▲▼
Była już szczerze znudzona, jako że od jakiegoś czasu w ogóle nie była potrzebna. Negocjacje to, zastraszanie tamto, a gdzie szalona gra świateł i jej fantastyczna oprawa muzyczna? Przecież chciała tylko pomóc, a dostawała w zamian wieczne: "nie teraz, Nebit", "następnym razem, Nebit". A potem pytają się gdzie była, po tym jak w ogóle nie dają jej się popisać.
Głupi idioci debile, nawet jeśli ich kochala swoim lisim serduszkiem.
Nie wiedziała w zasadzie co dokładnie się działo, gdzie kto wchodził, co robił, wiedziała tylko, że są w hotelu, a to jej wystarczyło. Nawet oszczędziła sobie grzebania w monitoringu Maison En Marbre - zapewne znowu radzili sobie świetnie bez niej. Humpf. Czy zamierzała im spierdolić całą akcję? W sumie to nie, po prostu chciała mieć w niej swój udział, a akurat tak się smutno przytrafiło, że wtryniła się akurat kiedy Lark przekraczała próg pomieszczenia, w którym przesiadywał właściciel całego tego przybytku.
Lisy musiały przestać pozwalać tej małej rudej kicie podłączać się do ich telefonów. Biedna Lark, biedny Gambler, biedny cały plan, biedne telefony zebranych zamaskowanych rudzielców, z których zaczął rozbrzmiewać stary mangozjebski klasyk. Proszę państwa, Caramelldansen.
- A TERAZ TAŃCZ Z NAMI TAŃCZ I KLASZCZ W OBIE RĘCE, RUSZAJ BIODERKAMI, WIĘCEJ CIĄGLE WIĘCEJ - biedna zapomniała że poza audio z jej odtwarzacza, miała wiecznie podłączony pod swoje zabawkowe przekaźniki również mikrofon. I dopiero gdy skończyła drzeć mordę (w wyjątkowo okropny sposób, warto nadmienić, bo słoń definitywnie nadepnął na już i tak drewniane ucho), odchrząknęła. Bo ktoś tu ogarnął, co właśnie zrobił. - ...eee, znaczy, mam nadzieję, że nie przeszkadzam w czymś ważnym.
Cóż.
Oczywiście, że wykona rozkaz. Czy liczyło się w końcu dla niego cokolwiek innego poza zadowoleniem Lark? Niejeden powiedziałby, że jego oddanie względem dziewczyny było tak psie, że wchodziło już na poziom niezdrowego. Inni z kompletnie kompletnie by się nie przejęli. W dobie ostatnich czasów, tych drugich było z pewnością dużo więcej. Niemniej czy jedno lub drugie miało w ogóle dla niego jakiekolwiek znaczenie? Oczywiście, że nie.
Podążył za nimi do środka, momentalnie ignorując całą resztę Lisów. Kij baseballowy momentalnie znalazł się w jego dłoni, choć tymczasowo wraz z trzymającą go ręką, był skierowany ku ziemi. Nie zamierzał w końcu fundować jakiegokolwiek poczucia zagrożenia ani ochronie, ani recepcji, ani reszcie swojego gangu. Był tu tylko ozdobą. Nic nieznaczącą. Kompletnie nie zwracającą na siebie uwagi.
Został posłusznie przy wejściu, opierając się nonszalancko o wcześniej wspomniany kij. Wygiął się nieznacznie w bok, obracając głowę na boki, by rozprostować zastałe w karku kości, które strzyknęły z cichym protestem. I choć mogłoby się zdawać, że całe przedsięwzięcie kompletnie go nie interesuje, tęczówki nieustannie wodziły na boki, obserwując co dzieje się w otoczeniu, zwłaszcza w promieniu kilku metrów wokół Lark.
Dopiero, gdy z telefonów zaczęła lecieć znana wszystkim muzyka, opuścił na chwilę głowę, by ukryć śmiech przed resztą. Punkt dla Nebit, po raz kolejny.
Zajechał pod umówione miejsce mając jeszcze trochę czasu do faktycznej godziny jaką sam wyznaczył. Był punktualny do przesady i gardził każdym kto się spóźniał, a wszelkie wymówki mało co go obchodziły. Chodziło tu o wzajemny szacunek i traktowanie drugiej osoby poważnie. Dlatego też był ciekawy osoby z którą miał się tego dnia spotkać. Oczywiście zrobił krótki research na jego temat, ale po za podstawowymi informacjami nie dowiedział się praktycznie nic. Co za miejsce. Był tu krótko i już miał serdecznie dosyć problemów jakie napotykał na każdym kroku. Jednak miało to też swoje zalety. Dzięki chaosowi i ograniczeniu przepływu informacji i ludzi mógł w spokoju realizować swój plan i być może dzięki temu uda mu się szybciej osiągnąć cel.
Gdy zostało mu pięć minut do spotkania, wyszedł z samochodu upewniając się, że automatyczny zamek zadziałał. Schował dłonie do kieszeni czarnego płaszcza i udał się w kierunku hotelu. Jego twarz momentalnie przybrała wyraz pogardy i zniesmaczenia, kiedy dostrzegł co działo się przed wejściem do budynku.
Nikita zatrzymał się na chodniku, bacznym wzrokiem obserwując zbiegowisko. Ależ go irytowały takie chaotyczne i nieprzemyślane zachowania. Czy ludzie nadal się nie nauczyli, że w taki sposób nic nie osiągnął, a jedynie przeszkadzają innym?
Rozejrzał się w poszukiwaniu osoby z którą się tu umówił, następnie zerknął na zegarek. Chłopak miał jeszcze dwie minuty i lepiej żeby się nie spóźnił.
Ile trzeba mieć siły, by tak szarpnąć kablem, że aż zostało gniazdko naruszone? - spytał się sam siebie Kassir otrzepując dłonie. - Przynajmniej już skończone - westchnął cicho, przyglądając się zakurzonym palcom. Zgłoszenie o palącym się gniazdku nie mogło zostać przesunięte na bok, więc by zachować jakiekolwiek podstawy bezpieczeństwa, oddelegowano go by zajął się sprawą. Nie przywiązywał tej sprawy do bardziej skomplikowanej, ale zachodziło mu ciągle w głowę, co mogło spowodować ten stan rzeczy. Może uderzenie naruszyło? - zaraz potem własną myśl podsumował wzruszeniem ramion. Machnął jednie ręką, kiwając głową przy tym, gdy słuchał podziękowań na temat swojej pracy.
Umycie dłoni, rozliczenie się i pożegnanie - trzy proste kroki, które poskutkowały zaraz potem jego pojawieniem się na parterze hotelu. Potarł kark, przekrzywiając głowę nieco w lewą stronę, by rozruszać mięśnie. To zlecenie miało być ostatnie w dniu dzisiejszym, przez co myślami częściowo był w swoim mieszkaniu. Tam, gdzie mógłby zamknąć się na cztery strony świata i skupić się na grach...
... chociaż... Jeszcze muszę odwiedzić jego przecież - wyciągnął telefon, sprawdzając godzinę. - Nie jest późno. Powinienem zdążyć - uznał z ulgą w myślach, blokując i chowając telefon z powrotem do kieszeni. Poprawił chwyt na skrzynce z narzędziami potrzebnymi mu do pracy. Jego uwaga jednak została na krótki moment przykuta przez większe zgromadzenie ludzi przy wejściu.
- Przepraszam... Tam co się dzieje? - chciał skupić na sobie uwagę osoby na recepcji, przy okazji głową wskazując na główne wyjście. - Drzwi się zepsuły? - wysunął jedną z bardziej prawdopodobnych - według niego - możliwości.
O co chodziło obecnie?
Parę dni wcześniej dostał nietypowego smsa. A sama treść mówiła o spotkaniu, zawierała datę, miejsce i godzinę, oczywiście jeszcze podpis nadawcy, który nic nie mówił Vi. Dobre pięć minut zastanawiał się, czy to nie jakaś podpucha, bo z nikim oprócz swojego szefa ze stażu oraz z dodatkowej pracy w barze, nie wymieniał się swoim numerem telefonu. Dla zdrowego człowieka to byłoby naprawdę podejrzane, ale nie dla Vi, który nie zważa na konsekwencje. Związku z tym po krótkim zamyśleniu i tym dziwnym uczuciu, że chce poczuć chodź odrobinę adrenaliny, odpowiedział zgadzając się na spotkanie z nieznajomym. Oczywiście przed finalnym dniem próbował poszukać jakiś informacji na temat niejakiego Zaytseva, przez to w intrenecie wyskakiwało pełno wiadomości związanych z tym nazwiskiem. Nie miał ochoty czytać jakiś kłamstw wypisanych na różnych stronach, więc pojedzie na to dziwne spotkanie z wielką niewiadomą na temat nadawcy.
I tak właśnie zrobił, przyjechał taksówką pod wskazany adres, a konkretniej pod Hotel Maison En Marbre. Był ubrany cały na czarno. Buty, spodnie, bluza oraz ciepławy kożuch, który był tego samego koloru. Po zapłaceniu kierowcy i wydostania się z pojazdu, skontrolował godzinę i okazało się, że zostały mu dwie minuty do punktu finalnego, czyli spotkania. Nie wiedział jak to osoba i jakie ze sobą zasady reprezentuje, więc aby nie został skreślonym na samym początku. Podbiegł kawałek, przy tym od razu rozglądając się na boki, aby przez przypadek nie minąć mężczyzny, z którym miał się spotkać.
Po wykonaniu tej samej czynności, ale tym razem w staniu w miejscu, zauważył mężczyznę ubranego w czarny płaszcz. Od razu podszedł do niego.
- Przepraszam, czy pan nazywa się Zaytsev? – spytał się mężczyźnie, próbując poprawnie wymówić nazwisko, które pochodziło z krajów słowiańskich. Pozostawił między nimi odpowiedni dystans, aby żaden z nich nie poczuł się niekomfortowo. W międzyczasie zerknął na ekran telefonu, aby upewnić się, czy zdążył na czas. A busola na wyświetlaczu pokazywała równą godzinę zaproponowaną w wiadomości.
Kolejny piękny dzień Riverdale City. W tym zakichanym i tak spaczonym mieście, że wszelkie skandale, bójki, rozróby i przestępstwa weszły już na listę normalnych i codziennych wydarzeń, którymi to miejsce wydawało się oddychać. Dlatego widok kolejnych zamieszek nie wywarł na blondynie wielkiego wrażenia.
Może buntowali się niezadowoleni pracownicy hotelu? Albo właściciel zadarł z nieodpowiednimi ludźmi i ponosi teraz tego konsekwencje?
Naciągnął maseczkę na twarz, opierając się plecami o jeden ze słupów i obserwując tłum, który utrudniał dostanie się do hotelu, jak i wydostanie się z niego. Początkowo chciał wyminąć oburzonych ludzi i zająć się własnymi sprawami, ale widząc narastającą agresję postanowił się zatrzymać i choć przez chwilę poobserwować w nadziei, że całe zamieszanie okaże się na tyle interesujące, żeby informacje z nim związane miały jakąś wartość. Skorzystał z telefonu, sprawdzając doniesienia w mediach, ale niestety większość z nich mogło się poszczycić jedynie przyciągającymi uwagę nagłówkami, które szybko okazywały się clickbaitami. Treści artykułów powtarzały się, nie dostarczając niczego cennego.
To już zaczęło ją denerwować. Co dokładnie? Chaos na jej podwórku. Naprawdę. Najpierw jakieś morderstwa, teraz rozjuszony tłum. Kiedy tylko dostała informacje o jakiś awanturach, od razu ruszyła w drogę, by jak najszybciej znaleźć się przy hotelu. JEJ hotelu. No dobra może nie koniecznie jej, nie była właścicielką, ale cóż. Zważywszy na pewne wydarzenia, ten przybytek wpisywał się trochę w jej własność. Myślała już, że większość ludzi o tym wiedziała i to powinno powstrzymać ich samo w sobie. Najwidoczniej nie. Westchnęła cicho poprawiając kołnierz i pękniętą wilczą maskę, która odsłaniała jedynie jej oko ozdobione blizną. Naciągnęła też pomarańczową chustę na ramieniu i zaczęła kręcić się po okolicy hotelu przyglądając się narastającemu tłumowi. Nie podobało jej się to. Szczególnie, kiedy któryś w tłumie wyciągnął megafon i zaczął wygłaszać pseudo religijne hasła. Dlaczego pseudo? Bo wszyscy wiedzieli, że to miasto już dawno zostało zapomniane przez boga, więc szczerze wątpiła w jakąś dodatkową boską interwencję w postaci apokalipsy czy coś w ten sposób. Całe szczęście, że ochrona jako tako próbowała sobie poradzić z tym całym motłochem.
Lark zaczęła rozglądać się po gapiach, może natrafi na kogoś znajomego. Nie żeby chciała formować siłę uderzeniową by rozgromić tłum, bo to na pewno się nie uda, szczególnie, że nie byli przygotowani do takich akcji. Jednak miała mały plan. Przedostać się jak najbliżej podżegacza i po pierwsze zabrać mu megafon. Uciszyć go. Tłum zazwyczaj miał logikę owiec, kiedy pozbędzie się ich przewodnika, rozbiegną się nie patrząc na to co przed chwilą robili.
No to nie zostało jej nic innego jak ruszyć do przodu obejść zgromadzenie by znaleźć się jak najbliżej krzykacza i wtedy wejść w tłum. Próbując wyminąć ludzi i odnaleźć swój cel.
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
First topic message reminder :
TEREN
FOXES
FOXES
Hotel Maison En Marbre
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.
Niegdyś hotel słynął szczególnie wśród przyjezdnych, aktualnie jego gorsza część robi za azyl dla osób, które z jakichś powodów utraciły swoje mieszkania. W pokojach zawsze jest czysto i schludnie — każdym, poza oczywiście łóżkami, znajdują się również szafa, zawieszany telewizor, biurko, krzesła, stolik, rolety. Nie mogłoby zabraknąć łazienki — każda posiada duży prysznic z siedziskami, dzięki czemu nie trzeba ciągle stać. Cały hotel jest utrzymany w jasnych barwach, przez co wydaje się jeszcze większy. Pierwsze co wita gości, to rozległy hol z recepcją. Znajdzie się też kilka stolików i wygodnych kanap oraz wejście do hotelowej restauracji, na której codziennie są serwowane śniadania w formie stołu szwedzkiego, obiady oraz kolacje. Oferta jedzeniowa jest wliczona w cenę, jednak ktoś niebędący gościem hotelu również może z niej skorzystać za odpowiednimi opłatami wypisanymi w menu.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Foxes, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Foxes, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
[Przejmowanie terenu 13/15]
Coraz więcej ludzi lub zwierząt. Zależy jakie nazewnictwo zostanie tutaj przyjęte, jakąkolwiek opcję się wybierze zapewne będzie poprawna w większym lub mniejszym stopniu. Kolejna osoba pojawiła się przy ich grupie. Sławetny z poprzedniego skoku Pan Gołomp. Świetnie. Z lekkim rozbawieniem obserwowała jak stara się unikać Słowika. Wybrał ją jako swoją "tarczę", to było jeszcze zabawniejsze. W końcu nie była pewna kogo powinien się bardziej obawiać. Dodatkowo był na tyle spóźniony, że wymagane było ponowne przedstawienie planu tylko dla niego. Westchnęła ciężko na tą wiadomość. Na szczęście telefon ponownie się odezwał i Lark liczyła na to, że ich nowy "przyjaciel" w końcu ruszył swoje dupsko. Uniosła brwi w lekkim zdziwieniu widząc iż to nie była ta osoba, a Gambler na ich komunikatorze. Oh? Tego to się kompletnie nie spodziewała. Była pod wrażeniem szczególnie, że wychodzi na to, iż uniknie zaciągania przysług. Szybko wystukała odpowiedź do tajemniczego znajomego i spojrzała na resztę.
- Co do planu. Sprawdź telefon. Wchodzimy. Jak na razie macie być grzeczni. Miejcie na oku ochronę, bo różnie może się to potoczyć, ale nie prowokujcie ich bez potrzeby. Idziemy. - Rzuciła i pewnym krokiem ruszyła do hotelu. Można było zaobserwować lekkie spięcie ochrony jednak musieli dostać szybkie instrukcje "z góry", bo nie sprawiali żadnych problemów na wejściu. Lark posłałaby im najbardziej lisi ze swoich uśmiechów, gdyby nie fakt, że miała na sobie maskę. Recepcjonistka wskazała im drogę do biura. Była pewna, że Słowik podąży za nią jak cień, dlatego tylko dała mu znak by poczekał przy drzwiach. Nie miała wątpliwości, że nie będzie zbyt zadowolony z takiego rozwiązania, ale wykona rozkaz. Szczególnie, że daleko nie będzie miał gdyby coś faktycznie się stało. Weszła do pomieszczenia. Zaszczyciła spojrzeniem i właściciela i Gamblera.
- Panowie. - Rzuciła w ramach przywitania, nieco rozbawionym tonem. Była nieco zbita z tropu, jako że Gambler nie bardzo wtajemniczył ją w swój plan, więc musiała delikatnie improwizować, ale przecież nie da się przytłoczyć sytuacji. - Wierzę, że usłyszałeś już o naszych planach, cieszy mnie chęć rozmowy. To ułatwia tak wiele.. Wpierw jednak jak daleko się posunęliście się w negocjacjach - Uśmiechnęła się lekko kierując ostatnie pytanie do Gamblera.
- Co do planu. Sprawdź telefon. Wchodzimy. Jak na razie macie być grzeczni. Miejcie na oku ochronę, bo różnie może się to potoczyć, ale nie prowokujcie ich bez potrzeby. Idziemy. - Rzuciła i pewnym krokiem ruszyła do hotelu. Można było zaobserwować lekkie spięcie ochrony jednak musieli dostać szybkie instrukcje "z góry", bo nie sprawiali żadnych problemów na wejściu. Lark posłałaby im najbardziej lisi ze swoich uśmiechów, gdyby nie fakt, że miała na sobie maskę. Recepcjonistka wskazała im drogę do biura. Była pewna, że Słowik podąży za nią jak cień, dlatego tylko dała mu znak by poczekał przy drzwiach. Nie miała wątpliwości, że nie będzie zbyt zadowolony z takiego rozwiązania, ale wykona rozkaz. Szczególnie, że daleko nie będzie miał gdyby coś faktycznie się stało. Weszła do pomieszczenia. Zaszczyciła spojrzeniem i właściciela i Gamblera.
- Panowie. - Rzuciła w ramach przywitania, nieco rozbawionym tonem. Była nieco zbita z tropu, jako że Gambler nie bardzo wtajemniczył ją w swój plan, więc musiała delikatnie improwizować, ale przecież nie da się przytłoczyć sytuacji. - Wierzę, że usłyszałeś już o naszych planach, cieszy mnie chęć rozmowy. To ułatwia tak wiele.. Wpierw jednak jak daleko się posunęliście się w negocjacjach - Uśmiechnęła się lekko kierując ostatnie pytanie do Gamblera.
[ przejęcie terenu 14/15 ]
Była już szczerze znudzona, jako że od jakiegoś czasu w ogóle nie była potrzebna. Negocjacje to, zastraszanie tamto, a gdzie szalona gra świateł i jej fantastyczna oprawa muzyczna? Przecież chciała tylko pomóc, a dostawała w zamian wieczne: "nie teraz, Nebit", "następnym razem, Nebit". A potem pytają się gdzie była, po tym jak w ogóle nie dają jej się popisać.
Głupi idioci debile, nawet jeśli ich kochala swoim lisim serduszkiem.
Nie wiedziała w zasadzie co dokładnie się działo, gdzie kto wchodził, co robił, wiedziała tylko, że są w hotelu, a to jej wystarczyło. Nawet oszczędziła sobie grzebania w monitoringu Maison En Marbre - zapewne znowu radzili sobie świetnie bez niej. Humpf. Czy zamierzała im spierdolić całą akcję? W sumie to nie, po prostu chciała mieć w niej swój udział, a akurat tak się smutno przytrafiło, że wtryniła się akurat kiedy Lark przekraczała próg pomieszczenia, w którym przesiadywał właściciel całego tego przybytku.
Lisy musiały przestać pozwalać tej małej rudej kicie podłączać się do ich telefonów. Biedna Lark, biedny Gambler, biedny cały plan, biedne telefony zebranych zamaskowanych rudzielców, z których zaczął rozbrzmiewać stary mangozjebski klasyk. Proszę państwa, Caramelldansen.
- A TERAZ TAŃCZ Z NAMI TAŃCZ I KLASZCZ W OBIE RĘCE, RUSZAJ BIODERKAMI, WIĘCEJ CIĄGLE WIĘCEJ - biedna zapomniała że poza audio z jej odtwarzacza, miała wiecznie podłączony pod swoje zabawkowe przekaźniki również mikrofon. I dopiero gdy skończyła drzeć mordę (w wyjątkowo okropny sposób, warto nadmienić, bo słoń definitywnie nadepnął na już i tak drewniane ucho), odchrząknęła. Bo ktoś tu ogarnął, co właśnie zrobił. - ...eee, znaczy, mam nadzieję, że nie przeszkadzam w czymś ważnym.
Cóż.
[ przejęcie terenu 15/15 ]
Oczywiście, że wykona rozkaz. Czy liczyło się w końcu dla niego cokolwiek innego poza zadowoleniem Lark? Niejeden powiedziałby, że jego oddanie względem dziewczyny było tak psie, że wchodziło już na poziom niezdrowego. Inni z kompletnie kompletnie by się nie przejęli. W dobie ostatnich czasów, tych drugich było z pewnością dużo więcej. Niemniej czy jedno lub drugie miało w ogóle dla niego jakiekolwiek znaczenie? Oczywiście, że nie.
Podążył za nimi do środka, momentalnie ignorując całą resztę Lisów. Kij baseballowy momentalnie znalazł się w jego dłoni, choć tymczasowo wraz z trzymającą go ręką, był skierowany ku ziemi. Nie zamierzał w końcu fundować jakiegokolwiek poczucia zagrożenia ani ochronie, ani recepcji, ani reszcie swojego gangu. Był tu tylko ozdobą. Nic nieznaczącą. Kompletnie nie zwracającą na siebie uwagi.
Został posłusznie przy wejściu, opierając się nonszalancko o wcześniej wspomniany kij. Wygiął się nieznacznie w bok, obracając głowę na boki, by rozprostować zastałe w karku kości, które strzyknęły z cichym protestem. I choć mogłoby się zdawać, że całe przedsięwzięcie kompletnie go nie interesuje, tęczówki nieustannie wodziły na boki, obserwując co dzieje się w otoczeniu, zwłaszcza w promieniu kilku metrów wokół Lark.
Dopiero, gdy z telefonów zaczęła lecieć znana wszystkim muzyka, opuścił na chwilę głowę, by ukryć śmiech przed resztą. Punkt dla Nebit, po raz kolejny.
TEREN PRZEJĘTY PRZEZ LISY
Okres nietykalności: do 01.07.2021 (włącznie)
Okres nietykalności: do 01.07.2021 (włącznie)
Chwilę po efektowym dołączeniu do spotkania zaczęli pojawiać się kolejni członkowie gangu. Pojawił się nawet Gołąb, ale już tym razem nie gruchał jakichś dziwnych strzeżeń. Zerknął na Słowika, gdy Mihael schował się za Lark, jak dziecko bojące się wielkiego, starego pana. Czyżby Słowik budził większy strach niż Lark?
— Zawsze jesteśmy grzeczni — powiedział, sięgając po deskę, aby zaraz potem wejść do hotelu razem z resztą grupy.
Odprowadził dziewczynę wzrokiem, ani przez chwilę nawet nie czując chęci pójścia za nią. Raczej wiedziała, co robiła, nie? Oby tylko wszystko przebiegło bez zbędnych komplikacji. Ochrona nie wydawała się wrogo do nich nastawiona, ale Rao był przekonany, że gdyby tylko dostali sygnał, nie zawahaliby się przed wkroczeniem do akcji. Pół biedy, jeśli doszłoby do walki wręcz, natomiast gorzej, jeżeli próbowaliby poprowadzić całe starcie za pomocą władowania kilku kulek w Lisy.
Głośna muzyka wyrwała go z zamyślenia. Mimowolnie podskoczył w miejscu. Jednak zaskoczenie szybko zmieniło się w rozbawienie. Taki gust muzyczny mogła mieć tylko jedna osoba.
— Dawno nie słyszałem tej piosenki.
— Zawsze jesteśmy grzeczni — powiedział, sięgając po deskę, aby zaraz potem wejść do hotelu razem z resztą grupy.
Odprowadził dziewczynę wzrokiem, ani przez chwilę nawet nie czując chęci pójścia za nią. Raczej wiedziała, co robiła, nie? Oby tylko wszystko przebiegło bez zbędnych komplikacji. Ochrona nie wydawała się wrogo do nich nastawiona, ale Rao był przekonany, że gdyby tylko dostali sygnał, nie zawahaliby się przed wkroczeniem do akcji. Pół biedy, jeśli doszłoby do walki wręcz, natomiast gorzej, jeżeli próbowaliby poprowadzić całe starcie za pomocą władowania kilku kulek w Lisy.
Głośna muzyka wyrwała go z zamyślenia. Mimowolnie podskoczył w miejscu. Jednak zaskoczenie szybko zmieniło się w rozbawienie. Taki gust muzyczny mogła mieć tylko jedna osoba.
— Dawno nie słyszałem tej piosenki.
Nikita Zaytsev
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Hotel Maison En Marbre
Pią Paź 15, 2021 8:32 pm
Pią Paź 15, 2021 8:32 pm
Rozpoczęcie zadania
Hotel z horroru
_____________
Zajechał pod umówione miejsce mając jeszcze trochę czasu do faktycznej godziny jaką sam wyznaczył. Był punktualny do przesady i gardził każdym kto się spóźniał, a wszelkie wymówki mało co go obchodziły. Chodziło tu o wzajemny szacunek i traktowanie drugiej osoby poważnie. Dlatego też był ciekawy osoby z którą miał się tego dnia spotkać. Oczywiście zrobił krótki research na jego temat, ale po za podstawowymi informacjami nie dowiedział się praktycznie nic. Co za miejsce. Był tu krótko i już miał serdecznie dosyć problemów jakie napotykał na każdym kroku. Jednak miało to też swoje zalety. Dzięki chaosowi i ograniczeniu przepływu informacji i ludzi mógł w spokoju realizować swój plan i być może dzięki temu uda mu się szybciej osiągnąć cel.
Gdy zostało mu pięć minut do spotkania, wyszedł z samochodu upewniając się, że automatyczny zamek zadziałał. Schował dłonie do kieszeni czarnego płaszcza i udał się w kierunku hotelu. Jego twarz momentalnie przybrała wyraz pogardy i zniesmaczenia, kiedy dostrzegł co działo się przed wejściem do budynku.
Nikita zatrzymał się na chodniku, bacznym wzrokiem obserwując zbiegowisko. Ależ go irytowały takie chaotyczne i nieprzemyślane zachowania. Czy ludzie nadal się nie nauczyli, że w taki sposób nic nie osiągnął, a jedynie przeszkadzają innym?
Rozejrzał się w poszukiwaniu osoby z którą się tu umówił, następnie zerknął na zegarek. Chłopak miał jeszcze dwie minuty i lepiej żeby się nie spóźnił.
Rozpoczęcie zadania
Hotel z horroru
_____________
Ile trzeba mieć siły, by tak szarpnąć kablem, że aż zostało gniazdko naruszone? - spytał się sam siebie Kassir otrzepując dłonie. - Przynajmniej już skończone - westchnął cicho, przyglądając się zakurzonym palcom. Zgłoszenie o palącym się gniazdku nie mogło zostać przesunięte na bok, więc by zachować jakiekolwiek podstawy bezpieczeństwa, oddelegowano go by zajął się sprawą. Nie przywiązywał tej sprawy do bardziej skomplikowanej, ale zachodziło mu ciągle w głowę, co mogło spowodować ten stan rzeczy. Może uderzenie naruszyło? - zaraz potem własną myśl podsumował wzruszeniem ramion. Machnął jednie ręką, kiwając głową przy tym, gdy słuchał podziękowań na temat swojej pracy.
Umycie dłoni, rozliczenie się i pożegnanie - trzy proste kroki, które poskutkowały zaraz potem jego pojawieniem się na parterze hotelu. Potarł kark, przekrzywiając głowę nieco w lewą stronę, by rozruszać mięśnie. To zlecenie miało być ostatnie w dniu dzisiejszym, przez co myślami częściowo był w swoim mieszkaniu. Tam, gdzie mógłby zamknąć się na cztery strony świata i skupić się na grach...
... chociaż... Jeszcze muszę odwiedzić jego przecież - wyciągnął telefon, sprawdzając godzinę. - Nie jest późno. Powinienem zdążyć - uznał z ulgą w myślach, blokując i chowając telefon z powrotem do kieszeni. Poprawił chwyt na skrzynce z narzędziami potrzebnymi mu do pracy. Jego uwaga jednak została na krótki moment przykuta przez większe zgromadzenie ludzi przy wejściu.
- Przepraszam... Tam co się dzieje? - chciał skupić na sobie uwagę osoby na recepcji, przy okazji głową wskazując na główne wyjście. - Drzwi się zepsuły? - wysunął jedną z bardziej prawdopodobnych - według niego - możliwości.
O co chodziło obecnie?
Rozpoczęcie zadania
Hotel z horroru
_____________
Parę dni wcześniej dostał nietypowego smsa. A sama treść mówiła o spotkaniu, zawierała datę, miejsce i godzinę, oczywiście jeszcze podpis nadawcy, który nic nie mówił Vi. Dobre pięć minut zastanawiał się, czy to nie jakaś podpucha, bo z nikim oprócz swojego szefa ze stażu oraz z dodatkowej pracy w barze, nie wymieniał się swoim numerem telefonu. Dla zdrowego człowieka to byłoby naprawdę podejrzane, ale nie dla Vi, który nie zważa na konsekwencje. Związku z tym po krótkim zamyśleniu i tym dziwnym uczuciu, że chce poczuć chodź odrobinę adrenaliny, odpowiedział zgadzając się na spotkanie z nieznajomym. Oczywiście przed finalnym dniem próbował poszukać jakiś informacji na temat niejakiego Zaytseva, przez to w intrenecie wyskakiwało pełno wiadomości związanych z tym nazwiskiem. Nie miał ochoty czytać jakiś kłamstw wypisanych na różnych stronach, więc pojedzie na to dziwne spotkanie z wielką niewiadomą na temat nadawcy.
I tak właśnie zrobił, przyjechał taksówką pod wskazany adres, a konkretniej pod Hotel Maison En Marbre. Był ubrany cały na czarno. Buty, spodnie, bluza oraz ciepławy kożuch, który był tego samego koloru. Po zapłaceniu kierowcy i wydostania się z pojazdu, skontrolował godzinę i okazało się, że zostały mu dwie minuty do punktu finalnego, czyli spotkania. Nie wiedział jak to osoba i jakie ze sobą zasady reprezentuje, więc aby nie został skreślonym na samym początku. Podbiegł kawałek, przy tym od razu rozglądając się na boki, aby przez przypadek nie minąć mężczyzny, z którym miał się spotkać.
Po wykonaniu tej samej czynności, ale tym razem w staniu w miejscu, zauważył mężczyznę ubranego w czarny płaszcz. Od razu podszedł do niego.
- Przepraszam, czy pan nazywa się Zaytsev? – spytał się mężczyźnie, próbując poprawnie wymówić nazwisko, które pochodziło z krajów słowiańskich. Pozostawił między nimi odpowiedni dystans, aby żaden z nich nie poczuł się niekomfortowo. W międzyczasie zerknął na ekran telefonu, aby upewnić się, czy zdążył na czas. A busola na wyświetlaczu pokazywała równą godzinę zaproponowaną w wiadomości.
Rozpoczęcie zadania
Hotel z horroru
_____________
Kolejny piękny dzień Riverdale City. W tym zakichanym i tak spaczonym mieście, że wszelkie skandale, bójki, rozróby i przestępstwa weszły już na listę normalnych i codziennych wydarzeń, którymi to miejsce wydawało się oddychać. Dlatego widok kolejnych zamieszek nie wywarł na blondynie wielkiego wrażenia.
Może buntowali się niezadowoleni pracownicy hotelu? Albo właściciel zadarł z nieodpowiednimi ludźmi i ponosi teraz tego konsekwencje?
Naciągnął maseczkę na twarz, opierając się plecami o jeden ze słupów i obserwując tłum, który utrudniał dostanie się do hotelu, jak i wydostanie się z niego. Początkowo chciał wyminąć oburzonych ludzi i zająć się własnymi sprawami, ale widząc narastającą agresję postanowił się zatrzymać i choć przez chwilę poobserwować w nadziei, że całe zamieszanie okaże się na tyle interesujące, żeby informacje z nim związane miały jakąś wartość. Skorzystał z telefonu, sprawdzając doniesienia w mediach, ale niestety większość z nich mogło się poszczycić jedynie przyciągającymi uwagę nagłówkami, które szybko okazywały się clickbaitami. Treści artykułów powtarzały się, nie dostarczając niczego cennego.
Ingerencja Mistrza Gry
Termin na odpis: 19.10.2021; g. 23:59.
Obrażenia postaci: brak;
Obrażenia postaci: brak;
Chaos zdawał się ogarniać całą okolicę. Choć początkowo newsy z internetu mówiły głównie o hotelu, rosnący tłum zdawał się wypychać wszystkich na zewnątrz. W tym momencie ciężko było stwierdzić czy była to kwestia zbiegających się gapiów, a może grupy która najwyraźniej robiła nie lada zamieszanie.
Jedna z osób, która usłyszała pytanie Kassira obróciła się w jego stronę. Młoda kobieta z miną jakby nie do końca mogła się zdecydować czy bardziej ją to wszystko ciekawi, czy niepokoi.
— Jakaś grupa podobno wtargnęła do hotelu i zaczęła nagabywać wszystkich mieszkańców. Ochrona próbuje się ich pozbyć, ale... — urwała nagle, gdy jeden ze stojących przez nią mężczyzn runął w tył wyraźnie popchnięty przez tłum uderzają ją z łokcia w nos. Musiało ją solidnie zamroczyć skoro nawet nie krzyknęła, łapiąc się jedynie na twarz. Spływająca między palcami krew nie wyglądała zachęcająco. A to miał być dopiero początek.
— Spłynęła na nas kara boska! — nagły donośny krzyk przez megafon odbił się echem po całej okolicy — Im więcej popełniamy grzechów, tym większy będzie grom, który spłynie na nas z nieba. Pan zawsze nas obserwuje, a każdy dzień przybliża nas do sądu ostatecznego. Nasze miasto spłynie krwią stając się przykładem dla wszystkich niewiernych!
Nad tłumem pojawiły się gigantyczne transparenty. Wyrysowane na nich religijne ornamenty nie pozostawiały wątpliwości z czym mieli do czynienia.
Jedna z osób, która usłyszała pytanie Kassira obróciła się w jego stronę. Młoda kobieta z miną jakby nie do końca mogła się zdecydować czy bardziej ją to wszystko ciekawi, czy niepokoi.
— Jakaś grupa podobno wtargnęła do hotelu i zaczęła nagabywać wszystkich mieszkańców. Ochrona próbuje się ich pozbyć, ale... — urwała nagle, gdy jeden ze stojących przez nią mężczyzn runął w tył wyraźnie popchnięty przez tłum uderzają ją z łokcia w nos. Musiało ją solidnie zamroczyć skoro nawet nie krzyknęła, łapiąc się jedynie na twarz. Spływająca między palcami krew nie wyglądała zachęcająco. A to miał być dopiero początek.
— Spłynęła na nas kara boska! — nagły donośny krzyk przez megafon odbił się echem po całej okolicy — Im więcej popełniamy grzechów, tym większy będzie grom, który spłynie na nas z nieba. Pan zawsze nas obserwuje, a każdy dzień przybliża nas do sądu ostatecznego. Nasze miasto spłynie krwią stając się przykładem dla wszystkich niewiernych!
Nad tłumem pojawiły się gigantyczne transparenty. Wyrysowane na nich religijne ornamenty nie pozostawiały wątpliwości z czym mieli do czynienia.
Rozpoczęcie zadania
Hotel z horroru
_____________
To już zaczęło ją denerwować. Co dokładnie? Chaos na jej podwórku. Naprawdę. Najpierw jakieś morderstwa, teraz rozjuszony tłum. Kiedy tylko dostała informacje o jakiś awanturach, od razu ruszyła w drogę, by jak najszybciej znaleźć się przy hotelu. JEJ hotelu. No dobra może nie koniecznie jej, nie była właścicielką, ale cóż. Zważywszy na pewne wydarzenia, ten przybytek wpisywał się trochę w jej własność. Myślała już, że większość ludzi o tym wiedziała i to powinno powstrzymać ich samo w sobie. Najwidoczniej nie. Westchnęła cicho poprawiając kołnierz i pękniętą wilczą maskę, która odsłaniała jedynie jej oko ozdobione blizną. Naciągnęła też pomarańczową chustę na ramieniu i zaczęła kręcić się po okolicy hotelu przyglądając się narastającemu tłumowi. Nie podobało jej się to. Szczególnie, kiedy któryś w tłumie wyciągnął megafon i zaczął wygłaszać pseudo religijne hasła. Dlaczego pseudo? Bo wszyscy wiedzieli, że to miasto już dawno zostało zapomniane przez boga, więc szczerze wątpiła w jakąś dodatkową boską interwencję w postaci apokalipsy czy coś w ten sposób. Całe szczęście, że ochrona jako tako próbowała sobie poradzić z tym całym motłochem.
Lark zaczęła rozglądać się po gapiach, może natrafi na kogoś znajomego. Nie żeby chciała formować siłę uderzeniową by rozgromić tłum, bo to na pewno się nie uda, szczególnie, że nie byli przygotowani do takich akcji. Jednak miała mały plan. Przedostać się jak najbliżej podżegacza i po pierwsze zabrać mu megafon. Uciszyć go. Tłum zazwyczaj miał logikę owiec, kiedy pozbędzie się ich przewodnika, rozbiegną się nie patrząc na to co przed chwilą robili.
No to nie zostało jej nic innego jak ruszyć do przodu obejść zgromadzenie by znaleźć się jak najbliżej krzykacza i wtedy wejść w tłum. Próbując wyminąć ludzi i odnaleźć swój cel.
Czyli wszystkie plany na wieczór wziął jeden wielki szlag... Nie sposób było powstrzymać ową myśl, gdy usłyszał słowa kobiety. Niemalże odruchowo przewrócił oczami, zastanawiając się, czy nie ma stąd innego wyjścia. Obserwowanie tego nie stało na wysokiej pozycji w jego liście zajęć na dzień dzisiejszy.
Podrapał się po policzku.
- Nie prościej wezwać policję? - może zdołaliby rozpędzić owe towarzystwo. Albo spowodować jeszcze większe zamieszanie. Westchnął cicho. Miał wrażenie, że prędzej tłum zareagowałby negatywnie niż zechciał posłuchać się władz. Gdyby było inaczej, to czy by w ogóle zaczynali owe spotkanie? Pokręcił lekko głową, uznając, że lepiej zająć się czymś, co miało większą szansę na powodzenie.
Podszedł do kobiety, która ucierpiała przez reakcję łańcuchową zdarzeń.
- Chodź usiąść. I odchyl głowę do przodu, by nie wpadała do gardła - nakazał jej, chwytając ją za ramiona i ostrożnie nakierowując ją w stronę schodów. - Masz jakieś chusteczki?
Mówił do niej jeszcze z innego powodu niż kwestii z chusteczkami. Chciał upewnić się, że zranienie jest jedyną rzeczą, która się jej zdarzyła. Odwrócił się częściowo w stronę wejścia, gdzie znajdował się tłum.
- O ja... - reszta słów zatonęła w krzykach nieznajomego, którego wypowiedzi sprawiły, że Shane nieco skrzywił się niezadowolony. - Chyba pomyliły się im kierunki, zakład psychiatryczny jest w innym dystrykcie - stwierdził. - Chociaż może być dla nich za późno - i co zrobić z tym faktem? Bo aż prosili się o nagranie i wrzucenie na Facebooka wraz z dokładnymi opisami, które by określiły zdanie na temat tej sytuacji.
Podrapał się po policzku.
- Nie prościej wezwać policję? - może zdołaliby rozpędzić owe towarzystwo. Albo spowodować jeszcze większe zamieszanie. Westchnął cicho. Miał wrażenie, że prędzej tłum zareagowałby negatywnie niż zechciał posłuchać się władz. Gdyby było inaczej, to czy by w ogóle zaczynali owe spotkanie? Pokręcił lekko głową, uznając, że lepiej zająć się czymś, co miało większą szansę na powodzenie.
Podszedł do kobiety, która ucierpiała przez reakcję łańcuchową zdarzeń.
- Chodź usiąść. I odchyl głowę do przodu, by nie wpadała do gardła - nakazał jej, chwytając ją za ramiona i ostrożnie nakierowując ją w stronę schodów. - Masz jakieś chusteczki?
Mówił do niej jeszcze z innego powodu niż kwestii z chusteczkami. Chciał upewnić się, że zranienie jest jedyną rzeczą, która się jej zdarzyła. Odwrócił się częściowo w stronę wejścia, gdzie znajdował się tłum.
- O ja... - reszta słów zatonęła w krzykach nieznajomego, którego wypowiedzi sprawiły, że Shane nieco skrzywił się niezadowolony. - Chyba pomyliły się im kierunki, zakład psychiatryczny jest w innym dystrykcie - stwierdził. - Chociaż może być dla nich za późno - i co zrobić z tym faktem? Bo aż prosili się o nagranie i wrzucenie na Facebooka wraz z dokładnymi opisami, które by określiły zdanie na temat tej sytuacji.
W oczekiwaniu na jakąkolwiek odpowiedź ze strony mężczyzny ubranego w czarny płaszcz, odniósł wrażenie, że został przez niego zignorowany. Nawet nie wiedząc czy zagadał do właściwej osoby, z którą miał się spotkać. Trzeba było trochę okazać szacunku dla drugiego człowieka, który przybył tutaj jak na złamanie karku, prawie. Przynajmniej tak było jego zdanie, które zazwyczaj zachowywał dla siebie.
Nagle usłyszał donośny, zniekształcony krzyk przez… megafon, chyba to było to urządzenie. Rozejrzał się co się dzieje przy wejściu do hotelu. Tam był istny sajgon. Ludzie się tłoczyli między sobą jak sardynki w puszce, napierają na siebie, wręcz wchodzili jednego na drugiego i pewnie nie obejdzie się od dostania z łokcia w nos albo w żebra. Cieszył się, że nie musiał wchodzić do środka, aby spotkać się z Zaytsevem w środku, tylko na zewnątrz. Gdyż nie wiedział czy by się przedarł przez ten rozwieszczony tłum, który mógł stratować każdego.
Na usłyszane słowa, które były wspomagane przez urządzenie wzmacniające, aż trochę się wzdrygnął.
Miał wrażenie, że trafił na jakiś strajk pseudoreligijny, przejeżdżając wzrokiem na transparenty, które pojawiły się nagle jak grzyby po deszczu.
Podsumował to tylko niemym stwierdzeniem, które wytworzył w swojej głowie, czyli tym razem znaleźli się nawiedzeni religijnie katolicy, którzy postanowili wyjść z ukrycia i zacząć robić zamieszki, które mogą być warte kupę śmiechu.
Nagle usłyszał donośny, zniekształcony krzyk przez… megafon, chyba to było to urządzenie. Rozejrzał się co się dzieje przy wejściu do hotelu. Tam był istny sajgon. Ludzie się tłoczyli między sobą jak sardynki w puszce, napierają na siebie, wręcz wchodzili jednego na drugiego i pewnie nie obejdzie się od dostania z łokcia w nos albo w żebra. Cieszył się, że nie musiał wchodzić do środka, aby spotkać się z Zaytsevem w środku, tylko na zewnątrz. Gdyż nie wiedział czy by się przedarł przez ten rozwieszczony tłum, który mógł stratować każdego.
Na usłyszane słowa, które były wspomagane przez urządzenie wzmacniające, aż trochę się wzdrygnął.
Miał wrażenie, że trafił na jakiś strajk pseudoreligijny, przejeżdżając wzrokiem na transparenty, które pojawiły się nagle jak grzyby po deszczu.
Podsumował to tylko niemym stwierdzeniem, które wytworzył w swojej głowie, czyli tym razem znaleźli się nawiedzeni religijnie katolicy, którzy postanowili wyjść z ukrycia i zacząć robić zamieszki, które mogą być warte kupę śmiechu.
Nikita Zaytsev
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Hotel Maison En Marbre
Wto Paź 19, 2021 11:36 pm
Wto Paź 19, 2021 11:36 pm
10,9,8 cichy głos w jego głowie odliczał pozostałe sekundy do wyznaczonej godziny. Stał niewzruszony obserwując tłum przed wejściem do hotelu. Nie miał zamiaru przepychać się przez tych wszystkich ludzi. Z drugiej strony średnio miał ochotę szukać nowego miejsca do spotkania. Co jak co, ale był na ich terenie, w zasadzie swoim i nie uśmiechało mu się schować ogon między nogi i uciekać, bo banda debili postanowiła urządzić sobie fiestę.
3,2,1,0 czas minął.
Nikita odwrócił wzrok od drzwi hotelowych i niecałe dziesięć metrów dalej zauważył truchtającą w jego stronę postać.
Uniósł nieznacznie prawą brew.
No proszę, proszę. Ptaszek zna się na zegarku, pomyślał i zaraz potem jego twarz ponownie nie wyrażała żadnych emocji.
-Przepraszam czy Pan nazywa się Zaytsev?- usłyszał pytanie od chłopaka, ale zanim zdążył mu odpowiedzieć w jakikolwiek sposób, z głębi zgromadzonego tłumu podniósł się czyjś głos, emitowany przez megafon.
Nikita ściągnął brwi, jednocześnie napinając szczękę.
Świetnie. Religijni fanatycy w natarciu. Przysłuchiwał się skandowanym hasłom, a po chwili parsknął pod nosem kręcąc głową.
Kątem oka spojrzał na chłopaka, zdając sobie doskonale sprawę, że już parę minut ignoruje jego osobę. Miał jednak przewagę nad sytuacją. To on go tu ściągnął i również on dyktował warunki tego spotkania. Wyciągnął dłonie z kieszeni i zrobił krok w stronę tłumu.
"Za piętnaście minut przepadnie rezerwacja. Lepiej się pospieszmy," odpowiedział niskim głosem, powoli obmyślając plan na dostanie się do wnętrza budynku.
3,2,1,0 czas minął.
Nikita odwrócił wzrok od drzwi hotelowych i niecałe dziesięć metrów dalej zauważył truchtającą w jego stronę postać.
Uniósł nieznacznie prawą brew.
No proszę, proszę. Ptaszek zna się na zegarku, pomyślał i zaraz potem jego twarz ponownie nie wyrażała żadnych emocji.
-Przepraszam czy Pan nazywa się Zaytsev?- usłyszał pytanie od chłopaka, ale zanim zdążył mu odpowiedzieć w jakikolwiek sposób, z głębi zgromadzonego tłumu podniósł się czyjś głos, emitowany przez megafon.
Nikita ściągnął brwi, jednocześnie napinając szczękę.
Świetnie. Religijni fanatycy w natarciu. Przysłuchiwał się skandowanym hasłom, a po chwili parsknął pod nosem kręcąc głową.
Kątem oka spojrzał na chłopaka, zdając sobie doskonale sprawę, że już parę minut ignoruje jego osobę. Miał jednak przewagę nad sytuacją. To on go tu ściągnął i również on dyktował warunki tego spotkania. Wyciągnął dłonie z kieszeni i zrobił krok w stronę tłumu.
"Za piętnaście minut przepadnie rezerwacja. Lepiej się pospieszmy," odpowiedział niskim głosem, powoli obmyślając plan na dostanie się do wnętrza budynku.
Przejechał dłonią po twarzy, gdy czyjś głos za sprawą megafonu rozniósł się po okolicy. Kara boska? Litości. Lezard parsknął, jakby usłyszał jeden z śmieszniejszych żartów w swoim życiu. No proszę, proszę, takich bzdur dawno nie słyszał. Jak bardzo ci ludzie musieli mieć ujemne punkty do inteligencji, skoro zdarzenia w mieście łączyli z Bogiem? Chociaż z drugiej strony... Nie powinno to być wielkim zaskoczeniem. Tam, gdzie panował chaos, fanatycy dodawali swoją cegiełkę do ogólnego zamieszania, będąc częścią tej kary boskiej, o której tak głośno mówili.
Szkoda tylko, że ta banda wzięła sobie za cel hotel - miejsce będące pod jurysdykcją Lisów. Blondyn z niepokojem musiał przyznać rację temu głosowi w głowie, który coraz bardziej natarczywie ostrzegał, że ci ludzie mogą przekroczyć granicę, a ich skandowanie przemienić się w niemały pokaz przemocy. W końcu coś tam mówili o jakimś przykładzie dla wszystkich niewiernych, no nie?
Ściągnął brwi, widząc znajomą sylwetkę pośród ludzi. A może tylko mu się wydawało? Ciężko było określić, czy wzrok nie płata mu figli, biorąc całkowicie obcą osobę za kogoś znajomego.
A skoro o znajomych mowa.
Posłał krótką wiadomość na lisi czat. Być może ktoś zdecyduje się zainteresować tym, co działo się na ich terenie.
Szkoda tylko, że ta banda wzięła sobie za cel hotel - miejsce będące pod jurysdykcją Lisów. Blondyn z niepokojem musiał przyznać rację temu głosowi w głowie, który coraz bardziej natarczywie ostrzegał, że ci ludzie mogą przekroczyć granicę, a ich skandowanie przemienić się w niemały pokaz przemocy. W końcu coś tam mówili o jakimś przykładzie dla wszystkich niewiernych, no nie?
Ściągnął brwi, widząc znajomą sylwetkę pośród ludzi. A może tylko mu się wydawało? Ciężko było określić, czy wzrok nie płata mu figli, biorąc całkowicie obcą osobę za kogoś znajomego.
A skoro o znajomych mowa.
Posłał krótką wiadomość na lisi czat. Być może ktoś zdecyduje się zainteresować tym, co działo się na ich terenie.
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach