▲▼
Harper Johnson od dłuższego czasu krzątała się po gabinecie, układając wszystkie dokumenty. Od kiedy James Cadogan postanowił wziąć swój pierwszy urlop od dłuższego czasu, obiecała sobie że dopilnuje by wszystko chodziło jak w zegarku. W końcu nie mogła pozwolić by się na niej zawiódł. Zatknęła długi, siwy kosmyk za ucho, wyglądając na dziedziniec przez wielkie okno tuż za biurkiem. Jak do tej pory nie było żadnych problemów. Zawiesiła wzrok na pojedynczych uczniach przechadzających się po dziedzińcu, zaraz przesuwając swoją uwagę na wielki zegar stojący w kącie. Za piętnaście czwarta. Punkt o szesnastej była umówiona z panienką Cigfran. Cigfran, która swego czasu dorobiła się mało przychylnej opinii w obrębie szkoły Riverdale. Harper Johnson była osobą twardo stąpającą po ziemi, która nieszczególnie wierzyła w cudowne przemiany innych, dlatego nieco krzywo patrzyła na decyzję o daniu krnąbrnym uczniom drugiej szansy. A jednak tym razem została postawiona w sytuacji, która bez wątpienia pozytywnie ją zaskoczyła. I była gotowa przyznać się do własnego błędu. Być może właśnie ta sytuacja miała ich wszystkich nauczyć, że wszyscy potrafili się zmienić, jeśli tylko wystarczająco mocno tego pragnęli.
Usiadła za biurkiem na wygodnym, wysokim krześle, wyciągając rękę po prosty, biały kubek wypełniony gorącą herbatą. Upiła z niej kilka łyków, nim odstawiła ją na bok, chwytając piękne granatowe pióro. Nie chcąc marnować cennego czasu, na nowo zabrała się do wypisywania dokumentów
Papiery przechodziły przez dłonie Harper Johnson z zadziwiającą prędkością, mimo że kobieta czytała absolutnie każde zdanie, przy niektórych z nich pozostawiając notatki starannym, ozdobnym pismem. Dopiero, gdy sekretarka zapukała kilkakrotnie do drzwi informując o przybyciu "panienki Cigfran", zaprzestała wszelkich czynności. Odłożyła plik kartek na bok i upiła łyk herbaty, odstawiając kubek po przeciwnej stronie.
— Usiądź, Leilani — wskazała dłonią krzesło przed sobą i choć jej głos pozostawał twardy i szorstki, fakt że użyła jej imienia mówił sam za siebie. Część nauczycieli miała nawyk zwracania się do uczniów po nazwisku za każdym razem, gdy ci wpadali w kłopoty. Harper Johnson bez wątpienia należała do tej grupy. Nie zamierzała przedłużać ich spotkania. Miała jeszcze wiele pracy przed sobą, nie chciała też jednak dłużej zwlekać.
— Dotarły do nas wieści o twoim zachowaniu podczas... nieszczęśliwego wypadku na rynku — kobieta złączyła dłonie przesuwając jednym z kciuków po drugim, nawet na chwilę nie odrywając wzroku od dziewczyny — zdobyłaś się na coś, przed czym większość ludzi by uciekła, bądź wyciągnęła ten przeklęty telefon, by pochwalić się nagraniem wśród znajomych. Wykazałaś się mądrością i odwagą. A nasza szkoła docenia podobne cechy u uczniów i nie zamierzamy kogoś dyskryminować tylko dlatego, że w przeszłości popełnił błąd. Dlatego wraz z gronem pedagogicznym postanowiliśmy wynagrodzić twoje działania.
Wstała ze swojego miejsca, przechodząc kilka kroków po gabinecie, by wyjrzeć ponownie przez okno. Przez krótką chwilę w pomieszczeniu panowała względna cisza, przerywana jedynie cichym tykaniem zegara. Kobieta ponownie zwróciła się w jej kierunku.
— Połowa opowiedziała się za przyznaniem jednorazowego stypendium. Sporego bonusu, z którym zrobisz co chcesz. Pozostali twierdzą, że zamiast tego możesz woleć zainwestować w swoją przyszłość, w związku z czym nasza szkoła po ukończeniu liceum z przyjemnością zagwarantuje ci miejsce na naszym uniwersytecie, znosząc czesne za pierwszy rok. Jeśli utrzymasz swoje wyniki rzecz jasna. Choć głosowanie było wyrównane, uznałam że decydowanie za ciebie kompletnie mija się z celem, dlatego wybór należy do ciebie.
W oczach Harper, dziewczyna mimo niepozornej postury miała wyjątkowo silny charakter. Tylko silni ludzie byli w stanie wyjść z nałogu i powrócić do społeczności.
— Nie musisz udzielać odpowiedzi już teraz, lecz po dokonaniu wyboru nie będzie już odwrotu. Zastanów się więc dobrze. Przedyskutuj temat z rodzicami i wróć do mnie w przeciągu dwóch tygodni, by podpisać odpowiedni dokument.
Kobieta zamilkła wpatrując się w nią spokojnie. Jeśli Leilani miała jakiekolwiek pytania, właśnie miała szansę by je zadać.
Kobieta wzruszyła ramionami. Nieszczególnie zależało jej na tym, by dziewczyna faktycznie siadała. Propozycja była jedynie aktem grzeczności. Fakt, że Cigfran postanowiła nim wzgardzić dawał jej pewien sygnał, lecz nie napełniał jej niepokojem. Czy mogła się dziwić dziewczynie, że nie siada potulnie przed przedstawicielką szkoły, która nieszcze do niedawna chciała ją wyrzucić? Nieszczególnie. Czy uważała, że przesadzili z reakcją podczas balu na całe wydarzenie, które tak mocno zapadło im w pamięć? Zdecydowanie nie. Narkotyki były czymś, czego nie tolerowała w żadnej postaci. Już sam alkohol był problemem, gdy głupi nastolatkowie sięgali po zbyt wielkie ilości, ogłupiając swoje młode umysły. Niejednokrotnie robiąc po nim rzeczy, których potem żałowali. Choć rzecz jasna trafiała się cała masa tych młodych samców alfa, którzy uważali że to właśnie ilość wypitego alkoholu sprawia, że jesteś więcej wart w społeczeństwie. Gdyby tak ludzie potrafili po prostu przejść obojętnie obok wszystkich zanieczyszczających ich umysły i organizmy używek.
"Dlaczego zdałam do następnej klasy, skoro sam dyrektor Cadogan zapowiedział, że nie zdam roku?"
W gabinecie zapadła cisza. Harper Johnson przyglądała się uważnie Leilani, zupełnie jakby właśnie zastanawiała się czy powinna w ogóle odzielać odpowiedzi.
— Ponieważ mimo słów, które czasem wypowiada dyrektor Cadogan, cała nasza kadra, łącznie z samym założycielem, wierzy w drugie szanse. Po prostu nie wszyscy na nie zasługują, w momencie gdy nadal uczą się w naszej placówce.
Kobieta poruszyła się przechodząc obok dziewczyny. Nawet nie spojrzała w jej kierunku. Z uniesioną ku górze głową przeszła przez pokój, otwierając drzwi własnego gabinetu w wyjątkowo dobitnym przesłaniu. Audiencja dobiegła końca, czas opuścić komnatę.
— Dwa tygodnie, Leilani. Ani dnia dłużej. — przypomniała jej na odchodne spokojnym, twardym tonem, nie odrywając od niej wzroku.
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
First topic message reminder :
Zanim wejdzie się do pokoju właściwego, należy przebić się przez sekretariat. Co wcale nie jest takie oczywiste, ponieważ czas dyrektora jest jedną z najważniejszych walut jakie posiada, więc nie może nim dysponować ot, dla byle kogo. Stąd też najpierw należy skonfrontować się z sekretarką, w celu wyjaśnienia powodu wizyty. Ta może rozpatrzeć sprawę pozytywnie, ewentualnie skonsultować się z dyrektorem. W najgorszym wypadku odeśle kogoś i zachęci, aby skontaktował się telefonicznie.
Nawet jeśli uda się przejść pierwszą barierę, należy usiąść sobie grzecznie na krześle i poczekać, aż dyrektor będzie miał czas aby rozmowę odbyć. Czas oczekiwania? Różnie to bywa. Może trwać zaledwie dziesięć minut lub przeciągnąć się do godziny, jeśli aktualnie prowadzi jakąś inną, niezwykle istotną dyskusję. Można wtedy podziwiać skromny, choć urokliwy sekretariat. Dużo tutaj kwiatów i zieleni, aby przyjemnie się kojarzyło i wprowadzało odpowiednią atmosferę. Krzesła są takie jak wszędzie - da się usiedzieć. Sekretarka zazwyczaj zawalona jest stertą papierów i ciągle wisi na telefonie. Na biurku stoi poranna kawa i nadgryziona kanapka lub inny zastaw śniadaniowy, którego najczęściej nie ma czasu dokończyć.
Wreszcie jednak sekretarka daje znak, wolno wejść. Gdy przejdzie się do pokoju właściwego, można się zastanowić po co dyrektorowi tyle przestrzeni? Jednak wszystkie te szafy skrywają tajemnicze papiery i Bóg raczy wiedzieć, kto się może w tym wszystkim odnaleźć. Zarządzający tutaj człowiek najczęściej siedzi za biurkiem stojącym naprzeciwko drzwi. Ma wysokie, bogato zdobione i obszyte krzesło, niczym magnat lub władca przyjmujący poddanych. Może się też zdarzyć, że akurat znajduje się przy ogromnej okiennicy po prawej stronie pokoju lub kominku po lewej. Pięć krzeseł ustawionych po drugiej stronie biurka już nie da się określić innym słowem jak "zwyczajne", ale jakaś hierarchia musi być, prawda?
Poza standardowymi rzeczami, które można sobie wyobrazić w biurze u dyrektora, znajduje się tu również wielki obraz wiszący nad kominkiem, a także stolik do grania szachów. No i wspomniane szafy, które zajmują całą resztę ścian. Jeśli weszliście, a dyrektor akurat nie rozmawiał przez telefon lub komórkę, można to uznać za święto narodowe.
Zanim wejdzie się do pokoju właściwego, należy przebić się przez sekretariat. Co wcale nie jest takie oczywiste, ponieważ czas dyrektora jest jedną z najważniejszych walut jakie posiada, więc nie może nim dysponować ot, dla byle kogo. Stąd też najpierw należy skonfrontować się z sekretarką, w celu wyjaśnienia powodu wizyty. Ta może rozpatrzeć sprawę pozytywnie, ewentualnie skonsultować się z dyrektorem. W najgorszym wypadku odeśle kogoś i zachęci, aby skontaktował się telefonicznie.
Nawet jeśli uda się przejść pierwszą barierę, należy usiąść sobie grzecznie na krześle i poczekać, aż dyrektor będzie miał czas aby rozmowę odbyć. Czas oczekiwania? Różnie to bywa. Może trwać zaledwie dziesięć minut lub przeciągnąć się do godziny, jeśli aktualnie prowadzi jakąś inną, niezwykle istotną dyskusję. Można wtedy podziwiać skromny, choć urokliwy sekretariat. Dużo tutaj kwiatów i zieleni, aby przyjemnie się kojarzyło i wprowadzało odpowiednią atmosferę. Krzesła są takie jak wszędzie - da się usiedzieć. Sekretarka zazwyczaj zawalona jest stertą papierów i ciągle wisi na telefonie. Na biurku stoi poranna kawa i nadgryziona kanapka lub inny zastaw śniadaniowy, którego najczęściej nie ma czasu dokończyć.
Wreszcie jednak sekretarka daje znak, wolno wejść. Gdy przejdzie się do pokoju właściwego, można się zastanowić po co dyrektorowi tyle przestrzeni? Jednak wszystkie te szafy skrywają tajemnicze papiery i Bóg raczy wiedzieć, kto się może w tym wszystkim odnaleźć. Zarządzający tutaj człowiek najczęściej siedzi za biurkiem stojącym naprzeciwko drzwi. Ma wysokie, bogato zdobione i obszyte krzesło, niczym magnat lub władca przyjmujący poddanych. Może się też zdarzyć, że akurat znajduje się przy ogromnej okiennicy po prawej stronie pokoju lub kominku po lewej. Pięć krzeseł ustawionych po drugiej stronie biurka już nie da się określić innym słowem jak "zwyczajne", ale jakaś hierarchia musi być, prawda?
Poza standardowymi rzeczami, które można sobie wyobrazić w biurze u dyrektora, znajduje się tu również wielki obraz wiszący nad kominkiem, a także stolik do grania szachów. No i wspomniane szafy, które zajmują całą resztę ścian. Jeśli weszliście, a dyrektor akurat nie rozmawiał przez telefon lub komórkę, można to uznać za święto narodowe.
Ryan Fortin był przyzwyczajony do podobnych wezwań. Bójki, pogróżki, spożywanie nielegalnych substancji. Jakby nie patrzeć, nie urodził się wczoraj, a podobne rzeczy otaczały go od lat. W końcu nikt nie wybierał zawodu bez powodu. Skręcał własnie w bramy luksusowej szkoły, przedstawiając pokrótce swoją odznakę jednemu z ochroniarzy. Już podczas tej krótkiej czynności mógł usłyszeć jak ktoś uderza w tył radiowozu, gdy rozemocjonowana prasa, zaczęła zasypywać ich pytaniami, które nawet nie docierały do jego uszu.
— Proszę wjechać.
Kiwnął głową dziękując za przyzwolenie i ruszył do przodu, parkując praktycznie pod samym wejściem. Wysiadł z wozu, wraz ze swoją partnerką, Victorią Brown zaraz cofając się do bagażnika.
— Bruce — gwizdnął krótko, patrząc na wyskakującego na zewnątrz owczarka niemieckiego, który momentalnie zajął miejsce u boku jego nogi, stawiając uszy na sztorc.
— Dzieciakom w dzisiejszych czasach za bardzo się nudzi. Czemu ktokolwiek chodząc do takiej szkoły próbowałby rujnować sobie życie?
— Żeby zwrócić na siebie uwagę. Jak zawsze.
— Masakra, nigdy nie pozwoliłabym by moje dziecko skończyło w podobny sposób. Rodzice zdecydowanie powinni poświęcać im więcej czasu.
Po krótkiej wymianie zdań oboje zamilkli na dobre, ruszając do budynku, początkowo spotykając na swojej drodze wice-dyrektorkę, która pokrótce przedstawiła im z kim dokładnie będą mieli do czynienia. Plus był taki, że nauczyciele na swój sposób zdołali już opanować sytuację. Nikt nie próbował uciekać, ani rzucać się na swojego profesora. Nie byli w stanie stwierdzić czy aby na pewno nie przejawiali agresywnych zachowań, nic zatem dziwnego że cały czas pozostawali czujni, gdy wchodzili do gabinetu dyrektora.
— Aspirant Ryan Fortin i posterunkowa Victoria Brown z Głównej Komendy Policji. Dostaliśmy od państwa wezwanie — przerwał przyglądając się trójce zgromadzonych uczniów. Gdyby ktoś zapytał go o najbardziej niedobraną grupę to bez wątpienia wskazałby właśnie ich. Nie wyraził rzecz jasna swojego zdania na głos.
— Przewieziemy całą trójkę do naszej siedziby głównej przy 2120 Cambie Street. Przeprowadzimy test na obecność narkotyków, jak i spiszemy wstępne zeznania, choć prawdopodobnie dla pewności zostaną państwo powołani na przesłuchanie po raz kolejny w przeciągu dwóch do dziesięciu dni. Podczas tego okresu mają państwo absolutny zakaz opuszczania miasta. Dopiero wtedy ustalimy dalsze postępowanie. Rodzice wszystkich niepełnoletnich uczniów mają obowiązek jak najszybciej stawić się na posterunku.
— Proszę wjechać.
Kiwnął głową dziękując za przyzwolenie i ruszył do przodu, parkując praktycznie pod samym wejściem. Wysiadł z wozu, wraz ze swoją partnerką, Victorią Brown zaraz cofając się do bagażnika.
— Bruce — gwizdnął krótko, patrząc na wyskakującego na zewnątrz owczarka niemieckiego, który momentalnie zajął miejsce u boku jego nogi, stawiając uszy na sztorc.
— Dzieciakom w dzisiejszych czasach za bardzo się nudzi. Czemu ktokolwiek chodząc do takiej szkoły próbowałby rujnować sobie życie?
— Żeby zwrócić na siebie uwagę. Jak zawsze.
— Masakra, nigdy nie pozwoliłabym by moje dziecko skończyło w podobny sposób. Rodzice zdecydowanie powinni poświęcać im więcej czasu.
Po krótkiej wymianie zdań oboje zamilkli na dobre, ruszając do budynku, początkowo spotykając na swojej drodze wice-dyrektorkę, która pokrótce przedstawiła im z kim dokładnie będą mieli do czynienia. Plus był taki, że nauczyciele na swój sposób zdołali już opanować sytuację. Nikt nie próbował uciekać, ani rzucać się na swojego profesora. Nie byli w stanie stwierdzić czy aby na pewno nie przejawiali agresywnych zachowań, nic zatem dziwnego że cały czas pozostawali czujni, gdy wchodzili do gabinetu dyrektora.
— Aspirant Ryan Fortin i posterunkowa Victoria Brown z Głównej Komendy Policji. Dostaliśmy od państwa wezwanie — przerwał przyglądając się trójce zgromadzonych uczniów. Gdyby ktoś zapytał go o najbardziej niedobraną grupę to bez wątpienia wskazałby właśnie ich. Nie wyraził rzecz jasna swojego zdania na głos.
— Przewieziemy całą trójkę do naszej siedziby głównej przy 2120 Cambie Street. Przeprowadzimy test na obecność narkotyków, jak i spiszemy wstępne zeznania, choć prawdopodobnie dla pewności zostaną państwo powołani na przesłuchanie po raz kolejny w przeciągu dwóch do dziesięciu dni. Podczas tego okresu mają państwo absolutny zakaz opuszczania miasta. Dopiero wtedy ustalimy dalsze postępowanie. Rodzice wszystkich niepełnoletnich uczniów mają obowiązek jak najszybciej stawić się na posterunku.
Cadogan spokojnie oczekiwał, aż dostał sygnał od sekretarki, że nadjechała policja. Kiwnął lekko głową i odczekał, aż stróże prawa dotarli do jego gabinetu. Kiedy weszli, wstał i uścisnął każdemu dłoń.
- Dzień dobry. Ja jestem James Cadogan, dyrektor placówki - wysłuchał spokojnie tego, co miał do powiedzenia policjant i kiwnął głową. Nic, czego nie wiedział.
- Oczywiście. Szkoła będzie współpracować w każdym aspekcie, jeśli tylko będzie potrzebna jakaś pomoc z naszej strony. Jestem również przekonany, że nasi uczniowie także będą współpracować, aby nie pogarszać swojej sytuacji - ostatnie zdanie szczególnie podkreślił, spoglądając na trójkę winowajców. - Oddamy do dyspozycji monitoring, jestem również pewny, że każdy pracownik będzie gotów złożyć zeznania, jeśli zajdzie taka potrzeba. W razie czegokolwiek proszę kontaktować się z moją sekretarką, numer można znaleźć na stronie internetowej, wizytówki są na biurku. Powiadomimy również rodziców.
To tyle z jego strony. Wrócił na swój fotel i czekał aż policjanci zabiorą ze sobą uczniów.
- Dzień dobry. Ja jestem James Cadogan, dyrektor placówki - wysłuchał spokojnie tego, co miał do powiedzenia policjant i kiwnął głową. Nic, czego nie wiedział.
- Oczywiście. Szkoła będzie współpracować w każdym aspekcie, jeśli tylko będzie potrzebna jakaś pomoc z naszej strony. Jestem również przekonany, że nasi uczniowie także będą współpracować, aby nie pogarszać swojej sytuacji - ostatnie zdanie szczególnie podkreślił, spoglądając na trójkę winowajców. - Oddamy do dyspozycji monitoring, jestem również pewny, że każdy pracownik będzie gotów złożyć zeznania, jeśli zajdzie taka potrzeba. W razie czegokolwiek proszę kontaktować się z moją sekretarką, numer można znaleźć na stronie internetowej, wizytówki są na biurku. Powiadomimy również rodziców.
To tyle z jego strony. Wrócił na swój fotel i czekał aż policjanci zabiorą ze sobą uczniów.
Poczuła się, jakby Cadogan uderzył ją w twarz, chociaż dyrektor wciąż zajmował swoje miejsce na fotelu. Najważniejsza była JEGO szkoła i to, jaką opinię miała. To przyprawiło ją o dreszcze, pomieszane z nieprzyjemnym uczuciem deja-vu. James w tamtym momencie tak bardzo przypominał jej ojczyma tyrana, że aż odruchowo zaczęła się kulić, jakby obawiała się, że mężczyzna zaraz ją uderzy.
Zaraz potem jej ciałem wstrząsnął szloch.
— Przepraszam. — wykrztusiła z siebie wreszcie wbijając wzrok w podłogę — Przepraszam, panie dyrektorze. Za to, że jako... była już stypendialna zawiodłam i przysporzyłam panu mnóstwo kłopotów i przeze mnie dobre imię szkoły może ucierpieć. Nawet nie wie pan jak mi przykro i żałuję tego, co zrobiłam i...i mam nadzieję, ze wszystko rozejdzie się po kościach... to znaczy, w pańskim przypadku, bo... Bo ja z całą pewnością zasługuję na karę.
Zawieszenie w prawach ucznia, utrata stypendium i zwalony rok, do tego problemy z policją. Cena za to, by przez jeden wieczór nie myśleć o śmierci siostry, trudnej sytuacji w domu, byciem więźniem chorych ambicji pana Cigfrana i natłok emocji, gdy dowiedziała się, że wcale nie jest jego biologicznym dzieckiem, a matka przez szesnaście lat ją okłamywała.
Zanim policja przybyła na miejsce, Leilani zdążyła się już nieco uspokoić. Cóż, zatargi z prawem chyba miała w genach. W końcu była córką mordercy i alkoholiczki.
— Czy... czy te badania są konieczne? — zapytała przerażona. Nie no, przyszłość tej dziewczyny właśnie wisiała na włosku, a ona myślała tylko o tym, czy będą jej pobierać krew, bo BARDZO nie lubiła jej widoku — Braliśmy amfetaminę... I piliśmy alkohol.
Zaraz potem jej ciałem wstrząsnął szloch.
— Przepraszam. — wykrztusiła z siebie wreszcie wbijając wzrok w podłogę — Przepraszam, panie dyrektorze. Za to, że jako... była już stypendialna zawiodłam i przysporzyłam panu mnóstwo kłopotów i przeze mnie dobre imię szkoły może ucierpieć. Nawet nie wie pan jak mi przykro i żałuję tego, co zrobiłam i...i mam nadzieję, ze wszystko rozejdzie się po kościach... to znaczy, w pańskim przypadku, bo... Bo ja z całą pewnością zasługuję na karę.
Zawieszenie w prawach ucznia, utrata stypendium i zwalony rok, do tego problemy z policją. Cena za to, by przez jeden wieczór nie myśleć o śmierci siostry, trudnej sytuacji w domu, byciem więźniem chorych ambicji pana Cigfrana i natłok emocji, gdy dowiedziała się, że wcale nie jest jego biologicznym dzieckiem, a matka przez szesnaście lat ją okłamywała.
Zanim policja przybyła na miejsce, Leilani zdążyła się już nieco uspokoić. Cóż, zatargi z prawem chyba miała w genach. W końcu była córką mordercy i alkoholiczki.
— Czy... czy te badania są konieczne? — zapytała przerażona. Nie no, przyszłość tej dziewczyny właśnie wisiała na włosku, a ona myślała tylko o tym, czy będą jej pobierać krew, bo BARDZO nie lubiła jej widoku — Braliśmy amfetaminę... I piliśmy alkohol.
Z wyczerpania już zaniemógł i zsunął się głucho na kolana. Tak bardzo czuł się jak na jakiejś rozprawie albo co najgorsze na osądzaniu przez jakiś gang. To było okropne. A kiedy usłyszał, że są zawieszeni w prawach ucznia i nie zaliczą tego roku to... czuł jak ktoś przyłożył mu pistolet do skroni i w każdym momencie może pociągnąć za spust i go zastrzelić. W obecnej sytuacji taka opcja była jak najbardziej dobra. Kulka w łeb i po sprawie. Nie będzie przyprawiał swoim rodzicom problemów. I tak już usłyszał raz od ojca, że jak nie zaliczy roku w Kanadzie to ściągnie go do Chin i zmusi go do uczenia się w domu. Heh, to chyba był już ten czas. Czas pożegnania się z Kanadą i przywitania się z Chinami. Przynajmniej będzie mógł się do kogoś pójść i się wyżalić, a nie tak, że jak jest w dołku to spędza cały wieczór w pokoju na leżeniu w łóżku. To chyba będzie jedyny plus z tego powrotu.
Pochylony w przodu i pochyloną do klatki piersiowej głową siedział na dywaniku i nic nie mówił. Kiedy słyszał głos dyrektora i przerwy pomiędzy tymi wypowiedziami i uświadomienia całej rójki o konsekwencjach swojego wybryku, chciało się Kaku krzyczeć. Po prostu krzyczeć. Ale tą chęć dusił w sobie, aby nie wyjść na jakiegoś upośledzonego psychicznie.
Weź Lei, to już nic nie da twoje przepraszanie i tak dalej. Już pogrzebaliśmy swoją przyszłość... Skomentował w myślach, po usłyszeniu dziewczyny. Czyżby amfetamina jeszcze go trzymała i w myślach już nie jest taki miły jak jest naprawdę. Gdyby potrafił się odszczekać to dziękowałby bogu, że tak potrafi, ale to tylko złudne marzenie.
Cicho przeklną, kiedy usłyszał o przewiezieniu go i dwójki pozostałych na komendę główną policji. No to wszystko pozamiatane. Mógł już szykować walizki do wyjazdu.
Pochylony w przodu i pochyloną do klatki piersiowej głową siedział na dywaniku i nic nie mówił. Kiedy słyszał głos dyrektora i przerwy pomiędzy tymi wypowiedziami i uświadomienia całej rójki o konsekwencjach swojego wybryku, chciało się Kaku krzyczeć. Po prostu krzyczeć. Ale tą chęć dusił w sobie, aby nie wyjść na jakiegoś upośledzonego psychicznie.
Weź Lei, to już nic nie da twoje przepraszanie i tak dalej. Już pogrzebaliśmy swoją przyszłość... Skomentował w myślach, po usłyszeniu dziewczyny. Czyżby amfetamina jeszcze go trzymała i w myślach już nie jest taki miły jak jest naprawdę. Gdyby potrafił się odszczekać to dziękowałby bogu, że tak potrafi, ale to tylko złudne marzenie.
Cicho przeklną, kiedy usłyszał o przewiezieniu go i dwójki pozostałych na komendę główną policji. No to wszystko pozamiatane. Mógł już szykować walizki do wyjazdu.
Akty desperacji i paniki zupełnie do niego nie pasowały. Przyglądając się w milczeniu próbą wykaraskania się z opałów, przewidywał, że jej bagno jest głębsze od ich. Osobiście nie miał najmniejszego zamiaru zdradzać żadnych tajemnic ale na nagraniu pewnie łatwo zauważyć kto wyciągał towar i tak ładnie przygotował do spożycia. Pod tym względem Lei miała naprawdę przejebane i nikogo nie będzie obchodziła jej sytuacja życiowa. Gorzej jeśli trafi na jakąś upierdliwą, administracyjną gnidę, która będzie próbowała zrzucić na nią całą winę. Jeśli Vic miałby korzenie w jakimś bogatym rodzie to pewnie jego adwokat już byłby w drodze. A tak? Pozostało mu cierpliwie czekać na rozwój wydarzeń z rękoma splecionymi na szerokiej klacie.
Wiadomość o zawieszeniu w prawach ucznia była tak oczywista jak świt kolejnego dnia ale to, że mieli powtarzać rok? To nikt ich nie wyrzuci na zbity pysk? Dla niego rok w tą czy tamtą był obojętny. Oczywiście patrząc na Kaku można odnieść wrażenie, że zaliczył wewnętrzną porażkę i śmierć ale nie każdy miał starych nad głową. Ros był chyba w najlepszej sytuacji pod tym względem. To też stał jak posąg przyglądając się całej szopce. To trochę jak z dzikim zwierzęciem w sidłach. Im bardziej się szarpie tym bardziej się rani. Spokój był wyjściem z sytuacji.
Kiedy Lei wyznała jak na świętej spowiedzi jakie bonusy zawiera jej krew, Vic tylko przewrócił oczami i potarł szczyt nosa dwoma palcami. Ktoś kiedyś powiedział, że milczenie jest złotem ale najwyraźniej ona tego nie słyszała. Zamiast paplać jak katarynka mogła siedzieć cicho. I tak nie zyskała w oczach dyrektora więc po co to wszystko?
Mamy prawo odmówić testów?
Pomimo powszechnie panującej mody na studiowanie prawa, Ros nie był do końca zaznajomiony z przepisami a obowiązkiem policji jest udzielenie wszelkich informacji.
Wiadomość o zawieszeniu w prawach ucznia była tak oczywista jak świt kolejnego dnia ale to, że mieli powtarzać rok? To nikt ich nie wyrzuci na zbity pysk? Dla niego rok w tą czy tamtą był obojętny. Oczywiście patrząc na Kaku można odnieść wrażenie, że zaliczył wewnętrzną porażkę i śmierć ale nie każdy miał starych nad głową. Ros był chyba w najlepszej sytuacji pod tym względem. To też stał jak posąg przyglądając się całej szopce. To trochę jak z dzikim zwierzęciem w sidłach. Im bardziej się szarpie tym bardziej się rani. Spokój był wyjściem z sytuacji.
Kiedy Lei wyznała jak na świętej spowiedzi jakie bonusy zawiera jej krew, Vic tylko przewrócił oczami i potarł szczyt nosa dwoma palcami. Ktoś kiedyś powiedział, że milczenie jest złotem ale najwyraźniej ona tego nie słyszała. Zamiast paplać jak katarynka mogła siedzieć cicho. I tak nie zyskała w oczach dyrektora więc po co to wszystko?
Mamy prawo odmówić testów?
Pomimo powszechnie panującej mody na studiowanie prawa, Ros nie był do końca zaznajomiony z przepisami a obowiązkiem policji jest udzielenie wszelkich informacji.
Na tym etapie Ryana nieszczególnie interesowały pogawędki uczniów z dyrektorem, dlatego bez wątpienia był wdzięczny, że przynajmniej nikt nie utrudniał mu całej roboty.
— Doskonale. W takim razie jeśli to nie problem, chętnie przesłuchamy nauczyciela, który przyłapał uczniów na gorącym uczynku. Ponadto proszę do jutra przygotować wszelkie taśmy z nagraniami. Ktoś od nas stawi się po nie z rana — doskonale wiedział, że jego słowa bez wątpienia oznaczały dodatkową pracę po godzinach dla co najmniej kilku osób. Im szybciej to jednak załatwią, tym lepiej.
— Jeśli macie przy sobie jeszcze jakiekolwiek nielegalne substancje, będę wdzięczny jeśli oddacie je po dobroci. Jeśli będziecie stawiać opór, Bruce chętnie sprawdzi waszą prawdomówność — poklepał owczarka niemieckiego po boku, patrząc po całej grupie. Nie wyglądali jak rasowi gangsterzy i chyba zdawali sobie sprawę z czego się wpakowali. A przynajmniej taką miał nadzieję. Nie było niczego gorszego od kombinujących gówniarzy, którzy nie wiedzą kiedy powinni przestać.
— Badania posłużą nam za pozyskanie ostatecznych dowodów, skarbie. Niestety z doświadczenia wiemy, że niektórzy są chętni do współpracy w chwili kryzysu, a po 72 godzinach magicznie zmieniają zdanie, że przecież są czyści jak łza. Zostalibyśmy wtedy bez żadnego materiału dowodowego i władowali się w niemałe kłopoty — Victoria Brown posłała dziewczynie uprzejmy uśmiech, w jej oczach czaiła się jednak stanowczość, gdy pokrótce tłumaczyła im powody takiego, a nie innego postępowania.
Ryan zwrócił się w kierunku Victora.
— Nie macie. Prawo do odmówienia testów macie tylko i wyłącznie, gdy zgłaszacie się na nie dobrowolnie i rozmyślicie się w połowie. W przypadku wysunięcia oskarżeń, nie macie prawa do podjęcia podobnej decyzji. To jedna z sytuacji, w których jeśli okażecie się czyści możecie pozwać drugą osobę za zniesławienie, jeśli nie... — nie kończył, w końcu nie musiał. Zresztą w tym przypadku sprawa była raczej jasna.
— Jeśli nie macie więcej pytań poproszę was o udanie się ze mną i moją partnerką.
Oraz Brucem, który nieustannie wpatrywał się czujnie w całą trójkę.
— Doskonale. W takim razie jeśli to nie problem, chętnie przesłuchamy nauczyciela, który przyłapał uczniów na gorącym uczynku. Ponadto proszę do jutra przygotować wszelkie taśmy z nagraniami. Ktoś od nas stawi się po nie z rana — doskonale wiedział, że jego słowa bez wątpienia oznaczały dodatkową pracę po godzinach dla co najmniej kilku osób. Im szybciej to jednak załatwią, tym lepiej.
— Jeśli macie przy sobie jeszcze jakiekolwiek nielegalne substancje, będę wdzięczny jeśli oddacie je po dobroci. Jeśli będziecie stawiać opór, Bruce chętnie sprawdzi waszą prawdomówność — poklepał owczarka niemieckiego po boku, patrząc po całej grupie. Nie wyglądali jak rasowi gangsterzy i chyba zdawali sobie sprawę z czego się wpakowali. A przynajmniej taką miał nadzieję. Nie było niczego gorszego od kombinujących gówniarzy, którzy nie wiedzą kiedy powinni przestać.
— Badania posłużą nam za pozyskanie ostatecznych dowodów, skarbie. Niestety z doświadczenia wiemy, że niektórzy są chętni do współpracy w chwili kryzysu, a po 72 godzinach magicznie zmieniają zdanie, że przecież są czyści jak łza. Zostalibyśmy wtedy bez żadnego materiału dowodowego i władowali się w niemałe kłopoty — Victoria Brown posłała dziewczynie uprzejmy uśmiech, w jej oczach czaiła się jednak stanowczość, gdy pokrótce tłumaczyła im powody takiego, a nie innego postępowania.
Ryan zwrócił się w kierunku Victora.
— Nie macie. Prawo do odmówienia testów macie tylko i wyłącznie, gdy zgłaszacie się na nie dobrowolnie i rozmyślicie się w połowie. W przypadku wysunięcia oskarżeń, nie macie prawa do podjęcia podobnej decyzji. To jedna z sytuacji, w których jeśli okażecie się czyści możecie pozwać drugą osobę za zniesławienie, jeśli nie... — nie kończył, w końcu nie musiał. Zresztą w tym przypadku sprawa była raczej jasna.
— Jeśli nie macie więcej pytań poproszę was o udanie się ze mną i moją partnerką.
Oraz Brucem, który nieustannie wpatrywał się czujnie w całą trójkę.
Z jakiegoś powodu czuła się wrobiona, nawet jeśli to ona była tą, która przyniosła fetę i zaproponowała ją reszcie. Gdyby Victor nie zaprosił jej na bal, to by do tego nie doszło. Tak, najwygodniej jest zwalać winę za swoje błędy na kogoś innego. Co z tego, że sama nie zgrzeszyła inteligencją zabierając narkotyki do szkoły.
— Nie mam niczego. — już nie, dodała w myślach ocierając samotną łzę, która popłynęła po jej policzku. Nie chciała wiedzieć jak w tamtej chwili wyglądała z rozmazanym tuszem do rzęs.
Ledwo powstrzymała się od parsknięcia śmiechem, gdy policjantka zwróciła się do niej per skarbie. Dla swoich rodziców w tamtym momencie zdecydowanie nie była skarbem. Ciekawe, czy Jonna zjawi się na komisariacie pijana? Jeśli tak, to Lei zamknie się w celi płacząc, że woli zostać tam do końca życia, niż wracać do domu z matką alkoholiczką.
— Rozumiem. — skinęła głową kompletnie ignorując Rosa. I tak mieli jasne dowody na to, że cała trójka ćpała w łazience, więc nie ma sensu wszystkiego utrudniać. Może jak pójdzie na współpracę, to dostanie całkiem przytulną celę bez grzyba w kącie i mordercy jako współlokatora?
— Zamierzacie nas skuć? — zapytała na koniec. Przecież byli bardzo niebezpieczną trójką gówniarzy, która chciała się zabawić i przesadziła. Takich tylko do więzienia dla najgrozniejszych kanadyjskich przestępców.
— Nie mam niczego. — już nie, dodała w myślach ocierając samotną łzę, która popłynęła po jej policzku. Nie chciała wiedzieć jak w tamtej chwili wyglądała z rozmazanym tuszem do rzęs.
Ledwo powstrzymała się od parsknięcia śmiechem, gdy policjantka zwróciła się do niej per skarbie. Dla swoich rodziców w tamtym momencie zdecydowanie nie była skarbem. Ciekawe, czy Jonna zjawi się na komisariacie pijana? Jeśli tak, to Lei zamknie się w celi płacząc, że woli zostać tam do końca życia, niż wracać do domu z matką alkoholiczką.
— Rozumiem. — skinęła głową kompletnie ignorując Rosa. I tak mieli jasne dowody na to, że cała trójka ćpała w łazience, więc nie ma sensu wszystkiego utrudniać. Może jak pójdzie na współpracę, to dostanie całkiem przytulną celę bez grzyba w kącie i mordercy jako współlokatora?
— Zamierzacie nas skuć? — zapytała na koniec. Przecież byli bardzo niebezpieczną trójką gówniarzy, która chciała się zabawić i przesadziła. Takich tylko do więzienia dla najgrozniejszych kanadyjskich przestępców.
Poprzez wspomnienie groźby swojego ojca, zagłębił się w myślach, zastanawiając się jak to będzie. Porównał sobie progi nauczania w obydwóch szkołach - w Kanadzie i Chinach. W Riverdale można było sobie pozwolić na małe zwolnienie z tempa i rozkoszować się młodzieńczym życiem. Nawet wydawało mu się że można zatrzymać się i pomyśleć o sobie i swojej przyszłości. To mu pasowało. Bardzo. A natomiast w Chinach wszystko pod pewnym rygorem, dyscypliną oraz zapędem. Na pewno musiał by przestawić się z sielankowego życia na życie w miejskiej dżungli, gdzie każdy dba o swoje interesy i chce być najlepszy w wybranym przez siebie fachu oraz wybranego przez rodziców, jeśli młody człowiek nie jest zdecydowany. Gdy tak o tym dłużej myślał, miał złe przeczucia, że prędzej czy później popadnie na depresję i będzie musiał żyć na psychotropach. Taka przyszłość mu się nie podobała, ale co zrobić jeśli ojciec jest surowy i nawet nie chce wysłuchać swojego syna. Tylko przeklinać los i płakać w kącie albo podbudować swoją psychikę i się sprzeciwić. Tak, widział swoje koła ratunkowe, które mogą okazać się ostatnimi. Jakie mogą mu przyjść z pomocą.
Słyszał jakieś strzępki rozmów policjantów. Coś o nagraniach z kamer, przeprowadzenie testów oraz pójście z nimi dobrowolnie. A za tym wiązało się przetransportowanie ich na komisariat. Cicho przeklną. Był naprawdę w fatalnej sytuacji orz nie był w stu procentach pewien czy może odwołać się do jakiegoś adwokata. Ale najprawdopodobniej nie ma takiej możliwości. Jego ojciec powiedziałby; "teraz weź swoją odpowiedzialność za to co zrobiłeś, już nie jesteś małym dzieckiem" i wtedy Kaku by prychnął.
Kątem oka zerknął na Lei. Znowu zadała jakieś pytanie, które w jego mniemaniu było głupie.
- Jeśli pójdziemy z nimi dobrowolnie to nas nie skują, ale jak będziemy stawiać opór to raczej tak- odparł poważnym głosem. Już tak mniej zwracając uwagi czy ktoś go rozumie czy nie. Oprócz profesora Watkinsa, który wziął parę lekcji od swojej żony.
Słyszał jakieś strzępki rozmów policjantów. Coś o nagraniach z kamer, przeprowadzenie testów oraz pójście z nimi dobrowolnie. A za tym wiązało się przetransportowanie ich na komisariat. Cicho przeklną. Był naprawdę w fatalnej sytuacji orz nie był w stu procentach pewien czy może odwołać się do jakiegoś adwokata. Ale najprawdopodobniej nie ma takiej możliwości. Jego ojciec powiedziałby; "teraz weź swoją odpowiedzialność za to co zrobiłeś, już nie jesteś małym dzieckiem" i wtedy Kaku by prychnął.
Kątem oka zerknął na Lei. Znowu zadała jakieś pytanie, które w jego mniemaniu było głupie.
- Jeśli pójdziemy z nimi dobrowolnie to nas nie skują, ale jak będziemy stawiać opór to raczej tak- odparł poważnym głosem. Już tak mniej zwracając uwagi czy ktoś go rozumie czy nie. Oprócz profesora Watkinsa, który wziął parę lekcji od swojej żony.
Osobiście z tym przesłuchaniem nauczyciela to bym się pospieszył. Gościu może umrzeć śmiercią naturalną w każdej chwili, jest tak wiekowy. Przemknęło przez umysł Vica na co uniósł delikatnie kącik ust. Wciskając dłonie w kieszenie spodni zwrócił większą uwagę na Panią z policji. Co właściwie mogło skłonić kobietę do tak niewdzięcznej roboty. Bo raczej nie pieniądze. Te były psie, heh. Z powołaniem do utrudniania życia innym trzeba się urodzić. Nielegalne substancje, narkotyki, dragi i cała reszta wymyślnych nazw. Nie mieli przy sobie już więcej. Znaczy Ros nie miał bo cholera wie Lei. W tej swojej małej torebusi mogła kitrać tego całkiem sporo. Skoro twierdzi, że pozbyła się reszty to pewnie nie kłamie. Futrzak szybko by wyniuchał towar. Pewnie uczą szczeniaki ćpać a później szukają narkotyków bo same są na głodzie. To pewnie tak właśnie działa.
Tak Lei, i założyć kaganiec na twarz jak w filmie Milczenie Owiec
Nie miał już siły do durności tej laski. Co ona z choinki się urwała? Albo za dużo filmów widziała w życiu. Do barona narkotykowego jeszcze jej daleko więc może zapomnieć o bransoletkach na nadgarstkach i tłumach ludzi pragnących dla niej śmierci. Co najwyżej dostanie kuratora i nadzór.
Chodźmy nim pozostali zaczną wszystko nagrywać. I tak już poszła pewnie fama, że tu siedzimy z psa... z policją.
Pokręcił głową przecierając znowu oczu. Nic go tak nie wkurwiało jak to światło i ilość zdarzeń wokół. Im szybciej to załatwią, tym szybciej wrócą do domu. Tak sobie to tłumaczył.
Tak Lei, i założyć kaganiec na twarz jak w filmie Milczenie Owiec
Nie miał już siły do durności tej laski. Co ona z choinki się urwała? Albo za dużo filmów widziała w życiu. Do barona narkotykowego jeszcze jej daleko więc może zapomnieć o bransoletkach na nadgarstkach i tłumach ludzi pragnących dla niej śmierci. Co najwyżej dostanie kuratora i nadzór.
Chodźmy nim pozostali zaczną wszystko nagrywać. I tak już poszła pewnie fama, że tu siedzimy z psa... z policją.
Pokręcił głową przecierając znowu oczu. Nic go tak nie wkurwiało jak to światło i ilość zdarzeń wokół. Im szybciej to załatwią, tym szybciej wrócą do domu. Tak sobie to tłumaczył.
Ryan powędrował wzrokiem od Leilani do Victora, zaraz wracając nim jednak do samej dziewczyny.
— Nie zamierzamy nikogo skuć, dopóki nie będziecie stawiać oporu i pójdziecie po dobroci.
Zaraz po tym obrócił się w kieunku chłopaka, który zaczął mówić w niezrozumiałym dla niego języku. Uczeń prestiżowej kanadyjskiej szkoły nie potrafiący angielskiego? Akurat.
— Proszę przekazać swojemu koledze, że zgodnie z Artykułem 139, podpunktem 2 - każdy, kto świadomie próbuje w jakikolwiek sposób utrudnić lub utrudnić bieg postępowania jest winny przestępstwa podlegającego oskarżeniu i podlega karze pozbawienia wolności na okres nieprzekraczający dziesięciu lat. Ponadto biorąc pod uwagę fakt, że odmawia komunikacji z użyciem jednego, z języków urzędowych Kanady, angielskiego lub francuskiego, możemy wywnioskować że ma coś do ukrycia i przebywa w naszym kraju nielegalnie. W takim wypadku podczas popełnienia wykroczenia, które zostało tu stwierdzone, możemy bez nakazu zarządać okazania wszelkich dokumentów identyfikacyjnych i dokumentacji potwierdzającej, że przebywa w Kanadzie legalnie. Jeśli cokolwiek przykuje naszą uwagę w nie taki sposób jak powinno, całe zajście zostanie mu wpisane w kartotekę, a on sam zostanie deportowany do kraju, z którego pochodzi.
Policjanci zdecydowanie nie lubili, gdy utrudniało im się zadanie. Nic dziwnego, że oboje posłali chłopakowi chłodne spojrzenie.
— Jeśli nie macie więcej pytań, udacie się z nami do samochodu, którym przewieziemy was na posterunek. Dziękujemy za współpracę, dyrektorze Cadogan. Będziemy pana informować na bieżąco o przebiegu całego postępowania.
Po tych słowach skierowali się do wyjścia prowadząc ze sobą trójkę uczniów. Bez kajdanek.
zt.
— Nie zamierzamy nikogo skuć, dopóki nie będziecie stawiać oporu i pójdziecie po dobroci.
Zaraz po tym obrócił się w kieunku chłopaka, który zaczął mówić w niezrozumiałym dla niego języku. Uczeń prestiżowej kanadyjskiej szkoły nie potrafiący angielskiego? Akurat.
— Proszę przekazać swojemu koledze, że zgodnie z Artykułem 139, podpunktem 2 - każdy, kto świadomie próbuje w jakikolwiek sposób utrudnić lub utrudnić bieg postępowania jest winny przestępstwa podlegającego oskarżeniu i podlega karze pozbawienia wolności na okres nieprzekraczający dziesięciu lat. Ponadto biorąc pod uwagę fakt, że odmawia komunikacji z użyciem jednego, z języków urzędowych Kanady, angielskiego lub francuskiego, możemy wywnioskować że ma coś do ukrycia i przebywa w naszym kraju nielegalnie. W takim wypadku podczas popełnienia wykroczenia, które zostało tu stwierdzone, możemy bez nakazu zarządać okazania wszelkich dokumentów identyfikacyjnych i dokumentacji potwierdzającej, że przebywa w Kanadzie legalnie. Jeśli cokolwiek przykuje naszą uwagę w nie taki sposób jak powinno, całe zajście zostanie mu wpisane w kartotekę, a on sam zostanie deportowany do kraju, z którego pochodzi.
Policjanci zdecydowanie nie lubili, gdy utrudniało im się zadanie. Nic dziwnego, że oboje posłali chłopakowi chłodne spojrzenie.
— Jeśli nie macie więcej pytań, udacie się z nami do samochodu, którym przewieziemy was na posterunek. Dziękujemy za współpracę, dyrektorze Cadogan. Będziemy pana informować na bieżąco o przebiegu całego postępowania.
Po tych słowach skierowali się do wyjścia prowadząc ze sobą trójkę uczniów. Bez kajdanek.
zt.
HARPER JOHNSON
VICE-DYREKTOR RIVERDALE
VICE-DYREKTOR RIVERDALE
Harper Johnson od dłuższego czasu krzątała się po gabinecie, układając wszystkie dokumenty. Od kiedy James Cadogan postanowił wziąć swój pierwszy urlop od dłuższego czasu, obiecała sobie że dopilnuje by wszystko chodziło jak w zegarku. W końcu nie mogła pozwolić by się na niej zawiódł. Zatknęła długi, siwy kosmyk za ucho, wyglądając na dziedziniec przez wielkie okno tuż za biurkiem. Jak do tej pory nie było żadnych problemów. Zawiesiła wzrok na pojedynczych uczniach przechadzających się po dziedzińcu, zaraz przesuwając swoją uwagę na wielki zegar stojący w kącie. Za piętnaście czwarta. Punkt o szesnastej była umówiona z panienką Cigfran. Cigfran, która swego czasu dorobiła się mało przychylnej opinii w obrębie szkoły Riverdale. Harper Johnson była osobą twardo stąpającą po ziemi, która nieszczególnie wierzyła w cudowne przemiany innych, dlatego nieco krzywo patrzyła na decyzję o daniu krnąbrnym uczniom drugiej szansy. A jednak tym razem została postawiona w sytuacji, która bez wątpienia pozytywnie ją zaskoczyła. I była gotowa przyznać się do własnego błędu. Być może właśnie ta sytuacja miała ich wszystkich nauczyć, że wszyscy potrafili się zmienić, jeśli tylko wystarczająco mocno tego pragnęli.
Usiadła za biurkiem na wygodnym, wysokim krześle, wyciągając rękę po prosty, biały kubek wypełniony gorącą herbatą. Upiła z niej kilka łyków, nim odstawiła ją na bok, chwytając piękne granatowe pióro. Nie chcąc marnować cennego czasu, na nowo zabrała się do wypisywania dokumentów
Miała nadzieję, że po wydarzeniach z halloweenowego balu już nigdy nie będzie musiała stawiać się w gabinecie dyrektora, przynajmniej nie w charakterze największego degenerata tej szkoły, którego należy zamknąć w zakładzie poprawczym zanim jeszcze publicznie powie, że cudowne i prestiżowe Riverdale to największy ściek w historii kanadyjskiego szkolnictwa, nawet jeśli miałoby to być zwykłym pomówieniem. Leilani nie planowała niczego takiego, choć trudno było jej ukryć gniew, jaki targał nią od chwili, gdy dowiedziała się o wezwaniu przez wicedyrektor. Ostatnimi czasy łatwo było ją wyprowadzić z równowagi, co w połączeniu z jej tendencją do wyolbrzymiania i niepotrzebnego nakręcania się, tworzyło prawdziwą mieszankę wybuchową. Problem w tym, że do żadnego wybuchu nie dochodziło, bo całą agresję względem świata kierowała na siebie. Potrzebowała terapeuty, ale jak na złość, żaden z najlepszych w Riverdale City nie chciał przyjąć nieletniej bez wiedzy i zgody rodziców, a tych ze względu na ich osobiste trudne sytuacje nie chciała mieszać w swoje sprawy. Byli tacy szczęśliwi, kiedy wyszła z Sunshine Coast...
— Dzień dobry, pani dyrektor. — rzuciła, kiedy wpuszczona przez sekretarkę przekroczyła próg gabinetu. Brzmiało to tak, jakby samo przywitanie z kobietą miało być dla Leilani karą. Tak zresztą się czuła; miała wrażenie, że jest tutaj, by kolejny raz słuchać o tym, jaka to jest zła i że powinno się ją umieścić w jakimś zakładzie. Taki chuj, Cigfran obiecała sobie, że jeśli tylko Johnson zacznie ją gnoić, to odpowie jej tym samym, nawet jeśli miałaby przez to wylecieć z liceum. Nie była już przerażoną dziewczynką, która rok temu przepraszała ze łzami w oczach.
Zatrzymała się na środku gabinetu, zachowując spory dystans pomiędzy nią, a wicedyrektorką. Bała się jej? Nie, po prostu władze szkoły działały jej na nerwy nieprzerwanie od ponad roku.
— Jaki jest powód mojego wezwania?
— Dzień dobry, pani dyrektor. — rzuciła, kiedy wpuszczona przez sekretarkę przekroczyła próg gabinetu. Brzmiało to tak, jakby samo przywitanie z kobietą miało być dla Leilani karą. Tak zresztą się czuła; miała wrażenie, że jest tutaj, by kolejny raz słuchać o tym, jaka to jest zła i że powinno się ją umieścić w jakimś zakładzie. Taki chuj, Cigfran obiecała sobie, że jeśli tylko Johnson zacznie ją gnoić, to odpowie jej tym samym, nawet jeśli miałaby przez to wylecieć z liceum. Nie była już przerażoną dziewczynką, która rok temu przepraszała ze łzami w oczach.
Zatrzymała się na środku gabinetu, zachowując spory dystans pomiędzy nią, a wicedyrektorką. Bała się jej? Nie, po prostu władze szkoły działały jej na nerwy nieprzerwanie od ponad roku.
— Jaki jest powód mojego wezwania?
HARPER JOHNSON
VICE-DYREKTOR RIVERDALE
VICE-DYREKTOR RIVERDALE
Papiery przechodziły przez dłonie Harper Johnson z zadziwiającą prędkością, mimo że kobieta czytała absolutnie każde zdanie, przy niektórych z nich pozostawiając notatki starannym, ozdobnym pismem. Dopiero, gdy sekretarka zapukała kilkakrotnie do drzwi informując o przybyciu "panienki Cigfran", zaprzestała wszelkich czynności. Odłożyła plik kartek na bok i upiła łyk herbaty, odstawiając kubek po przeciwnej stronie.
— Usiądź, Leilani — wskazała dłonią krzesło przed sobą i choć jej głos pozostawał twardy i szorstki, fakt że użyła jej imienia mówił sam za siebie. Część nauczycieli miała nawyk zwracania się do uczniów po nazwisku za każdym razem, gdy ci wpadali w kłopoty. Harper Johnson bez wątpienia należała do tej grupy. Nie zamierzała przedłużać ich spotkania. Miała jeszcze wiele pracy przed sobą, nie chciała też jednak dłużej zwlekać.
— Dotarły do nas wieści o twoim zachowaniu podczas... nieszczęśliwego wypadku na rynku — kobieta złączyła dłonie przesuwając jednym z kciuków po drugim, nawet na chwilę nie odrywając wzroku od dziewczyny — zdobyłaś się na coś, przed czym większość ludzi by uciekła, bądź wyciągnęła ten przeklęty telefon, by pochwalić się nagraniem wśród znajomych. Wykazałaś się mądrością i odwagą. A nasza szkoła docenia podobne cechy u uczniów i nie zamierzamy kogoś dyskryminować tylko dlatego, że w przeszłości popełnił błąd. Dlatego wraz z gronem pedagogicznym postanowiliśmy wynagrodzić twoje działania.
Wstała ze swojego miejsca, przechodząc kilka kroków po gabinecie, by wyjrzeć ponownie przez okno. Przez krótką chwilę w pomieszczeniu panowała względna cisza, przerywana jedynie cichym tykaniem zegara. Kobieta ponownie zwróciła się w jej kierunku.
— Połowa opowiedziała się za przyznaniem jednorazowego stypendium. Sporego bonusu, z którym zrobisz co chcesz. Pozostali twierdzą, że zamiast tego możesz woleć zainwestować w swoją przyszłość, w związku z czym nasza szkoła po ukończeniu liceum z przyjemnością zagwarantuje ci miejsce na naszym uniwersytecie, znosząc czesne za pierwszy rok. Jeśli utrzymasz swoje wyniki rzecz jasna. Choć głosowanie było wyrównane, uznałam że decydowanie za ciebie kompletnie mija się z celem, dlatego wybór należy do ciebie.
W oczach Harper, dziewczyna mimo niepozornej postury miała wyjątkowo silny charakter. Tylko silni ludzie byli w stanie wyjść z nałogu i powrócić do społeczności.
— Nie musisz udzielać odpowiedzi już teraz, lecz po dokonaniu wyboru nie będzie już odwrotu. Zastanów się więc dobrze. Przedyskutuj temat z rodzicami i wróć do mnie w przeciągu dwóch tygodni, by podpisać odpowiedni dokument.
Kobieta zamilkła wpatrując się w nią spokojnie. Jeśli Leilani miała jakiekolwiek pytania, właśnie miała szansę by je zadać.
Spojrzała na wskazane jej krzesło, a następnie cofnęła się o krok do tyłu, jakby bała się, że mebel mógłby ją poparzyć. W rzeczywistości całe to pomieszczenie wywoływało u Leilani odruchy wymiotne. Nadal miała w głowie to, co Cadogan powiedział tamtej nocy (a może już ranka?), chociaż odurzona być może zapamiętała wydarzenia nieco inaczej, niż te rozegrały się w rzeczywistości. Bardziej... intensywnie.
— Dziękuję, ale wolę postać. — odparła starając się z całych sił, by nie brzmiało to niegrzecznie, chociaż miała ochotę wykrzyczeć pani Johnson, żeby nie zwracała się do niej po imieniu, bo nie spoufala się z osobami robiącymi jej pod górkę. Tak właśnie postrzegała całe grono pedagogiczne; jak swoich wrogów. I chociaż po powrocie z odwyku traktowali ją normalnie, to nie mogła się oprzeć wrażeniu, że patrzą na nią uważniej, z obawą, że miałaby zaraz wyciągnąć broń i wszystkich rozstrzelać.
Z każdym kolejnym słowem dyrektorki na twarzy nastolatki pojawiało się coraz większe zdziwienie, ale nie było to pozytywne zaskoczenie. Wyglądała raczej jak osoba, która została właśnie uderzona w twarz bez żadnego powodu. Najpierw niszczą jej życie i mieszają w papierach wezwaniem policji, zamiast załatwić kwestię odwyku przez rodziców, a teraz chcą głaskać po głowie i nagradzać? Musi koniecznie skontaktować się z Victorem z Kaku i zdradzić im protip na wrócenie do łask grona pedagogicznego — wystarczy tylko znaleźć na ulicy wykrwawiającą się kobietę i udzielić jej pomocy. Tylko wcześniej należy się upewnić, że mają wystarczająco dużo świadków, żeby ktoś mógł donieść o ich wyczynach do szkoły.
Protekcjonalna suka.
Gdyby istniała możliwość zabijania wzrokiem, to Harper Johnson leżałaby własnie w kałuży własnej krwi. Ktoś przyglądający się całej sytuacji z boku mógłby dziwić się postawie Leilani i gniewem względem osób, które chciały dla niej dobrze, ale dziewczyna wciąż miała żal o wydarzenia z balu. Nawet jeśli za kilka lat jej wyrok przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie, nadal będzie się za nią ciągnął. Równie dobrze mogłaby sobie wytatuować na czole "narkomanka".
— Dziękuję. Przemyślę to. — odpowiedziała walcząc z chęcią wykrzyczenia wicedyrektor, żeby ta się pierdoliła. Poza tym, skoro już się tutaj znalazła, miała szansę na wyjaśnienie kwestii, która nie dawała jej spokoju od momentu otrzymania świadectwa. — Umm... przy okazji, mam do pani pytanie... Dlaczego zdałam do następnej klasy, skoro sam dyrektor Cadogan zapowiedział, że nie zdam roku?
— Dziękuję, ale wolę postać. — odparła starając się z całych sił, by nie brzmiało to niegrzecznie, chociaż miała ochotę wykrzyczeć pani Johnson, żeby nie zwracała się do niej po imieniu, bo nie spoufala się z osobami robiącymi jej pod górkę. Tak właśnie postrzegała całe grono pedagogiczne; jak swoich wrogów. I chociaż po powrocie z odwyku traktowali ją normalnie, to nie mogła się oprzeć wrażeniu, że patrzą na nią uważniej, z obawą, że miałaby zaraz wyciągnąć broń i wszystkich rozstrzelać.
Z każdym kolejnym słowem dyrektorki na twarzy nastolatki pojawiało się coraz większe zdziwienie, ale nie było to pozytywne zaskoczenie. Wyglądała raczej jak osoba, która została właśnie uderzona w twarz bez żadnego powodu. Najpierw niszczą jej życie i mieszają w papierach wezwaniem policji, zamiast załatwić kwestię odwyku przez rodziców, a teraz chcą głaskać po głowie i nagradzać? Musi koniecznie skontaktować się z Victorem z Kaku i zdradzić im protip na wrócenie do łask grona pedagogicznego — wystarczy tylko znaleźć na ulicy wykrwawiającą się kobietę i udzielić jej pomocy. Tylko wcześniej należy się upewnić, że mają wystarczająco dużo świadków, żeby ktoś mógł donieść o ich wyczynach do szkoły.
Protekcjonalna suka.
Gdyby istniała możliwość zabijania wzrokiem, to Harper Johnson leżałaby własnie w kałuży własnej krwi. Ktoś przyglądający się całej sytuacji z boku mógłby dziwić się postawie Leilani i gniewem względem osób, które chciały dla niej dobrze, ale dziewczyna wciąż miała żal o wydarzenia z balu. Nawet jeśli za kilka lat jej wyrok przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie, nadal będzie się za nią ciągnął. Równie dobrze mogłaby sobie wytatuować na czole "narkomanka".
— Dziękuję. Przemyślę to. — odpowiedziała walcząc z chęcią wykrzyczenia wicedyrektor, żeby ta się pierdoliła. Poza tym, skoro już się tutaj znalazła, miała szansę na wyjaśnienie kwestii, która nie dawała jej spokoju od momentu otrzymania świadectwa. — Umm... przy okazji, mam do pani pytanie... Dlaczego zdałam do następnej klasy, skoro sam dyrektor Cadogan zapowiedział, że nie zdam roku?
HARPER JOHNSON
VICE-DYREKTOR RIVERDALE
VICE-DYREKTOR RIVERDALE
Kobieta wzruszyła ramionami. Nieszczególnie zależało jej na tym, by dziewczyna faktycznie siadała. Propozycja była jedynie aktem grzeczności. Fakt, że Cigfran postanowiła nim wzgardzić dawał jej pewien sygnał, lecz nie napełniał jej niepokojem. Czy mogła się dziwić dziewczynie, że nie siada potulnie przed przedstawicielką szkoły, która nieszcze do niedawna chciała ją wyrzucić? Nieszczególnie. Czy uważała, że przesadzili z reakcją podczas balu na całe wydarzenie, które tak mocno zapadło im w pamięć? Zdecydowanie nie. Narkotyki były czymś, czego nie tolerowała w żadnej postaci. Już sam alkohol był problemem, gdy głupi nastolatkowie sięgali po zbyt wielkie ilości, ogłupiając swoje młode umysły. Niejednokrotnie robiąc po nim rzeczy, których potem żałowali. Choć rzecz jasna trafiała się cała masa tych młodych samców alfa, którzy uważali że to właśnie ilość wypitego alkoholu sprawia, że jesteś więcej wart w społeczeństwie. Gdyby tak ludzie potrafili po prostu przejść obojętnie obok wszystkich zanieczyszczających ich umysły i organizmy używek.
"Dlaczego zdałam do następnej klasy, skoro sam dyrektor Cadogan zapowiedział, że nie zdam roku?"
W gabinecie zapadła cisza. Harper Johnson przyglądała się uważnie Leilani, zupełnie jakby właśnie zastanawiała się czy powinna w ogóle odzielać odpowiedzi.
— Ponieważ mimo słów, które czasem wypowiada dyrektor Cadogan, cała nasza kadra, łącznie z samym założycielem, wierzy w drugie szanse. Po prostu nie wszyscy na nie zasługują, w momencie gdy nadal uczą się w naszej placówce.
Kobieta poruszyła się przechodząc obok dziewczyny. Nawet nie spojrzała w jej kierunku. Z uniesioną ku górze głową przeszła przez pokój, otwierając drzwi własnego gabinetu w wyjątkowo dobitnym przesłaniu. Audiencja dobiegła końca, czas opuścić komnatę.
— Dwa tygodnie, Leilani. Ani dnia dłużej. — przypomniała jej na odchodne spokojnym, twardym tonem, nie odrywając od niej wzroku.
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
Relog