Selim Luke Skywalker
Selim Luke Skywalker
Fresh Blood Lost in the City
First topic message reminder :

Wyglądało na to, że koniec ze spokojnym życiem. Gdy tylko Dyrektor zawołał go do siebie do gabinetu, wiedział że nie wyjdzie z niego jako zupełnie inny człowiek. No, powiedzmy.
"Od dzisiaj będziesz wychowawcą trzeciego roku. Nie zawiedź mnie."
- Nie zawiedź mnie, powiedział. - wymamrotał pod nosem, raz po raz przygryzając zębami filtr niezapalonego papierosa. On miałby kogoś zawieść? Nie w tym życiu! Szedł przez korytarz obracając na palcu odpowiedni kluczyk do sali. Dwie minuty do dzwonka, idealnie. Z tego co widział, niektórzy uczniowie już czekali, kto by pomyślał. Otworzył drzwi krótkim ruchem i pchnął je do wewnętrznej strony.
- Klasy trzecie? Zapraszam do środka. - rzucił donośnym, spokojnym głosem, zaraz rozkładając się ze swoimi rzeczami na biurku. Nie żeby było tego jakoś dużo. Jakiś magazyn, dziennik z wsuniętą w środek listą obecności, papieros którego wcześniej trzymał w ustach, marker. Od razu chwycił za ten ostatni i odwrócił się w stronę tablicy.

SELIM SKYWALKER
WYCHOWAWCA, NAUCZYCIEL ASTRONOMII I RYSUNKU

Odłożył marker na miejsce i odwrócił się w stronę klasy, która miała wystarczającą ilość czasu, by zająć sobie jakieś miejsca.
- Dobra, bez zbędnych ceregieli. Na imię mam Selim Skywalker i od dzisiaj będę waszym wychowawcą. Odpuśćcie sobie wszelkich panów, profesorów i pochodne, możecie mi mówić po imieniu. Jest jedna podstawowa zasada, której macie przestrzegać. Nie obchodzi mnie skąd jesteście, kim jesteście, ile zarabiacie, jak ma na imię wasza matka ani profesja waszego ojca. Wy szanujecie mnie, ja szanuję was. Odtrącicie wyciąganą do was pomocną dłoń i nigdy więcej jej nie dostaniecie. Możemy razem spędzić lata w spokoju i miłej, a przynajmniej przystępnej atmosferze, albo doprowadzę do tego, że będziecie spieprzać z moich zajęć z podkulonym ogonem, dzwoniąc z płaczem do matki. Decyzja należy do was. Zrozumiano? Świetnie. - nie zamierzał dawać im czasu na odpowiedź. Przeszedł przed biurko i oparł się o nie tyłem.
- Tradycyjnie zaczniemy od krótkiego przedstawienia się. Wystarczy imię, chętni mogą dodać zainteresowania czy cokolwiek, w trakcie inni zachowują ciszę. Każdemu przysługuje też jedno, nieobowiązkowe pytanie do mnie. Zaczniemy od ciebie. - wskazał ręką na pierwszego ucznia z brzegu.

// Kolejność dowolna. Kto napisze pierwszy ten uznaje, że do niego kierował się Selim. Kolejne osoby przedstawiają się po niej.

TERMIN: 1 marca, g. 23.59.
2 spóźnienia z odpisem/pominięcie kolejki = wylatujecie z lekcji z nieobecnością. Do boju.

Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
“Profesorek ma pazurki? Rawr.”
- Chester - nie odpyskował, za to sam ukazał rząd swoich krzywych kłów, unosząc wzrok, oblizując lekko wargi i tym samym sygnalizując, że zacznie się wojna i to on ją rozpęta. Tymi rękami wzięci iskrę i podsyci ogień. - Heachthinghearn.
Oczy utkwił w nauczycielu, który zaczął myszkować w komputerze, aby uzupełnić listę obecności. Cóż, Irlandczyka dodanie jednego ptaszka obok nazwiska frekwencji nie naprawi, również to mu nie pomoże w uzyskaniu promocji do następnej klasy, aczkolwiek znowuż nie będzie się upierał. Na pewno nie miał w planach odciągać pana Skywalkera od obowiązków, gdyż w on chciał produktywnie wykorzystać czas, w którym on wyciągnął z wewnętrznej kieszonki plecaka mały wskaźnik laserowy, lusterko nakierowując na pannę Evergreen. Jak można było się domyślić bez zachodzenia długo w głowę, mały laserek mocno raził w oczy, o czym się mogła Kamira przekonać, niestety dla niej. Za to Chester, powszechnie nazywany jebanym trollem, miał z tego potworną radochę.
Wszystko inne interesowało go tyle, co polityka w Nowej Gwinei. Wycieczki? Chryste Panie, co on może mieć do wycieczek? Na pewno nie będzie na jakąkolwiek jechał, choć normalnie nie trzeba byłoby go 2 razy pytań, bez słówka, wszędzie. Ile on dałby za wyszalenie się pod namiotem, a najlepiej z jakąś ładną lalą z pierwszej klasy. No, ale z wiadomych przyczyn jego wyjazd byłby uzależniony od decyzji lekarza, poza tym, gdyby wybrali się w góry, wynudziłby się w ośrodku niebywale. Chyba, że jakiś uczynny ktoś w ramach treningu użyłby go jako obciążenia do chodzenia po szczytach, to też jakaś opcja. W sumie, mógłby się tak zareklamować, gdyby już tak bardzo zależałoby mu na wydostaniu się z pokoju podczas wyjazdu. 65 kilogramów? Przecież tyle przeciętny mężczyzna powinien wyciskać na ławeczce na siłowni, no proszę Was!
A przewodniczący? To też praktycznie nie był jego interes, sam się do tego nie nadawał za bardzo. Oczywiście, mógłby zgłosić się jako ochotnik dla żartów, lecz możliwe, że to mogłoby skończyć się dla niego jakimiś represjami, na zmaganie z którymi on nie miał już ochoty, albowiem dziś był nieco mniej aktywny przez wstanie lewą nogą. Kogo wytypować?
Ostatecznie poświecił Littenbergowi w oczy, machając czerwonym światłem drażniąco przez moment, a potem wyłączył tę swoją zabawkę.
- Ja wziąłbym Shane’a. Odpowiedzialna, obowiązkowa chłopaczyna. Wiem, co mówię. - powiedział z pełną powagą, o czym świadczył jego ton, natomiast jego szyderczy uśmieszek na pewno wzbudzał swego rodzaju niepokój.
Kamira Evergreen
Kamira Evergreen
Fresh Blood Lost in the City
Kamira oparła się wygodniej na krześle i obserwowała przedstawiających się uczniów oraz ich zachowania. Dwie dziewczyny ewidentnie już się znały, ale i tak dziewczyna nie podejrzewała by siebie o pasowanie do nich, więc z automatu zaniechała jakichkolwiek prób integracji. W sensie nie wyglądały na złe, ale jednak Kamira myślała, że to one jej by raczej nie polubiły. Wiekszość osób rzucała imieniem lub nazwiskiem i siadała, to też dziewczyna nie była w stanie ich jeszcze zapamiętać, tym bardziej, że większość miała raczej wyróżniające się imiona. Dwóch czarnowłosych chłopaków, oboje w zbliżonym wzroście (następni wysocy, będzie karyplem w tej klasie) nie zwracało na siebie szczególnej uwagi, imię i na krzesło, więc ciężko było przykleić im jakikolwiek łatkę, może poza "trudno dostępnymi". Potem przyszedł jak się okazuje, perfekt naczelny. Nieźle. Przyglądała się przez chwilę Riley'owi i przez chwilę miała wrażenie, że kopnął coś pod ławką, ale to chyba złudzenie, a może przesuwał torbę. Nauczyciel, odpowiedział na jakże fascynujące pytanie Chestera całkowicie beznamiętnie. Nieźle, powinna się od niego uczyć. Zabawne, ale gdyby Evergreen lepiej wyrażała swoje emocje, to teraz można by było zaobserwować cały ich wachlarz po słowach nauczyciela. Najpierw Skywalker rzucił słowo-klucz na który Kamira jakby z automatu się skuliła, by być jak najmniej widoczną. Przewodniczący. Potem była wycieczka i biwak, na który dziewczyna ucieszyła się niesamowicie, ale musiała wciąż się chować przed wzrokiem innych. Niedługo trwało to jej chowanie się, ponieważ, dosłownie chwilę zaraz ktoś ją zaproponował. Jakim cudem zapamiętali jej nazwisko, po co? Usłyszała tylko, ze to głos innej dziewczyny, ale była tak zestresowana, że nie skupiła się na niej w ogóle. Zesztywniała na swoją kandydaturę i uśmiechnęła się kręcąc przecząco głową.
- Nie wydaje mi się, żebym była dobrą osobą na to miejsce. Mam dosyć dużo innych zajęć poza szkołą i nie wydaje mi się, żebym potrafiła połączyć to z byciem przewodniczącą. - "Zamknij się, przestań tyle o tym gadać. Powiedz nie i koniec.".
- Może na przykład Grimshaw? - "Przepraszam, przepraszam, tylko Twoje nazwisko zapamiętałam." Właśnie to całą sobą mówiło ciało Kamiry. Chłopak zapadł jej w pamięci, bo był najwyższy w klasie, więc teoretycznie sam jest sobie winny. - A biwak brzmi świetnie, jezioro lub góry, chociaż wolę jezioro.
Potem jakże wyraźnie dostrzegła, że Chester postanowił przerzucić swoją uwagę na nią. Genialnie. Oślepiona laserkiem, zamknęła oczy i pochyliła głowę w dół udając, że coś notuje i zakrywając dzięki temu oczy grzywką. Czuła rosnącą w niej złość, ale wiedziała, że nie pozwoli na jej pokazanie. Zerknęła tylko w stronę Irlandczyka złowrogo i wróciła do swoich "notatek".
Anonymous
Gość
Gość
Podniósł wzrok znad zeszytu, gdy pojawił się kolejny uczeń. Już po paru minutach zaczął przypuszczać, że między wychowawcą a niepełnosprawnym chłopakiem może dochodzić do spięć. Do funkcji przewodniczącego klasy miały niemalże taki sam stosunek jak większość w tej sali. Jemu również nie uśmiechało się zajęcie tej posady. To dobre dla sumiennej osoby, a Croisseux z pewnością nią nie był. Nieraz odkładał pewne rzeczy na później, zabierając się za nie na ostatnią chwilę lub zamiatając je pod dywan. Nie dało się ukryć, że trudno będzie kogoś wybrać. Wolał przemilczeć tą sprawę. Za to kwestia wycieczki wydawała się być już o wiele ciekawsze. Nie pamiętał, żeby w starej szkole jakieś organizowano. Chociaż czy wybranie się w nieznane rejony na kilka dni z tą klasą nie będzie jakimś ryzykiem? Zawsze istniało ryzyko, że niewinna wycieczka przerodzi się w coś, nad czym nauczyciele stracą kontrolę, tym bardziej że miało jechać wielu uczniów uczęszczających wcześniej Hudson Bay.
- Góry wydają się być spoko.
Odchylił się na krześle, kładąc długopis na zeszycie. Przez chwilę wpatrywał się w sufit, po czym przeniósł wzrok na nauczyciela. Niby coś tam słyszał o nagrodach, ale nie zaznajomił się z tym tematem bliżej. I tak wątpił, aby ta klasa uzyskała powalającą ilość punktów. Wystarczyła chwila w ich towarzystwie, żeby uświadomić sobie, że prawdopodobnie nikt nie palił się do większej aktywności w celu zdobycia paru punktów więcej.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Jasne, oczywiście że jeśli ktoś miał zwracać na siebie uwagę to byłby to właśnie Chester. Jego wymiana zdań z nauczycielem, sprawiła że Riley niemalże niezauważalnie przewrócił oczami, zaraz rzucając kumplowi wymowne spojrzenie, poruszając niemalże niewidocznie ustami.
"Odpuść, stary."
Nie wiedział jednak, czy ten był w stanie dostrzec jego ruch. Niejako zaskoczyło go natomiast pojawienie się Lucasa. Odprowadził go wzrokiem, stwierdzając że rudowłosy nie wygląda na kogoś w szczytowej formie.
Wybieranie przewodniczącego, jak się spodziewał stanowiło nie lada wyzwanie dla uczniów w większości przynależących do klas B. Przez chwilę zerkał z niejakim współczuciem na dziewczynę z A o nazwisku Evergreen, którą postanowili wrobić. Mimo to dość zwinnie odbiła piłeczkę... w Grimshawa. To go zaskoczyło. Właściwie sama postura Ryana sprawiała, że większość wolała omijać go wzrokiem, nie wspominając już o wciskaniu mu wszelkich funkcji, by samemu je uniknąć. Mimo to, z jakiegoś powodu dla samego Winchestera brzmiało to jak świetna zabawa. Z tym jednym wyjątkiem, że z tego co słyszał, Przewodniczący zgłosił się jakiś czas temu. Evan, Evan... Cartier. Tak, ten gość od rodziny jubilerskiej. Z tego co wiedział, miał po prostu przybyć nieco spóźniony. Najwidoczniej tak to właśnie działało, a nauczyciel nie został o tym jeszcze poinformowany. A może zrezygnował ze swojej funkcji?
Boisz się, złoty chłopcze?
Wilk nadal siedział bezpiecznie przy innej ławce, poruszając powoli na boki ogonem. Najwyraźniej nie zamierzał podchodzić póki co bliżej, a jedynie wyśmiewał go z oddali. Z drugiej strony faktycznie nie wiedział czy powinien się wychylać. Westchnął cicho.
- Z tego co wiem, profesorze, Evan Cartier miał objąć funkcję przewodniczącego. Szukał jednak zastępcy. Jeśli zaś o niego chodzi J-... Grimshaw będzie świetnym kandydatem, skoro Evergreen nie ma wystarczająco czasu. Osobiście za niego ręczę.
Co ty zrobiłeś, Riley?
Przez chwilę sam do końca nie wiedział, dopóki nie zwrócił się nieznacznie w stronę przyjaciela, unosząc kącik ust w złośliwym uśmiechu.
- Przyda mi się nieco pomocy w obowiązkach, Jay. - mruknął szeptem w jego stronę, jakby nigdy nic zwracając się z powrotem w stronę nauczyciela.
- Również głosuję za biwakiem w górach.
Anonymous
Gość
Gość
Oczywiście przyszedł spóźniony, bo co by to było, gdyby chociaż raz przyszedł gdzieś na czas? Po pierwsze; nie zwróciłby na siebie uwagi tłumu. Po drugie; byłby tak samo nudny, jak wszyscy ludzie, którzy się nie spóźniają. Po trzecie… dobra, kogo on oszukuje? Przecież najzwyczajniej w świecie zgubił się w szkole, do której uczęszcza już trzeci rok. Ale to nie jego wina! Po prostu nikt nie powiedział mu, gdzie mają lekcję. To wcale nie tak, że sam powinien zacząć się orientować w takich sprawach, czy coś.
Biedny, nawet nie był świadom, że ominęło go coś tak fascynującego jak przedstawianie się przed ludźmi, których i tak chcąc nie chcąc zna, albo chociaż kojarzy. No, bo kurde, są już razem w klasie jakieś pół roku i przynajmniej od czasu do czasu zdarza im się spotkać przypadkiem na jakiejś lekcji (przynajmniej tę bardziej plebejską część, bo wiadomo, że starzy uczniowie River Dale zawsze są wzorowi i zjawiają się na lekcjach! No, przynajmniej w przeważającej większości). Trafił za to na wypowiedź Winchestera odnośnie głosowania za biwakiem w górach. Zatrzymał się w pół kroku z ręką wciąż ściskającą klamkę i z do połowy zamkniętymi za nim drzwiami.
Biwak? W sensie pod namiotami? Bez bieżącej wody i w ogólnie barbarzyńskich warunkach? – na jego twarzy widać było nieudawaną zgrozę. – Jestem zdecydowanie przeciwny takiemu rozwiązaniu. Liberum veto. – skonstatował, przesuwając spojrzeniem po wszystkich zgromadzonych.
Kiedy już przekonał się, że zrobił na nich jakiekolwiek wrażenie, postanowił przerwać dramatyczna pauzę, która nastąpiła po jego wypowiedzi i zamknąć w końcu te cholerne drzwi. Następnie znalazł sobie jakieś wolne miejsce w jednym z pierwszych rzędów ławek i usadowił się na nim. Dopiero wtedy zorientował się, jak ogromny popełnił nietakt. Zerwał się na równe nogi jak poparzony i wyprężony jak struna rzucił, mocno zażenowany, w stronę nauczyciela:
Oczywiście przepraszam za spóźnienie, panie profesorze, po prostu tak zaaferowało mnie to, co przed chwilą usłyszałem, że na chwilę zapomniałem o dobrym wychowaniu.
Nie usiadł, czekając na pozwolenie czy też reprymendę, którą był gotów przyjąć z pokorą. Czy jakąkolwiek inną reakcję ze strony nauczyciela.
Lou
Lou
Fresh Blood Lost in the City
Cholera.
Zdecydowanie powinna była odpuścić sobie trening przed lekcjami. Zatrzasnęła schowek, w którym wcześniej umieściła kask, by już po chwili biec sprintem w stronę szkoły. Ze stresu dostała kolki, a torba niemiłosiernie jej ciążyła. Kolosalne spóźnienie, a tym samym wysokie prawdopodobieństwo zarobienia nagany i osobistego kazania na oczach całej klasy, było wisienką na torcie wszystkich nieszczęść, które miały dzisiaj okazję spotkać Lou.
Będąc na końcu korytarza dostrzegła, że nie była jedyną nie do końca zaprzyjaźnioną z zegarem. Nim jednak zdążyła zatrzymać tajemniczego jegomościa, by na skazanie udać się razem - we dwoję zawsze raźniej, podobno - szczupła sylwetka wślizgnęła się do klasy.
- Merde! - zaklęła i przyspieszyła.
Nim otworzyła drzwi, spróbowała opanować płytki oddech. Przysunęła ucho do drzwi, chcąc wyłapać, co też dzieje się w klasie. Jej partner w zbrodni był w trakcie tłumaczenia się. Przełknęła ślinę i nacisnęła na klamkę.
- Dzień dobry - powiedziała lekko ochrypniętym głosem. Miała zaróżowione policzki, kilka kosmyków przykleiło się jej do skroni, wyglądała jakby przed sekundą skończyła maraton - Przepraszam za spóźnienie, ja... - zaczęła, jednak ostatecznie zamilkła, uznając, że tłumaczenie się nie ma większego sensu. Nie pożałowała za to przepraszających spojrzeń z nutką pełnych skruchy uśmiechów. I nie było prawdą, iż chciała się przypodobać, a uroda nauczyciela przypadła jej do gustu. Naprawdę czuła się winna! Jakoś nie w smak było jej utrudnianie lekcji, zakłócania jej płynności i ładu.
Zerknęła na resztę klasy, miała na twarzy zakłopotany i jednocześnie rozbawiony (w ten najbardziej niezręczny sposób) wyraz. Mając nadzieję, że jej przeprosiny wystarczyły i nie czeka ją teraz nieludzka kara, zajęła wolne miejsce. Przeczesała włosy, starając się wyglądać na całkowicie wyluzowaną.
Selim Luke Skywalker
Selim Luke Skywalker
Fresh Blood Lost in the City
Całe szczęście wyglądało na to, że "Chester" nie zamierzał odpyskować. Odznaczył jego imię na liście i spojrzał po wszystkich starając się przyswoić sobie zarówno ich twarze, jak i godności. Wiedział że zajmie mu to nieco czasu, ale może wyłapie choć parę charakterystycznych twarzy.
- Świetnie, zacznijmy od systemu nagród. Jak dobrze wiecie, Riverdale do najbiedniejszych nie należy, dlatego o nagrody warto powalczyć. Rocznik, który odznacza się największą frekwencją i aktywnością na zajęciach otrzymuje własny puchar i zdjęcie do tak zwanej galerii zasłużonych, gdzie zostaniecie wymienieni z imienia i nazwiska, na dobre wpisując się w historię szkoły. Ponadto, najlepszy uczeń z klasy B może otrzymać stypendium i przenieść się do klasy A. Jeśli nie chce się przenosić, jego nagrodą będzie dofinansowanie od szkoły. Wraz z nim bez problemu utrzymacie mieszkanie w centrum Vancouver, a nawet opłacicie sobie własnego szofera. W przypadku klas A- - przerwał w pół słowa, gdy do sali wpadła dwójka spóźnionych uczniów. Nie skomentował ich słów, machając jedynie ręką na ławki, wyrwany w środku wypowiedzi. Odkaszlnął krótko i wrócił do poprzedniej czynności.
- W przypadku klas A, istnieje możliwość wzięcia udziału w konferencji najbogatszych rodzin, co jak możecie się domyślić, umożliwia nawiązanie wielu cennych kontaktów i polepszenia statusu rodziny. Do tego ci z was, którzy przynależą do klubu mogą zrobić wtedy list z prośbą o zakup potrzebnego sprzętu nawet wykraczającego ponad wasz budżet, a dyrekcja na dziewięćdziesiąt procent przystanie na waszą propozycję. Ostatnią z nagród jest tygodniowa wycieczka zagranicę dla zwycięskiego rocznika. Wszelkie koszta pokrywa szkoła, a jako wielbiciele demokracji, miejsce wybieramy drogą głosowania. Nie muszę też chyba dodawać, że jeśli to nasza klasa zdobędzie nagrodę, dostanę piękny wpis do CV. Liczę na was. Jakieś pytania? - rozejrzał się po klasie, czekając na ewentualne zgłoszenia, choć jednocześnie niespecjalnie ich oczekiwał. Dopiero po tym przeszedł do kolejnych spraw. Protest jednego z uczniów na temat biwaku, skończył się nieco znudzonym wzrokiem ze strony Selima.
- Większość klasy głosowała za. Może pan napisać petycję do dyrektora z prośbą o zezwolenie na przytarganie własnej przyczepy kempingowej. - w takich momentach jak ten, ciężko było stwierdzić czy żartuje, czy może jest całkowicie poważny. Tak czy inaczej góry zostały wpisane w dziennik jako ostateczna decyzja klas trzecich, a po krótkim chrząknięciu i oceniającym wzroku na jednym z uczniów, zapisał jego nazwisko.
- Ryan Grimshaw, świetnie. Może się pan zgłosić do mnie po lekcji w kwestii wytycznych. - skinął głową i przeszedł przez klasę stając przed Lou.
- Proszę mi wymienić nazwę największej konstelacji i przynajmniej jedną, która z nią sąsiaduje. - odwrócił się w stronę Slovaca i skinął na niego głową.
- Pan natomiast wymieni mi najmniejszą konstelację i powie do jakiej przynależała wcześniej, nim uczyniono ją odrębną i 'niezależną'. Jeśli odpowiedzi będą poprawne, wyjątkowo nie wpiszę wam spóźnień. Wy natomiast pomyślcie nad przynajmniej jedną gwiazdą i spróbujcie coś o niej opowiedzieć. Wystarczą dwa zdania. - ostatnie słowa skierował do całej klasy, biorąc marker w dłoń. Wyraźnie czekał na ich odpowiedzi, raz po raz obracając go między palcami, niemniej zamierzał dać im kilka minut na zastanowienie się. Dzięki temu ci, którzy mieli coś w głowach będą mogli uporządkować sobie informacje, by nie palnąć głupoty, a ci którzy nie wiedzieli nic - pogapią się jakże produktywnie w ścianę. Złapał jedną pojedynczą, zapisaną z dwóch stron kartkę i skierował swoje kroki w stronę Somera.
- Jest o jedną stronę krótszy niż oryginał, więc trzydzieści pięć minut powinno ci starczyć. Akurat do końca lekcji. W razie czego zostanę z tobą na przerwie. Gdybyś miał pytania - wal śmiało. Możesz usiąść obok panny Evergreen. - rzucił luźno do chłopaka, podając mu sprawdzian i wskazując odpowiednie miejsce.

// Termin: 16 kwietnia do północy. Krótkie posty, nie musicie się rozpisywać.
Lucas:
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Jego szatański uśmieszek wezbrał na sile, gdy panna Evergreen usiłowała się uchronić od rażącego ją wskaźnika, a to pobudzało Chestera na tyle, że do zadowolenia nie wystarczało mu to rozrabianie jak na lekarstwo. Więcej, więcej!
Zarechotał pod nosem, zasłaniając sobie lekko wierzchem kościstej dłoni usta, aby raz jeszcze nie skonfiskowano mu jego laserowej zabaweczki, którą, ze względu na osłanianie się przed nią Kamiry, polubił. I już szykował się do natarcia na jeszcze jednego człowieka umęczonego przez los, a był nim pan Croisseux, który nie wyglądał na specjalnie wciągniętego w toczącą się wokół niego lekcję. Aby go nieco rozbudzić, Chester już celował czerwonym punktem w plączące się między jego włosami oczy, aczkolwiek ujrzenie przez sekundę w lusterku Thatchera z tym swoim nieco karcącym wzrokiem jednak było w jakimś stopniu istotniejsze, niż oślepianie losowych ludzi. Nie zrobił tego raczej po to, aby nie terroryzować społeczności należącej do tego rocznika, lecz bardziej dla samego Winchestera; jakby nie było, Irlandczyk już lata temu zarejestrował jego stosunek do wszelkiego rodzaju powierzchni szklanych, które panienki wykorzystywały do poprawiania makijażu. Nigdy nie wnikał w genezę tej niechęci, stawiał, że była to jakaś trauma. Jednakowoż tego nie zweryfikuje, nie chcąc stresować starszego swoimi natrętnymi pytaniami. Tak, Heachthinghearn umiał czasem przystopować.
I parsknął śmiechem, gdy wyszło na to, że jednostka, która żyła od ósmej do piętnastej jak skazaniec, bądź łapankowy robotnik jednak według ludu ma największe predyspozycje na objęcie tej pozycji w samorządzie! Haha! Nawet Ril.. Coś ty mu zrobił, chłopie, co?
Gdy chichrał się cicho, jak to on, z niewiedzy ludzkiej, całą tę wesołość zaćmiło mu przybycie szkolnej divy.
No, jest i nasza lalunia. ─ skwitował na głos odzew w afekcie ze strony Kievič, mając, kolokwialnie mówiąc, w dupie to, czy do czyichś uszu jeszcze to dojdzie. A właściwie, to oprócz tego, że miał, niespecjalnie uniósł ton tak, że jego drwiny nie trafiły jedynie do ich adresata; nie umiał kontrolować swojej tonacji. ─ No, zakręć ponętnie tymi biodrami i śmigaj do ławki, ślicznotko, bo Cię Siggy dorwie. ─ zaśmiał się złośliwie, wrzucając do plecaka trzymane ówcześnie przedmioty, po czym objął ramionami plecak, wodząc złotawymi oczami tym razem za panią Lou, która chyba pobijała rekordy w spóźnieniach, aczkolwiek dla 6 godzin Chestera nie była konkurentką.
Oh, jak jego cholernie nie interesowały te szkolne pierdoły.. Na promocję się nie załapie, co dopiero na stypendium. Nagrody.. Na co komu nagrody? Śledził nauczyciela oczami, który najwidoczniej zadał im teraz zadanie.
Gwiazda? O matko, Chester, jest coś, co wiesz!
Ja wiem, ja wiem! Taylor Alison (po babci występującej w operze!) Swift. Urodzona 13 grudnia 1989  w Pensylwanii, pisze sobie 13 na ręce, bo to jej ulubiona liczba, uwielbia bransoletki, ma 1,8 metra wzrostu, nie zdała trzy razy prawka i kocha Chace’a Crawforda!
Zadowolony z siebie, aż podciągnął się nieco na podłokietnikach, szczerząc krzywe jak nogi mohera po pielgrzymce zęby z pełną satysfakcją. A zaraz się tak rozmarzył, że oparł głowę na ręce, myśląc o swojej przyszłości z ukochaną piosenkarką i o zajebistym seksie z nią.
Lou
Lou
Fresh Blood Lost in the City
Jakże się ucieszyła, kiedy nauczyciel zareagował tak bezbarwnie, po prostu machając na dwójkę spóźnialskich ręką, ażeby dali już mu spokój i pozwolili dokończyć wypowiedź, zamiast stosować jedne z tych poniżających kar, które nie miały wyglądać brutalnie, coby żadne z dzieciaków ze łzami nie poleciało do dyrektora, ale brutalne były.
Uspokoiwszy się, oparła podbródek na wewnętrznej stronie prawej dłoni. Ah, tygodniowa wycieczka. Jedyna nagroda, dla której z chęcią by się nieco poświęciła. W myślach już planowała i wybierała możliwe kierunki ich klasowej wyprawy. Może Francja? Jeszcze nie miała okazji być w arkadii wina i sera ze szkolnymi znajomymi. Mogłaby im posłużyć za przewodniczkę. Albo jakieś tropiki! Kuba, a może Haiti? Jakiś gorący kraj, żeby wszyscy wygrzali sobie tyłki i mogli całymi dniami pić chłodne drinki  A całodobowe chodzenie w stroju kąpielowym, bez kilkunastu warstw ubrań! Japonia też nie byłaby złym pomysłem...
Była tak zaabsorbowana własnymi fantazjami, że nie zwracała uwagi ani na monologującego profesora, ani na otaczających ją uczniów, z zadumy wyrwało ją dopiero pytanie pana Skywalkera, które prawdopodobnie nie dotarłoby do niej, gdyby nauczyciel nie zaszczycił jej swoją "wizytą". A miała nadzieje, iż sobie odpuści.
Podskoczyła na krześle i zagoniła wszystkie szare komórki do pracy.
- Yyy... - no dalej, przecież to wiesz. Za wszelką cenę starała się przypomnieć tę cholerną nazwę. - Gwiazdozbiór Hy... - no... - Hybry... - tak, jest dobrze! - ...dy - ostatnią sylabę niemalże wyszeptała. To nie tak, że się nie przygotowała, była wyrwana z własnych rozmyślań i nie udało jej się przełączyć na tryb lekcyjny. Teraz tylko ta sąsiednia konstelacja. Przygryzła wnętrze policzka, szukając w szufladkach umysłu poprawnej odpowiedzi, ok, tego nie da się zapomnieć - Sąsiaduje z nią konstelacja Jednorożca? - napięła mięśnie, czekając na reakcję nauczyciela.
Parsknęła cicho, słysząc rozbrykanego Chestera, który ani trochę nie oszczędzał nowego wychowawcy. Nie to, że jakoś specjalnie rozbawił ją ten wysublimowany żart, była ciekawa, jak zareaguje na ten wybryk nauczyciel, który nie wydawał się być nerwowy.
Zerknęła po klasie, chcąc mniej więcej ocenić frekwencję i rozmieszczenie poszczególnych osób. Zatrzymała wzrok na rudej czuprynie, którą nie bardzo kojarzyła z własną klasą. Nowy uczeń? Miał coś poprawiać. Inny rocznik, tak? Uniosła brwi, ukradkiem przyglądając się Lucasowi.
Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
W milczeniu przyglądała się tej całej szopce. Zaskoczyło ją jak zwinnie Kamira wymigała się od bycia przewodniczącą. Cóż, Wright się jej nie dziwiła. Nagrody i tym podobne słabo ją interesowały. Nie było się co oszukiwać,  że Amerykanka nie stanie się naglę z tego powód wzorową uczennicą ze świetnymi ocenami ze wszystkiego, przychodzącą na każdą lekcję nawet na tę najdurniejszą. Nie, ona miała o wiele ciekawsze pomysły na spędzenie czasu. Na przykład pójście na piwo i papierosa lub zrobić jakąś rozróbę z tą panną obok siebie. Tak, to było o wiele ciekawsze zajęcie i nie raz mogła się przez to popatrzyć na zgrabne nogi i ciała panienek w klubach. Nie, żeby Siggy była brzydka, co to to nie, ale w końcu głupio pójść do łóżka ze swoją przyjaciółką. Śmieszkować i na niby się podrywać mogą, ale pewnych granic się nie przekracza, co nie? Jednak wracając. Ach, czego chcieć więcej? Może tylko jakieś pięknej damy obok i swojej gitary.  
Znudzone spojrzenie przeniosła w kierunku kolejnych spóźnialskich. Nie, nie przejęła się nimi jakoś bardzo. Żeby ich jeszcze jakoś lepiej znała czy coś, choć trzeba przyznać, że tamten gościu ją nieco rozbawił. Tak, nie ma to, gdy kobiecie nie przeszkadzają jakieś nieudogodnienia i jest twardsza od faceta. Hm… Choć jakby nie spojrzeć to ona i Norweżka były dość nietypowymi przedstawicielkami płci pięknej. Przelotnie zerknęła na Chestera. Tak, chłopaczek zaczynał ją irytować. Ba, zastanawiała się czy gra takiego głupiego czy tylko udaje. Westchnęła cicho. Pomasowała dłonią kark, przymykając przy okazji delikatnie ślepia. Męczyła ją ta lekcja. Och… Czyli oni też mają wymyślać coś o gwiazdach.
- Zdawało mi się, że to wychowawcza, a nie lekcja astronomii - mruknęła, zerkając kątem oka na Siggy. Zaraz jednak zaczęła się zastanawiać nad tą gwiazdą. Pamiętała kilka bardziej lub mniej znanych. W końcu co można robić przy ognisku z ojcem prócz grania, śpiewania, opowiadania sobie strasznych historii i pieczenia pianek? No, oczywiście opowiadać o gwiazdach. Drgnęła delikatnie, spięła się lekko, a z jej ust zszedł na dłuższą chwilę ten jej łobuzerski uśmieszek, gdy przypomniały jej się wspólne biwaki z ojcem.
Anonymous
Gość
Gość
Zerknął kątem oka na otwierające się w pośpiechu drzwi, ale to byłoby na tyle jego zainteresowania nowy przybyłymi. Zaraz znów spuścił wzrok na swoje szpargały, bazgrząc coś w zawzięcia na marginesie. Co prawda nie spodziewał się, że nauczyciel połączy lekcje wychowawczą z lekcją astronomii, ale było mile zaskoczony tym obrotem sytuacji, skoro sprawy organizacyjne mieli już z głowy, a wskazówki zegarka na przegubie wlekły się jak polskie koleje. Nic nie było tak skuteczniejsze od zabicia czasu w szkole, jak lekcja, porządna zbieranina wiedzy. Nie spodziewał się tylko jednego - tego, że Heachthinghearn zabierze głos w pierwszy. Gdyby miał go pod ręką, pewnie zdzieliłby go książkę po głowie, a tak mógł jedynie pokręcić głową z dezaprobatą, kompletnie nie panując nad kącikami warg, które zadrżały niebezpiecznie w znajomym, acz rzadko występującym u niego geście. Ostatecznym rozrachunku powstrzymał je od jawnego wykrzywienia ku górze, zaciskając na ich dolnej części zęby, by przestudiować i przetworzyć w głowie swoją znajomość gwiazd, która ograniczała się do miernego minimum.    
Regulus: najsilniejsza gwiazda w gwiazdozbiorze lwa. Jej odległość od słońca jest szacowana w granicy od 75 do 78 lat — odpowiedział, mieszcząc się wymaganych dwóch zdaniach, mimo że pewność odpowiedzi nie istniała.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
„Może na przykład Grimshaw?”
Spojrzenie szarych tęczówek ciemnowłosego od razu zabrnęło ku dziewczynie, która zaproponowała jego kandydaturę. Dość nierozsądne posunięcie, biorąc pod uwagę, że go nie znała. Miał jednak sporo szczęścia, że w klasie przeważali ci, którzy mieli z nim do czynienia już w Hudson's Bay, a dzięki temu jego szanse na otrzymanie tej roli drastycznie malały.
I dobrze.
„Grimshaw będzie świetnym kandydatem (...) Osobiście za niego ręczę.”
Jay raptownie przeniósł wzrok z Evergreen na Winchestera, choć temu przyjrzał się zaledwie z ukosa. Tyle wystarczyło, by chłód jego oczu zahaczył o złośliwy uśmiech na twarzy chłopaka. I pomyśleć, że gdyby nie dał się namówić na przyjście tu, nie musiałby martwić się o to, że wbrew własnej woli zostanie postawiony w centrum uwagi. Milczał jednak w tej kwestii, jakby próba wycofania się i przekonywanie Skywalkera do tego, że był to beznadziejny pomysł i skarżenie się, że kumpel próbuje go wrobić było poniżej jego godności.
Jeśli ładnie poprosisz, Winchester ― wymruczał pod nosem na tyle sucho, by nadzieja na pomoc z jego strony została skutecznie podburzona. Może Ryan nie uchodził za samarytanina, ale jeżeli Riley oczekiwał jego wstawiennictwa, źle się do tego zabierał. Szatyn oparł łokieć o ławkę i potarł skroń z wyraźną rezygnacją, która wzmogła się, gdy tylko Selim złapał haczyk.
Widzisz? Może wreszcie zaspokoisz swoje władcze zapędy? Chociaż nadal będziesz drugi.
Nie interesuje mnie taka forma „władzy”.
A mimo tego kiwnął zdawkowo głową w stronę wychowawcy, choć do tej pory nie przewidywał, że będzie musiał wysłuchać jakichkolwiek wytycznych. Pobieżnie przyjrzał się dwójce spóźnialskich, ale nie doczekali się od niego większej uwagi. Opuścił nieznacznie głowę, wlepiając wzrok w zeszyt na ławce. Kilkakrotnie zastukał o niego długopisem, jakby to miało pomóc mu w skupieniu. A trzeba przyznać, że było to konieczne, gdy przyszło mu słuchać Chestera, który nie załapał, że astronomia nie miała nic wspólnego ze światem sław. Czasami naprawdę zastanawiało go, jakim cudem znosił  jego obecność.
Alfa Andromedae albo Alpheratz, inaczej też Sirrah jest najjaśniejszą gwiazdą w gwiazdozbiorze Andromedy. Jej pozostałe nazwy pochodzą jeszcze z czasów, gdy przypisywano ją do gwiazdozbioru Pegaza. Od Ziemi dzieli ją dziewięćdziesiąt siedem lat świetlnych ― rzucił, jeżeli przyszła jego kolej, mimo że w głowie siedziała mu też znacznie bardziej oczywista odpowiedź na wydane przez nauczyciela polecenie. Jego ton nie wskazywał na to, by wyrażał szczególne zainteresowanie lekcją, ale w jego przypadku było to czymś na porządku dziennym. Swoje odbębnił i mógł wrócić do produktywnego spoglądania w okno, które znajdowało się tuż obok, choć nadal potrafił skupić się jednocześnie na nim, jak i na tym, co działo się dookoła niego.
Anonymous
Gość
Gość
Nauczyciel, którego godności nie udało mu się poznać z powodu felernego spóźnienia, łaskawie machnął ręką, co Slovac odebrał jako znak od Niebios, że może posadzić na krześle swoje cztery litery. Przez chwilę starał się zagłębić w te wszystkie kwestie wychowawcze, aktywnie uczestniczyć w życiu klasy i tak dalej, ale szybko stwierdził, że zwyczajnie go to nie interesuje. „Konferencja najbogatszych rodzin, blablabla, wycieczka zagranicę, na którą może pojechać sobie w każdej chwili, sruty pierduty…” Dalsze informacje puścił mimo uszu, wyciągając z torby drogi zeszyt oprawiony w skórę i równie kosztowne pióro. Otworzył go na swoim ostatnim, niedokończonym poemacie. Na jego twarzy momentalnie odmalowało się skupienie, które podkreślił, przygryzając końcówkę pióra. Zlustrował całość tekstu, zmrużył oczy, przekreślił jedno ze słów i zmienił na inne, przez chwilę, jakby zastanawiał się, czy dokonał dobrego wyboru, po czym pokiwał głową z aprobatą i przeszedł do ostatnich dwóch wersów:

Zimowej nocy w ziąbie grudnia
Na niebie widać

Potrzebował rymu do „grudnia”. „Zaludnia”? Nie, to bez sensu, musiałby zmienić cały wers, a może nawet i sens wiersza. „Pochodnia”? To nawet nie jest odpowiedni przypadek. I ty śmiesz się nazywać artystą, marna podróbo twórcy? Masz 5 sekund na wymyślenie czegoś chociaż stosunkowo godnego…
Drgnął niespokojnie, słysząc kierowane do niego słowa. Jeszcze przez chwilę był myślami przy swoim wiekopomnym dziele i wtedy właśnie wpadł mu do głowy idealny rym.
… Krzyż Południa! – niemalże wykrzyknął, a w jego głosie słychać było tyle tryumfu, że można by pomyśleć, iż co najmniej wygrał wyścig sprintem, w którym brała udział przeciwko niemu banda dwumetrowych Kenijczyków, a nie złożył ze sobą kilka pasujących słów. Szybko zapisał je w swoim kajeciku i dopiero wtedy zaszczycił belfra swoim spojrzeniem. – Za czasów Ptolemeusza należał do gwiazdozbioru Centaura. A Taylor Swift nie ma nic wspólnego z astronomią – ostatnie zdanie rzucił niby mimochodem, nawet nie patrząc w stronę Chestera, jednak oczywistym było, iż jest ono odpowiedzią na  jego popis.
Czyżby Słowak chciał zniszczyć jego dziecinne marzenia o popisaniu się w zamian za docinki, które mimo wszystko fragmentarnie dotarły do uszu bruneta? Być może. Czy pogardzał nim i nie okazał mu swoich negatywnych uczuć tylko ze względu na poprawność polityczną? Zdecydowanie tak.
Kamira Evergreen
Kamira Evergreen
Fresh Blood Lost in the City
Kamira prawdę powiedziawszy wybrała również Grimshawa nie tylko dlatego, ze to on jako jedyny jej zapadł w pamięć, ale dlatego również, że siedział gdzieś za nią i kiedy musiała, według niej, tak bezczelnie odbić bycie przewodniczącym w kogoś innego, łatwiej było to zrobić do kogoś na kogo nie musi patrzeć i czuć jego morderczego spojrzenia. Właściwie to te spojrzenie i tak czuła, ale łatwiej je w ten sposób ignorować. Prawie pozwoliła sobie na to, by się uśmiechnąć z radości i ulgi kiedy ktoś ją poparł. Zerknęła katem oka na chłopaka, który to zrobił, ale nic nie powiedziała i poprawiła się na fotelu. Wysłuchała uważnie nauczyciela, ale nic nie powiedziała, spuszczając wzrok powoli na ławkę. Kochała gwiazdy, ale niestety nie bardzo się na nich znała. Nie musiała rozumieć jak działają, skoro i tak ją zachwycały prawda? Nie rwała się zbytnio do odpowiedzi, stwierdzając, że to co wie, jest pewnie absurdem w porównaniu z informacjami które rzucali tutaj uczniowie. Może poza Chesterem, który sprawił, że miała ochotę rozłożyć się na ławce i zapłakać nad głupotą ludzką i brakach w wychowaniu. Zerknęła na chłopaka któremu nauczyciel zaproponował miejsce obok niej. Śmiała wątpić, żeby chłopak rzeczywiście je zajął no ale... Wpatrywała się w kartkę leżącą przed nią, mając nadzieje, że niewidzialność jakoś ją ochroni.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Chyba nikt nie spodziewał się, że Sigrunn w jakikolwiek sposób zareaguje na informacje, co wygra najlepsza klasa w szkole oraz co dostanie najlepszy uczeń z klasy B. Od razu było wiadomo, że klasa 3-B nie ma najmniejszych szans na wygranie czegokolwiek, prócz nagrody dla najbardziej olewającej klasy w szkole, a jedyne, co mogła zdobyć Norweżka za chodzenie do szkoły, to nagana za zbyt rzadkie jej odwiedzanie. Może i fajnie byłoby mieć super apartament w centrum i własnego szofera, ale nie było to warte zapierdalania przez cały rok. O ile całkowicie zlała nowinki z systemu nagród dla klas B, tak już jej zainteresowanie lekcją sięgnęło poziomu dna i wodorostów, gdy temat zszedł na klasę A. Ziewnęła więc przeciągle, wystukując palcami jakiś bliżej nieokreślony rytm o ławkę, a jedyne, co ją nieco ożywiło, to wejście spóźnialskich i uwaga Chestera.
- Nie mój typ. Bierz go, Chessy - puściła oczko inwalidzie zaraz po tym, jak bezczelnie zlustrowała klasową divę od stóp do głów. Jakby w ogóle była jakakolwiek opcja, że Sig mogłaby wyjść do Słowaka z czymś innym, niż z wpierdolem, do którego i tak nie miała powodu. Jeszcze.
Niespodziewany astronomiczny atak na rzekomej godzinie wychowawczej zdziwił nie tylko Alex. Już słysząc słowo "konstelacja" Sigrunn zmarszczyła brwi i skrzywiła się, jakby Skywalker zaczął właśnie szczegółowo opisywać wyjątkowo ohydnego gejowskiego pornosa, jakiego ostatnio widział. Astronomia jest przedmiotem o tyle niewygodnym, że nie wiadomo, czy bliżej temu do znienawidzonej przez Norweżkę fizyki czy raczej do znośnej geografii czy może do jeszcze znośniejszej chemii. Gdyby tylko uważała na lekcjach albo w ogóle na nich bywała, to możliwe, że zdawałaby to chociaż na dostateczny, a tymczasem nawet wymyślenie gwiazdy innej niż Słońce zdawało się być rzeczą niebotycznie trudną. Wciąż lepiej niż w przypadku Chestera, ale i tak wypadłaby blado w porównaniu do reszty, więc postanowiła się nie odzywać i przyjąć pozycję ucznia, który bardzo nie chce być spytany czy nawet zwracać na siebie uwagi nauczyciela, udając, że go tu nie ma. Siadła przodem do tablicy, założyła nogę na nogę, wyjęła zeszyt z torby i wbiła w niego tępe spojrzenie, bawiąc się kolczykiem w wardze, jakby to miało dać efekt peleryny niewidki.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach