▲▼
First topic message reminder :
Chiński Nowy Rok zagościł w niemalże całym Riverdale City – nie ominął także miejsca, które dość silnie wiąże się ze zwierzętami. Mamy przecież rok królika! Nie jest to jednak czas, kiedy należy uhonorować jedynie to stworzenie, dlatego miejskie schronisko postanowiło zorganizować akcję charytatywną, by uczcić pamięć wszystkich pupili, które wciąż poszukują swoich właścicieli. Każdy chętny do pomocy ma możliwość zgłoszenia się do pomocy szukającym domu zwierzakom. Podczas świętowania, będzie można nakarmić miejscowe koty czy też psy, którym nie brak chęci do spaceru i zabawy. Oprócz tego tradycyjnie organizowana jest zbiórka karmy czy koców, które pozwolą naszym przyjaciołom na przetrwanie chłodniejszych dni.
Dzięki dotacjom i wsparciu wolontariuszy z tej okazji udało nam się zagospodarować przestrzeń, w której powstało jedyne w swoim rodzaju Animal Cafe. Nasi goście będą mogli spędzić swój czas w miłej atmosferze przy kubku gorącej kawy i herbaty i, rzecz jasna, w otoczeniu zwierzątek, z którymi będą mieli możliwość zrobić sobie zdjęcia!
Animal Cafe
Chiński Nowy Rok zagościł w niemalże całym Riverdale City – nie ominął także miejsca, które dość silnie wiąże się ze zwierzętami. Mamy przecież rok królika! Nie jest to jednak czas, kiedy należy uhonorować jedynie to stworzenie, dlatego miejskie schronisko postanowiło zorganizować akcję charytatywną, by uczcić pamięć wszystkich pupili, które wciąż poszukują swoich właścicieli. Każdy chętny do pomocy ma możliwość zgłoszenia się do pomocy szukającym domu zwierzakom. Podczas świętowania, będzie można nakarmić miejscowe koty czy też psy, którym nie brak chęci do spaceru i zabawy. Oprócz tego tradycyjnie organizowana jest zbiórka karmy czy koców, które pozwolą naszym przyjaciołom na przetrwanie chłodniejszych dni.
Dzięki dotacjom i wsparciu wolontariuszy z tej okazji udało nam się zagospodarować przestrzeń, w której powstało jedyne w swoim rodzaju Animal Cafe. Nasi goście będą mogli spędzić swój czas w miłej atmosferze przy kubku gorącej kawy i herbaty i, rzecz jasna, w otoczeniu zwierzątek, z którymi będą mieli możliwość zrobić sobie zdjęcia!
„Grozisz mi?”
― Teraz udajesz, że tego nie lubisz? ― spytał, raz jeszcze nie robiąc sobie za wiele z obecności Sheridan, gdy tak otwarcie wypowiadał się o ukrytych fetyszach Winchestera. Tylko oni dwoje mieli świadomość tego, że pomimo pozbawionych rozbawienia wyrazów twarzy, z jakimi mierzyli się spojrzeniami, w tej sytuacji nie było absolutnie nic z powagi. Co prawda żadne z nich nie miało jeszcze okazji przejść do etapu, w którym dzielili się swoimi upodobaniami, więc istniał jakiś drobny odsetek szansy, że zupełnym przypadkiem Grimshaw trafił w samo sedno sprawy.
Myślisz, że jest masochistą? Czy po prostu nie miałbyś nic przeciwko temu?
― Czas odstawić kofeinę ― mruknął, zerkając na niego z ukosa. Nie wyglądał na kogoś, komu przeszkadzał ciężar na ramieniu, choć już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że mało kto odważyłby się na podobny gest w stosunku do szarookiego – zupełnie jakby otaczała go naturalna bariera, chroniąca przed osobami, które miały wrodzony talent do włażenia na głowę. ― Jasne. Znam inne sposoby na wynagrodzenie mi tego. Wolę nie ryzykować, że będziesz fałszował mi nad uchem.
Nie przypominał sobie zresztą, by złotooki był wokalnie uzdolniony.
Wystarczyło, że przekroczyli bramkę, a jakiś dzieciak przebiegł tuż przed nim, chichocząc radośnie na widok uciekającego kociaka. Ciemnowłosy zatrzymał się i mimowolnie powiódł za nim wzrokiem, jakby właśnie obserwował kolejne zwierzę, które wpuszczono do budynku. Szybko jednak ruszył dalej, by ulokować się w wybranym przez siebie miejscu na uboczu i ułożyć kurtkę na ławie ustawionej przy niskim stoliku, by zaraz usiąść i oprzeć się wygodnie o kilka spoczywających na niej poduszek.
― Nie. W najgorszym wypadku znajdzie sobie inne miejsce ― odpowiedział na pytanie Sheridan, jednak wątpił, by schowane bezpiecznie psisko miało ruszyć się ze swojego miejsca, gdy prawdopodobnie żadne z nich nie zamierzało naruszać jego przestrzeni osobistej. Przynajmniej on nie zamierzał. Być może właśnie to sprawiło, że w dość niedługim czasie rudy kot o miodowych oczach i wyrazie pyska, świadczącym o tym, że nie chciał mieć nic wspólnego z większością osób w tym pomieszczeniu, upodobał sobie skrawek wolnego miejsca obok szatyna, gdzie ułożył się, przylegając bokiem do jego nogi. Być może chłopak miał naturalny talent do przyciągania rudzielców, a może kocur odnalazł przy nim ostoję bezpieczeństwa lub chciał ściągnąć na siebie uwagę, której Jay nie poświęcił żadnemu ze zwierzaków, jednak nawet wtedy szarooki nie pokusił się o podrapanie zwierzęcia za uchem.
― Teraz udajesz, że tego nie lubisz? ― spytał, raz jeszcze nie robiąc sobie za wiele z obecności Sheridan, gdy tak otwarcie wypowiadał się o ukrytych fetyszach Winchestera. Tylko oni dwoje mieli świadomość tego, że pomimo pozbawionych rozbawienia wyrazów twarzy, z jakimi mierzyli się spojrzeniami, w tej sytuacji nie było absolutnie nic z powagi. Co prawda żadne z nich nie miało jeszcze okazji przejść do etapu, w którym dzielili się swoimi upodobaniami, więc istniał jakiś drobny odsetek szansy, że zupełnym przypadkiem Grimshaw trafił w samo sedno sprawy.
Myślisz, że jest masochistą? Czy po prostu nie miałbyś nic przeciwko temu?
― Czas odstawić kofeinę ― mruknął, zerkając na niego z ukosa. Nie wyglądał na kogoś, komu przeszkadzał ciężar na ramieniu, choć już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że mało kto odważyłby się na podobny gest w stosunku do szarookiego – zupełnie jakby otaczała go naturalna bariera, chroniąca przed osobami, które miały wrodzony talent do włażenia na głowę. ― Jasne. Znam inne sposoby na wynagrodzenie mi tego. Wolę nie ryzykować, że będziesz fałszował mi nad uchem.
Nie przypominał sobie zresztą, by złotooki był wokalnie uzdolniony.
Wystarczyło, że przekroczyli bramkę, a jakiś dzieciak przebiegł tuż przed nim, chichocząc radośnie na widok uciekającego kociaka. Ciemnowłosy zatrzymał się i mimowolnie powiódł za nim wzrokiem, jakby właśnie obserwował kolejne zwierzę, które wpuszczono do budynku. Szybko jednak ruszył dalej, by ulokować się w wybranym przez siebie miejscu na uboczu i ułożyć kurtkę na ławie ustawionej przy niskim stoliku, by zaraz usiąść i oprzeć się wygodnie o kilka spoczywających na niej poduszek.
― Nie. W najgorszym wypadku znajdzie sobie inne miejsce ― odpowiedział na pytanie Sheridan, jednak wątpił, by schowane bezpiecznie psisko miało ruszyć się ze swojego miejsca, gdy prawdopodobnie żadne z nich nie zamierzało naruszać jego przestrzeni osobistej. Przynajmniej on nie zamierzał. Być może właśnie to sprawiło, że w dość niedługim czasie rudy kot o miodowych oczach i wyrazie pyska, świadczącym o tym, że nie chciał mieć nic wspólnego z większością osób w tym pomieszczeniu, upodobał sobie skrawek wolnego miejsca obok szatyna, gdzie ułożył się, przylegając bokiem do jego nogi. Być może chłopak miał naturalny talent do przyciągania rudzielców, a może kocur odnalazł przy nim ostoję bezpieczeństwa lub chciał ściągnąć na siebie uwagę, której Jay nie poświęcił żadnemu ze zwierzaków, jednak nawet wtedy szarooki nie pokusił się o podrapanie zwierzęcia za uchem.
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Animal Cafe [ KAWIARNIA ]
Nie Mar 18, 2018 4:25 pm
Nie Mar 18, 2018 4:25 pm
— Gdybym nie udawał, że tego nie lubię nie mógłbyś odpalić w sobie tych sadystycznych zapędów z pełną satysfakcją — odparł niemalże identycznym tonem, przewracając oczami na tekst o odstawianiu kofeiny.
Nawet jeśli Jay miał rację. Winchester mógł jedynie podejrzewać, że komuś z obsługi zrobiło się 'szkoda chłopaka, który pije całkowicie gorzką kawę' i dodali nieco cukru właśnie do niej. Albo do spienionego mleka. Te brązowe drobinki mogły być w końcu cukrem trzcinowym. I tak się to właśnie kończyło w jego przypadku. Za niecałą godzinę miał z kolei dostać w gratisie odcięcie świadomości.
— Świetnie, świetnie. Niech będzie — zgodził się, prawdopodobnie nawet nie myśląc o tym co takiego miał zrobić by rzeczywiście wynagrodzić cokolwiek Ryanowi. Sam Woolfe przyglądał się przez chwilę siedzącemu pod stołem psu, nim w końcu zajął miejsce obok srebrnookiego.
Pojawienie się rudego kocura nie pozostało niezauważone. Przyglądał mu się przez dłuższą chwilę ściągając nieznacznie brwi. Czy w jego oczach właśnie pojawiła się nuta niezadowolenia?
Zazdrość o kota? To już nowy poziom, złoty chłopcze.
Czemu ten futrzak się do niego przymila? Wygląda jak nasza zwierzęca kopia.
Dwa warkoty mieszały się ze sobą w jego głowie. Jeden przypominał pogardliwy śmiech, drugi autentyczną irytację. Oba były jednak elementami, których nie słyszał już od dawna. Wyprostował się gwałtownie, kopiąc butem w kanapę naprzeciwko.
— ... za długie nogi — zażartował, perfekcyjnie odgrywając własne rozbawienie, mimo że wcale nie było mu do śmiechu. Ogarnęło go inne uczucie. Niepokój. Brał leki podczas wykonywania zadań przy stoisku kapłanki, więc dlaczego?
Kompletnie przegapił zarówno pytanie Sheridan, jak i odpowiedź Ryana. Nawet fakt że biały pies podniósł się w pewnym momencie z ziemi umknął jego uwadze. Cichy stukot pazurów został praktycznie całkowicie zagłuszony przez panujący w kawiarni zgiełk, gdy Jack Russel Terrier burknął coś pod nosem na tę nagłą cudzą obecność. Nadal pozostając poza zasięgiem ich wzroku dzięki stolikowi, Sheridan mogła poczuć mokry nos przy swoim kolanie, gdy zaraz pies przeskoczył na drugą stronę obwąchując dłoń Jaya i Winchestera.
Nic dziwnego że chłopak momentalnie zesztywniał, nieprzyzwyczajony do podobnego kontaktu ze zwierzętami. Zwykle omijały go szerokim łukiem.
Nawet jeśli Jay miał rację. Winchester mógł jedynie podejrzewać, że komuś z obsługi zrobiło się 'szkoda chłopaka, który pije całkowicie gorzką kawę' i dodali nieco cukru właśnie do niej. Albo do spienionego mleka. Te brązowe drobinki mogły być w końcu cukrem trzcinowym. I tak się to właśnie kończyło w jego przypadku. Za niecałą godzinę miał z kolei dostać w gratisie odcięcie świadomości.
— Świetnie, świetnie. Niech będzie — zgodził się, prawdopodobnie nawet nie myśląc o tym co takiego miał zrobić by rzeczywiście wynagrodzić cokolwiek Ryanowi. Sam Woolfe przyglądał się przez chwilę siedzącemu pod stołem psu, nim w końcu zajął miejsce obok srebrnookiego.
Pojawienie się rudego kocura nie pozostało niezauważone. Przyglądał mu się przez dłuższą chwilę ściągając nieznacznie brwi. Czy w jego oczach właśnie pojawiła się nuta niezadowolenia?
Zazdrość o kota? To już nowy poziom, złoty chłopcze.
Czemu ten futrzak się do niego przymila? Wygląda jak nasza zwierzęca kopia.
Dwa warkoty mieszały się ze sobą w jego głowie. Jeden przypominał pogardliwy śmiech, drugi autentyczną irytację. Oba były jednak elementami, których nie słyszał już od dawna. Wyprostował się gwałtownie, kopiąc butem w kanapę naprzeciwko.
— ... za długie nogi — zażartował, perfekcyjnie odgrywając własne rozbawienie, mimo że wcale nie było mu do śmiechu. Ogarnęło go inne uczucie. Niepokój. Brał leki podczas wykonywania zadań przy stoisku kapłanki, więc dlaczego?
Kompletnie przegapił zarówno pytanie Sheridan, jak i odpowiedź Ryana. Nawet fakt że biały pies podniósł się w pewnym momencie z ziemi umknął jego uwadze. Cichy stukot pazurów został praktycznie całkowicie zagłuszony przez panujący w kawiarni zgiełk, gdy Jack Russel Terrier burknął coś pod nosem na tę nagłą cudzą obecność. Nadal pozostając poza zasięgiem ich wzroku dzięki stolikowi, Sheridan mogła poczuć mokry nos przy swoim kolanie, gdy zaraz pies przeskoczył na drugą stronę obwąchując dłoń Jaya i Winchestera.
Nic dziwnego że chłopak momentalnie zesztywniał, nieprzyzwyczajony do podobnego kontaktu ze zwierzętami. Zwykle omijały go szerokim łukiem.
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Animal Cafe [ KAWIARNIA ]
Nie Mar 18, 2018 4:47 pm
Nie Mar 18, 2018 4:47 pm
Powinna była wnikać w te ich dziwne związkowe dyskusje czy może jednak...? Nie. Raczej nie. Postanowienie o daniu im z tym spokoju wyglądało na rozsądniejsze.
Usadziła się wraz z nimi, ale zamiast jakoś przejść do rozmowy czy cokolwiek, wyciągnęła nieco szyję i rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu wspomnianego wcześniej zwierzaka. Krótkonogi, białoszary kociak nie umknął jej uwadze, gdy przemknął między jednym dzieckiem a drugim. Jasnowłosa wskazała na niego palcem, uśmiechnąwszy się.
- O, to ten dzikus, o którym mówiłam. Wcześniej skakał z miejsca na miejsce i budził wszystkie inne zwierzęta. Dogadałby się z moim Chase'em - wytrajkotała, bo mogła, i pewnie dodałaby coś jeszcze, gdyby dostrzegła jakiś nietypowy ruch ze strony Rileya. Przechyliła głowę nieco na bok, marszcząc trochę brwi, ale jednak... śmiał się, tak? To pewnie był jakiś kolejny głupawy żarcik. Więc nie miała zamiaru wnikać, tylko parsknęła razem z nim, kręcąc głową. I wtedy też jej uwagę zwróciło na siebie rude kocisko, ułożone przy Ryanie, którego obecność skwitowała rozczulonym "awww", podobnie jak i poruszający się przy nich pies, którego spokój najwyraźniej zakłócili. Choć chyba nie zamierzał zwiewać, skoro krążył przy jej nogach, a następnie zmusił ją do zerknięcia pod stolik, gdy zauważyła, że Thatcher znowu zaczął odwalać jakieś dziwne ruchy. Roześmiała się pod nosem, prostując z powrotem plecy. - No, to myślę, że jednak mu nie przeszkadzamy - wzruszyła barkami i wróciła do ściągania na siebie uwagi wcześniej wskazanego kurdupla, który podbiegł do niej dopiero, gdy zaczęła stukać palcami o podłogę, nachylając się nad nią. No trochę niegrzecznie tak w towarzystwie, ale co poradzić.
Usadziła się wraz z nimi, ale zamiast jakoś przejść do rozmowy czy cokolwiek, wyciągnęła nieco szyję i rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu wspomnianego wcześniej zwierzaka. Krótkonogi, białoszary kociak nie umknął jej uwadze, gdy przemknął między jednym dzieckiem a drugim. Jasnowłosa wskazała na niego palcem, uśmiechnąwszy się.
- O, to ten dzikus, o którym mówiłam. Wcześniej skakał z miejsca na miejsce i budził wszystkie inne zwierzęta. Dogadałby się z moim Chase'em - wytrajkotała, bo mogła, i pewnie dodałaby coś jeszcze, gdyby dostrzegła jakiś nietypowy ruch ze strony Rileya. Przechyliła głowę nieco na bok, marszcząc trochę brwi, ale jednak... śmiał się, tak? To pewnie był jakiś kolejny głupawy żarcik. Więc nie miała zamiaru wnikać, tylko parsknęła razem z nim, kręcąc głową. I wtedy też jej uwagę zwróciło na siebie rude kocisko, ułożone przy Ryanie, którego obecność skwitowała rozczulonym "awww", podobnie jak i poruszający się przy nich pies, którego spokój najwyraźniej zakłócili. Choć chyba nie zamierzał zwiewać, skoro krążył przy jej nogach, a następnie zmusił ją do zerknięcia pod stolik, gdy zauważyła, że Thatcher znowu zaczął odwalać jakieś dziwne ruchy. Roześmiała się pod nosem, prostując z powrotem plecy. - No, to myślę, że jednak mu nie przeszkadzamy - wzruszyła barkami i wróciła do ściągania na siebie uwagi wcześniej wskazanego kurdupla, który podbiegł do niej dopiero, gdy zaczęła stukać palcami o podłogę, nachylając się nad nią. No trochę niegrzecznie tak w towarzystwie, ale co poradzić.
- Gej w windzie był mój - mruknęła, kiedy przyszło do rozliczenia Cards Against Humanity. Trochę żałowała, że koniec końców nie było jednego zwycięzcy. Nie lubiła przegrywać ani nie-wygrywać w takie gry, ale co miała począć, życie jest brutalne.
I znowu potaknęła głową na znak, że słyszała o kolejnej grze. Skrzywiła się jedynie, gdy usłyszała, w jaki sposób zmieniono tę wersję. Toć przecież chodziło o to, żeby się urżnąć, bo wtedy mówiło się ciekawsze rzeczy i alkohol jakoś zabijał poczucie winy po przyznaniu się do zrobienia czegoś. Bycie na kofeinowym rauszu to nie to samo, ale chyba nie miała prawa głosu, bo zaraz przed nią stanęły kawowe szoty i gra się zaczęła.
Pierwsze pytanie i już wywróciła oczami. Miała dziwne wrażenie, że wypije dzisiaj najwięcej kawy z całego towarzystwa, bo właściwie mało było rzeczy, których NIE zrobiła. Sięgnęła więc po espresso i wypiła całe na jeden raz, krzywiąc się tylko odrobinę. Cholerstwo faktycznie było mocne, ale ileż to razy na śniadanie piła czarną kawę i zagryzała papierosem? Coś takiego nie mogło jej za bardzo ruszyć. Zwłaszcza, że zaraz zapiła espresso resztkami mocacchino, oszustka jedna.
I znowu potaknęła głową na znak, że słyszała o kolejnej grze. Skrzywiła się jedynie, gdy usłyszała, w jaki sposób zmieniono tę wersję. Toć przecież chodziło o to, żeby się urżnąć, bo wtedy mówiło się ciekawsze rzeczy i alkohol jakoś zabijał poczucie winy po przyznaniu się do zrobienia czegoś. Bycie na kofeinowym rauszu to nie to samo, ale chyba nie miała prawa głosu, bo zaraz przed nią stanęły kawowe szoty i gra się zaczęła.
Pierwsze pytanie i już wywróciła oczami. Miała dziwne wrażenie, że wypije dzisiaj najwięcej kawy z całego towarzystwa, bo właściwie mało było rzeczy, których NIE zrobiła. Sięgnęła więc po espresso i wypiła całe na jeden raz, krzywiąc się tylko odrobinę. Cholerstwo faktycznie było mocne, ale ileż to razy na śniadanie piła czarną kawę i zagryzała papierosem? Coś takiego nie mogło jej za bardzo ruszyć. Zwłaszcza, że zaraz zapiła espresso resztkami mocacchino, oszustka jedna.
Rosa María Chavarría
Fresh Blood Lost in the City
Re: Animal Cafe [ KAWIARNIA ]
Nie Mar 18, 2018 7:59 pm
Nie Mar 18, 2018 7:59 pm
Zastanawiała się chwilę nad nową grą, ciekawe jak to teraz się rozwinie. Z lekkim przestrachem spojrzała na kieliszki. Nie przepadała za kawą. Dlatego gdy tylko padło pierwsze wyzwanie, westchnęła ciężko i sięgnęła po kieliszek i wlała sobie jego zawartość do ust, przełykając jak najszybciej. Skrzywiła się lekko i odetchnęła z ulgą gdy było już po wszystkim. By pozbyć się posmaku kawy z ust poczęstowała się kolejnym kawałeczkiem ciasta.
― Jak zawsze wspaniałomyślny. Kto by pomyślał, że będziesz o mnie dbał do tego stopnia. ― Gdyby wiedział od samego początku, może nie straciliby aż tyle czasu na docieranie do siebie nawzajem, ale na żałowanie straconego czasu było już nieco za późno, a te myśli prawdopodobnie nigdy nie miały zostać wypowiedziane na głos.
„Niech będzie.”
Uniósł brew w pytającym wyrazie, choć żadne słowa nie opuściły jego ust. Miał wrażenie, że spytanie, czy był pewien tego, że powinien być na tyle ugodowy, mogłoby zbić Riley'a z tropu i odwieść od jego nieświadomej obietnicy.
Przecież tylko się z nim droczysz.
Nie tylko.
Kolejny raz przyjrzał mu się badawczo, gdy znaleźli się przy stole. Gwałtowny ruch momentalnie przyciągnął jego uwagę, zmuszając do spuszczenia wzroku ze wskazanego przez Sheridan kota – nie żeby jej przyszły pupil go interesował. Od samego początku zakładał, że większość słów padających ze strony blondynki miało na celu raczej podtrzymanie rozmowy z Winchesterem niż z nim. Grimshaw nie był najlepszym przykładem kogoś, kto miał ochotę na zabawę w towarzyską osobę.
„ ... za długie nogi.”
Jakoś ciężko było mu uwierzyć w przypadek, a wzrok, którym obarczał piegowatą twarz Starr'a na chwilę stał się bardziej przeszywający. Nie zamierzał jednak dociekać w kwestii tego, czy wszystko było w porządku. Wszystko to sprowadzało się raczej do osobistej analizy i wyciągania wniosków, dopóki podmuch chłodniejszego powietrza nie padł na skórę jego dłoni.
― Nie spinaj się tak, nic ci nie zrobi ― rzucił nieco ściszonym głosem, wyczuwając moment, w którym postawa Winchestera uległa kolejnej, niepokojącej zmianie. Nie dziwił się, że złotooki reagował na zwierzęta w podobny sposób, jednak fakt, że pies podszedł bliżej, nie zdradzając przy tym żadnych oznak agresji był już wystarczającym ewenementem. Byłoby szkoda, gdyby nerwy złotookiego wzięły nad nim górę, wywołując u psa rozdrażnienie, biorąc pod uwagę, że zwierzęta z miejsca były w stanie wyczuć swoją przewagę.
Sam nie miał problemów z obecnością psa – szczególnie tak małego – dlatego cierpliwie odczekał moment, który zwierze potrzebowało na zapoznanie się z jego zapachem, zaraz odsuwając rękę, by w całkowicie neutralnym geście, oprzeć ją o przedramię Thatchera i pogładzić je palcami, jakby to miało ułatwić mu rozluźnienie się.
„Niech będzie.”
Uniósł brew w pytającym wyrazie, choć żadne słowa nie opuściły jego ust. Miał wrażenie, że spytanie, czy był pewien tego, że powinien być na tyle ugodowy, mogłoby zbić Riley'a z tropu i odwieść od jego nieświadomej obietnicy.
Przecież tylko się z nim droczysz.
Nie tylko.
Kolejny raz przyjrzał mu się badawczo, gdy znaleźli się przy stole. Gwałtowny ruch momentalnie przyciągnął jego uwagę, zmuszając do spuszczenia wzroku ze wskazanego przez Sheridan kota – nie żeby jej przyszły pupil go interesował. Od samego początku zakładał, że większość słów padających ze strony blondynki miało na celu raczej podtrzymanie rozmowy z Winchesterem niż z nim. Grimshaw nie był najlepszym przykładem kogoś, kto miał ochotę na zabawę w towarzyską osobę.
„ ... za długie nogi.”
Jakoś ciężko było mu uwierzyć w przypadek, a wzrok, którym obarczał piegowatą twarz Starr'a na chwilę stał się bardziej przeszywający. Nie zamierzał jednak dociekać w kwestii tego, czy wszystko było w porządku. Wszystko to sprowadzało się raczej do osobistej analizy i wyciągania wniosków, dopóki podmuch chłodniejszego powietrza nie padł na skórę jego dłoni.
― Nie spinaj się tak, nic ci nie zrobi ― rzucił nieco ściszonym głosem, wyczuwając moment, w którym postawa Winchestera uległa kolejnej, niepokojącej zmianie. Nie dziwił się, że złotooki reagował na zwierzęta w podobny sposób, jednak fakt, że pies podszedł bliżej, nie zdradzając przy tym żadnych oznak agresji był już wystarczającym ewenementem. Byłoby szkoda, gdyby nerwy złotookiego wzięły nad nim górę, wywołując u psa rozdrażnienie, biorąc pod uwagę, że zwierzęta z miejsca były w stanie wyczuć swoją przewagę.
Sam nie miał problemów z obecnością psa – szczególnie tak małego – dlatego cierpliwie odczekał moment, który zwierze potrzebowało na zapoznanie się z jego zapachem, zaraz odsuwając rękę, by w całkowicie neutralnym geście, oprzeć ją o przedramię Thatchera i pogładzić je palcami, jakby to miało ułatwić mu rozluźnienie się.
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Animal Cafe [ KAWIARNIA ]
Nie Mar 18, 2018 10:32 pm
Nie Mar 18, 2018 10:32 pm
"O, to ten dzikus (...)"
Powędrował powoli wzrokiem w ślad za dłonią Sheridan, skupiając wzrok na białoszarym kocie. Niczym ninja przemykał pomiędzy ludźmi niemalże niezauważony. No, prawie. Biorąc pod uwagę fakt, że właśnie skupił na sobie uwagę co najmniej dwóch osób.
— Też jest nadpobudliwy i wymaga ciągłej uwagi? Nie boisz się, że rozniosą ci dom? — zapytał kontrolnie, kompletnie nie znając kotów Sheridan. Jakby nie patrzeć, nawet jeśli lubił blondynkę, nigdy nie byli na tym etapie znajomości by zapraszać się wzajemnie do domów. Kompletnie nie zwrócił uwagi na to, że dziewczyna skupiła swoją uwagę na upatrzonym przez siebie kocie.
W końcu jego skupienie zostało całkowicie pochłonięte przez młodego psa, który własnie jako jedyny przedstawiciel wszystkich gatunków zwierząt na tej sali, nie postanowił rzucić się na niego z zębami.
— Nie boję się o siebie — wymamrotał nieco niewyraźnie w odpowiedzi. Woolfe był w końcu ostatnią osobą, której cokolwiek groziłoby w podobnym starciu. Niespodziewane mokre liźnięcie na palcach, niemalże sprawiło że wzdrygnął się na swoim miejscu. Zdecydowanie nie był przyzwyczajony do podobnego zachowania od dawien dawna. Nawet jeśli kiedyś miał psa, którego bez wątpienia szczerze kochał, nie miał wystarczająco czasu na rozwinięcie w sobie miłości w zbyt dużym stopniu.
— Hej młody. Też masz dość tego zgiełku? — rzucił w stronę psa, cmokając na niego krótko. Być może to właśnie wsparcie Grimshawa zrobiło swoje. Russel przeskoczył nieco nienaturalnie w miejscu, nim w końcu oparł się łapą o jego kolano. Merdający powoli ogon i pozytywna mordka sprawiły że niemal od razu poczuł bezgraniczną chęć podrapania go za uchem. Powstrzymał się jednak zachowując bezruch, nim jego wzrok padł na brakujacą prawą łapę. Kończyna sięgała jedynie do psiego łokcia.
W końcu ruszył palcami przesuwając je ostrożnie w stronę psiego łebka, gładząc nimi szorstkie psie futerko. Biorąc pod uwagę jego przypadłość, nie dziwił się że nie chciał być w centrum zainteresowania.
Choć może było wręcz przeciwnie. Być może to właśnie dzieci szukały ładnych, idealnych piesków, odtrącając wszystko co było inne niż oczekiwały.
Woolfe im dłużej patrzył w wielkie, czarne psie oczy, tym bardziej miał wrażenie że po prostu mieli się poznać.
— Jest tu jakaś karta z imionami zwierząt? — rzucił w powietrze, cały czas drapiąc psa za uchem. Uniósł kącik ust w uśmiechu, widząc jak wtula pyszczek w jego dłoń, przymykając tak niesamowicie czujne wcześniej ślepia.
Powędrował powoli wzrokiem w ślad za dłonią Sheridan, skupiając wzrok na białoszarym kocie. Niczym ninja przemykał pomiędzy ludźmi niemalże niezauważony. No, prawie. Biorąc pod uwagę fakt, że właśnie skupił na sobie uwagę co najmniej dwóch osób.
— Też jest nadpobudliwy i wymaga ciągłej uwagi? Nie boisz się, że rozniosą ci dom? — zapytał kontrolnie, kompletnie nie znając kotów Sheridan. Jakby nie patrzeć, nawet jeśli lubił blondynkę, nigdy nie byli na tym etapie znajomości by zapraszać się wzajemnie do domów. Kompletnie nie zwrócił uwagi na to, że dziewczyna skupiła swoją uwagę na upatrzonym przez siebie kocie.
W końcu jego skupienie zostało całkowicie pochłonięte przez młodego psa, który własnie jako jedyny przedstawiciel wszystkich gatunków zwierząt na tej sali, nie postanowił rzucić się na niego z zębami.
— Nie boję się o siebie — wymamrotał nieco niewyraźnie w odpowiedzi. Woolfe był w końcu ostatnią osobą, której cokolwiek groziłoby w podobnym starciu. Niespodziewane mokre liźnięcie na palcach, niemalże sprawiło że wzdrygnął się na swoim miejscu. Zdecydowanie nie był przyzwyczajony do podobnego zachowania od dawien dawna. Nawet jeśli kiedyś miał psa, którego bez wątpienia szczerze kochał, nie miał wystarczająco czasu na rozwinięcie w sobie miłości w zbyt dużym stopniu.
— Hej młody. Też masz dość tego zgiełku? — rzucił w stronę psa, cmokając na niego krótko. Być może to właśnie wsparcie Grimshawa zrobiło swoje. Russel przeskoczył nieco nienaturalnie w miejscu, nim w końcu oparł się łapą o jego kolano. Merdający powoli ogon i pozytywna mordka sprawiły że niemal od razu poczuł bezgraniczną chęć podrapania go za uchem. Powstrzymał się jednak zachowując bezruch, nim jego wzrok padł na brakujacą prawą łapę. Kończyna sięgała jedynie do psiego łokcia.
W końcu ruszył palcami przesuwając je ostrożnie w stronę psiego łebka, gładząc nimi szorstkie psie futerko. Biorąc pod uwagę jego przypadłość, nie dziwił się że nie chciał być w centrum zainteresowania.
Choć może było wręcz przeciwnie. Być może to właśnie dzieci szukały ładnych, idealnych piesków, odtrącając wszystko co było inne niż oczekiwały.
Woolfe im dłużej patrzył w wielkie, czarne psie oczy, tym bardziej miał wrażenie że po prostu mieli się poznać.
— Jest tu jakaś karta z imionami zwierząt? — rzucił w powietrze, cały czas drapiąc psa za uchem. Uniósł kącik ust w uśmiechu, widząc jak wtula pyszczek w jego dłoń, przymykając tak niesamowicie czujne wcześniej ślepia.
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Animal Cafe [ KAWIARNIA ]
Pon Mar 19, 2018 9:19 am
Pon Mar 19, 2018 9:19 am
Pokręciła głową, przekreślając tym gestem możliwość zawalenia się jej mieszkania z powodu dwóch futrzaków.
- Raczej mam nadzieję, że Chase w końcu przejdzie na emeryturę, kiedy zobaczy młodszego kota - mimo wszystko właśnie tak podziało się z Salemem, kiedy przyprowadziła do domu dwa inne koty, a po odejściu RIPa jeszcze bardziej zaczął opiekować się pozostałym czarnuchem. Problem w tym, że ten też już powoli zaczynał dziadzieć, więc pora była oddać pałeczkę klauna komuś innemu. Kurduplowaty czworonóg został pogładzony po łbie, widocznie bez większych sprzeciwów, aczkolwiek blondynka nie zamierzała go jakoś bardziej molestować. Do czasu.
Na razie jej wzrok skupiała ta urocza scena pomiędzy Rileyem a spłoszonym psiakiem, który wydawał się być odmieniony z wtulonego w ścianę na wtulonego w człowieka w dosłownie ułamku sekundy. Już nie wspominając o tym, że największe zaskoczenie wywołało w niej samo to nastawienie względem Thatchera. Sekundę wcześniej widziała małe stadko zgodnie szczerzące przed chłopakiem zęby, a teraz taka radość na jego widok.
"Jest tu jakaś karta z imionami zwierząt?"
- Pamiętam, że jakaś rodzina przeglądała wcześniej broszurę i chyba byli tam wszyscy podopieczni schroniska - rozejrzała się, szukając wzrokiem wspomnianej pary z dzieciakami. Kiedy dostrzegła ich przy tym samym stole, przy którym byli i tych dwadzieścia minut temu, wskazała na nich przechyleniem głowy w ich kierunku. - Iść podpytać czy jeszcze ją mają?
- Raczej mam nadzieję, że Chase w końcu przejdzie na emeryturę, kiedy zobaczy młodszego kota - mimo wszystko właśnie tak podziało się z Salemem, kiedy przyprowadziła do domu dwa inne koty, a po odejściu RIPa jeszcze bardziej zaczął opiekować się pozostałym czarnuchem. Problem w tym, że ten też już powoli zaczynał dziadzieć, więc pora była oddać pałeczkę klauna komuś innemu. Kurduplowaty czworonóg został pogładzony po łbie, widocznie bez większych sprzeciwów, aczkolwiek blondynka nie zamierzała go jakoś bardziej molestować. Do czasu.
Na razie jej wzrok skupiała ta urocza scena pomiędzy Rileyem a spłoszonym psiakiem, który wydawał się być odmieniony z wtulonego w ścianę na wtulonego w człowieka w dosłownie ułamku sekundy. Już nie wspominając o tym, że największe zaskoczenie wywołało w niej samo to nastawienie względem Thatchera. Sekundę wcześniej widziała małe stadko zgodnie szczerzące przed chłopakiem zęby, a teraz taka radość na jego widok.
"Jest tu jakaś karta z imionami zwierząt?"
- Pamiętam, że jakaś rodzina przeglądała wcześniej broszurę i chyba byli tam wszyscy podopieczni schroniska - rozejrzała się, szukając wzrokiem wspomnianej pary z dzieciakami. Kiedy dostrzegła ich przy tym samym stole, przy którym byli i tych dwadzieścia minut temu, wskazała na nich przechyleniem głowy w ich kierunku. - Iść podpytać czy jeszcze ją mają?
„Nie boję się o siebie.”
Ciemnowłosy pokręcił głową, nie odzywając się już ani słowem. Nie sądził, by zwierzęciu miała stać się jakakolwiek krzywda – psy nie były na tyle delikatne, nawet jeśli ten tu obecny zdawał się mieć już za sobą wszystko co najgorsze. Grimshaw dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się terrierowi, zauważył, że psu brakowało sporej części kończyny, choć – jak się szybko okazało – tragedia z przeszłości nie odebrała zwierzęciu radości z życia, a wcześniejsze wrażenie płochliwego kundla, który wolał chować się po kątach, prysnęło wraz z chwilą, gdy ten wyraźnie upodobał sobie towarzystwo Winchestera.
― Jak widać, musisz się jeszcze wiele nauczyć o zwierzętach ― wymruczał, uświadamiając mu, że wcześniejsze obawy były kompletnie bezsensowne. Poza tym trudno było darować sobie docinki po tym, jak już wcześniej zdążyli wpaść w nastrój na nie, choć złotooki wydawał się na tyle zaabsorbowany nowym ulubieńcem, że zapewne zapomniał już o reszcie świata.
Uważaj, bo jeszcze się zakocha. Podobno psy są najlepsze w wygryzaniu.
„Jest tu jakaś karta z imionami zwierząt?”
Zaczyna się.
Całe szczęście, że rozsądek Jay'a robił swoje, przez co niesamowicie ciężko było mu wykrzesać z siebie choćby odrobinę zazdrości o zwierzę – futrzaki nie od dziś cieszyły się ogromnym zainteresowaniem wśród ludzi. A kiedy miało się do czynienia z kimś, kto raczej nie miał dużych szans na kontakt z psami czy kotami, trudno było się dziwić tak pozytywnej reakcji.
Ryan przesunął uważnie wzrokiem po twarzy chłopaka, na dłuższą chwilę zatrzymując się na wykrzywionych w uśmiechu ustach. Tym razem nie mógł zrzucić tego na efekt działania kofeiny. Zsunął rękę z jego przedramienia, zwracając mu pełną swobodę ruchu.
― Więc chyba na tamtej tablicy są zdjęcia i imiona tych zwierząt, które mogli tu przyprowadzić ― odezwał się po chwili, wskazując podbródkiem ku wspomnianej tablicy. Nie wszystkie zdjęcia były rewelacyjnej jakości, biorąc pod uwagę, jak ciężko było utrzymać niektóre zwierzaki w jednym miejscu, jednak pozwalały na wyodrębnienie ich konkretnych cech.
Ciemnowłosy pokręcił głową, nie odzywając się już ani słowem. Nie sądził, by zwierzęciu miała stać się jakakolwiek krzywda – psy nie były na tyle delikatne, nawet jeśli ten tu obecny zdawał się mieć już za sobą wszystko co najgorsze. Grimshaw dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się terrierowi, zauważył, że psu brakowało sporej części kończyny, choć – jak się szybko okazało – tragedia z przeszłości nie odebrała zwierzęciu radości z życia, a wcześniejsze wrażenie płochliwego kundla, który wolał chować się po kątach, prysnęło wraz z chwilą, gdy ten wyraźnie upodobał sobie towarzystwo Winchestera.
― Jak widać, musisz się jeszcze wiele nauczyć o zwierzętach ― wymruczał, uświadamiając mu, że wcześniejsze obawy były kompletnie bezsensowne. Poza tym trudno było darować sobie docinki po tym, jak już wcześniej zdążyli wpaść w nastrój na nie, choć złotooki wydawał się na tyle zaabsorbowany nowym ulubieńcem, że zapewne zapomniał już o reszcie świata.
Uważaj, bo jeszcze się zakocha. Podobno psy są najlepsze w wygryzaniu.
„Jest tu jakaś karta z imionami zwierząt?”
Zaczyna się.
Całe szczęście, że rozsądek Jay'a robił swoje, przez co niesamowicie ciężko było mu wykrzesać z siebie choćby odrobinę zazdrości o zwierzę – futrzaki nie od dziś cieszyły się ogromnym zainteresowaniem wśród ludzi. A kiedy miało się do czynienia z kimś, kto raczej nie miał dużych szans na kontakt z psami czy kotami, trudno było się dziwić tak pozytywnej reakcji.
Ryan przesunął uważnie wzrokiem po twarzy chłopaka, na dłuższą chwilę zatrzymując się na wykrzywionych w uśmiechu ustach. Tym razem nie mógł zrzucić tego na efekt działania kofeiny. Zsunął rękę z jego przedramienia, zwracając mu pełną swobodę ruchu.
― Więc chyba na tamtej tablicy są zdjęcia i imiona tych zwierząt, które mogli tu przyprowadzić ― odezwał się po chwili, wskazując podbródkiem ku wspomnianej tablicy. Nie wszystkie zdjęcia były rewelacyjnej jakości, biorąc pod uwagę, jak ciężko było utrzymać niektóre zwierzaki w jednym miejscu, jednak pozwalały na wyodrębnienie ich konkretnych cech.
— Pękająca miednica była moja. — rzuciła i uśmiechnęła się do nich.
Dopiła swoją herbatę i przewróciła oczami na wyznanie Mio, chociaż nie musiała pić mocnej kawy dzięki niej. Może wersja z alkoholem byłaby dla nich lepsza?
Dopiła swoją herbatę i przewróciła oczami na wyznanie Mio, chociaż nie musiała pić mocnej kawy dzięki niej. Może wersja z alkoholem byłaby dla nich lepsza?
Albert przechylił swój kieliszek espresso, podczas gdy Gregory pozostał na swoim miejscu niewzruszony. Nie wyglądało na to, by zmieniona wersja gry jakkolwiek mu przeszkadzała. Zresztą prawdopodobieństwo że wszyscy zgromadzeni na miejscu byli pełnoletni było dość znikome.
— Kto teraz? Sigrunn?
— Coś prostego, proszę. Nie cierpię espresso! — Greg najwidoczniej był gotów modlić się o powodzenie własnej zachcianki, bo zaraz złożył ręce zamykając oczy.
— Kto teraz? Sigrunn?
— Coś prostego, proszę. Nie cierpię espresso! — Greg najwidoczniej był gotów modlić się o powodzenie własnej zachcianki, bo zaraz złożył ręce zamykając oczy.
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Animal Cafe [ KAWIARNIA ]
Pon Mar 19, 2018 7:38 pm
Pon Mar 19, 2018 7:38 pm
— Najwidoczniej — zgodził się z Jayem, cały czas wpatrując w biało-brązowy pyszczek. Było to dla niego niezwykle dziwne uczucie. Nie do końca nowe, lecz bez wątpienia zapomniane. Wraz z upływem lat, miał jedynie dwa bliższe kontakty ze zwierzętami. Jeden dotyczył bezdomnego kundla, którego dokarmiał każdego dnia po pracy. Nie była to jednak żadna zażyła relacja, w końcu pomimo że ich znajomość trwała wiele miesięcy, jego palce nadal nie dosięgnęły jego sierści. Pojedyncza próba pogłaskania go skończyła się przeciągłym warkotem oznaczającym dość dobitny protest.
— Ciekawe. Nie za bardzo znam się na zwierzętach, a szczególnie kotach, nigdy nie miałem z nimi żadnego kontaktu, ale sam fakt że może to zadziałać w podobny sposób jest interesujący. Więc pojawienie się młodszego osobnika może automatycznie wywołać w nich potrzebę otoczenia go opieką i dorośnięcie, hm? — pies opadł z powrotem na trzy łapy przez chwilę kręcąc się w miejscu. Wykonał kilka ruchów zupełnie jakby przymierzał się do skoku, nim w końcu faktycznie wybił się lądując na kanapie. Przednia łapa ugięła się pod nim w niejakim proteście, przez co Russel uderzył lekko pyskiem w poduszkę. Nie wyglądał jednak na szczególnie zrażonego, prawdopodobnie był przyzwyczajony do podobnych sytuacji. Woolfe trwał w bezruchu, nijak mu nie pomagając. Obserwował jedynie jak drobne zwierzę kładzie się obok niego i opiera pysk na jego udzie, zamykając ślepia.
Jego serce przyspieszyło nieznacznie rytm, gdy spojrzał powoli w stronę Grimshawa.
— Czy on mnie polubił? — zapytał cicho zupełnie jakby obawiał się, że pies usłyszy jego słowa i całkowicie zmieni swoje dotychczasowe zachowanie. Zerknął kątem oka w stronę tablicy, lecz zaraz pokręcił głową na boki słysząc propozycję ze strony Sheridan.
— Nie musisz, sprawdzę wychodząc. I tak nie posiedzimy tu pewnie zbyt długo ze względu na lampiony — nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej mówiło samo za siebie. Był jednak na swój sposób zdumiony, że jakakolwiek istota mogła wywołać w nim podobne odczucia w przeciągu kilku minut. Mimo że Ryan zabrał swoją rękę, Woolfe oparł się wygodniej o tył kanapy i przesunął nieznacznie w jego stronę. Ciepło ich stykających się ramion najwyraźniej była dla niego wystarczająco satysfakcjonująca, nie zrobił bowiem niczego więcej.
— A jak twój nowy rudzielec? — zapytał zerkając w stronę kota — Przyszedł do ciebie po ostentacyjnym zignorowaniu całego świata, a ty nawet go nie pogłaskałeś. Musi być oburzony.
Zażartował podnosząc lekko palcami ucho psa i pogłaskał je, raz jeszcze badając opuszkami szorstkie futerko.
— Ciekawe. Nie za bardzo znam się na zwierzętach, a szczególnie kotach, nigdy nie miałem z nimi żadnego kontaktu, ale sam fakt że może to zadziałać w podobny sposób jest interesujący. Więc pojawienie się młodszego osobnika może automatycznie wywołać w nich potrzebę otoczenia go opieką i dorośnięcie, hm? — pies opadł z powrotem na trzy łapy przez chwilę kręcąc się w miejscu. Wykonał kilka ruchów zupełnie jakby przymierzał się do skoku, nim w końcu faktycznie wybił się lądując na kanapie. Przednia łapa ugięła się pod nim w niejakim proteście, przez co Russel uderzył lekko pyskiem w poduszkę. Nie wyglądał jednak na szczególnie zrażonego, prawdopodobnie był przyzwyczajony do podobnych sytuacji. Woolfe trwał w bezruchu, nijak mu nie pomagając. Obserwował jedynie jak drobne zwierzę kładzie się obok niego i opiera pysk na jego udzie, zamykając ślepia.
Jego serce przyspieszyło nieznacznie rytm, gdy spojrzał powoli w stronę Grimshawa.
— Czy on mnie polubił? — zapytał cicho zupełnie jakby obawiał się, że pies usłyszy jego słowa i całkowicie zmieni swoje dotychczasowe zachowanie. Zerknął kątem oka w stronę tablicy, lecz zaraz pokręcił głową na boki słysząc propozycję ze strony Sheridan.
— Nie musisz, sprawdzę wychodząc. I tak nie posiedzimy tu pewnie zbyt długo ze względu na lampiony — nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej mówiło samo za siebie. Był jednak na swój sposób zdumiony, że jakakolwiek istota mogła wywołać w nim podobne odczucia w przeciągu kilku minut. Mimo że Ryan zabrał swoją rękę, Woolfe oparł się wygodniej o tył kanapy i przesunął nieznacznie w jego stronę. Ciepło ich stykających się ramion najwyraźniej była dla niego wystarczająco satysfakcjonująca, nie zrobił bowiem niczego więcej.
— A jak twój nowy rudzielec? — zapytał zerkając w stronę kota — Przyszedł do ciebie po ostentacyjnym zignorowaniu całego świata, a ty nawet go nie pogłaskałeś. Musi być oburzony.
Zażartował podnosząc lekko palcami ucho psa i pogłaskał je, raz jeszcze badając opuszkami szorstkie futerko.
Gdy teraz nadeszła jej kolej na wymyślanie swojego "nigdy nie", musiała się poważnie zastanowić. Jazda po bardzo poważnych tematach odpadała (a nawet tam ciężko było znaleźć coś, czego faktycznie nie robiła), bo nie na tym to polegało, żeby nikt nie wypił. Nawet, jeśli Gregory ładnie prosił, a raczej się modlił.
- Nigdy nie odrabiałam zadań domowych z matmy. Ani z algebry, ani z geometrii, ani z niczego innego - powiedziała, mając pełną świadomość, że trafiła raczej na grono dobrych dzieciaków, które mimo wszystko przykładały się trochę bardziej niż ona.
Do dna!
- Nigdy nie odrabiałam zadań domowych z matmy. Ani z algebry, ani z geometrii, ani z niczego innego - powiedziała, mając pełną świadomość, że trafiła raczej na grono dobrych dzieciaków, które mimo wszystko przykładały się trochę bardziej niż ona.
Do dna!
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Animal Cafe [ KAWIARNIA ]
Pon Mar 19, 2018 9:13 pm
Pon Mar 19, 2018 9:13 pm
- Nie jestem znawcą - podkreśliła, zanim przeszła do kolejnej części swojej wypowiedzi - ale tak to zwykle było z moimi zwierzakami. Mój pierwszy kot trochę broił, ale kiedy przyprowadziłam kolejne, kompletnie przestał cokolwiek odwalać i świecił przykładem dla reszty. Przy czym Chase nie bardzo się tym przejął. Dlatego mam nadzieję, że zadziała na niego obecność młodszego "brata". Ale, no... jest to możliwe Nie pewne, ale możliwe - dlatego właśnie miała tylko nadzieję. Niby wiedziała co nieco o kotach, o psach też, ale nie mogła wrzucać wszystkiego do jednego wora. Nawet, jeśli u dwóch z jej pupili zaszła reakcja nabrania poczucia pewnej odpowiedzialności za resztę, nie mogła ręczyć za to, że taka sytuacja się jeszcze powtórzy.
Kolejna fala rozczulenia dopadła ją kiedy trójnogie psisko postanowiło trochę się jeszcze przymilić do jednego z chłopaków. No bo no rany, nie dało się reagować inaczej, kiedy Riley wyglądał, jakby nigdy nie był świadkiem takiego zachowania w stosunku do niego.
Lampiony. Nie zabawią tu długo. Okej. Skinęła lekko głową i zerknęła jeszcze raz w kierunku rozwalonego już na boku karłowatego kota, by zaraz przewrócić w reakcji na to wszystko oczyma. Nabiegał się to teraz leżał jak palant. Miała nadzieję, że nie uruchamiał się w nocy, bo jeżeli faktycznie miałaby go zaadoptować... Ech. Uniosła ponownie wzrok, tym razem skupiając go na cichszym z mężczyzn. A tuż po tym na domniemanie oburzonym kocie.
- Pewnie teraz to już nawet stwierdzi, że za długo czekał i już nie chce - parsknęła. Trochę głupio jej było żartować sobie połowicznie z nowo poznanej osoby, ale skoro był bliskim Thatchera, to nie sądziła, by wziął to jakoś do siebie. - Choć ja bym spróbowała. Oczywiście pytając go wcześniej o zgodę.
W wolnym tłumaczeniu znaczyło to: daj mu łapę pod nos przed jakimikolwiek próbami pieszczot albo nie jesteś godzien posiadania kota, reeee.[/color]
Kolejna fala rozczulenia dopadła ją kiedy trójnogie psisko postanowiło trochę się jeszcze przymilić do jednego z chłopaków. No bo no rany, nie dało się reagować inaczej, kiedy Riley wyglądał, jakby nigdy nie był świadkiem takiego zachowania w stosunku do niego.
Lampiony. Nie zabawią tu długo. Okej. Skinęła lekko głową i zerknęła jeszcze raz w kierunku rozwalonego już na boku karłowatego kota, by zaraz przewrócić w reakcji na to wszystko oczyma. Nabiegał się to teraz leżał jak palant. Miała nadzieję, że nie uruchamiał się w nocy, bo jeżeli faktycznie miałaby go zaadoptować... Ech. Uniosła ponownie wzrok, tym razem skupiając go na cichszym z mężczyzn. A tuż po tym na domniemanie oburzonym kocie.
- Pewnie teraz to już nawet stwierdzi, że za długo czekał i już nie chce - parsknęła. Trochę głupio jej było żartować sobie połowicznie z nowo poznanej osoby, ale skoro był bliskim Thatchera, to nie sądziła, by wziął to jakoś do siebie. - Choć ja bym spróbowała. Oczywiście pytając go wcześniej o zgodę.
W wolnym tłumaczeniu znaczyło to: daj mu łapę pod nos przed jakimikolwiek próbami pieszczot albo nie jesteś godzien posiadania kota, reeee.[/color]
Rany, najgorzej. Musiała wypić to paskudztwo przez Sigrunn. Chwyciła naczynie w dłoń i przełknęła kawę najszybciej jak umiała, zaraz zagryzając je ciastem, krzywiąc się jeszcze niemiłosiernie.
- BLEEELELELELE QOQ
Komuś tu nie pasowała taka zabawa.
- BLEEELELELELE QOQ
Komuś tu nie pasowała taka zabawa.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach