▲▼
Z każdą kolejną minutą impreza zaczynała się coraz bardziej rozkręcać. Na szkolnym podjeździe stworzył się nawet mały korek trąbiących na siebie czarnych limuzyn, z których co jakiś czas wysiadali elegancko ubrani goście. Jedni przekraczali próg szkoły w parach, inni zaś w pojedynkę. Parkiet świecący do tej pory pustkami zamienił się w szczelną plątaninę poruszających się w różnych kierunkach zamaskowanych uczestników wydarzenia. Słowem, działo się. Tym bardziej, że na deski skromnej sali gimnastycznej zawitały prawdziwe gwiazdy prowokując niemałe poruszenie.
Na pierwszy ogień poszedł Saturn i jego towarzyszka wieczoru, Sheridan Kenneth Paige. Wejście tej dwójki zwróciło uwagę stojących najbliżej wejścia. O ile można pokusić się o prosty podział ludzkości, to jest grupa, która uważa, że pewnych rzeczy nie wypada robić i ta, która sądzi, że jej wszystko wolno. Na Waszą niekorzyść znaleźliście się obok grupki dziewczyn, które były zagorzałymi fankami Sheridan. Trzy panny z sercami w oczach spoglądały nie tylko na idealny wygląd celebrytki ale także na jej ubiór oraz partnera. Najmniej nadgorliwa z nich właśnie kończyła zakup obuwia, całkiem podobnego do tego, które miała jej idolka. W końcu ten sam but w magiczny sposób ją do niej zbliży… Dwie pozostałe pchane odwagą płynącą z dwóch wypitych kubeczków ponczu, zastąpiły drogę prosząc usilnie o chociaż jedną fotkę.
-Pani Sheridan możemy prosić o selfie? Błagamy!
Piszczały mając oczy podobne do tych, które prezentował sławny kot ze Shreka.
Nieco dalej, bo w prawym rogu sali stał przerażony i w jakimś stopniu zażenowany Michael, próbując dopasować się do zaistniałej sytuacji. Szło mu… marnie. Nie ma co się czarować. Nie wszyscy muszą lubić imprezy, gwar, głośną muzykę, taniec i entuzjazm jaki był z nimi związany. Zakłopotanie chłopaka dostrzegła młoda uczennica 2 klasy, która również nie bardzo wiedziała co ma ze sobą zrobić. Gryząc policzek od środka postanowiła przełamać swą wrodzoną nieśmiałość podchodząc do prefekta.
-Cześć, zatańczymy?
Zapytała patrząc nigdzie indziej jak na swoje czubki butów. W tej chwili był to jedyny punkt, który mogła obserwować bez wyraźnych wypieków na policzkach.
Resztę dopadnę później…
Schodzący ze sceny Victor poprawił kołnierzyk czując jak mucha zaczęła go dziwnie uwierać. To raczej kwestia chwilowego stresu bo do tej pory wszystko leżało idealnie. Publiczne wystąpienia nigdy nie sprawiały mu większego problemu ale zawsze robił to przed swoim ludźmi w swojej starej szkole. Tutaj znał raptem kilka osób a spoglądająca na niego widownia była kompletnie anonimowa. Jak na debiut nie było najgorzej chociaż na kolana też nie powalił. Trochę samokrytyki jeszcze nikomu nie zaszkodziło, co nie?
Cześć Raven. Ty to jednak zawsze musisz wbić szpile. Zapamiętam sobie.
Zmrużył oczy świdrując ją swoim spojrzeniem niemal na wylot. Oczywiście wszystko w żartach ale spokojnie. Już on się odwdzięczy w odpowiednim czasie i miejscu. Tylko bez świadków, wiadomo. Do tego jednak momentu pozostanie mu tylko gra słowna, którą uwielbiał ponad wszystko..
Raven, Leilani, Leilani, Raven.
Przedstawił obie panie robiąc mały kroczek do tyłu, tak, żeby mogły podać sobie dłonie. Gest ten obserwował z największym zaciekawieniem.
Obie laski dzisiejszego wieczoru wyglądały świetnie. W ogóle jeśli ktoś chciałby przyjrzeć się osobom na sali, musiałby dojść do wniosku, że wzięły sobie na poważnie wymagania co do stroju i masek. Zdaniem Victora każda laska wyglądała w sukni o wiele piękniej niż w dżinsach i topie. Takie imprezy nie były czymś częstym więc widok bawiącej się młodzieży cieszył oko. Zwłaszcza, że to wszystko z jego inicjatywy. Mógł być dumny. Przynajmniej do momentu aż ktoś nie odwali. Z takim scenariuszem też się liczył. Był realistą.
Lei, kusi Cię korona?
Złapał dziewczynę w pasie przyciągając bliżej siebie. To tylko zwykła zabawa, bardziej związana z popularnością niż naprawdę świetnym wyglądem. Wiadomo, są osoby którym zależy bardziej i te którym zależy mniej. Jemu to totalnie zwisało ale głos odda na obie panie bo obie były piękne.
Zawsze mogą mnie oskarżyć o fałszowanie wyniku.
Uśmiechnął się pokazując rząd równych, jasnych zębów. Ruchem głowy wskazał jeden ze stojących nieopodal stołów.
Moje drogie panie, macie ochotę na mały toast?
od tej przemowy zaschło mu w gardle.
First topic message reminder :
Wysoka, długa na 40 i szeroka na 17 metrów sala z oknami od strony wschodniej. Dostosowana do piłki nożnej, siatkówki, koszykówki, piłki ręcznej oraz innych dyscyplin. Po jej zachodniej części znajdują się wysokie trybuny. Idealna do organizowania apeli, ćwiczeń przed zawodami oraz gimnastyki szkolnych cheerleaderek. Odbywają się tutaj również wszystkie potańcówki.
Wysoka, długa na 40 i szeroka na 17 metrów sala z oknami od strony wschodniej. Dostosowana do piłki nożnej, siatkówki, koszykówki, piłki ręcznej oraz innych dyscyplin. Po jej zachodniej części znajdują się wysokie trybuny. Idealna do organizowania apeli, ćwiczeń przed zawodami oraz gimnastyki szkolnych cheerleaderek. Odbywają się tutaj również wszystkie potańcówki.
Imprezy w nowej placówce były dla niego szansą na wybicie się i przede wszystkim poznanie ludzi. Był tutaj od niedawna, ale z całą pewnością nie miał zamiaru próżnować. Szczególnie, że nie cierpiał przesiadywać sam. Poprawił mankiety koszuli, zaraz po tym jak wysiadł z limuzyny, która podwiozła go niedaleko drzwi szkoły. Przyjrzał się porządnie gmachowi, jakby próbował ocenić co ciekawego się wydarzy tej nocy. Mimowolnie kąciki jego ust uniosły się do góry, a szarowłosy przestąpił próg sali gimnastycznej; już z zewnątrz dało się słyszeć rozmowy i śmiechy - jednak w środku był to istny gwar.
Cóż mogło się wydawać, że jak zwykle był odrobinę spóźniony, choć z pewnością nie był jedyny - sala nie była jeszcze nawet w połowie zapełniona. Gdzieś w niewielkim tłumie dało się zauważyć Victora, organizatora eventu. Rozpoznał go ze zdjęć, chyba z któregoś portalu? Całkiem możliwe.
W niektórych miejscach zbierały się już grupki, które plotkowały, dzieliły się informacjami.. W sumie fajnie byłoby już znaleźć się w jednej z nich. Obdarzył jakieś dziewczyny uśmiechem, przepuszczając je przodem, gdy próbowały dostać się do swojego stolika. Wyminął kobiety po czym zajął jedno z wolnych miejsc, które znajdowało się dosyć blisko sceny. Przeciągnął się odrobinę, czekał i obserwował zebranych ludzi, szukając okazji do wkręcenia się w szkolne życie towarzyskie. Impreza dopiero się zaczynała, także nie było sensu by już na samym początku kogoś maltretować swoją osobą. Gdy tylko wejdzie muzyka i inne dodatki, które były nieodłączną częścią takich wydarzeń - wszystko wyjdzie naturalnie. I na to właśnie liczył.
Cóż mogło się wydawać, że jak zwykle był odrobinę spóźniony, choć z pewnością nie był jedyny - sala nie była jeszcze nawet w połowie zapełniona. Gdzieś w niewielkim tłumie dało się zauważyć Victora, organizatora eventu. Rozpoznał go ze zdjęć, chyba z któregoś portalu? Całkiem możliwe.
W niektórych miejscach zbierały się już grupki, które plotkowały, dzieliły się informacjami.. W sumie fajnie byłoby już znaleźć się w jednej z nich. Obdarzył jakieś dziewczyny uśmiechem, przepuszczając je przodem, gdy próbowały dostać się do swojego stolika. Wyminął kobiety po czym zajął jedno z wolnych miejsc, które znajdowało się dosyć blisko sceny. Przeciągnął się odrobinę, czekał i obserwował zebranych ludzi, szukając okazji do wkręcenia się w szkolne życie towarzyskie. Impreza dopiero się zaczynała, także nie było sensu by już na samym początku kogoś maltretować swoją osobą. Gdy tylko wejdzie muzyka i inne dodatki, które były nieodłączną częścią takich wydarzeń - wszystko wyjdzie naturalnie. I na to właśnie liczył.
Czasami rzeczywiście miała wrażenie, że jej życie to jedna wielka brazylijska telenowela. Początkowo miała w ogóle nie pojawiać się na szkolnym balu, ale los najwidoczniej miał wobec niej inne plany i na kilka godzin przed całą imprezą zesłał Leilani jej organizatora, Victora. Zgodziła się mu towarzyszyć bez chwili wahania. Być może to urok chłopaka sprawił, że nie była w stanie mu się oprzeć… A może rzeczywiście chciała iść na bal, tylko nie umiała się przyznać do tego przed samą sobą? Miała pewien uraz do tego typu imprez; w końcu cztery lata temu po jednej z nich zginęła jej starsza siostra.
Nie miała zbyt wiele czasu na przygotowania, dlatego musiała improwizować. Dobrze, że miała na sobie ażurową maskę. Odwracała uwagę od opuchniętych od płaczu oczu. Nikt nie wiedział jaką walkę stoczyła z matką o to, by mogła pójść w sukience Gwen. Tej samej, którą siostra miała na sobie tego feralnego wieczora. Co prawda to nie była ta, w której zginęła, bo to by było trochę creepy, ale… no, wiadomo o co chodzi.
Tak więc miała na sobie sukienkę z czerwonej koronki, która powinna sięgać połowy łydek, ale niska Leilani niemal ciągnęła materiał po parkiecie i musiała uważać, by na niego nie nadeptnąć, a tak w ogóle, to ta cała sukienka była trochę za duża, ale dzięki gorsetowemu wiązaniu z tyłu i dyskretnie powpinanymi agrafkami leżała na pannie Cigfran całkiem dobrze i ciężko było uwierzyć, że została uszyta na miarę na starszą dziewczynę.
— Ja tam wcale nie poczułam się zanudzona. Jak myślisz, mam szansę zostać królową balu? — zachichotała gdy tylko jej partner znalazł się obok niej — Czy może przyjście z organizatorem od razu mnie dyskwalifikuje?
Pół żartem, pół serio. Miała świadomość, że nudnych kujonek, nawet jeśli na jeden wieczór zakładają coś bardziej… zmysłowego, niż białe koszule i pociągają usta czerwienią, nikt nie wybiera na królowe. A z drugiej strony, miło byłoby uczcić w ten sposób pamięć Gwen, która tamtej nocy została koronowana.
Spojrzała nieco zbita z tropu na nowoprzybyłą dziewczynę, najwyraźniej dobrą znajomą Victora. Chwalenie butów, których nawet nie widać? To miał być jakiś żart, nieudany komplement, czy jak? Leia zawsze brała wszystko do siebie i próbowała analizować każde słowo wypowiedziane w jej stronę.
— Leilani Cigrfan — podała jej rękę — Dziękuję. Ty z kolei masz bardzo ładną sukienkę.
Powiedziałaby, że pasuje do jej koloru oczu, czy coś, ale przyciemnione światło na sali gimnastycznej nie pozwoliło jej się przyjrzeć dokładniej Raven. Jej policzki oblał rumieniec, a sama przysunęła się nieco bliżej swojego partnera. Czemu poznawanie nowych ludzi musi być takie krępujące?
Nie miała zbyt wiele czasu na przygotowania, dlatego musiała improwizować. Dobrze, że miała na sobie ażurową maskę. Odwracała uwagę od opuchniętych od płaczu oczu. Nikt nie wiedział jaką walkę stoczyła z matką o to, by mogła pójść w sukience Gwen. Tej samej, którą siostra miała na sobie tego feralnego wieczora. Co prawda to nie była ta, w której zginęła, bo to by było trochę creepy, ale… no, wiadomo o co chodzi.
Tak więc miała na sobie sukienkę z czerwonej koronki, która powinna sięgać połowy łydek, ale niska Leilani niemal ciągnęła materiał po parkiecie i musiała uważać, by na niego nie nadeptnąć, a tak w ogóle, to ta cała sukienka była trochę za duża, ale dzięki gorsetowemu wiązaniu z tyłu i dyskretnie powpinanymi agrafkami leżała na pannie Cigfran całkiem dobrze i ciężko było uwierzyć, że została uszyta na miarę na starszą dziewczynę.
— Ja tam wcale nie poczułam się zanudzona. Jak myślisz, mam szansę zostać królową balu? — zachichotała gdy tylko jej partner znalazł się obok niej — Czy może przyjście z organizatorem od razu mnie dyskwalifikuje?
Pół żartem, pół serio. Miała świadomość, że nudnych kujonek, nawet jeśli na jeden wieczór zakładają coś bardziej… zmysłowego, niż białe koszule i pociągają usta czerwienią, nikt nie wybiera na królowe. A z drugiej strony, miło byłoby uczcić w ten sposób pamięć Gwen, która tamtej nocy została koronowana.
Spojrzała nieco zbita z tropu na nowoprzybyłą dziewczynę, najwyraźniej dobrą znajomą Victora. Chwalenie butów, których nawet nie widać? To miał być jakiś żart, nieudany komplement, czy jak? Leia zawsze brała wszystko do siebie i próbowała analizować każde słowo wypowiedziane w jej stronę.
— Leilani Cigrfan — podała jej rękę — Dziękuję. Ty z kolei masz bardzo ładną sukienkę.
Powiedziałaby, że pasuje do jej koloru oczu, czy coś, ale przyciemnione światło na sali gimnastycznej nie pozwoliło jej się przyjrzeć dokładniej Raven. Jej policzki oblał rumieniec, a sama przysunęła się nieco bliżej swojego partnera. Czemu poznawanie nowych ludzi musi być takie krępujące?
Głośne przełknięcie śliny, lekka trema i czas zaczynać. Na scenie pojawił się w eleganckim garniturze, jasnowłosy młodzieniec o delikatnej urodzie. W oczy zdecydowanie rzucała się starannie wykonana maska, która w dużej mierze przysłaniała mu twarz. Z jednej strony dodawała tajemniczości ale tak samo podkreślała jego zniewieściałość. Towarzyszyła mu delikatna, lekko nużąca muzyka „The Last Dance”. Chłopiec wydawał się być wręcz dzieckiem, lekko skulonym, przestraszonym wyjściem przed tak liczną publiką i zdecydowanie niedoświadczonym. Ukłonił się lekko do wszystkich i zaczął wyraźnie, z nienaganną dykcją swój monolog.
- Witam was wszystkich na balu. Nazywam się Trystian Stern i tego wieczoru będę umilał wam czas wybranymi przeze mnie utworami. Życzę udanej zabawy.- I pod koniec jego słów można było usłyszeć ze wszystkich głośników solidny grzmot pioruna a zaraz po nim nastała pełna ciemność na sali. Nie trwało to długo aż pomieszczenie zostało okryte czerwonymi reflektorami, dodając specyficznego mroku. Każdy element wystroju został tym bardziej podkreślony jedynie delikatną zmianą oświetlenia. Zdecydowanie każdy mógł poczuć choć trochę dreszczyku na skórze aż w pewnym momencie nie została pokazany głośno zapalone lampy na scenie, na której tym razem nie znajdował się Trystian, zaś pewna dziewczyna, równie tajemnicza w swojej kreacji, idealnie pasująca do wcześniej będącego na jej miejscu blondyna. Najprawdopodobniej stroje zostały wykonane z tego samego materiału. Wręcz od razu po ukazaniu postaci kobiety z różnych głośników zaczęła lecieć muzyka (Phantom of the Opera[Metal version]). Jej głos wskazywał na to, że zdecydowanie to nie była świeżynka w świecie wokalu. Doskonale znała swoje zdolności i nie oszczędzała uszu obecnych na sali. Po skończonym przez nią wersie w końcu można było usłyszeć zdolności osiemnastolatka, który momentalnie zmienił swój głos na znacznie pewniejszy siebie, delikatnie skrzeczący i chcący się dopasować do bardziej metalowej wersji Upiora w Operze. By dać większe doznania słuchających, jak i obserwujących, gdyż podczas kiedy Trystian nie musiał się jakoś znacznie wysilać z przemieszczaniem się po scenie- dzięki konkretnym wskazówkom podanym dla osób odpowiedzialnych za nagłośnienie miejsca, włączane i wyłączane były poszczególne głośniki, by dać iluzję, że chłopak znajduje się z każdym momentem w innej części pomieszczenia. Natomiast oszukiwał wzrok widzów przez ustawienie światła, z którego jak wychodził był kompletnie niewidoczny. Tym właśnie chciał zrobić stosowne show, które odczuwaliby nawet niezainteresowani jego śpiewem. By zostali wręcz zmuszeni do interakcji z chłopakiem. Śledzili go. Zaciekawili się w jakimkolwiek stopniu. Jedynym niezmiennym elementem, była znajoma wokalistka, która w większości popisywała się swoim doświadczeniem. Jednak młodzieniec starał się utrzymać jej kroku. Między nimi była pewnego rodzaju walka wokali. Bardzo mało wyczuwalna, aczkolwiek wciąż. I tak jak rozpoczęła, tak też zakończyła piosenkę owa nieznajoma, partnerka Trystiana.
Powróciło poprzednie, delikatnie jaśniejsze oświetlenie, gdzie można było na spokojnie wszystkich wokół po rozpoznawać. W centrum uwagi znowu pojawił się Stern, który był w lekkim ukłonie w stronę widowni. Z mikrofonem przy ustach zaczął wypowiadać kolejne zdania:
- Mam nadzieję, że się podobało. Zostawiam was na chwilę, byście rozkoszowali się, delikatniejszymi dźwiękami i mogli odetchnąć przed następnym show.- Mówił spokojnie, powstrzymując wręcz ostatkiem sił swoją zadyszkę. Wydobywanie z siebie takich dźwięków i ogólnie śpiew był zdecydowanie bardzo męczący. Ale musiał przyznać, że był z siebie zadowolony jak na te chwilę. Wydawało mu się, że nie było to kompletną klapą. Chciał się pokazać przed wpływowymi ludźmi, przed znajomymi. Tak naprawdę chciał dobrze wypaść dosłownie przed wszystkimi. Być pozytywnie zapamiętany. Oby mu się udało. Trzymał tylko kciuki i miał wielkie nadzieje, że przy następnym wejściu na podwyższenie nie dostanie wcześniej wspomnianymi pomidorami. Przeklęty Victor, czemu akurat musiał podsuwać tak okrutny pomysł tym wszystkim ludziom. Sam się zwinął jak najszybciej i cieszył się, że sam nie oberwał. Trystian zszedł ostatecznie ze sceny i zaczął się rozglądać za ponczem, czy tak naprawdę czymkolwiek do picia. Tanecznym krokiem, próbując być jak najmniej zauważalnym snuł się w stronę napojów. Mimo, że podczas śpiewu nie było czasu na jakiekolwiek wątpliwości- tuż po nim po prostu bał się opinii innych. Wiedział, że jest w miarę utalentowany, ale do bycia gwiazdą czy kimś więcej musiał jeszcze znacznie więcej poćwiczyć. A może po prostu był zbyt wymagający co do siebie i niepewny swoich umiejętności? Ciężko stwierdzić. Na całe szczęście na te chwilę to się skończyło. Piętnaście minut oddechu i nasłuchiwania spokojniejszych soundtracków z nutkami halloween. A to śmiech wiedźmy, pioruny, kot. Zdecydowanie dźwięki dające trochę więcej niepokoju w osobach- lekko ujmując- delikatniejszych.
- Witam was wszystkich na balu. Nazywam się Trystian Stern i tego wieczoru będę umilał wam czas wybranymi przeze mnie utworami. Życzę udanej zabawy.- I pod koniec jego słów można było usłyszeć ze wszystkich głośników solidny grzmot pioruna a zaraz po nim nastała pełna ciemność na sali. Nie trwało to długo aż pomieszczenie zostało okryte czerwonymi reflektorami, dodając specyficznego mroku. Każdy element wystroju został tym bardziej podkreślony jedynie delikatną zmianą oświetlenia. Zdecydowanie każdy mógł poczuć choć trochę dreszczyku na skórze aż w pewnym momencie nie została pokazany głośno zapalone lampy na scenie, na której tym razem nie znajdował się Trystian, zaś pewna dziewczyna, równie tajemnicza w swojej kreacji, idealnie pasująca do wcześniej będącego na jej miejscu blondyna. Najprawdopodobniej stroje zostały wykonane z tego samego materiału. Wręcz od razu po ukazaniu postaci kobiety z różnych głośników zaczęła lecieć muzyka (Phantom of the Opera[Metal version]). Jej głos wskazywał na to, że zdecydowanie to nie była świeżynka w świecie wokalu. Doskonale znała swoje zdolności i nie oszczędzała uszu obecnych na sali. Po skończonym przez nią wersie w końcu można było usłyszeć zdolności osiemnastolatka, który momentalnie zmienił swój głos na znacznie pewniejszy siebie, delikatnie skrzeczący i chcący się dopasować do bardziej metalowej wersji Upiora w Operze. By dać większe doznania słuchających, jak i obserwujących, gdyż podczas kiedy Trystian nie musiał się jakoś znacznie wysilać z przemieszczaniem się po scenie- dzięki konkretnym wskazówkom podanym dla osób odpowiedzialnych za nagłośnienie miejsca, włączane i wyłączane były poszczególne głośniki, by dać iluzję, że chłopak znajduje się z każdym momentem w innej części pomieszczenia. Natomiast oszukiwał wzrok widzów przez ustawienie światła, z którego jak wychodził był kompletnie niewidoczny. Tym właśnie chciał zrobić stosowne show, które odczuwaliby nawet niezainteresowani jego śpiewem. By zostali wręcz zmuszeni do interakcji z chłopakiem. Śledzili go. Zaciekawili się w jakimkolwiek stopniu. Jedynym niezmiennym elementem, była znajoma wokalistka, która w większości popisywała się swoim doświadczeniem. Jednak młodzieniec starał się utrzymać jej kroku. Między nimi była pewnego rodzaju walka wokali. Bardzo mało wyczuwalna, aczkolwiek wciąż. I tak jak rozpoczęła, tak też zakończyła piosenkę owa nieznajoma, partnerka Trystiana.
Powróciło poprzednie, delikatnie jaśniejsze oświetlenie, gdzie można było na spokojnie wszystkich wokół po rozpoznawać. W centrum uwagi znowu pojawił się Stern, który był w lekkim ukłonie w stronę widowni. Z mikrofonem przy ustach zaczął wypowiadać kolejne zdania:
- Mam nadzieję, że się podobało. Zostawiam was na chwilę, byście rozkoszowali się, delikatniejszymi dźwiękami i mogli odetchnąć przed następnym show.- Mówił spokojnie, powstrzymując wręcz ostatkiem sił swoją zadyszkę. Wydobywanie z siebie takich dźwięków i ogólnie śpiew był zdecydowanie bardzo męczący. Ale musiał przyznać, że był z siebie zadowolony jak na te chwilę. Wydawało mu się, że nie było to kompletną klapą. Chciał się pokazać przed wpływowymi ludźmi, przed znajomymi. Tak naprawdę chciał dobrze wypaść dosłownie przed wszystkimi. Być pozytywnie zapamiętany. Oby mu się udało. Trzymał tylko kciuki i miał wielkie nadzieje, że przy następnym wejściu na podwyższenie nie dostanie wcześniej wspomnianymi pomidorami. Przeklęty Victor, czemu akurat musiał podsuwać tak okrutny pomysł tym wszystkim ludziom. Sam się zwinął jak najszybciej i cieszył się, że sam nie oberwał. Trystian zszedł ostatecznie ze sceny i zaczął się rozglądać za ponczem, czy tak naprawdę czymkolwiek do picia. Tanecznym krokiem, próbując być jak najmniej zauważalnym snuł się w stronę napojów. Mimo, że podczas śpiewu nie było czasu na jakiekolwiek wątpliwości- tuż po nim po prostu bał się opinii innych. Wiedział, że jest w miarę utalentowany, ale do bycia gwiazdą czy kimś więcej musiał jeszcze znacznie więcej poćwiczyć. A może po prostu był zbyt wymagający co do siebie i niepewny swoich umiejętności? Ciężko stwierdzić. Na całe szczęście na te chwilę to się skończyło. Piętnaście minut oddechu i nasłuchiwania spokojniejszych soundtracków z nutkami halloween. A to śmiech wiedźmy, pioruny, kot. Zdecydowanie dźwięki dające trochę więcej niepokoju w osobach- lekko ujmując- delikatniejszych.
Dwie godziny po wylądowaniu w Kanadzie. Czekał na taksówkę przed lotniskiem z swoim bagażem podręcznym i telefonem w ręku. Czytał co się wyprawiało na czacie, na którym korespondował z swoimi dobrymi starymi kolegami i przyjaciółmi, z którymi spędził prawie dwa dni. Podczas czytania nie mógł uwierzyć co się odpierdala na tej grupie. Jego przyjaciel dostał jakiejś głupawki i wypisywał jakieś bzdury, które śmieszyły każdego użytkownika grupy, a Fuse próbował powstrzymać się właśnie od wybuchu śmiechu. Co było niezwykłe, uśmiech z jego twarzy nie schodził ani przez sekundę Jednak kiedy taksówka już podjechała musiał opanować swoje emocje i przekazać kierowcy gdzie ma go zawieźć. Gdy wsiadł do samochodu, kierowca zmiezył wzrokiem swojego klienta, który był był zmęczony podróżą.Wymienił z nim parę słów, aby przypadkiem dodatkowo nie zmęczyć zbędną gadaniną młodzieńca. Białowłosy powiedział swojemu przypadkowemu szoferowi, że ma zawieść do go szkoły Riverdale. Bez żadnych komentarzy mężczyzna zrozumiał informację i natychmiast ruszył w tamtym kierunku. Podczas jazdy Kaku zaczął sobie wspominać co się działo w Chinach na urodzinach jego przyjaciela oraz późniejsza akcja, która spowodowała, że wygląda prawie jak trup, a nie inaczej. Przed wylotem poinformował swoich przyjaciół, że jednak zdecydował się na pójście na bal halloweenowy w jego szkole. Solenizantowi wtedy zaświeciły się oczy, bo wpadł na genialny pomysł, a drugi jego przyjaciel o pseudonimie Lu zajął się jego charakteryzacją na to wydarzenie. To było naprawdę miłe z ich strony, że tak zaangażowali się w jego metamorfozę na Halloween, aż zapomniał jak ludzie w Ameryce Północnej mogą zareagować na taki wygląd, ale chyba wszystko było im obojętne jak kto wygląda oraz kierowca zrozumiał, że dzisiaj jest Halloween. Właśnie miał taki przykład przed sobą. Człowieka w średnim wieku, który nie zwracał szczególnej uwagi na osobę jego pokroju, bo prawdopodobnie spotkał takich przebierańców wielu albo nawet jeszcze gorszych typków. Natomiast jakoś tym nie zawracał głowy, gdyż był skupiony na czytaniu wiadomości.
Gdy dotarli na miejsce mężczyzna poinformował go o tym, a młodzieniec oderwał się od telefonu i rozejrzał się po okolicy przez szybę. Tak. Faktycznie byli na miejscu. Zapłacił cenę za przejazd, która biła na liczniku taksówkarza, a następnie wysiadł, zabierając wszystko ze sobą. Pewnie zastanawia was skąd Fuse ma pieniądze na przemieszczanie się taksówką po mieście. Otóż jeszcze przed powrotem dostał od swojego drugiego przyjaciela małą pożyczkę pieniędzy, która miała być tylko na bilet lotniczy. A okazało się, że dał mu trochę więcej, aby starczyło mu na zapłatę za inny środek transportu. Na myśl o tym, tylko wzruszył ramionami zakładając na ramię swoją torbę. Przeszedł ten kawałek dzielący bramę od głównego wejścia do szkoły spacerkiem. Nigdzie mu się nie spieszyło. Gdy wspiął się po schodach, aby następnie przejść przez prób swojej placówki, w której się uczy można było dokładniej zobaczyć jego charakterystykę. Twarz, szyję oraz ręce miał pokryte białym pudrem kosmetycznym, który był stonowany, czyli nie dawał po oczach. Oczy miał lekko podkreślone czarną kredką , które zakrywały jego podkrążone oczy oraz lekko przekrwione - to były efekty nie spania prawie całej nocy, aż tak zabalował na wyjeździe. A na rękach miał zrobione jakieś efy, floresy, które przybrały funkcję tatuaży na powierzchniach dłoni. Paznokcie były pomalowane na czarno, tak samo jak jego cały dzisiejszy ubiór. Był ubrany cały na czarno - spodnie, koszula oraz adidasy. Taka mroczna stylizacja, ale jedna rzecz wybijała się z tej całej czerni. Oczywiście mowa tutaj o jego odświeżonych białych, lekko przyciętych włosach. Bardzo się cieszył, że mógł wrócić do swojego koloru.
Korytarz przemierzał spokojnym krokiem idealnym dla chodzącego trupa. Ignorując spojrzenia innych osób, których mijał po drodze. Jakoś nie mógł uwierzyć, że tak robi, chyba jego umysł został w Chinach a ciało zostało przywiezione do Kanady siłą - takie posiadał wrażenie, które utrzymywało się od przybycia na lotnisko. Znużony przekroczył prób sali gimnastycznej. Przeszedł trochę na bok, aby nie przeszkadzać tańczącym osobom na parkiecie i oparł się plecami o ścianę, zerkając na ekran telefonu.
Gdy dotarli na miejsce mężczyzna poinformował go o tym, a młodzieniec oderwał się od telefonu i rozejrzał się po okolicy przez szybę. Tak. Faktycznie byli na miejscu. Zapłacił cenę za przejazd, która biła na liczniku taksówkarza, a następnie wysiadł, zabierając wszystko ze sobą. Pewnie zastanawia was skąd Fuse ma pieniądze na przemieszczanie się taksówką po mieście. Otóż jeszcze przed powrotem dostał od swojego drugiego przyjaciela małą pożyczkę pieniędzy, która miała być tylko na bilet lotniczy. A okazało się, że dał mu trochę więcej, aby starczyło mu na zapłatę za inny środek transportu. Na myśl o tym, tylko wzruszył ramionami zakładając na ramię swoją torbę. Przeszedł ten kawałek dzielący bramę od głównego wejścia do szkoły spacerkiem. Nigdzie mu się nie spieszyło. Gdy wspiął się po schodach, aby następnie przejść przez prób swojej placówki, w której się uczy można było dokładniej zobaczyć jego charakterystykę. Twarz, szyję oraz ręce miał pokryte białym pudrem kosmetycznym, który był stonowany, czyli nie dawał po oczach. Oczy miał lekko podkreślone czarną kredką , które zakrywały jego podkrążone oczy oraz lekko przekrwione - to były efekty nie spania prawie całej nocy, aż tak zabalował na wyjeździe. A na rękach miał zrobione jakieś efy, floresy, które przybrały funkcję tatuaży na powierzchniach dłoni. Paznokcie były pomalowane na czarno, tak samo jak jego cały dzisiejszy ubiór. Był ubrany cały na czarno - spodnie, koszula oraz adidasy. Taka mroczna stylizacja, ale jedna rzecz wybijała się z tej całej czerni. Oczywiście mowa tutaj o jego odświeżonych białych, lekko przyciętych włosach. Bardzo się cieszył, że mógł wrócić do swojego koloru.
Korytarz przemierzał spokojnym krokiem idealnym dla chodzącego trupa. Ignorując spojrzenia innych osób, których mijał po drodze. Jakoś nie mógł uwierzyć, że tak robi, chyba jego umysł został w Chinach a ciało zostało przywiezione do Kanady siłą - takie posiadał wrażenie, które utrzymywało się od przybycia na lotnisko. Znużony przekroczył prób sali gimnastycznej. Przeszedł trochę na bok, aby nie przeszkadzać tańczącym osobom na parkiecie i oparł się plecami o ścianę, zerkając na ekran telefonu.
Z każdą kolejną minutą impreza zaczynała się coraz bardziej rozkręcać. Na szkolnym podjeździe stworzył się nawet mały korek trąbiących na siebie czarnych limuzyn, z których co jakiś czas wysiadali elegancko ubrani goście. Jedni przekraczali próg szkoły w parach, inni zaś w pojedynkę. Parkiet świecący do tej pory pustkami zamienił się w szczelną plątaninę poruszających się w różnych kierunkach zamaskowanych uczestników wydarzenia. Słowem, działo się. Tym bardziej, że na deski skromnej sali gimnastycznej zawitały prawdziwe gwiazdy prowokując niemałe poruszenie.
Na pierwszy ogień poszedł Saturn i jego towarzyszka wieczoru, Sheridan Kenneth Paige. Wejście tej dwójki zwróciło uwagę stojących najbliżej wejścia. O ile można pokusić się o prosty podział ludzkości, to jest grupa, która uważa, że pewnych rzeczy nie wypada robić i ta, która sądzi, że jej wszystko wolno. Na Waszą niekorzyść znaleźliście się obok grupki dziewczyn, które były zagorzałymi fankami Sheridan. Trzy panny z sercami w oczach spoglądały nie tylko na idealny wygląd celebrytki ale także na jej ubiór oraz partnera. Najmniej nadgorliwa z nich właśnie kończyła zakup obuwia, całkiem podobnego do tego, które miała jej idolka. W końcu ten sam but w magiczny sposób ją do niej zbliży… Dwie pozostałe pchane odwagą płynącą z dwóch wypitych kubeczków ponczu, zastąpiły drogę prosząc usilnie o chociaż jedną fotkę.
-Pani Sheridan możemy prosić o selfie? Błagamy!
Piszczały mając oczy podobne do tych, które prezentował sławny kot ze Shreka.
Nieco dalej, bo w prawym rogu sali stał przerażony i w jakimś stopniu zażenowany Michael, próbując dopasować się do zaistniałej sytuacji. Szło mu… marnie. Nie ma co się czarować. Nie wszyscy muszą lubić imprezy, gwar, głośną muzykę, taniec i entuzjazm jaki był z nimi związany. Zakłopotanie chłopaka dostrzegła młoda uczennica 2 klasy, która również nie bardzo wiedziała co ma ze sobą zrobić. Gryząc policzek od środka postanowiła przełamać swą wrodzoną nieśmiałość podchodząc do prefekta.
-Cześć, zatańczymy?
Zapytała patrząc nigdzie indziej jak na swoje czubki butów. W tej chwili był to jedyny punkt, który mogła obserwować bez wyraźnych wypieków na policzkach.
Resztę dopadnę później…
Schodzący ze sceny Victor poprawił kołnierzyk czując jak mucha zaczęła go dziwnie uwierać. To raczej kwestia chwilowego stresu bo do tej pory wszystko leżało idealnie. Publiczne wystąpienia nigdy nie sprawiały mu większego problemu ale zawsze robił to przed swoim ludźmi w swojej starej szkole. Tutaj znał raptem kilka osób a spoglądająca na niego widownia była kompletnie anonimowa. Jak na debiut nie było najgorzej chociaż na kolana też nie powalił. Trochę samokrytyki jeszcze nikomu nie zaszkodziło, co nie?
Cześć Raven. Ty to jednak zawsze musisz wbić szpile. Zapamiętam sobie.
Zmrużył oczy świdrując ją swoim spojrzeniem niemal na wylot. Oczywiście wszystko w żartach ale spokojnie. Już on się odwdzięczy w odpowiednim czasie i miejscu. Tylko bez świadków, wiadomo. Do tego jednak momentu pozostanie mu tylko gra słowna, którą uwielbiał ponad wszystko..
Raven, Leilani, Leilani, Raven.
Przedstawił obie panie robiąc mały kroczek do tyłu, tak, żeby mogły podać sobie dłonie. Gest ten obserwował z największym zaciekawieniem.
Obie laski dzisiejszego wieczoru wyglądały świetnie. W ogóle jeśli ktoś chciałby przyjrzeć się osobom na sali, musiałby dojść do wniosku, że wzięły sobie na poważnie wymagania co do stroju i masek. Zdaniem Victora każda laska wyglądała w sukni o wiele piękniej niż w dżinsach i topie. Takie imprezy nie były czymś częstym więc widok bawiącej się młodzieży cieszył oko. Zwłaszcza, że to wszystko z jego inicjatywy. Mógł być dumny. Przynajmniej do momentu aż ktoś nie odwali. Z takim scenariuszem też się liczył. Był realistą.
Lei, kusi Cię korona?
Złapał dziewczynę w pasie przyciągając bliżej siebie. To tylko zwykła zabawa, bardziej związana z popularnością niż naprawdę świetnym wyglądem. Wiadomo, są osoby którym zależy bardziej i te którym zależy mniej. Jemu to totalnie zwisało ale głos odda na obie panie bo obie były piękne.
Zawsze mogą mnie oskarżyć o fałszowanie wyniku.
Uśmiechnął się pokazując rząd równych, jasnych zębów. Ruchem głowy wskazał jeden ze stojących nieopodal stołów.
Moje drogie panie, macie ochotę na mały toast?
od tej przemowy zaschło mu w gardle.
— Już to zrobiłaś, zapewne nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo — powiedział zgodnie z prawdą. W końcu powtarzając to już po raz enty, jej towarzystwo naprawdę było dla niego dużo przyjemniejsze niż kogoś wybranego przez macochę. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to ona miała tak olbrzymie parcie, by zarówno on jak i jego brat pojawiali się na oficjalnych uroczystościach w towarzystwie. Od kiedy Mercury był oficjalnie z Alanem i oznajmił rodzinie, że nie zamierza już dłużej nikogo szukać, uwaga kobiety spadła na Saturna. Saturna, który zdecydowanie nie planował bycia z kimkolwiek. Jeśli jednak taka głupota jak pojawienie się z kimś przyczepionym do ramienia sprawiały jej tyle radości, by dała mu święty spokój, był gotów zapraszać innych za każdym razem. A przynajmniej tych których tolerował.
Czyli nie miał zbyt wielkiego wyboru.
Miał tylko nadzieję, że jego macocha nie ubzdurała sobie, że zeswata obu Blacków z Paige'ami, by podbić w ten sposób miastowe plotki. Ta kobieta była zdolna do wszystkiego.
— ... rozumiem. Wybacz, podobna informacja musiała mi umknąć podczas rozmów z moim bratem.
Był przekonany, że od kiedy Alan był z Mercurym stał się nieco bardziej otwarty na ludzi, a tym samym że jego relacje z siostrą nieco się ociepliły. Zwłaszcza że stosunek jego brata do blondynki również zdecydowanie znormalniał. Jak wielce się zatem mylił.
— Jesteś głodna czy chcesz zacząć tańcem? — nie zdążyli nawet podjąć decyzji, gdy na horyzoncie zjawiły sie fanki Sheridan. Saturn spojrzał w kierunku swojej partnerki nijak nie ingerując. Decyzja należała do niej.
Czyli nie miał zbyt wielkiego wyboru.
Miał tylko nadzieję, że jego macocha nie ubzdurała sobie, że zeswata obu Blacków z Paige'ami, by podbić w ten sposób miastowe plotki. Ta kobieta była zdolna do wszystkiego.
— ... rozumiem. Wybacz, podobna informacja musiała mi umknąć podczas rozmów z moim bratem.
Był przekonany, że od kiedy Alan był z Mercurym stał się nieco bardziej otwarty na ludzi, a tym samym że jego relacje z siostrą nieco się ociepliły. Zwłaszcza że stosunek jego brata do blondynki również zdecydowanie znormalniał. Jak wielce się zatem mylił.
— Jesteś głodna czy chcesz zacząć tańcem? — nie zdążyli nawet podjąć decyzji, gdy na horyzoncie zjawiły sie fanki Sheridan. Saturn spojrzał w kierunku swojej partnerki nijak nie ingerując. Decyzja należała do niej.
Michael zdecydowanie nie zamierzał się wychylać, dopóki ktoś nie odwali czegoś, podczas czego będzie musiał zainterweniować. Nawet jeśli wydawało się to dość absurdalne, gdy chodziło o obowiązki prefekta, podchodził do nich niezwykle poważnie. Warto jednak brać pod uwagę, że Riverdale rządziło się swoimi prawami i bez wątpienia większość z uczniów zwyczajnie wiedziała na co może sobie pozwolić, a przez co może skończyć upokorzona na pierwszych stronach gazet. Zerkał od czasu do czasu na telefon, by kontrolować ewentualne przybycie Sophie, odpisując Jake'owi na smsa, gdy jego spokój został zaburzony. Ktoś postanowił się do niego odezwać - a nawet co więcej, wyjść z propozycją! Z początku był tak zbity z tropu, że po prostu na nią patrzył, poruszając kilkakrotnie ustami z wyraźnym zakłopotaniem.
— Erm... ja... to znaczy... — biedny chłopak kompletnie nie potrafił sobie poradzić z całą sytuacją. Swego rodzaju wybawieniem był występ na scenie. Na swój zabawny sposób to właśnie on pozwolił mu odzyskać fason. Wziął nieco głębszy wdech i przeniósł wzrok na dziewczynę paląc przy tym takiego buraka, że zapewne mogła go dostrzec doskonale.
— Tak, pewnie. Czemu nie? — wyciągnął do niej rękę, czekając aż skorzysta z propozycji i pociągnął ją na środek, obracając w rytm muzyki.
— Erm... ja... to znaczy... — biedny chłopak kompletnie nie potrafił sobie poradzić z całą sytuacją. Swego rodzaju wybawieniem był występ na scenie. Na swój zabawny sposób to właśnie on pozwolił mu odzyskać fason. Wziął nieco głębszy wdech i przeniósł wzrok na dziewczynę paląc przy tym takiego buraka, że zapewne mogła go dostrzec doskonale.
— Tak, pewnie. Czemu nie? — wyciągnął do niej rękę, czekając aż skorzysta z propozycji i pociągnął ją na środek, obracając w rytm muzyki.
Pomińmy już kwestie kolejnych rumieńców, bo się to chyba nigdy nie skończy.
- Ale przecież nic się nie stało, głuptasie. Wierzę, że kiedyś stanie się coś, co wszystko unormuje - odparła lekko, zresztą całkowicie zgodnie z jej przekonaniami. Wierzyła w słuszność swoich myśli i to, że kiedyś, gdzieś tam, starsze z Paige'owych bliźniąt spojrzy jakoś bardziej przychylnie na to młodsze. Zresztą, sama też teraz nie chciałaby rozmawiać ze starą wersją siebie. Bywała okropnie smarkata, nawet jeśli próbowała utrzymywać inny obraz siebie.
- Możemy-...
"Pani Sheridan!"
Oho. No to chyba jednak nie zajmą się niczym. Dziewojki podjarane, że idolka na horyzoncie; Sheridan gdzieś tam w myślach wywróciła oczami, ale na zewnątrz uśmiechała się tylko leciutko do tych bułeczkowych fanek, zabierając na moment ramię od Saturna.
- Daj mi sekundkę - rzuciła tym ślicznym, proszącym tonem, nim tak po prostu objęła dwie dziewuszki i pozwoliła im strzelić sobie parę zdjęć. Trzeciej, no niestety, nie zauważyła, bo sądziła, że jest tam raczej w charakterze ziomeczki dwóch pozostałych, niekoniecznie zainteresowanej całą sytuacją. Kwestia pamiątek załatwiona, mogła wracać do Saturna, odświeżając jednocześnie stary temat.
- Wiesz, Paige'owie mają to do siebie, że jeśli proponujesz im jedzenie-... - uśmiech wskazujący na oczywistą kontynuację tej wypowiedzi. Wybierze żarcie. - Nie no, nie wypada. Jeden taniec nie zaszkodzi, a ciebie może uratuje od narzekających gapiów. Łebłebłe, ten Black taki niewychowany, już do koryta, łebebebebeb.
I, jakby nigdy nic, pociągnęła biednego białowłosego na parkiet, obłapiła go (w sumie trochę z wahaniem, bo jednak nie wiedziała czy aby na pewno nie będzie mu to przeszkadzać) i ripki skipki ripki skipki.
- Ej, Saturn - o nie, właśnie miała rzucić jakimś gównianym tekstem, żeby tak po prostu nie milczeli. - Obchodzisz Saturnalia?
A MÓWILI ŻE TO MERCURY RZUCA NAJGORSZYMI ŻARTAMI.
- Ale przecież nic się nie stało, głuptasie. Wierzę, że kiedyś stanie się coś, co wszystko unormuje - odparła lekko, zresztą całkowicie zgodnie z jej przekonaniami. Wierzyła w słuszność swoich myśli i to, że kiedyś, gdzieś tam, starsze z Paige'owych bliźniąt spojrzy jakoś bardziej przychylnie na to młodsze. Zresztą, sama też teraz nie chciałaby rozmawiać ze starą wersją siebie. Bywała okropnie smarkata, nawet jeśli próbowała utrzymywać inny obraz siebie.
- Możemy-...
"Pani Sheridan!"
Oho. No to chyba jednak nie zajmą się niczym. Dziewojki podjarane, że idolka na horyzoncie; Sheridan gdzieś tam w myślach wywróciła oczami, ale na zewnątrz uśmiechała się tylko leciutko do tych bułeczkowych fanek, zabierając na moment ramię od Saturna.
- Daj mi sekundkę - rzuciła tym ślicznym, proszącym tonem, nim tak po prostu objęła dwie dziewuszki i pozwoliła im strzelić sobie parę zdjęć. Trzeciej, no niestety, nie zauważyła, bo sądziła, że jest tam raczej w charakterze ziomeczki dwóch pozostałych, niekoniecznie zainteresowanej całą sytuacją. Kwestia pamiątek załatwiona, mogła wracać do Saturna, odświeżając jednocześnie stary temat.
- Wiesz, Paige'owie mają to do siebie, że jeśli proponujesz im jedzenie-... - uśmiech wskazujący na oczywistą kontynuację tej wypowiedzi. Wybierze żarcie. - Nie no, nie wypada. Jeden taniec nie zaszkodzi, a ciebie może uratuje od narzekających gapiów. Łebłebłe, ten Black taki niewychowany, już do koryta, łebebebebeb.
I, jakby nigdy nic, pociągnęła biednego białowłosego na parkiet, obłapiła go (w sumie trochę z wahaniem, bo jednak nie wiedziała czy aby na pewno nie będzie mu to przeszkadzać) i ripki skipki ripki skipki.
- Ej, Saturn - o nie, właśnie miała rzucić jakimś gównianym tekstem, żeby tak po prostu nie milczeli. - Obchodzisz Saturnalia?
A MÓWILI ŻE TO MERCURY RZUCA NAJGORSZYMI ŻARTAMI.
— Ja również mam taką nadzieję — powiedział spokojnie, obracając się nieznacznie w bok. Jakby nie patrzeć, nie było nic gorszego niż spotkania rodzinne podczas których każdy patrzył w milczeniu w talerz, dobitnie się ignorując.
Bądź całkowity brak takowych zjazdów.
Jakby nie patrzeć do tej pory Saturn niejednokrotnie zamierał w miejscu myśląc o tym, czy aby na pewno uda mu się zachować z Mercurym taki kontakt jak obecnie, gdy ten postanowi się już wyprowadzić. I za każdym razem dostawał za to w tył głowy od czarnowłosego, który rzucał mu ten swój standardowy wzrok przepełniony dezaprobatą. Był to prawdopodobnie jedyny moment, gdy Kyrin faktycznie czuł się młodszy.
"Daj mi sekundkę."
— Naturalnie — zabrał ramię i stanął z boku, dając jej chwilę sam na sam z fankami. Sheridan bez wątpienia należała do normalnych wschodzących gwiazd, którym woda sodowa nie uderzała do głowy. I nawet jeśli prywatność była czymś co Saturn szczególnie sobie cenił, szacunek do osób trzecich był od niego jeszcze wyżej. Nic dziwnego, że Paige momentalnie zapunktowała w jego oczach.
— Spokojnie, zrzuciłbym winę na moją partnerkę — powiedział całkowicie poważnie, słysząc sposób w jaki naśladowała potencjalnych czepliwych gości. Nie żeby jakoś szczególnie się nimi przejmował. Zaraz znaleźli się jednak na parkiecie, a Saturn z wyuczonym profesjonalizmem objął prowadzenie w tańcu. Jego twarz nie zdradzała absolutnie żadnego dyskomfortu, choć rzecz jasna równie dobrze mogła być to doskonała gra z jego strony.
— Mój brat obchodzi. Poważnie. Co roku twierdzi, że nie możemy sobie darować 6-dniowej okazji do imprezy i robi z tego jakąś braterską wycieczkę mającą na celu zacieśnienie naszych więzi. Tak jakbyśmy mieli z nimi jakikolwiek problem. Jesteś zainteresowana wpadnięciem? — zapytał obracając nią nagle w bok i przechylając w tył. Aż chciało się powiedzieć na głos: "całkiem silny jak na mola książkowego".
Bądź całkowity brak takowych zjazdów.
Jakby nie patrzeć do tej pory Saturn niejednokrotnie zamierał w miejscu myśląc o tym, czy aby na pewno uda mu się zachować z Mercurym taki kontakt jak obecnie, gdy ten postanowi się już wyprowadzić. I za każdym razem dostawał za to w tył głowy od czarnowłosego, który rzucał mu ten swój standardowy wzrok przepełniony dezaprobatą. Był to prawdopodobnie jedyny moment, gdy Kyrin faktycznie czuł się młodszy.
"Daj mi sekundkę."
— Naturalnie — zabrał ramię i stanął z boku, dając jej chwilę sam na sam z fankami. Sheridan bez wątpienia należała do normalnych wschodzących gwiazd, którym woda sodowa nie uderzała do głowy. I nawet jeśli prywatność była czymś co Saturn szczególnie sobie cenił, szacunek do osób trzecich był od niego jeszcze wyżej. Nic dziwnego, że Paige momentalnie zapunktowała w jego oczach.
— Spokojnie, zrzuciłbym winę na moją partnerkę — powiedział całkowicie poważnie, słysząc sposób w jaki naśladowała potencjalnych czepliwych gości. Nie żeby jakoś szczególnie się nimi przejmował. Zaraz znaleźli się jednak na parkiecie, a Saturn z wyuczonym profesjonalizmem objął prowadzenie w tańcu. Jego twarz nie zdradzała absolutnie żadnego dyskomfortu, choć rzecz jasna równie dobrze mogła być to doskonała gra z jego strony.
— Mój brat obchodzi. Poważnie. Co roku twierdzi, że nie możemy sobie darować 6-dniowej okazji do imprezy i robi z tego jakąś braterską wycieczkę mającą na celu zacieśnienie naszych więzi. Tak jakbyśmy mieli z nimi jakikolwiek problem. Jesteś zainteresowana wpadnięciem? — zapytał obracając nią nagle w bok i przechylając w tył. Aż chciało się powiedzieć na głos: "całkiem silny jak na mola książkowego".
O mały włos musiał porzucić plany zarzucenia na siebie stroju wilkołaka, kiedy o jego uszy obiła się informacja o konieczności założenia masek. O ile całościowa wilcza maska byłaby jakąś opcją, nie wydawała się ona na tyle komfortowa, by O'Brien szarpnął się na ten pomysł. Podnoszenie jej podczas każdej konieczności napicia się czegoś albo zjedzenia jakiejś przekąski wydawało mu się na tyle uporczywe, że ograniczył się zaledwie do zwyczajnej czarnej maski na oczy, która dziwnym trafem podkreśliła barwę jego oczu. Spośród burzy specjalnie ucharakteryzowanych włosów, wystawała para miękkich, profesjonalnie wykonanych uszu, a na palcach chłopaka można było dostrzec specjalnie przygotowane pazury – stępione na tyle, by podczas przepychanek wśród tłumu na sali, nie zrobił nikomu krzywdy. Musiał jednak przyznać, że wystukiwanie wiadomości w tych małych cholerstwach było niewygodne, dlatego stojąc przed wejściem do gmachu szkoły, miał szczerą nadzieję na to, że Michael szybko zareaguje na jego wiadomości i w razie czego weźmie na swoje barki odpowiedzialność za kolejnego gościa.
Mimo całej pewności siebie i tego, że nie miałby z tym większego problemu, wolał nie zaczepiać przypadkowych gości. Dla kogoś z jego statusem, dość ważne było to, by zawsze zachowywać się tak, jakby był na swoim miejscu. Gdyby tylko miał przy sobie numer do Saturna, zapewne to właśnie on doczekałby się tej nagłej zapowiedzi z jego strony.
I na pewno nie udzieliłby żadnej odpowiedzi.
Mimowolnie zarechotał pod nosem, ukazując światu lekko wydłużone kły, które także okazały się być elementem stroju. Schludny garnitur i kamizelka zamiast marynarki wydawały się być abstrakcyjnym połączeniem w zestawieniu z całą resztą – począwszy od uszu, na puszystym ogonie kończąc – ale sztuczna krew, która w przemyślany sposób splamiła biel koszuli, skórę na jego rękach i część twarzy Ravena, dodawała całości odpowiednio upiornego wyglądu. W sam raz na Halloween, podczas którego nie zamierzał odbierać sobie tej młodzieńczej radości, nawet jeśli miałby odstawać od tłumu.
― Baaambi, nie mam całego dnia ― wymruczał pod nosem, wlepiając wyczekujące spojrzenie w drzwi. Miał nadzieję, że chłopak zdążył odczytać kolejną wiadomość.
Mimo całej pewności siebie i tego, że nie miałby z tym większego problemu, wolał nie zaczepiać przypadkowych gości. Dla kogoś z jego statusem, dość ważne było to, by zawsze zachowywać się tak, jakby był na swoim miejscu. Gdyby tylko miał przy sobie numer do Saturna, zapewne to właśnie on doczekałby się tej nagłej zapowiedzi z jego strony.
I na pewno nie udzieliłby żadnej odpowiedzi.
Mimowolnie zarechotał pod nosem, ukazując światu lekko wydłużone kły, które także okazały się być elementem stroju. Schludny garnitur i kamizelka zamiast marynarki wydawały się być abstrakcyjnym połączeniem w zestawieniu z całą resztą – począwszy od uszu, na puszystym ogonie kończąc – ale sztuczna krew, która w przemyślany sposób splamiła biel koszuli, skórę na jego rękach i część twarzy Ravena, dodawała całości odpowiednio upiornego wyglądu. W sam raz na Halloween, podczas którego nie zamierzał odbierać sobie tej młodzieńczej radości, nawet jeśli miałby odstawać od tłumu.
― Baaambi, nie mam całego dnia ― wymruczał pod nosem, wlepiając wyczekujące spojrzenie w drzwi. Miał nadzieję, że chłopak zdążył odczytać kolejną wiadomość.
Po wymianie uprzejmości, gdy rozpoczął się występ Trystiana i światła zaczęły szaleć, przylgnęła bliżej Victora. Że niby taka mała myszka boi się ciemności i tego, że ktoś jej nie zauważy i przypadkiem zadepcze. Właściwie to… to w sumie o to chodziło. Na parkiecie zaczynało robić się coraz ciaśniej, a Leia nie grzeszyła wzrostem, w dodatku była tak drobna, że niektórzy zastanawiali się pewnie jakim cudem nie porwał jej jeszcze silny wiatr.
— Są cudowni — wyznała obserwując wokalistów — Uwielbiam „Upiora w Operze”.
I nie chodziło jej o konkretną piosenkę, a o cały musical. Razem z sequelem, oczywiście. Piękne i smutne i w ogóle takie romantyczne, oww. Słysząc pytanie Victora roześmiała się.
— Zaraz tam kusi… No, może troszkę… And honey, you should see me in a crown. — zażartowała przeciągając każdą sylabę w taki sam sposób jak serialowy Moriarty, by podkreślić, że jest to tylko cytat, a nie że Leilani była jakąś niefajną pustą bułą, dla której liczył się tylko wygląd i zdobyte tytuły na imprezach. Przyciągnięta do Rosa oparła głowę na jego torsie, zupełnie jakby znali się… no, dłużej niż te trzy godziny.
— Jeśli to zrobią, będę Ci wysyłać paczki do więzienia — puściła mu oczko (miała nadzieję, że pomimo ażurowej maski na jej twarzy było to widać) — Mogłabym Ci przesyłać potrzebne rzeczy zapakowane w korvapuustit… to znaczy takie fińskie cynamonowe bułeczki.
Nie to, że się chwaliła, czy coś. Po prostu czasem się zapominała i zaczynała rozmawiać o swojej ojczystej Finlandii, jakby tamtejsza kultura była czymś oczywistym i wszystkim znanym.
— Z chęcią. Tylko dla mnie bezalkoholowe.
— Są cudowni — wyznała obserwując wokalistów — Uwielbiam „Upiora w Operze”.
I nie chodziło jej o konkretną piosenkę, a o cały musical. Razem z sequelem, oczywiście. Piękne i smutne i w ogóle takie romantyczne, oww. Słysząc pytanie Victora roześmiała się.
— Zaraz tam kusi… No, może troszkę… And honey, you should see me in a crown. — zażartowała przeciągając każdą sylabę w taki sam sposób jak serialowy Moriarty, by podkreślić, że jest to tylko cytat, a nie że Leilani była jakąś niefajną pustą bułą, dla której liczył się tylko wygląd i zdobyte tytuły na imprezach. Przyciągnięta do Rosa oparła głowę na jego torsie, zupełnie jakby znali się… no, dłużej niż te trzy godziny.
— Jeśli to zrobią, będę Ci wysyłać paczki do więzienia — puściła mu oczko (miała nadzieję, że pomimo ażurowej maski na jej twarzy było to widać) — Mogłabym Ci przesyłać potrzebne rzeczy zapakowane w korvapuustit… to znaczy takie fińskie cynamonowe bułeczki.
Nie to, że się chwaliła, czy coś. Po prostu czasem się zapominała i zaczynała rozmawiać o swojej ojczystej Finlandii, jakby tamtejsza kultura była czymś oczywistym i wszystkim znanym.
— Z chęcią. Tylko dla mnie bezalkoholowe.
Wszyscy mieli nadzieję, że się ułoży, chyba jedynie sam Alan zdawał się mieć na to trochę bardziej... no, wyłożonego siusiaka. Nie mogli go oczywiście do niczego zmusić, Kenneth też nie chciała wymuszać na swoim starszym bracie żadnej presji związanej z tym, że przecież Blackowie też chcieliby posiedzieć razem z nią i blondynem na obiadku, ale nie zamierzała się jeszcze poddawać. Było na to o wiele za wcześnie, nawet jeśli praktycznie minęły lata.
- No jasne, cała odpowiedzialność na biedne lwice.
Prychnęła, niby to urażona, ale przecież zaraz zajęli się czymś zupełnie innym i Paige była już całkowicie kontent. Dawno właściwie nie tańczyła, więc z początku, no naprawdę, ruszała się trochę niepewnie, może nawet nieco sztywno. Niby pobierała te wszystkie lekcje jeszcze lata temu, ale podświadomość sprawiała jej psikusy, kopała strasznie, że łooo, wszystkiego pozapominałaś, na pewnoooo... no i zapominała przez to, że jej się tak wydawało. Lol. Więc prawie biednemu Saturnowi na stopę nastąpiła, ALE. Dziecko się rozgrzewało, tyle że na razie tylko grzecznie dawała się prowadzić. Zresztą, nie dawał jej za bardzo wyboru.
Szczególnie, że kiedy miała się zaśmiać z tego wybornego żartu, jakim umilił jej wieczór, Black postanowił kompletnie zbić ją z pantałyku. Nie żeby coś, ale w momencie, w którym wykonujesz na lasce ruch niczym z derti densyn, to ta naprawdę zamieni się w zawstydzony kamień z zewnątrz i rozpiszczaną nastolatkę wewnątrz. Przynajmniej na kilka sekund. Zainteresowana wpadnięciem? Na ich obchody Saturnaliów? A czy Sheridan wyglądała teraz, jakby jakiekolwiek Saturnalia ją obchodziły? Zamrugała parokrotnie i, zgodnie z jakże oklepanym już motywem, odchrząknęła krótko.
- ...okej, dowiedziałam się dzisiaj dwóch rzeczy - oznajmiła wreszcie, otrząsając się z tego dziwnego letargu. - Dlaczego laski tak łatwo rozpuszczają się przy Blackach i... że masz genialne poczucie humoru. Bo to był żart, co nie? Z tymi Saturnaliami?
W ogóle ten moment, kiedy przyszła ikona miasta, poważna gwiazda i w ogóle cholera wie co, rumieni się i odwraca wzrok, bo koleś prowadzi ją jak pacynkę w tańcu. Tak to właśnie działa.
- No jasne, cała odpowiedzialność na biedne lwice.
Prychnęła, niby to urażona, ale przecież zaraz zajęli się czymś zupełnie innym i Paige była już całkowicie kontent. Dawno właściwie nie tańczyła, więc z początku, no naprawdę, ruszała się trochę niepewnie, może nawet nieco sztywno. Niby pobierała te wszystkie lekcje jeszcze lata temu, ale podświadomość sprawiała jej psikusy, kopała strasznie, że łooo, wszystkiego pozapominałaś, na pewnoooo... no i zapominała przez to, że jej się tak wydawało. Lol. Więc prawie biednemu Saturnowi na stopę nastąpiła, ALE. Dziecko się rozgrzewało, tyle że na razie tylko grzecznie dawała się prowadzić. Zresztą, nie dawał jej za bardzo wyboru.
Szczególnie, że kiedy miała się zaśmiać z tego wybornego żartu, jakim umilił jej wieczór, Black postanowił kompletnie zbić ją z pantałyku. Nie żeby coś, ale w momencie, w którym wykonujesz na lasce ruch niczym z derti densyn, to ta naprawdę zamieni się w zawstydzony kamień z zewnątrz i rozpiszczaną nastolatkę wewnątrz. Przynajmniej na kilka sekund. Zainteresowana wpadnięciem? Na ich obchody Saturnaliów? A czy Sheridan wyglądała teraz, jakby jakiekolwiek Saturnalia ją obchodziły? Zamrugała parokrotnie i, zgodnie z jakże oklepanym już motywem, odchrząknęła krótko.
- ...okej, dowiedziałam się dzisiaj dwóch rzeczy - oznajmiła wreszcie, otrząsając się z tego dziwnego letargu. - Dlaczego laski tak łatwo rozpuszczają się przy Blackach i... że masz genialne poczucie humoru. Bo to był żart, co nie? Z tymi Saturnaliami?
W ogóle ten moment, kiedy przyszła ikona miasta, poważna gwiazda i w ogóle cholera wie co, rumieni się i odwraca wzrok, bo koleś prowadzi ją jak pacynkę w tańcu. Tak to właśnie działa.
Wszystkie relacje międzyludzkie prezentowały się właśnie w ten sposób. Nikogo nie można było do niczego przymusić. Zapewne dlatego w wielu przypadkach było tak trudno. Nie było chyba niczego bardziej przykrego niż jednostronna chęć naprawienia relacji, bądź osiągnięcia wyższego statusu, gdy druga strona tego nie chciała. Dla nich obu.
— Po obejrzeniu multum programów przyrodniczych jestem w pełni przekonany, że to właśnie lwice zasługują na miano najsilniejszych osobników na sawannie. Lwy nie dorastają im do pięt — powiedział spokojnym tonem, wyraźnie nie narzucając własnego zdania, a jedynie traktując to wszystko jak wyjątkowo luźną wymianę zdań. Fakt, że Sheridan może i nie była tancerką roku zdawał się kompletnie mu nie przeszkadzać, gdy sam wykorzystywał wszystkie swoje umiejętności, by w miarę możliwości jak najbardziej ułatwić jej całe zadanie.
Przyciągnął ją z powrotem, ratując tym samym z poprzedniej pozycji, choć jej rumieniec bez wątpienia nie umknął jego uwadze. Niezmącony spokój nawet na chwilę nie opuszczał jego twarzy, choć oczy zdawały się błyszczeć nieco bardziej niż zwykle, nawet jeśli fakt ten pozostawał całkowicie niezauważalny dla innych. Kto by pomyślał, że naprawdę będzie mógł stwierdzić, że jak na razie całkiem dobrze się bawi mimo bycia w zatłoczonym miejscu pełnym spoconych nastolatków.
— To był żart. I lepiej nie mów o nim Mercury'emu, bo naprawdę coś takiego zorganizuje — nie bez powodu ukrywał przed nim fakt, że zdaje sobie sprawę z istnienia podobnego święta. Był pewien że starszy Black natrafił na nie w książce, ale nigdy żaden z nich nie wykazał chęci zainteresowania się tematem. To mogłoby być zwyczajnie zgubne. Saturn i sześciodniowa impreza? Akurat.
Gdy piosenka dobiegła końca, zatrzymał się w miejscu zerkając chwilowo w stronę sceny, nim zawiesił ponownie spojrzenie na Sheridan.
— Jedzenie? — zaproponował przypominając sobie jej wcześniejsze słowa. W końcu mogli zrobić sobie przerwę i skoczyć jeszcze na parkiet w późniejszym czasie.
— Po obejrzeniu multum programów przyrodniczych jestem w pełni przekonany, że to właśnie lwice zasługują na miano najsilniejszych osobników na sawannie. Lwy nie dorastają im do pięt — powiedział spokojnym tonem, wyraźnie nie narzucając własnego zdania, a jedynie traktując to wszystko jak wyjątkowo luźną wymianę zdań. Fakt, że Sheridan może i nie była tancerką roku zdawał się kompletnie mu nie przeszkadzać, gdy sam wykorzystywał wszystkie swoje umiejętności, by w miarę możliwości jak najbardziej ułatwić jej całe zadanie.
Przyciągnął ją z powrotem, ratując tym samym z poprzedniej pozycji, choć jej rumieniec bez wątpienia nie umknął jego uwadze. Niezmącony spokój nawet na chwilę nie opuszczał jego twarzy, choć oczy zdawały się błyszczeć nieco bardziej niż zwykle, nawet jeśli fakt ten pozostawał całkowicie niezauważalny dla innych. Kto by pomyślał, że naprawdę będzie mógł stwierdzić, że jak na razie całkiem dobrze się bawi mimo bycia w zatłoczonym miejscu pełnym spoconych nastolatków.
— To był żart. I lepiej nie mów o nim Mercury'emu, bo naprawdę coś takiego zorganizuje — nie bez powodu ukrywał przed nim fakt, że zdaje sobie sprawę z istnienia podobnego święta. Był pewien że starszy Black natrafił na nie w książce, ale nigdy żaden z nich nie wykazał chęci zainteresowania się tematem. To mogłoby być zwyczajnie zgubne. Saturn i sześciodniowa impreza? Akurat.
Gdy piosenka dobiegła końca, zatrzymał się w miejscu zerkając chwilowo w stronę sceny, nim zawiesił ponownie spojrzenie na Sheridan.
— Jedzenie? — zaproponował przypominając sobie jej wcześniejsze słowa. W końcu mogli zrobić sobie przerwę i skoczyć jeszcze na parkiet w późniejszym czasie.
Kto by pomyślał, że ta przypadkowa znajomość mogła uratować mu nieco skórę przynajmniej na kilka minut. Nie żeby był typem, którego ciągnęło na parkiet, ale zapewne gdyby nadal stał pod ścianą, zadręczałby się całą serią przeróżnych myśli. Tymczasem patrzenie na zarumienioną dziewczynę przed nim skutecznie pozwalało mu na ich odsunięcie i skupienie się na jej osobie, nawet jeśli wiązało się to z paleniem równie dużego buraka. Przetańczyli razem dwie piosenki, po których Michael podziękował jej kilkakrotnie mówiąc że musi się czegoś napić i oddalił się w kierunku stołów sprawdzając jednocześnie telefon. W trakcie jego tańca przyszło kilka smsów. W tym trzy od Sophie, w których narzekała na to że wszystko stoi w korkach i dość sporo się spóźni. Mógł jedynie podejrzewać, że wyszykowanie się zabrało jej więcej czasu niż planowała. Jedna wiadomość od Jake'a. Zaraz, czekał na zewnątrz?
Z początku myślał, że żartował.
Kazał mu czekać około dziesięciu minut. Czym prędzej popędził w stronę wyjścia, wypadając na zewnątrz z nieco ociężałym oddechem. Biegnięcie i przepychanie się przez tłum naprawdę nie należało do najłatwiejszych. Dostrzegł go bez większego problemu, nawet jeśli przez kostium musiał się przez chwilę upewniać czy aby na pewno ma do czynienia z odpowiednią osobą.
— ... wow, jesteś ostatnią osobą po której spodziewałbym się czegoś tak mało kreatywnego — wypalił na powitanie, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z faktu, że wypowiedział te słowa na głos. Zaczerwienił się jak pomidor, nieznacznie przygarbiając, jakby chciał tym samym ukryć się przed światem.
— Z-znaczy... zawsze wymyślacie z Matthew jakieś dziwne rzeczy, więc nie spodziewałem się tak oklepanego wilkołaka... połowa imprez Halloweenowych to wilkołaki albo wampiry... jakby zmienili się w fanów Zmierzchu... nie żeby moje zombie b-było szczególnie oryginalne — paplał trzy po trzy tak przerażony faktem, że nie wiedział jak wybrnąć z całej sytuacji, że naprawdę miał ochotę wziąć nogi za pas i zniknąć w tłumie, by nie pokazać się nikomu na oczy do końca całej imprezy.
— A-ale dobrze wyglądasz! — dorzucił desperacko. Serce stanęło mu w piersi. Jak nic.
Z początku myślał, że żartował.
Kazał mu czekać około dziesięciu minut. Czym prędzej popędził w stronę wyjścia, wypadając na zewnątrz z nieco ociężałym oddechem. Biegnięcie i przepychanie się przez tłum naprawdę nie należało do najłatwiejszych. Dostrzegł go bez większego problemu, nawet jeśli przez kostium musiał się przez chwilę upewniać czy aby na pewno ma do czynienia z odpowiednią osobą.
— ... wow, jesteś ostatnią osobą po której spodziewałbym się czegoś tak mało kreatywnego — wypalił na powitanie, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z faktu, że wypowiedział te słowa na głos. Zaczerwienił się jak pomidor, nieznacznie przygarbiając, jakby chciał tym samym ukryć się przed światem.
— Z-znaczy... zawsze wymyślacie z Matthew jakieś dziwne rzeczy, więc nie spodziewałem się tak oklepanego wilkołaka... połowa imprez Halloweenowych to wilkołaki albo wampiry... jakby zmienili się w fanów Zmierzchu... nie żeby moje zombie b-było szczególnie oryginalne — paplał trzy po trzy tak przerażony faktem, że nie wiedział jak wybrnąć z całej sytuacji, że naprawdę miał ochotę wziąć nogi za pas i zniknąć w tłumie, by nie pokazać się nikomu na oczy do końca całej imprezy.
— A-ale dobrze wyglądasz! — dorzucił desperacko. Serce stanęło mu w piersi. Jak nic.
― Wygląda na to, że strój zobowiązuje ― rzucił do samego siebie, wyłapując wzrokiem wypadającego na zewnątrz Michaela. Choć zadyszka świadczyła o tym, że starał się zareagować na jego przybycie jak najszybciej, Jake był w stanie wyobrazić sobie, jak chłopak przemierzał korytarz pokracznym i ślamazarnym krokiem zombie, chcąc dodać swojemu strojowi tego charakterystycznego dreszczyku. Z drugiej strony nie uważał, by Charpentier szczególnie mocno zabiegał o tytuł przebierańca roku, ale być może podejmował próby wyrobienia w sobie pewności siebie, której na ogół mu brakowało.
― I na tym właśnie polega element zaskoczenia, panie zombie ― odpowiedział bez cienia urazy, jednocześnie dając mu do zrozumienia, że sam nie zabłysnął kreatywnością, choć dość szybko okazało się, że sam doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Mały hipokryta. Rzecz w tym, że teraz liczyło się to, że Bambi nie zdecydował się go wystawić i nawet po tych dziesięciu minutach, podczas których co jakiś czas pocierał ramiona, by nieco się rozgrzać, nie potrafił mieć mu za złe takich komentarzy.
Nie zmieniało to faktu, że każda minuta zwlekania mogła wpędzić go do łóżka na następny tydzień, ale był pewien, że warto było poczekać.
― Nie jestem ani nie byłem uczniem tej szkoły, więc nie jestem jedną z pierwszych osób, które dowiadują się o podobnych wydarzeniach. Następnym razem opadnie ci szczęka, chociaż zawsze wyglądam dobrze. ― Puścił mu oczko, ani trochę nie krępując się tego, by zaraz po tym przewiesić ramię przez kark i przygarnąć go do siebie, jak dobrego kumpla, choć nie wydawało mu się, by Michael pałał do niego równie pozytywnymi odczuciami. Dla Jake'a mimo wszystko stał się jakąś formą tej lepszej części rodziny – można byłoby nawet pokusić się o stwierdzenie, że kuzyn Matta był też jego kuzynem.
Nie czekając ani chwili dłużej, pociągnął chłopaka w stronę drzwi frontowych. Wyglądało na to, że nie zamierzał dać mu szansę na oddanie głosu w sprawie tego, czy w ogóle chciał poświęcić mu trochę swojego czasu.
― Co ciekawego przygotowano? Próbowałeś już szczęścia z wyrwaniem jakiejś wiedźmy? Powinieneś na nie uważać. ― Cmoknął pod nosem, unosząc kącik ust w nieco zgryźliwym uśmiechu, gdy kątem oka zerknął na znajomego.
Na końcu języka miał jeszcze jedno pytanie, ale postanowił zostawić je na później. Nie chciał, by Michael okazał się wyłącznie jego biletem wstępu na imprezę, gdy w swojej głowie snuł też inne plany. Był też przekonany, że jego główny cel znajdował się gdzieś na tej sali, ale to wcale nie oznaczało, że nie mógł przez jakiś czas poznęcać się nad biednym, uziemionym Bambim.
― I na tym właśnie polega element zaskoczenia, panie zombie ― odpowiedział bez cienia urazy, jednocześnie dając mu do zrozumienia, że sam nie zabłysnął kreatywnością, choć dość szybko okazało się, że sam doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Mały hipokryta. Rzecz w tym, że teraz liczyło się to, że Bambi nie zdecydował się go wystawić i nawet po tych dziesięciu minutach, podczas których co jakiś czas pocierał ramiona, by nieco się rozgrzać, nie potrafił mieć mu za złe takich komentarzy.
Nie zmieniało to faktu, że każda minuta zwlekania mogła wpędzić go do łóżka na następny tydzień, ale był pewien, że warto było poczekać.
― Nie jestem ani nie byłem uczniem tej szkoły, więc nie jestem jedną z pierwszych osób, które dowiadują się o podobnych wydarzeniach. Następnym razem opadnie ci szczęka, chociaż zawsze wyglądam dobrze. ― Puścił mu oczko, ani trochę nie krępując się tego, by zaraz po tym przewiesić ramię przez kark i przygarnąć go do siebie, jak dobrego kumpla, choć nie wydawało mu się, by Michael pałał do niego równie pozytywnymi odczuciami. Dla Jake'a mimo wszystko stał się jakąś formą tej lepszej części rodziny – można byłoby nawet pokusić się o stwierdzenie, że kuzyn Matta był też jego kuzynem.
Nie czekając ani chwili dłużej, pociągnął chłopaka w stronę drzwi frontowych. Wyglądało na to, że nie zamierzał dać mu szansę na oddanie głosu w sprawie tego, czy w ogóle chciał poświęcić mu trochę swojego czasu.
― Co ciekawego przygotowano? Próbowałeś już szczęścia z wyrwaniem jakiejś wiedźmy? Powinieneś na nie uważać. ― Cmoknął pod nosem, unosząc kącik ust w nieco zgryźliwym uśmiechu, gdy kątem oka zerknął na znajomego.
Na końcu języka miał jeszcze jedno pytanie, ale postanowił zostawić je na później. Nie chciał, by Michael okazał się wyłącznie jego biletem wstępu na imprezę, gdy w swojej głowie snuł też inne plany. Był też przekonany, że jego główny cel znajdował się gdzieś na tej sali, ale to wcale nie oznaczało, że nie mógł przez jakiś czas poznęcać się nad biednym, uziemionym Bambim.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach