▲▼
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
First topic message reminder :
Jeden z kilku placów zabaw znajdujących się w dzielnicy mieszkalnej. Niezbyt duży, ale posiadający wszystko, co potrzeba dzieciakom do szczęścia. Są tu zjeżdżalnie, drabinki, małe ściany ze skałkami, huśtawki wszelkiej maści, piaskownica...
Okoliczni mieszkańcy wspólnie dbają o to miejsce przez co nie walają się tu śmieci, a sprzęty dla najmłodszych nie są "przyozdobione" graffiti.
Jeden z kilku placów zabaw znajdujących się w dzielnicy mieszkalnej. Niezbyt duży, ale posiadający wszystko, co potrzeba dzieciakom do szczęścia. Są tu zjeżdżalnie, drabinki, małe ściany ze skałkami, huśtawki wszelkiej maści, piaskownica...
Okoliczni mieszkańcy wspólnie dbają o to miejsce przez co nie walają się tu śmieci, a sprzęty dla najmłodszych nie są "przyozdobione" graffiti.
"Będzie trzeba zająć się tą twoją nogą."
To wystarczyło by momentalnie usiadł, odruchowo łapiąc się jedną ręką za głowę, która zaczęła go nienawidzić za tak szybką zmianę pozycji, a drugą opierając się by nie tak szybko wrócić na glebę.
- Jaką... - spojrzał na nią i z miejsca porzucił dokończenie pytania. Dopiero co rozpaczała, bo chciał se pójść czy coś. Wolał nie wkurwiać jej bardziej tak retorycznymi pytaniami.
"Nie wiem co sobie zrobiłeś"? SOBIE? Za kogo ona mnie ma, jakiegoś masochistę?
O to też postanowił nie pytać i widząc, że Nat sięga po torbę, a potem się do niego zbliża, od razu przeraził się, że wyciągnie telefon. Nie czuł górnej połowy nogi, jak miałby go jej odebrać? A o szpitalu nie było mowy!
- Ej, poradzę sobie, jasne? Ty nie ryczałaś, to ja nie krwawię i jesteśmy kwita.
...i szlag trafiło postanowienie nie poruszania niewygodnej sytuacji sprzed paru chwil. Tak to już niestety bywało, gdy najpierw się mówiło co ślina na język przyniesie, a dopiero potem nad tym zastanawiało. Zresztą, nawet gdy rzuciła coś o bandażach, to miała rację w decydującej kwestii; nie zamierzał pozwalać jej ciąć swoich nowych ulubionych spodni! I nie, one wcale nie były ulubione dlatego, że mu je dała. Tak samo wcale przez to nie chodził w nich od tygodnia, narażając się na przykre spojrzenia przechodniów i o wiele za głośne pytania dzieci "a co temu panu jest w nogę?".
To wystarczyło by momentalnie usiadł, odruchowo łapiąc się jedną ręką za głowę, która zaczęła go nienawidzić za tak szybką zmianę pozycji, a drugą opierając się by nie tak szybko wrócić na glebę.
- Jaką... - spojrzał na nią i z miejsca porzucił dokończenie pytania. Dopiero co rozpaczała, bo chciał se pójść czy coś. Wolał nie wkurwiać jej bardziej tak retorycznymi pytaniami.
"Nie wiem co sobie zrobiłeś"? SOBIE? Za kogo ona mnie ma, jakiegoś masochistę?
O to też postanowił nie pytać i widząc, że Nat sięga po torbę, a potem się do niego zbliża, od razu przeraził się, że wyciągnie telefon. Nie czuł górnej połowy nogi, jak miałby go jej odebrać? A o szpitalu nie było mowy!
- Ej, poradzę sobie, jasne? Ty nie ryczałaś, to ja nie krwawię i jesteśmy kwita.
...i szlag trafiło postanowienie nie poruszania niewygodnej sytuacji sprzed paru chwil. Tak to już niestety bywało, gdy najpierw się mówiło co ślina na język przyniesie, a dopiero potem nad tym zastanawiało. Zresztą, nawet gdy rzuciła coś o bandażach, to miała rację w decydującej kwestii; nie zamierzał pozwalać jej ciąć swoich nowych ulubionych spodni! I nie, one wcale nie były ulubione dlatego, że mu je dała. Tak samo wcale przez to nie chodził w nich od tygodnia, narażając się na przykre spojrzenia przechodniów i o wiele za głośne pytania dzieci "a co temu panu jest w nogę?".
Uniosła brew i przez jakąś chwilę mu się przypatrywała się mu z wyrazem twarzy mówiącym: "chyba sobie żartujesz". To był jeden z tych momentów, kiedy nie miała słów na tego gościa.
- Tak, szkoda tylko, że w twoim wypadku sprawa jest poważniejsza. - Zrobiła przerwę.
- Możesz już nawet gadać, że płakałam, ale nie zamierzam ci tego tak zostawić. To już wygląda źle, a co dopiero, jak będziesz próbował gdzieś iść... bo podejrzewam, że to nie do lekarza pójdziesz. - Zmrużyła oczy.
Zdążyła już poznać go na tyle by wiedzieć, że ma jakąś awersję do szpitali, lekarzy i pewnie jeszcze paru innych. W sumie, do pralki i igły z nitką też miał, bo te spodnie dało się jeszcze jakoś odratować, gdyby się o to postarał.
Dobra. ONA byłaby w stanie odratować, ale to w czasie, gdy się opatrywał. Wtedy nawet udałoby się wywabić plamy po krwi, a cięcie jakoś po ludzku zszyć i jakoś by to wyglądało, a teraz? Teraz można było to tylko częściowo wywabić i zacerować na tyle, na ile było to możliwe. Kurcze, to nawet zabawne, że komuś takiemu jak ona mógł włączyć się tryb pani domu, która nawet z takimi, mało naukowymi rzeczami da sobie świetnie radę.
- Jasne, może i jakoś sobie poradzisz i nie wykrwawisz się w drodze do domu, ale skoro już tu jestem i jestem w stanie pomóc, to dlaczego nie mogę tego zrobić? - Przekrzywiła głowę, czekając na odpowiedź.
- Tak, szkoda tylko, że w twoim wypadku sprawa jest poważniejsza. - Zrobiła przerwę.
- Możesz już nawet gadać, że płakałam, ale nie zamierzam ci tego tak zostawić. To już wygląda źle, a co dopiero, jak będziesz próbował gdzieś iść... bo podejrzewam, że to nie do lekarza pójdziesz. - Zmrużyła oczy.
Zdążyła już poznać go na tyle by wiedzieć, że ma jakąś awersję do szpitali, lekarzy i pewnie jeszcze paru innych. W sumie, do pralki i igły z nitką też miał, bo te spodnie dało się jeszcze jakoś odratować, gdyby się o to postarał.
Dobra. ONA byłaby w stanie odratować, ale to w czasie, gdy się opatrywał. Wtedy nawet udałoby się wywabić plamy po krwi, a cięcie jakoś po ludzku zszyć i jakoś by to wyglądało, a teraz? Teraz można było to tylko częściowo wywabić i zacerować na tyle, na ile było to możliwe. Kurcze, to nawet zabawne, że komuś takiemu jak ona mógł włączyć się tryb pani domu, która nawet z takimi, mało naukowymi rzeczami da sobie świetnie radę.
- Jasne, może i jakoś sobie poradzisz i nie wykrwawisz się w drodze do domu, ale skoro już tu jestem i jestem w stanie pomóc, to dlaczego nie mogę tego zrobić? - Przekrzywiła głowę, czekając na odpowiedź.
Uhhh...
Zachowywała się jakby była jego matką. Nie, cofnij. Nawet jego własna rodzicielka nie wczuwała się w swoją rolę tak mocno jak ta mała! Przyglądał się jej z przekąsem, gdy jak zwykle mądrzyła się, o wiele zbyt celnie trafiając w sedno. Pani idealna się znalazła...
- A dlaczego miałabyś to robić? - przewrócił oczami, a wolną ręką zaczesał włosy do tyłu, bo zaczynały mu już zupełnie zasłaniać twarz. Minusy długiej grzywki...
- Słuchaj, to miłe z twojej strony, ale ty mnie nawet nie znasz.
Ja cię zresztą też i sam nie ogarniam czemu w ogóle z tobą dyskutuję... Chociaż nie, wiem dlaczego. Bo jeszcze znowu coś ci odwali i to będzie jakimś cudem moja wina!
Szkoda, że nad tym dlaczego przejmowałby się, jeśli Darkówna po raz kolejny by posmutniała, to już jakoś nie pomyślał by się zastanowić...
- Wtedy w parku może faktycznie bym sam szybko się nie ogarnął. - kontynuował, tłumacząc jej to jak namolnej babci, która chce wmusić kolejną dokładkę w przejedzonego wnuka.
- Ale teraz nic mi nie będzie. A nawet jeśli, to wiesz... - wzruszył ramionami i zerknął na parę metrów dalej leżący niedopałek.
- Na coś trzeba umrzeć, młoda.
To nie tak, że mu się jakoś mocno spieszyło do życia pozagrobowego. Jasne, czasem w czasie doła wpadał na głupie pomysły odejścia z tego świata, ale nic naprawdę poważnego. Starał się cieszyć chwilą, skorzystać jak najwięcej, a gdyby przypadkiem doprowadziło go to do przedwczesnego końca... Cóż, i tak nie planował mieć rodziny, pracy, czy własnego domu. Nie wyobrażał sobie, że mógłby się zestarzeć, bo tacy jak on zawsze odchodzili młodo. Remi naprawdę nie obraziłby się za wielki koniec w stylu Jamesa Dean'a.
Zachowywała się jakby była jego matką. Nie, cofnij. Nawet jego własna rodzicielka nie wczuwała się w swoją rolę tak mocno jak ta mała! Przyglądał się jej z przekąsem, gdy jak zwykle mądrzyła się, o wiele zbyt celnie trafiając w sedno. Pani idealna się znalazła...
- A dlaczego miałabyś to robić? - przewrócił oczami, a wolną ręką zaczesał włosy do tyłu, bo zaczynały mu już zupełnie zasłaniać twarz. Minusy długiej grzywki...
- Słuchaj, to miłe z twojej strony, ale ty mnie nawet nie znasz.
Ja cię zresztą też i sam nie ogarniam czemu w ogóle z tobą dyskutuję... Chociaż nie, wiem dlaczego. Bo jeszcze znowu coś ci odwali i to będzie jakimś cudem moja wina!
Szkoda, że nad tym dlaczego przejmowałby się, jeśli Darkówna po raz kolejny by posmutniała, to już jakoś nie pomyślał by się zastanowić...
- Wtedy w parku może faktycznie bym sam szybko się nie ogarnął. - kontynuował, tłumacząc jej to jak namolnej babci, która chce wmusić kolejną dokładkę w przejedzonego wnuka.
- Ale teraz nic mi nie będzie. A nawet jeśli, to wiesz... - wzruszył ramionami i zerknął na parę metrów dalej leżący niedopałek.
- Na coś trzeba umrzeć, młoda.
To nie tak, że mu się jakoś mocno spieszyło do życia pozagrobowego. Jasne, czasem w czasie doła wpadał na głupie pomysły odejścia z tego świata, ale nic naprawdę poważnego. Starał się cieszyć chwilą, skorzystać jak najwięcej, a gdyby przypadkiem doprowadziło go to do przedwczesnego końca... Cóż, i tak nie planował mieć rodziny, pracy, czy własnego domu. Nie wyobrażał sobie, że mógłby się zestarzeć, bo tacy jak on zawsze odchodzili młodo. Remi naprawdę nie obraziłby się za wielki koniec w stylu Jamesa Dean'a.
I jak ona miała mu to niby powiedzieć, co? Nie tak dawno to zrobiła i jak się skończyło? Zupełnie to olał i zamiast się tym jakkolwiek przejąć, wściekł się na nią za głupotę, którą ona zapomniała jeszcze nie skończywszy mówić. Czego on teraz od niej oczekiwał? Że to powtórzy? Po raz kolejny przyzna się, że cholernie przejmuje się losem gościa, którego zna od niedawna i wszystko wskazuje na to, że on notorycznie pakuje się w kłopoty z własnej winy i niespecjalnie zamierza przestać. Jak żałośnie to brzmiało?
Raz się głupio odsłoniła i poczuła przez to, jakby dostała przez to w twarz. Niepotrzebnie wtedy się odzywała. Niepotrzebnie znowu pomyślała, że to, co ona czuje może kogokolwiek obchodzić. Przecież dla ludzi bardziej przydatne było to, co robiła, a nie to, co kryło się w niej w środku.
Strasznie ją wkurzało, że najpierw ona próbowała się na kogoś otworzyć i zawsze potem cierpiała, a później ludzie wielce się dziwili, że jest zamknięta w sobie i nie chce utrzymywać z nikim kontaktu. To zwyczajnie nie miało sensu. Jej los nikogo nie obchodził, dopóki nie wpływał na ich.
- Po prostu nie chcę żebyś zdechł, ok? - rzuciła dziwnym tonem przypominającym poirytowane warknięcie.
Znowu jej się to wszystko przypominało. Fałszywe przyjaźnie, to jak jej na ludziach zależało... a później ile razy dostawała przez to po tyłku. Już na samo kryjące się na obrzeżach świadomości wspomnienie robiło jej się smutno, więc nic dziwnego, że tak potwornie zabolało, że kiedy po kilku latach znowu pozwoliła sobie na nikłą nadzieję, że może (ale chociaż może) kogoś jej zdanie jednak obchodzi i przynajmniej je przyjmie. Cóż, przejechała się na tym kolejny raz.
- Z resztą, co za różnicę ci robi, czy ci jakoś pomogę, skoro i tak nie chcę nic w zamian? Poznanie powodu mojego postępowania jest aż takie ważne? Nic ci to nie zmieni. - Wzruszyła ramionami.
Tym razem nie zbierało jej się na płacz, ale gdyby miała wrażliwsze na emocje oczy, to pewnie znowu by się zaszkliły. Na szczęście tak nie było, a goryczy w głosie nikt nie dostrzegał, bo nie zwracał uwagi.
Raz się głupio odsłoniła i poczuła przez to, jakby dostała przez to w twarz. Niepotrzebnie wtedy się odzywała. Niepotrzebnie znowu pomyślała, że to, co ona czuje może kogokolwiek obchodzić. Przecież dla ludzi bardziej przydatne było to, co robiła, a nie to, co kryło się w niej w środku.
Strasznie ją wkurzało, że najpierw ona próbowała się na kogoś otworzyć i zawsze potem cierpiała, a później ludzie wielce się dziwili, że jest zamknięta w sobie i nie chce utrzymywać z nikim kontaktu. To zwyczajnie nie miało sensu. Jej los nikogo nie obchodził, dopóki nie wpływał na ich.
- Po prostu nie chcę żebyś zdechł, ok? - rzuciła dziwnym tonem przypominającym poirytowane warknięcie.
Znowu jej się to wszystko przypominało. Fałszywe przyjaźnie, to jak jej na ludziach zależało... a później ile razy dostawała przez to po tyłku. Już na samo kryjące się na obrzeżach świadomości wspomnienie robiło jej się smutno, więc nic dziwnego, że tak potwornie zabolało, że kiedy po kilku latach znowu pozwoliła sobie na nikłą nadzieję, że może (ale chociaż może) kogoś jej zdanie jednak obchodzi i przynajmniej je przyjmie. Cóż, przejechała się na tym kolejny raz.
- Z resztą, co za różnicę ci robi, czy ci jakoś pomogę, skoro i tak nie chcę nic w zamian? Poznanie powodu mojego postępowania jest aż takie ważne? Nic ci to nie zmieni. - Wzruszyła ramionami.
Tym razem nie zbierało jej się na płacz, ale gdyby miała wrażliwsze na emocje oczy, to pewnie znowu by się zaszkliły. Na szczęście tak nie było, a goryczy w głosie nikt nie dostrzegał, bo nie zwracał uwagi.
Skąd miał wiedzieć co jej chodziło po głowie? Sam nie ogarniał czemu nie poszedł dalej, gdy zaczęła płakać. Tak samo zresztą nie wiedział co mu odbiło by zostawiać jej ekstazy, skoro nie zamierzała jej brać, ani dlaczego nie zmienił spodni na własne, chociaż te od niej nadawały się już tylko do śmieci.
"Po prostu nie chcę żebyś zdechł, ok?"
Odwrócił twarz, wbijając spojrzenie w piasek.
Przecież nie zdechnę! Bywało gorzej, a nadal żyję...
Był zmęczony. Nie miał najmniejszych chęci, ani nawet sił na kontynuowanie tej rozmowy i najchętniej poszedłby w pizdu, gdyby nie ta cholerna noga. Ale unieruchomienie na placu zabaw nie zmuszało go przecież do odpowiadania dziewczynie, a mimo to specjalnie długo nie musiała czekać aż spojrzy na nią z politowaniem wymieszanym z niedowierzaniem. Jej, jego zdaniem, naiwność zaczynała być przerażająca. Nie mogąc powstrzymać się od komentarza, odwarknął.
- Tak, Viv. Wyobraź sobie, że to jest ważne!
Pierdolona migrena, zaraz chyba oszaleję. Zaraz...
Przymknął oczy, bo tylko wtedy nie musiał znosić tych wkurwiających plamek, mroczków czy jakkolwiek zwali dziwne zjawisko wzrokowe jakie zdarzało mu się o wiele za często. W takich momentach jak ten zaczynał nabierać ochoty na wydłubanie sobie oczu, byle tylko więcej nie męczyć się z tym gównem. Ono nijak nie pomagało w zawrotach głowy i pulsującym bólu pod czaszką.
- Słuchaj, świat tak do cholery nie działa. Nikt nie robi nic bez powodu, bez zysku dla siebie. A ja... ja nie wiem czego ty ode mnie oczekujesz!
Pierdolić to. Walnął się znowu na glebę, bo siedzenie wymagało od niego o wiele za dużo wysiłku. I tak serce mu waliło, jakby miało coraz większe trudności z pompowaniem tej jego wiecznie zamulonej krwi... co było dziwne, bo teraz to akurat czuł się całkiem pobudzony i gdyby nie ogólne osłabienie spowodowane raną, to trudno byłoby mu w miejscu usiedzieć. A jednak, przy tej babie jakoś ciśnienie mu dziwnie skakało, i to nawet niekoniecznie ze złości. Dziwne w chuj.
- Nie mam potem jak ci się odwdzięczyć. Dałem ci już wszystko co... miałem...
Wykryto błąd w systemie. Awaryjne uśpienie nastąpi za 3, 2, 1...
"Po prostu nie chcę żebyś zdechł, ok?"
Odwrócił twarz, wbijając spojrzenie w piasek.
Przecież nie zdechnę! Bywało gorzej, a nadal żyję...
Był zmęczony. Nie miał najmniejszych chęci, ani nawet sił na kontynuowanie tej rozmowy i najchętniej poszedłby w pizdu, gdyby nie ta cholerna noga. Ale unieruchomienie na placu zabaw nie zmuszało go przecież do odpowiadania dziewczynie, a mimo to specjalnie długo nie musiała czekać aż spojrzy na nią z politowaniem wymieszanym z niedowierzaniem. Jej, jego zdaniem, naiwność zaczynała być przerażająca. Nie mogąc powstrzymać się od komentarza, odwarknął.
- Tak, Viv. Wyobraź sobie, że to jest ważne!
Pierdolona migrena, zaraz chyba oszaleję. Zaraz...
Przymknął oczy, bo tylko wtedy nie musiał znosić tych wkurwiających plamek, mroczków czy jakkolwiek zwali dziwne zjawisko wzrokowe jakie zdarzało mu się o wiele za często. W takich momentach jak ten zaczynał nabierać ochoty na wydłubanie sobie oczu, byle tylko więcej nie męczyć się z tym gównem. Ono nijak nie pomagało w zawrotach głowy i pulsującym bólu pod czaszką.
- Słuchaj, świat tak do cholery nie działa. Nikt nie robi nic bez powodu, bez zysku dla siebie. A ja... ja nie wiem czego ty ode mnie oczekujesz!
Pierdolić to. Walnął się znowu na glebę, bo siedzenie wymagało od niego o wiele za dużo wysiłku. I tak serce mu waliło, jakby miało coraz większe trudności z pompowaniem tej jego wiecznie zamulonej krwi... co było dziwne, bo teraz to akurat czuł się całkiem pobudzony i gdyby nie ogólne osłabienie spowodowane raną, to trudno byłoby mu w miejscu usiedzieć. A jednak, przy tej babie jakoś ciśnienie mu dziwnie skakało, i to nawet niekoniecznie ze złości. Dziwne w chuj.
- Nie mam potem jak ci się odwdzięczyć. Dałem ci już wszystko co... miałem...
Wykryto błąd w systemie. Awaryjne uśpienie nastąpi za 3, 2, 1...
Tylko tego jej do "szczęścia" brakowało, żeby patrzył na nią takim wzrokiem. Tak, tak. Wiedziała już, że jest idiotką i sama się w to wpakowała, ale nie musiał jej tego dodatkowo pokazywać. Nie chciała współczucia, bo na nic jej się zdawało. Wręcz pogarszało sprawę, bo czuła się jeszcze bardziej żałośnie, a dla dziewczyny, która starała się iść przez życie z dumą dotycząca nazwiska, własnej wiedzy, osiągnięć i charakteru, było to jeszcze bardziej dobijające. Jakby nie miała już dość własnych, ukrywanych przed światem, kompleksów.
- Nic ci to nie zmieni - powtórzyła, jakby to miało odeprzeć jego atak.
Skrzywiła się ze złością, kiedy nie przestawał próbować wbić jej do głowy coś, co doskonale wiedziała o tym świecie. Był cholernie brutalny i każdy troszczył się w nim o siebie, mając w dupie los drugiej osoby, dopóki to zainteresowanie nie miało przynieść mu jakiejś korzyści. Sama nieraz to wykorzystywała, ale jednak była w stanie czasem pomóc, nie oczekując nic w zamian, bo sama myśl, że na coś się przydała, była dla niej dostateczną zapłatą.
- Wiem jak działa świat. Nie musisz mi tego tłumaczyć - odwarknęła, jakby taka rozmowa miała jakikolwiek sens. Niestety, oboje byli na siebie wkurzeni, więc ciężko tu było o szybkie porozumienie.
- Niczego od ciebie nie chcę. Mam swoje powody i nic ci do tego. - Taa, bo powtórzenie tego miało coś pomóc, ale cóż innego mogła zrobić, jeśli nie chciała mu powiedzieć prawdy, a była w tej kwestii cholernie uparta?
Choć ostatnia, urywana wypowiedź, tak jak i kilka innych gestów, sugerowały, że coś tam może go jednak obchodzić, ale wolała się tego nie chwytać. Nadzieja matką głupich, czyż nie? A ona głupia z pewnością nie była.
- Remi? - zapytała niepewnie szturchając go w ramię. Chciała się upewnić, że faktycznie odleciał.
Byle to nie było przez utratę krwi tylko to, co poprzednio.
Nienawidziła nie wiedzieć, co się dzieje i co ma robić. Dla kogoś, kto wręcz maniakalnie starał się mieć pod kontrolą każdy szczegół swojego życia, takie błądzenie po omacku było przerażające. Nie mogła jednak pozwolić sobie na użalanie się nad swoją sytuacją, bo to nie miało sensu. Lepiej było działać, a coś tam zrobić mogła.
Przyciągnęła bliżej torebkę i wyjęła z niej małą apteczkę, którą zawsze w niej nosiła. Materiałów starczało na opatrzenie może jednej rany, ale to w zupełności wystarczało. Poza tym, ile osób codziennie miało przy sobie opatrunki potrzebne do udzielenia komuś pomocy? A do tego choć trochę wiedzy i gotowości do działania, by to zrobić?
Westchnęła ciężko i chwyciła za scyzoryk, którym jednak rozcięła mu te spodnie. Trudno, jeśli będzie tak rozpaczał, to może mu nawet kupić nowe. Na tę chwilę nie mógł protestować, więc mogła to olać.
Później zabrała się za odczepianie tych zakrwawionych szmatek i po odsłonięciu skóry przypomniała sobie, dlaczego nigdy nie brała pod uwagę zostania lekarzem. Aż się wzdrygnęła, widząc krew i naruszone ludzkie mięso. Nie, to zdecydowanie nie był dla niej przyjemny widok, ale mimo to zacisnęła zęby, założyła rękawiczki, jakoś mu to trochę odkaziła, a później zabandażowała, jak umiała i mogła w tej chwili najlepiej.
Odpadki wyrzuciła do pobliskiego kosza, a dziurę w spodniach mu prowizorycznie zaszyła, żeby jej się jeszcze nie czepiał, że musi chodzić z zupełnie odsłoniętym udem.
A później? Później zrobiła to, co poprzednim razem, kiedy stracił przytomność. Usiadła w cieniu pobliskiego drzewa i czekała. Tym razem nie zabrała się za czytanie, bo nie miała na to nastroju. Po prostu siedziała i się w niego wpatrywała, rozmyślając o wielu rzeczach.
- Nic ci to nie zmieni - powtórzyła, jakby to miało odeprzeć jego atak.
Skrzywiła się ze złością, kiedy nie przestawał próbować wbić jej do głowy coś, co doskonale wiedziała o tym świecie. Był cholernie brutalny i każdy troszczył się w nim o siebie, mając w dupie los drugiej osoby, dopóki to zainteresowanie nie miało przynieść mu jakiejś korzyści. Sama nieraz to wykorzystywała, ale jednak była w stanie czasem pomóc, nie oczekując nic w zamian, bo sama myśl, że na coś się przydała, była dla niej dostateczną zapłatą.
- Wiem jak działa świat. Nie musisz mi tego tłumaczyć - odwarknęła, jakby taka rozmowa miała jakikolwiek sens. Niestety, oboje byli na siebie wkurzeni, więc ciężko tu było o szybkie porozumienie.
- Niczego od ciebie nie chcę. Mam swoje powody i nic ci do tego. - Taa, bo powtórzenie tego miało coś pomóc, ale cóż innego mogła zrobić, jeśli nie chciała mu powiedzieć prawdy, a była w tej kwestii cholernie uparta?
Choć ostatnia, urywana wypowiedź, tak jak i kilka innych gestów, sugerowały, że coś tam może go jednak obchodzić, ale wolała się tego nie chwytać. Nadzieja matką głupich, czyż nie? A ona głupia z pewnością nie była.
- Remi? - zapytała niepewnie szturchając go w ramię. Chciała się upewnić, że faktycznie odleciał.
Byle to nie było przez utratę krwi tylko to, co poprzednio.
Nienawidziła nie wiedzieć, co się dzieje i co ma robić. Dla kogoś, kto wręcz maniakalnie starał się mieć pod kontrolą każdy szczegół swojego życia, takie błądzenie po omacku było przerażające. Nie mogła jednak pozwolić sobie na użalanie się nad swoją sytuacją, bo to nie miało sensu. Lepiej było działać, a coś tam zrobić mogła.
Przyciągnęła bliżej torebkę i wyjęła z niej małą apteczkę, którą zawsze w niej nosiła. Materiałów starczało na opatrzenie może jednej rany, ale to w zupełności wystarczało. Poza tym, ile osób codziennie miało przy sobie opatrunki potrzebne do udzielenia komuś pomocy? A do tego choć trochę wiedzy i gotowości do działania, by to zrobić?
Westchnęła ciężko i chwyciła za scyzoryk, którym jednak rozcięła mu te spodnie. Trudno, jeśli będzie tak rozpaczał, to może mu nawet kupić nowe. Na tę chwilę nie mógł protestować, więc mogła to olać.
Później zabrała się za odczepianie tych zakrwawionych szmatek i po odsłonięciu skóry przypomniała sobie, dlaczego nigdy nie brała pod uwagę zostania lekarzem. Aż się wzdrygnęła, widząc krew i naruszone ludzkie mięso. Nie, to zdecydowanie nie był dla niej przyjemny widok, ale mimo to zacisnęła zęby, założyła rękawiczki, jakoś mu to trochę odkaziła, a później zabandażowała, jak umiała i mogła w tej chwili najlepiej.
Odpadki wyrzuciła do pobliskiego kosza, a dziurę w spodniach mu prowizorycznie zaszyła, żeby jej się jeszcze nie czepiał, że musi chodzić z zupełnie odsłoniętym udem.
A później? Później zrobiła to, co poprzednim razem, kiedy stracił przytomność. Usiadła w cieniu pobliskiego drzewa i czekała. Tym razem nie zabrała się za czytanie, bo nie miała na to nastroju. Po prostu siedziała i się w niego wpatrywała, rozmyślając o wielu rzeczach.
Ile on tam leżał? A zresztą, było lato, więc nie musiał się obawiać, że jak wstanie to zdąży zmoczyć go deszcz, albo odmarznie sobie łeb i dupę na mrozie. Częste omdlenia potrafiły uprzykrzyć życie, zwłaszcza jeśli chodziło się zawsze własnymi ścieżkami i nie informowało o tym nikogo. Dopóki jednak było w miarę ciepło, taka 'drzemka' nie była większym problemem. W końcu śpiącego na ziemi menela nikt nie ruszy, a z czego go obrobić to nie mieli.
Jak raz taki odpoczynek mu dobrze zrobił. Ponieważ gdzieś po drodze faktycznie zasnął i nawet coś tam mamrotał przez sen, zeszło się dłużej niż przy zwykłej utracie przytomności. Zdążył jednak przebudzić się przed wieczorem i cały w piachu, skołowany i na wpół nieprzytomny, podparł się na łokciu by rozejrzeć wokół. Co to on...? Ach, no tak. Plac zabaw.
A ona...?
Była, była. Szybko ją dojrzał i przetarłszy twarz przedramieniem, usiadł niespiesznie, machinalne zerkając na nogę.
- Moje spodnie...
Wyglądał jakby miał się rozpłakać, choć to może tylko kwesta ospałości i wygiętych w podkówkę ust, które u niego były akurat dosyć rzadkim widokiem.
Tak je lubiłem...
Położył rękę na szwach i aż się wzdrygnął. Czucie powróciło, a wraz z nim ból. To niby dobry znak, ale jednak cholernie nieprzyjemny.
- Nie pocałowałaś by nie bolało. - zauważył z pretensją, ciężko stwierdzić czy udawaną czy jednak prawdziwą, bo po nim to akurat wszystkiego można było się spodziewać.
- I dalej chcę wiedzieć czemu uparłaś się pomagać akurat mnie. - spojrzał na nią z wyczekiwaniem. Ona była uparta? On też. I nie zamierzał jej darować, zwłaszcza po tym jak kolejny raz siedziała przy nim dopóki się nie obudził, zamiast wezwać karetkę i mieć go z głowy. Niestety, ale tak właśnie "pomogłaby" osoba, która chciała zrobić dobry uczynek, ale nie angażować się w to więcej niż było to konieczne. Jeśli Darkówna faktycznie każdemu ćpunowi angażowała ubrania, pilnowała jak leżał na głodzie i wpuszczała do domu, to Rem chociażby z sympatii do niej powinien ją tego oduczyć. Inaczej to ona, pomimo braku nałogów, nie dożyje tych swoich dodatkowych dwudziestu lat!
Jak raz taki odpoczynek mu dobrze zrobił. Ponieważ gdzieś po drodze faktycznie zasnął i nawet coś tam mamrotał przez sen, zeszło się dłużej niż przy zwykłej utracie przytomności. Zdążył jednak przebudzić się przed wieczorem i cały w piachu, skołowany i na wpół nieprzytomny, podparł się na łokciu by rozejrzeć wokół. Co to on...? Ach, no tak. Plac zabaw.
A ona...?
Była, była. Szybko ją dojrzał i przetarłszy twarz przedramieniem, usiadł niespiesznie, machinalne zerkając na nogę.
- Moje spodnie...
Wyglądał jakby miał się rozpłakać, choć to może tylko kwesta ospałości i wygiętych w podkówkę ust, które u niego były akurat dosyć rzadkim widokiem.
Tak je lubiłem...
Położył rękę na szwach i aż się wzdrygnął. Czucie powróciło, a wraz z nim ból. To niby dobry znak, ale jednak cholernie nieprzyjemny.
- Nie pocałowałaś by nie bolało. - zauważył z pretensją, ciężko stwierdzić czy udawaną czy jednak prawdziwą, bo po nim to akurat wszystkiego można było się spodziewać.
- I dalej chcę wiedzieć czemu uparłaś się pomagać akurat mnie. - spojrzał na nią z wyczekiwaniem. Ona była uparta? On też. I nie zamierzał jej darować, zwłaszcza po tym jak kolejny raz siedziała przy nim dopóki się nie obudził, zamiast wezwać karetkę i mieć go z głowy. Niestety, ale tak właśnie "pomogłaby" osoba, która chciała zrobić dobry uczynek, ale nie angażować się w to więcej niż było to konieczne. Jeśli Darkówna faktycznie każdemu ćpunowi angażowała ubrania, pilnowała jak leżał na głodzie i wpuszczała do domu, to Rem chociażby z sympatii do niej powinien ją tego oduczyć. Inaczej to ona, pomimo braku nałogów, nie dożyje tych swoich dodatkowych dwudziestu lat!
Długo tak siedziała, ale wyjątkowo zupełnie jej o nie przeszkadzało. Po drodze nawet zaczęła się wyłączać, jak w przypadku separowania się od świata w ciemnych odmętach swojego umysłu. Zwykle nie miała na to czasu, bo jej umysł ciągle był czymś zajęty, ale teraz, kiedy nie dostarczała mu zbyt wielu bodźców i mógł jedynie analizować niespecjalnie zmieniający się obraz oraz zwykłe dźwięki pasujące do tej okolicy, w końcu się znudził i zaczął powoli przechodzić w tryb czuwania. Tematy do przemyśleń też zaczęły się jakoś wyczerpywać. Albo raczej wyczerpywać. Ten czas na refleksję wywołaną tym dziwnym stanem, był jej naprawdę potrzebny by poukładała sobie w głowie niektóre sprawy, co niestety wcale tak bardzo nie poprawiło jej stanu, a raczej tylko jeszcze bardziej dobiło.
Przynajmniej rozumiem, nie? Na tym mi zawsze zależy. Złe wieści są zwykle lepsze niż niepewność. Teraz przynajmniej wiem, czego mogę się spodziewać i nie powinnam się tak łatwo potknąć.
Uśmiechnęła się smutno, niezbyt pocieszona tym faktem. Później już o niczym nie myślała. Wybudziła się z tego letargu dopiero ruch towarzyszący budzeniu się chłopaka.
Nie odzywała się. Po prostu siedziała tak dalej nieruchomo i czekała na jego reakcję.
- Jeśli ci z ich powodu tak przykro, to mogę ci kupić nowe. Wydaje mi się, że nawet pamiętam, skąd Nathan je wziął. - Mówiła najzupełniej szczerze. Wydawała się trochę przymulona, ale mogło to być przecież wywołane tym, że siedziała tu bezczynnie przez dłuższy czas i mogła się zrobić senna czy coś w tym stylu.
- Nie udowodnisz mi, Śpiąca królewno. - W tym wypadku uśmiechnęła się jednak szelmowsko, więc może nie było z nią aż tak źle.
Wzruszyła ramionami i podniosła się z ziemi, po czym zaczęła się wolno otrzepywać z najbardziej widocznego na jej ubraniach brudu. Co jak co, ale te ubrania zdecydowanie prosiły się już o pranie i to nie tylko zdaniem skrajnego pedanta.
- Po prostu cię lubię i nie chcę żeby coś ci się stało. - Mówiła wyjątkowo spokojnie w porównaniu do tego, co działo się kilka godzin temu. Zrozumienie sytuacji najwyraźniej dużo jej dało.
- Z resztą, to zapewne tylko kropla w morzu potrzeb, bo sam pewnie pakujesz się w kłopoty tak często, że zwyczajnie bym nie wyrobiła. - Zaśmiała się cicho do siebie.
- Pozostaje mi tylko robić to, kiedy mam okazję, bo nie zamierzam ci się pakować z buciorami w życie i na siłę próbować cię naprostować. - Miała mu nie mówić? Cóż, po ułożeniu sobie tych spraw w głowie i zmianie słów, jakimi ujęła tę prawdę, była w stanie odpowiedzieć mu tak, by nie drążył tak uparcie tematu. A nawet jeśli nie odpuści, to przynajmniej znalazła sobie ścieżkę, na jaką może spokojnie zepchnąć rozmowę o tej sprawie.
Przynajmniej rozumiem, nie? Na tym mi zawsze zależy. Złe wieści są zwykle lepsze niż niepewność. Teraz przynajmniej wiem, czego mogę się spodziewać i nie powinnam się tak łatwo potknąć.
Uśmiechnęła się smutno, niezbyt pocieszona tym faktem. Później już o niczym nie myślała. Wybudziła się z tego letargu dopiero ruch towarzyszący budzeniu się chłopaka.
Nie odzywała się. Po prostu siedziała tak dalej nieruchomo i czekała na jego reakcję.
- Jeśli ci z ich powodu tak przykro, to mogę ci kupić nowe. Wydaje mi się, że nawet pamiętam, skąd Nathan je wziął. - Mówiła najzupełniej szczerze. Wydawała się trochę przymulona, ale mogło to być przecież wywołane tym, że siedziała tu bezczynnie przez dłuższy czas i mogła się zrobić senna czy coś w tym stylu.
- Nie udowodnisz mi, Śpiąca królewno. - W tym wypadku uśmiechnęła się jednak szelmowsko, więc może nie było z nią aż tak źle.
Wzruszyła ramionami i podniosła się z ziemi, po czym zaczęła się wolno otrzepywać z najbardziej widocznego na jej ubraniach brudu. Co jak co, ale te ubrania zdecydowanie prosiły się już o pranie i to nie tylko zdaniem skrajnego pedanta.
- Po prostu cię lubię i nie chcę żeby coś ci się stało. - Mówiła wyjątkowo spokojnie w porównaniu do tego, co działo się kilka godzin temu. Zrozumienie sytuacji najwyraźniej dużo jej dało.
- Z resztą, to zapewne tylko kropla w morzu potrzeb, bo sam pewnie pakujesz się w kłopoty tak często, że zwyczajnie bym nie wyrobiła. - Zaśmiała się cicho do siebie.
- Pozostaje mi tylko robić to, kiedy mam okazję, bo nie zamierzam ci się pakować z buciorami w życie i na siłę próbować cię naprostować. - Miała mu nie mówić? Cóż, po ułożeniu sobie tych spraw w głowie i zmianie słów, jakimi ujęła tę prawdę, była w stanie odpowiedzieć mu tak, by nie drążył tak uparcie tematu. A nawet jeśli nie odpuści, to przynajmniej znalazła sobie ścieżkę, na jaką może spokojnie zepchnąć rozmowę o tej sprawie.
"(...) mogę ci kupić nowe."
Kupić nowe. Kupić. Jemu. Ona już nie tylko marnowała na niego swój czas, ale zaczynała iść w kierunku sponsoringu! Gdyby była starsza, to mógłby domyślać się czego mogłaby od niego chcieć (chociaż uznałby, że ma zjebany gust i dziwne fetysze), ale teraz? Przecież jeszcze dziś mówiła, że nie potrzebny jej facet!
Może to przez nadmiar kasy? Jedni kupują dziesięć egzemplarzy tego samego samochodu, a inni spodnie przypadkowym osobom. Co kto woli.
- Dowodem jest sam ból. Ewentualnie kiepsko całujesz. - teraz i on się uśmiechnął, pokazując trochę ząbków. Aż dziw, że przy tylu bójkach i omdleniach, jego uzębienie było pozbawione zarzutu. Nawet nie pożółkło od kawy i fajek.
"Po prostu cię lubię i nie chcę żeby coś ci się stało."
Awww... czekaj, CO?
Daj spokój, laska nie ma znajomych i ciągle tylko coś czyta. Ty też ją lubisz, a kumpelstwo nie jest zakazane, nawet jeśli powinna znaleźć sobie odpowiedniejszą osobę do spędzania czasu.
Na moment zbaraniał, ale jak Darkówna się zaśmiała, to i on uniósł powoli jeden kącik ust, choć wyglądało to bardziej pytająco niż pewnie.
- Dooobra... - miodowe oczy szybko skierowały się w bok, na jedno z pobliskich drzew. Przynajmniej się nie zarumienił, bo krwi mu chyba nie starczyło, ale i tak potrzebował wziąć głębszy wdech zanim odegnał zażenowanie i zmusił się do spojrzenia ponownie na brunetkę.
- Wiesz... Jesteśmy kumplami, co nie? To oczywiste, że się... no, wiesz.
Lubimy. LUBIMY. To nie jest trudne słowo, Remi. Uczą go już w żłobku.
- Ale! - spoważniał.
- W takim układzie trzeba być fair, Vivi. Nie możesz kupować mi rzeczy, czy nawet dawać ich, jeśli ja nie mogę ci dać nic od siebie. To już byłoby wykorzystywanie, a znajomi się nawzajem nie wykorzystują.
Właśnie rezygnował z możliwości naciągania ją na tak wiele rzeczy, że jego pozbawiona grosza dusza prawie znowu zemdlała tam w środku, ale, chociaż kwalifikował się jako 'trudna młodzież' i okradał nawet własną rodzinę, to tak naprawdę nie był na wskroś złym człowiekiem i nie chciał żerować na kimś, kto już tyle razy pomógł mu w potrzebie.
Kupić nowe. Kupić. Jemu. Ona już nie tylko marnowała na niego swój czas, ale zaczynała iść w kierunku sponsoringu! Gdyby była starsza, to mógłby domyślać się czego mogłaby od niego chcieć (chociaż uznałby, że ma zjebany gust i dziwne fetysze), ale teraz? Przecież jeszcze dziś mówiła, że nie potrzebny jej facet!
Może to przez nadmiar kasy? Jedni kupują dziesięć egzemplarzy tego samego samochodu, a inni spodnie przypadkowym osobom. Co kto woli.
- Dowodem jest sam ból. Ewentualnie kiepsko całujesz. - teraz i on się uśmiechnął, pokazując trochę ząbków. Aż dziw, że przy tylu bójkach i omdleniach, jego uzębienie było pozbawione zarzutu. Nawet nie pożółkło od kawy i fajek.
"Po prostu cię lubię i nie chcę żeby coś ci się stało."
Awww... czekaj, CO?
Daj spokój, laska nie ma znajomych i ciągle tylko coś czyta. Ty też ją lubisz, a kumpelstwo nie jest zakazane, nawet jeśli powinna znaleźć sobie odpowiedniejszą osobę do spędzania czasu.
Na moment zbaraniał, ale jak Darkówna się zaśmiała, to i on uniósł powoli jeden kącik ust, choć wyglądało to bardziej pytająco niż pewnie.
- Dooobra... - miodowe oczy szybko skierowały się w bok, na jedno z pobliskich drzew. Przynajmniej się nie zarumienił, bo krwi mu chyba nie starczyło, ale i tak potrzebował wziąć głębszy wdech zanim odegnał zażenowanie i zmusił się do spojrzenia ponownie na brunetkę.
- Wiesz... Jesteśmy kumplami, co nie? To oczywiste, że się... no, wiesz.
Lubimy. LUBIMY. To nie jest trudne słowo, Remi. Uczą go już w żłobku.
- Ale! - spoważniał.
- W takim układzie trzeba być fair, Vivi. Nie możesz kupować mi rzeczy, czy nawet dawać ich, jeśli ja nie mogę ci dać nic od siebie. To już byłoby wykorzystywanie, a znajomi się nawzajem nie wykorzystują.
Właśnie rezygnował z możliwości naciągania ją na tak wiele rzeczy, że jego pozbawiona grosza dusza prawie znowu zemdlała tam w środku, ale, chociaż kwalifikował się jako 'trudna młodzież' i okradał nawet własną rodzinę, to tak naprawdę nie był na wskroś złym człowiekiem i nie chciał żerować na kimś, kto już tyle razy pomógł mu w potrzebie.
- Jak widać, nie mam wprawy - mruknęła lekkim tonem, gdy podnosiła torbę, którą rzecz jasna zaciągnęła pod drzewo razem ze sobą.
Remiego swego czasu dziwiło, dlaczego tak nie chciała oddać tej torby, co? Po prostu była do niej strasznie przywiązana. Jej mały bagaż podręczny załadowany tak, by była przygotowana na każdą sytuację. Nie chodziło tu o wartość materialną a czas jaki włożyła w zaplanowanie tego i skompletowanie, co było rozciągnięte w czasie nawet na okres kilku lat. Takie rzeczy wywołują sentyment, a ta dziewczyna bywała bardzo sentymentalna, choć rzadko dawała to po sobie poznać.
Ruszyła w jego stronę, a widząc tę zmieszaną minę tylko głośniej się zaśmiała.
- No właśnie, kumplami. A kumple sobie pomagają i nie oczekują niczego w zamian, czyż nie? Przynajmniej tak to podobno działa w teorii. - Uśmiechnęła się i klapnęła na piach jakieś półtora metra od niego. Zrobiła to tak gwałtownie, że część ziarenek wzbiła się w powietrze i dodatkowo przystroiła jej ubranie. I tyle było z jej otrzepywania ubrań.
Usiadła po turecku, ułożyła łokieć na kolanie i podparła ręką brodę. Skrzywiła się, kiedy znowu zaczął bredzić o odwdzięczaniu się. Serio, takiego zachowania to ona by się po nim nie spodziewała.
- Tyle, że ja nic od ciebie nie chcę. - Wzruszyła ramionami.
Co miała mu powiedzieć? Że lubi spędzać z nim czas i chce to robić? Nie chciała mu tego narzucać, więc będzie się cieszyła, gdy sam wyjdzie z inicjatywą zamiast zmuszać się do tego dlatego, że czuje się zobowiązany jej odwdzięczyć. Poza tym, ona naprawdę dawała od siebie tyle, ile mogła bez przesadnego nadwyrężania swoich możliwości. Miała czas, więc dlaczego nie mogła siedzieć przy nim i go pilnować? Dlaczego nie mogła dać mu butelki wody i czekolady, gdy ich potrzebował, a ona mogła uzupełnić ten zapas w najbliższym sklepie? Dlaczego nie mogła przetrzymać go w domu dopóki nie odzyska racjonalnego myślenia, skoro i tak nie mogła zasnąć, a spędzanie z nim czasu było dla niej przyjemne? Tak samo, dlaczego nie mogła mu podrzucić ciuchów, których cena wcale nie nadwyręży jej portfela?
W tym momencie w jej głowie zrodziła się jedna myśl, która natychmiast przebiła się przez wszystkie inne.
- Jeśli chcesz coś dla mnie zrobić, to ogranicz to cholerne palenie i dragi. Tyle mi w zupełności wystarczy. - Wypaliła nawet specjalnie nie zastanawiając się nad tymi słowami, zanim wydobyły się z jej ust.
Fakt, na tym jej najbardziej zależało i to mógł dla niej zrobić, skoro tak strasznie chciał się odwdzięczać. Nie zamierzała go od razu prosić o odstawienie tego całego świństwa, bo zdawała sobie sprawę, że to wcale nie takie łatwe i tak szybko mu się nie uda, ale ograniczenie tego w jakimś stopniu byłoby już jakimś krokiem do przodu.
Remiego swego czasu dziwiło, dlaczego tak nie chciała oddać tej torby, co? Po prostu była do niej strasznie przywiązana. Jej mały bagaż podręczny załadowany tak, by była przygotowana na każdą sytuację. Nie chodziło tu o wartość materialną a czas jaki włożyła w zaplanowanie tego i skompletowanie, co było rozciągnięte w czasie nawet na okres kilku lat. Takie rzeczy wywołują sentyment, a ta dziewczyna bywała bardzo sentymentalna, choć rzadko dawała to po sobie poznać.
Ruszyła w jego stronę, a widząc tę zmieszaną minę tylko głośniej się zaśmiała.
- No właśnie, kumplami. A kumple sobie pomagają i nie oczekują niczego w zamian, czyż nie? Przynajmniej tak to podobno działa w teorii. - Uśmiechnęła się i klapnęła na piach jakieś półtora metra od niego. Zrobiła to tak gwałtownie, że część ziarenek wzbiła się w powietrze i dodatkowo przystroiła jej ubranie. I tyle było z jej otrzepywania ubrań.
Usiadła po turecku, ułożyła łokieć na kolanie i podparła ręką brodę. Skrzywiła się, kiedy znowu zaczął bredzić o odwdzięczaniu się. Serio, takiego zachowania to ona by się po nim nie spodziewała.
- Tyle, że ja nic od ciebie nie chcę. - Wzruszyła ramionami.
Co miała mu powiedzieć? Że lubi spędzać z nim czas i chce to robić? Nie chciała mu tego narzucać, więc będzie się cieszyła, gdy sam wyjdzie z inicjatywą zamiast zmuszać się do tego dlatego, że czuje się zobowiązany jej odwdzięczyć. Poza tym, ona naprawdę dawała od siebie tyle, ile mogła bez przesadnego nadwyrężania swoich możliwości. Miała czas, więc dlaczego nie mogła siedzieć przy nim i go pilnować? Dlaczego nie mogła dać mu butelki wody i czekolady, gdy ich potrzebował, a ona mogła uzupełnić ten zapas w najbliższym sklepie? Dlaczego nie mogła przetrzymać go w domu dopóki nie odzyska racjonalnego myślenia, skoro i tak nie mogła zasnąć, a spędzanie z nim czasu było dla niej przyjemne? Tak samo, dlaczego nie mogła mu podrzucić ciuchów, których cena wcale nie nadwyręży jej portfela?
W tym momencie w jej głowie zrodziła się jedna myśl, która natychmiast przebiła się przez wszystkie inne.
- Jeśli chcesz coś dla mnie zrobić, to ogranicz to cholerne palenie i dragi. Tyle mi w zupełności wystarczy. - Wypaliła nawet specjalnie nie zastanawiając się nad tymi słowami, zanim wydobyły się z jej ust.
Fakt, na tym jej najbardziej zależało i to mógł dla niej zrobić, skoro tak strasznie chciał się odwdzięczać. Nie zamierzała go od razu prosić o odstawienie tego całego świństwa, bo zdawała sobie sprawę, że to wcale nie takie łatwe i tak szybko mu się nie uda, ale ograniczenie tego w jakimś stopniu byłoby już jakimś krokiem do przodu.
Wystawił język, kiedy uznała się za niewprawną. To i tak były tylko wygłupy, więc jaką mu robiło różnicę czy ona już z kimś się całowała? Właściwie to i tak nie umiałby sobie tego wyobrazić. Była na to zbyt porządna i nieśmiała.
- Może w teorii tak jest, ale my się kumplujemy już w praktyce, a to oznacza, że...
Że? Że co? Laska miała rację, koniec tematu. Właściwie to co mu szkodziło przyjmowanie tego z wdzięcznością? Ano duma. Cholerna męska duma, która nie pozwalała mu dawać się sobą opiekować jakiejś babie, choćby i stanowiło to jej nowe hobby. Niestety, nawet matce nie dawał głaskać się po głowie już od wielu, wielu lat.
- No, że to jest inaczej i żyj z tym. - ależ jej dowalił argumentem! Dziewczę chyba się pozbierać nie mogło, bo zupełnie z czapy przyczepiło się znowu najgorszego z możliwych tematów, który z miejsca pozbawił rudzielca resztek humoru.
Chciał wstać i pójść, tak po prostu, ale powstrzymał się od zerwania na równe nogi i to wcale nie ze względu na ranę.
Ona nigdy nie da sobie z tym siana...
Nie chciał by płakała, ani nawet była smutna. Ale miała jakąś obsesję na punkcie jego jedynych odskoczni od całego tego gówna, które nazywał swoim życiem. Jasne, teraz miał jeszcze ją, ale przecież nie widywali się codziennie, a nawet wtedy znajdywałoby się od cholery momentów, gdy pozostawałby całkiem sam ze swoimi myślami, sytuacją i nie wyobrażał sobie jakby miał to wszystko znosić na trzeźwo. Alkoholu nie ruszał, ale można było się domyślić, że z przestawienia na procenty Darkówna także nie byłaby zadowolona.
Po co ja się przejmuję? Nie muszę się do niej dostosowywać, to tylko znajoma. Poza tym sama powtarzała, że nie będzie mnie do tego zmuszać.
"A jak nie trzeba, to nie trzeba" - motto życiowe Francuza. Przynajmniej nie zrobił burdy o byle co, tylko spuścił wzrok na swoją nogę i stanowczo, uparcie wręcz, acz zupełnie spokojnym tonem odpowiedział;
- Nie.
- Może w teorii tak jest, ale my się kumplujemy już w praktyce, a to oznacza, że...
Że? Że co? Laska miała rację, koniec tematu. Właściwie to co mu szkodziło przyjmowanie tego z wdzięcznością? Ano duma. Cholerna męska duma, która nie pozwalała mu dawać się sobą opiekować jakiejś babie, choćby i stanowiło to jej nowe hobby. Niestety, nawet matce nie dawał głaskać się po głowie już od wielu, wielu lat.
- No, że to jest inaczej i żyj z tym. - ależ jej dowalił argumentem! Dziewczę chyba się pozbierać nie mogło, bo zupełnie z czapy przyczepiło się znowu najgorszego z możliwych tematów, który z miejsca pozbawił rudzielca resztek humoru.
Chciał wstać i pójść, tak po prostu, ale powstrzymał się od zerwania na równe nogi i to wcale nie ze względu na ranę.
Ona nigdy nie da sobie z tym siana...
Nie chciał by płakała, ani nawet była smutna. Ale miała jakąś obsesję na punkcie jego jedynych odskoczni od całego tego gówna, które nazywał swoim życiem. Jasne, teraz miał jeszcze ją, ale przecież nie widywali się codziennie, a nawet wtedy znajdywałoby się od cholery momentów, gdy pozostawałby całkiem sam ze swoimi myślami, sytuacją i nie wyobrażał sobie jakby miał to wszystko znosić na trzeźwo. Alkoholu nie ruszał, ale można było się domyślić, że z przestawienia na procenty Darkówna także nie byłaby zadowolona.
Po co ja się przejmuję? Nie muszę się do niej dostosowywać, to tylko znajoma. Poza tym sama powtarzała, że nie będzie mnie do tego zmuszać.
"A jak nie trzeba, to nie trzeba" - motto życiowe Francuza. Przynajmniej nie zrobił burdy o byle co, tylko spuścił wzrok na swoją nogę i stanowczo, uparcie wręcz, acz zupełnie spokojnym tonem odpowiedział;
- Nie.
Uniosła tylko brew, słysząc jego jakże elokwentną wypowiedź i już nawet jej nie skomentowała. Zwyczajnie nie wiedziała jak, ponieważ jej umysł nie posiadał informacji na temat tego, jak dyskutować z kimś, kto nie używa jakichkolwiek sensownych argumentów.
Westchnęła ciężko, gdy odmówił jej prośbie.
No tak, mogła się spodziewać takiej odpowiedzi, ale spróbować mogła.
Wyprostowała się układając obie dłonie na kolanach i trochę się przeciągając.
- Skoro nie, to nie. Naciskać nie będę. - Wzruszyła ramionami, a później się nachyliła.
- Tylko nie mów mi później, że nie masz co dla mnie zrobić, bo swoją prośbę już wyraziłam. - Może i nie sprawi tak łatwo, że to odstawi, ale może przynajmniej przestanie jej już gadać, że chciałby się odwdzięczyć za dobroć. Warto się cieszyć z jakichkolwiek pozytywów niż załamywać tym, co nie idzie o naszej myśli.
To ciekawe, że przyjmowała teraz to podejście. Zwykle przecież wszystko musiało iść zgodnie z planem i po jej myśli, a teraz? To wszytko przez niego. W jego przypadku nie dało się wszystkiego tak łatwo ustawić. Jedna wielka życiowa porażka? Tak pewnie określiłaby to większość osób. Ona się nad tym nazewnictwem nie zastanawiała. Uznawała go po prostu za osobę z ogromną ilością przytłaczających problemów, które ściągały go na dno. Zwyczajnie nie dało się tak łatwo poradzić sobie ze wszystkimi na raz nawet, gdyby chciał, a już nawet z tym był duży problem. Pewnie dlatego postanowiła cieszyć się ze wszystkich tych maleńkich kroczków, które choć nieraz pozornie niedostrzegalne, na dłuższą metę mogły przynieść duże zmiany.
Nie trwała w takiej ciszy zbyt długo, bo uśmiechnęła się najnormalniej, jak tylko potrafiła i wróciła do normalnej, prostej pozycji.
- Właściwie, często się tak wyłączasz w losowych momentach? Może wpakuję sobie do torebki coś, co będzie stanowiło dla mnie zajęcie, zanim znowu będę gdzieś z tobą koczować - zaśmiała się serdecznie i uśmiechnęła się do niego szerzej.
Nie chciała, żeby miał długo taki ponury nastrój. Już dość dram dzisiaj przeżyli i raczej nie potrzeba im było większej ilości ciężkich tematów.
Westchnęła ciężko, gdy odmówił jej prośbie.
No tak, mogła się spodziewać takiej odpowiedzi, ale spróbować mogła.
Wyprostowała się układając obie dłonie na kolanach i trochę się przeciągając.
- Skoro nie, to nie. Naciskać nie będę. - Wzruszyła ramionami, a później się nachyliła.
- Tylko nie mów mi później, że nie masz co dla mnie zrobić, bo swoją prośbę już wyraziłam. - Może i nie sprawi tak łatwo, że to odstawi, ale może przynajmniej przestanie jej już gadać, że chciałby się odwdzięczyć za dobroć. Warto się cieszyć z jakichkolwiek pozytywów niż załamywać tym, co nie idzie o naszej myśli.
To ciekawe, że przyjmowała teraz to podejście. Zwykle przecież wszystko musiało iść zgodnie z planem i po jej myśli, a teraz? To wszytko przez niego. W jego przypadku nie dało się wszystkiego tak łatwo ustawić. Jedna wielka życiowa porażka? Tak pewnie określiłaby to większość osób. Ona się nad tym nazewnictwem nie zastanawiała. Uznawała go po prostu za osobę z ogromną ilością przytłaczających problemów, które ściągały go na dno. Zwyczajnie nie dało się tak łatwo poradzić sobie ze wszystkimi na raz nawet, gdyby chciał, a już nawet z tym był duży problem. Pewnie dlatego postanowiła cieszyć się ze wszystkich tych maleńkich kroczków, które choć nieraz pozornie niedostrzegalne, na dłuższą metę mogły przynieść duże zmiany.
Nie trwała w takiej ciszy zbyt długo, bo uśmiechnęła się najnormalniej, jak tylko potrafiła i wróciła do normalnej, prostej pozycji.
- Właściwie, często się tak wyłączasz w losowych momentach? Może wpakuję sobie do torebki coś, co będzie stanowiło dla mnie zajęcie, zanim znowu będę gdzieś z tobą koczować - zaśmiała się serdecznie i uśmiechnęła się do niego szerzej.
Nie chciała, żeby miał długo taki ponury nastrój. Już dość dram dzisiaj przeżyli i raczej nie potrzeba im było większej ilości ciężkich tematów.
Szczwane stworzenie... Swoją awykonalną prośbą pozbawiła go możliwości rewanżowania się za wszystko co już robiła, a czego najwidoczniej nie zamierzała przestawać robić. To było wręcz okrutne, zważywszy, że zawsze radził sobie sam, a teraz co rusz czuł się jak pasożyt na drugim człowieku. Jakby nie wystarczało, że wciąż mieszkał z matką i ciotką... Tzn, nie żeby miał plany szukać własnego kąta, bo jak miałby go niby opłacać? On w ogóle nic nie planował... Nie przejmował się przyszłością, jakby wcale wiele mu jej nie pozostało. Może wręcz pocieszał się tą myślą? To by tłumaczyło obsesje na punkcie wpierdalania wszystkiego co zawiera cynamon, pomimo świadomości alergii, oraz tak chętne zaczepianie nawet silniejszych od siebie.
Uśmiechnął się lekko na kolejne pytanie nastolatki.
Ona serio nigdy nie da za wygraną, co?
- Wiesz, na amfie rzadziej mi się to zdarza. - zerknął na nią.
- Chyba lepiej zapobiegać takim rzeczom, niż przygotowywać się na ich ewentualność, nie uważasz? - wzruszył ramionami, ale widać było, że niecierpliwie wyczekuje jej reakcji.
Chciała mu pomagać, tak? I nie chciała nic w zamian? Dobra, proszę bardzo; zamiast siedzieć przy nieprzytomnym ćpunie, niech pomaga mu nie tracić przytomności. On całkiem chętnie zgodzi się na taki rodzaj wsparcia, skoro i tak nie obroni się przed jej dzikimi zapędami na tym polu. Zwłaszcza, że na haju to mało go będzie obchodzić skąd wziął działkę, a więc same plusy! On będzie zadowolony, odejdą mu głody i rzadziej będzie mdlał, a ona spełni się jako pomoc społeczna i może sama zechce wreszcie spróbować. Układ idealny.
Uśmiechnął się lekko na kolejne pytanie nastolatki.
Ona serio nigdy nie da za wygraną, co?
- Wiesz, na amfie rzadziej mi się to zdarza. - zerknął na nią.
- Chyba lepiej zapobiegać takim rzeczom, niż przygotowywać się na ich ewentualność, nie uważasz? - wzruszył ramionami, ale widać było, że niecierpliwie wyczekuje jej reakcji.
Chciała mu pomagać, tak? I nie chciała nic w zamian? Dobra, proszę bardzo; zamiast siedzieć przy nieprzytomnym ćpunie, niech pomaga mu nie tracić przytomności. On całkiem chętnie zgodzi się na taki rodzaj wsparcia, skoro i tak nie obroni się przed jej dzikimi zapędami na tym polu. Zwłaszcza, że na haju to mało go będzie obchodzić skąd wziął działkę, a więc same plusy! On będzie zadowolony, odejdą mu głody i rzadziej będzie mdlał, a ona spełni się jako pomoc społeczna i może sama zechce wreszcie spróbować. Układ idealny.
...serio?
Mina dość szybko zaczęła wyrażać jej poziom załamania w tym momencie. On miał pamięć złotej rybki czy co?
- Połącz proszę moją wcześniejszą prośbę z twoim obecnym pomysłem. - Nie rozumiała. Zupełnie nie pojmowała jego toku myślenia, który nie uwzględnił tego jakże istotnego szczegółu.
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej wspomniał co bierze. Nie jest tak źle... w tej chwili.
Znała już jego zapędy na tyle, że wiedziała, iż może być znacznie gorzej. Jeśli już był tak bardzo uzależniony i nie widział w tym najmniejszego problemu, to przed pójściem o stopień bliżej dna nie będzie miał wielkich oporów, a tego naprawdę się bała.
- Zwróć uwagę, że jeśli chciałabym żebyś coś ograniczył, to "raczej" nie będę chciała byś zwiększył ilość, a co dopiero miałabym ci w tym pomóc. - Musiała być tutaj szczera do bólu, bo inaczej się nie dało. Tę informację wolała mu wbić do głowy z zawczasu niż przerabiać ten temat więcej razy.
W ogóle, to było zaskakujące jak lekko podchodził do tematu zwierzania jej się z takiego nałogu. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie znali się zbyt długo, a ona była prefektem, więc można powiedzieć, że zawodowo zajmowała się karaniem osób jego pokroju i mogła doprowadzić nawet do jego wydalenia ze szkoły lub czegoś gorszego.
On aż tak łatwo jej zaufał czy aż tak miał już poprzestawiane we łbie?
Mina dość szybko zaczęła wyrażać jej poziom załamania w tym momencie. On miał pamięć złotej rybki czy co?
- Połącz proszę moją wcześniejszą prośbę z twoim obecnym pomysłem. - Nie rozumiała. Zupełnie nie pojmowała jego toku myślenia, który nie uwzględnił tego jakże istotnego szczegółu.
Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej wspomniał co bierze. Nie jest tak źle... w tej chwili.
Znała już jego zapędy na tyle, że wiedziała, iż może być znacznie gorzej. Jeśli już był tak bardzo uzależniony i nie widział w tym najmniejszego problemu, to przed pójściem o stopień bliżej dna nie będzie miał wielkich oporów, a tego naprawdę się bała.
- Zwróć uwagę, że jeśli chciałabym żebyś coś ograniczył, to "raczej" nie będę chciała byś zwiększył ilość, a co dopiero miałabym ci w tym pomóc. - Musiała być tutaj szczera do bólu, bo inaczej się nie dało. Tę informację wolała mu wbić do głowy z zawczasu niż przerabiać ten temat więcej razy.
W ogóle, to było zaskakujące jak lekko podchodził do tematu zwierzania jej się z takiego nałogu. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że nie znali się zbyt długo, a ona była prefektem, więc można powiedzieć, że zawodowo zajmowała się karaniem osób jego pokroju i mogła doprowadzić nawet do jego wydalenia ze szkoły lub czegoś gorszego.
On aż tak łatwo jej zaufał czy aż tak miał już poprzestawiane we łbie?
Jasne, że się nie zgodziła... ale warto było spróbować! W końcu jak człowiek zdesperowany to się i brzytwy chwyta.
- Błagam, przecież żartowałem. - przewrócił oczami, których spojrzenie znowu bardzo szybko zawędrowało na ranę na nodze.
"A pożyczysz kasę?"
Jęknął na samą myśl wykładów jakie by mu zrobiła.
"Kupię ci co potrzebujesz, ale nie dam pieniędzy, bo wiem na co je przeznaczysz." Jakby matkę słyszał... albo ciotkę. One były siebie jednak warte. Teraz do radosnego grona nadopiekuńczych, (mniej lub bardziej) pilnujących go i niechętnych jego nałogom kobiet dołączyła nowa zawodniczka. Yaaay...
- Dobra, pozwól, że podsumuję to sobie... - westchnął, opierając twarz na dłoni, a rękę na zdrowym udzie.
- Jesteśmy kumplami, ale w zasadzie to ty wykładasz forsę na mnie, a ja mam się tym nie przejmować, chyba, że wezmę pod uwagę twoją prośbę... ale to odpada, definitywnie. Przygotujesz się na pilnowanie moich zwłok jak znowu odlecę, ale tylko jeśli zdarzy się to przy tobie i pewnie tylko na czas wakacji, bo potem ty wrócisz do szkoły, a ja do wagarowania. Aha, i nie chcesz bym palił, ale będziesz mi dawała fajki i ogień i tak samo "raczej nie będziesz chciała bym zwiększał ilość" innych używek, ale przeżyjesz jak to zrobię. - odetchnął po tym wykładzie, zupełnie nieprzyzwyczajony do mówienia aż tyle za jednym razem. Nie czekał jednak długo zanim skrzyżował ręce i pokręcił głową.
- To strasznie zjebane, wiesz? I mówi ci to ktoś, kto był już w naprawdę posranych relacjach.
A to wszystko "bo go lubiła". Tiaa... się facet załamał.
Dobrze, że mnie nie kocha. Wtedy to by było...
- Błagam, przecież żartowałem. - przewrócił oczami, których spojrzenie znowu bardzo szybko zawędrowało na ranę na nodze.
"A pożyczysz kasę?"
Jęknął na samą myśl wykładów jakie by mu zrobiła.
"Kupię ci co potrzebujesz, ale nie dam pieniędzy, bo wiem na co je przeznaczysz." Jakby matkę słyszał... albo ciotkę. One były siebie jednak warte. Teraz do radosnego grona nadopiekuńczych, (mniej lub bardziej) pilnujących go i niechętnych jego nałogom kobiet dołączyła nowa zawodniczka. Yaaay...
- Dobra, pozwól, że podsumuję to sobie... - westchnął, opierając twarz na dłoni, a rękę na zdrowym udzie.
- Jesteśmy kumplami, ale w zasadzie to ty wykładasz forsę na mnie, a ja mam się tym nie przejmować, chyba, że wezmę pod uwagę twoją prośbę... ale to odpada, definitywnie. Przygotujesz się na pilnowanie moich zwłok jak znowu odlecę, ale tylko jeśli zdarzy się to przy tobie i pewnie tylko na czas wakacji, bo potem ty wrócisz do szkoły, a ja do wagarowania. Aha, i nie chcesz bym palił, ale będziesz mi dawała fajki i ogień i tak samo "raczej nie będziesz chciała bym zwiększał ilość" innych używek, ale przeżyjesz jak to zrobię. - odetchnął po tym wykładzie, zupełnie nieprzyzwyczajony do mówienia aż tyle za jednym razem. Nie czekał jednak długo zanim skrzyżował ręce i pokręcił głową.
- To strasznie zjebane, wiesz? I mówi ci to ktoś, kto był już w naprawdę posranych relacjach.
A to wszystko "bo go lubiła". Tiaa... się facet załamał.
Dobrze, że mnie nie kocha. Wtedy to by było...
Strona 3 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach