▲▼
Początki giną w mrokach historii i niepewne jest pochodzenie pieśni, w których Lizbończycy wyśpiewują duszę. Kult fado utrzymany do dziś, niesie za sobą stęsknione wołania i gorące pragnienia. Skierowane do oceanu odbijają się echem i rozpływają wraz z falą popychającą statek. Wróć do mnie marynarzu, bądź tym szczęśliwym podróżnikiem i nie zapominaj o swoim domu i o mnie.
Tej letniej nocy towarzyszyły głosy całego świata. Przedzierały się przez siebie i tworzyły melodię nieodgadnionych historii. Ciepłe światło odgarniało granatowy odcień nocy i odkrywało smutne fasady domów. Niezapisaną gorycz znali tylko ci, którzy zajrzeli głębiej w serce stolicy. Gdzie znajdę serce? W ludziach, którzy czują ten kraj, to miasto.
Po zmroku nastaje ciemny dzień. Teraz wychodzą ci, którzy żyją tu od dawna i wiedzą. Wspinają się po swoim mieście i szukają siebie. Powoli stąpają po marmurowym bruku do upragnionego celu.
Moim było dziś fado. Koncert był dla wszystkich, ale tylko wtajemniczeni mogli poczuć kwintesencję. Wracała do nas Margarida Azevedo Alves. Ostatnie burzliwe miesiące spędziła poza Lizboną. Wysłała do mnie list, w którym opowiedziała o swoich obawach. Obiecałem jej, że dziś będę obok, gdy jej przepiękny głos zmiesza się z rozpaczą po utracie ukochanego.
Stanął przy ciemnej kamienicy i popatrzył po przybyłych Portugalczykach. Każdy z nich prezentował stoicki spokój i kulturę. Znali się z widzenia, każdy z nich szukał emocjonalnego wypełnienia. Byli indywidualistami, których miłość zaginęła w świecie. Tęsknili i czekali, byli i czuli – niespełnieni. Ekscytacja narastała wraz ze zbliżającym się przedstawieniem. Wśród stłumionych głosów, można było wychwycić znajomy brzdęk dwóch gitar. Już niedługo ich wysokie tony będą kontrastowały z głębokim smutkiem.
Zawiesił wzrok na spieszących przechodniach. Odgadywał ich pochodzenie, cele, emocje. Półświadomie podążał wzrokiem za skarbami jakie w sobie skrywali.
Dzisiejszy występ zdominowały artystki. Początek miał być subtelny, przepełniony nadzieją i niewinnością. Później stonowany, dojrzały smutek i zapach tęsknoty, który każdy z nas dusił, a na koniec… Ach, na koniec miała być ona. Jej rozpacz, jej życiowy dramat, jej łzy.
Usiadł przy stoliku po środku lokalu. Większość wyszła na przód, blisko pustej sceny. Och, wy nie wiecie, że centrum jest właśnie tutaj… Zamawiali czerwone wino, chociaż czas był na co innego. Światła miarowo gasły, ale gdzieniegdzie zostawały cienkie smugi. Okna zasłonięto, by uzyskać ten przyjemny, intymny charakter. Wyciągnąłem notes i pióro. Jedną ręką odciągnąłem skuwkę i zamaszystym ruchem napisałem na górze wolnej strony „ Fado”.
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Początki giną w mrokach historii i niepewne jest pochodzenie pieśni, w których Lizbończycy wyśpiewują duszę. Kult fado utrzymany do dziś, niesie za sobą stęsknione wołania i gorące pragnienia. Skierowane do oceanu odbijają się echem i rozpływają wraz z falą popychającą statek. Wróć do mnie marynarzu, bądź tym szczęśliwym podróżnikiem i nie zapominaj o swoim domu i o mnie.
Tej letniej nocy towarzyszyły głosy całego świata. Przedzierały się przez siebie i tworzyły melodię nieodgadnionych historii. Ciepłe światło odgarniało granatowy odcień nocy i odkrywało smutne fasady domów. Niezapisaną gorycz znali tylko ci, którzy zajrzeli głębiej w serce stolicy. Gdzie znajdę serce? W ludziach, którzy czują ten kraj, to miasto.
Po zmroku nastaje ciemny dzień. Teraz wychodzą ci, którzy żyją tu od dawna i wiedzą. Wspinają się po swoim mieście i szukają siebie. Powoli stąpają po marmurowym bruku do upragnionego celu.
Moim było dziś fado. Koncert był dla wszystkich, ale tylko wtajemniczeni mogli poczuć kwintesencję. Wracała do nas Margarida Azevedo Alves. Ostatnie burzliwe miesiące spędziła poza Lizboną. Wysłała do mnie list, w którym opowiedziała o swoich obawach. Obiecałem jej, że dziś będę obok, gdy jej przepiękny głos zmiesza się z rozpaczą po utracie ukochanego.
Stanął przy ciemnej kamienicy i popatrzył po przybyłych Portugalczykach. Każdy z nich prezentował stoicki spokój i kulturę. Znali się z widzenia, każdy z nich szukał emocjonalnego wypełnienia. Byli indywidualistami, których miłość zaginęła w świecie. Tęsknili i czekali, byli i czuli – niespełnieni. Ekscytacja narastała wraz ze zbliżającym się przedstawieniem. Wśród stłumionych głosów, można było wychwycić znajomy brzdęk dwóch gitar. Już niedługo ich wysokie tony będą kontrastowały z głębokim smutkiem.
Zawiesił wzrok na spieszących przechodniach. Odgadywał ich pochodzenie, cele, emocje. Półświadomie podążał wzrokiem za skarbami jakie w sobie skrywali.
Dzisiejszy występ zdominowały artystki. Początek miał być subtelny, przepełniony nadzieją i niewinnością. Później stonowany, dojrzały smutek i zapach tęsknoty, który każdy z nas dusił, a na koniec… Ach, na koniec miała być ona. Jej rozpacz, jej życiowy dramat, jej łzy.
Usiadł przy stoliku po środku lokalu. Większość wyszła na przód, blisko pustej sceny. Och, wy nie wiecie, że centrum jest właśnie tutaj… Zamawiali czerwone wino, chociaż czas był na co innego. Światła miarowo gasły, ale gdzieniegdzie zostawały cienkie smugi. Okna zasłonięto, by uzyskać ten przyjemny, intymny charakter. Wyciągnąłem notes i pióro. Jedną ręką odciągnąłem skuwkę i zamaszystym ruchem napisałem na górze wolnej strony „ Fado”.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Sro Wrz 12, 2018 9:53 pm
Sro Wrz 12, 2018 9:53 pm
Marcus w Lizbonie był już drugą noc, planowo wracać do Kanady miał pojutrze, dlatego nie spieszył się i poświęcił czas na poznanie miasta. Dzień spędził na zwiedzaniu stolicy, przy okazji czego poznał lokalną kobietę, która przedstawiła się jako Flora i niejako stała jego prywatną przewodniczką. Po paru godzinach spacerowania i rozmów nowi znajomi rozeszli się do domu lub, w przypadku Marca, do hotelu, aby się odświeżyć, ale wcześniej umówili się na wieczór. Flora podała Marcowi adres baru i uprzedziła, że to będzie kulturalne wydarzenie, choć nie chciała zdradzać szczegółów i prosiła, aby mężczyzna sam też nie szukał. Taka tajemniczość zainteresowała go i sprawiła, że jakoś odechciało mu się siedzenia w pokoju i czekania na odpowiednią porę, aby wyjść, przez co do lokalu przybył jako jeden z pierwszych. Na początku zerkał i rozglądał się szukając znajomej kobiecej sylwetki, jakby wierzył, że i ona przyjdzie wcześniej, ale po niedługim czasie udzielił mu się spokojny, czy nawet przygnębiający nastrój. Stanął blisko jednej ze ścian, nie pchał się do przodu, a nawet odsunął, kiedy przybyło parę osób. Stał trzymając w ręku szklankę z kolejną porcją grogu z sokiem z pomarańczy. Czekał.
Klimat tego miejsca sprawiał, że jego myśli płynęły wolniej, jakby same wahały, się czy na pewno wiedzą, dokąd dążą, a uwaga oraz czujność pilota zmniejszyły się. Pomimo wszystko nie czuł, aby wypoczywał, tylko jakby coś odrobina za odrobiną wysysało jego żywotność.
Klimat tego miejsca sprawiał, że jego myśli płynęły wolniej, jakby same wahały, się czy na pewno wiedzą, dokąd dążą, a uwaga oraz czujność pilota zmniejszyły się. Pomimo wszystko nie czuł, aby wypoczywał, tylko jakby coś odrobina za odrobiną wysysało jego żywotność.
Po piętnastu minutach głośne rozmowy ustąpiły szeptom. Na środek lokalu wyszła pierwsza grupa muzyków. Ubrani w tradycyjne stroje, zupełnie spokojni i skupieni. Dwóch mężczyzn usiadło na starych krzesłach i delikatnie zaczęło szarpać za struny portugalskich gitar. Kruczowłosa wokalistka, wpatrzona w nieodgadnioną czerń lokalu czekała na swój moment.
Pierwsze dreszcze przeszły po usłyszeniu kilku dobrze znanych mu słów.
Więc wybrała „Estranha forma de vida”… Kto by pomyślał, że z tym głosem będzie na tyle odważna, by naśladować Amálię.
Oparł policzek o palce i analizował każdy ruch, każdą emocję śpiewaczki.
Mimo, że w pomieszczeniu panował spokój, to jej wołanie potrafiło to zakłócić. Czułem jak moje serce robi się cięższe, a myśli płyną w przeszłość i jak potężna fala, uderzają w moje wnętrze…
Nie, nie…
Skreślił kilka ostatnich słów i przymknął oczy. Zaciągnął się zapachem wina i staroci zgromadzonych w lokalu. Było duszno, najchętniej przysnąłby… Dopiero kolejny, szczery i dynamiczny utwór wyrwał go z marazmu. Podobny do „Uma casa portuguesa”, ale temat nie opierał się na domu, a na najstarszej dzielnicy Lizbony. Gorąca Alfama i miliony serc i westchnięć. Piękno miało przeplatać się z biedotą, a kobieta, o której śpiewała wychodziła na bulwar i z nadzieją czekała na statek z jej ukochanym.
Mimo wielu uznań ze strony publiczności, niechętnie się do nich dołączał… To nie to, nie tego szuka.
Kolejna śpiewaczka okazała się głębszym powtórzeniem pierwszej. Kilku turystów wyszło po przystawkach. Wypili swoje wino i naiwnie, szczęśliwie opuściło lokal. Zrobiło się więcej miejsca. Och, jak dobrze. Zaraz zostaną tylko ci, którzy wiedzą…
Westchnął ciężko i zapisał słowa piosenki. Nie pamiętał jej, a wydawała mu się wyjątkowo tajemnicza i intymna.
Kto mógłby poczuć ją tak jak ja?
Pieśń o Lizbonie zwieńczona owacjami zakończyła drugą część przedstawienia. Ludzie zaczęli wstawać i wychodzić. Przed lokalem zatrzymywali się Portugalczycy, chcący zamienić ze sobą kilka słów na temat koncertu. Większość pewna, że jest to już koniec wracała do hotelu albo szukała kolejnych ekscesów. Zostawali nieliczni.
W ciszy obserwowałem ludzi. Rozmyślałem nad ich przeżyciami, jakby odganiając to co właśnie było we mnie. Szukałem wśród znajomych twarzy czegoś albo kogoś nowego. Byłem sam, czułem się bezpiecznie.
Pierwsze dreszcze przeszły po usłyszeniu kilku dobrze znanych mu słów.
Foi por vontade de Deus
Que eu vivo nesta ansiedade
Que todos os ais so meus
Que toda minha a saudade
Que eu vivo nesta ansiedade
Que todos os ais so meus
Que toda minha a saudade
Więc wybrała „Estranha forma de vida”… Kto by pomyślał, że z tym głosem będzie na tyle odważna, by naśladować Amálię.
Oparł policzek o palce i analizował każdy ruch, każdą emocję śpiewaczki.
Mimo, że w pomieszczeniu panował spokój, to jej wołanie potrafiło to zakłócić. Czułem jak moje serce robi się cięższe, a myśli płyną w przeszłość i jak potężna fala, uderzają w moje wnętrze…
Nie, nie…
Skreślił kilka ostatnich słów i przymknął oczy. Zaciągnął się zapachem wina i staroci zgromadzonych w lokalu. Było duszno, najchętniej przysnąłby… Dopiero kolejny, szczery i dynamiczny utwór wyrwał go z marazmu. Podobny do „Uma casa portuguesa”, ale temat nie opierał się na domu, a na najstarszej dzielnicy Lizbony. Gorąca Alfama i miliony serc i westchnięć. Piękno miało przeplatać się z biedotą, a kobieta, o której śpiewała wychodziła na bulwar i z nadzieją czekała na statek z jej ukochanym.
Mimo wielu uznań ze strony publiczności, niechętnie się do nich dołączał… To nie to, nie tego szuka.
Kolejna śpiewaczka okazała się głębszym powtórzeniem pierwszej. Kilku turystów wyszło po przystawkach. Wypili swoje wino i naiwnie, szczęśliwie opuściło lokal. Zrobiło się więcej miejsca. Och, jak dobrze. Zaraz zostaną tylko ci, którzy wiedzą…
Por trás do espelho quem está
De olhos fixados nos meus ?
Alguém que passou por cá
E seguiu ao deus-dará
Deixando os olhos nos meus.
De olhos fixados nos meus ?
Alguém que passou por cá
E seguiu ao deus-dará
Deixando os olhos nos meus.
Westchnął ciężko i zapisał słowa piosenki. Nie pamiętał jej, a wydawała mu się wyjątkowo tajemnicza i intymna.
Kto mógłby poczuć ją tak jak ja?
Pieśń o Lizbonie zwieńczona owacjami zakończyła drugą część przedstawienia. Ludzie zaczęli wstawać i wychodzić. Przed lokalem zatrzymywali się Portugalczycy, chcący zamienić ze sobą kilka słów na temat koncertu. Większość pewna, że jest to już koniec wracała do hotelu albo szukała kolejnych ekscesów. Zostawali nieliczni.
W ciszy obserwowałem ludzi. Rozmyślałem nad ich przeżyciami, jakby odganiając to co właśnie było we mnie. Szukałem wśród znajomych twarzy czegoś albo kogoś nowego. Byłem sam, czułem się bezpiecznie.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Czw Wrz 13, 2018 12:28 pm
Czw Wrz 13, 2018 12:28 pm
Flora nie przyszła o umówionej godzinie i Marc czekał na nią jeszcze jakiś czas, a potem przestał, choć pomimo tego nie wyszedł z lokalu. Zamówił kolejny grog i zajął jeden ze stolików naprzeciwko środka sceny, pozwalając sobie na słuchanie i wczuwanie się w muzykę, uczucia nawet bez większych refleksji, w czym pomagał mu krążący w krwiobiegu alkohol. Podobał mu się ten stan, nawet jeśli nieodłączną jego częścią, a nawet można nawet powiedzieć, że rdzeniem, był ciepły, miękki smutek. Pilot pod koniec siedział z zamkniętymi oczami, ale trzymał się zbyt prosto, żeby wziąć go za śpiącego, często też prawie nieświadomie stukał palcami w blat stolika do rytmu muzyki albo kiwał głową.
Na oklaski zareagował późno, jakby potrzebował chwili na pogodzenie się z tym, że to już koniec, ale nie wyłamał się i również docenił artystów oklaskami. Z lokalu wyszedł późno, dając sobie jeszcze chwilę na spokojne obudzenie się i powrót do rzeczywistości, przy okazji kończąc picie grogu. Zaciągnął się świeżym powietrzem i stanął parę metrów od wejścia do baru, odrobinę dalej niż lokalni, choć zerkał przelotnie po ich twarzach i sylwetkach, wyraźnie szukając kogoś znajomego. Raz obrzucił spojrzeniem okolicę i znów skierował wzrok na osoby przy lokalu, choć teraz wyraźnie wyglądał na mniej uważnego. Marc pomyślał, ze upewni się, czy Flora nie wychodziła z koncertu i dopiero wróci do hotelu. Niby nie dziwiło go, że nie przyszła, kiedy na nią czekał zdążył wymyślić co najmniej dziesięć prawdopodobnych wyjaśnień i powodów, dlaczego kobieta nie przyszła. Cóż, trudno. Nawet nie czuł się bardzo zawiedziony, był pewny, że poszuka nowego przewodnika już jutro rano. Nie wiedział, że to przewodnik znajdzie jego i to nawet szybciej niż kolejnego dnia.
Na oklaski zareagował późno, jakby potrzebował chwili na pogodzenie się z tym, że to już koniec, ale nie wyłamał się i również docenił artystów oklaskami. Z lokalu wyszedł późno, dając sobie jeszcze chwilę na spokojne obudzenie się i powrót do rzeczywistości, przy okazji kończąc picie grogu. Zaciągnął się świeżym powietrzem i stanął parę metrów od wejścia do baru, odrobinę dalej niż lokalni, choć zerkał przelotnie po ich twarzach i sylwetkach, wyraźnie szukając kogoś znajomego. Raz obrzucił spojrzeniem okolicę i znów skierował wzrok na osoby przy lokalu, choć teraz wyraźnie wyglądał na mniej uważnego. Marc pomyślał, ze upewni się, czy Flora nie wychodziła z koncertu i dopiero wróci do hotelu. Niby nie dziwiło go, że nie przyszła, kiedy na nią czekał zdążył wymyślić co najmniej dziesięć prawdopodobnych wyjaśnień i powodów, dlaczego kobieta nie przyszła. Cóż, trudno. Nawet nie czuł się bardzo zawiedziony, był pewny, że poszuka nowego przewodnika już jutro rano. Nie wiedział, że to przewodnik znajdzie jego i to nawet szybciej niż kolejnego dnia.
Nie wiem kim był, ani czego tu szukał. Samotny mężczyzna swoim wyglądem przyciągał uwagę wszystkich… Zaczepiłem go uśmiechem i nie ściągałem z niego spojrzenia. Może na kogoś czekał? Może trafił tu przypadkiem?
Podszedł z tym samym, ciepłym wyrazem twarzy i czując jak miękną mu nogi, ostrożnie zaczął po portugalsku.
- Dobry wieczór, czy mógłbym Ci w czymś pomóc?
Jeśli nie zrozumiał, powtórzył pytanie po angielsku.
Podszedł z tym samym, ciepłym wyrazem twarzy i czując jak miękną mu nogi, ostrożnie zaczął po portugalsku.
- Dobry wieczór, czy mógłbym Ci w czymś pomóc?
Jeśli nie zrozumiał, powtórzył pytanie po angielsku.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Czw Wrz 13, 2018 1:43 pm
Czw Wrz 13, 2018 1:43 pm
Marcus odpowiedział na uśmiech i spojrzenie, które wreszcie zauważył pytającym podniesieniem brwi, a kiedy nieznajomy zaczął do niego iść, sarknął w myślach i poczuł przypływ adrenaliny. O nie, o nienienienie, nie chcę kłopotów, nie, idę stąd, już idę. Słysząc portugalski odchrząknął i pokręcił głową.
– Prz-przepraszam, ale nie rozumiem, wie pan, nie jestem stąd i już będę sobie szedł i... o... A teraz rozumiem, teraz tak. – Wyrzucił z siebie potok szybkich, zapewniających słów jednocześnie wykonując uspokajający gest dłońmi. Starał się nie patrzeć na nieznajomego tylko gdzieś obok, ale po chwili dotarło do niego, że mężczyzna nie brzmi jak ktoś, kto chce zrobić mu krzywdę, dlatego spojrzał na niego. – Właściwie... właściwie to nie, nic się nie stało, to znaczy nic złego w każdym razie. – Uśmiechnął się trochę nerwowo. – Umówiłem się ze znajomą, ale ona już chyba nie przyjdzie. – Wzruszył ramionami.
– Prz-przepraszam, ale nie rozumiem, wie pan, nie jestem stąd i już będę sobie szedł i... o... A teraz rozumiem, teraz tak. – Wyrzucił z siebie potok szybkich, zapewniających słów jednocześnie wykonując uspokajający gest dłońmi. Starał się nie patrzeć na nieznajomego tylko gdzieś obok, ale po chwili dotarło do niego, że mężczyzna nie brzmi jak ktoś, kto chce zrobić mu krzywdę, dlatego spojrzał na niego. – Właściwie... właściwie to nie, nic się nie stało, to znaczy nic złego w każdym razie. – Uśmiechnął się trochę nerwowo. – Umówiłem się ze znajomą, ale ona już chyba nie przyjdzie. – Wzruszył ramionami.
To całe zmieszanie i niepewność mężczyzny natychmiast odbiły się na Portugalczyku. Wyprostował się i spiął słysząc zlepek obcych słów. Przekrzywił głowę na bok i szerzej otworzył oczy, jakby dziwił się taką reakcją z jego strony.
- Rozumiem… - pokiwał głową z poważną miną, a po chwili rozbrajająco się uśmiechnął – Zostaniesz na finał? Będzie najpiękniejszy. – schował notes do skórzanej torby, jednocześnie ściągając uwagę z turysty. Dał mu chwilę oddechu, po czym znowu zaczął mu się przyglądać.
Był wyższy ode mnie. Miał jasne włosy i oczy, był z północy. Szwed? Anglik? Niech powie więcej, może poznam akcent…
- Rozumiem… - pokiwał głową z poważną miną, a po chwili rozbrajająco się uśmiechnął – Zostaniesz na finał? Będzie najpiękniejszy. – schował notes do skórzanej torby, jednocześnie ściągając uwagę z turysty. Dał mu chwilę oddechu, po czym znowu zaczął mu się przyglądać.
Był wyższy ode mnie. Miał jasne włosy i oczy, był z północy. Szwed? Anglik? Niech powie więcej, może poznam akcent…
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Czw Wrz 13, 2018 3:21 pm
Czw Wrz 13, 2018 3:21 pm
– Finał? – wypalił od razu marszcząc brwi ze zdziwieniem. Czego finał, przecież koncert już się...? Och. Zerknął nad nieznajomym na grupę ludzi, potem znów na mężczyznę stojącego naprzeciwko siebie. A może jednak tamci na coś czekali, tak, nawet tak wyglądali. – E... a, tak, tak, finał. Zostanę. Pewnie ktoś mówił o finale, ale nie zrozumiałem. Oczywiście, że nie zrozumiałem, bo po co informować też w języku angielskim? – Skrzywił się i zerknął w bok, ale szybko wrócił uwagą do rozmówcy. – Pan jest stąd, tak? – Ogólnym gestem wskazał na otaczające ich miasto.
Zaśmiał się pod nosem na te przypuszczenia. Nie wyprowadzał go z błędu.
- Tak, jestem stąd. – wykonał ten sam gest i zaraz machnął ręką przed siebie – A Pan stamtąd? – uśmiechnął się i nie oczekując odpowiedzi kontynuował – Pana znajoma ma świetny gust, zapraszając akurat tutaj. Wczoraj wróciła bardzo znana piosenkarka. Niedługo da występ.
Byłem zaskoczony, że zwraca się do mnie per „Pan”. Skoro już przyjął tę formę, wolałem jej nie zmieniać. To było jego, a właśnie tego potrzebuję. Człowieka nieprzesiąkniętego innymi. Kogoś zupełnie nowego, swojego, szczerego i… Spiętego jak on?
- Tak, jestem stąd. – wykonał ten sam gest i zaraz machnął ręką przed siebie – A Pan stamtąd? – uśmiechnął się i nie oczekując odpowiedzi kontynuował – Pana znajoma ma świetny gust, zapraszając akurat tutaj. Wczoraj wróciła bardzo znana piosenkarka. Niedługo da występ.
Byłem zaskoczony, że zwraca się do mnie per „Pan”. Skoro już przyjął tę formę, wolałem jej nie zmieniać. To było jego, a właśnie tego potrzebuję. Człowieka nieprzesiąkniętego innymi. Kogoś zupełnie nowego, swojego, szczerego i… Spiętego jak on?
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Czw Wrz 13, 2018 6:04 pm
Czw Wrz 13, 2018 6:04 pm
Stamtąd? Marc zaśmiał się i lekko przechylił głowę w reakcji na taką odpowiedź. Żartowniś się znalazł. Teraz milczał przez chwilę słuchając mężczyzny. Piosenkarka? Super, cudownie, więcej muzyki! Ale chwila, chwila... znana? Pilot próbował powstrzymać się przed złośliwym komentarzem, bo uznał, że nieznajomy akurat pokazał mu się z dobrej strony i nie wykazał głupotą, dlatego nie zasługuje na łapanie za słówka, ale...
– Sławna... to... to super, tak, to super. – Oczy Marcusa same powędrowały z rozmówcy na grupkę ludzi czekających przed lokalem i z powrotem na mężczyznę. Normalnie nie taka publiczność czeka na kogoś znanego. Zdradził się tym spojrzeniem, wiedział o tym. Próbował ratować sytuację. – Eee... ekhm, kameralnie, lubię tak. Właściwie kim jest ta piosenkarka?
– Sławna... to... to super, tak, to super. – Oczy Marcusa same powędrowały z rozmówcy na grupkę ludzi czekających przed lokalem i z powrotem na mężczyznę. Normalnie nie taka publiczność czeka na kogoś znanego. Zdradził się tym spojrzeniem, wiedział o tym. Próbował ratować sytuację. – Eee... ekhm, kameralnie, lubię tak. Właściwie kim jest ta piosenkarka?
- Nie, nie sławna. Bardzo znana, słuchaj mnie! Znaczy proszę mnie słuchać proszę Pana! – zaśmiał się – Margarida dużo podróżuje po Portugalii. Ci, którzy słuchają dobrego fado to o niej wiedzą. – wzruszył ramionami i spojrzał na grupę dyskutujących Portugalczyków. – Każde dobre fado jest kameralne. Inne stało się sfabrykowanym, tanim produktem, któremu bliżej do japońskiej podróbki niż lizbońskiego oryginału… - westchnął. Czuł jak się unosi, chce bronić, bo w końcu…
- Kim jest? – zapytał sam siebie i zastanowił. Chodzi mu o jej historię? Czy pochodzenie? Bo znając turystów pewnie nie wie… A może zupełnie coś innego? I bądź tu mądry. – Może chciałby Pan zapytać ją osobiście? – uniósł kącik ust w uśmiechu – Za kieliszek czerwonego wina, mogę być Pana tłumaczem.
- Kim jest? – zapytał sam siebie i zastanowił. Chodzi mu o jej historię? Czy pochodzenie? Bo znając turystów pewnie nie wie… A może zupełnie coś innego? I bądź tu mądry. – Może chciałby Pan zapytać ją osobiście? – uniósł kącik ust w uśmiechu – Za kieliszek czerwonego wina, mogę być Pana tłumaczem.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Czw Wrz 13, 2018 6:50 pm
Czw Wrz 13, 2018 6:50 pm
Och, no proszę! A on przed chwilą oszczędził nieznajomemu łapania za słówka. Ma za swoje. Następnym razem nie będzie ulgi. Przewrócił oczami i pokręcił głową. Co to za różnica? Sławna czy bardzo znana? Zaplótł ramiona na piersi pokazując tym, że nieznajomy zaczyna zbliżać się do skraju jego chęci do rozmowy, ale nie przerywał mu. Och, poznać osobiście kogoś bardzo znanego, ale nie sławnego? I jeszcze mieć tłumacza... Hm, to zainteresowało Marca, kiwnął głową, ale nie zapomniał mężczyźnie wcześniejszego czepialstwa.
– No dobrze... dobrze, ale zdecyduję po koncercie albo w trakcie. – Oczywiście, nie chciał pakować się w rozmowę i spędzanie czasu z kimś, kto nie byłoby interesujący albo nieciekawy pod innymi względami. Taka ilość osób wzbudziła jego podejrzliwość i wolał uważać. – Jeśli to będzie dobre fado, a nie podróbka, jak pan przed chwilą emocjonalnie powiedział, do tego kieliszka wina dodam i pełną butelkę.
Spojrzał w stronę drzwi i ruchu w tamtej okolicy. Ludzie tam stojący musieli usłyszeć coś lub kogoś przy drzwiach, bo nagle przerwali rozmowy i, tak jak Marc, obejrzeli się na wejście do lokalu.
– No dobrze... dobrze, ale zdecyduję po koncercie albo w trakcie. – Oczywiście, nie chciał pakować się w rozmowę i spędzanie czasu z kimś, kto nie byłoby interesujący albo nieciekawy pod innymi względami. Taka ilość osób wzbudziła jego podejrzliwość i wolał uważać. – Jeśli to będzie dobre fado, a nie podróbka, jak pan przed chwilą emocjonalnie powiedział, do tego kieliszka wina dodam i pełną butelkę.
Spojrzał w stronę drzwi i ruchu w tamtej okolicy. Ludzie tam stojący musieli usłyszeć coś lub kogoś przy drzwiach, bo nagle przerwali rozmowy i, tak jak Marc, obejrzeli się na wejście do lokalu.
Obserwowałem jego reakcje i badałem na co mogę sobie przy nim pozwolić. Czułem skurcz w żołądku na jego zamknięte pozy. Z jednej strony widziałem się na przegranej pozycji, miałem przeczucie, że tak zamknięta osoba nie podda się tak łatwo emocjom. Może bardzo poważnie podchodzi do życia? A może to tylko moje przewrażliwienie?
- Oczywiście. Kiedy tylko pan zechce. – poprawił ramię od torby i schował ręce do kieszeni. Zastanawiał się nad sobą i bił w serce. „Emocjonalnie powiedział”… „Emocjonalnie powiedział”. Zdradził się. – Fado jest mi bardzo bliskie. Jak dobre wino, dobra pogoda i dobrzy ludzie. Ale nie to jest głównym tematem… Cóż ja zrobię z całym winem! – podrapał się po głowie – Czyż nie prawdą jest, że picie w samotności jest przykre i bolesne? Zwłaszcza jak miłość jest daleko i tęsknisz.
Powędrował za spojrzeniem mężczyzny i zaraz odwrócił się bokiem do wejścia. Już czas.
W lokalu od razu zamówił lampkę wina i zajął poprzednie miejsce. Część stołów i krzeseł została złożona i schowana. Starsza kobieta w czarnej sukni stała nieruchomo przy dwóch gitarzystach, wpatrzona w podłogę, jakby wstydziła się zdradzić się publiczności. Kelner podszedł do pisarza i już miał zamiar postawić kieliszek przy nim, ale zatrzymał się.
- É para o meu amigo. – wskazał dłonią na towarzysza i przyjrzał jego reakcji.
- Oczywiście. Kiedy tylko pan zechce. – poprawił ramię od torby i schował ręce do kieszeni. Zastanawiał się nad sobą i bił w serce. „Emocjonalnie powiedział”… „Emocjonalnie powiedział”. Zdradził się. – Fado jest mi bardzo bliskie. Jak dobre wino, dobra pogoda i dobrzy ludzie. Ale nie to jest głównym tematem… Cóż ja zrobię z całym winem! – podrapał się po głowie – Czyż nie prawdą jest, że picie w samotności jest przykre i bolesne? Zwłaszcza jak miłość jest daleko i tęsknisz.
Powędrował za spojrzeniem mężczyzny i zaraz odwrócił się bokiem do wejścia. Już czas.
W lokalu od razu zamówił lampkę wina i zajął poprzednie miejsce. Część stołów i krzeseł została złożona i schowana. Starsza kobieta w czarnej sukni stała nieruchomo przy dwóch gitarzystach, wpatrzona w podłogę, jakby wstydziła się zdradzić się publiczności. Kelner podszedł do pisarza i już miał zamiar postawić kieliszek przy nim, ale zatrzymał się.
- É para o meu amigo. – wskazał dłonią na towarzysza i przyjrzał jego reakcji.
Marcus D. M. Arsonveth
Fresh Blood Lost in the City
Re: [Portugalia, Lizbona] Lizbona
Czw Wrz 13, 2018 8:38 pm
Czw Wrz 13, 2018 8:38 pm
O, no proszę! Marc już przygotowywał złośliwość, bo sądził, że nowy znajomy wypomni mu brak zaufania w osądzie artystki i tego, jak ciekawą osobą jest. Na szczęście nieznajomy nie skierował rozmowy na ten tor.
– Czy pan nie jest zjawą, duchem czy innym stworzeniem, które nawiedzają stare domy i sprawiają, ze mleko kwaśnieje? Nie? – pytał zerkając na mężczyznę z zaczepnym uśmiechem. – Nigdy nie słyszałem, żeby zwykły człowiek nie wiedział, co zrobi z butelką wina. – Zaśmiał się, ale szybko spoważniał, bo weszli już z powrotem do baru. Zauważył, że jest mniej stolików, a artyści już byli na scenie. To ona...? Ta kobieta? Marc nagle zapragnął rozmowy z nią, chcąc bezwstydnie zapytać o jej myśli i historię, jaka spowodowała jej stan, ale szybko skarcił się za takie podejście. Szczeniackie, artystyczne zauroczenie to coś, z czego już dawno powinieneś się wyleczyć – pouczył się i usiadł przy stoliku ze swoim nowym przewodnikiem.
Wino... Co? Dla niego? Szybko zerknął na kelnera, potem na rozmówcę i wino. Wpadł na pewien pomysł i poprosił o podanie grogu z sokiem a pomarańczy, który oczywiście będzie podziękowaniem za wino. Uznał, że skoro towarzysz częstuje go 'swoim' alkoholem, to on się odwzajemni, w końcu ryzykują to samo.
– Więc tęskni pan za miłością, która jest daleko, tak? – spytał korzystając z tego, że muzycy jeszcze nie rozpoczęli występu. Wydawało się, że uznał tę wymianę alkoholami za normalną, nawet tego nie skomentował... lub po prostu uznał, że to straciłaby swój urok.
– Czy pan nie jest zjawą, duchem czy innym stworzeniem, które nawiedzają stare domy i sprawiają, ze mleko kwaśnieje? Nie? – pytał zerkając na mężczyznę z zaczepnym uśmiechem. – Nigdy nie słyszałem, żeby zwykły człowiek nie wiedział, co zrobi z butelką wina. – Zaśmiał się, ale szybko spoważniał, bo weszli już z powrotem do baru. Zauważył, że jest mniej stolików, a artyści już byli na scenie. To ona...? Ta kobieta? Marc nagle zapragnął rozmowy z nią, chcąc bezwstydnie zapytać o jej myśli i historię, jaka spowodowała jej stan, ale szybko skarcił się za takie podejście. Szczeniackie, artystyczne zauroczenie to coś, z czego już dawno powinieneś się wyleczyć – pouczył się i usiadł przy stoliku ze swoim nowym przewodnikiem.
Wino... Co? Dla niego? Szybko zerknął na kelnera, potem na rozmówcę i wino. Wpadł na pewien pomysł i poprosił o podanie grogu z sokiem a pomarańczy, który oczywiście będzie podziękowaniem za wino. Uznał, że skoro towarzysz częstuje go 'swoim' alkoholem, to on się odwzajemni, w końcu ryzykują to samo.
– Więc tęskni pan za miłością, która jest daleko, tak? – spytał korzystając z tego, że muzycy jeszcze nie rozpoczęli występu. Wydawało się, że uznał tę wymianę alkoholami za normalną, nawet tego nie skomentował... lub po prostu uznał, że to straciłaby swój urok.
Odetchnął z ulgą, widząc, że mężczyzna nie potraktował tego jak narzucenie się. Szczerze się zdziwił, że odpowie na to i zamówi dla niego gr… Gro coś tam… Czy to nie był jakiś skandynawski napój? Przynajmniej podobnie brzmi.
Wyciągnął z torby notes i szybko zaczął zapisywać swoje przemyślenia. Co jakiś czas zerkał na siedzącego obok mężczyznę. Na pytanie zacisnął zęby i jedynie pokiwał głową. Jak dobrze, że zaraz zaczyna się przestawienie, nie będzie musiał się tłumaczyć…
- A pan za czymś tęskni? – zapytał odrywając się od pisania. Światła gasły, a razem z nimi w ciemności rozpływały się ich sylwetki.
Reflektor skierowany na kobietę pojaśniał, dzięki czemu Eliseu mógł wrócić do pisania. Jeszcze kilka myśli… Póki je pamięta.
- Boa noite. – zaczęła niskim głosem - A esperança acabou. A tristeza alcançou sua forma mais bela. Tudo o que resta é arrependimento, tristeza, tristeza ...
- Nadzieja się skończyła, a smutek osiągnął najpiękniejszą formę. Pozostał jedynie żal. – szybko i cicho mu przetłumaczył. Westchnął i skinięciem głowy podziękował kelnerowi za doniesiony alkohol. Kobieta kontynuowała opowieść, ale jej treść pisarz zostawił dla siebie.
Ani razu nie spojrzała na widzów. Mówiła spokojnie, z długimi pauzami, a w tle delikatnie brzęczały gitary. Jej czarne włosy zasłaniały buzię, przez co prawie niemożliwe było dostrzeżenie ile bolesnych myśli błądziło w jej głowie. W końcu powiedziała coś, co cudzoziemiec mógł zrozumieć:
„Fado Português”
Eliseu od razu się wyprostował i głośno westchnął czując rozchodzące się dreszcze. Z pasją i bez udawanego smutku zaczęła śpiewać. Jej roztrzęsiony głos… Jej postawa i ból były prawdziwe i głębokie. Żadna z poprzednich artystek nie potrafiła wydobyć z siebie tego… Tych uczuć? Kobieta podniosła głowę i położyła dłoń na sercu. Słowa płynęły z jej wnętrza, teraz przesiąkniętego żałością i łzami. Słuchacze momentalnie zastygli, nikt nie śmiał przerwać. Melodia i głos, wpasowały się i wprawiały w trans. A to dopiero początek…
Wyciągnął z torby notes i szybko zaczął zapisywać swoje przemyślenia. Co jakiś czas zerkał na siedzącego obok mężczyznę. Na pytanie zacisnął zęby i jedynie pokiwał głową. Jak dobrze, że zaraz zaczyna się przestawienie, nie będzie musiał się tłumaczyć…
- A pan za czymś tęskni? – zapytał odrywając się od pisania. Światła gasły, a razem z nimi w ciemności rozpływały się ich sylwetki.
Reflektor skierowany na kobietę pojaśniał, dzięki czemu Eliseu mógł wrócić do pisania. Jeszcze kilka myśli… Póki je pamięta.
- Boa noite. – zaczęła niskim głosem - A esperança acabou. A tristeza alcançou sua forma mais bela. Tudo o que resta é arrependimento, tristeza, tristeza ...
- Nadzieja się skończyła, a smutek osiągnął najpiękniejszą formę. Pozostał jedynie żal. – szybko i cicho mu przetłumaczył. Westchnął i skinięciem głowy podziękował kelnerowi za doniesiony alkohol. Kobieta kontynuowała opowieść, ale jej treść pisarz zostawił dla siebie.
Ani razu nie spojrzała na widzów. Mówiła spokojnie, z długimi pauzami, a w tle delikatnie brzęczały gitary. Jej czarne włosy zasłaniały buzię, przez co prawie niemożliwe było dostrzeżenie ile bolesnych myśli błądziło w jej głowie. W końcu powiedziała coś, co cudzoziemiec mógł zrozumieć:
„Fado Português”
Eliseu od razu się wyprostował i głośno westchnął czując rozchodzące się dreszcze. Z pasją i bez udawanego smutku zaczęła śpiewać. Jej roztrzęsiony głos… Jej postawa i ból były prawdziwe i głębokie. Żadna z poprzednich artystek nie potrafiła wydobyć z siebie tego… Tych uczuć? Kobieta podniosła głowę i położyła dłoń na sercu. Słowa płynęły z jej wnętrza, teraz przesiąkniętego żałością i łzami. Słuchacze momentalnie zastygli, nikt nie śmiał przerwać. Melodia i głos, wpasowały się i wprawiały w trans. A to dopiero początek…
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach