▲▼
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
First topic message reminder :
Początki giną w mrokach historii i niepewne jest pochodzenie pieśni, w których Lizbończycy wyśpiewują duszę. Kult fado utrzymany do dziś, niesie za sobą stęsknione wołania i gorące pragnienia. Skierowane do oceanu odbijają się echem i rozpływają wraz z falą popychającą statek. Wróć do mnie marynarzu, bądź tym szczęśliwym podróżnikiem i nie zapominaj o swoim domu i o mnie.
Tej letniej nocy towarzyszyły głosy całego świata. Przedzierały się przez siebie i tworzyły melodię nieodgadnionych historii. Ciepłe światło odgarniało granatowy odcień nocy i odkrywało smutne fasady domów. Niezapisaną gorycz znali tylko ci, którzy zajrzeli głębiej w serce stolicy. Gdzie znajdę serce? W ludziach, którzy czują ten kraj, to miasto.
Po zmroku nastaje ciemny dzień. Teraz wychodzą ci, którzy żyją tu od dawna i wiedzą. Wspinają się po swoim mieście i szukają siebie. Powoli stąpają po marmurowym bruku do upragnionego celu.
Moim było dziś fado. Koncert był dla wszystkich, ale tylko wtajemniczeni mogli poczuć kwintesencję. Wracała do nas Margarida Azevedo Alves. Ostatnie burzliwe miesiące spędziła poza Lizboną. Wysłała do mnie list, w którym opowiedziała o swoich obawach. Obiecałem jej, że dziś będę obok, gdy jej przepiękny głos zmiesza się z rozpaczą po utracie ukochanego.
Stanął przy ciemnej kamienicy i popatrzył po przybyłych Portugalczykach. Każdy z nich prezentował stoicki spokój i kulturę. Znali się z widzenia, każdy z nich szukał emocjonalnego wypełnienia. Byli indywidualistami, których miłość zaginęła w świecie. Tęsknili i czekali, byli i czuli – niespełnieni. Ekscytacja narastała wraz ze zbliżającym się przedstawieniem. Wśród stłumionych głosów, można było wychwycić znajomy brzdęk dwóch gitar. Już niedługo ich wysokie tony będą kontrastowały z głębokim smutkiem.
Zawiesił wzrok na spieszących przechodniach. Odgadywał ich pochodzenie, cele, emocje. Półświadomie podążał wzrokiem za skarbami jakie w sobie skrywali.
Dzisiejszy występ zdominowały artystki. Początek miał być subtelny, przepełniony nadzieją i niewinnością. Później stonowany, dojrzały smutek i zapach tęsknoty, który każdy z nas dusił, a na koniec… Ach, na koniec miała być ona. Jej rozpacz, jej życiowy dramat, jej łzy.
Usiadł przy stoliku po środku lokalu. Większość wyszła na przód, blisko pustej sceny. Och, wy nie wiecie, że centrum jest właśnie tutaj… Zamawiali czerwone wino, chociaż czas był na co innego. Światła miarowo gasły, ale gdzieniegdzie zostawały cienkie smugi. Okna zasłonięto, by uzyskać ten przyjemny, intymny charakter. Wyciągnąłem notes i pióro. Jedną ręką odciągnąłem skuwkę i zamaszystym ruchem napisałem na górze wolnej strony „ Fado”.
Początki giną w mrokach historii i niepewne jest pochodzenie pieśni, w których Lizbończycy wyśpiewują duszę. Kult fado utrzymany do dziś, niesie za sobą stęsknione wołania i gorące pragnienia. Skierowane do oceanu odbijają się echem i rozpływają wraz z falą popychającą statek. Wróć do mnie marynarzu, bądź tym szczęśliwym podróżnikiem i nie zapominaj o swoim domu i o mnie.
Tej letniej nocy towarzyszyły głosy całego świata. Przedzierały się przez siebie i tworzyły melodię nieodgadnionych historii. Ciepłe światło odgarniało granatowy odcień nocy i odkrywało smutne fasady domów. Niezapisaną gorycz znali tylko ci, którzy zajrzeli głębiej w serce stolicy. Gdzie znajdę serce? W ludziach, którzy czują ten kraj, to miasto.
Po zmroku nastaje ciemny dzień. Teraz wychodzą ci, którzy żyją tu od dawna i wiedzą. Wspinają się po swoim mieście i szukają siebie. Powoli stąpają po marmurowym bruku do upragnionego celu.
Moim było dziś fado. Koncert był dla wszystkich, ale tylko wtajemniczeni mogli poczuć kwintesencję. Wracała do nas Margarida Azevedo Alves. Ostatnie burzliwe miesiące spędziła poza Lizboną. Wysłała do mnie list, w którym opowiedziała o swoich obawach. Obiecałem jej, że dziś będę obok, gdy jej przepiękny głos zmiesza się z rozpaczą po utracie ukochanego.
Stanął przy ciemnej kamienicy i popatrzył po przybyłych Portugalczykach. Każdy z nich prezentował stoicki spokój i kulturę. Znali się z widzenia, każdy z nich szukał emocjonalnego wypełnienia. Byli indywidualistami, których miłość zaginęła w świecie. Tęsknili i czekali, byli i czuli – niespełnieni. Ekscytacja narastała wraz ze zbliżającym się przedstawieniem. Wśród stłumionych głosów, można było wychwycić znajomy brzdęk dwóch gitar. Już niedługo ich wysokie tony będą kontrastowały z głębokim smutkiem.
Zawiesił wzrok na spieszących przechodniach. Odgadywał ich pochodzenie, cele, emocje. Półświadomie podążał wzrokiem za skarbami jakie w sobie skrywali.
Dzisiejszy występ zdominowały artystki. Początek miał być subtelny, przepełniony nadzieją i niewinnością. Później stonowany, dojrzały smutek i zapach tęsknoty, który każdy z nas dusił, a na koniec… Ach, na koniec miała być ona. Jej rozpacz, jej życiowy dramat, jej łzy.
Usiadł przy stoliku po środku lokalu. Większość wyszła na przód, blisko pustej sceny. Och, wy nie wiecie, że centrum jest właśnie tutaj… Zamawiali czerwone wino, chociaż czas był na co innego. Światła miarowo gasły, ale gdzieniegdzie zostawały cienkie smugi. Okna zasłonięto, by uzyskać ten przyjemny, intymny charakter. Wyciągnąłem notes i pióro. Jedną ręką odciągnąłem skuwkę i zamaszystym ruchem napisałem na górze wolnej strony „ Fado”.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Czw Wrz 20, 2018 9:20 pm
Czw Wrz 20, 2018 9:20 pm
Nie spodziewała się pytania o szczęście od dorosłego? Marc na moment uniósł brew, ale nie dało się poznać, czy był to wyraz satysfakcji, czy zaskoczenia, bo mężczyzna szybko neutralny wyraz i słuchał dalej tłumaczenia zerkając na swojego nowego przewodnika. Analizował, ale uznał, że i tak będzie myślał o tym raz za razem, kiedy skończą rozmowę, poza tym w tej chwili wolał skupić się na kobiecie.
– Czy dobrze zrozumiałem, że, że nawet kiedy pani czuje stratę, kiedy pani tęskni, potrafi pani czuć się szczęśliwa? Bo dalej pani czuje? – Wciąż brzmiał na łagodnie zaciekawionego.
– Czy dobrze zrozumiałem, że, że nawet kiedy pani czuje stratę, kiedy pani tęskni, potrafi pani czuć się szczęśliwa? Bo dalej pani czuje? – Wciąż brzmiał na łagodnie zaciekawionego.
- Między innymi. Tęsknota… Strata… Te pojęcia również są różnie interpretowane. Zastanówcie się nad tym i zadajcie pytanie czy nie postrzegacie czegoś na zły sposób albo w sposób kogoś innego. – oparła się o krzesło i zmieniła skrzyżowanie nóg. Chciała zakończyć rozmowę, ale nie odwracała się od rozmówców, w każdej chwili gotowa był odpowiadać dalej.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Pią Wrz 21, 2018 11:04 am
Pią Wrz 21, 2018 11:04 am
Spojrzał w bok wyraźnie szybko myśląc nad tym, co usłyszał. Nie otworzył się, aby opowiedzieć, jakie wnioski wyciągnął z tej porady. Kiwnął głową.
– Kiedy będę mógł państwa usłyszeć? Koncertujecie na-na przykład w przeciągu, hm, najbliższych dwóch dni? – Nie chciał dłużej ciągnąć rozmowy, skoro wyczuł, że Margarida woli już ją zakończyć. Spojrzał na swojego nowego znajomego chcąc poznać jego nastawienie i nastrój.
– Kiedy będę mógł państwa usłyszeć? Koncertujecie na-na przykład w przeciągu, hm, najbliższych dwóch dni? – Nie chciał dłużej ciągnąć rozmowy, skoro wyczuł, że Margarida woli już ją zakończyć. Spojrzał na swojego nowego znajomego chcąc poznać jego nastawienie i nastrój.
- Nie. – odpowiedziała od razu i popatrzyła na swoich grajków, jakby ta wiadomość miała dotrzeć również i do nich. Eliseu przetłumaczył i westchnął cicho, mierząc kobietę zmęczonym spojrzeniem.
- Dziękujemy Margarido… Czy zechciałby pan zadać jeszcze jakieś pytania? – zwrócił się do Marcusa. Pisarz wyglądał na nieco przygaszonego, smutnego, ale być może wiązało się to z nadal kotłującymi się uczuciami po koncercie… Być może tak było.
- Dziękujemy Margarido… Czy zechciałby pan zadać jeszcze jakieś pytania? – zwrócił się do Marcusa. Pisarz wyglądał na nieco przygaszonego, smutnego, ale być może wiązało się to z nadal kotłującymi się uczuciami po koncercie… Być może tak było.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Pią Wrz 21, 2018 5:04 pm
Pią Wrz 21, 2018 5:04 pm
Kiwnął głową na znak, że rozumie. Nie to nie, nie będzie dopytywać o przyszłe koncerty wiedząc, że i tak prawdopodobnie nie będzie mógł na nich być, poza tym to aż tak go nie interesowało.
– Nie, nie, ja nie, pytać już nie. Tylko... tylko chciałem jeszcze podziękować za czas i za... taki mentalny, ekhm, emocjonalny ekshibicjonizm na scenie. – Na moment schylił głowę kłaniając się elegancko. – To było, było... Eee... no, tak. – Wstał i położył dłoń na plecach swojego przewodnika chcąc tym dać mu znak, że mogą już iść.
– Nie, nie, ja nie, pytać już nie. Tylko... tylko chciałem jeszcze podziękować za czas i za... taki mentalny, ekhm, emocjonalny ekshibicjonizm na scenie. – Na moment schylił głowę kłaniając się elegancko. – To było, było... Eee... no, tak. – Wstał i położył dłoń na plecach swojego przewodnika chcąc tym dać mu znak, że mogą już iść.
Dotknięty obejrzał się na mężczyznę i nim wstał przetłumaczył jego słowa. Margarida skinęła głową i uśmiechnęła się smutno.
- Obrigada. – mruknęła i odwróciła się lekko.
W drodze do wyjścia Eliseu zabrał z lady butelkę i z ciężkim westchnięciem schował ją do torby.
- Kiedy ja to wypiję… - zapytał sam siebie i uśmiechnął się do Marcusa. Jeśli ten zechciał z nim wyjść, zaraz po przekroczeniu lokalu, odwrócił się do niego i obdarował uśmiechem.
- Czy chciałby zobaczyć pan kawałek serca Lizbony? Tego przed trzęsieniem ziemi i powodzią… - schował ręce do kieszeni i obejrzał się dookoła – To dla mnie po drodze. Jeśli pana interesuje trochę miasto… Mogę przez chwilę być pana przewodnikiem.
- Obrigada. – mruknęła i odwróciła się lekko.
W drodze do wyjścia Eliseu zabrał z lady butelkę i z ciężkim westchnięciem schował ją do torby.
- Kiedy ja to wypiję… - zapytał sam siebie i uśmiechnął się do Marcusa. Jeśli ten zechciał z nim wyjść, zaraz po przekroczeniu lokalu, odwrócił się do niego i obdarował uśmiechem.
- Czy chciałby zobaczyć pan kawałek serca Lizbony? Tego przed trzęsieniem ziemi i powodzią… - schował ręce do kieszeni i obejrzał się dookoła – To dla mnie po drodze. Jeśli pana interesuje trochę miasto… Mogę przez chwilę być pana przewodnikiem.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Wto Wrz 25, 2018 8:48 pm
Wto Wrz 25, 2018 8:48 pm
Pożegnał się z muzykami i ruszył w stronę wyjścia, trzymając się blisko nowego znajomego. Jak tylko znajdą się na zewnątrz, zagada do niego i poprosi o bycie nowym przewodnikiem. Niekoniecznie dziś, może jutro? O jakiejkolwiek godzinie, Marc się dostosuje, nawet będzie w stanie zafundować mężczyźnie więcej wina albo coś bardziej wartościowego.
– No, mam nadzieję, że szybko. Wie pan, wino lubi być pite szybko, a najlepiej od razu. Do tego dziś jest takie, eee, taka okazja, koncert, atmosfera, Margarida... i, i oczywiście ja. – Pilot gadał dużo i szybko jak zawsze, ale wydawał się trochę przygaszony.
Gdy wyszli, zerknął na wyświetlacz telefonu i widząc powiadomienie, zmarszczył brwi. Cholera... Chciał na odpowiedzieć, ale nowy znajomy go rozproszył, a Marc szybko uznał, że rozmowa z nim jest o wiele ciekawsza od odpisywania. Zrobi to później.
– O, em, tak, tak! – Nagle zaśmiał się, kiedy usłyszał propozycję. Przewodnik! Że też mężczyzna akurat teraz to powiedział! – Przewodnik to ktoś, kogo potrzebuję tego wieczora. I ewentualnie jutro. – Zerknął na rozmówcę i schował do kieszeni telefon. – Miałby pan też chwilę jutro? Jeszcze będę w mieście... i mógłbym się odwdzięczyć. Właściwie odwdzięczanie się to coś naturalnego.
– No, mam nadzieję, że szybko. Wie pan, wino lubi być pite szybko, a najlepiej od razu. Do tego dziś jest takie, eee, taka okazja, koncert, atmosfera, Margarida... i, i oczywiście ja. – Pilot gadał dużo i szybko jak zawsze, ale wydawał się trochę przygaszony.
Gdy wyszli, zerknął na wyświetlacz telefonu i widząc powiadomienie, zmarszczył brwi. Cholera... Chciał na odpowiedzieć, ale nowy znajomy go rozproszył, a Marc szybko uznał, że rozmowa z nim jest o wiele ciekawsza od odpisywania. Zrobi to później.
– O, em, tak, tak! – Nagle zaśmiał się, kiedy usłyszał propozycję. Przewodnik! Że też mężczyzna akurat teraz to powiedział! – Przewodnik to ktoś, kogo potrzebuję tego wieczora. I ewentualnie jutro. – Zerknął na rozmówcę i schował do kieszeni telefon. – Miałby pan też chwilę jutro? Jeszcze będę w mieście... i mógłbym się odwdzięczyć. Właściwie odwdzięczanie się to coś naturalnego.
Od razu odbił się na nim uśmiech Marcusa. Zdziwił się, że zareagował tak energicznie, ale szybko uzmysłowił sobie, że darmowy przewodnik jest korzystny dla każdego turysty…
- Nie wiem jak z jutrem, aleee… Ale tej nocy nie mam nic przeciwko towarzystwu. – poprawił torbę i zerknął przez ramię na drogę. – To jak? Idziemy? – i nie czekając na odpowiedź, spokojnym, nie za szybkim krokiem ruszył. Ponownie obejrzał się na mężczyznę i zamyślił.
Czy każdy kto pyta o szczęście, jest go bardziej świadomym? Czy każdy kto go szuka, wpadł w pułapkę szczęścia kreowanego przez media? A może zupełnie inaczej? Jak jest z tobą?...
- Proszę wybaczyć mi moją ciekawość, ale nurtuje mnie pewne pytanie. Czy dużo pan podróżuje?... Pytam ponieważ sam zamierzam gdzieś polecieć i… I nie do końca jestem pewny czy kierunki, o których myślę będą odpowiednie... Dla mnie.
- Nie wiem jak z jutrem, aleee… Ale tej nocy nie mam nic przeciwko towarzystwu. – poprawił torbę i zerknął przez ramię na drogę. – To jak? Idziemy? – i nie czekając na odpowiedź, spokojnym, nie za szybkim krokiem ruszył. Ponownie obejrzał się na mężczyznę i zamyślił.
Czy każdy kto pyta o szczęście, jest go bardziej świadomym? Czy każdy kto go szuka, wpadł w pułapkę szczęścia kreowanego przez media? A może zupełnie inaczej? Jak jest z tobą?...
- Proszę wybaczyć mi moją ciekawość, ale nurtuje mnie pewne pytanie. Czy dużo pan podróżuje?... Pytam ponieważ sam zamierzam gdzieś polecieć i… I nie do końca jestem pewny czy kierunki, o których myślę będą odpowiednie... Dla mnie.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Sob Wrz 29, 2018 9:09 pm
Sob Wrz 29, 2018 9:09 pm
Marc zmarszczył brwi. Spędzić noc w towarzystwie obcej osoby, włóczyć się z nim nie wiadomo gdzie, w dodatku z mężczyzną? Cóż... no przecież nic mu się nie stanie, prawda? Do tej pory nie został zamordowany to może i później wszystko dobrze się skończy. Szczęście! Łapanie chwil. Uczucia to szczęście. Pilot szybko pokiwał głową.
– Idziemy, idziemy. Gdziekolwiek. Proszę prowadzić, nie będę narzekać... no, przynajmniej dopóki, dopóki nie wytrzeźwieję. – Włożył dłonie w kieszenie spodni i zaczął rozglądać się na okrągło, przy okazji zerkając, czy nikt podejrzany za nimi nie idzie. Spokój? Spokój. – Taak, taak... – mruknął w odpowiedzi i popatrzył na nowego przewodnika. – Moja praca to podróżowanie. Gdzie pan chce lecieć? O-odpowiem jako profesjonalista, może mi pan zaufać, prawie jak lekarzowi... a-albo i nawet bardziej.
– Idziemy, idziemy. Gdziekolwiek. Proszę prowadzić, nie będę narzekać... no, przynajmniej dopóki, dopóki nie wytrzeźwieję. – Włożył dłonie w kieszenie spodni i zaczął rozglądać się na okrągło, przy okazji zerkając, czy nikt podejrzany za nimi nie idzie. Spokój? Spokój. – Taak, taak... – mruknął w odpowiedzi i popatrzył na nowego przewodnika. – Moja praca to podróżowanie. Gdzie pan chce lecieć? O-odpowiem jako profesjonalista, może mi pan zaufać, prawie jak lekarzowi... a-albo i nawet bardziej.
Praca to podróżowanie? Kim on jest? Pilotem wycieczek? Jakimś delegatem? Hmmm…
- Dość odważna deklaracja. – powiedział swobodnym tonem – Mam nadzieję, że nie będę zmuszony jej oponować… Więc tak. – spojrzał na granatowe niebo i uśmiechnął się do siebie. Oczami wyobraźni wykreował samolot, którym leci w wytęsknioną podróż w nieznane…
- Mam zaproszenie do Szwecji, Łotwy i na Ukrainę. Póki co koncentruje się na północy… Zdaję sobie sprawę, że od Portugalii każdy kraj mieści się na północy, ale… - zaśmiał się i westchnął – Ale właśnie o północnych kierunkach myślę. Nie koncentruję się jedynie na Europie, chociaż póki co to tu mam najwięcej możliwości. Zastanawiam się gdzie mógłbym dotknąć najwięcej surowej natury… Zarówno otoczenia jak i człowieka.
Kolejne wzniesienia i stare kamienice. Marmurowe chodniki były śliskie i bardzo wąskie, przez co mijając osobę z naprzeciwka należało zejść na ulicę. Po drodze mijali trzeszczące, żółte tramwaje i pozamykane sklepy dla turystów. Lizbona dla Portugalczyków - zamknięta i tajemnicza. To co ukryte dla niewprawionego oka, było tym niezależnym i endemicznym westchnięciem melancholii.
- Dość odważna deklaracja. – powiedział swobodnym tonem – Mam nadzieję, że nie będę zmuszony jej oponować… Więc tak. – spojrzał na granatowe niebo i uśmiechnął się do siebie. Oczami wyobraźni wykreował samolot, którym leci w wytęsknioną podróż w nieznane…
- Mam zaproszenie do Szwecji, Łotwy i na Ukrainę. Póki co koncentruje się na północy… Zdaję sobie sprawę, że od Portugalii każdy kraj mieści się na północy, ale… - zaśmiał się i westchnął – Ale właśnie o północnych kierunkach myślę. Nie koncentruję się jedynie na Europie, chociaż póki co to tu mam najwięcej możliwości. Zastanawiam się gdzie mógłbym dotknąć najwięcej surowej natury… Zarówno otoczenia jak i człowieka.
Kolejne wzniesienia i stare kamienice. Marmurowe chodniki były śliskie i bardzo wąskie, przez co mijając osobę z naprzeciwka należało zejść na ulicę. Po drodze mijali trzeszczące, żółte tramwaje i pozamykane sklepy dla turystów. Lizbona dla Portugalczyków - zamknięta i tajemnicza. To co ukryte dla niewprawionego oka, było tym niezależnym i endemicznym westchnięciem melancholii.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Sro Paź 03, 2018 11:44 am
Sro Paź 03, 2018 11:44 am
Marcus wolno wciągnął powietrze nosem, zaciągając się zapachem. W tej chwili słuchał swojego przewodnika, owszem, ale na razie nie poświęcał tematowi tak wiele uwagi jak powinien, biorąc parę sekund na to, aby zapamiętać otaczające go wonie. Lubił to robić, uważał, że każde miasto ma swój własny zapach, wynikową pomieszania wielu wyjątkowych nut.
– Ukraina. Szczerze mówiąc, tylko tam byłem i, i to nie przez prace, a dzięki, eee, pewnej znajomości – podjął po chwili zwłoki. – Mówi pan, że poszukuje czegoś dzikiego? No nie wiem, ci Ukraińcy nie byli jakoś... wyjątkowo dzicy. – Marc spojrzał w bok starając się szybko przeczesać pamięć w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby uchodzić za 'surowego'. – O, chyba, że się napili wódki, wtedy rzeczywiście byli o wiele bardziej połączeni ze swoją pierwotnością – skomentował z uśmiechem. – A, a tak poważnie... Ja pewnie szukając szczerych ludzi i natury, jeśli dobrze pana zrozumiałem, wybrałbym, hm. Szwecję.
– Ukraina. Szczerze mówiąc, tylko tam byłem i, i to nie przez prace, a dzięki, eee, pewnej znajomości – podjął po chwili zwłoki. – Mówi pan, że poszukuje czegoś dzikiego? No nie wiem, ci Ukraińcy nie byli jakoś... wyjątkowo dzicy. – Marc spojrzał w bok starając się szybko przeczesać pamięć w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby uchodzić za 'surowego'. – O, chyba, że się napili wódki, wtedy rzeczywiście byli o wiele bardziej połączeni ze swoją pierwotnością – skomentował z uśmiechem. – A, a tak poważnie... Ja pewnie szukając szczerych ludzi i natury, jeśli dobrze pana zrozumiałem, wybrałbym, hm. Szwecję.
„Wyjątkowo dzicy”, uśmiechnął się na to określenie i pokręcił głową. Wpatrywał się w wytarty bruk przed nimi i co chwilę wędrował myślami do Ivano-Frankivska i dziewczyny, która go tam zaprosiła.
Nie chciałem ściągać na siebie zbyt dużo uwagi. Nie lubię pokazywać się przed ludźmi jako ten nieobecny. Czasami pewne przemyślenia były tak ciężkie i intensywne, że potrafiłem się w nich doszczętnie zatracić. Odczuwałem fizyczny ból mimo, że nic złego mi się nie działo. Och, jak wolałbym teraz czuć szczęście, a nie… Ten nieprzyjemny, dławiący ciężar…
Podniósł na niego spojrzenie i uśmiechnął się.
- Alkohol, wazelina towarzyska. – prychnął i skinął głową, na znak, że czeka na werdykt.
- Hm… Szwecja. Dobrze, sprawdzę!.. Oho! I zaraz będziemy. Zauważył pan? Żadnych turystów. W końcu trochę prywatności… - popatrzył na mężczyznę i plasnął się dłonią w czoło – N-nic nie mówiłem. R-Rozkojarzenie. P-pan wy-wybaczy…
Nie chciałem ściągać na siebie zbyt dużo uwagi. Nie lubię pokazywać się przed ludźmi jako ten nieobecny. Czasami pewne przemyślenia były tak ciężkie i intensywne, że potrafiłem się w nich doszczętnie zatracić. Odczuwałem fizyczny ból mimo, że nic złego mi się nie działo. Och, jak wolałbym teraz czuć szczęście, a nie… Ten nieprzyjemny, dławiący ciężar…
Podniósł na niego spojrzenie i uśmiechnął się.
- Alkohol, wazelina towarzyska. – prychnął i skinął głową, na znak, że czeka na werdykt.
- Hm… Szwecja. Dobrze, sprawdzę!.. Oho! I zaraz będziemy. Zauważył pan? Żadnych turystów. W końcu trochę prywatności… - popatrzył na mężczyznę i plasnął się dłonią w czoło – N-nic nie mówiłem. R-Rozkojarzenie. P-pan wy-wybaczy…
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Czw Paź 11, 2018 1:42 pm
Czw Paź 11, 2018 1:42 pm
Czy zauważył, że nie ma turystów? Pokiwał szybko głową nie zwracając uwagi na to, że przecież on jest jednym z nich. Cóż, nie pomyślał o tym dopóki jego przewodnik tego nie powiedział.
– Nie, nie. Ja już nie jestem turystą – odezwał się nie mogąc pohamować cwanego uśmieszku. Wyraźnie zamierzał wykorzystać zmieszanie mężczyzny tym drobnym faux pas. – No, za dnia może i jestem, ale nie w nocy. Wła-łaśnie pan mnie wprowadził na rytuał przyjmujący do grona nocnych Lizbończyków, takich prawdziwych, wewnętrznie czujących spleen, weltschmerz i alkohol. – Zacisnął dłonie w pięści tym gestem chcąc pokazać, jaki to on rzeczywisty i swój jest. Jego krzywy uśmiech zdradzał gorycz, bo Marc przecież żartował, ale nie o czymś radosnym, samemu szczerze mógł też przyznać, że jak nie czuł się bardzo przybity, ale realnie odczuwa melancholię, poza tym rozmowa z artystką natchnęła go do pewnych rozmyślań i może nawet zmian priorytetów w życiu.
– Nie, nie. Ja już nie jestem turystą – odezwał się nie mogąc pohamować cwanego uśmieszku. Wyraźnie zamierzał wykorzystać zmieszanie mężczyzny tym drobnym faux pas. – No, za dnia może i jestem, ale nie w nocy. Wła-łaśnie pan mnie wprowadził na rytuał przyjmujący do grona nocnych Lizbończyków, takich prawdziwych, wewnętrznie czujących spleen, weltschmerz i alkohol. – Zacisnął dłonie w pięści tym gestem chcąc pokazać, jaki to on rzeczywisty i swój jest. Jego krzywy uśmiech zdradzał gorycz, bo Marc przecież żartował, ale nie o czymś radosnym, samemu szczerze mógł też przyznać, że jak nie czuł się bardzo przybity, ale realnie odczuwa melancholię, poza tym rozmowa z artystką natchnęła go do pewnych rozmyślań i może nawet zmian priorytetów w życiu.
Nocni lizbończycy… Nie dosięgnął takiego określenia, zbyt przesiąknięty życiem po zmroku. Preferował określenia takie jak tasci albo vadiar. W swojej prawdziwości były aż zdrowe, idealne do zahamowania myśli i stabilizacji. Miano nocnych mogłoby wydawać się ciekawsze dla czytelników i wszystkich z zewnątrz … Eh, niech poliżą tego myślenia, widać jest w swoim brzmieniu egzotyczne.
Mijali poobdzierane z azulejos budynki. Cienkie schodki nieskończenie dłużyły się i prowadziły w coraz cieńsze zaułki. Tu nie było już zasięgu, ciszę przerywały portugalskie głosy dochodzące z oświetlonych kamienic. Podziurawione cienkimi oknami domki otaczały bezpieczeństwem wymalowane i wydrapane przejścia. Nad głowami mężczyzn bezwstydnie wisiała bielizna i podziurawione ubrania. To były te swoje, żałosne blizny dzielnicy pomarańczowych dachów.
- Kiedyś… - zaczął nie mogąc dłużej znieść wewnętrznego monologu – Zastanawiałem się jak mało potrzeba do poczucia świadomości siebie. – zatrzymał się na schodach i oparł o cienką poręcz. – I teraz stwierdzam, że do tego należy mieć drogę. Taką długą, krętą i niekończącą się jak ta tu w Mourarii. Co pan o tym myśli?
Spojrzał na wymalowaną ścianę i powolnie przesuwał wzrokiem po opowieści muralu.
Mijali poobdzierane z azulejos budynki. Cienkie schodki nieskończenie dłużyły się i prowadziły w coraz cieńsze zaułki. Tu nie było już zasięgu, ciszę przerywały portugalskie głosy dochodzące z oświetlonych kamienic. Podziurawione cienkimi oknami domki otaczały bezpieczeństwem wymalowane i wydrapane przejścia. Nad głowami mężczyzn bezwstydnie wisiała bielizna i podziurawione ubrania. To były te swoje, żałosne blizny dzielnicy pomarańczowych dachów.
- Kiedyś… - zaczął nie mogąc dłużej znieść wewnętrznego monologu – Zastanawiałem się jak mało potrzeba do poczucia świadomości siebie. – zatrzymał się na schodach i oparł o cienką poręcz. – I teraz stwierdzam, że do tego należy mieć drogę. Taką długą, krętą i niekończącą się jak ta tu w Mourarii. Co pan o tym myśli?
Spojrzał na wymalowaną ścianę i powolnie przesuwał wzrokiem po opowieści muralu.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Pon Kwi 22, 2019 3:16 pm
Pon Kwi 22, 2019 3:16 pm
Kiedy przechodzili obok kwiatu wymalowanego na ścianie, Marcus podszedł go niego i dotknął. Poświęcił chwilę na badanie faktury, jakby oczekiwał, że kolory różnią się od siebie w jakiś magiczny sposób albo że uda mu się odkryć coś niespodziewanego. Podobało mu się to miejsce, pomimo tego, że wydawał się tu nie pasować. Chyba tego potrzebował: wyrwania ze swojej głowy poukładanej codzienności, wieżowców ze szkła, ludzi, którzy byli dla siebie obcy, nawet kiedy znali się od lat.
– Ja...? Ja sądzę, że może mieć pan rację. – Stanął dwa schodki niżej niż jego przewodnik, przodem do niego, i sam oparł się o poręcz. – Chociaż ja bym powiedział, że do poczucia samego siebie najważniejsze jest wbicie sobie do głowy, że każdy z nas widzi świat inaczej. Mój świat to nie pana świat. – Wzruszył ramionami. – Moje wartości nie są pana, moje cele, smutki, radości... – Zaczął wymieniać pokazując palce lewej dłoni. Tylko na tę chwilę spuścił wzrok z twarzy Branco. – Z tym idzie poczucie, że to co moje, jest moje. Taki... filtr. Dzięki temu nie zrobię czegoś niezgodnego ze sobą, bo będę czuł, że tego chcą ode mnie inni. Oni na pewno chcą. W swoich świata chcą. Ja w swoim nie chcę i nie robię, bo to mój świat... moje poczucie siebie. – Wypuścił resztkę powietrza z płuc z westchnieniem, pokręcił głową. – Tylko że... może właśnie to jest to, o czym pan mówi. To trwa cały czas, to droga, której nie powinniśmy skracać.
– Ja...? Ja sądzę, że może mieć pan rację. – Stanął dwa schodki niżej niż jego przewodnik, przodem do niego, i sam oparł się o poręcz. – Chociaż ja bym powiedział, że do poczucia samego siebie najważniejsze jest wbicie sobie do głowy, że każdy z nas widzi świat inaczej. Mój świat to nie pana świat. – Wzruszył ramionami. – Moje wartości nie są pana, moje cele, smutki, radości... – Zaczął wymieniać pokazując palce lewej dłoni. Tylko na tę chwilę spuścił wzrok z twarzy Branco. – Z tym idzie poczucie, że to co moje, jest moje. Taki... filtr. Dzięki temu nie zrobię czegoś niezgodnego ze sobą, bo będę czuł, że tego chcą ode mnie inni. Oni na pewno chcą. W swoich świata chcą. Ja w swoim nie chcę i nie robię, bo to mój świat... moje poczucie siebie. – Wypuścił resztkę powietrza z płuc z westchnieniem, pokręcił głową. – Tylko że... może właśnie to jest to, o czym pan mówi. To trwa cały czas, to droga, której nie powinniśmy skracać.
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach