▲▼
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Super zajebisty apartament położony w najwyższej wie-... wysoko. Wieżowiec wysoki, piętro wysokie.
W wykurwistej pierwszej sypialni (tej w ciemnych barwach) w kącie - czyli na długości całej jednej ściany - stoi kilka gitar wszelkiej maści:
♦ Gibson Les Paul Custom nazwana imieniem Meggie;
♦ Fender American Special Stratocaster - Suzy;
♦ Fender Standard Jazzmaster - Naomi;
♦ Schecter Damien Platinum - Marié;
♦ Gibson 1932 L-00 Vintage - Torri;
♦ Pavan TP-30 - Kaila;
♦ Pavan TP-Flamenco Negra - Genevieve.
I tam jest kuchnia. Use your imagination.
W wykurwistej pierwszej sypialni (tej w ciemnych barwach) w kącie - czyli na długości całej jednej ściany - stoi kilka gitar wszelkiej maści:
♦ Gibson Les Paul Custom nazwana imieniem Meggie;
♦ Fender American Special Stratocaster - Suzy;
♦ Fender Standard Jazzmaster - Naomi;
♦ Schecter Damien Platinum - Marié;
♦ Gibson 1932 L-00 Vintage - Torri;
♦ Pavan TP-30 - Kaila;
♦ Pavan TP-Flamenco Negra - Genevieve.
I tam jest kuchnia. Use your imagination.
Trzymając w dłoni karteczkę z adresem, zastanawiała się czy dobrze postąpiła, dopuszczając do sytuacji, w której naraziłaby się na tak ogromne ryzyko. Zwłaszcza, że miała do czynienia tym razem z kimś, kogo poznała zanim jeszcze zaczęła pracować pod przykrywką. Uczucie temu towarzyszące było tak cholernie niebezpieczne, że zamiast w jakiś sposób ją odciągnąć, to ona chciała jeszcze bardziej się w to wszystko bawić. W końcu miała przewagę. Zawsze może opuścić mieszkanie, kiedy poczuje, że atmosfera robi się naprawdę gorąca, jednak niczego nie dało się do końca przewidzieć i chyba to właśnie to było też paliwem, które napędzało Ash do dalszego działania.
No i jeszcze sam Christian. Już pomijając to, że był dojrzałym i przystojnym mężczyzną, to jednak miał w sobie coś intrygującego, co aż prosiło by bardziej zagłębiać się w tę relację. Oczywiście jego teksty na podryw nie były najwyższych lotów, ale można było przymknąć na to oko. Albo dwa. Jednak na szczęście kobieta usłyszała już ich tyle w swoim życiu, że zaczęła reagować śmiechem i zwyczajnie się tym nie przejmować. W dodatku ciekawiło ją też to, jak bardzo zmienił się od czasów studiów i przede wszystkim zastanawiała się czy obraz, który zachowała w pamięci, mocno różni się od rzeczywistości.
Na tę chwilę nie mogła jednak zbyt mocno oddawać się wspomnieniom z przeszłości, wiedząc doskonale w jaki wprawiłoby to ją nastrój, a tym samym zapewne zniszczyłoby resztę dnia, którą chciała spędzić w miłej atmosferze. Ściągając zamyślone spojrzenie z kawałka papieru, zerknęła na zegarek, wiszący na jednej z białych ścian w niewielkim pokoju, a następnie wyjrzała przez okno, wypuszczając przy tym powietrze z płuc ustami. Nie było zbyt późno, a na dworze już pociemniało, co na chwilę obecną dało agentce do zrozumienia, że powinna ruszyć się z miejsca i zacząć w końcu szykować. I faktycznie też tak zrobiła, zaczynając na ogarnięciu peruki, poprzez makijaż, a kończąc na odpowiednim stroju, nie mogąc się jednak przez dłuższą chwilę zdecydować, ale akurat to nie było nic nadzwyczajnego u kobiety. Kiedy w końcu ten punkt zakończyła sukcesem, zadzwoniła po taksówkę, a czekając na nią w międzyczasie spakowała do swojej pojemnej torby papierowe pudełko ze słodkim co nie co, które wcześniej zrobiła sama, skoro już i tak była postrzegana jako urocza bibliotekarka.
Gdy samochód stał przed domem, była już prawie ubrana, musiała tylko poprawić szalik, a chwilę później siedziała już na miejscu pasażera i postanowiła wykorzystać ten moment na poinformowanie Chrisa o tym, że niedługo będzie, krótką wiadomością. Podróż się trochę zaczęła przedłużać, kiedy trafili do centrum miasta, ale tym samym to oznaczało, że zostało niewiele drogi do końca. Poprawiła się jeszcze w małym lusterku, które wyciągnęła z kosmetyczki, choć panujący półmrok nje bardzo ku temu sprzyjał, dlatego też ograniczyła się tylko do samych włosów.
Kilka minut potem doczekała się słów, na które liczyła już od chwili gdy tylko wsiadła. Jesteśmy na miejscu. Tyle zupełnie jej wystarczyło by poczuć delikatny dreszczyk zdenerwowania, który równie szybko opanowała, co ten się pojawił. Zapłaciła za przejazd i wysiadła, sprawdzając jeszcze raz adres, aby przypadkiem nie pomylić drzwi. Aż w końcu przed nimi stanęła, zawieszając chwilę wzrok na ich ciemnym odcieniu szarości, upewniając się tym samym czy aby na pewno chce przekroczyć próg tego mieszkania.
Raz się żyje, no nie?
Z tą myślą zadzwoniła dzwonkiem krótko, ograniczając się tylko do tego, bo w końcu Christian wiedział, że zaraz się tu zjawi. Odruchowo zacisnęła mocniej chłodne palce na materiałowej rączce torby, patrząc się w czubki swoich butów i oczekując momentu, w którym to usłyszy szczęk przekręcanego zamka albo naciskanej klamki, tym samym mówiący jej o tym, że właśnie powinna unieść swój podbródek i przywitać się z brunetem jak należy.
No i jeszcze sam Christian. Już pomijając to, że był dojrzałym i przystojnym mężczyzną, to jednak miał w sobie coś intrygującego, co aż prosiło by bardziej zagłębiać się w tę relację. Oczywiście jego teksty na podryw nie były najwyższych lotów, ale można było przymknąć na to oko. Albo dwa. Jednak na szczęście kobieta usłyszała już ich tyle w swoim życiu, że zaczęła reagować śmiechem i zwyczajnie się tym nie przejmować. W dodatku ciekawiło ją też to, jak bardzo zmienił się od czasów studiów i przede wszystkim zastanawiała się czy obraz, który zachowała w pamięci, mocno różni się od rzeczywistości.
Na tę chwilę nie mogła jednak zbyt mocno oddawać się wspomnieniom z przeszłości, wiedząc doskonale w jaki wprawiłoby to ją nastrój, a tym samym zapewne zniszczyłoby resztę dnia, którą chciała spędzić w miłej atmosferze. Ściągając zamyślone spojrzenie z kawałka papieru, zerknęła na zegarek, wiszący na jednej z białych ścian w niewielkim pokoju, a następnie wyjrzała przez okno, wypuszczając przy tym powietrze z płuc ustami. Nie było zbyt późno, a na dworze już pociemniało, co na chwilę obecną dało agentce do zrozumienia, że powinna ruszyć się z miejsca i zacząć w końcu szykować. I faktycznie też tak zrobiła, zaczynając na ogarnięciu peruki, poprzez makijaż, a kończąc na odpowiednim stroju, nie mogąc się jednak przez dłuższą chwilę zdecydować, ale akurat to nie było nic nadzwyczajnego u kobiety. Kiedy w końcu ten punkt zakończyła sukcesem, zadzwoniła po taksówkę, a czekając na nią w międzyczasie spakowała do swojej pojemnej torby papierowe pudełko ze słodkim co nie co, które wcześniej zrobiła sama, skoro już i tak była postrzegana jako urocza bibliotekarka.
Gdy samochód stał przed domem, była już prawie ubrana, musiała tylko poprawić szalik, a chwilę później siedziała już na miejscu pasażera i postanowiła wykorzystać ten moment na poinformowanie Chrisa o tym, że niedługo będzie, krótką wiadomością. Podróż się trochę zaczęła przedłużać, kiedy trafili do centrum miasta, ale tym samym to oznaczało, że zostało niewiele drogi do końca. Poprawiła się jeszcze w małym lusterku, które wyciągnęła z kosmetyczki, choć panujący półmrok nje bardzo ku temu sprzyjał, dlatego też ograniczyła się tylko do samych włosów.
Kilka minut potem doczekała się słów, na które liczyła już od chwili gdy tylko wsiadła. Jesteśmy na miejscu. Tyle zupełnie jej wystarczyło by poczuć delikatny dreszczyk zdenerwowania, który równie szybko opanowała, co ten się pojawił. Zapłaciła za przejazd i wysiadła, sprawdzając jeszcze raz adres, aby przypadkiem nie pomylić drzwi. Aż w końcu przed nimi stanęła, zawieszając chwilę wzrok na ich ciemnym odcieniu szarości, upewniając się tym samym czy aby na pewno chce przekroczyć próg tego mieszkania.
Raz się żyje, no nie?
Z tą myślą zadzwoniła dzwonkiem krótko, ograniczając się tylko do tego, bo w końcu Christian wiedział, że zaraz się tu zjawi. Odruchowo zacisnęła mocniej chłodne palce na materiałowej rączce torby, patrząc się w czubki swoich butów i oczekując momentu, w którym to usłyszy szczęk przekręcanego zamka albo naciskanej klamki, tym samym mówiący jej o tym, że właśnie powinna unieść swój podbródek i przywitać się z brunetem jak należy.
Dzień zapowiadał się nieźle. Śniadanie smakowało, jak należy. Praca poszła szybko i gładko, bo kto by się spodziewał, że akurat jakieś zrządzenie losu pomoże mu urwać się wcześniej dzięki wycieczce pierwszoklasistów. Popołudnie też brzmiało całkiem nieźle, kiedy miał okazję wyciągnąć numer od nieznajomej z wyjątkowo rozkoszną parą słodkich, dorodnych-... oczu. Oczywiście, że oczu. A wieczór? Na samą myśl o nim nie mógł się już doczekać. Nasłuchiwał, pilnował czasu, cieszył się, jak głupi, na myśl o towarzystwie panny takiej, jak Ash. Siedział w kompletnej ciszy na sypialnianym łóżku, czytając jeden z zeszytów DC Comics, jakby nigdy nic.
Problem polegał na tym, że po paru minutach trwania pośród ukochanych instrumentów Trevelyan nieomal całkowicie zapomniał o nadciągającej wizycie. Gdzieś z tyłu głowy siedziała mu przestroga, iż powinien raczej nasłuchiwać drzwi, telefonu czy chociażby otworzyć okno, by nasłuchiwać za silnikiem - zakładając, że jego gość dotrze do niego czterokołowcem - zamiast robić to, co robił. Z odczuwaną przy tym niemałą przyjemnością zajmował się przygrywaniem losowych utworów, które akurat przychodziły mu do głowy. No, utworów - czasem były to pojedyncze fragmenty, które akurat ułożył sobie w głowie. Grunt, że ten idiota ledwie dostrzegł wiadomość, którą mu napisała, ostatecznie i tak stwierdzając, że przecież "ma jeszcze trochę czasu".
Uratował ją pies.
Gdyby nie obecność Chada w domu mężczyzny, ten zapewne za nic w świecie nie dosłyszałby dzwonka, z wiadomego - a raczej słyszalnego powodu. Wszystkie rozchodzące się po mieszkaniu były skutecznie zagłuszane przysłowiowym "darciem mordy" Greya, połączonym z energicznym szarpaniem za struny nieszczęsnej, molestowanej Torri. Dopiero w chwili, w której wyżeł wparował do sypialni bruneta i sam zaszczekał tak donośnie, iż można by odnieść wrażenie, że siłą swoich słodkich płuc rozsadzi szyby okienne, Christian po chwili narzekań odstawił ukochaną gitarę.
No, wszystkie były ukochane.
Jednak nie przeciągając, po całym tym zajściu sprawy toczyły się dość szybko. Do naszego koleżki dotarło w okamgnieniu, iż KTOŚ może na niego czekać. I nie to, żeby coś, ale się z tym kimś UMÓWIŁ. Dlatego bez zwlekania pobiegł do przedpokoju, po drodze zgarniając z łóżka bokserkę, którą wciągnął przez głowę - tyłem do przodu, żeby było lepiej - by ostatecznie naprzeć na klamkę i pociągnąć drzwi w swoją stronę.
Rany. Otaczały go takie dobre dupy, a on zapraszał je na domowe kino, frytki i przeglądanie książek, jak porządny anglista z równie porządną bibliotekarką. Dlaczego chciał się z nią integrować w taki sposób, zamiast tak po prostu rzucić kilkoma słabymi podrywowymi kołami ratunkowymi, potem przejść do poważnego uwodzenia i sprawić, że laska nie pomyślałaby już o żadnym innym? Cóż. Może to dlatego, że nie mógł pozbyć się tego obrzydliwego wrażenia, że skądś tę Grażynkę zna. Pewnie dlatego wolał zacząć od lekkiej, swobodnej integracji i rozeznania.
Właśnie dlatego na jej widok skłonił się elegancko, uśmiechnąwszy zawadiacko, nim ujął dłoń Ash we własne palce w geście tak subtelnym, iż niemal niewyczuwalnym, zafiniszowanym równie delikatnym muśnięciem kłykci sinymi wargami.
- Wybacz przymus oczekiwania - rzucił, powróciwszy do pozycji typowego kontrapostu, wpuszczając kobiecinę do środka. - Nie dane mi było jednak usłyszeć zapowiedzi Twego przybycia - westchnął jeszcze typowym sobie patetycznym tonem.
Och, daruj sobie tę grę. W dodatku wyciągnął do niej ręce, chcąc przejąć jej nakrycie, jak rasowy gentleman. No niby nim był, ale! Zresztą, nie było nad czym się zastanawiać, skoro zaraz w centrum uwagi chciał znaleźć się ktoś jeszcze.
Woof!
Srebrzyste futro zalśniło w żarówkowym świetle, gdy prawdziwy samiec alfa podetknął swój psi pysk wprost pod rękę bibliotekarki, domagając się jej atencji. Te słodkie gnojki miały się o wiele za dobrze. Mogły się przyklejać, a nikt nie miał im za złe.
Problem polegał na tym, że po paru minutach trwania pośród ukochanych instrumentów Trevelyan nieomal całkowicie zapomniał o nadciągającej wizycie. Gdzieś z tyłu głowy siedziała mu przestroga, iż powinien raczej nasłuchiwać drzwi, telefonu czy chociażby otworzyć okno, by nasłuchiwać za silnikiem - zakładając, że jego gość dotrze do niego czterokołowcem - zamiast robić to, co robił. Z odczuwaną przy tym niemałą przyjemnością zajmował się przygrywaniem losowych utworów, które akurat przychodziły mu do głowy. No, utworów - czasem były to pojedyncze fragmenty, które akurat ułożył sobie w głowie. Grunt, że ten idiota ledwie dostrzegł wiadomość, którą mu napisała, ostatecznie i tak stwierdzając, że przecież "ma jeszcze trochę czasu".
Uratował ją pies.
Gdyby nie obecność Chada w domu mężczyzny, ten zapewne za nic w świecie nie dosłyszałby dzwonka, z wiadomego - a raczej słyszalnego powodu. Wszystkie rozchodzące się po mieszkaniu były skutecznie zagłuszane przysłowiowym "darciem mordy" Greya, połączonym z energicznym szarpaniem za struny nieszczęsnej, molestowanej Torri. Dopiero w chwili, w której wyżeł wparował do sypialni bruneta i sam zaszczekał tak donośnie, iż można by odnieść wrażenie, że siłą swoich słodkich płuc rozsadzi szyby okienne, Christian po chwili narzekań odstawił ukochaną gitarę.
No, wszystkie były ukochane.
Jednak nie przeciągając, po całym tym zajściu sprawy toczyły się dość szybko. Do naszego koleżki dotarło w okamgnieniu, iż KTOŚ może na niego czekać. I nie to, żeby coś, ale się z tym kimś UMÓWIŁ. Dlatego bez zwlekania pobiegł do przedpokoju, po drodze zgarniając z łóżka bokserkę, którą wciągnął przez głowę - tyłem do przodu, żeby było lepiej - by ostatecznie naprzeć na klamkę i pociągnąć drzwi w swoją stronę.
Rany. Otaczały go takie dobre dupy, a on zapraszał je na domowe kino, frytki i przeglądanie książek, jak porządny anglista z równie porządną bibliotekarką. Dlaczego chciał się z nią integrować w taki sposób, zamiast tak po prostu rzucić kilkoma słabymi podrywowymi kołami ratunkowymi, potem przejść do poważnego uwodzenia i sprawić, że laska nie pomyślałaby już o żadnym innym? Cóż. Może to dlatego, że nie mógł pozbyć się tego obrzydliwego wrażenia, że skądś tę Grażynkę zna. Pewnie dlatego wolał zacząć od lekkiej, swobodnej integracji i rozeznania.
Właśnie dlatego na jej widok skłonił się elegancko, uśmiechnąwszy zawadiacko, nim ujął dłoń Ash we własne palce w geście tak subtelnym, iż niemal niewyczuwalnym, zafiniszowanym równie delikatnym muśnięciem kłykci sinymi wargami.
- Wybacz przymus oczekiwania - rzucił, powróciwszy do pozycji typowego kontrapostu, wpuszczając kobiecinę do środka. - Nie dane mi było jednak usłyszeć zapowiedzi Twego przybycia - westchnął jeszcze typowym sobie patetycznym tonem.
Och, daruj sobie tę grę. W dodatku wyciągnął do niej ręce, chcąc przejąć jej nakrycie, jak rasowy gentleman. No niby nim był, ale! Zresztą, nie było nad czym się zastanawiać, skoro zaraz w centrum uwagi chciał znaleźć się ktoś jeszcze.
Woof!
Srebrzyste futro zalśniło w żarówkowym świetle, gdy prawdziwy samiec alfa podetknął swój psi pysk wprost pod rękę bibliotekarki, domagając się jej atencji. Te słodkie gnojki miały się o wiele za dobrze. Mogły się przyklejać, a nikt nie miał im za złe.
Cóż, w pierwszej chwili pojawiła się u niej taka dość dziwna myśl, która sugerowała Ash, że może jednak pomyliła drzwi albo może mężczyzna zapomniał całkowicie o ich spotkaniu, a wiadomość, którą wcześniej mu wysłała mogła zostać zignorowana. Każda opcja była możliwa i żadnej kobieta nie wykluczała - najwyżej sobie pójdzie, tracąc przy okazji trochę swojego czasu, który mogłaby przeznaczyć na coś zupełnie innego i zdecydowanie bardziej produktywnego, niż chodzenie w tą i z powrotem. Odruchowo zrobiła pół kroku w tył, zaraz jednak słysząc szczekanie psa, który ujadał niesamowicie, informując pozostałych domowników o przybyłym gościu i jeśli ściany nie były zbyt grube, to sąsiedzi też się o tym dowiedzieli. Po tym fakcie nie musiała zbyt długo dalej czekać, dostrzegając ruch klamki, która moment później charakterystycznie opadła, a drzwi się uchyliły i ukazały smukłą sylwetkę nauczyciela, na którego widok delikatnie się uśmiechnęła, wracając o te kilka centymetrów do przodu.
Od razu zauważyła, co zamierza zrobić Grey i w żaden sposób mu tego nie utrudniała, przekładając torbę do jednej dłoni, a drugą trochę nieśmiało oddając mężczyźnie, nie odrywając wzroku od jego twarzy, będąc wyraźnie zaabsorbowana takim miłym gestem, co w rzeczywistości raczej mijało się z celem.
- Nic się nie stało. - powiedziała ze spokojem w głosie, jakby to naprawdę była nic nie znacząca błahostka. Bo może nawet i była. W końcu nie czekała pod tymi drzwiami wieki.
Po przekroczeniu progu mieszkania, odłożyła skórzany worek, imitujący podstawowy dodatek kobiety na bok, rozpinając następnie guziki płaszcza, który oddała w ręce gospodarza, chociaż zanim dała mu odwiesić tę część garderoby, schowała wcześniej swój szalik do jednego z rękawów, nie zamierzając później go wszędzie szukać. Kiedy jednak chciała wziąć się za zdjęcie butów, pod jej palce wprosił się zwierzak, którego miała przed chwilą okazję usłyszeć.
- Witaj, kolego. - przywitała się z psiną, głaszcząc go po głowie, a kąciki jest ust mimowolnie uniosły się trochę wyżej, tworząc bardziej promienny grymas na twarzy bibliotekarki. - Jak się nazywa? - zwróciła się tym razem do właściciela zwierzęcia, zabierając rękę do siebie i ściągając w końcu kozaki z nóg, odkładając je na odpowiednie miejsce. Jak już się w końcu wyprostowała, westchnęła cicho, jakby właśnie skończyła męczącą pracę, po czym wygładziła dłońmi materiał spódnicy, mając nikłą nadzieję na to, że ten zabieg wyprasuje w magiczny sposób zagięcia.
- Właściwie to mam coś dla Ciebie, ale to za moment. Pokażesz mi łazienkę? - odezwała się, odczuwając silną potrzebę umycia rąk, ale też i przejrzenia się przed lustrem w pomieszczeniu z dobrym światłem, nie mogąc żyć z myślą, że może wyglądać źle na oczach jakiegokolwiek mężczyzny, zwłaszcza Christiana, przy którym jednak musi bardziej uważać.
Od razu zauważyła, co zamierza zrobić Grey i w żaden sposób mu tego nie utrudniała, przekładając torbę do jednej dłoni, a drugą trochę nieśmiało oddając mężczyźnie, nie odrywając wzroku od jego twarzy, będąc wyraźnie zaabsorbowana takim miłym gestem, co w rzeczywistości raczej mijało się z celem.
- Nic się nie stało. - powiedziała ze spokojem w głosie, jakby to naprawdę była nic nie znacząca błahostka. Bo może nawet i była. W końcu nie czekała pod tymi drzwiami wieki.
Po przekroczeniu progu mieszkania, odłożyła skórzany worek, imitujący podstawowy dodatek kobiety na bok, rozpinając następnie guziki płaszcza, który oddała w ręce gospodarza, chociaż zanim dała mu odwiesić tę część garderoby, schowała wcześniej swój szalik do jednego z rękawów, nie zamierzając później go wszędzie szukać. Kiedy jednak chciała wziąć się za zdjęcie butów, pod jej palce wprosił się zwierzak, którego miała przed chwilą okazję usłyszeć.
- Witaj, kolego. - przywitała się z psiną, głaszcząc go po głowie, a kąciki jest ust mimowolnie uniosły się trochę wyżej, tworząc bardziej promienny grymas na twarzy bibliotekarki. - Jak się nazywa? - zwróciła się tym razem do właściciela zwierzęcia, zabierając rękę do siebie i ściągając w końcu kozaki z nóg, odkładając je na odpowiednie miejsce. Jak już się w końcu wyprostowała, westchnęła cicho, jakby właśnie skończyła męczącą pracę, po czym wygładziła dłońmi materiał spódnicy, mając nikłą nadzieję na to, że ten zabieg wyprasuje w magiczny sposób zagięcia.
- Właściwie to mam coś dla Ciebie, ale to za moment. Pokażesz mi łazienkę? - odezwała się, odczuwając silną potrzebę umycia rąk, ale też i przejrzenia się przed lustrem w pomieszczeniu z dobrym światłem, nie mogąc żyć z myślą, że może wyglądać źle na oczach jakiegokolwiek mężczyzny, zwłaszcza Christiana, przy którym jednak musi bardziej uważać.
O, i nawet mu wybaczyła. Powinien dostać podwójne punkty za taki świetny występ, skoro aż zostało mu odpuszczone. Uśmiechnął się szerzej w reakcji na tę słodką, upragnioną przez Christiana odpowiedź, jeszcze bardziej ciesząc paszczękę, gdy pojęła, co zamierzał zrobić z wyciągniętymi w jej stronę łapskami. Miał wrażenie, że mógł dostać gazem pieprzowym po oczach już na wejściu, wyglądając podczas wykonywania takiego gestu, jak pierwszy lepszy zbok. Odwiesił jej płaszcz na stojący obok wieszak, nim zajął się kontemplowaniem twarzy współpracownicy. W pierwszej chwili nawet nie dotarło do niego, o co właściwie go pytała, przez co zamrugał kilkukrotnie powiekami, próbując ogarnąć sytuację.
- Chad. Chad Dylan Pooper - odparł brunet, a jego ciemne ślepia rozbłysły wyraźnym rozbawieniem, kontrastującym ze spokojem inteligentnych, srebrzystobłękitnych oczu weimara. - Bo robi czadową kupę i daje dyla.
To było obrzydliwe.
- ...oczywiście żartuję. Jeszcze nigdy nie miałem tak wychowanego zwierzaka - zaraz skorygował, będąc przekonanym, iż jeszcze chwila, a nie dałby rady się wytłumaczyć z tak głupiego tekstu, wywołując tym samym mieszane uczucia w Ash. O ile już tego nie zrobił. Czasem bywał niezłym palantem. Miał tylko nadzieję, że jej uwaga zostanie odwrócona od tej sytuacji samym zachowaniem jego psa, który cały czas bacznie przyglądał się kobiecie, oczekując atencji, jak głupi szczeniak, w dodatku co chwila wąchając jej dłonie. I chwała mu za to. Choć zaraz i tak zboczyła z tematu, samej zadając kolejne pytanie. Miała coś dla niego? Pogładził się po nie tak do końca gładkim podbródku, jakby zastanawiając się nad tym, jakiż to prezent czeka na jego skromną osobę. Na razie jednak nie miał czasu na to, żeby się nad tym głowić - musiał zaprowadzić pannę Stone do pomieszczenia sanitarnego. Cholera wie, może się nie wysikała w domu. Albo brzydził ją pies, ale pogłaskała go z wdzięczności, więc musiała czym prędzej umyć ręce. Nie wnikał na głos, po prostu skłonił się nisko, niczym uniżony sługa, a następnie ruszył w stronę odpowiednich drzwi. Gdy tylko przy nich przystanął, nacisnął klamkę i otwarł je przed bibliotekarką.
- Zapraszam.
...chyba metka wgryzała mu się w obojczyk. No wiedział, że coś po drodze spieprzył.
- Chad. Chad Dylan Pooper - odparł brunet, a jego ciemne ślepia rozbłysły wyraźnym rozbawieniem, kontrastującym ze spokojem inteligentnych, srebrzystobłękitnych oczu weimara. - Bo robi czadową kupę i daje dyla.
To było obrzydliwe.
- ...oczywiście żartuję. Jeszcze nigdy nie miałem tak wychowanego zwierzaka - zaraz skorygował, będąc przekonanym, iż jeszcze chwila, a nie dałby rady się wytłumaczyć z tak głupiego tekstu, wywołując tym samym mieszane uczucia w Ash. O ile już tego nie zrobił. Czasem bywał niezłym palantem. Miał tylko nadzieję, że jej uwaga zostanie odwrócona od tej sytuacji samym zachowaniem jego psa, który cały czas bacznie przyglądał się kobiecie, oczekując atencji, jak głupi szczeniak, w dodatku co chwila wąchając jej dłonie. I chwała mu za to. Choć zaraz i tak zboczyła z tematu, samej zadając kolejne pytanie. Miała coś dla niego? Pogładził się po nie tak do końca gładkim podbródku, jakby zastanawiając się nad tym, jakiż to prezent czeka na jego skromną osobę. Na razie jednak nie miał czasu na to, żeby się nad tym głowić - musiał zaprowadzić pannę Stone do pomieszczenia sanitarnego. Cholera wie, może się nie wysikała w domu. Albo brzydził ją pies, ale pogłaskała go z wdzięczności, więc musiała czym prędzej umyć ręce. Nie wnikał na głos, po prostu skłonił się nisko, niczym uniżony sługa, a następnie ruszył w stronę odpowiednich drzwi. Gdy tylko przy nich przystanął, nacisnął klamkę i otwarł je przed bibliotekarką.
- Zapraszam.
...chyba metka wgryzała mu się w obojczyk. No wiedział, że coś po drodze spieprzył.
Już miała chwalić za kreatywność, poprzez nadanie psu takiego imienia, zwłaszcza, że większość właścicieli zwierząt wybierała dla nich tak popularne, a czasem nawet i głupie nazwy, iż nie chciało się w ogóle tego komentować. A tym razem Ash nawet uchyliła usta by coś powiedzieć! Już lada moment głos miał wydostać się z jej gardła, aż w końcu mężczyzna dokończył, co mógł sobie jednak odpuścić. Dla agentki był to jak kubeł zimnej wody, który całkowicie ugasił jej entuzjazm. Jednak nie mogła powiedzieć, że to żałosne ani też nie miała możliwości wytknięcia Christianowi tego, że chyba wybierał to wytłumaczenie z jakimś dzieciakiem z podstawówki. I niezręczną ciszę ze strony brunetki przerwało dopiero sprostowanie nauczyciela, na które parsknęła cicho nerwowym śmiechem, wyrażając jednocześnie swoje zakłopotanie.
- Rozumiem. To dobrze. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem na ustach, który i tak czy siak się na nich utrzymywał, ale nie można było zarzucić, że robiła to nienaturalnie. Odruchowo spojrzała też ponownie na psa, który najwidoczniej nie zamierzał się od niej tak szybko odczepić. Ale fakt - był wychowany - nie skakał, nie pchał się z jęzorem w dłonie, ani też nie kradł nowych butów, wniesionych do mieszkania. Temu akurat nie mogła zaprzeczyć, przez co ten głupi żart odszedł gdzieś w niepamięć i raczej Stone nie planowała do tego wracać.
Przez postawę prawdziwego dżentelmena, bibliotekarka wydawała się być nim odrobinę onieśmielona, ale tak naprawdę w ogóle nie robiło to na niej większego wrażenia. Można wręcz powiedzieć, że kiedy ma się po raz kolejny do czynienia z tym samym, to człowiek w końcu się przyzwyczaja. A kto jak kto, ale Ash mogłaby już tym rzygać. Jednakże po sobie nie dała poznać ani grama znudzenia, odgrywając teraz perfekcyjnie rolę trochę speszonej dziewczyny. Przy okazji, gdy podążyła za gospodarzem, dostrzegła pewien drobny szczegół, na który najwidoczniej wcześniej nie zwróciła uwagi, a teraz wydawał się jej dość zabawny. Dlatego też, kiedy dotarli przed łazienkę, uniosła dłoń i wsunęła dwa palce za krawędź bokserki, wyciągając na wierzch metkę, za którą lekko pociągnęła, nie czując jakoś większego skrępowania aby bez większego powodu naruszyć przestrzeń osobistą Grey'a.
- Chyba ktoś tu się spieszył. - skomentowała z wyraźnym rozbawieniem, puszczając mu przy tym oczko i jak gdyby nigdy nic wchodząc zaraz do łazienki, zamykając za sobą niespiesznie drzwi, bo w sumie nie musiała tego robić. Prawie od razu stanęła nad umywalką i przejrzała się w lustrze, oceniając stan swojego makijażu, jak i włosów. I na szczęście nie było aż tak źle, bo wystarczyło jedynie lekko się poprawić i w jej ocenie mogłoby to przejść. Z cichym westchnięciem ulgi umyła dłonie, pozbywając się z nich przy okazji zapachu psa, który jednak nie bardzo wpasowywał się w gusta Brytyjki. Nie siedziała mimo wszystko zbyt długo w tym pomieszczeniu, wycierając ręce i wychodząc następnie na korytarz. Zamiast jednak skupić się znów na starszym osobniku, powędrowała z powrotem do swojej torby i wyciągnęła z niej pudełko w praktycznie nienaruszonym stanie. W końcu przez całą drogę starała się aby takie właśnie było!
- Mam nadzieję, że Ci posmakują. Sama robiłam. - powiedziała i wręczyła mu kilkanaście kulek, wypełnionych słodkawym kremem, które jak na razie siedziały bezpiecznie pod białą pokrywką.
- Rozumiem. To dobrze. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem na ustach, który i tak czy siak się na nich utrzymywał, ale nie można było zarzucić, że robiła to nienaturalnie. Odruchowo spojrzała też ponownie na psa, który najwidoczniej nie zamierzał się od niej tak szybko odczepić. Ale fakt - był wychowany - nie skakał, nie pchał się z jęzorem w dłonie, ani też nie kradł nowych butów, wniesionych do mieszkania. Temu akurat nie mogła zaprzeczyć, przez co ten głupi żart odszedł gdzieś w niepamięć i raczej Stone nie planowała do tego wracać.
Przez postawę prawdziwego dżentelmena, bibliotekarka wydawała się być nim odrobinę onieśmielona, ale tak naprawdę w ogóle nie robiło to na niej większego wrażenia. Można wręcz powiedzieć, że kiedy ma się po raz kolejny do czynienia z tym samym, to człowiek w końcu się przyzwyczaja. A kto jak kto, ale Ash mogłaby już tym rzygać. Jednakże po sobie nie dała poznać ani grama znudzenia, odgrywając teraz perfekcyjnie rolę trochę speszonej dziewczyny. Przy okazji, gdy podążyła za gospodarzem, dostrzegła pewien drobny szczegół, na który najwidoczniej wcześniej nie zwróciła uwagi, a teraz wydawał się jej dość zabawny. Dlatego też, kiedy dotarli przed łazienkę, uniosła dłoń i wsunęła dwa palce za krawędź bokserki, wyciągając na wierzch metkę, za którą lekko pociągnęła, nie czując jakoś większego skrępowania aby bez większego powodu naruszyć przestrzeń osobistą Grey'a.
- Chyba ktoś tu się spieszył. - skomentowała z wyraźnym rozbawieniem, puszczając mu przy tym oczko i jak gdyby nigdy nic wchodząc zaraz do łazienki, zamykając za sobą niespiesznie drzwi, bo w sumie nie musiała tego robić. Prawie od razu stanęła nad umywalką i przejrzała się w lustrze, oceniając stan swojego makijażu, jak i włosów. I na szczęście nie było aż tak źle, bo wystarczyło jedynie lekko się poprawić i w jej ocenie mogłoby to przejść. Z cichym westchnięciem ulgi umyła dłonie, pozbywając się z nich przy okazji zapachu psa, który jednak nie bardzo wpasowywał się w gusta Brytyjki. Nie siedziała mimo wszystko zbyt długo w tym pomieszczeniu, wycierając ręce i wychodząc następnie na korytarz. Zamiast jednak skupić się znów na starszym osobniku, powędrowała z powrotem do swojej torby i wyciągnęła z niej pudełko w praktycznie nienaruszonym stanie. W końcu przez całą drogę starała się aby takie właśnie było!
- Mam nadzieję, że Ci posmakują. Sama robiłam. - powiedziała i wręczyła mu kilkanaście kulek, wypełnionych słodkawym kremem, które jak na razie siedziały bezpiecznie pod białą pokrywką.
Christian absolutnie nie był zwolennikiem Puszków, Okruszków, Maksiów i tym podobnych. Zwykle nazywał swoje zwierzęta - a tych miał całkiem sporo - jak najdurniejszymi parodiami i przekręceniami istniejących nazwisk celebrytów, polityków-... a czasem po prostu spoglądał na pierwszą rzecz z brzegu i nazywał psa Ręcznikiem lub Wycieraczką. Pewnie stąd ten wyskok.
Okej. Zrozumiała. Czyli mógł uznać zadanie za wykonane. Powstrzymał się jednak od odetchnięcia z ulgą, pozwalając sobie na to jedynie gdzieś głęboko w odmętach podświadomości. Mimo wszystko strzelenie gafy na samym początku spotkania było słabym uczuciem nawet dla kogoś, kto uważał się za ignorującego wszelkie opinie innych osób. Choć z kobietami zawsze miał odwrotnie.
To pewnie przez to.
Dodatkowo zaskoczył go nagły atak z jej strony, kiedy tak po prostu zbliżyła się do jego osoby. Nikt jej nie uczył o przestrzeni osobistej? Po chwili zaczął nawet sądzić, że ma jakiś interes do jego torsu, może chciała popodziwiać muskulaturę, sprawdzić czy się kąpał i wyperfumował - chuj wie, kobiety miały dziwne pomysły - albo jeszcze coś innego. A ona tak po prostu chciała wyśmiać tego małego intruza jego mózgu, nazywanego powszechnie roztrzepaniem.
"Chyba ktoś tu się spieszył."
Skrzywił się lekko, nie odpowiadając jednak na zaczepkę z jej strony. Po prostu tuż po tym, jak tylko przekroczyła próg łazienki i zamknęła drzwi, poprawił prędko odzienie, obracając je, jak prawdziwy mistrz-... obracania koszulek. Chciał skierować się w stronę salonowej kanapy i to tam właśnie zaczekać na znajomą, kiedy tym razem atencyjna kurwa, znana także jako Chad Dylan Pooper, zaczęła domagać się głaskania, skacząc wokół Trevelyana, jak lew obchodzący ofiarę wkoło. Westchnąwszy wreszcie, przycupnął przy pupilu i podjął się żmudnej pracy, jaką było zaspokojenie potrzeby bycia drapanym za uchem Dylana. A potem po brzuchu, kiedy wywalił się na grzbiet z hukiem tak głośnym, że sąsiedzi niżej mogliby to uznać za tąpnięcie kopalniane. Szkoda tylko, że nad ich głowami nie spoczywała kopalnia, a cudze mieszkanie.
I jeszcze jedno - ten kundel nie śmierdział.
Ale też nie pachniał. A postać, która postawiła Chrisa z powrotem na nogi zdecydowanie wydzielała przyjemny dla nozdrzy zapach. Jak każda zadbana kobieta zresztą. Sproszkowałby je wszystkie i wyprodukował z nich porządne jointy, gdyby tylko jarało go jaranie (jarało jaranie, ohohoho). Ale jakoś tak miał inne plany.
Na przykład przyjąć pudełko, które podsunęła mu Claudine. Obejrzał je dokładnie z każdej strony, dochodząc w myślach do kilkunastu różnych wersji tego, co też mogło się znajdować w środku. Mózg jednak wysłał mu jeden inteligentny sygnał, którego nie mógł zignorować - po prostu to otwórz, zjebie.
- Co to za pyszne ptysie? - rzucił bardziej w przestrzeń, aniżeli do samej ciemnowłosej, otworzywszy już swoją osobistą puszkę Pandory, która-... ani nie była puszką, ani nie skrywała w sobie niczego złego. - Próbujesz mnie przekupić czy mam to po prostu uznać za słodki podarek od słodkiej królewny?
Okej. Zrozumiała. Czyli mógł uznać zadanie za wykonane. Powstrzymał się jednak od odetchnięcia z ulgą, pozwalając sobie na to jedynie gdzieś głęboko w odmętach podświadomości. Mimo wszystko strzelenie gafy na samym początku spotkania było słabym uczuciem nawet dla kogoś, kto uważał się za ignorującego wszelkie opinie innych osób. Choć z kobietami zawsze miał odwrotnie.
To pewnie przez to.
Dodatkowo zaskoczył go nagły atak z jej strony, kiedy tak po prostu zbliżyła się do jego osoby. Nikt jej nie uczył o przestrzeni osobistej? Po chwili zaczął nawet sądzić, że ma jakiś interes do jego torsu, może chciała popodziwiać muskulaturę, sprawdzić czy się kąpał i wyperfumował - chuj wie, kobiety miały dziwne pomysły - albo jeszcze coś innego. A ona tak po prostu chciała wyśmiać tego małego intruza jego mózgu, nazywanego powszechnie roztrzepaniem.
"Chyba ktoś tu się spieszył."
Skrzywił się lekko, nie odpowiadając jednak na zaczepkę z jej strony. Po prostu tuż po tym, jak tylko przekroczyła próg łazienki i zamknęła drzwi, poprawił prędko odzienie, obracając je, jak prawdziwy mistrz-... obracania koszulek. Chciał skierować się w stronę salonowej kanapy i to tam właśnie zaczekać na znajomą, kiedy tym razem atencyjna kurwa, znana także jako Chad Dylan Pooper, zaczęła domagać się głaskania, skacząc wokół Trevelyana, jak lew obchodzący ofiarę wkoło. Westchnąwszy wreszcie, przycupnął przy pupilu i podjął się żmudnej pracy, jaką było zaspokojenie potrzeby bycia drapanym za uchem Dylana. A potem po brzuchu, kiedy wywalił się na grzbiet z hukiem tak głośnym, że sąsiedzi niżej mogliby to uznać za tąpnięcie kopalniane. Szkoda tylko, że nad ich głowami nie spoczywała kopalnia, a cudze mieszkanie.
I jeszcze jedno - ten kundel nie śmierdział.
Ale też nie pachniał. A postać, która postawiła Chrisa z powrotem na nogi zdecydowanie wydzielała przyjemny dla nozdrzy zapach. Jak każda zadbana kobieta zresztą. Sproszkowałby je wszystkie i wyprodukował z nich porządne jointy, gdyby tylko jarało go jaranie (jarało jaranie, ohohoho). Ale jakoś tak miał inne plany.
Na przykład przyjąć pudełko, które podsunęła mu Claudine. Obejrzał je dokładnie z każdej strony, dochodząc w myślach do kilkunastu różnych wersji tego, co też mogło się znajdować w środku. Mózg jednak wysłał mu jeden inteligentny sygnał, którego nie mógł zignorować - po prostu to otwórz, zjebie.
- Co to za pyszne ptysie? - rzucił bardziej w przestrzeń, aniżeli do samej ciemnowłosej, otworzywszy już swoją osobistą puszkę Pandory, która-... ani nie była puszką, ani nie skrywała w sobie niczego złego. - Próbujesz mnie przekupić czy mam to po prostu uznać za słodki podarek od słodkiej królewny?
Trzeba było przyznać, że wywołanie na twarzy Christiana innego grymasu niż dotychczas, było takim trochę zabawnym osiągnięciem, którym mogła po satysfakcjonować się brunetka w głębi umysłu. W końcu będąc w pracy miłą i pomocną bibliotekarką nie oznaczało to, że nie może pokazać pazurów, nawet jeśli czasem bywało to naprawdę ryzykowne. Chociażby teraz. Co prawda ledwo pamiętała to, jaka była podczas pierwszego zetknięcia się z tym mężczyzną, ale skąd mogła wiedzieć, jak to wygląda z jego strony? Dla agentki samo przychodzenie do mieszkania Grey’a o tej porze i to jeszcze pod pretekstem oglądania filmów, było jak wystawienie się na tacy, tyle że pod pokrywą. Jeszcze.
Stojąc naprzeciwko pana i władcy tego mieszkania, obserwowała skromnie jego konfrontacje z pudełkiem wypełnionym łakociami, zastanawiając się czy ograniczy się on jedynie do samego oglądania go z zewnątrz, czy może jednak zajrzy do środka.
- Jeszcze nie spróbowałeś, a już mówisz, że pyszne? - Interesujące. Dokończyła myśl i podniosła wzrok na ciemne oczy, choć w jej tęczówkach iskrzyło rozbawienie, delikatnie jednak przytłumione przez dziwną tajemniczość, której chyba się już nie pozbędzie do końca życia. Albo do momentu, w którym nie wywalą jej z pracy. - Powiedzmy, że za podarek. - powiedziała, nie zwracając zbyt wielkiej uwagi na to jakim mianem została określona, mając przeczucie, że będzie musiała się do tego po prostu przyzwyczaić, ale nie uodpornić. Chciała coś jeszcze dodać, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język, uznając, że czasem lepiej nie mówić za dużo, niż potem tego żałować i wszystko odkręcać, co przy drobnym potknięciu mogło stać się naprawdę sporym problemem.
- Napiłabym się herbaty. - mruknęła po chwili, podsuwając tym samym Chrisowi pod nos małą sugestię, na którą właściwie mógł zareagować jak tylko chciał. Dla Ash gorący napój przydałby się tylko do ogrzania dłoni, potrafiących zachowywać się niczym jak u trupa - zupełnie zimne i sine. Przy okazji kobieta zdążyła zauważyć poprawioną koszulkę, co wywołało na jej ustach słaby uśmiech zadowolenia, jakby właśnie to miała na celu w swoim wcześniejszym zachowaniu. Czując przypływ pewności siebie, postanowiła się trochę “poczuć jak u siebie” i powędrowała wgłąb korytarza, odnajdując bez problemu chyba największe pomieszczenie. Odłożyła swoją torbę na jednym z foteli, chcąc ją mieć blisko, ale jednak bez przesady, nie będąc do niej aż tak przywiązana, po czym sama zajęła miejsce na kanapie, rozpieszczając Chada za uszami, który gdzieś tam znów przyplątał się pod jej ręce.
Stojąc naprzeciwko pana i władcy tego mieszkania, obserwowała skromnie jego konfrontacje z pudełkiem wypełnionym łakociami, zastanawiając się czy ograniczy się on jedynie do samego oglądania go z zewnątrz, czy może jednak zajrzy do środka.
- Jeszcze nie spróbowałeś, a już mówisz, że pyszne? - Interesujące. Dokończyła myśl i podniosła wzrok na ciemne oczy, choć w jej tęczówkach iskrzyło rozbawienie, delikatnie jednak przytłumione przez dziwną tajemniczość, której chyba się już nie pozbędzie do końca życia. Albo do momentu, w którym nie wywalą jej z pracy. - Powiedzmy, że za podarek. - powiedziała, nie zwracając zbyt wielkiej uwagi na to jakim mianem została określona, mając przeczucie, że będzie musiała się do tego po prostu przyzwyczaić, ale nie uodpornić. Chciała coś jeszcze dodać, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język, uznając, że czasem lepiej nie mówić za dużo, niż potem tego żałować i wszystko odkręcać, co przy drobnym potknięciu mogło stać się naprawdę sporym problemem.
- Napiłabym się herbaty. - mruknęła po chwili, podsuwając tym samym Chrisowi pod nos małą sugestię, na którą właściwie mógł zareagować jak tylko chciał. Dla Ash gorący napój przydałby się tylko do ogrzania dłoni, potrafiących zachowywać się niczym jak u trupa - zupełnie zimne i sine. Przy okazji kobieta zdążyła zauważyć poprawioną koszulkę, co wywołało na jej ustach słaby uśmiech zadowolenia, jakby właśnie to miała na celu w swoim wcześniejszym zachowaniu. Czując przypływ pewności siebie, postanowiła się trochę “poczuć jak u siebie” i powędrowała wgłąb korytarza, odnajdując bez problemu chyba największe pomieszczenie. Odłożyła swoją torbę na jednym z foteli, chcąc ją mieć blisko, ale jednak bez przesady, nie będąc do niej aż tak przywiązana, po czym sama zajęła miejsce na kanapie, rozpieszczając Chada za uszami, który gdzieś tam znów przyplątał się pod jej ręce.
Roześmiał się krótko na jej pytanie. Doprawdy, kobiety potrafiły być aż nazbyt urocze.
- Może po prostu wiem to już po samym spojrzeniu na nie - odparł z przekonaniem, pozwalając sobie na posłanie jej wyzywającego spojrzenia. - Albo na osobę, która je zrobiła. - Hola, kolego, nie zapędzajmy się tak z tym wyrafinowanym podyrwem. Choć to uwodzicielskie spojrzenie mógł sobie zostawić. Wyglądało tak dla niego naturalnie, że aż nie było czuć w nim żadnych durnych sugestii. - W takim razie uznam, że to przekupstwo.
Skłonił się w pas, słysząc jej życzenie, nawet nie dopowiadając, iż jest owo dla niego, niczym rozkaz. Po prostu skinął jeszcze głową, a następnie udał się prosto do przestrzeni kuchennej (którą niestety trzeba sobie dopowiedzieć wyobraźnią - pozdrawiam houzz.com) w celu postawienia wody na rzekomą herbatę. Po prawdzie nie dostał wytycznych co do tego, jakiego konkretnego naparu właściwie oczekiwała, ale jak się nie zna odpowiedzi, to się parzy earl greya. I właśnie za to się zabrał.
Podczas, gdy jego sierściuch znowu zbierał całe pokłady dotyku, zadowolony jak nigdy. Oparł się nawet przednimi łapami o kanapę, chcąc ułatwić Claudine całą robotę - rzecz jasna z egoistycznych pobudek. Majtał przy tym łbem na wszystkie strony, parskając radośnie, bardziej jak podekscytowany koń wyścigowy aniżeli pies. W końcu nowa osoba w domu dawała mu tyle miłości.
- Nie miziaj go tak, bo jeszcze będzie chciał z Tobą wrócić - dało się słyszeć, gdy Trevelyan zbliżał się do kanapy z uniesionymi brwiami, dzierżąc w dłoniach dwa kubki, a w przedramionach ściskając otrzymane od kobiety łakocie. Jakoś sobie musiał w życiu radzić. Postawił napoje i pudełko na stoliku, nim opadł na kanapę, nawet nie mogąc za bardzo przybliżyć się do Ash.
Przecież Chad musiał wpieprzyć się pomiędzy nich, błagając zimowym spojrzeniem o jeszcze trochę pieszczot.
- Powiedziałem pannie Stone, że jesteś wychowany - westchnął teatralnie, spoglądając na czworonoga niby to karcąco - a ty pokazujesz, jakiś nieokrzesany.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o grzecznego kundla. Brunet pokręcił jeszcze głową, nim uraczył spojrzeniem towarzyszkę.
- Właściwie, nie sądziłem, że zgodzisz się przyjść - zagaił po chwili milczenia, uśmiechając się w ten swój zawadiacki sposób. A co, był aż taki podejrzany, że dziewczyna nie mogła go odwiedzić? Przecież to była dla niego codzienność.
Choć wizyty Ash rzeczywiście by się nigdy nie spodziewał. Zdawała mu się być zbyt niewinną, strachliwą duszyczką, jak na takie wieczorne wyskoki. Choć już do tej pory zdążył zrozumieć, że była to gra pozorów. I coraz bardziej kojarzyła mu się z głupimi wspomnieniami o czymś, co kiedyś zabawiło u niego na chwilę, a potem uciekło.
Z którą to ona mu się kojarzyła? Po prawdzie zahaczył parę lat temu o jedną Ash, ale ona wyglądała zupełnie inaczej. Przede wszystkim była czarnoskóra. Zatopił się na moment we własnym zastanowieniu, sięgając dłonią po przyrządzony przez ciemnowłosą smakołyk.
- Może po prostu wiem to już po samym spojrzeniu na nie - odparł z przekonaniem, pozwalając sobie na posłanie jej wyzywającego spojrzenia. - Albo na osobę, która je zrobiła. - Hola, kolego, nie zapędzajmy się tak z tym wyrafinowanym podyrwem. Choć to uwodzicielskie spojrzenie mógł sobie zostawić. Wyglądało tak dla niego naturalnie, że aż nie było czuć w nim żadnych durnych sugestii. - W takim razie uznam, że to przekupstwo.
Skłonił się w pas, słysząc jej życzenie, nawet nie dopowiadając, iż jest owo dla niego, niczym rozkaz. Po prostu skinął jeszcze głową, a następnie udał się prosto do przestrzeni kuchennej (którą niestety trzeba sobie dopowiedzieć wyobraźnią - pozdrawiam houzz.com) w celu postawienia wody na rzekomą herbatę. Po prawdzie nie dostał wytycznych co do tego, jakiego konkretnego naparu właściwie oczekiwała, ale jak się nie zna odpowiedzi, to się parzy earl greya. I właśnie za to się zabrał.
Podczas, gdy jego sierściuch znowu zbierał całe pokłady dotyku, zadowolony jak nigdy. Oparł się nawet przednimi łapami o kanapę, chcąc ułatwić Claudine całą robotę - rzecz jasna z egoistycznych pobudek. Majtał przy tym łbem na wszystkie strony, parskając radośnie, bardziej jak podekscytowany koń wyścigowy aniżeli pies. W końcu nowa osoba w domu dawała mu tyle miłości.
- Nie miziaj go tak, bo jeszcze będzie chciał z Tobą wrócić - dało się słyszeć, gdy Trevelyan zbliżał się do kanapy z uniesionymi brwiami, dzierżąc w dłoniach dwa kubki, a w przedramionach ściskając otrzymane od kobiety łakocie. Jakoś sobie musiał w życiu radzić. Postawił napoje i pudełko na stoliku, nim opadł na kanapę, nawet nie mogąc za bardzo przybliżyć się do Ash.
Przecież Chad musiał wpieprzyć się pomiędzy nich, błagając zimowym spojrzeniem o jeszcze trochę pieszczot.
- Powiedziałem pannie Stone, że jesteś wychowany - westchnął teatralnie, spoglądając na czworonoga niby to karcąco - a ty pokazujesz, jakiś nieokrzesany.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o grzecznego kundla. Brunet pokręcił jeszcze głową, nim uraczył spojrzeniem towarzyszkę.
- Właściwie, nie sądziłem, że zgodzisz się przyjść - zagaił po chwili milczenia, uśmiechając się w ten swój zawadiacki sposób. A co, był aż taki podejrzany, że dziewczyna nie mogła go odwiedzić? Przecież to była dla niego codzienność.
Choć wizyty Ash rzeczywiście by się nigdy nie spodziewał. Zdawała mu się być zbyt niewinną, strachliwą duszyczką, jak na takie wieczorne wyskoki. Choć już do tej pory zdążył zrozumieć, że była to gra pozorów. I coraz bardziej kojarzyła mu się z głupimi wspomnieniami o czymś, co kiedyś zabawiło u niego na chwilę, a potem uciekło.
Z którą to ona mu się kojarzyła? Po prawdzie zahaczył parę lat temu o jedną Ash, ale ona wyglądała zupełnie inaczej. Przede wszystkim była czarnoskóra. Zatopił się na moment we własnym zastanowieniu, sięgając dłonią po przyrządzony przez ciemnowłosą smakołyk.
Naprawdę interesujące.
Bez ani odrobiny zawahania odwzajemniła to spojrzenie, jakim została obdarowana, jednak nie patrzyła zbyt długo w taki sposób, uciekając nawet wzrokiem na ułamek sekundy gdzieś indziej.
- Nie muszę pana przekupywać. - odpowiedziała tylko i posłała mu chyba najbardziej urokliwy i niewinny uśmiech, jaki tylko dała radę z siebie wykrzesać, co pewnie i tak samoistnie dodało drugiego dna do wypowiedzianych wcześniej słów. Powoli zaczynała podobać się jej ta gierka. Od jednego flirtu do kolejnego, aż w końcu będzie mogła owinąć go sobie wokół palca i stopniowo przeciągać na swoją stronę.
Ash, gdzie twoja aureola? Gdzie białe skrzydełka? Co się z tobą dzieje, kobieto?
W oczekiwaniu na herbatę i dołączenie Christiana, zajęła się zupełnie innym mieszkańcem, którego rozpieszczała, bo jednak nie mogła się przed tym powstrzymać. Długie uszy i sierść już wystarczająco ją przekonywały do tego, aby nie zabierała tak szybko dłoni, szczególnie, że samemu psu się to wyraźnie podobało. Słysząc jakiś czas później bruneta, podniosła na niego swoje jasne oczy, uśmiechając się z widocznym rozbawieniem, choć zaraz w jej głowie pojawiła się pewna intryga, którą miała zamiar pociągnąć.
- A co? Będziesz zazdrosny, że to nie Ciebie zabiorę? - spytała z lekkim wyzwaniem w głosie, choć dalej z tego wszystkiego miała radochę i łatwo mogła się wytłumaczyć, że to tylko głupie żarty i po prostu się z nim drażni. Tak, tu zdecydowanie chodziła na krawędzi między twarzą bibliotekarki, a młodej Marié, co na swój sposób tak ją nakręcało, że mogłaby jeszcze trochę to pociągnąć. Choćby przez chwilkę.
Jeśli miała być ze sobą szczera, to musiała przyznać, że separujący płot w postaci psa między nią a Grey’em nie bardzo jej odpowiadał, ale zamiast wyrażać w jakikolwiek sposób swoje niezadowolenie, to pogładziła palcami grzbiet Chada, ograniczając się jak na razie tylko do tego.
- Nic nie szkodzi, chyba, że Tobie przeszkadza. - powiedziała coś zupełnie odwrotnego do swoich myśli i nawet jej mina wskazywałaby na to, że wygodnicki wyżeł to rzeczywiście nic takiego.
Natomiast kolejne słowa Chrisa ją trochę zaskoczyły, ale może nie aż tak bardzo, kiedy sobie przypomniała jak jest postrzegana w szkole. I pojawiało się pytanie, co ona miała mu niby odpowiedzieć. Na pewno coś w stylu Ash Stone, chociaż po ostatnich jej zagrywkach pole popisu trochę się powiększyło i mogła zrobić ten krok czy dwa więcej do przodu.
- Dlaczego? Powinnam się czegoś obawiać? - Oprócz tego, że możesz mnie zdemaskować? Zaczepiła w ten sposób, po czym zmieniła odrobinę swoją pozycję, siadając bardziej przodem do bruneta, jedną z nóg zginając pod siebie i poprawiając przy tym czarny materiał. Rękę, którą miała bliżej oparcia, położyła na nim, mogąc w sumie teraz bez problemu sięgnąć, a może nawet i objąć mężczyznę, jeśli tylko by się ciut do niego wychyliła. Tyle, że po co? Wystarczy, iż musi walczyć z dziką chęcią podrapania go po karku albo przeczesania jego włosów palcami.
Bez ani odrobiny zawahania odwzajemniła to spojrzenie, jakim została obdarowana, jednak nie patrzyła zbyt długo w taki sposób, uciekając nawet wzrokiem na ułamek sekundy gdzieś indziej.
- Nie muszę pana przekupywać. - odpowiedziała tylko i posłała mu chyba najbardziej urokliwy i niewinny uśmiech, jaki tylko dała radę z siebie wykrzesać, co pewnie i tak samoistnie dodało drugiego dna do wypowiedzianych wcześniej słów. Powoli zaczynała podobać się jej ta gierka. Od jednego flirtu do kolejnego, aż w końcu będzie mogła owinąć go sobie wokół palca i stopniowo przeciągać na swoją stronę.
Ash, gdzie twoja aureola? Gdzie białe skrzydełka? Co się z tobą dzieje, kobieto?
W oczekiwaniu na herbatę i dołączenie Christiana, zajęła się zupełnie innym mieszkańcem, którego rozpieszczała, bo jednak nie mogła się przed tym powstrzymać. Długie uszy i sierść już wystarczająco ją przekonywały do tego, aby nie zabierała tak szybko dłoni, szczególnie, że samemu psu się to wyraźnie podobało. Słysząc jakiś czas później bruneta, podniosła na niego swoje jasne oczy, uśmiechając się z widocznym rozbawieniem, choć zaraz w jej głowie pojawiła się pewna intryga, którą miała zamiar pociągnąć.
- A co? Będziesz zazdrosny, że to nie Ciebie zabiorę? - spytała z lekkim wyzwaniem w głosie, choć dalej z tego wszystkiego miała radochę i łatwo mogła się wytłumaczyć, że to tylko głupie żarty i po prostu się z nim drażni. Tak, tu zdecydowanie chodziła na krawędzi między twarzą bibliotekarki, a młodej Marié, co na swój sposób tak ją nakręcało, że mogłaby jeszcze trochę to pociągnąć. Choćby przez chwilkę.
Jeśli miała być ze sobą szczera, to musiała przyznać, że separujący płot w postaci psa między nią a Grey’em nie bardzo jej odpowiadał, ale zamiast wyrażać w jakikolwiek sposób swoje niezadowolenie, to pogładziła palcami grzbiet Chada, ograniczając się jak na razie tylko do tego.
- Nic nie szkodzi, chyba, że Tobie przeszkadza. - powiedziała coś zupełnie odwrotnego do swoich myśli i nawet jej mina wskazywałaby na to, że wygodnicki wyżeł to rzeczywiście nic takiego.
Natomiast kolejne słowa Chrisa ją trochę zaskoczyły, ale może nie aż tak bardzo, kiedy sobie przypomniała jak jest postrzegana w szkole. I pojawiało się pytanie, co ona miała mu niby odpowiedzieć. Na pewno coś w stylu Ash Stone, chociaż po ostatnich jej zagrywkach pole popisu trochę się powiększyło i mogła zrobić ten krok czy dwa więcej do przodu.
- Dlaczego? Powinnam się czegoś obawiać? - Oprócz tego, że możesz mnie zdemaskować? Zaczepiła w ten sposób, po czym zmieniła odrobinę swoją pozycję, siadając bardziej przodem do bruneta, jedną z nóg zginając pod siebie i poprawiając przy tym czarny materiał. Rękę, którą miała bliżej oparcia, położyła na nim, mogąc w sumie teraz bez problemu sięgnąć, a może nawet i objąć mężczyznę, jeśli tylko by się ciut do niego wychyliła. Tyle, że po co? Wystarczy, iż musi walczyć z dziką chęcią podrapania go po karku albo przeczesania jego włosów palcami.
- Co za pewność siebie - przyznał, jeszcze tylko dodatkowo poszerzając zadowolony grymas na swojej przystojnej mordzie. Ta królewna coraz bardziej go intrygowała. Mógł nawet przyznać, że z minuty na minutę coraz bardziej wyrabiała się w jego oczach. A miał ją za uroczą, niewinną duszyczkę. No proszę. Wystarczyło jej jedno zalotne spojrzenie, by rozwiać tę iluzję. Nawet nie musiała się wysilać.
Pytanie tylko, jakim cudem nauczyła się tak dobrze grać i być cały dzień słodką sobą. Ewentualnie mogła mieć dwa oblicza. Zdarzało się. Sam był doskonałym tego przykładem.
"Będziesz zazdrosny, że to nie ciebie zabiorę?"
Kobiety bywały niebezpieczne z tymi swoimi dwuznacznościami. Jeszcze bardziej, niż mężczyźni. Cholerne kokietki, zawracały każdemu w głowie i wywoływały w zmieszanie. Później przejeżdżały się na tym przy Greyu, który znał te sztuczki na wylot. Chyba nie sądziła, że nie będzie godnym graczem w całej jej grze? Uniósł wyzywająco brew, ułożywszy dłoń na srebrnym łbie Dylana, który następnie pogładził w uspokajającym psi zapał geście. Nie rwij się tak, Pooper.
- Raczej o to, że to z Tobą będzie chciał iść - odparł beztrosko, drapiąc futrzasty kark. - Ja go tu karmię, a on poszedłby z bibliotekarką, bo urodziwa i przytula. A nazywałem go swoim przyjacielem - dorzucił patetycznym tonem, udając, iż za nic miał sobie opcję pójścia do domu wraz ze Stone. Nie na długo. - Choć możesz mnie ze sobą zabrać. Nie narzekałbym.
O proszę. Teraz to jemu zebrało się na urocze i niewinne uśmieszki. Spojrzał na nią zupełnie tak, jakby nie miał przy tym na myśli nic złego, a jedynie rozważał wspólne omawianie konkretnych lektur i tego, co mogliby zrobić w związku z jakąś współpracą. Angielski w bibliotece, wspólny wykład... naprawdę cokolwiek.
Hahaha. Nie.
Oczywiście, że wtedy wziąłby się za to na poważnie. Na razie jednak pozostało mu obserwować, jak to ta szara małpa obija się ogonem o kanapę, kładąc pysk wraz z przednimi łapami na udach Ash. Nie na długo, jak zaraz miało się okazać, ale przynajmniej mogł się nacieszyć. Za to mężczyzna podrapał się w zastanowieniu po głowie, kiedy jej słowa wywołały u niego chwilową zagwozdkę. Chyba nie wypadało powiedzieć, że ustanawiający między nimi granicę pies jakkolwiek mu przeszkadzał. Zresztą, miał to gdzieś, nie palił się do rozwalania się na niej samemu. Gdyby zaś chciał go zrzucić, wystarczyłoby jedno sugestywne szturchnięcie wyżła, a ten ustosunkowałby się do niemego rozkazu.
"Dlaczego?"
No proszę, znowu zgrywamy naiwną, Stone?
- Tak tylko mówię. Mało która kobieta zgodziłaby się na wieczorną wizytację u kolegi z pracy - na jego ustach po raz kolejny zamajaczył uśmieszek, gdy zerknął, jak czworonóg zareagował na ruch znajomej, natychmiast przeskakując spomiędzy nich za samego Trevelyana, który poklepał go po łbie po macoszemu. Wrócił, zdradliwy Judasz. - Szczególnie, że mam taką opinię, jaką mam.
Bo podrywacz, bo łobuz, bo tego człowieka nie powinno się dopuszczać do kobiet-... ale przecież nie zrobił niczego złego. Tylko zajadał się ptysiem, którego mu przyrządziła, zerkając na nią z enigmatycznym wyrazem twarzy.
Pytanie tylko, jakim cudem nauczyła się tak dobrze grać i być cały dzień słodką sobą. Ewentualnie mogła mieć dwa oblicza. Zdarzało się. Sam był doskonałym tego przykładem.
"Będziesz zazdrosny, że to nie ciebie zabiorę?"
Kobiety bywały niebezpieczne z tymi swoimi dwuznacznościami. Jeszcze bardziej, niż mężczyźni. Cholerne kokietki, zawracały każdemu w głowie i wywoływały w zmieszanie. Później przejeżdżały się na tym przy Greyu, który znał te sztuczki na wylot. Chyba nie sądziła, że nie będzie godnym graczem w całej jej grze? Uniósł wyzywająco brew, ułożywszy dłoń na srebrnym łbie Dylana, który następnie pogładził w uspokajającym psi zapał geście. Nie rwij się tak, Pooper.
- Raczej o to, że to z Tobą będzie chciał iść - odparł beztrosko, drapiąc futrzasty kark. - Ja go tu karmię, a on poszedłby z bibliotekarką, bo urodziwa i przytula. A nazywałem go swoim przyjacielem - dorzucił patetycznym tonem, udając, iż za nic miał sobie opcję pójścia do domu wraz ze Stone. Nie na długo. - Choć możesz mnie ze sobą zabrać. Nie narzekałbym.
O proszę. Teraz to jemu zebrało się na urocze i niewinne uśmieszki. Spojrzał na nią zupełnie tak, jakby nie miał przy tym na myśli nic złego, a jedynie rozważał wspólne omawianie konkretnych lektur i tego, co mogliby zrobić w związku z jakąś współpracą. Angielski w bibliotece, wspólny wykład... naprawdę cokolwiek.
Hahaha. Nie.
Oczywiście, że wtedy wziąłby się za to na poważnie. Na razie jednak pozostało mu obserwować, jak to ta szara małpa obija się ogonem o kanapę, kładąc pysk wraz z przednimi łapami na udach Ash. Nie na długo, jak zaraz miało się okazać, ale przynajmniej mogł się nacieszyć. Za to mężczyzna podrapał się w zastanowieniu po głowie, kiedy jej słowa wywołały u niego chwilową zagwozdkę. Chyba nie wypadało powiedzieć, że ustanawiający między nimi granicę pies jakkolwiek mu przeszkadzał. Zresztą, miał to gdzieś, nie palił się do rozwalania się na niej samemu. Gdyby zaś chciał go zrzucić, wystarczyłoby jedno sugestywne szturchnięcie wyżła, a ten ustosunkowałby się do niemego rozkazu.
"Dlaczego?"
No proszę, znowu zgrywamy naiwną, Stone?
- Tak tylko mówię. Mało która kobieta zgodziłaby się na wieczorną wizytację u kolegi z pracy - na jego ustach po raz kolejny zamajaczył uśmieszek, gdy zerknął, jak czworonóg zareagował na ruch znajomej, natychmiast przeskakując spomiędzy nich za samego Trevelyana, który poklepał go po łbie po macoszemu. Wrócił, zdradliwy Judasz. - Szczególnie, że mam taką opinię, jaką mam.
Bo podrywacz, bo łobuz, bo tego człowieka nie powinno się dopuszczać do kobiet-... ale przecież nie zrobił niczego złego. Tylko zajadał się ptysiem, którego mu przyrządziła, zerkając na nią z enigmatycznym wyrazem twarzy.
Tym razem postanowiła grzecznie przemilczeć, woląc już nic nie dodawać do słów Chrisa, nie chcąc przekroczyć za mocno pewnej granicy, którą sama wyznaczyła. Rozumiała, że teraz faktycznie jej pewność trochę szaleje i za bardzo daje się we znaki, jednak to była bestia, którą potrafiła kontrolować według własnego uznania. Raz poczuje się jak w swoim żywiole, a raz wycofa w kąt, pesząc się i uciekając przed przenikliwym spojrzeniem całego świata. Taka właśnie w tych gierkach była - lubiąca zamieszać i wywoływać u innych niepewność w słowie oraz czynie.
Obserwując bruneta wysnuła parę wniosków, którym raczej nikt by nie zaprzeczył, jeśli miałby podobne umiejętności do niej albo po prostu był to sam Grey. Coraz bardziej zaczynała uznawać go za idealnego partnera do takich zagrywek. Aż się nie dziwiła samej sobie, że ma na to chęć po tych kilku latach odkąd widziała go po raz ostatni. A podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
- Nie wątpię. - mruknęła wręcz, jakby była tego całkowicie pewna, że narzekanie to ostatnia rzecz, o jakiej Christian by pomyślał w takiej sytuacji. Ale o czymś takim mogli tylko dumać, bo Ash nie zamierzała go do siebie spraszać. Nikt nie jest gotowy na ujrzenie takiego Sajgonu. - Ciebie też mogę przytulić, jeżeli chcesz się dowiedzieć dlaczego Chadowi tak się to podoba. - proszę państwa, gdyby to było możliwe, to właśnie z jej skroni wyrosłyby małe rogi, a z tyłu pojawił się typowy ogon diablicy. W tej jednej chwili pozwoliła sobie posunąć się trochę dalej, przymykając odrobinę powieki, a usta wykrzywiając w delikatnym, ale bardzo tajemniczym uśmieszku, jakby miała coś jeszcze do powiedzenia, ale uważała to za zbyt sprośne, żeby mówić to na głos. Zakręciła na palec jeden ze swoich dłuższych kosmyków, bezczelnie kokietując z ciemnookim, jednocześnie wyglądając na taką jakby nawet nie miała o tym pojęcia, że może to zostać różnie odebrane.
Chodzisz po cienkim lodzie, Stone.
Samo upomnienie się w myślach nie wystarczy, aby rzeczywiście się ogarnąć na tyle, żeby móc zwolnić trochę tempa. A ostry zakręt zbliżał się nieubłaganie i nie wiadomo było, czy zaraz nie wypadnie przypadkiem z toru.
W końcu jednak postanowiła skupić się po prostu na czymś innym. Na dodatek musiała jakoś wykorzystać fakt, iż oddzielająca przeszkoda zniknęła. Padło więc na herbatę, po ktorą sięgnęła, a gdy wróciła do swojej poprzedniej pozycji, znalazła się jakoś tak te kilka centymetrów bliżej. Z zupełnie niewinnym spojrzeniem upiła łyk ciepłego napoju, a potem potrzymała go chwilę w dłoniach, aby je ogrzać.
- No tak.. Taka wizyta może być różnie odebrana. Szczególnie dla kogoś z zewnątrz. - mówiła takim tonem, jakby zło, które przed chwilą w nią wstąpiło, gdzieś wyparowało, a spokojna bibliotekarka wróciła na miejsce. Miała przy tym wszystkim niezłą frajdę. Ciągłe zmiany, celowanie pod innym kątem, szybkie i różne zagrywki.. Aż chciałoby się współczuć Trevelyanowi tego, na jaką kobietę musiał trafić. Niestety sama Ash raczej nie połasiłaby się na taki krok, stojąc przecież po drugiej stronie.
A jaką masz opinię, Chris?
Zaczęła się nad tym zastanawiać, choć chyba się tego domyślała, co nie było szczytem spostrzegawczości. Wystarczyło, że na nowo spędziła z nim te kilka chwil na osobności, a już miała gotową odpowiedź na tacy.
Obserwując bruneta wysnuła parę wniosków, którym raczej nikt by nie zaprzeczył, jeśli miałby podobne umiejętności do niej albo po prostu był to sam Grey. Coraz bardziej zaczynała uznawać go za idealnego partnera do takich zagrywek. Aż się nie dziwiła samej sobie, że ma na to chęć po tych kilku latach odkąd widziała go po raz ostatni. A podobno nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
- Nie wątpię. - mruknęła wręcz, jakby była tego całkowicie pewna, że narzekanie to ostatnia rzecz, o jakiej Christian by pomyślał w takiej sytuacji. Ale o czymś takim mogli tylko dumać, bo Ash nie zamierzała go do siebie spraszać. Nikt nie jest gotowy na ujrzenie takiego Sajgonu. - Ciebie też mogę przytulić, jeżeli chcesz się dowiedzieć dlaczego Chadowi tak się to podoba. - proszę państwa, gdyby to było możliwe, to właśnie z jej skroni wyrosłyby małe rogi, a z tyłu pojawił się typowy ogon diablicy. W tej jednej chwili pozwoliła sobie posunąć się trochę dalej, przymykając odrobinę powieki, a usta wykrzywiając w delikatnym, ale bardzo tajemniczym uśmieszku, jakby miała coś jeszcze do powiedzenia, ale uważała to za zbyt sprośne, żeby mówić to na głos. Zakręciła na palec jeden ze swoich dłuższych kosmyków, bezczelnie kokietując z ciemnookim, jednocześnie wyglądając na taką jakby nawet nie miała o tym pojęcia, że może to zostać różnie odebrane.
Chodzisz po cienkim lodzie, Stone.
Samo upomnienie się w myślach nie wystarczy, aby rzeczywiście się ogarnąć na tyle, żeby móc zwolnić trochę tempa. A ostry zakręt zbliżał się nieubłaganie i nie wiadomo było, czy zaraz nie wypadnie przypadkiem z toru.
W końcu jednak postanowiła skupić się po prostu na czymś innym. Na dodatek musiała jakoś wykorzystać fakt, iż oddzielająca przeszkoda zniknęła. Padło więc na herbatę, po ktorą sięgnęła, a gdy wróciła do swojej poprzedniej pozycji, znalazła się jakoś tak te kilka centymetrów bliżej. Z zupełnie niewinnym spojrzeniem upiła łyk ciepłego napoju, a potem potrzymała go chwilę w dłoniach, aby je ogrzać.
- No tak.. Taka wizyta może być różnie odebrana. Szczególnie dla kogoś z zewnątrz. - mówiła takim tonem, jakby zło, które przed chwilą w nią wstąpiło, gdzieś wyparowało, a spokojna bibliotekarka wróciła na miejsce. Miała przy tym wszystkim niezłą frajdę. Ciągłe zmiany, celowanie pod innym kątem, szybkie i różne zagrywki.. Aż chciałoby się współczuć Trevelyanowi tego, na jaką kobietę musiał trafić. Niestety sama Ash raczej nie połasiłaby się na taki krok, stojąc przecież po drugiej stronie.
A jaką masz opinię, Chris?
Zaczęła się nad tym zastanawiać, choć chyba się tego domyślała, co nie było szczytem spostrzegawczości. Wystarczyło, że na nowo spędziła z nim te kilka chwil na osobności, a już miała gotową odpowiedź na tacy.
Tak, jakby bałagan miał mu przeszkadzać. Jasne, w jego mieszkaniu zwykle było niezwykle czysto, schludnie, można by nawet rzec, że perfekcyjnie. Ale działo się tak tylko za sprawą tego, iż praktycznie nic takiego w nim nie robił. Od razu po zużyciu ubrania zrzucał je w łazience i pakował do pralki czy kosza na brudy. Przeczytane książki odkładał na miejsce. Brudne naczynia mył tuż po posiłku czy napitce. Przez to jedynym "sprzątaniem", jakie czekało na niego co tych kilka dni, było przecieranie kurzy i odkurzanie podłóg po psie, który i tak nie gubił zanadto sierści. No, dochodziło też do tego ciągłe grzebanie przy gitarach, ale tego nawet nie uznawał za prace domowe - to była czysta przyjemność.
Tak czy siak, gdyby użyła tego jako argumentu, pewnie by ją wyśmiał.
- Nie próbowałbym na Twoim miejscu. Nie będziesz umiała się oderwać.
Naprawdę, Grey?
Wzruszył barkami, jakby właśnie tym chciał odpowiedzieć własnemu umysłowi, choć minę miał nietęgą, gdy dostrzegł, co takiego wyrabiało się na twarzyczce Ash. Jednak coś potrafiło zadziwić tego starego wyjadacza. Odchrząknął więc, by zatuszować zdumienie, marszcząc przy tym brwi, jak prawdziwy myśliciel przed swoją wielce filozoficzną przemową. Nawet, jeśli nie miał nic do powiedzenia.
Nie spuszczał jej jednak z oka, przyglądając się każdej reakcji kobiety, rejestrując wszelkie ruchy i obserwując wszystkie zmiany, jakie zachodziły w jej mimice. I nie, nie umknęło mu to przysunięcie. Choć niespecjalnie go to dotknęło, ani nie dając jej dodatnich, ani też ujemnych punktów. Nie miał zamiaru jej niczego zabraniać - w końcu jaka kobieta by się do niego w końcu nie przysunęła. A i nie był pizdą i prawiczkiem, żeby zdychał ze wstydu z powodu takiej błahostki.
- O tym mówię - staksował ją podejrzliwie, wyczuwając kolejny przeskok. Że też jej się to nie nudziło. Uśmiechnął się jednak półgębkiem, nachylając delikatnie w kierunku ciemnowłosej. No, "delikatnie". Trochę mniej delikatnie niż można się tego spodziewać. Okej, po prostu zbliżył się na tyle mocno, że aż mocno-mocno. Rany. Co ja piszę. - Ciekaw jestem, jak Ty odebrałaś samo zaproszenie.
Jego brew drgnęła, gdy uniósł ją na dosłownie ułamek sekundy. Nie przysunął się do niej na tyle niebezpiecznie blisko, by wyczuła jego oddech, ale jednak dało się zliczyć każdą nieszczęsną brew czy włosek na brodzie - tak, jakby kogokolwiek interesowała ich dosłowna liczba - i wyczuć subtelną woń perfum. Przynajmniej miał gust, skoro szarpnął się aż na Bleu de Chanel. No przecież to najlepszy zapach świata, co nie? Nawinął kosmyk jej włosów na palec, mrużąc nieco powieki.
Och, błagam, Christian, oszczędź sobie wstydu.
Parsknął, ukazując zęby w najbardziej rozbawionym wyszczerzu, na jaki było go w tym momencie stać, nim roześmiał się na dobre, prostując plecy, a tym samym odsuwając się od Claudine. I tyle zostało z poważnego, wielce "groźnego" mężczyzny. Chichotał tak jeszcze chwilę, jakby ktoś opowiedział mu suchar na miarę żartu o muzyku w piekarniku, by w końcu jednak uspokoić się i otrzeć samotną łzę radości. Idiota z ciebie.
- Okej, odbieranie tego spotkania w ten sposób jest aż niedorzeczne - i tyle chciałeś tym sprawdzić?
Tak czy siak, gdyby użyła tego jako argumentu, pewnie by ją wyśmiał.
- Nie próbowałbym na Twoim miejscu. Nie będziesz umiała się oderwać.
Naprawdę, Grey?
Wzruszył barkami, jakby właśnie tym chciał odpowiedzieć własnemu umysłowi, choć minę miał nietęgą, gdy dostrzegł, co takiego wyrabiało się na twarzyczce Ash. Jednak coś potrafiło zadziwić tego starego wyjadacza. Odchrząknął więc, by zatuszować zdumienie, marszcząc przy tym brwi, jak prawdziwy myśliciel przed swoją wielce filozoficzną przemową. Nawet, jeśli nie miał nic do powiedzenia.
Nie spuszczał jej jednak z oka, przyglądając się każdej reakcji kobiety, rejestrując wszelkie ruchy i obserwując wszystkie zmiany, jakie zachodziły w jej mimice. I nie, nie umknęło mu to przysunięcie. Choć niespecjalnie go to dotknęło, ani nie dając jej dodatnich, ani też ujemnych punktów. Nie miał zamiaru jej niczego zabraniać - w końcu jaka kobieta by się do niego w końcu nie przysunęła. A i nie był pizdą i prawiczkiem, żeby zdychał ze wstydu z powodu takiej błahostki.
- O tym mówię - staksował ją podejrzliwie, wyczuwając kolejny przeskok. Że też jej się to nie nudziło. Uśmiechnął się jednak półgębkiem, nachylając delikatnie w kierunku ciemnowłosej. No, "delikatnie". Trochę mniej delikatnie niż można się tego spodziewać. Okej, po prostu zbliżył się na tyle mocno, że aż mocno-mocno. Rany. Co ja piszę. - Ciekaw jestem, jak Ty odebrałaś samo zaproszenie.
Jego brew drgnęła, gdy uniósł ją na dosłownie ułamek sekundy. Nie przysunął się do niej na tyle niebezpiecznie blisko, by wyczuła jego oddech, ale jednak dało się zliczyć każdą nieszczęsną brew czy włosek na brodzie - tak, jakby kogokolwiek interesowała ich dosłowna liczba - i wyczuć subtelną woń perfum. Przynajmniej miał gust, skoro szarpnął się aż na Bleu de Chanel. No przecież to najlepszy zapach świata, co nie? Nawinął kosmyk jej włosów na palec, mrużąc nieco powieki.
Och, błagam, Christian, oszczędź sobie wstydu.
Parsknął, ukazując zęby w najbardziej rozbawionym wyszczerzu, na jaki było go w tym momencie stać, nim roześmiał się na dobre, prostując plecy, a tym samym odsuwając się od Claudine. I tyle zostało z poważnego, wielce "groźnego" mężczyzny. Chichotał tak jeszcze chwilę, jakby ktoś opowiedział mu suchar na miarę żartu o muzyku w piekarniku, by w końcu jednak uspokoić się i otrzeć samotną łzę radości. Idiota z ciebie.
- Okej, odbieranie tego spotkania w ten sposób jest aż niedorzeczne - i tyle chciałeś tym sprawdzić?
Żeby tylko bałagan w mieszkaniu Ash ograniczał się tylko do walających się po podłodze ubrań albo nie pozmywanych naczyń.. Gdyby rzeczywiście tak było, to mogłaby w jakiś sposób z tego wybrnąć. A bo to leniwa, a bo się nie spodziewała, cokolwiek, co mogłoby przyjść w takim momencie do głowy. Problem był taki, że kobieta trzymała masę przebrań, wyszczególniając peruki, no i przede wszystkim posiadała bronie, których raczej nikt by się nie spodziewał u takiej (nie)przeciętnej bibliotekarki. Pochowanie tego wszystkiego byłoby dla niej nie lada wyzwaniem, które szczerze wolała sobie odpuścić.
- Tak? To chyba byś mnie przy sobie siłą trzymał, skoro nie mogłabym tego zrobić. - rzuciła z rozbawieniem, jakoś nie bardzo biorąc do siebie słowa bruneta. Owszem, miała słabość do mężczyzn, uwielbiała czuć ich bliskość i te przyjemnie drażniące nozdrza perfumy, ale to nie oznaczało, że nie umie się przy nich porządnie zachować. Niestety czasy napalonej nastolatki już dawno ją minęły i mogła jedynie wspominać, jaka to była głupia, dając się omamić każdemu facetowi. Teraz to ona zamieniła się z nimi miejscami i pokazywała swój pazur.
Tak więc zmniejszenie jeszcze bardziej odległości między nimi i to przez Christiana nie zrobiło na niej większego wrażenia. Patrzyła na niego cierpliwie i z ciekawością, chcąc chociaż przeczuć, co ten zamierza. Widząc jednak, iż nie wydarzyło się nic specjalnego, oprócz chęci pogładzenia jego zarostu, odwróciła odrobinę głowę i napiła się jak gdyby nigdy nic herbaty. Bo w sumie to było nic.
Tym bardziej, gdy Grey wybuchł śmiechem. To już w ogóle było zachowanie całkowicie nie zrozumiałe dla agentki. Uniosła jedną ze swoich brwi, nie pokazując na twarzy zbyt wielkiego zdziwienia, jedynie patrzyła na niego jak na ostatniego idiotę, mając cichą nadzieję, że dowie się skąd ta nagła radość skoro nie wydarzyło się nic zabawnego. A może coś przeoczyła? Może miała namalowaną na twarzy całą prawdę? Nic z tego.
- Możliwe. Ale ja odebrałam to jako chęć spędzenia miło wieczoru razem, zamiast samemu. A, że sama się często nudzę to ciężko było odmówić. - odpowiedziała, jak już mężczyzna się uspokoił, dochodząc do wniosku, że chyba teraz oboje będą się tak podpuszczać i bawić w tę głupią grę. Pojawiało się tylko pytanie jaki właściwie mieli oni w tym cel, skoro to nic nie wnosiło, a poznawanie się wzajemnie działa raczej na innych zasadach. - No, ale dziećmi też już nie jesteśmy. - dodała po chwili, unosząc skromnie kącik ust. Zignorowała zupełnie fakt, że taki tekst może mieć drugie dno. Albo po prostu o to jej chodziło? Nawet dla podkreślenia, wyciągnęła dłoń jego twarzy i złapała w palce jeden z policzków bruneta, tarmosząc go jak typowa ciotka z daleka, tyle, że Ash zrobiła to na swój delikatny sposób, co bardziej można było porównać do kontroli miękkości skóry na danym odcinku.
Co teraz zrobisz?
- Tak? To chyba byś mnie przy sobie siłą trzymał, skoro nie mogłabym tego zrobić. - rzuciła z rozbawieniem, jakoś nie bardzo biorąc do siebie słowa bruneta. Owszem, miała słabość do mężczyzn, uwielbiała czuć ich bliskość i te przyjemnie drażniące nozdrza perfumy, ale to nie oznaczało, że nie umie się przy nich porządnie zachować. Niestety czasy napalonej nastolatki już dawno ją minęły i mogła jedynie wspominać, jaka to była głupia, dając się omamić każdemu facetowi. Teraz to ona zamieniła się z nimi miejscami i pokazywała swój pazur.
Tak więc zmniejszenie jeszcze bardziej odległości między nimi i to przez Christiana nie zrobiło na niej większego wrażenia. Patrzyła na niego cierpliwie i z ciekawością, chcąc chociaż przeczuć, co ten zamierza. Widząc jednak, iż nie wydarzyło się nic specjalnego, oprócz chęci pogładzenia jego zarostu, odwróciła odrobinę głowę i napiła się jak gdyby nigdy nic herbaty. Bo w sumie to było nic.
Tym bardziej, gdy Grey wybuchł śmiechem. To już w ogóle było zachowanie całkowicie nie zrozumiałe dla agentki. Uniosła jedną ze swoich brwi, nie pokazując na twarzy zbyt wielkiego zdziwienia, jedynie patrzyła na niego jak na ostatniego idiotę, mając cichą nadzieję, że dowie się skąd ta nagła radość skoro nie wydarzyło się nic zabawnego. A może coś przeoczyła? Może miała namalowaną na twarzy całą prawdę? Nic z tego.
- Możliwe. Ale ja odebrałam to jako chęć spędzenia miło wieczoru razem, zamiast samemu. A, że sama się często nudzę to ciężko było odmówić. - odpowiedziała, jak już mężczyzna się uspokoił, dochodząc do wniosku, że chyba teraz oboje będą się tak podpuszczać i bawić w tę głupią grę. Pojawiało się tylko pytanie jaki właściwie mieli oni w tym cel, skoro to nic nie wnosiło, a poznawanie się wzajemnie działa raczej na innych zasadach. - No, ale dziećmi też już nie jesteśmy. - dodała po chwili, unosząc skromnie kącik ust. Zignorowała zupełnie fakt, że taki tekst może mieć drugie dno. Albo po prostu o to jej chodziło? Nawet dla podkreślenia, wyciągnęła dłoń jego twarzy i złapała w palce jeden z policzków bruneta, tarmosząc go jak typowa ciotka z daleka, tyle, że Ash zrobiła to na swój delikatny sposób, co bardziej można było porównać do kontroli miękkości skóry na danym odcinku.
Co teraz zrobisz?
Czy ona właśnie rzucała mu wyzwanie? Nie zamierzał sprawdzać czy w ogóle zechce mu się wyrywać, gdy zapragnie jej dotyku albo jakoś tak się złoży, że ją obejmie. Bo nie miało się składać. Przez tych ponad trzydzieści smutnych lat nauczył się, że w tych sferach i na tym etapie, kiedy kobieta przykleja się sama, wszystko idzie zdecydowanie lepiej, no i na więcej się zgadza. A jakby pchał się z łapami? Pewnie dostałby po oczach gazem pieprzowym i skończył z obrzękami na psychice i zdrowiu.
Więc jej pobudki były kompletnie słodkie i niewinne, tak, jak mógł się spodziewać po tej bibliotekarce, którą widział w swoim królestwie jeszcze w godzinach pracy, a nie dzielnej kocicy, która próbowała wyskoczyć z worka, ledwie powstrzymywana przez ostatki rozsądku, pochodzącego od właśnie wspomnianej pracownicy. Pokiwał tylko na jej wypowiedź, sugerując tym samym zrozumienie.
- Twoja ręka chyba twierdzi co innego, ciociu Ash - drwiąca wypowiedź to drwiąca odpowiedź. Jego twarz z kolei nie drgnęła nawet o milimetr. Spoglądał na nią beznamiętnie, w myślach powstrzymując się od ponownego wybuchnięcia śmiechem czy wyrażenia swojej dezaprobaty względem jej zachowania. Tak skrajne reakcje chcące wydostać się na światło dzienne w dosłownie tej samej chwili nie były ani przyjemne, ani bezpieczne, kiedy chciało się utrzymać je obie naraz w ryzach. Mimo to kamienna maska jakoś nie smiała pękać, choć ton poprzedniej wypowiedzi bruneta nieszczególnie kojarzył się z grobową powagą.
Wreszcie jednak odsunął jej rękę od siebie i pogładził dłonią ściśnięty policzek. Zacmokał jeszcze pod nosem, wyraźnie udając zastanowienie, nim wyciągnął ramiona w jej stronę i, wydąwszy wargi w stylu idealnego obrażonego dziecka, sam ścisnął "ciocię" za jej jagody, rozciągając je kilkukrotnie, jakby podziwiał eksponat, którego jakimś cudem można było dotykać, a nie dokuczał kobiecie przed trzydziestką.
Dobra. Dość głupot.
- Żarty żartami, ale nie jesteś głodna? Mieliśmy coś w sumie oglądać. Ekh-... - rzucił nagle, zabierając ręce od panny Stone, jakby tracąc zainteresowanie tą słabą atrakcją. Christian niestety miał to do siebie, że był beznadziejnym gospodarzem. Wymyślenie przez niego rozrywki, która nie ograniczałaby się do jedzenia, grania czy oglądania czegoś, graniczyło z cudem. Na szczęście miał psa. - Masz jakiś ulubiony gatunek? Albo coś, czego definitywnie nie powinniśmy ruszać? - dodał jeszcze, podniósłszy zadek z kanapy, gotów do zrobienia właściwie wszystkiego, byle tylko Claudine była zadowolona.
Oczywiście. Powinni obejrzeć "The Door".
Więc jej pobudki były kompletnie słodkie i niewinne, tak, jak mógł się spodziewać po tej bibliotekarce, którą widział w swoim królestwie jeszcze w godzinach pracy, a nie dzielnej kocicy, która próbowała wyskoczyć z worka, ledwie powstrzymywana przez ostatki rozsądku, pochodzącego od właśnie wspomnianej pracownicy. Pokiwał tylko na jej wypowiedź, sugerując tym samym zrozumienie.
- Twoja ręka chyba twierdzi co innego, ciociu Ash - drwiąca wypowiedź to drwiąca odpowiedź. Jego twarz z kolei nie drgnęła nawet o milimetr. Spoglądał na nią beznamiętnie, w myślach powstrzymując się od ponownego wybuchnięcia śmiechem czy wyrażenia swojej dezaprobaty względem jej zachowania. Tak skrajne reakcje chcące wydostać się na światło dzienne w dosłownie tej samej chwili nie były ani przyjemne, ani bezpieczne, kiedy chciało się utrzymać je obie naraz w ryzach. Mimo to kamienna maska jakoś nie smiała pękać, choć ton poprzedniej wypowiedzi bruneta nieszczególnie kojarzył się z grobową powagą.
Wreszcie jednak odsunął jej rękę od siebie i pogładził dłonią ściśnięty policzek. Zacmokał jeszcze pod nosem, wyraźnie udając zastanowienie, nim wyciągnął ramiona w jej stronę i, wydąwszy wargi w stylu idealnego obrażonego dziecka, sam ścisnął "ciocię" za jej jagody, rozciągając je kilkukrotnie, jakby podziwiał eksponat, którego jakimś cudem można było dotykać, a nie dokuczał kobiecie przed trzydziestką.
Dobra. Dość głupot.
- Żarty żartami, ale nie jesteś głodna? Mieliśmy coś w sumie oglądać. Ekh-... - rzucił nagle, zabierając ręce od panny Stone, jakby tracąc zainteresowanie tą słabą atrakcją. Christian niestety miał to do siebie, że był beznadziejnym gospodarzem. Wymyślenie przez niego rozrywki, która nie ograniczałaby się do jedzenia, grania czy oglądania czegoś, graniczyło z cudem. Na szczęście miał psa. - Masz jakiś ulubiony gatunek? Albo coś, czego definitywnie nie powinniśmy ruszać? - dodał jeszcze, podniósłszy zadek z kanapy, gotów do zrobienia właściwie wszystkiego, byle tylko Claudine była zadowolona.
Oczywiście. Powinni obejrzeć "The Door".
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach