▲▼
Strona 15 z 15 • 1 ... 9 ... 13, 14, 15
First topic message reminder :
[Kontynuacja z parkingu]
Sam jest dzieckiem? Okej! On to zapamięta. Wiedział, że młodo wygląda, ale bez przesady! Nie starał się ożywiać Garika ani rozbudzać. Pomyślał, że może nawet udostępni mu łóżko na krótką drzemkę.
Już wyciągał dłoń, aby otworzyć drzwi, ale zatrzymał się. Co on...? Ach, no tak, jasne.
– Garrrik... – wymruczał nachylając się w jego stronę i zawisając w pewnej odległości. Jedną ręką oparł się o barek umiejscowiony między siedzeniami, a drugą pewnie sięgnął jego krocza mocno masując go przez materiał. – Niestety mamy tu monitoring. Ktoś zaraz by przyszedł i płacilibyśmy mandat. A na górze... mamy ciepłe łóżko... i widok na miasto. – Cholera, nigdy nie przypuszczał, że będzie zachęcać kogoś, aby przyszedł do jego apartamentu.
[Kontynuacja z parkingu]
Sam jest dzieckiem? Okej! On to zapamięta. Wiedział, że młodo wygląda, ale bez przesady! Nie starał się ożywiać Garika ani rozbudzać. Pomyślał, że może nawet udostępni mu łóżko na krótką drzemkę.
Już wyciągał dłoń, aby otworzyć drzwi, ale zatrzymał się. Co on...? Ach, no tak, jasne.
– Garrrik... – wymruczał nachylając się w jego stronę i zawisając w pewnej odległości. Jedną ręką oparł się o barek umiejscowiony między siedzeniami, a drugą pewnie sięgnął jego krocza mocno masując go przez materiał. – Niestety mamy tu monitoring. Ktoś zaraz by przyszedł i płacilibyśmy mandat. A na górze... mamy ciepłe łóżko... i widok na miasto. – Cholera, nigdy nie przypuszczał, że będzie zachęcać kogoś, aby przyszedł do jego apartamentu.
Charles siedział w pracowni około dziesięciu minut, dokończył palić i dopił zawartość kubka. Próbował skupić się na obróbce zdjęcia, ale oczywiście jego myśli kierowały się gdzie indziej, w końcu chwycił naczynie, popielniczkę i wyszedł. Nie widząc Dragana na dole zablokował drzwi kartą, chciał zapalić następną cygaretkę, ale usłyszał na górze ruch. To dobrze, pomyślał, że znajomy został, może ochłonął przez ten czas. Chciał go zapytać, jaka relacja naprawdę łączy jego i szefową, skoro właśnie dowiedział się, że to, co myślał w tej kwestii do tej pory było błędne. Skoro Serb nie wyjaśnił mu wcześniej, to najwyższy czas to zrobić. Chciał na spokojnie poruszyć tematy, co do których się nie zgadzali, bo teraz widział idealnie, że metoda znajomego polegająca na udawaniu, że problemu nie ma, do niczego nie prowadzi.
Wszedł po schodach i widząc Dragana zaczął szeptać jakieś słowa, ale przerwał widząc coś pod łóżkiem. W świetle dnia zauważył dziwne jasno-ciemne kawałki na podłodze, podszedł do nich nadal ich nie rozpoznając, zorientował się dopiero, kiedy wziął skrawek brązowego materiału leżący najbliżej. Raczej nie miał w domu pluszowych zabawek, które można porwać na strzępy, jedyną był miś, którego dostał od Dragana zaraz po powrocie z ostatniego wyjazdu na front. Zerknął na szafkę nocną, aby upewnić się, że misiek zniknął, a zaraz spojrzał pytająco na mężczyznę. Chciał dowiedzieć się, czemu to zrobił i czemu nie wyrzucił zabawki, skoro już ją zniszczył, ale zorientował się, że przecież zna odpowiedź. Charles zabierał ze sobą ten uroczy kłębek plastikowych nitek do szpitala, chciał zabrać i teraz, za niecały tydzień. Trzymał go w torbie i chociaż za nic w świecie do tego by się nie przyznałby, to wierzył, że jest to jakaś namiastka kogoś bliskiego. Przeniósł wzrok na materiał leżący na jego dłoni, a świadomość i idący z nią ból celnie wymierzonego trafienia dosłownie odebrały mu na chwilę oddech, jakby naprawdę został kopnięty w w klatkę piersiową. Opadł na kolana, oparł się o łóżko i zaczął bezgłośnie płakać chowając twarz w zgięciu lewego łokcia, a w prawej dłoni zaciskając kawałek materiału.
Wszedł po schodach i widząc Dragana zaczął szeptać jakieś słowa, ale przerwał widząc coś pod łóżkiem. W świetle dnia zauważył dziwne jasno-ciemne kawałki na podłodze, podszedł do nich nadal ich nie rozpoznając, zorientował się dopiero, kiedy wziął skrawek brązowego materiału leżący najbliżej. Raczej nie miał w domu pluszowych zabawek, które można porwać na strzępy, jedyną był miś, którego dostał od Dragana zaraz po powrocie z ostatniego wyjazdu na front. Zerknął na szafkę nocną, aby upewnić się, że misiek zniknął, a zaraz spojrzał pytająco na mężczyznę. Chciał dowiedzieć się, czemu to zrobił i czemu nie wyrzucił zabawki, skoro już ją zniszczył, ale zorientował się, że przecież zna odpowiedź. Charles zabierał ze sobą ten uroczy kłębek plastikowych nitek do szpitala, chciał zabrać i teraz, za niecały tydzień. Trzymał go w torbie i chociaż za nic w świecie do tego by się nie przyznałby, to wierzył, że jest to jakaś namiastka kogoś bliskiego. Przeniósł wzrok na materiał leżący na jego dłoni, a świadomość i idący z nią ból celnie wymierzonego trafienia dosłownie odebrały mu na chwilę oddech, jakby naprawdę został kopnięty w w klatkę piersiową. Opadł na kolana, oparł się o łóżko i zaczął bezgłośnie płakać chowając twarz w zgięciu lewego łokcia, a w prawej dłoni zaciskając kawałek materiału.
Kurrrrva i wszedł. Przesunął dłońmi po twarzy i na chwilę wbił wzrok w sufit. Cicho. Bądź cicho Dragan… Co jest? Znalazł go? Chwilę patrzył na Charlesa, nie pisnął słowa na jego pytające spojrzenie. Cokolwiek teraz powie będzie złe. Bez sensu. Odwrócił się do okna, gdyby mógł, wyskoczyłby przez nie i uciekł w miejsce gdzie nie ma nikogo i nic się nie dzieje. Heh. No tak, to niemożliwe. Będzie dusił w sobie więcej i więcej emocji, dla dobra… Właśnie, dobra kogo?
Czemu jest tak cicho? Odwrócił się i poczuł jak robi mu się słabo. Nogi robią się miękkie, a gardło i serce zaciskają się i przyduszają. Otworzył usta.
Zszyję ci go – chciał powiedzieć, ale nie zrobił tego. Zacisnął dłonie w pięści, ale to nijak nie pomogło, nie przestawał się trząść. Te łzy też są udawane? Charles ile ty masz lat, by płakać nad miśkiem?! Kuurrrwaaaa… Dlaczego, dlaczego kurwa dlaczego musisz być dla mnie tak trudny.
Gdzieś tam w środku wierzył, że jeszcze jest nadzieja, dlatego od razu nie wyszedł, ani nie rzucił na pożegnanie gorzkich słów. Chciał, by to wszystko było głupim żartem, niezrozumiałym snem, ale…
Czekał. Sam nie był w stanie wyjść. Nie umiał oddać Charlesa, ot tak go porzucić i zapomnieć.
Czemu jest tak cicho? Odwrócił się i poczuł jak robi mu się słabo. Nogi robią się miękkie, a gardło i serce zaciskają się i przyduszają. Otworzył usta.
Zszyję ci go – chciał powiedzieć, ale nie zrobił tego. Zacisnął dłonie w pięści, ale to nijak nie pomogło, nie przestawał się trząść. Te łzy też są udawane? Charles ile ty masz lat, by płakać nad miśkiem?! Kuurrrwaaaa… Dlaczego, dlaczego kurwa dlaczego musisz być dla mnie tak trudny.
Gdzieś tam w środku wierzył, że jeszcze jest nadzieja, dlatego od razu nie wyszedł, ani nie rzucił na pożegnanie gorzkich słów. Chciał, by to wszystko było głupim żartem, niezrozumiałym snem, ale…
Czekał. Sam nie był w stanie wyjść. Nie umiał oddać Charlesa, ot tak go porzucić i zapomnieć.
Charles nie płakał nad misiem, tylko nad jego znaczeniem i nad tym, co symbolizowało dla niego zniszczenie pluszaka. Kiedy trochę się uspokoił, sięgnął do szafki nocnej, wytarł twarz i nos w chusteczkę, a za chwilę otworzył prawą dłoń i spojrzał na kawałek materiału. Pogłaskał strzępek kciukiem, czuł jak znów przegrywa walkę ze łzami, a poległ ostatecznie kiedy przypomniał sobie, że przecież też płakał, kiedy dostał pluszaka – chociaż wtedy z zupełnie innego powodu. Lewą ręką przygarnął skraj kołdry i przez chwilę przytulał się do niej. W końcu wstał, chciał oszczędzić sobie świadka tak żałosnego stanu, w jaki coraz bardziej wpadał, i zszedł na dół. Stanął na środku salonu. No i... po co on tu przyszedł? Po co tu był? Pamiętał, że ostatnio tak zagubiony i niepotrzebny czuł się, kiedy pierwszy raz wrócił ze szpitala do domu. Pusto, zimno, a wśród tego on z PTSD, coraz dobitniej uświadamiający sobie, że naprawdę nie pamięta paru ostatnich lat, że nawet nie odczuwa straty z powodu utraty głosu, bo i tak nie miałby się do kogo odezwać. Co wtedy zrobił? Gdzie się podział? Co mógłby zrobić teraz? Pierwszą myślą było wyjście z domu do baru, do ludzi, ale szybko zrezygnował – przecież tak nie miał jak się z nimi porozumieć. A więc druga możliwość: praca.
Ale zanim zaszyje się w pracowni, musi domknąć sprawę z Draganem, inaczej nie będzie umiał na niczym się skupić. Schował kawałek materiału, który trzymał w dłoni do kieszeni, poszedł otworzyć zamek w drzwiach, potem po drodze do sypialni zabrał z szafki w kuchni czarny worek na śmieci, a gdy był na górze, położył go na łóżku. Podszedł do znajomego zachowując grzeczny dystans i odezwał się patrząc w dół, gdzieś na podłogę.
– Domyślam się, że chcesz iść. Otworzyłem drzwi. Dziękuję za... za... – Przerwał i przełknął ślinę, czując, że łzy znowu ściskają mu gardło. Podniósł dłoń i znajomym gestem zaczesał palcami włosy do tyłu. Co chciał powiedzieć? Za co dziękował? Za urodziny, za streszczenie ich znajomości, po tym, gdy stracił pamięć, za te parę szczęśliwych tygodni, które razem spędzili, nawet za dobitne przypomnienie, że nie powinien się przywiązywać do ludzi i rzeczy, które od nich dostaje. To za dużo, o wiele za dużo niż teraz mógł powiedzieć, dlatego nie dokończył, tylko pokręcił głową. Wyraźnie stracił wiarę w to, że w takim stanie, w jakim był, potrafiłby cokolwiek wyjaśnić. Oczywiście – Charles stracił wiarę w siebie, nie Dragana, asertywny nawet w takiej sytuacji, nawet teraz nie potrafił wściekle zrzucić winy na mężczyznę kłócąc się z nim.
Cofnął się, znów klęknął przy łóżku i zaczął zbierać do worka biały puch, którym wypchany był miś i kawałki brązowego pluszu. Czuł się, jakby zbierał ciało jakiegoś dziwnego, milczącego przyjaciela i po raz kolejny powtórzył sobie, że już nigdy, przenigdy nie nada żadnemu przedmiotowi takiego znaczenia.
– Aha, jeśli chcesz, zwrócę ci bransoletę i oddam pieniądze za obrączkę – odezwał się jeszcze, gdy przyszło mu do głowy, że przecież ludzie oddają sobie drogie prezenty albo pieniądze, żeby być kwita. Głos mu teraz drżał i momentami zanikał nie tylko przez uszkodzenie krtani, ale i przez emocje.
Ale zanim zaszyje się w pracowni, musi domknąć sprawę z Draganem, inaczej nie będzie umiał na niczym się skupić. Schował kawałek materiału, który trzymał w dłoni do kieszeni, poszedł otworzyć zamek w drzwiach, potem po drodze do sypialni zabrał z szafki w kuchni czarny worek na śmieci, a gdy był na górze, położył go na łóżku. Podszedł do znajomego zachowując grzeczny dystans i odezwał się patrząc w dół, gdzieś na podłogę.
– Domyślam się, że chcesz iść. Otworzyłem drzwi. Dziękuję za... za... – Przerwał i przełknął ślinę, czując, że łzy znowu ściskają mu gardło. Podniósł dłoń i znajomym gestem zaczesał palcami włosy do tyłu. Co chciał powiedzieć? Za co dziękował? Za urodziny, za streszczenie ich znajomości, po tym, gdy stracił pamięć, za te parę szczęśliwych tygodni, które razem spędzili, nawet za dobitne przypomnienie, że nie powinien się przywiązywać do ludzi i rzeczy, które od nich dostaje. To za dużo, o wiele za dużo niż teraz mógł powiedzieć, dlatego nie dokończył, tylko pokręcił głową. Wyraźnie stracił wiarę w to, że w takim stanie, w jakim był, potrafiłby cokolwiek wyjaśnić. Oczywiście – Charles stracił wiarę w siebie, nie Dragana, asertywny nawet w takiej sytuacji, nawet teraz nie potrafił wściekle zrzucić winy na mężczyznę kłócąc się z nim.
Cofnął się, znów klęknął przy łóżku i zaczął zbierać do worka biały puch, którym wypchany był miś i kawałki brązowego pluszu. Czuł się, jakby zbierał ciało jakiegoś dziwnego, milczącego przyjaciela i po raz kolejny powtórzył sobie, że już nigdy, przenigdy nie nada żadnemu przedmiotowi takiego znaczenia.
– Aha, jeśli chcesz, zwrócę ci bransoletę i oddam pieniądze za obrączkę – odezwał się jeszcze, gdy przyszło mu do głowy, że przecież ludzie oddają sobie drogie prezenty albo pieniądze, żeby być kwita. Głos mu teraz drżał i momentami zanikał nie tylko przez uszkodzenie krtani, ale i przez emocje.
Kiedy na moment zniknął z pokoju, podszedł do okna i wyjrzał za nie. Odszukał swoje auto i spróbował nakreślić trasę, którą wybierze na ten weekend. Nie widział opcji, w której miałby wracać do Moskwy. Nie teraz. Odwrócił się dopiero kiedy przyszedł Charles. Worek? Na tego miśka? Bogu, Charles… Nie sprzątaj po mnie.
- Nie chcę iść. – odpowiedział cicho i wyciągnął roztrzęsione ręce, chcąc go przytulić. W porę zrezygnował. Nie będzie się tłumaczył, zrobił to całkiem niedawno. Napisał co czuje, chociaż było to dla niego trudne, bo przecież nikt nie lubi zdradzać swoich słabości, a po tym… Ech.
Pozwolił mu odejść, ale zaraz ukucnął obok niego i szybko zebrał resztki zabawki. To wszystko jest przecież chore, tak? Może masz rację, powinienem wrócić do niej i dostosować się do jej zachcianek. W końcu przez te kilka lat jakoś mi się udawało.
- Daj spokój. – mruknął w odpowiedzi i kiedy udało im się wszystko zebrać , wyrwał mu worek i zgniótł go. Szybko wstał z nim i zszedł na dół. Nie mógł dłużej go słuchać ani patrzeć na niego.
- JAK JA TEGO KURWA NIENAWIDZĘ! – wydarł się i złapał za włosy. – KURWA MAĆ!... KURWA! – szybko założył buty i już już chciał wychodzić, ale... No tak, dokumenty, ubrania. Wrócił do góry po swoją torbę. Zdążył zawiesić na Charlesie spojrzenie, przez tą krótką chwilę próbował wczuć się w niego i jego cholernie widoczny żal. Dlaczego... Nie wytrzymał za długo, momentalnie spłynął się łzami. – Dlaczego i ty mnie okłamałeś? Myślałem, że chociaż trochę mi wierzysz. – zapytał ciszej i zabrał co swoje. Szybko zszedł na dół, spakował worek do torby, założył kurtkę i wyszedł z mieszkania. Nie było go stać nawet na pożegnanie.
W niedzielę w południe przed drzwiami do mieszkania Charlesa pojawił się zreperowany miś. Na plecach miał kolorową łatę, widocznie tutaj materiału zabrakło i krawiec musiał posilić się innym. Obok niego leżała zgięta kartka, a na niej napis:
- Nie chcę iść. – odpowiedział cicho i wyciągnął roztrzęsione ręce, chcąc go przytulić. W porę zrezygnował. Nie będzie się tłumaczył, zrobił to całkiem niedawno. Napisał co czuje, chociaż było to dla niego trudne, bo przecież nikt nie lubi zdradzać swoich słabości, a po tym… Ech.
Pozwolił mu odejść, ale zaraz ukucnął obok niego i szybko zebrał resztki zabawki. To wszystko jest przecież chore, tak? Może masz rację, powinienem wrócić do niej i dostosować się do jej zachcianek. W końcu przez te kilka lat jakoś mi się udawało.
- Daj spokój. – mruknął w odpowiedzi i kiedy udało im się wszystko zebrać , wyrwał mu worek i zgniótł go. Szybko wstał z nim i zszedł na dół. Nie mógł dłużej go słuchać ani patrzeć na niego.
- JAK JA TEGO KURWA NIENAWIDZĘ! – wydarł się i złapał za włosy. – KURWA MAĆ!... KURWA! – szybko założył buty i już już chciał wychodzić, ale... No tak, dokumenty, ubrania. Wrócił do góry po swoją torbę. Zdążył zawiesić na Charlesie spojrzenie, przez tą krótką chwilę próbował wczuć się w niego i jego cholernie widoczny żal. Dlaczego... Nie wytrzymał za długo, momentalnie spłynął się łzami. – Dlaczego i ty mnie okłamałeś? Myślałem, że chociaż trochę mi wierzysz. – zapytał ciszej i zabrał co swoje. Szybko zszedł na dół, spakował worek do torby, założył kurtkę i wyszedł z mieszkania. Nie było go stać nawet na pożegnanie.
W niedzielę w południe przed drzwiami do mieszkania Charlesa pojawił się zreperowany miś. Na plecach miał kolorową łatę, widocznie tutaj materiału zabrakło i krawiec musiał posilić się innym. Obok niego leżała zgięta kartka, a na niej napis:
Przepraszam. Nie chcę cię tracić.
Charles miał rację, że Dragan powinien wrócić do jakiejś 'niej'? Dobrze, że tego nie słyszał, bo zdziwiłby się, czy przypadkiem znajomy nie zaczął słyszeć głosów, bo on nic o wracaniu do nikogo nie mówił i nawet przez mu nie przeszło, aby to sugerować.
Drgnął, kiedy znajomy wyrwał mu worek, zwyczajnie przestraszył się gwałtownego ruchu, gotowy do obrony. Również wstał i chwilę szedł za mężczyzną zatrzymując się przed schodami. Patrzył na tę scenę, na krzyczącego znajomego z enigmatycznym wyrazem twarzy. Cofnął się pod ścianę dając swobodę ruchu i nie wchodząc mu w drogę. Pozwolił na siebie patrzeć, ale sam podniósł na niego wzrok tylko na moment, kiedy usłyszał coś o kłamstwie, zaraz znów wbijając spojrzenie w podłogę. Okłamał go? Szczerze przyznał sam przed sobą, że nie pamiętał, aby go okłamywał, nie wiedział, co Dragan ma na myśli, zrozumiał tylko to, że mężczyzna poczuł się w jakiś sposób okłamany. Nie wierzył mu? Ale przecież głównym przedmiotem ich kłótni nie było to, że Charles nie wierzył – bo w znakomitej większości wierzył i w Garika, i Garikowi. W tej chwili fotograf nie potrafił zgadnąć, o jakiej wierze i kłamstwach mówił jego towarzysz, sądził, że głównie kłócili się o przymuszanie Charlesa do woli Dragana. Wiedział, że był wobec znajomego uczciwy, wiedział, że w niego wierzył, że znajomy powiedział to pod wpływem chwili – ale i tak wziął to do siebie, i tak później analizował i zastanawiał się.
Co stało się z misiem i kartką? Nie wiadomo. Fotograf początkowo chciał odesłać go na moskiewski adres Garika, ale zrezygnował.
Drgnął, kiedy znajomy wyrwał mu worek, zwyczajnie przestraszył się gwałtownego ruchu, gotowy do obrony. Również wstał i chwilę szedł za mężczyzną zatrzymując się przed schodami. Patrzył na tę scenę, na krzyczącego znajomego z enigmatycznym wyrazem twarzy. Cofnął się pod ścianę dając swobodę ruchu i nie wchodząc mu w drogę. Pozwolił na siebie patrzeć, ale sam podniósł na niego wzrok tylko na moment, kiedy usłyszał coś o kłamstwie, zaraz znów wbijając spojrzenie w podłogę. Okłamał go? Szczerze przyznał sam przed sobą, że nie pamiętał, aby go okłamywał, nie wiedział, co Dragan ma na myśli, zrozumiał tylko to, że mężczyzna poczuł się w jakiś sposób okłamany. Nie wierzył mu? Ale przecież głównym przedmiotem ich kłótni nie było to, że Charles nie wierzył – bo w znakomitej większości wierzył i w Garika, i Garikowi. W tej chwili fotograf nie potrafił zgadnąć, o jakiej wierze i kłamstwach mówił jego towarzysz, sądził, że głównie kłócili się o przymuszanie Charlesa do woli Dragana. Wiedział, że był wobec znajomego uczciwy, wiedział, że w niego wierzył, że znajomy powiedział to pod wpływem chwili – ale i tak wziął to do siebie, i tak później analizował i zastanawiał się.
Co stało się z misiem i kartką? Nie wiadomo. Fotograf początkowo chciał odesłać go na moskiewski adres Garika, ale zrezygnował.
Strona 15 z 15 • 1 ... 9 ... 13, 14, 15
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach