▲▼
First topic message reminder :
[Kontynuacja z parkingu]
Sam jest dzieckiem? Okej! On to zapamięta. Wiedział, że młodo wygląda, ale bez przesady! Nie starał się ożywiać Garika ani rozbudzać. Pomyślał, że może nawet udostępni mu łóżko na krótką drzemkę.
Już wyciągał dłoń, aby otworzyć drzwi, ale zatrzymał się. Co on...? Ach, no tak, jasne.
– Garrrik... – wymruczał nachylając się w jego stronę i zawisając w pewnej odległości. Jedną ręką oparł się o barek umiejscowiony między siedzeniami, a drugą pewnie sięgnął jego krocza mocno masując go przez materiał. – Niestety mamy tu monitoring. Ktoś zaraz by przyszedł i płacilibyśmy mandat. A na górze... mamy ciepłe łóżko... i widok na miasto. – Cholera, nigdy nie przypuszczał, że będzie zachęcać kogoś, aby przyszedł do jego apartamentu.
[Kontynuacja z parkingu]
Sam jest dzieckiem? Okej! On to zapamięta. Wiedział, że młodo wygląda, ale bez przesady! Nie starał się ożywiać Garika ani rozbudzać. Pomyślał, że może nawet udostępni mu łóżko na krótką drzemkę.
Już wyciągał dłoń, aby otworzyć drzwi, ale zatrzymał się. Co on...? Ach, no tak, jasne.
– Garrrik... – wymruczał nachylając się w jego stronę i zawisając w pewnej odległości. Jedną ręką oparł się o barek umiejscowiony między siedzeniami, a drugą pewnie sięgnął jego krocza mocno masując go przez materiał. – Niestety mamy tu monitoring. Ktoś zaraz by przyszedł i płacilibyśmy mandat. A na górze... mamy ciepłe łóżko... i widok na miasto. – Cholera, nigdy nie przypuszczał, że będzie zachęcać kogoś, aby przyszedł do jego apartamentu.
Charles zabrał Garika na ostatnie piętro, gdzie mieściła się restauracja, w której czasami gościł, gdy z jakiegoś powodu sam nie gotował. Korzystając z okazji pokazał parę ładniejszych widoków i kierunków, w których znajdowały się ważniejsze budynki, ale oprócz tego przez większość czasu siedział cicho, czego można było się po nim spodziewać.
Gdy zjedli na moment wrócili do apartamentu aby zabrać plecak z kocem i aparatami. Pakunek oddał Garikowi tłumacząc, że w motocyklu, którym zamierza ich zawieźć nie ma schowka, w którym to by się zmieściło. Dał mu również kask, sam wziął swój, idealnie pasujący do czarnej kurtki i rękawiczek. Po zjechaniu do garażu zaprowadził znajomego do BMW k1300 – sporej i ciężkiej maszyny, całej w czerni, jedynie z paroma częściami w chromie.
Wyjazd z miasta o tej godzinie zajął im naprawdę niewiele czasu, a sam Charles specjalnie prowadził mniej uczęszczanymi ulicami kierując się na północ. Początkowo jechał wolno i ostrożnie, specjalnie uważając i jakby chcąc się upewnić, czy Garik nie kłamał, że potrafi utrzymać się z tyłu. Po jakimś czasie fotograf rozluźnił się i gdy wyjechali poza regularne zabudowania wykorzystywał większą, choć oczywiście nie całą moc motocyklu. Widać było, że mężczyzna kocha ten sposób podróżowania i że był dla niego bardzo intuicyjny.
Po jakimś czasie zaczęli kierować się coraz mocniej na wschód, aż w końcu przez moment jechali wybrzeżem. Charles zaczął zwalniać, a wreszcie zatrzymał się przed wysoką, pięknie rzeźbioną bramą, na której elegancki napis głosił Ośrodek imienia świętego Walentego. Fotograf zadzwonił domofonem, a brama momentalnie się otworzyła.
– Tak jak ci mówiłem, muszę odebrać klucze. – Powoli podjechał jeszcze kawałek, a później podprowadził motocykl zostawiając do w pewnej odległości przed wielkim, wysokim i długim domu z rozłożystą werandą i drewnianym balkonem, a wręcz tarasem. Zdjął kask i postawił go na siedzeniu. – Poczekasz tutaj? – Uśmiechnął się prosząco do Garika.
Gdy zjedli na moment wrócili do apartamentu aby zabrać plecak z kocem i aparatami. Pakunek oddał Garikowi tłumacząc, że w motocyklu, którym zamierza ich zawieźć nie ma schowka, w którym to by się zmieściło. Dał mu również kask, sam wziął swój, idealnie pasujący do czarnej kurtki i rękawiczek. Po zjechaniu do garażu zaprowadził znajomego do BMW k1300 – sporej i ciężkiej maszyny, całej w czerni, jedynie z paroma częściami w chromie.
Wyjazd z miasta o tej godzinie zajął im naprawdę niewiele czasu, a sam Charles specjalnie prowadził mniej uczęszczanymi ulicami kierując się na północ. Początkowo jechał wolno i ostrożnie, specjalnie uważając i jakby chcąc się upewnić, czy Garik nie kłamał, że potrafi utrzymać się z tyłu. Po jakimś czasie fotograf rozluźnił się i gdy wyjechali poza regularne zabudowania wykorzystywał większą, choć oczywiście nie całą moc motocyklu. Widać było, że mężczyzna kocha ten sposób podróżowania i że był dla niego bardzo intuicyjny.
Po jakimś czasie zaczęli kierować się coraz mocniej na wschód, aż w końcu przez moment jechali wybrzeżem. Charles zaczął zwalniać, a wreszcie zatrzymał się przed wysoką, pięknie rzeźbioną bramą, na której elegancki napis głosił Ośrodek imienia świętego Walentego. Fotograf zadzwonił domofonem, a brama momentalnie się otworzyła.
– Tak jak ci mówiłem, muszę odebrać klucze. – Powoli podjechał jeszcze kawałek, a później podprowadził motocykl zostawiając do w pewnej odległości przed wielkim, wysokim i długim domu z rozłożystą werandą i drewnianym balkonem, a wręcz tarasem. Zdjął kask i postawił go na siedzeniu. – Poczekasz tutaj? – Uśmiechnął się prosząco do Garika.
Za to Garik ponad wszystko wychwalał syrop klonowy, opowiadał jak port, na który mieli widok, przypomina mu ten z Helsinek. Wspomniał jak jechał kiedyś do Laponii z przyjaciółką z Rosji i nawet mu się spodobało. Mógłby kiedyś tam zabrać Charlesa. Kiedyś...
Nie widział problemu w zabraniu plecaka. Dostosuje się. Wyciągnął z kieszeni kurtki rękawiczki, zapiął się, nałożył kask i wio! Z początku nie potrafił się przyzwyczaić do pochyleń. Ostatni raz jechał… W zeszłe lato? No już, spokojnie, to nie jest pierwszy raz. Kiedy już udało mu się dopasować, nie mógł się doczekać aż przyspieszą.
Wybrzeże… Od razu przypomniała mu się rozmowa z nocy w Petersburgu. Jego matka miała widok na ocean, ta? Czyżby to do niej mieli udać się po klucze? Jeśli tak, nie chciał mieć okazji zobaczenia się z nią, tym bardziej zamienienia chociażby jednego zdania.
- Zostanę. Wracaj szybko. – położył kask na siedzeniu i wyciągnął papierosy. Przejdzie się kawałek…
Nie widział problemu w zabraniu plecaka. Dostosuje się. Wyciągnął z kieszeni kurtki rękawiczki, zapiął się, nałożył kask i wio! Z początku nie potrafił się przyzwyczaić do pochyleń. Ostatni raz jechał… W zeszłe lato? No już, spokojnie, to nie jest pierwszy raz. Kiedy już udało mu się dopasować, nie mógł się doczekać aż przyspieszą.
Wybrzeże… Od razu przypomniała mu się rozmowa z nocy w Petersburgu. Jego matka miała widok na ocean, ta? Czyżby to do niej mieli udać się po klucze? Jeśli tak, nie chciał mieć okazji zobaczenia się z nią, tym bardziej zamienienia chociażby jednego zdania.
- Zostanę. Wracaj szybko. – położył kask na siedzeniu i wyciągnął papierosy. Przejdzie się kawałek…
W końcu w domu... Pierwsze co, wyciągnął czyste ubrania i zniknął na trochę w łazience.
Ma psa... Ma kurna psa! Nadal nie mógł w to uwierzyć. Marzenie z dzieciństwa w końcu się spełniło. Wyszedł czysty, pachnący i od razu podszedł wyściskać Charlesa. Jeśli już wtedy stał przy kuchni, objął go od tyłu.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. Mam psa... Takiego idealnego! - wtulił głowę w jego szyję i westchnął krótko. Postał z nim tak chwilę i ucałował mu kark.
Podczas kolacji nie mówił za dużo. Głodny jak cholera skupił się na swoim talerzu. Dopiero słysząc pytanie podniósł głowę. Powoli próbował przeżuć to co na siłę wpakował do ust.
- Hmmm... - wrócił spojrzeniem do swojego talerza. No właśnie... Co zrobi? Co...? Proste! Przełknął i uśmiechnął się - Przeczekam w jakimś hotelu. Są przecież takie, w których można trzymać zwierzęta. - nie widział innego rozwiązania. Nie chciał wyobrażać sobie sytuacji, w której Chalres zaproponowałby mu zostanie w jego mieszkaniu. Z nim oczywiście, bez problemu. Bez niego, nie ma takiej możliwości.
Ma psa... Ma kurna psa! Nadal nie mógł w to uwierzyć. Marzenie z dzieciństwa w końcu się spełniło. Wyszedł czysty, pachnący i od razu podszedł wyściskać Charlesa. Jeśli już wtedy stał przy kuchni, objął go od tyłu.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. Mam psa... Takiego idealnego! - wtulił głowę w jego szyję i westchnął krótko. Postał z nim tak chwilę i ucałował mu kark.
Podczas kolacji nie mówił za dużo. Głodny jak cholera skupił się na swoim talerzu. Dopiero słysząc pytanie podniósł głowę. Powoli próbował przeżuć to co na siłę wpakował do ust.
- Hmmm... - wrócił spojrzeniem do swojego talerza. No właśnie... Co zrobi? Co...? Proste! Przełknął i uśmiechnął się - Przeczekam w jakimś hotelu. Są przecież takie, w których można trzymać zwierzęta. - nie widział innego rozwiązania. Nie chciał wyobrażać sobie sytuacji, w której Chalres zaproponowałby mu zostanie w jego mieszkaniu. Z nim oczywiście, bez problemu. Bez niego, nie ma takiej możliwości.
– Hotel, tak, albo mógłbyś zatrzymać się u moich znajomych. Myślę, że Alex się polubił. Na pewno by się ucieszyli i ugościli ciebie i twojego psa jak parę królewską. – Do kolacji podał po butelce ciemnego piwa i właśnie pociągnął ostatnich parę łyków, kończąc również jedzenie. Nie zamierzał proponować, aby Garik został u niego sam. Zbyt niebezpieczne. Fotograf wciąż nie do końca ufał mężczyźnie i temu, że nie wykorzystałby na swoją korzyść na przykład zdjęć, gdyby dostał się go jego pracowni. Wyjął ze spodni paczkę z cygaretkami, podpalił jedną, a popiół strzepywał do pustej butelki po alkoholu. Zmarszczył brwi, jakby nagle wpadł na jakiś pomysł albo sobie o czymś przypomniał.
– Powiedz mi... naprawdę uważasz, że jesteśmy parą? A nawet narzeczonymi? Zamierzasz dochować mi wierności, w urzędach uczciwie podawać stan cywilny jako 'w związku z mężczyzną', a po jakimś czasie wziąć ślub? – zapytał jakby nigdy nic, ale ze skupieniem. Obserwował też reakcję znajomego.
– Powiedz mi... naprawdę uważasz, że jesteśmy parą? A nawet narzeczonymi? Zamierzasz dochować mi wierności, w urzędach uczciwie podawać stan cywilny jako 'w związku z mężczyzną', a po jakimś czasie wziąć ślub? – zapytał jakby nigdy nic, ale ze skupieniem. Obserwował też reakcję znajomego.
Wzruszył ramionami. Zobaczymy. Byle wszystkim było wygodnie, a Pierożek był bezpieczny. Podziękował za piwo i rozsiadł się wygodniej. Trochę nieobecnym wzrokiem patrzył na Charlesa i popijał.
To pytanie… Ekhm… Nieco go otrzeźwiło. Wyprostował się i przybrał dość zakłopotaną minę. Jak to…
- Może tak… - potarł palcem wargę, zastanawiając się jak odpowiedzieć – Po pierwsze… Nie ma możliwości byśmy… Wzięli ślub. Nie istnieję. Nie mam swoich dokumentów, a wszystkie informacje o mnie kończą się na mojej śmierci w wojnie w Serbii. – odstawił piwo i uśmiechnął się przepraszająco – Nie uważam, że jesteśmy parą. Prędzej… Hmmm… To trudne. – błądził wzrokiem po pomieszczeniu, specjalnie unikając reakcji Charlesa – To co uważam, że jest, to co chcę by było i to co jest, to zupełnie różne rzeczy. Ciężko mi… Jakby… - zaczął gestykulować, jakby jakkolwiek miało mu to pomóc – Zejść na ziemię? – prychnął i pokiwał głową. Wyraźnie było po nim widać, że się denerwuje. A to czemu… Czyżby mu zależało? – Jednostronne zakochanie nie równa się byciu parą. Wystarczy? – niepewnie spojrzał mu w oczy. Podparł czoło o rękę i zastukał palcami w stół. Chciał znaleźć jeszcze jakieś słowa, wytłumaczyć… Cholera, to było trudne!
To pytanie… Ekhm… Nieco go otrzeźwiło. Wyprostował się i przybrał dość zakłopotaną minę. Jak to…
- Może tak… - potarł palcem wargę, zastanawiając się jak odpowiedzieć – Po pierwsze… Nie ma możliwości byśmy… Wzięli ślub. Nie istnieję. Nie mam swoich dokumentów, a wszystkie informacje o mnie kończą się na mojej śmierci w wojnie w Serbii. – odstawił piwo i uśmiechnął się przepraszająco – Nie uważam, że jesteśmy parą. Prędzej… Hmmm… To trudne. – błądził wzrokiem po pomieszczeniu, specjalnie unikając reakcji Charlesa – To co uważam, że jest, to co chcę by było i to co jest, to zupełnie różne rzeczy. Ciężko mi… Jakby… - zaczął gestykulować, jakby jakkolwiek miało mu to pomóc – Zejść na ziemię? – prychnął i pokiwał głową. Wyraźnie było po nim widać, że się denerwuje. A to czemu… Czyżby mu zależało? – Jednostronne zakochanie nie równa się byciu parą. Wystarczy? – niepewnie spojrzał mu w oczy. Podparł czoło o rękę i zastukał palcami w stół. Chciał znaleźć jeszcze jakieś słowa, wytłumaczyć… Cholera, to było trudne!
– Już, już, spokojnie. – Wykonał gest dłonią. – Po prostu zastanawiałem się, czy powiedziałeś tak Alexowi, bo rzeczywiście tak uważasz, bo poczułeś się zazdrosny i chciałeś pokazać mu, jak bardzo jestem twój... – W tym momencie Charles uśmiechnął się i oparł o stół przedramionami, pochylając się w stronę Garika. – ...czy po prostu żartowałeś. – Wstał, odebrał od Garika puste naczynia, przy okazji zabrał też swoje i wstawił do zmywarki. – Ale już wiem, jaka jest odpowiedź. O, właśnie. Jutro rano chcę zabrać cię w jedno miejsce. To niespodzianka. Powinno ci się spodobać.
- Nie mogłeś od razu zadać takiego pytania? – może byłoby prościej. W tej chwili nie miał pojęcia co Charles uznał. Może i lepiej… Przechylił głowę na bok i uniósł brew. Niespodzianka? Kolejny plac zabaw? Uśmiechnął się i złapał za swoje piwo. – Jutro rano… Rano… Naprawdę myślisz, że wygrzebiemy się z łóżka? – napił się – No, chyba, że rankiem nazywasz dwunastą. – obserwował gdzie ten szedł i co robi. W głowie jeszcze miał jego słowa. Ha! Oczywiście, że chciał pokazać temu facetowi, jak bardzo Charles jest jego. Przynajmniej kiedy jest obok… Odłożył butelkę i odsunął się od stołu. - Chodź się kochać.
Pokręcił głową i chociaż zrobił to żartobliwie, to niestety też i powiedział prawdę. Nie mógł. Nie wpadł na to. Uproszczanie pytań tak, aby były wygodne i przystępne dla rozmówcy nie było w jego stylu.
– Taak, rano może być w południe. – Zaśmiał się cicho. – Odkąd pamiętam, intuicyjnie rankiem nazywam czas po wstaniu, a następny dzień liczy się nie od północy, tylko od kiedy zasnę i tak dalej. Zwykle daję radę przestawić się na normalne nazewnictwo, ale czasami... – Nie dokończył, bo wiedział, że Garik zrozumie. Milczał chwilę obserwując znajomego i tylko czasami zaciągał się papierosem. Słysząc propozycję przymknął oczy i lekko skinął głową zgadzając się.
Garik zgadł, że obudzili się koło południa, a przynajmniej Charlesa po jedenastej obudził telefon. Odebrał zaspany i zaczął rozglądać się po sypialni. Okazało się, że dzwoniła jedna z jego znajomych z zaproszeniem na przyjęcie. Odmówił tłumacząc, że w tym czasie nie będzie go w kraju... to znaczy, eee, w mieście, bo będzie robił sesję plenerową. A, takie... wyścigi eee, jednośladów. Tak, tak, połączenie pracy z hobby. Przy następnej okazji.
– Garik? – Zawołał naciągając na oczy poduszkę. – Zamówmy pizzę albo chodźmy po zakupy. Ale wpierw kawa. Albo seks.
– Taak, rano może być w południe. – Zaśmiał się cicho. – Odkąd pamiętam, intuicyjnie rankiem nazywam czas po wstaniu, a następny dzień liczy się nie od północy, tylko od kiedy zasnę i tak dalej. Zwykle daję radę przestawić się na normalne nazewnictwo, ale czasami... – Nie dokończył, bo wiedział, że Garik zrozumie. Milczał chwilę obserwując znajomego i tylko czasami zaciągał się papierosem. Słysząc propozycję przymknął oczy i lekko skinął głową zgadzając się.
Garik zgadł, że obudzili się koło południa, a przynajmniej Charlesa po jedenastej obudził telefon. Odebrał zaspany i zaczął rozglądać się po sypialni. Okazało się, że dzwoniła jedna z jego znajomych z zaproszeniem na przyjęcie. Odmówił tłumacząc, że w tym czasie nie będzie go w kraju... to znaczy, eee, w mieście, bo będzie robił sesję plenerową. A, takie... wyścigi eee, jednośladów. Tak, tak, połączenie pracy z hobby. Przy następnej okazji.
– Garik? – Zawołał naciągając na oczy poduszkę. – Zamówmy pizzę albo chodźmy po zakupy. Ale wpierw kawa. Albo seks.
Nie zdziwiło go, że obudził się pierwszy… Która to? Po dziesiątej? Został w łóżku, jeszcze około pół godziny, nie uśmiechało mu się szarpanie czy tym bardziej śpieszenie gdziekolwiek. Obejrzał sobie buźkę Charlesa, ale powstrzymał się od głaskania czy dotykania go. Niech śpi… Powoli i cicho wstał z i poszedł do łazienki. Po drodze zabrał telefon. Nie będzie tu wchodził, nie chciał przeszkadzać.
Siedząc w ciszy przy stole i pisząc na telefonie, usłyszał z góry dzwonek, a później wołanie. Uśmiechnął się do siebie, zabrał zimną już kawę i wdrapał się po schodach do sypialni.
- Zdecyduj się! – odpowiedział i usiadł na brzegu łóżka. Odłożył kubek i zabrał Charlesowi poduszkę z głowy. Kiedy to się udało, pochylił się i ucałował go w skroń. Popatrzył na niego z góry i lekko zmarszczył brwi – Charles… Seks z tobą ostatnio stał się jakiś taki… Trudny. Boisz się czegoś? – nie oczekując odpowiedzi wcisnął mu się obok pod kołdrę. Przyciągnął i przytulił się do jego pleców. Przesunął kilka razy nosem po jego karku i zaczął go po nim muskać. Zsunął rękę z jego brzucha na krok i bez przeciągania zaczął go masować. Tym razem nie silił się na powolne, czułe gesty i doznania. Przytrzymał go, by nie mógł bardziej się ruszyć i zajął nim tak jak chciał.
Siedząc w ciszy przy stole i pisząc na telefonie, usłyszał z góry dzwonek, a później wołanie. Uśmiechnął się do siebie, zabrał zimną już kawę i wdrapał się po schodach do sypialni.
- Zdecyduj się! – odpowiedział i usiadł na brzegu łóżka. Odłożył kubek i zabrał Charlesowi poduszkę z głowy. Kiedy to się udało, pochylił się i ucałował go w skroń. Popatrzył na niego z góry i lekko zmarszczył brwi – Charles… Seks z tobą ostatnio stał się jakiś taki… Trudny. Boisz się czegoś? – nie oczekując odpowiedzi wcisnął mu się obok pod kołdrę. Przyciągnął i przytulił się do jego pleców. Przesunął kilka razy nosem po jego karku i zaczął go po nim muskać. Zsunął rękę z jego brzucha na krok i bez przeciągania zaczął go masować. Tym razem nie silił się na powolne, czułe gesty i doznania. Przytrzymał go, by nie mógł bardziej się ruszyć i zajął nim tak jak chciał.
Bez protestowania oddał poduszkę i spojrzał na mężczyznę. Charles w tej chwili wydawał się zupełnie spokojny i nawet w dobrym humorze, ale zachowanie Garik trochę go zbiło z tropu. Coś się stało? Ach... o to chodzi. Czy się bał?
– Jasne, że się boję. – Zaśmiał się gorzko. – Martwię się o parę rzeczy. Chyba jeszcze w Petersburgu uprzedzałem cię, że przed wyjazdem staram się nie skupiać na ludziach tylko na przygotowaniach, bo po prostu nie umiem poświecić się tym dwóm rzeczom naraz. A jeszcze teraz... – Przerwał nabierając szybki, płytki wdech ustami. Zaskoczyło go, że Garik nie wybrał kawy i nie uznał tej drugiej opcji za żart. Starał się kontynuować, ale mówił ciszej i bardziej mrukliwie. – Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, żeby przed tak ważnym wyjazdem ktoś... – znowu zamilkł na moment. Przez to, co czuł trudno było mu się skupić na mówieniu. – Ktoś... ktoś... Ktoś wyznawał mi miłość i chciał być blisko.
– Jasne, że się boję. – Zaśmiał się gorzko. – Martwię się o parę rzeczy. Chyba jeszcze w Petersburgu uprzedzałem cię, że przed wyjazdem staram się nie skupiać na ludziach tylko na przygotowaniach, bo po prostu nie umiem poświecić się tym dwóm rzeczom naraz. A jeszcze teraz... – Przerwał nabierając szybki, płytki wdech ustami. Zaskoczyło go, że Garik nie wybrał kawy i nie uznał tej drugiej opcji za żart. Starał się kontynuować, ale mówił ciszej i bardziej mrukliwie. – Nigdy nie byłem w takiej sytuacji, żeby przed tak ważnym wyjazdem ktoś... – znowu zamilkł na moment. Przez to, co czuł trudno było mu się skupić na mówieniu. – Ktoś... ktoś... Ktoś wyznawał mi miłość i chciał być blisko.
- Byłoby zbyt nudno, gdyby ktoś tego nie zmienił. – westchnął i delikatnie go ugryzł. Nie mówił nic więcej, w tej chwili… Nie… Nie chciał nawet myśleć. Nie chciał znowu uświadamiać sobie jaki jest naiwny. Delikatnie napierał na niego biodrami i nieprzerwanie dogadzał mu ręką. Przestał dopiero kiedy wyczuł, że kończy. Mimo, że chciał zmienić pozycję, spróbować czegoś więcej, ograniczył się do tej jednej, prostej pieszczoty.
- Zrobię ci kawy. – szepnął, ucałował za uchem i powoli zszedł z łóżka. Popatrzył na siebie w dół i skrzywił się nieco. No taa…
- Zrobię ci kawy. – szepnął, ucałował za uchem i powoli zszedł z łóżka. Popatrzył na siebie w dół i skrzywił się nieco. No taa…
Prychnął słysząc odpowiedź, ale jego reakcja pewnie zlała z niespokojnym oddechem. Przez następnych parę chwil na przemian albo wtulał twarz w pościel, albo łapał świeże powietrze, przez cały ten czas trzymając dłoń zaciśniętą na kołdrze. On sam też nie chciał się droczyć i bez sprzeciwu brał to, co dostawał do Garika.
– To za moment – odezwał się i przekręcił na plecy, patrząc na znajomego do góry nogami. Wyciągnął ręce w jego stroną i zaczepił palcem za kieszeń jego spodni. – Drrragan... – wymruczał specjalnie używając tego imienia i przeciągając samogłoski. Nadal miał odrobinę przyspieszony oddech. – Chodź. Nie chcę cię tak puścić.
– To za moment – odezwał się i przekręcił na plecy, patrząc na znajomego do góry nogami. Wyciągnął ręce w jego stroną i zaczepił palcem za kieszeń jego spodni. – Drrragan... – wymruczał specjalnie używając tego imienia i przeciągając samogłoski. Nadal miał odrobinę przyspieszony oddech. – Chodź. Nie chcę cię tak puścić.
- Chaarles… - odpowiedział w podobny sposób – …To chodź ze mną. – pochylił się nad nim i krótko pocałował. Po chwili wyrwał się i ruszył w stronę kuchni.
Nie próbował go więcej zatrzymywać, ale zanim wstał z łóżka jeszcze chwilę poleżał, obserwując znajomego do góry nogami. Przesunął dłonią po twarzy, szyi, a później po klatce piersiowej w dół i znów w górę. Muszą wstawać, nie? Najchętniej przeleżałby z Garikiem cały dzień uprawiając seksi śpiąc na przemian, ale wiedział, że później czułby się źle z myślą, że nie pokazał mężczyźnie tego, co zaplanował.
Wstał i nagi poszedł za Garikiem.
– Nie chcę, żebyś się poparzył, jeśli cię rozproszę podczas zalewania kawy. – Wyjął z szuflady bieliznę, gdy mijali akurat odpowiednią szafkę niedaleko schodów i szybko się ubrał.
Wstał i nagi poszedł za Garikiem.
– Nie chcę, żebyś się poparzył, jeśli cię rozproszę podczas zalewania kawy. – Wyjął z szuflady bieliznę, gdy mijali akurat odpowiednią szafkę niedaleko schodów i szybko się ubrał.
Zupełnie nie przejmując się Charlesem, zaczął zaparzać nową kawę. Uśmiechał się i robił swoje. Oparł się o blyat i wyciągnął telefon. Uśmiechał się i zaczął coś pisać.
- Oczywiście… - popatrzył na niego. – Co zaplanowałeś na dziś? – ciekawiło go czy Charles coś zrobi, czy pozwoli mu tak bezczynnie, hmm… Stać, patrzeć? Do Charlesa przyszedł sms. – Chcesz z mlekiem? Syrop klonowy już ci wypiłem… - zrobił smutną minkę.
- Oczywiście… - popatrzył na niego. – Co zaplanowałeś na dziś? – ciekawiło go czy Charles coś zrobi, czy pozwoli mu tak bezczynnie, hmm… Stać, patrzeć? Do Charlesa przyszedł sms. – Chcesz z mlekiem? Syrop klonowy już ci wypiłem… - zrobił smutną minkę.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach