▲▼
[zt wszyscy]
Zatoka wywoływała w niej odrazę.
Wracając myślami wstecz, miała wrażenie, że to miejsce było jednym z tych, które dość drastycznie się zmieniło. Z idealnego miejsca na spotkań zakochanych w sobie par, stało się lokacją, w której nie chciałoby się postawić nawet kawałka stopy bez świadomości ryzyka w postaci napatoczenia się na nieudolnie zakopanego nieszczęśnika. W dodatku samotne przebywanie w tym miejscu dodawało jej głównie napięcia. Jej twarz wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia, a jej wzrok nerwowo spoczywał po okolicznych terenach, szukając jakiegokolwiek zwiastun niebezpieczeństwa.
- Przysięgam, jeśli ten gnojek mnie wkręcił, wsadzę mu parasol w zadek - burknęła do siebie przez zaciśnięte zęby.
Ryzyko podjęte na w tym momencie powodowało głównie, że chciała się kopnąć po kostkach. Wkopanie się w problemy to jedno. Drugie to zaufanie pod względem wzięcia kontaktu do osoby, której podobno można było zaufać. A trzecie, to wybranie miejsca, które mogło być poza zasięgiem wzroku ludzi, ale zarazem było mieczem obosiecznym.
Przy czym desperacja robiła swoje.
Nie mogąc się udać do szpitala - zdecydowanie wolała uniknąć niepotrzebnych pytań, zainteresowania oraz faktu, że ktoś mógłby ją dosłownie rozpoznać - musiała zaryzykować ku własnemu niezadowoleniu. Zranienia na ręce pulsowały nieprzyjemny bólem, będąc srogim przypomnieniem, że prowizoryczny opatrunek nie należał do najbardziej zaawansowanych. Co poradzić? Jej wiedza na ten temat była zbyt podstawowa, przez co nie mogła nawet normalnie się zająć sobą.
Daję słowo... - myślami wracając do wcześniejszej rozmowy na temat załatwienia jej spraw drogą nieoficjalną, zastanawiała się, na ile to była rzeczywiście prawda. Maska zakryła nieprzyjemny uśmiech, jaki zagościł na jej twarzy, a w oczach zapłonęły emocje. - ... że jeśli w jego słowach był chociaż cień kłamstwa, zrozumie dość szybko, że mnie się nie denerwuje. O ile rzeczywiście nie skończyłoby się to negatywnie już teraz.
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
TEREN JACKALS
Zatoka
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Dosyć gęsto rosnące drzewa sprawiają, że zatoka jest odcięta od pozostałej części plaży i dzięki temu na pewno daje większe poczucie prywatności. Kiedyś miejsce było często odwiedzane przez pary chcące spędzić romantyczną randkę z dala od wścibskich oczu innych. Teraz mało kto zapuszcza się na te tereny, a już na pewno nie w pojedynkę. Liczne odkopane ciała skutecznie zniechęciły mieszkańców do częstego odwiedzania zatoki. W końcu mało kto czuje się dobrze i bezpiecznie gdzieś, gdzie przypadkiem może nadepnąć na nieudolnie zakopane zwłoki. Bądź zużytą prezerwatywę. I nie pomogą tu nawet piękne widoki.
Przed wyjściem połknął tabletkę przeciwbólową, mając nadzieję, że jej działanie utrzyma się aż do powrotu ze spotkania. Nie mógł opuścić czegoś takiego, tym bardziej że pierwszy raz mieli się spotkać w większym gronie. Miał nadzieję, że wszystko przebiegnie w miarę sprawnie. Specjalnie poprosił o dzień wolnego na komendzie, aby móc na spokojnie uczestniczyć w zebraniu i nie martwić się, że w pewnym momencie czas zacznie mu dyszeć w kark, zmuszając do urwania się w połowie ustalania jakichś ważnych rzeczy.
W przeszłości nie raz odwiedzał zatokę ze znajomymi. Wtedy wydawała mu się naprawdę ciekawym miejscem, w którym można miło spędzić czas z innymi, rozpalając nielegalnie ognisko, wylegując się na brzegu czy robiąc mini imprezy do samego rana. Teraz nie wyobrażał sobie, aby coś podobnego mogło w się zdarzyć. Mimo że drzewa stanowiły solidną osłonę przed wścibskimi spojrzeniami, to hałas mógłby przyciągnąć kłopoty jak magnes.
Zjawił się na miejscu trochę wcześniej niż planował. Schował zziębnięte dłonie do kieszeni kurtki, omiatając wzrokiem teren. Oby zimno było dobrą motywacją dla innych do nieprzeciągania spraw i szybkiego dogadania się.
W przeszłości nie raz odwiedzał zatokę ze znajomymi. Wtedy wydawała mu się naprawdę ciekawym miejscem, w którym można miło spędzić czas z innymi, rozpalając nielegalnie ognisko, wylegując się na brzegu czy robiąc mini imprezy do samego rana. Teraz nie wyobrażał sobie, aby coś podobnego mogło w się zdarzyć. Mimo że drzewa stanowiły solidną osłonę przed wścibskimi spojrzeniami, to hałas mógłby przyciągnąć kłopoty jak magnes.
Zjawił się na miejscu trochę wcześniej niż planował. Schował zziębnięte dłonie do kieszeni kurtki, omiatając wzrokiem teren. Oby zimno było dobrą motywacją dla innych do nieprzeciągania spraw i szybkiego dogadania się.
Chociaż starała się zachować przynajmniej resztę powagi, w środku naprawdę była podekscytowana nadchodzącym zebraniem. Czuła, że to może być dość ciekawe wydarzenie, biorąc pod uwagę spotkanie wreszcie osób, o których do tej pory mogła nawet nie słyszeć. Jednocześnie spotkanie prawdopodobnie miało wpłynąć na przyszłość ich wszystkich, dlatego zwyczajnie czuła się zmotywowana do ewentualnych dyskusji. O ile w ogóle miało być o czym dyskutować.
Była chwilę wcześniej niż było założone. Często tak robiła, z tym, że z reguły przychodziła przez to pierwsza. Zdziwiła się, kiedy dojrzała stojącą postać, po czym powoli skierowała swoje kroki ku niej. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy rozpoznała znajomego z komisariatu.
- Hej. Dużo nas będzie? - spytała, stając na przeciwko chłopaka.
W głębi siebie trochę bawił ją fakt, że musiała się trzymać z tyloma gówniarzami. Z drugiej strony, ci często mieli nawet lepsze wtyki - jednak nastolatkowie wydawali się mieć większe tendencje do puszczania pary z ust swoim rówieśnikom. Tak więc i tym razem planowała zaspokoić swoją ciekawość właśnie rozmową z jednym z "młodzieńców".
Tak samo jak chłopak, schowała dłonie do kieszeni, wcześniej nakładając na głowę kaptur swojej granatowej kurtki. Co jakiś czas rozglądała się nerwowo wokół siebie. W końcu mówi się, że licho nie śpi.
Była chwilę wcześniej niż było założone. Często tak robiła, z tym, że z reguły przychodziła przez to pierwsza. Zdziwiła się, kiedy dojrzała stojącą postać, po czym powoli skierowała swoje kroki ku niej. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy rozpoznała znajomego z komisariatu.
- Hej. Dużo nas będzie? - spytała, stając na przeciwko chłopaka.
W głębi siebie trochę bawił ją fakt, że musiała się trzymać z tyloma gówniarzami. Z drugiej strony, ci często mieli nawet lepsze wtyki - jednak nastolatkowie wydawali się mieć większe tendencje do puszczania pary z ust swoim rówieśnikom. Tak więc i tym razem planowała zaspokoić swoją ciekawość właśnie rozmową z jednym z "młodzieńców".
Tak samo jak chłopak, schowała dłonie do kieszeni, wcześniej nakładając na głowę kaptur swojej granatowej kurtki. Co jakiś czas rozglądała się nerwowo wokół siebie. W końcu mówi się, że licho nie śpi.
Średnio lubiła się z ideą gangów i mafii. Od czasu zerwania ze swoim byłym, przysięgła sobie, że nigdy więcej nie wpakuje się na przysłowiowe „#yolo” w to bagno. Z drugiej jednak strony wiedziała, że miasto, w którym obecnie pracowała, chyliło się z każdym dniem ku coraz większej ruinie. Owszem, jako stróż prawa mogła coś zrobić dla jego mieszkańców – aresztować opryszków, przeszukiwać po dostaniu nakazu i tak dalej… Ale to jej nie wystarczało. Właściwie, gdyby miała być całkowicie szczera, nie widziała dotąd tak zepsutego miasta jak Riverdale. A nic nie wskazywało na to, by wskaźnik przestępczości miał się tutaj kiedykolwiek zmniejszyć.
Dlatego zdecydowała się powziąć ekstremalne środki. Jak to powszechnie się mówi? „W Rzymie zachowuj się jak Rzymianin.” W otoczeniu tylu gangów to było normalne, że postanowiła szukać potężnych sojuszników. Liczyła jednak, że ludzie, na których trafi, nie będą byle kim. Że będą zdecydowani, by się zjednoczyć, a nie bawić się w podchody i donosić na siebie jak dzieci.
Ciężko byłoby powiedzieć, że była zaskoczona, widząc w zatoce swojego kolegę po fachu. Był tu pewnie z takich samych powodów jak ona. Cieszyła się jednak, że widzi jakąś znajomą twarz zamiast stać pośród samych nieznajomych – niczym owieczka wśród wilków.
– Cześć, Neil – powiedziała, starając się, by brzmiało to luźno. Czuła jednak narastającą gulę w gardle. Spotkali się tu w jednym celu – i nie były to pogaduchy ani policyjny bełkot.
Dlatego zdecydowała się powziąć ekstremalne środki. Jak to powszechnie się mówi? „W Rzymie zachowuj się jak Rzymianin.” W otoczeniu tylu gangów to było normalne, że postanowiła szukać potężnych sojuszników. Liczyła jednak, że ludzie, na których trafi, nie będą byle kim. Że będą zdecydowani, by się zjednoczyć, a nie bawić się w podchody i donosić na siebie jak dzieci.
Ciężko byłoby powiedzieć, że była zaskoczona, widząc w zatoce swojego kolegę po fachu. Był tu pewnie z takich samych powodów jak ona. Cieszyła się jednak, że widzi jakąś znajomą twarz zamiast stać pośród samych nieznajomych – niczym owieczka wśród wilków.
– Cześć, Neil – powiedziała, starając się, by brzmiało to luźno. Czuła jednak narastającą gulę w gardle. Spotkali się tu w jednym celu – i nie były to pogaduchy ani policyjny bełkot.
O dziwo nie musiał zbyt długo czekać na pierwszą osobę. Od razu poznał jej sylwetkę, zanim w ogóle mógł dobrze przypatrzyć się twarzy kobiety. Przymknął na chwilę powieki, słysząc jej pytanie. Próbował przypomnieć sobie o ilu członkach gangu słyszał wcześniej, ale najwyraźniej jego mózg doszedł do wniosku, że ta informacja zaśmieca tylko miejsce w pamięci.
— Niestety nie wiem, ale wątpię, że dużo, skoro nasza grupa utworzyła się niedawno.
Nigdy nie przypuszczałby, że skończy w zdziczałym mieście będąc członkiem gangu. Takie rzeczy mogły się dziać w filmach akcji, które tak często oglądał ze znajomymi, a nie w prawdziwym życiu.
Uniósł brwi widząc wyłaniającą się zza drzew Ichikę. Kolejna osoba z policji? Jak widać (przyszłych) funkcjonariuszy ciągnęło do naprawiania miasta również po pracy. Może tak jak on czuli się źle z myślą, że Riverdale staje się coraz większą pożywka dla chaosu i nie wystarcza już samo działanie policji, kiedy wszyscy inni chowają się do swoich nor albo korzystają z zaistniałej sytuacji.
— Hej. Dobrze cię widzieć. —Rozejrzał się, czekając chwilę, zanim ponownie zabrał głos. — Dobra, skoro innych nie ma, to musimy sami zdecydować i wybrać naszego przywódcę. Proponuję Maannguaq. Z nas wszystkich wydaje się być najbardziej odpowiednia na to stanowisko.
— Niestety nie wiem, ale wątpię, że dużo, skoro nasza grupa utworzyła się niedawno.
Nigdy nie przypuszczałby, że skończy w zdziczałym mieście będąc członkiem gangu. Takie rzeczy mogły się dziać w filmach akcji, które tak często oglądał ze znajomymi, a nie w prawdziwym życiu.
Uniósł brwi widząc wyłaniającą się zza drzew Ichikę. Kolejna osoba z policji? Jak widać (przyszłych) funkcjonariuszy ciągnęło do naprawiania miasta również po pracy. Może tak jak on czuli się źle z myślą, że Riverdale staje się coraz większą pożywka dla chaosu i nie wystarcza już samo działanie policji, kiedy wszyscy inni chowają się do swoich nor albo korzystają z zaistniałej sytuacji.
— Hej. Dobrze cię widzieć. —Rozejrzał się, czekając chwilę, zanim ponownie zabrał głos. — Dobra, skoro innych nie ma, to musimy sami zdecydować i wybrać naszego przywódcę. Proponuję Maannguaq. Z nas wszystkich wydaje się być najbardziej odpowiednia na to stanowisko.
Pokiwała głową w ramach odpowiedzi na słowa Neila. Miała wrażenie, że sam fakt, że w ogóle utworzyli taką grupę był dość zaskakujący. Cieszyło ją jednak, że nie tylko ona miała to dziwne poczucie, że miasto potrzebuje czegoś więcej niż zwykła policja. Kogoś służącemu prawu, ale działającego z większym rozmachem niż miastowe "pieski".
Maannguaq spojrzała w kierunku zbliżającej się kolejnej postaci. Na szczęście nie wyglądała na zbira, który szedł naklepać ich dwójkę. Z grzeczności skinęła jej głową. Po tym znowu spojrzała na Neila, który zaczął coś mówić. Coś ważnego.
Słysząc swoje imię, zaczerwieniła się na twarzy przez automatyczny skok ciśnienia.
- Pojebało cię? - mruknęła, wbijając spojrzenie w rudzielca.
Następnie popatrzyła po twarzach zgromadzonych i wsadziła usta pomiędzy palec wskazujący a kciuk, próbując się powstrzymać od dalszych przekleństw. Wcale nie zależało jej na tej posadzie, ponieważ wciąż czuła się dość obco w Kanadzie - w końcu ile tu była, z rok? To jednak było trochę inne niż bycie przełożoną osób o podobnej mentalności co jej, a więc Duńczyków.
- A ja proponuję kogoś... bez urazy, ale nieco starszego niż wy... i najlepiej lokalnego... znajdzie się ktoś taki? - dorzuciła w końcu, z wyrazem twarzy wskazującym na niepewność.
Ok, boomer. W sumie sama mogła sobie odpowiedzieć na to pytanie, skoro była ich tu tylko trójka i już zakładała, że w Stanach jej rozmówcy nie napiliby się jeszcze alkoholu. Ale głosować na siebie nie będzie, a jednak stażyści nie wydawali się być najlepszym pomysłem dla tej funkcji.
Z zaciśniętymi w wąską kreskę ustami spojrzała na dziewczynę, która jeszcze się nie wypowiedziała. Może będzie miała jakiś pomysł, a może poprze jej niespodziewaną kandydaturę? Inuitka westchnęła bezgłośnie. Czy właśnie w tym momencie miała zacząć się jej nowa przygoda w Riverdale?
Maannguaq spojrzała w kierunku zbliżającej się kolejnej postaci. Na szczęście nie wyglądała na zbira, który szedł naklepać ich dwójkę. Z grzeczności skinęła jej głową. Po tym znowu spojrzała na Neila, który zaczął coś mówić. Coś ważnego.
Słysząc swoje imię, zaczerwieniła się na twarzy przez automatyczny skok ciśnienia.
- Pojebało cię? - mruknęła, wbijając spojrzenie w rudzielca.
Następnie popatrzyła po twarzach zgromadzonych i wsadziła usta pomiędzy palec wskazujący a kciuk, próbując się powstrzymać od dalszych przekleństw. Wcale nie zależało jej na tej posadzie, ponieważ wciąż czuła się dość obco w Kanadzie - w końcu ile tu była, z rok? To jednak było trochę inne niż bycie przełożoną osób o podobnej mentalności co jej, a więc Duńczyków.
- A ja proponuję kogoś... bez urazy, ale nieco starszego niż wy... i najlepiej lokalnego... znajdzie się ktoś taki? - dorzuciła w końcu, z wyrazem twarzy wskazującym na niepewność.
Ok, boomer. W sumie sama mogła sobie odpowiedzieć na to pytanie, skoro była ich tu tylko trójka i już zakładała, że w Stanach jej rozmówcy nie napiliby się jeszcze alkoholu. Ale głosować na siebie nie będzie, a jednak stażyści nie wydawali się być najlepszym pomysłem dla tej funkcji.
Z zaciśniętymi w wąską kreskę ustami spojrzała na dziewczynę, która jeszcze się nie wypowiedziała. Może będzie miała jakiś pomysł, a może poprze jej niespodziewaną kandydaturę? Inuitka westchnęła bezgłośnie. Czy właśnie w tym momencie miała zacząć się jej nowa przygoda w Riverdale?
Trochę zdziwiło ją, gdy zobaczyła, że wraz z nią była tu jedynie dwójka innych ludzi. Czy ich szeregi naprawdę liczyły tak mało? A może reszta w ogóle nie traktowała sprawy wyboru lidera poważnie? Słaba z nich mafia, jeśli tak właśnie sądzili. W końcu od działań przywódcy zależało także to, czy ich wszystkich złapią, a serdecznie podziękowałaby za skończenie w więzieniu. Nie tylko przez cały ostracyzm społeczeństwa, który by ją czekał, ale też przez inną rzecz. Dobrze wiedziała, co robią z takimi pannami jak ona w więzieniu.
Zmarszczyła brwi. Oczywiście, ani ona, ani Neil nie mogli stanowić bossa całej operacji. Byli jeszcze szczeniakami, niewiele wiedzieli o świecie. Najlepiej w tym momencie byłoby capnąć kogoś, kto miał dobre stosunki z komendantem policji, żeby jakieś ważne dane mogły wyciec i szybko do nich dotrzeć (co przy tym całym zamieszaniu w Riverdale nie byłoby wcale takie trudne), ale niestety nie widziała wokół nikogo takiego. Właściwie, nawet sam komendant policji by się nadał. Miała jedynie nadzieję, że ich przywódca nie będzie potrzebował kota do głaskania i takowego sobie z niej nie uczyni.
– Ja, szczerze mówiąc, nie jestem pewna – westchnęła ciężko. – Ani ja, ani Neil nie pasujemy na przywódcę. Brakuje nam doświadczenia i kontaktów. Z drugiej strony ty za bardzo rzucasz się w oczy. Nie jesteś stąd, prawda? – Potrząsnęła głową niepewnie. Powinni wybrać kogoś, kto zlewał się z otoczeniem. Kto byłby jak szpieg na tle wszystkich tubylców. Kto nigdy by się nie zdradził, bo jak wiadomo – kiedy dowódca zostaje pojmany, reszta żołnierzy zwykle też.
Zmarszczyła brwi. Oczywiście, ani ona, ani Neil nie mogli stanowić bossa całej operacji. Byli jeszcze szczeniakami, niewiele wiedzieli o świecie. Najlepiej w tym momencie byłoby capnąć kogoś, kto miał dobre stosunki z komendantem policji, żeby jakieś ważne dane mogły wyciec i szybko do nich dotrzeć (co przy tym całym zamieszaniu w Riverdale nie byłoby wcale takie trudne), ale niestety nie widziała wokół nikogo takiego. Właściwie, nawet sam komendant policji by się nadał. Miała jedynie nadzieję, że ich przywódca nie będzie potrzebował kota do głaskania i takowego sobie z niej nie uczyni.
– Ja, szczerze mówiąc, nie jestem pewna – westchnęła ciężko. – Ani ja, ani Neil nie pasujemy na przywódcę. Brakuje nam doświadczenia i kontaktów. Z drugiej strony ty za bardzo rzucasz się w oczy. Nie jesteś stąd, prawda? – Potrząsnęła głową niepewnie. Powinni wybrać kogoś, kto zlewał się z otoczeniem. Kto byłby jak szpieg na tle wszystkich tubylców. Kto nigdy by się nie zdradził, bo jak wiadomo – kiedy dowódca zostaje pojmany, reszta żołnierzy zwykle też.
[zt wszyscy]
Zatoka wywoływała w niej odrazę.
Wracając myślami wstecz, miała wrażenie, że to miejsce było jednym z tych, które dość drastycznie się zmieniło. Z idealnego miejsca na spotkań zakochanych w sobie par, stało się lokacją, w której nie chciałoby się postawić nawet kawałka stopy bez świadomości ryzyka w postaci napatoczenia się na nieudolnie zakopanego nieszczęśnika. W dodatku samotne przebywanie w tym miejscu dodawało jej głównie napięcia. Jej twarz wykrzywiła się w grymasie niezadowolenia, a jej wzrok nerwowo spoczywał po okolicznych terenach, szukając jakiegokolwiek zwiastun niebezpieczeństwa.
- Przysięgam, jeśli ten gnojek mnie wkręcił, wsadzę mu parasol w zadek - burknęła do siebie przez zaciśnięte zęby.
Ryzyko podjęte na w tym momencie powodowało głównie, że chciała się kopnąć po kostkach. Wkopanie się w problemy to jedno. Drugie to zaufanie pod względem wzięcia kontaktu do osoby, której podobno można było zaufać. A trzecie, to wybranie miejsca, które mogło być poza zasięgiem wzroku ludzi, ale zarazem było mieczem obosiecznym.
Przy czym desperacja robiła swoje.
Nie mogąc się udać do szpitala - zdecydowanie wolała uniknąć niepotrzebnych pytań, zainteresowania oraz faktu, że ktoś mógłby ją dosłownie rozpoznać - musiała zaryzykować ku własnemu niezadowoleniu. Zranienia na ręce pulsowały nieprzyjemny bólem, będąc srogim przypomnieniem, że prowizoryczny opatrunek nie należał do najbardziej zaawansowanych. Co poradzić? Jej wiedza na ten temat była zbyt podstawowa, przez co nie mogła nawet normalnie się zająć sobą.
Daję słowo... - myślami wracając do wcześniejszej rozmowy na temat załatwienia jej spraw drogą nieoficjalną, zastanawiała się, na ile to była rzeczywiście prawda. Maska zakryła nieprzyjemny uśmiech, jaki zagościł na jej twarzy, a w oczach zapłonęły emocje. - ... że jeśli w jego słowach był chociaż cień kłamstwa, zrozumie dość szybko, że mnie się nie denerwuje. O ile rzeczywiście nie skończyłoby się to negatywnie już teraz.
Nikt o zdrowych zmysłach nie szlajał się nocami po tak szemranych okolicach. Właśnie w takich chwilach Sean zdawał sobie sprawę z tego, że normalność nie była słowem, które najlepiej opisywało jego życie. Przynajmniej odkąd rok temu – a może i jeszcze wcześniej? – znalazł sobie dość nieciekawy sposób na zapewnienie lepszego bytu rodzinie. Choć w pewnym sensie poszukiwał upragnionej stabilizacji, której brakowało mu od jakiegoś czasu, paradoksalnie to właśnie w takich chwilach czuł, że jeszcze żyje. Nocne powietrze wypełniało jego nos, szum morza wdzierał się do jego uszu, a poczucie tego, że za moment ktoś może zaatakować go zza rogu, wisiało nad nim niczym ciemna chmura zwiastująca nadchodzący deszcz – w takich chwilach adrenalina robiła swoje.
Chłopak zacisnął mocniej palce na pasku swojej podręcznej torby, gdy wzrokiem czujnie wodził po okolicy. Nie chciał stracić całego swojego sprzętu przez własną nieuwagę. Widoczność była beznadziejna – nic dziwnego, że osoba, która go wezwała, wybrała właśnie to miejsce. Zapewniało dyskrecję w każdym tego słowa znaczeniu, szczególnie że nawet on sam miał problem z odnalezieniem poszkodowanego. Być może Reave już teraz był dokładnie obserwowany i poddawany jakiemuś dziwnemu testowi zaufania na odległość. Wcale się temu nie dziwił – zlecenie, które otrzymał, pochodziło od nieznanego numeru, co oznaczało, że osoba, która go tu wezwała, pierwszy raz zamierzała skorzystać z jego usług.
Najwidoczniej jego renoma nie wystarczyła.
Westchnął ciężko, gdy wyciągał z kieszeni służbowy telefon, by wystukać na nim wiadomość do klienta. A może do klientki? W tych czasach wszyscy pakowali się w kłopoty, a on – jak widać – wcale nie był wyjątkiem.
Schował telefon, zgodnie z komunikatem kierując się w stronę samotnej latarni. Światło, które dawała, co jakiś czas przygasało, nadając temu miejscu jeszcze bardziej ponury klimat. Sam też nie prezentował się jak ktoś, kto zamierzał udzielać komuś jakiejkolwiek pomocy, ale tylko dla własnego bezpieczeństwa starał się wyglądać groźnie z naciągniętym na głowę kapturem. No i wbrew wszelkim pozorom dobrze znał się na obezwładnianiu innych.
Miał nadzieję, że rany zleceniodawcy nie były na tyle poważne, by musiał zabrać go w jakieś lepsze jakościowo miejsce. Gdy przychodziło co do czego, wolał załatwiać sprawy od razu, a później szybko wracać do domu z należną zapłatą.
Chłopak zacisnął mocniej palce na pasku swojej podręcznej torby, gdy wzrokiem czujnie wodził po okolicy. Nie chciał stracić całego swojego sprzętu przez własną nieuwagę. Widoczność była beznadziejna – nic dziwnego, że osoba, która go wezwała, wybrała właśnie to miejsce. Zapewniało dyskrecję w każdym tego słowa znaczeniu, szczególnie że nawet on sam miał problem z odnalezieniem poszkodowanego. Być może Reave już teraz był dokładnie obserwowany i poddawany jakiemuś dziwnemu testowi zaufania na odległość. Wcale się temu nie dziwił – zlecenie, które otrzymał, pochodziło od nieznanego numeru, co oznaczało, że osoba, która go tu wezwała, pierwszy raz zamierzała skorzystać z jego usług.
Najwidoczniej jego renoma nie wystarczyła.
Westchnął ciężko, gdy wyciągał z kieszeni służbowy telefon, by wystukać na nim wiadomość do klienta. A może do klientki? W tych czasach wszyscy pakowali się w kłopoty, a on – jak widać – wcale nie był wyjątkiem.
jestem na miejscu
będę czekał pod latarnią
będę czekał pod latarnią
Schował telefon, zgodnie z komunikatem kierując się w stronę samotnej latarni. Światło, które dawała, co jakiś czas przygasało, nadając temu miejscu jeszcze bardziej ponury klimat. Sam też nie prezentował się jak ktoś, kto zamierzał udzielać komuś jakiejkolwiek pomocy, ale tylko dla własnego bezpieczeństwa starał się wyglądać groźnie z naciągniętym na głowę kapturem. No i wbrew wszelkim pozorom dobrze znał się na obezwładnianiu innych.
Miał nadzieję, że rany zleceniodawcy nie były na tyle poważne, by musiał zabrać go w jakieś lepsze jakościowo miejsce. Gdy przychodziło co do czego, wolał załatwiać sprawy od razu, a później szybko wracać do domu z należną zapłatą.
Nie zamierzała proponować obcej osobie udanie się pod adres jej zamieszkania. Niełatwo nie było tego uznać za największą głupotę, patrząc na fakt, z jakich źródeł poznała informację i jak wielką wiarę w to pokładała. Z drugiej strony wybrane miejsce wołało niemalże o pomstę do nieba, zniechęcając swoim istnieniem każdą osobę, która miała chociaż cień rozsądku... jak zasadniczo wiele dzielnic z tego dystryktu. To nie było miejsce dla rozsądnych ludzi, ale fioletowowłosa zdecydowanie nie potrafiła siebie zaliczyć do nich.
Spojrzała na telefon, ledwo powstrzymując się od prychnięcia na głos. Latarnia, co? Brakuje jeszcze Białej Czarownicy i szafy - chwyciła w dwa palce kosmyk włosów, odpisując na wiadomość jednym wielkim "OK". - Nie nadam się. Nie ten kolor. I nie łatwo było znaleźć szafę tutaj. Za to już wcześniej wspomnianą rzecz tak. Dlatego też przekierowała swoje kroki w miejsce docelowego spotkania, próbując nie robić hałasu. I starając się omijać zużyte prezerwatywy.
Nie miała pojęcia, czemu ktoś mógłby uznać to miejsce za idealne na szybki numerek.
Dotarcie na miejsce było dosłownie chwilą, ale postura osoby, którą ujrzała sprawiła, że zmieliła przekleństwo w ustach. Musiała przyznać sama sobie, że ten widok był tak samo zachęcający jak całe te miejsce - czyli wcale. Przyłożyła dłoń do czoła, czując lekkie ukłucie bólu głowy. I weź się domyśl, czy to on, czy jakiś dupek czekający na swoją dziwkę - pomyślała z ciężkim sercem. Jej wiara w słowa osoby, przez którą zdecydowała się na takie działanie, była znikoma. Nie mogła wykluczyć, że mogła być to jedynie podpucha.
Pulsujący ból jednak nie pozwalał jej na dłuższe wahanie. Typ prezentował się w jej oczach bardziej na osobę, która z łatwością wbiłaby ją w ziemię niż na lekarza, ale... Przewróciła oczami. Czas na ucieczkę minął bezpowrotnie. Temu też powoli zaczęła podchodzić, uznając, że gwałtowna reakcja mogłaby działać na jej niekorzyść.
Nie wiem, kawiarenkę pełną ludzi wybiorę następnym razem. CZEMU NIE. A, o ile przeżyję ten.
Brakowało jedynie jakiś odgłosów zwiastujących zwycięstwo w momencie, gdy światło latarni objęło jej postać. Jak bardzo groźnie przedstawiała się w tym momencie? Była pewna, że niemalże wcale. Czuła, że jej serce biło zbyt szybko. Jednak nie potrafiła myśleć o tym jak o przeszkodzie. To właśnie sprawiło, że bez większego wahania powiedziała:
- Tsk. Dobra, walić to. Jesteś tu, by pomóc czy nie? - beznamiętny głos wydobył się z jej gardła. - Cokolwiek by nie było, miejmy za sobą - pomachała prawą dłonią, w której trzymała swoją komórkę. Jej ekran wyświetlał ciągle wymieniane niedawno wiadomości odnoszące się do samego spotkania. Nie widziała, kim był jegomość i nie miała pojęcia, jakby się zachował. Dlatego czuła się, jakby wszystko stawiała na jedną kartę.
- Szopkę anonimowości wolę odsunąć na bok - dodała jeszcze. Powierzenie komuś swoje zdrowie - i życie zasadniczo - nie było prostą decyzją, więc każdy podejrzany typ nie zachęcał do tego. Dlatego chciała wiedzieć.
O ile nie pomyliła się i nie ściągnęła na siebie problemy.
Spojrzała na telefon, ledwo powstrzymując się od prychnięcia na głos. Latarnia, co? Brakuje jeszcze Białej Czarownicy i szafy - chwyciła w dwa palce kosmyk włosów, odpisując na wiadomość jednym wielkim "OK". - Nie nadam się. Nie ten kolor. I nie łatwo było znaleźć szafę tutaj. Za to już wcześniej wspomnianą rzecz tak. Dlatego też przekierowała swoje kroki w miejsce docelowego spotkania, próbując nie robić hałasu. I starając się omijać zużyte prezerwatywy.
Nie miała pojęcia, czemu ktoś mógłby uznać to miejsce za idealne na szybki numerek.
Dotarcie na miejsce było dosłownie chwilą, ale postura osoby, którą ujrzała sprawiła, że zmieliła przekleństwo w ustach. Musiała przyznać sama sobie, że ten widok był tak samo zachęcający jak całe te miejsce - czyli wcale. Przyłożyła dłoń do czoła, czując lekkie ukłucie bólu głowy. I weź się domyśl, czy to on, czy jakiś dupek czekający na swoją dziwkę - pomyślała z ciężkim sercem. Jej wiara w słowa osoby, przez którą zdecydowała się na takie działanie, była znikoma. Nie mogła wykluczyć, że mogła być to jedynie podpucha.
Pulsujący ból jednak nie pozwalał jej na dłuższe wahanie. Typ prezentował się w jej oczach bardziej na osobę, która z łatwością wbiłaby ją w ziemię niż na lekarza, ale... Przewróciła oczami. Czas na ucieczkę minął bezpowrotnie. Temu też powoli zaczęła podchodzić, uznając, że gwałtowna reakcja mogłaby działać na jej niekorzyść.
Nie wiem, kawiarenkę pełną ludzi wybiorę następnym razem. CZEMU NIE. A, o ile przeżyję ten.
Brakowało jedynie jakiś odgłosów zwiastujących zwycięstwo w momencie, gdy światło latarni objęło jej postać. Jak bardzo groźnie przedstawiała się w tym momencie? Była pewna, że niemalże wcale. Czuła, że jej serce biło zbyt szybko. Jednak nie potrafiła myśleć o tym jak o przeszkodzie. To właśnie sprawiło, że bez większego wahania powiedziała:
- Tsk. Dobra, walić to. Jesteś tu, by pomóc czy nie? - beznamiętny głos wydobył się z jej gardła. - Cokolwiek by nie było, miejmy za sobą - pomachała prawą dłonią, w której trzymała swoją komórkę. Jej ekran wyświetlał ciągle wymieniane niedawno wiadomości odnoszące się do samego spotkania. Nie widziała, kim był jegomość i nie miała pojęcia, jakby się zachował. Dlatego czuła się, jakby wszystko stawiała na jedną kartę.
- Szopkę anonimowości wolę odsunąć na bok - dodała jeszcze. Powierzenie komuś swoje zdrowie - i życie zasadniczo - nie było prostą decyzją, więc każdy podejrzany typ nie zachęcał do tego. Dlatego chciała wiedzieć.
O ile nie pomyliła się i nie ściągnęła na siebie problemy.
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach