▲▼
Trochę długo zbierała się do tej ostatniej akcji w tym dystrykcie. Ot po prostu zawsze coś jej wypadało. Wyglądało na to, że i tak nie musiała się za bardzo śpieszyć. Wszyscy w okolicy już wiedzieli kto rządzi na tych terenach. To wszystko co miało się wydarzyć w tym miejscu przyjmowało bardziej charakter symboliczny. Zapewne pomęczy trochę ich uroczego trolla by zmusić ją do jakiejś roboty w dniu dzisiejszym. Ulice były pełne telewizorów, telebimów czy też bilbordów, które wyświetlały przeróżne reklamy. W dniu dzisiejszym ulice rozświetlą się przez pomarańczowe kity.
Jednak zanim do tego dojdzie, to musieli się zebrać. Jakkolwiek. Lark czekała przy jednym ze skrzyżowań. Tak jak mówiła, jakoś nie szczególnie jej się śpieszyło z tym wszystkim, dlatego też leniwie wystukiwała znaki na telefonie, by dać znak żeby ludzie w końcu ruszyli tu swoje dupska. Poprawiła jeszcze tylko swoją wilcza maskę i cóż. Czekała.
Kto mógłby pojawić się na miejscu jako drugi, jeśli nie Słowik?
Lark nie musiała czekać zbyt długo, by wyłonił się z jednej z bocznych uliczek, machając wesoło kijem baseballowym. Na twarzy miał nic innego jak czarną lisią maskę z wyjątkowo wysokimi uszami i wpiętą pośrodku we włosy małą, złotą koroną.
— Będziesz dziś rzucać przemową o tym jak cały dystrykt oficjalnie należy do nas? — zapytał, szczerząc te swoje zębiska w uśmiechu. I choć nigdy wcześniej nie mieszał Axela w podobne wydarzenia, tym razem pojawił się tuż za nim, rozglądając beznamiętnie wokół.
— Nie mogłem pozwolić, by przegapił tę pamiętną chwilę — wytłumaczył, zaraz stając obok niego. Blondyn w przeciwieństwie do Lisów nie chował nijak swojej twarzy i najwyraźniej wcale go to nie ruszało. Przywitał się z Lark jedynie prostym uniesieniem dłoni, nim wyciągnął z kieszeni papierosy, od razu odpalając jednego z nich.
— Kto by pomyślał, że wybierzecie sobie na zastępcę takiego gówniarza — rzucił mimochodem, patrząc pokrótce na Słowika, nim odszedł pod ścianę, opierając się o nią plecami. Rudy przewrócił jedynie oczami w odpowiedzi i rzucił mu jeszcze swojego baseballa, zaraz przechodząc bliżej Lark.
— Szykujemy się na jakąś bójkę czy raczej zapowiada się spokojnie? Mieszkańcy są chyba całkiem zadowoleni z naszych rządów. Patrz, założyłem nawet koronę — ponownie odsłonił zęby w równym uśmiechu, zniżając nieco łeb, by ułatwić jej dojrzenie swojego dodatku — dla ciebie też mam.
Sięgnął do kieszeni, zaraz wyciągając z niej spinkę z przyklejoną do niej dziesięciocentymetrową koroną, którą wpiął dziewczynie we włosy. Dopiero wtedy podparł biodra z zadowoleniem, nawet na chwilę nie tracąc dobrego humoru. Na prychnięcie Axela uniósł tylko środkowy palec do góry. Był przekonany o tym, że wyglądają zajebiście i tego zamierzał się trzymać.
Ciężko było u niej ostatnio z wycieczkowaniem z innymi Lisami. A bo coś jej wypadło, a bo była w pracy, a bo coś jej się stało. Dziwiła się, że jeszcze w ogóle nikt jej nie wykopał z tego gangu. No i, co gorsza, Hailey było faktycznie szkoda tego, że ominęło ją aż tyle zabawy. Strasznie smutno, okropnie smutno.
Ale teraz dotarła! Co więcej, ciężko było nie poznać jej bandy (chociaż jak na razie wydawało się, że zebrane grono było całkiem skromne), widząc z pobocznej uliczki profile zwierzęcych masek. No to pora było tylko ich okrążyć i się przywitać. Musiała tylko dopić paskudną bezcukrową oranżadkę.
- Dzień dobry, jak dzisiaj humory dopisują? - zaświergotała za plecami swoich uroczych przełożonych, by zaraz zaprezentować im się w całej okazałości. Nie tylko zasuwała w samym płaszczyku i białych rajtkach, obuta w białe podróby Doc Martensów, ale i jej twarz zdobiła równie niepasująca do edgy imidżu jej towarzyszy soft dziewczynkowa maska. Bo była taka malutka i miała małe rączki. W dodatku w blond wigu z księżniczkowymi falami. - Fajne włosy - rzuciła jeszcze w kierunku Słowika i przygryzła dolną wargę, obejmując swoje policzki nadwyraz luźno, kciukiem i palcem wskazującym.
Dotarcie w wyznaczone miejsce poszło o wiele prościej niż zakładał z góry. Tym razem los mu sprzyjał i w postaci pogody - dzięki której bezsenność nie dręczyła go; oraz możliwości przemieszczenia się, tak, by bez problemu trafić w wyznaczone miejsce spotkania. Krawężniki nie wydawały się być nawet na tyle groźne, by chciały mu pozwolić przywitać się z asfaltem.
- Nieźle, dzisiaj jest całkiem przyjemnie - skomentował na dzień dobry, dołączając już do grupy. - I cześć w ogóle.
Jego spojrzenie przekierowało się ku obecnym. Poprawił bluzę stroju, która zaczęła się mu lekko zsuwać z ramion.
- No nie. Prawie przegapiłbym ustanowienie koronowania. Ale muszę przyznać, że wszyscy są albo dostojni, albo uroczy - powiedział, gdy zapoznał się z obecną sytuacją. Jego oczy przekierowały się na Lark. - Swoją drogą, ciekawy wybór - na zakrytej w połowie twarzy pojawił się lekki uśmiech. - Zamierzacie udokumentować tę chwilę? - spytał, wkładając dłonie do kieszeni górnego ubrania.
Słowik rozpromienił się na widok Hailey, nawet jeśli jego maska dość mocno utrudniała przekazanie wszystkich emocji bez wyglądania przy tym jak creep.
— Ale. Świetnie. Wyglądasz — powitał ją na dzień dobry, skacząc wzrokiem po wszystkich elementach jej stroju, które zdecydowanie zasługiwały na uznanie. O takie właśnie Lisy walczyli na każdym kroku.
"Fajne włosy."
Skopiował jej ruch w odpowiedzi, zaraz parskając śmiechem.
— Mam naprawdę zajebistą fryzjerkę. Mogę ci polecić. Swoją drogą wyrwałem na nie tego ponuraka pod ścianą — wskazał dłonią na Axela, który przewrócił jedynie oczami i zwrócił głowę w przeciwnym kierunku.
— Shane! — zamachał przyjacielowi na powitanie, zaraz podziwiając jego dzisiejszy outfit.
— Rany, czemu nikt mi nie powiedział, że dziś uderzamy w super stylówki. A ja taki nieuczesany.
— Szykował się przez ponad godzinę.
— Ja... nie... MOŻE? — obruszył się z wyraźnym oburzeniem, zakładając ręce na klatce piersiowej. No i się obraził. A przynajmniej tak to wyglądało, nawet wtedy gdy podszedł do Axela i oparł się o ścianę obok niego. Nic dziwnego, że złotooki zerknął na niego z wyraźnym politowaniem.
— Obraziłeś się?
— Nie.
Krótkie prychnięcie ze strony blondyna mówiło samo za siebie. Podniósł rękę i podrapał rudego krótko po karku, zaraz oddając mu swojego papierosa. Momentalnie się ożywił, zaciągając krótko, podczas gdy Hayes zwrócił się w stronę Lisów.
— Ostrzegam, kiepski ze mnie fotograf.
— Hej, w sumie jakiś live stream byłby całkiem cool pomysłem! Gdyby tak kręcić wszystko z ręki i od razu puszczać na twitchu. I youtubie — wypuścił dym spomiędzy warg, zaraz oddając mu fajka do rąk, skupiając swoją uwagę na Lark.
Zetknęła ze sobą palce wskazujące na poziomie ust. Sławny gest zawstydzonej chińskobajkowej dziewczynki, jak na brudnego weaboo przystało.
- T-ty też wyglądasz cudacznie- znaczy, cudownie! S-senpai - zacisnęła na sam koniec wargi, ostatecznie i tak parskając okropnym, zupełnie niepasującym do jej poprzedniej kwestii rechotem. Nie mogła, po prostu nie mogła się powstrzymać.
Widocznie było jej dzisiaj wyjątkowo do śmiechu, bo na fuckboy minę swojej fryzjerskiej ofiary ponownie wypuściła entuzjastyczniej powietrze ustami, bardzo słyszalnie zresztą.
- Bardzo ładny, gdzie go kupiłeś? - nie mając pojęcia czy będzie to w ogóle widać, puściła oczko w kierunku drugiego młodzieńca. - Miło mi, Hailey! - tu już rzuciła mniej głupawo, bo no jednak nie traktujmy pana-ścienna-kolumna jak jakiejś dekoracji w tle.
Widok nowo przybyłego mężczyzny zbił ją za to nieco z pantałyku. Znajoma postura, włosy, nie wspominając już nawet o głosie. Ten ostatni brzmiał jakby kojarzyła go od praktycznie zawsze. Nie no, to nie mógł być-...
"Shane!"
A jednak. O rany, Takiego zwrotu akcji naprawdę nie przewidziała. Bo kogo jak kogo, ale swojego ulubionego piwnicznego kolegi nie spodziewała się w szeregach żadnego gangu. No cóż, przynajmniej nie trafił do Szakali? Wtedy już w ogóle nie byłaby w stanie uwierzyć, że nie śni.
- Nie wierzę - zaśmiała się głośno, nadal próbując otrząsnąć się z zaskoczenia. - Kapitan Fajne Bułeczki został Lisem! To znaczy-... e... Znamy się? - wiedziała, że co już chlapnęła to się nie odchlapnie, ale mogła to przynajmniej obrócić w żart. Kurczę, serio mogła po prostu udawać, że go nie zna - wtedy byłoby potrójnie śmiesznie, kiedy Kassir by ją w końcu rozpoznał. Nie żeby to było jakieś szczególnie trudne.
Tylko kątem oka zerkała na koniec małżeńskiej sprzeczki między Słowikiem a jego Kastielem ze Słodkiego Flirtu. Pomijając jego wygląd, właśnie z takim typem chłopca z dating simów kojarzył się Hailey obcy blondas. Dopiero kiedy usłyszała wzmiankę o fotografowaniu, włączyła się znów do rozmowy.
- Może zaczekajmy aż skończymy? Pewnie ktoś jeszcze przyjdzie, więc zrobimy sobie grupowe selfie. Zaklepuję lewe ramię Lark do przytulenia!
Dosłownie sięgnęła do kieszeni, by wyjąć z niej wstążkę - zapewne miała nią sobie obwiązać włosy czy inny szajs - i wyciągnęła łapy do przywódczyni, jakby chciała obwiązać jej rękę na znak dominacji i swoistego: "polizane zaklepane".
Nie mógł przegapić ostatecznego przejęcia dystryktu, dlatego pojawił się na miejscu najszybciej jak potrafił, zabierając z domu maskę. Oczywiście i tak nie pojawił się na miejscu jako jeden z pierwszych, mimo użycia jako środka transportu niezawodnej deski, nad którą o dziwo miał lepszą kontrolę niż dotychczas. No poza momentami, gdy jego uwaga była odwracana przez całkowicie losowe rzeczy i zwierzaki, które zauważał podczas jazdy.
— Heeeeej! — rzucił, zatrzymując się przed grupą.
Jedno spojrzenie wystarczyło, by dostrzec chłopaka bez maski. Tylko chwila, co on tutaj robił? Może był tragarzem? Ale nie wyglądało na to, żeby cokolwiek nosił.
— Kim jesteś? — zapytał, przechylając głowę w bok jak zaciekawiony szczeniak.
Jeśli blondyn byłby od lisów, to chyba miałby na sobie maskę? Ewentualnie miał ją tak dobrą, że wyglądała jak prawdziwa.
— Gdzieś idziemy, czy mamy jakiś plan na koczowanie tutaj?
Usłyszenie własnego imienia w takim miejscu było jedno z ostatnich, czego spodziewał się obecnie. To sprawiło, że na jego twarzy zagościł krzywy uśmiech. Udusiłbym go, gdyby nie był moim najlepszym przyjacielem... Chociaż... - na swój sposób kusiło, ale wziął poprawkę na ilość osób będących tutaj obecnie.
- Nie wierzę, że taką maskę znalazłeś w pięć minut. Wygląda super - skomentował za to część wyglądu, postanawiając odrzucić tamtą kwestię na bok. Było-minęło, osoby, które były obecne tutaj i tak go znały.
Zachichotał cicho, słysząc wymianę zdań między Słowikiem i Axelem. Międzyczasie podszedł do małej istotki, z którą dzielił pozytywne relacje. Położył dłoń na głowie Hailey i lekko poklepał ją.
- No co tam? - zapytał. - Tęskniłaś? - jej również nie spodziewałbym się w takim miejscu. - Pasuje ci taki wygląd - zdjął dłoń, chichocząc cicho. - Tylko jak przyjdzie ktoś nowy, pamiętaj, by mówić do mnie per Rai - wraz z rozwojem sytuacji jeszcze może wyjść, że nie tylko swoje różne miana zostaną obnażone pośród grupy Lisów. Lisów plus towarzyszący Słowikowi blondyn.
- To jest myśl jakaś - skomentował pomysł odnośnie transmisji na platformy. - Tylko brakuje określonego scenariusza.
Przedstawienie grupy osób - bez dodatkowego przekazu - nie brzmiało wystarczająco zachęcająco do przekazania tego innym. I mała była szansa, że spotkałoby się to z pozytywnym odbiorem.
- Hello - przywitał się z nowo-przybyłym.
Trzeba przyznać, że nie spodziewała się kogoś spoza najbliższego lisiego kręgu, jednak czy miała coś przeciw temu? Nie bardzo. Może to był ten tak zwany powiew świeżości w ich dotychczasowych spotkaniach. Widząc za to jak Słowik wyszykował się na dzisiejszą akcję, aż uśmiechnęła się rozbawiona. Serio. Ukoronowanie ich dzisiejszego przejęcia całej dzielnicy, tak? Na to mógł wpaść tylko Słowik.
- Wiesz jak bardzo uwielbiam przemawiać do ludzi. Gdybym to planowała, zabrałabym pamiątkowy megafon czy coś. - Rozłożyła bezradnie ręce. Co jak co. Od samego początku nie lubiła stać w świetle reflektorów, a to nie zmieniło się ani trochę. Przywitała się z Axelem odpowiadając podobnym gestem co on. Uśmiechnęła się lekko słysząc jego komentarz na temat pozycji Słowika.
- Gówniarza? Jak nie dasz mu sobie wejść na głowę, potrafi być naprawdę użyteczny. - Tutaj szczerze się zaśmiała, z jej perspektywy chłopak zawsze spełniał oczekiwania, a nawet przewyższał je. Złego słowa o nim nie powie! No, o dobre najwidoczniej też u niej ciężko, ale no... WRACAJĄC DO SPRAW BIERZĄCYCH. - Nie przewiduje żadnego buntu, tak jak mówisz. Wygląda na to, że większość jako tako nas lubi, a Ci co nas nie lubią raczej nie mają teraz takiej siły by nam to powiedzieć w twarz. - Skrzyżowała ręce na piersiach, przypominając sobie niedawne wydarzenia z fanatykami na placu. Po czym dodała już trochę luźniej. - Pasuje Ci.
Jednak tego co się podziało później to się nie spodziewała, a może powinna? "..dla ciebie też mam". Nawet jeśli chciała zaprotestować, to widząc jego entuzjazm nic nie mogła zrobić. Czyżby to było zaraźliwe? Co jak co, ale mieli swoje święto, więc czemu by nie? Parsknęła pod nosem.
Nowoprzybyłych przywitała krótkim "hej", część z nich widywała naprawdę rzadko, byleby nie powiedzieć wcale. Innych nieco częściej. Co nie zmienia faktu, że wszyscy byli jej lisią rodziną. Na pytanie o nagrywanie jedynie wzruszyła ramionami, na znak, ze jest jej to obojętnie. Sama może wolałaby prześliznąć się po ulicach sprawdzając co i jak, nie robiąc większego zamieszania niż może wywołać zebranie dużej ilości lisów na raz, ale no. Nie mogła być aż tak sztywna, prawda? Już dawno zresztą się tak nie czuła, tak naprawdę mieli ruszyć bez większego celu, po prostu pokazywali swoją obecność i "dominację", żadnych umów - żadnych negocjacji. Taki trochę... spokojny dzień roboczy. Komentarze Axela, urażenie dumy Słowika, zaklepywanie sobie jej ramienia przez Hailey... Lark uśmiechnęła się pod maską.
Czekajcie co? Lisica zamrugała kilka razy zdziwiona wlepiając spojrzenie w dziewczynę. Pardon? Już pewno miałaby odpędzić Hailey jakimś chłodnym komentarzem, ale... to był ich dzień prawda? Westchnęła tylko cicho i wyciągnęła "żądane" ramię w stronę "sideł". Spokojnie czekając aż ta zakończy znakowanie, by pod koniec złapać ją i przytrzymać na miejscu, nachylając się w stronę młodej kity.
- Pamiętaj tylko, potrzeba czegoś więcej by mnie uwiązać~ - rzuciła do niej z nutą rozbawienia. Ot nie może przecież być "dominowana" od tak. Trzeba było przypomnieć, że małe gesty potulności nie szły w parze z poddaństwem!
- Ruszamy dupska. I nie, nie mamy jakiegoś konkretnego planu. Zobaczymy co się dzieje "u nas", pokażemy się. Myślę, że to wystarczy. No chyba, że macie propozycje, to śmiało, dziś jest nasz dzień.. - Powiedziała spokojnie spoglądając na resztę. - I nie,, Słowik. Nie będę przemawiać ku pokrzepieniu tłumu. - Uśmiechnęła się pod wilczą maską. Miała swoje pięć minut pod hotelem. Skończyło się na mordobiciu. W sumie całe szczęście, że młody tego nie słyszał..
Nie wątpiła, że tym razem też będzie im absolutnie niezbędna w życiu. Może i nie fizycznie, ale chciała być obecna i pomóc jak tylko mogła. Szczególnie gdy zbliżali się do wielkiego finiszu i fiesty, a okolica, którą mieli ogarnąć, nie była ani trochę Penny-odporna.
- Bzim bzium, piwnica do Lark - jak zwykle, na początku nie było nawet wiadomo z którego urządzenia dokładnie rozbrzmiewał jej głos. Ze wszystkich naraz? Tylko z telefonu Lark? Może wędrowała pomiędzy wszystkimi żeby ich zmylić? Jedna z wersji potwierdziła się dopiero, kiedy Nebit postanowiła kontynuować: - Nie chce mi się wychodzić z domu - kłamstwo, po prostu znowu nie miała nawet fizycznie siły wstać z łóżka. - Pokażesz mi kamerą do czego dokładnie mam się podłączyć i co zrobić? Dobrze wiesz, że bez instrukcji opanuję wszystko naraz i puszczę jakiś shitpost, a chcę, żeby grande finale było jednak wspólną inwencją. JAK KTOŚ CHCE TO NIECH SIĘ DORZUCI, SŁYSZĘ WAS. Chyba.
Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, czując dłoń klepiącą o jej perukę. Może i czuła wszystko nieco gorzej przez warstwę sztucznych włosów, ale liczył się gest. Zresztą, od razu zrobiło jej się ciepło na serduszku. Żarty żartami, ale Shane roztaczał po prostu aurę stoickiego acz cieplutkiego starszego brata. Albo dadiego. Albo oba.
- Dziękuję, tobie za to pasuje geo daddy estetyka - okręciła się w piruecie, żeby dumnie pokazać mu swoją stylizację. Jak dumna z siebie córka (czemu motyw rodzica tyle razy przewinął się w ostatnich kilku zdaniach?)! Jakoś tak celowo ominęła kwestię tęsknoty - nie mogła go aż tak rozpieszczać. - Raichu, robi się.
Śrenio pamiętała niektóre Lisy, dlatego musiała długo łączyć kropki, zanim zrozumiała, że Rao to Rao. Fakt faktem, pamiętała jego głos z-... skądś, na pewno z jakiegoś gangowego wydarzenia, jednakże nie była w stanie dokleić tego aspektu osoby do jej całokształtu. Niemniej, przywitała się pięknie entuzjastycznym pomachaniem mu dłonią. I - hej! - byli bliźniakami maskowymi! Do pewnego stopnia.
Czy dzisiejszy dzień miał być taką wielką Kinder Niespodzianką? Na każdym kroku szok i niedowierzanie, nawet teraz, kiedy już, już słyszała trymufalną muzykę w swojej głowie, wiążąc uroczą kokardę na ramieniu Lark, kiedy coś capnęło ją znienacka. Mommy? Sorry, mommy- sorry, mommy-...
- T-... teraz to chyba ja wolę być tą wiązaną? - ciężko było powiedzieć czy tym razem żartowała, biorąc pod uwagę brak gremliniego chichotu, który zwykle rozpromieniał atmosferę po jej fantastycznych śmieszkach. Zaśmiała się, fakt, ale za to niesamowicie nerwowo. Co mogła powiedzieć? Może i była osobą, której nie powinno coś takiego ruszać, ale została wzięta z zaskoczenia. Czy to właśnie tak czuły się jej co to bardziej nieśmiałe ofiary, kiedy je atakowała?
Najgorzej.
Jakież miała szczęście, że przygotowywali się już do metaforycznego boju. Dlatego właśnie z automatu ruszyła przodem. Może i miała zakrytą facjatę, ale jakoś bała się, że ktoś dostrzeże jej rumieniec. Bogowie wszelacy, Hailey, ruchasz obcych kolesi bez mrugnięcia okiem, a wstydzisz się jak mała dziewczynka, kiedy senpai ją kabedonuje, bo szefowa dała ci trochę atencji.
Mieli się bawić. Taki cynk dostał chłopak, od pewnego przyjaznego wilczka korzystającego z telefonu komórkowego. I tak jak nigdy nie brał udziału w owych zabawach, tak nie mógł sobie rzecz jasna darować takiej wielkiej zabawy. W końcu, podobno to, nadchodził dzień gdy organizacja do jakiej dołączyły stanie się władcą tych ziem! A ich liderka? Królową! Iście zacna to była okazja, to i Jokey nawet musiał się na nią zjawić - nawet jako jeden z najmłodszych członków "rodziny" nie wyznający jeszcze w pełni ich wiary. Jednocześnie jednak, chęci mu nie brakowało, aby przebywać z tą grupą osób, jakie muszą być definitywnie ekscentryczne. Wierzył w to. Wierzył że znajdzie tutaj ludzi podobnych do niego, a kim był świat by mu tą wiarę odbierać?
Przyszykował się więc. Wstał wcześnie rano. Umył ładnie ząbki. Wykąpał się, szorując dokładnie każdą część ciała. Włosy przemył nawet parę razy, aby to się błyszczały. Ich królowa nie mogła mieć w końcu sług, jakie to nie potrafiły należycie wyglądać na wielkich przedsięwzięciach. Dlatego też szybko ruszył by upolować odpowiedni strój, rzecz jasna przy pomocy pieniędzy zarobionych przez swoją dobrą znajomą jaka to miała ich aż nadto, nawet w tym chaotycznym świecie. Właśnie dlatego mógł później zjawić się w tak fancy wdzianku. W idealnym wręcz dla niego, czyli tak jakby wyrwał się prosto z teatru. Założenie to zresztą było dość trafne. W końcu Jokey grał niczym w teatrze non stop. Nie wyszukiwał jednak żadnej innej, specjalnej maski na przedsięwzięcie. Nie, chciał by dalej byli w stanie go rozpoznać. Dlatego założył tylko swoją standardową maskę [jak na avku], wcześniej dbając o to by się błyszczała w świetle księżycu. I ruszył. Tam gdzie mieli się spotkać. Tylko już wiele osób się spotkało. Tak jak wielu z nich nawet nie był w stanie rozpoznać, tak były osoby na tyle charakterystyczne i mu znajome, że wiedział że to były one.
— Lisy! I to tak licznie zgromadzone! — uniósł głos zadowolony z uśmiechem na twarzy, szybkim marszem podchodząc do całej zgrai. Z rączkami splecionymi za plecami, rozglądał się po wszystkich. Definitywnie większość niezbyt znajoma. I definitywnie była to też jego wina, to też powinien się należycie przywitać! — Uszanowanko wszystkim w tę piękną porę.
Koniec tego należytego przywitania. Nie będzie teraz do wszystkich podchodził i ich napastował. Uszanowanko musiało wystarczyć. Nie było na to czasu, jak bardzo by nie chciał. Skupił się zatem na osobie, która była trochę bardziej centrum atencji wszystkich lisów. Należycie zresztą. Nie mógł jednak zatrzymywać ich w marszu, to też wybiegł trochę przed tłum. Uklęknął w stronę Lark.
— A w szczególności witam naszą władczynię. Piękna korona. — tak, zdążył zauważyć akcesorium. Szybko jednak ze swojego klęku wstał, co by to nie blokować im drogi i dołączył do marszu. Gdziekolwiek szli. W sumie nie wiedział. Ciekawe ilu z nich wiedziało? Ciekawe czy ta zamaskowana dziewczynka z przodu jakiej miana nie znał wiedziała. W drodze, chłopak rozejrzał się jednak po okolicy. Czegoś brakowało. Definitywnie. Spojrzał w stronę całej grupki, ze zmartwieniem wypisanym na ustach jakie to mogli dojrzeć. — ...potrzebny jeszcze tron. Czy ktoś wziął może ze sobą tron?
Co za głuptas z niego. Na pewno tron był już na miejscu! Nie mniej... lepiej było się spytać. Tak na zaś. Jak nie, to szybko będą musieli go załatwić. I to raz dwa.
— W klubie. Edycja limitowana, tylko jedna sztuka na całe Riverdale — uśmiechnął się wesoło, odsłaniając przy tym śnieżnobiałe ząbki. Uśmiech godny Hollywood, pasta polecana przez dziewięciu na dziesięciu dentystów jednak robiła swoje.
"Miło mi, Hailey!"
Uniesienie ręki przez Axela w formie powitania było całkiem niezłym wynikiem, biorąc pod uwagę jego zainteresowanie wszystkim i wszystkimi.
— Sorki, wychodzi z założenia, że i tak was nie zapamięta — powiedział przepraszającym tonem, nawet jeśli szczerze mówiąc i tak się z nim zgadzał. Wątpił, by Lisy miały wspominać potem jego obecność, a jednocześnie one same nie interesowały się pracownikami klubu na tyle, by z nimi rozmawiać podczas ich zmian.
Chwilę mu zajęło, nim zorientował się, że dość jawnie wkopałby swojego przyjaciela. Złożył dłonie jak do modlitwy, przepraszając go tym samym już samą mową ciała.
— Przepraszam Raichu! — no jasne.
Pogwizdywał cicho pod nosem, nawet nie zauważając kiedy Rao znalazł się tuż przed nim i Hayesem.
"Kim jesteś?"
Axel przewrócił oczami, rzucając niedopałek na ziemię.
— Ostatni raz ciągniesz mnie na coś podobnego.
— W tym dystrykcie na pewno.
— Zamierzasz rozciągnąć monarchię na całe miasto? Może w końcu zostaniemy drugim Watykanem i łaskawie otworzą nam granice — rzucił sarkastycznie, podnosząc kij baseballowy Słowika do góry, by przyczepić go do jego plecaka. Poczekał cierpliwie, parskając jedynie śmiechem na jego słowa.
— W takim razie może jednak uśmiechniemy się do tej sekty religijnej, co ostatnio łaziła po ulicach? Hej Lark, możesz zostać ich papieżem! Ja się nie nadaję. Pedalstwo mnie skreśla w oczach Boga. Chyba że ciebie też, a ja o czymś nie wiem — zjechał czujnym wzrokiem ją i Hailey, unosząc bezczelnie kącik ust do góry. Patrzcie go. Swatka się znalazła. Słowik na tropie romansu.
"Nie będę przemawiać ku pokrzepieniu tłumu."
— No weź, przecież dużo ostatnio ćwiczyłaś. Coraz lepiej ci idzie! Wiesz, że jak ja się odezwę, to skończy się katastrofą.
— Z tym się zgodzę.
Prychnął na komentarz z boku, kręcąc na boki głową. Widząc, jak wszyscy ruszają do przodu, stanął przed Axelem, zaczepiając palce na kapturze jego bluzy, by ściągnąć ją na jego jasne włosy.
— Słuchaj, wiem, że nie chcesz zakładać maski, ale dziś naprawdę możemy rzucać się w oczy. A wątpię byś chciał lądować na twitterze.
— Mhm.
— HEJ NEBIT, KIEDY ROBIMY LANPARTY? — odezwał się nagle dużo głośniej, wciągając Axela za nadgarstek pomiędzy resztę Lisów. Przystanął jedynie na kilka sekund przez Jokeya, który najwyraźniej bardzo wczuł się w rolę.
— A daninę dla monarchów przyniosłeś?
Jak to tak z pustymi rękami do królowej.
First topic message reminder :
TEREN
FOXES
FOXES
Ulice
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Sieć ulic jest tym samym dla miasta, czym układ krwionośny dla organizmu. Otoczone licznymi ścianami budynków różnej maści. Od wielkich, szarych, szklanych biurowców, które ogromem sprawiają iż człowiek czuje się przy nich niczym mrówka. Kolorowych witryn sklepów walczących ze sobą i starających się przyciągnąć nawet najmniejsze spojrzenie błądzącego przechodnia, by ostatecznie zwabić go do siebie. Po mniejsze, jakby oderwane od tego przytłaczającego otoczenia starsze budynki, oferujące bardziej specyficzny asortyment. Nie należy również zapominać o licznych mniejszych uliczkach czających się między głównymi budynkami. Innymi słowy, każdy może znaleźć tu coś dla siebie, a fakt że obok co chwilę hałasują wszelkiego rodzaju samochody, nie daje o sobie zapomnieć, że musi to być centrum miasta. Co bardziej rozsądni mieszkańcy nie wychodzą na ulice po zmierzchu, nie chcąc przypadkiem zostać uczestnikiem burdy, której nie planowali. W końcu mało kto marzy o tym, aby to właśnie jego zwłoki znaleziono w jakiejś uliczce.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
[Przejmowanie terenu 1/15]
Trochę długo zbierała się do tej ostatniej akcji w tym dystrykcie. Ot po prostu zawsze coś jej wypadało. Wyglądało na to, że i tak nie musiała się za bardzo śpieszyć. Wszyscy w okolicy już wiedzieli kto rządzi na tych terenach. To wszystko co miało się wydarzyć w tym miejscu przyjmowało bardziej charakter symboliczny. Zapewne pomęczy trochę ich uroczego trolla by zmusić ją do jakiejś roboty w dniu dzisiejszym. Ulice były pełne telewizorów, telebimów czy też bilbordów, które wyświetlały przeróżne reklamy. W dniu dzisiejszym ulice rozświetlą się przez pomarańczowe kity.
Jednak zanim do tego dojdzie, to musieli się zebrać. Jakkolwiek. Lark czekała przy jednym ze skrzyżowań. Tak jak mówiła, jakoś nie szczególnie jej się śpieszyło z tym wszystkim, dlatego też leniwie wystukiwała znaki na telefonie, by dać znak żeby ludzie w końcu ruszyli tu swoje dupska. Poprawiła jeszcze tylko swoją wilcza maskę i cóż. Czekała.
[ Przejmowanie terenu 2/10 ]
Kto mógłby pojawić się na miejscu jako drugi, jeśli nie Słowik?
Lark nie musiała czekać zbyt długo, by wyłonił się z jednej z bocznych uliczek, machając wesoło kijem baseballowym. Na twarzy miał nic innego jak czarną lisią maskę z wyjątkowo wysokimi uszami i wpiętą pośrodku we włosy małą, złotą koroną.
— Będziesz dziś rzucać przemową o tym jak cały dystrykt oficjalnie należy do nas? — zapytał, szczerząc te swoje zębiska w uśmiechu. I choć nigdy wcześniej nie mieszał Axela w podobne wydarzenia, tym razem pojawił się tuż za nim, rozglądając beznamiętnie wokół.
— Nie mogłem pozwolić, by przegapił tę pamiętną chwilę — wytłumaczył, zaraz stając obok niego. Blondyn w przeciwieństwie do Lisów nie chował nijak swojej twarzy i najwyraźniej wcale go to nie ruszało. Przywitał się z Lark jedynie prostym uniesieniem dłoni, nim wyciągnął z kieszeni papierosy, od razu odpalając jednego z nich.
— Kto by pomyślał, że wybierzecie sobie na zastępcę takiego gówniarza — rzucił mimochodem, patrząc pokrótce na Słowika, nim odszedł pod ścianę, opierając się o nią plecami. Rudy przewrócił jedynie oczami w odpowiedzi i rzucił mu jeszcze swojego baseballa, zaraz przechodząc bliżej Lark.
— Szykujemy się na jakąś bójkę czy raczej zapowiada się spokojnie? Mieszkańcy są chyba całkiem zadowoleni z naszych rządów. Patrz, założyłem nawet koronę — ponownie odsłonił zęby w równym uśmiechu, zniżając nieco łeb, by ułatwić jej dojrzenie swojego dodatku — dla ciebie też mam.
Sięgnął do kieszeni, zaraz wyciągając z niej spinkę z przyklejoną do niej dziesięciocentymetrową koroną, którą wpiął dziewczynie we włosy. Dopiero wtedy podparł biodra z zadowoleniem, nawet na chwilę nie tracąc dobrego humoru. Na prychnięcie Axela uniósł tylko środkowy palec do góry. Był przekonany o tym, że wyglądają zajebiście i tego zamierzał się trzymać.
[ Przejmowanie terenu 3/15 ]
Ciężko było u niej ostatnio z wycieczkowaniem z innymi Lisami. A bo coś jej wypadło, a bo była w pracy, a bo coś jej się stało. Dziwiła się, że jeszcze w ogóle nikt jej nie wykopał z tego gangu. No i, co gorsza, Hailey było faktycznie szkoda tego, że ominęło ją aż tyle zabawy. Strasznie smutno, okropnie smutno.
Ale teraz dotarła! Co więcej, ciężko było nie poznać jej bandy (chociaż jak na razie wydawało się, że zebrane grono było całkiem skromne), widząc z pobocznej uliczki profile zwierzęcych masek. No to pora było tylko ich okrążyć i się przywitać. Musiała tylko dopić paskudną bezcukrową oranżadkę.
- Dzień dobry, jak dzisiaj humory dopisują? - zaświergotała za plecami swoich uroczych przełożonych, by zaraz zaprezentować im się w całej okazałości. Nie tylko zasuwała w samym płaszczyku i białych rajtkach, obuta w białe podróby Doc Martensów, ale i jej twarz zdobiła równie niepasująca do edgy imidżu jej towarzyszy soft dziewczynkowa maska. Bo była taka malutka i miała małe rączki. W dodatku w blond wigu z księżniczkowymi falami. - Fajne włosy - rzuciła jeszcze w kierunku Słowika i przygryzła dolną wargę, obejmując swoje policzki nadwyraz luźno, kciukiem i palcem wskazującym.
[Przejmowanie terenu - 4/15]
Dotarcie w wyznaczone miejsce poszło o wiele prościej niż zakładał z góry. Tym razem los mu sprzyjał i w postaci pogody - dzięki której bezsenność nie dręczyła go; oraz możliwości przemieszczenia się, tak, by bez problemu trafić w wyznaczone miejsce spotkania. Krawężniki nie wydawały się być nawet na tyle groźne, by chciały mu pozwolić przywitać się z asfaltem.
- Nieźle, dzisiaj jest całkiem przyjemnie - skomentował na dzień dobry, dołączając już do grupy. - I cześć w ogóle.
Jego spojrzenie przekierowało się ku obecnym. Poprawił bluzę stroju, która zaczęła się mu lekko zsuwać z ramion.
- No nie. Prawie przegapiłbym ustanowienie koronowania. Ale muszę przyznać, że wszyscy są albo dostojni, albo uroczy - powiedział, gdy zapoznał się z obecną sytuacją. Jego oczy przekierowały się na Lark. - Swoją drogą, ciekawy wybór - na zakrytej w połowie twarzy pojawił się lekki uśmiech. - Zamierzacie udokumentować tę chwilę? - spytał, wkładając dłonie do kieszeni górnego ubrania.
[ Przejmowanie terenu 5/15 ]
Słowik rozpromienił się na widok Hailey, nawet jeśli jego maska dość mocno utrudniała przekazanie wszystkich emocji bez wyglądania przy tym jak creep.
— Ale. Świetnie. Wyglądasz — powitał ją na dzień dobry, skacząc wzrokiem po wszystkich elementach jej stroju, które zdecydowanie zasługiwały na uznanie. O takie właśnie Lisy walczyli na każdym kroku.
"Fajne włosy."
Skopiował jej ruch w odpowiedzi, zaraz parskając śmiechem.
— Mam naprawdę zajebistą fryzjerkę. Mogę ci polecić. Swoją drogą wyrwałem na nie tego ponuraka pod ścianą — wskazał dłonią na Axela, który przewrócił jedynie oczami i zwrócił głowę w przeciwnym kierunku.
— Shane! — zamachał przyjacielowi na powitanie, zaraz podziwiając jego dzisiejszy outfit.
— Rany, czemu nikt mi nie powiedział, że dziś uderzamy w super stylówki. A ja taki nieuczesany.
— Szykował się przez ponad godzinę.
— Ja... nie... MOŻE? — obruszył się z wyraźnym oburzeniem, zakładając ręce na klatce piersiowej. No i się obraził. A przynajmniej tak to wyglądało, nawet wtedy gdy podszedł do Axela i oparł się o ścianę obok niego. Nic dziwnego, że złotooki zerknął na niego z wyraźnym politowaniem.
— Obraziłeś się?
— Nie.
Krótkie prychnięcie ze strony blondyna mówiło samo za siebie. Podniósł rękę i podrapał rudego krótko po karku, zaraz oddając mu swojego papierosa. Momentalnie się ożywił, zaciągając krótko, podczas gdy Hayes zwrócił się w stronę Lisów.
— Ostrzegam, kiepski ze mnie fotograf.
— Hej, w sumie jakiś live stream byłby całkiem cool pomysłem! Gdyby tak kręcić wszystko z ręki i od razu puszczać na twitchu. I youtubie — wypuścił dym spomiędzy warg, zaraz oddając mu fajka do rąk, skupiając swoją uwagę na Lark.
[ Przejmowanie terenu 6/15 ]
Zetknęła ze sobą palce wskazujące na poziomie ust. Sławny gest zawstydzonej chińskobajkowej dziewczynki, jak na brudnego weaboo przystało.
- T-ty też wyglądasz cudacznie- znaczy, cudownie! S-senpai - zacisnęła na sam koniec wargi, ostatecznie i tak parskając okropnym, zupełnie niepasującym do jej poprzedniej kwestii rechotem. Nie mogła, po prostu nie mogła się powstrzymać.
Widocznie było jej dzisiaj wyjątkowo do śmiechu, bo na fuckboy minę swojej fryzjerskiej ofiary ponownie wypuściła entuzjastyczniej powietrze ustami, bardzo słyszalnie zresztą.
- Bardzo ładny, gdzie go kupiłeś? - nie mając pojęcia czy będzie to w ogóle widać, puściła oczko w kierunku drugiego młodzieńca. - Miło mi, Hailey! - tu już rzuciła mniej głupawo, bo no jednak nie traktujmy pana-ścienna-kolumna jak jakiejś dekoracji w tle.
Widok nowo przybyłego mężczyzny zbił ją za to nieco z pantałyku. Znajoma postura, włosy, nie wspominając już nawet o głosie. Ten ostatni brzmiał jakby kojarzyła go od praktycznie zawsze. Nie no, to nie mógł być-...
"Shane!"
A jednak. O rany, Takiego zwrotu akcji naprawdę nie przewidziała. Bo kogo jak kogo, ale swojego ulubionego piwnicznego kolegi nie spodziewała się w szeregach żadnego gangu. No cóż, przynajmniej nie trafił do Szakali? Wtedy już w ogóle nie byłaby w stanie uwierzyć, że nie śni.
- Nie wierzę - zaśmiała się głośno, nadal próbując otrząsnąć się z zaskoczenia. - Kapitan Fajne Bułeczki został Lisem! To znaczy-... e... Znamy się? - wiedziała, że co już chlapnęła to się nie odchlapnie, ale mogła to przynajmniej obrócić w żart. Kurczę, serio mogła po prostu udawać, że go nie zna - wtedy byłoby potrójnie śmiesznie, kiedy Kassir by ją w końcu rozpoznał. Nie żeby to było jakieś szczególnie trudne.
Tylko kątem oka zerkała na koniec małżeńskiej sprzeczki między Słowikiem a jego Kastielem ze Słodkiego Flirtu. Pomijając jego wygląd, właśnie z takim typem chłopca z dating simów kojarzył się Hailey obcy blondas. Dopiero kiedy usłyszała wzmiankę o fotografowaniu, włączyła się znów do rozmowy.
- Może zaczekajmy aż skończymy? Pewnie ktoś jeszcze przyjdzie, więc zrobimy sobie grupowe selfie. Zaklepuję lewe ramię Lark do przytulenia!
Dosłownie sięgnęła do kieszeni, by wyjąć z niej wstążkę - zapewne miała nią sobie obwiązać włosy czy inny szajs - i wyciągnęła łapy do przywódczyni, jakby chciała obwiązać jej rękę na znak dominacji i swoistego: "polizane zaklepane".
[ Przejmowanie terenu 7/15 ]
Nie mógł przegapić ostatecznego przejęcia dystryktu, dlatego pojawił się na miejscu najszybciej jak potrafił, zabierając z domu maskę. Oczywiście i tak nie pojawił się na miejscu jako jeden z pierwszych, mimo użycia jako środka transportu niezawodnej deski, nad którą o dziwo miał lepszą kontrolę niż dotychczas. No poza momentami, gdy jego uwaga była odwracana przez całkowicie losowe rzeczy i zwierzaki, które zauważał podczas jazdy.
— Heeeeej! — rzucił, zatrzymując się przed grupą.
Jedno spojrzenie wystarczyło, by dostrzec chłopaka bez maski. Tylko chwila, co on tutaj robił? Może był tragarzem? Ale nie wyglądało na to, żeby cokolwiek nosił.
— Kim jesteś? — zapytał, przechylając głowę w bok jak zaciekawiony szczeniak.
Jeśli blondyn byłby od lisów, to chyba miałby na sobie maskę? Ewentualnie miał ją tak dobrą, że wyglądała jak prawdziwa.
— Gdzieś idziemy, czy mamy jakiś plan na koczowanie tutaj?
[Przejmowanie terenu 8/15]
Usłyszenie własnego imienia w takim miejscu było jedno z ostatnich, czego spodziewał się obecnie. To sprawiło, że na jego twarzy zagościł krzywy uśmiech. Udusiłbym go, gdyby nie był moim najlepszym przyjacielem... Chociaż... - na swój sposób kusiło, ale wziął poprawkę na ilość osób będących tutaj obecnie.
- Nie wierzę, że taką maskę znalazłeś w pięć minut. Wygląda super - skomentował za to część wyglądu, postanawiając odrzucić tamtą kwestię na bok. Było-minęło, osoby, które były obecne tutaj i tak go znały.
Zachichotał cicho, słysząc wymianę zdań między Słowikiem i Axelem. Międzyczasie podszedł do małej istotki, z którą dzielił pozytywne relacje. Położył dłoń na głowie Hailey i lekko poklepał ją.
- No co tam? - zapytał. - Tęskniłaś? - jej również nie spodziewałbym się w takim miejscu. - Pasuje ci taki wygląd - zdjął dłoń, chichocząc cicho. - Tylko jak przyjdzie ktoś nowy, pamiętaj, by mówić do mnie per Rai - wraz z rozwojem sytuacji jeszcze może wyjść, że nie tylko swoje różne miana zostaną obnażone pośród grupy Lisów. Lisów plus towarzyszący Słowikowi blondyn.
- To jest myśl jakaś - skomentował pomysł odnośnie transmisji na platformy. - Tylko brakuje określonego scenariusza.
Przedstawienie grupy osób - bez dodatkowego przekazu - nie brzmiało wystarczająco zachęcająco do przekazania tego innym. I mała była szansa, że spotkałoby się to z pozytywnym odbiorem.
- Hello - przywitał się z nowo-przybyłym.
Westchnął cicho pod nosem.
— Noo, wiadomo cyferki to nie wszystko. Mogę być legalny, a i tak niewiele zrobię bez odpowiedniego zaplecza. Zresztą mam swoje obowiązki, których nie mogę ot tak porzucić. A jak jest z tobą? Masz coś, co powstrzymuje cię przed rozwinięciem skrzydeł czy robisz totalnie to, co chcesz? Masz w ogóle jakichś przyjaciół? — zapytał wyraźnie zainteresowany, nachylając się nad ladą. Nawet nie przeszło mu przez myśl, że jego słowa mogły go jakkolwiek obrazić.
— Jakbyś potrzebował kolejnego, to wiesz! — pokazał na siebie palcem z szerokim uśmiechem. Przyjaciół nigdy za wiele, to właśnie jego życiowe motto. Jedno z wielu. Nie zmieniało to jednak faktu, że Jonathan naprawdę szybko potrafił sobie jednać ludzi. Nawet tych wyjątkowo opornych.
— Suuuperowo, będzie łatwiej! Gdzie ci wysłać profil? Możesz wybrać — pokiwał poważnie głową, zupełnie jakby właśnie podejmował jakąś decyzję życia. Bo może i faktycznie tak było, kto wie. W końcu świat social mediów był niezwykle skomplikowany, ot co.
— Nooo trochę tak. Chociaż trochę szkoda tak obrażać psy, fajne z nich zwierzaki haha! — zakręcił się dookoła na krześle, nawet na chwilę nie tracąc dobrego humoru. Dopiero po chwili, gdy zrobiło mu się już trochę niedobrze, znowu nachylił się nad ladą, opierając na niej łokcie. Cóż, to, że Everett nie przejmował się żadnymi ścianami z uszami, nasuwało się samo.
— O rany. Jesteś jakimś koreańskim szpiegiem? — tym razem faktycznie ściszył głos do szeptu. W końcu tajne tematy musiały być poruszane tajnym głosem.
— Zdradziłeś swój rząd i przybyłeś tu, by się schronić? Odpuścili ci już? Wyniosłeś jakieś wartościowe informacje i dobiłeś targu z kanadyjskimi politykami czy innymi służbami bezpieczeństwa? Słyszałem już o takich przypadkach, ale nigdy nie sądziłem, że spotkam kogoś takiego na żywo. Pewnie boją się tu za tobą wjechać, co? Rany, ale jazda. Strasznie niebezpieczne masz życie.
Jak widać nawet nie czekał na odpowiedź Vi, zamiast tego od razu rozpisując mu w głowie całą biografię. Ale patrzył na niego z szacunkiem i uznaniem równie wielkim co podczas mówienia o lisach. Jego nowy bohater.
— Noo, wiadomo cyferki to nie wszystko. Mogę być legalny, a i tak niewiele zrobię bez odpowiedniego zaplecza. Zresztą mam swoje obowiązki, których nie mogę ot tak porzucić. A jak jest z tobą? Masz coś, co powstrzymuje cię przed rozwinięciem skrzydeł czy robisz totalnie to, co chcesz? Masz w ogóle jakichś przyjaciół? — zapytał wyraźnie zainteresowany, nachylając się nad ladą. Nawet nie przeszło mu przez myśl, że jego słowa mogły go jakkolwiek obrazić.
— Jakbyś potrzebował kolejnego, to wiesz! — pokazał na siebie palcem z szerokim uśmiechem. Przyjaciół nigdy za wiele, to właśnie jego życiowe motto. Jedno z wielu. Nie zmieniało to jednak faktu, że Jonathan naprawdę szybko potrafił sobie jednać ludzi. Nawet tych wyjątkowo opornych.
— Suuuperowo, będzie łatwiej! Gdzie ci wysłać profil? Możesz wybrać — pokiwał poważnie głową, zupełnie jakby właśnie podejmował jakąś decyzję życia. Bo może i faktycznie tak było, kto wie. W końcu świat social mediów był niezwykle skomplikowany, ot co.
— Nooo trochę tak. Chociaż trochę szkoda tak obrażać psy, fajne z nich zwierzaki haha! — zakręcił się dookoła na krześle, nawet na chwilę nie tracąc dobrego humoru. Dopiero po chwili, gdy zrobiło mu się już trochę niedobrze, znowu nachylił się nad ladą, opierając na niej łokcie. Cóż, to, że Everett nie przejmował się żadnymi ścianami z uszami, nasuwało się samo.
— O rany. Jesteś jakimś koreańskim szpiegiem? — tym razem faktycznie ściszył głos do szeptu. W końcu tajne tematy musiały być poruszane tajnym głosem.
— Zdradziłeś swój rząd i przybyłeś tu, by się schronić? Odpuścili ci już? Wyniosłeś jakieś wartościowe informacje i dobiłeś targu z kanadyjskimi politykami czy innymi służbami bezpieczeństwa? Słyszałem już o takich przypadkach, ale nigdy nie sądziłem, że spotkam kogoś takiego na żywo. Pewnie boją się tu za tobą wjechać, co? Rany, ale jazda. Strasznie niebezpieczne masz życie.
Jak widać nawet nie czekał na odpowiedź Vi, zamiast tego od razu rozpisując mu w głowie całą biografię. Ale patrzył na niego z szacunkiem i uznaniem równie wielkim co podczas mówienia o lisach. Jego nowy bohater.
[Przejęcie tematu 9/15]
Trzeba przyznać, że nie spodziewała się kogoś spoza najbliższego lisiego kręgu, jednak czy miała coś przeciw temu? Nie bardzo. Może to był ten tak zwany powiew świeżości w ich dotychczasowych spotkaniach. Widząc za to jak Słowik wyszykował się na dzisiejszą akcję, aż uśmiechnęła się rozbawiona. Serio. Ukoronowanie ich dzisiejszego przejęcia całej dzielnicy, tak? Na to mógł wpaść tylko Słowik.
- Wiesz jak bardzo uwielbiam przemawiać do ludzi. Gdybym to planowała, zabrałabym pamiątkowy megafon czy coś. - Rozłożyła bezradnie ręce. Co jak co. Od samego początku nie lubiła stać w świetle reflektorów, a to nie zmieniło się ani trochę. Przywitała się z Axelem odpowiadając podobnym gestem co on. Uśmiechnęła się lekko słysząc jego komentarz na temat pozycji Słowika.
- Gówniarza? Jak nie dasz mu sobie wejść na głowę, potrafi być naprawdę użyteczny. - Tutaj szczerze się zaśmiała, z jej perspektywy chłopak zawsze spełniał oczekiwania, a nawet przewyższał je. Złego słowa o nim nie powie! No, o dobre najwidoczniej też u niej ciężko, ale no... WRACAJĄC DO SPRAW BIERZĄCYCH. - Nie przewiduje żadnego buntu, tak jak mówisz. Wygląda na to, że większość jako tako nas lubi, a Ci co nas nie lubią raczej nie mają teraz takiej siły by nam to powiedzieć w twarz. - Skrzyżowała ręce na piersiach, przypominając sobie niedawne wydarzenia z fanatykami na placu. Po czym dodała już trochę luźniej. - Pasuje Ci.
Jednak tego co się podziało później to się nie spodziewała, a może powinna? "..dla ciebie też mam". Nawet jeśli chciała zaprotestować, to widząc jego entuzjazm nic nie mogła zrobić. Czyżby to było zaraźliwe? Co jak co, ale mieli swoje święto, więc czemu by nie? Parsknęła pod nosem.
Nowoprzybyłych przywitała krótkim "hej", część z nich widywała naprawdę rzadko, byleby nie powiedzieć wcale. Innych nieco częściej. Co nie zmienia faktu, że wszyscy byli jej lisią rodziną. Na pytanie o nagrywanie jedynie wzruszyła ramionami, na znak, ze jest jej to obojętnie. Sama może wolałaby prześliznąć się po ulicach sprawdzając co i jak, nie robiąc większego zamieszania niż może wywołać zebranie dużej ilości lisów na raz, ale no. Nie mogła być aż tak sztywna, prawda? Już dawno zresztą się tak nie czuła, tak naprawdę mieli ruszyć bez większego celu, po prostu pokazywali swoją obecność i "dominację", żadnych umów - żadnych negocjacji. Taki trochę... spokojny dzień roboczy. Komentarze Axela, urażenie dumy Słowika, zaklepywanie sobie jej ramienia przez Hailey... Lark uśmiechnęła się pod maską.
Czekajcie co? Lisica zamrugała kilka razy zdziwiona wlepiając spojrzenie w dziewczynę. Pardon? Już pewno miałaby odpędzić Hailey jakimś chłodnym komentarzem, ale... to był ich dzień prawda? Westchnęła tylko cicho i wyciągnęła "żądane" ramię w stronę "sideł". Spokojnie czekając aż ta zakończy znakowanie, by pod koniec złapać ją i przytrzymać na miejscu, nachylając się w stronę młodej kity.
- Pamiętaj tylko, potrzeba czegoś więcej by mnie uwiązać~ - rzuciła do niej z nutą rozbawienia. Ot nie może przecież być "dominowana" od tak. Trzeba było przypomnieć, że małe gesty potulności nie szły w parze z poddaństwem!
- Ruszamy dupska. I nie, nie mamy jakiegoś konkretnego planu. Zobaczymy co się dzieje "u nas", pokażemy się. Myślę, że to wystarczy. No chyba, że macie propozycje, to śmiało, dziś jest nasz dzień.. - Powiedziała spokojnie spoglądając na resztę. - I nie,, Słowik. Nie będę przemawiać ku pokrzepieniu tłumu. - Uśmiechnęła się pod wilczą maską. Miała swoje pięć minut pod hotelem. Skończyło się na mordobiciu. W sumie całe szczęście, że młody tego nie słyszał..
- Jonathan –
Jeśli mowa o zapleczu to pewnie miało się na myśli doświadczenie, które zdobywa się z wiekiem, więc jeśli Everett będzie pełnoletni, to za mało wiedział o życiu i dopiero musiał się porządnie sparzyć, aby czegoś doświadczyć. Nie spodziewał się, że ta rozmowa się w tym kierunku potoczy. Pytał się o jego przyjaciół. Przyjaciele? Jakby dłużej się zastanowić to takie słowo w słowniku Vi nie istniało.
- Robię to, co chcę, więc nic mnie nie powstrzymuje – pomijając, jego chorobę, z którą żyje w cieniu, więc musiał wspomóc się małym kłamstwem. – Przyjaciele, czasem są zbędni – dodał na koniec, myśląc, że nie będzie musiał rozwijać tego co przed chwilą wydobyło się z jego ust.
Na większą ilość merchow, które mógł zapewnić mu Jonathan kiwnął głową. Na razie jedna strona z takimi rzeczami mu wystarczała. - Możesz wysłać na Messengerze – odparł, bo tak będzie prościej później odnaleźć link.
Nie miał nic do psów, lubił te zwierzęta, ale też tak się mówiło jeśli coś się diametralnie zmieniło na gorsze. W tym przypadku miasto, które już nieodwracalnie straciło swoją świetność, słysząc trochę od Everetta, któremu zebrało się na wspominki. Podsumowując to krótką ciszą. Pozwalając sobie na dopicie do końca pepsi, którą wcześniej sobie nalał.
Późniejszy monolog Jonathana doprowadził go do lekkiego zdezorientowania pomieszanego ze śmiechem, zastanawiając się skąd te wszystkie wymyślone teorie o jego przeszłości bierze. Przecież tłumaczył mu, że nie pochodził z Północnej, a z Południowej Korei, a to, że wspomniał o ucieczce, to miał na myśli, że chciał uciec od swojej przeszłości i też od pewnej osoby, która go bardzo zraniła,
a on nie mógł po tym się pozbierać.
- Chyba w twoich myślach, które twoją za bardzo wyimaginowane historie, że jestem takiego pokroju osobą i mam takie życie – podsumował to krótko, nawiązując, że niby był szpiegiem i prowadził niebezpieczne życie. A to, że Jonathan teraz był pochylony na ladzie i oparty o nią łokciami wykorzystał do swojego ruchu. Zbliżył się do niego trochę bardziej i szybkim, ale lekkim ruchem sprzedał mu małego pstryczka w czoło. Co miało znaczyć, że przed chwilą wygadywał same głupoty.
Jeśli mowa o zapleczu to pewnie miało się na myśli doświadczenie, które zdobywa się z wiekiem, więc jeśli Everett będzie pełnoletni, to za mało wiedział o życiu i dopiero musiał się porządnie sparzyć, aby czegoś doświadczyć. Nie spodziewał się, że ta rozmowa się w tym kierunku potoczy. Pytał się o jego przyjaciół. Przyjaciele? Jakby dłużej się zastanowić to takie słowo w słowniku Vi nie istniało.
- Robię to, co chcę, więc nic mnie nie powstrzymuje – pomijając, jego chorobę, z którą żyje w cieniu, więc musiał wspomóc się małym kłamstwem. – Przyjaciele, czasem są zbędni – dodał na koniec, myśląc, że nie będzie musiał rozwijać tego co przed chwilą wydobyło się z jego ust.
Na większą ilość merchow, które mógł zapewnić mu Jonathan kiwnął głową. Na razie jedna strona z takimi rzeczami mu wystarczała. - Możesz wysłać na Messengerze – odparł, bo tak będzie prościej później odnaleźć link.
Nie miał nic do psów, lubił te zwierzęta, ale też tak się mówiło jeśli coś się diametralnie zmieniło na gorsze. W tym przypadku miasto, które już nieodwracalnie straciło swoją świetność, słysząc trochę od Everetta, któremu zebrało się na wspominki. Podsumowując to krótką ciszą. Pozwalając sobie na dopicie do końca pepsi, którą wcześniej sobie nalał.
Późniejszy monolog Jonathana doprowadził go do lekkiego zdezorientowania pomieszanego ze śmiechem, zastanawiając się skąd te wszystkie wymyślone teorie o jego przeszłości bierze. Przecież tłumaczył mu, że nie pochodził z Północnej, a z Południowej Korei, a to, że wspomniał o ucieczce, to miał na myśli, że chciał uciec od swojej przeszłości i też od pewnej osoby, która go bardzo zraniła,
a on nie mógł po tym się pozbierać.
- Chyba w twoich myślach, które twoją za bardzo wyimaginowane historie, że jestem takiego pokroju osobą i mam takie życie – podsumował to krótko, nawiązując, że niby był szpiegiem i prowadził niebezpieczne życie. A to, że Jonathan teraz był pochylony na ladzie i oparty o nią łokciami wykorzystał do swojego ruchu. Zbliżył się do niego trochę bardziej i szybkim, ale lekkim ruchem sprzedał mu małego pstryczka w czoło. Co miało znaczyć, że przed chwilą wygadywał same głupoty.
[ Przejęcie terenu 10/15 ]
uwaga gównopost incoming
uwaga gównopost incoming
Nie wątpiła, że tym razem też będzie im absolutnie niezbędna w życiu. Może i nie fizycznie, ale chciała być obecna i pomóc jak tylko mogła. Szczególnie gdy zbliżali się do wielkiego finiszu i fiesty, a okolica, którą mieli ogarnąć, nie była ani trochę Penny-odporna.
- Bzim bzium, piwnica do Lark - jak zwykle, na początku nie było nawet wiadomo z którego urządzenia dokładnie rozbrzmiewał jej głos. Ze wszystkich naraz? Tylko z telefonu Lark? Może wędrowała pomiędzy wszystkimi żeby ich zmylić? Jedna z wersji potwierdziła się dopiero, kiedy Nebit postanowiła kontynuować: - Nie chce mi się wychodzić z domu - kłamstwo, po prostu znowu nie miała nawet fizycznie siły wstać z łóżka. - Pokażesz mi kamerą do czego dokładnie mam się podłączyć i co zrobić? Dobrze wiesz, że bez instrukcji opanuję wszystko naraz i puszczę jakiś shitpost, a chcę, żeby grande finale było jednak wspólną inwencją. JAK KTOŚ CHCE TO NIECH SIĘ DORZUCI, SŁYSZĘ WAS. Chyba.
[ Przejęcie terenu 11/15 ]
Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, czując dłoń klepiącą o jej perukę. Może i czuła wszystko nieco gorzej przez warstwę sztucznych włosów, ale liczył się gest. Zresztą, od razu zrobiło jej się ciepło na serduszku. Żarty żartami, ale Shane roztaczał po prostu aurę stoickiego acz cieplutkiego starszego brata. Albo dadiego. Albo oba.
- Dziękuję, tobie za to pasuje geo daddy estetyka - okręciła się w piruecie, żeby dumnie pokazać mu swoją stylizację. Jak dumna z siebie córka (czemu motyw rodzica tyle razy przewinął się w ostatnich kilku zdaniach?)! Jakoś tak celowo ominęła kwestię tęsknoty - nie mogła go aż tak rozpieszczać. - Raichu, robi się.
Śrenio pamiętała niektóre Lisy, dlatego musiała długo łączyć kropki, zanim zrozumiała, że Rao to Rao. Fakt faktem, pamiętała jego głos z-... skądś, na pewno z jakiegoś gangowego wydarzenia, jednakże nie była w stanie dokleić tego aspektu osoby do jej całokształtu. Niemniej, przywitała się pięknie entuzjastycznym pomachaniem mu dłonią. I - hej! - byli bliźniakami maskowymi! Do pewnego stopnia.
Czy dzisiejszy dzień miał być taką wielką Kinder Niespodzianką? Na każdym kroku szok i niedowierzanie, nawet teraz, kiedy już, już słyszała trymufalną muzykę w swojej głowie, wiążąc uroczą kokardę na ramieniu Lark, kiedy coś capnęło ją znienacka. Mommy? Sorry, mommy- sorry, mommy-...
- T-... teraz to chyba ja wolę być tą wiązaną? - ciężko było powiedzieć czy tym razem żartowała, biorąc pod uwagę brak gremliniego chichotu, który zwykle rozpromieniał atmosferę po jej fantastycznych śmieszkach. Zaśmiała się, fakt, ale za to niesamowicie nerwowo. Co mogła powiedzieć? Może i była osobą, której nie powinno coś takiego ruszać, ale została wzięta z zaskoczenia. Czy to właśnie tak czuły się jej co to bardziej nieśmiałe ofiary, kiedy je atakowała?
Najgorzej.
Jakież miała szczęście, że przygotowywali się już do metaforycznego boju. Dlatego właśnie z automatu ruszyła przodem. Może i miała zakrytą facjatę, ale jakoś bała się, że ktoś dostrzeże jej rumieniec. Bogowie wszelacy, Hailey, ruchasz obcych kolesi bez mrugnięcia okiem, a wstydzisz się jak mała dziewczynka, kiedy senpai ją kabedonuje, bo szefowa dała ci trochę atencji.
[ Przejęcie terenu 12/15 ]
Mieli się bawić. Taki cynk dostał chłopak, od pewnego przyjaznego wilczka korzystającego z telefonu komórkowego. I tak jak nigdy nie brał udziału w owych zabawach, tak nie mógł sobie rzecz jasna darować takiej wielkiej zabawy. W końcu, podobno to, nadchodził dzień gdy organizacja do jakiej dołączyły stanie się władcą tych ziem! A ich liderka? Królową! Iście zacna to była okazja, to i Jokey nawet musiał się na nią zjawić - nawet jako jeden z najmłodszych członków "rodziny" nie wyznający jeszcze w pełni ich wiary. Jednocześnie jednak, chęci mu nie brakowało, aby przebywać z tą grupą osób, jakie muszą być definitywnie ekscentryczne. Wierzył w to. Wierzył że znajdzie tutaj ludzi podobnych do niego, a kim był świat by mu tą wiarę odbierać?
Przyszykował się więc. Wstał wcześnie rano. Umył ładnie ząbki. Wykąpał się, szorując dokładnie każdą część ciała. Włosy przemył nawet parę razy, aby to się błyszczały. Ich królowa nie mogła mieć w końcu sług, jakie to nie potrafiły należycie wyglądać na wielkich przedsięwzięciach. Dlatego też szybko ruszył by upolować odpowiedni strój, rzecz jasna przy pomocy pieniędzy zarobionych przez swoją dobrą znajomą jaka to miała ich aż nadto, nawet w tym chaotycznym świecie. Właśnie dlatego mógł później zjawić się w tak fancy wdzianku. W idealnym wręcz dla niego, czyli tak jakby wyrwał się prosto z teatru. Założenie to zresztą było dość trafne. W końcu Jokey grał niczym w teatrze non stop. Nie wyszukiwał jednak żadnej innej, specjalnej maski na przedsięwzięcie. Nie, chciał by dalej byli w stanie go rozpoznać. Dlatego założył tylko swoją standardową maskę [jak na avku], wcześniej dbając o to by się błyszczała w świetle księżycu. I ruszył. Tam gdzie mieli się spotkać. Tylko już wiele osób się spotkało. Tak jak wielu z nich nawet nie był w stanie rozpoznać, tak były osoby na tyle charakterystyczne i mu znajome, że wiedział że to były one.
— Lisy! I to tak licznie zgromadzone! — uniósł głos zadowolony z uśmiechem na twarzy, szybkim marszem podchodząc do całej zgrai. Z rączkami splecionymi za plecami, rozglądał się po wszystkich. Definitywnie większość niezbyt znajoma. I definitywnie była to też jego wina, to też powinien się należycie przywitać! — Uszanowanko wszystkim w tę piękną porę.
Koniec tego należytego przywitania. Nie będzie teraz do wszystkich podchodził i ich napastował. Uszanowanko musiało wystarczyć. Nie było na to czasu, jak bardzo by nie chciał. Skupił się zatem na osobie, która była trochę bardziej centrum atencji wszystkich lisów. Należycie zresztą. Nie mógł jednak zatrzymywać ich w marszu, to też wybiegł trochę przed tłum. Uklęknął w stronę Lark.
— A w szczególności witam naszą władczynię. Piękna korona. — tak, zdążył zauważyć akcesorium. Szybko jednak ze swojego klęku wstał, co by to nie blokować im drogi i dołączył do marszu. Gdziekolwiek szli. W sumie nie wiedział. Ciekawe ilu z nich wiedziało? Ciekawe czy ta zamaskowana dziewczynka z przodu jakiej miana nie znał wiedziała. W drodze, chłopak rozejrzał się jednak po okolicy. Czegoś brakowało. Definitywnie. Spojrzał w stronę całej grupki, ze zmartwieniem wypisanym na ustach jakie to mogli dojrzeć. — ...potrzebny jeszcze tron. Czy ktoś wziął może ze sobą tron?
Co za głuptas z niego. Na pewno tron był już na miejscu! Nie mniej... lepiej było się spytać. Tak na zaś. Jak nie, to szybko będą musieli go załatwić. I to raz dwa.
[ Przejmowanie terenu 13/15 ]
— W klubie. Edycja limitowana, tylko jedna sztuka na całe Riverdale — uśmiechnął się wesoło, odsłaniając przy tym śnieżnobiałe ząbki. Uśmiech godny Hollywood, pasta polecana przez dziewięciu na dziesięciu dentystów jednak robiła swoje.
"Miło mi, Hailey!"
Uniesienie ręki przez Axela w formie powitania było całkiem niezłym wynikiem, biorąc pod uwagę jego zainteresowanie wszystkim i wszystkimi.
— Sorki, wychodzi z założenia, że i tak was nie zapamięta — powiedział przepraszającym tonem, nawet jeśli szczerze mówiąc i tak się z nim zgadzał. Wątpił, by Lisy miały wspominać potem jego obecność, a jednocześnie one same nie interesowały się pracownikami klubu na tyle, by z nimi rozmawiać podczas ich zmian.
Chwilę mu zajęło, nim zorientował się, że dość jawnie wkopałby swojego przyjaciela. Złożył dłonie jak do modlitwy, przepraszając go tym samym już samą mową ciała.
— Przepraszam Raichu! — no jasne.
Pogwizdywał cicho pod nosem, nawet nie zauważając kiedy Rao znalazł się tuż przed nim i Hayesem.
"Kim jesteś?"
Axel przewrócił oczami, rzucając niedopałek na ziemię.
— Ostatni raz ciągniesz mnie na coś podobnego.
— W tym dystrykcie na pewno.
— Zamierzasz rozciągnąć monarchię na całe miasto? Może w końcu zostaniemy drugim Watykanem i łaskawie otworzą nam granice — rzucił sarkastycznie, podnosząc kij baseballowy Słowika do góry, by przyczepić go do jego plecaka. Poczekał cierpliwie, parskając jedynie śmiechem na jego słowa.
— W takim razie może jednak uśmiechniemy się do tej sekty religijnej, co ostatnio łaziła po ulicach? Hej Lark, możesz zostać ich papieżem! Ja się nie nadaję. Pedalstwo mnie skreśla w oczach Boga. Chyba że ciebie też, a ja o czymś nie wiem — zjechał czujnym wzrokiem ją i Hailey, unosząc bezczelnie kącik ust do góry. Patrzcie go. Swatka się znalazła. Słowik na tropie romansu.
"Nie będę przemawiać ku pokrzepieniu tłumu."
— No weź, przecież dużo ostatnio ćwiczyłaś. Coraz lepiej ci idzie! Wiesz, że jak ja się odezwę, to skończy się katastrofą.
— Z tym się zgodzę.
Prychnął na komentarz z boku, kręcąc na boki głową. Widząc, jak wszyscy ruszają do przodu, stanął przed Axelem, zaczepiając palce na kapturze jego bluzy, by ściągnąć ją na jego jasne włosy.
— Słuchaj, wiem, że nie chcesz zakładać maski, ale dziś naprawdę możemy rzucać się w oczy. A wątpię byś chciał lądować na twitterze.
— Mhm.
— HEJ NEBIT, KIEDY ROBIMY LANPARTY? — odezwał się nagle dużo głośniej, wciągając Axela za nadgarstek pomiędzy resztę Lisów. Przystanął jedynie na kilka sekund przez Jokeya, który najwyraźniej bardzo wczuł się w rolę.
— A daninę dla monarchów przyniosłeś?
Jak to tak z pustymi rękami do królowej.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach