▲▼
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
Super zajebisty apartament położony w najwyższej wie-... wysoko. Wieżowiec wysoki, piętro wysokie.
W wykurwistej pierwszej sypialni (tej w ciemnych barwach) w kącie - czyli na długości całej jednej ściany - stoi kilka gitar wszelkiej maści:
♦ Gibson Les Paul Custom nazwana imieniem Meggie;
♦ Fender American Special Stratocaster - Suzy;
♦ Fender Standard Jazzmaster - Naomi;
♦ Schecter Damien Platinum - Marié;
♦ Gibson 1932 L-00 Vintage - Torri;
♦ Pavan TP-30 - Kaila;
♦ Pavan TP-Flamenco Negra - Genevieve.
I tam jest kuchnia. Use your imagination.
Super zajebisty apartament położony w najwyższej wie-... wysoko. Wieżowiec wysoki, piętro wysokie.
W wykurwistej pierwszej sypialni (tej w ciemnych barwach) w kącie - czyli na długości całej jednej ściany - stoi kilka gitar wszelkiej maści:
♦ Gibson Les Paul Custom nazwana imieniem Meggie;
♦ Fender American Special Stratocaster - Suzy;
♦ Fender Standard Jazzmaster - Naomi;
♦ Schecter Damien Platinum - Marié;
♦ Gibson 1932 L-00 Vintage - Torri;
♦ Pavan TP-30 - Kaila;
♦ Pavan TP-Flamenco Negra - Genevieve.
I tam jest kuchnia. Use your imagination.
Christian mógł odbierać to, jak tylko chciał. Kobiecie nie robiło to większej różnicy, bo i tak nie zamierzała się tym jakoś specjalnie przejmować, skoro coraz bardziej potrafiła wybrnąć z niektórych, niekomfortowych sytuacji. Co prawda teraz ciężko było jej przewidzieć zachowanie bruneta, który chyba sam lubił być równie nieprzewidywalny, jednak właśnie na tym polegała cała ta gierka, bez różnicy czy ktoś miałby ją wygrać, czy też nie.
“Ciociu Ash”?
Nie sądziła że kiedyś ktoś ją tak nazwie, nawet żartobliwie. Fakt, to wytarmoszenie za polik przypominało ten charakterystyczny gest typowej ciotki zza granicy, która musiała wymęczyć każdą małą buźkę, zostawiając po swoich pomarszczonych paluchach czerwone plamy, które potem nie znikały tak szybko jak mogłoby się wydawać.
- Doprawdy, Christianku? - chyba nie sądził, że bibliotekarka zostawi to bez żadnego komentarza? Sama przez tę krótką chwilę postanowiła utrzymać powagę na swojej twarzy, jednak tym razem nie była aż tak wytrwała i wybuchła śmiechem, kiedy tylko mężczyzna sam złapał za jej policzki. Odruchowo złapała pewniej w dłonie kubek z herbatą nie chcąc jej wylać ani na meble, ani na siebie. Co najlepsze, nie potrafiła się tak szybko uspokoić, jak zrobiła to wcześniej. Sytuacja była naprawdę dla niej komiczna i nie wyobrażała sobie, żeby facet po trzydziestce faktycznie mógł się zachować jak małe dziecko, które usilnie próbuje odegrać się na wcześniejsze zaczepki Stone.
Dopiero pytanie Grey’a sprowadziło ją trochę na ziemię i szczerze mówiąc to musiała się zastanowić nad tym czy faktycznie jest głodna. Jest?
- Hm.. Nie aż tak bardzo, ale mogłabym coś przekąsić. - odpowiedziała szczerze i zapewne równie konkretnie co każda inna kobieta. Bo po co powiedzieć “tak” lub “nie”, skoro istniało jeszcze “może”, “nie wiem”, “a w sumie to tak średnio”? Utrudnianie życia innym było zabawne, dopóki nie odbijało się na nas samych, dlatego też Ash starała się za bardzo nie wymyślać takich głupot z tego typu pytaniami. - Mówię stanowcze nie romansom. Reszta okej, chyba, że dany film to dno, ale nie można oceniać po samym trailerze. - oznajmiła, biorąc jeszcze łyka herbaty i odstawiając ją z powrotem na stolik. Wydawać by się mogło, że agentka bardziej należy do tych kochliwych osób, które by tylko siedziały z pudełkiem chusteczek przed telewizorem i rozczulały się nad tym jaki to wspaniały chłopak jest w filmie, albo jakie to mają cudowne życie te kobiety. Bzdura. Ona wolała bawić się swoją historią i sama mieszać się w relacje, które trochę urozmaiciłyby jej życie na każdej płaszczyźnie. W końcu nikt nie mógł jej tego zabronić, była dorosła, a coś takiego zaliczało się już bardziej pod rozrywkę.
“Ciociu Ash”?
Nie sądziła że kiedyś ktoś ją tak nazwie, nawet żartobliwie. Fakt, to wytarmoszenie za polik przypominało ten charakterystyczny gest typowej ciotki zza granicy, która musiała wymęczyć każdą małą buźkę, zostawiając po swoich pomarszczonych paluchach czerwone plamy, które potem nie znikały tak szybko jak mogłoby się wydawać.
- Doprawdy, Christianku? - chyba nie sądził, że bibliotekarka zostawi to bez żadnego komentarza? Sama przez tę krótką chwilę postanowiła utrzymać powagę na swojej twarzy, jednak tym razem nie była aż tak wytrwała i wybuchła śmiechem, kiedy tylko mężczyzna sam złapał za jej policzki. Odruchowo złapała pewniej w dłonie kubek z herbatą nie chcąc jej wylać ani na meble, ani na siebie. Co najlepsze, nie potrafiła się tak szybko uspokoić, jak zrobiła to wcześniej. Sytuacja była naprawdę dla niej komiczna i nie wyobrażała sobie, żeby facet po trzydziestce faktycznie mógł się zachować jak małe dziecko, które usilnie próbuje odegrać się na wcześniejsze zaczepki Stone.
Dopiero pytanie Grey’a sprowadziło ją trochę na ziemię i szczerze mówiąc to musiała się zastanowić nad tym czy faktycznie jest głodna. Jest?
- Hm.. Nie aż tak bardzo, ale mogłabym coś przekąsić. - odpowiedziała szczerze i zapewne równie konkretnie co każda inna kobieta. Bo po co powiedzieć “tak” lub “nie”, skoro istniało jeszcze “może”, “nie wiem”, “a w sumie to tak średnio”? Utrudnianie życia innym było zabawne, dopóki nie odbijało się na nas samych, dlatego też Ash starała się za bardzo nie wymyślać takich głupot z tego typu pytaniami. - Mówię stanowcze nie romansom. Reszta okej, chyba, że dany film to dno, ale nie można oceniać po samym trailerze. - oznajmiła, biorąc jeszcze łyka herbaty i odstawiając ją z powrotem na stolik. Wydawać by się mogło, że agentka bardziej należy do tych kochliwych osób, które by tylko siedziały z pudełkiem chusteczek przed telewizorem i rozczulały się nad tym jaki to wspaniały chłopak jest w filmie, albo jakie to mają cudowne życie te kobiety. Bzdura. Ona wolała bawić się swoją historią i sama mieszać się w relacje, które trochę urozmaiciłyby jej życie na każdej płaszczyźnie. W końcu nikt nie mógł jej tego zabronić, była dorosła, a coś takiego zaliczało się już bardziej pod rozrywkę.
Parsknął tylko, zbywając ją tą prostą reakcją na jej słowa. Nie miał ochoty bawić się w dalsze przygody ciotki i jej słodkiego siostrzeńca. Mimo wszystko miał swoje lata i zarost, a dziewczyna była od niego, do cholery, młodsza. Niby zdarzały się przypadki, w których wujostwo było młodsze od gównażerii swojego rodzeństwa, jednakże wtedy nie posuwali się oni raczej do takich gestów. Uśmiechnął się jednak sympatycznie, gdy sama roześmiała się w głos. Tak perlisty chichot naprawdę przywoływał wspomnienia. Po prawdzie trochę zamglone, ale jednak coś mu świtało. No z którą ona mu się tak kojarzyła?
Och, nieważne. Przecież to nie mogła być żadna z nich.
- Nie zapowietrz się - stwierdził akurat w chwili, w której zaczęła się uspokajać. Mruknął to beznamiętnie, jednak na jej odpowiedź uniósł nieco brew. Konkretne odpowiedzi zawsze na szczycie listy tych, których udzieliłyby piękne panie. Te mniej piękne też. Choć brzydkie kobiety nie istnieją. Niemniej, postanowił przygotować coś chociażby na wszelki wypadek., zanim-... Kurwa. Przecież ja nie umiem gotować. - ...to może zamówimy pizzę.
Jakże inteligentne rozwiązanie sytuacji. I na dodatek sprawiła mu wielką przyjemność mówiąc, że nie przepada za romansami. Miał już szczerze dość tych wszystkich królewien, które interesowały się wyłącznie tym gatunkiem. Bo ile mógł powstrzymywać kuszący sen spowodowany wyjątkowo nużącym seansem pełnym pocałunków, policzkowania biednych, oddanych kolesi-... Claudine była chyba jego wybawieniem.
Podszedł do szafki znajdującej się tuż pod miejscem, w którym beztrosko wisiał sobie telewizor, nim otworzył ją, cofając się przy okazji z widoku. Dziesiątki pudełek pełnych filmowych płyt mogłoby zaświecić i rozbrzmieć, jak boska pozytywka, ale jakoś nie miały na to najmniejszej ochoty. Zamiast tego, prezentację zrobiło im ciche "tadaaah" w wykonaniu Trevelyana.
- Wybierz cokolwiek, a ja zadzwonię do jakiejś pizzerii.
Zostawiasz kobietę z wyborem, idioto?
//Wybacz kupowość tego posta, ja już nawet nie wiem, co robię. QnQ
Och, nieważne. Przecież to nie mogła być żadna z nich.
- Nie zapowietrz się - stwierdził akurat w chwili, w której zaczęła się uspokajać. Mruknął to beznamiętnie, jednak na jej odpowiedź uniósł nieco brew. Konkretne odpowiedzi zawsze na szczycie listy tych, których udzieliłyby piękne panie. Te mniej piękne też. Choć brzydkie kobiety nie istnieją. Niemniej, postanowił przygotować coś chociażby na wszelki wypadek., zanim-... Kurwa. Przecież ja nie umiem gotować. - ...to może zamówimy pizzę.
Jakże inteligentne rozwiązanie sytuacji. I na dodatek sprawiła mu wielką przyjemność mówiąc, że nie przepada za romansami. Miał już szczerze dość tych wszystkich królewien, które interesowały się wyłącznie tym gatunkiem. Bo ile mógł powstrzymywać kuszący sen spowodowany wyjątkowo nużącym seansem pełnym pocałunków, policzkowania biednych, oddanych kolesi-... Claudine była chyba jego wybawieniem.
Podszedł do szafki znajdującej się tuż pod miejscem, w którym beztrosko wisiał sobie telewizor, nim otworzył ją, cofając się przy okazji z widoku. Dziesiątki pudełek pełnych filmowych płyt mogłoby zaświecić i rozbrzmieć, jak boska pozytywka, ale jakoś nie miały na to najmniejszej ochoty. Zamiast tego, prezentację zrobiło im ciche "tadaaah" w wykonaniu Trevelyana.
- Wybierz cokolwiek, a ja zadzwonię do jakiejś pizzerii.
Zostawiasz kobietę z wyborem, idioto?
//Wybacz kupowość tego posta, ja już nawet nie wiem, co robię. QnQ
Dla Ash to były jedynie głupie żarty. Co prawda trochę dziecinne, ale podobno w każdym człowieku skrywa się takie małe dziecko, które budzi się raz na jakiś czas i wywraca całą sytuację do góry nogami. Dlatego też można powiedzieć, że w tej chwili właśnie obudziła się ta zdecydowanie mniej dojrzała i całkowicie niepoważna wersja agentki. Nie uważała, że to coś złego, poza tym Christian też nie wyglądał na osobę, która jakoś specjalnie wzięłaby do siebie takie złośliwości. Wystarczyło przypomnieć sobie ich zagrywki sprzed kilku minut.
- A co, jeśli bym się jednak zapowietrzyła? Nie umiałbyś mnie uratować? - spytała, niby to niewinnie, ale też słychać w jej głosie było wyraźnie zaczepkę i sam fakt, że celowo dobrała słowa tak a nie inaczej. Zdążyła się uspokoić po swoim wybuchu, to teraz mogła dalej bawić się w swoją gierkę, może jedynie zmieniając odrobinę taktykę, skoro weszli na bardziej poważny tor. Oby tylko nie zaczęli zaraz rozmawiać o pracy i zachwycać się tym, jakie to wspaniałe mieć do czynienia z młodzieżą, która przecież równie chętnie współpracuje.
- Okej. - rzuciła tylko, wzruszając lekko ramionami, jako, że nie robiło jej to większej różnicy czy to będzie zwykła pizza czy może jakieś danie z najwyższej półki. Wystarczy, że będzie to jadalne i w miarę sycące, choć zapewne przeciętny mężczyzna spodziewałby się odpowiedzi w stylu: “Lepiej nie, jestem na diecie.”
Po tym jak jej kubek zajął swoje miejsce na stoliku, odprowadziła bruneta do telewizora, zaraz potem samej łaskawie podnosząc swój tyłek z kanapy i podchodząc do szafki. Musiała przyznać, że była pod wrażeniem tej domowej kolekcji filmów, jednak szczerze mówiąc to im wybór był większy, tym gorzej było podjąć decyzję, szczególnie, że wymagań nie miała wygórowanych.
- A jest coś, czego jeszcze nie oglądałeś? - spytała, zerkając w jego kierunku, mając nadzieję, że to pytanie okaże się jej kołem ratunkowym. Całe szczęście, że bez problemu ukrywała swoje emocje, a w tym przypadku była to panika. Podobno nie trzyma się czegoś, czego się nie lubi, ale skąd mogła wiedzieć-..
I wtem coś zauważyła.
No, nie wierzę..
Ściągnęła lekko brwi ku sobie i sięgnęła po jedno pudełko, którego tytuł aż kuł ją w oczy. Niby pamięć czasem szwankuje, niby lubi oszukiwać, ale kiedy w życiu człowieka dzieje się coś bardzo emocjonującego to potrafi się zapamiętać każdy szczegół. Każdą, nawet tę najmniejszą pierdołę. I w tym przypadku był to właśnie ten cholerny film, podczas którego pierwszy raz się całowała w życiu i jak na ironię tym człowiekiem był właśnie Grey.
- Co powiesz na to?
- A co, jeśli bym się jednak zapowietrzyła? Nie umiałbyś mnie uratować? - spytała, niby to niewinnie, ale też słychać w jej głosie było wyraźnie zaczepkę i sam fakt, że celowo dobrała słowa tak a nie inaczej. Zdążyła się uspokoić po swoim wybuchu, to teraz mogła dalej bawić się w swoją gierkę, może jedynie zmieniając odrobinę taktykę, skoro weszli na bardziej poważny tor. Oby tylko nie zaczęli zaraz rozmawiać o pracy i zachwycać się tym, jakie to wspaniałe mieć do czynienia z młodzieżą, która przecież równie chętnie współpracuje.
- Okej. - rzuciła tylko, wzruszając lekko ramionami, jako, że nie robiło jej to większej różnicy czy to będzie zwykła pizza czy może jakieś danie z najwyższej półki. Wystarczy, że będzie to jadalne i w miarę sycące, choć zapewne przeciętny mężczyzna spodziewałby się odpowiedzi w stylu: “Lepiej nie, jestem na diecie.”
Po tym jak jej kubek zajął swoje miejsce na stoliku, odprowadziła bruneta do telewizora, zaraz potem samej łaskawie podnosząc swój tyłek z kanapy i podchodząc do szafki. Musiała przyznać, że była pod wrażeniem tej domowej kolekcji filmów, jednak szczerze mówiąc to im wybór był większy, tym gorzej było podjąć decyzję, szczególnie, że wymagań nie miała wygórowanych.
- A jest coś, czego jeszcze nie oglądałeś? - spytała, zerkając w jego kierunku, mając nadzieję, że to pytanie okaże się jej kołem ratunkowym. Całe szczęście, że bez problemu ukrywała swoje emocje, a w tym przypadku była to panika. Podobno nie trzyma się czegoś, czego się nie lubi, ale skąd mogła wiedzieć-..
I wtem coś zauważyła.
No, nie wierzę..
Ściągnęła lekko brwi ku sobie i sięgnęła po jedno pudełko, którego tytuł aż kuł ją w oczy. Niby pamięć czasem szwankuje, niby lubi oszukiwać, ale kiedy w życiu człowieka dzieje się coś bardzo emocjonującego to potrafi się zapamiętać każdy szczegół. Każdą, nawet tę najmniejszą pierdołę. I w tym przypadku był to właśnie ten cholerny film, podczas którego pierwszy raz się całowała w życiu i jak na ironię tym człowiekiem był właśnie Grey.
- Co powiesz na to?
On miałby nie umieć jej pomóc? Zerknął na nią tylko wyzywająco, jakby zadała najgłupsze możliwe pytanie. Bo przecież zadała. To było oczywiste, że nie umiałby jej uratować. Czegokolwiek by sobie nie zrobiła. Rozcięłaby sobie tętnicę szyjną, a on nakleiłby na nią plasterek w autka z nadzieją, że magicznie się zagoi. No okej, może nie było aż tak tragicznie, ale niewiele wiedział o tym, jak pomóc osobie, która akurat nawdychała się za dużo tlenu. Albo jakoś tak. Nawet nie umiał powiedzieć, jak dochodziło do zapowietrzenia. Po prostu było coś takiego, tyle. Polegalo sobie na tym i na tym, ale jak powstawało? Nie, żeby miał zamiar jej zdradzać ten ubytek w swojej wiedzy. Niech myśli, że dałby radę.
Kiwnął głową na jej odpowiedź, akurat wybierając już numer telefonu. Zamówił dosłownie cokolwiek - byle z ananasem. Nie będzie wpierdalał byle jakiej pizzy, pozbawionej najlepszego możliwego składnika. Pogawędził jeszcze chwilę z panienką o słodkim głosie, oferującym mu szeroki wybór sosów z drugiej strony słuchawki. Może i on nie dał się naciągnąć na wyjątkową ofertę kup dziesięć sosów do jednej pizzy, a jedenasty dostaniesz za pół ceny, ale niejaka Phoebe sama z siebie wypluła swój prywatny numer telefonu, dyktując go bardzo dokładnie i trzy razy.
Oczywiście, że nawet go nie zapisał. Niech czeka i się nie doczeka.
"A jest coś, czego jeszcze nie oglądałeś?"
Pytanie Ash dotarło do jego uszu akurat w momencie, w którym rozkoszował się słodkim tryumfem podczas rozłączania połączenia. Natychmiast odwrócił się do niej z uśmiechem nieco nazbyt złośliwym, jak na jego przyszłą odpowiedź. Opanował się tuż po tym, jak tylko dotarło do niego, że wcale nie wyglądało to dobrze, od razu przybierając nieco spokojniejszą maskę. I już miał odpowiedzieć, kiedy kobiecie udało się zdecydować. Nie był już potrzebny jego tekst o tym, że nawet sam do końca nie pamiętał, co tam chował. Staksował tytuł filmu wzrokiem. Chyba jednak pamiętał.
Dlaczego akurat to?
Wspomnienia biorą, co, koleżko? Aż mignęła mu przed oczyma słodka, mała Marié i to jej pełne zaufania spojrzenie, gdy tak po prostu postanowił sobie skraść jej małego całusa. Drobniutkiego. Takiego, po którym otrzymała parę niezapomnianych chwil. Bo przecież z tym brunetem nawet takie pierdoły, jak pocałunki, były warte zapamiętania. Nabrał więcej powietrza w płuca, licząc, że takim głębokim wdechem przywoła wspomnienie słodkiego zapachu jej skóry.
- Och - wykrztusił tylko, jakoś tak nie mogąc powstrzymać cwanego uśmieszku pchającego mu się mimochodem na usta.Tylko na chwilę przygryzł wargę, hacząc o nią górnym kłem, tylko dodając sobie w ten sposób tego rozbójnickiego wyrazu. Albo jakiegokolwiek. Nie umiem znaleźć określenia. Grunt, że już w następnym momencie odchrząknął, podrapał się nerwowo po karku i zaszczycił swoim spojrzeniem najpierw pudełko, a następnie samą Claudine. - Czemu nie? Ostatnio oglądałem to kilka lat temu ze znajomą - która była w cholerę dobrą dupą. - Właściwie, macie całkiem podobne głosy. I twarze.
To ci zbieg okoliczności, co, Grey? Zmarszczył brwi w zastanowieniu. Czy to, że między Ash a małą Marié znalazłoby się aż tyle podobieństw, mogło coś znaczyć? To oczywiste, że znaczyło. Może były rodziną? Kuzynkami. Albo bliźniaczkami, bliźnięta czasem miewały podobne głosy. Ale przecież ich nazwiska się różniły, a z tego co wiedział, Stone wcale nie była zamężna. Rozdzielone adopcją?
A może po prostu to BYŁA Marié?
Ta, jasne. Podaje fałszywe nazwisko, bo jest ścigana we wszystkich prowincjach.
- Zabawny zbieg okoliczności - dodał w końcu, pochwyciwszy w dłonie filmową płytę, by podejść z nią do odtwarzacza. Trevelyan, jesteś oficjalnym idiotą.
Kiwnął głową na jej odpowiedź, akurat wybierając już numer telefonu. Zamówił dosłownie cokolwiek - byle z ananasem. Nie będzie wpierdalał byle jakiej pizzy, pozbawionej najlepszego możliwego składnika. Pogawędził jeszcze chwilę z panienką o słodkim głosie, oferującym mu szeroki wybór sosów z drugiej strony słuchawki. Może i on nie dał się naciągnąć na wyjątkową ofertę kup dziesięć sosów do jednej pizzy, a jedenasty dostaniesz za pół ceny, ale niejaka Phoebe sama z siebie wypluła swój prywatny numer telefonu, dyktując go bardzo dokładnie i trzy razy.
Oczywiście, że nawet go nie zapisał. Niech czeka i się nie doczeka.
"A jest coś, czego jeszcze nie oglądałeś?"
Pytanie Ash dotarło do jego uszu akurat w momencie, w którym rozkoszował się słodkim tryumfem podczas rozłączania połączenia. Natychmiast odwrócił się do niej z uśmiechem nieco nazbyt złośliwym, jak na jego przyszłą odpowiedź. Opanował się tuż po tym, jak tylko dotarło do niego, że wcale nie wyglądało to dobrze, od razu przybierając nieco spokojniejszą maskę. I już miał odpowiedzieć, kiedy kobiecie udało się zdecydować. Nie był już potrzebny jego tekst o tym, że nawet sam do końca nie pamiętał, co tam chował. Staksował tytuł filmu wzrokiem. Chyba jednak pamiętał.
Dlaczego akurat to?
Wspomnienia biorą, co, koleżko? Aż mignęła mu przed oczyma słodka, mała Marié i to jej pełne zaufania spojrzenie, gdy tak po prostu postanowił sobie skraść jej małego całusa. Drobniutkiego. Takiego, po którym otrzymała parę niezapomnianych chwil. Bo przecież z tym brunetem nawet takie pierdoły, jak pocałunki, były warte zapamiętania. Nabrał więcej powietrza w płuca, licząc, że takim głębokim wdechem przywoła wspomnienie słodkiego zapachu jej skóry.
- Och - wykrztusił tylko, jakoś tak nie mogąc powstrzymać cwanego uśmieszku pchającego mu się mimochodem na usta.Tylko na chwilę przygryzł wargę, hacząc o nią górnym kłem, tylko dodając sobie w ten sposób tego rozbójnickiego wyrazu. Albo jakiegokolwiek. Nie umiem znaleźć określenia. Grunt, że już w następnym momencie odchrząknął, podrapał się nerwowo po karku i zaszczycił swoim spojrzeniem najpierw pudełko, a następnie samą Claudine. - Czemu nie? Ostatnio oglądałem to kilka lat temu ze znajomą - która była w cholerę dobrą dupą. - Właściwie, macie całkiem podobne głosy. I twarze.
To ci zbieg okoliczności, co, Grey? Zmarszczył brwi w zastanowieniu. Czy to, że między Ash a małą Marié znalazłoby się aż tyle podobieństw, mogło coś znaczyć? To oczywiste, że znaczyło. Może były rodziną? Kuzynkami. Albo bliźniaczkami, bliźnięta czasem miewały podobne głosy. Ale przecież ich nazwiska się różniły, a z tego co wiedział, Stone wcale nie była zamężna. Rozdzielone adopcją?
A może po prostu to BYŁA Marié?
Ta, jasne. Podaje fałszywe nazwisko, bo jest ścigana we wszystkich prowincjach.
- Zabawny zbieg okoliczności - dodał w końcu, pochwyciwszy w dłonie filmową płytę, by podejść z nią do odtwarzacza. Trevelyan, jesteś oficjalnym idiotą.
Wspominki to była ostatnia rzecz, jakiej mogła zapragnąć. I to nie tylko w tej chwili, ale w każdej, łącznie z tymi, co mają dopiero teraz. Nie ważne czy to były dobre momenty z jej życia, czy jednak te gorsze. Mówiła im po prostu stanowcze nie, a cofanie się do przeszłości wolała pozostawić na starość, chyba, że nawet wtedy nie będzie mogła znieść oglądania się za siebie i rozdrapywania ran, które nabyła za młodu.
Na szczęście rozmowa Christiana przez telefon skutecznie odciągnęła ją od tego całego życiowego bałaganu, w którym obecnie nie miała zamiaru się taplać. Wystarczyło kilka słów-kluczy i jej usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu, może nawet trochę innym, jakim częstowała oczy mężczyzny dotychczas. Najwidoczniej niektórzy ludzie aż tak bardzo się nie zmieniają i po kilku latach można śmiało doszukać się tych samych cech. Jak chociażby lubowaniu się w pizzy z ananasem. Aż ją korciło by wtrącić swoje trzy grosze. To, co zwykle, Chris?
Właściwie to sporo ryzykowała wybierając akurat ten film i przy okazji zastosowała wobec siebie czysto masochistyczny gest, który mogłaby równie dobrze porównać do uderzenia w brzuch, bo na strzał w kolano było jeszcze za wcześnie. Jeszcze można było z tego wybrnąć. Jakoś, ale nie było to niemożliwe. Przynajmniej dla kogoś takiego jak Stone, dla niej naprawdę niewiele rzeczy było całkowicie nie do wykonania. W dodatku sama reakcja mężczyzny podpowiadała, że chyba powinna trochę przystopować z tym wychylaniem się. A może i nie? Przecież mógł zapomnieć o tej biednej Marié.
Ale nie.
No, bo po co?
Jednak nie zapomniał.
- Hm, ciekawe. – mruknęła tylko, pokazując Grey’owi, że wysłuchiwanie opowieści o jego znajomych z przeszłości to nie jest coś, co faktycznie może zainteresować Ash. Nawet nie może być w jakiś sposób o to zazdrosna albo zła. No, bo kurde.. Mowa o tej samej osobie, chyba, że Trevelyan nie tylko z nią to oglądał. Kto go tam wie w końcu. Nie bez powodu ich ostatnie romanse skończyły się fiaskiem (bo na pewno nie można powiedzieć, że poszły się pierdolić, wtedy miałoby to zupełnie inne znaczenie).
Mimo wszystko pod tą prawie już przyszytą maską wciąż chowała się Milfish, którą to tak pamięta Christian.
- No, rzeczywiście. – rzuciła, może trochę zbyt chłodno, patrząc na to jaka była przed chwilą uśmiechnięta od ucha do ucha i rozbawiona, jednak nie brzmiało to tak, jakby miała zamiar go skarcić za to co powiedział. Lepiej, żeby po prostu odsunęli się na razie od tego tematu. – A podobał Ci się chociaż film? – spytała po kilku sekundach ciszy, uznając, że to chyba będzie jedna z odpowiedniejszych dróg do odejścia od wspomnień. Może, gdyby nie ukrywała swojej tożsamości przed całym bożym światem, to teraz płakałaby ze śmiechu, jak po kawale o babie i lekarzu. Niestety ukrywa i to jest coś, co blokuje ją przed niektórymi zachowaniami, co nie oznacza, że nie są jej one na rękę.
Po tym jak nauczyciel przechwycił pudełko z płytą, agentka zajęła z powrotem miejsce na kanapie, biorąc od razu kubek z herbatą w dłonie, mając po części nadzieję, że kilka łyków tego magicznego napoju sprawi, iż faktycznie uda się jej opuścić to mieszkanie z twarzą, bez względu na to co by się działo wcześniej. Powiedzmy, że nawet nie chciała dopuszczać do siebie myśli, które insynuowały jej parę sytuacji.
Na szczęście rozmowa Christiana przez telefon skutecznie odciągnęła ją od tego całego życiowego bałaganu, w którym obecnie nie miała zamiaru się taplać. Wystarczyło kilka słów-kluczy i jej usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu, może nawet trochę innym, jakim częstowała oczy mężczyzny dotychczas. Najwidoczniej niektórzy ludzie aż tak bardzo się nie zmieniają i po kilku latach można śmiało doszukać się tych samych cech. Jak chociażby lubowaniu się w pizzy z ananasem. Aż ją korciło by wtrącić swoje trzy grosze. To, co zwykle, Chris?
Właściwie to sporo ryzykowała wybierając akurat ten film i przy okazji zastosowała wobec siebie czysto masochistyczny gest, który mogłaby równie dobrze porównać do uderzenia w brzuch, bo na strzał w kolano było jeszcze za wcześnie. Jeszcze można było z tego wybrnąć. Jakoś, ale nie było to niemożliwe. Przynajmniej dla kogoś takiego jak Stone, dla niej naprawdę niewiele rzeczy było całkowicie nie do wykonania. W dodatku sama reakcja mężczyzny podpowiadała, że chyba powinna trochę przystopować z tym wychylaniem się. A może i nie? Przecież mógł zapomnieć o tej biednej Marié.
Ale nie.
No, bo po co?
Jednak nie zapomniał.
- Hm, ciekawe. – mruknęła tylko, pokazując Grey’owi, że wysłuchiwanie opowieści o jego znajomych z przeszłości to nie jest coś, co faktycznie może zainteresować Ash. Nawet nie może być w jakiś sposób o to zazdrosna albo zła. No, bo kurde.. Mowa o tej samej osobie, chyba, że Trevelyan nie tylko z nią to oglądał. Kto go tam wie w końcu. Nie bez powodu ich ostatnie romanse skończyły się fiaskiem (bo na pewno nie można powiedzieć, że poszły się pierdolić, wtedy miałoby to zupełnie inne znaczenie).
Mimo wszystko pod tą prawie już przyszytą maską wciąż chowała się Milfish, którą to tak pamięta Christian.
- No, rzeczywiście. – rzuciła, może trochę zbyt chłodno, patrząc na to jaka była przed chwilą uśmiechnięta od ucha do ucha i rozbawiona, jednak nie brzmiało to tak, jakby miała zamiar go skarcić za to co powiedział. Lepiej, żeby po prostu odsunęli się na razie od tego tematu. – A podobał Ci się chociaż film? – spytała po kilku sekundach ciszy, uznając, że to chyba będzie jedna z odpowiedniejszych dróg do odejścia od wspomnień. Może, gdyby nie ukrywała swojej tożsamości przed całym bożym światem, to teraz płakałaby ze śmiechu, jak po kawale o babie i lekarzu. Niestety ukrywa i to jest coś, co blokuje ją przed niektórymi zachowaniami, co nie oznacza, że nie są jej one na rękę.
Po tym jak nauczyciel przechwycił pudełko z płytą, agentka zajęła z powrotem miejsce na kanapie, biorąc od razu kubek z herbatą w dłonie, mając po części nadzieję, że kilka łyków tego magicznego napoju sprawi, iż faktycznie uda się jej opuścić to mieszkanie z twarzą, bez względu na to co by się działo wcześniej. Powiedzmy, że nawet nie chciała dopuszczać do siebie myśli, które insynuowały jej parę sytuacji.
Nie sposób było zapomnieć o jej osobie. Była jedną z tych bardziej wyjątkowych dziewcząt, jakie dane mu było poznać. Zresztą, ciężko byłoby wyrzucić z pamięci kogoś, czyim imieniem nazwał gitarę. Co brzmiało dziwnie i co najmniej źle, ale miał taki nawyk. Najzwyczajniej w świecie zapominanie takich pociesznych istot, jak Marié, było dla niego nie do pomyślenia. Właściwie, nie omieszkałby stwierdzić, że chętnie by ją znalazł i chociażby zamknął w ciasnym uścisku swoich ramion, przyznając - całkowicie szczerze - że tak właściwie, to się stęsknił. Tęskno to mu było do całej siódemki, z którą przyszło mu się najbardziej zasympatyzować. A właściwie, to piątki, jeśli nie liczyć matki i siostry. Milfish miała jeszcze tę wyjątkową cechę, że była ostatnia w chronologicznej kolejności. Dlatego najlepiej rysowała się w jego głowie.
"Hm, ciekawe."
Oho. To wcale nie brzmiało, jak prawda. Nie chciała rozmawiać na ten temat. W sumie, nawet się jej nie dziwił - ta informacja ani do niczego jej się nie przyda, ani jej nie zbawi. Tak na dobrą sprawę, napomknął o tym drogą czystego odruchu, niecelowo, niezamierzenie. Uśmiechnął się przepraszająco na znak, iż zrozumiał przekaz, co nasiliło się jeszcze tylko, gdy dorzuciła do kolejnych słów tę morderczą nutę. Miał tego nie dotykać. Jasne. Choć jej następne pytanie niemal zmusiły go do następnej wzmianki o jego byłej partnerce.
- ...podobał.
Co miał jej powiedzieć? Że nie pamiętał, bo był zbyt zajęty kontemplowaniem, a następnie zabawami z jej zaginioną bliźniaczką? Ni chuja nie wiedział, o czym był ten film. Mógł jej powiedzieć, ile razy tego dnia Marié uśmiechnęła się w jego kierunku, jak były ułożone jej włosy, jak często - niby to przypadkiem - muskał palcami jej ramiona, udając, że zauważył na nich jakiś kurz, paproch, cokolwiek (a jeszcze parę lat temu miał do tego spore tendencje, pozdrowienia dla nieumiejętnego podrywu). Ale o co chodziło w tym niespełna dwugodzinnym dziele reżyserskim? Jedyne, co tak naprawdę znał, to tytuł. Nie pamiętał nawet zarysu fabuły z tyłu pudełka. Ani tego, od czego się wszystko zaczęło.
Dosłownie nic.
Wcisnął przycisk "start", nim ruszył z powrotem na kanapę, by zasiąść między Stone a śpiącym już psim przyjacielem, co jakiś czas poruszającym łapą czy wydającym z siebie parsknięcie. Trevelyan zwykle skwitowałby głupotę i dzikość tego zwierzaka - teraz jednak bardziej zajmowała go obserwacja twarzy bibliotekarki. Czyżby wreszcie docierało do niego, że to na pewno nie bliźniaczka ani klon uroczej Victorii?
Cholera, to nie może być ona.
Pogódź się z tym, że to może być Milfish i jej zapytaj. Najwyżej się pomyliłeś. Albo ona skłamie.
Odwrócił głowę w kierunku ekranu, cały czas jednak ukradkowo spoglądając na ciemnowłosą, jakby miało mu to coś dać. I w sumie dało. Wystarczyło, żeby znalazł moment, w którym kobiecina choć wyglądała, jakby nie zwracała na niego uwagi, a już zaledwie przesunął opuszką palca po jej ramieniu, znacząc na nim krótką ścieżkę, ledwo w ułamku sekundy. Ten sam gest, co zawsze.
- Miałaś tu jakiś okruszek.
I to samo głupie wytłumaczenie. Cofamy się w czasie, panie Grey? Znowu będziesz wyglądał, jak niedoświadczony młodzik.
Nie wierzę, że byłem wtedy taki żałosny.
Nadal jesteś żałosny. Po prostu spytaj czy to ona.
"Hm, ciekawe."
Oho. To wcale nie brzmiało, jak prawda. Nie chciała rozmawiać na ten temat. W sumie, nawet się jej nie dziwił - ta informacja ani do niczego jej się nie przyda, ani jej nie zbawi. Tak na dobrą sprawę, napomknął o tym drogą czystego odruchu, niecelowo, niezamierzenie. Uśmiechnął się przepraszająco na znak, iż zrozumiał przekaz, co nasiliło się jeszcze tylko, gdy dorzuciła do kolejnych słów tę morderczą nutę. Miał tego nie dotykać. Jasne. Choć jej następne pytanie niemal zmusiły go do następnej wzmianki o jego byłej partnerce.
- ...podobał.
Co miał jej powiedzieć? Że nie pamiętał, bo był zbyt zajęty kontemplowaniem, a następnie zabawami z jej zaginioną bliźniaczką? Ni chuja nie wiedział, o czym był ten film. Mógł jej powiedzieć, ile razy tego dnia Marié uśmiechnęła się w jego kierunku, jak były ułożone jej włosy, jak często - niby to przypadkiem - muskał palcami jej ramiona, udając, że zauważył na nich jakiś kurz, paproch, cokolwiek (a jeszcze parę lat temu miał do tego spore tendencje, pozdrowienia dla nieumiejętnego podrywu). Ale o co chodziło w tym niespełna dwugodzinnym dziele reżyserskim? Jedyne, co tak naprawdę znał, to tytuł. Nie pamiętał nawet zarysu fabuły z tyłu pudełka. Ani tego, od czego się wszystko zaczęło.
Dosłownie nic.
Wcisnął przycisk "start", nim ruszył z powrotem na kanapę, by zasiąść między Stone a śpiącym już psim przyjacielem, co jakiś czas poruszającym łapą czy wydającym z siebie parsknięcie. Trevelyan zwykle skwitowałby głupotę i dzikość tego zwierzaka - teraz jednak bardziej zajmowała go obserwacja twarzy bibliotekarki. Czyżby wreszcie docierało do niego, że to na pewno nie bliźniaczka ani klon uroczej Victorii?
Cholera, to nie może być ona.
Pogódź się z tym, że to może być Milfish i jej zapytaj. Najwyżej się pomyliłeś. Albo ona skłamie.
Odwrócił głowę w kierunku ekranu, cały czas jednak ukradkowo spoglądając na ciemnowłosą, jakby miało mu to coś dać. I w sumie dało. Wystarczyło, żeby znalazł moment, w którym kobiecina choć wyglądała, jakby nie zwracała na niego uwagi, a już zaledwie przesunął opuszką palca po jej ramieniu, znacząc na nim krótką ścieżkę, ledwo w ułamku sekundy. Ten sam gest, co zawsze.
- Miałaś tu jakiś okruszek.
I to samo głupie wytłumaczenie. Cofamy się w czasie, panie Grey? Znowu będziesz wyglądał, jak niedoświadczony młodzik.
Nie wierzę, że byłem wtedy taki żałosny.
Nadal jesteś żałosny. Po prostu spytaj czy to ona.
Dziwnym trafem Marié nie potrafiła przywiązać aż tak wielkiej wagi do swoich wcześniejszych przeżyć, przez co ponowne spotkanie z Chrisem nie było dla niej czymś, co dostatecznie by ją poruszyło. Raczej uważała ten przypadek za coś interesującego. W końcu nie zawsze po kilku latach trafia się na tego samego człowieka. Zwłaszcza, jeśli może się okazać, że jej postać nie została całkowicie wymazana z pamięci mężczyzny. Cała ta sytuacja robiła się coraz bardziej ryzykowna. Odkrycie prawdy przez Grey’a było z każdą chwilą coraz bardziej prawdopodobne, a sama Ash nie wiedziała już co może być gorsze. Czy jego reakcja, czy może sam fakt, że ktoś z jej najbliższego otoczenia wie coś, czego tak właściwie nie powinien. Ale nawet najlepszym zdarzają się błędy, nie ważne w jakiej dziedzinie.
Odetchnęła w duchu z ulgą, ciesząc się, że jednak w kwestii rozmawiania o znajomej bruneta, wyszło wszystko po dobrej myśli i możliwe, że temat nie będzie już dalej kontynuowany. Tyle by chyba wystarczyło, aby agentka mogła poczuć się ciut swobodniej w środku, bo jednak na zewnątrz to ona cały czas była oazą spokoju i dobrego humoru. Będąc też ze wszystkimi szczera, głównie z sobą, musiała przyznać, że odpowiedź Christiana była ciekawa. Szczególnie z jej perspektywy. Niby tylko jedno słowo, a jednak jeśli znało się prawdę, to nabierało to zupełnie innego obrotu. Nie miała jednakże zamiaru w jakiś sposób okazywać mu tego, że wie jak tak naprawdę wyglądało oglądanie tego filmu te parę lat temu. Sama zresztą kojarzyła jedynie początek, bo później to.. cóż. Pojawiły się rzeczy ważniejsze i ciekawsze, które aż prosiły się o więcej uwagi z jej strony. Jak to mówią: priorytety.
W momencie, w którym brunet rozpoczął ten mały seans, spojrzenie jasnych oczu utkwiło w ekranie telewizora, choć to nie było do końca tak, że wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana. Czuła bardzo dobrze na sobie wiercące spojrzenie nauczyciela, aż w końcu nie wytrzymała i również na niego krótko zerknęła.
O co Ci chodzi?
Poza posłaniem mu delikatnego uśmiechu nie zrobiła nic więcej i zaraz po tym wróciła do oglądania dopiero co rozpoczętego filmu. Dalej już jakoś niespecjalnie zwracała uwagę na to czy Trevelyan się w nią wpatruje, czy też nie. Można śmiało powiedzieć, że wpadła raczej w dziwny rodzaj zamyślenia, z którego wyrwał ją dopiero delikatny dotyk na ramieniu. Historia lubi się powtarzać, co?
Nie rozumiała jednak, co on chce tym osiągnąć. Sprawdza ją? Upewnia się przed czymś? A może jednak faktycznie te podobieństwa sprawiły, iż wydawało mu się, że ma do czynienia z Milfish? Niedobrze.
- Huh? ..Okej. Aż tak raził w oczy? – spytała, patrząc na niego całkowicie niewzruszona, zachowując się zupełnie inaczej, niż wtedy kiedy to mężczyzna pierwszy raz zaczepiał ją w ten sposób. Zakłopotany uśmiech i nerwowe zaczesanie włosów za ucho zamieniło się miejscami ze spokojnym wyrazem twarzy i lekką obojętnością na taki gest. Niby nic wielkiego, niby można powiedzieć, że przecież się zmieniła przez lata, ale to nie to było sednem sprawy. Chodziło raczej o ociągnięcie go od głupich podejrzeń.
Odetchnęła w duchu z ulgą, ciesząc się, że jednak w kwestii rozmawiania o znajomej bruneta, wyszło wszystko po dobrej myśli i możliwe, że temat nie będzie już dalej kontynuowany. Tyle by chyba wystarczyło, aby agentka mogła poczuć się ciut swobodniej w środku, bo jednak na zewnątrz to ona cały czas była oazą spokoju i dobrego humoru. Będąc też ze wszystkimi szczera, głównie z sobą, musiała przyznać, że odpowiedź Christiana była ciekawa. Szczególnie z jej perspektywy. Niby tylko jedno słowo, a jednak jeśli znało się prawdę, to nabierało to zupełnie innego obrotu. Nie miała jednakże zamiaru w jakiś sposób okazywać mu tego, że wie jak tak naprawdę wyglądało oglądanie tego filmu te parę lat temu. Sama zresztą kojarzyła jedynie początek, bo później to.. cóż. Pojawiły się rzeczy ważniejsze i ciekawsze, które aż prosiły się o więcej uwagi z jej strony. Jak to mówią: priorytety.
W momencie, w którym brunet rozpoczął ten mały seans, spojrzenie jasnych oczu utkwiło w ekranie telewizora, choć to nie było do końca tak, że wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana. Czuła bardzo dobrze na sobie wiercące spojrzenie nauczyciela, aż w końcu nie wytrzymała i również na niego krótko zerknęła.
O co Ci chodzi?
Poza posłaniem mu delikatnego uśmiechu nie zrobiła nic więcej i zaraz po tym wróciła do oglądania dopiero co rozpoczętego filmu. Dalej już jakoś niespecjalnie zwracała uwagę na to czy Trevelyan się w nią wpatruje, czy też nie. Można śmiało powiedzieć, że wpadła raczej w dziwny rodzaj zamyślenia, z którego wyrwał ją dopiero delikatny dotyk na ramieniu. Historia lubi się powtarzać, co?
Nie rozumiała jednak, co on chce tym osiągnąć. Sprawdza ją? Upewnia się przed czymś? A może jednak faktycznie te podobieństwa sprawiły, iż wydawało mu się, że ma do czynienia z Milfish? Niedobrze.
- Huh? ..Okej. Aż tak raził w oczy? – spytała, patrząc na niego całkowicie niewzruszona, zachowując się zupełnie inaczej, niż wtedy kiedy to mężczyzna pierwszy raz zaczepiał ją w ten sposób. Zakłopotany uśmiech i nerwowe zaczesanie włosów za ucho zamieniło się miejscami ze spokojnym wyrazem twarzy i lekką obojętnością na taki gest. Niby nic wielkiego, niby można powiedzieć, że przecież się zmieniła przez lata, ale to nie to było sednem sprawy. Chodziło raczej o ociągnięcie go od głupich podejrzeń.
Wzruszył barkami na jej pytanie. Gdyby faktycznie widział na jej ramieniu jakiś okruszek, najpewniej strząsnąłby go bez zbędnego pierdolenia. Od razu chwyciłby rzekomy w dwa palce i wywalił, później już nic nie mówiąc. No, pomijając sytuację, w której zapytałaby, o co chodzi. Teraz jednak jakoś nieszczególnie palił się do takich działań. Przecież miał jej pokazać, że się domyśla. Sprawdzić czy to jego Milfish. Uśmiechnął się jeszcze z leksza przepraszająco, jakby samo to miało załagodzić sytuację. Przecież wnioskując po tym tonie, mogło jej przeszkadzać, że w ogóle położył na niej łapska. Że wcale nie jest tą, za którą ją miał.
Zaraz, kurwa.
Łączysz fakty?
Podawała się za kogoś innego. Przeplatała to, co pamiętał na jej temat, z informacjami kompletnie nowymi. Jakby miała rozdwojenie jaźni, które skutecznie ukrywała. Raz była uroczą bibliotekarką, a już po chwili potrafiła stać się niekoniecznie niewinną kobietą z nieznanymi mu zamiarami. Kokietowała go naprzemiennie z odsuwaniem się. Typowa baba? Nie. Co więcej, jeśli to byłaby Victoria, oznaczałoby to, że używała fałszywego nazwiska. Po co? Dlaczego? Nawet nie chciał wnikać w jej powody, ale to przecież było jasne, że skoro nie podbiegła do niego i nie krzyknęła: "hej, to ja, twoja była!", to raczej nie chce zostać rozpoznana. Jeśli uparcie trzymała się tej godności, nie będąc w stanie zdradzić tej informacji chociażby jemu... na pewno nie postąpiła tak ze względu na to, że powątpiewała w jego dyskrecję. Powinna pamiętać, że Trevelyan potrafił dotrzymać sekretu. Ona najzwyczajniej w świecie wolała i przed nim ukrywać tę informację.
Och, no cóż. Zapomniała tylko, że Grey miał także świetną pamięć do swoich kobiet. Może i w pierwszej chwili był otumaniony, zachowywał się, jak tępak, ale jednak jakiś olej w głowie miał (ta, jasne). Przecież ona nawet pachniała tak samo przyjemnie, jak za studenckich czasów.
Dlatego właśnie podjął się ostatniej próby. Nie wiedział nawet, ile minęło czasu. Mogła sekunda, mogła minuta, a mogło i nawet pół godziny. Albo coś pomiędzy. Nie miał pojęcia - kiedy tak rozmyślał, chwile dłużyły mu się niemiłosiernie. W końcu jednak ponownie zwrócił twarz w kierunku Stone, a następnie nachylił się delikatnie w jej kierunku. Przyjemna woń Bleu de Chanel była wyczuwalna dla kobiety, gdy jego usta znalazły się tuż przy jej uchu, a słodki pomruk wydobył się spomiędzy nich, jakby nigdy nic:
- Marié? - więc jednak próbował. Brunatne ślepia zaskrzyły jakimś dziwnym blaskiem. Może to była iskierka ostatniej nadziei. Oby później już się nie starał. - Nie ma możliwości, żebyś to nie była Ty.
Zbyt podobna. Nie musiał nawet skupiać się na rysach twarzy. Same oczy mówiły mu wiele. Może i nie miały tego samego wyrazu, ale - cholera jasna - widział w nich tę samą pannę. No i jej głos. Przecież nie zapomniałby tego lejącego się niczym miód brzmienia, barwy kojącej jego nerwy, pieśni, która wwiercała się w jego słuch, gdy tylko odezwała się do niego słowem.
Krótko mówiąc - ładnie brzmiała, kiedy szczytowała.
On z kolei stąpał po bardzo cienkim lodzie, zbliżając się do niej aż tak.
Zaraz, kurwa.
Łączysz fakty?
Podawała się za kogoś innego. Przeplatała to, co pamiętał na jej temat, z informacjami kompletnie nowymi. Jakby miała rozdwojenie jaźni, które skutecznie ukrywała. Raz była uroczą bibliotekarką, a już po chwili potrafiła stać się niekoniecznie niewinną kobietą z nieznanymi mu zamiarami. Kokietowała go naprzemiennie z odsuwaniem się. Typowa baba? Nie. Co więcej, jeśli to byłaby Victoria, oznaczałoby to, że używała fałszywego nazwiska. Po co? Dlaczego? Nawet nie chciał wnikać w jej powody, ale to przecież było jasne, że skoro nie podbiegła do niego i nie krzyknęła: "hej, to ja, twoja była!", to raczej nie chce zostać rozpoznana. Jeśli uparcie trzymała się tej godności, nie będąc w stanie zdradzić tej informacji chociażby jemu... na pewno nie postąpiła tak ze względu na to, że powątpiewała w jego dyskrecję. Powinna pamiętać, że Trevelyan potrafił dotrzymać sekretu. Ona najzwyczajniej w świecie wolała i przed nim ukrywać tę informację.
Och, no cóż. Zapomniała tylko, że Grey miał także świetną pamięć do swoich kobiet. Może i w pierwszej chwili był otumaniony, zachowywał się, jak tępak, ale jednak jakiś olej w głowie miał (ta, jasne). Przecież ona nawet pachniała tak samo przyjemnie, jak za studenckich czasów.
Dlatego właśnie podjął się ostatniej próby. Nie wiedział nawet, ile minęło czasu. Mogła sekunda, mogła minuta, a mogło i nawet pół godziny. Albo coś pomiędzy. Nie miał pojęcia - kiedy tak rozmyślał, chwile dłużyły mu się niemiłosiernie. W końcu jednak ponownie zwrócił twarz w kierunku Stone, a następnie nachylił się delikatnie w jej kierunku. Przyjemna woń Bleu de Chanel była wyczuwalna dla kobiety, gdy jego usta znalazły się tuż przy jej uchu, a słodki pomruk wydobył się spomiędzy nich, jakby nigdy nic:
- Marié? - więc jednak próbował. Brunatne ślepia zaskrzyły jakimś dziwnym blaskiem. Może to była iskierka ostatniej nadziei. Oby później już się nie starał. - Nie ma możliwości, żebyś to nie była Ty.
Zbyt podobna. Nie musiał nawet skupiać się na rysach twarzy. Same oczy mówiły mu wiele. Może i nie miały tego samego wyrazu, ale - cholera jasna - widział w nich tę samą pannę. No i jej głos. Przecież nie zapomniałby tego lejącego się niczym miód brzmienia, barwy kojącej jego nerwy, pieśni, która wwiercała się w jego słuch, gdy tylko odezwała się do niego słowem.
Krótko mówiąc - ładnie brzmiała, kiedy szczytowała.
On z kolei stąpał po bardzo cienkim lodzie, zbliżając się do niej aż tak.
Czy to naprawdę musiało się skończyć w taki sposób? Czy to właśnie był ten moment, w którym maska Ash Stone została zerwana? Naprawdę nie można było znaleźć już żadnej innej opcji ucieczki? Wycofania się? Zmiany tematu? Tak to musiało wyglądać? Ten przepraszający uśmiech wcale w niczym nie pomagał, wręcz przeciwnie. Jedynie jeszcze bardziej uświadamiał ją, jak bardzo teraz przegrywa i ląduje w ślepym zaułku, w którym nawet nie może odeprzeć ataku.
Wszystko poszło nie tak.
Christian nie musiał robić w sumie już nic więcej, aby dać brunetce do zrozumienia, że się domyśle. A, właściwie to wie. Próbowała jednak jakoś jeszcze to ciągnąć, bez względu na to jaki Grey potrafił być czasem niemożliwy i nieprzewidywalny, nawet dla kogoś tak bystrego jak ona. Najlepsze, że nie zabawiła w sumie tu długo. Nie minęła nawet godzina, a zdążyła już sobie strzelić w kolano. Czuła, że tak to się skończy od samego początku. Wiedziała, że takie spotkania z tym mężczyzną będą cholernie ryzykowne i na każdym kroku będzie musiała uważać. No, ale po co? Zignorowała powagę sytuacji, zachciało jej się bawić, to teraz ma.
Nie mogła nawet skupić swojej uwagi na filmie. Całość pochłonąć osobik siedzący tuż obok, wwiercający swoje przenikliwe spojrzenie w bibliotekarkę. Wyraźnie odczuła to znaczne zmniejszenie między nimi odległości. Odruchowo wzięła głębszy wdech, mogąc lepiej poczuć zapach perfum Chrisa, mieszających się stopniowo z tymi, należącymi do niej, jednak był to ruch tak dyskretny, że może nawet i niezauważalny. Pewnie gdyby miała te kilka lat mniej, to jej twarz właśnie oblałaby porządna czerwień, a tu tylko reakcja ciała ograniczyła się do przyspieszenia uderzeń serca.
Teraz się denerwujesz, idiotko?
I wtedy padło to imię. To cholerne imię, które już nigdy nie miało paść z niczyich ust.
W dodatku wypowiedziane w taki sposób, że to co zadziało się w jej głowie można śmiało opisać jako przyćmienie albo zwykłe zawroty.
Tylko tu nie zemdlej.
No, i co ona miała teraz zrobić? Uciec? Uderzyć go? Powiedzieć coś? Przytaknąć temu czy może zaprzeczyć?
Zamknęła na chwilę oczy, przykładając chłodne palce do czoła, jakby to miało jej w tej chwili w jakiś sposób pomóc. Mogła się przynajmniej łudzić, że uspokoi to chociaż cały ten mętlik jaki został zasiany na polach spokojnego umysłu. Nie mogła jednak siedzieć tak w nieskończoność, zwłaszcza ze świadomością, iż wciąż jest na kanapie u Trevelyana w domu.
- Dlaczego nie? – odezwała się w końcu, podnosząc na niego wzrok i odwracając głowę w jego kierunku, przez co twarze mieli naprawdę blisko siebie. Dosłownie jeszcze parę milimetrów i mogliby się zetknąć nie tylko nosami. W żaden jednak sposób nie przeszkadzało to kobiecie, aby ukryć przed nim swoje lęki.
Nie ważne, że teraz ukrywanie się już nie miało sensu, skoro po części już się przyznała do tego, kim tak naprawdę jest. Pewnie gdyby bardziej emocjonalnie do tego wszystkiego podeszła, to już dawno polałyby się łzy. Kij wie nawet z jakiego powodu. Może byłyby to łzy porażki albo tylko jako skutek bolesnego zderzenia z przeszłością.
Wszystko poszło nie tak.
Christian nie musiał robić w sumie już nic więcej, aby dać brunetce do zrozumienia, że się domyśle. A, właściwie to wie. Próbowała jednak jakoś jeszcze to ciągnąć, bez względu na to jaki Grey potrafił być czasem niemożliwy i nieprzewidywalny, nawet dla kogoś tak bystrego jak ona. Najlepsze, że nie zabawiła w sumie tu długo. Nie minęła nawet godzina, a zdążyła już sobie strzelić w kolano. Czuła, że tak to się skończy od samego początku. Wiedziała, że takie spotkania z tym mężczyzną będą cholernie ryzykowne i na każdym kroku będzie musiała uważać. No, ale po co? Zignorowała powagę sytuacji, zachciało jej się bawić, to teraz ma.
Nie mogła nawet skupić swojej uwagi na filmie. Całość pochłonąć osobik siedzący tuż obok, wwiercający swoje przenikliwe spojrzenie w bibliotekarkę. Wyraźnie odczuła to znaczne zmniejszenie między nimi odległości. Odruchowo wzięła głębszy wdech, mogąc lepiej poczuć zapach perfum Chrisa, mieszających się stopniowo z tymi, należącymi do niej, jednak był to ruch tak dyskretny, że może nawet i niezauważalny. Pewnie gdyby miała te kilka lat mniej, to jej twarz właśnie oblałaby porządna czerwień, a tu tylko reakcja ciała ograniczyła się do przyspieszenia uderzeń serca.
Teraz się denerwujesz, idiotko?
I wtedy padło to imię. To cholerne imię, które już nigdy nie miało paść z niczyich ust.
W dodatku wypowiedziane w taki sposób, że to co zadziało się w jej głowie można śmiało opisać jako przyćmienie albo zwykłe zawroty.
Tylko tu nie zemdlej.
No, i co ona miała teraz zrobić? Uciec? Uderzyć go? Powiedzieć coś? Przytaknąć temu czy może zaprzeczyć?
Zamknęła na chwilę oczy, przykładając chłodne palce do czoła, jakby to miało jej w tej chwili w jakiś sposób pomóc. Mogła się przynajmniej łudzić, że uspokoi to chociaż cały ten mętlik jaki został zasiany na polach spokojnego umysłu. Nie mogła jednak siedzieć tak w nieskończoność, zwłaszcza ze świadomością, iż wciąż jest na kanapie u Trevelyana w domu.
- Dlaczego nie? – odezwała się w końcu, podnosząc na niego wzrok i odwracając głowę w jego kierunku, przez co twarze mieli naprawdę blisko siebie. Dosłownie jeszcze parę milimetrów i mogliby się zetknąć nie tylko nosami. W żaden jednak sposób nie przeszkadzało to kobiecie, aby ukryć przed nim swoje lęki.
Nie ważne, że teraz ukrywanie się już nie miało sensu, skoro po części już się przyznała do tego, kim tak naprawdę jest. Pewnie gdyby bardziej emocjonalnie do tego wszystkiego podeszła, to już dawno polałyby się łzy. Kij wie nawet z jakiego powodu. Może byłyby to łzy porażki albo tylko jako skutek bolesnego zderzenia z przeszłością.
Aha. Przystopowała. Miał rację. No przecież wiadomo, że miał rację. Gdzieś w odmętach własnego umysłu skakał teraz jak dzieciak, który wygrał arcyważny zakład i zdobył od kolegi jego tamagotchi albo inny szajs. Pokemona do swojej kolekcji. Legendarnego. Na zewnątrz zaś nawet się nie uśmiechnął. Zachował swoją poważną maskę przekonanego o swoich racjach Greya. Mina pod tytułem nigdy się nie mylę, ślicznotko ustawiona, spokojne spojrzenie przywdziane, pytanie przyjęte do wiadomości, nawet, jeśli było kompletnie głupie. A to nagłe odwrócenie przez nią twarzy-... okej, tego się już nie spodziewał. Ale mógł.
Dobra, królewno, ale może nie tak blisko.
Nie, żeby narzekał. Po prostu nie wiedział, co miał w tym momencie zrobić. Tak po prostu się odwróciła, zapewne w pełni świadoma tego, jak to się skończy. Przełknął głośno ślinę, gdy tak po prostu spoglądała prosto w jego ciemne ślepia. Z Claudine nie dało się wyczytać niczego? Na litość boską, chciałby poznać tę sztuczkę - jego oczy w tym momencie zdradzały wszystko. Całe zakłopotanie spowodowane tą sytuacją, podenerwowanie, niepewność względem tego, co miał jej w ogóle odpowiedzieć. No bo przecież jak miał to ująć w słowa? Może i w myślach było to łatwe, ale powiedzenie kobiecie "pamiętam cię" było, jak przyznanie się do słabości. Mogła sobie potem wyobrażać nie wiadomo, co. A on przecież pamiętał prawie każdą.
Dobra. Przemyślmy to jeszcze raz.
Wziął głęboki wdech, przywracając na twarz cwany uśmieszek, z początku drgający jeszcze delikatnie, nie chcąc się do końca uformować, by wreszcie dać za wygraną. I to w wielkim stylu. A Christian? Christian nie miał już czego zbierać. Wszystkie myśli poukładały się same, wsuwając się do odpowiednich komór, jak książki samoczynnie ustawiające się na regałach. Znów wdychał jej przyjemną woń, przy tym samym seansie, co ostatnim razem. Ktoś tu mówił o zjawisku znanym jako deja vu? To było coś tak maniakalnie intensywniejszego, że aż chciało mu się śmiać. To się nazywało rzeczywistością.
- Mogłabyś sobie oszczędzić głupich pytań - odparł, przymrużywszy nieco powieki. Mógł teraz po prostu się przysunąć, w końcu co mu szkodziło? Ale nie. On wybrał tę dyplomatyczną drogę. - Sądziłem, że to dość oczywiste. Raczej nie zmienisz twarzy czy głosu, a ja mam dobrą pamięć do takich rzeczy. Twojego księżniczkowego noska nic nie podrobi - zapewne parsknąłby głośno, gdyby nie brak takiej potrzeby. Prychnął więc tylko, zamykając na chwilę oczy. Gdy tylko je otworzył, wwiercił się spojrzeniem w zwierciadła ciemnowłosej. - Ten sam głos, to samo spojrzenie. Wątpię, żebyś zaproponowała mi akurat ten chłam do oglądania, gdybyś nie była sobą. Nigdy tego w końcu nie obejrzałem.
Uniósł jedną brew wraz ze spojrzeniem, uśmiechając się głupkowato. Ani śmiał odsunąć swojej twarzy od jej w takim momencie. Choć nawet w tak poważnej sytuacji zaczynało go to powoli bawić. Wydał z siebie jeszcze cichy pomruk zastanowienia, nim rzucił:
- Ale tak ogólnie, to po prostu to wiem.
Dobra, królewno, ale może nie tak blisko.
Nie, żeby narzekał. Po prostu nie wiedział, co miał w tym momencie zrobić. Tak po prostu się odwróciła, zapewne w pełni świadoma tego, jak to się skończy. Przełknął głośno ślinę, gdy tak po prostu spoglądała prosto w jego ciemne ślepia. Z Claudine nie dało się wyczytać niczego? Na litość boską, chciałby poznać tę sztuczkę - jego oczy w tym momencie zdradzały wszystko. Całe zakłopotanie spowodowane tą sytuacją, podenerwowanie, niepewność względem tego, co miał jej w ogóle odpowiedzieć. No bo przecież jak miał to ująć w słowa? Może i w myślach było to łatwe, ale powiedzenie kobiecie "pamiętam cię" było, jak przyznanie się do słabości. Mogła sobie potem wyobrażać nie wiadomo, co. A on przecież pamiętał prawie każdą.
Dobra. Przemyślmy to jeszcze raz.
Wziął głęboki wdech, przywracając na twarz cwany uśmieszek, z początku drgający jeszcze delikatnie, nie chcąc się do końca uformować, by wreszcie dać za wygraną. I to w wielkim stylu. A Christian? Christian nie miał już czego zbierać. Wszystkie myśli poukładały się same, wsuwając się do odpowiednich komór, jak książki samoczynnie ustawiające się na regałach. Znów wdychał jej przyjemną woń, przy tym samym seansie, co ostatnim razem. Ktoś tu mówił o zjawisku znanym jako deja vu? To było coś tak maniakalnie intensywniejszego, że aż chciało mu się śmiać. To się nazywało rzeczywistością.
- Mogłabyś sobie oszczędzić głupich pytań - odparł, przymrużywszy nieco powieki. Mógł teraz po prostu się przysunąć, w końcu co mu szkodziło? Ale nie. On wybrał tę dyplomatyczną drogę. - Sądziłem, że to dość oczywiste. Raczej nie zmienisz twarzy czy głosu, a ja mam dobrą pamięć do takich rzeczy. Twojego księżniczkowego noska nic nie podrobi - zapewne parsknąłby głośno, gdyby nie brak takiej potrzeby. Prychnął więc tylko, zamykając na chwilę oczy. Gdy tylko je otworzył, wwiercił się spojrzeniem w zwierciadła ciemnowłosej. - Ten sam głos, to samo spojrzenie. Wątpię, żebyś zaproponowała mi akurat ten chłam do oglądania, gdybyś nie była sobą. Nigdy tego w końcu nie obejrzałem.
Uniósł jedną brew wraz ze spojrzeniem, uśmiechając się głupkowato. Ani śmiał odsunąć swojej twarzy od jej w takim momencie. Choć nawet w tak poważnej sytuacji zaczynało go to powoli bawić. Wydał z siebie jeszcze cichy pomruk zastanowienia, nim rzucił:
- Ale tak ogólnie, to po prostu to wiem.
Ukrywanie swoich prawdziwych emocji to było coś, co przychodziło Ash z łatwością, jednak nie mogła robić tego w nieskończoność, zwłaszcza przed Christianem, który mimo wszystko nie był jej kimś całkowicie obojętny. Wiedziała, że po tylu latach mogą znacznie się od siebie odsunąć i przede wszystkim traktować jak dwie zupełnie obce sobie osoby, a i tak siedząc teraz tak blisko niego, mogła śmiało przyznać, że czuje te same prądy przebiegające przez jej układ nerwowy.
Fakt, może przesadziła trochę z tą bliskością, ale po części było to też małe sprawdzenie mężczyzny czy ulegnie chwili i pociągnie to dalej. Jak mogła się przekonać kilka sekund później, nic wielkiego się nie zdarzyło, co wykorzystała na zwiększenie odległości między nimi o kilka kolejnych milimetrów. Nigdzie się nie spieszyła, więc nie chciała na wstępnie atakować ust bruneta swoimi, nie ważne jak wielką by miała na to ochotę.
Wysłuchała na spokojnie tego, co Grey ma do powiedzenia i gdzieś w trakcie uniosła delikatnie kąciki ust, tworząc tym samym łagodny uśmiech. Dosłownie jakby w jednej sekundzie całe to zdenerwowanie nagle zniknęło, a sama Stone wróciła do swojego opanowania.
Czym ja właściwie tak się przejmuję?
Szkoda tylko, że zdążyła sobie uświadomić pewne kwestie dopiero teraz, jak już była po przeżyciu wszystkiego niczym mrówka okres.
- Oj, Chris, a Ty jak zwykle nie dasz mi nic przed sobą ukryć.. – mruknęła, spoglądając w jego ciemne oczy, gdzie w swoich ukrywała natomiast wielką tajemnicę. Poznał jej prawdziwe imię, ale w sumie.. Co z tego? Nie przekreśla to jeszcze jej planów, no i przede wszystkim mężczyzna dalej nie ma pojęcia o prawdziwym zawodzie kobiety. Chyba, że zacznie wypytywać, ale o tym będzie myślała dopiero później.
Z cichym westchnięciem wyciągnęła dłoń w kierunku twarzy Trevelyana i pogładziła czule jego policzek. Najpierw samym wierzchem, jakby chcąc w ten sposób ocenić to, jak bardzo jego zarost kłuje, a dopiero potem powtórzyła gest drugą stroną ręki, kciukiem przesuwając pod dolną wargą muzyka, zarysowując w ten sposób kształt ust. Wpatrywała się w nie dobrą chwilę, mimowolnie przygryzając te własne, zastanawiając się nad pewnym ruchem, którego jak na razie nie wykonała.
- Ale mam do Ciebie malutką prośbę.. – zaczęła, psując cały ten moment napięcia, łapiąc znów kontakt wzrokowy. – Może to pozostać między nami? Marié już nie ma. – miała nadzieję, że będzie mogła zaufać mi tak samo mocno, jak kiedyś i uzyska tą pewność, że kwestia jej prawdziwego nazwiska pozostanie tylko między nimi.
Nie zabierała przy tym ręki do siebie, ba, wręcz przeciwnie. Zamiast zachować odpowiedni dystans, postanowiła drugą dłoń przyłożyć do piersi Christiana, a potem niespiesznie przesunąć ją wyżej, na wysokość obojczyka. Wpatrywała się w niego cierpliwie, jakby od odpowiedzi miało zależeć to, co za chwilę się wydarzy. I może rzeczywiście tak też było, nawet jeśli chodziło o mały procent.
Fakt, może przesadziła trochę z tą bliskością, ale po części było to też małe sprawdzenie mężczyzny czy ulegnie chwili i pociągnie to dalej. Jak mogła się przekonać kilka sekund później, nic wielkiego się nie zdarzyło, co wykorzystała na zwiększenie odległości między nimi o kilka kolejnych milimetrów. Nigdzie się nie spieszyła, więc nie chciała na wstępnie atakować ust bruneta swoimi, nie ważne jak wielką by miała na to ochotę.
Wysłuchała na spokojnie tego, co Grey ma do powiedzenia i gdzieś w trakcie uniosła delikatnie kąciki ust, tworząc tym samym łagodny uśmiech. Dosłownie jakby w jednej sekundzie całe to zdenerwowanie nagle zniknęło, a sama Stone wróciła do swojego opanowania.
Czym ja właściwie tak się przejmuję?
Szkoda tylko, że zdążyła sobie uświadomić pewne kwestie dopiero teraz, jak już była po przeżyciu wszystkiego niczym mrówka okres.
- Oj, Chris, a Ty jak zwykle nie dasz mi nic przed sobą ukryć.. – mruknęła, spoglądając w jego ciemne oczy, gdzie w swoich ukrywała natomiast wielką tajemnicę. Poznał jej prawdziwe imię, ale w sumie.. Co z tego? Nie przekreśla to jeszcze jej planów, no i przede wszystkim mężczyzna dalej nie ma pojęcia o prawdziwym zawodzie kobiety. Chyba, że zacznie wypytywać, ale o tym będzie myślała dopiero później.
Z cichym westchnięciem wyciągnęła dłoń w kierunku twarzy Trevelyana i pogładziła czule jego policzek. Najpierw samym wierzchem, jakby chcąc w ten sposób ocenić to, jak bardzo jego zarost kłuje, a dopiero potem powtórzyła gest drugą stroną ręki, kciukiem przesuwając pod dolną wargą muzyka, zarysowując w ten sposób kształt ust. Wpatrywała się w nie dobrą chwilę, mimowolnie przygryzając te własne, zastanawiając się nad pewnym ruchem, którego jak na razie nie wykonała.
- Ale mam do Ciebie malutką prośbę.. – zaczęła, psując cały ten moment napięcia, łapiąc znów kontakt wzrokowy. – Może to pozostać między nami? Marié już nie ma. – miała nadzieję, że będzie mogła zaufać mi tak samo mocno, jak kiedyś i uzyska tą pewność, że kwestia jej prawdziwego nazwiska pozostanie tylko między nimi.
Nie zabierała przy tym ręki do siebie, ba, wręcz przeciwnie. Zamiast zachować odpowiedni dystans, postanowiła drugą dłoń przyłożyć do piersi Christiana, a potem niespiesznie przesunąć ją wyżej, na wysokość obojczyka. Wpatrywała się w niego cierpliwie, jakby od odpowiedzi miało zależeć to, co za chwilę się wydarzy. I może rzeczywiście tak też było, nawet jeśli chodziło o mały procent.
Dlaczego miał wrażenie, że ta wypowiedź była wręcz przesiąknięta ironią? Zresztą, nie miał na to czasu - miał rację. Jego mała Milfish wróciła z zaświatów, pojawiła się znikąd, wróciła z tak daleka, gdzie tylko się wyniosła, a teraz znowu dane im było się spotkać. Słodka dziecina, którą zapamiętał chyba najlepiej. A przynajmniej w tej chwili najwyraźniej przypominał sobie jej obraz, zupełnie jakby miał go przed-... och, zaraz. Po prostu miał go przed sobą. Nie rozumiał właściwie co takiego chciała osiągnąć poprzez korzystanie z fałszywego nazwiska. Czy to w ogóle było konieczne? Bawiła się w stałą cosplayerkę i jej się to podobało? Pracowała dla tajnej organizacji rządowej. Nie obchodziło go to właściwie. Dopóki była bezpieczna, dla niego mogła być nawet Lindsey Lohan i nie zdradzać powodu.
Kobiety po prostu miały swoje tajemnice, których nikt nie powinien poznawać.
- Skoro chcesz działać incognito - dla Ciebie mogę nawet i sam zmienić nazwisko - w ogóle powinien je zmienić, bez tego szczególnego powodu, o czym doskonale zresztą wiedział. - Ale żeby tak kłamać-... - rzucił z teatralnym zawiedzeniem w głosie, układając palce na dłoni, którą zaatakowała jego tors, nim ujął ją w nie i niezbyt nachalnym ruchem uniósł pod swoje usta, którymi następnie ucałował jej kłykcie, nie spuszczając twarzy kobiety z oka. - Marié cały czas siedzi w miejscu, które przed chwilą mi obmacywałaś. Gdzieś tam, głęboko.
Ależ mu się zebrało na romantyczne wstawki. I nawet brzmiał całkiem poważnie, jakby nie traktował tego tylko jako taniego podrywu! Następnie zaś zrobił coś jeszcze bardziej niespodziewanego - mianowicie odsunął od siebie jej dłonie i sam objął ją ramionami, układając podbródek na tym jej, tuż przy szyi, celowo drapiąc ją ledwie wyczuwalnie kłującym zarostem. Głupia niedogolona małpa. Przesunął dłonią po plecach ciemnowłosej, jakby odruchowo chcąc ją oswoić z dotykiem płynącym z jego strony.
- Tutaj też muszę mówić do Ciebie "Ash"? To niewygodne. Nie chcę mieć tu do czynienia z kimś innym niż moja słodziutka Mar - napomknął po dłuższej chwili ciszy, zabierając wreszcie swój ciężki łeb z jej ramienia, a tym samym przesuwając ręce. No, właściwie, jedną rękę - druga spokojnie spoczywała na plecach Claudine, podczas gdy ta pierwsza przeniosła się na jej-... podbródek. Pochwyciwszy go subtelnie w dwa palce, uniósł nieco kobiecą głowę, nim sam znów znacznie zmniejszył odległość pomiędzy ich twarzami, ostatnim spojrzeniem oczu barwy ciemnej czekolady pytając ją niemo o zgodę na wykonanie tego drobnego gestu w jej kierunku.
Jedynie musnął jej wargi ustami, nie pozwalając tej chwili trwać zbyt długo - jeszcze by się chłopaczek zagalopował - tak więc zaraz znów się odsunął i uśmiechnął na ten swój popieprzony sposób, atakując ją siłą uniesionej w sugestywnym geście brwi.
Tak się nie robi, dzieciaku.
Kobiety po prostu miały swoje tajemnice, których nikt nie powinien poznawać.
- Skoro chcesz działać incognito - dla Ciebie mogę nawet i sam zmienić nazwisko - w ogóle powinien je zmienić, bez tego szczególnego powodu, o czym doskonale zresztą wiedział. - Ale żeby tak kłamać-... - rzucił z teatralnym zawiedzeniem w głosie, układając palce na dłoni, którą zaatakowała jego tors, nim ujął ją w nie i niezbyt nachalnym ruchem uniósł pod swoje usta, którymi następnie ucałował jej kłykcie, nie spuszczając twarzy kobiety z oka. - Marié cały czas siedzi w miejscu, które przed chwilą mi obmacywałaś. Gdzieś tam, głęboko.
Ależ mu się zebrało na romantyczne wstawki. I nawet brzmiał całkiem poważnie, jakby nie traktował tego tylko jako taniego podrywu! Następnie zaś zrobił coś jeszcze bardziej niespodziewanego - mianowicie odsunął od siebie jej dłonie i sam objął ją ramionami, układając podbródek na tym jej, tuż przy szyi, celowo drapiąc ją ledwie wyczuwalnie kłującym zarostem. Głupia niedogolona małpa. Przesunął dłonią po plecach ciemnowłosej, jakby odruchowo chcąc ją oswoić z dotykiem płynącym z jego strony.
- Tutaj też muszę mówić do Ciebie "Ash"? To niewygodne. Nie chcę mieć tu do czynienia z kimś innym niż moja słodziutka Mar - napomknął po dłuższej chwili ciszy, zabierając wreszcie swój ciężki łeb z jej ramienia, a tym samym przesuwając ręce. No, właściwie, jedną rękę - druga spokojnie spoczywała na plecach Claudine, podczas gdy ta pierwsza przeniosła się na jej-... podbródek. Pochwyciwszy go subtelnie w dwa palce, uniósł nieco kobiecą głowę, nim sam znów znacznie zmniejszył odległość pomiędzy ich twarzami, ostatnim spojrzeniem oczu barwy ciemnej czekolady pytając ją niemo o zgodę na wykonanie tego drobnego gestu w jej kierunku.
Jedynie musnął jej wargi ustami, nie pozwalając tej chwili trwać zbyt długo - jeszcze by się chłopaczek zagalopował - tak więc zaraz znów się odsunął i uśmiechnął na ten swój popieprzony sposób, atakując ją siłą uniesionej w sugestywnym geście brwi.
Tak się nie robi, dzieciaku.
Wyjaśnienie kwestii fałszywego nazwiska zdecydowanie było rzeczą trudną, szczególnie, jeśli nie wolno było powiedzieć prawdy. Ewentualnie przekazać jej tak ogólną i okrojoną wersję, iż można byłoby podciągnąć to pod wszystko. Dosłownie. Póki co interesowały ją trochę bardziej przyziemne sprawy. Niekoniecznie łatwiejsze, ale równie istotne i ważne. Teraz musiała uważać na to, co mówi i co dokładnie chce przekazać brunetowi. W końcu już miała mały popis spostrzegawczości mężczyzny i nie chciała sprawdzać tego dalej, aby bardziej się wkopać.
Nic się nie zmienił.
Uśmiechnęła się mimowolnie na słowa Christiana, jednak nie wymagała od niego aż takich poświęceń, chyba, że później sytuacja nabierze takiego obrotu, iż będzie do tego zmuszony. Ona sama nie zmieniła imienia z powodu kaprysu, chociaż musiała przyznać, że było jej wygodniej pod fałszywymi danymi.
- Do niektórych czynów jestem zmuszona bez względu na konsekwencje. – powiedziała tonem może trochę zbyt poważnym, jak na obecną chwilę, ale musiała jakoś dać mu do zrozumienia dlaczego postępuje tak, a nie inaczej. I może dzięki temu uniknie dalszych oskarżeń wobec swoich małych kłamstewek. Jednakże tę całą powagę na jej twarzy wymazał ten drobny gest Grey’a, który równie dobrze mógłby być jego znakiem rozpoznawczym. Nie odrywała ani na moment spojrzenia swoich szarych oczu od twarzy nauczyciela, zaraz jednak otwierając szerzej oczy w zaskoczeniu, ale nie tak wielkim jak mogłoby się wydawać.
- Aż mnie to dziwi. – przyznała, jako, że jeszcze jakiś czas temu, wydawało się jej, iż nie ma takiej możliwości by Chris pamiętał ją sprzed tylu lat. W końcu była tylko zwykłą dziewczyną z wygórowanymi ambicjami i chyba to pozostało do dzisiaj.
Nie spodziewała się natomiast tego, że w następnej chwili skończy w ramionach Trevelyana, ale skłamałaby, gdyby powiedziała, że jest to coś nieprzyjemnego. Nawet jego drapiący zarost sprawiał jej przyjemność. Może miała po prostu taki fetysz, a może sama stęskniła się choć w minimalnym stopniu za taką bliskością. Kto wie. Aż trudno było się powstrzymać przed mimowolnym wtuleniem się w drugie ciało, zwłaszcza jej, dlatego też w tej kwestii musiała ulec swoim pragnieniom i przylec do torsu bruneta.
- Skoro tak mówisz to.. hm... muszę zrobić coś jeszcze. Ale niech to ogranicza się tylko i wyłącznie do tego miejsca. – oznajmiła, chociaż dla niej niewygodne było to, że znów ktoś będzie do niej zwracał się jak do starej, dobrej Milfish.
„Moja słodziutka Mar”, co? Ciekawe.
Od razu spojrzała na niego, gdy tylko się wyprostował i w sumie jedno zerknięcie jej wystarczyło, aby przewidzieć to, co stanie się za chwilę.
Całuj wreszcie.
Pogoniła go w myślach, ale najwidoczniej nie musiała wypowiadać ich na głos, żeby Christian ją zrozumiał. Na szczęście nie musiała zbyt długo czekać na to, aż ich usta w końcu się zetkną, jednak jeśli miała być szczera, to ten gest przyniósł jej jedynie sporego niedosytu. Ale zamiast otwarcie na to narzekać, zacisnęła pewnie palce na jego szczęce i sama przyciągnęła go do kolejnego pocałunku. Odważniejszego, ciut dłuższego i bardziej spontanicznego. A niech ma.
Posłała mu odrobinę rozbawiony uśmiech, jak się już odsunęła, po czym wyplątała się z jego objęć i wstała z kanapy, poprawiając sweter i chwytając swoją torbę.
- Zaraz wracam. – rzuciła tylko, nie czekając nawet na jakąkolwiek reakcję ciemnookiego. Poszła do łazienki. A po co? A po to, żeby ściągnąć ostatnią rzecz, jaka skrywała chowała ją przed Marié. Niby to tylko peruka, a jednak czuła się z nią swobodniej. Niestety teraz swoboda nie bardzo tu pasowała. Ściągnęła z wprawą dłuższe włosy, chowając je do specjalnego woreczka, a później do torby, po czym ogarnęła swoje przykrótkie, naturalne nieogarnięcie, wracając tuż po tym z powrotem do salonu.
- Chciałeś Marié, no to jestem.
Nic się nie zmienił.
Uśmiechnęła się mimowolnie na słowa Christiana, jednak nie wymagała od niego aż takich poświęceń, chyba, że później sytuacja nabierze takiego obrotu, iż będzie do tego zmuszony. Ona sama nie zmieniła imienia z powodu kaprysu, chociaż musiała przyznać, że było jej wygodniej pod fałszywymi danymi.
- Do niektórych czynów jestem zmuszona bez względu na konsekwencje. – powiedziała tonem może trochę zbyt poważnym, jak na obecną chwilę, ale musiała jakoś dać mu do zrozumienia dlaczego postępuje tak, a nie inaczej. I może dzięki temu uniknie dalszych oskarżeń wobec swoich małych kłamstewek. Jednakże tę całą powagę na jej twarzy wymazał ten drobny gest Grey’a, który równie dobrze mógłby być jego znakiem rozpoznawczym. Nie odrywała ani na moment spojrzenia swoich szarych oczu od twarzy nauczyciela, zaraz jednak otwierając szerzej oczy w zaskoczeniu, ale nie tak wielkim jak mogłoby się wydawać.
- Aż mnie to dziwi. – przyznała, jako, że jeszcze jakiś czas temu, wydawało się jej, iż nie ma takiej możliwości by Chris pamiętał ją sprzed tylu lat. W końcu była tylko zwykłą dziewczyną z wygórowanymi ambicjami i chyba to pozostało do dzisiaj.
Nie spodziewała się natomiast tego, że w następnej chwili skończy w ramionach Trevelyana, ale skłamałaby, gdyby powiedziała, że jest to coś nieprzyjemnego. Nawet jego drapiący zarost sprawiał jej przyjemność. Może miała po prostu taki fetysz, a może sama stęskniła się choć w minimalnym stopniu za taką bliskością. Kto wie. Aż trudno było się powstrzymać przed mimowolnym wtuleniem się w drugie ciało, zwłaszcza jej, dlatego też w tej kwestii musiała ulec swoim pragnieniom i przylec do torsu bruneta.
- Skoro tak mówisz to.. hm... muszę zrobić coś jeszcze. Ale niech to ogranicza się tylko i wyłącznie do tego miejsca. – oznajmiła, chociaż dla niej niewygodne było to, że znów ktoś będzie do niej zwracał się jak do starej, dobrej Milfish.
„Moja słodziutka Mar”, co? Ciekawe.
Od razu spojrzała na niego, gdy tylko się wyprostował i w sumie jedno zerknięcie jej wystarczyło, aby przewidzieć to, co stanie się za chwilę.
Całuj wreszcie.
Pogoniła go w myślach, ale najwidoczniej nie musiała wypowiadać ich na głos, żeby Christian ją zrozumiał. Na szczęście nie musiała zbyt długo czekać na to, aż ich usta w końcu się zetkną, jednak jeśli miała być szczera, to ten gest przyniósł jej jedynie sporego niedosytu. Ale zamiast otwarcie na to narzekać, zacisnęła pewnie palce na jego szczęce i sama przyciągnęła go do kolejnego pocałunku. Odważniejszego, ciut dłuższego i bardziej spontanicznego. A niech ma.
Posłała mu odrobinę rozbawiony uśmiech, jak się już odsunęła, po czym wyplątała się z jego objęć i wstała z kanapy, poprawiając sweter i chwytając swoją torbę.
- Zaraz wracam. – rzuciła tylko, nie czekając nawet na jakąkolwiek reakcję ciemnookiego. Poszła do łazienki. A po co? A po to, żeby ściągnąć ostatnią rzecz, jaka skrywała chowała ją przed Marié. Niby to tylko peruka, a jednak czuła się z nią swobodniej. Niestety teraz swoboda nie bardzo tu pasowała. Ściągnęła z wprawą dłuższe włosy, chowając je do specjalnego woreczka, a później do torby, po czym ogarnęła swoje przykrótkie, naturalne nieogarnięcie, wracając tuż po tym z powrotem do salonu.
- Chciałeś Marié, no to jestem.
"Aż mnie to dziwi"
- Serio? No wiesz, nie jestem aż taki zły - uniósł brwi w szczerym zdziwieniu. Uważała go za aż takiego dupka? Każda z jego byłych, a przynajmniej tych istotniejszych (nie tych, których imiona zapamiętał. Na nieszczęście miał do nich za dobrą pamięć, by zapomnieć któregokolwiek), do których swego czasu faktycznie coś czuł, miała swoje miejsce gdzieś w odmętach jego klaty. Jak już zostało powiedziane, Marie była ostatnia, to też wrażenia po niej zdawały się najświeższe i miał do niej równy sentyment, co do tej "pierwszej".
I na dodatek był wciągany w jakieś wielkie tajemnice. Cóż za spiski. Może ona naprawdę lubiła cosplay? Albo przez te lata nagle stała się znaną celebrytką, gdzie on nic o niej nie słyszał, a przez to musiała się ukrywać pod postacią prostej szkolnej bibliotekarki. Może doprowadziła do jakiegoś skandalu z udziałem jej osoby? Zabawnym zrządzeniem losu byłoby, gdyby faktycznie tak się stało - przecież jeszcze kilka lat temu była taką niewinną istotką. Nie poznałby jej, gdyby jej historia okazała się aż tak zawiła.
Uśmiechnął się cwaniacko pod nosem, czując, jak doszarpywała go do siebie, jednocześnie nawet nie kwapiąc się, by ją zatrzymywać. Ba! Nawet na moment wplótł palce w jej włosy, samemu przedłużając tę uroczą chwilę, ale jakoś nieszczególnie naciskał na jej wieczność. Wolał nie pchać się do niej z wargami, bo zwyczajnie nie wiedział, na ile mógł sobie pozwolić po aż takim czasie rozłąki. Stąd też nieme zadowolenie Greya na jej wielce pozytywną reakcję. Skoro nie miała nic przeciwko - świetnie. Nawet nie wiedziała, jak mu pasowało, kiedy mógł beztrosko się do niej zbliżać - oczywiście w granicach dobrego smaku, nie miał ochoty jej płoszyć - bez ryzyka dostania po mordzie.
Odprowadził ją jedynie wzrokiem, przelotnie drapiąc za uchem wciąż śpiącego weimara, którego ominęła cała zabawa w demaskowanie. Nie musiał długo czekać - Marié pojawiła się w całej swej fryzjerskiej okazałości. Kto ją ostrzygł, koza? Zatrzymał jednak dla siebie tę uwagę, uśmiechając się za to głupkowato. Serio, nie poznawał jej tyle czasu, bo machnęła sobie grzyweczkę i mejkap?
- Oficjalnie możesz mnie wyśmiewać. Christian Trevelyan-Grey, facet, którego zmyliła peruka - pokręcił głową ni to w zażenowaniu, ni rozbawieniu, traktując to raczej jako "coś pomiędzy". Zaraz jednak podniósł się z miejsca, odchrząknął znacząco, przykładając dłoń do ust i podszedł do Stone, a właściwie Milfish, by skłonić się przed nią nisko, niemal w pół, spoglądając na jej twarz z dołu z szerokim uśmiechem. - Miło Cię znowu widzieć, M'lady.
Chyba włączył mu się ten tryb bajeranta, samoczynnie wyłączony przez następny gest Teksańczyka - prostując się, chwycił ciemnowłosą w pasie i uniósł nisko ponad ziemię, pozwalając jej być choć przez chwilę ponad nim - wysokościowo, rzecz jasna - i okręcił się z nią wokół własnej osi, nim postawił z powrotem na ziemię. I jak pięknie parsknął śmiechem, proszę państwa. To był idealny sposób na to, żeby wyrazić jego obecną radość. No bo przecież-... zniknęła mu tak nagle. Może nie krzyczałby teraz, że kocha ją ponad życie i chce się jej oświadczyć, ale stęsknił się za tym głosem i jej ogólnym towarzystwem. Naprawdę, wystarczyłaby mu rozmowa, typowo kumpelskie relacje. Przeczesał jeszcze jej krótkie włosy palcami, przyglądając im się w zastanowieniu, jednak nie komentując tego, co się z nimi właściwie stało - jakoś tak pojmował, że skoro nosiła perukę, to wygodniej było z oskubaną niczym przez kozę czupryną.
- Serio? No wiesz, nie jestem aż taki zły - uniósł brwi w szczerym zdziwieniu. Uważała go za aż takiego dupka? Każda z jego byłych, a przynajmniej tych istotniejszych (nie tych, których imiona zapamiętał. Na nieszczęście miał do nich za dobrą pamięć, by zapomnieć któregokolwiek), do których swego czasu faktycznie coś czuł, miała swoje miejsce gdzieś w odmętach jego klaty. Jak już zostało powiedziane, Marie była ostatnia, to też wrażenia po niej zdawały się najświeższe i miał do niej równy sentyment, co do tej "pierwszej".
I na dodatek był wciągany w jakieś wielkie tajemnice. Cóż za spiski. Może ona naprawdę lubiła cosplay? Albo przez te lata nagle stała się znaną celebrytką, gdzie on nic o niej nie słyszał, a przez to musiała się ukrywać pod postacią prostej szkolnej bibliotekarki. Może doprowadziła do jakiegoś skandalu z udziałem jej osoby? Zabawnym zrządzeniem losu byłoby, gdyby faktycznie tak się stało - przecież jeszcze kilka lat temu była taką niewinną istotką. Nie poznałby jej, gdyby jej historia okazała się aż tak zawiła.
Uśmiechnął się cwaniacko pod nosem, czując, jak doszarpywała go do siebie, jednocześnie nawet nie kwapiąc się, by ją zatrzymywać. Ba! Nawet na moment wplótł palce w jej włosy, samemu przedłużając tę uroczą chwilę, ale jakoś nieszczególnie naciskał na jej wieczność. Wolał nie pchać się do niej z wargami, bo zwyczajnie nie wiedział, na ile mógł sobie pozwolić po aż takim czasie rozłąki. Stąd też nieme zadowolenie Greya na jej wielce pozytywną reakcję. Skoro nie miała nic przeciwko - świetnie. Nawet nie wiedziała, jak mu pasowało, kiedy mógł beztrosko się do niej zbliżać - oczywiście w granicach dobrego smaku, nie miał ochoty jej płoszyć - bez ryzyka dostania po mordzie.
Odprowadził ją jedynie wzrokiem, przelotnie drapiąc za uchem wciąż śpiącego weimara, którego ominęła cała zabawa w demaskowanie. Nie musiał długo czekać - Marié pojawiła się w całej swej fryzjerskiej okazałości. Kto ją ostrzygł, koza? Zatrzymał jednak dla siebie tę uwagę, uśmiechając się za to głupkowato. Serio, nie poznawał jej tyle czasu, bo machnęła sobie grzyweczkę i mejkap?
- Oficjalnie możesz mnie wyśmiewać. Christian Trevelyan-Grey, facet, którego zmyliła peruka - pokręcił głową ni to w zażenowaniu, ni rozbawieniu, traktując to raczej jako "coś pomiędzy". Zaraz jednak podniósł się z miejsca, odchrząknął znacząco, przykładając dłoń do ust i podszedł do Stone, a właściwie Milfish, by skłonić się przed nią nisko, niemal w pół, spoglądając na jej twarz z dołu z szerokim uśmiechem. - Miło Cię znowu widzieć, M'lady.
Chyba włączył mu się ten tryb bajeranta, samoczynnie wyłączony przez następny gest Teksańczyka - prostując się, chwycił ciemnowłosą w pasie i uniósł nisko ponad ziemię, pozwalając jej być choć przez chwilę ponad nim - wysokościowo, rzecz jasna - i okręcił się z nią wokół własnej osi, nim postawił z powrotem na ziemię. I jak pięknie parsknął śmiechem, proszę państwa. To był idealny sposób na to, żeby wyrazić jego obecną radość. No bo przecież-... zniknęła mu tak nagle. Może nie krzyczałby teraz, że kocha ją ponad życie i chce się jej oświadczyć, ale stęsknił się za tym głosem i jej ogólnym towarzystwem. Naprawdę, wystarczyłaby mu rozmowa, typowo kumpelskie relacje. Przeczesał jeszcze jej krótkie włosy palcami, przyglądając im się w zastanowieniu, jednak nie komentując tego, co się z nimi właściwie stało - jakoś tak pojmował, że skoro nosiła perukę, to wygodniej było z oskubaną niczym przez kozę czupryną.
- Wiem. – powiedziała tylko, jakby chcąc tym samym zakończyć cały temat i już nie ciągnąć go dalej, zwłaszcza, że wymagało to od niej ponownego cofnięcia się myślami w przeszłość. Chociaż im dłużej tu siedziała, tym bardziej była pewna, że tego nie uniknie. Nie uważała Christiana w żaden sposób za złą osobę, po prostu brała pod uwagę różne możliwości. Bycie rozpoznanym było dla niej tak samo prawdopodobne, jak to, że mężczyzna o niej zwyczajnie zapomni. Nie mogła przecież go o nic obwiniać, ani mieć wyrzutów. Życie w końcu było z tego znane, że lubiło sprawiać różne figle, czy to za sprawą przypadku, czy zwykłego szczęścia, a ludzie mogli jedynie się z tym pogodzić (lub nie) i spróbować odnaleźć w nowej sytuacji.
Na szczęście lata pracy nauczyły Milfish dostosowywać się do każdej możliwej, niczym kameleon do otoczenia, ale to nie oznacza, że była zawsze przygotowana na wszystko. To nie była książka, w której mogła sprawdzić co się stanie później, oj nie.
Nawet teraz.. Te pocałunki, bliskość, wyznania. Czy była na to gotowa, kiedy przekraczała próg mieszkania? Absolutnie. Naprawdę widziała to zupełnie inaczej, a jednak pech sprawił, że od słowa do słowa wszystko sprowadziło się do obecnej sytuacji. Zabawne.
Po powrocie do salonu skrzyżowała na chwilę ręce, przyjmując typową zamkniętą postawę, chociaż słowa Grey’a rozbawiły ją wystarczająco, aby uznała, że udawanie już kogoś innego nie ma sensu. I jak na ironię, chwilę później dygnęła lekko, niczym prawdziwa dama, wyciągnięta z dworu, uśmiechając się sympatycznie do mężczyzny. Ale to była tylko zabawa, więc to się nie liczyło. Proszę nie zarzucać od razu hipokryzji!
Latać też nie przewidywała, a jednak została oderwana na tę krótką chwilę od ziemi, gdzie od razu po podniesieniu narzuciła swoje ramiona na szyję bruneta.
Głupek.
Co najdziwniejsze – żadne słowa, jakie mogłaby wypowiedzieć na głos, nie przychodziły jej teraz do głowy. Nawet te najbardziej durne. Nic. Pustka. Sam gest Chrisa ją ucieszył i miała jakieś dziwne uczucie, że i dla niego takie spotkanie po latach nie jest tylko samym, nic nie znaczącym przypadkiem.
Pomimo tego, że stała już na podłodze, to nie zabierała swoich rąk, a wręcz przeciwnie – splotła ze sobą na chwilę palce na wysokości karku Trevelyana. A dlaczego tylko na chwilę? Bo nie mogła się powstrzymać przed przeczesaniem jego ciemnych włosów, co też uczyniła, wpatrując się przy tym w górę. Można śmiało powiedzieć, że odwzajemniła się tym samym za jego podobny gest.
- Przepraszam, że wtedy tak nagle wyjechałam bez słowa.. – mruknęła po dłuższej chwili ciszy, marszcząc przy tym odrobinę swoje czoło, a wzrokiem uciekając gdzieś na bok. Nawet po samym tonie wypowiedzi słychać było, iż faktycznie ma sobie to za złe. No, cóż. W końcu z dnia na dzień zerwanie kontaktu i zmienienie miejsca zamieszkania na inny kontynent, nie było czymś, co należało do chwalebnych czynów. Ba, w ogóle nie powinno się tak robić, a jednak ona się na to pokusiła. Obawiała się przez to urazy, jaką Christian może chować gdzieś tam w środku do jej osoby za takie potraktowanie. Ale cóż.. Przeprosiny mu się należały, nawet małe.
Na szczęście lata pracy nauczyły Milfish dostosowywać się do każdej możliwej, niczym kameleon do otoczenia, ale to nie oznacza, że była zawsze przygotowana na wszystko. To nie była książka, w której mogła sprawdzić co się stanie później, oj nie.
Nawet teraz.. Te pocałunki, bliskość, wyznania. Czy była na to gotowa, kiedy przekraczała próg mieszkania? Absolutnie. Naprawdę widziała to zupełnie inaczej, a jednak pech sprawił, że od słowa do słowa wszystko sprowadziło się do obecnej sytuacji. Zabawne.
Po powrocie do salonu skrzyżowała na chwilę ręce, przyjmując typową zamkniętą postawę, chociaż słowa Grey’a rozbawiły ją wystarczająco, aby uznała, że udawanie już kogoś innego nie ma sensu. I jak na ironię, chwilę później dygnęła lekko, niczym prawdziwa dama, wyciągnięta z dworu, uśmiechając się sympatycznie do mężczyzny. Ale to była tylko zabawa, więc to się nie liczyło. Proszę nie zarzucać od razu hipokryzji!
Latać też nie przewidywała, a jednak została oderwana na tę krótką chwilę od ziemi, gdzie od razu po podniesieniu narzuciła swoje ramiona na szyję bruneta.
Głupek.
Co najdziwniejsze – żadne słowa, jakie mogłaby wypowiedzieć na głos, nie przychodziły jej teraz do głowy. Nawet te najbardziej durne. Nic. Pustka. Sam gest Chrisa ją ucieszył i miała jakieś dziwne uczucie, że i dla niego takie spotkanie po latach nie jest tylko samym, nic nie znaczącym przypadkiem.
Pomimo tego, że stała już na podłodze, to nie zabierała swoich rąk, a wręcz przeciwnie – splotła ze sobą na chwilę palce na wysokości karku Trevelyana. A dlaczego tylko na chwilę? Bo nie mogła się powstrzymać przed przeczesaniem jego ciemnych włosów, co też uczyniła, wpatrując się przy tym w górę. Można śmiało powiedzieć, że odwzajemniła się tym samym za jego podobny gest.
- Przepraszam, że wtedy tak nagle wyjechałam bez słowa.. – mruknęła po dłuższej chwili ciszy, marszcząc przy tym odrobinę swoje czoło, a wzrokiem uciekając gdzieś na bok. Nawet po samym tonie wypowiedzi słychać było, iż faktycznie ma sobie to za złe. No, cóż. W końcu z dnia na dzień zerwanie kontaktu i zmienienie miejsca zamieszkania na inny kontynent, nie było czymś, co należało do chwalebnych czynów. Ba, w ogóle nie powinno się tak robić, a jednak ona się na to pokusiła. Obawiała się przez to urazy, jaką Christian może chować gdzieś tam w środku do jej osoby za takie potraktowanie. Ale cóż.. Przeprosiny mu się należały, nawet małe.
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach