Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power
Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pią Wrz 16, 2016 2:39 am


Ostatnio zmieniony przez Mercury dnia Pią Wrz 23, 2016 5:16 pm, w całości zmieniany 1 raz
First topic message reminder :


Przepych, przepych i jeszcze raz przepych. Tutaj nawet parkiet, który zapewne nie będzie specjalnie podziwiany, ma swój własny urok i emanuje pięknem na wszystkie strony. Jest on bowiem wykonany na zasadzie intarsji, gdzie jabłonkowe drewno zostało gdzieniegdzie wzbogacone o elementy wiśni, mahoniu, a także i dębu, łącząc się w fantazyjne wzory i kształty. Mimo wszystko nie byłoby luksusu bez dywanów, a te długie, wąskie i w kolorze czerwieni prezentują się najlepiej. Być może właśnie dlatego po bokach sali leżą właśnie takowe, rozciągając się przez całą jej długość, dając szansę zaznać nieziemskich wygód nogom osób stających właśnie przy-... stołach z jedzeniem. Zajmują one przestrzeń tuż pod ścianami, łącząc się w długie rzędy i będąc okrytymi naturalnie plamoodpornym obrusem koloru białego, przy czym nawet najmniej wprawne oko dostrzeże delikatne złocenia na jego brzegach, znajdujących się niewiele ponad podłogą. Nie wiadomo jednak, na jak długo, gdyż okryte przez nie stoły wręcz uginają się od tac z sałatkami, ciastami czy mis pełnych ponczu gotowego do rozlania i regularnie uzupełnianego czy wymienianego na świeży. Znajdzie się tu coś dla nawet najbardziej wybrednych jednostek, niczym w prawdziwej, pięciogwiazdkowej restauracji. W końcu Riverdale zasługuje na najwyższe standardy. Aby zachować wszystko w harmonijnej, jednakowej konwencji, okna przysłonięte zostały kurtynami w odcieniu ciepłego bordo, akcentowanymi złotym obszyciem, a oświetlenie również zdaje się być nieco mdławe i podpadające swoją barwą pod czerwienie. Naturalnie na tym nie koniec - przez całą salę, tuż poniżej sufitu, ciągnie się festonowy ornament dający złudzenie wiszącej w tym miejscu tkaniny, mającej pozorować girlandę, za to niczym dziwnym nie powinny się okazać wazony pełne krwistoczerwonych i białych róż, poustawiane na wcześniej wspomnianych stołach.

Misery
Misery
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pią Wrz 23, 2016 10:24 pm
Zdążył odebrać emblemat, wysłuchać ostatnich wychrząkań dyrektora i miał się zawinąć, kiedy gdzieś z boku wypatrzył to, czego szukał od dłuższego czasu. Na jego wąskie usta leniwie wypłynął trudny do rozcyfrowania uśmiech, oparł dłoń na ramieniu Chrisa i pochylił się nieznacznie. Może ten dzień nie był jeszcze tak do końca spisany na straty?
— Zaczekasz chwilę? Mam coś jeszcze do załatwienia — wymruczał mu nisko na ucho i chwilę później żeglował wśród morza uczniów. Zabawne, dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę jak wielu uczniów uczęszcza do Riverdale, do tej pory nie łamał sobie głowy kalkulacjami.
Daniel stał pod ścianą, ściskając w dłoniach mały emblemat z logo szkoły na tarczy. Naturalnie wiedziony swoim przyzwyczajeniem i naturą, patrzył na wszystkich dookoła w taki sposób, jakby co najmniej każdy z osobna wdepnął w coś śmierdzącego. Aura odludka biła od niego z daleka, a wizualnego efektu dopełniał krawat z sygnaturą batmana na przedzie.
"Nie mógł sobie darować", pomyślał z miejsca, ale nie był tym jakoś szczególnie zaskoczony. To po prostu było tak bardzo w jego stylu.
Zaszedł go od tyłu, w końcu Misery nie mógł podejść na luzie jak każdy inny, normalny człowiek.
— Znalazłem nam Mistrza Gry.
Powiedział to na tyle cicho, by nikt poza Crowleyem nie był w stanie tego dosłyszeć, na dodatek schylił się tak nisko, że wyglądał jakby się kłaniał. Pospiesznie rzucił okiem, czy nikt się aby nie gapi; w końcu nie chciał, żeby ktokolwiek pomyślał, że ma z tym nerdem cokolwiek wspólnego.
Dźgnął go łokciem boleśnie w żebro, chciał odejść na parę kroków na bok, wyjść na korytarz - gdziekolwiek, byle można porozmawiać umiarkowanie prywatnie i niezauważenie. Miał już zasugerować łazienkę, ale zdał sobie sprawę, że byłoby to ich drugie spotkanie sam na sam, i znów w tym samym miejscu.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pią Wrz 23, 2016 11:00 pm
I...go zostawił. Serce złamane, łzy w oczach i cała reszta, gdy nagle...
Chwila, KONKURSY?
Chris miał jeszcze jedną słabość, poza romansami - on wręcz ubóstwiał się bawić. Gry, komiksy, pluszaki - wszystko to co większość jego kolegów rzuciła w kąt dawno temu, on do tej pory z zachwytem zbierał i używał. Kiedy więc dotarło doń, że jednak na tym, zdawałoby się nudnym, rozpoczęciu jest jeszcze coś ciekawego do roboty, bez żalu pożegnał Misery'ego i w pełni szczęścia pobiegł przez tłum by poszukać owych obiecanych atrakcji.

[zt]
Joel
Joel
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pią Wrz 23, 2016 11:11 pm
    W sumie to razem musieli wyglądać dość śmiesznie. Raz Anubis coś mówił, Joel reagował śmiechem, a chwilę później było odwrotnie. Ale przynajmniej nadal potrafili ze sobą gadać, bo po takiej przerwie od jakiegokolwiek kontaktu czasami jest ciężko się odezwać, a co dopiero zacząć jakąś sensowną rozmowę, która by się kleiła.
    ― Ach, wyjątek. ― powtórzył to słowo, chichocząc przy tym cicho. Podobnie jak Rafael wzrokiem odszukał Blythe'a, co oczywiście nie było trudne. Ale nie przyglądał mu się zbyt długo, poza tym widział tylko jego włosy, no i odległość była zbyt duża. Zresztą... nieważne. Niebieskooki dość szybko wrócił wzrokiem do Lightwooda, bo na razie wolał się skupić tylko na nim.
    ― Oczywiście, że muszę... należą Ci się jakiekolwiek wytłumaczenia. Kurde, byliśmy ze sobą bardzo blisko. ― odparł, przecierając ręką kark. Nigdy nie lubił tłumaczyć się przed innymi, ale białowłosy był wyjątkiem. Przed nim chciał się wytłumaczyć.
    ― Masz rację, opowiem Ci więcej za jakiś czas, gdy spotkamy się w jakimś bardziej naturalnym miejscu. Z dala od innych uczniów, nie chcę żeby ktokolwiek to słyszał. ― powiedział, kiwając głową. Uśmiechnął się, gdy Anubis zdecydował się na ten przyjacielski gest. Na pytanie o kota zareagował gromkim śmiechem. Doskonale wiedział, że Lightwood nie przepadał za Królewiczem. Wszyscy znajomi Laytona zwykle mieli jakieś spiny z tym kocurem, ale w sumie nikogo to nie powinno dziwić, bo ten futrzak serio był nienormalny.
    ― Daj spokój. Wydaje mi się, że nie może się do końca przyzwyczaić do nowego miejsca. Ale już wyczaił, w której doniczce jest ulubiony kwiatek mamy. I znowu zrobił sobie z niego kuwetę. Ta jedna rzecz się nie zmieniła. ― rzekł z wymuszonym uśmiechem na twarzy, bo w tej sytuacji to sam nie wiedział czy powinien się śmiać, czy płakać. Wydawało mu się, że przez zmianę miejsca zamieszkania Królewicz stał się jeszcze bardziej uciążliwy. Ale może to tylko wrażenie. Sam Joel był nieco zagubiony.
    ― Faktycznie, nie przemyślałem tego. Po prostu pomyślałem, że może chcesz podejść do tego wysokiego typa. Pewnie dobrze się znacie. ― powiedział, zerkając gdzieś w stronę stołów i innych ludzi. Słysząc następną kwestię Lightwooda kąciki ust wygięły się w bezzębny uśmiech. ― A co jeśli jednak wolę patrzeć na Ciebie? ― odparł dość cicho, dopiero po chwili zdając sobie sprawę jak... głupio to zabrzmiało. Na szczęście zaraz po tym odezwał się przewodniczący samorządu, a Joel obdarzył białowłosego gestem, który zasugerował mu bycie cicho. No i te "ćśś".
    Słuchał wszystkiego bardzo uważnie, nieco uważniej niż dyrektora. Gdy Black skończył skierował się w stronę Anubisa i złapał go za rękaw koszuli. ― Chodź, przejdziemy się po atrakcjach. ― zaproponował, choć wcale nie przyjmował jakiegokolwiek sprzeciwu. Zwyczajnie pociągnął za sobą Rafaela.

    zt [ja + Anubis]
Anonymous
Gość
Gość
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pią Wrz 23, 2016 11:17 pm
Stał. Trzymał te swoje emblematy niczym ta sierotka i dopiero po chwili wrzucił je do torby i uznał, że powinien chyba się jednak ewakuować, bo padły słowa o jakichś konkursach i zawodach, a to znaczyło, że poważnie trzeba było rozważać opcję oddalenia się chyłkiem i ukradkiem. Albo całkiem jawnie. Już począł się rozglądać, szukać awaryjnego wyjścia, ustalać drogę, żeby ominąć nauczycieli, gdy prawie że podskoczył, słysząc za sobą głos.
Zaskoczona mina numer dwa. Odsunął się błyskawicznie, miażdżąc Misery'ego wzrokiem, że ośmielił się w ogóle naruszyć jego przestrzeń osobistą do takiego stopnia. Dopiero po chwili dotarła do niego przekazywana przez blondyna wiadomość, a dokładnie jej treść. Bo w pierwszej chwili był za bardzo przejęty tym pierwszym faktem.
- Mistrza Gry? - powtórzył głupio, burcząc całkiem głośno. Nie żeby coś, ale przez te kilka sekund nie miał pojęcia, z kim właściwie ma do czynienia i dlaczego, o co chodzi, ani cokolwiek.
Daniel miał świetną pamięć, jeśli chodziło o zapamiętywanie szczegółów w komiksie - mógł obudzony o czwartej nad ranem opowiadać, o czym były poszczególne komiksy. Na wyrywki. Lecz gdy szło o realnych ludzi, totalnie zapominało ich twarzach i imionach, nawet jeśli byli tak charakterystyczni jak Misery.
- Weź się - warknął na to dźgnięcie, nadal piorunując biedaka w najlepsze, próbując sobie w międzyczasie przypomnieć, co to za pajac. Aż dotarło, uderzyło i wróciło. No tak. D&D, łazienka w centrum handlowym i niedoszła sesja. - A, no tak. To okej? - mruknął to już ciszej, poprawiając torbę. I nie miał pojęcia, jak się w sumie zachować czy cokolwiek, bo nie żeby coś, ale on miał totalne problemy z rozmową z innymi ludźmi.
Akurat tego sportu ekstremalnego nie uprawiał.
Kamira Evergreen
Kamira Evergreen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Pią Wrz 23, 2016 11:45 pm
Nagle ktoś przysłonił jej cały świat. Nie, dosłownie. Oczy dziewczyny przez chwilę zrobiły się wielkie jak spodki, a potem, jeśli Blythe był spostrzegawczy, mógł zauważyć, że Kamira odchyliła się trochę do tyłu, jakby chciała zrobić mostek, a tak naprawdę chciała odzyskać kawałek przestrzeni osobistej. Lekko się zachwiała na szpilkach, próbując odzyskać równowagę. Dopiero kiedy jej oczy wyjaśniły mózgowi, że to Blythe i na tyle na ile chłopaka poznała, to on tak po prostu lubi "z buciorami w intymność" i że nie ma nic złego na myśli przez to, to odetchnęła z ulgą i trochę "wyluzowała". Wtedy też dotarły do niej jego słowa. Z lekko otwartą buzią spojrzała na kieliszek to na koszykarza, a potem ponownie na kieliszek.
- To w tym jest alkohol?! - Zapytała spanikowanym, podniesionym głosem. Odstawiła szybko kieliszek, ale w jej oczach było widać niewysłowiony żal. Napój był naprawdę smaczny, a ona musiała go odstawić. Wtedy chłopak odsunął się, a Kamira spojrzała na niego podejrzliwie.
- Jeszcze nie zostałam waszą menadżerką, wiec skąd ten tytuł? - On. Był. Taki. Radosny. To tak podejrzane, ze dziewczyna nie do końca była w stanie ukryć tą swoją podejrzliwość. Był tak zupełnie inny od niej, że jednocześnie ją to przerażało, ale i zachwycało, jak niesamowicie łatwo było się z nim dogadywać.
- Czasami Twoje towarzystwo mnie przeraża... - Rzuciła trochę tak typowo po Kamirowemu, jakby była pewna,że Blythe siedzi jej w głowie i nadąża za jej tokiem myślenia.
- Zapamiętałeś moje nazwisko. - To było stwierdzenie, ale przepełnione zaskoczeniem. - I mój stan cywilny. - Z kolei temu stwierdzeniu towarzyszyło zmarszczenie brwi i lekko skrzywiona mina. Za chwilę jednak dziewczyna uśmiechnęła się rozbawiona sytuacją i pokiwała głową.
- Tak szczerze, wiem, że mogę się nie nadawać kompletnie do takiej roboty, ale jeśli nie będziecie mieli żadnego chętnego, to chciałabym chyba chociaż spróbować. - Zmieszana poczochrała swoją grzywkę uciekąjac wzrokiem od Hamalainen'a. Matko bosko co ona robi? Czemu się na to zgadza? Przecież to oczywiste,że się nie nadaje.
- Spoko, mogłabym też pomagać pierwszorocznym, czemu mieliby to robić sami? - Przyglądała się jego uniesionemu kciukowi, jakby nie była pewna czegoś. ale potem wypowiedział magiczne słowa.
- Hot-dogi! Tak! Idźmy! - Kamira, czekaj, nie daj się... - Ale wiesz, że ja tak serio to zjem max dwa, a potem, faza może mi się skończyć? A właściwie na czym polegają obowiązki menadżera? Kurczę ale taki hot-dog z cebulką i ogórkami.... - Straciliśmy ją. Gdyby tak się nie zaaferowała całą sytuację, może by dostrzegła, że w jego oczach rozwija się jakiś straszny pomysł. Dzięki Bogu, nie mógł go wprowadzić aż tak szybko w życie, bo Mercury zaczął swoje przemówienie. Kamira umilkła i prostując się, uważnie słuchała chłopaka. O mowa o Kapitanie drużyny, który stoi obok niej. Zaczęła się martwić, że zaraz tłum rzuci się na niego, a to stawiało ją w strefie zagrożenia. zerknęła lekko jakby przestraszona na tłum i na Blytha, ale na razie póki Merc przemawiał, była bezpieczna. Konkursy, jedzenie i ognicho, brzmi jak dużo socjalizacji, ale w sumie, kto nie lubi konkursów i gier? Pokręci się chwilę, poogląda stoiska, może coś zje do kogoś zagada i pewnie wróci do domu. Nawet nie brała pod uwagę, że będzie miała tutaj towarzystwo. Zaczynała obawiać się swojego braku znajomych, może ten menadżer to dobry pomysł? Chociaż taki spokojny, samotny spacer brzmi przecież przyjemnie.
Anonymous
Gość
Gość
Odczekała do końca wystąpienia dyrektora, a później Blacka i kiedy już wszystko to miała za sobą, najzwyczajniej w świecie, wyszła. Nie miała co tu robić. Wolała się przewietrzyć i pozbierać myśli w samotności zamiast kisić się dłużej na tej sali.

[z/t]
Anonymous
Gość
Gość
Aaron nie opuścił sali od razu. Razem z kumplami posiedzieli tu jeszcze trochę i uszczuplili nieco zapasy jedzenia, które się tu znajdowały, a gdy już im się to znudziło, skierowali się w stronę wyjścia. Pogoda była jeszcze całkiem niezła, bo lato na dobre się nie skończyło; więc zbrodnią byłoby marnować czas w budynku. Z resztą, czy Mercury nie wspominał tam coś o atrakcjach? Tyle Aaron zdołał wychwycić z tej nudnej paplaniny.

[z/t]
Mercury Black
Mercury Black
Administrator Sovereign of the Power

Przyglądał się występującemu bratu bez większych emocji, choć nieustannie zwrócona w jego stronę głowa mogła świadczyć o swego rodzaju zainteresowaniu. Nawet jeśli znał tę mowę już na pamięć. W końcu sam pomagał mu ją układać i ćwiczyć w domu. Zresztą nie tylko on. Gdy Sky usłyszał, że może być jakąkolwiek pomocą dla swojego starszego brata, prawie zaczął skakać pod sufit. Mimo, że to Saturn spędzał z nim więcej czasu, niespecjalnie dziwiło go, że to właśnie do Merca był aż tak mocno przywiązany. Widział zbyt wiele łączących ich cech, by się temu dziwić. Podrapał się po karku, całkowicie ignorując wszystkich dookoła. Nawet fakt, że stał obok Alana zdawał się nieco umykać przy jego podejściu. W końcu na koniec przemowy uniósł dłonie zupełnie automatycznie, podobnie jak większość uczniów, klaszcząc w geście uznania. Nie musiał długo czekać, nim brat posłał mu cwany uśmiech, ponownie się na nim zawieszając.
- Załatwione.
- Dobrze rozegrane.
- Oczywiście. W końcu jestem dumą naszego rodu, młodszy braciszku. Uroda i inteligencja idą u mnie w parze. - szturchnął Mercury'ego w bok łokciem, ignorując jego śmiech.
- Gdzie idziemy?

­­
"Gdzie idziemy?"
Zastanowił się nad zadanym pytaniem, patrząc na Paige'a. Jeśli podejmie złą decyzję może narazić się na to, że blondynowi zwyczajnie znudzi się łażenie wokół i sobie pójdzie. A taka opcja nie wchodziła w grę.
- Jedzenie. Potem strzelnica i sudoku. - zadecydował patrząc na obu. Tym samym wybrał trzy punkty, na które jeden przypadał na każdego z nich. Jednocześnie wziął pod uwagę cierpliwość swoich rozmówców, więc takie ustawienie wydawało mu się jak najbardziej prawidłowe. Zwłaszcza, że dobrze wiedział iż to ciasto w dłoniach Alana nie zapełniało jego żołądka nawet w jednym procencie.
- Chodźmy. - rzucił wypuszczając Saturna z objęć i już dużo bardziej nonszalancko, wsunął dłonie do bocznych kieszeni marynarki, idąc przed siebie żwawym krokiem. Dopiero po chwili jego wzrok padł na Zero. Momentalnie sobie przypomniał co takiego miał zrobić. Kiwnął na chłopaków ręką, podchodząc do kolejnego wysokiego blondyna w tej szkole, który jednak cóż... nie był jego.
- Vessare. Jeśli możesz to chodź z nami na chwilę, mam do ciebie sprawę. Cześć, Frey.
Odwrócił się w stronę wyjścia, wyciągając telefon i zaraz zadzwonił do ojca.
- Hej tato, jest sprawa... - w końcu głupio by było nie poinformować go, że wyprawiają dziś ognisko dla całego Riverdale pod ich nazwiskiem?
Saturn obrócił się jeszcze na chwilę w stronę Zero, przyglądając mu krótko, ciężko było jednak stwierdzić o czym myśli. Może nie do końca spodobał mu się sposób w jaki zaczepił go Mercury, bądź oceniał czy dodatkowa osoba nie będzie aby dodatkowym utrudnieniem. Trwało to jednak ułamek sekundy, nim zajął ponownie miejsce u jego boku, idąc w stronę wyjścia.

[zt x3 - Mercury, Saturn, Alan] | Następny temat. →
Blythe Aiden Hamalainen
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Widząc jej zdziwienie na słowa, że w ponczu jest alkohol, wybuchł śmiechem. W sumie wiedział, że był on tak zwanym zwodniczym napojem i już niejedna osoba nabrała się na jego cudowny wygląd, ale nadal bawiło to tak samo mocno. Kamira miała szczęście, że Blythe nie dorwał jej pod stołem, gdzie już zgonowała czekając na lepsze jutro.
- Dopiłbym po tobie, ale niestety dbam o swoją formę i nie pijam alkoholu. - wyszczerzył się, przesuwając piłkę na przód i obrócił ją kilka razy w palcach zerkając na boki. Nieustannie towarzyszyło mu to niebezpieczne uczucie, że któryś z nauczycieli, albo sam Lightwood, postanowią zajść go od tyłu i pozbawić miłości życia. Nikomu już na tym świecie nie można było ufać, zdecydowanie. Dopóki nie usłyszał, że Evergreen uważa go za przerażającego. Momentalnie zrzedła mu mina, gdy spojrzał na nią wzrokiem małego szczeniaka zamkniętego w ciele Bernardyna.
- Przerażam? To przez mój wzrost, tak? Wiedziałem. A mówiłem mamie, żeby nie dawała mi tylu drożdży. Och Lisette, co my teraz zrobimy? Tylko ty mnie nie odrzucasz. - rzucił żałobnym tonem do swojej piłki, przytulając ją do policzka. Jak widać piłka odwzajemniała jego uczucia, bo nawet nie próbowała uciekać.
- Poza tym, wierzę że nią zostaniesz. Grunt to pozytywne myślenie. Podobno ludzie, którzy się uśmiechają, napotykają dużo więcej dobrych rzeczy na swojej drodze. Dlatego... - wyszczerzył się do niej, by potwierdzić swój super słuszny argument. - I oczywiście, że zapamiętałem. Każdego zapamiętuję, bo każdy chce być zapamiętany. Nie ma niczego gorszego od momentu, gdy podchodzisz do kogoś, by się przywitać, a on rzuca "Kim jesteś?". Super przykra sytuacja, depresja na wiele dni.
Westchnął ciężko, odsuwając piłkę od twarzy. Przeczekał całą wypowiedź Blacka w milczeniu, klaszcząc na koniec z niejakim trudem. Zajęte ręce miał w końcu. Uśmiech powrócił jednak w ułamku sekundy, gdy dziewczyna stwierdziła, że będzie chciała spróbować menadżerskiej pracy. Wzrok Blythe'a momentalnie wypełnił się miliardem błyszczących gwiazd, które widziały już ich przyszłość drużyny koszykarskiej. Aż podskoczył kilka razy w miejscu jak mały dzieciak (no, nie taki mały) zwracając na siebie uwagę otoczenia.
- Świetnie! To najpierw dopadnijmy Raf-Rafa. Chodźmy, panienko Evergreen! Postawię ci takie hot-dogi jakie tylko będziesz chciała - rzucił entuzjastycznie, wyciągając ją z sali. Prawdopodobnie wbrew jej woli. Bo kto by się przejmował tym, że ktoś niekoniecznie może mieć ochotę za tobą iść. Niemniej uścisk na nadgarstku potrwał kilka sekund, nim Hamalainen powrócił do przytulania swojej piłki. W końcu jak to mówią, miłość jest tylko jedna. Czy coś w tym stylu.
- Szczegóły twojej ewentualnej pracy ustalimy razem. Choć nie widzę potrzeby pomagania pierwszorocznym, doskonale dadzą sobie radę sami. To taki sposób na zahartowanie ich i nauczenie odpowiedzialności. Jeśli będziesz dla nich zbyt miła, zaczną cię wykorzystywać, więc musisz być czujna. W końcu każdy z nich to kawał chłopa. - pokiwał głową. Wyglądało na to, że nawet podczas chodu nie zamykały mu się usta. Ale przynajmniej nie panowała krępująca cisza, czyż nie?

[zt x2 - Blythe, Kamira] | Następny temat. →
Anonymous
Gość
Gość
Nie znosiła tego całego gadania wychowawców oraz nauczycieli. Za każdym razem, gdy patrzyli w jej akta, to było to samo. A przecież tylko raz pobiła kolegę, który zresztą na to zasługiwał. No może dwa. Tak to jednak jest, gdy chcesz się bronić. Najlepiej, gdy pozwalasz innym, aby cię zgwałcili.
W tym jesteś doskonała.
Poczuła jak gula w jej gardle narasta. Nie chciała jednak sobie pozwolić na ukazywanie emocji, które nią szargały. Nie w szkole. I nie przy Jace'ie. Nie chciała, aby się o nią martwił. Wystarczyło jej po ostatnim.
Wsłuchała się w ogłoszenia dyrektora, a następnie jakiegoś chłopaka. Przyjrzała mu się zainteresowana i słysząc o atrakcjach, uśmiechnęła się do siebie.
„[…]wiele atrakcji”
To zestawienie słów ją bardzo zainteresowało. Spojrzała na Jace'a i ukazała białe ząbki. Była rozradowana.
Co ty na to, aby sprawdzić te atrakcje? Łowienie kaczek oraz jedzenie mnie zainteresowały. Możemy najpierw pójść po jedzenie, potem na kaczki, a na sam koniec obejrzeć jakieś inne atrakcje. Hm?
Wpatrywała się w niego wyczekująco, rozmyślając o tym co by mogła kupić na stoiskach z jedzeniem. Oraz co wygrać. I czy tym razem znowu będą się świetnie bawić z Jacem. Na chwilę podeszła sama do wyjścia i wzięła dla nich dwie mapy, a potem do niego wróciła.
Myślę, że najpierw możemy się udać na stoisko z jedzeniem. Potem na strzelnicę, a na sam koniec do kaczek. Co o tym myślisz?
Kto by pomyślał, że tak się rządzisz.
Wcale się nie rządzę, przecież go pytam o zdanie.
Zagryzła wargę, myśląc o całym tym jedzeniu, którego pewnie i tak nie będzie w stanie pochłonąć. Nienawidziła jeść w miejscach publicznych. Zresztą chyba ostatnio przytyła.
Jesteś wrakiem człowieka.
Anonymous
Gość
Gość
Cały czas pamiętam gdzie jesteśmy — odpowiedziała jej, gryząc wargę zniecierpliwiona.
Słuchała dyrektora, jednakże wszystkie jego słowa szybko wylatywały z jej głowy. Nie mówił nic ciekawego. Potem do głosy został dopuszczony Mercury, o którym wspominałą Brenda. Kluby średnio ją jak na razie interesowały, nie widziała nic ciekawego w spotkaniach z ludźmi ze szkoły. Przynajmniej nie ze wszystkimi. Miała jeszcze sporo czasu na zastanowienie się, mogła w końcu dołączyć do klubu pod koniec całego zamieszania. Może po jedzeniu jej się odmieni.
Chyba Mercury wysłuchał twoich próśb — Roześmiała się, krzyżując ręce na klatce piersiowej — Zdecydowanie też chętnie coś zjem.
Nie miała zamiaru czekać na odpowiedź towarzyszki, tylko ruszyła przed siebie, przy okazji odbierając mapkę, chociaż ta nie wydawała sie jej szczególnie potrzebna. Ale kto wie, może jednak się zgubią. Obejrzała się za sobą, sprawdzając czy Brenda szłą za nią, a następnie skierowała się do restauracji.
[z/t x2]
Następny temat →
Noah Hatheway
Noah Hatheway
Fresh Blood Lost in the City
Gdy tylko wszystkie ogłoszenia dobiegły końca, chłopak odstawił pustą szklankę na stół i opuścił salę. Chociaż nie przewidywał, że zabawi na spotkaniu szczególnie długo, zamierzał przynajmniej pobieżnie rozejrzeć się po stoiskach.

___z/t. | Następny temat. →
Zero
Zero
Fresh Blood Lost in the City
Mówisz o tych kilku razach, kiedy wreszcie udało ci się mnie przekonać do starcia w tym twoim muzycznym badziewiu? ― I jego spokój nie został zachwiany przez nagłe orzeczenie Clawerich'a. Nawet nie czuł żalu z powodu tego, że jego refleks kompletnie nie nadawał się do podobnych gier. Poza tym nie było o czym mówić, gdy nie przysiadał do nich na co dzień. Wolał ciekawsze pozycje, a wspominane osu było tylko kiepską formą podburzania sobie nerwów, gdy wszystko szło nie tak.
„Szczodrość to moje drugie imię, wątpisz w to?”
Prychnął cicho pod nosem, a jego barki nieznacznie drgnęły. Wyglądało na to, że to stwierdzenie było na tyle zabawne, by na chwilę poruszyć Vessare'go, chociaż cień rozbawienia na jego twarzy był ledwo zauważalny i prędko z niej umknął.
Jak mógłbym zapomnieć o tych wszystkich domach dziecka honorujących twoje nazwisko licznymi dyplomami? ― wymruczał pod nosem ze wskazaną powagą, przyciągając nawet uwagę jednego z uczniów, który obejrzał się za siebie, mimowolnie zderzając się ze znużonym spojrzeniem Zero, który wychwycił jego ruch. Chłopak niemalże na pewno był od nich młodszy, więc zaraz zwrócił swoją twarz ku scenie, jakby zawstydził go jego własny brak dyskrecji. W końcu nieładnie podsłuchiwać. ― Nie powiedziałem, że możesz czuć się zaproszony ― odpowiedział machinalnie, wyłapując aluzję w jego wypowiedzi. Jego spostrzeżenie było zresztą całkiem słuszne – powiedział, że chce odespać, a nie przesiedzieć przed konsolą do rana, pojedynkując się z Orionem, który wraz z każdą kolejną przegraną obwieszczał, że „Następnym razem będzie lepiej!” i jedynie wytrwałości nie można było mu odmówić. Gorzej z talentem.
Rozmasował ręką bok szyi i odchylił nieznacznie głowę, opierając jej tył o chłodny filar za plecami. Żeby to było takie proste, skomentował w myślach.
Mój urok osobisty działał na nią, gdy miałem jakieś sześć lat. Teraz jestem tylko nierozgarniętym nastolatkiem, któremu potrzeba dyscypliny. ― Wzruszył barkami. Istniały rzeczy, z którymi nie dało się wygrać albo droga do wygranej była trudniejsza niż można się było spodziewać. Niemniej jednak na tym zakończył ten temat, nie chcąc przeszkadzać w wygłaszanej przez dyrektora mowie.
„Najwyraźniej. Chcesz już iść?”
Nawet nie zdążył kiwnąć głową, a salę wypełnił kolejny głos, również znajomy. Spojrzenie Leslie'go ponownie skupiło się na mównicy, na której to dostrzegł Black'a, proszącego ich o jeszcze chwilę uwagi.
Spanie musi poczekać ― zniechęcony pomruk wydarł się z jego ust, ale mimo tego wysłuchał ogłoszenia z nieco większą uwagą. Pewnie duży wpływ miał na to sposób wypowiadania się, który jednak był znacznie lżejszy w obyciu od suchego i rzeczowego tonu dyrektora, który widocznie musiał zrobić to za karę. Szczególnie skupił się na jednej z przekazanych informacji, nawet jeśli wyraz stale pozostawał taki sam.
Nie spodziewał się jednak, że zaraz po przemowie stanie się głównym celem Mercury'ego. Chociaż nogi już same chciały wynieść go z zatłoczonej sali, postanowił pozostać w miejscu, kiedy trójka chłopaków znalazła się w zasięgu jego wzroku i kiedy jednocześnie złapał kontakt wzrokowy z czarnowłosym. Zaraz jednak przyjrzał się uważniej towarzyszącemu im blondynowi, jakby oceniał, czy w ogóle go zna i próbował znaleźć jakiś konkretny powód, dla którego w ogóle towarzyszył bliźniakom. Nie wyglądał na przedstawiciela wyższych sfer, którymi zwykle się otaczali, a jedynym, co miał wspólnego z wyższością, był jego wzrost.  
Cześć ― rzucił dość ogólnikowo, chociaż przy okazji skinął też głową do Saturna. Ściągnął jednak brwi, gdy czarnowłosy obrzucił go dość niecodzienną prośbą, widocznie nie mając w planach żadnych wyjaśnień, gdy niemalże od razu zwrócił się w stronę wyjścia. ― Nie możesz...? ― powietrze ciężko opuściło jego usta, zanim jeszcze dokończył zadawać pytanie. Spojrzał na Frey'a, jakby usiłował złapać z nim telepatyczny kontakt i przekazać mu, że chyba nie ma wyboru.
Odsunął się od filaru i powoli ruszył w stronę wyjścia, na chwilę oglądając się za siebie przez ramię.
Idziesz czy zostajesz? ― rzucił jedynie ku białowłosemu tuż przed opuszczeniem sali.

___z/t. | Następny temat. →
Ryu Kurogane
Ryu Kurogane
Fresh Blood Lost in the City
Konwersacja pomiędzy Ryu i Yoru została przerwana przez następne ogłoszenie dyrektora. Upomnienia mało go interesowały. Może nie tyle co nie przeszkadzało mu zawieszenie lub wydalenie, tylko do tej pory nigdy nie został przyłapany na jakichś 'nagannych' uczynkach. Nie widział powodu, by przejmować się czymś co go praktycznie nie dotyczy. Kurogane myślał, że w ten sposób nastąpił koniec rozpoczęcia jak to bywało w szkołach do których chodził wcześniej. Chciał powrócić do wcześniejszej rozmowy z senpai, ale gdy zauważył pojawienie się starszego ucznia za mównicą zaciekawił się, o co może teraz chodzić.
Nie zawiódł się na wiadomość o klubach. Jego niepewność i częściowy strach przed podjęciem decyzji spowodował, iż wcześniej do nich nie dołączał. Teraz był on inny, a przynajmniej chciał się zmienić. I od czegoś trzeba zacząć. Musiał jeszcze pomyśleć do jakiego się zapisać, ale tym zajmie się po przemowie. Na wiadomość o tym, co zostało zaplanowane z okazji rozpoczęcia roku trochę się podekscytował. W końcu nie będzie się nudził przez resztę dnia. Kto by się nie ucieszył na taką informację?
Przybycie uczniów z wymiany tak naprawdę mało go dotyczyło. Dopiero dołączył do tej szkoły, sam jej dobrze nie znał, więc dużą pomocą i tak by nie był. Miał tylko nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto faktycznie zgłosi się w takim celu. W tym momencie zdał sobie sprawę z jednej rzeczy. Dużo atrakcji, nie tak dużo czasu. Znalezienie portfela w kieszeni spodni poprawiło trochę jego nastrój. Jeśli miałby teraz biec do akademika tylko dlatego, że był na tyle głupi i nie zabrał portfela, to straciłby wiele czasu na konkursy. Gdy ogłoszenie skończyło się, Ryu odwrócił się w stronę Yoru i oznajmił z szczerą przykrością swój plan.
- Senpai, przepraszam ale muszę się zmywać. Prawie wszystko co wymienił przewodniczący zaciekawiło mnie, a trochę mało na to czasu. Oczywiście jeśli zostajesz na konkursach to na pewno się jeszcze zobaczymy. - powiedział zmieniając na końcu smutny wyraz na twarzy w ten szczęśliwy. Po co miał zostawać ponury? Nikomu to na dobre nie wychodziło. Zaczął oddalać się od Yoru szybkim krokiem, kiedy coś sobie przypominając obrócił się i pomachał.
- Do później, Nekohime! - dodał lekko wykrzykując z szerokim uśmiechem, po czym potruchtał w stronę wyjścia uważając, by na kogoś nie wpaść. Przy drzwiach odebrał od jednego z starszych uczniów mapkę, podziękował i udał się w stronę swojego pierwszego celu, tablicy z ogłoszeniami o klubach.

[zt] Następny temat
Frey Orion Clawerich
Frey Orion Clawerich
Fresh Blood Lost in the City
Re: Sala Główna [Rozpoczęcie Roku]
Sob Wrz 24, 2016 11:18 pm
- Mówisz o tym muzycznym badziewiu, w którym nie potrafisz przejść ani jednej mapy na SS? Dokładnie w tym. - Sam Clawerich radził sobie dobrze w osu tylko dzięki skrzypcom. Wyrobił sobie refleks i po drobnych ćwiczeniach mógł grać w te piekielną grę bez pomyłek. Oczywiście, że początki były trudne, ale wystarczyło trochę posiedzieć. Nie jego wina, że Zero ta gra nie wciągnęła. Może uznał, że nie widzi sensu w graniu w coś, w co mu nie szło?
Znał trochę emocji, które okazywał Zero na tyle dobrze, by być w stanie wychwycić to drobne rozbawienie. Nawet jeśli trwało ułamek sekundy. I był sam z siebie zadowolony, że udało mu się rozbawić kumpla. W końcu to towarzyski głaz emocjonalny. Drobne zadowolenie znalazło wyraz w trójkolorowym spojrzeniu, jednak mogło zostać odebrane jako zwyczajne zawtórowanie rozbawieniem.
- Zapomniałeś wspomnieć o organizacjach charytatywnych, które wspieram. Jestem cudowny, wiem. ― Machnął krótko ręką w bagatelizującym geście. Żarty żartami, dawał pieniądze. Na psy w schroniskach. Zwrócił spojrzenie ku ciekawskiemu uczniakowi, zaraz przenosząc je na Zero. Death Glare w pełnej krasie, piękny. Parsknął wewnętrznie, bo czasami zwyczajnie bawiło go, jak jedno spojrzenie może odstraszyć człowieka. Pokręcił tylko głową jakby w dezaprobacie. A jednak osoby, które znały go lepiej, mogły dostrzec w tym rozbawienie.
- Jakbym kiedykolwiek potrzebował zaproszenia. Pamiętasz zeszły grudzień? - Spytał, nie oczekując jednak odpowiedzi. Często przychodził do Zero bez zaproszenia czy jakiejkolwiek zapowiedzi. Przykładem był właśnie wspomniany miesiąc, w którym to częściej niż zwykle odwiedzał Cilliana. Mógł się tłumaczyć tym, że zimowe dni spędza się najlepiej w towarzystwie i przy grach, lecz tylko on sam znał prawdziwy powód tych wizyt.
- Nie masz podejścia do kobiet. Te starsze trzeba traktować w odpowiedni sposób, inaczej zrugają cię za wpuszczanie psa do "nieodpowiedniej" części ogrodu, która istnieje tylko dla nich. - Fuknął niezadowolony, wspominając panią, która została zatrudniona do opieki nad ogrodem w rezydencji. Bo serio... Nie posiadali żadnego specjalnego sektora w ogrodzie. Psy to psy, biegały po całym przeznaczonym dla nich polu a, ojciec Oriona wyraził zgodę na ich przebywanie w ogrodzie. Nie pomijając żadnych centymetrów. Bo nie niszczyły niczego.
Ponownie zwrócił uwagę na mównicę, tym razem kierując ją na znajomą twarz. Tym razem wysłuchał każdego słowa, nie rzucając jednak żadnym komentarzem w stronę Zero. Nie było takiej potrzeby. Gdy tylko Black zakończył przemowę, blondyn znów pozwolił sobie na drobne wyłączenie. "Ocknął" się, dopiero gdy towarzystwo, w którym aktualnie przebywał, zwiększyło się o trzy osoby.
- Hej, Mercury, Saturn. - Kiwnął krótko głową, na powitanie. Na tym się jednak skończyło, bo brunet najwyraźniej miał sprawę do Zero. Raz jeszcze przesunął dłonią po wytatuowanym przedramieniu, powstrzymując nagłą chęć ziewnięcia. Spojrzał na Ciliana, dopiero gdy ten urwał wypowiedź. Skinął krótko głową, nie mówiąc już ani słowa. Widząc oddalające się plecy kumpla, westchnął krótko, odganiając wszelakie niechciane myśli. I już miał pójść w swoją stronę, gdy nagle...
"Idziesz czy zostajesz?"
Zadowolony uśmiech niemal natychmiast rozjaśnił jego lico, a nogi same poniosły w odpowiednim kierunku.

z/t. | Następny temat. →
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach