▲▼
First topic message reminder :
PRACOWNICY
Miejsce, w którym znajduje się wiele sklepów oraz punktów usługowych. Ów centrum posiada cztery piętra, a na jednym z nich głównie unosi się zapach jedzenia. Na najwyższym piętrze, znudzeni ludzie chodzeniem po sklepach mogą udać się na film do znanego kina w tym mieście. Przy całej reszcie są same sklepy z odzieżą, obuwiem, biżuterią, technologią, książkami z grami czy zabawkami i wiele, wiele innych. Spotkać można bardziej markowe sklepy lub nieco mniej, dla tych, których nie stać na większe wydatki. Wiecznie tutaj tłoczno, acz w tygodniu mniej ludzi można tu spotkać niżeli w czasie weekendu.
Zgłoś się do pracy!
Abbie Cole (NPC)
Ekspedientka
Jax Orson (NPC)
Ekspedient
Yasmine Bentley (NPC)
Ochroniarz
Miejsce, w którym znajduje się wiele sklepów oraz punktów usługowych. Ów centrum posiada cztery piętra, a na jednym z nich głównie unosi się zapach jedzenia. Na najwyższym piętrze, znudzeni ludzie chodzeniem po sklepach mogą udać się na film do znanego kina w tym mieście. Przy całej reszcie są same sklepy z odzieżą, obuwiem, biżuterią, technologią, książkami z grami czy zabawkami i wiele, wiele innych. Spotkać można bardziej markowe sklepy lub nieco mniej, dla tych, których nie stać na większe wydatki. Wiecznie tutaj tłoczno, acz w tygodniu mniej ludzi można tu spotkać niżeli w czasie weekendu.
— Nie lubię prosić innych o cokolwiek – zażartował, choć faktem było że i tak dużo łatwiej było u niego o usłyszenie prośby niż przeprosin. Tych drugich jak do tej pory nie zastosował chyba wobec nikogo, a przynajmniej nie przypominał sobie podobnej sytuacji.
Nie poruszył już więcej tematu różu, który po wypowiedzeniu wszystkiego co miał na ten temat do powiedzenia stał się dla niego zarówno mało znaczący, jak i wręcz nudny. Uśmiechnął się jednak, by pokazać że usłyszał i wyrzucił kubek po poprzedniej herbacie do kosza.
Po złożeniu zamówienia przy kasie, wręczył sprzedawczyni odpowiedni banknot, zerkając szybko na zawartość swojego portfela, szybko chowając go z powrotem do kieszeni.
— Można tak powiedzieć. Choć ta jest dużo słodsza niż zwyczajna. Z reguły skaczę pomiędzy herbatą, a kawą, ale dziś zdecydowanie mam nastrój na to pierwsze — odebrał swoje zamówienie jako pierwszy, wybierając różową słomkę i przebił nią wieczko, od razu próbując napoju. To było to po co tu przyszedł. Na dobrą sprawę, był już na tyle zadowolony, że mógłby nawet iść już do domu. Ale nie dziś.
Oparł się o ścianę i wbił wzrok w Reitza, popijając w spokoju swój napój, czekając aż dostanie swój jogurt.
Nie poruszył już więcej tematu różu, który po wypowiedzeniu wszystkiego co miał na ten temat do powiedzenia stał się dla niego zarówno mało znaczący, jak i wręcz nudny. Uśmiechnął się jednak, by pokazać że usłyszał i wyrzucił kubek po poprzedniej herbacie do kosza.
Po złożeniu zamówienia przy kasie, wręczył sprzedawczyni odpowiedni banknot, zerkając szybko na zawartość swojego portfela, szybko chowając go z powrotem do kieszeni.
— Można tak powiedzieć. Choć ta jest dużo słodsza niż zwyczajna. Z reguły skaczę pomiędzy herbatą, a kawą, ale dziś zdecydowanie mam nastrój na to pierwsze — odebrał swoje zamówienie jako pierwszy, wybierając różową słomkę i przebił nią wieczko, od razu próbując napoju. To było to po co tu przyszedł. Na dobrą sprawę, był już na tyle zadowolony, że mógłby nawet iść już do domu. Ale nie dziś.
Oparł się o ścianę i wbił wzrok w Reitza, popijając w spokoju swój napój, czekając aż dostanie swój jogurt.
Pokiwał głową na znak zrozumienia. Sam słowa "proszę" używał tak rzadko, jak było to możliwe, a i tak tylko wobec jednej osoby. Przepraszać jeszcze nikogo nie przepraszał i nic nie zapowiadał zmiany tego stanu rzeczy.
Pokręcił tylko głową na widok koloru słomki. Swoje zamówienie dostała zaraz po herbacie, chwytając białą łyżeczkę. Zerknął krótko na towarzysza, by wsunąć palec wskazujący za szlufkę jego spodni i pociągnąć go w stronę kanap. - Chodź, wolę zjeść w spokoju. - Puścił materiał, gdy tylko znalazł się koło bladoniebieskiej kanapy. Tak jak przypuszczał — okazała się niezwykle wygodna.
- Szczerze mówiąc, myślałem, że spędzisz walentynki z dziewczyną. -Zerknął z ukosa na białowłosego, wkładając łyżeczkę z nabranym jogurtem do ust.
Pokręcił tylko głową na widok koloru słomki. Swoje zamówienie dostała zaraz po herbacie, chwytając białą łyżeczkę. Zerknął krótko na towarzysza, by wsunąć palec wskazujący za szlufkę jego spodni i pociągnąć go w stronę kanap. - Chodź, wolę zjeść w spokoju. - Puścił materiał, gdy tylko znalazł się koło bladoniebieskiej kanapy. Tak jak przypuszczał — okazała się niezwykle wygodna.
- Szczerze mówiąc, myślałem, że spędzisz walentynki z dziewczyną. -Zerknął z ukosa na białowłosego, wkładając łyżeczkę z nabranym jogurtem do ust.
Zerknął na kanapy dając się pociągnąć w tamtym kierunku. Nieszczególnie mu to przeszkadzało, choć miał w planach zabranie picia i pójście na window-shopping. Mimo wszystko ta wersja też mu nie przeszkadzała, usiadł więc wygodnie obok Reitza, popijając swój napój.
— Teraz jestem z tobą — uciął temat, nawet na niego nie patrząc. Skoro umówił się obecnie z Reitzem, nie zamierzał rozmawiać o innych. Raz, że mimo pytania doskonale zdawał sobie sprawę, że nikt nie lubił gdy pomiędzy dwie osoby wchodziła trzecia. Po drugie, nie była to z pewnością sprawa, która go dotyczyła - za wyjątkiem tej drobnej masochistycznej cechy stanowiącej podstawę każdego człowieka, zwanej ciekawością.
Zwrócił się w jego stronę z lekkim uśmiechem i podsunął mu swoją herbatę.
— Spróbuj — zachęcił go lekkim ruchem nadgarstka, nie odrywając od niego wzroku.
— Na pewno nie chcesz zjeść czegoś jeszcze? Reszta naszych atrakcji znajduje się piętro niżej, a ostrzegam że jak wejdę pomiędzy wieszaki, szybko mnie stamtąd nie wyciągniesz — wyciągnął telefon z kieszeni i uniósł go nieco wyżej rzucając krótkie "uśmiech", nim zrobił zdjęcie przyglądając mu się kilkakrotnie. Wyraźnie zadowolony zaraz rzucił je do programu i choć nie patrzył w kierunku Reitza, skupiony na tej czynności, cały czas do niego mówił.
— Szczerze mówiąc, mam już dość tej zimy. Mam nadzieję, że powoli wprowadzają już wiosenne kolekcje, nie mogę się doczekać, aż w końcu wyjdę z domu nie przejmując się niskimi temperaturami — kilka nałożonych filtrów, pasek, jakiś tekst i zdjęcie poszło na snapchata, nim mogli się na siebie obejrzeć.
— Teraz jestem z tobą — uciął temat, nawet na niego nie patrząc. Skoro umówił się obecnie z Reitzem, nie zamierzał rozmawiać o innych. Raz, że mimo pytania doskonale zdawał sobie sprawę, że nikt nie lubił gdy pomiędzy dwie osoby wchodziła trzecia. Po drugie, nie była to z pewnością sprawa, która go dotyczyła - za wyjątkiem tej drobnej masochistycznej cechy stanowiącej podstawę każdego człowieka, zwanej ciekawością.
Zwrócił się w jego stronę z lekkim uśmiechem i podsunął mu swoją herbatę.
— Spróbuj — zachęcił go lekkim ruchem nadgarstka, nie odrywając od niego wzroku.
— Na pewno nie chcesz zjeść czegoś jeszcze? Reszta naszych atrakcji znajduje się piętro niżej, a ostrzegam że jak wejdę pomiędzy wieszaki, szybko mnie stamtąd nie wyciągniesz — wyciągnął telefon z kieszeni i uniósł go nieco wyżej rzucając krótkie "uśmiech", nim zrobił zdjęcie przyglądając mu się kilkakrotnie. Wyraźnie zadowolony zaraz rzucił je do programu i choć nie patrzył w kierunku Reitza, skupiony na tej czynności, cały czas do niego mówił.
— Szczerze mówiąc, mam już dość tej zimy. Mam nadzieję, że powoli wprowadzają już wiosenne kolekcje, nie mogę się doczekać, aż w końcu wyjdę z domu nie przejmując się niskimi temperaturami — kilka nałożonych filtrów, pasek, jakiś tekst i zdjęcie poszło na snapchata, nim mogli się na siebie obejrzeć.
Zajadał w spokoju jogurt, ciesząc się smakiem mięty przemieszanej z kawałkami czekolady. Jedyne wydanie tej słodkości, jakie tolerował. A z racji małej porcji nie musiał narzekać na zbyt dużą ilość tego słodkiego diabła. Krótki pomruk zadowolenia wyrwał się z gardła.
"Teraz jestem z tobą"
Zerknął raz jeszcze ku towarzyszowi, a niezrozumienie błysnęło w wielobarwnych tęczówkach. Miał tylko jeden jedyny temat, na który nie chciał rozmawiać i dotyczył zmarłej matki. Rozmowa o osobach trzecich na 'randce' nijak mu nie wadziła, dlatego też jasna brew lekko uniosła się ku górze. Nie chciał się w to jednak wdrażać, więc wrócił do jedzenia jogurtu. Odłożył łyżeczkę do kubeczka, gdy padła propozycja spróbowania herbaty. Sięgnął więc po napój, upijając trochę. Zmieszany słodki smak z miętą był czymś ciekawym, to zdecydowanie.
- Dobre, choć nieco za słodkie jak dla mnie. Częstuj się. - Wskazał podbródkiem na własny deser, będąc jednocześnie ciekawym, co jego towarzysz zrobi z faktem posiadania tylko jednej łyżeczki. Gdy tylko wsparł policzek na dłoni, padło polecenie i zrobiono zdjęcie. Przywykł do tego, więc nawet nie drgnął, rozciągając za to usta w tym swoim czarującym uśmiechu.
- Nie trzeba, jestem przyzwyczajony do mocno ograniczonych posiłków. W razie czego stawiam sushi. - Obracając się bardziej na bok, z policzkiem wciąż wspartym na dłoni a łokciem na blacie, spojrzał na Jackdawa. Przyglądał mu się przez tę chwilę, gdy ten zajmował się telefonem.
- Co ty mówisz? Jesień i zima to moje dwie ulubione pory roku. Zawsze wtedy podsuwam ojcu przynajmniej jeden pomysł do nowych kolekcji. Znaczy... ja opisuję, a on to przenosi na papier. Nie odziedziczyłem po nim tego talentu. - Parsknął pod nosem.
"Teraz jestem z tobą"
Zerknął raz jeszcze ku towarzyszowi, a niezrozumienie błysnęło w wielobarwnych tęczówkach. Miał tylko jeden jedyny temat, na który nie chciał rozmawiać i dotyczył zmarłej matki. Rozmowa o osobach trzecich na 'randce' nijak mu nie wadziła, dlatego też jasna brew lekko uniosła się ku górze. Nie chciał się w to jednak wdrażać, więc wrócił do jedzenia jogurtu. Odłożył łyżeczkę do kubeczka, gdy padła propozycja spróbowania herbaty. Sięgnął więc po napój, upijając trochę. Zmieszany słodki smak z miętą był czymś ciekawym, to zdecydowanie.
- Dobre, choć nieco za słodkie jak dla mnie. Częstuj się. - Wskazał podbródkiem na własny deser, będąc jednocześnie ciekawym, co jego towarzysz zrobi z faktem posiadania tylko jednej łyżeczki. Gdy tylko wsparł policzek na dłoni, padło polecenie i zrobiono zdjęcie. Przywykł do tego, więc nawet nie drgnął, rozciągając za to usta w tym swoim czarującym uśmiechu.
- Nie trzeba, jestem przyzwyczajony do mocno ograniczonych posiłków. W razie czego stawiam sushi. - Obracając się bardziej na bok, z policzkiem wciąż wspartym na dłoni a łokciem na blacie, spojrzał na Jackdawa. Przyglądał mu się przez tę chwilę, gdy ten zajmował się telefonem.
- Co ty mówisz? Jesień i zima to moje dwie ulubione pory roku. Zawsze wtedy podsuwam ojcu przynajmniej jeden pomysł do nowych kolekcji. Znaczy... ja opisuję, a on to przenosi na papier. Nie odziedziczyłem po nim tego talentu. - Parsknął pod nosem.
Pokiwał głową ze zrozumieniem. Faktycznie lychee miało to do siebie, że było słodkie. Choć dla Northa smak zielonej herbaty wprowadzał tam idealną gorzką nutę, która tworzyła idealną harmonię, każdy miał własną granicę słodkości. Zabrał więc swój napój i umieścił go między nogami odchylając się na kanapie w tył, by chwilowo odpocząć od dalszego picia. Zamiast tego przymknął oczy, zerkając na niego z zaciekawieniem, gdy zaproponował mu deser. Machnął krótko ręką pokazując mu tym samym, by się ku niemu nachylił.
— Sushi brzmi świetnie — nie był to rarytas, który miał w zwyczaju jadać na co dzień. Głównie ze względu na jego wysoką cenę, która sprawiała, że znajdowało się poza jego zasięgiem, choć nie wspominał o tym ani słowem. Stwierdzenie Reitza na słowa o porze roku sprawiły, że przechylił nieznacznie głowę w bok przyglądając mu się z ciekawością.
— Ciekawe — skomentował krótko, cały czas uważnie mu się przyglądając. North nigdy nie bawił się w projektowanie, mimo że lubił przeglądać gotowe już ciuchy. Fakt, że totalnie się na tym nie znał, sprawiał jednak że nie był w stanie pociągnąć jakoś sensownie dalej tematu.
— Ja najbardziej lubię wiosnę i jesień. Nie za ciepło, nie za zimno. Słońce świeci, ale nie tak mocno jak latem. Kurtkę można po prostu wymienić na szalik — przesunął dłonią po swoich spodniach, zaraz przenosząc ją ku górze, opierając luźno na karku. Grzywka opadła mu nieznacznie na oczy, gdy cały czas wpatrywał się w Reitza, spojrzenie pozostawało jednak na tyle nieprzeniknione, by nie dało się stwierdzić o czym właśnie myślał.
— Sushi brzmi świetnie — nie był to rarytas, który miał w zwyczaju jadać na co dzień. Głównie ze względu na jego wysoką cenę, która sprawiała, że znajdowało się poza jego zasięgiem, choć nie wspominał o tym ani słowem. Stwierdzenie Reitza na słowa o porze roku sprawiły, że przechylił nieznacznie głowę w bok przyglądając mu się z ciekawością.
— Ciekawe — skomentował krótko, cały czas uważnie mu się przyglądając. North nigdy nie bawił się w projektowanie, mimo że lubił przeglądać gotowe już ciuchy. Fakt, że totalnie się na tym nie znał, sprawiał jednak że nie był w stanie pociągnąć jakoś sensownie dalej tematu.
— Ja najbardziej lubię wiosnę i jesień. Nie za ciepło, nie za zimno. Słońce świeci, ale nie tak mocno jak latem. Kurtkę można po prostu wymienić na szalik — przesunął dłonią po swoich spodniach, zaraz przenosząc ją ku górze, opierając luźno na karku. Grzywka opadła mu nieznacznie na oczy, gdy cały czas wpatrywał się w Reitza, spojrzenie pozostawało jednak na tyle nieprzeniknione, by nie dało się stwierdzić o czym właśnie myślał.
Spojrzał na Jackdawa, gdy machał ręką. Przez jeszcze krótką chwilę siedział nieruchomo, myśląc nad czymś głęboko. Ostatecznie jednak zsunął rękę z blatu, pochylając się ku białowłosemu z mrukliwym "hmm?". Dźwięk ten jednak nie brzmiał marudnie, wręcz przeciwnie — był zaciekawiony.
- Polecam. Jedno z lepszych dań, jeśli o mnie chodzi. - Zajrzał w czerwone oczy rozmówcy, nawet przez chwilę nie sprawiając wrażenia bycia skrępowanym. Zaczepny uśmiech przez chwilę błąkał się po ustach, ostatecznie unosząc tylko prawy kącik delikatnie ku górze.
"Ciekawe"
Kiwnął głową niby to w podzięce, niby ze zrozumieniem. Wsparł dłoń na krawędzi kanapy, coby utrzymać równowagę. Słuchając zdania na temat pór roku, skakał spojrzeniem po jego twarzy, uważnie ją studiując. Był przystojny, to fakt. Nic dziwnego, że instagramowi fani robili sobie poduszki z jego zdjęciem.
- Cenię zimę za to, że jak marzniesz, to po prostu cieplej się ubierzesz. A latem? Bez klimatyzacji się rozpływasz, bo przecież skóry z siebie nie ściągniesz. - Rozumiał ten problem tylko z racji spacerów, na które zabierał psy. Potrzebowały ruchu i koniec kropka. A przecież nie będzie brał ze sobą całej ekipy chłodzącej na każdy spacer.
- Polecam. Jedno z lepszych dań, jeśli o mnie chodzi. - Zajrzał w czerwone oczy rozmówcy, nawet przez chwilę nie sprawiając wrażenia bycia skrępowanym. Zaczepny uśmiech przez chwilę błąkał się po ustach, ostatecznie unosząc tylko prawy kącik delikatnie ku górze.
"Ciekawe"
Kiwnął głową niby to w podzięce, niby ze zrozumieniem. Wsparł dłoń na krawędzi kanapy, coby utrzymać równowagę. Słuchając zdania na temat pór roku, skakał spojrzeniem po jego twarzy, uważnie ją studiując. Był przystojny, to fakt. Nic dziwnego, że instagramowi fani robili sobie poduszki z jego zdjęciem.
- Cenię zimę za to, że jak marzniesz, to po prostu cieplej się ubierzesz. A latem? Bez klimatyzacji się rozpływasz, bo przecież skóry z siebie nie ściągniesz. - Rozumiał ten problem tylko z racji spacerów, na które zabierał psy. Potrzebowały ruchu i koniec kropka. A przecież nie będzie brał ze sobą całej ekipy chłodzącej na każdy spacer.
Ręka, którą jak do tej pory trzymał na karku poruszyła się, gdy tylko Reitz się nad nim nachylił. Momentalnie wykorzystał sytuację, podsuwając palce pod jego brodę, by przesunąć ją do góry i pocałować go krótko, przesuwając językiem po jego dolnej wardze. Sam zaraz się oblizał, cofając w tył.
— Lubię smak mięty — rzucił krótko, nie patrząc w jego kierunku. To był ten decydujący moment, w którym albo dostaje w pysk i traci swojego randkowego kompana, albo wręcz przeciwnie.
— Zgadzam się w kwestii sushi, nawet jeśli moje umiejętności konesera są na raczej średnim poziomie. Ale z pewnością potrafię je docenić — kiwnął głową, podnosząc kubek spomiędzy nóg, by przyssać się do różowej słomki.
— Lubię zimę na zdjęciach. Śnieg i te sprawy. Ale moment, gdy ktoś wrzuca ci go za kołnierz nie jest już spełnieniem moich marzeń — rzucił nieco ponurym głosem, zupełnie jakby właśnie wspominał jedno z wydarzeń, o których zdecydowanie wolałby zapomnieć. Podrapał się po nosie, nie mając jak na razie nic do dodania w kwestii pogody, zamiast tego zastanawiając się do jakiego sklepu chce się udać najpierw.
— Lubię smak mięty — rzucił krótko, nie patrząc w jego kierunku. To był ten decydujący moment, w którym albo dostaje w pysk i traci swojego randkowego kompana, albo wręcz przeciwnie.
— Zgadzam się w kwestii sushi, nawet jeśli moje umiejętności konesera są na raczej średnim poziomie. Ale z pewnością potrafię je docenić — kiwnął głową, podnosząc kubek spomiędzy nóg, by przyssać się do różowej słomki.
— Lubię zimę na zdjęciach. Śnieg i te sprawy. Ale moment, gdy ktoś wrzuca ci go za kołnierz nie jest już spełnieniem moich marzeń — rzucił nieco ponurym głosem, zupełnie jakby właśnie wspominał jedno z wydarzeń, o których zdecydowanie wolałby zapomnieć. Podrapał się po nosie, nie mając jak na razie nic do dodania w kwestii pogody, zamiast tego zastanawiając się do jakiego sklepu chce się udać najpierw.
Obserwował uważnie ruch jego ręki, pozostając we względnym bezruchu. Ani jeden mięsień nie drgnął, gdy drugie usta spoczęły na jego własnych. Dopiero gdy towarzysz zaczął się odsuwać, uniósł jedną z rąk, wplatając palce w białe kosmyki. Przytrzymał go przy sobie, muskając wargi w krótki, choć zachłannym pocałunku. Dopiero wtedy go wypuścił, samemu również wracając do poprzedniej pozycji.
- Zielona herbata koniec końców też nie jest taka zła. - Posłał mu zaczepny uśmiech, nim łyżeczka z ostatnią porcją jogurtu nie wylądowała w ustach. Pusty kubeczek wraz z łyżką pchnął, by przesunął się po blacie i wylądował w koszu. Idealnie.
- Musisz częściej przesiadywać w moim towarzystwie, wtedy ryzyko znalezienia się śniegu za kołnierzem spada do zera. - Lekkim ruchem zaczesał w tył grzywkę opadającą na oko. - Idziemy? - I nie czekając — wstał od stołu. Przez krótką chwilę stał w miejscu, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Ostatecznie jednak musiał dojść do satysfakcjonujących wniosków, gdyż wyciągnął dłoń w stronę Jackdawa.
- Zielona herbata koniec końców też nie jest taka zła. - Posłał mu zaczepny uśmiech, nim łyżeczka z ostatnią porcją jogurtu nie wylądowała w ustach. Pusty kubeczek wraz z łyżką pchnął, by przesunął się po blacie i wylądował w koszu. Idealnie.
- Musisz częściej przesiadywać w moim towarzystwie, wtedy ryzyko znalezienia się śniegu za kołnierzem spada do zera. - Lekkim ruchem zaczesał w tył grzywkę opadającą na oko. - Idziemy? - I nie czekając — wstał od stołu. Przez krótką chwilę stał w miejscu, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Ostatecznie jednak musiał dojść do satysfakcjonujących wniosków, gdyż wyciągnął dłoń w stronę Jackdawa.
Kto by pomyślał, że właśnie taka będzie reakcja Reitza. Choć nieznacznie go zaskoczył, nie dał tego po sobie poznać, zupełnie naturalnie odpowiadając na jego reakcję. Zerknął kątem oka za kubeczkiem po jogurcie, który trafił idealnie do kosza.
— Dziesięć na dziesięć — skomentował krótko wstając ze swojego miejsca z piciem w dłoni, cały czas je popijając i raz po raz rozgryzając zarówno kulki wypełnione sokiem, które strzelały zabawnie między zębami, jak i wielosmakowe żelki, wyraźnie zadowolony ze swojego wyboru. Gdyby mógł, raczyłby się Bubble Tea każdego dnia, od rana do wieczora.
— Hmm — uśmiechnął się w odpowiedzi, zerkając na jego dłoń. Zastanawiał się krótką chwilę, nim w końcu ją chwycił i wstał, wychodząc przed sklep, od razu kierując się w stronę schodów, nie wypuszczając jego dłoni. Niezależnie od tego czy taki był jego plan, czy też nie.
— Masz jakieś konkretne preferencje, o których powinienem wiedzieć? Może szukasz czegoś konkretnego? Lubisz nadruki czy wolisz coś prostego? Bluza, spodnie, swetry? — zasypał go dość podstawowymi pytaniami, cały czas rozglądając się po witrynach sklepowych, by być pewnym że nie przeoczy niczego, co mogłoby wpaść mu w oko. Mimo że miał tu kilka swoich ulubionych, upatrzonych sklepów, do których zwykle zachodził.
— Dziesięć na dziesięć — skomentował krótko wstając ze swojego miejsca z piciem w dłoni, cały czas je popijając i raz po raz rozgryzając zarówno kulki wypełnione sokiem, które strzelały zabawnie między zębami, jak i wielosmakowe żelki, wyraźnie zadowolony ze swojego wyboru. Gdyby mógł, raczyłby się Bubble Tea każdego dnia, od rana do wieczora.
— Hmm — uśmiechnął się w odpowiedzi, zerkając na jego dłoń. Zastanawiał się krótką chwilę, nim w końcu ją chwycił i wstał, wychodząc przed sklep, od razu kierując się w stronę schodów, nie wypuszczając jego dłoni. Niezależnie od tego czy taki był jego plan, czy też nie.
— Masz jakieś konkretne preferencje, o których powinienem wiedzieć? Może szukasz czegoś konkretnego? Lubisz nadruki czy wolisz coś prostego? Bluza, spodnie, swetry? — zasypał go dość podstawowymi pytaniami, cały czas rozglądając się po witrynach sklepowych, by być pewnym że nie przeoczy niczego, co mogłoby wpaść mu w oko. Mimo że miał tu kilka swoich ulubionych, upatrzonych sklepów, do których zwykle zachodził.
Gdy chwycono wyciągniętą dłoń, zamerdał nieistniejącym ogonem. Nie miał zamiaru go puszczać. Trzymanie za rękę lubił wybitnie mocno na tle innych gestów. Z zadowoleniem błyszczącym w tęczówkach ruszył za swoją walentynką. Znalazłszy się na ruchomych schodach, stanął znacznie bliżej niego, niemal opierając policzek na jego ramieniu. Ostatecznie jednak nie doszło do podobnego kontaktu.
- Hmm, zero bezrękawników, nie znoszę ich. Jeśli spodnie, to tylko przylegające. Żadne dzwony czy dresy z krokiem w kolanach nie wchodzą w grę. I zero koszul we flamingi czy hawajskie kwiaty. Zapewne widziałeś nieraz w filmach, gdy bohaterowie organizują grilla, to mężczyźni przeważnie zakładają takie dziwne koszule w jeszcze dziwniejsze wzory. Daj mi jedną do ręki a koniec zabawy. Tylko krata. - Potarł podbródek w zamyśleniu, zastanawiając się, czy czegoś nie pominął. Niemniej na chwilę obecną nic nie przychodziło mu do głowy. - Lubię swetry, zwłaszcza gdy są trochę za duże. I flower crowny, są świetne. Ponoć mi pasują. - Dodał jeszcze, jakby to była jedna z wybitnie istotnych rzeczy. Sam nie oglądał wystaw, pozostawiając białowłosemu całkowicie wolną rękę w tej kwestii. Niech zaszaleje.
- Hmm, zero bezrękawników, nie znoszę ich. Jeśli spodnie, to tylko przylegające. Żadne dzwony czy dresy z krokiem w kolanach nie wchodzą w grę. I zero koszul we flamingi czy hawajskie kwiaty. Zapewne widziałeś nieraz w filmach, gdy bohaterowie organizują grilla, to mężczyźni przeważnie zakładają takie dziwne koszule w jeszcze dziwniejsze wzory. Daj mi jedną do ręki a koniec zabawy. Tylko krata. - Potarł podbródek w zamyśleniu, zastanawiając się, czy czegoś nie pominął. Niemniej na chwilę obecną nic nie przychodziło mu do głowy. - Lubię swetry, zwłaszcza gdy są trochę za duże. I flower crowny, są świetne. Ponoć mi pasują. - Dodał jeszcze, jakby to była jedna z wybitnie istotnych rzeczy. Sam nie oglądał wystaw, pozostawiając białowłosemu całkowicie wolną rękę w tej kwestii. Niech zaszaleje.
Zerknął kątem oka na stojącego obok niego Freya, zastanawiając się czy podobne przybliżenie było skutkiem znalezienia się na schodach. Zupełnie automatycznie wypuścił jego rękę i przeniósł swoją dłoń na jego biodro, przyciągając go jeszcze bliżej siebie, zupełnie jakby chciał mu w ten sposób zarówno dodać otuchy, jak i umocnić w nim przekonanie, że nie miał się czego bać.
— Dzwony i hawajskie kwiaty, boże — roześmiał się na głos próbując sobie wyobrazić Reitza w podobnym wydaniu. Mimo to nie komentował dalej jego wyborów, po prostu je akceptując. W końcu to jemu szukał w tym momencie ubrań.
— Flower crowny? Ciekawe — spojrzał na niego z góry, zatrzymując spojrzenie na czubku jego głowy. Rozdmuchał kosmyki ciepłym powietrzem, nim zeszli ze schodów. Dopiero wtedy na nowo złapał go za dłoń wędrując wśród witryn. W końcu wydał z siebie krótkie "o", gdy namierzył nazwę swojego sklepu, od razu ciągnąc Reitza do środka.
Bez większego wstępu po prostu postawił go w miejscu wyciągając spomiędzy ciuchów dwie rzeczy. O rozmiar za duży stonowany granatowy sweter i bluzę w podobnym rozmiarze. Szara z ciemniejszymi kolorami na kieszeniach i wnętrzem kaptura. Przytknął obie rzeczy do chłopaka, zaraz kręcąc jednak głową.
— Zbyt zwyczajne — skomentował odkładając je na swoje miejsce i ruszył dalej, od czasu do czasu wyciągając coraz to nowsze rzeczy. Wszystkie odrzucał jednak wyraźnie niezadowolony, mówiąc że czegoś mu w nich brakuje.
— Nie wiem czemu, ale moim zdaniem pasowałoby ci coś bardziej... uroczego — uniósł nieznacznie jego twarz ku górze, obracając ją na boki, nim ułożył palce dłoni na jego policzku.
— Hm. Może coś z kotem. W Forever 21 mieli ostatnio świetne bluzy z kocimi uszami.
— Dzwony i hawajskie kwiaty, boże — roześmiał się na głos próbując sobie wyobrazić Reitza w podobnym wydaniu. Mimo to nie komentował dalej jego wyborów, po prostu je akceptując. W końcu to jemu szukał w tym momencie ubrań.
— Flower crowny? Ciekawe — spojrzał na niego z góry, zatrzymując spojrzenie na czubku jego głowy. Rozdmuchał kosmyki ciepłym powietrzem, nim zeszli ze schodów. Dopiero wtedy na nowo złapał go za dłoń wędrując wśród witryn. W końcu wydał z siebie krótkie "o", gdy namierzył nazwę swojego sklepu, od razu ciągnąc Reitza do środka.
Bez większego wstępu po prostu postawił go w miejscu wyciągając spomiędzy ciuchów dwie rzeczy. O rozmiar za duży stonowany granatowy sweter i bluzę w podobnym rozmiarze. Szara z ciemniejszymi kolorami na kieszeniach i wnętrzem kaptura. Przytknął obie rzeczy do chłopaka, zaraz kręcąc jednak głową.
— Zbyt zwyczajne — skomentował odkładając je na swoje miejsce i ruszył dalej, od czasu do czasu wyciągając coraz to nowsze rzeczy. Wszystkie odrzucał jednak wyraźnie niezadowolony, mówiąc że czegoś mu w nich brakuje.
— Nie wiem czemu, ale moim zdaniem pasowałoby ci coś bardziej... uroczego — uniósł nieznacznie jego twarz ku górze, obracając ją na boki, nim ułożył palce dłoni na jego policzku.
— Hm. Może coś z kotem. W Forever 21 mieli ostatnio świetne bluzy z kocimi uszami.
Gdy tylko Jackdaw puścił jego dłoń, chciał zerknąć na niego pytająco. Jednak gdy tylko ręką wylądowała na biodrze, przeciągając go bliżej, od razu się uspokoił. I tym razem już bez zastanowienia przylgnął do niego całym bokiem.
Słysząc rozbawienie w głosie, szturchnął go między żebra. - Nie śmiej się! Jestem śmiertelnie poważny. Zapomniałbym. Nie lubię jeszcze brązu. To kolor, który nie do końca do mnie przemawia. - W odpowiedzi na rozdmuchanie włosów podebrał napój, raz jeszcze upijając jego odrobinę. Kubek szybko jednak wrócił w ręce prawowitego właściciela, bo mimo wszystko Reitz nie chciał mu niczego podbierać.
W spokoju dał się wprowadzić między sklepami, samemu przeglądając się na boki, by podejrzeć wszystkie te zakochane pary. Tu ktoś komuś dawał balon w kształcie serca, tu ktoś jadł wspólnie spaghetti. No kosmos.
Będąc w sklepie, stał grzecznie w miejscu, wodząc jedynie spojrzeniem za białowłosym. Nie komentował żadnego z wyborów, bo w sumie nie było takiej potrzeby.
- Uroczego? Czemuż to? - Brew powędrowała ku górze, a jednak wyraźnie był rozbawiony uwagą, w żadnym stopniu nie czując się urażonym. Wtulił policzek w dłoń, która na nim osiadła. W czystym odruchu — kolejna rzecz, którą lubił. Choć odpowiedniej było powiedzieć, że ogólnie lubił dotyk.
- Jasne, możemy tam iść. Ty jesteś dziś od planowania, Romeo.
Słysząc rozbawienie w głosie, szturchnął go między żebra. - Nie śmiej się! Jestem śmiertelnie poważny. Zapomniałbym. Nie lubię jeszcze brązu. To kolor, który nie do końca do mnie przemawia. - W odpowiedzi na rozdmuchanie włosów podebrał napój, raz jeszcze upijając jego odrobinę. Kubek szybko jednak wrócił w ręce prawowitego właściciela, bo mimo wszystko Reitz nie chciał mu niczego podbierać.
W spokoju dał się wprowadzić między sklepami, samemu przeglądając się na boki, by podejrzeć wszystkie te zakochane pary. Tu ktoś komuś dawał balon w kształcie serca, tu ktoś jadł wspólnie spaghetti. No kosmos.
Będąc w sklepie, stał grzecznie w miejscu, wodząc jedynie spojrzeniem za białowłosym. Nie komentował żadnego z wyborów, bo w sumie nie było takiej potrzeby.
- Uroczego? Czemuż to? - Brew powędrowała ku górze, a jednak wyraźnie był rozbawiony uwagą, w żadnym stopniu nie czując się urażonym. Wtulił policzek w dłoń, która na nim osiadła. W czystym odruchu — kolejna rzecz, którą lubił. Choć odpowiedniej było powiedzieć, że ogólnie lubił dotyk.
- Jasne, możemy tam iść. Ty jesteś dziś od planowania, Romeo.
Lista rzeczy, które powinni omijać rosła z każdą minutą. Zerknął na Reitza kontrolnie, zupełnie jakby zastanawiał się czy zaraz nie usłyszy, że tak właściwie to nie lubi niczego poza czernią, bielą i szarościami. Wypuścił posłusznie kubek z dłoni, gdy tylko zauważył że ten po niego sięga, zupełnie jakby była to najnaturalniejsza rzecz w jego życiu, nie komentując jej nawet słowem.
— Mhm — potwierdził dosłyszenie jego uwagi krótkim mruknięciem, w przeciwieństwie do niego kompletnie nie oglądając się na innych ludzi.
"Uroczego? Czemuż to?"
Spojrzał na niego przez chwilę milcząc, zupełnie jakby zastanawiał się jakiej odpowiedzi udzielić.
— Bo wyglądasz na kogoś, kto lubi zwierzęta i motywy z nimi związane — rzucił w końcu spokojnie, przekrzywiając głowę w bok.
Choć w rzeczywistości była to odpowiedź, którą wybrał pomiędzy:
a) Bo jesteś niski i uroczy;
b) Bo masz uroczą twarz;
c) Przez twoją delikatną urodę;
Ta wydawała się najlepsza. Zdążył się przekonać na bazie własnych doświadczeń, że mnóstwo osób o aparycjach Reitza bardzo często na słowa 'niski' dostawało apopleksji i szczerzyło kły.
— Jasne, księżniczko — opuścił dłoń i odwrócił się, kierując go w odpowiednią stronę. Kompletny brak korzystania z mapy mówił sam za siebie - Jackdaw zdecydowanie był tu stałym bywalcem. Wystarczyło przejść koło czterdziestu metrów, by doszli do sklepu, który wcześniej sobie upatrzył. Przystanął jeszcze przy wejściu upewniając się, że nie zgubił Reitza po drodze.
— Mhm — potwierdził dosłyszenie jego uwagi krótkim mruknięciem, w przeciwieństwie do niego kompletnie nie oglądając się na innych ludzi.
"Uroczego? Czemuż to?"
Spojrzał na niego przez chwilę milcząc, zupełnie jakby zastanawiał się jakiej odpowiedzi udzielić.
— Bo wyglądasz na kogoś, kto lubi zwierzęta i motywy z nimi związane — rzucił w końcu spokojnie, przekrzywiając głowę w bok.
Choć w rzeczywistości była to odpowiedź, którą wybrał pomiędzy:
a) Bo jesteś niski i uroczy;
b) Bo masz uroczą twarz;
c) Przez twoją delikatną urodę;
Ta wydawała się najlepsza. Zdążył się przekonać na bazie własnych doświadczeń, że mnóstwo osób o aparycjach Reitza bardzo często na słowa 'niski' dostawało apopleksji i szczerzyło kły.
— Jasne, księżniczko — opuścił dłoń i odwrócił się, kierując go w odpowiednią stronę. Kompletny brak korzystania z mapy mówił sam za siebie - Jackdaw zdecydowanie był tu stałym bywalcem. Wystarczyło przejść koło czterdziestu metrów, by doszli do sklepu, który wcześniej sobie upatrzył. Przystanął jeszcze przy wejściu upewniając się, że nie zgubił Reitza po drodze.
Nawet jeśli lista rosła, to ba brązie się kończyła. Wszystko inne lubił albo przynajmniej tolerował. Choć z pewnością były rzeczy, które mu nie pasowały do wyglądu. Przez krótką sekundę w umyśle mignął obraz czerwonego płaszczyka Kaptura, na co ściągnął brwi ku sobie, szybko pozbywając się tego absurdu z głowy.
- Mam swoje własne stado psów, oczywiście, że uwielbiam zwierzęta. Szkoda, że masz alergię, zaprosiłbym cię do siebie. - Mruknął z drobną nutą czegoś, czego jednak nie dało się nijak zidentyfikować.
Z racji stania na nogach od 6 rano był już lekko zmęczony, toteż nic dziwnego, że szedł grzecznie za białowłosym, nawet nie myśląc o swoich normalnych pokładach energii. Gdyby nie zmęczenie, to pewnie już dawno wyrwałby do przodu, czerpiąc ze swego zwyczajowego wulkanu energii.
- Skąd ta księżniczka, hmm? Bo chyba nie powiesz mi, że dobrze wyglądałbym w kiecce? - Rozbawienie błysnęło w tęczówkach, gdy wchodził do sklepu zaraz za Jacksawem. Skrywając dłoń w rękawie bluzy, przetarł materiałem jedno z oczu, by odgonić senność. To nie czas na odpoczynek. Plus był taki, że jeszcze nie ziewał.
Będąc już wewnątrz, rozejrzał się na boki, ostatecznie osadzając spojrzenie na towarzyszu.
- Mam swoje własne stado psów, oczywiście, że uwielbiam zwierzęta. Szkoda, że masz alergię, zaprosiłbym cię do siebie. - Mruknął z drobną nutą czegoś, czego jednak nie dało się nijak zidentyfikować.
Z racji stania na nogach od 6 rano był już lekko zmęczony, toteż nic dziwnego, że szedł grzecznie za białowłosym, nawet nie myśląc o swoich normalnych pokładach energii. Gdyby nie zmęczenie, to pewnie już dawno wyrwałby do przodu, czerpiąc ze swego zwyczajowego wulkanu energii.
- Skąd ta księżniczka, hmm? Bo chyba nie powiesz mi, że dobrze wyglądałbym w kiecce? - Rozbawienie błysnęło w tęczówkach, gdy wchodził do sklepu zaraz za Jacksawem. Skrywając dłoń w rękawie bluzy, przetarł materiałem jedno z oczu, by odgonić senność. To nie czas na odpoczynek. Plus był taki, że jeszcze nie ziewał.
Będąc już wewnątrz, rozejrzał się na boki, ostatecznie osadzając spojrzenie na towarzyszu.
Przyglądał mu się kątem oka wzruszając ramionami. Każdy lubił co innego. Reitz lubił zwierzęta, North zdecydowanie preferował, gdy inni kupowali mu rzeczy które chciał. Nie płakał też zbytnio przez fakt alergii, która ograniczała mu zakup jakiegokolwiek towarzysza. Przynajmniej gdy do niego przychodzili, cała uwaga skupiała się na nim, a nie na jego psach. Wielokrotnie widywał w parkach podobne scenki.
— Podziękuję. Jeśli chcesz spędzić ze mną czas w sposób, w jaki robi się to zazwyczaj w domach, wystarczy hotel, ale ty płacisz — rzucił uśmiechając się bezczelnie z wyraźnym rozbawieniem wskazującym na to, że tym razem faktycznie żartował.
A z drugiej strony, nie miał nic przeciwko podobnym propozycjom.
Przeciągnął się z cichym ziewnięciem, wchodząc do sklepu i rozejrzał się dookoła szukając swojego celu.
— Nie podoba ci się? Mogę przestać — odpowiedział spokojnie, bez większego bagażu emocjonalnego w głosie, przystawiając ciemnoszaro-niebieską bluzę z króliczymi do Reitza. Dwie łapki na kieszeni i ogonek z tyłu sprawiły, że cicho się zaśmiał.
— Przeurocze. Pasowałaby ci.
— Podziękuję. Jeśli chcesz spędzić ze mną czas w sposób, w jaki robi się to zazwyczaj w domach, wystarczy hotel, ale ty płacisz — rzucił uśmiechając się bezczelnie z wyraźnym rozbawieniem wskazującym na to, że tym razem faktycznie żartował.
A z drugiej strony, nie miał nic przeciwko podobnym propozycjom.
Przeciągnął się z cichym ziewnięciem, wchodząc do sklepu i rozejrzał się dookoła szukając swojego celu.
— Nie podoba ci się? Mogę przestać — odpowiedział spokojnie, bez większego bagażu emocjonalnego w głosie, przystawiając ciemnoszaro-niebieską bluzę z króliczymi do Reitza. Dwie łapki na kieszeni i ogonek z tyłu sprawiły, że cicho się zaśmiał.
— Przeurocze. Pasowałaby ci.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach