie działy się na terenie miasta, czytał o nich w gazetach i czasem trafił na ulicy na jakąś bójkę czy moment, gdy policja zgarniała kogoś do radiowozu.
Ale teraz stał ze wzrokiem utkwionym w twarzy przerażonej dziewczyny i kompletnie nie wiedział, jak powinien się zachować. Co miał zrobić? Już w momencie pojawienia się Kiany obaj mężczyźni wyciągnęli bronie zza pazuchy i wycelowali w ich stronę, ale blondyn nadal nawet nie drgnął.
Potrzebowała pomocy. Ale jak miał jej pomóc? Nie miał broni, a nawet gdyby ją miał, nie potrafiłby z niej strzelić. I nawet gdyby potrafił z niej strzelić, nigdy, przenigdy by tego nie zrobił. Nie było szans, by dobiegł do niej jak superbohater i wyciągnął z łodzi za ich plecami. Przecież patrzyli wprost na niego. Czy jeśli nagle postanowią odpłynąć, będzie w stanie ich zatrzymać? Oczywiście, że nie.
Ale nadal nie mógł oderwać od niej wzroku. Nie mógł przecież po prostu udawać, że niczego nie widział.
"Jace, co ty robisz?"
Usłyszał jej głos, ale nawet wtedy nie dał rady się obrócić. Co zamierzali z nią zrobić? I co zrobili z nią do tej pory? Jej szloch nieustannie odbijał się echem w jego głowie. Przeładowanie pistoletu poprzedziło donośny krzyk jednego z mężczyzn.
— Macie dziesięć sekund, by stąd wypierdalać, zanim zrobimy z was sito! — obaj unieśli wyżej pistolety, niejako odcinając tym samym coś w głowie Jace'a.
— ... wypuśćcie ją.
— Co powiedziałeś, szczylu?
Tym razem podniósł w końcu na nich spanikowany wzrok, robiąc krok do przodu.
— Błagam, wypuśćcie ją!
Pojedynczy strzał poprzedził wzbicie się piachu niecałe pół metra przed nimi.
— Jeszcze jeden kurwa krok! Kazałem wam wypierdalać!
Nie, nie, nie, mogła się tego spodziewać, oczywiście, że inaczej to się nie mogło skończyć. Tylko dlaczego w środku tego całego bagna musiał znajdować się chłopak? Dziewczyna na łodzi póki co była przynajmniej osłonięta od wszelakich strzałów, ale Jace? Stał jak cel na strzelnicy i brakowało mu tylko czerwonego koła na środku klatki piersiowej z wymalowanymi punktami. Nienawidziła takich sytuacji. A szczególnie gdy zamieszani w nią byli jej znajomi. Dlatego unikała jakichkolwiek relacji. Nie nawiązywała więzi właśnie z tego pieprzonego powodu. W takich sytuacjach trudniej jej było kierować się rozumem, a emocje przyćmiewały jej racjonalne myślenie.
Kiana wyciągnęła i przeładowała własną broń celując z niej raz w jednego, raz w drugiego mężczyznę, cały czas podchodząc do blondyna. Musiała szybko wymyślić jakiś plan i to najlepiej taki, który oszczędzi im wycieczki do szpitala. Czy kostnicy. Zmarszczyła brwi próbując rozgryźć, który z dwóch oprychów był bardziej niebezpieczny. Niestety na ten moment nie wiedziała nic. Mokry piach utrudniał jej nieco kroki i momentami traciła równowagę, którą od razu starała się odzyskać. Czemu do cholery musieli być w pieprzonej zatoce? Tu nawet nie było za czym się schować. No oprócz drzew, ale na ten moment były one zdecydowanie za daleko.
Mimo wszystko starała się zachować spokój, zwłaszcza, że Jace stał zupełnie bez ruchu jak sparaliżowany. Poniekąd mu się nie dziwiła. Mogła się założyć, że była to dla niego nowa sytuacja. W coś ty się wpakował dzieciaku.
Ostatnie metry podbiegła, mierząc do mężczyzny, który jako pierwszy podniósł głos. Jeśli uda jej się usunąć jednego z nich, z drugim pójdzie jej już łatwo. No chyba, że w międzyczasie zdecyduje się do nich strzelić. Przygryzła dolną wargę, a jej palce zacisnęły się ciaśniej wokół broni. Nie. Najpierw musiała wyeliminować z obrazka blondyna. Potem typów na łodzi. A na końcu zajmie się dziewczyną.
Gdy Jace w końcu się odezwał, po jej plecach przeszedł dreszcz, a jej oczy rozszerzyły się w chwilowym przerażeniu. On właśnie nie…
“Jace stój!” Stanęła przed nim, zasłaniając go własnym ciałem w momencie kiedy kula wystrzelona przez jednego z oprychów wbiła się w piach nieopodal jej stóp. Skupiła na nich wzrok, ale nie oddała własnego strzału. Jeszcze nie.
“Jace, nic już nie mów, i powoli wycofaj się do drzew. Tylko błagam Cię, powoli. Jak każe Ci biec, pobiegniesz, rozumiesz?” rzuciła przez ramię ściszonym głosem by tylko on był w stanie ją usłyszeć. I modliła się w duchu by jej posłuchał. Wyciągnęła jedną z rąk w bok by uniemożliwić mu bieg naprzód.
Swoją broń uniosła jedną dłonią, zatrzymując ją na wysokości ramion mężczyzn. Wystarczył jeden celny strzał w silnik i miała by spokój. Ale nie mogła tego zrobić. Nie dopóki na pokładzie znajdowała się dziewczyna.
“Panowie, po co te nerwy. Wyrzućcie broń, puście dziewczynę i jakoś się dogadamy,” mimo, że wypowiadane przez nią słowa brzmiały dość lekko, tak ton jej głosu był zimny. Tak samo jak jej wzrok. W tym momencie nie liczyło się dla niej to, by wepchnąć ich do pierdla. Najważniejsze było zapewnienie bezpieczeństwa Jace’owi i porwanej kobiecie.
Kiana zrobiła półkroku do przodu, celując w mężczyznę bliżej burty. “No już,”
Kiana wyciągnęła i przeładowała własną broń celując z niej raz w jednego, raz w drugiego mężczyznę, cały czas podchodząc do blondyna. Musiała szybko wymyślić jakiś plan i to najlepiej taki, który oszczędzi im wycieczki do szpitala. Czy kostnicy. Zmarszczyła brwi próbując rozgryźć, który z dwóch oprychów był bardziej niebezpieczny. Niestety na ten moment nie wiedziała nic. Mokry piach utrudniał jej nieco kroki i momentami traciła równowagę, którą od razu starała się odzyskać. Czemu do cholery musieli być w pieprzonej zatoce? Tu nawet nie było za czym się schować. No oprócz drzew, ale na ten moment były one zdecydowanie za daleko.
Mimo wszystko starała się zachować spokój, zwłaszcza, że Jace stał zupełnie bez ruchu jak sparaliżowany. Poniekąd mu się nie dziwiła. Mogła się założyć, że była to dla niego nowa sytuacja. W coś ty się wpakował dzieciaku.
Ostatnie metry podbiegła, mierząc do mężczyzny, który jako pierwszy podniósł głos. Jeśli uda jej się usunąć jednego z nich, z drugim pójdzie jej już łatwo. No chyba, że w międzyczasie zdecyduje się do nich strzelić. Przygryzła dolną wargę, a jej palce zacisnęły się ciaśniej wokół broni. Nie. Najpierw musiała wyeliminować z obrazka blondyna. Potem typów na łodzi. A na końcu zajmie się dziewczyną.
Gdy Jace w końcu się odezwał, po jej plecach przeszedł dreszcz, a jej oczy rozszerzyły się w chwilowym przerażeniu. On właśnie nie…
“Jace stój!” Stanęła przed nim, zasłaniając go własnym ciałem w momencie kiedy kula wystrzelona przez jednego z oprychów wbiła się w piach nieopodal jej stóp. Skupiła na nich wzrok, ale nie oddała własnego strzału. Jeszcze nie.
“Jace, nic już nie mów, i powoli wycofaj się do drzew. Tylko błagam Cię, powoli. Jak każe Ci biec, pobiegniesz, rozumiesz?” rzuciła przez ramię ściszonym głosem by tylko on był w stanie ją usłyszeć. I modliła się w duchu by jej posłuchał. Wyciągnęła jedną z rąk w bok by uniemożliwić mu bieg naprzód.
Swoją broń uniosła jedną dłonią, zatrzymując ją na wysokości ramion mężczyzn. Wystarczył jeden celny strzał w silnik i miała by spokój. Ale nie mogła tego zrobić. Nie dopóki na pokładzie znajdowała się dziewczyna.
“Panowie, po co te nerwy. Wyrzućcie broń, puście dziewczynę i jakoś się dogadamy,” mimo, że wypowiadane przez nią słowa brzmiały dość lekko, tak ton jej głosu był zimny. Tak samo jak jej wzrok. W tym momencie nie liczyło się dla niej to, by wepchnąć ich do pierdla. Najważniejsze było zapewnienie bezpieczeństwa Jace’owi i porwanej kobiecie.
Kiana zrobiła półkroku do przodu, celując w mężczyznę bliżej burty. “No już,”
"Jace stój!"
Gdyby tylko zareagował tak szybko jak słyszał. Niestety w obecnym stanie, jego słuch i tak działał niezwykle wybiórczo. Mimo to udało mu się przynajmniej częściowo powrócić do rzeczywistości.
"Jak każe Ci biec, pobiegniesz, rozumiesz?"
Miał ją zostawić? Samą?
— Nie, ja... nie mogę...
Cała ta sytuacja była jego winą i znowu wciągał w nią osobę, której zdecydowanie nie chciał nijak narażać. Nie zmieniało to jednak faktu, że gdyby tu nie przyszedł, dziewczyna nie miałaby nawet najmniejszych szans na to, by odzyskać wolność. Kiana była jej jedyną szansą. I sama powiedziała ostatnio, by po nią dzwonił, prawda? Była więc szansa, że go nie znienawidzi.
Posłuchaj jej, Jace. Lepiej wie jak zachowywać się w takich sytuacjach.
Oczywiście, że tak. Ludzie zawsze zaczynali zgrywać najmądrzejszych, wyłączając rozsądek. A przecież to nie on pracował w policji. Nie on miał właśnie w dłoni broń. I naprawdę modlił się teraz w duchu, by miała też kamizelkę kuloodporną na wypadek, gdyby zamierzali jednak otworzyć ogień.
— Okej, ja... pójdę.
Powiedział, brzydząc się każdym wypowiadanym przez siebie słowem. Widział przerażenie w oczach zakneblowanej dziewczyny, jak mógł jej jednak przekazać, by po prostu uwierzyła w stojącą obok niego policjantkę? Powoli zaczął się wycofywać, nawet na chwilę nie odrywając wzroku od łódki.
Mężczyźni wyglądali jednak na całkiem zainteresowanych słowami Kiany. Choć nie opuścili broni, jeden z nich uniósł nieznacznie brwi ku górze. Aż w końcu odsłonił zęby w wyjątkowo obrzydliwym uśmiechu.
— No proszę. Teraz mówisz naszym językiem panienko. Uwielbiamy interesy, co nie Chad?
— Kochamy je bardziej niż własną matkę.
— Skoro jednak mamy opuścić broń to czemu nie odwdzięczysz się tym samym ślicznotko? — machnął pistoletem w jej kierunku, mrużąc przy tym powieki. Jace z kolei zatrzymał się w miejscu. Kilka metrów za nią, ale zdecydowanie nie pod linią drzew.
Gdyby tylko zareagował tak szybko jak słyszał. Niestety w obecnym stanie, jego słuch i tak działał niezwykle wybiórczo. Mimo to udało mu się przynajmniej częściowo powrócić do rzeczywistości.
"Jak każe Ci biec, pobiegniesz, rozumiesz?"
Miał ją zostawić? Samą?
— Nie, ja... nie mogę...
Cała ta sytuacja była jego winą i znowu wciągał w nią osobę, której zdecydowanie nie chciał nijak narażać. Nie zmieniało to jednak faktu, że gdyby tu nie przyszedł, dziewczyna nie miałaby nawet najmniejszych szans na to, by odzyskać wolność. Kiana była jej jedyną szansą. I sama powiedziała ostatnio, by po nią dzwonił, prawda? Była więc szansa, że go nie znienawidzi.
Posłuchaj jej, Jace. Lepiej wie jak zachowywać się w takich sytuacjach.
Oczywiście, że tak. Ludzie zawsze zaczynali zgrywać najmądrzejszych, wyłączając rozsądek. A przecież to nie on pracował w policji. Nie on miał właśnie w dłoni broń. I naprawdę modlił się teraz w duchu, by miała też kamizelkę kuloodporną na wypadek, gdyby zamierzali jednak otworzyć ogień.
— Okej, ja... pójdę.
Powiedział, brzydząc się każdym wypowiadanym przez siebie słowem. Widział przerażenie w oczach zakneblowanej dziewczyny, jak mógł jej jednak przekazać, by po prostu uwierzyła w stojącą obok niego policjantkę? Powoli zaczął się wycofywać, nawet na chwilę nie odrywając wzroku od łódki.
Mężczyźni wyglądali jednak na całkiem zainteresowanych słowami Kiany. Choć nie opuścili broni, jeden z nich uniósł nieznacznie brwi ku górze. Aż w końcu odsłonił zęby w wyjątkowo obrzydliwym uśmiechu.
— No proszę. Teraz mówisz naszym językiem panienko. Uwielbiamy interesy, co nie Chad?
— Kochamy je bardziej niż własną matkę.
— Skoro jednak mamy opuścić broń to czemu nie odwdzięczysz się tym samym ślicznotko? — machnął pistoletem w jej kierunku, mrużąc przy tym powieki. Jace z kolei zatrzymał się w miejscu. Kilka metrów za nią, ale zdecydowanie nie pod linią drzew.
Westchnęła ani na moment nie spuszczając wzroku z łodzi.
“Jace rozumiem, że chcesz pomóc i doceniam to wierz mi, ale teraz to nie jest najlepszy moment,” spojrzała na niego szybko biorąc głęboki oddech i siląc się na pół uśmiech. “Kiedy będzie po wszystkim przydasz się tamtej dziewczynie. Będzie… będzie potrzebowała kogoś takiego jak ty. Uwierz mi. Wiem co mówię,” ona nijak potrafiła pocieszać i rozmawiać z ofiarami. Za to chłopak miał w sobie coś, co uspokajało. Choćby te jego monologi. Skoro ona potrafiła się pozbierać, to była pewna że związana dziewczyna też będzie w dobrych rękach. Ale żeby sytuacja do tego doszła potrzebowała by Jace znalazł się poza linią ognia.
Odetchnęła z wyraźną ulgą, kiedy blondyn powoli zaczął się wycofywać. Bała się, że spróbuje się z nią kłócić lub co gorsza wypruje do przodu zupełnie ją ignorując. A wtedy rozpętałoby się tu piekło i była niemal na sto procent przekonana, że któreś z nich skończyło by marnie.
“Wszystko będzie dobrze,” skinęła mu jeszcze głową, aczkolwiek nie odważyła się tego obiecać. Nie po parunastu sytuacjach, gdzie te jedno słowo przyniosło pecha.
Gdy straciła chłopaka z oczu, zaczęła się wsłuchiwać w odgłos jego kroków. Chciała chociaż mniej więcej wiedzieć gdzie się znajduje i jakie miała pole manewru.
Wzdrygnęła się widząc grymas, który pewnie w mniemaniu mężczyzny miał być uśmiechem. Mimo wszystko ponownie podeszła o pół kroku. Tak, robiła z siebie łatwiejszy cel, ale jednocześnie sama będzie miała pewność, że nie narazi leżącej dziewczyny.
Przeniosła wzrok na Chad’a starając się rozgryźć, kto grał główne skrzypce.
“Po co wam dziewczyna?” Zapytała chłodno, łapiąc broń w obie dłonie.
Przekrzywiła głowę na bok, cicho parskając. Akurat. Nie była idiotką.
“Najpierw wy,” licytowanie się z Chadem i jego wyszczerzonym kolegą brzmiało jak bardzo kiepski plan. Odważyła się spojrzeć przez ramię i przeklnęła cicho, gdy zobaczyła Jace’a znacznie bliżej niż miał być.
Ten chłopak… dlaczego musisz być aż tak uparty.
Opuściła wzrok na przerażoną i szlochającą dziewczynę, przygryzając wargę. Wyglądała na zmarzniętą i w szoku. Po prostu cudownie. Na domiar złego nie planowała uczestniczyć w strzelaninie więc oprócz skórzanej kurtki nie miała na sobie żadnej ochrony. No po za nikłym szczęściem.
“Wypuście ją i dobijemy targu,” spróbowała ponownie, opuszczając nieco broń, ale nadal mając ją wycelowaną w mężczyzn. Kim oni byli? Burdelowymi handlarzami? Coś jej tu mocno nie grało.
“Jace rozumiem, że chcesz pomóc i doceniam to wierz mi, ale teraz to nie jest najlepszy moment,” spojrzała na niego szybko biorąc głęboki oddech i siląc się na pół uśmiech. “Kiedy będzie po wszystkim przydasz się tamtej dziewczynie. Będzie… będzie potrzebowała kogoś takiego jak ty. Uwierz mi. Wiem co mówię,” ona nijak potrafiła pocieszać i rozmawiać z ofiarami. Za to chłopak miał w sobie coś, co uspokajało. Choćby te jego monologi. Skoro ona potrafiła się pozbierać, to była pewna że związana dziewczyna też będzie w dobrych rękach. Ale żeby sytuacja do tego doszła potrzebowała by Jace znalazł się poza linią ognia.
Odetchnęła z wyraźną ulgą, kiedy blondyn powoli zaczął się wycofywać. Bała się, że spróbuje się z nią kłócić lub co gorsza wypruje do przodu zupełnie ją ignorując. A wtedy rozpętałoby się tu piekło i była niemal na sto procent przekonana, że któreś z nich skończyło by marnie.
“Wszystko będzie dobrze,” skinęła mu jeszcze głową, aczkolwiek nie odważyła się tego obiecać. Nie po parunastu sytuacjach, gdzie te jedno słowo przyniosło pecha.
Gdy straciła chłopaka z oczu, zaczęła się wsłuchiwać w odgłos jego kroków. Chciała chociaż mniej więcej wiedzieć gdzie się znajduje i jakie miała pole manewru.
Wzdrygnęła się widząc grymas, który pewnie w mniemaniu mężczyzny miał być uśmiechem. Mimo wszystko ponownie podeszła o pół kroku. Tak, robiła z siebie łatwiejszy cel, ale jednocześnie sama będzie miała pewność, że nie narazi leżącej dziewczyny.
Przeniosła wzrok na Chad’a starając się rozgryźć, kto grał główne skrzypce.
“Po co wam dziewczyna?” Zapytała chłodno, łapiąc broń w obie dłonie.
Przekrzywiła głowę na bok, cicho parskając. Akurat. Nie była idiotką.
“Najpierw wy,” licytowanie się z Chadem i jego wyszczerzonym kolegą brzmiało jak bardzo kiepski plan. Odważyła się spojrzeć przez ramię i przeklnęła cicho, gdy zobaczyła Jace’a znacznie bliżej niż miał być.
Ten chłopak… dlaczego musisz być aż tak uparty.
Opuściła wzrok na przerażoną i szlochającą dziewczynę, przygryzając wargę. Wyglądała na zmarzniętą i w szoku. Po prostu cudownie. Na domiar złego nie planowała uczestniczyć w strzelaninie więc oprócz skórzanej kurtki nie miała na sobie żadnej ochrony. No po za nikłym szczęściem.
“Wypuście ją i dobijemy targu,” spróbowała ponownie, opuszczając nieco broń, ale nadal mając ją wycelowaną w mężczyzn. Kim oni byli? Burdelowymi handlarzami? Coś jej tu mocno nie grało.
Wiedział, że to nie jest moment, w którym powinien wdawać się z nią w jakiekolwiek dyskusje. I być może tylko dlatego, że żył według głupiego przekonania, że dorośli częściej mieli rację, postanowił jej zaufać. Choć bez wątpienia fakt, że wyciągnęła go ostatnio sprzed płonącego samochodu, też sporo pomagał. Pokiwał więc głową w wyraźnej zgodzie.
"Wszystko będzie dobrze."
Chciał w to wierzyć. Nawet nie wiedziała jak bardzo. Zignorował własne trzęsące się dłonie, obserwując całą sytuację z większej odległości. Dzięki panującej wokół ciszy i podniesionym głosom był w stanie usłyszeć ich rozmowę, nie zamierzał się jednak mieszać, wiedząc, że do niczego by się w tym momencie nie przydał.
— Jak to po co? Wiesz jakie ceny chodzą za nie na czarnym rynku? — Chad chwycił mocno dziewczynę za włosy i podniósł siłą do góry, ignorując jej stłumiony krzyk i jeszcze głośniejszy szloch — Poza tym masz nas za idiotów? Wypuścimy ją, a ty spierdolisz razem z nią i tym blond chłoptasiem.
Machnął bronią w kierunku Everetta, zaraz przewracając oczami.
— Zresztą, na ten moment nie widzę jakiego targu mielibyśmy dobić. Chłopak to nieopłacalny interes, znajdą się co prawda i tacy co chętnie zatopiliby w nim palce, ale zdecydowanie preferują tych młodszych. I drobniejszych, wyglądających jak dzieci.
Jace zacisnął palce na nadgarstku tak mocno, aż zostawił we własnej skórze wyżłobienia. Nie ruszył się jednak o krok.
— A ona... sama była chętna. Zaoferowaliśmy jej pracę, więc będzie miała swoją pracę. Powinnaś być wdzięczna, mała dziwko — rzucił dziewczyną do przodu, kompletnie nie przejmując się jej poharatanymi rękami.
— Uważaj. Uszkodzisz jej twarz i nikt nie będzie chciał jej kupić — drugi z mężczyzn syknął wyraźnie niezadowolony, zwracając się w jego kierunku.
— Masz czelność zwracać mi uwagę po tym jak sam zerżnąłeś ją w hotelu? Dobrze wiesz, że za używaną zapłacą nam mniej, ale nie, oczywiście, że nie mogłeś utrzymać kutasa w spodniach.
Ich rozmowa obierała coraz to gorszy obrót. Był to jednak moment, w którym obaj wyraźnie stracili czujność na kilka sekund, zbyt mocno skupieni na kłótni pomiędzy sobą.
"Wszystko będzie dobrze."
Chciał w to wierzyć. Nawet nie wiedziała jak bardzo. Zignorował własne trzęsące się dłonie, obserwując całą sytuację z większej odległości. Dzięki panującej wokół ciszy i podniesionym głosom był w stanie usłyszeć ich rozmowę, nie zamierzał się jednak mieszać, wiedząc, że do niczego by się w tym momencie nie przydał.
— Jak to po co? Wiesz jakie ceny chodzą za nie na czarnym rynku? — Chad chwycił mocno dziewczynę za włosy i podniósł siłą do góry, ignorując jej stłumiony krzyk i jeszcze głośniejszy szloch — Poza tym masz nas za idiotów? Wypuścimy ją, a ty spierdolisz razem z nią i tym blond chłoptasiem.
Machnął bronią w kierunku Everetta, zaraz przewracając oczami.
— Zresztą, na ten moment nie widzę jakiego targu mielibyśmy dobić. Chłopak to nieopłacalny interes, znajdą się co prawda i tacy co chętnie zatopiliby w nim palce, ale zdecydowanie preferują tych młodszych. I drobniejszych, wyglądających jak dzieci.
Jace zacisnął palce na nadgarstku tak mocno, aż zostawił we własnej skórze wyżłobienia. Nie ruszył się jednak o krok.
— A ona... sama była chętna. Zaoferowaliśmy jej pracę, więc będzie miała swoją pracę. Powinnaś być wdzięczna, mała dziwko — rzucił dziewczyną do przodu, kompletnie nie przejmując się jej poharatanymi rękami.
— Uważaj. Uszkodzisz jej twarz i nikt nie będzie chciał jej kupić — drugi z mężczyzn syknął wyraźnie niezadowolony, zwracając się w jego kierunku.
— Masz czelność zwracać mi uwagę po tym jak sam zerżnąłeś ją w hotelu? Dobrze wiesz, że za używaną zapłacą nam mniej, ale nie, oczywiście, że nie mogłeś utrzymać kutasa w spodniach.
Ich rozmowa obierała coraz to gorszy obrót. Był to jednak moment, w którym obaj wyraźnie stracili czujność na kilka sekund, zbyt mocno skupieni na kłótni pomiędzy sobą.
Umiejętności:
Walka Wręcz: 39%
Walka Bronią Palną: 39%
Walka Wręcz: 39%
Walka Bronią Palną: 39%
__________________________
Skrzywiła się, gdy Chad szarpnął za dziewczynę, a jej broń automatycznie powędrowała w jego kierunku. Palec na spuście aż ją świerzbił. Wystarczył jeden strzał, a byłoby po wszystkim. Ale wciąż było to zbyt duże ryzyko. Co jeśli ten drugi otworzy ogień i trafi w Jace’a? Nie chciała mieć go na sumieniu. Nie zasłużył na to. Więc ponownie pochyliła się ku negocjacjom, w których niestety nie była najlepsza.
“Wypuść ją,” wycedziła przez zaciśnięte zęby. “A jego w to nie mieszaj. To tylko dzieciak,” przesunęła się lekko w bok, starając się zwrócić na siebie całą uwagę mężczyzn.
Zmarszczyła brwi i wzięła głęboki oddech. Pewien pomysł świtał jej w głowie, ale był on na tyle durny i lekkomyślny, że nawet ona musiała się nad nim zastanowić. Słysząc słowa jednego z oprychów palce na broni zacisnęły jej się tak mocno, aż zbielały jej kłykcie.
“Popaprańcy,” powiedziała pod nosem, rozglądając się szybko na boki w poszukiwaniu czegoś, czegokolwiek co mogłaby użyć. Nie rozumiała jakim skurwielem trzeba było być, by dopuścić się tego, co robił Chad i jego kolega. Niedobrze jej się robiło myśląc przez co dotychczas musiała przejść dziewczyna. A najgorsze w tym było to, że już do końca życia będzie musiała z tym żyć. Kiana zrobiła krok do przodu, patrząc z czystą odrazu na obu mężczyzn.
“Więc chodzi wam tylko o kasę? Wabicie naiwne dziewczyny, by potem je gwałcić i sprzedawać temu kto da więcej?” Opuściła broń, a wolną rękę uniosła do góry. “Wypuśćcie dziewczynę, weźcie mnie. Zarobicie fortunę, gwarantuje,” ostatnie słowa wypowiedziała z nieukrywanym obrzydzeniem. Miała tylko nadzieję, że jej uwierzą.
Nie spuszczała wzroku ani z mężczyzn, ani z dziewczyny i choć jej współczuła, tak jej twarz pozostawała obojętna. Jedyne co mogło ją zdradzić to palce zaciśnięte na broni i fakt, że całe jej ciało było spięte do granic możliwości.
Zerknęła przez ramię na Jace’a upewniając się, że jest w optymalnie bezpiecznej odległości, po czym korzystając z okazji, że Chad i jego kumpel zajęli się kłótnią ruszyła biegiem w ich stronę. Na próżno szukała po drodze wzrokiem jakiekolwiek dechy czy grubego kija. No cóż.
Wskoczyła na łódź i z impetem wpadła na Chada, powodując, że oboje runęli na pokład. Korzystając z okazji zamachnęła się ręką, w której trzymała broń z zamiarem wbicia ją mężczyźnie prosto w twarz. W duchu modliła się by tym razem dopisało jej szczęście.
Mężczyźni roześmiali się w odpowiedzi na jej słowa, rozkładając ręce na boki.
— Skarbie, zapomniałaś, gdzie żyjemy? Oczywiście, że chodzi nam o kasę. Tylko z nią jest jakakolwiek szansa, że uda nam się wydostać z tego gówna. Myślisz, że jeśli grzecznie poczekamy, władze postanowią otworzyć mur i wszyscy wrócimy do normalnego życia? Zjedz, albo zostań zjedzony — poklepał związaną dziewczynę po policzku, rzucając białowłosej pozbawione współczucia spojrzenie. Dbałość o własny tyłek była zawsze. Ale to właśnie Riverdale podsycało ją do absurdalnego poziomu.
Propozycja Kiany wyraźnie ich jednak zaciekawiła. Spojrzeli po sobie, wyraźnie się zastanawiając.
— Podziemni lubią ostre laski.
— Jednocześnie nie lubią kłopotów.
— Jest ładna. Ma bardziej egzotyczną urodę, pójdzie po większej stawce.
Wyglądało na to, że mimo wszystko dość mocno brakowało im inteligencji. Zachowywali się dosłownie, jakby kobieta zamierzała dobrowolnie wejść im do łodzi i popłynąć razem z nimi, z uśmiechem na ustach. Być może to właśnie ich zgubiło.
Jace widząc jak Kiana rzuca się do przodu, mimo wszystko wycofał się o kilkanaście kolejnych kroków, nawet jeśli ciało kazało mu iść za nią. Jeśli pozwoliłby się postrzelić, tylko by wszystko pogorszył. Kucnął przy ziemi i wyciągnął telefon, zaraz przeklinając pod nosem w wyraźnej desperacji. Brak zasięgu. Cholerny brak zasięgu uniemożliwił mu nawet wezwanie jakiejkolwiek pomocy. Nie mógł po prostu stąd iść i zostawić jej samej.
Nawet jeśli teraz na nic jej się nie przydawał.
Widział z daleka jak Kiana wpada do łodzi. Chad nawet nie zdążył się osłonić, gdy kobieta wylądowała na nim z pełnym impetem, przewracając go na ziemię. Głośne chrupnięcie poprzedziło fontannę krwi tryskającą mu z nosa, ale i znikające pod powiekami tęczówki. Chad padł nieprzytomny na ziemię, tuż obok związanej dziewczyny.
— KURWA! JEBANA DZIWKA! — drugi mężczyzna zupełnie jakby zapomniał o trzymanej przez siebie broni. Złapał ją w pół, miażdżąc jej trzewia i podrzucił w powietrze, wyraźnie zamierzając ją wywalić prosto do wody.
— KIANA! — cholera, cholera, cholera. Powinien był od początku trzymać się bliżej. Nie, dobrze wiedział, że nic by to nie dało, a naraziłby ją tylko na dodatkowe niebezpieczeństwo. Ruszył biegiem w jej stronę, nie potrafiąc już dłużej stać w miejscu. Piasek wyraźnie utrudniał mu bieg, wiedział, więc że nie uda mu się dobiec na tyle, by ją złapać. Mógł jedynie ponownie modlić się, by kobieta dała radę się oswobodzić i wyprowadzić jakikolwiek kontratak.
— Skarbie, zapomniałaś, gdzie żyjemy? Oczywiście, że chodzi nam o kasę. Tylko z nią jest jakakolwiek szansa, że uda nam się wydostać z tego gówna. Myślisz, że jeśli grzecznie poczekamy, władze postanowią otworzyć mur i wszyscy wrócimy do normalnego życia? Zjedz, albo zostań zjedzony — poklepał związaną dziewczynę po policzku, rzucając białowłosej pozbawione współczucia spojrzenie. Dbałość o własny tyłek była zawsze. Ale to właśnie Riverdale podsycało ją do absurdalnego poziomu.
Propozycja Kiany wyraźnie ich jednak zaciekawiła. Spojrzeli po sobie, wyraźnie się zastanawiając.
— Podziemni lubią ostre laski.
— Jednocześnie nie lubią kłopotów.
— Jest ładna. Ma bardziej egzotyczną urodę, pójdzie po większej stawce.
Wyglądało na to, że mimo wszystko dość mocno brakowało im inteligencji. Zachowywali się dosłownie, jakby kobieta zamierzała dobrowolnie wejść im do łodzi i popłynąć razem z nimi, z uśmiechem na ustach. Być może to właśnie ich zgubiło.
Jace widząc jak Kiana rzuca się do przodu, mimo wszystko wycofał się o kilkanaście kolejnych kroków, nawet jeśli ciało kazało mu iść za nią. Jeśli pozwoliłby się postrzelić, tylko by wszystko pogorszył. Kucnął przy ziemi i wyciągnął telefon, zaraz przeklinając pod nosem w wyraźnej desperacji. Brak zasięgu. Cholerny brak zasięgu uniemożliwił mu nawet wezwanie jakiejkolwiek pomocy. Nie mógł po prostu stąd iść i zostawić jej samej.
Nawet jeśli teraz na nic jej się nie przydawał.
Widział z daleka jak Kiana wpada do łodzi. Chad nawet nie zdążył się osłonić, gdy kobieta wylądowała na nim z pełnym impetem, przewracając go na ziemię. Głośne chrupnięcie poprzedziło fontannę krwi tryskającą mu z nosa, ale i znikające pod powiekami tęczówki. Chad padł nieprzytomny na ziemię, tuż obok związanej dziewczyny.
— KURWA! JEBANA DZIWKA! — drugi mężczyzna zupełnie jakby zapomniał o trzymanej przez siebie broni. Złapał ją w pół, miażdżąc jej trzewia i podrzucił w powietrze, wyraźnie zamierzając ją wywalić prosto do wody.
— KIANA! — cholera, cholera, cholera. Powinien był od początku trzymać się bliżej. Nie, dobrze wiedział, że nic by to nie dało, a naraziłby ją tylko na dodatkowe niebezpieczeństwo. Ruszył biegiem w jej stronę, nie potrafiąc już dłużej stać w miejscu. Piasek wyraźnie utrudniał mu bieg, wiedział, więc że nie uda mu się dobiec na tyle, by ją złapać. Mógł jedynie ponownie modlić się, by kobieta dała radę się oswobodzić i wyprowadzić jakikolwiek kontratak.
Umiejętności:
Walka Wręcz: 39%
Walka Bronią Palną: 39%
Walka Wręcz: 39%
Walka Bronią Palną: 39%
__________________________
Doskonale wiedziała gdzie żyli i tym bardziej jak działało wszystko co miało związek z przekraczaniem granic. Ale wiedziała też, że sama kasa nie wystarczy. Byli tacy co próbowali użyć siły, ale nawet to nie skutkowało. A wykorzystywanie niewinnych dzieciaków by się wzbogacić… Na samą myśl przechodził ją dreszcz.
“Nie dotykaj jej,” syknęła. Miała już serdecznie dość stania i licytowania się z nimi, kiedy na ich łasce leżała związana dziewczyna.
Uniosła kącik ust, widząc że jej argument wzbudził ich zainteresowanie. I dobrze. Kretyni. Była gotowa zaryzykować i pójść do nich dobrowolnie, ale nie zamierzała z nimi nigdzie płynąć. Z resztą, prędzej czy później by się zorientowali, że służby na które tak narzekali właśnie stały naprzeciwko nich. W sumie, mogła zostawić odznakę przy motocyklu, ale na to było w tej chwili za późno.
Wylądowała na Chadzie i zdzieliła go w twarz najmocniej jak potrafiła. Na jej szczęście mężczyznę od razu odcięło, a ona wypuściła przez usta powietrze nie wiedząc nawet, że je wstrzymała. Jeden z głowy.
Związana dziewczyna pisnęła przerażona, ale Kiana nie mogła jej jeszcze pomóc. Nie zdążyła nawet do końca się pozbierać nim wielkie ramiona oplotły ją w pasie z taką siłą, że momentalnie zabrakło jej tchu. Przeczuwała, że jutro będzie miała pokaźnych rozmiarów siniaki.
Z trudem złapała minimalną ilośc powietrza, krzywiąc się nieznacznie. Co ten typ brał, że miał aż tak silny uścisk?
Jako, że nadal trzymała w dłoni broń i mimo ograniczonych ruchów spróbowała wycelować i trafić mężczyznę w stopę, ale zanim zdążyła nacisnąć spust, ramiona na jej talii zacisnęły się jeszcze mocniej co spowodowało, że upuściła pistolet, który spadł nieopodal porwanej dziewczyny.
Kurwa jego mać, gorzej być nie mogło.
Nie zamierzała się jednak poddać. Jeśli typ wrzuci ją do wody to koniec. O tej porze roku miała pewnie temperaturę paru stopni, a ona nie chciała tego sprawdzać na własnej skórze. Po za tym Jace. Słysząc jego krzyk zerknęła na ląd i jej oczy rozszerzyły się w przerażeniu.
Nie. Co on do cholery wyprawiał.
Chciała krzyknąć w jego stronę by się zatrzymał i zawracał, ale nie mogła złapać na tyle oddechu by to zrobić.
“Puszczaj mnie skurwielu,” wycedziła i zaczęła się szamotać na wszystkie strony, kopiąc nogami w co tylko mogła, ale bezskutecznie. Chwyt mężczyzny był jak imadło, a ona miała wrażenie, że im dłużej się szarpie tym on mocniej ją trzymał. “Nie ujdzie Ci to płazem,” wychrypiała cały czas próbując się uwolnić.
Całe szczęście, że piasek przy brzegu był dużo twardszy niż na reszcie plaży. Jace'owi udało się przeskoczyć na łódź (i nawet nie wywalić przy tym na twarz), dopadając do trzymającego Kianę mężczyzny.
Nie potrafił się bić. Nie potrafił w żadną formę agresji. Potrzeba obrony białowłosej była na tyle duża, by do głowy przyszło mu tylko jedno. Wypchnięcie go do wody, tak jak on próbował wypchnąć ją. Popchnął go z całej siły w tył, jednocześnie łapiąc Kianę w pasie. I chyba tylko cudem jego plan faktycznie się udał.
— KURWA — pojedyncze przekleństwo poprzedziło paniczne machanie rękami, nim potknął się tyłem nogi i wpadł do wody z głośnym pluskiem. Może i nie było tu wybitnie głęboko, ale dawało im kilkanaście sekund przewagi, których bardzo, ale to bardzo teraz potrzebowali.
— Nic ci nie jest? — zapytał, stawiając ją ostrożnie na ziemi. Rozejrzał się szybko dookoła, wyraźnie nie mogąc się do końca zdecydować. Kiana bez wątpienia była dużo lepsza w podejmowaniu decyzji, ale nie do końca mieli czas na to, by o wszystko ją pytał. Podszedł szybko do dziewczyny i wsunął dłonie pod jej nogi i plecy.
— Zabiorę cię stąd, okej? Przysięgam, że nic ci nie zrobię, postaraj się jakoś mocno nie ruszać, bo oboje polecimy na twarz — podniósł ją do góry i przytulił do siebie, patrząc szybko na białowłosą, nim wyszedł z łodzi, wpadając nogami do wody. Mógł mieć jedynie nadzieję, że Kianie uda się ich osłonić przed wystrzałami.
Szczęście było dziś, choć częściowo po ich stronie. Mężczyzna, który wpadł do wody, najwyraźniej przysypiał na lekcjach pływania. Zamiast od razu wynurzyć się na zewnątrz, wyraźnie walczył, by przejść na wyższy grunt, parskając przy tym wodą. Obrzydliwie zanieczyszczoną wodą, która rozłożyła już niejedne zwłoki, o liczbie śmieci nie wspominając. Nic dziwnego, że wyglądał, jakby zaraz miał zwrócić wszystko, co dziś jadł.
Nie potrafił się bić. Nie potrafił w żadną formę agresji. Potrzeba obrony białowłosej była na tyle duża, by do głowy przyszło mu tylko jedno. Wypchnięcie go do wody, tak jak on próbował wypchnąć ją. Popchnął go z całej siły w tył, jednocześnie łapiąc Kianę w pasie. I chyba tylko cudem jego plan faktycznie się udał.
— KURWA — pojedyncze przekleństwo poprzedziło paniczne machanie rękami, nim potknął się tyłem nogi i wpadł do wody z głośnym pluskiem. Może i nie było tu wybitnie głęboko, ale dawało im kilkanaście sekund przewagi, których bardzo, ale to bardzo teraz potrzebowali.
— Nic ci nie jest? — zapytał, stawiając ją ostrożnie na ziemi. Rozejrzał się szybko dookoła, wyraźnie nie mogąc się do końca zdecydować. Kiana bez wątpienia była dużo lepsza w podejmowaniu decyzji, ale nie do końca mieli czas na to, by o wszystko ją pytał. Podszedł szybko do dziewczyny i wsunął dłonie pod jej nogi i plecy.
— Zabiorę cię stąd, okej? Przysięgam, że nic ci nie zrobię, postaraj się jakoś mocno nie ruszać, bo oboje polecimy na twarz — podniósł ją do góry i przytulił do siebie, patrząc szybko na białowłosą, nim wyszedł z łodzi, wpadając nogami do wody. Mógł mieć jedynie nadzieję, że Kianie uda się ich osłonić przed wystrzałami.
Szczęście było dziś, choć częściowo po ich stronie. Mężczyzna, który wpadł do wody, najwyraźniej przysypiał na lekcjach pływania. Zamiast od razu wynurzyć się na zewnątrz, wyraźnie walczył, by przejść na wyższy grunt, parskając przy tym wodą. Obrzydliwie zanieczyszczoną wodą, która rozłożyła już niejedne zwłoki, o liczbie śmieci nie wspominając. Nic dziwnego, że wyglądał, jakby zaraz miał zwrócić wszystko, co dziś jadł.
Wszystko stało się na tyle szybko, że jej mózg miał problem zarejestrować co tak właściwie miało miejsce. W jednej chwili była dosłownie miażdżona przez mężczyznę by w następnej znaleźć się w ramionach blondyna i z powrotem na pokładzie łodzi.
Zgięła się w pół, opierając dłonie na kolanach i odkaszlnęła kilkakrotnie, krzywiąc się za każdym razem. Na szczęście puszczone luźno włosy przysłoniły jej twarz, za co była niezwykle wdzięczna. Jak w ogóle znalazła się na ziemi? Powoli wyprostowała plecy, odruchowo kładąc jedną z dłoni w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą oplatały ją ramiona faceta.
“Dzięki,” powiedziała na wydechu, biorąc jeszcze parę głębszych oddechów i rozglądając się dookoła. “Miałeś trzymać się z daleka,” zmierzyła Jace’a ostrym wzrokiem by za chwilę przenieść go na nieprzytomnego Chada i miotającego się w wodzie oprycha. Szybko zlokalizowała swoją broń, podniosła ją i trzymając obiema rękami pilnowała by żaden z mężczyzn nie zaatakował ich znienacka.
Pokręciła głową na jego pytanie. Nie to było teraz najważniejsze. Liczyło się dla niej to by wyprowadzić z łodzi Jace’a oraz dziewczynę. Tym razem na szczęście chłopak nie potrzebował innych słów na zachętę i sam zrobił to, o co chciała go poprosić.
Spojrzała na dziewczynę kątem oka, cały czas trzymając na muszce typów, którzy ją porwali.
“Chłopak mówi prawdę. Zajmiemy się Tobą,” skierowała swoje słowa do kobiety, po czym spojrzała bezpośrednio na blondyna. “To było bardzo lekkomyślne z Twojej strony, ale wykład później. Zabierz ją stąd, będę zaraz za wami,” jej ton głosu był ostry, ale jednocześnie posiadał odrobine ciepła. W końcu z jakiś przyczyn nie potrafiła się na niego złościć.
Poczekała aż Jace wyjdzie z chybotliwej łodzi i zanim sama wróciła na brzeg rozejrzała się jeszcze po pokładzie. Chad na szczęście nie wyglądał na takiego co miał szybko się obudzić, a jego kolega najwyraźniej opuścił parę lekcji pływania. Parsknęła na ten widok i ze szczerą złośliwością pochyliła się nad nim, zachowując bezpieczną odległość.
“Mówiłam, że się doigrasz. Woda nie za zimna?” Wycelowała w niego broń, zmieniając ton z prześmiewczego na zupełnie poważny. “Komu chcieliście sprzedać dziewczynę?” Zapytała nie zwracając uwagi, że facet mógł nabawić się hipotermii.
Zgięła się w pół, opierając dłonie na kolanach i odkaszlnęła kilkakrotnie, krzywiąc się za każdym razem. Na szczęście puszczone luźno włosy przysłoniły jej twarz, za co była niezwykle wdzięczna. Jak w ogóle znalazła się na ziemi? Powoli wyprostowała plecy, odruchowo kładąc jedną z dłoni w miejscu gdzie jeszcze przed chwilą oplatały ją ramiona faceta.
“Dzięki,” powiedziała na wydechu, biorąc jeszcze parę głębszych oddechów i rozglądając się dookoła. “Miałeś trzymać się z daleka,” zmierzyła Jace’a ostrym wzrokiem by za chwilę przenieść go na nieprzytomnego Chada i miotającego się w wodzie oprycha. Szybko zlokalizowała swoją broń, podniosła ją i trzymając obiema rękami pilnowała by żaden z mężczyzn nie zaatakował ich znienacka.
Pokręciła głową na jego pytanie. Nie to było teraz najważniejsze. Liczyło się dla niej to by wyprowadzić z łodzi Jace’a oraz dziewczynę. Tym razem na szczęście chłopak nie potrzebował innych słów na zachętę i sam zrobił to, o co chciała go poprosić.
Spojrzała na dziewczynę kątem oka, cały czas trzymając na muszce typów, którzy ją porwali.
“Chłopak mówi prawdę. Zajmiemy się Tobą,” skierowała swoje słowa do kobiety, po czym spojrzała bezpośrednio na blondyna. “To było bardzo lekkomyślne z Twojej strony, ale wykład później. Zabierz ją stąd, będę zaraz za wami,” jej ton głosu był ostry, ale jednocześnie posiadał odrobine ciepła. W końcu z jakiś przyczyn nie potrafiła się na niego złościć.
Poczekała aż Jace wyjdzie z chybotliwej łodzi i zanim sama wróciła na brzeg rozejrzała się jeszcze po pokładzie. Chad na szczęście nie wyglądał na takiego co miał szybko się obudzić, a jego kolega najwyraźniej opuścił parę lekcji pływania. Parsknęła na ten widok i ze szczerą złośliwością pochyliła się nad nim, zachowując bezpieczną odległość.
“Mówiłam, że się doigrasz. Woda nie za zimna?” Wycelowała w niego broń, zmieniając ton z prześmiewczego na zupełnie poważny. “Komu chcieliście sprzedać dziewczynę?” Zapytała nie zwracając uwagi, że facet mógł nabawić się hipotermii.
"Miałeś trzymać się z daleka."
— Przepraszam — rzucił cicho z wyraźną skruchą, choć mimo wszystko nie potrafił żałować tego, co zrobił. Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby coś jej się stało, a dwudziestolatka trafiła w jakieś paskudne miejsce, podczas gdy on tylko patrzył.
Gdy oddalili się na bezpieczną w jego odczuciu odległość, położył delikatnie dziewczynę na piasku, wpierw zajmując się próbą odsupłania jej rąk i nóg.
— Za chwilę cię rozwiążę. Kiana jest policjantką, możesz jej zaufać. Zajmie się tobą i dopilnuje, żeby nic złego więcej ci się nie przytrafiło, a tych dwóch pośle za kratki — cały czas mówił do niej miękkim, spokojnym głosem, w końcu uwalniając nie tylko jej kończyny, ale i pomagając jej w zdjęciu knebla. Dziewczyna zakrztusiła się i odchyliła w bok, momentalnie wymiotując na ziemię. Zgarnął szybko jej włosy do tyłu, poklepując delikatnie po plecach, aż nie skończyła. Dopiero wtedy, otarła usta wierzchem dłoni, obracając w jego stronę głowę, wyraźnie nie będąc w stanie wypowiedzieć ani słowa.
— Chodź, przejdziemy nieco w bok na ławkę, w porządku? Pewnie ci zimno. Jesteś gdzieś ranna? — zdjął swoją kurtkę, zaraz zarzucając dziewczynie na ramiona. Dopiero ten gest najwyraźniej coś w niej odciął. Rozpłakała się jak dziecko i przeszła krok do przodu, obejmując Jonathana, nijak nie próbując powstrzymać łez. Westchnął cicho i przytulił ją do siebie, głaszcząc ostrożnie po głowie.
— Wszystko będzie dobrze, obiecuję.
Podtapiającego się mężczyznę z kolei, z każdą sekundą ogarniała coraz większa panika. Najwyżej do tego stopnia, by nawet nie próbował nijak się kłócić.
— J-ja... n-nie wiem! Serio nie wiem, dobra? W Black Zone jest takie jedno miejsce. Jeden z największych burdeli w całym Riverdale. Kupują wszystkie dziewczyny, które uznają, że mogą im się przydać. Czasem zostawiają je sobie jako pracownice, a czasem sprzedają je dalej prywatnym klientom. Nie znam szczegółów, wiem, tylko że niejedna gruba ryba z dystryktu A nie pogardzi własną prywatną dziwką. To Chad jest mózgiem operacji, on zna ich imiona. Wyciągnij mnie stąd! Nie potrafię pływać, a ta woda jebie szambem! Kurwa, łyknąłem ją już trzy razy, zaraz się porzygam — mężczyzna cały czas machał panicznie rękami, wyraźnie próbując jakkolwiek utrzymać się na powierzchni. Co próbował podejść do przodu, jego nogi na nowo osuwały się w tył, zostawiając go w pozycji wyjściowej.
— Przepraszam — rzucił cicho z wyraźną skruchą, choć mimo wszystko nie potrafił żałować tego, co zrobił. Nigdy by sobie nie wybaczył, gdyby coś jej się stało, a dwudziestolatka trafiła w jakieś paskudne miejsce, podczas gdy on tylko patrzył.
Gdy oddalili się na bezpieczną w jego odczuciu odległość, położył delikatnie dziewczynę na piasku, wpierw zajmując się próbą odsupłania jej rąk i nóg.
— Za chwilę cię rozwiążę. Kiana jest policjantką, możesz jej zaufać. Zajmie się tobą i dopilnuje, żeby nic złego więcej ci się nie przytrafiło, a tych dwóch pośle za kratki — cały czas mówił do niej miękkim, spokojnym głosem, w końcu uwalniając nie tylko jej kończyny, ale i pomagając jej w zdjęciu knebla. Dziewczyna zakrztusiła się i odchyliła w bok, momentalnie wymiotując na ziemię. Zgarnął szybko jej włosy do tyłu, poklepując delikatnie po plecach, aż nie skończyła. Dopiero wtedy, otarła usta wierzchem dłoni, obracając w jego stronę głowę, wyraźnie nie będąc w stanie wypowiedzieć ani słowa.
— Chodź, przejdziemy nieco w bok na ławkę, w porządku? Pewnie ci zimno. Jesteś gdzieś ranna? — zdjął swoją kurtkę, zaraz zarzucając dziewczynie na ramiona. Dopiero ten gest najwyraźniej coś w niej odciął. Rozpłakała się jak dziecko i przeszła krok do przodu, obejmując Jonathana, nijak nie próbując powstrzymać łez. Westchnął cicho i przytulił ją do siebie, głaszcząc ostrożnie po głowie.
— Wszystko będzie dobrze, obiecuję.
Podtapiającego się mężczyznę z kolei, z każdą sekundą ogarniała coraz większa panika. Najwyżej do tego stopnia, by nawet nie próbował nijak się kłócić.
— J-ja... n-nie wiem! Serio nie wiem, dobra? W Black Zone jest takie jedno miejsce. Jeden z największych burdeli w całym Riverdale. Kupują wszystkie dziewczyny, które uznają, że mogą im się przydać. Czasem zostawiają je sobie jako pracownice, a czasem sprzedają je dalej prywatnym klientom. Nie znam szczegółów, wiem, tylko że niejedna gruba ryba z dystryktu A nie pogardzi własną prywatną dziwką. To Chad jest mózgiem operacji, on zna ich imiona. Wyciągnij mnie stąd! Nie potrafię pływać, a ta woda jebie szambem! Kurwa, łyknąłem ją już trzy razy, zaraz się porzygam — mężczyzna cały czas machał panicznie rękami, wyraźnie próbując jakkolwiek utrzymać się na powierzchni. Co próbował podejść do przodu, jego nogi na nowo osuwały się w tył, zostawiając go w pozycji wyjściowej.
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach