▲▼
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
First topic message reminder :
Początki giną w mrokach historii i niepewne jest pochodzenie pieśni, w których Lizbończycy wyśpiewują duszę. Kult fado utrzymany do dziś, niesie za sobą stęsknione wołania i gorące pragnienia. Skierowane do oceanu odbijają się echem i rozpływają wraz z falą popychającą statek. Wróć do mnie marynarzu, bądź tym szczęśliwym podróżnikiem i nie zapominaj o swoim domu i o mnie.
Tej letniej nocy towarzyszyły głosy całego świata. Przedzierały się przez siebie i tworzyły melodię nieodgadnionych historii. Ciepłe światło odgarniało granatowy odcień nocy i odkrywało smutne fasady domów. Niezapisaną gorycz znali tylko ci, którzy zajrzeli głębiej w serce stolicy. Gdzie znajdę serce? W ludziach, którzy czują ten kraj, to miasto.
Po zmroku nastaje ciemny dzień. Teraz wychodzą ci, którzy żyją tu od dawna i wiedzą. Wspinają się po swoim mieście i szukają siebie. Powoli stąpają po marmurowym bruku do upragnionego celu.
Moim było dziś fado. Koncert był dla wszystkich, ale tylko wtajemniczeni mogli poczuć kwintesencję. Wracała do nas Margarida Azevedo Alves. Ostatnie burzliwe miesiące spędziła poza Lizboną. Wysłała do mnie list, w którym opowiedziała o swoich obawach. Obiecałem jej, że dziś będę obok, gdy jej przepiękny głos zmiesza się z rozpaczą po utracie ukochanego.
Stanął przy ciemnej kamienicy i popatrzył po przybyłych Portugalczykach. Każdy z nich prezentował stoicki spokój i kulturę. Znali się z widzenia, każdy z nich szukał emocjonalnego wypełnienia. Byli indywidualistami, których miłość zaginęła w świecie. Tęsknili i czekali, byli i czuli – niespełnieni. Ekscytacja narastała wraz ze zbliżającym się przedstawieniem. Wśród stłumionych głosów, można było wychwycić znajomy brzdęk dwóch gitar. Już niedługo ich wysokie tony będą kontrastowały z głębokim smutkiem.
Zawiesił wzrok na spieszących przechodniach. Odgadywał ich pochodzenie, cele, emocje. Półświadomie podążał wzrokiem za skarbami jakie w sobie skrywali.
Dzisiejszy występ zdominowały artystki. Początek miał być subtelny, przepełniony nadzieją i niewinnością. Później stonowany, dojrzały smutek i zapach tęsknoty, który każdy z nas dusił, a na koniec… Ach, na koniec miała być ona. Jej rozpacz, jej życiowy dramat, jej łzy.
Usiadł przy stoliku po środku lokalu. Większość wyszła na przód, blisko pustej sceny. Och, wy nie wiecie, że centrum jest właśnie tutaj… Zamawiali czerwone wino, chociaż czas był na co innego. Światła miarowo gasły, ale gdzieniegdzie zostawały cienkie smugi. Okna zasłonięto, by uzyskać ten przyjemny, intymny charakter. Wyciągnąłem notes i pióro. Jedną ręką odciągnąłem skuwkę i zamaszystym ruchem napisałem na górze wolnej strony „ Fado”.
Początki giną w mrokach historii i niepewne jest pochodzenie pieśni, w których Lizbończycy wyśpiewują duszę. Kult fado utrzymany do dziś, niesie za sobą stęsknione wołania i gorące pragnienia. Skierowane do oceanu odbijają się echem i rozpływają wraz z falą popychającą statek. Wróć do mnie marynarzu, bądź tym szczęśliwym podróżnikiem i nie zapominaj o swoim domu i o mnie.
Tej letniej nocy towarzyszyły głosy całego świata. Przedzierały się przez siebie i tworzyły melodię nieodgadnionych historii. Ciepłe światło odgarniało granatowy odcień nocy i odkrywało smutne fasady domów. Niezapisaną gorycz znali tylko ci, którzy zajrzeli głębiej w serce stolicy. Gdzie znajdę serce? W ludziach, którzy czują ten kraj, to miasto.
Po zmroku nastaje ciemny dzień. Teraz wychodzą ci, którzy żyją tu od dawna i wiedzą. Wspinają się po swoim mieście i szukają siebie. Powoli stąpają po marmurowym bruku do upragnionego celu.
Moim było dziś fado. Koncert był dla wszystkich, ale tylko wtajemniczeni mogli poczuć kwintesencję. Wracała do nas Margarida Azevedo Alves. Ostatnie burzliwe miesiące spędziła poza Lizboną. Wysłała do mnie list, w którym opowiedziała o swoich obawach. Obiecałem jej, że dziś będę obok, gdy jej przepiękny głos zmiesza się z rozpaczą po utracie ukochanego.
Stanął przy ciemnej kamienicy i popatrzył po przybyłych Portugalczykach. Każdy z nich prezentował stoicki spokój i kulturę. Znali się z widzenia, każdy z nich szukał emocjonalnego wypełnienia. Byli indywidualistami, których miłość zaginęła w świecie. Tęsknili i czekali, byli i czuli – niespełnieni. Ekscytacja narastała wraz ze zbliżającym się przedstawieniem. Wśród stłumionych głosów, można było wychwycić znajomy brzdęk dwóch gitar. Już niedługo ich wysokie tony będą kontrastowały z głębokim smutkiem.
Zawiesił wzrok na spieszących przechodniach. Odgadywał ich pochodzenie, cele, emocje. Półświadomie podążał wzrokiem za skarbami jakie w sobie skrywali.
Dzisiejszy występ zdominowały artystki. Początek miał być subtelny, przepełniony nadzieją i niewinnością. Później stonowany, dojrzały smutek i zapach tęsknoty, który każdy z nas dusił, a na koniec… Ach, na koniec miała być ona. Jej rozpacz, jej życiowy dramat, jej łzy.
Usiadł przy stoliku po środku lokalu. Większość wyszła na przód, blisko pustej sceny. Och, wy nie wiecie, że centrum jest właśnie tutaj… Zamawiali czerwone wino, chociaż czas był na co innego. Światła miarowo gasły, ale gdzieniegdzie zostawały cienkie smugi. Okna zasłonięto, by uzyskać ten przyjemny, intymny charakter. Wyciągnąłem notes i pióro. Jedną ręką odciągnąłem skuwkę i zamaszystym ruchem napisałem na górze wolnej strony „ Fado”.
Prychnął śmiechem i kiwaniem głowy przyznał mu rację. Czekał na coś głębszego, a tu tylko te kwiatuszki. Zgodził się na wino, bo co miał zrobić? Odmówić nie wypada, a nie brać żal.
Do butelki poprosił barmana o dwa kieliszki. Tak na wszelki wypadek, gdyby mężczyzna nagle się rozmyślił. Rozkręcił metalowe pręty i powoli wyciągnął korek.
- I wszystko inne… Zaraz panu coś dam. Na pamiątkę. – skierował szyjkę butelki na mężczyznę i pytająco na niego spojrzał. Jeśli odmówił, nalał tylko sobie. Z westchnieniem z powrotem nabił korek i odsunął od nich butelkę. Nie ruszał jeszcze kieliszka. Wyciągnął z torby notes i otworzył na jednej z ostatnich stron.
- Pozwoli pan, że zaraz przetłumaczę… - ustawił się bokiem do baru, jednocześnie odsłaniając sobie delikatne smugi światła. – Która z pieśni najbardziej się panu podobała? Pierwsza? Druga? Czy trzecia?
Do butelki poprosił barmana o dwa kieliszki. Tak na wszelki wypadek, gdyby mężczyzna nagle się rozmyślił. Rozkręcił metalowe pręty i powoli wyciągnął korek.
- I wszystko inne… Zaraz panu coś dam. Na pamiątkę. – skierował szyjkę butelki na mężczyznę i pytająco na niego spojrzał. Jeśli odmówił, nalał tylko sobie. Z westchnieniem z powrotem nabił korek i odsunął od nich butelkę. Nie ruszał jeszcze kieliszka. Wyciągnął z torby notes i otworzył na jednej z ostatnich stron.
- Pozwoli pan, że zaraz przetłumaczę… - ustawił się bokiem do baru, jednocześnie odsłaniając sobie delikatne smugi światła. – Która z pieśni najbardziej się panu podobała? Pierwsza? Druga? Czy trzecia?
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Nie Wrz 16, 2018 12:34 pm
Nie Wrz 16, 2018 12:34 pm
Podziękował za wino trzymając się swojego postanowienia. Pamiątka...? Marc nie wyglądał na skrępowanego, chciał pamiątkę! Był zaciekawiony i całą uwagę w tej chwili poświęcał nowemu znajomemu.
– Druga... chyba druga... – Zerknął w bok, jakby miał zamiar się zacząć zastanawiać, ale minęła sekunda, a on już nabrał wdech i kontynuował. – Tak, druga, na pewno. Druga, wtedy byłem... wtedy myślałem... To znaczy, wtedy czułem... najbardziej. – Dokończył z lekką niepewnością, jakby dalej nie wiedział, czy użył dobrego sformułowania. Wiedział, jak opisać to, co działo się w jego głowie podczas słuchania piosenek, nie miałby większego problemu, żeby ubrać w słowa swoje myśli, uczuć i pragnień – po prostu nie chciał tego robić, nie chciał odsłaniać się przed bądź co bądź, nieznajomym.
– Druga... chyba druga... – Zerknął w bok, jakby miał zamiar się zacząć zastanawiać, ale minęła sekunda, a on już nabrał wdech i kontynuował. – Tak, druga, na pewno. Druga, wtedy byłem... wtedy myślałem... To znaczy, wtedy czułem... najbardziej. – Dokończył z lekką niepewnością, jakby dalej nie wiedział, czy użył dobrego sformułowania. Wiedział, jak opisać to, co działo się w jego głowie podczas słuchania piosenek, nie miałby większego problemu, żeby ubrać w słowa swoje myśli, uczuć i pragnień – po prostu nie chciał tego robić, nie chciał odsłaniać się przed bądź co bądź, nieznajomym.
Zaśmiał się pod nosem i skierował całą uwagę na notes.
Druga piosenka Margaridy. Ciekawe co powie na słowa, które dostanie. Ciekawe czy chociaż w drobnej części pokryją się z emocjami, które towarzyszyły mu podczas słuchania. Chwilę próbowałem przywołać w głowie tekst. Zacisnąłem szczęki, próbując jakby odwrócić uwagę emocji od treści i zacząłem pisać. Po jednej stronie zapis był po portugalsku, a na drugiej po angielsku. Pisałem wyraźnie, by w zapisie nie wzbudzić wątpliwości mężczyzny.
Kiedy skończył, wyrwał kartkę i podał ją. Co mogło odrobinę zdziwić to to, że przy zapisie w języku innym niż ojczysty, nawet przez moment się nie zawahał. W końcu sięgnął po kieliszek i napił się gęstego trunku.
- Zastanawiał się pan kiedyś nad pojęciem szczęścia? – kontrolnie spojrzał na rozmówcę, chcąc zbadać czy pytanie jest odpowiednie. W każdej chwili był gotów odwrócić to w żart.
Druga piosenka Margaridy. Ciekawe co powie na słowa, które dostanie. Ciekawe czy chociaż w drobnej części pokryją się z emocjami, które towarzyszyły mu podczas słuchania. Chwilę próbowałem przywołać w głowie tekst. Zacisnąłem szczęki, próbując jakby odwrócić uwagę emocji od treści i zacząłem pisać. Po jednej stronie zapis był po portugalsku, a na drugiej po angielsku. Pisałem wyraźnie, by w zapisie nie wzbudzić wątpliwości mężczyzny.
Kiedy skończył, wyrwał kartkę i podał ją. Co mogło odrobinę zdziwić to to, że przy zapisie w języku innym niż ojczysty, nawet przez moment się nie zawahał. W końcu sięgnął po kieliszek i napił się gęstego trunku.
„A to było z woli Bożej
Jak ja żyję w tej udręce
Moje wszystkie są westchnienia
Cała moja jest tęsknota
A to było z woli Bożej
Co za dziwną życia formę
Ma w sobie to serce me
Żyje życiem utraconym
Przez kogo nań czar rzucony
Co za sposób życia dziwny
Moje serce niezależne
Serce, które rządzić nie da
Pośród ludzi zagubione
I krwawiące uporczywie
Serce moje niezależne
Dalej z tobą już nie idę
Zatrzymaj się i przestań bić
Jeśli nie wiesz, dokąd iść
Dlaczego z uporem pędzisz
Dalej ci nie towarzyszę
Jeśli nie wiesz, dokąd iść
Zatrzymaj się i przestań bić
Dalej z tobą nie będę iść”
Jak ja żyję w tej udręce
Moje wszystkie są westchnienia
Cała moja jest tęsknota
A to było z woli Bożej
Co za dziwną życia formę
Ma w sobie to serce me
Żyje życiem utraconym
Przez kogo nań czar rzucony
Co za sposób życia dziwny
Moje serce niezależne
Serce, które rządzić nie da
Pośród ludzi zagubione
I krwawiące uporczywie
Serce moje niezależne
Dalej z tobą już nie idę
Zatrzymaj się i przestań bić
Jeśli nie wiesz, dokąd iść
Dlaczego z uporem pędzisz
Dalej ci nie towarzyszę
Jeśli nie wiesz, dokąd iść
Zatrzymaj się i przestań bić
Dalej z tobą nie będę iść”
- Zastanawiał się pan kiedyś nad pojęciem szczęścia? – kontrolnie spojrzał na rozmówcę, chcąc zbadać czy pytanie jest odpowiednie. W każdej chwili był gotów odwrócić to w żart.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Nie Wrz 16, 2018 11:28 pm
Nie Wrz 16, 2018 11:28 pm
Marc patrzył, jak nowy znajomy pisze i nawet udało mu się pohamować ciekawość, która pchała go do nachylania się i podglądania, czy zgadł, że mężczyzna spisuje mu tekst drugiej piosenki. Nie chwili zamiast obserwować papier i pojawiające się na nim litery, skupił się na twarzy tego dziwnego kogoś. Chciał spojrzeć w bok, zanim ten przyłapie go na gapieniu się, ale nie udało mu się w porę zareagować. Cóż, trudno. Marca to nawet rozbawiło, dlatego uśmiechnął się odbierając kartkę.
– Dziękuję – rzucił. Zaczął czytać w skupieniu, a słysząc pytanie znów przeniósł uwagę na rozmówcę. Zmarszczył brwi, jakby nieznajomy pytał o coś oczywistego.
– Taaak. Myślę o tym często. Bardzo często... czasami częściej niż bym chciał... Ekhm. Czemu pan pyta? – Brzmiał na zaciekawionego i pytaniem o powód podjęcia tematu szczęścia chciał pociągnąć temat, a nie odstraszyć rozmówcę.
– Dziękuję – rzucił. Zaczął czytać w skupieniu, a słysząc pytanie znów przeniósł uwagę na rozmówcę. Zmarszczył brwi, jakby nieznajomy pytał o coś oczywistego.
– Taaak. Myślę o tym często. Bardzo często... czasami częściej niż bym chciał... Ekhm. Czemu pan pyta? – Brzmiał na zaciekawionego i pytaniem o powód podjęcia tematu szczęścia chciał pociągnąć temat, a nie odstraszyć rozmówcę.
- Z ciekawości. – odpowiedział od razu, a po usłyszeniu siebie zrozumiał, że lepiej jeśli będzie kontynuował. – Z tego co już zdążyłem wysłuchać, każdy ma swoje postrzeganie szczęścia. To interesujące jakie priorytety sobie wyznaczamy i do czego dążymy. Co tu dużo mówić. Ile ludzi tyle postrzegań. Zechce pan zdradzić swoje? – oparł się o blat i powolnie przesuwał kciukiem po szyjce kieliszka. Spokojnie, nieco odurzony spoglądał prosto w oczy mężczyzny.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Pon Wrz 17, 2018 9:26 pm
Pon Wrz 17, 2018 9:26 pm
Krótko kiwnął głową. Ciekawość. Oczywiście. Marc utrzymywał z nowym znajomym kontakt wzrokowy i uznał, że albo jest to łatwe samo z siebie, albo dzięki alkoholowi.
– Wie pan, że to bardzo prywatne pytanie? – Brzmiał twierdząco, nie pytająco. – Odbijam pytanie i obliguję pana do szczerej odpowiedzi... ale wpierw sam dopowiem, taktak, sam wpierw odpowiem. Tak się robi biznes, z tego co mi wiadomo. – Kiwnął głową i spojrzał w bok dosłownie przez chwilę się zastanawiając. Uśmiechnął się gorzko i zaczął mówić. – Wie pan, do niedawna moim ideałem szczęścia była piękna, mądra żona, taka, która jest marzeniem nie tylko przechodniów, nie tylko marzeniem ludzi siedzących w barze i mogą zobaczyć przez szybę, jak mija ich w drogim samochodzie, ale i własnych kolegów jej męża. Kobieta... kobieta ideał, za którą się tęskni, jak tylko odwróci się od niej wzrok, która ogarnia siebie, dom i jeszcze wyda na ten obrzydliwy świat cudne, śliczne i cholernie mądre dzieci, które uczynią ten świat chociaż trochę lepszym. Do tego dobrze płatna praca na szanowanym stanowisku... Taki prawie że polityk, król życie swojego i najbliższego otoczenia, ale bez partii przeciwnej, bez kogoś, kto rzuci mu się do oczu żeby tylko przeciągnąć szalę na swoją stronę. Praca, w której zawsze będę tym wzorem, takim, takim... superbohaterem, na którym można polegać, który dopuszczony jest tam, gdzie zwykli śmiertelnicy nie mogą wejść. Takie marzenie większości chłopców, którzy potem dorastają i mogą co najwyżej myć podłogi w miejscu pracy albo domów takich jak ja. Szczęście idealne, ludzie mówią, że szczyt, którego nie da się osiągnąć własnymi siłami, tylko za sprawą ingerencji jakiejś rozwydrzonej siły wyższej. Takie szczęście mam. – Z obrzydzeniem uniósł kącik górnej wargi, a potem szybko pokręcił głową. – A-ale wie pan co? Ch-chyba... Chyba zaczynam w to wątpić.
– Wie pan, że to bardzo prywatne pytanie? – Brzmiał twierdząco, nie pytająco. – Odbijam pytanie i obliguję pana do szczerej odpowiedzi... ale wpierw sam dopowiem, taktak, sam wpierw odpowiem. Tak się robi biznes, z tego co mi wiadomo. – Kiwnął głową i spojrzał w bok dosłownie przez chwilę się zastanawiając. Uśmiechnął się gorzko i zaczął mówić. – Wie pan, do niedawna moim ideałem szczęścia była piękna, mądra żona, taka, która jest marzeniem nie tylko przechodniów, nie tylko marzeniem ludzi siedzących w barze i mogą zobaczyć przez szybę, jak mija ich w drogim samochodzie, ale i własnych kolegów jej męża. Kobieta... kobieta ideał, za którą się tęskni, jak tylko odwróci się od niej wzrok, która ogarnia siebie, dom i jeszcze wyda na ten obrzydliwy świat cudne, śliczne i cholernie mądre dzieci, które uczynią ten świat chociaż trochę lepszym. Do tego dobrze płatna praca na szanowanym stanowisku... Taki prawie że polityk, król życie swojego i najbliższego otoczenia, ale bez partii przeciwnej, bez kogoś, kto rzuci mu się do oczu żeby tylko przeciągnąć szalę na swoją stronę. Praca, w której zawsze będę tym wzorem, takim, takim... superbohaterem, na którym można polegać, który dopuszczony jest tam, gdzie zwykli śmiertelnicy nie mogą wejść. Takie marzenie większości chłopców, którzy potem dorastają i mogą co najwyżej myć podłogi w miejscu pracy albo domów takich jak ja. Szczęście idealne, ludzie mówią, że szczyt, którego nie da się osiągnąć własnymi siłami, tylko za sprawą ingerencji jakiejś rozwydrzonej siły wyższej. Takie szczęście mam. – Z obrzydzeniem uniósł kącik górnej wargi, a potem szybko pokręcił głową. – A-ale wie pan co? Ch-chyba... Chyba zaczynam w to wątpić.
Analizowałem jego wypowiedź i starałem się nadać jej kształt . Do kogo pasuje takie szczęście? Kobieta, dzieci, dom i dobra praca. Ustatkowanie się. Czy to był jak mniemam szczyt tego człowieka? Ponownie sięgnąłem wina i napiłem się.
Jest na wysokim stanowisku, ale nie jest politykiem. Yhym… Być może jest to ktoś poważnie podchodzący do rzeczywistości. O ile mnie nie oszukuje.
Pokiwał głową i zagryzł dolną wargę. Spojrzenie uciekło mu w bok, jakby tam właśnie miał znaleźć idealną odpowiedź.
- Cóż… - wrócił do patrzenia na niego. – Takie pytania są przecież najciekawsze, prawda? Poniekąd tak nieoczywiste… - wyprostował się i westchnął – Jako, że zobligował mnie pan do odpowiedzi, może mieć pan pewność, że jej udzielę. Przed tym jednak bardzo chciałbym pociągnąć pańskie przemyślenia. Czy to co pan osiągnął… Hmmm… - zrobił pauzę zastanawiając się moment jak najlepiej ugryźć to co chce przekazać – Może inaczej… Czy wątpliwości wynikają z tłumionych potrzeb? Z tego co słyszę… Pozwolę sobie sparafrazować. Jest pan szczęściarzem z poukładanym życiem, któremu nie powinno brakować niczego. Ma pan wszystko to, o czym marzy zwykły śmiertelnik, ale… Czy to rzeczywiście jest to co angażuje pana najmocniej? Czy to właśnie rodzina i praca nadają szczęście?... Proszę nie osądzać mnie o jakieś bagatelizowanie pańskich uczuć. Nie jestem też ani psychologiem ani psychiatrą. Jestem po prostu zaciekawiony. – ostatnie zdanie wypowiedział zupełnie beztrosko i z miłym uśmiechem na twarzy.
Jest na wysokim stanowisku, ale nie jest politykiem. Yhym… Być może jest to ktoś poważnie podchodzący do rzeczywistości. O ile mnie nie oszukuje.
Pokiwał głową i zagryzł dolną wargę. Spojrzenie uciekło mu w bok, jakby tam właśnie miał znaleźć idealną odpowiedź.
- Cóż… - wrócił do patrzenia na niego. – Takie pytania są przecież najciekawsze, prawda? Poniekąd tak nieoczywiste… - wyprostował się i westchnął – Jako, że zobligował mnie pan do odpowiedzi, może mieć pan pewność, że jej udzielę. Przed tym jednak bardzo chciałbym pociągnąć pańskie przemyślenia. Czy to co pan osiągnął… Hmmm… - zrobił pauzę zastanawiając się moment jak najlepiej ugryźć to co chce przekazać – Może inaczej… Czy wątpliwości wynikają z tłumionych potrzeb? Z tego co słyszę… Pozwolę sobie sparafrazować. Jest pan szczęściarzem z poukładanym życiem, któremu nie powinno brakować niczego. Ma pan wszystko to, o czym marzy zwykły śmiertelnik, ale… Czy to rzeczywiście jest to co angażuje pana najmocniej? Czy to właśnie rodzina i praca nadają szczęście?... Proszę nie osądzać mnie o jakieś bagatelizowanie pańskich uczuć. Nie jestem też ani psychologiem ani psychiatrą. Jestem po prostu zaciekawiony. – ostatnie zdanie wypowiedział zupełnie beztrosko i z miłym uśmiechem na twarzy.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Wto Wrz 18, 2018 8:58 pm
Wto Wrz 18, 2018 8:58 pm
Już chciał odpowiedzieć, kiedy mężczyzna zmienił swoją wypowiedź. Jest szczęściarzem z poukładanym życiem? Marc kiwnął głową. Nie powinno mu niczego brakować? Kiwnął głową. Ma wszystko, o czym marzy zwykły śmiertelnik? Znów kiwnięcie.
– No właśnie... no właśnie o to mi chodzi. – Westchnął i pokręcił głową. – Nie chcę wyjść na niewdzięcznego chuja, na którego już i tak pewnie wyszedłem, ale, ale, ale marzyłem przez całe życie o spełnieniu tego, o czym mówię, sądziłem, że to właśnie to: szczęście. – Wzruszył ramionami jakby nie wiedział, co nie zadziałało w tym mechanizmie. – W tej chwili nie mam pewności, co panu odpowiedzieć na pytanie.
– No właśnie... no właśnie o to mi chodzi. – Westchnął i pokręcił głową. – Nie chcę wyjść na niewdzięcznego chuja, na którego już i tak pewnie wyszedłem, ale, ale, ale marzyłem przez całe życie o spełnieniu tego, o czym mówię, sądziłem, że to właśnie to: szczęście. – Wzruszył ramionami jakby nie wiedział, co nie zadziałało w tym mechanizmie. – W tej chwili nie mam pewności, co panu odpowiedzieć na pytanie.
- W porządku, rozumiem. Dla mnie również jest to dość ciężkie pytanie. Czasami ideał, do którego dążymy jest nieidealny. Wtedy objawia się zagubienie i… - przerwał, by obejrzeć się na wyłaniającą się z ciemności sylwetkę. Margarida z gracją zbliżała się do jednego ze stolików. W dłoni trzymała głęboki kieliszek z ciemnoczerwonym winem, a drugą opierała się o swoje pełne biodro. Za nią powoli szli starzy muzycy, przebrani w eleganckie koszule i ciemne spodnie z kantem. Usiedli i w barwach teatralnych gestów i wyrazów zaczęli rozmowę.
- I chyba zmuszony jestem przerwać i zaproponować panu rozmowę z Margaridą.
- I chyba zmuszony jestem przerwać i zaproponować panu rozmowę z Margaridą.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Sro Wrz 19, 2018 8:00 pm
Sro Wrz 19, 2018 8:00 pm
Marc, kiedy mężczyzna przerwał, sam spojrzał w stronę, z której szła gwiazda wieczora. Poczuł, że serce mu szybciej zabiło, ale pomimo tego zdołał zachować opanowanie.
– Ale dokończy pan przy najbliższej okazji, prawda? – Spojrzał na rozmówcę z powagą. Wstał i z oczekiwaniem spojrzał na nowego znajomego. Mają do niej podejść? Odezwać się? Dać się jemu odezwać pierwszemu...? Odchrząknął dając upust swojej niepewności i znów zerknął na towarzysza. Cholera... Miał ochotę zrobić to po swojemu, podejść, porozmawiać, ale fakt, że wymaga tłumacza sprawiał, że pilot czuł się bardziej skrępowany niż na co dzień.
– Ale dokończy pan przy najbliższej okazji, prawda? – Spojrzał na rozmówcę z powagą. Wstał i z oczekiwaniem spojrzał na nowego znajomego. Mają do niej podejść? Odezwać się? Dać się jemu odezwać pierwszemu...? Odchrząknął dając upust swojej niepewności i znów zerknął na towarzysza. Cholera... Miał ochotę zrobić to po swojemu, podejść, porozmawiać, ale fakt, że wymaga tłumacza sprawiał, że pilot czuł się bardziej skrępowany niż na co dzień.
Na jego pytanie odpowiedział jedynie kiwnięciem głowy. Spokojnie schował notes i pióro po czym wstał. Chwilę spoglądał na starsze towarzystwo. Miał w swoim spojrzeniu coś… Coś takiego smutnego, melancholijnego. Może coś właśnie wspominał?
Podszedł do stolika i wymusił na sobie uśmiech.
- Dobry wieczór. – zaczął po portugalsku, zwracając na siebie uwagę mężczyzn. Kobieta nie drgnęła. – Pani Margarido, chciałbym podziękować za występ. Bardzo mnie poruszył i… Bardzo chciałbym porozmawiać. Zechciałaby mi pani użyczyć trochę czasu?
Czarnowłosa westchnęła męczeńsko i z zadziornym uśmieszkiem i znudzonym spojrzeniem w końcu uraczyła delikwenta uwagą. Wyciągnęła dłoń i pozwoliła ją ucałować. Eliseu nie protestował. Gwiazdy miewają różne humory…
- Usiądź, albo usiądźcie. Widzę, że masz ogon. – odwróciła się, do swoich starszych towarzyszy. Pisarz od razu zwrócił się do nowego znajomego i wskazał na siedziska.
- Dosiądziemy się. – oznajmił do niego po portugalsku i zabrał z najbliższego stolika krzesło.
Podszedł do stolika i wymusił na sobie uśmiech.
- Dobry wieczór. – zaczął po portugalsku, zwracając na siebie uwagę mężczyzn. Kobieta nie drgnęła. – Pani Margarido, chciałbym podziękować za występ. Bardzo mnie poruszył i… Bardzo chciałbym porozmawiać. Zechciałaby mi pani użyczyć trochę czasu?
Czarnowłosa westchnęła męczeńsko i z zadziornym uśmieszkiem i znudzonym spojrzeniem w końcu uraczyła delikwenta uwagą. Wyciągnęła dłoń i pozwoliła ją ucałować. Eliseu nie protestował. Gwiazdy miewają różne humory…
- Usiądź, albo usiądźcie. Widzę, że masz ogon. – odwróciła się, do swoich starszych towarzyszy. Pisarz od razu zwrócił się do nowego znajomego i wskazał na siedziska.
- Dosiądziemy się. – oznajmił do niego po portugalsku i zabrał z najbliższego stolika krzesło.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Sro Wrz 19, 2018 11:42 pm
Sro Wrz 19, 2018 11:42 pm
Marc, choć w duchu gryzła go niepewność, kiedy podchodzili do stolika obiecał sobie wziąć się w garść. Stanął obok swojego przewodnika, nie za nim i spoglądał na tę osobę, która akurat mówiła, jakby śledził wątek, w rzeczywistości starał się wyczuć atmosferę. Nie zostaną wyrzuceni za zakłócanie spokoju? Cóż... nie wyglądało na to. Choć nie zrozumiał, co nowy znajomy do niego powiedział, to bez problemu pojął, po co ten bierze krzesło, odebrał je i przystawił zachowując odległość przyjętą przez innych ludzi. Milczał z dumnym spokojem, ale i ciekawością śledząc dalszy bieg wydarzeń.
Uczucie niepokoju czy zwykła trema? Jej towarzystwo zawsze działało na mnie przytłaczająco i nieco podniecająco. Była starszą, doświadczoną kobietą o surowo oceniającym spojrzeniu. Nieraz wyczuwałem w nim wręcz kpinę. Czułem się przy niej jak ktoś bezwartościowy albo nagi, odkryty… Usiadłem przy towarzystwie i oparłem nadgarstki o kant stołu. Splotłem palce i rzuciłem Margaridzie pytające spojrzenie. Czy już mogę?
Zaczęła ona. Po portugalsku, więc Marcus mało co zrozumiał. Jej słowa mimo, że wypowiadane łagodnie, godziły w Eliseu jak strzały, a ten… Przepuszczał je przez siebie, ciągle spokojnie czekając na swoją chwilę. Gitarzyści się nie wtrącali, słuchali swojej śpiewaczki i uśmiechali się drwiąco.
- Obrigado. – mruknął posępnie i wyprostował się – To mój przyjaciel. Chciałby zamienić kilka zdań. Jest zza granicy. Zgodziłem się być jego tłumaczem. Czy… Możemy razem porozmawiać?
- Sim, boa noite. – przywitała się skinięciem głowy i w końcu zwróciła uwagę na przybysza. Nie wydawała się być zaskoczona czy skrępowana, jakby już przeprowadzała niejedną rozmowę z obcokrajowcem. Mimo to, nie zdecydowała się, by przejść na angielski.
Eliseu, jakby z ulgą oparł się o krzesło i uśmiechnął się do mężczyzny.
- Proszę. Niech się pan przywita i pyta o co chce. – oznajmił po angielsku.
Zaczęła ona. Po portugalsku, więc Marcus mało co zrozumiał. Jej słowa mimo, że wypowiadane łagodnie, godziły w Eliseu jak strzały, a ten… Przepuszczał je przez siebie, ciągle spokojnie czekając na swoją chwilę. Gitarzyści się nie wtrącali, słuchali swojej śpiewaczki i uśmiechali się drwiąco.
- Obrigado. – mruknął posępnie i wyprostował się – To mój przyjaciel. Chciałby zamienić kilka zdań. Jest zza granicy. Zgodziłem się być jego tłumaczem. Czy… Możemy razem porozmawiać?
- Sim, boa noite. – przywitała się skinięciem głowy i w końcu zwróciła uwagę na przybysza. Nie wydawała się być zaskoczona czy skrępowana, jakby już przeprowadzała niejedną rozmowę z obcokrajowcem. Mimo to, nie zdecydowała się, by przejść na angielski.
Eliseu, jakby z ulgą oparł się o krzesło i uśmiechnął się do mężczyzny.
- Proszę. Niech się pan przywita i pyta o co chce. – oznajmił po angielsku.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Czw Wrz 20, 2018 6:28 pm
Czw Wrz 20, 2018 6:28 pm
Kiedy kobieta mówiła do jego nowego znajomego, Marc przysłuchiwał się i przyglądał, coraz silniej podświadomie przyjmując rolę obserwatora, świadka, który, szczerze mówiąc, nie musiałby się nawet odzywać i zwracać na siebie uwagi. Jednak kiedy przyszła jego kolej, odezwał się bez uśmiechu, konkretnie, choć grzecznie. W tej chwili nie można było mu odmówić, że wyglądał jak ktoś pewny siebie.
– Jestem Marcus, pierwszy raz miałem okazję być świadkiem takiego występu. – Położył dłoń na sercu podkreślając wagę swoich słów, choć wyraźnie nie chciał przypodobać się ani piosenkarce, ani jej muzykom, do których również się zwracał i nie ignorował. Chwila uprzejmości? Super, tyle starczy. Domyślał się, że ludzie tacy jak ci, z którymi rozmawiał nie lubią psychotycznych fanów traktujących ich jak nadludzi, dlatego nawet do głowy mu nie przyszło, aby prowadzić monolog nad tym, jak świetni byli. – Wasz występ natchną mnie i kolegę do zastanowienia się nad tym, co to szczęście. – Wskazał na swojego tłumacza. – I-i dlatego... dlatego chciałbym zapytać o to panią. Co dla pani jest szczęściem? – Pytał po prostu, z godnością i uwagą, choć bez stwarzania wrażenia, że od odpowiedzi artystki będzie zależało jego dalsze życie.
– Jestem Marcus, pierwszy raz miałem okazję być świadkiem takiego występu. – Położył dłoń na sercu podkreślając wagę swoich słów, choć wyraźnie nie chciał przypodobać się ani piosenkarce, ani jej muzykom, do których również się zwracał i nie ignorował. Chwila uprzejmości? Super, tyle starczy. Domyślał się, że ludzie tacy jak ci, z którymi rozmawiał nie lubią psychotycznych fanów traktujących ich jak nadludzi, dlatego nawet do głowy mu nie przyszło, aby prowadzić monolog nad tym, jak świetni byli. – Wasz występ natchną mnie i kolegę do zastanowienia się nad tym, co to szczęście. – Wskazał na swojego tłumacza. – I-i dlatego... dlatego chciałbym zapytać o to panią. Co dla pani jest szczęściem? – Pytał po prostu, z godnością i uwagą, choć bez stwarzania wrażenia, że od odpowiedzi artystki będzie zależało jego dalsze życie.
Kiedy mężczyzna zrobił przerwę, Eliseu natychmiast przetłumaczył jego słowa. Przyjrzał się zaciekawiony co też przybysz zechce zapytać.
Jakież było jego zdziwienie, gdy usłyszał, że ponownie poruszony został temat szczęścia. Zdawało mu się, że zostawią to dla siebie, prywatnie… A tu proszę… Przesłał Marcusowi niepewne spojrzenie i dopiero po chwili przełożył na portugalski. Kobieta lekko skinęła głową i z pokerową miną obserwowała swojego zagranicznego rozmówcę. Sprawiała wrażenie jakby Portugalczyk rozpłynął się w tle i jedyne co, to potwierdzał jej znajomość angielskiego.
- Nie spodziewałabym się, że zostanę o to zapytana przez dorosłego człowieka… - zapauzowała dla Eliseu. – Moje szczęście to moja pasja. Pasja do życia i odczuwania… Oraz wszyscy ci, którzy przy mnie są i których straciłam. To też ludzie w moim sercu, będący niedoścignioną inspiracją. – upiła wina i niespokojnie zaczęła obracać kieliszek w palcach – To coś głębokiego, co nie oceni nikt tylko ty jeden. Szczęście jest indywidualnym wyborem, nienaznaczonym opinią innych. – przerwała i odstawiła szkło na stolik. Jej czarne oczy zyskały jeszcze bardziej przygnębiający wyraz. Zmrużyła je, a na jej śniadej cerze od razu pojawiły się zmarszczki.
Jakież było jego zdziwienie, gdy usłyszał, że ponownie poruszony został temat szczęścia. Zdawało mu się, że zostawią to dla siebie, prywatnie… A tu proszę… Przesłał Marcusowi niepewne spojrzenie i dopiero po chwili przełożył na portugalski. Kobieta lekko skinęła głową i z pokerową miną obserwowała swojego zagranicznego rozmówcę. Sprawiała wrażenie jakby Portugalczyk rozpłynął się w tle i jedyne co, to potwierdzał jej znajomość angielskiego.
- Nie spodziewałabym się, że zostanę o to zapytana przez dorosłego człowieka… - zapauzowała dla Eliseu. – Moje szczęście to moja pasja. Pasja do życia i odczuwania… Oraz wszyscy ci, którzy przy mnie są i których straciłam. To też ludzie w moim sercu, będący niedoścignioną inspiracją. – upiła wina i niespokojnie zaczęła obracać kieliszek w palcach – To coś głębokiego, co nie oceni nikt tylko ty jeden. Szczęście jest indywidualnym wyborem, nienaznaczonym opinią innych. – przerwała i odstawiła szkło na stolik. Jej czarne oczy zyskały jeszcze bardziej przygnębiający wyraz. Zmrużyła je, a na jej śniadej cerze od razu pojawiły się zmarszczki.
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach