▲▼
First topic message reminder :
Chiński Nowy Rok zagościł w niemalże całym Riverdale City – nie ominął także miejsca, które dość silnie wiąże się ze zwierzętami. Mamy przecież rok królika! Nie jest to jednak czas, kiedy należy uhonorować jedynie to stworzenie, dlatego miejskie schronisko postanowiło zorganizować akcję charytatywną, by uczcić pamięć wszystkich pupili, które wciąż poszukują swoich właścicieli. Każdy chętny do pomocy ma możliwość zgłoszenia się do pomocy szukającym domu zwierzakom. Podczas świętowania, będzie można nakarmić miejscowe koty czy też psy, którym nie brak chęci do spaceru i zabawy. Oprócz tego tradycyjnie organizowana jest zbiórka karmy czy koców, które pozwolą naszym przyjaciołom na przetrwanie chłodniejszych dni.
Dzięki dotacjom i wsparciu wolontariuszy z tej okazji udało nam się zagospodarować przestrzeń, w której powstało jedyne w swoim rodzaju Animal Cafe. Nasi goście będą mogli spędzić swój czas w miłej atmosferze przy kubku gorącej kawy i herbaty i, rzecz jasna, w otoczeniu zwierzątek, z którymi będą mieli możliwość zrobić sobie zdjęcia!
Animal Cafe
Chiński Nowy Rok zagościł w niemalże całym Riverdale City – nie ominął także miejsca, które dość silnie wiąże się ze zwierzętami. Mamy przecież rok królika! Nie jest to jednak czas, kiedy należy uhonorować jedynie to stworzenie, dlatego miejskie schronisko postanowiło zorganizować akcję charytatywną, by uczcić pamięć wszystkich pupili, które wciąż poszukują swoich właścicieli. Każdy chętny do pomocy ma możliwość zgłoszenia się do pomocy szukającym domu zwierzakom. Podczas świętowania, będzie można nakarmić miejscowe koty czy też psy, którym nie brak chęci do spaceru i zabawy. Oprócz tego tradycyjnie organizowana jest zbiórka karmy czy koców, które pozwolą naszym przyjaciołom na przetrwanie chłodniejszych dni.
Dzięki dotacjom i wsparciu wolontariuszy z tej okazji udało nam się zagospodarować przestrzeń, w której powstało jedyne w swoim rodzaju Animal Cafe. Nasi goście będą mogli spędzić swój czas w miłej atmosferze przy kubku gorącej kawy i herbaty i, rzecz jasna, w otoczeniu zwierzątek, z którymi będą mieli możliwość zrobić sobie zdjęcia!
Zazwyczaj podobne spotkania kończyły się na wymianie kilku zdań, po czym każde rozchodziło się i wracało do poprzednich czynności. Mógł jednak przewidzieć, że uprzejmość raz jeszcze weźmie górę nad Winchesterem i chłopak posunie się o krok dalej. Ciemnowłosy w milczeniu przyglądał się, jak chłopak podnosi się z miejsca, by przysunąć do ich stolika nadprogramowe krzesło. Nie był jednak z tych typów, którzy posuwali się do bezsensownego robienia dram – właściwie w wielu sytuacjach zachowywał wręcz nienaturalną cierpliwość. I tym razem nie było inaczej, nawet jeśli nie sądził, że obecność Sheridan miała przypaść mu do gustu.
„Sheridan śpiewała na koncercie świątecznym.”
Kiwnął głową, przyjmując to do wiadomości. Nic dziwnego, że nie miał pojęcia, co wydarzyło się podczas koncertu, skoro nawet nie brał w nim udziału. Ciężko było dopasować tę pozbawioną emocji twarz do radosnej atmosfery Bożego Narodzenia – jego celebrowanie ograniczało się do kolacji z Deanem i Riley'em, co w zupełności wystarczało. Nawet jeśli nie wiedział, kim był Mikey, nie próbował dopytywać, choć domyślał się, że chodziło o jakiegoś dzieciaka. Byłoby dziwne, gdyby wspomnienie o starszym chłopaku śpiewającym Rudolfa wzbudzało w nim tak pozytywne odczucia.
„Wolałabym nie zabierać Thatchera nikomu, kto pewnie jest mu bliższy.”
― Siadaj. Nie sądzę, żeby było to możliwe. ― Był zbyt pewny siebie, na swój sposób ufał Thatcherowi czy może kwestionował urok osobisty Sheridan? Cokolwiek by to było, nic na jego twarzy nawet nie próbowało nakierować rozmówczyni ani Starra na właściwy tor. Było jednak pewnym, że nie zamierzał ingerować w zaproszenie blondynki do stolika – tym bardziej, że jej towarzystwo odpowiadało złotookiemu.
Może to wystarczający powód, dla którego nie powinno jej tu być.
― Wiedzą już państwo co zamawiają? ― kelnerka zagadnęła ich zza lady, od której dzieliła ich na tyle nieduża odległość, że nie było najmniejszych problemów z komunikacją.
― Dla mnie espresso.
― Ma pan na myśli escatesso ― poprawiła go wyraźnie rozbawiona, jednak od razu zabrała się za przyrządzanie zamówionej kawy.
Cokolwiek.
Kto wymyślał te nazwy?
„Sheridan śpiewała na koncercie świątecznym.”
Kiwnął głową, przyjmując to do wiadomości. Nic dziwnego, że nie miał pojęcia, co wydarzyło się podczas koncertu, skoro nawet nie brał w nim udziału. Ciężko było dopasować tę pozbawioną emocji twarz do radosnej atmosfery Bożego Narodzenia – jego celebrowanie ograniczało się do kolacji z Deanem i Riley'em, co w zupełności wystarczało. Nawet jeśli nie wiedział, kim był Mikey, nie próbował dopytywać, choć domyślał się, że chodziło o jakiegoś dzieciaka. Byłoby dziwne, gdyby wspomnienie o starszym chłopaku śpiewającym Rudolfa wzbudzało w nim tak pozytywne odczucia.
„Wolałabym nie zabierać Thatchera nikomu, kto pewnie jest mu bliższy.”
― Siadaj. Nie sądzę, żeby było to możliwe. ― Był zbyt pewny siebie, na swój sposób ufał Thatcherowi czy może kwestionował urok osobisty Sheridan? Cokolwiek by to było, nic na jego twarzy nawet nie próbowało nakierować rozmówczyni ani Starra na właściwy tor. Było jednak pewnym, że nie zamierzał ingerować w zaproszenie blondynki do stolika – tym bardziej, że jej towarzystwo odpowiadało złotookiemu.
Może to wystarczający powód, dla którego nie powinno jej tu być.
― Wiedzą już państwo co zamawiają? ― kelnerka zagadnęła ich zza lady, od której dzieliła ich na tyle nieduża odległość, że nie było najmniejszych problemów z komunikacją.
― Dla mnie espresso.
― Ma pan na myśli escatesso ― poprawiła go wyraźnie rozbawiona, jednak od razu zabrała się za przyrządzanie zamówionej kawy.
Cokolwiek.
Kto wymyślał te nazwy?
Natalie spoglądała na dziewczyny zdezorientowana. W sumie nie przeszkadzała by jej randka z przedstawicielką płci pięknej, ale z trzema? Co? Sprawa niedługo miała się wyjaśnić, ale najpierw miała usłyszeć Mio.
— Dzięki, twoje również — Tak, Natalie potrafiła komplementować innych, wcale nie była społeczną łamagą.
I tyle w sumie z jej odzywania się, przynajmniej dopóki panowie nie dotarli. Zlustrowała ich i już wiedziała, że ani z jednym, ani z drugim nie chciała mieć do czynienia. Może gdyby jej nie wybrali i którejś dziewczyny, to z nią by się wybrała na randkę? Nie taka zła myśl.
— Natalie Lacrose, lat 17. Uczęszczam do Riverdale i lubię króliki.
Nie wiedziała w sumie czy bardziej była zażenowana swoją odpowiedzią czy też doborem partnerów. No ale co miała się przejmować, chodziło o zabawę, a ta by jej się przydała.
— Poproszę o zieloną herbatę. Na razie to będzie wszystko.
Miała nadzieję, że nie wezmą ją za jedną z tych dziuń, które żywiły się tylko energią słoneczną, litrami zielonej herbaty oraz wody. Po prostu na razie nie miała pomysłu co by chciała zjeść w gronie obcych.
— Dzięki, twoje również — Tak, Natalie potrafiła komplementować innych, wcale nie była społeczną łamagą.
I tyle w sumie z jej odzywania się, przynajmniej dopóki panowie nie dotarli. Zlustrowała ich i już wiedziała, że ani z jednym, ani z drugim nie chciała mieć do czynienia. Może gdyby jej nie wybrali i którejś dziewczyny, to z nią by się wybrała na randkę? Nie taka zła myśl.
— Natalie Lacrose, lat 17. Uczęszczam do Riverdale i lubię króliki.
Nie wiedziała w sumie czy bardziej była zażenowana swoją odpowiedzią czy też doborem partnerów. No ale co miała się przejmować, chodziło o zabawę, a ta by jej się przydała.
— Poproszę o zieloną herbatę. Na razie to będzie wszystko.
Miała nadzieję, że nie wezmą ją za jedną z tych dziuń, które żywiły się tylko energią słoneczną, litrami zielonej herbaty oraz wody. Po prostu na razie nie miała pomysłu co by chciała zjeść w gronie obcych.
To wszystko było cholernie dziwne i zastanawiające, ale czego spodziewała się po randce w ciemno? Najprawdopodobniej wpatrującego się w nią faceta, a nie kilku par dziewczęcych oczu, ale nie mogła narzekać. Tym bardziej, że jak panowie przyszli, to dalej wypadała lepiej od nich, tak nieskromnie mówiąc. Wyglądało na to, iż normalni mężczyźni zostali w swoich domach z kobietami, których bynajmniej nie poznali na randce w ciemno, bo mieli więcej jaj i byli zbyt czarujący jak na coś tak żenującego. Tak, zdecydowanie oceniała książkę po okładce, ale głównie dlatego, że nie była wystarczająco zdesperowana, aby brać całą sytuację na poważnie.
- Sigrunn, pracuję w barze i zawodowo upijam ludzi - mruknęła, kiedy już przyszło do przedstawiania się. W tym gąszczu ambitnych monologów na temat tego co robią czy chcą robić zdecydowanie spodobała jej się postawa Alberta, który, podobnie jak ona, wyglądał jakby był tu za karę.
Nadejście kelnerki potraktowała prawie jak zbawienie. Tak bardzo chciała zamówić coś mocniejszego, ale wątpiła, żeby sprzedawali coś takiego w zwierzęcej kawiarence. I chyba nie wypadało tak szarżować, skoro już tu siedziała.
- Poproszę mochaccino - powiedziała. To powinno jej na razie starczyć, tym bardziej, że i tak miała wystarczająco dużo cukru wokół siebie.
- Sigrunn, pracuję w barze i zawodowo upijam ludzi - mruknęła, kiedy już przyszło do przedstawiania się. W tym gąszczu ambitnych monologów na temat tego co robią czy chcą robić zdecydowanie spodobała jej się postawa Alberta, który, podobnie jak ona, wyglądał jakby był tu za karę.
Nadejście kelnerki potraktowała prawie jak zbawienie. Tak bardzo chciała zamówić coś mocniejszego, ale wątpiła, żeby sprzedawali coś takiego w zwierzęcej kawiarence. I chyba nie wypadało tak szarżować, skoro już tu siedziała.
- Poproszę mochaccino - powiedziała. To powinno jej na razie starczyć, tym bardziej, że i tak miała wystarczająco dużo cukru wokół siebie.
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Animal Cafe [ KAWIARNIA ]
Pią Mar 09, 2018 2:43 am
Pią Mar 09, 2018 2:43 am
Zaśmiał się na wspomnienie o jej partnerze, zaraz wyobrażając sobie minę napuszonego Mikeya, gdyby przekazał mu słowa wypowiedziane przez blondynkę.
— Niestety nie mogę wykradać ich z domu tak często jak bym tego chciał. Zwłaszcza że ogarnięcie tak dużej grupy w miejscu, gdzie co chwilę przewijają się dziesiątki osób byłoby niezwykle trudne — wytłumaczył mimo że doskonale wiedział iż słowa wypowiedziane przez Paige były jedynie żartem. Poczekał cierpliwie aż dziewczyna zebrała swoje rzeczy i znalazła się ponownie przy ich stoliku. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że popełnił dość podstawowy błąd zakładając że znali się z Ryanem tylko dlatego że chodzili do jednej szkoły. Nawet jeśli mogli kojarzyć się z widzenia, Grimshaw nie był kimś kto zapamiętywał wszystkich wokół. Nie pamiętał też by kiedykolwiek widział jak rozmawiają.
— Wybaczcie, kompletnie zapomniałem. Sheridan, poznaj Ryana. Nawet jeśli nie wygląda zbyt wylewnie, jest moim najlepszym przyjacielem i... — i? Przez chwilę zamilkł wyraźnie się zawieszając.
I co dalej?
Sam nie był właściwie pewien co chciał powiedzieć. Jakby nie patrzeć, żadne z nich nigdy nie potwierdziło oficjalnie ani tego, że są razem ani czegokolwiek innego. Obcy, niski śmiech rozległ się w jego głowie, siłą otwierając jego usta, by wypuścić identycznie brzmiący dźwięk spomiędzy jego warg, zabarwiając go nutą zażenowania. Podrapał się po karku, zaraz siadając na swoim miejscu.
— Tak. Karmą z puszki mówisz? Zazwyczaj pozwalają na wszystko, choć rzeczywiście różnie to bywa z psami i ich pokazami dominacji. Nawet jeśli nie ujawniłby się u twojego, mógłby u któregoś z nich — machnął głową w tył, wskazując tym samym na pupile po drugiej stronie ogrodzenia. Podniósł rękę do szczęki i potarł ją palcami, nadal nie mogąc pozbyć się tego paskudnego uczucia, którego nie odczuwał już od dawna.
Tego, w którym ktoś przejmował kontrolę nad jego ciałem wbrew jego woli.
Słysząc o escatesso nie mógł powstrzymać cichego parsknięcia, gdy nachylił się w stronę Jaya pytając go z rozbawieniem:
— Jesteś pewien, że nie wolisz Caramel Meowcchiatto, Furappe lub Pawpuccino? — sam przesunął wzrokiem pod karcie, powstrzymując się przed rozbawionymi prychnięciami, gdy patrzył na coraz to kolejne pozycje.
— Almond Meowpucchino. Bez cukru i całej tej bitej śmietany z dodatkami, jeśli można — zaznaczył przenosząc wzrok na Sheridan, wyraźnie czekając na jej decyzję.
— Niestety nie mogę wykradać ich z domu tak często jak bym tego chciał. Zwłaszcza że ogarnięcie tak dużej grupy w miejscu, gdzie co chwilę przewijają się dziesiątki osób byłoby niezwykle trudne — wytłumaczył mimo że doskonale wiedział iż słowa wypowiedziane przez Paige były jedynie żartem. Poczekał cierpliwie aż dziewczyna zebrała swoje rzeczy i znalazła się ponownie przy ich stoliku. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że popełnił dość podstawowy błąd zakładając że znali się z Ryanem tylko dlatego że chodzili do jednej szkoły. Nawet jeśli mogli kojarzyć się z widzenia, Grimshaw nie był kimś kto zapamiętywał wszystkich wokół. Nie pamiętał też by kiedykolwiek widział jak rozmawiają.
— Wybaczcie, kompletnie zapomniałem. Sheridan, poznaj Ryana. Nawet jeśli nie wygląda zbyt wylewnie, jest moim najlepszym przyjacielem i... — i? Przez chwilę zamilkł wyraźnie się zawieszając.
I co dalej?
Sam nie był właściwie pewien co chciał powiedzieć. Jakby nie patrzeć, żadne z nich nigdy nie potwierdziło oficjalnie ani tego, że są razem ani czegokolwiek innego. Obcy, niski śmiech rozległ się w jego głowie, siłą otwierając jego usta, by wypuścić identycznie brzmiący dźwięk spomiędzy jego warg, zabarwiając go nutą zażenowania. Podrapał się po karku, zaraz siadając na swoim miejscu.
— Tak. Karmą z puszki mówisz? Zazwyczaj pozwalają na wszystko, choć rzeczywiście różnie to bywa z psami i ich pokazami dominacji. Nawet jeśli nie ujawniłby się u twojego, mógłby u któregoś z nich — machnął głową w tył, wskazując tym samym na pupile po drugiej stronie ogrodzenia. Podniósł rękę do szczęki i potarł ją palcami, nadal nie mogąc pozbyć się tego paskudnego uczucia, którego nie odczuwał już od dawna.
Tego, w którym ktoś przejmował kontrolę nad jego ciałem wbrew jego woli.
Słysząc o escatesso nie mógł powstrzymać cichego parsknięcia, gdy nachylił się w stronę Jaya pytając go z rozbawieniem:
— Jesteś pewien, że nie wolisz Caramel Meowcchiatto, Furappe lub Pawpuccino? — sam przesunął wzrokiem pod karcie, powstrzymując się przed rozbawionymi prychnięciami, gdy patrzył na coraz to kolejne pozycje.
— Almond Meowpucchino. Bez cukru i całej tej bitej śmietany z dodatkami, jeśli można — zaznaczył przenosząc wzrok na Sheridan, wyraźnie czekając na jej decyzję.
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Animal Cafe [ KAWIARNIA ]
Pią Mar 09, 2018 8:02 am
Pią Mar 09, 2018 8:02 am
- Rozumiem - odparła, nie tyle zawiedziona, co po prostu lekko zasmucona zaistniałą sytuacją. Choć faktycznie ciężko było się utrzymać ze stadem maluchów i nie zgubić któregoś w tłumie. - Najwyżej to ja spróbuję złożyć im wizytę. To w sumie nie byłby głupi pomysł. Podrzuciłabym jakieś zabawki, posiedziałabym. Bez jakiejś zbędnej publiki. - Od kiedy ty w ogóle lubisz dzieci, Paige? Uruchamiał jej się jakiś instynkt macierzyński czy jak.
Tutaj jakieś przykre rzeczy i brak jej ulubionej sierotki, a tam nieznajomy jeszcze Ryan wykazał się niesamowitą pewnością siebie. Chyba. Przez jej głowę ani nie przemknęła myśl, że mogłaby to być jakakolwiek forma obrazy w jej kierunku. Przecież nie planowała nikomu kraść znajomych czy, jak się zaraz miało okazać, najlepszych przyjaciół. Uśmiechnęła się więc ciepło i skinęła jasnym czerepem na znak zrozumienia.
"Jest moim najlepszym przyjacielem i..."
Odczekała moment, dając Thatcherowi chwilę na ogarnięcie myśli. Kiedy jednak wyraźnie zrezygnował z aneksu swojej wypowiedzi, sama Paige poprawiła się na krześle i odchrząknęła cicho.
- I to mi wystarczy, żeby wiedzieć, że jest ci bliski - uniosła kąciki ust w ciepłym uśmiechu i wyciągnęła dłoń do Ryana. - Cieszę się, że ma kogoś kto się nim opiekuje, kiedy on zajmuje się wszystkimi naokoło.
Mimo wszystko bycie prefektem ciągnęło za sobą grupę zagubionych uczniów czy rozrabiaków, a tych trzeba było dopilnować. Już nie wspominając o tym, że dbał o te małe sierotki. Kwestię psiej dominacji już pominęła, kiwając tylko głową na słowa znajomego. Nawet nie wspominała o tym, że Trevor i tłumy ogólnie kończyły się tym, że husky zaczynał wszystkim innym zwierzętom po prostu ojcować.
Zaraz. "Esca-" co? Dopiero teraz pojęła, jak głupawe i zabawne były niektóre pozycje w tym menu. Wcześniej jakoś nie zarejestrowała poprzestawianych nazw, a składając swoje zamówienie poprosiła po prostu o "latte", więc co tam było do przestawienia. Była kolejną osobą, która ujawniła swoje rozbawienie tą sytuacją światu, uśmiechając się typowo po pejdżowemu pod nosem. Ale teraz wyraźnie przyszła jej kolej na zamawianie, więc pora było otworzyć gębę.
- Ja podziękuję za więcej - oznajmiła z uśmiechem, wskazując dłonią na swój nietknięty jeszcze nawet kawałek ciasta i w połowie niedopite latte. Raczej nie potrzebowała na ten moment, więc po co przepłacać? - Espurresso brzmiałoby lepiej - mruknęła, gdy tylko obsługujące ich dziewczę się oddaliło.
Tutaj jakieś przykre rzeczy i brak jej ulubionej sierotki, a tam nieznajomy jeszcze Ryan wykazał się niesamowitą pewnością siebie. Chyba. Przez jej głowę ani nie przemknęła myśl, że mogłaby to być jakakolwiek forma obrazy w jej kierunku. Przecież nie planowała nikomu kraść znajomych czy, jak się zaraz miało okazać, najlepszych przyjaciół. Uśmiechnęła się więc ciepło i skinęła jasnym czerepem na znak zrozumienia.
"Jest moim najlepszym przyjacielem i..."
Odczekała moment, dając Thatcherowi chwilę na ogarnięcie myśli. Kiedy jednak wyraźnie zrezygnował z aneksu swojej wypowiedzi, sama Paige poprawiła się na krześle i odchrząknęła cicho.
- I to mi wystarczy, żeby wiedzieć, że jest ci bliski - uniosła kąciki ust w ciepłym uśmiechu i wyciągnęła dłoń do Ryana. - Cieszę się, że ma kogoś kto się nim opiekuje, kiedy on zajmuje się wszystkimi naokoło.
Mimo wszystko bycie prefektem ciągnęło za sobą grupę zagubionych uczniów czy rozrabiaków, a tych trzeba było dopilnować. Już nie wspominając o tym, że dbał o te małe sierotki. Kwestię psiej dominacji już pominęła, kiwając tylko głową na słowa znajomego. Nawet nie wspominała o tym, że Trevor i tłumy ogólnie kończyły się tym, że husky zaczynał wszystkim innym zwierzętom po prostu ojcować.
Zaraz. "Esca-" co? Dopiero teraz pojęła, jak głupawe i zabawne były niektóre pozycje w tym menu. Wcześniej jakoś nie zarejestrowała poprzestawianych nazw, a składając swoje zamówienie poprosiła po prostu o "latte", więc co tam było do przestawienia. Była kolejną osobą, która ujawniła swoje rozbawienie tą sytuacją światu, uśmiechając się typowo po pejdżowemu pod nosem. Ale teraz wyraźnie przyszła jej kolej na zamawianie, więc pora było otworzyć gębę.
- Ja podziękuję za więcej - oznajmiła z uśmiechem, wskazując dłonią na swój nietknięty jeszcze nawet kawałek ciasta i w połowie niedopite latte. Raczej nie potrzebowała na ten moment, więc po co przepłacać? - Espurresso brzmiałoby lepiej - mruknęła, gdy tylko obsługujące ich dziewczę się oddaliło.
Rosa María Chavarría
Fresh Blood Lost in the City
Re: Animal Cafe [ KAWIARNIA ]
Pią Mar 09, 2018 10:27 am
Pią Mar 09, 2018 10:27 am
Randka w ciemno z samymi dziewczynami definitywnie nie była dla niej czymś codziennym... z chłopakami zresztą też nie. Aczkolwiek kiedyś musiał być ten pierwszy raz prawda? Usiadła przy stoliku przyglądając się pozostałym bez jakiejkolwiek krępacji. Barwa włosów Natalie na pewno przyciągała wzrok.
Słysząc komplement jakoś tak uśmiech sam pojawił się na ustach, teatralnie poprawiła włosy i przyległa ramieniem do ramienia Mio.
- Gracias! - kompletnie nie wiedziała co teraz więc po prostu uśmiechnęła się nieco zmieszana. Z tego wszystkiego wyrwało ją pojawienie się kolejnej osoby. Wewnętrznie Rosa przeżywała spore "WoW", starała się tego zewnętrznie nie okazywać, ale przez chwilę oczy jej zabłysły.
Niedługo po tym pojawiły się tak zwane ogiery... nie mogła uwierzyć temu co widzi. Znaczy, wiedziała, że to rzeczywistość jednak nie spodziewała się, że osoby pokroju Gregorego naprawdę istnieją. Całe życie uważała to tylko za przerysowany stereotyp, a tu proszę. Całe życie w błędzie.
Gdy wszyscy zaczęli się przedstawiać, dziewczyna poczuła się... strasznie młodo. To trochę ją krępowało. Chociaż uczucie to zostało zastąpione przez kolejne "wow" słysząc Sigrunn.
- Rosa... uczennica Riverdale... - wyrzuciła z siebie te słowa na szybko. Widząc, że ludzie nie robią się tutaj jakoś szczególnie wylewni nie zamierzała się obecnie wychylać. Sprawdziła kartę i jak na prawdziwą zwierzęcą kawiarenkę było tam dużo "purr", "meow" i innych zwierzęconawiązujących nazw dla znanych już rzeczy.
- Zielona herbata i ciasto czekoladowe - co mogła poradzić, słodycze to jej słabość.
Słysząc komplement jakoś tak uśmiech sam pojawił się na ustach, teatralnie poprawiła włosy i przyległa ramieniem do ramienia Mio.
- Gracias! - kompletnie nie wiedziała co teraz więc po prostu uśmiechnęła się nieco zmieszana. Z tego wszystkiego wyrwało ją pojawienie się kolejnej osoby. Wewnętrznie Rosa przeżywała spore "WoW", starała się tego zewnętrznie nie okazywać, ale przez chwilę oczy jej zabłysły.
Niedługo po tym pojawiły się tak zwane ogiery... nie mogła uwierzyć temu co widzi. Znaczy, wiedziała, że to rzeczywistość jednak nie spodziewała się, że osoby pokroju Gregorego naprawdę istnieją. Całe życie uważała to tylko za przerysowany stereotyp, a tu proszę. Całe życie w błędzie.
Gdy wszyscy zaczęli się przedstawiać, dziewczyna poczuła się... strasznie młodo. To trochę ją krępowało. Chociaż uczucie to zostało zastąpione przez kolejne "wow" słysząc Sigrunn.
- Rosa... uczennica Riverdale... - wyrzuciła z siebie te słowa na szybko. Widząc, że ludzie nie robią się tutaj jakoś szczególnie wylewni nie zamierzała się obecnie wychylać. Sprawdziła kartę i jak na prawdziwą zwierzęcą kawiarenkę było tam dużo "purr", "meow" i innych zwierzęconawiązujących nazw dla znanych już rzeczy.
- Zielona herbata i ciasto czekoladowe - co mogła poradzić, słodycze to jej słabość.
Gregory przeskakiwał błyskawicznie wzrokiem po każdej z dziewczyn, zawieszając na nich wzrok na nieco dłużej, zupełnie jakby sam nie mógł się zdecydować którą wybrać. Obaj chłopcy podali przypadkowe pozycje z karty nieszczególnie się na nich skupiając. Kobieta spisywała wszystkie zamówienia, dopiero na sam koniec powtarzając powoli każde z nich, by upewnić się że dobrze je zapisała. Przy większej liczbie osób wolała się nie pomylić.
— Zaraz podam państwa zamówienie.
I odeszła w stronę kuchni dając im chwilę na to, by mogli zadać sobie kilka kolejnych pytań.
— Wow jesteś uczennicą Riverdale? — informatykowi wyraźnie opadła szczęka. Jakby nie patrzeć była to bez wątpienia najdroższa i najbardziej prestiżowa szkoła w całym Vancouver. Pech chciał, że to właśnie do jego krzesła przykicał całkiem spory biały królik, opierając łapki na drewnianej nodze. Gregory momentalnie wyczuł w tym szansę, gdy porwał zwierzę na kolana uśmiechając się szeroko - boże przestań się uśmiechać - w stronę Natalie.
— Też uwielbiam króliki! — powiedział drapiąc zwierzę dość niezdarnie za uszami.
"Rosa... uczennica Riverdale..."
— Wow ty też!? — Greg wyglądał jakby miał zaraz zostać spazmów z zachwytu. Przez chwilę kompletnie zapomniał że trzymał na kolanach królika zamierzając zrobić z niego materiał na podryw, przez co zwierzę zaczęło skubać ząbkami brzeg jego serwetki.
Zadziwiające że Albert siedzący cały czas cicho odwrócił się w stronę Mio pytając cichym, spokojnym głosem:
— Masz już coś na oku? Studia — dodał, by upewnić się że dziewczyna odbierze go w odpowiedni sposób. Zaraz zwrócił się też w stronę Sigrunn i choć jego mimika nijak się nie zmieniła, w oczach dało się dostrzec zainteresowanie. Barman bez wątpienia był jednym z tych zawodów który w oczach innych był po prostu cool.
Wtem pojawiła się kelnerka, rozkładając wszystkie zamówienia na stole. Nie było to jednak wszystko co ze sobą przyniosła. Na środku różowego stołu pojawiło się spore czarne pudełko, bez wątpienia będące grą. Grą, którą niektórzy mogli znać.
— Graliście już kiedyś w Cards Against Humanity czy mam wam wytłumaczyć zasady?
— Zaraz podam państwa zamówienie.
I odeszła w stronę kuchni dając im chwilę na to, by mogli zadać sobie kilka kolejnych pytań.
— Wow jesteś uczennicą Riverdale? — informatykowi wyraźnie opadła szczęka. Jakby nie patrzeć była to bez wątpienia najdroższa i najbardziej prestiżowa szkoła w całym Vancouver. Pech chciał, że to właśnie do jego krzesła przykicał całkiem spory biały królik, opierając łapki na drewnianej nodze. Gregory momentalnie wyczuł w tym szansę, gdy porwał zwierzę na kolana uśmiechając się szeroko - boże przestań się uśmiechać - w stronę Natalie.
— Też uwielbiam króliki! — powiedział drapiąc zwierzę dość niezdarnie za uszami.
"Rosa... uczennica Riverdale..."
— Wow ty też!? — Greg wyglądał jakby miał zaraz zostać spazmów z zachwytu. Przez chwilę kompletnie zapomniał że trzymał na kolanach królika zamierzając zrobić z niego materiał na podryw, przez co zwierzę zaczęło skubać ząbkami brzeg jego serwetki.
Zadziwiające że Albert siedzący cały czas cicho odwrócił się w stronę Mio pytając cichym, spokojnym głosem:
— Masz już coś na oku? Studia — dodał, by upewnić się że dziewczyna odbierze go w odpowiedni sposób. Zaraz zwrócił się też w stronę Sigrunn i choć jego mimika nijak się nie zmieniła, w oczach dało się dostrzec zainteresowanie. Barman bez wątpienia był jednym z tych zawodów który w oczach innych był po prostu cool.
Wtem pojawiła się kelnerka, rozkładając wszystkie zamówienia na stole. Nie było to jednak wszystko co ze sobą przyniosła. Na środku różowego stołu pojawiło się spore czarne pudełko, bez wątpienia będące grą. Grą, którą niektórzy mogli znać.
— Graliście już kiedyś w Cards Against Humanity czy mam wam wytłumaczyć zasady?
Wszyscy się przedstawili, było supidupi, nawet jeszcze się trochę pozachwycała, bo przecież historie życia takie fascynujące (a tak naprawdę to po prostu cały czas miała w głowie to gracias wyrzucone przez Rosę).
- Właściwie... ja też byłam w Riverdale do zeszłego roku - wydukała, jakby to nie było nic szczególnego. Pewnie dlatego, że dla niej faktycznie nie było. Rozumiała jaki Riverdale miało wpływ na całe miasto i na Kanadę w ogóle, ale dla kogoś, kto chodził tam od początku, nie było to nic takiego.
Zaraz jednak usłyszała pytanie dnia. I to od tego cichego bubełka wzrostu bardzo zbliżonego do jej. Podrapała się po policzku.
- Cóóóż, jedyne co mi przychodzi do głowy to coś językowego i kulturowego. Ewentualnie jakaś praca z ludźmi. Ale nie mam pojęcia co mogłabym dokładnie robić - westchnęła. Ona to by najchętniej studiowała wszystko naraz, bo wszystko wygląda ciekawie na broszurkach.
Zaraz dotarły jednak zamówienia, więc zaczęła sączyć swoją herbatę. Mogła? Mogła. Na pytanie ze strony kelnerki jednak uniosła drobną łapkę.
- Ja nie grałam :< - pewnie dlatego, że się bała po tym, co widziała w internecie na ten temat.
- Właściwie... ja też byłam w Riverdale do zeszłego roku - wydukała, jakby to nie było nic szczególnego. Pewnie dlatego, że dla niej faktycznie nie było. Rozumiała jaki Riverdale miało wpływ na całe miasto i na Kanadę w ogóle, ale dla kogoś, kto chodził tam od początku, nie było to nic takiego.
Zaraz jednak usłyszała pytanie dnia. I to od tego cichego bubełka wzrostu bardzo zbliżonego do jej. Podrapała się po policzku.
- Cóóóż, jedyne co mi przychodzi do głowy to coś językowego i kulturowego. Ewentualnie jakaś praca z ludźmi. Ale nie mam pojęcia co mogłabym dokładnie robić - westchnęła. Ona to by najchętniej studiowała wszystko naraz, bo wszystko wygląda ciekawie na broszurkach.
Zaraz dotarły jednak zamówienia, więc zaczęła sączyć swoją herbatę. Mogła? Mogła. Na pytanie ze strony kelnerki jednak uniosła drobną łapkę.
- Ja nie grałam :< - pewnie dlatego, że się bała po tym, co widziała w internecie na ten temat.
Potaknęła, kiedy kelnerka poprosiła o potwierdzenia zamówienia, po czym odprowadziła ją spojrzeniem. Teraz nie miała wymówki, musiała powrócić do dyskusji, która, ku jej niezadowoleniu, spadła na temat szkoły. Wyglądało na to, że prawie wszyscy tutaj nagle okazali się być obecnymi lub byłymi uczniami znienawidzonego przez Sigrunn Riverdale, chociaż gdy na nich zerkała, nie mogła się oprzeć wrażeniu, że ich nauka w tym wesołym przybytku była znacznie ciekawsza i przede wszystkim chodzili tam z własnej woli.
- I co, nie wytrzymałaś z nimi? - mruknęła do Mio, opierając podbródek na dłoni podpartej o stolik. To by jej nie zdziwiło. Wielu nie wytrzymywało presji czy nie umiało dotrzymać kroku reszcie, przez co zwyczajnie odpadało. Sig udało się chyba tylko dlatego, że na klasy B przymykano oko i miała wyjątkowego farta. No i nie była taka głupia na jaką mogła wyglądać.
Gdy kelnerka wróciła, Norweżka przysunęła do siebie swoją kawę i zerknęła z zaciekawieniem na czarne pudełko. Długo nie musiała się zastanawiać, co to jest. Tak wiele razy grała w Cards Against Humanity, że nie potrzebowała wstępów. Aż się uśmiechnęła szeroko. Co jak co, ale kpić, wyśmiewać i dopierdalać niewybrednymi żartami o martwych płodach i feministkach umiała najlepiej, toteż na propozycję wytłumaczenia zasad pokręciła głową, ale zdawała sobie sprawę, że i tak trzeba będzie wszystko przedstawić. Nie wszyscy wyglądali tutaj na pozbawionych zahamowań skurwieli, którzy lubowali się w takich prymitywnych rozrywkach jak ta.
- I co, nie wytrzymałaś z nimi? - mruknęła do Mio, opierając podbródek na dłoni podpartej o stolik. To by jej nie zdziwiło. Wielu nie wytrzymywało presji czy nie umiało dotrzymać kroku reszcie, przez co zwyczajnie odpadało. Sig udało się chyba tylko dlatego, że na klasy B przymykano oko i miała wyjątkowego farta. No i nie była taka głupia na jaką mogła wyglądać.
Gdy kelnerka wróciła, Norweżka przysunęła do siebie swoją kawę i zerknęła z zaciekawieniem na czarne pudełko. Długo nie musiała się zastanawiać, co to jest. Tak wiele razy grała w Cards Against Humanity, że nie potrzebowała wstępów. Aż się uśmiechnęła szeroko. Co jak co, ale kpić, wyśmiewać i dopierdalać niewybrednymi żartami o martwych płodach i feministkach umiała najlepiej, toteż na propozycję wytłumaczenia zasad pokręciła głową, ale zdawała sobie sprawę, że i tak trzeba będzie wszystko przedstawić. Nie wszyscy wyglądali tutaj na pozbawionych zahamowań skurwieli, którzy lubowali się w takich prymitywnych rozrywkach jak ta.
Spojrzała na chłopaka, który zadał jej pytanie i uniosła brew. Dla niej takie pytanie zadane w ten konkretny sposób było dosyć śmieszne, ale nie miała zamiaru go urazić, więc nawet na chwilę nie dała upustu swoim emocjom.
— Tylko uważaj na to jak go trzymasz — rzekła mimo wszystko dosyć miło, uśmiechając się do niego ciepło. Tak czy tak, to nie był ktoś, kim by była zainteresowana.
Spojrzała na czarne pudełko i przełknęła nerwowo ślinę. Karty przeciwko ludzkości. Coś co sprawiało, że jej poczucie humoru było wystawiane na próbę. Jeśli komuś się podobało, mogli się zaznajomić, jeśli nie, to raczej nie chciał się do niej odzywać. W sumie i tak nie chcieli się do niej odzywać, więc żadna nowość.
Spojrzała na dziewczyny, a potem na chłopców i westchnęła. Będzie zabawnie, ale możliwe, że część tych duszyczek nie wytrwa próby.
— Tylko uważaj na to jak go trzymasz — rzekła mimo wszystko dosyć miło, uśmiechając się do niego ciepło. Tak czy tak, to nie był ktoś, kim by była zainteresowana.
Spojrzała na czarne pudełko i przełknęła nerwowo ślinę. Karty przeciwko ludzkości. Coś co sprawiało, że jej poczucie humoru było wystawiane na próbę. Jeśli komuś się podobało, mogli się zaznajomić, jeśli nie, to raczej nie chciał się do niej odzywać. W sumie i tak nie chcieli się do niej odzywać, więc żadna nowość.
Spojrzała na dziewczyny, a potem na chłopców i westchnęła. Będzie zabawnie, ale możliwe, że część tych duszyczek nie wytrwa próby.
Rosa María Chavarría
Fresh Blood Lost in the City
Re: Animal Cafe [ KAWIARNIA ]
Pią Mar 09, 2018 11:51 pm
Pią Mar 09, 2018 11:51 pm
Rosa przytaknęła nieco zdziwiona słysząc zachwyt chłopaka spowodowany faktem, że są tutaj uczennice Riverdale. Dziwiło ją to, wiedziała, że szkoła sama w sobie jest prestiżowa, ale żeby się aż tak reagować na osoby, które tam się uczą. Trochę straszne. Lepiej w ogóle nie wspominać, że przeskoczyła klasę by jak najszybciej dostać się do tej placówki. Odczekała na swoje zamówienie, wysłuchując reszty. Z pewnego punktu widzenia bawiła ją postawa "typowego informatyka", ale nie okazywała tego na zewnątrz.
Kiedy pojawiło się przed nią zamówione ciasto nie czekała długo, chwyciła widelczyk i odkroiła nim kawałek wsadzając go od razu do ust.
Rozpłynęła się na chwilę.
- Delicioso~ - wymruczała cicho mając dalej widelczyk w ustach. Na szczęście szybko się opanowała. Przysłoniła usta dłonią, odłożyła widelczyk. - Słyszałam tylko o tej grze..
Kiedy pojawiło się przed nią zamówione ciasto nie czekała długo, chwyciła widelczyk i odkroiła nim kawałek wsadzając go od razu do ust.
Rozpłynęła się na chwilę.
- Delicioso~ - wymruczała cicho mając dalej widelczyk w ustach. Na szczęście szybko się opanowała. Przysłoniła usta dłonią, odłożyła widelczyk. - Słyszałam tylko o tej grze..
„Nawet jeśli nie wygląda zbyt wylewnie, jest moim najlepszym przyjacielem i...”
I...?
Ciemnowłosy uniósł wzrok, kierując go na piegowata twarz Winchestera. Uważnie obserwował wyraz jego twarzy, gdy chłopak zamilkł gwałtownie, jakby obawiał się wypowiedzenia kolejnych słów na głos. Jako ktoś, kto nie miał problemu z wyrażaniem własnych myśli na głos, nie potrafił do końca zrozumieć, dlaczego Thatcher wciąż miał trudności z wypowiadaniem się na temat niektórych spraw. Czy Sheridan była kolejną osobą, przy której należało zachować milczenie?
Frustrujące.
― Jesteśmy razem ― jego słowa starły się ze słowami Sheridan, która dokładnie w tym samym momencie zaakceptowała fakt, że złotooki nie powiedział nic więcej. Rozwiał tym samym wszelkie wątpliwości, które mogły narodzić się po tym krótkim „i”, nie widząc powodu, dla którego miałby się jakkolwiek krępować przed ledwo poznaną dziewczyną.
Normalni ludzie zwykle się krępują.
Od razu stało się jasnym, dlaczego wcześniej uznał, że zabranie go było praktycznie niemożliwe. Grimshaw jeszcze przez chwilę wpatrywał się w Riley'a spojrzeniem, w którym kryło się zdecydowanie, którego najwidoczniej mu brakowało, zanim ruch blondynki przyciągnął jego uwagę. Uścisk jego dłoni był krótki i chłodny – dało się wyczuć dystans, który nie był niczym nadzwyczajnym, jeśli chodziło o nowe osoby w jego otoczeniu, biorąc pod uwagę, że nawet ci, którzy mieli z nim do czynienia znacznie dłużej, nie zdołali przekroczyć muru, którego nieprzyjemna, szorstka powierzchnia zderzała się z ich nosami, gdy próbowali podejść zbyt blisko.
Formalności mieli już za sobą.
― Może powinieneś pomyśleć o stażu w kawiarni, skoro już samo menu sprawia ci aż taką frajdę? ― rzucił, unosząc brew na widok rozbawionego prefekta. Nie wątpił, że byłby przekonującym pracownikiem tego miejsca.
― Escatesso raz i już biorę się za kolejne zamówienie! ― odparła kelnerka, stawiając niewielką filiżankę przed szarookim. Już wcześniej mógł się spodziewać, że nazwa produktu przemawiała sama za siebie, a to miejsce nie mogło być normalne. Nic dziwnego, że z niejaką rezygnacją spojrzał na wzór uroczego kota, który twórczo na spienioną powierzchnię gorącego napoju. Choć nie miał w zwyczaju słodzić kawy, tym razem skorzystał z łyżeczki, by doprowadzić kawę do stanu, w jakim powinna znajdować się od samego początku. Kot, który wcześniej raczył wszystkich swoim nienaturalnym uśmiechem, aktualnie przypominał biało-brązową spiralę. Dopiero wtedy Ryan ujął w palce uszko filiżanki i upił pierwszy łyk.
I...?
Ciemnowłosy uniósł wzrok, kierując go na piegowata twarz Winchestera. Uważnie obserwował wyraz jego twarzy, gdy chłopak zamilkł gwałtownie, jakby obawiał się wypowiedzenia kolejnych słów na głos. Jako ktoś, kto nie miał problemu z wyrażaniem własnych myśli na głos, nie potrafił do końca zrozumieć, dlaczego Thatcher wciąż miał trudności z wypowiadaniem się na temat niektórych spraw. Czy Sheridan była kolejną osobą, przy której należało zachować milczenie?
Frustrujące.
― Jesteśmy razem ― jego słowa starły się ze słowami Sheridan, która dokładnie w tym samym momencie zaakceptowała fakt, że złotooki nie powiedział nic więcej. Rozwiał tym samym wszelkie wątpliwości, które mogły narodzić się po tym krótkim „i”, nie widząc powodu, dla którego miałby się jakkolwiek krępować przed ledwo poznaną dziewczyną.
Normalni ludzie zwykle się krępują.
Od razu stało się jasnym, dlaczego wcześniej uznał, że zabranie go było praktycznie niemożliwe. Grimshaw jeszcze przez chwilę wpatrywał się w Riley'a spojrzeniem, w którym kryło się zdecydowanie, którego najwidoczniej mu brakowało, zanim ruch blondynki przyciągnął jego uwagę. Uścisk jego dłoni był krótki i chłodny – dało się wyczuć dystans, który nie był niczym nadzwyczajnym, jeśli chodziło o nowe osoby w jego otoczeniu, biorąc pod uwagę, że nawet ci, którzy mieli z nim do czynienia znacznie dłużej, nie zdołali przekroczyć muru, którego nieprzyjemna, szorstka powierzchnia zderzała się z ich nosami, gdy próbowali podejść zbyt blisko.
Formalności mieli już za sobą.
― Może powinieneś pomyśleć o stażu w kawiarni, skoro już samo menu sprawia ci aż taką frajdę? ― rzucił, unosząc brew na widok rozbawionego prefekta. Nie wątpił, że byłby przekonującym pracownikiem tego miejsca.
― Escatesso raz i już biorę się za kolejne zamówienie! ― odparła kelnerka, stawiając niewielką filiżankę przed szarookim. Już wcześniej mógł się spodziewać, że nazwa produktu przemawiała sama za siebie, a to miejsce nie mogło być normalne. Nic dziwnego, że z niejaką rezygnacją spojrzał na wzór uroczego kota, który twórczo na spienioną powierzchnię gorącego napoju. Choć nie miał w zwyczaju słodzić kawy, tym razem skorzystał z łyżeczki, by doprowadzić kawę do stanu, w jakim powinna znajdować się od samego początku. Kot, który wcześniej raczył wszystkich swoim nienaturalnym uśmiechem, aktualnie przypominał biało-brązową spiralę. Dopiero wtedy Ryan ujął w palce uszko filiżanki i upił pierwszy łyk.
- Wizualizacja kawy:
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Re: Animal Cafe [ KAWIARNIA ]
Sob Mar 10, 2018 9:35 pm
Sob Mar 10, 2018 9:35 pm
Na wspomnienie o odwiedzinach wyprostował się, wyraźnie zaciekawiony propozycją ze strony dziewczyny. Jakby nie patrzeć, raczej niewiele osób robiło podobne rzeczy z własnej woli.
— Jeśli naprawdę jesteś zainteresowana, chętnie podrzucę ci adres. Dzieciaki się ucieszą, nieczęsto mogą się pochwalić uwagą kogoś spoza ośrodka. Rzecz jasna znajdują się dobre dusze, które zawożą im od czasu do czasu prezenty i ubrania - choćby na nieszczęsne święta. Jak możesz się jednak domyślić jest ich stosunkowo niewiele. Każdy ma własne problemy i częściej przechodzi mu przez myśl czy da radę opłacić własne rachunki niż obce dzieci — przechylił głowę w bok przyglądając się przez dłuższą chwilę Sheridan.
Kompletnie nie spodziewał się jednak podobnej odpowiedzi z ust Ryana. W końcu jakby nie patrzeć, nie był to temat który poruszali poraz pierwszy, nawet jeśli jak na złość za każdym razem coś zdawało się im przerywać.
"Jesteśmy razem."
— Jesteśmy... eh?
Dwa proste słowa zdawały się odbijać echem w jego głowie, zupełnie jakby w pierwszym momencie nie zrozumiał ich znaczenia. Nawet nie wiedział kiedy obrócił się w stronę Ryana. Przez jego twarz przewijały się dziesiątki emocji na raz, przez co zidentyfikowanie każdej z osobna było praktycznie niemożliwe.
— Jesteśmy razem.
W końcu wyprostował się na krześle, wracając do pierwotnej pozycji, acz nie dało się przeoczyć rękawa bluzy którym zaraz zasłonił dolną połowę twarzy.
Lecz pomimo jego starań ani obszerny materiał, ani długie ciemne włosy przysłaniające jego skórę nie mogły całkowicie ukryć jak czerwone stały się obsypane piegami policzki i uszy pod wpływem całej sytuacji. Nie to było jednak najgorsze.
Niezależnie od tego jak bardzo się starał, nie mógł pozbyć się uśmiechu z ust. Zdecydowanie zbyt szerokiego jak na Rileya. W końcu rękaw opadł na chwilę w dół, nim zasłonił całą twarz obiema dłońmi, śmiejąc się cicho z wyraźnym zażenowaniem.
— Rany przepraszam, kompletnie nad tym nie panuję. Zignorujcie mnie przez chwilę — poprosił odchylając się do tyłu, cały czas osłaniając się przed widokiem wszystkich dookoła. Nawet jeśli Winchester uśmiechał się dość często, sytuacje gdy robił to w taki sposób można było policzyć na palcach jednej dłoni. Uniesiony kącik warg zwykle całkowicie wystarczył.
Kilka spokojnych wdechów w końcu zdawało się nieco uspokoić wyraźnie przyspieszone bicie serca. Rozpalona skóra pod jego palcami powoli traciła na temperaturze, dzięki czemu w końcu mógł potrzeć nieco sztywne mięśnie policzków. Odkaszlnął w pięść, odzyskując rezon.
— Staż w kawiarni brzmi świetnie, ale niestety płacą dużo gorzej niż w restauracji. Brzmi to dość materialistycznie, ale muszę mieć za co opłacić akademik — jakby nigdy nic powrócił do poprzedniej rozmowy. Jedynie jego prawa dłoń drapiąca w nieświadomym, nerwowym tiku bandanę na lewym nadgarstku zdradzała siedzącemu obok Ryanowi, że wcale nie doszedł jeszcze do siebie w pełnym stopniu, tak jakby tego sobie życzył.
Z drugiej strony czy jego zachowanie było aż tak dziwne, biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności? Czuł się w obecnym momencie o wiele lepiej niż ktokolwiek na świecie, kto właśnie dowiedział się że wygrał na loterii miliardy dolarów. Wątpił, by cokolwiek było w stanie popsuć mu humor.
Widząc jak srebrnooki dostaje swoją kawę w ułamku sekundy wyciągnął telefon z torby.
— Hej, hej czekaj. Nie tak szybko, Jay — wątpił by szatyn zamierzał go słuchać. Mimo wszystko szybkie palce Rileya zdołały uchwycić go w kadrze wraz z napojem, nim brutalnie zniszczył wyjątkowo wspaniały wzór, a telefon zniknął w jego kieszeni równie błyskawicznie co się pojawił. Zupełnie jakby obawiał się, że każe mu usunąć jego zdobycz.
— Proszę bardzo. Almond Meowpucchino bez cukru i bitej śmietany. Jedynie spienione mleko — kelnerka uśmiechnęła się ciepło, przesuwając filiżankę w stronę Woolfe'a. Chłopak skinął głową w podziękowaniu, zaraz patrząc na podane mu arcydzieło. Upewnił się, że Jay odstawił własną filiżankę na talerzyk nim szturchnął go łokciem z rozbawieniem w oczach.
— Pierwszy raz widzę kota który tonie ze szczęściem wypisanym na pysku — zażartował, zaraz biorąc łyżeczkę w dłoń. W przeciwieństwie do Grimshawa nie wymieszał płynu, lecz po prostu zjadł kota w pierwszej kolejności, dopiero po chwili wyrównując koloryt capucchino.
— Wybierasz się na puszczanie lampionów? — zapytał Sheridan, wracając do niej wzrokiem.
— Jeśli naprawdę jesteś zainteresowana, chętnie podrzucę ci adres. Dzieciaki się ucieszą, nieczęsto mogą się pochwalić uwagą kogoś spoza ośrodka. Rzecz jasna znajdują się dobre dusze, które zawożą im od czasu do czasu prezenty i ubrania - choćby na nieszczęsne święta. Jak możesz się jednak domyślić jest ich stosunkowo niewiele. Każdy ma własne problemy i częściej przechodzi mu przez myśl czy da radę opłacić własne rachunki niż obce dzieci — przechylił głowę w bok przyglądając się przez dłuższą chwilę Sheridan.
Kompletnie nie spodziewał się jednak podobnej odpowiedzi z ust Ryana. W końcu jakby nie patrzeć, nie był to temat który poruszali poraz pierwszy, nawet jeśli jak na złość za każdym razem coś zdawało się im przerywać.
"Jesteśmy razem."
— Jesteśmy... eh?
Dwa proste słowa zdawały się odbijać echem w jego głowie, zupełnie jakby w pierwszym momencie nie zrozumiał ich znaczenia. Nawet nie wiedział kiedy obrócił się w stronę Ryana. Przez jego twarz przewijały się dziesiątki emocji na raz, przez co zidentyfikowanie każdej z osobna było praktycznie niemożliwe.
— Jesteśmy razem.
W końcu wyprostował się na krześle, wracając do pierwotnej pozycji, acz nie dało się przeoczyć rękawa bluzy którym zaraz zasłonił dolną połowę twarzy.
Lecz pomimo jego starań ani obszerny materiał, ani długie ciemne włosy przysłaniające jego skórę nie mogły całkowicie ukryć jak czerwone stały się obsypane piegami policzki i uszy pod wpływem całej sytuacji. Nie to było jednak najgorsze.
Niezależnie od tego jak bardzo się starał, nie mógł pozbyć się uśmiechu z ust. Zdecydowanie zbyt szerokiego jak na Rileya. W końcu rękaw opadł na chwilę w dół, nim zasłonił całą twarz obiema dłońmi, śmiejąc się cicho z wyraźnym zażenowaniem.
— Rany przepraszam, kompletnie nad tym nie panuję. Zignorujcie mnie przez chwilę — poprosił odchylając się do tyłu, cały czas osłaniając się przed widokiem wszystkich dookoła. Nawet jeśli Winchester uśmiechał się dość często, sytuacje gdy robił to w taki sposób można było policzyć na palcach jednej dłoni. Uniesiony kącik warg zwykle całkowicie wystarczył.
Kilka spokojnych wdechów w końcu zdawało się nieco uspokoić wyraźnie przyspieszone bicie serca. Rozpalona skóra pod jego palcami powoli traciła na temperaturze, dzięki czemu w końcu mógł potrzeć nieco sztywne mięśnie policzków. Odkaszlnął w pięść, odzyskując rezon.
— Staż w kawiarni brzmi świetnie, ale niestety płacą dużo gorzej niż w restauracji. Brzmi to dość materialistycznie, ale muszę mieć za co opłacić akademik — jakby nigdy nic powrócił do poprzedniej rozmowy. Jedynie jego prawa dłoń drapiąca w nieświadomym, nerwowym tiku bandanę na lewym nadgarstku zdradzała siedzącemu obok Ryanowi, że wcale nie doszedł jeszcze do siebie w pełnym stopniu, tak jakby tego sobie życzył.
Z drugiej strony czy jego zachowanie było aż tak dziwne, biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności? Czuł się w obecnym momencie o wiele lepiej niż ktokolwiek na świecie, kto właśnie dowiedział się że wygrał na loterii miliardy dolarów. Wątpił, by cokolwiek było w stanie popsuć mu humor.
Widząc jak srebrnooki dostaje swoją kawę w ułamku sekundy wyciągnął telefon z torby.
— Hej, hej czekaj. Nie tak szybko, Jay — wątpił by szatyn zamierzał go słuchać. Mimo wszystko szybkie palce Rileya zdołały uchwycić go w kadrze wraz z napojem, nim brutalnie zniszczył wyjątkowo wspaniały wzór, a telefon zniknął w jego kieszeni równie błyskawicznie co się pojawił. Zupełnie jakby obawiał się, że każe mu usunąć jego zdobycz.
— Proszę bardzo. Almond Meowpucchino bez cukru i bitej śmietany. Jedynie spienione mleko — kelnerka uśmiechnęła się ciepło, przesuwając filiżankę w stronę Woolfe'a. Chłopak skinął głową w podziękowaniu, zaraz patrząc na podane mu arcydzieło. Upewnił się, że Jay odstawił własną filiżankę na talerzyk nim szturchnął go łokciem z rozbawieniem w oczach.
— Pierwszy raz widzę kota który tonie ze szczęściem wypisanym na pysku — zażartował, zaraz biorąc łyżeczkę w dłoń. W przeciwieństwie do Grimshawa nie wymieszał płynu, lecz po prostu zjadł kota w pierwszej kolejności, dopiero po chwili wyrównując koloryt capucchino.
— Wybierasz się na puszczanie lampionów? — zapytał Sheridan, wracając do niej wzrokiem.
- Wizualizacja kawy:
Greg na upomnienie ze strony Natalie wyraźnie się zakłopotał, ostrożnie odkładając królika na ziemię. Widocznie wolał zmniejszyć własne szanse niż całkowicie się pogrążyć. Kelnerka widząc zdezorientowanie na twarzach niektórych gości po wymienieniu nazwy gry roześmiała się cicho, rozglądając dookoła.
— Cards Against Humanity to gra towarzyska dla okropnych ludzi, ale spokojnie. Dzisiejszego dnia nikt nie będzie was oceniać. W przeciwieństwie do większości gier partyjnych, karty przeciwko ludzkości są równie niezręczne jak szóstka ludzi widząca się po raz pierwszy na randce w ciemno — puściła im oczko wyraźnie rozbawiona, zacierając dłonie — Gra jest bardzo prosta, choć nieco zmienimy jej zasady. Każdy z was dostanie sześć białych kart z różnymi odpowiedziami. Nie pokazujecie ich innym. W każdej rundzie jeden gracz zadaje pytanie z czarnej karty, a wszyscy inni odpowiadają najzabawniejszą białą kartą. Żeby było łatwiej wyznaczę jedną osobę, która będzie za każdym razem czytać czarną kartę, jak i wysunięte przez was odpowiedzi. Sęk w tym, że wszystko pozostaje anonimowe. Nie czytacie swoich kart na głos, lecz kładziecie je na czarnej karcie. Pan...
— Albert.
— Pan Albert będzie odczytywał wszystkie zgromadzone przez was teksty, po czym wspólnie wybierzecie najśmieszniejszy. Rozegramy trzy rundy testowe, jeśli wam się spodoba - możemy rozegrać więcej. Wszyscy wszystko rozumieją? A zatem do dzieła!
Przetasowała i rozdała wszystkim karty. Nie musieli długo czekać, by Albert przeczytał na głos zawartość pierwszej czarnej karty.
— Dostajesz milion dolarów, ale musisz wytrzymać ... przez 24 godziny.
// Każdy z was dostanie na PW 6 odrębnych tekstów będących waszymi "białymi kartami". Nie udostępniajcie ich innym, wysyłacie mi swoje odpowiedzi do czarnej karty na PW. Proszę żebyście oznaczali je w prosty sposób np. "CAD [Runda 1]", "CAD [Runda 2]. Dzięki temu się nie pomylę i nie pogubię.
Teraz możecie się skupić na naprawdę 5-zdaniowych postach, gdzie po prostu wykładacie karty na stół i czekacie na odpowiedź. Zasady są proste.
1. Podaję wam hasło z czarnej karty.
2. Piszecie posty + wysyłacie mi swoje odpowiedzi na PW (na konto Mistrza Gry!).
3. Albert czyta wszystko na głos i wyciąga kolejną czarną kartę.
4. Głosujecie za najśmieszniejszym dopasowaniem, po czym wykładacie na stół kolejną kartę i wysyłacie mi swoje odpowiedzi na PW.
5. Albert czyta wszystko na głos (i tak dalej).
Zrobimy 3 rundy testowe, jeśli pójdzie nam sprawnie i będziecie mieli ochotę, rozegramy ich więcej!
— Cards Against Humanity to gra towarzyska dla okropnych ludzi, ale spokojnie. Dzisiejszego dnia nikt nie będzie was oceniać. W przeciwieństwie do większości gier partyjnych, karty przeciwko ludzkości są równie niezręczne jak szóstka ludzi widząca się po raz pierwszy na randce w ciemno — puściła im oczko wyraźnie rozbawiona, zacierając dłonie — Gra jest bardzo prosta, choć nieco zmienimy jej zasady. Każdy z was dostanie sześć białych kart z różnymi odpowiedziami. Nie pokazujecie ich innym. W każdej rundzie jeden gracz zadaje pytanie z czarnej karty, a wszyscy inni odpowiadają najzabawniejszą białą kartą. Żeby było łatwiej wyznaczę jedną osobę, która będzie za każdym razem czytać czarną kartę, jak i wysunięte przez was odpowiedzi. Sęk w tym, że wszystko pozostaje anonimowe. Nie czytacie swoich kart na głos, lecz kładziecie je na czarnej karcie. Pan...
— Albert.
— Pan Albert będzie odczytywał wszystkie zgromadzone przez was teksty, po czym wspólnie wybierzecie najśmieszniejszy. Rozegramy trzy rundy testowe, jeśli wam się spodoba - możemy rozegrać więcej. Wszyscy wszystko rozumieją? A zatem do dzieła!
Przetasowała i rozdała wszystkim karty. Nie musieli długo czekać, by Albert przeczytał na głos zawartość pierwszej czarnej karty.
— Dostajesz milion dolarów, ale musisz wytrzymać ... przez 24 godziny.
// Każdy z was dostanie na PW 6 odrębnych tekstów będących waszymi "białymi kartami". Nie udostępniajcie ich innym, wysyłacie mi swoje odpowiedzi do czarnej karty na PW. Proszę żebyście oznaczali je w prosty sposób np. "CAD [Runda 1]", "CAD [Runda 2]. Dzięki temu się nie pomylę i nie pogubię.
Teraz możecie się skupić na naprawdę 5-zdaniowych postach, gdzie po prostu wykładacie karty na stół i czekacie na odpowiedź. Zasady są proste.
1. Podaję wam hasło z czarnej karty.
2. Piszecie posty + wysyłacie mi swoje odpowiedzi na PW (na konto Mistrza Gry!).
3. Albert czyta wszystko na głos i wyciąga kolejną czarną kartę.
4. Głosujecie za najśmieszniejszym dopasowaniem, po czym wykładacie na stół kolejną kartę i wysyłacie mi swoje odpowiedzi na PW.
5. Albert czyta wszystko na głos (i tak dalej).
Zrobimy 3 rundy testowe, jeśli pójdzie nam sprawnie i będziecie mieli ochotę, rozegramy ich więcej!
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Re: Animal Cafe [ KAWIARNIA ]
Sob Mar 10, 2018 10:21 pm
Sob Mar 10, 2018 10:21 pm
- Jasne. Możesz mi go napisać w wolnej chwili - skinęła głową i uśmiechnęła się szeroko do Złotego Chłopca. - Spodziewam się, że inni zajmują się pewnie własnymi dziećmi. Ale ja ich nie mam, mam za to koty, a one zwykle dadzą sobie radę same. Jak pozwolą mi wejść tam z jednym zwierzakiem, to mogę nawet wziąć Selima albo Trevora, są cierpliwi, więc raczej dzieci im niestraszne.
Mimo wszystko spodziewała się, że obecność jakiegoś futrzaka pośród sierot była czymś niecodziennym. A gdyby zabrała swojego największego przyjaciela, nie byłoby wątpliwości, że dałby się wygłaskiwać bez większych zastrzeżeń czy sprzeciwów. Dzieci miałyby frajdę, a on wylazłby trochę do ludzi i ogrzał swoje chłodne, syberyjskie serduszko.
A Ryan właśnie powiedział, że byli razem. Razem. Raaa-zem. Jako para. Partnerów. Kochanków. I, ku jej zdziwieniu, to nie ją zbiło to z tropu, a Winchestera. Przechyliła głowę, obserwując jego reakcję, ostatecznie samej nie umiejąc powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu. I nawet zachichotała z tego rozczulenia! No bo... o rany. Wyglądał, jakby jednocześnie chciał wyskoczyć najwyżej jak umiał, ale i zapaść się pod ziemię. Co za głuptas.
- Jesteś uroczy, Thatcher - oznajmiła w końcu, parsknąwszy po raz kolejny. I dopiero po tych słowach zawiesiła spojrzenie na obydwu młodzianach. - W takim razie mogę tylko cieszyć się waszym szczęściem - i, żeby nie brzmiało to jakoś sztywno i głupawo, uniosła oba kciuki, jakby życząc im tym samym powodzenia. Pewnie nawet nie mieli pojęcia jak pocieszna była dla niej cała ta sytuacja. I pewnie jeszcze by się tak nad nimi porozczulała w głowie, ale Riley zaraz przeskoczył między tematami, a do drugiego z chłopaków dotarło zamówienie i, o bogowie, jakie to było przekochane.
Nie była w stanie nie gapić się na tego słodkiego kotka spoglądającego na nich z kawowej pianki. Z uśmieszkiem pełnym niewinności, automatycznie wywołał u Kenneth chęć podkradnięcia nowo poznanemu Ryanowi filiżanki, żeby choć zrobić jej zdjęcie, ale...
Wszystko zniszczył.
- Cz-czemu, przecież-... - no przecież nawet nie miała okazji, żeby wydać z siebie ciche "oowwww", a kotka już nie było. Udało jej się jednak wychwycić wzrokiem chowającego telefon Woolfe'a, na co zareagowała wymownym spojrzeniem i krzywym, pejdżowym uśmieszkiem. Masz mi to potem wysłać, chłopcze. Przy drugim kocie już bardzo grzecznie poprosiła widocznie bardziej doceniającego tę sztukę z ich dwójki, by wstrzymał konie z pożeraniem tonącego kiciusia. Musiała strzelić zdjęcie, bo bez tego nie byłaby przecież sobą. Dopiero po tym schowała telefon z powrotem do kieszeni. No i nie można też zapomnieć o tym, że zaśmiała się na ten błyskotliwy żarcik ze strony uroczego pieguska (omg ale bym teraz zjadła pieguski).
- Nie bardzo - westchnęła. - Trochę się przejechałam, bo przyszłam od razu tutaj, a dopiero potem się dowiedziałam, że żeby dostać lampion, trzeba wykonać jakieś zadanie. Głupio tak iść z pustymi rękami.
Mimo wszystko spodziewała się, że obecność jakiegoś futrzaka pośród sierot była czymś niecodziennym. A gdyby zabrała swojego największego przyjaciela, nie byłoby wątpliwości, że dałby się wygłaskiwać bez większych zastrzeżeń czy sprzeciwów. Dzieci miałyby frajdę, a on wylazłby trochę do ludzi i ogrzał swoje chłodne, syberyjskie serduszko.
A Ryan właśnie powiedział, że byli razem. Razem. Raaa-zem. Jako para. Partnerów. Kochanków. I, ku jej zdziwieniu, to nie ją zbiło to z tropu, a Winchestera. Przechyliła głowę, obserwując jego reakcję, ostatecznie samej nie umiejąc powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu. I nawet zachichotała z tego rozczulenia! No bo... o rany. Wyglądał, jakby jednocześnie chciał wyskoczyć najwyżej jak umiał, ale i zapaść się pod ziemię. Co za głuptas.
- Jesteś uroczy, Thatcher - oznajmiła w końcu, parsknąwszy po raz kolejny. I dopiero po tych słowach zawiesiła spojrzenie na obydwu młodzianach. - W takim razie mogę tylko cieszyć się waszym szczęściem - i, żeby nie brzmiało to jakoś sztywno i głupawo, uniosła oba kciuki, jakby życząc im tym samym powodzenia. Pewnie nawet nie mieli pojęcia jak pocieszna była dla niej cała ta sytuacja. I pewnie jeszcze by się tak nad nimi porozczulała w głowie, ale Riley zaraz przeskoczył między tematami, a do drugiego z chłopaków dotarło zamówienie i, o bogowie, jakie to było przekochane.
Nie była w stanie nie gapić się na tego słodkiego kotka spoglądającego na nich z kawowej pianki. Z uśmieszkiem pełnym niewinności, automatycznie wywołał u Kenneth chęć podkradnięcia nowo poznanemu Ryanowi filiżanki, żeby choć zrobić jej zdjęcie, ale...
Wszystko zniszczył.
- Cz-czemu, przecież-... - no przecież nawet nie miała okazji, żeby wydać z siebie ciche "oowwww", a kotka już nie było. Udało jej się jednak wychwycić wzrokiem chowającego telefon Woolfe'a, na co zareagowała wymownym spojrzeniem i krzywym, pejdżowym uśmieszkiem. Masz mi to potem wysłać, chłopcze. Przy drugim kocie już bardzo grzecznie poprosiła widocznie bardziej doceniającego tę sztukę z ich dwójki, by wstrzymał konie z pożeraniem tonącego kiciusia. Musiała strzelić zdjęcie, bo bez tego nie byłaby przecież sobą. Dopiero po tym schowała telefon z powrotem do kieszeni. No i nie można też zapomnieć o tym, że zaśmiała się na ten błyskotliwy żarcik ze strony uroczego pieguska (omg ale bym teraz zjadła pieguski).
- Nie bardzo - westchnęła. - Trochę się przejechałam, bo przyszłam od razu tutaj, a dopiero potem się dowiedziałam, że żeby dostać lampion, trzeba wykonać jakieś zadanie. Głupio tak iść z pustymi rękami.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach