▲▼
First topic message reminder :
[Kontynuacja z parkingu]
Sam jest dzieckiem? Okej! On to zapamięta. Wiedział, że młodo wygląda, ale bez przesady! Nie starał się ożywiać Garika ani rozbudzać. Pomyślał, że może nawet udostępni mu łóżko na krótką drzemkę.
Już wyciągał dłoń, aby otworzyć drzwi, ale zatrzymał się. Co on...? Ach, no tak, jasne.
– Garrrik... – wymruczał nachylając się w jego stronę i zawisając w pewnej odległości. Jedną ręką oparł się o barek umiejscowiony między siedzeniami, a drugą pewnie sięgnął jego krocza mocno masując go przez materiał. – Niestety mamy tu monitoring. Ktoś zaraz by przyszedł i płacilibyśmy mandat. A na górze... mamy ciepłe łóżko... i widok na miasto. – Cholera, nigdy nie przypuszczał, że będzie zachęcać kogoś, aby przyszedł do jego apartamentu.
[Kontynuacja z parkingu]
Sam jest dzieckiem? Okej! On to zapamięta. Wiedział, że młodo wygląda, ale bez przesady! Nie starał się ożywiać Garika ani rozbudzać. Pomyślał, że może nawet udostępni mu łóżko na krótką drzemkę.
Już wyciągał dłoń, aby otworzyć drzwi, ale zatrzymał się. Co on...? Ach, no tak, jasne.
– Garrrik... – wymruczał nachylając się w jego stronę i zawisając w pewnej odległości. Jedną ręką oparł się o barek umiejscowiony między siedzeniami, a drugą pewnie sięgnął jego krocza mocno masując go przez materiał. – Niestety mamy tu monitoring. Ktoś zaraz by przyszedł i płacilibyśmy mandat. A na górze... mamy ciepłe łóżko... i widok na miasto. – Cholera, nigdy nie przypuszczał, że będzie zachęcać kogoś, aby przyszedł do jego apartamentu.
– Nie ma sprawy. – Uśmiechnął się i poklepał Garika po ramieniu. – Pewnie, że chcę. To dobry pomysł, żeby go wykąpać... – Charles zerknął na psa i poszedł za znajomym. – Chociaż nie mamy szamponu dla niego. O tym nie pomyślałem, cholera... –Skrzywił się i znów zerknął na Pierożka. Pamiętał, że pies był cały utytłany w piachu i liściach, pewnie nadal jest brudny. Gdyby nie to, że Charles domyślił się, że szczeniak będzie spał ze swoim panem na łóżku i pewnie zostawiłby połowę brudów w pościeli, chciałby oszczędzić mu stresu na jeden dzień i wykąpać jutro.
– Trudno, będzie bez szamponu. – Z szafki wyjął wielki, ciemnobrązowy ręcznik i położył na półce wanny. – Ten możesz użyć. Nie jest stary, wcale nie mam starych ręczników, ale niech będzie. Później zrobię pranie, a ty możesz dać mu jedzenie. – Zdjął podkoszulkę domyślając się, że taka kąpiel psa będzie oznaczała moczenie całej ich trójki i połowy łazienki, a nie tylko Pierożka. Przez myśl fotografowi też przeszło, że prawdopodobnie gdy wróci z wyjazdu, zwierzak będzie już sporo większy i z wyrośniętej kluski zmieni się w sporego owczarka... Ciekawe, czy wtedy Charles zacznie się go bać, jak wszystkich innych dorosłych psów.
– Trudno, będzie bez szamponu. – Z szafki wyjął wielki, ciemnobrązowy ręcznik i położył na półce wanny. – Ten możesz użyć. Nie jest stary, wcale nie mam starych ręczników, ale niech będzie. Później zrobię pranie, a ty możesz dać mu jedzenie. – Zdjął podkoszulkę domyślając się, że taka kąpiel psa będzie oznaczała moczenie całej ich trójki i połowy łazienki, a nie tylko Pierożka. Przez myśl fotografowi też przeszło, że prawdopodobnie gdy wróci z wyjazdu, zwierzak będzie już sporo większy i z wyrośniętej kluski zmieni się w sporego owczarka... Ciekawe, czy wtedy Charles zacznie się go bać, jak wszystkich innych dorosłych psów.
- To nic, jutro kupię. Ważne by nie... Eee…. Pobrudził ci domu. Prawda? Pirażok? – ucałował szczeniaka i wszedł z nim do łazienki. Włożył go do brodzika i zaraz za Charlesem zaczął się rozbierać.
- Da, da. Pewnie weterynarz go nie karmił. Biedaczek mały. – rzucił ubrania na zamkniętą deskę i usiadł na brzegu. Włożył nogi do środka i sięgnął po słuchawkę. – Będziesz go trzymać i myć? Czy wolisz trzymać? – zapytał, jednocześnie odkręcając ciepłą wodę i celując nią w Charlesa. Zaśmiał się i szybko porwał słuchawkę do wanny. Zaczął sprawdzać kiedy temperatura będzie odpowiednia. – Każdy dzień z tobą tutaj jest dla mnie jak… Jak jakaś nierealna wizja albo sen.
- Da, da. Pewnie weterynarz go nie karmił. Biedaczek mały. – rzucił ubrania na zamkniętą deskę i usiadł na brzegu. Włożył nogi do środka i sięgnął po słuchawkę. – Będziesz go trzymać i myć? Czy wolisz trzymać? – zapytał, jednocześnie odkręcając ciepłą wodę i celując nią w Charlesa. Zaśmiał się i szybko porwał słuchawkę do wanny. Zaczął sprawdzać kiedy temperatura będzie odpowiednia. – Każdy dzień z tobą tutaj jest dla mnie jak… Jak jakaś nierealna wizja albo sen.
Charles zaśmiał się i pokręcił głową.
– No co ty. Na pewno go karmili. Dobę bez jedzenia? Niee... – Odruchowo osłonił się przed wodą rękami i obrócił głowę. Kiedy tylko Garik cofnął strumień, fotograf dopadł do prysznica i stamtąd zabrał słuchawkę, szybko i z satysfakcją odwzajemniając się znajomemu niespodziewaną kąpielą.
– Taak, dla mnie momentami też. – Od razu spoważniał słysząc takie słowa i przestał polować na Garika z prysznicem. – Wiesz co, chcę jutro rano pobiegać, a później iść odebrać resztę dokumentów. Idziesz ze mną czy zostaniesz w domu?
– No co ty. Na pewno go karmili. Dobę bez jedzenia? Niee... – Odruchowo osłonił się przed wodą rękami i obrócił głowę. Kiedy tylko Garik cofnął strumień, fotograf dopadł do prysznica i stamtąd zabrał słuchawkę, szybko i z satysfakcją odwzajemniając się znajomemu niespodziewaną kąpielą.
– Taak, dla mnie momentami też. – Od razu spoważniał słysząc takie słowa i przestał polować na Garika z prysznicem. – Wiesz co, chcę jutro rano pobiegać, a później iść odebrać resztę dokumentów. Idziesz ze mną czy zostaniesz w domu?
No proszę! Tak się bawi? Jednak potrafi czasami! Bardzo dobrze. Ściągnął z siebie krople wody i strzepnął je do wanny. Przyciągnął do siebie pijącego psa i ściągnął mu z szyi obrożę. Popatrzył na nią dłuższą chwilę, zastanawiając się gdzie ją odrzucić. Przez myśl mu przeszło aby założyć ją sobie. Przecież będzie wtedy blisko, nie zgubi się! Tak, tak, to debilny pomysł.
- Pójdę z tobą. Póki mogę być obok to wiesz… - wycelował nią do zlewu i rzucił. – Wezmę Pierożka. Pobiegamy razem, a kiedy się zmęczy zabiorę go gdzieś na trawę. Będziemy w kontakcie. – wykonał gest telefoniczny i uśmiechnął się do niego.
Kiedy w końcu udało się wykąpać szczeniaka, przyszło im do wycierania i doprowadzania łazienki do stanu używalności. Ten dzień… Tyle się działo, Garik nie krył zmęczenia i starał się zakończyć wszystko jak najszybciej.
Teraz jesteś mój. – mówił mu, powoli składając pocałunki na jego ciele. – A ja chcę być twój.
Szczeniak, mimo swoich krótkich łap, nie poddawał się i dzielnie trzymał tempo. Odprowadzili Charlesa do urzędu i wrócili we trójkę do domu. Garik nie dopytywał co to za dokumenty, po co i dlaczego. Miał zasadę: jeśli Charles sam o tym nie powie, pytać nie będzie. Niech czuje, że ma coś swojego.
Dzisiejszy dzień wolał spędzić blisko, trzymając go przy sobie i rozpieszczając. Jeśli tylko się dał, nie było potrzeby, by ruszać się z łóżka. Dopiero pod wieczór, gdy usłyszał o pakowaniu, łaskawie dał mu przerwę od czułości.
- Pójdę z tobą. Póki mogę być obok to wiesz… - wycelował nią do zlewu i rzucił. – Wezmę Pierożka. Pobiegamy razem, a kiedy się zmęczy zabiorę go gdzieś na trawę. Będziemy w kontakcie. – wykonał gest telefoniczny i uśmiechnął się do niego.
Kiedy w końcu udało się wykąpać szczeniaka, przyszło im do wycierania i doprowadzania łazienki do stanu używalności. Ten dzień… Tyle się działo, Garik nie krył zmęczenia i starał się zakończyć wszystko jak najszybciej.
Teraz jesteś mój. – mówił mu, powoli składając pocałunki na jego ciele. – A ja chcę być twój.
Szczeniak, mimo swoich krótkich łap, nie poddawał się i dzielnie trzymał tempo. Odprowadzili Charlesa do urzędu i wrócili we trójkę do domu. Garik nie dopytywał co to za dokumenty, po co i dlaczego. Miał zasadę: jeśli Charles sam o tym nie powie, pytać nie będzie. Niech czuje, że ma coś swojego.
Dzisiejszy dzień wolał spędzić blisko, trzymając go przy sobie i rozpieszczając. Jeśli tylko się dał, nie było potrzeby, by ruszać się z łóżka. Dopiero pod wieczór, gdy usłyszał o pakowaniu, łaskawie dał mu przerwę od czułości.
Charles był trochę wymęczony po kolejnej nocy spędzonej w taki sposób, do tego przespanej z drugą osobą z boku, a na dodatek psem. Wstał później niż planował i przez to cały poranek spieszył się, aby później zdążyć do urzędu po na umówioną godzinę, ale udało mi się... a raczej: udało im się odebrać papiery. Charles jak to Charles – nie powiedział, jakie dokładnie dokumenty zdobył uznając, że to nieważne i pewnie cholernie nudne dla kogoś takiego jak Garik. Później po drodze do apartamentu dokupili ostatnie potrzebne rzeczy i wrócili. Fotograf długo zwlekał z pakowaniem i w duchu śmiał się, że takiego zachowania pewnie by pozazdrościło im niejedno młode małżeństwo. Brał to, co oferował Garik i odwdzięczał się tak jak potrafił i chciał.
Wieczorem przeniósł do sypialni torbę oraz plecak i rzucił je na łóżko, a na podłodze zaczął układać wygodne ubrania, przybory, a później też sprzęt do robienia zdjęć, a w końcu przeźroczyste wodoodporne, płaskie torby na suwak. Momentami wciągał się w sprawdzanie aparatów, obiektywów, złączy, akumulatorów, futerałów, kart i całej reszty sprzętu tak bardzo, że zapominał o tym, że w pomieszczeniu nie był sam. Wyglądał jakby szykował broń przed ważną, decydującą walką, a później starannie ją pakował, aby nic go nie zaskoczyło i niczego nie zabrakło. Spędził nad tym ładnych parę godzin kończąc dopiero, gdy miał pewność, że wszystko jest na swoim miejscu. Parę rzeczy dopakuje jutro, ale sprzęt do pracy już zabrał cały.
Usiadł na podłodze, a zaraz położył się na plecach i odetchną głośno.
– Idziemy spać?
Wieczorem przeniósł do sypialni torbę oraz plecak i rzucił je na łóżko, a na podłodze zaczął układać wygodne ubrania, przybory, a później też sprzęt do robienia zdjęć, a w końcu przeźroczyste wodoodporne, płaskie torby na suwak. Momentami wciągał się w sprawdzanie aparatów, obiektywów, złączy, akumulatorów, futerałów, kart i całej reszty sprzętu tak bardzo, że zapominał o tym, że w pomieszczeniu nie był sam. Wyglądał jakby szykował broń przed ważną, decydującą walką, a później starannie ją pakował, aby nic go nie zaskoczyło i niczego nie zabrakło. Spędził nad tym ładnych parę godzin kończąc dopiero, gdy miał pewność, że wszystko jest na swoim miejscu. Parę rzeczy dopakuje jutro, ale sprzęt do pracy już zabrał cały.
Usiadł na podłodze, a zaraz położył się na plecach i odetchną głośno.
– Idziemy spać?
Starał się nie wchodzić mu w drogę. Zdążył wyjść z psem na spacer i nauczyć go jednej komendy. Przebywał głównie na niższym piętrze, nie chciał niepotrzebnie zawracać głowy Charlesowi. Jeszcze zapomni jakiejś karty i będzie na niego!
Kiedy usłyszał propozycję, powoli wszedł na górę i stanął obok. Włożył ręce do kieszeni i pochylił się.
- Da… Jutro ostatni dzień. Zbieraj siły. – wyciągnął do niego rękę – I zadecydowałem. Zatrzymam się w hotelu.
Następny dzień był kolejnym, w którym Garik nie przejmował się przyszłością. Naiwnie zapatrzony w to co działo się tu i teraz, poddał się bliskości i bezpieczeństwu. Nie chciał przyjmować do świadomości, że to ostatnia noc, ostatnie pocałunki i zbliżenie. Zaraz się obudzi, znowu wróci zimne powietrze, głucha, żałosna pustka i myśli, bezlitośnie wbijające swoje szpile w serce.
- Mam nadzieję, że wszystko wziąłeś. Odezwij się do mnie jak już będziesz miał możliwość. – spojrzał jeszcze raz na zegarek. Po czwartej nad ranem… Przypiął smycz do obroży psa i pociągnął go w stronę wyjścia. Taksówki powinny już czekać. Garik jedzie do hotelu, Charles na lotnisko. Wybrał tę opcję, ponieważ wiedział jak cholernie przykre będzie zbliżanie się do miejsca, które zaraz mu go odbierze. To tak jakby ktoś z każdym krokiem odrywał kawałek twoich uczuć, a na osłodę dawał upić wrzątek cierpkiego trunku. Nie chciał tego czuć. Niech to minie szybko, bezboleśnie, jakby nigdy to się nie wydarzyło. On wcale nie oddaje swojego kochania światu.
Wyciągnął swoją walizkę z mieszkania i przywołał windę. Świadomie unikał spojrzenia Charlesa, jakby bał się, że w jego oczach znajdzie chociaż najmniejszy sygnał, by przytrzymać go przy sobie… A może… A może właśnie bał się, że wcale go nie zobaczy.
Ukucnął przy psie i zaczął go głaskać i bawić się jego uszami. Chciał zająć czymś myśli, odwrócić je od rzeczywistości. Co dobre, właśnie się kończy.
Kiedy usłyszał propozycję, powoli wszedł na górę i stanął obok. Włożył ręce do kieszeni i pochylił się.
- Da… Jutro ostatni dzień. Zbieraj siły. – wyciągnął do niego rękę – I zadecydowałem. Zatrzymam się w hotelu.
Następny dzień był kolejnym, w którym Garik nie przejmował się przyszłością. Naiwnie zapatrzony w to co działo się tu i teraz, poddał się bliskości i bezpieczeństwu. Nie chciał przyjmować do świadomości, że to ostatnia noc, ostatnie pocałunki i zbliżenie. Zaraz się obudzi, znowu wróci zimne powietrze, głucha, żałosna pustka i myśli, bezlitośnie wbijające swoje szpile w serce.
- Mam nadzieję, że wszystko wziąłeś. Odezwij się do mnie jak już będziesz miał możliwość. – spojrzał jeszcze raz na zegarek. Po czwartej nad ranem… Przypiął smycz do obroży psa i pociągnął go w stronę wyjścia. Taksówki powinny już czekać. Garik jedzie do hotelu, Charles na lotnisko. Wybrał tę opcję, ponieważ wiedział jak cholernie przykre będzie zbliżanie się do miejsca, które zaraz mu go odbierze. To tak jakby ktoś z każdym krokiem odrywał kawałek twoich uczuć, a na osłodę dawał upić wrzątek cierpkiego trunku. Nie chciał tego czuć. Niech to minie szybko, bezboleśnie, jakby nigdy to się nie wydarzyło. On wcale nie oddaje swojego kochania światu.
Wyciągnął swoją walizkę z mieszkania i przywołał windę. Świadomie unikał spojrzenia Charlesa, jakby bał się, że w jego oczach znajdzie chociaż najmniejszy sygnał, by przytrzymać go przy sobie… A może… A może właśnie bał się, że wcale go nie zobaczy.
Ukucnął przy psie i zaczął go głaskać i bawić się jego uszami. Chciał zająć czymś myśli, odwrócić je od rzeczywistości. Co dobre, właśnie się kończy.
Po samym Charlesie dopiero rankiem dnia, którego mieli się rozstać było widać przygnębienie. Gdyby ktoś go zapytał pewnie by się nie przyznał i tłumaczył skupieniem przed podróżą, ale prawda była inna. Ostrożnie wniósł do windy torbę i czekał aż zjadą na dół patrząc przed siebie smętnie.
Pokiwał głową potakując jak zawsze, gdy Garik przypominał mu o napisaniu, kiedy będzie mógł.
– Nie zapomnij kupić zapasu syropu klonowego jak będziesz wyjeżdżał do domu – dodał od siebie nawet nie próbując udać, że się uśmiecha.
Pokiwał głową potakując jak zawsze, gdy Garik przypominał mu o napisaniu, kiedy będzie mógł.
– Nie zapomnij kupić zapasu syropu klonowego jak będziesz wyjeżdżał do domu – dodał od siebie nawet nie próbując udać, że się uśmiecha.
- Dobrze. – uśmiechnął się do szczeniaka. Bał się popatrzeć na Charlesa. Kiedy winda się zatrzymała, wyszedł pierwszy i przytrzymał drzwi. W ciszy zszedł po schodach na zewnątrz. Taksówki stały, jedna za drugą. Bez słowa podszedł do jednej i popukał w bagażnik. Kiedy usłyszał głuchy dźwięk odblokowującego się zamka, otworzył go i włożył walizki.
- Poczekaj! – zawołał na wszelki wypadek. Podszedł do tylnych drzwi i otworzył je. Włożył psa do środka i zamknął je. Niepewnie podniósł wzrok na fotografa, idealnie w tym momencie poleciały mu łzy. Zaśmiał się żałośnie i wytarł je szybko. Schował ręce do kieszeni i podszedł bliżej. – Pozwól, że powtórzę to jeszcze setny raz. Setny i w sumie pierwszy. – starał się zachować twarz. Patrzył mu w oczy, ale za wszelką cenę nie chciał widzieć w nich osoby, którą oddaje.
- Poczekaj! – zawołał na wszelki wypadek. Podszedł do tylnych drzwi i otworzył je. Włożył psa do środka i zamknął je. Niepewnie podniósł wzrok na fotografa, idealnie w tym momencie poleciały mu łzy. Zaśmiał się żałośnie i wytarł je szybko. Schował ręce do kieszeni i podszedł bliżej. – Pozwól, że powtórzę to jeszcze setny raz. Setny i w sumie pierwszy. – starał się zachować twarz. Patrzył mu w oczy, ale za wszelką cenę nie chciał widzieć w nich osoby, którą oddaje.
Charles albo nie skomentował tego, że Garik unika patrzenia na niego, albo po prostu nie zwrócił uwagi, chociaż przy stylu bycia fotografa ktoś kto go znał, na pewno obstawiłby pierwszą ewentualność.
Pokiwał głową. Poczeka. Walizkę sam wrzucił do bagażnika, a plecak położył na tylne siedzenie i podszedł kawałek do Garika. Wyciągnął do niego rękę i objął palcami jego bark trzymając go tak w prostym pokrzepiającym wyrazie. W przeciwieństwie do Garika nie płakał i było mu do tego daleko, ale ze szczerym smutkiem odpowiedział na spojrzenie. Czekał w milczeniu na to, co chce mu powiedzieć znajomy dając mu tyle czasu, ile potrzebował.
Pokiwał głową. Poczeka. Walizkę sam wrzucił do bagażnika, a plecak położył na tylne siedzenie i podszedł kawałek do Garika. Wyciągnął do niego rękę i objął palcami jego bark trzymając go tak w prostym pokrzepiającym wyrazie. W przeciwieństwie do Garika nie płakał i było mu do tego daleko, ale ze szczerym smutkiem odpowiedział na spojrzenie. Czekał w milczeniu na to, co chce mu powiedzieć znajomy dając mu tyle czasu, ile potrzebował.
- Proszę. Uważaj na siebie. – przechylił głowę na bok i westchnął – I pozwól, że jak wrócisz, będę cię mógł… Tak troszeczkę pokochać. – wyciągnął dłoń i delikatnie objął nią jego policzek. Pogłaskał go kciukiem i delikatnie, czule pocałował.
Ostatni raz pozwolił sobie na dłuższe spojrzenie. Ostatni raz tak blisko. Ostatni… Ostatni, ostatni, ostatni. Nie liczył, na cud. Pora się obudzić. Puścił go i powoli się odwrócił. Wrócił do swojej taksówki i usiadł na tyle.
Bywaj. Świat jest twój, nikt cię już nie ograniczy.
Ostatni raz pozwolił sobie na dłuższe spojrzenie. Ostatni raz tak blisko. Ostatni… Ostatni, ostatni, ostatni. Nie liczył, na cud. Pora się obudzić. Puścił go i powoli się odwrócił. Wrócił do swojej taksówki i usiadł na tyle.
Bywaj. Świat jest twój, nikt cię już nie ograniczy.
Pokiwał głową. Pozwala... z czymkolwiek to się wiązało i cokolwiek oznaczało. Nie sądził, aby to 'troszeczkę pokochanie' różniło się wiele z chwilami, które spędzili przez ostatnie dni. Pozwolił się pocałować obejmując Garika i później przez chwilę przytrzymał przy sobie i mocno przytulając.
Gdy obydwaj usiedli w taksówkach przez moment jechali w jednym kierunku, ale na pierwszym skrzyżowaniu skręcili w przeciwne strony.
Charles przez ponad cztery miesiące milczał... ale wbrew pozorom nie zostawił Garika samego. Na jego petersburski adres co tydzień kurier przynosił butelkę oryginalnego kanadyjskiego syropu klonowego. Do każdej przesyłki Charles dołączył coś specjalnego: do pierwszej zdjęcie z nocnej sesji w parku, do drugiej krótki list, do trzeciej piosenkę, do czwartej zabawkę dla Pierożka, do piątej perfumy, których używał Garik, gdy się poznali, do szóstej inną piosenkę i zdjęcie... Każdy podarunek był przemyślany i raczej wesoły, choć żadnemu z nich nie brakowało romantycznego, sentymentalnego drugiego dna, co też można było się po Charlesie spodziewać.
Jeśli Garik zapytał kuriera o szczegóły to mógł dowiedzieć się, że prezenty zostały przygotowane z wyprzedzeniem czasowym i w tej chwili firma nie ma kontaktu z klientem, jedynie podpisaną umowę na dostarczanie prezentów. Przez pół roku podarunki były przygotowane tak, aby Garik dostawał je co tydzień, po pół roku zaś co miesiąc i ograniczały się do samej buteleczki syropu, bez dodatkowych drobiazgów. Przez jak długi czas syrop klonowy miał być dostarczany do Garika? Tego kurierowi klient kategorycznie mówić, a Garik sam nie miał okazji się przekonać, bo Charles odpisał na jego SMS-a po niespełna pięciu miesiącach od dnia, w którym się rozstali.
Gdy obydwaj usiedli w taksówkach przez moment jechali w jednym kierunku, ale na pierwszym skrzyżowaniu skręcili w przeciwne strony.
Charles przez ponad cztery miesiące milczał... ale wbrew pozorom nie zostawił Garika samego. Na jego petersburski adres co tydzień kurier przynosił butelkę oryginalnego kanadyjskiego syropu klonowego. Do każdej przesyłki Charles dołączył coś specjalnego: do pierwszej zdjęcie z nocnej sesji w parku, do drugiej krótki list, do trzeciej piosenkę, do czwartej zabawkę dla Pierożka, do piątej perfumy, których używał Garik, gdy się poznali, do szóstej inną piosenkę i zdjęcie... Każdy podarunek był przemyślany i raczej wesoły, choć żadnemu z nich nie brakowało romantycznego, sentymentalnego drugiego dna, co też można było się po Charlesie spodziewać.
Jeśli Garik zapytał kuriera o szczegóły to mógł dowiedzieć się, że prezenty zostały przygotowane z wyprzedzeniem czasowym i w tej chwili firma nie ma kontaktu z klientem, jedynie podpisaną umowę na dostarczanie prezentów. Przez pół roku podarunki były przygotowane tak, aby Garik dostawał je co tydzień, po pół roku zaś co miesiąc i ograniczały się do samej buteleczki syropu, bez dodatkowych drobiazgów. Przez jak długi czas syrop klonowy miał być dostarczany do Garika? Tego kurierowi klient kategorycznie mówić, a Garik sam nie miał okazji się przekonać, bo Charles odpisał na jego SMS-a po niespełna pięciu miesiącach od dnia, w którym się rozstali.
Poprzednio
W drodze do domu, niepytany nie odezwał się słowem. Od czasu do czasu spoglądał na Charlesa i jeśli ich spojrzenia się spotkały, uśmiechał się ciepło. W sklepie wybrał składniki i litrową butelkę syropu klonowego. Chwilę krążył po między półkami, niby to szukał, niby czegoś zapomniał, ale w końcu nie wytrzymał i skręcił w dział zabawek. Szybkim krokiem podszedł do pluszaków i zaczął w nich przebierać.
- Oooo ten jest słodki! – wyciągnął miśka i przytulił – Kupię ci go. Żebyś miał się do kogo przytulać w nocy. Będzie cię pilnował. – nie było mowy o jakimkolwiek sprzeciwie. Zadecydował i poszedł tak w kierunku kas.
Zapłacił za wszystko, tłumacząc, że Charles już wyjątkowo dużo mu zafundował. Zwłaszcza teraz…
Schował miśka pod kurtkę i podzielił się zakupami. Przez resztę drogi lekko napierał ramieniem na fotografa i uśmiechał się zadziornie. Nie bądźmy tacy poważni. Nikt nas do tego nie zmusza…
W windzie, korytarzu i w domu zachowywał się spokojnie. Pamiętał co jest gdzie. Odłożył reklamówki i szybko wskoczył na piętro. Położył pluszaka na poduszce i wrócił na dół.
- Chcesz mi pomóc?
W drodze do domu, niepytany nie odezwał się słowem. Od czasu do czasu spoglądał na Charlesa i jeśli ich spojrzenia się spotkały, uśmiechał się ciepło. W sklepie wybrał składniki i litrową butelkę syropu klonowego. Chwilę krążył po między półkami, niby to szukał, niby czegoś zapomniał, ale w końcu nie wytrzymał i skręcił w dział zabawek. Szybkim krokiem podszedł do pluszaków i zaczął w nich przebierać.
- Oooo ten jest słodki! – wyciągnął miśka i przytulił – Kupię ci go. Żebyś miał się do kogo przytulać w nocy. Będzie cię pilnował. – nie było mowy o jakimkolwiek sprzeciwie. Zadecydował i poszedł tak w kierunku kas.
Zapłacił za wszystko, tłumacząc, że Charles już wyjątkowo dużo mu zafundował. Zwłaszcza teraz…
Schował miśka pod kurtkę i podzielił się zakupami. Przez resztę drogi lekko napierał ramieniem na fotografa i uśmiechał się zadziornie. Nie bądźmy tacy poważni. Nikt nas do tego nie zmusza…
W windzie, korytarzu i w domu zachowywał się spokojnie. Pamiętał co jest gdzie. Odłożył reklamówki i szybko wskoczył na piętro. Położył pluszaka na poduszce i wrócił na dół.
- Chcesz mi pomóc?
Charles kupił mleko i kawę, czekał na Garika przy kasach. Nie kłócił się, że zapłacą na pół, niejako nie mając możliwości do wyrażania swojego zdania w jasny sposób, bez robienia wokół siebie zamieszania. W tej chwili wolał niechętnie się zgodzić i najwyżej po swojemu odwdzięczyć za zakupy. Zauważył misia i wpierw nie wiedział, po co znajmy go kupił, ale kiedy zrozumiał intencje odwrócił wzrok i długo nie potrafił spojrzeć na mężczyznę bez zmieszania. Rozchmurzył się odrobinę dopiero później, sam lekko popychał ramię znajomego, parę razy nawet połaskotał go palcami w bok. Po dotarciu do apartamentu obserwował jak Dragan będzie się zachowywać. Taak, tak jak podejrzewał, byli tu razem wcześniej. Cholera... Tak systematycznie uświadamianie sobie, jak wiele stracił razem z pamięcią zaczynało go powoli przerastać.
Poszedł za nim na górę po drodze zgarniając ze stołu parę blistrów z lekami i wrzucając je do szuflady przy schodach. Podszedł do łóżka i zerkał to na misia, to na Dragana. Kiedy został sam na piętrze, usiadł na materacu i przez chwilę obracał pluszaka w dłoniach. Boże... dostał misia... Pamiętał o akcji, podczas której straż pożarna, policja i pogotowie woziło ze sobą misie dla dzieci, które uległy wypadkom, aby uspokoić małych nieszczęśliwców i skupić ich uwagę na czymś miłym. W tej chwili sam Charles poczuł się jak zdezorientowany dzieciak. Odłożył pluszaka z powrotem na poduszkę i skulił się ukrywając twarz w dłoniach.
Po paru chwilach zszedł na dół, stanął przed znajomym i bez uprzedzenia objął go mocno przytulając i nie puszczając przez dłuższy czas.
Poszedł za nim na górę po drodze zgarniając ze stołu parę blistrów z lekami i wrzucając je do szuflady przy schodach. Podszedł do łóżka i zerkał to na misia, to na Dragana. Kiedy został sam na piętrze, usiadł na materacu i przez chwilę obracał pluszaka w dłoniach. Boże... dostał misia... Pamiętał o akcji, podczas której straż pożarna, policja i pogotowie woziło ze sobą misie dla dzieci, które uległy wypadkom, aby uspokoić małych nieszczęśliwców i skupić ich uwagę na czymś miłym. W tej chwili sam Charles poczuł się jak zdezorientowany dzieciak. Odłożył pluszaka z powrotem na poduszkę i skulił się ukrywając twarz w dłoniach.
Po paru chwilach zszedł na dół, stanął przed znajomym i bez uprzedzenia objął go mocno przytulając i nie puszczając przez dłuższy czas.
Gdy się zbliżał, odwrócił się do niego. Próbował odczytać cokolwiek z jego mimiki, postawy. Bez jego słów musiał zdać się na jego gesty. Ułatwił mu przytulenie się. Sam cholernie za tym tęsknił. Czemu to musi być tak uzależniające? Dlaczego ludzie muszą być tak słabi? Dlaczego on ciągle musi idealizować ich chwile…
- Ej… Co jest… - wyszeptał i pogłaskał go dłonią po barku – Przecież wszystko jest w porządku. Nikt ci tu krzywdy nie robi… - oparł się policzkiem o bok jego głowy i delikatnie go do siebie docisnął. – Nie idź jeszcze. – poprosił cicho, powoli przesuwając dłoń z jego pleców na klatkę piersiową. Końcówkami palców przesunął po jego barku, zasłoniętej szyi, aż w końcu zatrzymał się na jego policzku, który objął i pogłaskał. – Widzisz? Wszystko jest w porządku. Nie jesteś sam, masz teraz mnie. Przez dwa lata miałeś i mam nadzieję, że… Będzie tak jeszcze przez kolejne dwa, trzy, pięć. Ile zechcemy. – puścił go i złapał za rękę. Powoli nim obrócił i przyciągnął kiedy był tyłem do niego. Złapał go w talii i ucałował czubek ucha. – Wracaj do zdrowia. Ogarnij się i już! – uśmiechnął się i powoli, niechętnie puścił. – Nie wiem jak ty, alee… Ja uuumieram z głodu – koniec tych smętów, ile można?! Wyciągnął butelkę syropu, odkręcił i szybko upił kilka łyków. Skrzywił się jak po wódce i przycisnął nadgarstek do ust – AAAAAH! Mocne skubaństwo! – oblizał się i zaraz znowu przechylił butelkę.
Starał się jak najszybciej przygotować ciasto i wszystko co było do tego potrzebne. Opowiadał o tym jak to lepić uczyła go babushka, ile on tego je na dzień, jak należy masować ciasto i ile i jakiego farszu nadać… Żeby nie być za poważnym, próbował surowego ciasta, obsypał się mąką, zaczepiał Charlesa, ciągnął go za ubrania albo podchodził do niego z malusieńkimi kluseczusiami, wyłożonymi na obu dłoniach i mówił: „ Ta kluseczusia ma najwięcej miłości w sobie”.
- Ej… Co jest… - wyszeptał i pogłaskał go dłonią po barku – Przecież wszystko jest w porządku. Nikt ci tu krzywdy nie robi… - oparł się policzkiem o bok jego głowy i delikatnie go do siebie docisnął. – Nie idź jeszcze. – poprosił cicho, powoli przesuwając dłoń z jego pleców na klatkę piersiową. Końcówkami palców przesunął po jego barku, zasłoniętej szyi, aż w końcu zatrzymał się na jego policzku, który objął i pogłaskał. – Widzisz? Wszystko jest w porządku. Nie jesteś sam, masz teraz mnie. Przez dwa lata miałeś i mam nadzieję, że… Będzie tak jeszcze przez kolejne dwa, trzy, pięć. Ile zechcemy. – puścił go i złapał za rękę. Powoli nim obrócił i przyciągnął kiedy był tyłem do niego. Złapał go w talii i ucałował czubek ucha. – Wracaj do zdrowia. Ogarnij się i już! – uśmiechnął się i powoli, niechętnie puścił. – Nie wiem jak ty, alee… Ja uuumieram z głodu – koniec tych smętów, ile można?! Wyciągnął butelkę syropu, odkręcił i szybko upił kilka łyków. Skrzywił się jak po wódce i przycisnął nadgarstek do ust – AAAAAH! Mocne skubaństwo! – oblizał się i zaraz znowu przechylił butelkę.
Starał się jak najszybciej przygotować ciasto i wszystko co było do tego potrzebne. Opowiadał o tym jak to lepić uczyła go babushka, ile on tego je na dzień, jak należy masować ciasto i ile i jakiego farszu nadać… Żeby nie być za poważnym, próbował surowego ciasta, obsypał się mąką, zaczepiał Charlesa, ciągnął go za ubrania albo podchodził do niego z malusieńkimi kluseczusiami, wyłożonymi na obu dłoniach i mówił: „ Ta kluseczusia ma najwięcej miłości w sobie”.
Dla Charlesa zachowanie Dragana było czymś rozczulającym. Miał tysiąc myśli w głowie, jedną z nich było poczucie winy, przez które uważał, że nie zasługuje na okazywane zrozumienie i wyrozumiałość.
Kiedy mógł się w końcu odsunąć odszedł kawałek i oparł się biodrem o brzeg blatu stając przodem do znajomego. Nie zdążył powstrzymać śmiechu widząc jak Dragan pije syrop i za nieuwagę zapłacił krótkim atakiem kaszlu, później bardziej się pilnował i jedynie uśmiechał widząc jak znajomy żartuje. Chociaż wyraźnie był przybity i co chwila się zamyślał, to nie sprawiał wrażenia, jakby na siłę chciał się odsunąć czy stworzyć dystans. Kiedy mógł, ulepił parę pierożków, a nawet pogłaskał jednego warenika jakby był uroczym szczeniaczkiem, kiedy został do niego przyniesiony. Pod koniec pracy wyjął z barku whisky i w pytającym geście wyciągnął w stronę towarzysza.
Kiedy mógł się w końcu odsunąć odszedł kawałek i oparł się biodrem o brzeg blatu stając przodem do znajomego. Nie zdążył powstrzymać śmiechu widząc jak Dragan pije syrop i za nieuwagę zapłacił krótkim atakiem kaszlu, później bardziej się pilnował i jedynie uśmiechał widząc jak znajomy żartuje. Chociaż wyraźnie był przybity i co chwila się zamyślał, to nie sprawiał wrażenia, jakby na siłę chciał się odsunąć czy stworzyć dystans. Kiedy mógł, ulepił parę pierożków, a nawet pogłaskał jednego warenika jakby był uroczym szczeniaczkiem, kiedy został do niego przyniesiony. Pod koniec pracy wyjął z barku whisky i w pytającym geście wyciągnął w stronę towarzysza.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach