Anonymous
Gość
Gość
Pokój nr 7
Nie Wrz 20, 2015 6:05 pm


Ostatnio zmieniony przez Florence dnia Nie Wrz 20, 2015 9:37 pm, w całości zmieniany 1 raz
Pokój wystarczająco duży, by podział na dwie zupełnie różne części był jak najbardziej widoczny. Po prawej stronie od wejścia znajduje się regał na książki, na którym panuje wręcz idealny porządek. Dalej dość spora szafa we wnęce i idealnie zaścielone łóżko, nad którym Florence powiesiła kilka zdjęć. Po lewej stronie łóżka znajduje się biurko, oczywiście zawalone górą książek idealne ułożonych jedna na drugiej, żeby na pewno nie było wątpliwości do kogo to biurko należy. Inne ozdobniki takie jak zdjęcie babci, ozdobiona markerami biała lapmka czy lekko rozklekotany od wiecznego huśtania sie fotel potwierdzają tylko przynależność tych mebli do Florence.
Regał z książkami, płytami i wieżą stereo stojący tuż obok biurka oddziela jakby połowę uporządkowaną idealnie od połowy pogrążonej w artystycznym nieładzie. Drugie łóżko pod ścianą z plakatami ulubionych zespołów Sig, drzwi do łazienki i biurko, które jest niemalże nieskazitelnie czyste, od czasu do czasu tylko trzeba zetrzeć kurz, jak z każdego mniej używanego przedmiotu.Obok biurka, tuż za drzwiami od łazienki stoi z kolei coś, co się na codzień bardzo przydaje obu dziewczynom - wcale niemałych rozmiarów lodówka, a nad nią szafka z przyborami kuchennymi i mikrofalówką, w końcu kto głodomorom zabroni.
Ach, i jeszcze jedna rzecz: w pokoju można natknąć się na sporych rozmiarów klatkę dla fretki umiejscowioną tuż przy szafie, a także na czarnego kota o imieniu Behemoth, który wcale, ale to wcale na fretkę nie poluje. No skąd.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pokój nr 7
Nie Wrz 20, 2015 9:32 pm
Tak jak powiedziała, tak zrobiła. Po wyjściu z parku przeszły się jeszcze kawałeczek miastem, w międzyczasie gadając o jakichś pierdołach, a potem zawędrowały do akademików. Bardzo pustych akademików. Nie ma co się dziwić: wszyscy wybyli do szkoły, więc na korytarzach nie było żywego ducha. Sigrunn złapała Alex za nadgarstek i poprowadziła przyjaciółkę na koniec korytarza pierwszego piętra, gdzie mieścił się pokój numer siedem.
Po otwarciu drzwi, przywitał je pokój jak każdy inny w tym budynku, gdzie pedantyczny porządek z prawej strony kontrastował z artystycznym nieładem po lewej. Oczywiście nie trzeba mówić, która połowa była czyja, prawda? No weźcie, tam nie było jeszcze takiego wielkiego burdelu! Po prostu książki stały pod łóżkiem, które oczywiście było niezaścielone, bo po co. Poza tym nie było tak źle. Zresztą, Sig nie spodziewała się gości, więc można jej to wybaczyć. Jednak zamiast obczaić swoje pół, skupiła się na połowie swojej współlokatorki. Czy czuła się źle z tym, że właśnie wprowadziła Alex do pokoju bez zgody Florence? Nie, ani trochę. Jeśli chciały razem mieszkać, Angielka musiała się przyzwyczaić do tego typu wjazdów. Przynajmniej to była Wright, a nie na przykład Chlor, he.
Zdjęła kurtkę i rzuciła ją na krzesło oraz zsunęła trampki ze stóp. Zaraz zgarnęła laptopa z biurka i ruszyła z nim w stronę swojego łóżka.
-W szufladzie biurka mam jakieś słodycze, bierz co chcesz- rzuciła przez ramię, oczywiście nie mogąc się powstrzymać od lekko głupawego uśmiechu i kiwnięcia brewką. To nie jej wina, że ostatnio jest jakaś bardziej zboczona! W każdym razie, zrzuciła kota z łóżka i je jako-tako zaścieliła, po czym położyła torbę pod łóżko, walnęła się na nie i oparła plecami o ścianę. Włączyła laptopa i w tym samym momencie Behemoth znowu wskoczył i rozwalił się koło właścicielki, ewidentnie prosząc się o mizianie. Sig oczywiście nie mogła mu się oprzeć, więc zaczęła głaskać tą czarną mendę, w międzyczasie zerkając na Alex.
-Choć, no. Mam całą listę filmów do obejrzenia, a ty się tam opierdzielasz- powiedziała.
Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pokój nr 7
Nie Wrz 20, 2015 10:45 pm
Mimo wszystko Alex nie śpieszyło jej się do akademika, nawet jeśli czekały na nia tam słodkości. Dodatkowo zdawała się jakaś taka nieco nieobecna, zamyślona. Oczywiście starała się utrzymać jakąś rozmowe, no ale cóż... nie zawsze wszystko wychodzi. Jej próby utrzymania jako takiego swojego zachowania też wychodziły jakoś kiepsko. Uch... No że Siggy musiała zasiać to ziarnko niepewności w mózgu Alex. Przez nią Wright się zastanawiała nad tą cała sprawą. Pusty Akademik jakoś wcale jej nie zdziwł. Tu nie było czym być zaskoczonym. Wright bez rzadnych oporów dała się zaprowadzić Norweżce do jej pokoju.
Ta... Było widac jak na dłoni, że w pokoju mieszkają osoby o dwóch róznych charakterach. Aż zaskakujące, że Amerykanka te dwie osoby znała i lubiła. Darowała sobie komentowanie stanu części pomieszczenia przyjaciółki, choc trzeba przyznać, że ledwo się powstrzymała. Zwyczajnie postanowiła wybaczyć ten mały burdel Sig.
Zdjęła swoją kurtke, odrzuciła na krzesło Sigrunn, po czym zdjęła swoje trampki. Gdy usłyszała gdzie Noreweżka trzymała słodycze, od razu powędrowała w strone biurka. Zaczęła grzebać po półce zastanawiając się które łakocie.
- Uważaj, bo wezmę to za propozycje - powiedziała na słowa i zachowanie Siggy. Tak, Amerykanka była dość specyficznym typem. No i lubiła kobiety... A w sumie jej przyjaciółka należała do tych piękniejszych... No nic. Alex w końcu postanowiła przygarnąć dla siebie paczkę żelków. Tak, dla siebie. Co do słodyczy ciemnowłosa byla strasznym łakomczuchem. W tym oto momencie, gdy Alex w końcu zdecydowała, czarnowłosa postanowiła się odezwać poraz kolejny. Wright w pierwszym momencie nic nie odpowiedziała. Podeszła do łóżka Norweżki, walnęła się na nim, otworzyła paczkę i wzięła pierwszego żelka, a zaraz po nim kolejne kilka.
- Nie mam ochoty oglądac filmów... - mruknęla po dłuższej chwili. No bo nie oszukujmy się, ona tu przyszła z powodu obietnicy łakoci.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pokój nr 7
Pon Wrz 21, 2015 3:18 pm
Cicho zaśmiała się pod nosem. Świetnie wiedziała o słabości Alex do kobiet i właściwie to nawet by się specjalnie nie zdziwiła, gdyby ta mówiła na serio... Nie żeby miała Wright za jedną z tamtych, co rzucają się na wszystko, co się rusza, co to to nie. Po prostu Sig była pod tym względem zbyt pewna siebie, tak. A jednak nie była na tyle głupia, żeby nie przyjąć tego jako żart. Za dobrze znała Wright, by wiedzieć, że to jednak nie była propozycja. Nawet, gdyby była, to spotkałaby się z natychmiastowym odrzuceniem przez Norweżkę ze znanych powodów.
-Dra til helvete- mruknęła rozbawionym tonem. Plusy znania języków, których nikt inny nie zna? Możesz kląć ile chcesz, a ludzie i tak nie będą czaić, o co chodzi. Ewentualnie wezmą cię za obłąkanego, tudzież zbłąkanego obcokrajowca, który nie ogarnia. Kolejnym plusem jest to, że możesz wkurwiać lub wkręcać znajomych, mówiąc po swojemu. Ach, jakie głupie rzeczy czasami z tego wychodzą!
Czekała na odpowiedź od Alex i czekała, i czekała... Coś z tą laską było dzisiaj mocno nie tak. Najpierw tak z dupy ucinała rozmowę, potem w ogóle była jakaś taka milcząca i nieobecna, a teraz znowu cisza... Norweżka powoli zaczynała myśleć, że coś się jej przyjaciółce mocno we łbie poprzestawiało ostatnimi czasy. I znowu jej myśli uciekły w stronę jej współlokatorki. Kuźwa, może serio było coś na rzeczy? Możliwe... Albo to po prostu coś innego. Było wiele opcji, dlaczego Alex była taka mrukliwa, a tylko jeden sposób, żeby się o wszystkim przekonać.
-A co masz ochotę robić, milczku?- zapytała i podkradła jej kilka żelków. -Jesteś strasznie przymulona. Wszystko w porządku?- dodała wprost i zabrała się do pałaszowania ukradzionych słodyczy (które w sumie nie były takie ukradzione, skoro i tak należały do niej), kątem oka zerkając na przyjaciółkę.
Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pokój nr 7
Pon Wrz 21, 2015 8:32 pm
Oczywiście, że Alex nie rzucała się na pierwsza lepszą panne. Tyle oleju jeszcze miała w głowie by tego nie robić. Z resztą na zainteresowanie ze strony ciemnowłosej Amerykanki też trzeba sobie zasłużyć. Nie każda pierwsza lepsza panna z boku może sobie zasłużyć na ten zaszczyt. To nie może być byle kto! I trochę szkoda, że Siggy by nie chciała spróbować... Mogło by być ciekawie...
Nie, Wright nie lubiła, gdy Norweżka zaczynała gadać po swojemu, bo zwyczajnie nie była pewna o co w tej chwili chodzi jej przyjaciółce. Choć trzeba przyznać, że dośc często Sigrunn używała swojego ojczystego języka, gdy coś jej się nie podobało. Hm... mimo wszystko, chyba by się przydał jakaś mała nauczka za gadanie do Amerykanki w obcym dla niej języku. A jakby się tu nieco zabawić kosztem Northug? Hm... to mogło by być ryzykowne, no ale... czemu nie? Hm...
- Mam to wziąć za potwierdzenie? - odparła tym swoim nieco niższym, zmysłowym głosem, zerkając w stone przyjaciółki spod lekko przymknietych powiek.
Leżała sobie na łóżku Sig i podjadała żelki. Skupiała wzrok na wnentrzu opakowania od żelek. Zaraz lekko pacnęła dłoń Siggy, gdy ta jej podkradła słodycze.
- Moje - burknęła zaraz z niezadowolona z powodu swoje straty. Spojrzała na Norweżke, gdy ta znów się do niej odezwała. W sumie jej troska była mimo wszystko urocza. Choc Wright nie miała zamiaru o tym jej mówić. Zaraz peanie zostałaby zgromiona morderczym spojrzeniem przyjaciółki.
- Na jedzenie słodkości - odparła po chwili zastanowienia. - Zdaje ci się... wszystko jest okej - dodała zaraz by uspokoić czarnowłosą. No bo w sumie co miała jej powiedziec, jak sama zbytnio siebie nie ogarniała?
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pokój nr 7
Czw Wrz 24, 2015 4:17 pm
I już wiesz, że sprawy zaraz przybiorą jakiegoś niespodziewanego obrotu, gdy na twarz Sig wpełza ten wieloznaczny uśmiech, a do tego dziewczyna mruży ślepia, nie spuszczając wyzywającego spojrzenia ze swojej ofiary. Doprawdy, urocze było to, jak Alex próbowała ją do czegoś sprowokować i jeszcze myślała, że uda jej się wrobić Norweżkę w coś głupiego, a w rzeczywistości to właśnie czarnowłosa poruszała sznureczkami. Jeśli Wright myślała, iż jej przyjaciółka da się tak łatwo, to nie mogła się bardziej pomylić. Nie, po Sigrunn nie było w ogóle widać, jakoby ten mrukliwy ton Amerykanki zrobił na niej jakiekolwiek wrażenie. Co najwyżej ją to rozbawiło, nic więcej. Ale czemu by nie przedłużyć tej śmiesznej zabawy i nie sprawdzić, jak daleko ta menda może się posunąć? Oczywiście, we wszelkich granicach zdrowego rozsądku i moralności. O Northug można powiedzieć bardzo wiele złego, ale na pewno nie to, że jest taką chłodną suką, która mogłaby zdradzić swoją dziewczynę z własną przyjaciółką, w dodatku tylko dla zabawy. Nie, wszystkich zboczeńców proszę o wyjście, bo tutaj się nie stanie absolutnie nic, prócz przyjacielskiej przepychanki.
-Er det faen kødd?- wymruczała, unosząc jedną brew do góry i dalej szczerząc się tajemniczo. Cóż... Jakby coś, to na pewno nie można jej zarzucić słownej prowokacji. Nie powiedziała nic nieprzyzwoitego, a jedynie troszkę niezrozumiałego dla przeciętnego człowieka. Jeśli Wright to źle odbierze, to będzie to tylko i wyłącznie jej wina!
Zrobiła ni to smutną, ni to rozgniewaną minkę, gdy tylko została pacnięta w łapę. No nie, bronią jej dostępu do słodyczy! I jeszcze był jeden, maleńki szczegół...
-Nie zapominaj, że one dalej są moje, a ja się nimi tylko dzielę- odpowiedziała rezolutnie i wzięła sobie jeszcze kilka żelków, w ogóle nie wzruszona tym, że może znowu zostać pacnięta. No sorry, Alex, ale jej się nie broni żelków, tym bardziej, jak kupiła je za własną kasę.
-No weź, stary. Chcesz tak leżeć bezczynnie i zajadać się słodyczami? Chcesz być gruba i żeby żadna laska cię nie zechciała?- odpowiedziała i ostentacyjnie dźgnęła ciemnowłosą w brzuch. To się nazywa zabójcza, przyjacielska szczerość! Z kolei na jej następne słowa tylko kiwnęła łbem. Czyli jednak niczego się od niej nie dowie. Oczywiście, Norweżka nie mogła przyjąć, że wszystko jest okej, bo widziała pewne odchyły od standardowego zachowania Alex, a i nie było sensu dalej wypytywać, bo jeszcze się dziewczyna zamknie w sobie i wyżre wszystkie słodycze z zapasów Sigrunn, nie powiedziawszy ani słowa.
Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pokój nr 7
Czw Wrz 24, 2015 7:20 pm
Nie, nie, nie. Na prawdę wielkim błędem było teraz wmawiać Alex to, że żelki nie są jej. Po pierwsze Norweżka pozwolila jej je wziąć czyli już były jej, a nie Siggy. No cóż, było jej nie kusić słodyczami to Northug dalej by miała swoją paczkę żelek. Po drugie nie oszukujmy się ona słodyczy od tak nie odda. One są za dobre. No i poprawiają humor. Zwłaszcza żelki. A takie oderwanie się na dłuższą chwilę od myśli było wręcz wskazane dla ciemnowłosej w tej chwili.
Znów pacneła dłonią rękę przyjaciółki. Teraz jednak ciut mocniej. Nie będzie bezkarnego podkradania jej żelek.
- Moje...  Pozwoliłaś mi wziąć, więc są moje... - mruknęła patrząc na nią nieco wilkiem. Ona serio w tym wypadku nie odpuści. Nie gdy w grę chodzi o słodycze. Zaraz znów pacneła w dłoń Sigrunn, gdy ta tknęła jej brzuch. Na jej buźce od razu pokazało się to dziecięce niezadowolenie. - Leżenie jest fajne. No i można się przy okazji zdrzemnąć. Phy, i nie będę wcale gruba. Zresztą nie na wygląd się wyrywa panny. Muzyka i gitara lepiej na nie działają... - tu się uśmiechnęła nieco rozmarzona. Tak... Nic nie robi takiego wrażenia jak dobrze dobrany, zaśpiewam utwór oraz odpowiednie spojrzenie i ton głosu. Zaskakujące co takie rzeczy potrafią wyczynić...
Oczywiście, że tak łatwo nie wyciągnie. Alex raczej wolała pewne swoje przemyślenia zostawić tylko dla siebie. W końcu ludzie to są komplikowane stworzenia. Czasem, mimo dobrych chęci, mogą odebrać coś źle, a to może być powodem kłótni czy jakiegoś niemiłego nieporozumienia. Lepiej, więc w pewnych sytuacjach nie mówić za dużo.
Milczała przez dłuższą chwilę skupiając swoje zmrużone ślepa na Norweżce. Aż za dobrze wiedziała, że czarnowłosa się z nią bawiła. Ta, na bank coś znów nabluzgała i teraz jest zadowolona z siebie. Huh... Aż człek miał ochotę utemperować tę osóbkę. No ale... Z jednej strony wiedziała, że nie powinna się bawić w takie podchody. To mogło się źle skończyć. Chyba najmniejszym problemem by było, gdyby Wright dostała tylko po twarzy. Ale tu mimo wszystko miała nieco więcej do stracenia, nie? No ale pokusa była dość spora... Cholernie ogromna... Cóż nim Wright samom siebie powstrzymała już była przed Norweżką by złapać ją za nadgarstki i zwyczajnie zbliżyć swoje usta do jej szyi. Dosłownie przez moment owiewać ją swoim ciepłym oddechem, a potem delikatnie musnać wargami skórę.
- "When I attack I'm taking all" - wymruczała wprost do ucha Sigrunn.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pokój nr 7
Czw Wrz 24, 2015 9:04 pm
Ostatnie dni wakacji, czyli jedne z ostatnich, które będzie można nazwać względnie ciepłymi. Nawet dla kogoś takiego jak Florence, wychowanej przecież w niezbyt ciepłej i wyjątkowo deszczowej Anglii, zaczynało się robić coraz chłodniej i próby wyjścia na dwór bez kurtki stawały się coraz mniej rozsądne. Dlatego też żeby wykorzystać te ostatnie bezkurtkowe chwile Flo postanowiła przejść się na spacer do pobliskiego parku i wykorzystać ostatnie wolne chwile na bezstresowe spędzanie czasu w towarzystwie książek. Można by powiedzieć, że całe to zawirowanie z przeprowadzkę, stypendium w prestiżowej szkole i jeszcze decyzją mieszkania w akademiku trochę ją zmęczyły i wyczerpały, a przecież rok szkolny jeszcze się nie zaczął! Oczywiście mogła sobie odjąć jednego problemu, mianowicie współlokatorki o tak odmiennym stylu bycia jak to tylko możliwe, ale Astley traktowałaby to jak swego rodzaju poddanie się. Chciała zamieszkać w akademiku, przemóc swoją niechęć do ludzi i zawrzeć jakieś znajomości? Skoro stypendium pozwalało na opłacenie tego wszystkiego bez najmniejszego problemu i jeszcze całkiem sporo zostawało Flo uznała, że jest to dobry pomysł. Nie przewidziała, że zostanie umieszczona w pokoju razem z trzecioklasistką, zbuntowaną uczennicą klasy "B". Ostatecznie i tak skończyło się na tym, że gdy tylko mogła wybywała jak najdalej od ludzi, zabierając jak najwięcej książek i innych materiałów do nauki, żeby jak najlepiej wykorzystać ten czas - w końcu nie chciała już na dzień dobry mówić szkole "do widzenia", tylko dlatego, że sobie z czymś nie poradziła.
Jednak nawet kogoś tak upartego jak ona pogoda wreszcie zmusiła do powrotu pod najbliższe zadaszenie - a takim okazał się akademik. Idąc po schodach przeklinała swoją głupotę, przecież wystarczyło wziąć cokolwiek przeciwdeszczowego i nie trzeba by było wracać. Angielka zapominająca o fakcie, że może się rozpadać. Nisko upadłaś Florence, zaiste, staczasz się skarciła się w duchu, jak zwykle gdy zdarzyło jej się jakieś niedociągnięcie. Dotarła na koniec korytarza pod drzwi pokoju numer siedem, za którymi spodziewała się ujrzeć Sigrunn, leniwie wylegującą się na łóżku. Z drugiej strony jej współlokatorki równie dobrze mogło nie być, to też się przecież zdarzało. Cicho otworzyła drzwi z nadzieją, że nikogo tam nie zastanie i będzie mogła w spokoju przygotować się mentalnie na widok ludzi. Drzwi otwierała dość cicho i wolno, swoim zwyczajem najpierw lekko zerkając do środka. I tak jak do połowy znalazła się w pokoju tak przez chwile zamarła na widok rozgrywającej się tam sceny. Przez chwile nie wiedziała co ze sobą zrobić, aż w końcu wycofała się delikatnie na korytarz nie zamykając jednak drzwi do końca. Trwało to pewnie z dłuższą chwilę zanim odetchnęła porządnie i doszła do wniosku, że ma prawo być w swoim pokoju nawet jeśli jej współlokatorka ma zamiar gździć się... i tu był właśnie problem. W pokoju była Alex! Florence nie miała bladego pojęcia, że te dziewczyny się znają, a nawet jeśli na skraju jej świadomości pozostawał fakt, że chodzą do tej samej klasy to w życiu by nie pomyślała, że zastanie je w takiej sytuacji. Inna sprawa, że w ogóle mało o nich rozmyślała w ten sposób, prędzej się przejmowała jak grzecznie odpowiedzieć na pytania i nie dostać w łeb, choć w przypadku Alex miała wrażenie, że dziewczyna ma więcej cierpliwości do milkliwej Angielki niż Norweżka.
Ostatecznie weszła znów do pokoju, poprawiając torbę i zaczesując włosy na lewą stronę, żeby jakoś ukryć swoje zażenowanie. Czuła się trochę wina, że tak przeszkadza, ale z drugiej strony przecież nie będzie stała jak idiotka na korytarzu tylko dlatego, że Sigrunn i Alex postanowiły się pomiziać. Odwiesiła więc grzecznie torbę na krzesło i usilnie starając się udawać, że nikogo tam nie ma, że nic się nie stało, grzecznie po przyjściu narzuciła na siebie bluzę, bo było jej trochę zimno po tym lekkim zmoknięciu.
Potem zaczęła od razu sprzątać to, co było jej zdaniem nie na miejscu po przyjściu (jak książki w torbie, czy krzywo odłożone buty) i przygotowała biurko do nauki. Deszcz nie sprawi, że Florence będzie miała gorszy start albo nie będzie wiedziała na pierwszej lekcji o co chodzi. Sigrunn też nie ma takiej mocy, co to to nie!
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pokój nr 7
Czw Wrz 24, 2015 9:59 pm
I jeszcze jedno pacnięcie w łapę, chociaż tym razem Norweżka się lekko skrzywiła. To przestawało być śmieszne. Pewnie gdyby Alex nie była Alex, tylko jakimś randomem podkradającym słodycze, już dawno wylądowałaby za drzwiami. Bez żelek, gwoli ścisłości. Ale jednak to była Wright i nawet jeśli Sigrunn to bardzo zakłuło w serducho, to postanowiła odpuścić.
-A dobra, jedz do woli- burknęła pod nosem, po czym na moment podniosła się z łóżka, podeszła do biurka i wróciła od niego z drugą paczką żelek. Niech tylko Amerykanka spróbuje ich dotknąć, to sama dostanie po łapach i to znacznie mocniej!
-W sumie to masz rację- westchnęła ta ofiara podrywu na gitarę. -Co nie zmienia faktu, że ludzie są płytcy i patrzą na wygląd, także nawet i wirtuoz z ładną buźką może mieć problemy, jeśli waży ćwierć tony- odpowiedziała i zjadła jednego misiowego żelka. Hipokrytka? Może odrobinę. Za dobrze znała swój dobry metabolizm, szybką przemianę materii oraz w miarę zdrowy tryb życia i wiedziała, że jej to by nawet pięć paczek żelków nie zaszkodziło, o!
Spokojnie czekała, aż Alex zrobi coś głupiego. Po prostu nie byłaby sobą, gdyby tak zostawiła tą całą sytuację, to nie było w jej stylu. Nawet, jeśli miałoby się skończyć na zwykłym "a weź spierdalaj", to i tak usatysfakcjonowałoby Sig, bo udałoby jej się wytrącić przyjaciółkę z równowagi takim prostym zagraniem. Między innymi dlatego w ogóle nie zdziwiła się, gdy poczuła nagły ucisk na nadgarstkach, a odległość między nią a Alex niebezpiecznie się zmniejszyła. Och, czyli jednak tak chce sobie pogrywać. Norweżka wydawała się być w ogóle niewzruszona tą bliskością ani nawet tymi miękkimi wargami na swojej skórze oraz mruczeniem na uszko. Nie, ona nie czuła kompletnie nic prócz chorej satysfakcji. Wiedziała, że jej następne zagranie będzie cholernie nieczyste. Właściwie to całość była cholernie nieczysta, ale Wright również nie mogła się pochwalić pełną uczciwością. Odsunęła się nieco, żeby nie czuć już dotyku ciemnowłosej na swojej szyi. Przez niego czuła się mocno... nieswojo. To nie był ten dotyk na szyi, do którego przywykła i było jej z tym cholernie źle. Gdyby Chloe nagle zapragnęła odwiedzić Sigrunn w akademiku, pewnie skończyłoby się to wręcz katastrofalnie i na nic zdałyby się tłumaczenia, że to tylko głupia gra. Wracając! Odsunęła się od Alex na tyle, żeby móc spojrzeć na jej twarz.
-Ciekawe, co by na to powiedziała Florence, gdyby tu teraz weszła- odpowiedziała, posyłając jej wyjątkowo podły uśmiech. I wtedy podniosła wzrok i zauważyła znajomą sylwetkę blondwłosej Angielki w drzwiach.
-No spójrz, o wilku mowa- mruknęła i leciutko skinęła głową w stronę drzwi, do których Alex siedziała tyłem i korzystając z okazji i tego, że akademickie łóżka są dość wąskie, po prostu zrzuciła przyjaciółkę z łóżka, na którym sama się zaraz położyła, śmiejąc się przy tym pod nosem.
-Ostrzegałam- powiedziała zaraz, nie mogąc przestać głupkowato chichotać. Nie wiedziała czemu, ale cała ta sytuacja cholernie ją bawiła. Coś jej powoli siadało na mózg, mówię wam. Postarała się spoważnieć dopiero wtedy, gdy Floś znowu cichaczem wślizgnęła się do pokoju. Nawet znowu usiadła na łóżku, nadal próbując ukryć swoje rozbawienie.
-Wybacz jej, Florence. To się więcej nie powtórzy- rzekła, spoglądając wymownie na Alex. Tak, to się na pewno więcej nie powtórzy. Po prostu nie było innej opcji. -A zresztą. To jest Alex, moja przyjaciółka- powiedziała z naciskiem na ostatnie słowo. -A to jest Florence, moja współlokatorka. Ale wy się chyba znacie, prawda?- dodała po chwili, spoglądając z zaciekawieniem na obie panie.
Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pokój nr 7
Pią Wrz 25, 2015 6:21 pm
No ej, jej żelki. Ona ich teraz potrzebowała, a one jej. Na parszywy humor i przemyślenia nie ma nic lepszego jak słodkości. Tymbardziej, że słodkości jakoś  pomagały oderwać myśli od niepotrzebnych rzeczy. Northug powinna to wiedzieci i zrozumieć. Przecież  znała już sporo czasu Alex. Pewne rzeczy powinny być dla niej jasne w przypadku ciemnowłosej. W końcu przecież przyjaciele powinni nieco o sobie wiedzieć, nie?
Cały czas uważnie operowała poczynania Siggy. O, czyli potem będzie okazja do podkradniecia przyjaciółce jeszcze troszkę słodyczy. Serio oszukiwanie siebie by było nie pomyślnie, że Amerykanka nie wykorzysta wszystkich możliwość do zjedzenia jak najwięcej słodyczy.
- Och, jakaś ty łaskawa. Dziękuję za pozwolenie - odparła z nutką rozbawienia w głosie, pomimo prób utrzymania spokoju w głosie. Tak,  rozbawiło ją nieco to pozwolenie.  Przecież i tak było pewne to, że Wright zrobi to co będzie chciała. Nie była typem, który pozwalał sobą rządzić. Choć niektórym ludziom czasem pozwalała sobą pokierować, ale to były pojedyncze i rzadkie przypadki.
W sumie to ona się swoją waga jakoś  nie przejmowała. W końcu dobry metabolizm się ma. Zresztą nawet nigdy się zbytnio nie bawiła w dbanie o swój wygląd. Jakoś ją takie coś nie bawiło. Po prostu nosiła to co lubiła.
- Oczywiście, że mam racje - w końcu nie jedną osóbkę się na ten sposób wyrwało... przebiegło przez myśli Alex. - Nie szukam dla siebie osoby płytkiej. Tacy ludzie są nudni i nieszczerzy. Chcę kogoś kto pokocha mnie za to kim jestem... - odparła od razu. Cóż, Alex miała  niby prostę wymagania, a jednak takie wielkie... Trudno było znaleźć człowieka, który byłby w stanie wytrzymać dłużej z Amerykanka,  a co dopiero zaakceptował w pełni to jaka dziewczyna była.
Cóż...  Nic się nie poradzi na to jaka Wright jest. Taki typ, który lubi wkurzać ludzi, a dodatkowo go łatwo wyprowadzić z równowagi i tyle. Oczywiście, że tak. Taki sposób był najlepszy. Każdy normalny człowiek zachował się w takiej sytuacji agresywnie. Odepchną by Amerykanke, zarumienił się, albo nawet przywalił Wright w twarza. Ale nie, Siggy tego nie zrobiło. To w sumie zaskoczyło nieco Alex. No bo raczej Norweżka była z tych, którzy lubili by ktoś zbytnio się do niej zbliżał. W sumie Alex była ciekawa jak długów czarnowłosa wytrzymała by te nadmierną bliskość ze strony Amerykanki.
Zaskoczyły ją słowa Norweżki. Nawet zmarszczyła czoło w lekki zdziweniu. No bo ej, co miała by powiedzieć Florence? Przecież Angielka nic do niej nie czuła, no? Były tylko koleżankami prawda? Nic więcej tylko koleżankami... Chyba, że Astley była homofobem... Nie,  to raczej odpada, nie? Nie wygląda na taką. No dobra, nie zachowuje się raczej jak homofobem.
Nie zdążyła jednak odpowiedzieć na pytanie, bo Sigrunn znów przemówiła. Alex z powodu jej słów mimowolnie odwróciła łeb w stronę drzwi i nim zareagowała wylądowała na podłodze. Uch, uderzyła się przez to głowę. Skrzywiła się od razu i siadając pomasowała bolące miejsce. Rzuciła w stronę przyjaciółki mordercze spojrzenie. Co ona sobie myślała to wszystko robiąc. Już całkiem jej padło na tę jej muzgownice?
- Debil... Kuźwa debil i tyle - mruknęła pod nosem, widocznie nie zadowolona. Jakoś tak odwróciła spojrzenie od Norweżki i przeniosła je na Florence. I w tym oto momencie jakoś jej się głupio i nieswojo zrobiło. W sumie sama nie wiedziała czemu. Nawet na chwilę jakoś tak wbiła swoje wzrok w podłogę. Choć pewnie gdzieś tam w głębi obawiała się tego co przez tę sytuacje pomyśli sobie Angielka. Ale czemu miała by się tym w sumie przejmować? Przecież nigdy ją jakoś nie obchodziło zdanie innych ludzi...
- Hi - powiedziała w końcu i spróbowała się nawet uśmiechnąć do blondynki. W sumie nienajgorzej jej to wyszło. Chwilę nie wiedziała co ze sobą zrobić. Nawet jakoś tak rozejrzala się po pokoju. W końcu szybko zabrała z łóżka obie paczki żelek, nie zwracając uwagi na prawdopodobne sprzeciwy czarnowłosej, tak to miała być kara dla Sig, i podeszła z nim do Florence. - Chcesz? - spytała trochę niepewnie jak na siebie posuwając paczkę słodyczy Angielce.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pokój nr 7
Nie Paź 11, 2015 9:58 pm
Grzecznie posprzątała i usiadła przy biurku głównie dlatego, że nie miała czego innego ze sobą zrobić. Nie mogła ot tak wyjść, bez przebrania się, bo na dworze wciąż siąpił deszcz i wszystko wskazywało na to, że pogoda tylko się pogorszy. Musiałaby ubrać coś cieplejszego i, przede wszystkim, przeciwdeszczowego osłaniającego również od wiatru. Niby żaden problem, ale w pokoju ktoś był a Florence czułaby się wyjątkowo głupio zabierając cieplejsze ciuchy do łazienki tylko po to, żeby przebrać się i wyjść. A to by od razu pokazało jak niepewnie poczuła się w tej sytuacji. Niby nie wparowała do pomieszczenia w żaden chamski sposób ale już nie pierwszy raz poczuła się we własnym pokoju obco. Chcąc ten stan rzeczy przywrócić nieco do normy bo przecież, hej, nie po to mieszka w akademiku żeby w nim i tak nie bywać, ogarnęła z wierzchu. Jeśli napatoczyłyby się gdzieś rzeczy Sigrunn to mieszkała tu już wystarczająco długo, żeby umieć to odłożyć na miejsce, co nie oznaczało, że się do tego jakoś specjalnie paliła.  Nie zrobiła tego głównie z dlatego, że się zwyczajnie bała, a widząc kubek swojej współlokatorki na swoim biurku westchnęła cicho. Nie zamierzała do w ogóle ruszać. Znając życie albo by jej wypadł z ręki albo by się przewróciła i stłukła i siebie i, co gorsza, kubek. W najlepszym wypadku zostałaby porządnie zjebana za ruszanie nie swoich rzeczy, a o to przecież zupełnie jej nie chodziło. Miała nadzieję mimo wszystko jakoś dogadać się z Sigrunn, w końcu czekają je jeszcze dwa lata we wspólnym pokoju, chyba że Flo wykituje szybciej, co z kolei nie byłoby aż takie dziwne biorąc pod uwagę jak wiele rzeczy jest w stanie zrobić jej poważną krzywdę, nie wyłączając samej Astley. Taki zwykły kubek, który stał przed nią mógł być w najlepszym wypadku przyczyną co najmniej trzech wymienionych wyżej nieszczęść, a wyobraźnia Florence podpowiadała jej co i rusz około drugie tyle.
                Dlatego właśnie zapatrzona w ten nieszczęsny kubek siedziała praktycznie nieruchomo i zupełnie nieświadomie ignorowała znajdujące się w pokoju dziewczyny. Cóż, może z początku robiła to całkowicie świadomie z nadzieją, że jeśli coś wystarczająco zajmie jej uwagę to przestanie dręczyć ją myśl, że weszła do pokoju w nieodpowiednim momencie. Tak, Florence naprawdę czuła wyrzuty sumienia, chociaż nie powinna, bo przecież nie działo się tutaj ani nic żenującego, ani groźnego, a sama Astley była współwłaścicielką tego pokoju co oznaczało, że jeśli wparowałaby do pokoju i trzasnęła drzwiami a następnie z hukiem rzuciła torbę obok biurka to miała do tego absolutne prawo. Niemniej czuła się skrępowana obecnością obu dziewczyn i szukała zajęcia, toteż kiedy w końcu jej myśli zaczęły mknąć w zupełnie innym kierunku poddała się temu bez żadnego oporu niemal natychmiast zatapiając się w sferze własnej wyobraźni. Dość dziwacznej, to prawda, ale jednak pozwalającej jej nie zarumienić się i nie załamać wewnętrznie z byle powodu. Tego właśnie potrzebowała - chwili uspokojenia i oderwania myśli od rzeczywistości. To prawie zawsze pomagało. Do czasu.

Przecież nie można wiecznie udawać nieobecnej, prawda? Owszem, fakt dość brutalnego zrzucenia Alex na podłogę jakoś umknął jej uwadze, tak samo zresztą krótka wymiana zdań pomiędzy dziewczynami. Co zresztą ja obchodziło co one dalej wyprawiają? Dopóki tylko im nie przeszkadza jej obecność ani nie wymagają od niej nie wiadomo jakich reakcji towarzyskich to wszystko było w jak najlepszym porządku. Pewnie powinna się przejąć faktem zrzucenia koleżanki na podłogę, jeśli komuś się coś działo to Flo zazwyczaj była pierwszą osobą, która zajmowała się poszkodowanym. Przecież miała spore doświadczenie w absolutnie każdym rodzaju zadrapań, obić i tym podobnych. Tak samo jak zazwyczaj nie przepadała za rzucanymi w jej towarzystwie przekleństwami, ale ostatecznie „debil” to przecież nie jest wulgaryzm, więc nie ma co się czepiać. Jeśli nawet by zauważyła co się wokół niej dzieje to z całą pewnością i tak by nie zareagowała albo spojrzała co najwyżej pytająco na Alex czy czegoś jej nie trzeba. Nie ma przecież mowy, żeby się Angielka odezwała i tak rzadko to robi. Faktem jednak pozostaje, że nie zauważyła nic, więc tym bardziej nie miała szansy zareagować. Postronny obserwator stwierdziłby zapewne, że dalej po prostu siedziała jak ten słup soli i wpatrywała się w przedmioty na biurku jakby usilnie szukając zapełnienia dla luki w umyśle czym się powinna teraz zająć. To była tylko do pewnego stopnia prawda, bo myśli Florence może i krążyły wokół tak zwykłych zadań jak wyciągnięcie kalendarza i sprawdzenie absolutnie wszystkiego co się dało od terminów zajęć po wizyty u weterynarza, jednak umysł był tak daleki od wydania polecenia rękom aby się za to zabrały jak to tylko możliwe. Tak naprawdę Flo była zatopiona w swoim świecie i głaskała Jupitera, swoją ukochaną fretkę grzecznie drzemiącą w kieszeni bluzy. Nie miała pojęcia jak wygląda to na zewnątrz, za bardzo skupiła się na tym co się dzieje wewnątrz i w końcu doszła do wniosku że reaguje bardzo głupio na to zdarzenie. Nie stało się absolutnie nic co mogłoby ją wyprowadzić z równowagi. Nie usłyszała przywitania Alex, co naprawdę nie było umyślne, tak po prostu wyszło i lekko się zestresowała kiedy niż tego niż owego przed jej nosem wylądowała paczka żelków. Zadrapała nieco mocniej futerko fretki, przez co zwierzątko obudziło się i pisnęło gniewnie z zamiarem wydostania się z kieszeni, jednak Florence nie pozwoliła na to w obawie że gryzoń dostanie się w łapy czarnego kota jej współlokatorki. Spojrzała tylko na Alex jakby zastanawiając się co dziewczyna właśnie do niej powiedziała i chociaż zdała sobie sprawę, że słyszała co dziewczyny mówiły zupełnie to do niej nie dotarło, jakby mówiły w obcym języku. Westchnęła cichutko i niemal niezauważalnie i pokręciła głową. Zaraz też zdała sobie sprawę co było pytaniem Amerykanki i spróbowała się lekko uśmiechnąć. To przecież miłe, że chciała ją poczęstować. Nawet jeśli Florence odmówiła przez przypadek to i tak uznała, że może tylko pokręcić głową drugi raz, a to się przecież zupełnie nie opłacało. Dlatego starając się przybrać jak najbardziej uprzejmy wyraz twarzy wstała od biurka o mało się przy tym nie przewracając, ale na całe szczęście zdołała utrzymać równowagę, lekko się tylko zachwiała. Podeszła do całkiem sporych rozmiarów klatki dla fretki i otworzyła drzwiczki po czym wpuściła Jupiego do środka. Uśmiechnęła się już jak najbardziej szczerze do swojego zwierzaka, choć dziewczyny nie mogły tego widzieć, bo stanęła do nich tyłem. Zaraz jednak zamknęła klatkę i pewna, że fretka schowała się w domku i nic jej już ze strony czarnego kota nie grozi z typowym dla siebie cichym westchnięciem odruchowo niemal schowała ręce do kieszeni bluzy i uniosła lekko ramiona obracając się z powrotem w stronę swojej współlokatorki i ich wspólnej znajomej. Wyglądała jakby się chciała schować i chyba tak się właśnie czuła, kiedy niepewnym krokiem podeszła najpierw do biurka, żeby sięgnąć jakiś podręcznik a następnie z dość sporym tomiskiem usiadła na łóżku opierając się wygodnie o ścianę. Uniosła książkę tak, by bez problemu zakrywała chociaż część jej twarzy, a już na pewno zasłaniała Astley widok na dziewczyny. Wtedy dopiero nieco się rozluźniła i zatopiła w lekturze. Dziewczyny to mogły dalej toczyć wojnę o żelki albo łóżko, mało ją to w sumie obchodziło, bo prawdę mówiąc, co by miała zrobić? Taki ktoś jak ona niespecjalnie miał szansę jakkolwiek ingerować w starcie dwóch buntowniczek z wyboru i zwyczajnie wolała nie ryzykować. Książka była o niebo bezpieczniejszym wyborem.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pokój nr 7
Pon Paź 12, 2015 5:29 pm
Przytaknęła jej słowom. Taa, ciężko byłoby być z kimś, kto cię w ogóle nie akceptuje. W końcu miłość polega na akceptacji wszystkich wad i zalet drugiej osoby, prawda? Do cholery, nawet półtonowy koleś może znaleźć żonę, która będzie go kochać takim, jakim jest, więc i Alex nie powinna mieć z tym problemów, nawet jak zje o jedną paczkę żelków za dużo. Albo i dwie.
Ani trochę nie przejęła się tym, że najprawdopodobniej nieco przesadziła. Ups, no bywa. Łba przyjaciółce nie rozwaliła, a nawet jeśli, to póki co była przytomna, więc było całkiem nieźle. Również to mordercze spojrzenie nie zrobiło na niej większego wrażenia, o tych wyzwiskach w stronę Sig nie wspominając. Ba! Norweżka zachichotała cicho na to i pogłaskała przyjaciółkę po głowie, posyłając jej złośliwy uśmieszek.
-Powiedziała ta, która gra czysto. I też cię uwielbiam, kjære- mruknęła i spojrzała na swoją współlokatorkę w tym samym momencie co Alex. Oj, biedna Florence musiała się poczuć w tej chwili bardzo źle, taka obserwowana przez dwóch szarpiących się buntowników... Haha! Zaraz po dokładnym obejrzeniu sylwetki blondynki, przeniosła wzrok na przyjaciółkę. Och, czyżby zauważyła jakąś nutkę niepewności i zmieszania na jej twarzy? Sigrunn jakimś cudem ukryła triumfalny uśmieszek. Jeśli jej się nie przywidziało czy coś, to możliwym było, że między tą dwójką faktycznie było coś nie tak... Ale nie mogła tego określić po jednej reakcji, której dodatkowo nie była pewna. Musi dłużej poobserwować obie panie, aby móc coś powiedzieć na ten temat.
To był niby moment zastanowienia, a gdy tylko wyszła z tego krótkiego letargu, nie zlokalizowała swoich żelków. Loading, trwa wyszukiwanie frazy "żelki" w lokalizacji "pokój numer siedem". Wyszukiwanie zakończone, znaleziono element docelowy w miejscu "dłoń Alex". O nie, tego było za wiele. Mogła się podzielić słodyczami z przyjaciółką, ale żeby ta niewdzięcznica jeszcze zabierała JEJ żelki z JEJ ręki, gdy sama miała swoje? Szybko podniosła się z łóżka i wyrwała swoje słodkości z ręki Wright.
-Dziel się swoimi, ale moje zostaw- burknęła i znowu walnęła się w poprzek łóżka i brzuchem do góry, tak że łeb jej trochę zwisał za krawędź, po czym znowu zaczęła wpitalać żelki i obserwować dokładnie obie dziewczyny, czy aby nie będą chciały jej znowu zakosić czegoś słodkiego. Nie odwróciła wzroku nawet, gdy Behemoth wlazł jej na brzuch i zaczął się łasić, mruczeć i w ogóle robić wszystko, żeby właścicielka go odpowiednio dobrze wymiziała. I wtedy usłyszała tą niepewność w głosie Alex, przez co zaczęła się jeszcze bardziej zastanawiać nad tym, jakie są relacje między tą dwójką. Usłyszała pisk fretki i musiała zacząć uspokajać biednego kocura, żeby przypadkiem nie wyrwał w stronę Flo i nie zrobił krzywdy ani jej, ani Jupiterowi. Odpowiedź Angielki jak zwykle była bardzo zdawkowa i mało wylewna, nic szczególnego. A jednak Norweżce wydawało się, że atmosfera była ciut bardziej napięta niż zazwyczaj i sama Astley też jest jakaś bardziej zdenerwowana i wydawało się, jakby chciała stąd jak najszybciej uciec albo się schować. W końcu jej współlokatorka była w dość dwuznacznej sytuacji z jej przyjaciółką, miała prawo się zestresować. Biedna Flo. Sig prawie się żal zrobiło tej laski. Prawie, bo właściwie to ona nie była dla niej nikim szczególnym. Ot, kolejny random, z którym musiała utrzymywać względnie dobre relacje. Właśnie dlatego, że miała z nią spędzić kolejne dwa lata, czuła się zobowiązana do chociażby udawania zainteresowania jej bardzo skromną osobą.
-Wszystko okej, stary?- rzuciła w stronę Florence, nie zmieniając swojej dotychczasowej pozycji. Powoli zaczynała jej krew do mózgu (czy też jego resztek) napływać, meh. Tym bardziej, gdy musiała jeszcze bardziej zwieszać łeb z łóżka, żeby móc spojrzeć na współlokatorkę, chociaż i tak widziała ją bardzo słabo, bo nie dość, że do góry nogami, to jeszcze ogromne tomisko przesłaniało jej twarz.
Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pokój nr 7
Sro Paź 14, 2015 8:49 pm
Alex po prostu chciała by ktoś pokochał ją taką jaka ona jest. By nie musiała przed tą osobą udawać. Potrzebowała kogoś tak bliskiego. Przecież to nie było nic dziwnego, prawda? Mimo wszystko, nie ważne jak bardzo by się przed tym broniła Wright, potrzebowała czułości i ciepła, a że nie miała tak na prawdę od kogo jej teraz mieć... Z reszta, akcepcacja akceptacja, ale Alex przydałyby się ktoś kto by ją nieco uspokoił, pokazał, że jej życie w cale nie musi być takie szybkie i opierać się na tym ciągłym buncie. Nauczył w miarę panować nad sobą i nad jej uczuciami. Znalazł w ciemnowłosej Amerykance to poczucie odpowiedzialności, której jej brakowało. Zachęcił do jakiegoś dalszego działania, a nie ciągłego stania w miejscu i robienia w dzien w dzień tego samego. Nie, nie. Tu nie chodziło o zmienianie osiemnastolatki. Co to to nie. Po prostu wyciągnął na wierzch te pozytywne cechy u Amerykanki i tyle.
Siggy miała dość spore szczęście. Gdyby to nie była ona to Wright za takie czyny zjechała by typa od góry do dołu i za pewnie przypieprzyła, o tak dla uświadomienia swoje pozycji. Tak... Wright nie należała do typów, które dawały sobą pomiatać. Przynajmniej tym obcym. Z przyjaciółmi bywało różnie... W końcu ta psia lojalności u Amerykanke. Ech, czasem to wypadało tylko nad nią wzdychać i nic więcej. Ale chwila, chwila, żeby nie było czyn Norweżki ją poddenerwował i dalsze jej zachowanie też. Wygłupy wygłupami, ale Alex nie uśmiechało się uświadczyć uszczerbku na zdrowu od osób, która uważała za przyjaciela. Northug powinna bardziej uważać. Na prawdę przyjdzie kiedyś taki dzień, gdy Alex zjebie ją za to i porządnie się wkurzy.
- Pierdol się - warknęła, rzucając kolejne mordercze spojrzenie przyjaciółce, zwyczajnie odtracając głaszczaca ja dłoń. Jeśli czarnowłosa chciała ją tym udobruchać to coś jej ewidentnie nie wyszło. Bywa. Wright była jakąś taka bardziej... Spięta niż zazwyczaj...
Amerykanka grzecznie czekała na jakąkolwiek reakcję ze strony Astley na swój przyjacielski gest. Jakoś tak z każda sekunda czuła większe spięcie. I jeszcze to zielone spojrzenie utkwione na jej osobie. Huh... W końcu jednak dostała odpowiedź. Smutne... No ale cóż, bywa, nie? Nic na siłę. Nie będzie wmuszać w Angielkę czegoś czego ona nie chce. Taką upierdliwa nie chciała wyjść. Zabrała, więc żelki i zaczęła je wcinać, ukradkiem zerkając na tego jasnowłosego milczka. Tak, było widać po Florence niepewności i jakby taki troche... lęk. Biedna fretka... Przez przypadek i jej sie oderwało przez stres swojej pani. Tak, przynajmniej się wydawało Alex. W sumie to nie było się co dziwić zachowaniu Angielki. Mimo to po raz kolejny dziś zrobiło się Amerykance jakoś głupi. Uch... To uczucie jej się nie podobało. Ono było upierdliwe, wkurwiajace i takie... frustrację. Uch... Jakoś tak momentalnie naszła ja chęć jakiegoś uspokojenia i zrelaksowania Florence. Tylko... Tylko, że co ona miała zrobić, hm? Przecież jasnowłosa to nie była Siggy, nie? Te dwie aż za bardzo się różniły, więc raczej zaproponowanie wyjścia na piwo albo zaproponowanie czegoś niezbyt rozsądnego nie pomoże... Uch. Chyba była bezradna w tym wypadku.. Alex się delikatnie skrzywiła i coś burknęła do siebie pod nosem. Nie podobał jej się taki układ. Nie lubiła nie wiedzieć co zrobić. Takie coś było cholernie denerwujace.
I w tym oto właśnie momencie zostały jej zabrane żelki. W pierwszej chwili na prawdę nie umiała zrozumieć co się stało, lecz gdy już jej umysł zarejestrował i skleił wszystkie wątki w jakąś spójną całość prychnęła i wzięła swoją paczkę. A niech se idzie ta menda. Nie będzie się z nią szarpać o paczkę żelek. Tak bardzo ją jeszcze nie popierdoliło. Najważniejsze, że udało jej się sporo podejść słodkości z paczki Sigrunn.
Milczała, więc podjadając swoje żelki. Nie zwróciła uwagi nawet na słowa Siggy zwrócone do Florence. Te swoje burzowe ślepia miała wbite w opakowanie od słodyczy. Amerykanka czuła się jakaś niepotrzebna tu. Dodatkowo chyba miała coraz mniejszą ochotę siedzenia tu. Miała się zrelaksować, a zamiast tego tylko się zdenerwowała i zestresowała. Nie, to nie miało najmniejszego sensu. Uch... Zamknęła na moment oczy, wzięła głębszy wdech, po czym zaczęła sobie pod nosem cicho nucić w nadziej, że może w taki sposób się nieco zrelaksuje. Zazwyczaj to przecież pomagało, nie? Teraz, więc też powinno.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Pokój nr 7
Pią Paź 16, 2015 11:20 am
Już miała nadzieję, że zwyczajnie zatopi się w lekturze a Sigrunn i Alex zwyczajnie dalej będą się bawić w przepychankę o paczkę żelków. Myśląc o tym delikatnie się uśmiechnęła, ale raczej pobłażliwie niż z rozbawienia. Kto to widział, żeby dwie osiemnastoletnie dziewczyny były do tego stopnia uzależnione od słodkości żeby zachowywać się jak pięciolatek ilekroć na horyzoncie pojawi się paczka żelek? Wystarczyłoby Florence wydać tygodniówkę na zapas cukierków, lizaków i jakichś pączków i z całą pewnością zostałoby to pożarte w ciągu jednej nocy jeśli tylko te dwa maniaki by to zobaczyły. Ale ile uroczych uśmiechów by było. Sigrunn może by nawet zadała sobie trud przypomnienia imienia współlokatorki… Od razu zganiła siebie za podobne myśli. Norweżka prawdopodobnie zwyczajnie by przywłaszczyła sobie te słodycze o ile leżałyby na wierzchu a następnego dnia narzekając na ból brzucha nie poszła do szkoły. Cóż za świetna wymówka!
Jednak ani książka, ani rozważania o słodyczach nie powstrzymały lekkiego westchnięcia i mimowolnego opuszczenia książki, żeby Florence mogła spojrzeć na Sig. Przy okazji jej uszu doszło ciche nucenie Wright, przez co jeszcze bardziej się zestresowała. Ledwie zdążyła pokręcić głową z lekkim uśmiechem w stronę Sig, zapewniając tym samym, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a tu już wszystko przestało być w jak najlepszym porządku.
Od razu zaznaczę, że to nie tak, żeby Florence nie lubiła muzyki. Och, lubiła ją bardzo, szczególnie słuchać. Alex miała bardzo przyjemny głos powodujący, że umysł Flo za nic nie chciał powrócić do czytania lektury a zwyczajnie zanurzył się w słuchaniu melodii. Jednak gdzieś na skraju świadomości pojawiła się czerwona lampka, świecąca z każdą chwilą coraz bardziej. Sig także była ukrytym talentem muzycznym. Ileż to razy Florence już słyszała bezbłędne nucenie swojej współlokatorki i zawsze jej tego zazdrościła? Sama przecież nie umiała zanucić zupełnie nic, żeby nie brzmiało to jak przedśmiertny okrzyk bólu mordowanego walenia, ale zupełnie nic nie mogła na to poradzić. Nic poza nuceniem rzecz jasna. Dlatego słysząc Alex zaczerwieniła się tak samo jak czerwieniła się za każdym razem gdy Sig wydawała z siebie muzykopodobne i całkiem miłe dźwięki. Niemal odruchowo zamknęła książkę po czym odłożyła ją na miejsce. Jedynym wyjściem dla niej było po prostu wyjść. Wyjść z własnego pokoju, który wydawał jej się stanowczo za bardzo zatłoczony, nawet jeśli były w nim tylko znane jej osoby. Pierwszym co zrobiła było zgarnięcie odpowiednich rzeczy do torby, którą następnie rzuciła na łóżko i otworzenie swojej części szafy. Ciuchów nie było jakoś specjalnie dużo, były też poukładane, czego oczywiście należało się spodziewać przy tak uporządkowanej osóbce jaką jest Flo. Astley zagarniając włosy na jedną stronę, co robiła mimowolnie i zawsze oznaczało: „nie ma mnie tu, nie widzisz mnie teraz, bo ja też cię nie widzę”, poprawiła bluzę i zerknęła w co wystarczająco ciepłego mogłaby się przebrać. W końcu ma wolne, może iść do dziadka się uczyć, nikt jej nie każe siedzieć w tym cholernym akademiku. Wzięła parę rzeczy i zatrzasnęła szafę, zupełnie przypadkowo wywołując tym większy hałas niż się spodziewała przez co lekko się skrzywiła. Zaraz jednak na jej twarz powróciła absolutnie obojętna mina oznaczające zdeterminowanie by jak najszybciej przebrać się i wyjść. Dlatego właśnie z odpowiedniejszymi ciuchami zamknęła się w łazience mając głęboko w poważaniu co teraz zrobią dziewczyny. Ona wychodziła, byle dalej od buntowniczych osiemnastek, żelek i cholernego nucenia, które przyprawiało ją o kompleksy i przyprawiało o zawał ilekroć pomyślała sobie, że któraś może zaproponować by również coś zanuciła i wtedy całe to brzmienie niczym wieloryb by się wydało. Na to Florence nie miała najmniejszej ochoty. Już wolała spacer na zimnie, wiatr i deszcz. Stanowczo to wolała i przekręcając klucz w drzwiach od łazienki była nawet zadowolona ze swojego wyboru.


(600 słów, na wyraźną prośbę Sig. Ale następnym razem daj mi się wykazać...)
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Pokój nr 7
Sob Paź 17, 2015 10:42 am
Jej przyjaciele i kumple musieli mieć spory problem, ponieważ Norweżka bywała naprawdę wkurwiająca, a najbardziej dla tych, których najbardziej lubiła, bo wtedy miała pewność, że ci ludzie są już przyzwyczajeni i nie odwrócą się od niej z powodu głupkowatych przepychanek. Owszem, zazwyczaj te przepychanki były bardzo milusie i przyjacielskie, lecz nieraz tylko i wyłącznie dla niej, meh. Kiedyś przez swój brak mózgu i rozsądku straci wszystkich kumpli, mówię wam.
I nie, tym razem też nie przejęła się ani warknięciem Alex, ani odtrąceniem jej ręki. Co do samego głaskania, ten gest miał być bardziej pobłażliwy, niźli uspokajający, więc no. W odpowiedzi tylko prychnęła, co miało wyrażać mniej więcej tyle co "ok, nie to nie, chciałam dobrze". Nie muszę wspominać, jak bardzo to mijało się z prawdą ani to, jak bardzo wrednie się potem wyszczerzyła, prawda?
Do jej uszu doszło to ciche nucenie przyjaciółki. Wright miała bardzo przyjemny głos, którego Sig jej szczerze zazdrościła, bo sama właściwie nie śpiewała. Ot, jej muzykowanie ograniczało się do cichego nucenia czegoś, czasami nawet w przypływie nudów zamęczała ludzi swoim skrzypkowaniem, ale śpiewać to zazwyczaj nie śpiewała. Ale wracając: Alex zazwyczaj nuciła albo jak była bardzo szczęśliwa, albo jak była zdenerwowana. Tutaj wygrywała opcja numer dwa, albowiem wystarczyło spojrzeć na Amerykankę niezbyt wprawnym okiem, aby dojrzeć jej zestresowanie. Wystarczyło też jedno spojrzenie na Florence i widać było to samo, choć ukrywane przez maskę uśmiechu i życzliwości. I co to towarzystwo takie nerwowe? O ile Astley zachowywała się... no, jak Astley, to takie nieuzasadnione zdenerwowanie u Wright było czymś dość dziwnym. Tak, dziwcie się dalej, że Sigrunn miała jakieś dziwne podejrzenia co do tej dwójki. A gdyby tak skonfrontować je jeszcze bardziej i przetrzymać na dłuższą chwilę? Hm...
Okazja do tego nadarzyła się zadziwiająco szybko. Obserwowała, jak jej współlokatorka podnosi się z łóżka i zaczyna krzątać się po pokoju. Wystarczyło jedno trzaśnięcie drzwiami od szafy, żeby kot Norweżki spierdolił gdzieś w siną dal, bezlitośnie depcząc przy tym swoją właścicielkę, ale też pozbawiając ją ciężkiego i futrzastego balastu. Gdy tylko Behemoth czmychnął, Sigrunn podniosła się leniwie z łóżka, skazując tym samym resztkę żelków na łaskę i niełaskę Amerykanki, czyli właściwie skazując je na śmierć, ha. Zaczęła się krzątać po pokoju bez większego celu, ot, żeby się pokręcić. Tutaj wywaliła śmieci do kosza, tutaj wsadziła jakieś rzeczy do szafy, tutaj zabrała swój kubek z Flosiowego biurka, przy okazji zgarniając po cichu jej klucz do pokoju... Nic ciekawego i wartego uwagi, naprawdę. Lepsze jest zajmowanie się resztką żelków albo przebieranie się w łazience. Po podkradnięciu klucza współlokatorki, podeszła do drzwi i zamknęła je na zamek najciszej i najbardziej dyskretnie jak umiała, zagłuszając dźwięk szczękającego zamka nuceniem pierwszej z brzegu piosenki i przeglądaniem zawartości szuflady swojego biurka (dość głośnym, tak nawiasem mówiąc). Następnie skrzywiła się lekko i zaklęła pod nosem, jakby bardzo niezadowolona tym, że będzie musiała uzupełnić zapasy słodyczy. No, bywa. Zgarnęła bluzę smętnie zwisającą z oparcia jej krzesła i korzystając z tego, że obie panie dzieliły jedną szafę, włożyła do niej bluzę oraz schowała Flosiowy klucz między perfekcyjnie ułożone Flosiowe ciuchy, a potem jak gdyby nigdy nic usiadła sobie na parapecie, otworzyła okno i zaczęła sobie w spokoju popalać papierosa.
Let the hunger games begin, haha.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach