▲▼
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
Super zajebisty apartament położony w najwyższej wie-... wysoko. Wieżowiec wysoki, piętro wysokie.
W wykurwistej pierwszej sypialni (tej w ciemnych barwach) w kącie - czyli na długości całej jednej ściany - stoi kilka gitar wszelkiej maści:
♦ Gibson Les Paul Custom nazwana imieniem Meggie;
♦ Fender American Special Stratocaster - Suzy;
♦ Fender Standard Jazzmaster - Naomi;
♦ Schecter Damien Platinum - Marié;
♦ Gibson 1932 L-00 Vintage - Torri;
♦ Pavan TP-30 - Kaila;
♦ Pavan TP-Flamenco Negra - Genevieve.
I tam jest kuchnia. Use your imagination.
Super zajebisty apartament położony w najwyższej wie-... wysoko. Wieżowiec wysoki, piętro wysokie.
W wykurwistej pierwszej sypialni (tej w ciemnych barwach) w kącie - czyli na długości całej jednej ściany - stoi kilka gitar wszelkiej maści:
♦ Gibson Les Paul Custom nazwana imieniem Meggie;
♦ Fender American Special Stratocaster - Suzy;
♦ Fender Standard Jazzmaster - Naomi;
♦ Schecter Damien Platinum - Marié;
♦ Gibson 1932 L-00 Vintage - Torri;
♦ Pavan TP-30 - Kaila;
♦ Pavan TP-Flamenco Negra - Genevieve.
I tam jest kuchnia. Use your imagination.
Christian nie spodziewał się niczego. Nigdy. Życie było dla niego pasmem niespodzianek, nie interesował się tym, co ma dopiero nastać, a kiedy już wszystko na niego spadało - przyjmował to z zaskoczeniem lub bez. Nowa sytuacja była zwyczajnie nowa, więc i czasu na aklimatyzację potrzebował tyle, ile akurat musiał poświęcić. Nie był przyzwyczajony do zmian tak, jak Stone - nawet ich za bardzo nie lubił. Chyba, że były to naprawdę pozytywne nowości, które warto było łapać, skoro już postanowiły nadejść.
Tak, jak powrót Milfish był taką oto pozytywną zmianą. Niby niespodziewaną, ale przyjął ją z - dosłownie - otwartymi ramionami.
W dodatku była tak niezwykle blisko, nie zabraniając mu nawet jakiegokolwiek ruchu, jakby ostentacyjnie ukazywała mu, że potrzebuje nawet więcej niż tylko takie wygłupy. A przecież dla niego nie stanowiło to żadnego problemu. Dlatego właśnie, kiedy ciemnowłosa tak beztrosko wpatrywała się w jego facjatę, on układał w głowie plan, który-... zaraz spalił na panewce za sprawą prostego gestu, jaki wykonała. Zamruczał przeciągle, tracąc wątek w głowie, czując jej palce pośród kruczych kosmyków. Jeśli chciała się z nim w ten sposób podroczyć, to brawo. Powinna doskonale wiedzieć, że włosy były u niego słabym punktem, przez co stracił kontakt z rzeczywistością, przymykając jedynie oczy, aż nie-...
Naprawdę przepraszała za coś takiego?
- A, przestań - parsknął jedynie, kręcąc głową z niedowierzaniem. Jak mogła go przepraszać za taką głupotę? Wyjazd wyjazdem - faktycznie nie była to dla niego łatwa sytuacja, a pozostawiony kompletnie bez możliwości kontaktu z nią był przez pewien czas wręcz zrozpaczony - ale to była jej decyzja i mogła robić ze swoim życiem na co tylko miała ochotę. Pogładził jej włosy dłonią z nikłym uśmiechem. - Nie mógłbym się za to gniewać. Miałaś pewnie swój powód - dodał tonem tak łagodnym, że aż nie pasującym do jego męskiej facjaty. Obdarowywał ją także najdelikatniejszym uśmiechem, na jaki było go stać, choć nie dawał rady ze zbyt atrakcyjną jego prezentacją - nieco się krzywił. Po prostu nie potrafił zdobyć się na więcej grymasów tego typu niż ten zawadiacki i miliard złośliwych czy ten szczerze rozbawiony. Kojący uśmiech nie wstępował na jego maskę dobrych sześć czy siedem lat.
Nie minęła nawet chwila, nim mężczyzna zerknął na ekran telewizora, zaciskając przy tym usta w wąską linię. Historia naprawdę lubiła zataczać koło. Nie uraczył jej nawet jednym spojrzeniem, gdy wydusił:
- Ty mała flądro - jakoś tak nie dało się wziąć tej obelgi na poważnie - ton, z jakim ją wypowiedział, wskazywał na tak wielkie rozbawienie, że aż dało się zdziwić dlaczego nie zrywał sobie jeszcze boków. - Znowu znajdujesz mi o wiele lepsze zajęcie, niż ten film.
I kiedy ty go obejrzysz, Grey? Zwrócił się wreszcie w jej stronę, unosząc subtelnie brew, i nachylił się tych kilkanaście centymetrów, nim uraczył Claudine kolejnym, dłuższym już pocałunkiem. Przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej, nie szczędząc sobie zapału równego świeżo poddającemu się romantycznym uniesieniom młodzianowi, wplatając palce w kosmyki jej włosów i, drugą już dlonią, gładząc jej plecy. Tego, czego na pewno nie podzielłby z żadnym młodzikiem, były za to umiejętności. Już słyszał w głowie jej przyszły głupi komentarz: miałeś sporo czasu i okazji do ćwiczeń?
Wiadomo, że miał.
Tak, jak powrót Milfish był taką oto pozytywną zmianą. Niby niespodziewaną, ale przyjął ją z - dosłownie - otwartymi ramionami.
W dodatku była tak niezwykle blisko, nie zabraniając mu nawet jakiegokolwiek ruchu, jakby ostentacyjnie ukazywała mu, że potrzebuje nawet więcej niż tylko takie wygłupy. A przecież dla niego nie stanowiło to żadnego problemu. Dlatego właśnie, kiedy ciemnowłosa tak beztrosko wpatrywała się w jego facjatę, on układał w głowie plan, który-... zaraz spalił na panewce za sprawą prostego gestu, jaki wykonała. Zamruczał przeciągle, tracąc wątek w głowie, czując jej palce pośród kruczych kosmyków. Jeśli chciała się z nim w ten sposób podroczyć, to brawo. Powinna doskonale wiedzieć, że włosy były u niego słabym punktem, przez co stracił kontakt z rzeczywistością, przymykając jedynie oczy, aż nie-...
Naprawdę przepraszała za coś takiego?
- A, przestań - parsknął jedynie, kręcąc głową z niedowierzaniem. Jak mogła go przepraszać za taką głupotę? Wyjazd wyjazdem - faktycznie nie była to dla niego łatwa sytuacja, a pozostawiony kompletnie bez możliwości kontaktu z nią był przez pewien czas wręcz zrozpaczony - ale to była jej decyzja i mogła robić ze swoim życiem na co tylko miała ochotę. Pogładził jej włosy dłonią z nikłym uśmiechem. - Nie mógłbym się za to gniewać. Miałaś pewnie swój powód - dodał tonem tak łagodnym, że aż nie pasującym do jego męskiej facjaty. Obdarowywał ją także najdelikatniejszym uśmiechem, na jaki było go stać, choć nie dawał rady ze zbyt atrakcyjną jego prezentacją - nieco się krzywił. Po prostu nie potrafił zdobyć się na więcej grymasów tego typu niż ten zawadiacki i miliard złośliwych czy ten szczerze rozbawiony. Kojący uśmiech nie wstępował na jego maskę dobrych sześć czy siedem lat.
Nie minęła nawet chwila, nim mężczyzna zerknął na ekran telewizora, zaciskając przy tym usta w wąską linię. Historia naprawdę lubiła zataczać koło. Nie uraczył jej nawet jednym spojrzeniem, gdy wydusił:
- Ty mała flądro - jakoś tak nie dało się wziąć tej obelgi na poważnie - ton, z jakim ją wypowiedział, wskazywał na tak wielkie rozbawienie, że aż dało się zdziwić dlaczego nie zrywał sobie jeszcze boków. - Znowu znajdujesz mi o wiele lepsze zajęcie, niż ten film.
I kiedy ty go obejrzysz, Grey? Zwrócił się wreszcie w jej stronę, unosząc subtelnie brew, i nachylił się tych kilkanaście centymetrów, nim uraczył Claudine kolejnym, dłuższym już pocałunkiem. Przyciągnął ją do siebie jeszcze bliżej, nie szczędząc sobie zapału równego świeżo poddającemu się romantycznym uniesieniom młodzianowi, wplatając palce w kosmyki jej włosów i, drugą już dlonią, gładząc jej plecy. Tego, czego na pewno nie podzielłby z żadnym młodzikiem, były za to umiejętności. Już słyszał w głowie jej przyszły głupi komentarz: miałeś sporo czasu i okazji do ćwiczeń?
Wiadomo, że miał.
Ciężko było wytłumaczyć w jakikolwiek sposób to, dlaczego tak bardzo teraz do niego lgnęła. Może rzeczywiście skrywała w sobie tęsknotę, do której nie chciała się przyznać nawet przed sobą? Ale czy to było czymś, czego powinna się wstydzić? Zwłaszcza przed Christianem? A może zwyczajnie się czegoś bała? Zaraz.. Milfish i strach? Takie połączenie istnieje?
Najwidoczniej.
Powód powodem, ale mogła chociaż zachować się bardziej fair. Taka z niej zwolenniczka sprawiedliwości, a sama nie potrafi się zastosować do własnych przekonań. To ci dopiero. Czyżby przejawiała aż taką hipokryzją? No, trochę to do niej nie pasowało. A raczej trochę bardzo.
Jednakże tak delikatny wyraz twarzy bruneta dał jej do zrozumienia, iż faktycznie jej postępowanie sprzed lat zostało wybaczone. I mogła go oglądać takiego wieki, zwłaszcza, że przywoływało to najlepsze wspomnienia z pierwszego zetknięcia się ich dróg i jak widać nie ostatniego.
Nie mogła wykrzesać z siebie żadnej innej odpowiedzi w tym temacie, obdarowując mężczyznę jedynie przepraszającym uśmiechem oraz spojrzeniem przepełnionym skruchą, jakby naprawdę tego żałowała. A czy żałowała? Ciężko stwierdzić, patrząc na to, że gdyby wtedy nie opuściła tak nagle Kanady, to teraz jej losy mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej. Kto wie czy nie faktycznie skończyłaby jako bibliotekarka w Riverdale, tyle, że z pasji i ukrytego powołania? Zabawna wizja.
Flądro?
Dziwnym trafem to określenie okropnie ją rozbawiło, ale nie na tyle aby nie mogła wstrzymać się z wybuchem śmiechu, choć nie ukrywała, że było to zadanie niełatwe.
- A Ty za to znowu nie pozwalasz mi go w spokoju dokończyć. – odpowiedziała na tę małą głupotkę, chociaż szybko skupiła się na ustach Trevelyana, skoro i tak znów się nad nią pochylił w wiadomym celu. I absolutnie nie miała nic przeciwko kolejnemu pocałunkowi. Pytanie tylko: jak ona później się w tym odnajdzie?
Nie mogła się powstrzymać od dalszego przeczesywania czarnych kosmyków, drapiąc przy tym lekko skórę głowy, a czasem zwyczajnie ciągnąc niezbyt mocno za dłuższe pasma. Każde muśnięcie oddawała ochoczo, wkładając w to może trochę za dużo uczucia, jakby każdy najdrobniejszy pocałunek był właśnie tym najważniejszym. Ale co to było właściwie za uczucie? Może zwykła namiętność? W końcu Grey był takim typem mężczyzny, że to właśnie to rozpalał pierwsze w kobiecie. Nie żadną miłość, niekontrolowane zauroczenia, tylko czyste pożądanie.
Albo po prostu działał tak tylko na Marié.
Hmpf, chciałby.
Najwidoczniej.
Powód powodem, ale mogła chociaż zachować się bardziej fair. Taka z niej zwolenniczka sprawiedliwości, a sama nie potrafi się zastosować do własnych przekonań. To ci dopiero. Czyżby przejawiała aż taką hipokryzją? No, trochę to do niej nie pasowało. A raczej trochę bardzo.
Jednakże tak delikatny wyraz twarzy bruneta dał jej do zrozumienia, iż faktycznie jej postępowanie sprzed lat zostało wybaczone. I mogła go oglądać takiego wieki, zwłaszcza, że przywoływało to najlepsze wspomnienia z pierwszego zetknięcia się ich dróg i jak widać nie ostatniego.
Nie mogła wykrzesać z siebie żadnej innej odpowiedzi w tym temacie, obdarowując mężczyznę jedynie przepraszającym uśmiechem oraz spojrzeniem przepełnionym skruchą, jakby naprawdę tego żałowała. A czy żałowała? Ciężko stwierdzić, patrząc na to, że gdyby wtedy nie opuściła tak nagle Kanady, to teraz jej losy mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej. Kto wie czy nie faktycznie skończyłaby jako bibliotekarka w Riverdale, tyle, że z pasji i ukrytego powołania? Zabawna wizja.
Flądro?
Dziwnym trafem to określenie okropnie ją rozbawiło, ale nie na tyle aby nie mogła wstrzymać się z wybuchem śmiechu, choć nie ukrywała, że było to zadanie niełatwe.
- A Ty za to znowu nie pozwalasz mi go w spokoju dokończyć. – odpowiedziała na tę małą głupotkę, chociaż szybko skupiła się na ustach Trevelyana, skoro i tak znów się nad nią pochylił w wiadomym celu. I absolutnie nie miała nic przeciwko kolejnemu pocałunkowi. Pytanie tylko: jak ona później się w tym odnajdzie?
Nie mogła się powstrzymać od dalszego przeczesywania czarnych kosmyków, drapiąc przy tym lekko skórę głowy, a czasem zwyczajnie ciągnąc niezbyt mocno za dłuższe pasma. Każde muśnięcie oddawała ochoczo, wkładając w to może trochę za dużo uczucia, jakby każdy najdrobniejszy pocałunek był właśnie tym najważniejszym. Ale co to było właściwie za uczucie? Może zwykła namiętność? W końcu Grey był takim typem mężczyzny, że to właśnie to rozpalał pierwsze w kobiecie. Nie żadną miłość, niekontrolowane zauroczenia, tylko czyste pożądanie.
Albo po prostu działał tak tylko na Marié.
Hmpf, chciałby.
"A Ty za to znowu nie pozwalasz mi go w spokoju dokończyć."
Już nawet nie wspominam o tym, kto zaczął tę szopkę.
Wszystko było ładnie, pięknie, ale to kobiety tu zawsze prowokowały. On był bardzo grzecznym, porządnym mężczyzną, który chciał tylko na spokojnie pooglądać film z uroczą panną. To, że mu się podobała i chętnie by ją schrupał, było sprawą drugo-, a nawet i trzeciorzędną. Ale to ona tak nagle pokazała mu, że faktycznie była Milfish. Ona wybrała ten film, który akurat budził głupie wspomnienia z momentu, kiedy ją - nie bawiąc się w owijanie w bawełnę - stuknął. I to ona była kurewsko atrakcyjną, kochaną osóbką, która aż się prosiła, żeby pokazać jej sypialnię niekoniecznie przeznaczoną dla gości. Raczej gospodarską.
A, no i to ona dobierała mu się do głowy, choć doskonale wiedziała jak potrafił na to reagować.
- Joder, kobieto - wypalił w jej usta, korzystając z momentu chwilowego oderwania się od zabawy w glonojada. - Dlaczego znowu włosy? - zamruczał jeszcze, nim wreszcie postanowił zostawić jej wargi w spokoju, zwieńczając to ostatnim, krótkim pocałunkiem. Następnie darował sobie już wszelkie zabawy z tą częścią ciała.
Tylko tą.
Dwie sekundy, jedna, pół. Nie można było wyczuć, jak wiele czasu dał jej, by odsapnęła - w takich momentach nawet godzina to za mało. Zsunął się z pocałunkami na jej podbródek, zaraz wędrując wzdłuż linii kobiecej szczęki, gotując się do postoju tuż poniżej ucha. Przesunął kłem po jego płatku, drażniąc je oddechem z pełną premedytacją, i - nie zamierzając się patyczkować - podjął się dalszej wyprawy.
W początkowym zamiarze Trevelyana na pewno nie leżało dobieranie się do swojej współpracownicy. Zanim Ash uraczyła go swoją obecnością, nie miał w ogóle w planach jakiegoś szczególnego podrywu. Nie chciał gościć jej u siebie w łóżku, bo-... po prostu sądził, że tak nie wypada. I tyle. Może i zachowywał się w stosunku do niej tak samo, jak i względem każdej innej kobiety, a to-... samo z siebie wskazywało na wyrywanie jej niczym chwasta z ziemi, ale nie. Ale skoro to była Marié? Dał sobie o wiele więcej swobody, co było dostatecznie wyczuwalne już w samych pocałunkach, którymi raczył jej szyję, nachylając się coraz niżej i coraz niżej także muskając bladą, gładką skórę. To za te włosy.
Już nawet nie wspominam o tym, kto zaczął tę szopkę.
Wszystko było ładnie, pięknie, ale to kobiety tu zawsze prowokowały. On był bardzo grzecznym, porządnym mężczyzną, który chciał tylko na spokojnie pooglądać film z uroczą panną. To, że mu się podobała i chętnie by ją schrupał, było sprawą drugo-, a nawet i trzeciorzędną. Ale to ona tak nagle pokazała mu, że faktycznie była Milfish. Ona wybrała ten film, który akurat budził głupie wspomnienia z momentu, kiedy ją - nie bawiąc się w owijanie w bawełnę - stuknął. I to ona była kurewsko atrakcyjną, kochaną osóbką, która aż się prosiła, żeby pokazać jej sypialnię niekoniecznie przeznaczoną dla gości. Raczej gospodarską.
A, no i to ona dobierała mu się do głowy, choć doskonale wiedziała jak potrafił na to reagować.
- Joder, kobieto - wypalił w jej usta, korzystając z momentu chwilowego oderwania się od zabawy w glonojada. - Dlaczego znowu włosy? - zamruczał jeszcze, nim wreszcie postanowił zostawić jej wargi w spokoju, zwieńczając to ostatnim, krótkim pocałunkiem. Następnie darował sobie już wszelkie zabawy z tą częścią ciała.
Tylko tą.
Dwie sekundy, jedna, pół. Nie można było wyczuć, jak wiele czasu dał jej, by odsapnęła - w takich momentach nawet godzina to za mało. Zsunął się z pocałunkami na jej podbródek, zaraz wędrując wzdłuż linii kobiecej szczęki, gotując się do postoju tuż poniżej ucha. Przesunął kłem po jego płatku, drażniąc je oddechem z pełną premedytacją, i - nie zamierzając się patyczkować - podjął się dalszej wyprawy.
W początkowym zamiarze Trevelyana na pewno nie leżało dobieranie się do swojej współpracownicy. Zanim Ash uraczyła go swoją obecnością, nie miał w ogóle w planach jakiegoś szczególnego podrywu. Nie chciał gościć jej u siebie w łóżku, bo-... po prostu sądził, że tak nie wypada. I tyle. Może i zachowywał się w stosunku do niej tak samo, jak i względem każdej innej kobiety, a to-... samo z siebie wskazywało na wyrywanie jej niczym chwasta z ziemi, ale nie. Ale skoro to była Marié? Dał sobie o wiele więcej swobody, co było dostatecznie wyczuwalne już w samych pocałunkach, którymi raczył jej szyję, nachylając się coraz niżej i coraz niżej także muskając bladą, gładką skórę. To za te włosy.
No fakt, akurat Marié do najniewinniejszych kobiet nie należała i trzeba było przyznać, że lubiła bawić się w różne gierki, szczególnie takie, w których to ona ustalała zasady i ogólnie wszystko, co się miało w nich dziać. Dlatego też tak łatwo przychodziło jej drażnienie się, nie ważne w jaki sposób. Czy to poprzez zwykłe kokietowanie, czy może komentarze słowne. Miała spore pole popisu, którego aż żal było momentami nie wykorzystać. Tak jak na przykład teraz. Ale mimo wszystko miała w sobie tą nieposkromioną słabość do mężczyzn, o której jednak nie zamierzała mówić głośno. Szczególnie Christianowi, któremu osobiście mogłaby doczepić etykietkę na plecach z napisem „słabość”.
Na szczęście pamiętała nie tylko o swoich słabych punktach.
Włosy Greya.. Hm.. Co by tu dużo mówić? Lubiła je. A może bardziej lubiła obserwować reakcje mężczyzny, kiedy się nimi bawiła? Ich miękkość mówiła wiele do życzenia, jednak to nie przeszkadzało w żaden sposób Milfish, aby zatopić w nich swe palce i je zwyczajnie przeczesać, albo podrapać ich właściciela tu i ówdzie.
- Głupie pytanie. – mruknęła tylko, uśmiechając się wymownie, kiedy mogła już w końcu zająć swoje usta gadaniem, a nie miłymi pocałunkami i aż zastanowiła się chwilę, która z tych opcji jest fajniejsza. Głupie pytanie.
I miała teraz za swoje.
Tak, jak ona uwielbiała wykorzystywać najsłabsze punkty bruneta, tak chyba też i on lubował się w tym samym. Bo gdyby było inaczej, to nie całował by jej szczęki, nie drażnił ucha oddechem, ani nie atakował szyi dalszymi pieszczotami.
Drań.
Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie wyraziła choć cienia aprobaty w postaci cichego pomruku, połączonego z mocniejszym zadrapaniem karku mężczyzny, ale nie bolesnym. Chciała go w końcu jedynie nagrodzić za takie postępowanie, a nie karać. Na karę jeszcze za wcześnie.
Oh, na pewno za wcześnie?
Uśmiechnęła się pod nosem, gdy tylko nikczemny plan zrodził się w jej małej główce, oznaczający jedynie tyle, co kolejny krok w jej własnej grze. To było, aż nie do wiary, że po zdjęciu swojej maski wciąż chciała to wszystko ciągnąć. Może w trochę innym kierunku, ale jednak.
Zabrała ręce do siebie, układając je na pasku spodni bruneta, ale nie zagrzały tam one zbyt długo miejsca, ponieważ zaraz kobieta zaczęła nimi sunąć w górę, jak na złość – pod materiałem bokserki – mogąc swoimi chłodnymi palcami pobadać jego ciepłą skórę oraz zarysowane mięśnie, wchodząc coraz wyżej i wyżej, aż zatrzymała się na piersi, przysuwając usta do jego ucha.
- Christian.. – szepnęła takim tonem, jak wtedy, kiedy leżała pod nim pierwszy raz, spragniona dotyku i dalszych pieszczot, a dla dodatnia temu małego pazura, zadrapała delikatnie jego skórę, pokrytą przyjemnym w dotyku meszkiem. Zrobiła dość długą pauzę, po czym leniwie zsunęła ręce niżej i.. – Jestem głodna. – rzuciła zrozpaczona, obejmując go ciasno w pasie i wtulając policzek w jego ramię, musząc włożyć w siebie naprawdę sporo wysiłku, aby nie wybuchnąć śmiechem i zachować swoją powagę oraz smutek wywołany brakiem jedzenia, które jeszcze nie nadeszło.
Błagam, niech ktoś nagra jego minę.
Na szczęście pamiętała nie tylko o swoich słabych punktach.
Włosy Greya.. Hm.. Co by tu dużo mówić? Lubiła je. A może bardziej lubiła obserwować reakcje mężczyzny, kiedy się nimi bawiła? Ich miękkość mówiła wiele do życzenia, jednak to nie przeszkadzało w żaden sposób Milfish, aby zatopić w nich swe palce i je zwyczajnie przeczesać, albo podrapać ich właściciela tu i ówdzie.
- Głupie pytanie. – mruknęła tylko, uśmiechając się wymownie, kiedy mogła już w końcu zająć swoje usta gadaniem, a nie miłymi pocałunkami i aż zastanowiła się chwilę, która z tych opcji jest fajniejsza. Głupie pytanie.
I miała teraz za swoje.
Tak, jak ona uwielbiała wykorzystywać najsłabsze punkty bruneta, tak chyba też i on lubował się w tym samym. Bo gdyby było inaczej, to nie całował by jej szczęki, nie drażnił ucha oddechem, ani nie atakował szyi dalszymi pieszczotami.
Drań.
Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie wyraziła choć cienia aprobaty w postaci cichego pomruku, połączonego z mocniejszym zadrapaniem karku mężczyzny, ale nie bolesnym. Chciała go w końcu jedynie nagrodzić za takie postępowanie, a nie karać. Na karę jeszcze za wcześnie.
Oh, na pewno za wcześnie?
Uśmiechnęła się pod nosem, gdy tylko nikczemny plan zrodził się w jej małej główce, oznaczający jedynie tyle, co kolejny krok w jej własnej grze. To było, aż nie do wiary, że po zdjęciu swojej maski wciąż chciała to wszystko ciągnąć. Może w trochę innym kierunku, ale jednak.
Zabrała ręce do siebie, układając je na pasku spodni bruneta, ale nie zagrzały tam one zbyt długo miejsca, ponieważ zaraz kobieta zaczęła nimi sunąć w górę, jak na złość – pod materiałem bokserki – mogąc swoimi chłodnymi palcami pobadać jego ciepłą skórę oraz zarysowane mięśnie, wchodząc coraz wyżej i wyżej, aż zatrzymała się na piersi, przysuwając usta do jego ucha.
- Christian.. – szepnęła takim tonem, jak wtedy, kiedy leżała pod nim pierwszy raz, spragniona dotyku i dalszych pieszczot, a dla dodatnia temu małego pazura, zadrapała delikatnie jego skórę, pokrytą przyjemnym w dotyku meszkiem. Zrobiła dość długą pauzę, po czym leniwie zsunęła ręce niżej i.. – Jestem głodna. – rzuciła zrozpaczona, obejmując go ciasno w pasie i wtulając policzek w jego ramię, musząc włożyć w siebie naprawdę sporo wysiłku, aby nie wybuchnąć śmiechem i zachować swoją powagę oraz smutek wywołany brakiem jedzenia, które jeszcze nie nadeszło.
Błagam, niech ktoś nagra jego minę.
On rzucał głupimi pytaniami, a ona równie głupio sama pchała mu się w ramiona. W tej bitwie nie było wygranych czy przegranych - obydwoje dostali za swoje i chyba nawet nikt nie narzekał przez taki obrót spraw. Ktoś tu nawet zamruczał. Dosłownie ktoś, bo Grey w całej tej sytuacji nawet nie miał pojęcia czy usłyszał ten dźwięk wydobywający się spomiędzy jej warg, czy sam nieświadomie zrobił z siebie zadowolonego kota.
W końcu jednak zrozumiał, że żałował pierwszego pytania. Powinien zamienić je na coś w stylu Dlaczego taki ton? - przecież ten babsztyl mógł go doprowadzić do palpitacji. Czy kobiety naprawdę musiały być takimi jędzami i celowo wypowiadać wszystko z namiętną nutą, kierującą duszę każdego mężczyzny wprost za kierunkowskazem na miejscowość "Szał"?
Christian wcale nie był wyjątkiem od tej reguły - jego imię odbiło się parę razy echem wewnątrz twardej czaszki, tuż przed tym jak zagłuszył je odgłos szumiącej gdzieś w łepetynie krwi. I czego ona oczekiwała? Że teraz grzecznie zareaguje i włoży trochę więcej uczucia w całe to przedsięwzięcie? No, miała rację. Osiągnęła swój c-...
"Jestem głodna."
Gdyby dało się opisać jego minę w postaci popularnej emotikony-... och, zaraz, da się. To byłoby czyste: :I - na szczęście jednak ten wyraz twarzy nie utrzymał się na zbyt długo. Ciężko było mu powstrzymać rozbawienie, kedy ta mała zrobiła go tak. Bardzo. Po. Mistrzowsku.
Dlatego też parsknął szczerym śmiechem, spoglądając na nią spod przymrużonych powiek jakby nagle stała się rozkosznym dzieciakiem, który właśnie palnął jakieś głupstwo. Kompletnie niewinne, ale już mniej słodziutkie w skutkach, kiedy tak kompletnie bezpardonalnie wsunął swoją dłoń pod udzierganą w sweterek włóczkę, smakując opuszkami palców skórę jej brzucha. Jak mucha kupę. Wiecie, że muchy smakują odnóżami? Pocałunki jak na złość wróciły i nie miały zamiaru ustawać, a kiedy to Trevelyan łaskawie raczył oderwać swoje usta od obojczyka ciemnowłosej, zerknął na nią spod byka z łobuzerskim uśmiechem, którego nie powstydziłby się żaden pirat rabujący cudzą łajbę i gwałcący beztrosko jej pasażerki.
Tyle, że on nie był piratem, a Milfish przyszłą ofiarą gwałtu.
- Ja też, wyobraź sobie - zamruczał, uniósłszy na moment brew w wyzywającym wyrazie, nim przesunął wszędobylską dłoń nieco wyżej, prostując się zresztą i ponownie zbliżając twarz do jej ust. Już rozchylał wargi, dzieliły go od niej niespełna milimetry, może nawet musnął ledwo wyczuwalnie swój różany cel, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. - Los cojones - zasyczał wściekle, odrywając się od kobiety. Zabrał ręce w okamgnieniu i odwrócił się na pięcie, by niespiesznym krokiem podejść do przedpokoju i naprzeć na wyjściową klamkę. Bez słowa wygrzebał pierwszy lepszy banknot z kieszeni, wepchnął go dostawcy, zabrał pudełko i - ominąwszy powitania, pożegnania czy odbiór reszty - zatrzasnął mu drzwi przed nosem.
- Jesteś na układach z gastronomicznym bogiem czy to po prostu Twój fart? - rzucił, jednocześnie wypowiedź w eter i pizzę na stół. Bez słowa czy oczekiwania na odpowiedź za to polazł do kuchni. Bo bez talerza jeść nie wypadało, a przynajmniej przy damie.
W końcu jednak zrozumiał, że żałował pierwszego pytania. Powinien zamienić je na coś w stylu Dlaczego taki ton? - przecież ten babsztyl mógł go doprowadzić do palpitacji. Czy kobiety naprawdę musiały być takimi jędzami i celowo wypowiadać wszystko z namiętną nutą, kierującą duszę każdego mężczyzny wprost za kierunkowskazem na miejscowość "Szał"?
Christian wcale nie był wyjątkiem od tej reguły - jego imię odbiło się parę razy echem wewnątrz twardej czaszki, tuż przed tym jak zagłuszył je odgłos szumiącej gdzieś w łepetynie krwi. I czego ona oczekiwała? Że teraz grzecznie zareaguje i włoży trochę więcej uczucia w całe to przedsięwzięcie? No, miała rację. Osiągnęła swój c-...
"Jestem głodna."
Gdyby dało się opisać jego minę w postaci popularnej emotikony-... och, zaraz, da się. To byłoby czyste: :I - na szczęście jednak ten wyraz twarzy nie utrzymał się na zbyt długo. Ciężko było mu powstrzymać rozbawienie, kedy ta mała zrobiła go tak. Bardzo. Po. Mistrzowsku.
Dlatego też parsknął szczerym śmiechem, spoglądając na nią spod przymrużonych powiek jakby nagle stała się rozkosznym dzieciakiem, który właśnie palnął jakieś głupstwo. Kompletnie niewinne, ale już mniej słodziutkie w skutkach, kiedy tak kompletnie bezpardonalnie wsunął swoją dłoń pod udzierganą w sweterek włóczkę, smakując opuszkami palców skórę jej brzucha. Jak mucha kupę. Wiecie, że muchy smakują odnóżami? Pocałunki jak na złość wróciły i nie miały zamiaru ustawać, a kiedy to Trevelyan łaskawie raczył oderwać swoje usta od obojczyka ciemnowłosej, zerknął na nią spod byka z łobuzerskim uśmiechem, którego nie powstydziłby się żaden pirat rabujący cudzą łajbę i gwałcący beztrosko jej pasażerki.
Tyle, że on nie był piratem, a Milfish przyszłą ofiarą gwałtu.
- Ja też, wyobraź sobie - zamruczał, uniósłszy na moment brew w wyzywającym wyrazie, nim przesunął wszędobylską dłoń nieco wyżej, prostując się zresztą i ponownie zbliżając twarz do jej ust. Już rozchylał wargi, dzieliły go od niej niespełna milimetry, może nawet musnął ledwo wyczuwalnie swój różany cel, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. - Los cojones - zasyczał wściekle, odrywając się od kobiety. Zabrał ręce w okamgnieniu i odwrócił się na pięcie, by niespiesznym krokiem podejść do przedpokoju i naprzeć na wyjściową klamkę. Bez słowa wygrzebał pierwszy lepszy banknot z kieszeni, wepchnął go dostawcy, zabrał pudełko i - ominąwszy powitania, pożegnania czy odbiór reszty - zatrzasnął mu drzwi przed nosem.
- Jesteś na układach z gastronomicznym bogiem czy to po prostu Twój fart? - rzucił, jednocześnie wypowiedź w eter i pizzę na stół. Bez słowa czy oczekiwania na odpowiedź za to polazł do kuchni. Bo bez talerza jeść nie wypadało, a przynajmniej przy damie.
Kobieta musiała włożyć w siebie dużo samokontroli, aby jej kuszący ton nie został zaburzony przez rozbawienie, które gdzieś tam rosło w jej wnętrzu i dopiero potem wybuchło wraz ze stwierdzeniem o głodzie. Niby na co dzień cechowała się wysoką stabilnością w swoim zachowaniu i nikt nie mógł jej przy tym zarzucić sztuczności czy nawet amatorstwa, jednak w takiej sytuacji mało kto dałby radę być tak opanowanym. Aż sama musiała sobie przyznać, że to zagranie się udało, nawet jeśli w zamian dostała salwę śmiechu, do której zresztą sama się dołączyła po chwili, nie mogąc dłużej walczyć z potęgującym rozbawieniem.
Wraz z tym jak się uspokoiła, poczuła wtargnięcie ciepłej dłoni pod puszysty materiał swetra, na co tylko zmrużyła delikatnie powieki i uśmiechnęła się wymownie, jakby tym sposobem chciała przekazać mu, że tak naprawdę te pieszczoty jej nie ruszają.
A w ogóle miały? Przecież życie nie kręciło się tylko i wyłącznie wokół głupich gierek. Trzeba było brać też pod uwagę sytuacje, które działy się bez powodu, a niektóre posunięcia nie miały w sobie większego celu. Bez sensu jednak było dumać teraz o czymkolwiek innym, jak o obecnej chwili, która aż krzyczała o uwagę myśli.
- No widzisz. – rzuciła, przesuwając dłonią po plecach Christiana w tą i z powrotem, tym samym je gładząc, skoro już miała tą możliwość po dotykania go pod materiałem bokserki i to tak bezczelnie. Uwaga brunetki szybko skupiła się na ustach mężczyzny, które zbliżały się do niej w wiadomym celu, a ona nie miała zupełnie nic przeciwko. W końcu pocałunki Grey’a były czystą przyjemnością, którą grzechem byłoby sobie odmówić.
Dlatego też nawet u niej pojawił się cień niezadowolenia, kiedy do ich uszu dotarł dźwięk dzwonka do drzwi. Niechętnie zabrała ręce do siebie i odprowadziła pana domu wzrokiem do korytarza, zaraz potem zajmując miejsce na kanapie, skoro najwidoczniej los oznajmił im, że co za dużo bliskości, to niezdrowo. Ale pizza jak najbardziej.
- A co, jeżeli jedno i drugie? Dostanę za to jakąś nagrodę? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, choć miała pewne przeczucia do tego, co Chris może jej powiedzieć, ale zawsze lepiej było usłyszeć bezpośrednio odpowiedź od drugiej osoby, niż tylko się domyślać.
Beznamiętnie przeczesała smukłymi palcami swoje kosmyki, czekając aż Trevelyan wróci, choć zaraz postanowiła ulec pewnej małej pokusie, którą było nic innego, jak zajrzenie pod wieko kartonowego opakowania, mogąc na wstępnie pocieszyć się zapachem świeżej pizzy, który już wcześniej zdążył dotrzeć do jej nozdrzy i jedynie bardziej nasilić głód.
Pewnie gdyby dalej była zakręconą studentką, to dałaby sobie całkowicie spokój z czymś takim, jak talerze, już nie wspominając o czekaniu na drugą osobę. Wtedy by po prostu wzięła już pierwszy kawałek i zaczęła się nim zajadać, jednak teraz pojawiły się pewne zasady, jakaś większa dojrzałość, którą trzeba było jakoś sobą reprezentować, tak więc cierpliwie czekała, mimo że kawałki ananasa i kurczaka, aż same się prosiły o to, żeby je pochłonąć.
Wraz z tym jak się uspokoiła, poczuła wtargnięcie ciepłej dłoni pod puszysty materiał swetra, na co tylko zmrużyła delikatnie powieki i uśmiechnęła się wymownie, jakby tym sposobem chciała przekazać mu, że tak naprawdę te pieszczoty jej nie ruszają.
A w ogóle miały? Przecież życie nie kręciło się tylko i wyłącznie wokół głupich gierek. Trzeba było brać też pod uwagę sytuacje, które działy się bez powodu, a niektóre posunięcia nie miały w sobie większego celu. Bez sensu jednak było dumać teraz o czymkolwiek innym, jak o obecnej chwili, która aż krzyczała o uwagę myśli.
- No widzisz. – rzuciła, przesuwając dłonią po plecach Christiana w tą i z powrotem, tym samym je gładząc, skoro już miała tą możliwość po dotykania go pod materiałem bokserki i to tak bezczelnie. Uwaga brunetki szybko skupiła się na ustach mężczyzny, które zbliżały się do niej w wiadomym celu, a ona nie miała zupełnie nic przeciwko. W końcu pocałunki Grey’a były czystą przyjemnością, którą grzechem byłoby sobie odmówić.
Dlatego też nawet u niej pojawił się cień niezadowolenia, kiedy do ich uszu dotarł dźwięk dzwonka do drzwi. Niechętnie zabrała ręce do siebie i odprowadziła pana domu wzrokiem do korytarza, zaraz potem zajmując miejsce na kanapie, skoro najwidoczniej los oznajmił im, że co za dużo bliskości, to niezdrowo. Ale pizza jak najbardziej.
- A co, jeżeli jedno i drugie? Dostanę za to jakąś nagrodę? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, choć miała pewne przeczucia do tego, co Chris może jej powiedzieć, ale zawsze lepiej było usłyszeć bezpośrednio odpowiedź od drugiej osoby, niż tylko się domyślać.
Beznamiętnie przeczesała smukłymi palcami swoje kosmyki, czekając aż Trevelyan wróci, choć zaraz postanowiła ulec pewnej małej pokusie, którą było nic innego, jak zajrzenie pod wieko kartonowego opakowania, mogąc na wstępnie pocieszyć się zapachem świeżej pizzy, który już wcześniej zdążył dotrzeć do jej nozdrzy i jedynie bardziej nasilić głód.
Pewnie gdyby dalej była zakręconą studentką, to dałaby sobie całkowicie spokój z czymś takim, jak talerze, już nie wspominając o czekaniu na drugą osobę. Wtedy by po prostu wzięła już pierwszy kawałek i zaczęła się nim zajadać, jednak teraz pojawiły się pewne zasady, jakaś większa dojrzałość, którą trzeba było jakoś sobą reprezentować, tak więc cierpliwie czekała, mimo że kawałki ananasa i kurczaka, aż same się prosiły o to, żeby je pochłonąć.
Ależ jego zawsze męczyły takie momenty. Był już w połowie. Dosłownie w połowie. Mógł powiedzieć, że nie ma pojęcia, o jakiej pizzy mowa, jakim głodzie... no, krótko mówiąc, dałby radę wygrzebać jakąkolwiek wymówkę na tę okazję.
Ale nie.
Robiła dosłownie wszystko, żeby olał nadciągającego dostawcę i po prostu został przy niej, delektując się czymś innym. Takim... lepszym substytutem pizzy. Niekoniecznie sycącym za to. No, ale mus to mus. Za to pożegnała go niezłym żartem, na który nawet zaśmiał się krótko i machnął ręką.
- Chciałabyś - parsknął z półuśmieszkiem wymalowanym na ustach, zerkając na nią spod przymrużonych powiek, unosząc przy tym brwi, jakby chciał przekazać jej coś w stylu: "na co ty liczysz, królewno?". - Zastanowię się nad nagrodą - rzucił już z kuchni, przekrzykiwany przez trzaski wyciąganych z szafki naczyń.
Bo dlaczego i nie? Nawet, jeśli nie zasługiwała na żadną nagrodę, bo po prostu niczego takiego nie było. Ani gastronomicznego boga, ani jej szczęścia. Tak sobie tylko jednorazowo wyszło. Nic więcej. No, ale nagradzać mógłby ją za samą egzystencję w jego życiu. Takie uroki głupiego sentymentu. I tego, że nadal podobała mu się jej atrakcyjna twarzyczka. Choć nie tak bardzo, jak pizza. Pizzę kochał najbardziej. Nawet ułożył jej piosenkę - Pizzo, moja żono. Totalnie! Dlatego właśnie pospieszył się z wygrzebaniem ewentualnych widelców i noży. Jakby przypadkiem chciała jakiegoś użyć.
W końcu nie była już młodziutką dziewczynką, którą można było wyrwać na słodkie spojrzenie brązowych oczu i milutki uśmiech. Wiadomym było, że nie tylko uodporniła się na beznadziejny podryw, ale i brak manier, zarówno u siebie jak i innych. A przynajmniej takie wrażenie odnosił nauczyciel, gdy zanosił cały ten zbiór naczyń do zabrudzenia. I musiał się pożegnać z pustą zmywarką...
Postawił talerze na stoliku, by zaraz wielce kulturalnie nałożyć na pierwszy kawałek pizzy i podsunąć go brunetce. Dopiero później sam poczęstował się najlepszym przysmakiem świata i rozsiadł się praktycznie tuż przy Cameleon, nie dając jej ani kilku centymetrów luzu. To pogwałcenie przestrzeni osobistej. W dodatku wepchnął sobie tę pizzę do paszczy, jakby chciał udowodnić kobiecie, że góruje nad głupim kawałkiem żarcia, jest wielkim wodzem i w ogóle powinna go czcić za to, że broni jej przed tą pizzą. Naprawdę, dokładnie to dostrzegł oczyma wyobraźni.
- Miałem teraz rzucić słabym tekstem na podryw, ale jesteś tak piękna, że wypadł mi z głowy - oznajmił mrukliwie, uśmiechając się przy tyn, niczym leniwy kot, nim ponownie zacisnął zęby na pizzy.
Ale nie.
Robiła dosłownie wszystko, żeby olał nadciągającego dostawcę i po prostu został przy niej, delektując się czymś innym. Takim... lepszym substytutem pizzy. Niekoniecznie sycącym za to. No, ale mus to mus. Za to pożegnała go niezłym żartem, na który nawet zaśmiał się krótko i machnął ręką.
- Chciałabyś - parsknął z półuśmieszkiem wymalowanym na ustach, zerkając na nią spod przymrużonych powiek, unosząc przy tym brwi, jakby chciał przekazać jej coś w stylu: "na co ty liczysz, królewno?". - Zastanowię się nad nagrodą - rzucił już z kuchni, przekrzykiwany przez trzaski wyciąganych z szafki naczyń.
Bo dlaczego i nie? Nawet, jeśli nie zasługiwała na żadną nagrodę, bo po prostu niczego takiego nie było. Ani gastronomicznego boga, ani jej szczęścia. Tak sobie tylko jednorazowo wyszło. Nic więcej. No, ale nagradzać mógłby ją za samą egzystencję w jego życiu. Takie uroki głupiego sentymentu. I tego, że nadal podobała mu się jej atrakcyjna twarzyczka. Choć nie tak bardzo, jak pizza. Pizzę kochał najbardziej. Nawet ułożył jej piosenkę - Pizzo, moja żono. Totalnie! Dlatego właśnie pospieszył się z wygrzebaniem ewentualnych widelców i noży. Jakby przypadkiem chciała jakiegoś użyć.
W końcu nie była już młodziutką dziewczynką, którą można było wyrwać na słodkie spojrzenie brązowych oczu i milutki uśmiech. Wiadomym było, że nie tylko uodporniła się na beznadziejny podryw, ale i brak manier, zarówno u siebie jak i innych. A przynajmniej takie wrażenie odnosił nauczyciel, gdy zanosił cały ten zbiór naczyń do zabrudzenia. I musiał się pożegnać z pustą zmywarką...
Postawił talerze na stoliku, by zaraz wielce kulturalnie nałożyć na pierwszy kawałek pizzy i podsunąć go brunetce. Dopiero później sam poczęstował się najlepszym przysmakiem świata i rozsiadł się praktycznie tuż przy Cameleon, nie dając jej ani kilku centymetrów luzu. To pogwałcenie przestrzeni osobistej. W dodatku wepchnął sobie tę pizzę do paszczy, jakby chciał udowodnić kobiecie, że góruje nad głupim kawałkiem żarcia, jest wielkim wodzem i w ogóle powinna go czcić za to, że broni jej przed tą pizzą. Naprawdę, dokładnie to dostrzegł oczyma wyobraźni.
- Miałem teraz rzucić słabym tekstem na podryw, ale jesteś tak piękna, że wypadł mi z głowy - oznajmił mrukliwie, uśmiechając się przy tyn, niczym leniwy kot, nim ponownie zacisnął zęby na pizzy.
Niby świetnie się bawiła podczas takiego drażnienia się z Christianem, jednak gdy myślała o dotyku jego dłoni na swojej ciepłej skórze, to aż nie chciała wypuszczać go z ramion. Nie ważne, że była mowa o krótkiej chwili, chodziło o sam fakt. O tą głupią świadomość, że to miłe uczucie przestanie trwać i wróci dopiero po jakimś czasie.
Dlatego też tak bardzo brnęła w to głupie kuszenie. Podświadomie chciała, żeby to mężczyzna pragnął przy niej zostać, a nie odwrotnie. Trochę egoistyczne, ale takie uroki kobiet.
Mimowolnie uśmiechnęła się na odpowiedź bruneta, jako że właśnie czegoś takiego się spodziewała. Może to było oczywiste, a może znała już tego osobnika wystarczająco dobrze, aby móc przewidzieć niektóre zachowania.
- Dobrze, tylko nie każ mi czekać zbyt długo. – odpowiedziała lekko, utrzymując na twarzy delikatny i zupełnie niewinny uśmiech. Ale z tego rodzaju grymasów, który łatwo mógł być wzięty za ukrywający drugie dno. Nic bardziej mylnego. Zresztą przy rozmowie z Marié można było spodziewać się wielu dwuznaczności i niedosłownego przekazu. Taka już była albo stała się z czasem. To akurat ciężko określić, ale na chwilę obecną to dość mało istotne. Jak zresztą masa innych rzeczy, o które można by zahaczyć swoje myśli.
Grzecznie siedziała i czekała, aż Grey wróci z kuchni z tym całym asortymentem, a kiedy już to się stało, nieznacznie poprawiła się w miejscu, biorąc od niego talerz z kawałkiem pizzy. Cicho mu przy tym podziękowała, zaraz będąc uraczona jego obecnością na sofie. Nie miała zupełnie nic przeciwko zupełnemu braku dystansu między nimi, wręcz chętnie przystała na ten fakt, zerkając na moment w bok z ciut onieśmielonym uśmiechem, zakładając nogę na nogę.
Czyżby się zawstydziła? Ależ skąd. Raczej jej to wewnętrznie schlebiało.
Ujęła następnie w palce ciasto, jednakże nie zdążyła go ugryźć przez słowa Chrisa, na które lekko uniosła brew, powstrzymując wybuch śmiechu.
- Mm? Mówiłeś do pizzy czy do mnie? – spytała, niby to zdezorientowana lekko takim wyznaniem. – Bo wiesz.. Jeśli chodzi o nią.. – tu spojrzała na pudełko z jedzeniem. - ..to sama mam problem z poderwaniem jej na jakiś tekst. – oznajmiła, krzywiąc się odrobinę w zmartwieniu, jakby rzeczywiście sprawiało jej to ogromny kłopot, a jednocześnie było dość ważnym aspektem.
Niestety nie potrafiła utrzymać zbyt długo kamiennej maski, zaraz dając swojemu rozbawieniu wziąć górę, choć miała w sobie na tyle opanowania, że pizza wciąż spokojnie tkwiła w jej dłoni. Więc kiedy tylko miała tą możliwość, niedługo potem sama się wgryzła w swój kawałek, mając niezły ubaw z takiego chwytania za słówka, co zresztą było po niej widać i to już jakiś czas temu.
Dlatego też tak bardzo brnęła w to głupie kuszenie. Podświadomie chciała, żeby to mężczyzna pragnął przy niej zostać, a nie odwrotnie. Trochę egoistyczne, ale takie uroki kobiet.
Mimowolnie uśmiechnęła się na odpowiedź bruneta, jako że właśnie czegoś takiego się spodziewała. Może to było oczywiste, a może znała już tego osobnika wystarczająco dobrze, aby móc przewidzieć niektóre zachowania.
- Dobrze, tylko nie każ mi czekać zbyt długo. – odpowiedziała lekko, utrzymując na twarzy delikatny i zupełnie niewinny uśmiech. Ale z tego rodzaju grymasów, który łatwo mógł być wzięty za ukrywający drugie dno. Nic bardziej mylnego. Zresztą przy rozmowie z Marié można było spodziewać się wielu dwuznaczności i niedosłownego przekazu. Taka już była albo stała się z czasem. To akurat ciężko określić, ale na chwilę obecną to dość mało istotne. Jak zresztą masa innych rzeczy, o które można by zahaczyć swoje myśli.
Grzecznie siedziała i czekała, aż Grey wróci z kuchni z tym całym asortymentem, a kiedy już to się stało, nieznacznie poprawiła się w miejscu, biorąc od niego talerz z kawałkiem pizzy. Cicho mu przy tym podziękowała, zaraz będąc uraczona jego obecnością na sofie. Nie miała zupełnie nic przeciwko zupełnemu braku dystansu między nimi, wręcz chętnie przystała na ten fakt, zerkając na moment w bok z ciut onieśmielonym uśmiechem, zakładając nogę na nogę.
Czyżby się zawstydziła? Ależ skąd. Raczej jej to wewnętrznie schlebiało.
Ujęła następnie w palce ciasto, jednakże nie zdążyła go ugryźć przez słowa Chrisa, na które lekko uniosła brew, powstrzymując wybuch śmiechu.
- Mm? Mówiłeś do pizzy czy do mnie? – spytała, niby to zdezorientowana lekko takim wyznaniem. – Bo wiesz.. Jeśli chodzi o nią.. – tu spojrzała na pudełko z jedzeniem. - ..to sama mam problem z poderwaniem jej na jakiś tekst. – oznajmiła, krzywiąc się odrobinę w zmartwieniu, jakby rzeczywiście sprawiało jej to ogromny kłopot, a jednocześnie było dość ważnym aspektem.
Niestety nie potrafiła utrzymać zbyt długo kamiennej maski, zaraz dając swojemu rozbawieniu wziąć górę, choć miała w sobie na tyle opanowania, że pizza wciąż spokojnie tkwiła w jej dłoni. Więc kiedy tylko miała tą możliwość, niedługo potem sama się wgryzła w swój kawałek, mając niezły ubaw z takiego chwytania za słówka, co zresztą było po niej widać i to już jakiś czas temu.
On miał nie kazać jej czekać? Och, to on tu ustalał zasady, więc nie miała nawet zalążku prawa, by dyktować mu co ma robić. Jeśli chciał trzymać ją w niepewności dłużej, to miał do tego całkowite prawo. Zresztą, pewnie nawet by się tym za bardzo nie przejęła. Trevelyan już tych ilka lat temu był znany z "nagród" wysokiej jakości, tak więc teraz także mogła być pewna, że nie zawiedzie w tej sprawie.
A pomysły rodziły się w jego czarnej łepetynie już teraz. Trzeba by tylko wybrać najlepszy z nich.
Christian uniósł brew w wyzywającym wyrazie tej swojej przystojnej mordy, kiedy zadała swoje pozornie nic nieznaczące pytanie. "Mówiłeś do pizzy czy do mnie?" Ciężko było się tu powstrzymać od choćby najmniejszego komentarza, który miałby być zarówno złośliwością, jak i przyjemnym obwieszczeniem wspaniałości którejkolwiek z jego kochanek. Czy tej, która właśnie wróciła z zaświatów, czy tej ogrzewającej powoli jego żołądek.
- Żartujesz sobie, królewna? - parsknął w odzewie, kręcąc głową. - Oczywiście, że mówię do pizzy. Dla Ciebie zdobyłbym się na lepszy tekst, moja droga - stwierdził z pełnym przekonanem słuszności swoich słów. Och, jaki z pana wygadany mężczyzna, panie Trevelyan. Jak z koziej dupy trąba, doprawdy. Oczywiście pizza była na razie w centrum jego uwagi, toteż ciężko było uwierzyć w to, że Stone faktycznie byłaby dla niego ważniejsza. Głód robił swoje, a i osobiście twierdzł, że ciemnowłosa także wolałaby zająć się zaspokojeniem potrzeb, a dopiero potem jakimikolwiek głupimi zabawami.
Dlaczego to brzmiało, jakby byli niewyżytymi gówniarzami.
Ale nie mógł powstrzymać się od lekkiego nachylenia się nad przejętym przez brunetkę kawałkiem pizzy, który następnie chwycił w zęby, jakby od samego początku należał do niego, a bibliotekarka nie miałaby prawa się do niego zbliżać. Pozwolił sobie na takie śmiertelne ryzyko aż trzy razy, tuż po tym jednak odsunął się z lekkim uśmiechem.
- Okej, chyba nie jest zatruta. Możesz je-... - przerwał to swoje jakże światłe wytłumaczenie w połowie, zaraz znowu przysuwając się do trzymanego przez nią ciasta i wgryzając się w nie po raz czwarty. - Dobra, musiałem się upewnić.
Christian, ty łobuzie. Ale wreszcie wyprostował plecy, zabierając się za molestowanie jedzenia na własnym terenie. Nie mógł jej przecież wpieprzyć wszystkiego, bo zaraz zacznie się mścić. A w łepetynie nadal rodziły się paskudne plany. Ohohohoh.
A pomysły rodziły się w jego czarnej łepetynie już teraz. Trzeba by tylko wybrać najlepszy z nich.
Christian uniósł brew w wyzywającym wyrazie tej swojej przystojnej mordy, kiedy zadała swoje pozornie nic nieznaczące pytanie. "Mówiłeś do pizzy czy do mnie?" Ciężko było się tu powstrzymać od choćby najmniejszego komentarza, który miałby być zarówno złośliwością, jak i przyjemnym obwieszczeniem wspaniałości którejkolwiek z jego kochanek. Czy tej, która właśnie wróciła z zaświatów, czy tej ogrzewającej powoli jego żołądek.
- Żartujesz sobie, królewna? - parsknął w odzewie, kręcąc głową. - Oczywiście, że mówię do pizzy. Dla Ciebie zdobyłbym się na lepszy tekst, moja droga - stwierdził z pełnym przekonanem słuszności swoich słów. Och, jaki z pana wygadany mężczyzna, panie Trevelyan. Jak z koziej dupy trąba, doprawdy. Oczywiście pizza była na razie w centrum jego uwagi, toteż ciężko było uwierzyć w to, że Stone faktycznie byłaby dla niego ważniejsza. Głód robił swoje, a i osobiście twierdzł, że ciemnowłosa także wolałaby zająć się zaspokojeniem potrzeb, a dopiero potem jakimikolwiek głupimi zabawami.
Dlaczego to brzmiało, jakby byli niewyżytymi gówniarzami.
Ale nie mógł powstrzymać się od lekkiego nachylenia się nad przejętym przez brunetkę kawałkiem pizzy, który następnie chwycił w zęby, jakby od samego początku należał do niego, a bibliotekarka nie miałaby prawa się do niego zbliżać. Pozwolił sobie na takie śmiertelne ryzyko aż trzy razy, tuż po tym jednak odsunął się z lekkim uśmiechem.
- Okej, chyba nie jest zatruta. Możesz je-... - przerwał to swoje jakże światłe wytłumaczenie w połowie, zaraz znowu przysuwając się do trzymanego przez nią ciasta i wgryzając się w nie po raz czwarty. - Dobra, musiałem się upewnić.
Christian, ty łobuzie. Ale wreszcie wyprostował plecy, zabierając się za molestowanie jedzenia na własnym terenie. Nie mógł jej przecież wpieprzyć wszystkiego, bo zaraz zacznie się mścić. A w łepetynie nadal rodziły się paskudne plany. Ohohohoh.
Oczywiście, że sobie żartuje. W ciągu ostatnich kilkunastu minut było to dość częstym zjawiskiem z jej strony i nie wyglądało na to, aby prędko miało się znudzić. Zresztą.. ciężko było zachować przy Christianie jakąkolwiek powagę, szczególnie gdy sytuacja tego nie wymagała. Co jak co, ale z tym osobnikiem nudy nie doświadczała, nawet wtedy, kiedy bezczynnie leżała tuż obok niego i nie odzywała się słowem.
Wydawałoby się, że relacja idealna.
- Obawiam się, że nie musisz dla mnie myśleć nad żadnym tekstem. – oznajmiła ze spokojem, posyłając mu delikatny uśmiech. Akurat Marié była jedną z tych kobiet, które już się nasłuchały przeróżnych gadek na podryw i każda kolejna nie robiła na nich większego wrażenia. Choć, to też zależało od uroku osobistego danego mężczyzny. Na przykład taki Grey miał go w sobie tyle, iż brunetka mogła przymknąć oko na sposób jego zalotów. Ba, nawet wzbudzało to w niej sympatię, a czasem poprawiało humor. Może to wina jej słabości, a może tego jednego człowieka, za którym przecież kiedyś tak szalała.
Wraz z tym jak Chris się pochylił, skupiła na nim większość swojej uwagi, obserwując go uważnie. I tak jak w pierwszej chwili chciała odsunąć kawałek swojej pizzy, tak w końcu z tego zrezygnowała, dając zmniejszyć swoją porcję o te kilka kęsów. Kilka dość sporych kęsów.
- Zatruta, mówisz? – uniosła brew razem z kącikami ust, jakoś nie bardzo wierząc w to, że akurat ich pizza mogłaby zostać przez kogoś otruta. Jednakże wiedziała też, że to tylko zwyczajny pretekst by móc podjeść nie swój kawałek. – W takim razie dziękuję za ochronienie mnie. – powiedziała, po czym wyciągnęła dłoń w jego kierunku i pogładziła go po policzku krótko, zaraz potem zabierając mu po kolei kawałki ananasa, które od razu zjadła.
- Musiałam sprawdzić czy jest świeży. – rzuciła na swoje usprawiedliwienie, puszczając mu przy tym oczko. – I wiesz co? Jest. – dodała całkowicie poważnie, choć wewnątrz dalej tkwiło w niej rozbawienie Skupiła się następnie na jedzeniu, bo jednak nie można było dokładać tego w nieskończoność, a domyślała się, że Trevelyan również jest głodny. Żołądek sam się nie nakarmi. A szkoda, bo jednak czasem okazałoby się to dość przydatną funkcją, która chwilami ułatwiałaby nawet życie.
Przez resztę posiłku nie była już tak rozmowna. Najwidoczniej wzięły górę sprawy ważniejsze, gdzie w tym przypadku nie było to nic innego, jak zaspokojenie głodu. Kiedy się już najadła, odłożyła talerz i napiła się herbaty, opróżniając kubek o te kilka drobnych łyków. Będąc już zadowolona pod tym względem mogła wrócić do drobnych złośliwości. Albo głaskania psa. Hm.
Wydawałoby się, że relacja idealna.
- Obawiam się, że nie musisz dla mnie myśleć nad żadnym tekstem. – oznajmiła ze spokojem, posyłając mu delikatny uśmiech. Akurat Marié była jedną z tych kobiet, które już się nasłuchały przeróżnych gadek na podryw i każda kolejna nie robiła na nich większego wrażenia. Choć, to też zależało od uroku osobistego danego mężczyzny. Na przykład taki Grey miał go w sobie tyle, iż brunetka mogła przymknąć oko na sposób jego zalotów. Ba, nawet wzbudzało to w niej sympatię, a czasem poprawiało humor. Może to wina jej słabości, a może tego jednego człowieka, za którym przecież kiedyś tak szalała.
Wraz z tym jak Chris się pochylił, skupiła na nim większość swojej uwagi, obserwując go uważnie. I tak jak w pierwszej chwili chciała odsunąć kawałek swojej pizzy, tak w końcu z tego zrezygnowała, dając zmniejszyć swoją porcję o te kilka kęsów. Kilka dość sporych kęsów.
- Zatruta, mówisz? – uniosła brew razem z kącikami ust, jakoś nie bardzo wierząc w to, że akurat ich pizza mogłaby zostać przez kogoś otruta. Jednakże wiedziała też, że to tylko zwyczajny pretekst by móc podjeść nie swój kawałek. – W takim razie dziękuję za ochronienie mnie. – powiedziała, po czym wyciągnęła dłoń w jego kierunku i pogładziła go po policzku krótko, zaraz potem zabierając mu po kolei kawałki ananasa, które od razu zjadła.
- Musiałam sprawdzić czy jest świeży. – rzuciła na swoje usprawiedliwienie, puszczając mu przy tym oczko. – I wiesz co? Jest. – dodała całkowicie poważnie, choć wewnątrz dalej tkwiło w niej rozbawienie Skupiła się następnie na jedzeniu, bo jednak nie można było dokładać tego w nieskończoność, a domyślała się, że Trevelyan również jest głodny. Żołądek sam się nie nakarmi. A szkoda, bo jednak czasem okazałoby się to dość przydatną funkcją, która chwilami ułatwiałaby nawet życie.
Przez resztę posiłku nie była już tak rozmowna. Najwidoczniej wzięły górę sprawy ważniejsze, gdzie w tym przypadku nie było to nic innego, jak zaspokojenie głodu. Kiedy się już najadła, odłożyła talerz i napiła się herbaty, opróżniając kubek o te kilka drobnych łyków. Będąc już zadowolona pod tym względem mogła wrócić do drobnych złośliwości. Albo głaskania psa. Hm.
Prychnął rozbawiony. Jak gdyby do jego uszu dotarł genialny żart, na który jednak nie wypadało wybuchać śmiechem przez prosty wzgląd na zaistniałą sytuację. Szeroko uśmiechnięta gęba bruneta wskazywała jednak na to, że zaraz znowu palnie jakąś kompletną głupotą. Bo tak. Bo mógł. Bo przecież znała go na tyle dobrze, że rozumiała to jego niezwykle spaczone poczucie humoru, którym raczył ją już parę lat temu, kiedy tylko zrozumiał, że tak właściwie ma ją w garści.
No dobra, opowiedziane w taki sposób to brzmi trochę brzydko. Powiedzmy, że zrozumiał to jak już dostatecznie się poznali.
Grunt, że właśnie tak się bawił i tak lubił. Był całkowicie świadom tego, że jego cudowny sposób na podryw był generalnie kompletnie zawodny. Żadna kobieta by na to nie poleciała. No ale właśnie tak obchodził się z kobietami kiedy zaczynał tę swoją karierę. Był zupełnie niedoświadczony, nie rozumiał, uchodził za świetnego żartownisia, ale nieszczególnie udawało mu się komukolwiek przypodobać. A teraz używał tego zwyczajnie do wspominek. Żeby było śmiesznie. I żeby ciemnowłosa mogła oswoić się z myślą, że to faktycznie ten sam głupi gitarzysta, którego spotkała za lat studenckich.
- No tak - stwierdził wreszcie, uśmiechnąwszy się bardziej cwaniacko niż wymagała tego sytuacja. - W końcu tobie wystarczy fakt, że ja to ja. Wiadomo, przecież pewnie usychałaś z tęsknoty.
No chyba ty.
No może ja.
Zamruczał w zadowoleniu, czując miękką skórę jej dłoni na swojej twarzy, zupełnie jakby ta pieszczota była jakimś rarytasem, otrzymywanym przez niego ledwie raz na ruski rok. Nie, żeby dopiero nie bawili się w nieco lepszy sposób.
- Nie no, wiesz, nie mógłbym pozwolić żeby coś stało się-... ej, co ty wyrabiasz? - ledwie dostrzegł co takiego planowała, a już przerwał swój kolejny jakże inteligentny popis na rzecz strzelenia wielce niezadowolonej z tej sytuacji miny. Podbierać jemu ananasa? Jemu? Jak mogła, cholerna flądra! W dodatku... co ona powiedziała? - ;-;
...tak.
Jeśli tą smutną buzią chciał cokolwiek osiągnąć, to raczej słabo mu wyszło, biorąc pod uwagę, że Milfish zaraz tak po prostu zamilkła i zabrała się za jedzenie. Zresztą, co mu tam szkodziło odstąpić jej tego ananasa. Z jednego kawałka? Mieli całą dużą pizzę tylko dla siebie, mógłby jej kraść gryzy z połowy porcji, a ona i tak by się najadła. I tak samo z tą dawką pysznego owocu na jego kawałkach. Tak więc podgryzał sobie spokojnie to pyszne, świetnie wypieczone ciasto - bo przecież Trevelyan nie zamówiłby byle pizzy z byle pizzerii w byle dzielnicy - i rozkoszował się pożerającym jego język ananasem.
I już, już miał sięgnąć po finalny kawałek, który miał przynieść męskiemu żołądkowi pełne ukojenie powiązane z tak zwanym "najedzeniem się", kiedy coś srebrzystego mignęło mu przed oczyma, a następnie kłapnęło zębami ze trzy razy i najbardziej obficie obsypany ananasem trójkąt zniknęło gdzieś w drodze do psiego żołądka.
I wiecie co?
Chris znowu zrobił tę minę. A zadowolony weimar wyciągnął się z powrotem na kanapie, przewalając cielsko przez uda swojego właściciela, łeb układając wygodnie na materiale spódnicy panny Stone. Bo przecież musiał się pochwalić, że był takim cwanym psiskiem i cały ten czas po prostu udawał, że grzecznie drzemał. Byle wyczuć odpowiednią okazję i zrobić Christianowi na złość. Christianowi, który teraz wyklinał po cichu na tego "nieznośnego pchlarza", dorzucając gdzieniegdzie między bardziej zrozumiałymi dla kobiety słowami dość nieprzyjemne hiszpańskie wiązanki.
No dobra, opowiedziane w taki sposób to brzmi trochę brzydko. Powiedzmy, że zrozumiał to jak już dostatecznie się poznali.
Grunt, że właśnie tak się bawił i tak lubił. Był całkowicie świadom tego, że jego cudowny sposób na podryw był generalnie kompletnie zawodny. Żadna kobieta by na to nie poleciała. No ale właśnie tak obchodził się z kobietami kiedy zaczynał tę swoją karierę. Był zupełnie niedoświadczony, nie rozumiał, uchodził za świetnego żartownisia, ale nieszczególnie udawało mu się komukolwiek przypodobać. A teraz używał tego zwyczajnie do wspominek. Żeby było śmiesznie. I żeby ciemnowłosa mogła oswoić się z myślą, że to faktycznie ten sam głupi gitarzysta, którego spotkała za lat studenckich.
- No tak - stwierdził wreszcie, uśmiechnąwszy się bardziej cwaniacko niż wymagała tego sytuacja. - W końcu tobie wystarczy fakt, że ja to ja. Wiadomo, przecież pewnie usychałaś z tęsknoty.
No chyba ty.
No może ja.
Zamruczał w zadowoleniu, czując miękką skórę jej dłoni na swojej twarzy, zupełnie jakby ta pieszczota była jakimś rarytasem, otrzymywanym przez niego ledwie raz na ruski rok. Nie, żeby dopiero nie bawili się w nieco lepszy sposób.
- Nie no, wiesz, nie mógłbym pozwolić żeby coś stało się-... ej, co ty wyrabiasz? - ledwie dostrzegł co takiego planowała, a już przerwał swój kolejny jakże inteligentny popis na rzecz strzelenia wielce niezadowolonej z tej sytuacji miny. Podbierać jemu ananasa? Jemu? Jak mogła, cholerna flądra! W dodatku... co ona powiedziała? - ;-;
...tak.
Jeśli tą smutną buzią chciał cokolwiek osiągnąć, to raczej słabo mu wyszło, biorąc pod uwagę, że Milfish zaraz tak po prostu zamilkła i zabrała się za jedzenie. Zresztą, co mu tam szkodziło odstąpić jej tego ananasa. Z jednego kawałka? Mieli całą dużą pizzę tylko dla siebie, mógłby jej kraść gryzy z połowy porcji, a ona i tak by się najadła. I tak samo z tą dawką pysznego owocu na jego kawałkach. Tak więc podgryzał sobie spokojnie to pyszne, świetnie wypieczone ciasto - bo przecież Trevelyan nie zamówiłby byle pizzy z byle pizzerii w byle dzielnicy - i rozkoszował się pożerającym jego język ananasem.
I już, już miał sięgnąć po finalny kawałek, który miał przynieść męskiemu żołądkowi pełne ukojenie powiązane z tak zwanym "najedzeniem się", kiedy coś srebrzystego mignęło mu przed oczyma, a następnie kłapnęło zębami ze trzy razy i najbardziej obficie obsypany ananasem trójkąt zniknęło gdzieś w drodze do psiego żołądka.
I wiecie co?
Chris znowu zrobił tę minę. A zadowolony weimar wyciągnął się z powrotem na kanapie, przewalając cielsko przez uda swojego właściciela, łeb układając wygodnie na materiale spódnicy panny Stone. Bo przecież musiał się pochwalić, że był takim cwanym psiskiem i cały ten czas po prostu udawał, że grzecznie drzemał. Byle wyczuć odpowiednią okazję i zrobić Christianowi na złość. Christianowi, który teraz wyklinał po cichu na tego "nieznośnego pchlarza", dorzucając gdzieniegdzie między bardziej zrozumiałymi dla kobiety słowami dość nieprzyjemne hiszpańskie wiązanki.
Trochę niekomfortowe w tej sytuacji było to, że tak naprawdę to Christian musiał się bardziej oswoić z nią, a nie odwrotnie. Przez te kilka lat zdążyła się wyjątkowo zmienić, mimo że siłą woli przywoływała niektóre zachowania z tamtego okresu. Jakby chcąc dać mężczyźnie pewność, że to ta sama kobieta, którą poznał wtedy na studiach. Czy można było nazwać to oszukiwaniem? A może działaniem dla jego dobra? Ale czy na pewno to było dla niego dobre?
Na pewno lepsze od poznania całej prawdy z marszu.
Chociaż w jej mniemaniu to i tak za dużo szczerości, jak na jeden raz, ale ciężko było cokolwiek ukryć przed tym wiercącym spojrzeniem ciemnobrązowych oczu.
- Ależ oczywiście. – powiedziała bez chwili namysłu z delikatną nutą ironii w głosie, wymieszaną z rozbawieniem. Musiała się jednak z nim po części zgodzić. Faktycznie wystarczał sam fakt, że Chris to Chris. Ale czy usychała z tęsknoty? To akurat ciężko stwierdzić. Odczuła to bowiem dopiero wtedy, gdy znów go napotkała na swojej drodze, więc możliwe, że jego osoba cały czas gdzieś siedziała głęboko w jej podświadomości, kiedy ona w tym samym czasie stawiała czoła różnorakiemu ryzyku. Trochę tak, jakby nie miała na czasu. Nie miała czasu na dumanie nad przeszłością, kiedy zabójcze kule potrafiły przelecieć jej tuż przed nosem. A podobno wtedy człowiekowi przewija się całe życie przed oczami.
Najwidoczniej nie w jej przypadku.
Nie mniejszą przyjemność sprawiło jej samo pogładzenie Christiana po poliku, co jemu. Mogła bez problemu wyczuć drobny zarost, który swoją szorstkością podrażniał opuszki palców. Niby nic, a jednak korciło by powtarzać to częściej. I zapewne by tak zrobiła, gdyby nie silniejsza chęć na dalsze podrażnienie się z brunetem.
- Oko za oko. Ananas za pizzę. – rzuciła, tonem całkowicie poważnym, choć zaraz posłała mu pełen uroku uśmiech, jakby w ten sposób chciała mu wynagrodzić skradzione kawałki owocu. Jednakże mimo wszystko musiała przyznać, że tak smutną miną Trevelyan chwycił ją za serce, czego po sobie oczywiście nie dała poznać. Wtedy to już w ogóle byłaby na straconej pozycji. No, chyba że jakoś później sprytnie by to wykorzystała, kto wie.
Po napiciu się herbaty i odstawieniu kubka tuż obok talerza, rozsiadła się wygodniej na kanapie, zaraz będąc świadkiem, jak Chad podstępnie łapie ostatni kawałek pizzy. Na ten widok zaśmiała się cicho, kładąc dłoń na głowie psa i go głaszcząc, chwilę nawet drapiąc za uszami, skoro już sam się podstawił praktycznie pod jej ręce.
- Spryciula z niego. – przyznała, chociaż zaraz podniosła wzrok na samego poszkodowanego, będąc wręcz rozczulona. – Oj, biedaku. Z nim też trzeba się podzielić. – oznajmiła, po czym wyciągnęła ręce do niego i przyciągnęła go bliżej siebie za szyję, całując na pocieszenie w policzek. Raz. Drugi pocałunek złożyła trochę niżej, tuż pod linią szczęki, wsuwając jednocześnie palce jednej z dłoni w ciemne kosmyki mężczyzny, które kilkakrotnie przeczesała.
A niech ma.
Na pewno lepsze od poznania całej prawdy z marszu.
Chociaż w jej mniemaniu to i tak za dużo szczerości, jak na jeden raz, ale ciężko było cokolwiek ukryć przed tym wiercącym spojrzeniem ciemnobrązowych oczu.
- Ależ oczywiście. – powiedziała bez chwili namysłu z delikatną nutą ironii w głosie, wymieszaną z rozbawieniem. Musiała się jednak z nim po części zgodzić. Faktycznie wystarczał sam fakt, że Chris to Chris. Ale czy usychała z tęsknoty? To akurat ciężko stwierdzić. Odczuła to bowiem dopiero wtedy, gdy znów go napotkała na swojej drodze, więc możliwe, że jego osoba cały czas gdzieś siedziała głęboko w jej podświadomości, kiedy ona w tym samym czasie stawiała czoła różnorakiemu ryzyku. Trochę tak, jakby nie miała na czasu. Nie miała czasu na dumanie nad przeszłością, kiedy zabójcze kule potrafiły przelecieć jej tuż przed nosem. A podobno wtedy człowiekowi przewija się całe życie przed oczami.
Najwidoczniej nie w jej przypadku.
Nie mniejszą przyjemność sprawiło jej samo pogładzenie Christiana po poliku, co jemu. Mogła bez problemu wyczuć drobny zarost, który swoją szorstkością podrażniał opuszki palców. Niby nic, a jednak korciło by powtarzać to częściej. I zapewne by tak zrobiła, gdyby nie silniejsza chęć na dalsze podrażnienie się z brunetem.
- Oko za oko. Ananas za pizzę. – rzuciła, tonem całkowicie poważnym, choć zaraz posłała mu pełen uroku uśmiech, jakby w ten sposób chciała mu wynagrodzić skradzione kawałki owocu. Jednakże mimo wszystko musiała przyznać, że tak smutną miną Trevelyan chwycił ją za serce, czego po sobie oczywiście nie dała poznać. Wtedy to już w ogóle byłaby na straconej pozycji. No, chyba że jakoś później sprytnie by to wykorzystała, kto wie.
Po napiciu się herbaty i odstawieniu kubka tuż obok talerza, rozsiadła się wygodniej na kanapie, zaraz będąc świadkiem, jak Chad podstępnie łapie ostatni kawałek pizzy. Na ten widok zaśmiała się cicho, kładąc dłoń na głowie psa i go głaszcząc, chwilę nawet drapiąc za uszami, skoro już sam się podstawił praktycznie pod jej ręce.
- Spryciula z niego. – przyznała, chociaż zaraz podniosła wzrok na samego poszkodowanego, będąc wręcz rozczulona. – Oj, biedaku. Z nim też trzeba się podzielić. – oznajmiła, po czym wyciągnęła ręce do niego i przyciągnęła go bliżej siebie za szyję, całując na pocieszenie w policzek. Raz. Drugi pocałunek złożyła trochę niżej, tuż pod linią szczęki, wsuwając jednocześnie palce jednej z dłoni w ciemne kosmyki mężczyzny, które kilkakrotnie przeczesała.
A niech ma.
No co za kobieta. A najgorsze w tym wszystkim było to, że nawet nie umiał się jej za to w żaden sposób odpłacić, bo właściwie... no, była babą. Baby z reguły miały go w garści. A jak się jeszcze było taką Milfish, to już w ogóle bezkonkurencyjnie było się szefową całego przedstawienia kukiełkowego, w którym rzecz jasna jedyną marionetką był Grey. Ten nieokiełznany, niezłomny Grey, który nagle wymiękał, jak spadała mu na mieszkanie dobra dupa ze wspólną historią i uśmiechem tak boskim, że mógłby kontemplować go godzinami. Mogła się zmienić nie do poznania i być teraz rasową suką, ale dla niego na zawsze pozostawała słodką małą Marié. Bo wiadomo.
Skrzywił się lekko na jej stwierdzenie dotyczące dzielenia się pizzą z Chadem. Trevelyan osobiście nie sądził żeby to był dobry pomysł. Szczególnie, że od takich ciężkich i mocno doprawionych rzeczy jego pies mógł się w sumie łatwo przekręcić, ale może jednorazowo mu nie zaszkodzi? Zresztą, dotychczas był okazem zdrowia przez to, że jego pan był typem nadopiekuńczego psiego tatusia, nawet jeśli nie dawał tego po sobie poznać. Przyjrzał się uważnie smukłej dłoni przebiegającej za uchem psiaka, nim pokusił się o jakikolwiek komentarz.
- No nie wiem, nie powinien jeść takich rzeczy... - westchnął w końcu, gładząc srebrzysty łeb dłonią na znak przebaczenia jego właścicielowi tego małego występku. Sam Pooper pewnie też zrozumiał swój błąd, bo zerknął na Christiana w sposób błagającego o przebaczenie pupila. Tak żeby dodatkowo go zmiękczyć.
Nie, żeby dotyk warg Stone na jego twarzy nie zrobił tego za niego. Brunet uśmiechnął się półgębkiem, odchylając ten swój majestatyczny łeb na bok i klepiąc weimara w zad, na co zareagował - nareszcie - zeskoczeniem na podłogę i wydreptaniem z pokoju. Dopiero nie czując na sobie ciężaru tego psiego dupska mógł przesunąć się jeszcze bardziej w stronę ciemnowłosej i siłą rzeczy - czy może raczej samego Christiana - pociągnąć ją na swoje kolana, prezentując jej teraz z bliska swój uśmiechnięty pysk.
- Ależ ty czasem mącisz człowiekowi w głowie - mruknął po chwili ciszy. I to był jego podstawowy błąd, który zaraz naprawił, ocierając się swoim nosem o czubek tego jej w ten rozkoszny do porzygu sposób, nim ponownie przechylił lekko głowę i uraczył jej wargi krótkim, aczkolwiek nieco porywczym pocałunkiem. Ciemne oczy zlustrowały jeszcze w ekspresowym tempie twarz Claudine, nim wargi ich właściciela zaczęły wędrować niżej, zaczynając od punktu tuż poniżej płatka jej ucha, przez bok szyi, kończąc na kobiecym obojczyku, który odsłoniła im wszędobylska męska łapa, narażając tym samym bibliotekarkę na bycie potraktowaną gorącym oddechem mężczyzny.
Skrzywił się lekko na jej stwierdzenie dotyczące dzielenia się pizzą z Chadem. Trevelyan osobiście nie sądził żeby to był dobry pomysł. Szczególnie, że od takich ciężkich i mocno doprawionych rzeczy jego pies mógł się w sumie łatwo przekręcić, ale może jednorazowo mu nie zaszkodzi? Zresztą, dotychczas był okazem zdrowia przez to, że jego pan był typem nadopiekuńczego psiego tatusia, nawet jeśli nie dawał tego po sobie poznać. Przyjrzał się uważnie smukłej dłoni przebiegającej za uchem psiaka, nim pokusił się o jakikolwiek komentarz.
- No nie wiem, nie powinien jeść takich rzeczy... - westchnął w końcu, gładząc srebrzysty łeb dłonią na znak przebaczenia jego właścicielowi tego małego występku. Sam Pooper pewnie też zrozumiał swój błąd, bo zerknął na Christiana w sposób błagającego o przebaczenie pupila. Tak żeby dodatkowo go zmiękczyć.
Nie, żeby dotyk warg Stone na jego twarzy nie zrobił tego za niego. Brunet uśmiechnął się półgębkiem, odchylając ten swój majestatyczny łeb na bok i klepiąc weimara w zad, na co zareagował - nareszcie - zeskoczeniem na podłogę i wydreptaniem z pokoju. Dopiero nie czując na sobie ciężaru tego psiego dupska mógł przesunąć się jeszcze bardziej w stronę ciemnowłosej i siłą rzeczy - czy może raczej samego Christiana - pociągnąć ją na swoje kolana, prezentując jej teraz z bliska swój uśmiechnięty pysk.
- Ależ ty czasem mącisz człowiekowi w głowie - mruknął po chwili ciszy. I to był jego podstawowy błąd, który zaraz naprawił, ocierając się swoim nosem o czubek tego jej w ten rozkoszny do porzygu sposób, nim ponownie przechylił lekko głowę i uraczył jej wargi krótkim, aczkolwiek nieco porywczym pocałunkiem. Ciemne oczy zlustrowały jeszcze w ekspresowym tempie twarz Claudine, nim wargi ich właściciela zaczęły wędrować niżej, zaczynając od punktu tuż poniżej płatka jej ucha, przez bok szyi, kończąc na kobiecym obojczyku, który odsłoniła im wszędobylska męska łapa, narażając tym samym bibliotekarkę na bycie potraktowaną gorącym oddechem mężczyzny.
Musiała przyznać, że trafiła na bardzo troskliwego pana dla swojego pupila, co było na swój sposób całkiem urocze. W końcu to zazwyczaj kobiety bardziej przejmowały się stanem zdrowia swoich zwierzaków, już nie wspominając o ich wyglądzie zewnętrznym, który często ograniczał się do błyszczących obróżek czy kiteczek na czubku głowy z przydługiej sierści. Ona natomiast uważała, że psy nie były aż tak delikatnymi istotami, aby traktować je z najwyższą ostrożnością i karmić najdroższymi karmami, które podobno są najzdrowsze i najlepiej przyswajane. Wiadomo, że nie wolno było dawać im byle czego, ale no.. Od kawałka dobrej pizzy jeszcze nikt nie umarł.
- Daj spokój, to tylko jeden kawałek. – odezwała się w obronie Chada. Wcześniej nawet do głowy jej nie przyszło, aby się na niego gniewać za tę drobną kradzież. Wystarczyło spojrzeć tylko na te maślane oczy i całe przewinienie odchodziło w daleką niepamięć, której nie było już sensu roztrząsać. Również obecność weimara jej nie przeszkadzała, pomimo tego, że chciała być bliżej bruneta. Stąd też na twarzy agentki nie pojawił się nawet cień niezadowolenia, kiedy Christian jednym ruchem wyprosił z kanapy szarą barierę spomiędzy nich. Nie spodziewała się jednak, że skończy na jego kolanach, aż tak blisko tej przystojnej buźki.
- Ja? A co ja takiego robię? – spytała z rozbawieniem, jakby faktycznie była nieświadoma swoich czynów, przymykając powieki pod wpływem czułej pieszczoty, która szybko zmieniła się w pocałunek. Z wyraźnym zadowoleniem go odwzajemniła, zsuwając swoje dłonie trochę niżej i zatrzymując je dopiero na jego klatce. Przyjemne muśnięcia warg Trevelyana całkowicie ją rozbrajały, jakby to one właśnie były tym kodem, które zatrzymywały tykanie zabójczej bomby. Nie to, żeby zamierzała wybuchnąć w najbliższym czasie.
Przy takiej bliskości ciężko było spoglądać jej na twarz Christiana, już nie mówiąc o utrzymywaniu kontaktu wzrokowego, a szkoda, bo naprawdę to lubiła, nawet jeśli jej spojrzenie pokazywało tylko to, co chciała. W pewnym momencie wsunęła palce pod materiał bokserki mężczyzny na ramionach, niespiesznie je przesuwając po całej długości i zastanawiając się nad tym, co dokładnie chce teraz powiedzieć.
- Christian. – mruknęła zaczepnie, coby zwrócić na siebie większą uwagę, chociaż domyślała się, że w tej chwili już i tak ma jej całkiem sporo. – Opowiedz mi, co robiłeś przez te wszystkie lata, kiedy nasz dzień nie kończył się w jednym mieszkaniu. – zaproponowała, obawiając się jedynie tego, że później sama będzie musiała odpowiedzieć na podobne pytanie. Prawda kłóciła się z byciem szczerym wobec osoby, która nie powinna być już dłużej oszukiwana. Już samo zniknięcie na tak długi okres czasu gdzieś tam ciężyło na jej sercu i pomimo tego, że zostało wybaczone, to wciąż trudno było tak po prostu o tym zapomnieć.
- Daj spokój, to tylko jeden kawałek. – odezwała się w obronie Chada. Wcześniej nawet do głowy jej nie przyszło, aby się na niego gniewać za tę drobną kradzież. Wystarczyło spojrzeć tylko na te maślane oczy i całe przewinienie odchodziło w daleką niepamięć, której nie było już sensu roztrząsać. Również obecność weimara jej nie przeszkadzała, pomimo tego, że chciała być bliżej bruneta. Stąd też na twarzy agentki nie pojawił się nawet cień niezadowolenia, kiedy Christian jednym ruchem wyprosił z kanapy szarą barierę spomiędzy nich. Nie spodziewała się jednak, że skończy na jego kolanach, aż tak blisko tej przystojnej buźki.
- Ja? A co ja takiego robię? – spytała z rozbawieniem, jakby faktycznie była nieświadoma swoich czynów, przymykając powieki pod wpływem czułej pieszczoty, która szybko zmieniła się w pocałunek. Z wyraźnym zadowoleniem go odwzajemniła, zsuwając swoje dłonie trochę niżej i zatrzymując je dopiero na jego klatce. Przyjemne muśnięcia warg Trevelyana całkowicie ją rozbrajały, jakby to one właśnie były tym kodem, które zatrzymywały tykanie zabójczej bomby. Nie to, żeby zamierzała wybuchnąć w najbliższym czasie.
Przy takiej bliskości ciężko było spoglądać jej na twarz Christiana, już nie mówiąc o utrzymywaniu kontaktu wzrokowego, a szkoda, bo naprawdę to lubiła, nawet jeśli jej spojrzenie pokazywało tylko to, co chciała. W pewnym momencie wsunęła palce pod materiał bokserki mężczyzny na ramionach, niespiesznie je przesuwając po całej długości i zastanawiając się nad tym, co dokładnie chce teraz powiedzieć.
- Christian. – mruknęła zaczepnie, coby zwrócić na siebie większą uwagę, chociaż domyślała się, że w tej chwili już i tak ma jej całkiem sporo. – Opowiedz mi, co robiłeś przez te wszystkie lata, kiedy nasz dzień nie kończył się w jednym mieszkaniu. – zaproponowała, obawiając się jedynie tego, że później sama będzie musiała odpowiedzieć na podobne pytanie. Prawda kłóciła się z byciem szczerym wobec osoby, która nie powinna być już dłużej oszukiwana. Już samo zniknięcie na tak długi okres czasu gdzieś tam ciężyło na jej sercu i pomimo tego, że zostało wybaczone, to wciąż trudno było tak po prostu o tym zapomnieć.
Jeden kawałek. Okej. Faktycznie nie miał się za bardzo czym przejmować. Przecież nic złego się nie stanie po takim jednorazowym wypadku. A i sam Chad był z tego faktu bardzo kontent. Nie mógł mu odbierać tej przyjemności i go za to ochrzaniać. Zresztą, na tego srebrzystego kundla nie dało się gniewać. Każdy to wiedział. Tutaj Milfish miała całkowitą rację - wystarczyło spojrzeć w jego ślepia i pozamiatane.
"Ja?"
No jasne, drocz się ze mną teraz.
- Doskonale wiesz co robisz - odparł nieco nieobecny, na razie zbyt zajęty składaniem kolejnych i kolejnych pocałunków na delikatnej, kobiecej skórze. Policzki, wargi, szyja, te nieszczęsne obojczyki, tak nagle wystawione na światło-... pokojowe. Zahaczył już nawet o jej ramię, zaraz mając przesunąć po nim zębami, gdy subtelny dotyk i prośba z jej strony wyrwały go z dotychczasowej czynności.
Co robił? A czego nie.
- To zależy - zaczął niechętnie, opierając twarz na jej ramieniu i obejmując ciaśniej w pasie - co chcesz wiedzieć. Najpierw zastanawiałem się czy czegoś źle nie zrobiłem. Wiesz, dosłownie cię wcięło i w zasadzie nie wiedziałem co z tym zrobić. Chciałem cię szukać, ale nikt nic za bardzo nie wiedział. Wyniosłaś się i tyle - mruknął tylko, choć nie dało się w tym usłyszeć nawet krzty wyrzutu. Mimo wszystko przez tyle lat zdążył się pogodzić z takim stanem rzeczy. A i był zbyt ucieszony jej powrotem żeby psuć to wszystko rozdrapywaniem starych ran. - Przez dłuższy czas w sumie nie miałem za bardzo ochoty na zajmowanie się bzdurami. Jak, wiesz, inne kobiety. Ale stwierdziłem, że trzeba iść dalej - odchrząknął znacząco. - Jak tylko skończyłem studia, zastępowałem paru nauczycieli po miesiąc-dwa, w najróżniejszych szkołach, a potem zatrudnili mnie w Hudson's Bay. Nigdy nie widziałem tak wkurwiających szczeniaków jak tam. Dosłownie. Zresztą, widzisz jak zachowuje się większość osób z B. Po prawdzie są też tacy, którzy są całkiem w porządku, ale to jakieś przypadki biedniejszych osób czy tych, które po prostu chcą się poprawić - westchnął ciężko, wdychając jej zapach w nozdrza. - A potem zamknęli szkołę i przenieśliśmy się do Riverdale. No i resztę już znasz. Szlajam się ze Skywalkerem gdzie popadnie, próbuję nauczyć czegokolwiek dzieciaki z drewnianym uchem i brakiem wrażliwości na poezję... takie tam.
Odetchnął w końcu. Jakoś nieszczególnie chciało mu się opowiadać wszystko ze szczegółami. Przede wszystkim dlatego, że jego dorosłe życie było-... nudne. Nie miał za bardzo co robić, jego zespół rozpadł się jeszcze przed studiami, kontakt z kumplami się urwał... no i co on miał na to poradzić? Przesunął opuszkami palców po boku ciemnowłosej, uśmiechając się półgębkiem, właściwie dla niej niezauważalnie. Ze względu na ich pozycję, oczywiście.
- A ciebie gdzie wtedy wywiało? Znaczy, może to jakaś wielka tajemnica, ale wiesz. Martwiłem się.
"Ja?"
No jasne, drocz się ze mną teraz.
- Doskonale wiesz co robisz - odparł nieco nieobecny, na razie zbyt zajęty składaniem kolejnych i kolejnych pocałunków na delikatnej, kobiecej skórze. Policzki, wargi, szyja, te nieszczęsne obojczyki, tak nagle wystawione na światło-... pokojowe. Zahaczył już nawet o jej ramię, zaraz mając przesunąć po nim zębami, gdy subtelny dotyk i prośba z jej strony wyrwały go z dotychczasowej czynności.
Co robił? A czego nie.
- To zależy - zaczął niechętnie, opierając twarz na jej ramieniu i obejmując ciaśniej w pasie - co chcesz wiedzieć. Najpierw zastanawiałem się czy czegoś źle nie zrobiłem. Wiesz, dosłownie cię wcięło i w zasadzie nie wiedziałem co z tym zrobić. Chciałem cię szukać, ale nikt nic za bardzo nie wiedział. Wyniosłaś się i tyle - mruknął tylko, choć nie dało się w tym usłyszeć nawet krzty wyrzutu. Mimo wszystko przez tyle lat zdążył się pogodzić z takim stanem rzeczy. A i był zbyt ucieszony jej powrotem żeby psuć to wszystko rozdrapywaniem starych ran. - Przez dłuższy czas w sumie nie miałem za bardzo ochoty na zajmowanie się bzdurami. Jak, wiesz, inne kobiety. Ale stwierdziłem, że trzeba iść dalej - odchrząknął znacząco. - Jak tylko skończyłem studia, zastępowałem paru nauczycieli po miesiąc-dwa, w najróżniejszych szkołach, a potem zatrudnili mnie w Hudson's Bay. Nigdy nie widziałem tak wkurwiających szczeniaków jak tam. Dosłownie. Zresztą, widzisz jak zachowuje się większość osób z B. Po prawdzie są też tacy, którzy są całkiem w porządku, ale to jakieś przypadki biedniejszych osób czy tych, które po prostu chcą się poprawić - westchnął ciężko, wdychając jej zapach w nozdrza. - A potem zamknęli szkołę i przenieśliśmy się do Riverdale. No i resztę już znasz. Szlajam się ze Skywalkerem gdzie popadnie, próbuję nauczyć czegokolwiek dzieciaki z drewnianym uchem i brakiem wrażliwości na poezję... takie tam.
Odetchnął w końcu. Jakoś nieszczególnie chciało mu się opowiadać wszystko ze szczegółami. Przede wszystkim dlatego, że jego dorosłe życie było-... nudne. Nie miał za bardzo co robić, jego zespół rozpadł się jeszcze przed studiami, kontakt z kumplami się urwał... no i co on miał na to poradzić? Przesunął opuszkami palców po boku ciemnowłosej, uśmiechając się półgębkiem, właściwie dla niej niezauważalnie. Ze względu na ich pozycję, oczywiście.
- A ciebie gdzie wtedy wywiało? Znaczy, może to jakaś wielka tajemnica, ale wiesz. Martwiłem się.
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach