▲▼
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
PRACOWNICY
Zgłoś się do pracy!
Cyrus Merrick (NPC)
Właściciel Lokalu
North 'Jackdaw' Callahan
Kucharz
Tradycyjna pizzeria w neapolitańskim stylu o długiej, wartej spisania w księgach tradycji i nienagannych recepturach. Typowo włoskie, cienkie ciasto, przygotowywane przez kucharzy zasługujących na nawet więcej niż pięć gwiazdek, zdaje się jednocześnie być chrupiące, delikatnie ciągnące się, ale i także rozpływające w ustach. Również współpraca z zaprzyjaźnioną rodzinną winiarnią pozwala nie tylko na przystępne ceny importowanych butelek, ale i doskonały smak, pozyskany ze świetnej jakości produktów.
Samo wnętrze lokalu jest niewielkie, raczej przytulne, zachowane w ciepłych, beżowych odcieniach, gdzieniegdzie pozostawiono jednak "nagie" ściany, gdzie widoczna jest czerwona cegła. Nieco mdławe światło nadaje także zdecydowanie intymnej atmosfery, owiewając wszystko nutką tajemniczości.
Wspominałam także o miękkich sofach, obitych kawowym flauszem? No tak. Więc są niesamowicie wygodne.
Samo wnętrze lokalu jest niewielkie, raczej przytulne, zachowane w ciepłych, beżowych odcieniach, gdzieniegdzie pozostawiono jednak "nagie" ściany, gdzie widoczna jest czerwona cegła. Nieco mdławe światło nadaje także zdecydowanie intymnej atmosfery, owiewając wszystko nutką tajemniczości.
Wspominałam także o miękkich sofach, obitych kawowym flauszem? No tak. Więc są niesamowicie wygodne.
Łatwo pogodził się z tym, że nie został wzięty na poważnie. Nie był na tyle naiwny, aby wierzyć, iż Ivan przytaknie grzecznie na jego słowa, po czym gorliwie zacznie zmieniać swoje kulinarne upodobania. Zresztą, wcale nie odżywiał się niezdrowo, przynajmniej od kilku tygodni, podczas których miał szansę na zasmakowanie w domowej kuchni i to pod okiem zawodowego kucharza. Rudzielec w dużej mierze gotował dla siebie, dlatego zawsze uważał na to, co przyrządza i jak bardzo jest to dobre dla jego organizmu. Jednak to jego współlokator, w końcowym rozrachunku, pochłaniał ogromne ilości przygotowanych przez niego dań. Darował więc sobie dalsze nawracanie towarzysza na jedyną słuszną ścieżkę w gastronomii, którą była tylko i wyłącznie zdrowa, zbilansowana dieta. Sam nieświadomie dbał od pewnego czasu o dobre nawyki żywieniowe Rosjanina. Mogą więc swobodnie od czasu do czasu zajadać się pizzą, jednak powinni ograniczyć takie uczty do minimum. Ale czy miał prawo zakazywać współlokatorowi czegokolwiek? Jeść poza domem przecież mu nie zabroni.
– Nie musisz go przede mną tłumaczyć – wymamrotał pod nosem z niezbyt zadowolonym wyrazem twarzy. Starszy z braci zwyczajnie nie przypadł mu do gustu, a wszystko przez jego wredne insynuacje. Feniks nadal czuł się urażony tym, że zarzucono mu, iż mógłby szwendać się po klubach, aby dawać w nich dupy. – Dobrze, że go sobie cenisz, w końcu to twój brat.
Ivan mógł się z nim doskonale dogadywać lub żreć niczym dwa psy, a jego współlokatorowi i tak nie byłoby nic do tego. Nawet w najmniejszym stopniu nie ogarniał dynamiki między tym rosyjskim rodzeństwem. Na młodszego Roshenko był skazany, od starszego wolał trzymać się z daleka.
Na swoją propozycję nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Rozmówca co prawda wzruszył ramionami, jednak nie było po nim widać choćby śladu zainteresowania ofertą. Najwidoczniej nie rozumiał powodów, dla których w ogóle została skierowana w jego stronę. Liczenie na to, że odpowie pozytywnie i zaoferuje podobne rozwiązanie ze swojej strony, było idiotyzmem. Właśnie dlatego rudy wcinał kolejny kawałek pizzy, aby znów czegoś nie chlapnąć.
– Mówiłeś, że bierzesz wolne – wyrzucił z siebie w pierwszej chwili, marszcząc przy tym brwi z zastanowieniu. Nie wydawało mu się, aby wyjście do tak specyficznego klubu właśnie dziś było dobrym pomysłem. Kompletnie nie był na to przygotowany, a chciał przynajmniej dowiedzieć się, co może go czekać na miejscu. – Wiesz co, może innym razem. Te darmowe drinki bardzo kuszą, ale na dziś mam raczej dość atrakcji.
Cóż, przynajmniej był szczery. Wizyta kłopotliwego gościach w ich mieszkaniu zbyt mocno go zaabsorbowała. I jeszcze ten wypad na pizzę. Nie chciał zbyt długo męczyć Ivana swoją osobą. Zaczęli lepiej się ze sobą komunikować, udało im się też zjeść już po połowie swoich zamówień. Rudzielec już na tym etapie miał wątpliwości, czy uda mu się zjeść wszystkie kawałki, a przecież zdecydował się na średnią pizzę. W końcu sięgnął po szklankę coli i upił kilka łyków, na chwilę odrywając się od jedzenia.
– Nie musisz go przede mną tłumaczyć – wymamrotał pod nosem z niezbyt zadowolonym wyrazem twarzy. Starszy z braci zwyczajnie nie przypadł mu do gustu, a wszystko przez jego wredne insynuacje. Feniks nadal czuł się urażony tym, że zarzucono mu, iż mógłby szwendać się po klubach, aby dawać w nich dupy. – Dobrze, że go sobie cenisz, w końcu to twój brat.
Ivan mógł się z nim doskonale dogadywać lub żreć niczym dwa psy, a jego współlokatorowi i tak nie byłoby nic do tego. Nawet w najmniejszym stopniu nie ogarniał dynamiki między tym rosyjskim rodzeństwem. Na młodszego Roshenko był skazany, od starszego wolał trzymać się z daleka.
Na swoją propozycję nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Rozmówca co prawda wzruszył ramionami, jednak nie było po nim widać choćby śladu zainteresowania ofertą. Najwidoczniej nie rozumiał powodów, dla których w ogóle została skierowana w jego stronę. Liczenie na to, że odpowie pozytywnie i zaoferuje podobne rozwiązanie ze swojej strony, było idiotyzmem. Właśnie dlatego rudy wcinał kolejny kawałek pizzy, aby znów czegoś nie chlapnąć.
– Mówiłeś, że bierzesz wolne – wyrzucił z siebie w pierwszej chwili, marszcząc przy tym brwi z zastanowieniu. Nie wydawało mu się, aby wyjście do tak specyficznego klubu właśnie dziś było dobrym pomysłem. Kompletnie nie był na to przygotowany, a chciał przynajmniej dowiedzieć się, co może go czekać na miejscu. – Wiesz co, może innym razem. Te darmowe drinki bardzo kuszą, ale na dziś mam raczej dość atrakcji.
Cóż, przynajmniej był szczery. Wizyta kłopotliwego gościach w ich mieszkaniu zbyt mocno go zaabsorbowała. I jeszcze ten wypad na pizzę. Nie chciał zbyt długo męczyć Ivana swoją osobą. Zaczęli lepiej się ze sobą komunikować, udało im się też zjeść już po połowie swoich zamówień. Rudzielec już na tym etapie miał wątpliwości, czy uda mu się zjeść wszystkie kawałki, a przecież zdecydował się na średnią pizzę. W końcu sięgnął po szklankę coli i upił kilka łyków, na chwilę odrywając się od jedzenia.
Czuł jakąś naturalną potrzebę wytłumaczenia Nicolaia. Fakt, faktem, starszy Roshenko miał cholernie dobry kontakt z ludźmi, ale śmierdział tym swoim naturalnym zjebaniem. Najwyraźniej Feniks nie dał się podejść i z automatu wyczuł, że coś jest nie tak… Ivanowi natomiast pozostawało liczyć na to, że tak zostanie. Że z czasem nie zmieni podejścia i przypadkiem nie polubi Nicolaia. Poczucie sympatii względem jego osoby było tym momentem, w którym Nico miał już ofiarę w garści i pozostawało wymyśleć, co z nią zrobić.
Ivan skarcił siebie samego w myślach, raz jeszcze starając się wmówić sobie samemu, że jedyne co go powinno obchodzić to czy Feniks płaci swoją połowę rachunków. Nic więcej.
- Jak już ruszyłem się z domu to nawet mogę iść do pracy – przyznał. – Sądziłem, że Nico wpadł na dłużej. Wtedy na pewno musiałbym zostać – dodał.
Został mu ostatni kawałek pizzy i jakoś podświadomie zaczął myśleć o ewentualnym zamówieniu czegoś jeszcze. Powstrzymał go upływający czas – nie zdążyłby ogarnąć się do roboty. Zawsze mógł zaliczyć jakieś żarcie jeszcze po drodze do klubu i zazwyczaj tak właśnie robił. Jadł w drodze do pracy, w samej pracy i ostatecznie – wracając z pracy.
- Będziesz to kończył? – taktowny, kulturalny, porządnie wychowany, pełen klasy Rosjanin. Ivan właśnie subtelnie zasugerował Feniksowi, że chętnie zje także to, czego on już nie był w stanie dojeść. Przynajmniej nie będzie musiał czekać aż ewentualne drugie zamówienie zostałoby zrealizowane…
- Okej, okej. Jak nie chcesz, nie będę cię zmuszał – przyznał. – Jeśli zmienisz zdanie, wiesz gdzie mnie szukać – odparł. Nie czuł się urażony tym, że Feniks zrezygnował z dzisiejszego wypadu – doskonale go rozumiał. Ten dzień minął jednak na tyle swobodnie i przyjemnie, że chętnie skorzystałby z jego towarzystwa w pracy. Zawsze czas szybciej leciał, gdy przy barze siedział ktoś przyjemniejszy niż te wszystkie codzienne, schlane mordy, które już tak dobrze znał. Szansa na znalezienie porządnego partnera w BigQ była naprawdę znikoma. Tam przychodziły już tylko kanalie pokroju Camilla. Właściwie Rosjanin miał wrażenie, że z momentem pierwszego wejścia Francuza do lokalu, jego renoma zaczęła regularnie, miarowo spadać, a miejsce po brzegi wypełniło się podobnymi jemu. I oczywiście: potencjalnymi sponsorami z szemranymi interesami.
- Jak nie zamierzasz dokończyć to ja chętnie cię wesprę – wskazał na pizzę z pewnym rozbawieniem, samemu kończąc już ostatni kawałek. – Trochę mało mięsa ma… Ale czego się nie robi, żeby pomóc, nie? Można nawet się poświęcić i zjeść nie-mięsną pizzę… - powiedział, zgrywając się.
Ivan skarcił siebie samego w myślach, raz jeszcze starając się wmówić sobie samemu, że jedyne co go powinno obchodzić to czy Feniks płaci swoją połowę rachunków. Nic więcej.
- Jak już ruszyłem się z domu to nawet mogę iść do pracy – przyznał. – Sądziłem, że Nico wpadł na dłużej. Wtedy na pewno musiałbym zostać – dodał.
Został mu ostatni kawałek pizzy i jakoś podświadomie zaczął myśleć o ewentualnym zamówieniu czegoś jeszcze. Powstrzymał go upływający czas – nie zdążyłby ogarnąć się do roboty. Zawsze mógł zaliczyć jakieś żarcie jeszcze po drodze do klubu i zazwyczaj tak właśnie robił. Jadł w drodze do pracy, w samej pracy i ostatecznie – wracając z pracy.
- Będziesz to kończył? – taktowny, kulturalny, porządnie wychowany, pełen klasy Rosjanin. Ivan właśnie subtelnie zasugerował Feniksowi, że chętnie zje także to, czego on już nie był w stanie dojeść. Przynajmniej nie będzie musiał czekać aż ewentualne drugie zamówienie zostałoby zrealizowane…
- Okej, okej. Jak nie chcesz, nie będę cię zmuszał – przyznał. – Jeśli zmienisz zdanie, wiesz gdzie mnie szukać – odparł. Nie czuł się urażony tym, że Feniks zrezygnował z dzisiejszego wypadu – doskonale go rozumiał. Ten dzień minął jednak na tyle swobodnie i przyjemnie, że chętnie skorzystałby z jego towarzystwa w pracy. Zawsze czas szybciej leciał, gdy przy barze siedział ktoś przyjemniejszy niż te wszystkie codzienne, schlane mordy, które już tak dobrze znał. Szansa na znalezienie porządnego partnera w BigQ była naprawdę znikoma. Tam przychodziły już tylko kanalie pokroju Camilla. Właściwie Rosjanin miał wrażenie, że z momentem pierwszego wejścia Francuza do lokalu, jego renoma zaczęła regularnie, miarowo spadać, a miejsce po brzegi wypełniło się podobnymi jemu. I oczywiście: potencjalnymi sponsorami z szemranymi interesami.
- Jak nie zamierzasz dokończyć to ja chętnie cię wesprę – wskazał na pizzę z pewnym rozbawieniem, samemu kończąc już ostatni kawałek. – Trochę mało mięsa ma… Ale czego się nie robi, żeby pomóc, nie? Można nawet się poświęcić i zjeść nie-mięsną pizzę… - powiedział, zgrywając się.
Skinął głową na znak, że rozumie. Gość może i się nie zapowiedział, jednak nadal pozostawał bratem Ivana, co już było dobrym powodem do tego, aby go ugościć. I problemem wcale nie było otworzenie mu drzwi na oścież, kłopotliwy był sposób bycia mężczyzny. Krewniak Rosjanina ledwo przekroczył próg, a już dał się rudzielcowi we znaki. Feniks ledwo znosił te uśmiechy, które towarzyszyły zgryźliwym uwagom. W żaden sposób nie usprawiedliwiały chamstwa, na które został narażony. Ale musiał dla własnego dobra zacisnąć zęby, a to wkurwiało go najbardziej. Trudno mu było zachować spokój, gdy docierało do niego, że Nicolai jest świadom jego słabości – nie tylko tej fizycznej. Właśnie z tego powodu wolał trzymać się od niego z daleka.
Kiedy usłyszał pytanie, jakże pasujące do ogromnego, wiecznie głodnego Rosjanina, po prostu musiał się uśmiechnąć. Przyglądał mu się przez chwilę z rozbawieniem, jednak w myślach dogłębnie analizował sytuację. Łudził się, że może uda mu się wziąć niezjedzoną część pizzy na wynos, aby rozkoszować się nią wieczorem. Uniknąłby w ten sposób przygotowywania sobie kolacji. I to był całkiem niezły plan, ale uległ zniszczeniu tylko przez jedno pytania, na które Feniks wolał zbyt szybko nie odpowiadać. Na razie miał pięć kawałków za sobą i czuł się pełen. Być może nawet tej kolacji nie będzie wcale potrzebował.
– Dopadnę cię w klubie innym razem – stwierdził dość pewny swej racji. Zdecydowanie wolał przygotować się do przekroczenia progu tak specyficznego lokalu. I kusiła go jedynie opcja darmowych drinków, choć opcja zagrania w bilard też była całkiem niezła. Strach jednak pochylić się nad stołem przy wbijaniu bili.
Towarzysz męczył już ostatni kawałek swojej pizzy, mimo to wciąż był w stanie dopraszać się o więcej. Robił to z wyjątkowym urokiem i gracją. Chyba tylko przy jedzeniu, i tylko dzięki niemu, mógł tak rozwinąć oratorskie skrzydła. Pomocny i żartobliwy – to nie są przymioty, jakie cechują Ivana na co dzień.
– Jestem wstrząśnięty twoją ofiarnością. Ta pizza nie ma w sobie zbyt wiele mięsa, jednak to wcale nie odstrasza cię od jej zjedzenia – odparł z rozbawieniem, którego zresztą nie musiał kryć, skoro obaj je dzielili. Przynajmniej nie siedzieli naprzeciw siebie całkiem sztywno, martwiąc się znaczeniem każdego gestu. Rudzielec ostrożnie odsunął od siebie pizzę, jednocześnie podsuwając ją Ivanowi w dość leniwym tempie. – Poważnie, ja na twoim miejscu nigdy bym się tak nie poświęcił. Ale głos rozsądku nie ma szans z twoim żołądkiem.
Po zakończonym już dla niego posiłku chwycił za szklankę i upił kilka solidnych łyków napoju, kątem oka przyglądając się temu, jak Ivan nadal konsumuje. Czuł, że zaraz będą musieli wrócić do mieszkania, potem Ivan pojedzie do pracy. A było tak miło. Okazało się, że potrafią ze sobą normalnie rozmawiać.
– Pozwoliłem ci po sobie zjeść tylko dlatego, że to ty w sumie płacisz – dodał z chytrym uśmieszkiem, aby dobrze mu przypomnieć, że zobowiązał się opłacić rachunek bez żadnego szemrania. Trzeba dbać o własne interesy, a w jego interesie leżało to, żeby Ivan za tą ucztę zapłacił, ponieważ w portfelu Feniksa na chwilę obecną świecił pustkami.
Kiedy usłyszał pytanie, jakże pasujące do ogromnego, wiecznie głodnego Rosjanina, po prostu musiał się uśmiechnąć. Przyglądał mu się przez chwilę z rozbawieniem, jednak w myślach dogłębnie analizował sytuację. Łudził się, że może uda mu się wziąć niezjedzoną część pizzy na wynos, aby rozkoszować się nią wieczorem. Uniknąłby w ten sposób przygotowywania sobie kolacji. I to był całkiem niezły plan, ale uległ zniszczeniu tylko przez jedno pytania, na które Feniks wolał zbyt szybko nie odpowiadać. Na razie miał pięć kawałków za sobą i czuł się pełen. Być może nawet tej kolacji nie będzie wcale potrzebował.
– Dopadnę cię w klubie innym razem – stwierdził dość pewny swej racji. Zdecydowanie wolał przygotować się do przekroczenia progu tak specyficznego lokalu. I kusiła go jedynie opcja darmowych drinków, choć opcja zagrania w bilard też była całkiem niezła. Strach jednak pochylić się nad stołem przy wbijaniu bili.
Towarzysz męczył już ostatni kawałek swojej pizzy, mimo to wciąż był w stanie dopraszać się o więcej. Robił to z wyjątkowym urokiem i gracją. Chyba tylko przy jedzeniu, i tylko dzięki niemu, mógł tak rozwinąć oratorskie skrzydła. Pomocny i żartobliwy – to nie są przymioty, jakie cechują Ivana na co dzień.
– Jestem wstrząśnięty twoją ofiarnością. Ta pizza nie ma w sobie zbyt wiele mięsa, jednak to wcale nie odstrasza cię od jej zjedzenia – odparł z rozbawieniem, którego zresztą nie musiał kryć, skoro obaj je dzielili. Przynajmniej nie siedzieli naprzeciw siebie całkiem sztywno, martwiąc się znaczeniem każdego gestu. Rudzielec ostrożnie odsunął od siebie pizzę, jednocześnie podsuwając ją Ivanowi w dość leniwym tempie. – Poważnie, ja na twoim miejscu nigdy bym się tak nie poświęcił. Ale głos rozsądku nie ma szans z twoim żołądkiem.
Po zakończonym już dla niego posiłku chwycił za szklankę i upił kilka solidnych łyków napoju, kątem oka przyglądając się temu, jak Ivan nadal konsumuje. Czuł, że zaraz będą musieli wrócić do mieszkania, potem Ivan pojedzie do pracy. A było tak miło. Okazało się, że potrafią ze sobą normalnie rozmawiać.
– Pozwoliłem ci po sobie zjeść tylko dlatego, że to ty w sumie płacisz – dodał z chytrym uśmieszkiem, aby dobrze mu przypomnieć, że zobowiązał się opłacić rachunek bez żadnego szemrania. Trzeba dbać o własne interesy, a w jego interesie leżało to, żeby Ivan za tą ucztę zapłacił, ponieważ w portfelu Feniksa na chwilę obecną świecił pustkami.
Kiedy talerz Ivana był już pusty a Feniks dalej miał co jeść, brzuch Rosjanina wręcz skurczył się boleśnie. Naprawdę miał cholerną ochotę dokończyć jego pizzę! A to całe droczenie się rudzielca rozkosznie podsycało jego apetyt.
- Wiesz – zaczął, ocierając serwetką kąciki ust. Może i wyglądał jak niedźwiedź. Może i był wiecznie głodny. Ale zachować się przy stole naprawdę potrafił całkiem nieźle, czasami i lepiej niż sam Nicolai. – Czego się nie robi w imię przełamywania lodów, mm? – mruknął, unosząc wymownie brew.
Najchętniej zabrałby mu ten talerz siłą i uciekł z nim gdzieś w kąt, żeby dokończyć dzieła. Ale nie wolno. Musiał zachowywać pozory! Nie wolno tak od razu na wejściu przedstawiać się ze złej strony. Dopóki nie znali się zbyt dobrze, nie mógł uciekać przed nim z pizzą, żeby tylko mu jej nie zabrano…
- Och, do cholery, dawaj to – rzucił w końcu z rozbawieniem, przyciągając do siebie jego talerz. – Płacę, płacę. W sumie to ty płacisz, ale moim portfelem, żeby nie przerażać tej panienki raz jeszcze – stwierdził pogodnie, jak gdyby nigdy nic. On był już dobrze przyzwyczajony i zupełnie pogodzony z sytuacjami tego typu.
Kiedy skończył pizzę i wypił swój napój, odetchnął wyraźnie zadowolony. Oparł się o oparcie krzesła, dając sobie chwilę odpoczynku.
- No… Teraz się najadłem – przyznał. Sięgnął swojej skórzanej kurtki i przyciągnął ją do siebie, żeby z kieszeni wygrzebać portfel. Stary, przecierany, skórzany. Ze zdjęciem Nicolaia i Camilla gdzieś w środku – co jak co, ale Ivan nigdy nie kojarzył się z sentymentalną osobą. Ot, nosił te zdjęcia, choć jednocześnie nigdy na nie nie patrzył. Camille – wiecznie poczochrany, ubrany chyba w jakąś koszulę Rosjanina, pogodnie uśmiechnięty. To zdjęcie było wycięte. Może po to, aby zmieścić się w przegródce portfela… A może po to, żeby pozbyć się twarzy Rosjanina z pozostałej części fotografii. Drugie zdjęcie natomiast było bardzo formalne, pasujące do jakiegoś paszportu. Nicolai jakieś dwa lata temu – wyglądał niemal identycznie jak tego dnia.
- Śmigaj. Zbierajmy się – mruknął.
- Wiesz – zaczął, ocierając serwetką kąciki ust. Może i wyglądał jak niedźwiedź. Może i był wiecznie głodny. Ale zachować się przy stole naprawdę potrafił całkiem nieźle, czasami i lepiej niż sam Nicolai. – Czego się nie robi w imię przełamywania lodów, mm? – mruknął, unosząc wymownie brew.
Najchętniej zabrałby mu ten talerz siłą i uciekł z nim gdzieś w kąt, żeby dokończyć dzieła. Ale nie wolno. Musiał zachowywać pozory! Nie wolno tak od razu na wejściu przedstawiać się ze złej strony. Dopóki nie znali się zbyt dobrze, nie mógł uciekać przed nim z pizzą, żeby tylko mu jej nie zabrano…
- Och, do cholery, dawaj to – rzucił w końcu z rozbawieniem, przyciągając do siebie jego talerz. – Płacę, płacę. W sumie to ty płacisz, ale moim portfelem, żeby nie przerażać tej panienki raz jeszcze – stwierdził pogodnie, jak gdyby nigdy nic. On był już dobrze przyzwyczajony i zupełnie pogodzony z sytuacjami tego typu.
Kiedy skończył pizzę i wypił swój napój, odetchnął wyraźnie zadowolony. Oparł się o oparcie krzesła, dając sobie chwilę odpoczynku.
- No… Teraz się najadłem – przyznał. Sięgnął swojej skórzanej kurtki i przyciągnął ją do siebie, żeby z kieszeni wygrzebać portfel. Stary, przecierany, skórzany. Ze zdjęciem Nicolaia i Camilla gdzieś w środku – co jak co, ale Ivan nigdy nie kojarzył się z sentymentalną osobą. Ot, nosił te zdjęcia, choć jednocześnie nigdy na nie nie patrzył. Camille – wiecznie poczochrany, ubrany chyba w jakąś koszulę Rosjanina, pogodnie uśmiechnięty. To zdjęcie było wycięte. Może po to, aby zmieścić się w przegródce portfela… A może po to, żeby pozbyć się twarzy Rosjanina z pozostałej części fotografii. Drugie zdjęcie natomiast było bardzo formalne, pasujące do jakiegoś paszportu. Nicolai jakieś dwa lata temu – wyglądał niemal identycznie jak tego dnia.
- Śmigaj. Zbierajmy się – mruknął.
Przyglądał się zachowaniu towarzysza z niemałym rozbawieniem, wyłapując przy tym kilka szczegółów, które uznałby za nieprawdopodobne, gdyby nie zobaczył ich na własne oczy. Wiecznie markotny Ivan naprawdę potrafił się uśmiechać, a nawet więcej, potrafił zażartować. Dla Feniksa było to bardzo miłą niespodzianką, ponieważ zdążył już przyzwyczaić się do ponurego wyrazu twarzy Rosjanina. Może mocno wyolbrzymiał problem związany z brakiem uśmiechu na ustach współlokatora, bo pewnie zwyczajnie nie był w pobliżu, gdy ten jawnie okazywał jakikolwiek cień radości. Stopniowo godził się z tym, że przyszło mu dzielić mieszkanie z tym nieszczęśnikiem. Dobrze, że jego wyobrażenia o dalszej koegzystencji zostały zrewidowane przez rzeczywistość. Roshenko nie był taki zły, w końcu potrafił zachować się przy stole. W mieszkaniu nie zawracał sobie głowy resztkami kultury, teraz jednak znajdował się wśród innych ludzi, więc zmienił nastawienie. Ta gra pozorów naprawdę była z perspektywy rudzielca komiczna, zwłaszcza, gdy jego ogromny znajomy wytarł usta serwetką i zrobił to z takim wyuczeniem, jakby nagle stał się samym carem.
– Myślałem, że dawno minęliśmy ten etap w naszej znajomości – rzucił żartobliwie, choć wiedział, że to ogromne przekłamanie. Dopiero po dzisiejszej wizycie Nicolaia udało im się zwyczajnie pogadać. Ich rozmowa przestała przypominać wymiany kilku zdań, której towarzyszyłaby jeszcze krótka seria pomruków.
Gorliwość, z jaką Ivan przyciągnął do siebie talerz z niedokończoną pizzą, sprawiła, że Feniksa uderzyła kolejna fala rozbawienia. Zaraz jednak opadła, gdy z ust rozmówcy wypłynęły słowa. Pomocny rudzielec przytaknął tylko na ten jeden warunek, który został mu postawiony. Nie miał problemu z dokonaniem płatności póki nie musiał wyciągać własnego portfela. Zresztą, nie był pewien, czy miałby w nim wystarczającą ilość gotówki. Nie usprawiedliwiał już strachliwej kelnerki, nie komentował tempa jedzenia kompana, po prostu popijał swój napój, w duchu ciesząc się ze swobodnej atmosfery między nimi. Teraz naprawdę miał dobre przeczucia co do dzielenia z Ivanem tej samej przestrzeni każdego dnia.
Wstał od stołu i zgarnął jego portfel z chytrym uśmieszkiem. Niezbyt podobało mu się to, w jaki sposób został ponaglony, jednak sam nie chciał zwlekać z opłaceniem rachunku. Podszedł w stronę baru, zastając za nim również młodą kelnerkę. Po otrzymaniu rachunku otworzył nieco wyniszczony portfel. Od razu w oczy rzuciły mu się zdjęcia. Na jednym był Nicolai, na drugim bardzo atrakcyjny, młody mężczyzna. Rudzielec szybko się domyślił, że musi to być były partner Ivana - okryty złą sławą Camille. Nigdy o nim nie rozmawiali, tak naprawdę usłyszał o nim dopiero dziś. To była chyba jedyna zaleta podłych uwag starszego Roshenko. Bez szemrania zapłacił, przyjął resztę i pożegnał uśmiechem już zrelaksowaną kelnerkę.
– Odklej się od krzesła, jeśli jeszcze możesz – rzucił wrednie, gdy tylko wrócił do stolika. Portfel Rosjanina bezczelnie schował do kieszeni spodni. – Twoja kasa może mi się jeszcze przydać – dodał z większą zadziornością. Nie czekał dłużej, wyszedł z lokalu i skierował się w stronę samochodu.
– Fen!
Odwrócił się natychmiast, słysząc wołający za nim głos. Widząc jednego ze starych znajomych mimowolnie się skrzywił. Nie mógł go zignorować, bo idiota nie dałby mu potem spokoju. Zbyt dobrze znał tego gadatliwego ćpuna. Przynajmniej podczas tego spotkania wyglądał normalnie - zero śladów pobicia, w miarę czyste ubrania i brak zarostu.
– Will – wycedził niechętnie, nawet nie próbując ukryć negatywnego nastawienia do rozmówcy. Właśnie w tej chwili los musiał mu zesłać najgorszego kretyna, który nie wie, kiedy się zamknąć.
– Dawno cię nie widziałem. Na stare śmieci coś nie wracasz.
Oczywiście, że nie wracał na stare śmieci. Nie łatwo było kompletnie się odciąć od dawnego życia, ale jemu się to udało. I wyszło mu to na dobre. Wolał unikać kłopotów i prowadzić spokojny żywot, zwłaszcza, że trochę mu zajęło wyjście na prostą.
– Sporo pracuję.
– Mi tu nie ściemniaj, zwyczajnie się wypiąłeś na swoich kumpli.
To też była prawda. Bez tego szemranego towarzystwa było mu zdecydowanie lepiej. Chciał szybko zakończyć tę niepotrzebną rozmowę. Zerknął niepewnie w stronę wejścia do restauracji, następnie rzucił zniecierpliwione spojrzenie rozmówcy. Pozostało mu tylko mieć nadzieję, że Ivana coś zatrzyma w środku, na przykład potrzeba fizjologiczna. Może nie wychodzić z kibla nawet godzinę.
– Trochę się spieszę.
Spróbował minąć starego znajomego, jednak ten bez skrępowania chwycił go za ramię, szczerząc się przy tym obrzydliwie. Dupek nie da się spławić.
– Pewnie do pracy, co?
– Gówno cię to obchodzi – wysyczał wściekle, strącając jego dłoń ze swego ramienia. Chętnie przywaliłby mu w ryj, ale kurator nie byłby zachwycony podobnym zachowaniem. Siłowe rozwiązania czasem tak bardzo ułatwiają życie.
– Myślałem, że dawno minęliśmy ten etap w naszej znajomości – rzucił żartobliwie, choć wiedział, że to ogromne przekłamanie. Dopiero po dzisiejszej wizycie Nicolaia udało im się zwyczajnie pogadać. Ich rozmowa przestała przypominać wymiany kilku zdań, której towarzyszyłaby jeszcze krótka seria pomruków.
Gorliwość, z jaką Ivan przyciągnął do siebie talerz z niedokończoną pizzą, sprawiła, że Feniksa uderzyła kolejna fala rozbawienia. Zaraz jednak opadła, gdy z ust rozmówcy wypłynęły słowa. Pomocny rudzielec przytaknął tylko na ten jeden warunek, który został mu postawiony. Nie miał problemu z dokonaniem płatności póki nie musiał wyciągać własnego portfela. Zresztą, nie był pewien, czy miałby w nim wystarczającą ilość gotówki. Nie usprawiedliwiał już strachliwej kelnerki, nie komentował tempa jedzenia kompana, po prostu popijał swój napój, w duchu ciesząc się ze swobodnej atmosfery między nimi. Teraz naprawdę miał dobre przeczucia co do dzielenia z Ivanem tej samej przestrzeni każdego dnia.
Wstał od stołu i zgarnął jego portfel z chytrym uśmieszkiem. Niezbyt podobało mu się to, w jaki sposób został ponaglony, jednak sam nie chciał zwlekać z opłaceniem rachunku. Podszedł w stronę baru, zastając za nim również młodą kelnerkę. Po otrzymaniu rachunku otworzył nieco wyniszczony portfel. Od razu w oczy rzuciły mu się zdjęcia. Na jednym był Nicolai, na drugim bardzo atrakcyjny, młody mężczyzna. Rudzielec szybko się domyślił, że musi to być były partner Ivana - okryty złą sławą Camille. Nigdy o nim nie rozmawiali, tak naprawdę usłyszał o nim dopiero dziś. To była chyba jedyna zaleta podłych uwag starszego Roshenko. Bez szemrania zapłacił, przyjął resztę i pożegnał uśmiechem już zrelaksowaną kelnerkę.
– Odklej się od krzesła, jeśli jeszcze możesz – rzucił wrednie, gdy tylko wrócił do stolika. Portfel Rosjanina bezczelnie schował do kieszeni spodni. – Twoja kasa może mi się jeszcze przydać – dodał z większą zadziornością. Nie czekał dłużej, wyszedł z lokalu i skierował się w stronę samochodu.
– Fen!
Odwrócił się natychmiast, słysząc wołający za nim głos. Widząc jednego ze starych znajomych mimowolnie się skrzywił. Nie mógł go zignorować, bo idiota nie dałby mu potem spokoju. Zbyt dobrze znał tego gadatliwego ćpuna. Przynajmniej podczas tego spotkania wyglądał normalnie - zero śladów pobicia, w miarę czyste ubrania i brak zarostu.
– Will – wycedził niechętnie, nawet nie próbując ukryć negatywnego nastawienia do rozmówcy. Właśnie w tej chwili los musiał mu zesłać najgorszego kretyna, który nie wie, kiedy się zamknąć.
– Dawno cię nie widziałem. Na stare śmieci coś nie wracasz.
Oczywiście, że nie wracał na stare śmieci. Nie łatwo było kompletnie się odciąć od dawnego życia, ale jemu się to udało. I wyszło mu to na dobre. Wolał unikać kłopotów i prowadzić spokojny żywot, zwłaszcza, że trochę mu zajęło wyjście na prostą.
– Sporo pracuję.
– Mi tu nie ściemniaj, zwyczajnie się wypiąłeś na swoich kumpli.
To też była prawda. Bez tego szemranego towarzystwa było mu zdecydowanie lepiej. Chciał szybko zakończyć tę niepotrzebną rozmowę. Zerknął niepewnie w stronę wejścia do restauracji, następnie rzucił zniecierpliwione spojrzenie rozmówcy. Pozostało mu tylko mieć nadzieję, że Ivana coś zatrzyma w środku, na przykład potrzeba fizjologiczna. Może nie wychodzić z kibla nawet godzinę.
– Trochę się spieszę.
Spróbował minąć starego znajomego, jednak ten bez skrępowania chwycił go za ramię, szczerząc się przy tym obrzydliwie. Dupek nie da się spławić.
– Pewnie do pracy, co?
– Gówno cię to obchodzi – wysyczał wściekle, strącając jego dłoń ze swego ramienia. Chętnie przywaliłby mu w ryj, ale kurator nie byłby zachwycony podobnym zachowaniem. Siłowe rozwiązania czasem tak bardzo ułatwiają życie.
Święta zasada istnienia Ivana mówiła: nie zostawiaj niedojedzonego posiłku w restauracji, skoro już za niego zabuliłeś.Właśnie dlatego planował zjeść wszystko, do ostatniego kęsa. W tym czasie Feniks mógł spokojnie zapłacić, a Rosjanin wcale nie zamierzał się śpieszyć. Gdy skończył, dopił jeszcze colę i pozostawało mu dołączyć do towarzysza już na zewnątrz, goniąc tym samym swój portfel. Co jak co, ale nie zamierzał zostawiać go w posiadaniu rudzielca… To wydawało się skrajnie niebezpieczne i nieodpowiedzialne.
Naciągnął kurtkę na ramiona i czym prędzej ruszył za nim, wygrzebując z kieszeni paczkę mocnych papierosów. Z odpaleniem fajki wstrzymał się jednak, obserwując nieznajomego. Najpierw z bezpiecznego dystansu, chcąc jako-tako określić sytuację… Dopiero, gdy dotarło do niego, że Feniks na pewno nie jest zadowolony z obecności tego człowieka, ruszył w ich kierunku energicznym krokiem. Papierosy zostawił w spokoju, upychając je głęboko w kieszeni.
- Co jest? – i tak oto wrócił burkliwy, nieprzyjaźnie nastawiony do otoczenia Rosjanin, którego akcent wręcz mroził krew w żyłach. Uniósł brew, mierząc o głowę niższego od siebie człowieka, po czym przeniósł uważne spojrzenie w stronę Feniksa, chcąc rozeznać się w sytuacji. Ten młody mu się nie podobał. Może i nie wyglądał jakoś szczególnie odpychająco, ale miał w sobie coś, co wcale nie wzbudzało sympatii.
Tak jakby Ivan wzbudzał jakąkolwiek…
- A tego skąd wytrzasnąłeś? Wygląda na kumpla z pierdla.
Oho… Ivan wolnym ruchem zwrócił uważne spojrzenie na nieznajomego mężczyznę, zupełnie tak jakby łudził się, że się przesłyszał. Ale nie. Ten skurwiel faktycznie powiedział to, co powiedział. Może i Ivan był jakiś taki wielki i generalnie pozbawiony gracji, ale w tej jednej chwili okazał się też zaskakująco szybki. W ciągu jednej sekundy zacisnął dłoń w pięść i wymierzył mu cios bez większego zastanowienia, trafiając w tę nieprzyjemną twarz na tyle mocno, że nieznajomy zachwiał się i padł na ziemię, kompletnie zamroczony.
- маленькая шлюха – warknął pod nosem, po czym jak gdyby nigdy nic odwrócił się plecami do ofiary swojej agresji i ruszył przed siebie, kierując się w stronę ich mieszkania. Nie obejrzał się na Feniksa. Ani na tego całego Willa. Nerwowym ruchem potarł dłonią kark, zaraz sięgając do kieszeni kurtki, żeby odnaleźć zapomniane papierosy. Niczego w tej jednej chwili nie potrzebował tak bardzo jak tytoniu.
Chociaż… Może czegoś jeszcze. Jakoś podświadomie, idąc przed siebie, nasłuchiwał jeszcze jednej kąśliwej uwagi nieznajomego, żeby tylko dać sobie pretekst do dokończenia dzięła.
Naciągnął kurtkę na ramiona i czym prędzej ruszył za nim, wygrzebując z kieszeni paczkę mocnych papierosów. Z odpaleniem fajki wstrzymał się jednak, obserwując nieznajomego. Najpierw z bezpiecznego dystansu, chcąc jako-tako określić sytuację… Dopiero, gdy dotarło do niego, że Feniks na pewno nie jest zadowolony z obecności tego człowieka, ruszył w ich kierunku energicznym krokiem. Papierosy zostawił w spokoju, upychając je głęboko w kieszeni.
- Co jest? – i tak oto wrócił burkliwy, nieprzyjaźnie nastawiony do otoczenia Rosjanin, którego akcent wręcz mroził krew w żyłach. Uniósł brew, mierząc o głowę niższego od siebie człowieka, po czym przeniósł uważne spojrzenie w stronę Feniksa, chcąc rozeznać się w sytuacji. Ten młody mu się nie podobał. Może i nie wyglądał jakoś szczególnie odpychająco, ale miał w sobie coś, co wcale nie wzbudzało sympatii.
Tak jakby Ivan wzbudzał jakąkolwiek…
- A tego skąd wytrzasnąłeś? Wygląda na kumpla z pierdla.
Oho… Ivan wolnym ruchem zwrócił uważne spojrzenie na nieznajomego mężczyznę, zupełnie tak jakby łudził się, że się przesłyszał. Ale nie. Ten skurwiel faktycznie powiedział to, co powiedział. Może i Ivan był jakiś taki wielki i generalnie pozbawiony gracji, ale w tej jednej chwili okazał się też zaskakująco szybki. W ciągu jednej sekundy zacisnął dłoń w pięść i wymierzył mu cios bez większego zastanowienia, trafiając w tę nieprzyjemną twarz na tyle mocno, że nieznajomy zachwiał się i padł na ziemię, kompletnie zamroczony.
- маленькая шлюха – warknął pod nosem, po czym jak gdyby nigdy nic odwrócił się plecami do ofiary swojej agresji i ruszył przed siebie, kierując się w stronę ich mieszkania. Nie obejrzał się na Feniksa. Ani na tego całego Willa. Nerwowym ruchem potarł dłonią kark, zaraz sięgając do kieszeni kurtki, żeby odnaleźć zapomniane papierosy. Niczego w tej jednej chwili nie potrzebował tak bardzo jak tytoniu.
Chociaż… Może czegoś jeszcze. Jakoś podświadomie, idąc przed siebie, nasłuchiwał jeszcze jednej kąśliwej uwagi nieznajomego, żeby tylko dać sobie pretekst do dokończenia dzięła.
Kątem oka zauważył, że Ivan wyszedł z lokalu, jednak zaraz przystanął z boku, aby biernie przyglądać się całej sytuacji. I to była najlepsza decyzja, jaką mógł podjąć. Nie powinien w ogóle być świadkiem tego spotkania, a już tym bardziej nie powinien słyszeć ich rozmowy, bo ta prędzej czy później zostanie skierowana na nieprzyjemne tory. Rudzielec nawet przez chwilę nie wątpił w to, że Will otwarcie spyta, jak było w więzieniu i czy czasem ktoś go tam nie wyruchał. Kiepskie żarty o niepodnoszeniu mydła już dawno przestały go bawić, choć największą męczarnią nie było ich wysłuchiwanie, lecz brak możliwości skwaszenia każdemu durnemu żartownisiowi mordy. Unikał poruszania tematu odsiadki, w końcu zaczął od nowa i nie zamierza na każdym kroku wracać do przeszłości. A dawni znajomi lubią mu wypominać ten jeden fakt z jego życia, dlatego się od nich odciął raz na zawsze. Nie spalił za sobą wszystkich mostów, zostało mu kilka kontaktów - spośród hołoty wybrał jedynie przydatne jednostki. To jedna z tych wyselekcjonowanych osób zaproponowała mu udział w nielegalnych walkach. Will w podobnej sytuacji nawet nie skinąłby palcem, miałby totalnie gdzieś jego drobny kryzys finansowy. Rzucił mu niechętne spojrzenie i już otwierał usta, aby wyrzucić z siebie jakieś dotkliwe słowa na temat jego narkomanii. Samo poruszenie tego wątku w przeszłości było dla niego bolesne.
Interwencja Rosjanina była niemałym zaskoczeniem, ale również była niepotrzebna. Skutecznie zamknęła rudzielcowi usta. W obecności współlokatora nie chciał wszczynać kłótni. Z drugiej strony nie mógł po prostu odpuścić. Rozegranie tego tak, aby przeszłość nie wyszła na jaw, było właściwie niemożliwe.
– Wszystko dobrze, poradzę sobie – burknął pod nosem, kierując spojrzenie na poirytowanego Ivana. Znów stał się groźny i nieprzystępny, mimo to chciał chyba na swój sposób pomóc w rozprawieniu się z kłopotliwym znajomym. Ale jego zaangażowanie z pewnością przysporzyłoby tylko więcej szkód. Feniks może byłby gotów docenić samą inicjatywę, gdyby sytuacja była dla niego nieco bardziej wygodna.
Komentarz starego znajomego zmroził mu krew w żyłach. Totalnie zamarł, tymczasem Roshenko zareagował w mgnieniu oka. To była chwila, gdy jego pięść spotkała się z twarzą Willa. Za dużo mówiący gnojek upadł, z kolei Ivan odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie cały nabuzowany. Jednak nie skierował się do samochodu, szedł chodnikiem, a wściekłość z niego wręcz emanowała. Rudy nie zastanawiał się długo, porzucił starego znajomego, następnie poszedł w ślady współlokatora. I nic nie obchodziły go rzucane za nim bluzgi.
– Zaczekaj – rzucił za nim ze złością, choć nie powinien kierować do niego własnej frustracji, w końcu Roshenko miał prawo dać Willowi w mordę. Ale to też rodziło problemy. Pozostawało mu mieć nadzieję, że Will będzie siedział cicho i nic nie powie o całym zdarzeniu. Takie wieści zbyt szybko się rozchodzą. Feniks przyspieszył kroku, dzięki czemu zaraz dogonił Rosjanina. – Samochód – rzucił krótko w jego stronę, przy okazji wydobywając portfel z kieszeni, aby jak najszybciej mu go podać. Może Ivanowi uda się ochłonąć, gdy skupi się na istotnych kwestiach.
Interwencja Rosjanina była niemałym zaskoczeniem, ale również była niepotrzebna. Skutecznie zamknęła rudzielcowi usta. W obecności współlokatora nie chciał wszczynać kłótni. Z drugiej strony nie mógł po prostu odpuścić. Rozegranie tego tak, aby przeszłość nie wyszła na jaw, było właściwie niemożliwe.
– Wszystko dobrze, poradzę sobie – burknął pod nosem, kierując spojrzenie na poirytowanego Ivana. Znów stał się groźny i nieprzystępny, mimo to chciał chyba na swój sposób pomóc w rozprawieniu się z kłopotliwym znajomym. Ale jego zaangażowanie z pewnością przysporzyłoby tylko więcej szkód. Feniks może byłby gotów docenić samą inicjatywę, gdyby sytuacja była dla niego nieco bardziej wygodna.
Komentarz starego znajomego zmroził mu krew w żyłach. Totalnie zamarł, tymczasem Roshenko zareagował w mgnieniu oka. To była chwila, gdy jego pięść spotkała się z twarzą Willa. Za dużo mówiący gnojek upadł, z kolei Ivan odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie cały nabuzowany. Jednak nie skierował się do samochodu, szedł chodnikiem, a wściekłość z niego wręcz emanowała. Rudy nie zastanawiał się długo, porzucił starego znajomego, następnie poszedł w ślady współlokatora. I nic nie obchodziły go rzucane za nim bluzgi.
– Zaczekaj – rzucił za nim ze złością, choć nie powinien kierować do niego własnej frustracji, w końcu Roshenko miał prawo dać Willowi w mordę. Ale to też rodziło problemy. Pozostawało mu mieć nadzieję, że Will będzie siedział cicho i nic nie powie o całym zdarzeniu. Takie wieści zbyt szybko się rozchodzą. Feniks przyspieszył kroku, dzięki czemu zaraz dogonił Rosjanina. – Samochód – rzucił krótko w jego stronę, przy okazji wydobywając portfel z kieszeni, aby jak najszybciej mu go podać. Może Ivanowi uda się ochłonąć, gdy skupi się na istotnych kwestiach.
Ivan był wściekły. O ile cały dzień wydawał mu się dziwny, ale mimo to przyjemny, to w tej jednej chwili jakiekolwiek miłe chwile nie miały większego znaczenia. Był wściekły. Kurewsko wściekły. Gdy Feniks odezwał się, Rosjanin obejrzał się przez ramię na niego, mierząc jego sylwetkę surowym, zimnym spojrzeniem jaszczurzych oczu. To spojrzenie nie zachęcało do podjęcia dalszej integracji. Właściwie każdy normalny człowiek odwróciłby się na pięcie i po prostu spierdolił czym prędzej, chcąc zachować kości w całości.
Samochód. Obejrzał się na porzuconego mustanga, a później zwrócił wzrok w stronę portfela. Jako-tako zaczynała docierać do niego rzeczywistość, a jednocześnie trzymał się daleko od niej, zbyt skupiony na tej kurewskiej złości, która go wypełniała.
Odebrał od niego portfel i wsunął do jednej z kieszeni spodni, chwilę później zwracając się w stronę samochodu. Nie odzywał się. W takich chwilach miał wrażenie, że jego mózg pracuje na zupełnie innych obrotach i mówienie po angielsku wydawało mu się kwestią niemożliwą do ogarnięcia. Miał ważniejsze sprawy na głowie. Po co miał się przejmować konwersacją?
Nienawidził takich sytuacji. Cholernie.
O ile mógł jako-tako znieść zniechęcone kelnerki patrzące na niego ze strachem, to już obecności typów pokroju Willa nie mógł znieść. Może przesadzał. Może wariował. Ale taki był. Każdy miał pewien temat, który wyjątkowo intensywnie poruszał ich granice wytrzymałości. A Ivan – jak na agresywnego człowieka przystało – strasznie nie lubił, gdy ktoś bawił się z jego cierpliwością.
- Chodź – właściwie warknął na niego, zwracając się w stronę Mustanga. Z kieszeni kurtki wygrzebał klucze i podrzucił je w dłoni raz, chwilę później otwierając pojazd.
Cóż… Gdy silnik samochodu zawył, Feniks powinien być pewny, że w tej chwili wsiadanie z Ivanem do pojazdu jest złą decyzją. Ruszył przed siebie z zatrważającą wręcz prędkością, prowadząc i paląc papierosa jednocześnie, wcale nie jadąc ostrożnie…
Musiał dać upust swojej złości teraz, żeby nie zrobić tego, gdy dotrą do domu. To dopiero byłoby niebezpieczne.
Samochód. Obejrzał się na porzuconego mustanga, a później zwrócił wzrok w stronę portfela. Jako-tako zaczynała docierać do niego rzeczywistość, a jednocześnie trzymał się daleko od niej, zbyt skupiony na tej kurewskiej złości, która go wypełniała.
Odebrał od niego portfel i wsunął do jednej z kieszeni spodni, chwilę później zwracając się w stronę samochodu. Nie odzywał się. W takich chwilach miał wrażenie, że jego mózg pracuje na zupełnie innych obrotach i mówienie po angielsku wydawało mu się kwestią niemożliwą do ogarnięcia. Miał ważniejsze sprawy na głowie. Po co miał się przejmować konwersacją?
Nienawidził takich sytuacji. Cholernie.
O ile mógł jako-tako znieść zniechęcone kelnerki patrzące na niego ze strachem, to już obecności typów pokroju Willa nie mógł znieść. Może przesadzał. Może wariował. Ale taki był. Każdy miał pewien temat, który wyjątkowo intensywnie poruszał ich granice wytrzymałości. A Ivan – jak na agresywnego człowieka przystało – strasznie nie lubił, gdy ktoś bawił się z jego cierpliwością.
- Chodź – właściwie warknął na niego, zwracając się w stronę Mustanga. Z kieszeni kurtki wygrzebał klucze i podrzucił je w dłoni raz, chwilę później otwierając pojazd.
Cóż… Gdy silnik samochodu zawył, Feniks powinien być pewny, że w tej chwili wsiadanie z Ivanem do pojazdu jest złą decyzją. Ruszył przed siebie z zatrważającą wręcz prędkością, prowadząc i paląc papierosa jednocześnie, wcale nie jadąc ostrożnie…
Musiał dać upust swojej złości teraz, żeby nie zrobić tego, gdy dotrą do domu. To dopiero byłoby niebezpieczne.
Lodowate spojrzenie zielonych oczu przeszyło go na wskroś, jednak nie było w stanie zmusić go do podjęcia taktycznego odwrotu. Nawet przez chwilę się nie wahał, gdy ruszył za nim, aby chociaż spróbować przywrócić mu spokój. To wydawało się jednak niemożliwe. Masywne ciało Ivana wręcz wibrowało z wściekłości, jakby trawił je wewnętrzny ogień. Feniks był w stanie zrozumieć targające mężczyzną emocje. Ten dzień był zdecydowanie zbyt intensywny, a więc męczący dla nich obu. Kolejne przykre słowa nie mogły przejść bez echa. Roshenko wymierzył sprawiedliwość pięścią, ale miał dobry powód – bronił swojego imienia.
Oddał mu portfel i przypomniał o samochodzie, co przyniosło jakiś efekt. Wyrwany z gniewnego letargu Rosjanin zdołał się zatrzymać i zastanowić nad własnymi poczynaniami. Daleko mu było do opanowania, ale przestał zaciskać dłonie w pięści, co rudzielec uznał za dobry znak.
Usłyszał stanowcze polecenie, na co skrzywił się z niechęcią, wreszcie decydując się na przerwanie kontaktu wzrokowego. Zerknął na samochód, tym razem mając drobne wątpliwości. Głos rozsądku podpowiadał mu, żeby nie wsiadał z nim do auta. Zignorował jednak własny instynkt samozachowawczy i postanowił zaryzykować. Bez słowa otworzył drzwi od strony pasażera, po czym usadził dupsko na fotelu. Nie zdążył nawet rozważyć kwestii zapięcia pasa bezpieczeństwa, ponieważ Ivan ruszył spod restauracji na pełnym gazie. Dziwnym trafem rudzielec nijak nie skomentował tego zachowania. Jego współlokator musiał jednak odreagować, szkoda tylko, że w taki sposób. Ivan prowadził niczym wariat, za nic mając przepisy prawa drogowego.
– Kurwa – zaklął głośno, rzucając poirytowane spojrzenie rozjuszonemu kierowcy. W tej chwili zdecydowanie nie powinien go prowokować, jednak nie potrafił znieść już dłużej ciszy, która między nimi zapanowała. – Czy możesz zwolnić? – spytał z kolejną dawką frustracji, bo ten parszywy nastrój rosyjskiego niedźwiedzia udzielał się nawet jemu. – To był tylko jeden durny komentarz w ustach bezwartościowego ścierwa.
Ułożył dłonie na udach i ścisnął je mocno, próbując odzyskać spokój ducha. Wcale nie podobało mu się to, że pędzili przez miasto. Na całe szczęście do celu nie było daleko, a Feniks czekał na manewr parkowania niczym na zbawienie. Z rozkoszą wysiądzie z Mustanga, a potem zaszyje się u siebie, aby nie być narażonym na humory współlokatora. Nie chce toczyć z nim wojny, bo pewnie przegrałby z kretesem.
Oddał mu portfel i przypomniał o samochodzie, co przyniosło jakiś efekt. Wyrwany z gniewnego letargu Rosjanin zdołał się zatrzymać i zastanowić nad własnymi poczynaniami. Daleko mu było do opanowania, ale przestał zaciskać dłonie w pięści, co rudzielec uznał za dobry znak.
Usłyszał stanowcze polecenie, na co skrzywił się z niechęcią, wreszcie decydując się na przerwanie kontaktu wzrokowego. Zerknął na samochód, tym razem mając drobne wątpliwości. Głos rozsądku podpowiadał mu, żeby nie wsiadał z nim do auta. Zignorował jednak własny instynkt samozachowawczy i postanowił zaryzykować. Bez słowa otworzył drzwi od strony pasażera, po czym usadził dupsko na fotelu. Nie zdążył nawet rozważyć kwestii zapięcia pasa bezpieczeństwa, ponieważ Ivan ruszył spod restauracji na pełnym gazie. Dziwnym trafem rudzielec nijak nie skomentował tego zachowania. Jego współlokator musiał jednak odreagować, szkoda tylko, że w taki sposób. Ivan prowadził niczym wariat, za nic mając przepisy prawa drogowego.
– Kurwa – zaklął głośno, rzucając poirytowane spojrzenie rozjuszonemu kierowcy. W tej chwili zdecydowanie nie powinien go prowokować, jednak nie potrafił znieść już dłużej ciszy, która między nimi zapanowała. – Czy możesz zwolnić? – spytał z kolejną dawką frustracji, bo ten parszywy nastrój rosyjskiego niedźwiedzia udzielał się nawet jemu. – To był tylko jeden durny komentarz w ustach bezwartościowego ścierwa.
Ułożył dłonie na udach i ścisnął je mocno, próbując odzyskać spokój ducha. Wcale nie podobało mu się to, że pędzili przez miasto. Na całe szczęście do celu nie było daleko, a Feniks czekał na manewr parkowania niczym na zbawienie. Z rozkoszą wysiądzie z Mustanga, a potem zaszyje się u siebie, aby nie być narażonym na humory współlokatora. Nie chce toczyć z nim wojny, bo pewnie przegrałby z kretesem.
Był tak wściekły, że kilkukrotnie z piskiem opon wymusił pierwszeństwo bądź wyprzedzał „na trzeciego”. Musiał dać upust swojej złości. Dla wszystkich obserwujących tę sprawę z boku – Ivan przesadzał. Dla niego samego jednak było to w chuj ważne i jednocześnie cholernie bolesne. Musiał mu przyjebać. Ale robiąc to, raz jeszcze zgadzał się ze słowami Camilla – nie panował nad sobą i już dawno powinien znaleźć się na odpowiedniej terapii. Wśród ludzi, którzy mogliby mu pomóc. Ta myśl dodatkowo podburzała go, wywołując jeszcze większą falę niekontrolowanej złości.
Gdy dotarli pod dom, zaparkował równie agresywnie i niemal od razu opuścił samochód.
- Nie zrozumiesz – syknął na jego słowa, marszcząc czoło. Feniks nie miał prawa zrozumieć, a Ivan nie miał obowiązku tłumaczenia mu o co chodzi.
Nerwowym gestem zaczesał włosy do tyłu i odetchnął ciężko, łudząc się, że z powietrzem ujdzie z niego złość. I faktycznie, czuł się już nieco bardziej rozluźniony niż w momencie, w którym wsiadał do samochodu. Ale wciąż nie był w stanie zupełnego spokoju i opanowania. Niech no tylko ktoś w BigQ przygwiazdorzy za bardzo…
- Nieważne. Olej to – mruknął, odwracając się na pięcie. Jeszcze jeden papieros, tego potrzebował. Wygrzebał z kieszeni paczkę, z paczki fajkę i odpalił ją z cichym westchnieniem. Nic nie rozluźniało tak jak dobry seks i odrobina nikotyny. Odetchnął. Tak było lepiej.
- Idę się ogarnąć – oświadczył. Przepraszanie za wybuchy agresji zawsze przychodziło mu cholernie ciężko… Właściwie nigdy tego nie robił. Nie, bo traktował to jak przyznanie się do własnego problemu.
Pozostawało udawać, że do niczego nie doszło.
Z tą właśnie myślą odwrócił się na pięcie i po prostu ruszył w kierunku budynku, żeby odświeżyć się, a następnie wyjść do pracy jak gdyby nigdy nic.
[zt x2]
Gdy dotarli pod dom, zaparkował równie agresywnie i niemal od razu opuścił samochód.
- Nie zrozumiesz – syknął na jego słowa, marszcząc czoło. Feniks nie miał prawa zrozumieć, a Ivan nie miał obowiązku tłumaczenia mu o co chodzi.
Nerwowym gestem zaczesał włosy do tyłu i odetchnął ciężko, łudząc się, że z powietrzem ujdzie z niego złość. I faktycznie, czuł się już nieco bardziej rozluźniony niż w momencie, w którym wsiadał do samochodu. Ale wciąż nie był w stanie zupełnego spokoju i opanowania. Niech no tylko ktoś w BigQ przygwiazdorzy za bardzo…
- Nieważne. Olej to – mruknął, odwracając się na pięcie. Jeszcze jeden papieros, tego potrzebował. Wygrzebał z kieszeni paczkę, z paczki fajkę i odpalił ją z cichym westchnieniem. Nic nie rozluźniało tak jak dobry seks i odrobina nikotyny. Odetchnął. Tak było lepiej.
- Idę się ogarnąć – oświadczył. Przepraszanie za wybuchy agresji zawsze przychodziło mu cholernie ciężko… Właściwie nigdy tego nie robił. Nie, bo traktował to jak przyznanie się do własnego problemu.
Pozostawało udawać, że do niczego nie doszło.
Z tą właśnie myślą odwrócił się na pięcie i po prostu ruszył w kierunku budynku, żeby odświeżyć się, a następnie wyjść do pracy jak gdyby nigdy nic.
[zt x2]
Drzwi od mieszkania Wraya wydały z siebie nieprzyjemny dźwięk, kiedy ten je pchnął z zamiarem wyjścia na świeże powietrze. Niezbyt uśmiechało mu się łażenie dzisiaj gdziekolwiek i wdawanie się w dyskusje, tym bardziej że procenty które wypił niecałe kilka godzin wcześniej nie zdążyły jeszcze do końca wyparować. Ale czego się nie robi dla darmowego żarcia? W tamtej chwili był w stanie zrobić niemalże wszystko, byleby dostać przynajmniej jeden kawałek pizzy, z dużą ilością salami i żółtego sera. Oczywiście liczył na to, że Irinei okaże się na tyle dobrym kumplem, żeby mu to jakże wyśmienite, choć niekoniecznie zdrowe żarcie - postawi. W końcu, ciemnowłosy nie szedł tam tylko i wyłącznie po to, żeby sobie jedynie z Levinem pogawędzić. Jakby na to nie spojrzeć, on też oczekiwał jakiś profitów z całego tego spotkania. A w tamtej chwili takim profitem było nic innego, jak zwyczajne nawpierdalanie się dobrego jedzonka.
Zamknąwszy za sobą drzwi, włożył do dziurki odpowiedni kluczyk, by w chwilę później móc go przekręcić w odpowiednią stronę. Już na samą myśl o chrupiącym, grubym cieście i ciągnącym się na kilometr serze ciekła mu ślinka, a kiszki grały marsza. No psia mać, a któż by tak nie reagował na jego miejscu?
W ekspresowym tempie wyciągnął klucze z zamka i schował je do kieszeni swych dżinsowych spodenek, które swoją drogą wisiały mu na tyłku niczym worek na ziemniaki. No ale, cóżże miał niby poradzić że urodził się z taką, a nie inną dupą? Na żadną cholerną operację się nie uda bo jego budżet mu na to nie pozwalał, a poza tym, nie widział w tym jakiegokolwiek sensu. Jeśli komuś nie odpowiadały jego cztery litery to był to tylko i wyłącznie problem tamtej istotki a nie Wraya, bo on do swoich pośladków nie miał żadnych zastrzeżeń. Przed wydostaniem się z klatki schodowej, wysłał jeszcze Irineiowi krótkiego sms'a, że jest już w drodze, a następnie zbiegł po schodach, w chwilę później wychodząc na zewnątrz. Kiwnął głową sąsiadce - Pani Cook, ścinającej żywopłot olbrzymim sekatorem - a następnie skierował się w stronę garażu, gdzie czekała na niego chyba jedyna miłość, która z nim przetrwała i pozostała mu przez ten cały czas wierna. Motor. Zrobiwszy tych kilka kroków w stronę drzwi, otworzył je za pomocą specjalnego guzika o kremowym kolorze, (tak żeby zlewał się z farbą budynku) po czym wsiadł na maszynę w niecałą minutę później ruszając w stronę Pizzeri. Miał tylko nadzieję, że ta leniwa dupa postanowi przyjść na czas, bo nie zdzierżyłby chyba czekania na Levina przy tych wszystkich zapachach, które niepotrzebnie przypominałyby mu jak bardzo jego żołądek domaga się ciepłego posiłku.
Po upływie niecałych piętnastu minut, stanął w wyznaczonym przez kolegę miejscu, ściągając z głowy kask, którego w chwilę później schował do specjalnego schowka. Przeczesał palcami swoje czarne kudły, a następnie wszedł do środka, niemalże momentalnie dostrzegając znajomą, wyróżniającą się na tle innych, jasną czuprynę. Zrobiwszy tych kilka kroków w stronę nastolatka, klepnął go w ramię, tym samym powiadamiając go o swoim dotarciu na miejsce.
Zamknąwszy za sobą drzwi, włożył do dziurki odpowiedni kluczyk, by w chwilę później móc go przekręcić w odpowiednią stronę. Już na samą myśl o chrupiącym, grubym cieście i ciągnącym się na kilometr serze ciekła mu ślinka, a kiszki grały marsza. No psia mać, a któż by tak nie reagował na jego miejscu?
W ekspresowym tempie wyciągnął klucze z zamka i schował je do kieszeni swych dżinsowych spodenek, które swoją drogą wisiały mu na tyłku niczym worek na ziemniaki. No ale, cóżże miał niby poradzić że urodził się z taką, a nie inną dupą? Na żadną cholerną operację się nie uda bo jego budżet mu na to nie pozwalał, a poza tym, nie widział w tym jakiegokolwiek sensu. Jeśli komuś nie odpowiadały jego cztery litery to był to tylko i wyłącznie problem tamtej istotki a nie Wraya, bo on do swoich pośladków nie miał żadnych zastrzeżeń. Przed wydostaniem się z klatki schodowej, wysłał jeszcze Irineiowi krótkiego sms'a, że jest już w drodze, a następnie zbiegł po schodach, w chwilę później wychodząc na zewnątrz. Kiwnął głową sąsiadce - Pani Cook, ścinającej żywopłot olbrzymim sekatorem - a następnie skierował się w stronę garażu, gdzie czekała na niego chyba jedyna miłość, która z nim przetrwała i pozostała mu przez ten cały czas wierna. Motor. Zrobiwszy tych kilka kroków w stronę drzwi, otworzył je za pomocą specjalnego guzika o kremowym kolorze, (tak żeby zlewał się z farbą budynku) po czym wsiadł na maszynę w niecałą minutę później ruszając w stronę Pizzeri. Miał tylko nadzieję, że ta leniwa dupa postanowi przyjść na czas, bo nie zdzierżyłby chyba czekania na Levina przy tych wszystkich zapachach, które niepotrzebnie przypominałyby mu jak bardzo jego żołądek domaga się ciepłego posiłku.
Po upływie niecałych piętnastu minut, stanął w wyznaczonym przez kolegę miejscu, ściągając z głowy kask, którego w chwilę później schował do specjalnego schowka. Przeczesał palcami swoje czarne kudły, a następnie wszedł do środka, niemalże momentalnie dostrzegając znajomą, wyróżniającą się na tle innych, jasną czuprynę. Zrobiwszy tych kilka kroków w stronę nastolatka, klepnął go w ramię, tym samym powiadamiając go o swoim dotarciu na miejsce.
Nie sądziłem w sumie, że przyjdę na czas, ale postanowiłem nie drażnić Wraya spóźnialstwem. Wiem, że tego nie lubi, a ja chyba nie chcę zaczynać naszego spotkania od irytowania go. Siedzę więc przy jednym ze stolików, grzebiąc w telefonie i siorbiąc co chwilę colę przez słomkę, którą dostałem przed chwilą. Złożyłem już zamówienie, bo wiem, jaką pizzę lubi, a że mamy co do tego jedzenia praktycznie te same upodobania - powinniśmy obaj być zadowoleni. Przygotowuje się więc dla nas największa i powinna trafić na nasz stół zaraz po tym, jak chłopak do mnie dołączy.
Przesuwam palcami po ekranie, grając w jakąś głupią grę. Dostrzegam, że wyskakuje mi od niego wiadomość, ale nie odczytuję jej, nie chcąc przerywać. Są trzy możliwości - albo napisał, że już idzie, albo, że się spóźni, albo, że nie przyjdzie. Nie muszę wiedzieć, która z nich do mnie trafiła, bo jeśli już idzie albo ma poślizg czasowy, to tak czy siak przecież stąd nie pójdę i w końcu się pojawi. Jeśli to jednak ta trzecia opcja - no trudno. Najwyżej zjem tę wielką pizzę sam, nie będę na to jakoś specjalnie narzekał.
Zapachy unoszące się w lokalu sprawiają, że czuję ssanie żołądka i w ogóle wszystko mi się tam tak z głodu nieprzyjemnie przewraca i burczy. Staram się dlatego odwrócić swoją uwagę, skupiając na gierce, która nie jest jakoś zbyt skomplikowana, ale wciąga w wystarczającym stopniu.
Drgam, nie spodziewając się klepnięcia i podnoszę spojrzenie na sprawcę. Kącik moich ust drga na widok Niklausa i kiwam mu głową na kanapę, by zajął miejsce. Czyli jednak chodziło o opcję numer jeden. To w sumie dobrze.
- Siemka, dobrze, że już przyszedłeś, zaraz dostaniemy żarcie. - mówię, chowając telefon do kieszeni i odgarniając włosy za uszy. - Wziąłem sobie colę, czekając na ciebie, ale zaraz możemy domówić co tam chcesz do picia.
Wypijam swój napój do końca i przyglądam mu się chwilkę.
- Nie sądziłem, że zgodzisz się na spotkanie.
Przesuwam palcami po ekranie, grając w jakąś głupią grę. Dostrzegam, że wyskakuje mi od niego wiadomość, ale nie odczytuję jej, nie chcąc przerywać. Są trzy możliwości - albo napisał, że już idzie, albo, że się spóźni, albo, że nie przyjdzie. Nie muszę wiedzieć, która z nich do mnie trafiła, bo jeśli już idzie albo ma poślizg czasowy, to tak czy siak przecież stąd nie pójdę i w końcu się pojawi. Jeśli to jednak ta trzecia opcja - no trudno. Najwyżej zjem tę wielką pizzę sam, nie będę na to jakoś specjalnie narzekał.
Zapachy unoszące się w lokalu sprawiają, że czuję ssanie żołądka i w ogóle wszystko mi się tam tak z głodu nieprzyjemnie przewraca i burczy. Staram się dlatego odwrócić swoją uwagę, skupiając na gierce, która nie jest jakoś zbyt skomplikowana, ale wciąga w wystarczającym stopniu.
Drgam, nie spodziewając się klepnięcia i podnoszę spojrzenie na sprawcę. Kącik moich ust drga na widok Niklausa i kiwam mu głową na kanapę, by zajął miejsce. Czyli jednak chodziło o opcję numer jeden. To w sumie dobrze.
- Siemka, dobrze, że już przyszedłeś, zaraz dostaniemy żarcie. - mówię, chowając telefon do kieszeni i odgarniając włosy za uszy. - Wziąłem sobie colę, czekając na ciebie, ale zaraz możemy domówić co tam chcesz do picia.
Wypijam swój napój do końca i przyglądam mu się chwilkę.
- Nie sądziłem, że zgodzisz się na spotkanie.
Odwykł trochę od spania, co stało się powodem jego praktycznie conocnych wycieczek po różnych, ciemnych zakamarkach Vancouver. Pewnie ktoś z jego pozycją i majątkiem powinien obawiać się o swoje bezpieczeństwo, ale nie zapominajmy o tym, że gdzieś tam za nim, zawsze snuje się niczym cień, profesjonalny ochroniarz. Ubrany był w ciemne spodnie, ze sporym przetarciem na jednym z kolan, co mogło świadczyć bardziej o jakimś losowym, niespodziewanym wypadku niż celowym zabiegiem modowym. Kolorystycznie dobrane trampki, biały podkoszulek i zieloną bluzę z kapturem, nałożonym na gęstą czuprynę.
Jak to zwykle bywa, po udanym zwiedzaniu, koniecznie trzeba uzupełnić stracone węglowodany oraz inne makroskładniki. Wszedł do jedynej otwartej o tej porze pizzerii i rozejrzał się po wnętrzu. Pachniało znośnie, a w obecnej sytuacji- nawet bardzo dobrze. Ku jego zdziwieniu, lokal był praktycznie pełny. Zsunął kaptur z głowy i skierował się do stolika wskazanego mu przez jednego z kelnerów. Rozsiadł się wygodnie i począł taksować wzrokiem pozycje wypisane w menu.
Zacmokał do siebie, próbując wybrać między dwoma, raczej skrajnymi pizzami. Na słodko, czy na ostro?
Jak to zwykle bywa, po udanym zwiedzaniu, koniecznie trzeba uzupełnić stracone węglowodany oraz inne makroskładniki. Wszedł do jedynej otwartej o tej porze pizzerii i rozejrzał się po wnętrzu. Pachniało znośnie, a w obecnej sytuacji- nawet bardzo dobrze. Ku jego zdziwieniu, lokal był praktycznie pełny. Zsunął kaptur z głowy i skierował się do stolika wskazanego mu przez jednego z kelnerów. Rozsiadł się wygodnie i począł taksować wzrokiem pozycje wypisane w menu.
Zacmokał do siebie, próbując wybrać między dwoma, raczej skrajnymi pizzami. Na słodko, czy na ostro?
Gwar i światło, właśnie to zobaczyła na ulicy. Miała iść jedynie zwiedzać okolicę, a nie biegać za kotkiem, potem ptaszkiem, potem pieskiem. Tak to się kończy, rodzice zawsze ostrzegali. Ale wtedy ktoś zawsze był z nią, teraz była zdana tylko na siebie.
Drzwi do pizzeri otworzyły się ponownie. Ah, ten zapach, aż zaburczało jej w brzuchu, na który spojrzała.
Ścisnęła w dłoniach materiał ciemnej sukienki, jej kołnierzyk był brudny, tak samo jak kolana. Niestety podkolanówki nie uchroniły jej delikatnej skóry. Stanęła tak przy wejściu, dopóki kelner nie podszedł i się nie przeraził.
Oto stała przed nim mała kupka nieszczęścia. Dziewczyna była roztrzęsiona, ciągnęła nosem, a oczy lśniły jej od łez. O tyle dobrze, że nikt z klientów się nie orientował, wszyscy zajęci byli sobą i swoim jedzeniem. Dziewczyna jąkała coś o drodze i o jedzeniu, ale widocznie nikt z biegających do niej i z powrotem kelnerów nie był w stanie wydobyć z niej o co chodzi. Zamiast tego próbowali wytłumaczyć tej rozpłakanej damie, że miejsc w lokalu już nie ma i że powinna poczekać na swoją kolej.
Makijaż na szczęście nie spływał jej po twarzy, więc nie licząc czerwonego nosa i oczu, nadal wyglądała jak urocza panienka z dobrego domu. Tylko trochę poobijana, przez swoje brudne kolana i sukienkę. Jeden z kelnerów powziął nawet środki do natychmiastowego wyprowadzenia jej pizzeri, inni jednak zaczęli się kłócić, że powinna tu zostać i poczekać na wolny stolik.
Drzwi do pizzeri otworzyły się ponownie. Ah, ten zapach, aż zaburczało jej w brzuchu, na który spojrzała.
Ścisnęła w dłoniach materiał ciemnej sukienki, jej kołnierzyk był brudny, tak samo jak kolana. Niestety podkolanówki nie uchroniły jej delikatnej skóry. Stanęła tak przy wejściu, dopóki kelner nie podszedł i się nie przeraził.
Oto stała przed nim mała kupka nieszczęścia. Dziewczyna była roztrzęsiona, ciągnęła nosem, a oczy lśniły jej od łez. O tyle dobrze, że nikt z klientów się nie orientował, wszyscy zajęci byli sobą i swoim jedzeniem. Dziewczyna jąkała coś o drodze i o jedzeniu, ale widocznie nikt z biegających do niej i z powrotem kelnerów nie był w stanie wydobyć z niej o co chodzi. Zamiast tego próbowali wytłumaczyć tej rozpłakanej damie, że miejsc w lokalu już nie ma i że powinna poczekać na swoją kolej.
Makijaż na szczęście nie spływał jej po twarzy, więc nie licząc czerwonego nosa i oczu, nadal wyglądała jak urocza panienka z dobrego domu. Tylko trochę poobijana, przez swoje brudne kolana i sukienkę. Jeden z kelnerów powziął nawet środki do natychmiastowego wyprowadzenia jej pizzeri, inni jednak zaczęli się kłócić, że powinna tu zostać i poczekać na wolny stolik.
Widocznie decyzja o wyborze pizzy musiała zostać oddalona na dalszy plan, ponieważ jego zainteresowanie przeniosło się na tę całą szopkę przy wejściu. Uniósł oczy znad menu, wbijając spojrzenie zielonych oczu w niską, ciemnowłosą dziewczynę.
Jak mówiło mu przeczucie- na pewno z jakąś ciekawą historią na karku, dotyczącą dzisiejszego wieczoru. Tego mu było trzeba. Rozrywki. Czy jak kto woli, towarzystwa.
Delikatnym gestem ręki przywołał jednego ze zdezorientowanych kelnerów, i wciskając mu za pasek spodni papierek o zacnym nominale, wypowiedział swe życzenie dotyczące przyprowadzenia damy do jego stolika. Sam nie musiał zajmować przecież całej loży, gdzie spokojnie zmieściłoby się z pięć, a może nawet sześć osób. Położył menu na stole, by nie wyglądać na jakiegoś podejrzanego typa, który tylko wygląda znad karty i czeka na swoją ofiarę.
Złapał palcami lewej dłoni za suwak bluzy i zsunął go nieco w dół, za to prawa ręka pracowała nieco nad poprawą jego wyglądu, który mógł być dosyć...chaotyczny, ale jednak miał w sobie jakiś smaczek.
Jak mówiło mu przeczucie- na pewno z jakąś ciekawą historią na karku, dotyczącą dzisiejszego wieczoru. Tego mu było trzeba. Rozrywki. Czy jak kto woli, towarzystwa.
Delikatnym gestem ręki przywołał jednego ze zdezorientowanych kelnerów, i wciskając mu za pasek spodni papierek o zacnym nominale, wypowiedział swe życzenie dotyczące przyprowadzenia damy do jego stolika. Sam nie musiał zajmować przecież całej loży, gdzie spokojnie zmieściłoby się z pięć, a może nawet sześć osób. Położył menu na stole, by nie wyglądać na jakiegoś podejrzanego typa, który tylko wygląda znad karty i czeka na swoją ofiarę.
Złapał palcami lewej dłoni za suwak bluzy i zsunął go nieco w dół, za to prawa ręka pracowała nieco nad poprawą jego wyglądu, który mógł być dosyć...chaotyczny, ale jednak miał w sobie jakiś smaczek.
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach