▲▼
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
PRACOWNICY
Zgłoś się do pracy!
Cyrus Merrick (NPC)
Właściciel Lokalu
North 'Jackdaw' Callahan
Kucharz
Tradycyjna pizzeria w neapolitańskim stylu o długiej, wartej spisania w księgach tradycji i nienagannych recepturach. Typowo włoskie, cienkie ciasto, przygotowywane przez kucharzy zasługujących na nawet więcej niż pięć gwiazdek, zdaje się jednocześnie być chrupiące, delikatnie ciągnące się, ale i także rozpływające w ustach. Również współpraca z zaprzyjaźnioną rodzinną winiarnią pozwala nie tylko na przystępne ceny importowanych butelek, ale i doskonały smak, pozyskany ze świetnej jakości produktów.
Samo wnętrze lokalu jest niewielkie, raczej przytulne, zachowane w ciepłych, beżowych odcieniach, gdzieniegdzie pozostawiono jednak "nagie" ściany, gdzie widoczna jest czerwona cegła. Nieco mdławe światło nadaje także zdecydowanie intymnej atmosfery, owiewając wszystko nutką tajemniczości.
Wspominałam także o miękkich sofach, obitych kawowym flauszem? No tak. Więc są niesamowicie wygodne.
Samo wnętrze lokalu jest niewielkie, raczej przytulne, zachowane w ciepłych, beżowych odcieniach, gdzieniegdzie pozostawiono jednak "nagie" ściany, gdzie widoczna jest czerwona cegła. Nieco mdławe światło nadaje także zdecydowanie intymnej atmosfery, owiewając wszystko nutką tajemniczości.
Wspominałam także o miękkich sofach, obitych kawowym flauszem? No tak. Więc są niesamowicie wygodne.
Stała tak jeszcze niedługą chwilę, kiedy jeden z kelnerów podszedł i przyprowadził tą zapłakaną sierotkę pod jeden ze stolików. Podniosła niepewnie wzrok spoglądając na jedną, jedyną osobę przy tym stole, ale nie mogła dostrzec jej rysów twarzy, bo łzy zmęciły jej spojrzenie. Jedyne co mogła w tej chwili stwierdzić to płeć.
Kiedy pracownik odszedł grzecznie zostawiając ją przy chłopaku, otarła dłonią twarz i zacisnęła lekko usta nie wiedząc w sumie co miałaby powiedzieć. Pociągnęła cicho noskiem i usiadła na krańcu kanapy, dłonie kurczowo trzymając na sukience. Jej loczki podskoczyły z impetem, kiedy się poruszyła, nieśmiało zerkając na obcego. Mimo nowej sytuacji, po głowie nadal biegały jej myśli o tym, że jest sama i zgubiła się kompletnie. Nowa fala łez napłynęła jej do oczu i zaczęła powoli obiegać jej policzki. Nieudolnie próbowała wytrzeć ten wodospad rękawem sukienki.
Wstała próbując sięgnąć do serwetek na środku stołu, ale nawet tego zrobić nie umiała. Za krótkie rączki, powiedziałby tata.
- U-Um... - zająknęła się patrząc na chłopaka.
Kiedy pracownik odszedł grzecznie zostawiając ją przy chłopaku, otarła dłonią twarz i zacisnęła lekko usta nie wiedząc w sumie co miałaby powiedzieć. Pociągnęła cicho noskiem i usiadła na krańcu kanapy, dłonie kurczowo trzymając na sukience. Jej loczki podskoczyły z impetem, kiedy się poruszyła, nieśmiało zerkając na obcego. Mimo nowej sytuacji, po głowie nadal biegały jej myśli o tym, że jest sama i zgubiła się kompletnie. Nowa fala łez napłynęła jej do oczu i zaczęła powoli obiegać jej policzki. Nieudolnie próbowała wytrzeć ten wodospad rękawem sukienki.
Wstała próbując sięgnąć do serwetek na środku stołu, ale nawet tego zrobić nie umiała. Za krótkie rączki, powiedziałby tata.
- U-Um... - zająknęła się patrząc na chłopaka.
Dopiero kiedy podeszła, mógł jakoś bardziej rozeznać się w sytuacji. Płakała. Ughm, chyba nie trafiła najlepiej, bowiem jego umiejętności w relacjach interpersonalnych nie należały do najwybitniejszych.
Nie bardzo wiedział jak ma reagować w przeróżnych sytuacjach, i ta właśnie się do nich zaliczała. Wszytko oczywiście spowodowane było trudnym dzieciństwem, a raczej spędzeniem go w praktycznie kompletnej izolacji. Nie potrafił więc za bardzo poruszać się w świecie 'bezinteresownej przyjaźni i pomocy'. Co innego, gdyby była jego siostrą, z którą spędzał kiedyś mnóstwo czasu. Zapewne wtedy wiedziałby jak ma się zachować, ale to była dla niego całkiem nowa okoliczność. Najlepsze jest to, że sam to na siebie sprowadził- o ironio!
No nic, trzebaw końcu kiedyś wypłynąć na głęboką wodę i zmierzyć się z własnymi lękami, czy tam słabościami. Wypada spróbować, być normalnym.
- Co się stało? - Spytał, bo chyba to powinien zrobić w tej chwili, oczywiście zaraz po przedstawieniu się, ale o tym już nie pomyślał. Było to jednak kluczowe pytanie, które pozwoli mu bardziej przeanalizować położenie w jakim znajduje się Marianne i być może wskaże możliwość pomocy, którą będzie mógł jej zaoferować.
Sięgnął po jedną z bawełnianych serwetek na stole, następnie wyciągając dłoń w kierunku dziewczyny. Zrobiłby to nawet sam z siebie, może trochę później, lecz nieudolne (ale na swój sposób urocze) próby ciemnowłosej, przyspieszyły cały proces.
- Proszę - Uśmiechnął się lekko, unosząc jeden z kącików ust ku górze. W głowie zaczął snuć już różne scenariusze, które mogły jej się przytrafić, jednakże miał nadzieję, że to nic poważnego i będzie mógł w spokoju zjeść pizzę. Egoista? No, trochę. Ale jeśli będzie chciała, to ją poczęstuje! Albo nawet zamówi osobną pizzę!
/Będę rano :3
Nie bardzo wiedział jak ma reagować w przeróżnych sytuacjach, i ta właśnie się do nich zaliczała. Wszytko oczywiście spowodowane było trudnym dzieciństwem, a raczej spędzeniem go w praktycznie kompletnej izolacji. Nie potrafił więc za bardzo poruszać się w świecie 'bezinteresownej przyjaźni i pomocy'. Co innego, gdyby była jego siostrą, z którą spędzał kiedyś mnóstwo czasu. Zapewne wtedy wiedziałby jak ma się zachować, ale to była dla niego całkiem nowa okoliczność. Najlepsze jest to, że sam to na siebie sprowadził- o ironio!
No nic, trzebaw końcu kiedyś wypłynąć na głęboką wodę i zmierzyć się z własnymi lękami, czy tam słabościami. Wypada spróbować, być normalnym.
- Co się stało? - Spytał, bo chyba to powinien zrobić w tej chwili, oczywiście zaraz po przedstawieniu się, ale o tym już nie pomyślał. Było to jednak kluczowe pytanie, które pozwoli mu bardziej przeanalizować położenie w jakim znajduje się Marianne i być może wskaże możliwość pomocy, którą będzie mógł jej zaoferować.
Sięgnął po jedną z bawełnianych serwetek na stole, następnie wyciągając dłoń w kierunku dziewczyny. Zrobiłby to nawet sam z siebie, może trochę później, lecz nieudolne (ale na swój sposób urocze) próby ciemnowłosej, przyspieszyły cały proces.
- Proszę - Uśmiechnął się lekko, unosząc jeden z kącików ust ku górze. W głowie zaczął snuć już różne scenariusze, które mogły jej się przytrafić, jednakże miał nadzieję, że to nic poważnego i będzie mógł w spokoju zjeść pizzę. Egoista? No, trochę. Ale jeśli będzie chciała, to ją poczęstuje! Albo nawet zamówi osobną pizzę!
/Będę rano :3
Pociągnęła nosem i delikatnie wzięła serwetkę z jego dłoni siadając z powrotem. Mógł z łatwością odnieść wrażenie, że jest z 'dobrego' domu. Bogatego znaczy się. Starannie zadbana cera, dłonie jak u porcelanowej laleczki, i te typowe loczki. Większości osób tak naprawdę się nie podobały, ale przecież nikt jej tego w twarz nie powie.
Wytarła ostrożnie twarz i spojrzała na niego niepewnie.
- Dziękuję.- bąknęła cicho, bo czuła jak głos jej nadal drży.
Odkaszlnęła cicho i wciągnęła powietrze, ale nadal była cała rozedrgana. Spojrzała na niego pełna rozpaczy, kiedy zapytał co się stało.
- Ja...J-ja zgubiłam się w mieście, a...jestem sama. - tak jak pierwsza informacja przekazana była dosyć spokojnie, tak przy tej drugiej ryknęła na nowo płaczem. Może bez przesady, nie płakała głośno jak dziecko w sklepie, po prostu znowu zebrało jej się na kolejną falę łkania. Chwilę jej zajęło ponowne dojście do siebie. Znowu zaczęła ostrożnie wycierać twarz, w kompletnie mokrą już serwetkę. Ścisnęła ją mocno w dłoniach, podnosząc wzrok na niego i dopiero bardziej mu się przyglądając.
Momentalnie wgapiła się w jego oczy, z lekko otwartą buzią, jakby nie zdążyła czegoś powiedzieć.
- Zielone... - szepnęła cicho, ale chłopak mógł to spokojnie usłyszeć. Dłuższa chwila niezręcznej ciszy mijała bardzo powoli.
Podsunęła się zdecydowanie bliżej niego, włażąc kolanami na kanapę i wyciągnęła swoją dłoń w jego stronę, dotykając delikatnie, niemal jak motyla, jego policzka. Jakby miał prysnąć i rozpaść się przy najmniejszym dotyku.
Uśmiechnęła się uroczo przez łzy, których ostatki płynęły wolno po policzkach.
- Są take śliczne!
Wytarła ostrożnie twarz i spojrzała na niego niepewnie.
- Dziękuję.- bąknęła cicho, bo czuła jak głos jej nadal drży.
Odkaszlnęła cicho i wciągnęła powietrze, ale nadal była cała rozedrgana. Spojrzała na niego pełna rozpaczy, kiedy zapytał co się stało.
- Ja...J-ja zgubiłam się w mieście, a...jestem sama. - tak jak pierwsza informacja przekazana była dosyć spokojnie, tak przy tej drugiej ryknęła na nowo płaczem. Może bez przesady, nie płakała głośno jak dziecko w sklepie, po prostu znowu zebrało jej się na kolejną falę łkania. Chwilę jej zajęło ponowne dojście do siebie. Znowu zaczęła ostrożnie wycierać twarz, w kompletnie mokrą już serwetkę. Ścisnęła ją mocno w dłoniach, podnosząc wzrok na niego i dopiero bardziej mu się przyglądając.
Momentalnie wgapiła się w jego oczy, z lekko otwartą buzią, jakby nie zdążyła czegoś powiedzieć.
- Zielone... - szepnęła cicho, ale chłopak mógł to spokojnie usłyszeć. Dłuższa chwila niezręcznej ciszy mijała bardzo powoli.
Podsunęła się zdecydowanie bliżej niego, włażąc kolanami na kanapę i wyciągnęła swoją dłoń w jego stronę, dotykając delikatnie, niemal jak motyla, jego policzka. Jakby miał prysnąć i rozpaść się przy najmniejszym dotyku.
Uśmiechnęła się uroczo przez łzy, których ostatki płynęły wolno po policzkach.
- Są take śliczne!
Kiedy odebrała jego serwetkę, poczuł jak delikatne, miękkie, a przede wszystkim zimne ma dłonie. Widocznie ocierały wcześniej łzy, a w połączeniu z nocną pogodą, mogły dosyć szybko dojść do tego stanu. Zamówił więc kakao dla siebie i swojej towarzyszki, bo po prostu miał na nie ochotę. Nie znał jeszcze nikogo, kto by nie lubił tego napoju, więc wydawało mu się to najlepszym wyjściem. Dodatkowo jest ono słodkie, więc wyzwoli w Marianne trochę endorfin i powinno jej się polepszyć!
Był niesamowicie dumny ze swojego wyboru, który po głębszym przeanalizowaniu, był jak lek na jej zmartwienie! No...prawie.
Jego twarz za to pozostawała bez wyrazu, nie zdradzała praktycznie żadnej emocji, poza delikatnym zmartwieniem, które ustąpiło zaraz po wyjawieniu problemu, z którym się zmagała.
Chciał się zaśmiać, ale nim zdążył to zrobić, ona znowu zaczęła płakać. Panika. Milion myśli w głowie, które nie pozwalały mu tak szybko odpowiedzieć.
- Spokojnie, znam trochę to miasto, więc poradzimy sobie. Zadzwonię do naszego rodzinnego szofera i odwiezie cię w miejsce, które mu wskażesz, ok? - No nie, czy on właśnie sobie poradził? Zachował się tak dojrzale i odpowiedzialnie! Gdzie te brawa i oklaski? Pochylił się nad stolikiem żeby nie robić między nimi wielkiego dystansu, i by dać dziewczynie poczucie "wspólnoty". Przyglądał jej się z uwagą, kiedy powoli wracała do względnie dobrego stanu. Bo kto wie kiedy znowu wybuchnie? Była dla niego jak tykająca bomba zegarowa, z tym, że w pobliżu brakowało jakiegoś sapera, który by sobie z tym poradził. Z całego zamyślenia wyrwał go ponownie usłyszany głos Mari. Zamrugał kilkakrotnie i poruszył głową, chcąc szybciej dojść do siebie, przy okazji wprawiając w ruch kosmyki włosów, opadające na jego czoło.
Gdy zaczęła wykonywać jakieś dziwne ruchy, sugerujące, że zaraz ewidentnie będzie chciała naruszyć jego przestrzeń prywatną, dziwnie zesztywniał. Poziom kulminacyjny osiągnął w momencie, kiedy Cheerleaderka dotknęła dłonią jego policzka. Wstrzymał oddech. Wbił w nią nieco chłodne spojrzenie, przeplatane jednak mieszanką innych uczuć, które teraz się w nim kotłowały. Ciekawość, radość, zmieszanie? Cała, dosyć problematyczna gama!
Nikt jeszcze chyba nie był w stosunku do niego tak bezpośredni przy pierwszym spotkaniu. Może jednak udało mu się ją pocieszyć i uspokoić? W każdym razie, trzeba było wykorzystać moment, w którym ciemnowłosa zajęła się czymś innym, niż swoje położenie.
- E-e...a, tak. Dziękuję. - Odparł dalej nieco skonfundowany, tęczówkami wodząc po jej przyjemnej dla oka aparycji.
Ten cały moment został przerwany przez kelnera, który przyniósł zamówione wcześniej napoje i niestety musiał przerwać tę słodką scenę, by postawić naczynia na stole.
Odsunął się nieco, zdobywając się jednak na łagodny uśmiech, posłany w jej stronę i natychmiastowo oplótł długimi palcami szklankę. Ciepło. Komfort. W końcu.
- To co jemy? - Zanurzył usta w ciepłym kakao, czując jak ciecz od środka rozgrzewa przyjemnie jego ciało.
Całkiem możliwe, że mógł zdawać jej się trochę zamknięty, ale taki bywał w początkowych relacjach. Tak przejmował się zepsuciem czegokolwiek, że często popełniał najbardziej podstawowe błędy. Dobre w tym wszystkim jest to, i warto zwrócić na to większą uwagę, że mu zależało. Nie tak jak zwykle, kiedy po prostu wszystko olewał.
Był niesamowicie dumny ze swojego wyboru, który po głębszym przeanalizowaniu, był jak lek na jej zmartwienie! No...prawie.
Jego twarz za to pozostawała bez wyrazu, nie zdradzała praktycznie żadnej emocji, poza delikatnym zmartwieniem, które ustąpiło zaraz po wyjawieniu problemu, z którym się zmagała.
Chciał się zaśmiać, ale nim zdążył to zrobić, ona znowu zaczęła płakać. Panika. Milion myśli w głowie, które nie pozwalały mu tak szybko odpowiedzieć.
- Spokojnie, znam trochę to miasto, więc poradzimy sobie. Zadzwonię do naszego rodzinnego szofera i odwiezie cię w miejsce, które mu wskażesz, ok? - No nie, czy on właśnie sobie poradził? Zachował się tak dojrzale i odpowiedzialnie! Gdzie te brawa i oklaski? Pochylił się nad stolikiem żeby nie robić między nimi wielkiego dystansu, i by dać dziewczynie poczucie "wspólnoty". Przyglądał jej się z uwagą, kiedy powoli wracała do względnie dobrego stanu. Bo kto wie kiedy znowu wybuchnie? Była dla niego jak tykająca bomba zegarowa, z tym, że w pobliżu brakowało jakiegoś sapera, który by sobie z tym poradził. Z całego zamyślenia wyrwał go ponownie usłyszany głos Mari. Zamrugał kilkakrotnie i poruszył głową, chcąc szybciej dojść do siebie, przy okazji wprawiając w ruch kosmyki włosów, opadające na jego czoło.
Gdy zaczęła wykonywać jakieś dziwne ruchy, sugerujące, że zaraz ewidentnie będzie chciała naruszyć jego przestrzeń prywatną, dziwnie zesztywniał. Poziom kulminacyjny osiągnął w momencie, kiedy Cheerleaderka dotknęła dłonią jego policzka. Wstrzymał oddech. Wbił w nią nieco chłodne spojrzenie, przeplatane jednak mieszanką innych uczuć, które teraz się w nim kotłowały. Ciekawość, radość, zmieszanie? Cała, dosyć problematyczna gama!
Nikt jeszcze chyba nie był w stosunku do niego tak bezpośredni przy pierwszym spotkaniu. Może jednak udało mu się ją pocieszyć i uspokoić? W każdym razie, trzeba było wykorzystać moment, w którym ciemnowłosa zajęła się czymś innym, niż swoje położenie.
- E-e...a, tak. Dziękuję. - Odparł dalej nieco skonfundowany, tęczówkami wodząc po jej przyjemnej dla oka aparycji.
Ten cały moment został przerwany przez kelnera, który przyniósł zamówione wcześniej napoje i niestety musiał przerwać tę słodką scenę, by postawić naczynia na stole.
Odsunął się nieco, zdobywając się jednak na łagodny uśmiech, posłany w jej stronę i natychmiastowo oplótł długimi palcami szklankę. Ciepło. Komfort. W końcu.
- To co jemy? - Zanurzył usta w ciepłym kakao, czując jak ciecz od środka rozgrzewa przyjemnie jego ciało.
Całkiem możliwe, że mógł zdawać jej się trochę zamknięty, ale taki bywał w początkowych relacjach. Tak przejmował się zepsuciem czegokolwiek, że często popełniał najbardziej podstawowe błędy. Dobre w tym wszystkim jest to, i warto zwrócić na to większą uwagę, że mu zależało. Nie tak jak zwykle, kiedy po prostu wszystko olewał.
Usiadła z powrotem normalnie odsuwając się na tyle, że mógł spokojnie oddychać. Zamachała nogami, które nie dotykały tutaj nawet podłogi i lekko się zarumieniła, zdając sobie chyba sprawę, że trochę przesadziła.
Uśmiechnęła się jednak szybko ponownie, ktoś właśnie zaoferował jej pomoc. Mogło wydać się zabawne, że nawet nie zwróciła uwagi na rodzinnego szofera, ale przecież sama się tak wychowała. Norma społeczna, prawda? No i było to bardzo miłe! Nie będzie musiała błądzić ani siedzieć tutaj sama, na dodatek kelner właśnie postawił przed nimi kakao. Humor od razu jej się poprawił co było widać jak na obrazku. Jej buzia zrobiła się jaśniejsza i weselsza, spojrzała na niego z wdzięcznością, miała bardzo ciepły wzrok pomimo chłodnego koloru oczu, na które ludzie często zwracali również uwagę. Zawsze słyszała, że można się w nich utopić, ale mówili to zazwyczaj chłopcy, którym po prostu się podobała, więc nigdy nie brała tego na poważnie i średnio to rozumiała.
Zatrzepotała długimi rzęsami i wzięła łyk ciepłego napoju, mrużąc nieco oczy. Teraz faktycznie wyglądała jak mała dama, pewne nawyki zostają z ludźmi niezależnie od sytuacji. Kto by zapomniał takiej etykiety, kiedy wtłaczają ją w ciebie od małego? To tylko z jej charakterkiem zawsze mieli problem. Zawsze zbyt bezpośrednia, zbyt głośna, zbyt ciekawska. Nikt nigdy nie umiał jej opanować no i teraz widać efekty, kiedy przy pierwszym spotkaniu wyciąga od razu do obcych ręce.
- Auć... - zasłoniła usta dłonią, kiedy oparzyła się w język. No tak, zapomniała, że to ciepłe, bardzo ciepłe. Pomachała delikatnie dłonią, w sumie nie wiadomo po co, ot odruch. Kakao było jednak pyszne, słodkie tak jak lubi. Ciekawe skąd on wiedział...albo sam je tak lubi jak ona?
Westchnęła cicho zawiedziona, kiedy ten zapytał o jedzenie. Oj była głodna, nawet bardzo. Problem w tym, że żeby mieć nadal tak zgrabną sylwetkę trzymana była pod ścisłą dietą i raczej bała się odpuścić.
- Um...Nie mogę jeść tłustych rzeczy o tej porze, kakao mi wystarczy, jest ciepłe i dobre. Dziękuję. - znowu posłała mu swój uśmiech i odgarnęła jeden z loczków, który zabłądził jej gdzieś na policzku.
- Ah, i zapomniałam się przedstawić, mam na imię Marianne Cote, dopiero co się przeprowadziłam tutaj, dlatego nieco słabo mi idzie... - znowu lekko zesmutniała i spuściła niespokojny wzrok.
- A ty jesteś stąd? - zerknęła z powrotem w stronę chłopaka zaciekawiona. Można było wręcz zobaczyć lekki błysk w oku, albo też to, że niechcący znowu przysunęła się do niego lekko robiąc wielki wgaap w jego oczy i czekając na odpowiedź.
Uśmiechnęła się jednak szybko ponownie, ktoś właśnie zaoferował jej pomoc. Mogło wydać się zabawne, że nawet nie zwróciła uwagi na rodzinnego szofera, ale przecież sama się tak wychowała. Norma społeczna, prawda? No i było to bardzo miłe! Nie będzie musiała błądzić ani siedzieć tutaj sama, na dodatek kelner właśnie postawił przed nimi kakao. Humor od razu jej się poprawił co było widać jak na obrazku. Jej buzia zrobiła się jaśniejsza i weselsza, spojrzała na niego z wdzięcznością, miała bardzo ciepły wzrok pomimo chłodnego koloru oczu, na które ludzie często zwracali również uwagę. Zawsze słyszała, że można się w nich utopić, ale mówili to zazwyczaj chłopcy, którym po prostu się podobała, więc nigdy nie brała tego na poważnie i średnio to rozumiała.
Zatrzepotała długimi rzęsami i wzięła łyk ciepłego napoju, mrużąc nieco oczy. Teraz faktycznie wyglądała jak mała dama, pewne nawyki zostają z ludźmi niezależnie od sytuacji. Kto by zapomniał takiej etykiety, kiedy wtłaczają ją w ciebie od małego? To tylko z jej charakterkiem zawsze mieli problem. Zawsze zbyt bezpośrednia, zbyt głośna, zbyt ciekawska. Nikt nigdy nie umiał jej opanować no i teraz widać efekty, kiedy przy pierwszym spotkaniu wyciąga od razu do obcych ręce.
- Auć... - zasłoniła usta dłonią, kiedy oparzyła się w język. No tak, zapomniała, że to ciepłe, bardzo ciepłe. Pomachała delikatnie dłonią, w sumie nie wiadomo po co, ot odruch. Kakao było jednak pyszne, słodkie tak jak lubi. Ciekawe skąd on wiedział...albo sam je tak lubi jak ona?
Westchnęła cicho zawiedziona, kiedy ten zapytał o jedzenie. Oj była głodna, nawet bardzo. Problem w tym, że żeby mieć nadal tak zgrabną sylwetkę trzymana była pod ścisłą dietą i raczej bała się odpuścić.
- Um...Nie mogę jeść tłustych rzeczy o tej porze, kakao mi wystarczy, jest ciepłe i dobre. Dziękuję. - znowu posłała mu swój uśmiech i odgarnęła jeden z loczków, który zabłądził jej gdzieś na policzku.
- Ah, i zapomniałam się przedstawić, mam na imię Marianne Cote, dopiero co się przeprowadziłam tutaj, dlatego nieco słabo mi idzie... - znowu lekko zesmutniała i spuściła niespokojny wzrok.
- A ty jesteś stąd? - zerknęła z powrotem w stronę chłopaka zaciekawiona. Można było wręcz zobaczyć lekki błysk w oku, albo też to, że niechcący znowu przysunęła się do niego lekko robiąc wielki wgaap w jego oczy i czekając na odpowiedź.
Odstawił kubek z napojem na stół przed sobą, podkładając pod denko mały palec. Ot, z przyzwyczajenia, kiedy odkładał szklane naczynia na stół, wykonany z tego samego materiału. Nie lubił robić przy tym zbędnego hałasu. Uważał to też za nieeleganckie.
Dłonie dalej opleciony były wokół zamówienia, a jego spojrzenie utkwione w swej towarzyszce. Przyglądał jej się z uwagą, jednak nie w nachalny sposób. Nie był przecież jednym z tych facetów, którzy znajdywali okazję, we wszystkim, a już szczególnie w zagubionych (w tym przypadku dosłownie) kobietach.
Słysząc jej słowa ściągnął brwi, a między nimi pojawiła się delikatna zmarszczka, mająca mówić o jego zdziwieniu.
- Daj spokój. Ciepła, smaczna pizza po tym co przeszłaś dobrze ci zrobi. Zresztą...Zapewne ze stresu wiele spaliłaś, więc o nic nie musisz się martwić - Puścił do niej porozumiewawcze oczko, rozluźniając tym samym, wcześniej napięte mięśnie twarzy.
- Każdy musi czasem zjeść 'cheat meal' - Oparł się wygodnie plecami o sofę, czekając na jej ostateczną decyzję. Szczerze miał nadzieję, że zje razem z nim, ale wiedział też, że nie może naciskać. Dziwne, że odmawiała sobie takiej pysznej potrawy, bo nie wyglądała na osobę, która szczególnie musi się martwić o spożycie tłuszczy o którejkolwiek porze dnia i nocy. Wręcz powiedziałby odwrotnie- przydałoby jej się trochę 'ciałka'. Była niska i drobna, podobna do porcelanowej laleczki, a to wrażenie potęgowały urocze loczki i te duże, niebieskie oczy. W oprawie nieco zaczerwienionego białka, wyglądały nieco groźnie i zapewne bardziej lodowato niż zazwyczaj, ale mógł stwierdzić, że i tak są piękne.
- Och, wybacz. Również o tym zapomniałem. Evan Cartier - Odpowiedział na jej przedstawienie imienia i nazwiska, uśmiechając się. Mogła słyszeć o jego nazwisku, ponieważ znane było nie tylko w Vancouver, ale również na świecie. Nie bez powodu Cartierowie znajdywali się na trzeciej pozycji najbogatszych, posiadając jednocześnie tytuł Vargasa z tego powodu. On sam kojarzył jej nazwisko i szczerze był zdziwiony, że nie posiadała ze sobą wsparcia w postaci ochroniarza. Szczególnie o tej porze!
- E tam, zobaczysz, że szybko się zaaklimatyzujesz, bo spodziewam się, że przeprowadziłaś się tutaj ze względu na szkołę? - Przekrzywił delikatnie głowę w bok, ciągle nie spuszczając z niej wzroku.
- Czy może sprowadzają cię tutaj również interesy? - W jego oku można było zauważyć dziwny, chwilowy błysk. Lubił rozmawiać o interesach, ale nie potrafił odgraniczyć tego od swojego normalnego życia. Zaczynał trochę stawać się pracoholikiem. Dobrze, że przez praktycznie roczne siedzenie w Londynie, nie zawalił roku.
- Jestem z Londynu, przeprowadziliśmy się tutaj z rodziną, by szerzyć naszą markę.- Mówiąc to chwycił ponownie za kartę dań i od nowa zaczął wyszukiwać w niej pozycję, którą zamierzał wybrać.
Dłonie dalej opleciony były wokół zamówienia, a jego spojrzenie utkwione w swej towarzyszce. Przyglądał jej się z uwagą, jednak nie w nachalny sposób. Nie był przecież jednym z tych facetów, którzy znajdywali okazję, we wszystkim, a już szczególnie w zagubionych (w tym przypadku dosłownie) kobietach.
Słysząc jej słowa ściągnął brwi, a między nimi pojawiła się delikatna zmarszczka, mająca mówić o jego zdziwieniu.
- Daj spokój. Ciepła, smaczna pizza po tym co przeszłaś dobrze ci zrobi. Zresztą...Zapewne ze stresu wiele spaliłaś, więc o nic nie musisz się martwić - Puścił do niej porozumiewawcze oczko, rozluźniając tym samym, wcześniej napięte mięśnie twarzy.
- Każdy musi czasem zjeść 'cheat meal' - Oparł się wygodnie plecami o sofę, czekając na jej ostateczną decyzję. Szczerze miał nadzieję, że zje razem z nim, ale wiedział też, że nie może naciskać. Dziwne, że odmawiała sobie takiej pysznej potrawy, bo nie wyglądała na osobę, która szczególnie musi się martwić o spożycie tłuszczy o którejkolwiek porze dnia i nocy. Wręcz powiedziałby odwrotnie- przydałoby jej się trochę 'ciałka'. Była niska i drobna, podobna do porcelanowej laleczki, a to wrażenie potęgowały urocze loczki i te duże, niebieskie oczy. W oprawie nieco zaczerwienionego białka, wyglądały nieco groźnie i zapewne bardziej lodowato niż zazwyczaj, ale mógł stwierdzić, że i tak są piękne.
- Och, wybacz. Również o tym zapomniałem. Evan Cartier - Odpowiedział na jej przedstawienie imienia i nazwiska, uśmiechając się. Mogła słyszeć o jego nazwisku, ponieważ znane było nie tylko w Vancouver, ale również na świecie. Nie bez powodu Cartierowie znajdywali się na trzeciej pozycji najbogatszych, posiadając jednocześnie tytuł Vargasa z tego powodu. On sam kojarzył jej nazwisko i szczerze był zdziwiony, że nie posiadała ze sobą wsparcia w postaci ochroniarza. Szczególnie o tej porze!
- E tam, zobaczysz, że szybko się zaaklimatyzujesz, bo spodziewam się, że przeprowadziłaś się tutaj ze względu na szkołę? - Przekrzywił delikatnie głowę w bok, ciągle nie spuszczając z niej wzroku.
- Czy może sprowadzają cię tutaj również interesy? - W jego oku można było zauważyć dziwny, chwilowy błysk. Lubił rozmawiać o interesach, ale nie potrafił odgraniczyć tego od swojego normalnego życia. Zaczynał trochę stawać się pracoholikiem. Dobrze, że przez praktycznie roczne siedzenie w Londynie, nie zawalił roku.
- Jestem z Londynu, przeprowadziliśmy się tutaj z rodziną, by szerzyć naszą markę.- Mówiąc to chwycił ponownie za kartę dań i od nowa zaczął wyszukiwać w niej pozycję, którą zamierzał wybrać.
Zaśmiała się uroczo chowając usta za piąstką swojej dłoni. Może i miał rację, że cheat meal to nie tak wielki grzech z jej obecnym wyglądem, ale i tak miała pewne opory. Zawsze bardzo restrykcyjnie przestrzegała wszystkich podanych jej zasad, przynajmniej tych dotyczących wyglądu. Trzy posiłki dziennie i to w niedużych porcjach, jedzenie zawsze dostawała gotowe, więc rzadko miała prawo wyboru jakiegokolwiek posiłku. A tutaj taka okazja, żeby zjeść coś na co normalnie nie ma pozwolenia. I nie ma kto jej za to skarcić, bo przecież nikogo tu nie ma. Przynajmniej nikogo z rodziny, bo tak poza tym w lokalu całkiem tłoczno.
Speszyła się nieco, spuszczając wzrok w dół.
- To..To ja chętnie w takim razie. - położyła dłonie na lekko różowe policzki. Czy teraz właśnie wyszła na żarłoka? Zaczęło jej krążyć po głowie to pytanie, jak natrętny komar koło ucha, kiedy spokojnie próbuje się zasnąć.
Szybko jednak zmieniła swój tor myślenia, kiedy usłyszała jego nazwisko.
- Wow... - szepnęła bardziej do siebie niż do niego, znowu wpatrując mu się w twarz jak w obrazek. Zatrzepotała długimi i czarnymi jak węgielki rzęsami, zanim się obudziła z tego zaskoczenia.
- Twoja rodzina musi być niesamowita, skoro tworzycie tak piękną biżuterię. No i z Londynu, to dosyć daleko. - kiwnęła głową z uśmiechem, bo zawsze jej się bardzo podobała, ale zbyt szybko gubiła takie rzeczy, żeby ubierać je na co dzień. Wyjątkowe okazje to jednak co innego, wtedy każdy nagle zmienia się w dojrzałą, elegancką personę i bryluje w towarzystwie. Środek tygodnia to jednak porażka, tak jak teraz, siedzenie w pobrudzonych od ziemi podkolanówkach, z czerwonymi zapłakanymi oczami. Ale jakoś nie zdawała się tym przejmować.
Ponownie podskoczyła w ekscytacji, kiedy chłopak zapytał o szkołę.
- Evan Ty też chodzisz do Riverdale?! - łupnęła rękami o kanapę, nachylając się tym samym w stronę chłopaka.
- Będę chodziła do klasy 3-A od września, ale do miasta moją rodzinę sprowadziły przede wszystkim interesy. Wiesz, kosmetyczna branża nie leży tak daleko od biżuterii, może nasi rodzice się nawet kiedyś poznali. Moi pewnie by się ucieszyli, bo wiesz..."znajomości". - lekko wywinęła oczami, bo nigdy nie przepadała za byciem zmuszaną do fałszywych przyjaciółek, byle by zachować pozytywne nastroje z wyżej ustawionymi rodzicami.
Usiadła zaraz z powrotem normalnie i posłała mu kolejny radosny uśmiech.
Speszyła się nieco, spuszczając wzrok w dół.
- To..To ja chętnie w takim razie. - położyła dłonie na lekko różowe policzki. Czy teraz właśnie wyszła na żarłoka? Zaczęło jej krążyć po głowie to pytanie, jak natrętny komar koło ucha, kiedy spokojnie próbuje się zasnąć.
Szybko jednak zmieniła swój tor myślenia, kiedy usłyszała jego nazwisko.
- Wow... - szepnęła bardziej do siebie niż do niego, znowu wpatrując mu się w twarz jak w obrazek. Zatrzepotała długimi i czarnymi jak węgielki rzęsami, zanim się obudziła z tego zaskoczenia.
- Twoja rodzina musi być niesamowita, skoro tworzycie tak piękną biżuterię. No i z Londynu, to dosyć daleko. - kiwnęła głową z uśmiechem, bo zawsze jej się bardzo podobała, ale zbyt szybko gubiła takie rzeczy, żeby ubierać je na co dzień. Wyjątkowe okazje to jednak co innego, wtedy każdy nagle zmienia się w dojrzałą, elegancką personę i bryluje w towarzystwie. Środek tygodnia to jednak porażka, tak jak teraz, siedzenie w pobrudzonych od ziemi podkolanówkach, z czerwonymi zapłakanymi oczami. Ale jakoś nie zdawała się tym przejmować.
Ponownie podskoczyła w ekscytacji, kiedy chłopak zapytał o szkołę.
- Evan Ty też chodzisz do Riverdale?! - łupnęła rękami o kanapę, nachylając się tym samym w stronę chłopaka.
- Będę chodziła do klasy 3-A od września, ale do miasta moją rodzinę sprowadziły przede wszystkim interesy. Wiesz, kosmetyczna branża nie leży tak daleko od biżuterii, może nasi rodzice się nawet kiedyś poznali. Moi pewnie by się ucieszyli, bo wiesz..."znajomości". - lekko wywinęła oczami, bo nigdy nie przepadała za byciem zmuszaną do fałszywych przyjaciółek, byle by zachować pozytywne nastroje z wyżej ustawionymi rodzicami.
Usiadła zaraz z powrotem normalnie i posłała mu kolejny radosny uśmiech.
Cieszył się, że zdecydowała się z nim zjeść, bo nie będzie to wyglądało "buracko" dla ludzi, którzy siedzieli dookoła w tym pomieszczeniu.
No wyobraźcie to sobie. Evan Cartier, który zaprosił do swojego stolika zapłakaną dziewczynę w ubrudzonym ubraniu, która ewidentnie potrzebuje pomocy, a on się obżera w najlepsze i każe jej na to patrzeć! Brr! Aż ciarki człowieka przechodzą na samo to wyobrażenie.
Słuchał wszystkiego co mówiła, śledząc wzrokiem słowa w otwartej karcie dań. Mimo swego roztrzepania i luźnego podejścia do niektórych spraw, wyuczył w sobie zdolność do skupiania się na więcej niż jednej rzeczy. Kto wie, może właśnie te cechy mu w tym pomogły?
- Szczerze mówiąc to wolę dział zegarków, biżuteria powstała później. Wiesz, w biznesie chodzi o to, by wpasować się w potrzeby jak największej ilości osób. Kobiety uwielbiają biżuterię. Dlatego był to dobry krok, bo zawsze będą ją kupować, albo dostawać w prezencie. Jeśli chodzi o mężczyzn, to z kolei u nich patrzy się na zegarki. Powiedz mi jaki zegarek nosi facet, a ja ci powiem jaki jest - Zaśmiał się i zerknął na nią przez moment, by chwilę później powrócić do swojej wcześniejszej czynności.
- Do Spinel, ostatnia klasa - Odparł zdawkowo.
- Bardzo możliwe. Często jeździłaś z nimi na bankiety? - Jej odpowiedź nie dawała mu wiele, ale chciał wiedzieć, czy dzieci biznesmenów tak mają, czy to on i Elisabeth są jakimś wyjątkiem. Razem z siostrą bardzo długo byli odgraniczani nie tylko od biznesu, ale także od tego właściwego życia, jakie powinno mieć zapewnione dziecko dla prawidłowego rozwoju. Trzymani non stop pod kloszem, nauka, etykieta, guwernantka, on i siostra. Nic więc dziwnego, że kontakty interpersonalne nie były jego najmocniejszą stroną, skoro przez większą część swojego życia egzystował właściwie tylko z rodzicami i Lis. Mimo nauki savoir-vivre, nie dało się uniknąć wpadek w bezpośrednich rozmowach z rówieśnikami w późniejszym wieku.
To co teraz sobą prezentował to wynik wielu, naprawdę wielu wpadek, odrzuceń i przede wszystkim...niezrozumienia. Po jakimś czasie zaczął się uczyć jak funkcjonować w kontakcie z innymi osobami, dlatego powoli mógł przejmować rodzinny biznes.
- No tak, z czymś mi się kojarzyło twoje nazwisko. - Uśmiechnął się teraz do siebie, lecz nie mogła tego zobaczyć, ponieważ trzymał kartę opartą dolną krawędzią o stół. Była ona jednak lekko uchylona, tak że cały czas widziała jego poruszające się rytmicznie, czytające oczy.
- Na ostro czy łagodnie? - Wypalił po chwili ciszy, i mogła zauważyć, że zielone tęczówki wbite są teraz w jej twarz. Uważne spojrzenie, wyczekujące cierpliwie odpowiedzi. Zdawał sobie sprawę z dwuznaczności swego pytania? Całkiem możliwe, że użył go zupełnie świadomie.
No wyobraźcie to sobie. Evan Cartier, który zaprosił do swojego stolika zapłakaną dziewczynę w ubrudzonym ubraniu, która ewidentnie potrzebuje pomocy, a on się obżera w najlepsze i każe jej na to patrzeć! Brr! Aż ciarki człowieka przechodzą na samo to wyobrażenie.
Słuchał wszystkiego co mówiła, śledząc wzrokiem słowa w otwartej karcie dań. Mimo swego roztrzepania i luźnego podejścia do niektórych spraw, wyuczył w sobie zdolność do skupiania się na więcej niż jednej rzeczy. Kto wie, może właśnie te cechy mu w tym pomogły?
- Szczerze mówiąc to wolę dział zegarków, biżuteria powstała później. Wiesz, w biznesie chodzi o to, by wpasować się w potrzeby jak największej ilości osób. Kobiety uwielbiają biżuterię. Dlatego był to dobry krok, bo zawsze będą ją kupować, albo dostawać w prezencie. Jeśli chodzi o mężczyzn, to z kolei u nich patrzy się na zegarki. Powiedz mi jaki zegarek nosi facet, a ja ci powiem jaki jest - Zaśmiał się i zerknął na nią przez moment, by chwilę później powrócić do swojej wcześniejszej czynności.
- Do Spinel, ostatnia klasa - Odparł zdawkowo.
- Bardzo możliwe. Często jeździłaś z nimi na bankiety? - Jej odpowiedź nie dawała mu wiele, ale chciał wiedzieć, czy dzieci biznesmenów tak mają, czy to on i Elisabeth są jakimś wyjątkiem. Razem z siostrą bardzo długo byli odgraniczani nie tylko od biznesu, ale także od tego właściwego życia, jakie powinno mieć zapewnione dziecko dla prawidłowego rozwoju. Trzymani non stop pod kloszem, nauka, etykieta, guwernantka, on i siostra. Nic więc dziwnego, że kontakty interpersonalne nie były jego najmocniejszą stroną, skoro przez większą część swojego życia egzystował właściwie tylko z rodzicami i Lis. Mimo nauki savoir-vivre, nie dało się uniknąć wpadek w bezpośrednich rozmowach z rówieśnikami w późniejszym wieku.
To co teraz sobą prezentował to wynik wielu, naprawdę wielu wpadek, odrzuceń i przede wszystkim...niezrozumienia. Po jakimś czasie zaczął się uczyć jak funkcjonować w kontakcie z innymi osobami, dlatego powoli mógł przejmować rodzinny biznes.
- No tak, z czymś mi się kojarzyło twoje nazwisko. - Uśmiechnął się teraz do siebie, lecz nie mogła tego zobaczyć, ponieważ trzymał kartę opartą dolną krawędzią o stół. Była ona jednak lekko uchylona, tak że cały czas widziała jego poruszające się rytmicznie, czytające oczy.
- Na ostro czy łagodnie? - Wypalił po chwili ciszy, i mogła zauważyć, że zielone tęczówki wbite są teraz w jej twarz. Uważne spojrzenie, wyczekujące cierpliwie odpowiedzi. Zdawał sobie sprawę z dwuznaczności swego pytania? Całkiem możliwe, że użył go zupełnie świadomie.
Gdyby tylko mama się dowiedziała, oj byłoby źle. Niezdrowe jedzenie powinna omijać z bardzo daleka, sylwetka idolki była przez jej rodziców wymagana od zawsze, chyba już na zawsze. Jeszcze tylko jej się dostawało, że mogłaby zachowywać się bardziej dojrzale. Tylko komu spieszy się do dojrzałości? Obowiązki, prowadzenie marki, dbanie o biznes, to raczej nie było dla niej. Chociaż tym teraz też musiała się częściowo zajmować, ale nie gubiła ani trochę tej dziecięcej naiwności i ciekawości do świata. Prawdopodobnie właśnie te cechy pozwalały jej zachowywać się tak bezpośrednio, że prawie wlazła na Evana, tylko dlatego, że spodobał jej się kolor jego oczu. Cóż, niektórzy tak już mają.
Gdyby miała na głowie kocie uszy, pewnie właśnie teraz zastrzygłyby wyłapując uważnie jego słowa.
- Musiałbyś zobaczyć kolekcję zegarków mojego ojca, mówisz dokładnie jak on. - zaśmiała się wesoło. Zegarki, zegarki z jakiegoś powodu zawsze są ważne, szczególnie wśród elit. Tak jak z resztą biżuteria wśród kobiet.
- Na szczęście popyt na kosmetyki też nie maleje, a wręcz rośnie. Miło widzieć jak wszystko się rozwija, ku naszej korzyści oczywiście. Ale oh, pewnie nie raz widziałeś jak szczęśliwe są obdarowywane kobiety i jak pięknie im w nowej biżuterii, w której czują się naprawdę jak królowe. Tak samo jest z kosmetykami, to taka biżuteria dla skóry. Tylko, że kobieta bez kosmetyków i pielęgnacji nie obroni się nawet najpiękniejszą biżuterią. - pomachała palcem z uśmiechem.
- Ale masz rację, nigdy jej nie zabraknie w sprzedaży. Moja matka zawsze mi powtarzała, że dopiero biżuteria ubiera kobietę. - zamilkła na chwilę, ale delikatny uśmiech pozostał na jej twarzy. Utkwiła wzrok w kubeczku z kakao, jakby trawiła dopiero własne słowa. I rzeczywiście tak było.
Wzięła mały łyk, który nadal ogrzewał przyjemnie gardło, niby było lato, ale na dworze jakoś nie było zbyt ciepło. Drgnęła lekko, jakoś dziwnie zmieszana, bo nagle przeszła jej po głowie ta myśl, że może powiedziała coś nie tak. Spojrzała niepewnie na chłopaka, w jego śliczne zielone oczka.
Nie trwało to jednak zbyt długo, kiedy usłyszała, że ten też uczęszcza do tej samej szkoły. Zrobiło jej się nieco lepiej, w końcu nie będzie tam sama jak palec. No bo przecież będzie mogła trzymać się z nim, prawda? Tak to działa, prawda?
Kiwnęła głową, a jej loczki podskoczyły lekko w uroczy sposób.
- Tak, dosyć często bywałam na bankietach. Rodzice bardzo chcieli, żebym jak najszybciej zrozumiała panujące tam zasady, etykieta, sam rozumiesz. No i...wiesz jak to jest, konkurs dzieci. - zaśmiała się, ale widać było, że w tym uśmiechu coś już nie pasuje.
- Chwalenie się swoimi rodzinami uchodzi za coś bardzo porządnego, przynajmniej tak zauważyłam, każdy ma być idealny. - jej uśmiech trochę zelżał. Może nie powinna o tym mówić, Evan wyraźnie traktował swój biznes dosyć poważnie. Być może, że jednak sam miał swoje zdanie na ten temat.
Jej buzia wyraźnie ociepliła się po chwili.
- Ostro! - bo do bezpośrednich ludzi to trzeba by bezpośrednio. Kompletnie nie wyłapała żadnego podtekstu, po prostu patrząc na niego bez skrupułów, czy nawet cienia zawstydzenia.
Gdyby miała na głowie kocie uszy, pewnie właśnie teraz zastrzygłyby wyłapując uważnie jego słowa.
- Musiałbyś zobaczyć kolekcję zegarków mojego ojca, mówisz dokładnie jak on. - zaśmiała się wesoło. Zegarki, zegarki z jakiegoś powodu zawsze są ważne, szczególnie wśród elit. Tak jak z resztą biżuteria wśród kobiet.
- Na szczęście popyt na kosmetyki też nie maleje, a wręcz rośnie. Miło widzieć jak wszystko się rozwija, ku naszej korzyści oczywiście. Ale oh, pewnie nie raz widziałeś jak szczęśliwe są obdarowywane kobiety i jak pięknie im w nowej biżuterii, w której czują się naprawdę jak królowe. Tak samo jest z kosmetykami, to taka biżuteria dla skóry. Tylko, że kobieta bez kosmetyków i pielęgnacji nie obroni się nawet najpiękniejszą biżuterią. - pomachała palcem z uśmiechem.
- Ale masz rację, nigdy jej nie zabraknie w sprzedaży. Moja matka zawsze mi powtarzała, że dopiero biżuteria ubiera kobietę. - zamilkła na chwilę, ale delikatny uśmiech pozostał na jej twarzy. Utkwiła wzrok w kubeczku z kakao, jakby trawiła dopiero własne słowa. I rzeczywiście tak było.
Wzięła mały łyk, który nadal ogrzewał przyjemnie gardło, niby było lato, ale na dworze jakoś nie było zbyt ciepło. Drgnęła lekko, jakoś dziwnie zmieszana, bo nagle przeszła jej po głowie ta myśl, że może powiedziała coś nie tak. Spojrzała niepewnie na chłopaka, w jego śliczne zielone oczka.
Nie trwało to jednak zbyt długo, kiedy usłyszała, że ten też uczęszcza do tej samej szkoły. Zrobiło jej się nieco lepiej, w końcu nie będzie tam sama jak palec. No bo przecież będzie mogła trzymać się z nim, prawda? Tak to działa, prawda?
Kiwnęła głową, a jej loczki podskoczyły lekko w uroczy sposób.
- Tak, dosyć często bywałam na bankietach. Rodzice bardzo chcieli, żebym jak najszybciej zrozumiała panujące tam zasady, etykieta, sam rozumiesz. No i...wiesz jak to jest, konkurs dzieci. - zaśmiała się, ale widać było, że w tym uśmiechu coś już nie pasuje.
- Chwalenie się swoimi rodzinami uchodzi za coś bardzo porządnego, przynajmniej tak zauważyłam, każdy ma być idealny. - jej uśmiech trochę zelżał. Może nie powinna o tym mówić, Evan wyraźnie traktował swój biznes dosyć poważnie. Być może, że jednak sam miał swoje zdanie na ten temat.
Jej buzia wyraźnie ociepliła się po chwili.
- Ostro! - bo do bezpośrednich ludzi to trzeba by bezpośrednio. Kompletnie nie wyłapała żadnego podtekstu, po prostu patrząc na niego bez skrupułów, czy nawet cienia zawstydzenia.
Na słowa o ojcu i jego kolekcji zegarków uśmiechnął się tylko delikatnie. Kolejnych jej słów wysłuchał z uwagą, nie przerywając i potakując głową co jakiś czas. Wygląda na to, że Marianne była zżyta ze swoją rodziną, a przede wszystkim rodzicami. Nie wyglądało to tak jak u niego i Elisabeth. Również to chełpienie się własnymi pociechami nie było dla niego tak znajome, jakby jej się mogło wydawać. Do osiemnastego roku życia, byli trzymani praktycznie pod kloszem przez obawy rodziców dotyczące zepsucia. Im młodszy umysł, tym bardziej podatny jest na różnorakie wpływy, a umówmy się- w dobie dzisiejszego internetu, mediów i wszędobylskiej polityki, nie jest to taie trudne. Dlatego Evan oraz Elisabeth byli odseparowywani od wszelkiego rodzaju złych wpływów, ciągle zajmowani różnymi zajęciami, całkowicie aprobującymi ich uwagę.
Kontakty z rówieśnikami odbywały się pod ścisłym nadzorem guwernantki, dlatego nigdy nie było możliwe całkowite rozluźnienie się i pokazanie "prawdziwego siebie". Klasa, szyk, maniery, aktorstwo.
Odetchnął krótko.
- Nie znam się za bardzo na branży kosmetycznej, ale wiem z jaką dokładnością moja siostra dobiera różne kremy i te takie pudry, fluidy...czy jak to się tam nazywa- Wzruszył ramionami. Nie ukrywał, że całkowicie się na tym nie zna, ale to chyba dobrze? W końcu nie można wszystkiego wiedzieć, hehe.
- Dobrze, że my, mężczyźni jesteśmy piękni bez makijażu - Wyszczerzył zęby w zawadiackim geście, aż zmrużył od tego łagodnie oczy.
Teraz też dopiero przekalkulował jej słowa. "Chwalenie się swoimi rodzinami uchodzi za coś pożądanego, każdy ma być idealny." Może tak właśnie było, mieli z siostrą być idealni i dlatego nie mogli żyć jak normalne dzieci. Próbował już wiele razy zrozumieć rodziców, ale chyba nigdy to się nie wydarzy. Za dużo było znaków zapytania, za dużo myśli i przypuszczeń. Musi chyba w końcu odpuścić.
- No proszę, tego się nie spodziewałem - Uniósł jedną brew i wykrzywił usta w półuśmiechu.
- Ta z jalapeno? - Położył kartę na stole, sprawnym ruchem dłoni, przekręcając ją w kierunku dziewczyny, i wskazał odpowiednią pozycję. Dobrze, że na siebie wpadli, bo pomogła mu zdecydować. Zapewne gdyby był sam stwierdziłby, że bierze dwie, kosztując z nich zaledwie po kawałku.
Kontakty z rówieśnikami odbywały się pod ścisłym nadzorem guwernantki, dlatego nigdy nie było możliwe całkowite rozluźnienie się i pokazanie "prawdziwego siebie". Klasa, szyk, maniery, aktorstwo.
Odetchnął krótko.
- Nie znam się za bardzo na branży kosmetycznej, ale wiem z jaką dokładnością moja siostra dobiera różne kremy i te takie pudry, fluidy...czy jak to się tam nazywa- Wzruszył ramionami. Nie ukrywał, że całkowicie się na tym nie zna, ale to chyba dobrze? W końcu nie można wszystkiego wiedzieć, hehe.
- Dobrze, że my, mężczyźni jesteśmy piękni bez makijażu - Wyszczerzył zęby w zawadiackim geście, aż zmrużył od tego łagodnie oczy.
Teraz też dopiero przekalkulował jej słowa. "Chwalenie się swoimi rodzinami uchodzi za coś pożądanego, każdy ma być idealny." Może tak właśnie było, mieli z siostrą być idealni i dlatego nie mogli żyć jak normalne dzieci. Próbował już wiele razy zrozumieć rodziców, ale chyba nigdy to się nie wydarzy. Za dużo było znaków zapytania, za dużo myśli i przypuszczeń. Musi chyba w końcu odpuścić.
- No proszę, tego się nie spodziewałem - Uniósł jedną brew i wykrzywił usta w półuśmiechu.
- Ta z jalapeno? - Położył kartę na stole, sprawnym ruchem dłoni, przekręcając ją w kierunku dziewczyny, i wskazał odpowiednią pozycję. Dobrze, że na siebie wpadli, bo pomogła mu zdecydować. Zapewne gdyby był sam stwierdziłby, że bierze dwie, kosztując z nich zaledwie po kawałku.
Marianne zawsze porównywała bogate rodziny do jabłuszka Królewny Śnieżki. Śliczne, czerwone i lśniące z wierzchu, a w środku bardzo często trujące i toksyczne. Sama nigdy swoich rodziców do końca nie rozgryzła, raz byli kochający, potem nadmiernie wymagający i chłodni. Trudno było im to zrównoważyć, musiała nauczyć się dostosowywać do humorów i sytuacji. Pomimo tego, faktycznie większość życia otoczona rodzicielskimi dłońmi, była od nich całkowicie zależna. Na szczęście znajomych mogła zawsze mieć jakichkolwiek, chociaż trzeba było utrzymywać pewne znajomości sztucznie. Tak właśnie, elegancko.
Oparła łokcie na stole, potem wspierając podbródek na dłoniach i wsłuchując się w chłopaka. Roześmiała się szybko na jego słowa i spojrzała rozbawiona w jego oczy. Jakimś cudem trafiła na Evana Cartiera, trudno w to uwierzyć. No i w to, że ją posadził przy swoim stoliku, a teraz jeszcze zamierza karmić za swoje pieniądze. Może czasem naprawdę warto się zgubić, skoro przytrafiają się takie rzeczy. Zamachała nogami pod stołem delikatnie.
Wyciągnęła dłonie smukłymi palcami łapiąc za przysuniętą w jej stronę kartę.
- Pewnie spodziewałeś się, że jem tylko ciastka i truskawki z bitą śmietaną? - uśmiechnęła się lekko, spojrzeniem jednak błądząc po karcie. Obróciła ją wyraźnie sprawdzając ilość kalorii i zawartość tłuszczu.
- Ta z jalapeno wygląda dobrze. - spojrzała na niego zadowolona z ich wspólnego wyboru.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam jakąkolwiek pizzę. Zazwyczaj byłam tym nieszczęsnym ziemniakiem, który nie mógł jeść tłustych rzeczy, a wszyscy jedzą to tylko wieczorami z jakiegoś powodu.
- wsparła się na ręce patrząc gdzieś w sufit.
- Um...będę mogła ci się jakoś odwdzięczyć? Nie lubię czuć się komuś dłużna. - spojrzała na niego lekko zakłopotana nagle.
Oparła łokcie na stole, potem wspierając podbródek na dłoniach i wsłuchując się w chłopaka. Roześmiała się szybko na jego słowa i spojrzała rozbawiona w jego oczy. Jakimś cudem trafiła na Evana Cartiera, trudno w to uwierzyć. No i w to, że ją posadził przy swoim stoliku, a teraz jeszcze zamierza karmić za swoje pieniądze. Może czasem naprawdę warto się zgubić, skoro przytrafiają się takie rzeczy. Zamachała nogami pod stołem delikatnie.
Wyciągnęła dłonie smukłymi palcami łapiąc za przysuniętą w jej stronę kartę.
- Pewnie spodziewałeś się, że jem tylko ciastka i truskawki z bitą śmietaną? - uśmiechnęła się lekko, spojrzeniem jednak błądząc po karcie. Obróciła ją wyraźnie sprawdzając ilość kalorii i zawartość tłuszczu.
- Ta z jalapeno wygląda dobrze. - spojrzała na niego zadowolona z ich wspólnego wyboru.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam jakąkolwiek pizzę. Zazwyczaj byłam tym nieszczęsnym ziemniakiem, który nie mógł jeść tłustych rzeczy, a wszyscy jedzą to tylko wieczorami z jakiegoś powodu.
- wsparła się na ręce patrząc gdzieś w sufit.
- Um...będę mogła ci się jakoś odwdzięczyć? Nie lubię czuć się komuś dłużna. - spojrzała na niego lekko zakłopotana nagle.
/Piszę już trzeci raz tego posta, bo tyle razy się usunął. Wczoraj jednak poziom frustracji był tak wysoki, że nie mogłem próbować jeszcze raz. Wybacz :c
Uśmiechnął się lekko na jej słowa. Złapał się na tym, że w jej towarzystwie dosyć często to robi. Zwykle pozbawiona emocji twarz Evana, przywodząca na myśl marmurowe posągi o jednym i niezmiennym wyrazie oblicza, teraz wyraźnie się ożywiła.
Czyż to nie ciekawe, w jaki sposób działała na niego Marianne? Zdawałoby się, że posiada w sobie tyle słodkości i niewinności (może tylko z pozoru?), że jest w stanie obdzielić nimi niejedną osobę, a przy tym zachować swe naturalne pokłady energii.
Interesującym był też fakt jak szybko udało im się znaleźć wspólną nić porozumienia, choć może to tylko złudzenie, wywołane kłopotliwym położeniem dziewczyny?
Czarnowłosy nigdy nie zachowywał się przy kimś spoza rodziny tak swobodnie, i to jeszcze podczas pierwszego spotkania! Teraz był jednak zbyt przejęty tym, by jego towarzyszka poczuła się komfortowo i przede wszystkim przestała myśleć o negatywnych rzeczach, które na powrót mogłyby ją skłonić do płaczu, by to analizować.
- Wręcz było to pierwsze, co bym odrzucił - Potrząsnął delikatnie głową, chcąc poruszyć włosami, które opadając mu na czoło, cisnęły się uparcie do oczu.
- Oczywiście zaraz po tym, kiedy zorientowałem się, że dbasz o linię. - Zwilżył językiem lekko wyschnięte usta.
- Napijesz się jeszcze czegoś? - Zaproponował i w tym samym momencie zaprosił do ich stolika kelnera, składając zamówienie.
Zamówił oczywiście dużą pizzę jalapeno, na cienkim cieście. Nie uznawał innego rodzaju. Składniki muszą być wyczuwalne, w końcu to o nie tutaj chodzi!
Zawsze też uważał, że pizza na grubym cieście jest dla osób, które chcą się bezsensownie, na szybko zapchać, właściwie nie interesując się tym jak na prawdę powinno smakować to danie.
On uwielbiał jeść, kosztować nowych rzeczy, rozkoszować się ich zapachem...Sam jednak miał dwie lewe ręce jeśli chodziło o gotowanie. Tak już wyszło. Dobrze, że miał warunki, by dziennie stołować się na mieście.
- Znam się trochę na sporcie, diecie i suplementacji, dlatego wiem, że truskawki ze śmietaną nie byłyby najlepszym wyjściem. - Ukazał linię białych, aż przerażająco perfekcyjnie prostych zębów.
- Zdziwiłem się jednak, że lubisz ostre rzeczy. Nie spodziewałem się tego. - Panna pełna sprzeczności. Urocza, nieco naiwna, ale w tym bardzo...urocza. No, innego słowa nie można użyć, tak świetnie ją opisuje!
Uniósł nieco brwi i ściągnął je ku sobie, jednak nie był to wyraz o negatywnym znaczeniu.
- Nieszczęsnym ziemniakiem? - Pierwszy raz spotkał się z takim określeniem i nie wiedział, czy ma już się czuć staro, czy po prostu w innych zakątkach świata tak się mówi.
Dobrze, że ma jednak czas, by nadrobić zaległości.
Przemyślał przez chwilę jej słowa dotyczące 'zadośćuczynienia", teatralnie spoglądając w górę i przekrzywił ustka uformowane w tak zwany "dzióbek" w bok.
- Niech no pomyślę...- Nastała chwila ciszy, którą przerwał bez jakiegokolwiek wstępu.
- Pójdziesz ze mną na kolejną pizzę.- Poczuł się odpowiedzialny zmienić jej dotychczasowe pizzowe życie. Jak można odmawiać sobie tak długo takiej przyjemności jaką było jedzenie tej włoskiej potrawy, by tego nie pamiętać?
Definitywnie muszą to zmienić.
Uśmiechnął się lekko na jej słowa. Złapał się na tym, że w jej towarzystwie dosyć często to robi. Zwykle pozbawiona emocji twarz Evana, przywodząca na myśl marmurowe posągi o jednym i niezmiennym wyrazie oblicza, teraz wyraźnie się ożywiła.
Czyż to nie ciekawe, w jaki sposób działała na niego Marianne? Zdawałoby się, że posiada w sobie tyle słodkości i niewinności (może tylko z pozoru?), że jest w stanie obdzielić nimi niejedną osobę, a przy tym zachować swe naturalne pokłady energii.
Interesującym był też fakt jak szybko udało im się znaleźć wspólną nić porozumienia, choć może to tylko złudzenie, wywołane kłopotliwym położeniem dziewczyny?
Czarnowłosy nigdy nie zachowywał się przy kimś spoza rodziny tak swobodnie, i to jeszcze podczas pierwszego spotkania! Teraz był jednak zbyt przejęty tym, by jego towarzyszka poczuła się komfortowo i przede wszystkim przestała myśleć o negatywnych rzeczach, które na powrót mogłyby ją skłonić do płaczu, by to analizować.
- Wręcz było to pierwsze, co bym odrzucił - Potrząsnął delikatnie głową, chcąc poruszyć włosami, które opadając mu na czoło, cisnęły się uparcie do oczu.
- Oczywiście zaraz po tym, kiedy zorientowałem się, że dbasz o linię. - Zwilżył językiem lekko wyschnięte usta.
- Napijesz się jeszcze czegoś? - Zaproponował i w tym samym momencie zaprosił do ich stolika kelnera, składając zamówienie.
Zamówił oczywiście dużą pizzę jalapeno, na cienkim cieście. Nie uznawał innego rodzaju. Składniki muszą być wyczuwalne, w końcu to o nie tutaj chodzi!
Zawsze też uważał, że pizza na grubym cieście jest dla osób, które chcą się bezsensownie, na szybko zapchać, właściwie nie interesując się tym jak na prawdę powinno smakować to danie.
On uwielbiał jeść, kosztować nowych rzeczy, rozkoszować się ich zapachem...Sam jednak miał dwie lewe ręce jeśli chodziło o gotowanie. Tak już wyszło. Dobrze, że miał warunki, by dziennie stołować się na mieście.
- Znam się trochę na sporcie, diecie i suplementacji, dlatego wiem, że truskawki ze śmietaną nie byłyby najlepszym wyjściem. - Ukazał linię białych, aż przerażająco perfekcyjnie prostych zębów.
- Zdziwiłem się jednak, że lubisz ostre rzeczy. Nie spodziewałem się tego. - Panna pełna sprzeczności. Urocza, nieco naiwna, ale w tym bardzo...urocza. No, innego słowa nie można użyć, tak świetnie ją opisuje!
Uniósł nieco brwi i ściągnął je ku sobie, jednak nie był to wyraz o negatywnym znaczeniu.
- Nieszczęsnym ziemniakiem? - Pierwszy raz spotkał się z takim określeniem i nie wiedział, czy ma już się czuć staro, czy po prostu w innych zakątkach świata tak się mówi.
Dobrze, że ma jednak czas, by nadrobić zaległości.
Przemyślał przez chwilę jej słowa dotyczące 'zadośćuczynienia", teatralnie spoglądając w górę i przekrzywił ustka uformowane w tak zwany "dzióbek" w bok.
- Niech no pomyślę...- Nastała chwila ciszy, którą przerwał bez jakiegokolwiek wstępu.
- Pójdziesz ze mną na kolejną pizzę.- Poczuł się odpowiedzialny zmienić jej dotychczasowe pizzowe życie. Jak można odmawiać sobie tak długo takiej przyjemności jaką było jedzenie tej włoskiej potrawy, by tego nie pamiętać?
Definitywnie muszą to zmienić.
//To raczej ja powinnam przepraszać, praca mnie skutecznie zabiła, dlatego dopiero teraz odpis ;^;
Chcąc czy nie chcąc, świadomie czy nieświadomie. Marianne zdarzało się rozsiewać entuzjazm po różnych gburach tego świata. Bardzo prawdopodobne, że działało w taki sam sposób, w jaki działają małe dzieci i zwierzątka. Słodziutkie i urocze, żeby ktoś się nimi zajął. Możliwe, że dziewczyna została w taki sposób wychowana, albo to skrzywienie z dzieciństwa, a przynajmniej takie opinie głosił jeden z jej psychologów. Dla większości osób jednak to po prostu nieco odmienny od normy charakterek. Jedno było pewne w tym wszystkim, lubiła się sobą dzielić z innymi i często była w tym dosyć bezpośrednia. Przecież przed chwilą prawie władowała mu się na kolana?
Swoją drogą, gdyby ktoś właśnie zapytał ją o Evana, w życiu nie powiedziałaby, że to marmurowy posąg bez wiązki emocji. W końcu to on zaprosił ją, jeszcze nieznajomą, do stolika i na dodatek chce ją nakarmić. Chyba ten gest wystarczy, aby dziewczyna ułożyła sobie w głowie jego całkiem pozytywny wizerunek, przemiłego chłopaka ze złotym sercem.
Przeczesała ręką jeden z loków i zakręciła kosmyk włosów na palcu.
- To nie przypadek, że ludzie z ponadprzeciętną kwotą na koncie bankowym wyglądają zawsze pięknie, prawda? - zaśmiała się pokazując białe ząbki. Nie skomentowała tego dalej, uznając, że jest to dosyć jasny przekaz dla chłopaka. Istotnie, dla niej to nie był przypadek. Bogaci brzydale? To się przecież nie zdarzało, a jeśli już, to naprawdę były to drobne wyjątki. Każdy chciał mieć piękne zęby, zadbane włosy, idealną sylwetkę. A jeśli sam nie chciał, to musiał. Tego się obecnie wymagało, aby interes dobrze prosperował.
- Zdam się na Ciebie w kwestii picia. Skoro i tak mam nie trzymać się ustalonej diety, to już mi nic nie zaszkodzi. - wzruszyła lekko ramionami i zamachała lekko nogami pod stołem. Jak się buntować to na całego, prawda? Posłała mu uśmiech i spojrzenie pełne zaufania.
Zasłoniła usta piąstką dłoni i zaśmiała się na jego słowa.
- Po prostu wszyscy zawsze myślą, że nie jem nic oprócz słodyczy. A...nie przejmuj się, to tylko ja tak mówię, o nieszczęsnym ziemniaku. - kiwnęła lekko głową i wyprostowała nieco nieszczęsną tym razem sukienkę.
Podniosła wzrok w momencie, kiedy chłopak zaczął zastanawiać się nad jej rekompensatą. Zamrugała trzepocząc rzęsami w zdziwieniu na jego odpowiedź. Tego się raczej nie spodziewała. Trwało to jednak jedynie chwilę, kiedy jej buzię ponownie rozświetlił słodki uśmiech.
- Ale następnym razem ja płacę w takim razie. - przechyliła lekko głowę i ścisnęła w dłoni zapłakaną przez nią wcześniej serwetkę.
Chcąc czy nie chcąc, świadomie czy nieświadomie. Marianne zdarzało się rozsiewać entuzjazm po różnych gburach tego świata. Bardzo prawdopodobne, że działało w taki sam sposób, w jaki działają małe dzieci i zwierzątka. Słodziutkie i urocze, żeby ktoś się nimi zajął. Możliwe, że dziewczyna została w taki sposób wychowana, albo to skrzywienie z dzieciństwa, a przynajmniej takie opinie głosił jeden z jej psychologów. Dla większości osób jednak to po prostu nieco odmienny od normy charakterek. Jedno było pewne w tym wszystkim, lubiła się sobą dzielić z innymi i często była w tym dosyć bezpośrednia. Przecież przed chwilą prawie władowała mu się na kolana?
Swoją drogą, gdyby ktoś właśnie zapytał ją o Evana, w życiu nie powiedziałaby, że to marmurowy posąg bez wiązki emocji. W końcu to on zaprosił ją, jeszcze nieznajomą, do stolika i na dodatek chce ją nakarmić. Chyba ten gest wystarczy, aby dziewczyna ułożyła sobie w głowie jego całkiem pozytywny wizerunek, przemiłego chłopaka ze złotym sercem.
Przeczesała ręką jeden z loków i zakręciła kosmyk włosów na palcu.
- To nie przypadek, że ludzie z ponadprzeciętną kwotą na koncie bankowym wyglądają zawsze pięknie, prawda? - zaśmiała się pokazując białe ząbki. Nie skomentowała tego dalej, uznając, że jest to dosyć jasny przekaz dla chłopaka. Istotnie, dla niej to nie był przypadek. Bogaci brzydale? To się przecież nie zdarzało, a jeśli już, to naprawdę były to drobne wyjątki. Każdy chciał mieć piękne zęby, zadbane włosy, idealną sylwetkę. A jeśli sam nie chciał, to musiał. Tego się obecnie wymagało, aby interes dobrze prosperował.
- Zdam się na Ciebie w kwestii picia. Skoro i tak mam nie trzymać się ustalonej diety, to już mi nic nie zaszkodzi. - wzruszyła lekko ramionami i zamachała lekko nogami pod stołem. Jak się buntować to na całego, prawda? Posłała mu uśmiech i spojrzenie pełne zaufania.
Zasłoniła usta piąstką dłoni i zaśmiała się na jego słowa.
- Po prostu wszyscy zawsze myślą, że nie jem nic oprócz słodyczy. A...nie przejmuj się, to tylko ja tak mówię, o nieszczęsnym ziemniaku. - kiwnęła lekko głową i wyprostowała nieco nieszczęsną tym razem sukienkę.
Podniosła wzrok w momencie, kiedy chłopak zaczął zastanawiać się nad jej rekompensatą. Zamrugała trzepocząc rzęsami w zdziwieniu na jego odpowiedź. Tego się raczej nie spodziewała. Trwało to jednak jedynie chwilę, kiedy jej buzię ponownie rozświetlił słodki uśmiech.
- Ale następnym razem ja płacę w takim razie. - przechyliła lekko głowę i ścisnęła w dłoni zapłakaną przez nią wcześniej serwetkę.
Skoro już jesteśmy przy kwestii wychowania, to należy wstać i uczcić minutą ciszy wieloletnie, nieocenione wysiłki guwernantki Cartierów. Surowe i lodowate spojrzenie, potrafiące natychmiastowo przywołać do porządku, a przynajmniej wywołać dreszcze przerażenia. Pomarszczona twarz, która zdawała się rzadko prezentować uśmiech, ze względu na mniej widoczne i znacznie płytsze zmarszczki mimiczne. Siwe włosy, za każdym razem starannie uczesane w ten sam sposób-klasyczny kok, utrwalony dużą ilością lakieru. Zawsze nim pachniała. Nim i tą kuriozalnie specyficzną wonią starszych ludzi.
Wzdrygnął się tak, jakby wspomnienie stało się na tyle rzeczywiste, aż wydało mu się, że jego nozdrza wychwyciły ten dziwny, starczy marazm. Przez krótką chwilę znowu tam był. W latach młodości, które nie były tak beztroskie i kolorowe, jakie powinny być.
Koniec końców, wszystkie przejawy dobrego zachowania, trzeba było przyznać tej ostrej, i wymagającej z natury kobiecie. Wielokrotne upomnienia, reprymendy, a przede wszystkim kary- wyegzekwowały odpowiedni system zachowawczy u Evana. Nikt tak na prawdę nie wiedział, czy decyduje się na prawidłowe (w oczach społeczeństwa) działania z dobrego serca, czy mechanicznie podejmowanych wyborów, będące efektem systemu behawioralnego zastosowanego przez nauczycielkę.
Z ferworu wspomnień wyrwało go pytanie retoryczne Marianne, na które raczej nie oczekiwała żadnej odpowiedzi. Może tylko krótkiego potwierdzenia? Sugerowała to końcówka jej wypowiedzi.
Gdyby jednak tak zrobił, mieliby kolejną rzecz, w której są zgodni. Nie zrobił nic. Nie zareagował.
Istotnie, pieniądze ułatwiały wiele rzeczy, a niektórzy nie tyle stawali się atrakcyjni, co ich pieniądze. O takich ludziach nie mógł powiedzieć, że zawsze wyglądali pięknie.
Wuj Berton na pewno się do takich nie zaliczał. Wiecznie spocony spaślak, z obrzydliwie grubym portfelem, cygarem w ręku i dorodną łysinką. Bleh.
Jeszcze trochę zacznie zagłębiać się we wspomnienia i całkowicie straci apetyt!
Mlasnął z lekkim niesmakiem, co opatrznie mogła zrozumieć jako odpowiedź na słowa dotyczące napoju. Pozwalała mu decydować dlatego, że chciała poznać jego gusta, czy też nie potrafiła się zdecydować?
Zamówił napój aloesowy, którego pozycja w karcie nagle stała się dla niego atrakcyjna. Przykuła wzrok, krzyczała, sprawiając, że nabrał ochoty na ten trunek.
- Tego byłoby już chyba wtedy za dużo - Poruszył lewym kącikiem ust, wykrzywiając je w delikatnym uśmiechu.
- Za dużo słodkości - Druga strona warg poszła w ślad poprzedniego ruchu tej samej części twarzy.
Wyczekiwał cierpliwie odpowiedzi, a kiedy zabrzmiał jej głos, zawtórował mu dźwięczny śmiech chłopaka.
- Nie zamierzam się sprzeciwiać - Uniósł dłonie na wysokość barków, niczym przyłapany na kradzieży złodziej, nie zamierzający sprawiać kłopotu policji, lub osobie, która go nakryła.
Nie musieli długo czekać, kiedy kelner przyniósł pełny napoju dzbanek, oraz czyste szklanki. Na pizzę musieli jeszcze trochę poczekać. Czas ten jednak minął szybko, dzięki rozmowie, którą prowadzili.
W tym czasie Evan opowiadał o swoim kocie, który zachowuje się czasami jak pies, witając go w drzwiach, czy nie opuszczając go w rezydencji o krok. Powiedział również o swoich muzycznych uzdolnieniach i dwóch instrumentach, które udało mu się opanować.
Kiedy kończył, właściwie monolog, kelner przyniósł dużą, pięknie pachnącą pizzę.
- Wybacz, trochę się rozgadałem. Nie wydarza się to zbyt często, teraz ty opowiedz mi o sobie, o swoim hobby...Może uda ci się mnie zaskoczyć? - Rzucił jej nieco wyzywające spojrzenie, doprawione w idealnych proporcjach arogancją wymieszaną z ciekawością. Jednocześnie gestem dłoni wskazał na pizzę, sugerując tym samym poczęstowanie się.
/zamrażamy fabułę, dopóki Baby nie wróci!
Wzdrygnął się tak, jakby wspomnienie stało się na tyle rzeczywiste, aż wydało mu się, że jego nozdrza wychwyciły ten dziwny, starczy marazm. Przez krótką chwilę znowu tam był. W latach młodości, które nie były tak beztroskie i kolorowe, jakie powinny być.
Koniec końców, wszystkie przejawy dobrego zachowania, trzeba było przyznać tej ostrej, i wymagającej z natury kobiecie. Wielokrotne upomnienia, reprymendy, a przede wszystkim kary- wyegzekwowały odpowiedni system zachowawczy u Evana. Nikt tak na prawdę nie wiedział, czy decyduje się na prawidłowe (w oczach społeczeństwa) działania z dobrego serca, czy mechanicznie podejmowanych wyborów, będące efektem systemu behawioralnego zastosowanego przez nauczycielkę.
Z ferworu wspomnień wyrwało go pytanie retoryczne Marianne, na które raczej nie oczekiwała żadnej odpowiedzi. Może tylko krótkiego potwierdzenia? Sugerowała to końcówka jej wypowiedzi.
Gdyby jednak tak zrobił, mieliby kolejną rzecz, w której są zgodni. Nie zrobił nic. Nie zareagował.
Istotnie, pieniądze ułatwiały wiele rzeczy, a niektórzy nie tyle stawali się atrakcyjni, co ich pieniądze. O takich ludziach nie mógł powiedzieć, że zawsze wyglądali pięknie.
Wuj Berton na pewno się do takich nie zaliczał. Wiecznie spocony spaślak, z obrzydliwie grubym portfelem, cygarem w ręku i dorodną łysinką. Bleh.
Jeszcze trochę zacznie zagłębiać się we wspomnienia i całkowicie straci apetyt!
Mlasnął z lekkim niesmakiem, co opatrznie mogła zrozumieć jako odpowiedź na słowa dotyczące napoju. Pozwalała mu decydować dlatego, że chciała poznać jego gusta, czy też nie potrafiła się zdecydować?
Zamówił napój aloesowy, którego pozycja w karcie nagle stała się dla niego atrakcyjna. Przykuła wzrok, krzyczała, sprawiając, że nabrał ochoty na ten trunek.
- Tego byłoby już chyba wtedy za dużo - Poruszył lewym kącikiem ust, wykrzywiając je w delikatnym uśmiechu.
- Za dużo słodkości - Druga strona warg poszła w ślad poprzedniego ruchu tej samej części twarzy.
Wyczekiwał cierpliwie odpowiedzi, a kiedy zabrzmiał jej głos, zawtórował mu dźwięczny śmiech chłopaka.
- Nie zamierzam się sprzeciwiać - Uniósł dłonie na wysokość barków, niczym przyłapany na kradzieży złodziej, nie zamierzający sprawiać kłopotu policji, lub osobie, która go nakryła.
Nie musieli długo czekać, kiedy kelner przyniósł pełny napoju dzbanek, oraz czyste szklanki. Na pizzę musieli jeszcze trochę poczekać. Czas ten jednak minął szybko, dzięki rozmowie, którą prowadzili.
W tym czasie Evan opowiadał o swoim kocie, który zachowuje się czasami jak pies, witając go w drzwiach, czy nie opuszczając go w rezydencji o krok. Powiedział również o swoich muzycznych uzdolnieniach i dwóch instrumentach, które udało mu się opanować.
Kiedy kończył, właściwie monolog, kelner przyniósł dużą, pięknie pachnącą pizzę.
- Wybacz, trochę się rozgadałem. Nie wydarza się to zbyt często, teraz ty opowiedz mi o sobie, o swoim hobby...Może uda ci się mnie zaskoczyć? - Rzucił jej nieco wyzywające spojrzenie, doprawione w idealnych proporcjach arogancją wymieszaną z ciekawością. Jednocześnie gestem dłoni wskazał na pizzę, sugerując tym samym poczęstowanie się.
/zamrażamy fabułę, dopóki Baby nie wróci!
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach