▲▼
Chyba niczyjej uwadze nie umknęło, że w mieście znów coś się działo. Theo, pomimo mieszkania z policjantem i członkiem Wolves, nie miał jednak pojęcia o co chodzi, a wszystkie próby wyciągnięcia jakichś informacji od Remika kończyły się srogim niepowodzeniem. Uznał więc, że nie ma innego wyjścia – musi zebrać te informacje na własną rękę. W sumie na rękę swoją i rękę Timmy'ego, którego nie omieszkał zabrać na przeszpiegi ze sobą. To była ich dzisiejsza misja, wstępnie rangi D: pochodzić po mieście, pozaczepiać ogarnięcie wyglądających dorosłych i podpytać ich, czy przypadkiem o niczym nie wiedzą. Większość ludzi delikatnie ich zbywała, inni wprost kazali spierdalać i już po niecałej godzinie oczywistym było, że pytanie się wprost o sytuację w więzieniu nie przyniosłoby pożądanych efektów. Musieli więc obrać jakąś inną strategię, a znajdujący się nieopodal obranej przez nich trasy zdawał się idealnym miejscem na drobny test ich umiejętności aktorskich.
— Dobra, plan jest taki... — Stojąc nieopodal wejścia, ukryci za krzakami przed wzrokiem przechodniów i hotelowych gości, mieli chwilę na spokojne omówienie schematu działania. — Wejdziesz do środka i usiądziesz na kanapie przy wejściu. Po prostu siedź tam, rób co chcesz, tylko czasem rozglądaj się dookoła i zerkaj na zegarek, okej? Im dłużej siedzisz, tym na bardziej zdenerwowanego wyglądaj. Jeśli ktoś się tobą zainteresuje, to mamy taką wersję wydarzeń: twoja mama poszła do więzienia na widzenie z tatą i kazała ci tu zaczekać, ale miała wrócić o — przerwał na moment, żeby zerknąć na zegar na wyświetlaczu telefonu. — Koło szesnastej. No i nie ma jej, ty się martwisz, spytaj czy pan albo pani nie mogliby do niej zadzwonić. Tu masz mój numer. — Mówiąc to podał mu pomiętą kartkę z zeszytu z nabazgranym numerem i dopiskiem „MAMA”. — Resztę zostaw mnie. — Teatralnie wskazał na siebie kciukiem i puścił przyjacielowi oko.
Jeśli ofiara da się przekonać i faktycznie zadzwoni na wskazany przez Timmy'ego numer, Theo odegra wtedy swoją scenkę. Przy odrobinie szczęścia osoba ta zestresuje się na tyle, aby samej zainteresować się sytuacją, a wtedy zdobycie kolejnych informacji powinno być już znacznie prostsze. W najgorszym wypadku po prostu będą ją śledzić w nadziei, że podzieli się wiadomościami z kimś jeszcze. Gdyby jednak plan się nie powiódł, zawsze pozostaje im do dyspozycji reszta mieszkańców miasta. Ktoś przecież musi coś wiedzieć, a prawda nie da rady ukrywać się przed nimi w nieskończoność!
Lisy zbierały coraz większą renomę.
Trzeba było być głupim i ślepym, by tego nie zauważyć. W końcu tereny dystryktu B zaczynały dość dobitnie krzyczeć pod ich sztandarem, a ludzie szeptali pomiędzy sobą na ulicy przeróżne rzeczy. Czy Słowik był z tego powodu zadowolony? Zdecydowanie. Od początku wiedział, że obsadzenie Lark na robi przywódcy było doskonałym pomysłem, nawet jeśli sama dziewczyna mogła nie być do tego całkowicie przekonana. Zdążył to zaobserwować już wcześniej w ich poprzednim gangu, który był źle zarządzany pod tak wieloma względami, że mógłby napisać na ten temat książkę. Nic dziwnego, że prędzej czy później wszyscy wzięli nogi za pas.
Tym razem wziął ze sobą coś ekstra. Uderzali bowiem na hotel, miał zatem nadzieję, że jego zdolności artystyczne na cokolwiek się przydadzą. Póki co trzymał jednak swój prezent w plecaku, wymachując jedynie od niechcenia kijem baseballowym w powietrzu z nieznacznym uśmiechem skrytym standardowo pod maską. Na ten moment grzecznie czekał, aż na miejscu postanowi pojawić się ktoś jeszcze. Nie zamierzał w końcu ładować się do hotelu samotnie, zwłaszcza że podobnie jak klub, to miejsce również było całkiem nieźle strzeżone.
Widząc znajomą postać szybko się wyprostował.
Parsknął cicho z rozbawieniem na jej pytanie, kręcąc nieznacznie głową na boki.
— Stwierdziłem, że zrobię drobne przeszpiegi, ale szczerze mówiąc ciężko coś ustalić z zewnątrz. Na pewno mają dwóch ochroniarzy przy wejściu, jedną kobietę i jednego mężczyznę na recepcji. Co jakiś czas przewija się jakaś sprzątaczka, ale wątpię by miała się jakkolwiek mieszać — powiedział w zamyśleniu, przesuwając powoli wzrokiem po wnętrzu budynku. Stojąc przed nim nie ściągali na siebie aż tak dużej uwagi. Jeszcze. W końcu niejednokrotnie hotel był obierany jako punkt spotkań znajomych ze względu na bycie niezwykle charakterystycznym punktem miasta.
— Myślisz, że będą robić problemy? Przyzwyczaiłem się już trochę do pokojowego przejmowania wszystkich lokacji. I szczerze mówiąc podoba mi się całe to nasze "wy nie wchodzicie nam w drogę, a my pomożemy wam w przypadku kłopotów" — podrapał się po nosie, chwilowo darując sobie obserwacje lokacji. Zamiast tego skupił wzrok na Lark, śmiejąc się krótko w odpowiedzi na jej słowa.
— Już nie udawaj, że migasz się od wysiłku fizycznego. Może bym ci nie uwierzył, gdyby nie to — podniósł koszulkę do góry, pokazując palcem trzy siniaki w okolicach i bioder, które zarobił podczas ich ostatniego treningu. Zaraz przewrócił oczami i opuścił ją z powrotem, opierając wygodnie kij o ramię — nie przejmuj się, Lark. Jeśli ktokolwiek wyjdzie przed szereg, szybko przywrócę go do porządku.
Wierny pies zawsze na posterunku.
garnitur oraz spodnie garniturowe w kolorze atramentowego granatu (wyprasowane, ale wyglądają nieco zmatowiale, jakby miały już za sobą najlepsze czasy) + biała koszula (z zapiętym kołnierzykiem) + ciemnoniebieski krawat ze złotymi wyszywkami (stan podobny do garnituru) + ciemne buty z ekoskóry przetarte na czubku + włosy przefarbowane za pomocą sprayu na czarny kolor (nietrwałe! duża ilość wody bez problemu spłukuje), do tego w nietypowy dla niego sposób przygładzone żelem + soczewki kontaktowe "barwiące" oczy na ciemno brązowy kolor + realistycznie zrobiona krótka blizna nad górną wargą + nieco mniej blada skóra niż przeważnie (górą samoopalacze) + ciemnobrązowa teczka
Zastanawiał się, czy odrobinę nie przesadził z dzisiejszym wyglądem, ale jakieś rozpoznanie hotelu dobrze byłoby zrobić, a zarówno Nathan jak i Jordan prawdopodobnie urwaliby mu łeb, gdyby dał się w jakikolwiek sposób powiązać z klubem. Rzecz jasna, jeśli wszystko pójdzie gładko, to i tak nie będzie musiał się niczym martwić, ale istniała szansa, że cała akcja skończy się niezbyt przyzwoicie.
Zerknął na telefon, sprawdzając ewentualne wiadomości i ruszył raźno w stronę hotelu, mijając po drodze z pełną obojętnością Lark i Słowika. Jedynie na krótką chwilę jego oczy zatrzymały się na ich sylwetkach, jakby był zwykłym przechodniem, który minimalnie zainteresował się otoczeniem wokół.
Oczywiście, że go rozpoznają, bez przesady. To obcy mieli mieć problem z podaniem jego rysopisu, a nie gang, do którego przynależał, poza tym jego zdolności charakteryzatorskie definitywnie miały swoje ograniczenia.
Nie zdecydował się nawet na minimalne skinięcie głową, zamiast tego ponownie koncentrując wzrok na drzwiach wejściowych. Przeszedł przez nie spokojnie i z uśmiechem ruszył w stronę recepcji.
– Dzień Dobry, słyszałem, że szukają państwo pracowników na recepcję na nocne dyżury. – Zaczął, stając sztywno przed biurkiem, prawie jak na baczność. – Czy oferta nadal jest aktualna i mógłbym złożyć swoje CV?
Wbił oczy przepełnione nadzieją w kobietę, która definitywnie nie miała najmniejszego pojęcia, o co mu chodzi i podjęła mu próbę wytłumaczenia tej kwestii. W miarę jak kontynuowała, nadzieja zmieniała się w prawie szczeniącą rozpacz, a Hotaru pochylił głowę zarówno z powodu przygnębienia jak i rozczarowania.
– Chyba niespecjalnie powinienem w takim razie mówić, co ludzie mówią w okolicy. Jeszcze... nie przywykłem do Riverdale – Umknął spojrzeniem przez recepcjonistką, przy okazji rozglądając się dyskretnie po budynku. – Jest pani pewna, że może w takim razie jakiekolwiek inne stanowisko nie jest wolne? Może pański szef... albo szefowa, przepraszam, nie jestem pewien, jednak kogoś szuka?
Oto i on. Świeży narybek miasta, niby mający młode lata za sobą, a jednak taki naiwny. No, pytanie tylko, czy jego zdolności aktorskie tutaj wystarczą i nie wzbudzi jakiś podejrzeń, a po drugie, czy w ogóle dowie się czegoś pożytecznego. Na dłuższą metę pewnie i tak jeszcze chwilę potrwa, zanim lisy się zbiorą i zaczną wzbudzać podejrzenia, a telefon cały czas miał w pogotowiu.
Chociaż równie dobrze mógł być zaraz wyproszony przez ochronę, ale teoretycznie to też miałoby swoje plusy.
Przejęcie hotelu? Pomysł brzmiał nieźle, szkoda tylko, że tym razem nikt nie znał właściciela. No ale czy to mogłoby powstrzymać Lisy? Byłoby miło, gdyby właściciel na start nie poszczuł na nich ochroniarzy i dał najpierw dojść do słowa.
— UWAŻAJ JAK JEŹDZISZ, KRETYNIE!
Ups.
Jeżdżenie na desce po nieco zatłoczonym chodniku miało kilka minusów i właśnie jeden z nich rzucał w stronę Rao niewyszukaną wiązkę obelg z niemałym zapałem. Dobrze, że dwa te ponad dwa metry wściekłości nie postanowiły rzucić się za nim w pościg, aby zmusić do odkupienia kawy, którą wylał, gdy ciemnowłosy przez przypadek doprowadził do małej kolizji. Gdyby nie sprawy gangu, mógłby zastanowić się nad zostaniem i odkupieniem picia, jednak myśl o przejęciu kolejnego terenu sprawiła, że odjechał nim nieznajomy mógłby spróbować go zatrzymać.
Być może powinien poświęcić nieco więcej czasu na trening z deską przed wybraniem jej jako swój idealny środek transportu, ale hej, jak inaczej miałby się uczyć praktycznego wymijania ludzi?
... i zatrzymywania się na czas.
— O cholera — syknął, jak tylko uświadomił sobie, że za bardzo się rozpędził, pędząc wprost na Słowika. Zdecydowanie musiał dopisać patrzenie wokół do listy "rzeczy, których nie należy robić podczas jazdy". Gdyby tak udało mu się zauważyć lisy odrobinę wcześniej, miałby jakąś szansę uratowania siebie i Słowika...
— Aaaaa, uważaj! — zdążył krzyknąć chwilę przed zderzeniem się z Kanadyjczykiem. Deska z trzaskiem uderzyła o ziemię razem ze swoim właścicielem, który również nie uniknął mało przyjemnego obicia się o bruk.
— O jeny — jęknął, łapiąc jedną ręką za głową i podnosząc się do siadu. — Wybaczcie, zapomniałem, że deska sama z siebie nie hamuje. Powinna mieć wbudowany hamulec awaryjny.
Treningi Lark mające na celu wzmożenie jego czujności bez wątpienia nie były wprowadzane po nic. To nie sprawiało jednak, że Słowik był nadczłowiekiem. Jego wstępne wyluzowanie i zauważenie zbliżającego się w ich stronę obiektu, z pewnością wzbudziło jednak nie tylko jego podejrzenie, ale i kobiety. W końcu mieszkańcy Riverdale mieli obecnie całą masę kreatywnych pomysłów na strzelenie ci w łeb. Ten, który uwzględniał zrobienie tego z deski, wcale nie byłby głupi. Szybka akcja i szybka ucieczka.
Tylko, że wtedy z pewnością nie krzyczałby ostrzeżeń.
Widząc jak chłopak leci w stronę ziemi wyciągnął wolną rękę w jego stronę, by go złapać, ale było już nieco za późno. Deska wjechała mu boleśnie w kostki, bez wątpienia zostawiając na nich pamiątkę na następnych kilka dni. Czy to jednak znaczyło, że okazał jakkolwiek swoje zadowolenie? W życiu.
— Kurwa mać — nie powstrzymał jednak cichego syku bólu, w końcu wjazd w piszczele nigdy nie był przyjemny. Wyciągnięta ręka przesunęła się mocniej w jego stronę, gdy czarnowłosy wyraźnie zaproponował mu pomoc we wstaniu.
— Nic ci nie jest? Chyba przydałyby ci się ochraniacze — w końcu każdy kiedyś zaczynał. Gorzej jeśli chłopak jeździł tak już od dłuższego czasu, uznając innych ludzi za hamulce.
Boleśnie odczuł skutki swojego rozkojarzenia. Zdarta skóra na rękach i nogach nie zdążyła się nawet porządnie zagoić po wcześniejszych upadkach, które zafundował sobie parę dni temu. Złapał za wyciągniętą dłoń Słowika, przyjmując jego pomoc we wstaniu.
— Dzięki — odparł, podnosząc się.
Zerknął na Lark. Dobrze, że chociaż ona nie ucierpiała w tym całym starciu. Kto wie jak skończyłoby się wpadnięcie z impetem na dziewczynę? Z pewnością nie wyrzuciłaby za coś takiego z gangu, ale zawsze mogłaby wymyślić jakąś okrutną i zawiłą karę…
— Nieee, nic mi nie jest, a przynajmniej nie więcej niż zazwyczaj. Mocno oberwałeś? — Spojrzał niepewnie na nogi chłopaka, jakby spodziewał się, że ten zaraz zacznie kuleć w wyniku zderzenia się z deską. — W domu mam świetną maść na siniaki, mogę ci ją dać, gdybyś potrzebował… — W końcu to właśnie przez niego Słowik był mógł wyglądać prawie jak ofiara przemocy domowej. Albo jakiekolwiek innej. — Ochraniacze zostawiłem w domu. Myślałem, że mi się nie przydadzą na mieście — powiedział, uśmiechając się jak dziecko, które nabroiło mimo wielu ostrzeżeń dorosłych.
Dobrze, że większość lisów nie była świadkiem jego jakże efektownego dołączenia do spotkania. Ale…
— Ktoś się jeszcze zapowiedział? Mamy jakiś plan czy wchodzimy do środka i improwizujemy? Oby tylko właściciel chciał pokojowo dość do porozumienia, bo co najwyżej będę mógł go ogłuszyć za pomocą deski…
Świeży narybek.
Dlaczego ze wszystkich możliwych fraz, w głowie tkwiła mu ta najbardziej idiotyczna? Nie mógł się jednak powstrzymać przed wykrzywieniem twarzy w grymasie, gdy myślał o fakcie, że właśnie szedł pomiędzy ludzi wśród których nie znał absolutnie nikogo. Czy był przerażony? Nie.
Raczej nie wiedział czego się spodziewać.
Dołączanie do gangu na ślepo było prawdopodobnie jedną z najdurniejszym decyzji w jego życiu. Dlaczego więc ją podjął? Bardzo dobre pytanie. Być może ze względu na grającą z tyłu jego głowy paranoję. Tę, która wmawiała mu, że prędzej czy później go znajdą. Ktoś zapłaci za niego sumę na tyle dużą, by dali się zamknąć w tym pojebanym mieście. Ewentualnie zafundują mu przepustkę, dzięki której wjedzie i wyjedzie.
Wszystkie te myśli zniknęły bez śladu, gdy znalazł się na miejscu i stanął przed resztą grupy. Pusty wzrok, jak zwykle całkowicie wyprany z emocji tylko potęgował całe to niezręczne uczucie, które towarzyszyło ludziom w jego towarzystwie. Przywitał się z nimi skinięciem głową, póki co nie ładując się w żadne rozmowy. I tak preferował robienie za słuchacza niż rozmówcę.
Najpierw słyszysz jego mordę z promienia 10 kilometrów. Jeśli jesteś lisem, to prawdopodobnie go już kojarzysz. Jeśli nim nie jesteś... pewnie też go kojarzysz. Najpierw widzisz jego blond czuprynę falującą na wietrze, a potem resztę jego osoby. Niskie, szybkie coś zbliża się w zawrotnym tempie, a potem ledwie hamuje, aby...
– O BOŻE, CZEŚĆ WAM, NAWETNIEWIECIEJAKTĘSKNIŁEM! – druga część zdania jest przez niego wypluwana w takim tempie, że Eminem by mu pozazdrościł – Jaki jest plan, co robimy? Mam komuś pokazać język? CHCĘ TROCHĘ ICH ZMUSIĆ DO RUCHU.
O kurwa, pewnie teraz ci przeszło przez myśl.
Widać było po Bazyliszku, że nie może wystać, a o szepcie to nawet nie było mowy. Chciał już działać, nawet jeśliby miało to oznaczać, że ma spierdzielać.
– O, o, o, o! Bo ja nawet mam pomysł! Jak trzeba będzie, to odwrócę uwagę ochrony, ale najpierw bym powiedział tak: Wy wiecie i my wiem, że policja tu nie działa. Jak przyjdzie co do czego, to ochroniarze się nie zdadzą. A my lubimy pomagać ludziom. Możemy tutaj przybiec jak superbohaterowie, gdy jakieś walnięte fajfusy z Voyagers tu wbiją. Genialne, nie? Prawda Lark, prawda? – O boże, jaki przypał.
Szanowny pan Gołąb zamierzał znowu pojawić się na imprezie Lisków. Ogólnie to pojawił się spóźniony bo się zgubił. Nie wiedział gdzie jest ten hotel więc z dobre 30 minut krążył bezsensownie wyjąc do samego siebie i tak oto zawędrował tam gdzie trzeba. Gdy zobaczył grupę, zaczął iść do nich zbyt spiesznie co mogło dziwnie wyglądać. Maska Gołębia powinna odświeżyć niektórym pamięć, być może z Klubu gdzie dostawał opierdol od Lark.
- Siema. - Powiedział głośno, do wszystkich. Niektórych nie kojarzył, innych tak i w sumie to... zatrzymał się obok Lark, patrząc na nią najdłużej.
- Jaki jest plan? - Wypalił do niej, bo przecież całe tłumaczenie o ile było to go ominęło. Zmierzwił sobie włosy i zerknął na Słowika.
- Tylko mnie nie dotykaj. - Rzekł całkiem poważnie, stając za Lark by się przed nim schować. Typ był nieprzyjemny i patrzył na Mihaela wrogo, a przecież to takie złote dziecko było. Potem zerknął na pozostałych, a jego wzrok był przyjazny. Chyba brakowało mu ludzi.
Mihael chyba nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo niebezpieczne mogły być takie wypady, ale nie chciał zawieść. Należał do tej grupy i budziła ona w nim swego rodzaju obowiązek. Chociaż chciał powiedzieć coś jeszcze, to się zamknął i czekał w ciszy na polecenia. Smuteczek wdarł się na jego twarz, ale tego nikt zobaczyć nie mógł. Zerknął na swoje ubłocone buty i nieco brudny, czarny dres. Ściągał kaptur z łba, który deformował mu Gołębia i czekał, oddychając ociężale tuż przy uchu Lark.
Po chwili wahania recepcjonistka postanowiła zadzwonić do szefa z pytaniem, czy ma może wolną chwilę. Hotaru z miejsca zasypał ją podziękowaniami, w duchu mając nadzieję, że właściciel tego miejsca będzie dzisiaj w odpowiednim nastroju. Za chwilę grupa za oknem zacznie przyciągać sporo niepożądanej uwagi, a wtedy może być mu ciężko cokolwiek ugrać.
Przy okazji rozejrzał się uważniej po wnętrzu, nie zatrzymując jednak oka na niczym szczególnym. Tylko obraz wydawał się wzbudzić w nim jakieś zainteresowanie, a przynajmniej z boku tak to mogło wyglądać. W praktyce usilnie próbował powstrzymać się od drapania, bo garnitur niby dobrze leżał, a w praktyce był wybitnie niewygodny. Chociaż prędzej to po prostu on przyzwyczaił się do lepszej jakości, ale czego się nie robiło dla zadania.
Jedna kamera w rogu, ale za to łapiąca niemalże cały korytarz. Na widoku jeden ochroniarz, ale dał sobie rękę uciąć, że w praktyce było ich więcej, pomijając fakt, że gdzieś zapewne był jeszcze ich pokój wraz z centrum monitoringu.
– W porządku, szef znajdzie dla pana chwilę. Proszę za mną– Recepcjonistka wybiła go z rozmyślań, chwyciła jego CV i ruszyła przed siebie.
Biuro znajdywało się na parterze, więc nie miał czasu na wysłanie smsa, ale liczył, że Foxes nie będzie spieszyło się jakoś wybitnie mocno do demolowania budynku. Zresztą Lark nie wyglądała na taką, co specjalnie pchałaby się w załatwianie wszystkiego siłą, ale czasem ludzie potrafili zaskoczyć.
Wchodząc do pomieszczenia od razu zauważył pedantyczny porządek. Skupił wzrok na postaci siedzącej za drewnianym biurkiem, jednocześnie pozwalając, by zakłopotany uśmiech wykrzywił mu wargi. Recepcjonistka wręczyła jego CV swojemu szefowi, uśmiechnęła się do niego i wyszła, a on tymczasem stał przez chwilę jak kołek, grając dalej rolę nieco naiwnego nowoprzybyłego.
Jednak coś czuł, że szybko tę maskę zrzuci.
– Ponoć szuka pan pracy, panie Katō? – Mężczyzna zerknął na trzymaną kartkę papieru , a następnie przyjrzał mu się uważnie.
Hotaru mógł z miejsca wyczuć, że właścicielowi coś w nim nie gra. Niespecjalnie go to dziwiło, w końcu Riverdale wyostrzało instynkty, a prowadzenie hotelu w takim mieście z pewnością rządziło się swoimi zasadami. W związku z tym stawiał na to, że metoda zastraszania na pewno tutaj nie zadziała. Podlizywanie się też nie. Za to być może wystarczą konkrety.
– Mógłbym odpowiedzieć, że tak i tym samym marnować czas zarówno swój, jak i pański, ale osobiście wolę od razu przejść do sedna sprawy. – Lis usiadł swobodnie na krześle naprzeciwko biurka. – Mam już pracę, z której jestem całkiem zadowolony. Polega ona na rozwiązywaniu wszelakich problemów innych osób.
– I mam rozumieć, że to ja jestem tym problemem? – Brwi mężczyzny podniosły się. – Dlatego pod hotelem zbiera mi się zgraja ludzi w maskach?
Czyli kamery na zewnątrz też mają. Ewentualnie sprawny system przekazywania informacji.
– Oczywiście, że nie. Zresztą gdyby podejrzewał pan, że ta banda z miejsca chce tutaj wtargnąć, to nie pozwoliłby pan tutaj wejść, prawda? – Blondyn swobodnie gestykulował w czasie rozmowy. – Cała kwestia polega na tym, że ja, a właściwie my, bo nie ma co tego ukrywać, nie chcemy, żeby pan miał jakiekolwiek problemy w przyszłości.
– Mhm. Domyślasz się raczej, ile już takich rozmów odbywałem odkąd to miasto stanęło na głowie? – Mina właściciela nie zwiastowała łatwego starcia, ale dalej nie wyglądał, jakby zamierzał go stąd wykopać. – Niejeden gang upatrzył sobie to miejsce i bawił się w groźby. Nie jestem zainteresowany kolejną powtórką z rozgrywki.
– Nie zamierzam panu w żaden sposób grozić. Straty w ludziach nie wyjdą na dobre ani panu, ani nam. Chcę zaoferować współpracę, a nie przywłaszczenie sobie wszystkiego i wykopania pana na bruk. Takie postępowanie jedynie przysparza wrogów. – Przerwał na chwilę i postukał paznokciami w drewno. – Hotel pewnie regularnie zmaga się z różnymi zamieszkami. Pomagacie ludziom, część z nich zapewne przyciąga ze sobą kłopoty, a do tego macie spore zaopatrzenie. Nie wątpię w zdolności pańskich ochroniarzy, ale znacznie lepiej byłoby, gdyby części tych ataków po prostu nie było. Dodatkowo dorzucamy ochronę od cyberprzestępczości i zniżkę na nasze usługi specjalistyczne, zapewne udałoby nam się też załatwić dodatkowych klientów.
– Przestań mi mówić na pan. Jestem James. I dalej nie usłyszałem co wy chcecie ode mnie – rzucił właściciel z pewnym przekąsem w głosie. – I co zrobicie, jeśli się nie zgodzę.
– Nie zamierzamy dewastować ci hotelu, jeśli o to ci chodzi – Odrobina blefu nigdy nie zaszkodzi. – Po prostu z czasem więcej stracisz na braku współpracy z nami, niż zyskasz. My chcemy głównie lekkiego przemeblowania. Myślę, że nuta pomarańczowych akcentów pozytywnie wpłynęłaby na wystrój hotelu. Do tego możliwość zaklepania kilku pokoi tylko dla nas i pewien procent od przychodów, który teraz zapewne i tak wydajesz na naprawy i ochronę. Natomiast w celu uzyskania większych szczegółów i dobicia targu musiałbym już tutaj kogoś zaprosić. Jak to się panu widzi?
Właściciel przez chwilę milczał, najwyraźniej trawiąc przedstawione informacje.
– Przynajmniej nie zaczynacie od rozwalania mi hotelu – powiedział James z nieco cierpiętniczym wyrazem twarzy. – Możesz zaprosić tutaj jedną dodatkową osobę i zobaczymy. Może się zgodzę, a może nie, najpierw chcę usłyszeć szczegóły. Ile pokoi, na jakich zasadach, jaki procent
Hotaru uśmiechnął się i wyciągnął telefon, by wystukać szybkiego smsa. Na razie zapowiadało się to całkiem obiecująco.
| Rzut kostką na przekonywanie do negocjacji
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
TEREN
FOXES
FOXES
Hotel Maison En Marbre
Teren broniony przez 5 bonusowych NPC.
Niegdyś hotel słynął szczególnie wśród przyjezdnych, aktualnie jego gorsza część robi za azyl dla osób, które z jakichś powodów utraciły swoje mieszkania. W pokojach zawsze jest czysto i schludnie — każdym, poza oczywiście łóżkami, znajdują się również szafa, zawieszany telewizor, biurko, krzesła, stolik, rolety. Nie mogłoby zabraknąć łazienki — każda posiada duży prysznic z siedziskami, dzięki czemu nie trzeba ciągle stać. Cały hotel jest utrzymany w jasnych barwach, przez co wydaje się jeszcze większy. Pierwsze co wita gości, to rozległy hol z recepcją. Znajdzie się też kilka stolików i wygodnych kanap oraz wejście do hotelowej restauracji, na której codziennie są serwowane śniadania w formie stołu szwedzkiego, obiady oraz kolacje. Oferta jedzeniowa jest wliczona w cenę, jednak ktoś niebędący gościem hotelu również może z niej skorzystać za odpowiednimi opłatami wypisanymi w menu.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Foxes, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Foxes, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
Theo Rosenfeld
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Hotel Maison En Marbre
Czw Sty 28, 2021 1:02 am
Czw Sty 28, 2021 1:02 am
[ ubiór ]
Chyba niczyjej uwadze nie umknęło, że w mieście znów coś się działo. Theo, pomimo mieszkania z policjantem i członkiem Wolves, nie miał jednak pojęcia o co chodzi, a wszystkie próby wyciągnięcia jakichś informacji od Remika kończyły się srogim niepowodzeniem. Uznał więc, że nie ma innego wyjścia – musi zebrać te informacje na własną rękę. W sumie na rękę swoją i rękę Timmy'ego, którego nie omieszkał zabrać na przeszpiegi ze sobą. To była ich dzisiejsza misja, wstępnie rangi D: pochodzić po mieście, pozaczepiać ogarnięcie wyglądających dorosłych i podpytać ich, czy przypadkiem o niczym nie wiedzą. Większość ludzi delikatnie ich zbywała, inni wprost kazali spierdalać i już po niecałej godzinie oczywistym było, że pytanie się wprost o sytuację w więzieniu nie przyniosłoby pożądanych efektów. Musieli więc obrać jakąś inną strategię, a znajdujący się nieopodal obranej przez nich trasy zdawał się idealnym miejscem na drobny test ich umiejętności aktorskich.
— Dobra, plan jest taki... — Stojąc nieopodal wejścia, ukryci za krzakami przed wzrokiem przechodniów i hotelowych gości, mieli chwilę na spokojne omówienie schematu działania. — Wejdziesz do środka i usiądziesz na kanapie przy wejściu. Po prostu siedź tam, rób co chcesz, tylko czasem rozglądaj się dookoła i zerkaj na zegarek, okej? Im dłużej siedzisz, tym na bardziej zdenerwowanego wyglądaj. Jeśli ktoś się tobą zainteresuje, to mamy taką wersję wydarzeń: twoja mama poszła do więzienia na widzenie z tatą i kazała ci tu zaczekać, ale miała wrócić o — przerwał na moment, żeby zerknąć na zegar na wyświetlaczu telefonu. — Koło szesnastej. No i nie ma jej, ty się martwisz, spytaj czy pan albo pani nie mogliby do niej zadzwonić. Tu masz mój numer. — Mówiąc to podał mu pomiętą kartkę z zeszytu z nabazgranym numerem i dopiskiem „MAMA”. — Resztę zostaw mnie. — Teatralnie wskazał na siebie kciukiem i puścił przyjacielowi oko.
Jeśli ofiara da się przekonać i faktycznie zadzwoni na wskazany przez Timmy'ego numer, Theo odegra wtedy swoją scenkę. Przy odrobinie szczęścia osoba ta zestresuje się na tyle, aby samej zainteresować się sytuacją, a wtedy zdobycie kolejnych informacji powinno być już znacznie prostsze. W najgorszym wypadku po prostu będą ją śledzić w nadziei, że podzieli się wiadomościami z kimś jeszcze. Gdyby jednak plan się nie powiódł, zawsze pozostaje im do dyspozycji reszta mieszkańców miasta. Ktoś przecież musi coś wiedzieć, a prawda nie da rady ukrywać się przed nimi w nieskończoność!
Timmy Nielsen
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Hotel Maison En Marbre
Pon Mar 01, 2021 7:17 am
Pon Mar 01, 2021 7:17 am
Dostał zadanie. Bardzo ważne zadanie.
W mieście ostatnio działo się dość sporo, był tego zresztą stuprocentowo pewien, bo gdziekolwiek by się nie ruszył, wszędzie dorośli plotkowali jak stare baby na targu. Przepychali się, mamrotali coś pomiędzy sobą i przede wszystkim - milkli, gdy tylko podchodził bliżej nich. To był sygnał, który bardzo dobitnie mówił mu, że coś było nie tak. W pierwszej kolejności chciał o to zapytać Nebit, przekonany że dziewczyna będzie wiedziała o co chodzi. Ostatecznie jednak widząc jak wpatruje się intensywnie w komputer, nie chciał jej przeszkadzać, przekonany że pracuje. Co z tego, że pewnie robiła to, jednocześnie przeglądając memy.
Całe szczęście nie był jedyną osobą, która wiedziała że coś się dzieje. Theo podobnie jak on szybko wyłapał pewne nieprawidłowości i szybko ułożył wstępny plan.
Timmy poprawił okulary na nosie, odnotowując wszystko w głowie. Wchodzi, siada na kanapie przy wejściu, siedzi, rozgląda się, zerka na zegarek. Proste. Ze zdenerwowaniem też nie będzie problemu, w końcu Timmy był urodzonym aktorem, a bezczynność denerwowała go jak nic innego.
— Przez styks ku czeluściom piekielnym podziemi, gdzie cerber stróżuje, by zbłąkane dusze przed ucieczką powstrzymać — wymamrotał pod nosem. Zasalutował i wszedł do środka, szybko lokalizując siedzącą za ladą recepcji kobietę.
— Jest i cerber, potwór przebrzydły, trzygłowa bestia o oddechu śmiertelnym — szepnął z trwogą pod nosem, szybko zajmując miejsce na kanapie przy wejściu. Usiadł starając się zachowywać dokładnie tak jak to zaplanowali. Nie przewidział jednak jednego. Że kobieta postanowi przyspieszyć jego plan w wyjątkowo nienaturalny sposób.
— Zgubiłeś się, skarbie? — podniósł gwałtownie głowę do góry, wpatrując się w recepcjonistkę. I choć w rzeczywistości była ładna, wyglądała na miłą i w sumie nie pachniało jej brzydko z buzi to i tak nie mógł powstrzymać się przed nadaniem jej miana cerbera po raz kolejny.
— Głupia zbłąkana duszo, sądziłaś że oszukasz strażnika? Marne twe losy rysują się za zasłoną — wyszeptał zupełnie nieświadomie, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w jeszcze bardziej zmieszaną kobietę.
— To z jakiejś gry?
— Ja... e... erm... — jesteśmy zgubieni.
W mieście ostatnio działo się dość sporo, był tego zresztą stuprocentowo pewien, bo gdziekolwiek by się nie ruszył, wszędzie dorośli plotkowali jak stare baby na targu. Przepychali się, mamrotali coś pomiędzy sobą i przede wszystkim - milkli, gdy tylko podchodził bliżej nich. To był sygnał, który bardzo dobitnie mówił mu, że coś było nie tak. W pierwszej kolejności chciał o to zapytać Nebit, przekonany że dziewczyna będzie wiedziała o co chodzi. Ostatecznie jednak widząc jak wpatruje się intensywnie w komputer, nie chciał jej przeszkadzać, przekonany że pracuje. Co z tego, że pewnie robiła to, jednocześnie przeglądając memy.
Całe szczęście nie był jedyną osobą, która wiedziała że coś się dzieje. Theo podobnie jak on szybko wyłapał pewne nieprawidłowości i szybko ułożył wstępny plan.
Timmy poprawił okulary na nosie, odnotowując wszystko w głowie. Wchodzi, siada na kanapie przy wejściu, siedzi, rozgląda się, zerka na zegarek. Proste. Ze zdenerwowaniem też nie będzie problemu, w końcu Timmy był urodzonym aktorem, a bezczynność denerwowała go jak nic innego.
— Przez styks ku czeluściom piekielnym podziemi, gdzie cerber stróżuje, by zbłąkane dusze przed ucieczką powstrzymać — wymamrotał pod nosem. Zasalutował i wszedł do środka, szybko lokalizując siedzącą za ladą recepcji kobietę.
— Jest i cerber, potwór przebrzydły, trzygłowa bestia o oddechu śmiertelnym — szepnął z trwogą pod nosem, szybko zajmując miejsce na kanapie przy wejściu. Usiadł starając się zachowywać dokładnie tak jak to zaplanowali. Nie przewidział jednak jednego. Że kobieta postanowi przyspieszyć jego plan w wyjątkowo nienaturalny sposób.
— Zgubiłeś się, skarbie? — podniósł gwałtownie głowę do góry, wpatrując się w recepcjonistkę. I choć w rzeczywistości była ładna, wyglądała na miłą i w sumie nie pachniało jej brzydko z buzi to i tak nie mógł powstrzymać się przed nadaniem jej miana cerbera po raz kolejny.
— Głupia zbłąkana duszo, sądziłaś że oszukasz strażnika? Marne twe losy rysują się za zasłoną — wyszeptał zupełnie nieświadomie, wpatrując się szeroko otwartymi oczami w jeszcze bardziej zmieszaną kobietę.
— To z jakiejś gry?
— Ja... e... erm... — jesteśmy zgubieni.
[ Przejmowanie terenu 1/15 ]
Lisy zbierały coraz większą renomę.
Trzeba było być głupim i ślepym, by tego nie zauważyć. W końcu tereny dystryktu B zaczynały dość dobitnie krzyczeć pod ich sztandarem, a ludzie szeptali pomiędzy sobą na ulicy przeróżne rzeczy. Czy Słowik był z tego powodu zadowolony? Zdecydowanie. Od początku wiedział, że obsadzenie Lark na robi przywódcy było doskonałym pomysłem, nawet jeśli sama dziewczyna mogła nie być do tego całkowicie przekonana. Zdążył to zaobserwować już wcześniej w ich poprzednim gangu, który był źle zarządzany pod tak wieloma względami, że mógłby napisać na ten temat książkę. Nic dziwnego, że prędzej czy później wszyscy wzięli nogi za pas.
Tym razem wziął ze sobą coś ekstra. Uderzali bowiem na hotel, miał zatem nadzieję, że jego zdolności artystyczne na cokolwiek się przydadzą. Póki co trzymał jednak swój prezent w plecaku, wymachując jedynie od niechcenia kijem baseballowym w powietrzu z nieznacznym uśmiechem skrytym standardowo pod maską. Na ten moment grzecznie czekał, aż na miejscu postanowi pojawić się ktoś jeszcze. Nie zamierzał w końcu ładować się do hotelu samotnie, zwłaszcza że podobnie jak klub, to miejsce również było całkiem nieźle strzeżone.
[ Przejmowanie terenu 2/15 ]
Dystrykt coraz bardziej zamienia się w lisi plac zabaw. Czy jej to przeszkadzało? Nie. Czy się tego obawiała? Trochę. W końcu jak ktoś kiedyś powiedział - z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność - czy jakoś tak. Lisów było coraz więcej, coraz większe tereny. Będzie musiała ogarnąć jakiś dobry system by trzymać to wszystko pod kontrolą. Tak samo Lisy. Nie mieli co prawda jakiejś ścisłej struktury i cenili sobie niezależność, ale mimo wszystko nie mogła pozwolić na "chaos". Przynajmniej nie na taki, nad którym nie mogłaby zapanować. Obecnie jednak dalej mieli w planach rozszerzać swoje terytorium i na to kładli największy priorytet. Może później ogarnie ten cały system. Teraz mieli hotel do przejęcia.
Nie wyglądało to na łatwy cel, ale cóż. W tym miejscu byli coraz bardziej znani. Może nie rozpoznawani, ale na pewno znani. Będzie musiała przyjrzeć się nowym osobom. No cóż, ostatni wygłup dał jej trochę do myślenia. Pojawiła się niedługo po Słowiku. Ot zabawna sytuacja. Zazwyczaj to było odwrotnie. Podeszła do chłopaka i szturchnęła go zaczepnie w ramię.
- To ja się spóźniłam czy to ty jesteś za wcześnie? - Rzuciła uśmiechając się pod maską. Zaraz zaczęła przyglądać się ich kolejnemu celowi. Jak mieli przekonać właściciela by nie nasłał na nich małej prywatnej armii znanej jako ochrony? Miała kilka pomysłów. Przykładowo ich nowy wspólnik. Ludzie którzy lubili chować się za stertą pieniędzy mają przykładowo liczne znajomości co pomagało w takich sytuacjach. Szczególnie taki typ osoby był łasy na "drobne przysługi".
Lark wyrzuciła ręce do góry przeciągając się, wspinając na palce z cichym westchnięciem. - Ostatnio muszę więcej gadać i kombinować, niż biegać z miejsca na miejsce. Nie wiem czy to wymarzone zajęcie... - Czyżby to była skarga? Raczej nie, czyste stwierdzenie faktu, już na start wspominała, że woli unikać światła fleszy, a tu cóż. Stoi w środku. - Przynajmniej nikt mi nie mówi co mam robić. - Parsknęła.
Nie wyglądało to na łatwy cel, ale cóż. W tym miejscu byli coraz bardziej znani. Może nie rozpoznawani, ale na pewno znani. Będzie musiała przyjrzeć się nowym osobom. No cóż, ostatni wygłup dał jej trochę do myślenia. Pojawiła się niedługo po Słowiku. Ot zabawna sytuacja. Zazwyczaj to było odwrotnie. Podeszła do chłopaka i szturchnęła go zaczepnie w ramię.
- To ja się spóźniłam czy to ty jesteś za wcześnie? - Rzuciła uśmiechając się pod maską. Zaraz zaczęła przyglądać się ich kolejnemu celowi. Jak mieli przekonać właściciela by nie nasłał na nich małej prywatnej armii znanej jako ochrony? Miała kilka pomysłów. Przykładowo ich nowy wspólnik. Ludzie którzy lubili chować się za stertą pieniędzy mają przykładowo liczne znajomości co pomagało w takich sytuacjach. Szczególnie taki typ osoby był łasy na "drobne przysługi".
Lark wyrzuciła ręce do góry przeciągając się, wspinając na palce z cichym westchnięciem. - Ostatnio muszę więcej gadać i kombinować, niż biegać z miejsca na miejsce. Nie wiem czy to wymarzone zajęcie... - Czyżby to była skarga? Raczej nie, czyste stwierdzenie faktu, już na start wspominała, że woli unikać światła fleszy, a tu cóż. Stoi w środku. - Przynajmniej nikt mi nie mówi co mam robić. - Parsknęła.
[ Przejmowanie terenu 3/15 ]
Widząc znajomą postać szybko się wyprostował.
Parsknął cicho z rozbawieniem na jej pytanie, kręcąc nieznacznie głową na boki.
— Stwierdziłem, że zrobię drobne przeszpiegi, ale szczerze mówiąc ciężko coś ustalić z zewnątrz. Na pewno mają dwóch ochroniarzy przy wejściu, jedną kobietę i jednego mężczyznę na recepcji. Co jakiś czas przewija się jakaś sprzątaczka, ale wątpię by miała się jakkolwiek mieszać — powiedział w zamyśleniu, przesuwając powoli wzrokiem po wnętrzu budynku. Stojąc przed nim nie ściągali na siebie aż tak dużej uwagi. Jeszcze. W końcu niejednokrotnie hotel był obierany jako punkt spotkań znajomych ze względu na bycie niezwykle charakterystycznym punktem miasta.
— Myślisz, że będą robić problemy? Przyzwyczaiłem się już trochę do pokojowego przejmowania wszystkich lokacji. I szczerze mówiąc podoba mi się całe to nasze "wy nie wchodzicie nam w drogę, a my pomożemy wam w przypadku kłopotów" — podrapał się po nosie, chwilowo darując sobie obserwacje lokacji. Zamiast tego skupił wzrok na Lark, śmiejąc się krótko w odpowiedzi na jej słowa.
— Już nie udawaj, że migasz się od wysiłku fizycznego. Może bym ci nie uwierzył, gdyby nie to — podniósł koszulkę do góry, pokazując palcem trzy siniaki w okolicach i bioder, które zarobił podczas ich ostatniego treningu. Zaraz przewrócił oczami i opuścił ją z powrotem, opierając wygodnie kij o ramię — nie przejmuj się, Lark. Jeśli ktokolwiek wyjdzie przed szereg, szybko przywrócę go do porządku.
Wierny pies zawsze na posterunku.
[ Przejmowanie terenu 4/15 ]
garnitur oraz spodnie garniturowe w kolorze atramentowego granatu (wyprasowane, ale wyglądają nieco zmatowiale, jakby miały już za sobą najlepsze czasy) + biała koszula (z zapiętym kołnierzykiem) + ciemnoniebieski krawat ze złotymi wyszywkami (stan podobny do garnituru) + ciemne buty z ekoskóry przetarte na czubku + włosy przefarbowane za pomocą sprayu na czarny kolor (nietrwałe! duża ilość wody bez problemu spłukuje), do tego w nietypowy dla niego sposób przygładzone żelem + soczewki kontaktowe "barwiące" oczy na ciemno brązowy kolor + realistycznie zrobiona krótka blizna nad górną wargą + nieco mniej blada skóra niż przeważnie (górą samoopalacze) + ciemnobrązowa teczka
Zastanawiał się, czy odrobinę nie przesadził z dzisiejszym wyglądem, ale jakieś rozpoznanie hotelu dobrze byłoby zrobić, a zarówno Nathan jak i Jordan prawdopodobnie urwaliby mu łeb, gdyby dał się w jakikolwiek sposób powiązać z klubem. Rzecz jasna, jeśli wszystko pójdzie gładko, to i tak nie będzie musiał się niczym martwić, ale istniała szansa, że cała akcja skończy się niezbyt przyzwoicie.
Zerknął na telefon, sprawdzając ewentualne wiadomości i ruszył raźno w stronę hotelu, mijając po drodze z pełną obojętnością Lark i Słowika. Jedynie na krótką chwilę jego oczy zatrzymały się na ich sylwetkach, jakby był zwykłym przechodniem, który minimalnie zainteresował się otoczeniem wokół.
Oczywiście, że go rozpoznają, bez przesady. To obcy mieli mieć problem z podaniem jego rysopisu, a nie gang, do którego przynależał, poza tym jego zdolności charakteryzatorskie definitywnie miały swoje ograniczenia.
Nie zdecydował się nawet na minimalne skinięcie głową, zamiast tego ponownie koncentrując wzrok na drzwiach wejściowych. Przeszedł przez nie spokojnie i z uśmiechem ruszył w stronę recepcji.
– Dzień Dobry, słyszałem, że szukają państwo pracowników na recepcję na nocne dyżury. – Zaczął, stając sztywno przed biurkiem, prawie jak na baczność. – Czy oferta nadal jest aktualna i mógłbym złożyć swoje CV?
Wbił oczy przepełnione nadzieją w kobietę, która definitywnie nie miała najmniejszego pojęcia, o co mu chodzi i podjęła mu próbę wytłumaczenia tej kwestii. W miarę jak kontynuowała, nadzieja zmieniała się w prawie szczeniącą rozpacz, a Hotaru pochylił głowę zarówno z powodu przygnębienia jak i rozczarowania.
– Chyba niespecjalnie powinienem w takim razie mówić, co ludzie mówią w okolicy. Jeszcze... nie przywykłem do Riverdale – Umknął spojrzeniem przez recepcjonistką, przy okazji rozglądając się dyskretnie po budynku. – Jest pani pewna, że może w takim razie jakiekolwiek inne stanowisko nie jest wolne? Może pański szef... albo szefowa, przepraszam, nie jestem pewien, jednak kogoś szuka?
Oto i on. Świeży narybek miasta, niby mający młode lata za sobą, a jednak taki naiwny. No, pytanie tylko, czy jego zdolności aktorskie tutaj wystarczą i nie wzbudzi jakiś podejrzeń, a po drugie, czy w ogóle dowie się czegoś pożytecznego. Na dłuższą metę pewnie i tak jeszcze chwilę potrwa, zanim lisy się zbiorą i zaczną wzbudzać podejrzenia, a telefon cały czas miał w pogotowiu.
Chociaż równie dobrze mógł być zaraz wyproszony przez ochronę, ale teoretycznie to też miałoby swoje plusy.
ubiór + czarna maseczka materiałowa
[ Przejmowanie terenu 5/15 ]
[ Przejmowanie terenu 5/15 ]
Przejęcie hotelu? Pomysł brzmiał nieźle, szkoda tylko, że tym razem nikt nie znał właściciela. No ale czy to mogłoby powstrzymać Lisy? Byłoby miło, gdyby właściciel na start nie poszczuł na nich ochroniarzy i dał najpierw dojść do słowa.
— UWAŻAJ JAK JEŹDZISZ, KRETYNIE!
Ups.
Jeżdżenie na desce po nieco zatłoczonym chodniku miało kilka minusów i właśnie jeden z nich rzucał w stronę Rao niewyszukaną wiązkę obelg z niemałym zapałem. Dobrze, że dwa te ponad dwa metry wściekłości nie postanowiły rzucić się za nim w pościg, aby zmusić do odkupienia kawy, którą wylał, gdy ciemnowłosy przez przypadek doprowadził do małej kolizji. Gdyby nie sprawy gangu, mógłby zastanowić się nad zostaniem i odkupieniem picia, jednak myśl o przejęciu kolejnego terenu sprawiła, że odjechał nim nieznajomy mógłby spróbować go zatrzymać.
Być może powinien poświęcić nieco więcej czasu na trening z deską przed wybraniem jej jako swój idealny środek transportu, ale hej, jak inaczej miałby się uczyć praktycznego wymijania ludzi?
... i zatrzymywania się na czas.
— O cholera — syknął, jak tylko uświadomił sobie, że za bardzo się rozpędził, pędząc wprost na Słowika. Zdecydowanie musiał dopisać patrzenie wokół do listy "rzeczy, których nie należy robić podczas jazdy". Gdyby tak udało mu się zauważyć lisy odrobinę wcześniej, miałby jakąś szansę uratowania siebie i Słowika...
— Aaaaa, uważaj! — zdążył krzyknąć chwilę przed zderzeniem się z Kanadyjczykiem. Deska z trzaskiem uderzyła o ziemię razem ze swoim właścicielem, który również nie uniknął mało przyjemnego obicia się o bruk.
— O jeny — jęknął, łapiąc jedną ręką za głową i podnosząc się do siadu. — Wybaczcie, zapomniałem, że deska sama z siebie nie hamuje. Powinna mieć wbudowany hamulec awaryjny.
[ Przejmowanie terenu 6/15 ]
Treningi Lark mające na celu wzmożenie jego czujności bez wątpienia nie były wprowadzane po nic. To nie sprawiało jednak, że Słowik był nadczłowiekiem. Jego wstępne wyluzowanie i zauważenie zbliżającego się w ich stronę obiektu, z pewnością wzbudziło jednak nie tylko jego podejrzenie, ale i kobiety. W końcu mieszkańcy Riverdale mieli obecnie całą masę kreatywnych pomysłów na strzelenie ci w łeb. Ten, który uwzględniał zrobienie tego z deski, wcale nie byłby głupi. Szybka akcja i szybka ucieczka.
Tylko, że wtedy z pewnością nie krzyczałby ostrzeżeń.
Widząc jak chłopak leci w stronę ziemi wyciągnął wolną rękę w jego stronę, by go złapać, ale było już nieco za późno. Deska wjechała mu boleśnie w kostki, bez wątpienia zostawiając na nich pamiątkę na następnych kilka dni. Czy to jednak znaczyło, że okazał jakkolwiek swoje zadowolenie? W życiu.
— Kurwa mać — nie powstrzymał jednak cichego syku bólu, w końcu wjazd w piszczele nigdy nie był przyjemny. Wyciągnięta ręka przesunęła się mocniej w jego stronę, gdy czarnowłosy wyraźnie zaproponował mu pomoc we wstaniu.
— Nic ci nie jest? Chyba przydałyby ci się ochraniacze — w końcu każdy kiedyś zaczynał. Gorzej jeśli chłopak jeździł tak już od dłuższego czasu, uznając innych ludzi za hamulce.
[ Przejmowanie terenu 7/15 ]
Boleśnie odczuł skutki swojego rozkojarzenia. Zdarta skóra na rękach i nogach nie zdążyła się nawet porządnie zagoić po wcześniejszych upadkach, które zafundował sobie parę dni temu. Złapał za wyciągniętą dłoń Słowika, przyjmując jego pomoc we wstaniu.
— Dzięki — odparł, podnosząc się.
Zerknął na Lark. Dobrze, że chociaż ona nie ucierpiała w tym całym starciu. Kto wie jak skończyłoby się wpadnięcie z impetem na dziewczynę? Z pewnością nie wyrzuciłaby za coś takiego z gangu, ale zawsze mogłaby wymyślić jakąś okrutną i zawiłą karę…
— Nieee, nic mi nie jest, a przynajmniej nie więcej niż zazwyczaj. Mocno oberwałeś? — Spojrzał niepewnie na nogi chłopaka, jakby spodziewał się, że ten zaraz zacznie kuleć w wyniku zderzenia się z deską. — W domu mam świetną maść na siniaki, mogę ci ją dać, gdybyś potrzebował… — W końcu to właśnie przez niego Słowik był mógł wyglądać prawie jak ofiara przemocy domowej. Albo jakiekolwiek innej. — Ochraniacze zostawiłem w domu. Myślałem, że mi się nie przydadzą na mieście — powiedział, uśmiechając się jak dziecko, które nabroiło mimo wielu ostrzeżeń dorosłych.
Dobrze, że większość lisów nie była świadkiem jego jakże efektownego dołączenia do spotkania. Ale…
— Ktoś się jeszcze zapowiedział? Mamy jakiś plan czy wchodzimy do środka i improwizujemy? Oby tylko właściciel chciał pokojowo dość do porozumienia, bo co najwyżej będę mógł go ogłuszyć za pomocą deski…
[ Przejmowanie terenu 8/15 ]
Świeży narybek.
Dlaczego ze wszystkich możliwych fraz, w głowie tkwiła mu ta najbardziej idiotyczna? Nie mógł się jednak powstrzymać przed wykrzywieniem twarzy w grymasie, gdy myślał o fakcie, że właśnie szedł pomiędzy ludzi wśród których nie znał absolutnie nikogo. Czy był przerażony? Nie.
Raczej nie wiedział czego się spodziewać.
Dołączanie do gangu na ślepo było prawdopodobnie jedną z najdurniejszym decyzji w jego życiu. Dlaczego więc ją podjął? Bardzo dobre pytanie. Być może ze względu na grającą z tyłu jego głowy paranoję. Tę, która wmawiała mu, że prędzej czy później go znajdą. Ktoś zapłaci za niego sumę na tyle dużą, by dali się zamknąć w tym pojebanym mieście. Ewentualnie zafundują mu przepustkę, dzięki której wjedzie i wyjedzie.
Wszystkie te myśli zniknęły bez śladu, gdy znalazł się na miejscu i stanął przed resztą grupy. Pusty wzrok, jak zwykle całkowicie wyprany z emocji tylko potęgował całe to niezręczne uczucie, które towarzyszyło ludziom w jego towarzystwie. Przywitał się z nimi skinięciem głową, póki co nie ładując się w żadne rozmowy. I tak preferował robienie za słuchacza niż rozmówcę.
[ Przejmowanie terenu 9/15 ]
ubiór + czarna maseczka materiałowa
Najpierw słyszysz jego mordę z promienia 10 kilometrów. Jeśli jesteś lisem, to prawdopodobnie go już kojarzysz. Jeśli nim nie jesteś... pewnie też go kojarzysz. Najpierw widzisz jego blond czuprynę falującą na wietrze, a potem resztę jego osoby. Niskie, szybkie coś zbliża się w zawrotnym tempie, a potem ledwie hamuje, aby...
– O BOŻE, CZEŚĆ WAM, NAWETNIEWIECIEJAKTĘSKNIŁEM! – druga część zdania jest przez niego wypluwana w takim tempie, że Eminem by mu pozazdrościł – Jaki jest plan, co robimy? Mam komuś pokazać język? CHCĘ TROCHĘ ICH ZMUSIĆ DO RUCHU.
O kurwa, pewnie teraz ci przeszło przez myśl.
Widać było po Bazyliszku, że nie może wystać, a o szepcie to nawet nie było mowy. Chciał już działać, nawet jeśliby miało to oznaczać, że ma spierdzielać.
– O, o, o, o! Bo ja nawet mam pomysł! Jak trzeba będzie, to odwrócę uwagę ochrony, ale najpierw bym powiedział tak: Wy wiecie i my wiem, że policja tu nie działa. Jak przyjdzie co do czego, to ochroniarze się nie zdadzą. A my lubimy pomagać ludziom. Możemy tutaj przybiec jak superbohaterowie, gdy jakieś walnięte fajfusy z Voyagers tu wbiją. Genialne, nie? Prawda Lark, prawda? – O boże, jaki przypał.
[ Przejmowanie terenu 10/15 ]
Słuchała Słowika w milczeniu, dobrze wykonywał robotę i to w nim ceniła. Wiedziała, że może zostawić mu jakiekolwiek zadanie, a ten da z siebie wszystko. - Ludzka natura jest prosta. Nie masz z tego zysku, nie ryzykujesz zdrowia. Szczególnie teraz gdy na ulicy można skończyć naprawdę źle tylko dlatego, że ktoś miał zły dzień i postanowił sprawić by twój będzie jeszcze gorszy. - Westchnęła ciężko, taka była prawda. Dlatego też nigdy nie stawiała rozwiązania siłowego na pierwszym miejscu. Mogli ponieść zbyt duże straty już na samym początku akcji. Byli Lisami, kombinowali. Lis dba o swoich. - Mam nadzieje, że nie. Też lubię te podejście. Jak już mam nadstawiać karku to tłukąc się z tymi, którym się należy, a nie "cywilami". Znacznie więcej idzie osiągnąć współpracując w większym bądź mniejszym stopniu. No i mamy dobre zaplecze by tak działać. - Wyciągnęła telefon wystukując wiadomość i chowając go z powrotem do kieszeni, trzymając cały czas na nim rękę. - Teraz gdy się rozrastamy będzie łatwiej na naszym podwórku. Tylko cóż. Pojawią się nowe zagrożenia. Chcę oszczędzać siły głównie na to.
Uśmiechnęła się pod nosem patrząc jak Słowik unosi koszulkę pokazując siniaki na ciele. No cóż! - Oj wiesz, że mówię o obowiązkach. To - wskazała gestem na ślady po treningu -...robię z zamiłowania i hobby. - Zaśmiała się krótko, bo były tu też poruszane poważniejsze sprawy. Szczerze mówiąc była spokojniejsza mając Słowika "za plecami". Ot, wiedziała, że jakby coś miało pójść nie tak, to zawsze miała na kogo liczyć. - Dzięki, wiem że mogę na Ciebie liczyć. Poza tym lubię taką swobodę i też nie dam się tak łatwo wygryźć. Jak już będę schodzić z piedestału to tylko na własnych warunkach. Swoją drogą ostatnio pojawiło się trochę ludzi, jakieś spostrzeżenia, uwagi? - Zagadała nim jej uwagę przyciągnął na chwilę Gambler(?).
Tak. Definitywnie on. Przekrzywiła lekko głowę wpatrując się w jego plecy, ten człowiek był dla niej lekką zagadką. Chociaż chyba można to powiedzieć o większości lisów. Widząc jak wygląda mogła zrozumieć dlaczego wolał uniknąć zraszaczów. Klient nasz pan. Miał jeszcze chwilę.
Charakterystyczny szum pędzącej deski i nagłe ostrzeżenie sprawiło, że drgnęła niebezpiecznie. Nie miała za bardzo jak zareagować, by uniknąć "ofiar" tej całej sytuacji. Uderzenie deski nie mogło być przyjemne i Lark wręcz odczuła to na własnej nodze mimo, że to nie ona oberwała ot, takie wyobrażenie. Wyjrzała za Słowika patrząc na ich żywy pocisk na ziemi. Czy on przyjechał na "akcję" nie umiejąc jeździć na desce? Welp to był dobry środek transportu w mieście, pod warunkiem, że nie zginie się na pierwszym "z górki". Pokręciła lekko głową.
- W tym mieście możesz zginąć na naprawdę wiele dziwnych sposobów, więc proszę, ogranicz próby samobójcze do minimum. - Rzuciła cicho, zerkając jeszcze kątem oka na Słowika. - A jak twoja noga? - Rao w końcu już zameldował swój stan. Nie chciała by to skończyło się jakimś pęknięciem czy coś... Jakby mieli się "eliminować" sami, bez konkretnego zagrożenia to byłoby głupio.
Pojawiały się kolejne Liski. Zacnie. Szczególnie, że to były kolejne nowe twarze. Odpowiedziała na skinienie głową podobnym gestem i jej uwagę na zbliżającego się Bazyliszka, który to ani nie zamierzał być cicho, ani ... no po prostu chyba był sobą. Kiedy się przywitał i skończył o zmuszaniu do ruchu, Lark wyciągnęła rękę by gestem go uciszyć. Jeśli to nie zadziała to dostanie ostrzegawczego lepa w potylicę. - Po pierwsze. Ciężko będzie Ci pokazać komuś język w masce. To mija się z celem. Po drugie. Ciszej. - Całe Chiny nie musiały wiedzieć o tym co tu robią. Tak przyszłościowo. - Dobrze kombinujesz. Tylko zabawa z ochroniarzami, może nie wyjść ci na zdrowie. Nigdy nie wiesz czy Ciebie nie złapią. Druga sprawa. Nie jesteśmy superbohaterami. - Uśmiechnęła się pod maską. "Superbohater" brzmiał świetnie, ale naprawdę nie sprawdzał się w tym miejscu. Skoro jednak bawimy się w porównania. - Jesteś Lisem i twoja kita jest dla Ciebie najważniejsza. Co do reszty planu czekam na odzew naszego "przyjaciela", jeśli się uda. Wejdziemy na spokojnie do środka nie przejmując się ochroniarzami. No i jeszcze wolę uniknąć awantury, szczególnie jak mamy człowieka w środku.
Uśmiechnęła się pod nosem patrząc jak Słowik unosi koszulkę pokazując siniaki na ciele. No cóż! - Oj wiesz, że mówię o obowiązkach. To - wskazała gestem na ślady po treningu -...robię z zamiłowania i hobby. - Zaśmiała się krótko, bo były tu też poruszane poważniejsze sprawy. Szczerze mówiąc była spokojniejsza mając Słowika "za plecami". Ot, wiedziała, że jakby coś miało pójść nie tak, to zawsze miała na kogo liczyć. - Dzięki, wiem że mogę na Ciebie liczyć. Poza tym lubię taką swobodę i też nie dam się tak łatwo wygryźć. Jak już będę schodzić z piedestału to tylko na własnych warunkach. Swoją drogą ostatnio pojawiło się trochę ludzi, jakieś spostrzeżenia, uwagi? - Zagadała nim jej uwagę przyciągnął na chwilę Gambler(?).
Tak. Definitywnie on. Przekrzywiła lekko głowę wpatrując się w jego plecy, ten człowiek był dla niej lekką zagadką. Chociaż chyba można to powiedzieć o większości lisów. Widząc jak wygląda mogła zrozumieć dlaczego wolał uniknąć zraszaczów. Klient nasz pan. Miał jeszcze chwilę.
Charakterystyczny szum pędzącej deski i nagłe ostrzeżenie sprawiło, że drgnęła niebezpiecznie. Nie miała za bardzo jak zareagować, by uniknąć "ofiar" tej całej sytuacji. Uderzenie deski nie mogło być przyjemne i Lark wręcz odczuła to na własnej nodze mimo, że to nie ona oberwała ot, takie wyobrażenie. Wyjrzała za Słowika patrząc na ich żywy pocisk na ziemi. Czy on przyjechał na "akcję" nie umiejąc jeździć na desce? Welp to był dobry środek transportu w mieście, pod warunkiem, że nie zginie się na pierwszym "z górki". Pokręciła lekko głową.
- W tym mieście możesz zginąć na naprawdę wiele dziwnych sposobów, więc proszę, ogranicz próby samobójcze do minimum. - Rzuciła cicho, zerkając jeszcze kątem oka na Słowika. - A jak twoja noga? - Rao w końcu już zameldował swój stan. Nie chciała by to skończyło się jakimś pęknięciem czy coś... Jakby mieli się "eliminować" sami, bez konkretnego zagrożenia to byłoby głupio.
Pojawiały się kolejne Liski. Zacnie. Szczególnie, że to były kolejne nowe twarze. Odpowiedziała na skinienie głową podobnym gestem i jej uwagę na zbliżającego się Bazyliszka, który to ani nie zamierzał być cicho, ani ... no po prostu chyba był sobą. Kiedy się przywitał i skończył o zmuszaniu do ruchu, Lark wyciągnęła rękę by gestem go uciszyć. Jeśli to nie zadziała to dostanie ostrzegawczego lepa w potylicę. - Po pierwsze. Ciężko będzie Ci pokazać komuś język w masce. To mija się z celem. Po drugie. Ciszej. - Całe Chiny nie musiały wiedzieć o tym co tu robią. Tak przyszłościowo. - Dobrze kombinujesz. Tylko zabawa z ochroniarzami, może nie wyjść ci na zdrowie. Nigdy nie wiesz czy Ciebie nie złapią. Druga sprawa. Nie jesteśmy superbohaterami. - Uśmiechnęła się pod maską. "Superbohater" brzmiał świetnie, ale naprawdę nie sprawdzał się w tym miejscu. Skoro jednak bawimy się w porównania. - Jesteś Lisem i twoja kita jest dla Ciebie najważniejsza. Co do reszty planu czekam na odzew naszego "przyjaciela", jeśli się uda. Wejdziemy na spokojnie do środka nie przejmując się ochroniarzami. No i jeszcze wolę uniknąć awantury, szczególnie jak mamy człowieka w środku.
[ Przejmowanie terenu 11/15 ]
Szanowny pan Gołąb zamierzał znowu pojawić się na imprezie Lisków. Ogólnie to pojawił się spóźniony bo się zgubił. Nie wiedział gdzie jest ten hotel więc z dobre 30 minut krążył bezsensownie wyjąc do samego siebie i tak oto zawędrował tam gdzie trzeba. Gdy zobaczył grupę, zaczął iść do nich zbyt spiesznie co mogło dziwnie wyglądać. Maska Gołębia powinna odświeżyć niektórym pamięć, być może z Klubu gdzie dostawał opierdol od Lark.
- Siema. - Powiedział głośno, do wszystkich. Niektórych nie kojarzył, innych tak i w sumie to... zatrzymał się obok Lark, patrząc na nią najdłużej.
- Jaki jest plan? - Wypalił do niej, bo przecież całe tłumaczenie o ile było to go ominęło. Zmierzwił sobie włosy i zerknął na Słowika.
- Tylko mnie nie dotykaj. - Rzekł całkiem poważnie, stając za Lark by się przed nim schować. Typ był nieprzyjemny i patrzył na Mihaela wrogo, a przecież to takie złote dziecko było. Potem zerknął na pozostałych, a jego wzrok był przyjazny. Chyba brakowało mu ludzi.
Mihael chyba nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo niebezpieczne mogły być takie wypady, ale nie chciał zawieść. Należał do tej grupy i budziła ona w nim swego rodzaju obowiązek. Chociaż chciał powiedzieć coś jeszcze, to się zamknął i czekał w ciszy na polecenia. Smuteczek wdarł się na jego twarz, ale tego nikt zobaczyć nie mógł. Zerknął na swoje ubłocone buty i nieco brudny, czarny dres. Ściągał kaptur z łba, który deformował mu Gołębia i czekał, oddychając ociężale tuż przy uchu Lark.
[ Przejmowanie terenu 12/15 ]
Po chwili wahania recepcjonistka postanowiła zadzwonić do szefa z pytaniem, czy ma może wolną chwilę. Hotaru z miejsca zasypał ją podziękowaniami, w duchu mając nadzieję, że właściciel tego miejsca będzie dzisiaj w odpowiednim nastroju. Za chwilę grupa za oknem zacznie przyciągać sporo niepożądanej uwagi, a wtedy może być mu ciężko cokolwiek ugrać.
Przy okazji rozejrzał się uważniej po wnętrzu, nie zatrzymując jednak oka na niczym szczególnym. Tylko obraz wydawał się wzbudzić w nim jakieś zainteresowanie, a przynajmniej z boku tak to mogło wyglądać. W praktyce usilnie próbował powstrzymać się od drapania, bo garnitur niby dobrze leżał, a w praktyce był wybitnie niewygodny. Chociaż prędzej to po prostu on przyzwyczaił się do lepszej jakości, ale czego się nie robiło dla zadania.
Jedna kamera w rogu, ale za to łapiąca niemalże cały korytarz. Na widoku jeden ochroniarz, ale dał sobie rękę uciąć, że w praktyce było ich więcej, pomijając fakt, że gdzieś zapewne był jeszcze ich pokój wraz z centrum monitoringu.
– W porządku, szef znajdzie dla pana chwilę. Proszę za mną– Recepcjonistka wybiła go z rozmyślań, chwyciła jego CV i ruszyła przed siebie.
Biuro znajdywało się na parterze, więc nie miał czasu na wysłanie smsa, ale liczył, że Foxes nie będzie spieszyło się jakoś wybitnie mocno do demolowania budynku. Zresztą Lark nie wyglądała na taką, co specjalnie pchałaby się w załatwianie wszystkiego siłą, ale czasem ludzie potrafili zaskoczyć.
Wchodząc do pomieszczenia od razu zauważył pedantyczny porządek. Skupił wzrok na postaci siedzącej za drewnianym biurkiem, jednocześnie pozwalając, by zakłopotany uśmiech wykrzywił mu wargi. Recepcjonistka wręczyła jego CV swojemu szefowi, uśmiechnęła się do niego i wyszła, a on tymczasem stał przez chwilę jak kołek, grając dalej rolę nieco naiwnego nowoprzybyłego.
Jednak coś czuł, że szybko tę maskę zrzuci.
– Ponoć szuka pan pracy, panie Katō? – Mężczyzna zerknął na trzymaną kartkę papieru , a następnie przyjrzał mu się uważnie.
Hotaru mógł z miejsca wyczuć, że właścicielowi coś w nim nie gra. Niespecjalnie go to dziwiło, w końcu Riverdale wyostrzało instynkty, a prowadzenie hotelu w takim mieście z pewnością rządziło się swoimi zasadami. W związku z tym stawiał na to, że metoda zastraszania na pewno tutaj nie zadziała. Podlizywanie się też nie. Za to być może wystarczą konkrety.
– Mógłbym odpowiedzieć, że tak i tym samym marnować czas zarówno swój, jak i pański, ale osobiście wolę od razu przejść do sedna sprawy. – Lis usiadł swobodnie na krześle naprzeciwko biurka. – Mam już pracę, z której jestem całkiem zadowolony. Polega ona na rozwiązywaniu wszelakich problemów innych osób.
– I mam rozumieć, że to ja jestem tym problemem? – Brwi mężczyzny podniosły się. – Dlatego pod hotelem zbiera mi się zgraja ludzi w maskach?
Czyli kamery na zewnątrz też mają. Ewentualnie sprawny system przekazywania informacji.
– Oczywiście, że nie. Zresztą gdyby podejrzewał pan, że ta banda z miejsca chce tutaj wtargnąć, to nie pozwoliłby pan tutaj wejść, prawda? – Blondyn swobodnie gestykulował w czasie rozmowy. – Cała kwestia polega na tym, że ja, a właściwie my, bo nie ma co tego ukrywać, nie chcemy, żeby pan miał jakiekolwiek problemy w przyszłości.
– Mhm. Domyślasz się raczej, ile już takich rozmów odbywałem odkąd to miasto stanęło na głowie? – Mina właściciela nie zwiastowała łatwego starcia, ale dalej nie wyglądał, jakby zamierzał go stąd wykopać. – Niejeden gang upatrzył sobie to miejsce i bawił się w groźby. Nie jestem zainteresowany kolejną powtórką z rozgrywki.
– Nie zamierzam panu w żaden sposób grozić. Straty w ludziach nie wyjdą na dobre ani panu, ani nam. Chcę zaoferować współpracę, a nie przywłaszczenie sobie wszystkiego i wykopania pana na bruk. Takie postępowanie jedynie przysparza wrogów. – Przerwał na chwilę i postukał paznokciami w drewno. – Hotel pewnie regularnie zmaga się z różnymi zamieszkami. Pomagacie ludziom, część z nich zapewne przyciąga ze sobą kłopoty, a do tego macie spore zaopatrzenie. Nie wątpię w zdolności pańskich ochroniarzy, ale znacznie lepiej byłoby, gdyby części tych ataków po prostu nie było. Dodatkowo dorzucamy ochronę od cyberprzestępczości i zniżkę na nasze usługi specjalistyczne, zapewne udałoby nam się też załatwić dodatkowych klientów.
– Przestań mi mówić na pan. Jestem James. I dalej nie usłyszałem co wy chcecie ode mnie – rzucił właściciel z pewnym przekąsem w głosie. – I co zrobicie, jeśli się nie zgodzę.
– Nie zamierzamy dewastować ci hotelu, jeśli o to ci chodzi – Odrobina blefu nigdy nie zaszkodzi. – Po prostu z czasem więcej stracisz na braku współpracy z nami, niż zyskasz. My chcemy głównie lekkiego przemeblowania. Myślę, że nuta pomarańczowych akcentów pozytywnie wpłynęłaby na wystrój hotelu. Do tego możliwość zaklepania kilku pokoi tylko dla nas i pewien procent od przychodów, który teraz zapewne i tak wydajesz na naprawy i ochronę. Natomiast w celu uzyskania większych szczegółów i dobicia targu musiałbym już tutaj kogoś zaprosić. Jak to się panu widzi?
Właściciel przez chwilę milczał, najwyraźniej trawiąc przedstawione informacje.
– Przynajmniej nie zaczynacie od rozwalania mi hotelu – powiedział James z nieco cierpiętniczym wyrazem twarzy. – Możesz zaprosić tutaj jedną dodatkową osobę i zobaczymy. Może się zgodzę, a może nie, najpierw chcę usłyszeć szczegóły. Ile pokoi, na jakich zasadach, jaki procent
Hotaru uśmiechnął się i wyciągnął telefon, by wystukać szybkiego smsa. Na razie zapowiadało się to całkiem obiecująco.
| Rzut kostką na przekonywanie do negocjacji
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach