WSTECZ | Ulice

 :: 
 :: District B

Riverdale
Riverdale
Administrator Sovereign of the Power
Ulice
Wto Paź 27, 2020 10:28 am


Ostatnio zmieniony przez RIVERDALE dnia Nie Kwi 17, 2022 6:39 pm, w całości zmieniany 4 razy
TEREN
FOXES
Ulice
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.

Sieć ulic jest tym samym dla miasta, czym układ krwionośny dla organizmu. Otoczone licznymi ścianami budynków różnej maści. Od wielkich, szarych, szklanych biurowców, które ogromem sprawiają iż człowiek czuje się przy nich niczym mrówka. Kolorowych witryn sklepów walczących ze sobą i starających się przyciągnąć nawet najmniejsze spojrzenie błądzącego przechodnia, by ostatecznie zwabić go do siebie. Po mniejsze, jakby oderwane od tego przytłaczającego otoczenia starsze budynki, oferujące bardziej specyficzny asortyment. Nie należy również zapominać o licznych mniejszych uliczkach czających się między głównymi budynkami. Innymi słowy, każdy może znaleźć tu coś dla siebie, a fakt że obok co chwilę hałasują wszelkiego rodzaju samochody, nie daje o sobie zapomnieć, że musi to być centrum miasta. Co bardziej rozsądni mieszkańcy nie wychodzą na ulice po zmierzchu, nie chcąc przypadkiem zostać uczestnikiem burdy, której nie planowali. W końcu mało kto marzy o tym, aby to właśnie jego zwłoki znaleziono w jakiejś uliczce.
__________

Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, wymagania do ich pokonania wzrastają dwukrotnie. Oznacza to, że do pokonania jednego Niepoczytalnego musicie wykonać jedną z poniższych akcji:
→ osiem udanych ataków wręcz;
→ cztery udane ataki z użyciem zakupionej broni białej;
→ dwa udane ataki z użyciem zakupionej broni palnej/granatu.
avatar
Mistrz Gry
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ulice
Pią Lis 20, 2020 7:53 pm
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: Protestujący.

  Tego dnia na ulicach Riverdale było wyjątkowo głośno. Zgiełk co prawda panował tu przez większość czasu, dodatkowo przerywany pojedynczymi wystrzałami, dźwiękami rozbijanych witryn sklepowych czy krzykami zwiastującymi kolejne starcie pojedynczych (bądź nie) jednostek.
  Lecz tym razem chodziło o coś zupełnie innego. Śmierć pięcioletniej Evy Carter wstrząsnęła całym miastem. Morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. Właśnie tym jednym zwrotem przerzucały się gazety, wyraźnie unikając podawania szczegółów. Jako mordercę wskazano dwudziestosiedmioletniego Ryana White'a, który w oczekiwaniu na rozprawę... pozostawał wolny. Nikt nie zamknął go w areszcie, nie chodziła za nim policja. I co najgorsze, nikt nie wiedział jak to w ogóle mogło się stać. Przeoczenie na skutek zbyt wielu obowiązków? A może odpowiednia suma wręczona równie odpowiedniej osobie?
  W czasie jego wolności, Ryan zamordował kolejne dziecko. Tym razem siedmioletniego Daniela Harrisa. Nic dziwnego, że miasto wybuchło. Kiedyś protest byłby z pewnością większy. W końcu obecnie gangi tylko czekały na wykorzystanie zamieszania do własnych celów. Niemniej wielu ludzi nie zamierzało się poddawać. I właśnie dlatego, wyszli na ulice w piątkowy wieczór. Krzycząc, machając transparentami i wykrzykując hasła. Wiedzieli bowiem, że ten obrzydliwy człowiek siedzi bezpiecznie - tym razem już w celi - i śmieje im się bezczelnie w twarz. Po prawdzie, mogli jedynie liczyć na to, że jego współwięźniowie postanowią pokazać mu jak podchodzą do dzieciobójców.
Esther Lilosa Ouellet
Esther Lilosa Ouellet
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ulice
Pią Lis 20, 2020 8:25 pm
Esther była niemalże na samym przedzie tłumu protestujących. Skandowała z nim hasła i niosła swój baner. Zdzierała sobie gardło, wściekła, że wydarzyło się coś takiego w jej kochanym mieście. Czuła pogardę wobec obecnych władz i pewien gniew. Przez to co się działo, przez to, że pozwalali na to wszystko, porzuciła swoje marzenia. Pozostało jej walczyć, ramię w ramię z resztą wściekłego tłumu. Niestety, jej twarz już była znana. Z innych protestów, z internetu. Nie zdawała sobie sprawy, że być może narobiła sobie problemów. Ważniejsze były dla niej ideały niż nawet jej własne życie.
– Macie krew na rękach – krzyczała – Żądamy sprawiedliwości, nie układów.
Lézard
Lézard
The Fox Megalotis
Re: Ulice
Pią Lis 20, 2020 9:02 pm
Cholerne protesty. Pojebani ludzie. Naprawdę myśleli, że wychodząc na ulice i skandując te swoje śmieszne hasła zdołają cokolwiek zdziałać? Jak mogli jeszcze myśleć, że w tym mieście sprawiedliwość może wieść prym. Z każdym miesiącem robiło się coraz gorzej i żadne transparenty z hasłami nie mogły tego zmienić. Jakoś nikt nie organizował protestów, kiedy znajdywano na bruku kolejne brutalnie potraktowanego trupa dorosłego człowieka. Najwyraźniej życie dziecka miało dla niektórych większą wartość. Jakie to bez sensu. Skoro tak bardzo pragnęli, aby morderca dostał za swoje, to mogli zorganizować samosąd. Tylko czy wtedy jakoś szczególnie różniliby się od niego?
  Nie szedł z tłumem. Stał na chodniku, opierając się o mur jednego z budynków. Nie uśmiechało mu się pchanie w początek korowodu, dlatego wolał poczekać, aż ta cała banda przerzedzi się na tyle, by móc swobodnie przejść między nimi na drugą stronę. Skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej, obracając nadgarstek tak, żeby spojrzeć na tarczę zegarka. Wskazówki pokazywały, że na szczęście miał jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia pracy. Chyba opłacało się wyjść wcześniej z domu, aby po drodze załatwić małą sprawę.
avatar
Mistrz Gry
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ulice
Pią Lis 20, 2020 11:23 pm


Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Nie Lis 29, 2020 2:58 am, w całości zmieniany 1 raz
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: Protestujący.

  Nie tylko Noel nie był zadowolony z całej tej sytuacji. Pomijając innych mieszkańców, którzy na skutek protestów nie mogli się przedostać do swoich domów, pracy czy innych miejsc, które sobie zaplanowali, była też inna grupa. Grupa, która miała z Ryanem zdecydowanie zbyt wiele wspólnego.
  Pierwszym co zwróciło uwagę ludzi były race. Z początku niektórzy z nich myśleli, że odpalali je inni uczestnicy strajku, z każdą minutą dym obejmował jednak coraz większe obszary. Aż w końcu cała ulica zmieniła się nie do poznania. Ludzie kasłali jeden przez drugiego, wyciągali przed siebie ręce próbując odnaleźć znajome sobie osoby. A potem nadeszły ciosy.
  Zamaskowani sprawcy wyraźnie byli na wszystko przygotowani. Choć policja starała się wkroczyć do akcji, nie była w stanie powstrzymać wszystkich niewidzialnych napastników. Potem padły strzały. Pierwsze dwa rzędy oberwały najmocniej. Niektórzy chwiali się, łapiąc za ramiona czy brzuchy, inni padali na kolana krzycząc że dostali w nogę, a jeszcze inni... nie mieli już nigdy niczego nie krzyknąć.
  Mocne uderzenie kastetem momentalnie ogłuszyło Esther powalając ją wraz z pobliskimi osobami. Napastnicy nie patrzyli na to czy właśnie katują mężczyzn, kobiety czy dzieci. Protest zmienił się w rzeź.
Lézard
Lézard
The Fox Megalotis
Re: Ulice
Sob Lis 21, 2020 10:46 pm
  Zmrużył oczy, gdy race wkroczyły do akcji. No tak, przecież protesty to nie tylko banery i zdzieranie gardeł podczas wykrzykiwania różnych nieznaczących haseł - to wszystko nie wystarczało ludziom do robienia wokół siebie szumu. Noel miał nadzieję, że dodatkowe atrakcje zostaną uruchomione na innej ulicy, a on będzie mógł szybko i bezproblemowo dostać się do pracy. Może jednak wcześniej powinien zorientować się w sytuacji i wybrać całkowicie inną trasę. Cóż, teraz było na to już za późno, ale stanie w miejscu zaczęło mu się wydawać stratą czasu. Chyba na początku zbyt optymistycznie podszedł do tego wszystkiego, wierząc, że protestujący w miarę szybko przejdą na inną ulicę.
  Uniósł rękę do karku, by poluzować chustę oplatającą szyję, a następnie za pomocą materiału zasłonić usta i nos. Oderwał się od ściany z zamiarem odejścia, ale... nim się zorientował padły strzały, a ludzie przestali żądać od władzy sprawiedliwości zamiast układów, zaczęli wrzeszczeć z bólu i strachu.
  Szlag by to.
  Nic tu po mnie.
  Ruszył przed sobie, gotowy, aby rzucić się do biegu po paru krokach, Przecież nie zdoła uratować tych pieprzeńców, którym wydawało się, że zmienią miasto utrudniając innym mieszkańcom życie. Kobiety i mężczyźni padali od ciosów i kul, a on przecież nie chciał do nich dołączyć. Choć możliwe, że przy odrobienie szczęścia zdołałby pomóc przynajmniej jednej osobie...
  Wciągnął powietrze głęboko do płuc i zatrzymał je tam. Jak bardzo pożałuje swojej głupoty? Rzucił się w stronę leżącej na ulicy dziewczyny. Wyglądało na to, że mocno czymś oberwała. Kastetem? Jakimś innym twardym przedmiotem? Pochwycił poszkodowaną pod pachami, aby szybko odciągnąć ją w pierwszą lepszą uliczkę.
  Tylko ona, reszty nie zbawię.
  Nie żeby ją mógł w jakikolwiek sposób zbawić. Ale trochę pomóc? Być może. Jeśli i jemu zacznie grozić niebezpieczeństwo, to prostu porzuci nieznajomą dla ratowania własnej skóry.
Esther Lilosa Ouellet
Esther Lilosa Ouellet
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ulice
Sro Lis 25, 2020 8:36 pm
Szzz.
Raca przeleciała tuż obok niej. Nie panikowała. Znała to z wielu protestów. Krzyczała jeszcze głośniej. Naciągnęła mokrą chustę na twarz i unosiła w górę ręce, które zaciskała w pięści.
Szzzz.
Pięść świsnęła jej tuż przy twarzy. Zaraz potem nadszedł kolejny, tym razem celniejszy cios. I potem kolejne. Starała się bronić. Niestety jej zwinność na nic się zdała. Zaczęła zanosić się kaszlem, a chusta utrudniała jej splunięcie. Czuła w ustach metaliczny posmak krwi. Każdy kolejny cios bolał coraz bardziej aż...
Szzz.
Potem już nie czuła nic. Cios kastetem skutecznie pozbawił jej przytomności. A może nawet życia. Któż to mógł wiedzieć, jeśli ona już nie była świadoma. Czy na pewno warto ją było wyciągać? Może to miał być już jej koniec. Gdyby tylko mogła mu powiedzieć to jedno słowo...
Spierdalaj.
avatar
Mistrz Gry
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ulice
Nie Lis 29, 2020 3:08 am
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: Protestujący.

  Esther przestała reagować. Kolejne ciosy zdawały się masakrować drobne ciało z równą łatwością, jakby była zrobiona z porcelany. Siniaki wykwitały pod bladą skórą w przeciągu sekund, a zbierająca się krew wyciekała strużkami z każdego możliwego miejsca. Rozcięć zrobionych z pomocą ostrego metalu, złamanego nosa, wybitych zębów. Agresorzy nie mieli żadnej litości ani w momencie bicia, ani gdy odchodzili dalej w akompaniamencie ponurych, agresywnych okrzyków.
  Gdy Noel odciągnął ją w tył, dla dziewczyny było już za późno. Ciężko było stwierdzić na pierwszy rzut oka co było przyczyną zgonu. Zmiażdzona klatka piersiowa, rozbita głowa, a może coś zupełnie innego, niewidocznego dla oka. Jedynie krótki czas pomiędzy śmiercią, a odciągnięciem jej w uliczkę zdawał się zacierać dowody, choćby tak prostym elementem jak nadal ciepła skóra.
  Dziewczyna nie reagowała w żaden sposób. Nie ruszała się, nie oddychała, nie drgała w żadnych bezwarunkowych odruchach. Protest z kolei, bez wątpienia zmienił się w pochód śmierci.

____________________________________

Esther - jako, że twoja postać jest martwa, nie musisz już rzecz jasna nijak odpisywać.
Noel - decyzja co dalej zrobisz należy do ciebie.
Lézard
Lézard
The Fox Megalotis
Re: Ulice
Nie Lis 29, 2020 1:43 pm
  — Cholera — mruknął pod nosem, patrząc na dziewczynę.
  Chyba jednak chuj jasny strzelił cały misterny plan. Nieznajoma wyglądała jak żałosna, zmasakrowana lalka, która dostała się w ręce nieodpowiedzialnego, brutalnego dzieciaka, nieradzącego sobie z agresją, którą potrafił wyładować jedynie poprzez niszczenie przedmiotów. Tyle że osoba, którą trzymał w rękach, nie była rzeczą, nawet jeśli nie wykazywała absolutnie żadnych oznak życia. Blondyn westchnął ciężko, puszczając ciało. Nie do niego należało zbieranie trupów. Gdyby chciał zajmować się denatami, zatrudniłby się jako grabarz, a nie barman, choć w swojej pracy nie raz spotykał osoby zalane alkoholem do takiego stanu, że czasami zastanawiał się, czy dobrym ruchem nie będzie zadzwonienie po lekarza, który stwierdziłby zgon.
  Od samego początku nie zamierzał brać udziału w proteście, a zamienienie go w mini igrzyska śmierci, jakoś wcale nie zachęcało do zmiany zdania. Bez zbędnego ociągania się Noel ruszył biegiem, by jak najbardziej oddalić się od tego miejsca. Zdążenie do pracy na czas przestawało być priorytetem, kiedy wisiało mu nad głową widmo zakończenia życia na ulicy.
avatar
Mistrz Gry
Fresh Blood Lost in the City
Re: Ulice
Sob Gru 05, 2020 3:51 pm
Ingerencja Mistrza Gry
Aktywni NPC: Protestujący.

  Porzucenie ciała i wzięcia nóg za pas bez wątpienia było w tym momencie dobrą decyzją. Ludzie mogli szukać w sobie resztek człowieczeństwa, prawda była jednak taka że teraz mało kto zadawał pytania. W tym policja, która pojawiła się na miejscu zdarzenia.
  Wielka walka, która wywiązała się pomiędzy agresorami, a rzekomymi jednostkami sprawiedliwości wcale nie stała się bardziej przyzwoita. Nie zmieniało to jednak faktu, że w przeciągu kilkunastu minut tłum rozbiegł się na boki pozostawiając po sobie jedynie to samo pogożelisko co ostatnio pod biblioteką. Jęczący na ziemi okaleczeni ludzie. Niektórzy martwi, już nigdy nie mieli się podnieść na równe nogi. Szkoda, że funkcjonariusze przez niedobory kadry i tak musieli ze zbolałymi minami patrzeć jak większość odpowiedzialnych znika w pobliskich zaułkach, zakuwając jedynie ich poszczególnych kumpli z nadzieją, że uda się wyciągnąć coś z nich na komendzie.
  Noel był jednak bezpieczny. Nikt nie widział go przy ciale Esther, ani nie zamierzał go gonić. Uciekał więc goniony jedynie wizją martwej dziewczyny stygnącej w jego dłoniach i brutalnego pokazu braku człowieczeństwa, do którego mimo wszystko chyba nigdy nikt nie miał się przyzwyczaić.

____________________________________

Noel - otrzymujesz 3 Punkty Umiejętności za wzięcie udziału w ingerencji. Zostały już one dopisane do twojego profilu. Nie musisz odpowiadać w tym temacie.
Cas
Cas
The Fox Mischievous Trickster
Re: Ulice
Pon Gru 14, 2020 3:36 pm
[ ubiór: bluza z kapturem, dżinsy, czarne zimowe buty za kostkę ]

 Był kwadrans po czwartej i słońce zachodziło w powodzi pomarańczowego światła. Miękkie promienie wlewały się do wnętrza lombardu przez przybrudzone szyby, kładły długie cienie na meblach i towarach, wydobywały ciepłe orzechowe tony z oczu Sama i odbijały się od ostrza składanego noża, którym Cas dłubał pod paznokciem, wyglądając jednocześnie przez okno. Nudził się potwornie. Ostatniego klienta mieli jakieś dwie godziny temu; od tamtego czasu żaden z przechodniów nawet nie zatrzymał się przed ich witryną, a Casimir z każdą chwilą robił się coraz bardziej niecierpliwy. Zdążył już spędzić godzinę na układaniu towaru w bardziej estetyczny sposób, kwadrans na przerwie „na papierosa” (nie palił, więc co przez ten czas faktycznie robił, to już Bóg jedyny raczył wiedzieć), dobre dwadzieścia minut na narzekaniu na wszystko i wszystkich… Miał dość.
 Westchnął dramatycznie. Złożył nóż i wsunął go do kieszeni spodni, po czym podniósł się z krzesła i przeciągnął, aż strzyknęły stawy.
 — Idziemy stąd — oznajmił. Wyłączył mruczące cicho radio, przerywając dziennikarce wpół zdania, i sięgnął po kurtkę wiszącą na wieszaku. — Jeśli spędzę tu jeszcze pięć minut, to mnie szlag trafi. Dzisiaj zamykamy wcześniej.Zamykamy, nie zamykam; zdążył już na tyle przyzwyczaić się do obecności Samuela w lombardzie, że traktował go jak pracownika na pół etatu, partnera w interesach i ulubiony element wystroju jednocześnie. — Mam dzisiaj jeszcze coś do załatwienia na mieście, chodź, przejdziesz się ze mną.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Ulice
Pon Gru 14, 2020 8:00 pm
[ outfit + czarne buty militarne ]

 Słońce, wcześniej górujące nad niebem i oślepiające blaskiem, teraz powoli zniżało się ku horyzontowi, chowało za budynkami i oblewało ciepłą, oranżową barwą to, co jeszcze było w stanie. Jeden z tych promieni ostatkami swoich sił próbował oświetlić część biurka, za którym siedział Samuel, jednocześnie też działając na niego niczym na małą, ciekawską ćmę. Wyciągnął rękę w stronę światła, przyglądając się swojej rozjaśnionej, teraz też nieznacznie ogrzanej dłoni. Beznamiętny wyraz, który na jego twarzy pozostawał niezmienny, odwrócił się w stronę źródła promienia. Przechylił głowę w bok, jakby po raz pierwszy zwracając uwagę na zachodzące wokół niego zmiany.
 Gdyby spytać go, co tak właściwie tu robił, nie potrafiłby odpowiedzieć. Siedzę — wydawałoby się najodpowiedniejszą odpowiedzią, zważając na to, że nie był ani pracownikiem — a przynajmniej oficjalnie — ani też klientem. Siedział, krzątał się, czasem coś posprzątał, czasem pozawracał głowę, a niekiedy wyprowadzał awanturujących się ludzi. Nie był tu na zaproszenie, po prostu był, tak samo jak w mieszkaniach bywają drzwi czy kanapa.
 Usłyszawszy westchnięcie, odwrócił spojrzenie w stronę mężczyzny. Wiotkim ruchem zacisnął palce, zabierając dłoń z obszaru słońca i, wraz z nastającą ciszą, wstał z krzesła. Jeszcze raz przejechał opuszkami po nagrzanym biurku, by po tym razem z Casem skierować się do wyjścia. Nie odpowiedział nic; szanował jego zdanie, jak zresztą całą jego postać. To on mu posłużył pomocą, kiedy zjechał do Riverdale, ponadto był jedną z niewielu osób, które tolerowały go takim, jaki jest. Milczącego, zdawkowego.
 — Gdzie idziemy? — spytał, zasuwając zewnętrzną roletę. Wyprostował się i spojrzał na niego; choć był starszy, liczył sobie prawie dwadzieścia centymetrów mniej — a mimo to, przy nim, z jakiegoś powodu to on czuł się mniejszy.
 Nie nazwałby się jego przyjacielem, nawet nie znajomym. Był raczej jak pies, podążający za swoim właścicielem. Nie pytał się po co, dlaczego, nie oceniał ani nie sprzeciwiał, po prostu był.
 Zadarł brodę ku górze, by ponownie spojrzeć w stronę słońca. Zamrugał kilka razy, pozbywając się tworzących przed oczami plam.
 — Dzień szybko się kończy — stwierdził, na nowo odwracając twarz w stronę Casa. Zawsze tak było? Czy to po prostu kwestia nadchodzącej zimy?
Cas
Cas
The Fox Mischievous Trickster
Re: Ulice
Czw Gru 17, 2020 9:57 pm
 Nie przeszkadzała mu małomówność Sama; doskonale był w stanie samodzielnie wypełnić ciszę, tak jak teraz, kiedy objaśniał mu swój plan, jednocześnie zakładając kurtkę:
 — Idziemy, mój drogi, z wizytą, trochę towarzyską, a trochę w interesach. W interesach, bo osoba, do której idziemy, wie coś, czego ja nie wiem, a chciałbym, i będziemy negocjować, co takiego będę musiał zrobić, żeby się tego dowiedzieć — a towarzyską… — Urwał, przykucnąwszy, by zamknąć zewnętrzną roletę na klucz, który następnie wcisnął do kieszeni. Wyprostował się i przeciągnął. — Towarzyską, bo najprawdopodobniej przy okazji tych negocjacji będę z nią musiał wypić morze wódki. Co nie jest dla mnie problemem, jak się zapewne domyślasz, ale… — Wzruszył ramionami. Jak miałby dokończyć to zdanie? „Ale będę się czuł pewniej, kiedy będziesz ze mną”? „Ale potrzebuję kogoś, kto będzie mnie pilnował, a ty jesteś jedyną osobą, której wystarczająco ufam”? Nigdy w życiu. Jeśli istniały odpowiednie słowa, żeby wyrazić, do czego byli sobie nawzajem potrzebni, to on ich nie znał.
 Spojrzał na słońce ponad ramieniem Samuela. W tej powodzi światła obaj wyglądali prawie jak zwykli, normalni ludzie: twarz Casa nabierała zdrowego, ciepłego odcienia, sińce pod oczami Sama nie wydawały się tak głębokie; zwykły przechodzień mógłby wziąć ich za współlokatorów ruszających na imprezę, a nie dwóch występnych przestępców zamierzających popełniać kolejne przestępcze występki. Uśmiechnął się pod nosem. Nie w tym życiu.
 — Chodź — powiedział, zapinając się pod szyję; słoneczko grzało, to prawda, ale wiatr znad wody był chłodny. — Pójdziemy na piechotę, daleko nie mamy.

*

 Faktycznie, daleko nie mieli. Raptem dziesięć minut spaceru i następne dziesięć kluczenia po krętych uliczkach i ciemnych zaułkach. Cas uparł się, że znajdzie ich cel bez sprawdzania mapy — „zresztą i tak tej miejscówki na mapie nie ma, nie to, żeby zaraz była nielegalna, ale rozumiesz, kto ma o niej wiedzieć, ten wie, a reszta nie musi” — i już wyglądało na to, że zgubili się w plątaninie podwórek i szczelin między przytulonymi do siebie domami, gdy wreszcie przystanął gwałtownie, obrócił się w stronę Sama i triumfalnym głosem oznajmił:
 — No, jesteśmy.
 Stali akurat na tyłach jakiegoś niskiego budynku, w ciasnej uliczce, która z jednej strony przecinała się z większą drogą, od której dochodziło ich światło latarni i gwar miasta, a z drugiej — tej, z której przyszli — ginęła w półmroku i ciszy. Nic nie wskazywało na to, żeby to miejsce było jakieś szczególne, ot, po prostu kawałek asfaltu, żeby samochód z zaopatrzeniem czy śmieciarka miały gdzie przystanąć; również drzwi nie były w żaden sposób oznaczone i wydawały się najzwyklejsze w świecie, a jednak Cas podszedł do nich jak treser lwów przygotowujący się do wejścia na arenę cyrkową — pewny siebie, ale jednocześnie doskonale świadom faktu, że chwila nieuwagi może się skończyć tragicznie. Zapukał mocno w drzwi, wystukując na nich jakiś skomplikowany rytm, po czym obejrzał się jeszcze przez ramię na Sama, złapał jego spojrzenie swoim — ściągnięte brwi, mocno błyszczące oczy — i dziwnie niskim, napiętym głosem rzucił:
 — Pilnuj nas obu.
 Po czym odwrócił się z powrotem w stronę drzwi, akurat w momencie gdy te otworzyły się, ukazując umięśnionego mężczyznę z wyraźnie niezadowoloną miną. Nieznajomy łypnął na nich obydwu i wskazując brodą Samuela, ostrym głosem spytał:
 — Co to za jeden? Miałeś być sam, Meyer.
 Na co Cas, ewidentnie spodziewawszy się tego pytania, odparł kurtuazyjnym tonem:
 — Ale nie jestem, bo on jest ze mną, a ty stul pysk i spierdalaj z powrotem do rynsztoka, gdzie twoje miejsce.
 Przez ułamek sekundy wydawało się, że mężczyzna stojący w drzwiach za moment rozerwie ich obu na strzępy i tak się skończy ich popołudniowa wycieczka, zaraz jednak odsunął się na bok, wpuszczając ich do środka, i mruknął:
 — Dobrze cię znowu widzieć, Meyer.
 Cas, przechodząc obok, poklepał go przyjaźnie po ramieniu. Mężczyzna przytrzymał drzwi Samuelowi; w ostatnich promieniach zachodzącego słońca na jego twarzy widać było lekki rumieniec.

*

 Wnętrze, w którym się znaleźli, było… Dziwne. Zdecydowanie był to bar — butelki na ścianach i mężczyzna polerujący szklanki za wysoką ladą nie pozostawiały żadnego złudzenia — ale bardzo cichy; muzyka sącząca się z głośników była ledwo słyszalna, a nieliczni klienci rozmawiali spokojnymi, przyciszonymi głosami. Ściany pokryte były gołymi cegłami, ale podłoga wyglądała na prawdziwy dębowy parkiet, stary, ale zadbany. Kiedy weszli do środka, Cas odetchnął głęboko i posłał Samowi krzywy uśmiech.
 — To była ta łatwa część. Teraz czeka na nas właścicielka tej pieprzonej meliny. Stara żmija. Patrz jej na ręce.
Samuel Larson
Samuel Larson
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Ulice
Pią Gru 18, 2020 3:58 pm
 Grudniowe słońce, choć z barwy ciepłe, dawało tylko minimalną jego ilość; chuchnął w złożone dłonie, ogrzewając tym odkryte do połowy palce. Potem schował je do kieszeni kurtki i zerknął w dół, na zamykającego roletę Casa.
Co nie jest dla mnie problemem, jak się zapewne domyślasz, ale…
Ale. Zawsze było ale, spójnik, po którym brakowało im słów.
 Mógłbym stąd wyjść i zostawić cię samego, ale…
 Nawet cię nie znam, ale…
 Nic z tego nie mam, ale…
 Wrażenie miał, że pomimo tych wszystkich niedomówień, które bywały skutkiem ich własnej niepewności czy niemożności ubrania swoich myśli w słowa, obaj podświadomie wiedzieli, o co chodziło — dlatego to, co znajdowało się po ale nie miało większego znaczenia. Zawarta po tym wyrazie cisza była równie wymowna, co jej brak.
 Choć słowo wódka wzbudziła w nim niedawne wspomnienia, które spowodowały nagłe ściśnięcie żołądka, nie wykazał po sobie żadnej dezaprobaty. Poprawił za to czapkę, pod którą chował się widoczny na czole niewielkich rozmiarów siniak; był to pierwszy i ostatni raz, kiedy tak naiwnie uwierzył w lecznicze efekty alkoholu. Jedyne, co mu to przyniosło, było wstydem i kolejnym nieprzespanym dniem w otoczeniu mar nocnych i światła księżyca — starych znajomych, których, nie mając innego wyjścia, mógł przywitać jedynie z otwartymi ramionami.
 Nie zadając więcej pytań, ruszył za mężczyzną.

 Początkowo kojarzył okolicę, jednak im bardziej oddalali się od lombardu, tym mniej uliczek znał. Będąc tu zaledwie od ponad miesiąca, nie pokusił się o zbadanie ciemniejszych zakamarków Riverdale; słyszał niejeden raz o działającej tu przestępczości, a jego obecnym priorytetem było ukrycie się i niewychylanie — niezwracanie na siebie uwagi. Czuł jednak, że trzymając się z Casem, chcąc nie chcąc wpadnie kiedyś w jakąś potyczkę, chociażby z tej chęci zabierania go w miejsca spod ciemnej gwiazdy. Nie oponował jednak.
 Zatrzymał się dwa kroki przed Casimirem, nie zauważając wcześniej, jak ten gwałtownie zakończył wędrówkę. Spojrzał na niego zza ramienia i zbliżył do niego, wraz z nim stając przed drzwiami. Rozejrzał się krótko na boki, zastanawiając się, czy było to główne wejście czy może mieli zamiar wejść od strony zaplecza — zważając jednak na jego poprzednie słowa, jakoby miejsce to było dostępne jedynie dla zainteresowanych, rozwiał swoje własne wątpliwości.
Pilnuj nas obu.
 Usłyszawszy to, obdarował go spojrzeniem mówiącym “wiem” i kiwnął lekko głową. Nie był pewien, co dokładnie to oznaczało, ale nie musiał wiedzieć — po prostu będzie robił to, co mu kazał. Pilnował, tak jak zwykle miał w zwyczaju; podchodzenie z podejrzliwością do wszystkich miejsc, w których się znajdował — a wraz z tym do ludzi tam obecnych — miał już we krwi.
 Stał w ciszy, gdy w przestrzeni rozwartych drzwi ukazała się sporych rozmiarów sylwetka, a która najwidoczniej nie była zadowolona z faktu towarzystwa Samuela. Spojrzał w bok, by nie sprowokować go swoim wzroczeniem, ale kiedy tylko Cas zafundował mu zaskakująca wiązankę, by następnie zostać wpuszczonym, powędrował za nim. Bez słowa wyminął pilnującego wejścia mężczyznę i zerknął na niego od dołu.

 Przemierzając wnętrze baru, rozglądał się ukradkiem, jakby chcąc wypatrzeć potencjalne pomieszczenia i korytarze, oczami wyobraźni zastanawiając się nad ich przedłużeniem i celem. Twarz starał się jak najskuteczniej ukrywać pod cieniem daszku czapki, w razie gdyby w miejscu tym miały znajdować się kamery, tak samo jak i przed wzrokiem pozostałych klientów. Nie uważał tutaj swojej obecności za odpowiednią, a przynajmniej nie taką, która miałaby przynieść mu pozytywne skutki.
Stara żmija. Patrz jej na ręce.
 Zatrzymał się i spojrzał na Casa, w odpowiedzi znowu jedynie kiwając głową. Nie wiedział, czego dokładnie właściciel lombardu chciał się dowiedzieć, ale domyślał się jednak, że nie miało to nic wspólnego z czymś legalnym. Miejsce to nie wyglądało na sprzyjające rozmowom o przyziemnych sprawach.
 Pokierował się za nim w dalszą część budynku i zatrzymał ponownie przy kolejnych drzwiach. Wyjął ręce z kieszeni, wiedząc, jak ukryte, niewidoczne dłonie mogą wzbudzić w niektórych podejrzliwość; nie odzywał się dalej, ze sceptyzmem podchodząc do opcji rozproszenia swojego głosu z możliwym echem. Nie wiedział, czy chciał, aby ktokolwiek stąd zapamiętał jego brzmienie.
Cas
Cas
The Fox Mischievous Trickster
Re: Ulice
Pon Gru 21, 2020 1:50 am
 Inni klienci zdawali się nie zwracać na nich żadnej uwagi, najwyraźniej hołdując złotej zasadzie „im mniej wiesz, tym dłużej żyjesz”; Cas również zupełnie ich zignorował, kierując się w prawo, przez krótki korytarz prowadzący do następnych solidnie wyglądających drzwi. Tutaj przystanął na chwilę i odetchnął głęboko, jakby mentalnie przygotowywał się do ważnego wystąpienia (albo do wejścia na szafot, trudno powiedzieć), po czym zapukał, ponownie wystukując ten sam skomplikowany rytm.
 Przez długą chwilę nic się nie działo — tak długą, że Cas zaczął już podnosić rękę, by zapukać ponownie — po czym wreszcie drzwi otworzyły się, ukazując niską, krępą Azjatkę z dość nieprzyjaznym wyrazem twarzy. Tym razem obyło się bez słownych przepychanek; kobieta po prostu obejrzała ich obu dokładnie, jak towar w sklepie, a następnie, najwyraźniej usatysfakcjonowana, kiwnęła głową i wpuściła ich do środka. Zamknęła za nimi drzwi i oparła się o ścianę obok, dłoń sugestywnie opierając na pasku tuż obok przyczepionej doń skórzanej kabury na rewolwer.
 Tutaj również światło było przyćmione, a pod stopami delikatnie skrzypiały deski podłogowe, ale wystrój był zgoła inny. Pokój był niewielki, a ciężkie, ciemne meble tylko potęgowały uczucie przytłoczenia; w pomieszczeniu ewidentnie dominowało szerokie biurko, za którym siedziała kobieta wyglądająca trochę jak prezeska rady nadzorczej jakiejś dużej firmy, a trochę jak pajęczyca, która właśnie patrzy, jak tłusta i niczego nieświadoma mucha wlatuje prosto w jej sieć. Mogła mieć równie dobrze zwyczajne czterdzieści lat, co zadbane pięćdziesiąt albo wspierane chirurgią plastyczną sześćdziesiąt. Spojrzała na nich, a jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, który nie zwiastował nic dobrego.
 — Dzień dobry, chłopcy. Usiądźcie, proszę — powiedziała z lekkim francuskim akcentem, wskazując im dwa krzesła stojące przed biurkiem. Wyglądała się absolutnie nie być zaskoczona widokiem Samuela.
 — Dzień dobry, madame — odpowiedział jej uprzejmie Cas, po czym odkaszlnął, jakby nagle zaschło mu w gardle, i usiadł na krześle. Postronny obserwator z pewnością by tego nie zauważył, ale dla Sama, który znał go już od jakiegoś czasu (oraz miał wystarczająco wrażliwe oko, by zwracać uwagę na takie szczegóły), widoczne jak na dłoni było, jak bardzo jego towarzysz był spięty. Każdy jego ruch był ostrożny, uważny, jakby obliczony na to, by wydawać się jak najmniej zagrażającym, i to bynajmniej nie tylko dlatego, że właśnie siedział plecami do osoby z rewolwerem, z którego można było ustrzelić niedźwiedzia.
 — Wiem doskonale, po co do mnie przyszliście — zaczęła tymczasem mówić kobieta siedząca za biurkiem, rozpierając się wygodnie w fotelu. — Ale jesteśmy ludźmi na pewnym poziomie, więc nie będziemy od razu przechodzić do interesów. Nie, najpierw się napijemy i opowiecie mi, co u was nowego. Melanie, polejesz panom — powiedziała do Azjatki, która wcześniej otworzyła im drzwi. Cas, słysząc to, podskoczył na swoim krześle.
 — On nie pije — warknął, prostując się gwałtownie; kiedy zerknął nerwowo w bok, na Sama, na jego twarzy rysowało się napięcie podszyte lękiem i złością w równych proporcjach. Madame uniosła jedną brew i emocje zaraz uszły z niego jak z przekłutego balonika; zgarbił się nieco i jak skarcony uczniak wbił wzrok w blat biurka. Wyglądało jednak na to, że coś udało mu się ugrać — kiedy Melanie po chwili podeszła z okrągłą tacą, na jej pracodawczynię i Casimira czekały dwa kieliszki jak do wódki, już napełnione, a na Samuela — wysoka szklanka i zakręcona szklana butelka wody gazowanej.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach