▲▼
Nawet jeśli początek ich znajomości nie do końca miał pozytywny wydźwięk, ciężko byłoby oczekiwać, że Jonathan będzie do kogokolwiek żywił urazę. Zwłaszcza, że jakby nie patrzeć to on był tu osobą, która nie miała racji. Vi wykonywał jedynie swoją robotę prosząc Everetta o dowód, gdy ten wpadł na szalony pomysł zamówienia sobie drinka mimo tego, że był niepełnoletni. Normalnie nawet nie sięgał po procenty, ale wtedy tego jednego konkretnego wieczora chciał się poczuć jak prawdziwy buntownik.
Szkoda, że skończył nad szklanką soku z obrażoną miną, sącząc go powoli przez słomkę. Koniec końców barman okazał się na tyle zabawną (w jego opinii) osobą, by szybko odpuścił i poświęcił całą swoją energię na przeszkadzanie mu w pracy. Pewnie gdyby Vi nie zgodził się na danie mu wtedy numeru, nękałby go aż do zamknięcia. W końcu Jonathan żył dewizą - im więcej znajomych tym lepiej.
— Dzisiaj też pracujesz? Pracujecie w ogóle w tygodniu czy same weekendy? Zawsze mnie to ciekawiło, w końcu chyba mało kto przychodzi do klubów i barów w dni powszednie. Mylę się? Sam bym w życiu nie poszedł, w końcu następnego dnia musiałbym iść do szkoły. No chyba, że ktoś przychodzi na godzinę, żeby pogadać z barmanami i nie pije. Albo w sumie pije. Niektórzy nie wyobrażają sobie wieczoru bez alkoholu. Albo zapija alkohol alkoholem. Trochę smutne, nie sądzisz? Wiem, że na tym zarabiasz, ale mimo wszystko szkoda mi ludzi, u których uzależnienie przekracza jakieś normy. Chociaż nie wiem czy w Riverdale ktokolwiek ma jeszcze jakieś normy — zachichotał pod nosem zaraz rozglądając się dookoła, jakby chciał samą obserwacją potwierdzić swoje słowa.
Słowotok w jaki zawsze wpadał był czymś całkowicie normalnym. Czasem gadał tyle, że inni rezygnowali z wypowiadania się, stwierdzając że i tak ich zagłuszy. I nawet jeśli była w tym cząstka prawdy to na innych też potrafił się skupić! Szkoda, że byłby lepszym słuchaczem, gdyby non stop wszystkiego nie komentował. No ale nikt nie był idealny co nie.
First topic message reminder :
TEREN
FOXES
FOXES
Ulice
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Sieć ulic jest tym samym dla miasta, czym układ krwionośny dla organizmu. Otoczone licznymi ścianami budynków różnej maści. Od wielkich, szarych, szklanych biurowców, które ogromem sprawiają iż człowiek czuje się przy nich niczym mrówka. Kolorowych witryn sklepów walczących ze sobą i starających się przyciągnąć nawet najmniejsze spojrzenie błądzącego przechodnia, by ostatecznie zwabić go do siebie. Po mniejsze, jakby oderwane od tego przytłaczającego otoczenia starsze budynki, oferujące bardziej specyficzny asortyment. Nie należy również zapominać o licznych mniejszych uliczkach czających się między głównymi budynkami. Innymi słowy, każdy może znaleźć tu coś dla siebie, a fakt że obok co chwilę hałasują wszelkiego rodzaju samochody, nie daje o sobie zapomnieć, że musi to być centrum miasta. Co bardziej rozsądni mieszkańcy nie wychodzą na ulice po zmierzchu, nie chcąc przypadkiem zostać uczestnikiem burdy, której nie planowali. W końcu mało kto marzy o tym, aby to właśnie jego zwłoki znaleziono w jakiejś uliczce.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
Jego doświadczenie z szemranymi interesami było raczej kiepskie – można powiedzieć, że wręcz zerowe – dlatego nie do końca rozumiał, co tu się odpierdalało. Gdyby ktoś spytał go, jak wyobraża sobie nielegalne zakupy, w życiu nie przyszło mu na myśl, że będzie stał w kolejce z innymi ludźmi, którzy – o ironio – wcale nie kryli się ze swoją tożsamością. Nie żeby sam był od nich lepszy, ale z drugiej strony robił tu tylko za tragarza.
No i korzystał z okazji.
Przynajmniej taki mieli układ.
Whitelaw nie zamierzał wyłożyć dzisiaj ani grosza ze swojej kieszeni. Po pierwsze dlatego, że obiecano mu towar, więc wcale nie musiał tego robić, a po drugie – ten latynoski kutas ani trochę nie przypadł mu do gustu. Nie miało to nic wspólnego z rasowymi uprzedzeniami, ale zdecydowanie wolał, gdy tacy jak on urządzali sobie Meksyk w Meksyku.
— No chyba cię chuj boli — rzucił do Travitzy, kompletnie nie zwracając uwagi na obecność handlarza obok. Zresztą nie sądził, że interesowały go ich koleżeńskie odzywki. Czarnowłosy zacisnął kurczowo palce, mnąc w nich pasek plecaka i tylko cudem powstrzymał się od zajebania blondynowi w tył głowy, choć z pewnością była to doskonała okazja. Nigdy nie odwracaj się tyłem do przeciwnika.
Chase wymruczał coś pod nosem – sądząc po jego wkurwionej minie, był to kolejny nieprzyjemny komentarz pod adresem Pavla, który zupełnie niepotrzebnie zawracał mu dupę w środku nocy. Z drugiej strony Fernando czy inny kurwa Ramirez też się nie popisał. Chase nie chciał mieć za wiele wspólnego z kimś, kto otwarcie współpracował z psami. Nic dziwnego, że rzuciwszy ostatnie spojrzenie w stronę samochodu, wreszcie sam zebrał się i ruszył w zupełnie przeciwnym kierunku niż Travitza. Po drodze miał zamiar wstąpić do jakiegoś sklepu całodobowego, żeby cała ta nocna eskapada nie poszła na marne.
Żenada kurwa.
No i korzystał z okazji.
Przynajmniej taki mieli układ.
Whitelaw nie zamierzał wyłożyć dzisiaj ani grosza ze swojej kieszeni. Po pierwsze dlatego, że obiecano mu towar, więc wcale nie musiał tego robić, a po drugie – ten latynoski kutas ani trochę nie przypadł mu do gustu. Nie miało to nic wspólnego z rasowymi uprzedzeniami, ale zdecydowanie wolał, gdy tacy jak on urządzali sobie Meksyk w Meksyku.
— No chyba cię chuj boli — rzucił do Travitzy, kompletnie nie zwracając uwagi na obecność handlarza obok. Zresztą nie sądził, że interesowały go ich koleżeńskie odzywki. Czarnowłosy zacisnął kurczowo palce, mnąc w nich pasek plecaka i tylko cudem powstrzymał się od zajebania blondynowi w tył głowy, choć z pewnością była to doskonała okazja. Nigdy nie odwracaj się tyłem do przeciwnika.
Chase wymruczał coś pod nosem – sądząc po jego wkurwionej minie, był to kolejny nieprzyjemny komentarz pod adresem Pavla, który zupełnie niepotrzebnie zawracał mu dupę w środku nocy. Z drugiej strony Fernando czy inny kurwa Ramirez też się nie popisał. Chase nie chciał mieć za wiele wspólnego z kimś, kto otwarcie współpracował z psami. Nic dziwnego, że rzuciwszy ostatnie spojrzenie w stronę samochodu, wreszcie sam zebrał się i ruszył w zupełnie przeciwnym kierunku niż Travitza. Po drodze miał zamiar wstąpić do jakiegoś sklepu całodobowego, żeby cała ta nocna eskapada nie poszła na marne.
Żenada kurwa.
— zt.
Nie było też tutaj wiele po niej po wykonaniu swojego celu. Nie do końca uśmiechał się jej fakt obecnej sytuacji, ale jednak... Mogło skończyć się to w jeszcze inny sposób, którego nikt nie chciałby doświadczyć na własnej skórze. Dlatego też wolała zwinąć się z tego miejsca, bez pozostawiania dodatkowego czasu na cokolwiek więcej dla pozostałych względem niej. Zapakowała zakup do swojego plecaka...
... i zasadniczo tyle?
Westchnęła cicho. Może następnym razem powinnam rozplanować to lepiej - pomyślała jeszcze. - Chociaż ciekawe... Czy przy kolejnych zakupach sprzedawcą znów będzie ktoś inny - wspomnieniami na szybko wróciła do poprzednika, po czym lekko potrząsnęła głową i odeszła.
z/t
... i zasadniczo tyle?
Westchnęła cicho. Może następnym razem powinnam rozplanować to lepiej - pomyślała jeszcze. - Chociaż ciekawe... Czy przy kolejnych zakupach sprzedawcą znów będzie ktoś inny - wspomnieniami na szybko wróciła do poprzednika, po czym lekko potrząsnęła głową i odeszła.
z/t
Travitza szedł, topiąc się w swoim niezadowoleniu i paląc fajka z niezwykłą jak na siebie zawziętością. W pewnym momencie jednak zatrzymał się i westchnął głośno.
— Jebani kurwa meksykanie — rzucił, po czym zrobił w tył zwrot. Powrót zajął mu dobrych kilka minut. Na miejscu nie spotkał już Chase'a, co wcale go nie dziwiło. Nawet nie kłopotał się tym, żeby do niego znów pisać. Miał jeszcze jakieś resztki honoru. Na szczęście byli najważniejsi goście.
— Dobra, daj to co mówiłem, poza tarczami — burknął, zastanawiając się jak to przeniesie, skoro to Whitelaw miał plecak. Trudno, coś wymyśli.
— Macie na to jakąś torbę? Albo plecak? Dopłacę — skoro już się bawili w sklep spożywczy.
— Jebani kurwa meksykanie — rzucił, po czym zrobił w tył zwrot. Powrót zajął mu dobrych kilka minut. Na miejscu nie spotkał już Chase'a, co wcale go nie dziwiło. Nawet nie kłopotał się tym, żeby do niego znów pisać. Miał jeszcze jakieś resztki honoru. Na szczęście byli najważniejsi goście.
— Dobra, daj to co mówiłem, poza tarczami — burknął, zastanawiając się jak to przeniesie, skoro to Whitelaw miał plecak. Trudno, coś wymyśli.
— Macie na to jakąś torbę? Albo plecak? Dopłacę — skoro już się bawili w sklep spożywczy.
Santiago siedział spokojnie na oparciu bagażnika, popalając grube i wyjątkowo mocno śmierdzące cygaro. Była to jedna z tych przyjemności, przy których jak zawsze twierdził - niezbyt obchodził go potencjalny nowotwór, skoro w ty mieście i tak non-stop konkurencja targała się na jego życie. Jak na razie bezskutecznie. Uniósł rękę, zerkając na zegarek, by ocenić mniej więcej czas jaki zamierzał tu jeszcze spędzić, gdy dostrzegł jednego z powracających klientów.
— Torba w gratisie przy większych zakupach, alborotador — wyglądało na to, że i tak nie zamierzał w żaden sposób komentować jego powrotu. Przyzwyczaił się już, że w tym mieście była cała masa gniewnych, a tych którzy woleli odejść i się przewietrzyć i tak wolał dużo bardziej niż celujących do niego z broni, myśląc że mogą sobie pozwolić na podobną bezczelność.
Zapakował granat błyskowy do odpowiedniej skrzyneczki, zabezpieczonej tak by nie wysadziło w powietrze klienta nawet przy mocniejszym rzucie nią o ziemię. Zaraz po tym zapakował ją do torby, przenosząc wzrok na Rosjanina.
— Granat 300$. Jest dobrze zabezpieczony, ale cholerstwo nieźle daje po oczach, więc po pierdolnięciu nim uważajcie by nie patrzeć nawet w jego pobliżu. Miewałem już takich agente co patrzyli na tor lotu i sami tracili przez to wzrok. Noże po 100$, zostało nam 5 sztuk. Apteczki 200$ za jedną, zostały 4 sztuki. Ile bierzesz? — przygryzł cygaro zębami, machając jednocześnie ręką na jednego z kumpli, który wyraźnie czekał na dokładniejsze instrukcje.
— Torba w gratisie przy większych zakupach, alborotador — wyglądało na to, że i tak nie zamierzał w żaden sposób komentować jego powrotu. Przyzwyczaił się już, że w tym mieście była cała masa gniewnych, a tych którzy woleli odejść i się przewietrzyć i tak wolał dużo bardziej niż celujących do niego z broni, myśląc że mogą sobie pozwolić na podobną bezczelność.
Zapakował granat błyskowy do odpowiedniej skrzyneczki, zabezpieczonej tak by nie wysadziło w powietrze klienta nawet przy mocniejszym rzucie nią o ziemię. Zaraz po tym zapakował ją do torby, przenosząc wzrok na Rosjanina.
— Granat 300$. Jest dobrze zabezpieczony, ale cholerstwo nieźle daje po oczach, więc po pierdolnięciu nim uważajcie by nie patrzeć nawet w jego pobliżu. Miewałem już takich agente co patrzyli na tor lotu i sami tracili przez to wzrok. Noże po 100$, zostało nam 5 sztuk. Apteczki 200$ za jedną, zostały 4 sztuki. Ile bierzesz? — przygryzł cygaro zębami, machając jednocześnie ręką na jednego z kumpli, który wyraźnie czekał na dokładniejsze instrukcje.
Pokiwał głową w zamyśleniu. W sumie nigdy nie używał grantów, więc nie wiedział, kiedy odwrócić wzrok. Tak czy inaczej, teraz po prostu nie będzie się w ogóle patrzył za tym cholerstwem. Niech inni ślepną.
— Wszystkie noże i wszystkie pateczki — odpowiedział, nie chcąc tego przedłużać. Już i tak za bardzo to przeciągał, powinien dawno spokojnie wrócić do domu. W swoich myślał mógł spokojnie obwiniać za to handlarza.
— Wszystkie noże i wszystkie pateczki — odpowiedział, nie chcąc tego przedłużać. Już i tak za bardzo to przeciągał, powinien dawno spokojnie wrócić do domu. W swoich myślał mógł spokojnie obwiniać za to handlarza.
Smuggler - odliczono 1600$ od stanu konta.
Dopisano broń wraz z użyciem do ekwipunku.
Dopisano broń wraz z użyciem do ekwipunku.
Jedno skinięcie głowy wystarczyło, by cały sprzęt wylądował w torbie.
— 1600$ za wszystko — powiedział czekając na gotówkę, nim przekazał wszystko Rosjaninowi. Ich interesy na dziś dobiegły końca, resztę towaru zostawią na kolejny wypad, po drobnym uzupełnieniu magazynu.
— Dobra chłopaki zawijamy stąd — gwizdnął na swoich kompanów, rolując kilka razy cygaro pomiędzy zębami. Bagażnik się zatrzasnął, a cała banda weszła do auta, zapalając silnik z głośnym rykiem tuż przed opuszczeniem miejsca na dobre. Został po nich jedynie smród benzyny przemieszany z równie śmierdzącym zapachem cygara Santiago.
— 1600$ za wszystko — powiedział czekając na gotówkę, nim przekazał wszystko Rosjaninowi. Ich interesy na dziś dobiegły końca, resztę towaru zostawią na kolejny wypad, po drobnym uzupełnieniu magazynu.
— Dobra chłopaki zawijamy stąd — gwizdnął na swoich kompanów, rolując kilka razy cygaro pomiędzy zębami. Bagażnik się zatrzasnął, a cała banda weszła do auta, zapalając silnik z głośnym rykiem tuż przed opuszczeniem miejsca na dobre. Został po nich jedynie smród benzyny przemieszany z równie śmierdzącym zapachem cygara Santiago.
Handlarz opuścił temat!
Rosjaninowi też nie pozostało nic innego, jak chwycić na torbę i się oddalić. Chociaż za nim to zrobił, przystanął i spojrzał za odjeżdżającym samochodem. Automatycznie sięgnął do kieszeni, skąd wyciągnął paczkę papierosów. Zostały dwa.
— Jeszcze was kurwa nauczę, kto powinien stać pierwszy w kolejce — oznajmił nikomu, bo został tutaj sam. Zapalił fajkę, podniósł torbę i ruszył w swoją stronę.
//zt
— Jeszcze was kurwa nauczę, kto powinien stać pierwszy w kolejce — oznajmił nikomu, bo został tutaj sam. Zapalił fajkę, podniósł torbę i ruszył w swoją stronę.
//zt
Od samego początku podejrzewała, że klub nie miał jedynie służyć do organizowania imprez z hipnotyzującą muzyką i barem gdzie klientela zostawiałaby majątek. Była niemal na sto procent pewna, że górne piętro oprócz zapewne loży VIP mieściło także bardziej prywatne pokoje. Z resztą po ostatnich słowach blondyna nie miała już wątpliwości. Ale czy jej to w zasadzie przeszkadzało? Pewnie powinno, patrząc na jej zawód. Jednak moralność i etyczność już dawno zgubiła gdzieś po drodze. Jej zadanie miało dotyczyć pilnowania porządku i ochrony przybytku przed każdym kto będzie chciał wejść w drogę właścicielowi. A dopóki będzie dostawa kasę, dopóty będzie robiła to, do czego się zgłosiła. No chyba, że będzie świadkiem jakiś absurdów wtedy nie odpuści.
Złapała za szklankę z wodą i uniosła ją do ust w momencie gdy Renshaw zadał jej pytanie. Spojrzała na niego z ponad szklanego naczynia i wzruszyła ramionami upijając nieco płynu.
„Dokładnie tym, czym powiedziałam, życiem z konsekwencjami,” na pewno nie zamierzała wchodzić w szczegóły i dzielić się swoimi traumami. Nie była na wizycie u psychiatry na litość boską.
Na jego kolejne słowa nie zareagowała, po prostu wzięła kolejny łyk wody i ukradkiem rozejrzała się po klubie. Musiała przyznać, że cisza jaka w nim panowała zaczynała ją drażnić. Jakby za moment miało się tu zdarzyć coś dziwnego. Taka cisza przed burzą?
Skinęła głową na jego słowa odnośnie warunków pracy i wymagań od pracowników. Większość czasu i tak funkcjonowała w nocy, a od lat nie potrafiła spać dłużej niż kilka marnych godzin. Jej ostatni rekord to bodajże sześć.
Podrapała się w policzek i na moment zamyśliła. No właśnie. Ile ona właściwie chciała zarobić. Nigdy wcześniej nie pracowała w takim miejscu a tym bardziej nie musiała proponować stawki. Ale mężczyzna nie wyglądał na biednego więc w sumie co jej szkodziło.
"Myślę, że 30-40 na godzinę na początek wystarczy," sama nie wiedziała czy to dużo czy mało, ale jeśli Renshaw był fair sam jej o tym wkrótce powie. "Wiesz już kiedy będzie otwarcie?" zapytała po chwili. W końcu ona też miała parę pytań do blondyna.
Złapała za szklankę z wodą i uniosła ją do ust w momencie gdy Renshaw zadał jej pytanie. Spojrzała na niego z ponad szklanego naczynia i wzruszyła ramionami upijając nieco płynu.
„Dokładnie tym, czym powiedziałam, życiem z konsekwencjami,” na pewno nie zamierzała wchodzić w szczegóły i dzielić się swoimi traumami. Nie była na wizycie u psychiatry na litość boską.
Na jego kolejne słowa nie zareagowała, po prostu wzięła kolejny łyk wody i ukradkiem rozejrzała się po klubie. Musiała przyznać, że cisza jaka w nim panowała zaczynała ją drażnić. Jakby za moment miało się tu zdarzyć coś dziwnego. Taka cisza przed burzą?
Skinęła głową na jego słowa odnośnie warunków pracy i wymagań od pracowników. Większość czasu i tak funkcjonowała w nocy, a od lat nie potrafiła spać dłużej niż kilka marnych godzin. Jej ostatni rekord to bodajże sześć.
Podrapała się w policzek i na moment zamyśliła. No właśnie. Ile ona właściwie chciała zarobić. Nigdy wcześniej nie pracowała w takim miejscu a tym bardziej nie musiała proponować stawki. Ale mężczyzna nie wyglądał na biednego więc w sumie co jej szkodziło.
"Myślę, że 30-40 na godzinę na początek wystarczy," sama nie wiedziała czy to dużo czy mało, ale jeśli Renshaw był fair sam jej o tym wkrótce powie. "Wiesz już kiedy będzie otwarcie?" zapytała po chwili. W końcu ona też miała parę pytań do blondyna.
Słuchając Kiany, potarł podbródek w zastanowieniu. Nie wracał już do tematu jej życia z konsekwencjami, jednocześnie zakładając, że te konsekwencje miały wpływ na jej topienie smutków w alkoholu. W gruncie rzeczy dla Nate'a liczyło się jedynie to, by stroniła od procentów w godzinach pracy – gdyby popełniła chociaż jeden błąd, nie było żadnego problemu, by odprawić ją z kwitkiem. Nikt nie zamierzał ingerować w zwolnienia dyscyplinarne.
— To dość wysoka stawka, ale rozważę to po okresie próbnym. Tradycyjnie pracownicy klubu muszą zacząć od co najmniej dwumiesięcznego okresu próbnego. Obowiązuje ich wtedy umowa zlecenie, więc na dobry początek proponuję 25 dolarów na godzinę. Nie ukrywam, że wolę upewnić się, w co inwestuję swoje pieniądze, a sądzę, że to i tak dość uczciwa stawka. To jak? — spytał, w oczekiwaniu unosząc swoją szklankę z mojito. Pociągnął solidniejszy łyk orzeźwiającego napoju, zostawiając jedynie niewielką jego część na samym dnie szklanki. Lód zdążył roztopić się już na tyle mocno, że smak drinka przestał być tak wyrazisty jak na początku.
— Otwarcie? — spytał, jakby nie do końca rozumiał, o co jej chodzi. Wydawało mu się, że wcześniej jasno dał jej do zrozumienia, że klub funkcjonuje już od jakiegoś czasu. — Zazwyczaj startujemy o godzinie dziewiętnastej. W weekendy zaczynamy wcześniej — odpowiedział cierpliwym tonem. Biorąc pod uwagę, że kobieta mogła mieć za sobą ciężką noc, mogła nie do końca skupiać się na tym, co mówił blondyn. Tyle jeszcze był w stanie jej wybaczyć. — Rozumiem, że chce pani rozpocząć pracę już od jutra? Jeśli tak, poproszę naszego księgowego, by przygotował stosowną umowę, która będzie gotowa do podpisania następnego dnia. Proponuję też nie przyzwyczajać się do obecnego miejsca. Jeszcze w tym miesiącu planuję przenieść swój interes. Rzecz jasna, gdy termin przeprowadzki będzie zbliżał się wielkimi krokami, wszyscy zostaniecie o tym poinformowani.
Wyprostował się, odkładając swoją szklankę do pobliskiego zlewu. Ta czynność wydawała się być zwiastunem tego, że Renshaw z wolna przymierzał się do zakończenia tej rozmowy. Uzyskał już wszystkie informacje, na którym zależało pracodawcy. Pobieżnie zerknął jeszcze na ciemnowłosego, który prawdopodobnie się zamyślił i chociaż jasnowłosego korciło, by pomachać mu ręką przed oczami, powstrzymał się przed tym gestem.
— Muszę jeszcze przemyśleć kandydaturę pana Mihaela. Zawsze może pan przygotować swoje CV i przesłać je do nas mailowo. Czy mają państwo jeszcze jakieś pytania?
— To dość wysoka stawka, ale rozważę to po okresie próbnym. Tradycyjnie pracownicy klubu muszą zacząć od co najmniej dwumiesięcznego okresu próbnego. Obowiązuje ich wtedy umowa zlecenie, więc na dobry początek proponuję 25 dolarów na godzinę. Nie ukrywam, że wolę upewnić się, w co inwestuję swoje pieniądze, a sądzę, że to i tak dość uczciwa stawka. To jak? — spytał, w oczekiwaniu unosząc swoją szklankę z mojito. Pociągnął solidniejszy łyk orzeźwiającego napoju, zostawiając jedynie niewielką jego część na samym dnie szklanki. Lód zdążył roztopić się już na tyle mocno, że smak drinka przestał być tak wyrazisty jak na początku.
— Otwarcie? — spytał, jakby nie do końca rozumiał, o co jej chodzi. Wydawało mu się, że wcześniej jasno dał jej do zrozumienia, że klub funkcjonuje już od jakiegoś czasu. — Zazwyczaj startujemy o godzinie dziewiętnastej. W weekendy zaczynamy wcześniej — odpowiedział cierpliwym tonem. Biorąc pod uwagę, że kobieta mogła mieć za sobą ciężką noc, mogła nie do końca skupiać się na tym, co mówił blondyn. Tyle jeszcze był w stanie jej wybaczyć. — Rozumiem, że chce pani rozpocząć pracę już od jutra? Jeśli tak, poproszę naszego księgowego, by przygotował stosowną umowę, która będzie gotowa do podpisania następnego dnia. Proponuję też nie przyzwyczajać się do obecnego miejsca. Jeszcze w tym miesiącu planuję przenieść swój interes. Rzecz jasna, gdy termin przeprowadzki będzie zbliżał się wielkimi krokami, wszyscy zostaniecie o tym poinformowani.
Wyprostował się, odkładając swoją szklankę do pobliskiego zlewu. Ta czynność wydawała się być zwiastunem tego, że Renshaw z wolna przymierzał się do zakończenia tej rozmowy. Uzyskał już wszystkie informacje, na którym zależało pracodawcy. Pobieżnie zerknął jeszcze na ciemnowłosego, który prawdopodobnie się zamyślił i chociaż jasnowłosego korciło, by pomachać mu ręką przed oczami, powstrzymał się przed tym gestem.
— Muszę jeszcze przemyśleć kandydaturę pana Mihaela. Zawsze może pan przygotować swoje CV i przesłać je do nas mailowo. Czy mają państwo jeszcze jakieś pytania?
25$ na godzinę brzmiało nie najgorzej. W końcu póki co miała jeszcze stały napływ gotówki ze swojej regularnej pracy. Aczkolwiek biorąc pod uwagę specyfikę tego miasta nie miała pojęcia czy nagle nie okaże się, że to klub stanie się jej głównym źródłem dochodu.
„Jasne, na początek wystarczy,” zgodziła się, bo w sumie i tak nie miała specjalnego wyboru. Z resztą kasa nie była jedynym powodem dla którego chciała się tu zatrudnić. Miejsce jak to było wręcz idealne do nawiązywania znajomości, które w przyszłości mogły jej się przydać.
Niemal momentalnie po zadaniu pytania o działanie klubu i zobaczeniu reakcji blondyna chciała zapaść się pod ziemię. Najwidoczniej była bardziej zmęczona niż jej się wydawało.
Skup się kobieto, skarciła samą siebie w myślach i zamaskowała swoją głupotę pół uśmiechem.
„No tak. Dziewiętnasta. Wybacz, migrena to suka,” dodając do tego jeszcze pozostałości kaca i nieprzespaną noc otrzymujemy mocne combo.
Dopiła zawartość szklanki odsuwając ją w stronę blondyna. Miała nadzieję, że ta cała rozmowa zbliżała się ku końcowi, bo rzeczywiście miała coraz większe problemy ze skupieniem. Jednocześnie wiedziała, że jak tylko stąd wyjdzie od razu pojedzie na posterunek i zaszyje się w jakieś sali z masą zaległych papierów. Nie dlatego, że paliło jej się do pracy. Góra najwyraźniej miała dosyć jej półsłówek i zwlekania ze zdawaniem raportów. A mówili, oddawaj wszystko na czas.
„Jutro brzmi dobrze. Jakbyś potrzebował pomocy w przeprowadzce, mogę pomóc,” chociażby po to by jakoś podbudować swoją reputację i pokazać, że nie była ani pijakiem ani też wariatką. Spojrzała kątem oka na chłopaka z którym tu przyszła zastanawiając się czy jemu także uda się dostać tu posadę. Jej uwaga jednak szybko powróciła do Renshawa. Czy miała pytania? Zanim to wszystko się zaczęło istotnie posiadała kilka, ale wraz z upływem czasu wszystkie wyleciały jej z głowy. No może poza jednym.
„To bardziej prośba niż pytanie Panie Renshaw. Jeśli to nie problem, na prawdę nalegam by zwracać się do mnie per Kiana. I byłabym wdzięczna żeby moje imię i nazwisko… Olivia Taylor pozostało tylko między nami. Mam… mam swoje powody dlaczego nie posługuje się nim na porządku dziennym,” te kilka razy gdy blondyn wymówił jej imię było trudne do zniesienia. Gdyby cały klub zaczął się tak do niej nagle zwracać… powiedzmy, że nie skończyłoby się to dobrze dla żadnej ze stron.
Zdjęła dłonie z blatu i ułożyła je na udach tak, by Renshaw nie dostrzegł jak momentalnie zacisnęła je w pięści. Czy to ze zdenerwowania czy napływającej paniki tego do końca sama nie potrafiła rozróżnić.
„Jasne, na początek wystarczy,” zgodziła się, bo w sumie i tak nie miała specjalnego wyboru. Z resztą kasa nie była jedynym powodem dla którego chciała się tu zatrudnić. Miejsce jak to było wręcz idealne do nawiązywania znajomości, które w przyszłości mogły jej się przydać.
Niemal momentalnie po zadaniu pytania o działanie klubu i zobaczeniu reakcji blondyna chciała zapaść się pod ziemię. Najwidoczniej była bardziej zmęczona niż jej się wydawało.
Skup się kobieto, skarciła samą siebie w myślach i zamaskowała swoją głupotę pół uśmiechem.
„No tak. Dziewiętnasta. Wybacz, migrena to suka,” dodając do tego jeszcze pozostałości kaca i nieprzespaną noc otrzymujemy mocne combo.
Dopiła zawartość szklanki odsuwając ją w stronę blondyna. Miała nadzieję, że ta cała rozmowa zbliżała się ku końcowi, bo rzeczywiście miała coraz większe problemy ze skupieniem. Jednocześnie wiedziała, że jak tylko stąd wyjdzie od razu pojedzie na posterunek i zaszyje się w jakieś sali z masą zaległych papierów. Nie dlatego, że paliło jej się do pracy. Góra najwyraźniej miała dosyć jej półsłówek i zwlekania ze zdawaniem raportów. A mówili, oddawaj wszystko na czas.
„Jutro brzmi dobrze. Jakbyś potrzebował pomocy w przeprowadzce, mogę pomóc,” chociażby po to by jakoś podbudować swoją reputację i pokazać, że nie była ani pijakiem ani też wariatką. Spojrzała kątem oka na chłopaka z którym tu przyszła zastanawiając się czy jemu także uda się dostać tu posadę. Jej uwaga jednak szybko powróciła do Renshawa. Czy miała pytania? Zanim to wszystko się zaczęło istotnie posiadała kilka, ale wraz z upływem czasu wszystkie wyleciały jej z głowy. No może poza jednym.
„To bardziej prośba niż pytanie Panie Renshaw. Jeśli to nie problem, na prawdę nalegam by zwracać się do mnie per Kiana. I byłabym wdzięczna żeby moje imię i nazwisko… Olivia Taylor pozostało tylko między nami. Mam… mam swoje powody dlaczego nie posługuje się nim na porządku dziennym,” te kilka razy gdy blondyn wymówił jej imię było trudne do zniesienia. Gdyby cały klub zaczął się tak do niej nagle zwracać… powiedzmy, że nie skończyłoby się to dobrze dla żadnej ze stron.
Zdjęła dłonie z blatu i ułożyła je na udach tak, by Renshaw nie dostrzegł jak momentalnie zacisnęła je w pięści. Czy to ze zdenerwowania czy napływającej paniki tego do końca sama nie potrafiła rozróżnić.
— Mam nadzieję, że do jutra pozbędzie się pani migreny — stwierdził na pozór uprzejmie, choć sądząc po jego nieruchomym i intensywnym spojrzeniu, wymagał tego, by na miejscu pracy pojawiła się w odpowiednim stanie. Już na pierwszy rzut oka Renshaw nie był osobą, z którą wdawało się w dyskusje, gdy coś poszło nie tak.
Wszystko musiało układać się po jego myśli.
— Nie będzie takiej potrzeby — rzucił, kręcąc głową. W jego geście kryła się nuta dezaprobaty. Zdawał sobie sprawę, że w innych miejscach zdarzało się wykorzystywać pracowników do celów wykraczających poza zakres ich obowiązków, ale białowłosa najwidoczniej go nie doceniała. — Proszę skupić się na utrzymaniu porządku w klubie. Zapewniam, że kwestia przeprowadzki jest już w pełni zorganizowana — odparł, nie wdając się w niepotrzebne szczegóły. Przekaz zawarty pomiędzy wierszami jasno komunikował, że było go stać na ludzi, którzy odpowiednio się tym zajmą. Nie wspominając już o tym, że dodatkowe ręce do pracy mogłyby okazać się jedynie niepotrzebnym utrapieniem. Było też kilka innych kwestii, które stały na przeszkodzie wzięcia udziału w podobnym wolontariacie, jednak Nate nie musiał się nimi z nikim dzielić.
„To bardziej prośba niż pytanie Panie Renshaw.”
Uniósł brew w pytającym wyrazie. Miał nadzieję, że jej prośba nie wiązała się z czymś niemożliwym do zrealizowania ani nie miała okazać się błaganiem o to, by jednak zdecydował się przyjąć Mihaela pod swoje skrzydła.
Kwestia była dużo bardziej błaha niż się spodziewał. Trudno było go winić za ten krótki śmiech, który wyrwał się z jego ust.
— Gwarantuję, że nie zamierzam ingerować w pani relacje z pracownikami klubu, aczkolwiek nie jestem jedyną osobą, która miała okazję rzucić okiem na pani CV. W każdym razie zapamiętam, choć jeśli chodzi o mnie i o panią, na co dzień nie będziemy mieli okazji porozmawiać przy szklance mojito. Jutro o dziewiętnastej mój pracownik przekaże pani umowę, a jeden z ochroniarzy zajmie się krótkim wdrożeniem w procedury. Proszę się nie spóźnić i powodzenia.
Skinął głową na odchodne i już za chwilę zniknął za drzwiami, którymi wcześniej wszedł na salę. Ben, który przez cały ten czas ukrywał się gdzieś w cieniu, w milczeniu pojawił się nieopodal dwójki i gestem ręki wskazał im drzwi wyjściowe. Jego ponury wyraz twarzy skutecznie zachęcał do opuszczenia lokalu – wyglądało na to, że dziś mogli porzucić wszelkie nadzieje na inne darmowe drinki.
Wszystko musiało układać się po jego myśli.
— Nie będzie takiej potrzeby — rzucił, kręcąc głową. W jego geście kryła się nuta dezaprobaty. Zdawał sobie sprawę, że w innych miejscach zdarzało się wykorzystywać pracowników do celów wykraczających poza zakres ich obowiązków, ale białowłosa najwidoczniej go nie doceniała. — Proszę skupić się na utrzymaniu porządku w klubie. Zapewniam, że kwestia przeprowadzki jest już w pełni zorganizowana — odparł, nie wdając się w niepotrzebne szczegóły. Przekaz zawarty pomiędzy wierszami jasno komunikował, że było go stać na ludzi, którzy odpowiednio się tym zajmą. Nie wspominając już o tym, że dodatkowe ręce do pracy mogłyby okazać się jedynie niepotrzebnym utrapieniem. Było też kilka innych kwestii, które stały na przeszkodzie wzięcia udziału w podobnym wolontariacie, jednak Nate nie musiał się nimi z nikim dzielić.
„To bardziej prośba niż pytanie Panie Renshaw.”
Uniósł brew w pytającym wyrazie. Miał nadzieję, że jej prośba nie wiązała się z czymś niemożliwym do zrealizowania ani nie miała okazać się błaganiem o to, by jednak zdecydował się przyjąć Mihaela pod swoje skrzydła.
Kwestia była dużo bardziej błaha niż się spodziewał. Trudno było go winić za ten krótki śmiech, który wyrwał się z jego ust.
— Gwarantuję, że nie zamierzam ingerować w pani relacje z pracownikami klubu, aczkolwiek nie jestem jedyną osobą, która miała okazję rzucić okiem na pani CV. W każdym razie zapamiętam, choć jeśli chodzi o mnie i o panią, na co dzień nie będziemy mieli okazji porozmawiać przy szklance mojito. Jutro o dziewiętnastej mój pracownik przekaże pani umowę, a jeden z ochroniarzy zajmie się krótkim wdrożeniem w procedury. Proszę się nie spóźnić i powodzenia.
Skinął głową na odchodne i już za chwilę zniknął za drzwiami, którymi wcześniej wszedł na salę. Ben, który przez cały ten czas ukrywał się gdzieś w cieniu, w milczeniu pojawił się nieopodal dwójki i gestem ręki wskazał im drzwi wyjściowe. Jego ponury wyraz twarzy skutecznie zachęcał do opuszczenia lokalu – wyglądało na to, że dziś mogli porzucić wszelkie nadzieje na inne darmowe drinki.
— zt [+ Kiana, Mihael].
3 PAŹDZIERNIKA, WTOREK – 16:30
Wietrzna, ale słoneczna pogoda.
Wietrzna, ale słoneczna pogoda.
____________
Nawet jeśli początek ich znajomości nie do końca miał pozytywny wydźwięk, ciężko byłoby oczekiwać, że Jonathan będzie do kogokolwiek żywił urazę. Zwłaszcza, że jakby nie patrzeć to on był tu osobą, która nie miała racji. Vi wykonywał jedynie swoją robotę prosząc Everetta o dowód, gdy ten wpadł na szalony pomysł zamówienia sobie drinka mimo tego, że był niepełnoletni. Normalnie nawet nie sięgał po procenty, ale wtedy tego jednego konkretnego wieczora chciał się poczuć jak prawdziwy buntownik.
Szkoda, że skończył nad szklanką soku z obrażoną miną, sącząc go powoli przez słomkę. Koniec końców barman okazał się na tyle zabawną (w jego opinii) osobą, by szybko odpuścił i poświęcił całą swoją energię na przeszkadzanie mu w pracy. Pewnie gdyby Vi nie zgodził się na danie mu wtedy numeru, nękałby go aż do zamknięcia. W końcu Jonathan żył dewizą - im więcej znajomych tym lepiej.
— Dzisiaj też pracujesz? Pracujecie w ogóle w tygodniu czy same weekendy? Zawsze mnie to ciekawiło, w końcu chyba mało kto przychodzi do klubów i barów w dni powszednie. Mylę się? Sam bym w życiu nie poszedł, w końcu następnego dnia musiałbym iść do szkoły. No chyba, że ktoś przychodzi na godzinę, żeby pogadać z barmanami i nie pije. Albo w sumie pije. Niektórzy nie wyobrażają sobie wieczoru bez alkoholu. Albo zapija alkohol alkoholem. Trochę smutne, nie sądzisz? Wiem, że na tym zarabiasz, ale mimo wszystko szkoda mi ludzi, u których uzależnienie przekracza jakieś normy. Chociaż nie wiem czy w Riverdale ktokolwiek ma jeszcze jakieś normy — zachichotał pod nosem zaraz rozglądając się dookoła, jakby chciał samą obserwacją potwierdzić swoje słowa.
Słowotok w jaki zawsze wpadał był czymś całkowicie normalnym. Czasem gadał tyle, że inni rezygnowali z wypowiadania się, stwierdzając że i tak ich zagłuszy. I nawet jeśli była w tym cząstka prawdy to na innych też potrafił się skupić! Szkoda, że byłby lepszym słuchaczem, gdyby non stop wszystkiego nie komentował. No ale nikt nie był idealny co nie.
Nie spodziewał się, że tamtego wieczoru, podczas swojej zmiany spotka takiego na swój sposób irytującego dzieciaka. Dzieciaka, który chciał napić się alkoholu, bez pokazania jakiegokolwiek dowodu potwierdzającego jego tożsamość. Wtedy coś obudziło się u niego z stażu, który odbywa na komendzie policji. Znał te wszystkie przepisy i wiedział jakie są konsekwencje tego, kiedy sprzedaje się alkohol nieletnim. Dobrze, że przed swoją zmianą zażył swoje leki i nie miał skłonności, aby poczuć odrobine adrenaliny w swoim życiu, które zaczął nazywać cieniem.
W ostateczności podał chłopakowi sok w szklance, razem ze słomką, aby mógł się czegokolwiek napić. A klient siedzący przy barze bez żadnego napoju to był najgorszy grzech jaki barman mógł popełnić, nawet jak pracował na pół etatu. Przez gadulstwo tego dzieciaka musiał odpowiadać na jego wszelkie zaczepki i pytania – czasem zastanawiając się co on miał w głowie. Dodatkowo musiał dać jemu swój numer telefonu, aby w końcu przestał go o to męczyć, do końca jego zmiany. A koniec miał nastąpić, aż do zamknięcia baru.
- Jak widać. Pracujemy przez siedem dni w tygodniu. Ludzie przychodzą do barów z różnych powodów, jednak jeśli mamy porównywać dni powszechne i weekendów, to w weekendy zawsze jest większy utarg, niż w tygodniu – odpowiedział na parę oczywistych pytań Everetta, który chyba nie miał co robić po szkole. Skoro przyszedł tutaj drugi raz i zagaduje go.
- Jeśli ktoś ma problem z alkoholem i nie potrafi postawić sobie granicy w piciu to już jego problem. Niektórzy próbują odstresować się od zmartwień w swoim prywatnym życiu, od tego, że to miasto już dawno zeszło na psy i nie mogą się z niego wydostać albo po prostu szukając pocieszenia w procentach , które jest bardzo proste. A w Riverdale wszelakie normy już dawno zniknęły, można powiedzieć, że tych norm jakie były wcześniej – o ile były – zniknęły – wycierał już którąś z kolei szklankę bawełnianą szmatką, aby nie było na nich smug. Nie patrząc na siedzącego naprzeciwko niego chłopaka, który postanowił rozejrzeć się po lokalu.
W duchu przyznał przed samym sobą, że Jonathan był strasznym gadułą. Związku z tym musiał się trochę wysilić się do rozmowy z nim. Co go pchnęło do konwersacji z nim? Może wcześniejsze zadane pytania i fakt, że jeszcze się spotykają albo to, że nie potrafił się z kimś zgodzić z przekonaniach i twierdzeniach…? Musiał wypowiedzieć swoje zadanie, bo wtedy miał wrażenie, że jeszcze posiadał własny rozum i nie został on zeżarty przez przyjmowane leki.
W ostateczności podał chłopakowi sok w szklance, razem ze słomką, aby mógł się czegokolwiek napić. A klient siedzący przy barze bez żadnego napoju to był najgorszy grzech jaki barman mógł popełnić, nawet jak pracował na pół etatu. Przez gadulstwo tego dzieciaka musiał odpowiadać na jego wszelkie zaczepki i pytania – czasem zastanawiając się co on miał w głowie. Dodatkowo musiał dać jemu swój numer telefonu, aby w końcu przestał go o to męczyć, do końca jego zmiany. A koniec miał nastąpić, aż do zamknięcia baru.
- Jak widać. Pracujemy przez siedem dni w tygodniu. Ludzie przychodzą do barów z różnych powodów, jednak jeśli mamy porównywać dni powszechne i weekendów, to w weekendy zawsze jest większy utarg, niż w tygodniu – odpowiedział na parę oczywistych pytań Everetta, który chyba nie miał co robić po szkole. Skoro przyszedł tutaj drugi raz i zagaduje go.
- Jeśli ktoś ma problem z alkoholem i nie potrafi postawić sobie granicy w piciu to już jego problem. Niektórzy próbują odstresować się od zmartwień w swoim prywatnym życiu, od tego, że to miasto już dawno zeszło na psy i nie mogą się z niego wydostać albo po prostu szukając pocieszenia w procentach , które jest bardzo proste. A w Riverdale wszelakie normy już dawno zniknęły, można powiedzieć, że tych norm jakie były wcześniej – o ile były – zniknęły – wycierał już którąś z kolei szklankę bawełnianą szmatką, aby nie było na nich smug. Nie patrząc na siedzącego naprzeciwko niego chłopaka, który postanowił rozejrzeć się po lokalu.
W duchu przyznał przed samym sobą, że Jonathan był strasznym gadułą. Związku z tym musiał się trochę wysilić się do rozmowy z nim. Co go pchnęło do konwersacji z nim? Może wcześniejsze zadane pytania i fakt, że jeszcze się spotykają albo to, że nie potrafił się z kimś zgodzić z przekonaniach i twierdzeniach…? Musiał wypowiedzieć swoje zadanie, bo wtedy miał wrażenie, że jeszcze posiadał własny rozum i nie został on zeżarty przez przyjmowane leki.
— Przynajmniej więcej wam płacą! Jakbyście musieli przychodzić w same weekendy, zarabialibyście tyle co nic i musiałbyś pewnie szukać czegoś innego. Chyba, że płacą wam tu tyle, by utrzymać się za samą weekendówkę — szeroki uśmiech ponownie zagościł na jego twarzy. Gdyby warunki rzeczywiście były tak dobre, sam by się tu zatrudnił! Za rok. Teraz nikt by go nie przyjął, chyba że załatwiłby sobie fałszywe ID. A do tego chyba nie do końca miał psychikę. Mógłby rzecz jasna uśmiechać się do wszystkich ochroniarzy i kontrolerów, ale nie czuł się zbyt dobrze z łamaniem prawa. Co on w ogóle robił w tym mieście?
— Bezwzględny jesteś — zaśmiał się, zaraz machając nogami, obracając się na boki, na stołku barowym. Jonathan zdecydowanie miał w sobie więcej empatii, przez co robiło mu się nieco przykro na widok tych wszystkich przepitych ludzi. Nic dziwnego, że czasem do nich zagadywał uznając, że muszą być niezwykle samotni. Czasem rzeczywiście mu odpowiadali, a czasem kazali mu spierdalać. Nie miał im tego za złe.
— No w sumie prawda. Chociaż sam staram się nadal trzymać tych starych norm. Lubiłem je. Chciałbym żeby wróciły, choć nie wiem czy to w ogóle możliwe — przesunął wzrok na szafkę z alkoholami, odpływając na chwilę myślami. Teraz nawet w prestiżowych szkołach na korytarzu handlowano heroiną czy amfetaminą, a po znalezieniu się w nie tym gronie co trzeba twój plecak lądował w kiblu.
Everett nie doświadczał tych problemów zbyt często, ale nie lubił słuchać, że kogoś znowu zamknięto w szafce, zwłaszcza że niektóre sytuacje naprawdę przekraczały granice.
— A jak jest z tobą? W której rzeczywistości bardziej się odnajdywałeś? — zażartował nachylając się nad barem — I możesz mi nalać Pepsi. Kartą zapłacę.
— Bezwzględny jesteś — zaśmiał się, zaraz machając nogami, obracając się na boki, na stołku barowym. Jonathan zdecydowanie miał w sobie więcej empatii, przez co robiło mu się nieco przykro na widok tych wszystkich przepitych ludzi. Nic dziwnego, że czasem do nich zagadywał uznając, że muszą być niezwykle samotni. Czasem rzeczywiście mu odpowiadali, a czasem kazali mu spierdalać. Nie miał im tego za złe.
— No w sumie prawda. Chociaż sam staram się nadal trzymać tych starych norm. Lubiłem je. Chciałbym żeby wróciły, choć nie wiem czy to w ogóle możliwe — przesunął wzrok na szafkę z alkoholami, odpływając na chwilę myślami. Teraz nawet w prestiżowych szkołach na korytarzu handlowano heroiną czy amfetaminą, a po znalezieniu się w nie tym gronie co trzeba twój plecak lądował w kiblu.
Everett nie doświadczał tych problemów zbyt często, ale nie lubił słuchać, że kogoś znowu zamknięto w szafce, zwłaszcza że niektóre sytuacje naprawdę przekraczały granice.
— A jak jest z tobą? W której rzeczywistości bardziej się odnajdywałeś? — zażartował nachylając się nad barem — I możesz mi nalać Pepsi. Kartą zapłacę.
- Na płacę nie narzekam, bo można z niej jakoś wyżyć, jeśli ma się podstawowe standardy życia, a nie jakieś wygórowane. Jeśli praca byłaby, tylko w weekendy, a kasa marna to poszukałbym czegoś innego. Nawet czasem w weekendy są małe podwyżki, ale to zależy jaki jest utarg- nie spoglądał w stronę Everetta, tylko całą swoją uwagę poświęcił na polerowaniu szklanek, które znajdowały się na ladzie pod barem, a klient nie miał wglądu co tam się znajdowało. W jednej kwestii niemo się zgodził z chłopakiem, że jakby tutaj słabo płacili, a praca ograniczona byłaby, tylko do trzech dni, to rzuciłby to w cholerę i szukał innej pracy. Nie wspomniał też, że oprócz pracy z barze jest stażystą, za co też dostaje parę groszy za wykonywaną robotę oraz małe kieszonkowe od swojej matki, która co miesiąc mu przysyła, bo uważała, że będą mu potrzebne oraz trochę nie miała co zrobić z nim, więc wysyłała je synowi.
Po usłyszeniu tego, jak nazwał go Jonathan, lekko podniósł głowę i spojrzał na niego tak samo – z lekka – spod byka.
- Nie mam zamiaru, za bardzo spoufalać z klientami, którzy najpierw narzekają na swój żywot, a później jak za dużo wypiją, to wczynają awantury i trzeba ich wypraszać, bo narobią szkud – odparł i wrócił do czyszczenia szklanek. Może z punktu widzenia drugiej osoby, był bezwzględny, ale za tym wszystkim wiele się kryło, co nie chciał, aby wyszło na światło dzienne. To była jego skorupa, przez którą inni musieli się przebić, aby go lepiej poznać.
- To jest nie możliwe, to twoje marzenie ze ściętej głowy – lekko się zaśmiał, przez co jego kąciki ust lekko uniosły się i szybko opadły, musiał zachować tak zwaną etykietę pracowniczą - Jeśli chciałbyś, aby wróciły stare normy, które lubiłeś, to trzeba by było najpierw wymienić rządzących w tym mieście, a potem stłamsić gangi, aby się nie panoszyły, tak jak teraz. Przynajmniej takie jest moje zdanie – rzadko komu mówił swoje poglądy na temat norm, które aktualnie nie istniały. Jednak coś spowodowało, że powiedział to w towarzystwie Everetta.
- W prawdzie, nie wiem jaka była wcześniejsza rzeczywistość tego miasta, więc wybieram obecną – odpowiedział na dość nie codzienne pytanie. Przybył tutaj z początku jak zaczynało się robić w Riverdale niezbyt ciekawie, a później jakoś samo to popłynęło. A tak będąc szczerym to w żadnej rzeczywistości się nie odnajdywał. Po prostu był.
Potem usłyszał czego jaśnie pan gadulski, chciał się napisać, więc wziął prostą szklankę, przeszedł do pobliskiej lodówki, w której znajdowała się Pepsi i nalazł ją do szklanki. Następnie podał napełnioną szklankę na ladę z podstawkiem, wbił do terminala kwotę wyświetlaną na ekranie barowego monitora, a po drugiej stronie, na drugim terminalu pojawiła się kwota zapłaty za zwykłą Pepsi, więc Jonathan mógł bez problemu zapłacić.
Po usłyszeniu tego, jak nazwał go Jonathan, lekko podniósł głowę i spojrzał na niego tak samo – z lekka – spod byka.
- Nie mam zamiaru, za bardzo spoufalać z klientami, którzy najpierw narzekają na swój żywot, a później jak za dużo wypiją, to wczynają awantury i trzeba ich wypraszać, bo narobią szkud – odparł i wrócił do czyszczenia szklanek. Może z punktu widzenia drugiej osoby, był bezwzględny, ale za tym wszystkim wiele się kryło, co nie chciał, aby wyszło na światło dzienne. To była jego skorupa, przez którą inni musieli się przebić, aby go lepiej poznać.
- To jest nie możliwe, to twoje marzenie ze ściętej głowy – lekko się zaśmiał, przez co jego kąciki ust lekko uniosły się i szybko opadły, musiał zachować tak zwaną etykietę pracowniczą - Jeśli chciałbyś, aby wróciły stare normy, które lubiłeś, to trzeba by było najpierw wymienić rządzących w tym mieście, a potem stłamsić gangi, aby się nie panoszyły, tak jak teraz. Przynajmniej takie jest moje zdanie – rzadko komu mówił swoje poglądy na temat norm, które aktualnie nie istniały. Jednak coś spowodowało, że powiedział to w towarzystwie Everetta.
- W prawdzie, nie wiem jaka była wcześniejsza rzeczywistość tego miasta, więc wybieram obecną – odpowiedział na dość nie codzienne pytanie. Przybył tutaj z początku jak zaczynało się robić w Riverdale niezbyt ciekawie, a później jakoś samo to popłynęło. A tak będąc szczerym to w żadnej rzeczywistości się nie odnajdywał. Po prostu był.
Potem usłyszał czego jaśnie pan gadulski, chciał się napisać, więc wziął prostą szklankę, przeszedł do pobliskiej lodówki, w której znajdowała się Pepsi i nalazł ją do szklanki. Następnie podał napełnioną szklankę na ladę z podstawkiem, wbił do terminala kwotę wyświetlaną na ekranie barowego monitora, a po drugiej stronie, na drugim terminalu pojawiła się kwota zapłaty za zwykłą Pepsi, więc Jonathan mógł bez problemu zapłacić.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach