▲▼
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
First topic message reminder :
Początki giną w mrokach historii i niepewne jest pochodzenie pieśni, w których Lizbończycy wyśpiewują duszę. Kult fado utrzymany do dziś, niesie za sobą stęsknione wołania i gorące pragnienia. Skierowane do oceanu odbijają się echem i rozpływają wraz z falą popychającą statek. Wróć do mnie marynarzu, bądź tym szczęśliwym podróżnikiem i nie zapominaj o swoim domu i o mnie.
Tej letniej nocy towarzyszyły głosy całego świata. Przedzierały się przez siebie i tworzyły melodię nieodgadnionych historii. Ciepłe światło odgarniało granatowy odcień nocy i odkrywało smutne fasady domów. Niezapisaną gorycz znali tylko ci, którzy zajrzeli głębiej w serce stolicy. Gdzie znajdę serce? W ludziach, którzy czują ten kraj, to miasto.
Po zmroku nastaje ciemny dzień. Teraz wychodzą ci, którzy żyją tu od dawna i wiedzą. Wspinają się po swoim mieście i szukają siebie. Powoli stąpają po marmurowym bruku do upragnionego celu.
Moim było dziś fado. Koncert był dla wszystkich, ale tylko wtajemniczeni mogli poczuć kwintesencję. Wracała do nas Margarida Azevedo Alves. Ostatnie burzliwe miesiące spędziła poza Lizboną. Wysłała do mnie list, w którym opowiedziała o swoich obawach. Obiecałem jej, że dziś będę obok, gdy jej przepiękny głos zmiesza się z rozpaczą po utracie ukochanego.
Stanął przy ciemnej kamienicy i popatrzył po przybyłych Portugalczykach. Każdy z nich prezentował stoicki spokój i kulturę. Znali się z widzenia, każdy z nich szukał emocjonalnego wypełnienia. Byli indywidualistami, których miłość zaginęła w świecie. Tęsknili i czekali, byli i czuli – niespełnieni. Ekscytacja narastała wraz ze zbliżającym się przedstawieniem. Wśród stłumionych głosów, można było wychwycić znajomy brzdęk dwóch gitar. Już niedługo ich wysokie tony będą kontrastowały z głębokim smutkiem.
Zawiesił wzrok na spieszących przechodniach. Odgadywał ich pochodzenie, cele, emocje. Półświadomie podążał wzrokiem za skarbami jakie w sobie skrywali.
Dzisiejszy występ zdominowały artystki. Początek miał być subtelny, przepełniony nadzieją i niewinnością. Później stonowany, dojrzały smutek i zapach tęsknoty, który każdy z nas dusił, a na koniec… Ach, na koniec miała być ona. Jej rozpacz, jej życiowy dramat, jej łzy.
Usiadł przy stoliku po środku lokalu. Większość wyszła na przód, blisko pustej sceny. Och, wy nie wiecie, że centrum jest właśnie tutaj… Zamawiali czerwone wino, chociaż czas był na co innego. Światła miarowo gasły, ale gdzieniegdzie zostawały cienkie smugi. Okna zasłonięto, by uzyskać ten przyjemny, intymny charakter. Wyciągnąłem notes i pióro. Jedną ręką odciągnąłem skuwkę i zamaszystym ruchem napisałem na górze wolnej strony „ Fado”.
Początki giną w mrokach historii i niepewne jest pochodzenie pieśni, w których Lizbończycy wyśpiewują duszę. Kult fado utrzymany do dziś, niesie za sobą stęsknione wołania i gorące pragnienia. Skierowane do oceanu odbijają się echem i rozpływają wraz z falą popychającą statek. Wróć do mnie marynarzu, bądź tym szczęśliwym podróżnikiem i nie zapominaj o swoim domu i o mnie.
Tej letniej nocy towarzyszyły głosy całego świata. Przedzierały się przez siebie i tworzyły melodię nieodgadnionych historii. Ciepłe światło odgarniało granatowy odcień nocy i odkrywało smutne fasady domów. Niezapisaną gorycz znali tylko ci, którzy zajrzeli głębiej w serce stolicy. Gdzie znajdę serce? W ludziach, którzy czują ten kraj, to miasto.
Po zmroku nastaje ciemny dzień. Teraz wychodzą ci, którzy żyją tu od dawna i wiedzą. Wspinają się po swoim mieście i szukają siebie. Powoli stąpają po marmurowym bruku do upragnionego celu.
Moim było dziś fado. Koncert był dla wszystkich, ale tylko wtajemniczeni mogli poczuć kwintesencję. Wracała do nas Margarida Azevedo Alves. Ostatnie burzliwe miesiące spędziła poza Lizboną. Wysłała do mnie list, w którym opowiedziała o swoich obawach. Obiecałem jej, że dziś będę obok, gdy jej przepiękny głos zmiesza się z rozpaczą po utracie ukochanego.
Stanął przy ciemnej kamienicy i popatrzył po przybyłych Portugalczykach. Każdy z nich prezentował stoicki spokój i kulturę. Znali się z widzenia, każdy z nich szukał emocjonalnego wypełnienia. Byli indywidualistami, których miłość zaginęła w świecie. Tęsknili i czekali, byli i czuli – niespełnieni. Ekscytacja narastała wraz ze zbliżającym się przedstawieniem. Wśród stłumionych głosów, można było wychwycić znajomy brzdęk dwóch gitar. Już niedługo ich wysokie tony będą kontrastowały z głębokim smutkiem.
Zawiesił wzrok na spieszących przechodniach. Odgadywał ich pochodzenie, cele, emocje. Półświadomie podążał wzrokiem za skarbami jakie w sobie skrywali.
Dzisiejszy występ zdominowały artystki. Początek miał być subtelny, przepełniony nadzieją i niewinnością. Później stonowany, dojrzały smutek i zapach tęsknoty, który każdy z nas dusił, a na koniec… Ach, na koniec miała być ona. Jej rozpacz, jej życiowy dramat, jej łzy.
Usiadł przy stoliku po środku lokalu. Większość wyszła na przód, blisko pustej sceny. Och, wy nie wiecie, że centrum jest właśnie tutaj… Zamawiali czerwone wino, chociaż czas był na co innego. Światła miarowo gasły, ale gdzieniegdzie zostawały cienkie smugi. Okna zasłonięto, by uzyskać ten przyjemny, intymny charakter. Wyciągnąłem notes i pióro. Jedną ręką odciągnąłem skuwkę i zamaszystym ruchem napisałem na górze wolnej strony „ Fado”.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Czw Wrz 13, 2018 10:52 pm
Czw Wrz 13, 2018 10:52 pm
Marc takie zapisywania czegoś bez wcześniejszego uprzedzenia go uznał za dość niemiłe, ale przemyślał to i szybko zdystansował się do obruszenia, które poczuł, bo uznał, że być może tu nie uchodzi to za niegrzeczne albo że jego nowy przewodnik jest jakimś krytykiem muzycznym i właśnie notuje coś, co później ułatwi mu pracę. W duchu wzruszył ramionami.
Zdziwiło go, że mężczyzna przetłumaczył tylko część tego, co mówiła artystka, zaczął się nawet zastanawiać, czy nie powiedział tego od siebie. O dziwo, nie dopytywał, czując, że to byłoby nieodpowiednie w tej chwili, jakby swoją ciekawością i rozmową o czymś innym niż to, co czuje i słyszy burzyło sacrum.
Pilot po pewnym czasie poczuł, że siedzi dziwnie napięty i jakby ktoś nieoczekiwanie dotknął go, mężczyzna pewnie skoczyłby ze strachu. Odetchnął płytko i spojrzał w bok, na dziwnego znajomego, a potem szybko spuścił wzrok na kieliszek z winem, które wreszcie podniósł do usta i skosztował. Po niedługim czasie opróżnił kieliszek czując, że wypije jeszcze trochę i nie będzie z nim dobrze, bo tego wieczora przyswoił wystarczająco dużo procentów. Gdy wyszli na zewnątrz Marcus trochę wytrzeźwiał, a teraz przez wino i emocje znowu poczuł, że szumi mu w głowie. Coraz częściej zerkał na towarzysza, zaczął obserwować jego reakcje, wreszcie otwarcie zaczął mu się przyglądać zapominając, że jest ciemno, owszem, ale łuna świateł scenicznych omiata nie tylko nowego znajomego, ale także jego.
Zdziwiło go, że mężczyzna przetłumaczył tylko część tego, co mówiła artystka, zaczął się nawet zastanawiać, czy nie powiedział tego od siebie. O dziwo, nie dopytywał, czując, że to byłoby nieodpowiednie w tej chwili, jakby swoją ciekawością i rozmową o czymś innym niż to, co czuje i słyszy burzyło sacrum.
Pilot po pewnym czasie poczuł, że siedzi dziwnie napięty i jakby ktoś nieoczekiwanie dotknął go, mężczyzna pewnie skoczyłby ze strachu. Odetchnął płytko i spojrzał w bok, na dziwnego znajomego, a potem szybko spuścił wzrok na kieliszek z winem, które wreszcie podniósł do usta i skosztował. Po niedługim czasie opróżnił kieliszek czując, że wypije jeszcze trochę i nie będzie z nim dobrze, bo tego wieczora przyswoił wystarczająco dużo procentów. Gdy wyszli na zewnątrz Marcus trochę wytrzeźwiał, a teraz przez wino i emocje znowu poczuł, że szumi mu w głowie. Coraz częściej zerkał na towarzysza, zaczął obserwować jego reakcje, wreszcie otwarcie zaczął mu się przyglądać zapominając, że jest ciemno, owszem, ale łuna świateł scenicznych omiata nie tylko nowego znajomego, ale także jego.
Fizycznie i psychicznie mogłem poczuć jej smutek. To co we mnie wzbudziła było inne. Doświadczyłem czegoś głębszego niż dotyk, ale jednocześnie czegoś mocniejszego, enigmatycznego. Nie potrafię tego opisać… Potrzebuję czasu, by się zdystansować i przemyśleć czym to jest.
Spróbował trunku i zdziwiony popatrzył na szkło. Czegoś takiego jeszcze nie pił. Czy się do tego przekona? Może… Wrócił do kobiety i jej głosu. Ze skupieniem wsłuchiwał się w jej śpiewny lament i nie przejmując się towarzystwem, każde słowo brał do siebie. I czuł. Z każdą chwilą stawał się coraz bardziej zaniepokojony i przygnębiony. Alkohol nie potrafił tego stłumić. Wbił się w krzesło kiedy zobaczył, że po policzkach śpiewaczki spływają dwie błyszczące łzy. Ten śpiew to jej osobista żałoba, tęskne słowa dla ukochanego.
Miał wrażenie jakiegoś gniecenia, ciężaru. Spojrzał na towarzysza i ze zdziwieniem dostrzegł, że na niego patrzy. Czy coś się stało? W porządku? Zmrużył oczy, by lepiej go dostrzec. Była to idealna okazja na oderwanie się od własnych refleksji. Kiedy zostały odrzucone, cała energia i zatroskanie przeszły na mężczyznę. Znalazł na stole jego kieliszek i odgadł, że jest już pusty. Patrząc w jasne oczy swojego towarzysza, skinął głową. Chciał go zaczepić, skontrolować czy wszystko w porządku.
Spróbował trunku i zdziwiony popatrzył na szkło. Czegoś takiego jeszcze nie pił. Czy się do tego przekona? Może… Wrócił do kobiety i jej głosu. Ze skupieniem wsłuchiwał się w jej śpiewny lament i nie przejmując się towarzystwem, każde słowo brał do siebie. I czuł. Z każdą chwilą stawał się coraz bardziej zaniepokojony i przygnębiony. Alkohol nie potrafił tego stłumić. Wbił się w krzesło kiedy zobaczył, że po policzkach śpiewaczki spływają dwie błyszczące łzy. Ten śpiew to jej osobista żałoba, tęskne słowa dla ukochanego.
Miał wrażenie jakiegoś gniecenia, ciężaru. Spojrzał na towarzysza i ze zdziwieniem dostrzegł, że na niego patrzy. Czy coś się stało? W porządku? Zmrużył oczy, by lepiej go dostrzec. Była to idealna okazja na oderwanie się od własnych refleksji. Kiedy zostały odrzucone, cała energia i zatroskanie przeszły na mężczyznę. Znalazł na stole jego kieliszek i odgadł, że jest już pusty. Patrząc w jasne oczy swojego towarzysza, skinął głową. Chciał go zaczepić, skontrolować czy wszystko w porządku.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Pią Wrz 14, 2018 10:07 am
Pią Wrz 14, 2018 10:07 am
Spojrzenie nowego znajomego lekko otrzeźwiło Marca. Uśmiechnął się w odpowiedzi na kiwnięcie głową i pospiesznie wrócił do obserwowania, co dzieje się na scenie.
W podchmielonym już mózgu Marcusa zachodziły dziwne procesy myślowe. Ta muzyka... szczerość tej kobiety. Dla pilota to było jak spowiedź, coś, co jeszcze bardziej zbudowało wrażenie, że oto są w miejscu sakralnym, mężczyzna w myślach zaczął nazywać ten bar świątynią. Publiczna wyznanie swoich słabości, błędów, żalu i tęsknoty, obnażenie się przy wybranym gronie osób. Katharsis. Nagle poczuł, że smutek z miękkiego, otulającego przygnębienia zamienia się w coś ostrego, co wbiło mu się w serce i sprawiło, że poczuł przypływ gorąca i złości. Dlaczego?Dlaczego ona tak cierpi!? Kto jej to zrobił? Tak... jasne. Ludzie, ludzie, jasne, że ludzie, oni są zdolni do wyrządzeni największej krzywdy. Ta kobieta, ktoś powinien jej pomóc, nie dopuścić, aby płakała na scenie, żeby czuła... czuła.. aż tak!
Marc zaczął płycej oddychać i przyłapał się na tym. Westchnął raz i drugi, już świadomie uspokajając swoje myśli i chęć obrony artystki. Mówił sobie, że to scena, że kobieta niekoniecznie musiała przeżyć jakiś koszmar pokroju straty rodziny razem z domem psem i kurczakami, tylko zwykły, powszedni zawód miłosny. Nawet przywołał w pamięci postać swojego znajomego, któremu był wdzięczny za ochładzanie emocji logicznym myśleniem i postarał się opanować, co ostatecznie wyszło mu całkiem dobrze. Szybko ze złości powrócił do poprzedniego stanu smutku, choć tym razem coś się zmieniło, smutek nie był miękki i bezpieczny, tylko naprawdę zaczynało go boleć serce. Może właśnie stał się jednym z nich? Z tych, którzy czują tę muzykę? Znów zerknął na nowego znajomego. Co on czuje? Jak to czuje? Jeśli będzie miał okazję, na pewno go o to zapyta.
W podchmielonym już mózgu Marcusa zachodziły dziwne procesy myślowe. Ta muzyka... szczerość tej kobiety. Dla pilota to było jak spowiedź, coś, co jeszcze bardziej zbudowało wrażenie, że oto są w miejscu sakralnym, mężczyzna w myślach zaczął nazywać ten bar świątynią. Publiczna wyznanie swoich słabości, błędów, żalu i tęsknoty, obnażenie się przy wybranym gronie osób. Katharsis. Nagle poczuł, że smutek z miękkiego, otulającego przygnębienia zamienia się w coś ostrego, co wbiło mu się w serce i sprawiło, że poczuł przypływ gorąca i złości. Dlaczego?Dlaczego ona tak cierpi!? Kto jej to zrobił? Tak... jasne. Ludzie, ludzie, jasne, że ludzie, oni są zdolni do wyrządzeni największej krzywdy. Ta kobieta, ktoś powinien jej pomóc, nie dopuścić, aby płakała na scenie, żeby czuła... czuła.. aż tak!
Marc zaczął płycej oddychać i przyłapał się na tym. Westchnął raz i drugi, już świadomie uspokajając swoje myśli i chęć obrony artystki. Mówił sobie, że to scena, że kobieta niekoniecznie musiała przeżyć jakiś koszmar pokroju straty rodziny razem z domem psem i kurczakami, tylko zwykły, powszedni zawód miłosny. Nawet przywołał w pamięci postać swojego znajomego, któremu był wdzięczny za ochładzanie emocji logicznym myśleniem i postarał się opanować, co ostatecznie wyszło mu całkiem dobrze. Szybko ze złości powrócił do poprzedniego stanu smutku, choć tym razem coś się zmieniło, smutek nie był miękki i bezpieczny, tylko naprawdę zaczynało go boleć serce. Może właśnie stał się jednym z nich? Z tych, którzy czują tę muzykę? Znów zerknął na nowego znajomego. Co on czuje? Jak to czuje? Jeśli będzie miał okazję, na pewno go o to zapyta.
Był spięty, zaabsorbowany losem nieszczęśliwej śpiewaczki najchętniej nie ruszałby się, nie oddychał, nie mrugał, byle tylko nie przeszkodzić jej i nie zakłócić tego co właśnie tworzyła. Na jego twarzy malował się smutek i pokora. Tym razem odsunął od siebie pisanie, by chłonąć tylko i wyłącznie jej pasję.
Pierwszy utwór zakończyły oklaski. Kobieta niepewnie podziękowała i zaczekała na ciszę.
- I jak? – zapytał słabo, kiedy jeszcze była na to okazja.
Pierwszy utwór zakończyły oklaski. Kobieta niepewnie podziękowała i zaczekała na ciszę.
- I jak? – zapytał słabo, kiedy jeszcze była na to okazja.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Pią Wrz 14, 2018 6:41 pm
Pią Wrz 14, 2018 6:41 pm
Zaskoczyło go, że został o coś zapytany. Spojrzał na znajomego wpierw pytająco, a potem ze zmieszaniem.
– To jest... takie... jakby to... jakby to powiedzieć... – Znów zaczął szybko mówić, zerknął w bok szukając odpowiedniego słowa. – Inne! Tak, to dobre słowo. To coś innego, coś czego jeszcze nigdy... – Przerwał. Choć mówił cicho, prawa się już skończyły, a całą uwaga znów skupiła się na muzykach i tym, co mają do przekazania. Marc chciał szeptem dokończyć, co mówił, ale jego uwaga została skradziona przez dźwięki muzyki. Siedział jeszcze chwilę skierowany przodem do rozmówcy, ale patrzył na scenę, bo po prostu zapomniał się odwrócić. Wreszcie usiadł wygodniej i kolejną piosenkę wysłuchał w uwadze. Pozwalał dziwnym, nietypowym myślom pojawiać się w głowie, nie miał też problemów z pozwalaniem, aby odpływały w swoim tempie zastępowane przez nowe.
– To jest... takie... jakby to... jakby to powiedzieć... – Znów zaczął szybko mówić, zerknął w bok szukając odpowiedniego słowa. – Inne! Tak, to dobre słowo. To coś innego, coś czego jeszcze nigdy... – Przerwał. Choć mówił cicho, prawa się już skończyły, a całą uwaga znów skupiła się na muzykach i tym, co mają do przekazania. Marc chciał szeptem dokończyć, co mówił, ale jego uwaga została skradziona przez dźwięki muzyki. Siedział jeszcze chwilę skierowany przodem do rozmówcy, ale patrzył na scenę, bo po prostu zapomniał się odwrócić. Wreszcie usiadł wygodniej i kolejną piosenkę wysłuchał w uwadze. Pozwalał dziwnym, nietypowym myślom pojawiać się w głowie, nie miał też problemów z pozwalaniem, aby odpływały w swoim tempie zastępowane przez nowe.
Odpowiedział mu uśmiechem i tak jak wszystkich, jego uwaga wróciła do śpiewaczki.
Dopiłem to co dostałem i… Zdaje mi się, że coś się we mnie odblokowało. Z większą łatwością poddawałem się kulturze fado i nie wzbraniałem się przed kolejnymi doznaniami. Dreszcze swobodnie wędrowały po moich rękach i plecach, serce z bólem kołatało w mojej piersi, a w gardle mieszał się ciężki posmak goryczy. Przymknąłem oczy i pozwoliłem zadziałać wyobraźni. Przed oczami miałem…
Kolejna piosenka zakończyła się głośniejszymi oklaskami. Kilka osób nie kryło wzruszenia i to było piękne. Przynajmniej dla Eliseu. Odetchnął na chwilę przerwy, którą zrobiła artystka i przyjrzał się publiczności. Większość otwarcie potrafiła podzielić się odczuciami… Jak on im zazdrościł.
- To będzie jej ostatnia piosenka. – przetłumaczył.
Dopiłem to co dostałem i… Zdaje mi się, że coś się we mnie odblokowało. Z większą łatwością poddawałem się kulturze fado i nie wzbraniałem się przed kolejnymi doznaniami. Dreszcze swobodnie wędrowały po moich rękach i plecach, serce z bólem kołatało w mojej piersi, a w gardle mieszał się ciężki posmak goryczy. Przymknąłem oczy i pozwoliłem zadziałać wyobraźni. Przed oczami miałem…
Kolejna piosenka zakończyła się głośniejszymi oklaskami. Kilka osób nie kryło wzruszenia i to było piękne. Przynajmniej dla Eliseu. Odetchnął na chwilę przerwy, którą zrobiła artystka i przyjrzał się publiczności. Większość otwarcie potrafiła podzielić się odczuciami… Jak on im zazdrościł.
- To będzie jej ostatnia piosenka. – przetłumaczył.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Pią Wrz 14, 2018 8:46 pm
Pią Wrz 14, 2018 8:46 pm
Sam Marcus również zamknął oczy i słuchał, nieświadomie zapadał się w krzesło, zsuwał przyjmując coraz bardziej zmęczoną pozycję, jakby uczucia wysysały z niego siły. Właściwie tak było w rzeczywistości, coś podobnego odczuwał przed przerwą, ale nie aż tak intensywnie. Brawa przywołały go do rzeczywistości, otworzył oczy i spojrzał na nowo poznanego znajomego, upewnił się, że ten wciąż siedzi obok. Ostatnia piosenka? Pokiwał szybko głową na znak, że zrozumiał. Nie było po nim widać, aby cieszył się na wieść o końcu, ale też nie wyglądał na rozczarowanego.
– Ja... Ja jednak chcę postawić panu to wino za tłumaczenie. A nawet dwa wina... albo trzy, jeśli nadal pan chce poznać mnie z tą... tą panią. – Zerknął w stronę sceny. – Chce pan, tak...? – Teraz wrócił spojrzeniem do rozmówcy patrząc na niego z niepewnością, ale i nadzieją.
– Ja... Ja jednak chcę postawić panu to wino za tłumaczenie. A nawet dwa wina... albo trzy, jeśli nadal pan chce poznać mnie z tą... tą panią. – Zerknął w stronę sceny. – Chce pan, tak...? – Teraz wrócił spojrzeniem do rozmówcy patrząc na niego z niepewnością, ale i nadzieją.
Westchnął z uśmiechem, nie czując się na siłach, by odpowiadać. Kolejna pieśń uderzyła w niego jak gorąca fala. Usiadł wygodnie i splótł palce dłoni. Nieświadomie zaciskał je i rozluźniał, denerwował się. Rosnąca frustracja i bezsilność wykańczały go, jego myśli krążyły wokół jednego, bardzo niewygodnego tematu…
Dlaczego wybrała akurat ten utwór? Margarida, dlaczego nam to robisz?...
Pospiesznie przetarł powieki i wyprostował się. Ukradkiem spojrzał na słuchaczy obok. Oni również, z przygnębionymi i wręcz wymęczonymi twarzami, jak zahipnotyzowani wczuwali się w śpiewaczkę. Wrócił do oglądania pokazu. Gesty i głos kobiety były rozedrgane. Jej dłonie coraz częściej wysuwały się w stronę widowni, jakby w ten sposób przekraczały jakąś nieosiągalną sferę. Ona stworzyła pierwsze, osobiste wrażenie smutku i ona właśnie bezwstydnie zapraszała do goryczy. Do wspólnej żałoby nad własnym nieszczęściem.
Koniec.
Ludzie wstali i oklaskami podziękowali za przedstawienie. Eliseu był wśród nich, z całych sił powstrzymywał się przed wyrażeniem tego, czego najbardziej się obawiał. Wziął głęboki oddech i odpędził od siebie myśli.
- Koniec. – westchnął do mężczyzny tak jakby został przed chwilą wyrwany ze snu. Margarida ukłoniła się raz, drugi i odeszła w głąb lokalu. Niektórzy zaczęli wychodzić, inni zostawali.
Dlaczego wybrała akurat ten utwór? Margarida, dlaczego nam to robisz?...
Pospiesznie przetarł powieki i wyprostował się. Ukradkiem spojrzał na słuchaczy obok. Oni również, z przygnębionymi i wręcz wymęczonymi twarzami, jak zahipnotyzowani wczuwali się w śpiewaczkę. Wrócił do oglądania pokazu. Gesty i głos kobiety były rozedrgane. Jej dłonie coraz częściej wysuwały się w stronę widowni, jakby w ten sposób przekraczały jakąś nieosiągalną sferę. Ona stworzyła pierwsze, osobiste wrażenie smutku i ona właśnie bezwstydnie zapraszała do goryczy. Do wspólnej żałoby nad własnym nieszczęściem.
Koniec.
Ludzie wstali i oklaskami podziękowali za przedstawienie. Eliseu był wśród nich, z całych sił powstrzymywał się przed wyrażeniem tego, czego najbardziej się obawiał. Wziął głęboki oddech i odpędził od siebie myśli.
- Koniec. – westchnął do mężczyzny tak jakby został przed chwilą wyrwany ze snu. Margarida ukłoniła się raz, drugi i odeszła w głąb lokalu. Niektórzy zaczęli wychodzić, inni zostawali.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Sob Wrz 15, 2018 10:51 am
Sob Wrz 15, 2018 10:51 am
Marc sam wstał klaszcząc, tym razem zareagował razem z innymi ludźmi, chociaż nie uśmiechał się ani do końca nie wybudził z tego stanu, mieszanki uczuć, którą obiecał sobie, że jakoś nazwie jednym słowem.
Na wieść o końcu koncertu obrócił się do nowego znajomego i nabrał powietrza, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział właściwie, co. Przeważnie wyglądał jakby wpierw mówił, a potem myślał, ale tym razem coś nie wyszło. Pokiwał głową. Zaczął rozglądać się po ludziach, nagle wrócił spojrzeniem do towarzyszącemu mu mężczyzny. Odchrząknął.
– Myślisz... khem. Myśli pan, że to odpowiednie, aby ona teraz ze mną rozmawiała? Bo ja mam takie wrażenie, żee... Y-y. Nie. – Przy nikłym świetle próbował wyczytać z twarzy swojego przewodnika jak najwięcej podpowiedzi co do odpowiedniego zachowania się w nowej sytuacji.
Na wieść o końcu koncertu obrócił się do nowego znajomego i nabrał powietrza, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział właściwie, co. Przeważnie wyglądał jakby wpierw mówił, a potem myślał, ale tym razem coś nie wyszło. Pokiwał głową. Zaczął rozglądać się po ludziach, nagle wrócił spojrzeniem do towarzyszącemu mu mężczyzny. Odchrząknął.
– Myślisz... khem. Myśli pan, że to odpowiednie, aby ona teraz ze mną rozmawiała? Bo ja mam takie wrażenie, żee... Y-y. Nie. – Przy nikłym świetle próbował wyczytać z twarzy swojego przewodnika jak najwięcej podpowiedzi co do odpowiedniego zachowania się w nowej sytuacji.
- To dobre wrażenie. Poczekamy na nią chwilę… O ile ma pan tyle czasu i chęci. – popatrzył za osobami, które zostały i odmachał na ich zaczepki - Myślę, że za piętnaście… Może dwadzieścia minut Margaida tu wróci. Może jeszcze wina? – zasunął za sobą krzesło z zamiarem przedostania się do baru. Wyglądał na spokojnego, nieco zmęczonego, ha! Przecież nie zdoła zaprzeczyć, że występ był ciężki i męczący… Ale w ten swój specyficzny, wcale nie negatywny sposób.
W środku było przyjemnie ciemno i nastrojowo. Pozostali mówili między sobą bardzo cicho. Wyglądało to tak, jakby lokal był już zamknięty, a personel zapomniał o nadal przesiadujących tu gościach.
W środku było przyjemnie ciemno i nastrojowo. Pozostali mówili między sobą bardzo cicho. Wyglądało to tak, jakby lokal był już zamknięty, a personel zapomniał o nadal przesiadujących tu gościach.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Sob Wrz 15, 2018 9:03 pm
Sob Wrz 15, 2018 9:03 pm
– Mam, mam, jasne, że mam. – Odpowiedział od razu. Chociaż Marc nie przerywał mówienia, nie uszło jego uwadze, że jego nowy przewodnik zna się z innymi ludźmi, którzy byli na koncercie. Może to jakiś, hm, fanklub tej piosenkarki? Albo inni krytycy muzyczni czy po prostu muzycy? Pasowałoby. – Jestem na... urlopie, tak, można powiedzieć, że mam małe wakacje i nie muszę iść spać zaraz po dobranocce. I nie, nie, dziękuję za wino. – Wykonał odmowny gest dłonią idąc za nowym znajomym w stronę baru. – Starczy mi na dziś. Ale pan się niech nie krępuje. Właśnie! Smakował grog? Macie tu świetne pomarańcze, idealne na sok z rumem.
Zatrzymał się przed pustym barem i usiadł na jednym z drewnianych stołków. Nie dziwiło go, że od razu nie zostanie obsłużony.
Próbowałem ochłonąć. Gorycz zdążyła już wsiąknąć głęboko, tworząc plamę na moim postrzeganiu. Ze wszystkich sił starałem się nie reagować pod pryzmatem tego co czułem. Kontrolowałem się, udawałem, że wszystko jest w porządku.
- Urlop w Lizbonie? Dlaczego akurat tu? – zapytał i natychmiast zasugerował sobie, że turysta może być z północy. Biedny, poszukujący odrobiny ciepła i słońca… - Smakowało. Zawsze to coś nowego… A panu? Wino, które pan pił sprzedawane jest tylko w tym lokalu. Może… Ma pan już jakieś porównanie między jakimiś winami w Portugalii? – uśmiechnął się i ze spokojem go obserwował.
Próbowałem ochłonąć. Gorycz zdążyła już wsiąknąć głęboko, tworząc plamę na moim postrzeganiu. Ze wszystkich sił starałem się nie reagować pod pryzmatem tego co czułem. Kontrolowałem się, udawałem, że wszystko jest w porządku.
- Urlop w Lizbonie? Dlaczego akurat tu? – zapytał i natychmiast zasugerował sobie, że turysta może być z północy. Biedny, poszukujący odrobiny ciepła i słońca… - Smakowało. Zawsze to coś nowego… A panu? Wino, które pan pił sprzedawane jest tylko w tym lokalu. Może… Ma pan już jakieś porównanie między jakimiś winami w Portugalii? – uśmiechnął się i ze spokojem go obserwował.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Sob Wrz 15, 2018 9:42 pm
Sob Wrz 15, 2018 9:42 pm
Również usiadł obracając się przodem do rozmówcy, a bokiem do baru.
– To nie był mój wybór, można powiedzieć, że to wiąże się z pracą... częściowo z pracą. A właściwie to bardzo się z nią wiąże, ale nie będziemy przecież teraz o tym rozmawiać, nie w tym miejscu i nie na urlopie, dobra? Dobra. – Zadecydował i od razu podjął temat wina. – Tak, było dobre, takie lubię. Nie za słodkie, to podstawa. Innych jeszcze nie próbowałem, przynajmniej nie w tym kraju, bo eksportowane do innych państw już tak. Właściwie... właściwie dobrze pan wybrał. Zrobił pan to specjalnie, prawda? Zrobił pan to. Gorzkie wino do gorzkiej muzyki.
– To nie był mój wybór, można powiedzieć, że to wiąże się z pracą... częściowo z pracą. A właściwie to bardzo się z nią wiąże, ale nie będziemy przecież teraz o tym rozmawiać, nie w tym miejscu i nie na urlopie, dobra? Dobra. – Zadecydował i od razu podjął temat wina. – Tak, było dobre, takie lubię. Nie za słodkie, to podstawa. Innych jeszcze nie próbowałem, przynajmniej nie w tym kraju, bo eksportowane do innych państw już tak. Właściwie... właściwie dobrze pan wybrał. Zrobił pan to specjalnie, prawda? Zrobił pan to. Gorzkie wino do gorzkiej muzyki.
Lekko rozłożył dłonie i wzruszył powoli ramionami na odrzucenie tematu pracy. Nie zagłębiał się w ten wątek, nie chcąc specjalnie denerwować mężczyzny. Mogli rozmawiać wszystkim, zmieniać temat co chwilę, byle tylko spędzić ten czas w miłej atmosferze.
- Szczerze mówiąc… - zaczął znacznie wolniej niż on – Po prostu chciałem, by spróbował pan czegoś wyjątkowego. To tyle… Ale bardzo podoba mi się pana filozofia. Więc uważa pan, że ta muzyka była gorzka. – zacmokał - Może powinienem zdradzić słowa tamtych piosenek, by poczuł pan więcej? – odwrócił głowę w stronę nadchodzącego barmana. Od razu wyciągnął z torby portfel i zamówił sobie kieliszek lokalnego wina.
- Szczerze mówiąc… - zaczął znacznie wolniej niż on – Po prostu chciałem, by spróbował pan czegoś wyjątkowego. To tyle… Ale bardzo podoba mi się pana filozofia. Więc uważa pan, że ta muzyka była gorzka. – zacmokał - Może powinienem zdradzić słowa tamtych piosenek, by poczuł pan więcej? – odwrócił głowę w stronę nadchodzącego barmana. Od razu wyciągnął z torby portfel i zamówił sobie kieliszek lokalnego wina.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Sob Wrz 15, 2018 10:57 pm
Sob Wrz 15, 2018 10:57 pm
Marc uśmiechnął się złośliwie.
– Do najsłodszych nie należała. Niby nie rozumiem słów, ale domyślam się, że pani Margaida nie śpiewała o beztroskim tańcu wśród wiosennych kwiatów, pleceniu wianków i stepowaniu. – Sarknął wykonując ironiczny gest machając palcami z gracją, jakby naśladował spadające płatki kwiatów. Nie wyglądał na rozzłoszczonego, raczej świadomie taki sposób przekazywania swoich myśli. Teorię tę poparł fakt, że Marc przyjaźnie zaproponował, że zapłaci za wino swojego tłumacza i przewodnika w jednym, a kiedy mężczyzna się zgodził, pilot przebiegle zamówił pełną butelkę tego samego trunku, który wybrał jego towarzysz. – Teraz może pan tłumaczyć piosenki i... i wszystko inne. – Uśmiechnął się z satysfakcją dodatkowo wolno przesuwając butelkę po blacie w stronę rozmówcy. No! Obiecał wino? Obiecał.
– Do najsłodszych nie należała. Niby nie rozumiem słów, ale domyślam się, że pani Margaida nie śpiewała o beztroskim tańcu wśród wiosennych kwiatów, pleceniu wianków i stepowaniu. – Sarknął wykonując ironiczny gest machając palcami z gracją, jakby naśladował spadające płatki kwiatów. Nie wyglądał na rozzłoszczonego, raczej świadomie taki sposób przekazywania swoich myśli. Teorię tę poparł fakt, że Marc przyjaźnie zaproponował, że zapłaci za wino swojego tłumacza i przewodnika w jednym, a kiedy mężczyzna się zgodził, pilot przebiegle zamówił pełną butelkę tego samego trunku, który wybrał jego towarzysz. – Teraz może pan tłumaczyć piosenki i... i wszystko inne. – Uśmiechnął się z satysfakcją dodatkowo wolno przesuwając butelkę po blacie w stronę rozmówcy. No! Obiecał wino? Obiecał.
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach