Selim Luke Skywalker
Selim Luke Skywalker
Fresh Blood Lost in the City
Wyglądało na to, że koniec ze spokojnym życiem. Gdy tylko Dyrektor zawołał go do siebie do gabinetu, wiedział że nie wyjdzie z niego jako zupełnie inny człowiek. No, powiedzmy.
"Od dzisiaj będziesz wychowawcą trzeciego roku. Nie zawiedź mnie."
- Nie zawiedź mnie, powiedział. - wymamrotał pod nosem, raz po raz przygryzając zębami filtr niezapalonego papierosa. On miałby kogoś zawieść? Nie w tym życiu! Szedł przez korytarz obracając na palcu odpowiedni kluczyk do sali. Dwie minuty do dzwonka, idealnie. Z tego co widział, niektórzy uczniowie już czekali, kto by pomyślał. Otworzył drzwi krótkim ruchem i pchnął je do wewnętrznej strony.
- Klasy trzecie? Zapraszam do środka. - rzucił donośnym, spokojnym głosem, zaraz rozkładając się ze swoimi rzeczami na biurku. Nie żeby było tego jakoś dużo. Jakiś magazyn, dziennik z wsuniętą w środek listą obecności, papieros którego wcześniej trzymał w ustach, marker. Od razu chwycił za ten ostatni i odwrócił się w stronę tablicy.

SELIM SKYWALKER
WYCHOWAWCA, NAUCZYCIEL ASTRONOMII I RYSUNKU

Odłożył marker na miejsce i odwrócił się w stronę klasy, która miała wystarczającą ilość czasu, by zająć sobie jakieś miejsca.
- Dobra, bez zbędnych ceregieli. Na imię mam Selim Skywalker i od dzisiaj będę waszym wychowawcą. Odpuśćcie sobie wszelkich panów, profesorów i pochodne, możecie mi mówić po imieniu. Jest jedna podstawowa zasada, której macie przestrzegać. Nie obchodzi mnie skąd jesteście, kim jesteście, ile zarabiacie, jak ma na imię wasza matka ani profesja waszego ojca. Wy szanujecie mnie, ja szanuję was. Odtrącicie wyciąganą do was pomocną dłoń i nigdy więcej jej nie dostaniecie. Możemy razem spędzić lata w spokoju i miłej, a przynajmniej przystępnej atmosferze, albo doprowadzę do tego, że będziecie spieprzać z moich zajęć z podkulonym ogonem, dzwoniąc z płaczem do matki. Decyzja należy do was. Zrozumiano? Świetnie. - nie zamierzał dawać im czasu na odpowiedź. Przeszedł przed biurko i oparł się o nie tyłem.
- Tradycyjnie zaczniemy od krótkiego przedstawienia się. Wystarczy imię, chętni mogą dodać zainteresowania czy cokolwiek, w trakcie inni zachowują ciszę. Każdemu przysługuje też jedno, nieobowiązkowe pytanie do mnie. Zaczniemy od ciebie. - wskazał ręką na pierwszego ucznia z brzegu.

// Kolejność dowolna. Kto napisze pierwszy ten uznaje, że do niego kierował się Selim. Kolejne osoby przedstawiają się po niej.

TERMIN: 1 marca, g. 23.59.
2 spóźnienia z odpisem/pominięcie kolejki = wylatujecie z lekcji z nieobecnością. Do boju.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Traktował lekcje jako coś, co wymagało odbębnienia. Daleko było mu do kujona, który z pasją pochłaniał wszelką wiedzę oraz do kogoś, kto czerpałby satysfakcję z wysokich ocen. Przychodził na nie, bo musiał albo dlatego, że Winchester nie dałby mu żyć, co nie zmieniało faktu, że czasem wciąż przemawiał przez niego mało chwalebny zwyczaj pojawiania się na lekcjach w kratkę. Tego dnia jednak pojawił się w szkole, jak zwykle nie zamieniając z nikim ani słowa. Gdy nauczyciel otworzył drzwi do klasy, odczekał chwilę, do momentu, w którym uznał, że nie grozi mu niepotrzebny ścisk w drzwiach. Zajął miejsce w jednej z tylnych ławek, mimo że wbrew pozorom to właśnie one skupiały na sobie więcej uwagi. Nie próbował się jednak ukrywać, po prostu wygodniej było mu bez bełkotu rozgadanych uczniów tuż za plecami.
Bez wyrazu spoglądał na mężczyznę, któremu przypadła rola ich wychowawcy. Szare tęczówki przesunęły wzrokiem po dość młodzieńczej twarzy, przez którą sprawiał wrażenie co najmniej niedoświadczonego, jednak na tym skończyła się ocena Selima. Selima, który nie przepadał za tytułami i który zdawał sobie sprawę, że wiercenie komuś dziury w brzuchu i przymuszanie go do odpowiadania na pytania, na które nie chciał odpowiadać, było zwyczajnie bez sensu.
Chociaż tyle. Może was nie zanudzi.
Nie odpowiedział. Rozsiadł się wygodnie na krześle i wyciągnął nogi przed siebie, krzyżując je w na wysokości kostek. Palce odruchowo zaczęły obracać wyciągnięty wcześniej długopis, gdy po klasie rozległy się głosy uczniów, którzy kolejno zaczęli się przedstawiać.
Ryan ― rzucił zdawkowo, gdy przyszła jego kolej. I tyle. Nic o zainteresowaniach, nic o życiu, żadnych nieobowiązkowych pytań. Już od pierwszej sekundy zaznaczył, że w tym środowisku wolał być cieniem.
Kamira Evergreen
Kamira Evergreen
Fresh Blood Lost in the City
Dziewczyna była pod salą chwilę wcześniej niż nauczyciel, ale dzięki niskiemu wzrostowi i niezauważalności, udało jej się wcisnąć na początek kolejki i szybko zająć miejsce które miała upatrzone zazwyczaj w klasach. Z ulgą stwierdziła, że ta klasa nie różni się zbytnio od innych i spokojnie usiadła mniej więcej w 3 ławce przy oknie. Nie za daleko, nie za blisko, a najważniejsze przy oknie. Oby nauczyciel nie wpadł na wspaniały pomysł jakim jest przesadzanie ich teraz. Jednak po wysłuchaniu jego komentarza stwierdziła, że chyba jest nawet bardziej niż w porządku. Ludzie przedstawiali się, między innymi chłopak na którego zwróciła uwagę ze względu na jego wzrost. Wszyscy w tej szkole tacy wysocy rośli czy jaki grom? Nawet nauczyciel był wysoki. Swoją drogą, chyba sama z siebie to nie będzie zbyt aktywna, nie wierzyła w opcję, żeby odezwała sie do niego po imieniu. W końcu przyszła kolej na nią. Nie podniosła się całkowicie tylko wsparła na ławce.
- Kamira Evergreen. - Skinęła głową i szybko usiadła spowrotem, czując jak policzki jej lekko czerwienieją. To śmieszne ale tekst Selima kojarzył się jej z sytuacją z mangi, która aż się prosi, żeby któraś z uczennic zapytała teraz "A czy ma Pan dziewczynę?". Rozejrzała się dyskretnie po klasie. Niestety mało tu innych dziewczyn.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
I oto stał się cud, Sigrunn przyszła do szkoły. Uznała, że wypadałoby obskoczyć tych pierwszych parę lekcji, popatrzeć, komu lepiej nie podpadać, a kogo może spokojnie zlewać, a następnie powrócić do swojego standardowego trybu, jakim było chodzenie w kratkę. Najmniej podobało jej się jednak, że musi iść na tę konkretną lekcję. Astronomia. Bliska kuzynka fizyki i taka sama kurwa jak ona. Norweżka postanowiła pójść na nią tylko ze względu na to, że jej się to opłacało. W końcu to lekcja z jej wychowawcą, a z tym wypadałoby mieć chociaż minimalnie dobre stosunki. Nie przychodząc, już za pierwszym razem pokazałaby, jak bardzo ma go gdzieś. Niezbyt dobry pomysł, gdyby później miała coś od niego chcieć.
Jakimś cudem udało jej się wejść do klasy, a raczej wtoczyć z tym tłumem "spragnionych wiedzy". W praktyce mało kto wyglądał tak, jakby mu się to podobało, w czym Sig od razu dostrzegła szansę: będzie miała sporą grupkę ludzi, z którymi będzie mogła się urywać z lekcji. Tymczasem zajęła miejsce w czwartej ławce przy samiusieńkiej ścianie, o którą oparła się plecami i położyła stopy na krześle od stojącej obok ławki. Perfekcyjnie. Tylko niech się pan profesor nie przyzwyczaja do jej obecności, bo się zawiedzie. Spojrzała na tablicę i nie mogła się powstrzymać od rozbawionego parsknięcia.
- Fy søren. Dobrze, że nie Luke czy Anakin - mruknęła na tyle głośno, że mogły ją usłyszeć najbliżej siedzące osoby. Ewentualnie sam Skywalker, jeśli by się dobrze przysłuchał. Nieważne. W każdym razie, bardzo spodobał jej się drugi przedmiot, którego nauczał ten koleś. Rysunek. Proste i przyjemne, w przeciwieństwie do tej jebanej astronomii. A jak sama czegoś nie narysuje, to znała sporo ludzi, którzy mogli to zrobić za nią. Świetnie. Dodatkowo spodobała jej się rzeczowość Selima i fakt, że się nie pieprzył jak niektórzy, chociaż to z góry skazywało ją na ten przymus przychodzenia na jego lekcje. A przynajmniej większość. To już jej się mniej spodobało.
Przyglądała się wszystkim przedstawiającym się uczniom po kolei, a gdy nadeszła jej kolej, tylko zdjęła nogi z sąsiedniego krzesła i podniosła się nieznacznie.
- Sigrunn - przedstawiła się krótko, po czym powróciła do swojej wcześniejszej, niezwykle wygodnej pozycji, dzięki której miała świetny widok na całą klasę, z którą przydałoby się zapoznać. Żadnych pytań, żadnych dodatkowych informacji, bo nie odczuwała potrzeby bawienia się w przedszkole i opowiadania o sobie.
Anonymous
Gość
Gość
Pojawił się punktualne na czas przed klasą, gdzie miała odbyć się wyczekiwana przez niego lekcja. Nie wiele myśląc, usiadł w bliżej nieokreślonym miejscu. Dopiero po chwili dotarł do niego fakt, że jego ofiarą padła ławka, która nie była przez nikogo zajmowana. Wręcz idealnie, bo ochota na przebywanie w czyimś towarzystwie wyparowała. Wyciągnął z plecaka potrzebne rzeczy w charakterze długopisu i zeszytu, rozłożył je na pustym, podniszczonym blacie i przeniósł swoje zainteresowane spojrzenie na tablice, gdzie widniało imię i nazwisko nowego wychowawcy. Przeczytał je uważnie dwa razy, by upewnić się, że wzrok nie płata mu figli i nauczyciel faktycznie posiada takie oryginalne, rzadko spotykane imię, które wraz z nazwiskiem dawało intrygujące połączenie.
Littenberg z reguły nie zwracał uwagi na swoje najbliższe otoczenie, toteż przebywających w klasie rówieśników traktował jak nieodłączny element krajobrazu. Nauczycielowi poświęcał zdecydowanie więcej uwagi, bo był świadomy celu swojego przybycia na lekcje, który nie ograniczał się tylko i wyłącznie do bycia zakreślonym na liście obecności. Skoro już pojawił się na zajęciach, to z konkretnym zamiarem – w tym wypadku kierowała nim chęć przyswojenia sobie potrzebnej do awansowania z klasy do klasy wiedzy z astronomii, nawet jeśli ta była ściśle związana z drugim zaraz po matematyce znienawidzonym przez chłopaka przedmiotem, fizyką. Może właśnie dlatego padające z różnych stron imiona były przez niego skutecznie ignorowane, gdyż potrzeba zapamiętania ich nie zaistniała. Przez toteż z kilkusekundowym opóźnieniem zarejestrował moment, kiedy jego sąsiad, w tym wypadku sąsiadka z najbliższej ławki wyprodukowała z siebie odpowiedź i sam poszedł za jej przykładem, ograniczając się do zbędnego minimum, które akurat było jego nieodłącznym towarzyszem. Ale nim podjął się tego zadania, wstał, by okazać trochę szacunku nowemu wychowawcy.
Shane — przedstawił się krótko, niemalże machinalnie, beznamiętnie, jak robot wyrzucający z siebie zapisane w pamięci komputera dane i znów usiadł, łapiąc długopis w palce, by zająć się dla odmiany bazgraniem na marginesie.
Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
Co ona tu robiła? Tak, to było dość dobre pytanie patrząc na fakt, że Amerykanka nie chętnie przychodziła na jakiekolwiek lekcje, które słabo, albo w ogóle ją nie interesowały. Jednakże była świadoma tego, że jeśli chcę przejść z jednej do drugiej klasy czasem musi się pojawić na tych mniej przyjemnych dla niej lekcjach. W końcu coś musiała mieć z frekwencji, co nie? Taki o to sposobem trafiła do klasy. Oczywiście nie śpieszyło jej się zbytnio, więc do pomieszczenia weszła prawie ostatnia.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, szukając sobie idealnego miejsca. Cóż, szukać długo nie musiała, bo zaraz zauważyła kogoś bardzo znajomego, a na jej ustach zaraz zakwitł ten typowy dla niej łobuzerski uśmieszek, gdy zobaczyła Norweżkę. Hm... Może jednak ta lekcja będzie znośna? Do razu skierowała swoje kroki w stronę przyjaciółki i zabrała jej krzesło spod nóg, na którym sama usiadła.
- Za wygodnicka się zrobiłaś, Siggy. Żeby tak syrami zajmować moje miejsce, koło siebie? Nieładnie, nieładnie - powiedziała, zerkając w stronę przyjaciółki. Zaraz jednak przeniosła spojrzenie na nauczyciela. Z jednej strony podobała jej się fakt, że koleś podchodził do tego wszystkiego w taki, a nie inny sposób i nie miał zamiaru się cacka, to jednak skrzywiła się delikatnie, bo zdała sobie sprawę, że jednak będzie musiała od czasu do czasu uczęszczać na te cholerne zajęcia. Cicho się zaśmiała na te uwagę na temat nazwiska kolesia. W sumie to też miała skojarzenia z tymi dwoma panami z powodu nazwiska psora.
- Alex - powiedziała, wstając delikatnie z miejsca, by zaraz znów usiąść. Nie czuła potrzeby mówienia o sobie nic więcej.
Anonymous
Gość
Gość
Astronomia nie była przedmiotem, który jakoś szalenie ciekawił czarnowłosego. Gdyby mógł wybrać, zdecydowanie wolałby zajęcia z rysunku. Nawet jeśli nie miał wielkiego talentu do rysowania, a jego prace nie budziły zachwytu i nie łapały za serce. No, ale raczej powinien przyjść na zajęcia, poznać wychowawcę i rozeznać się z jakim typem będzie miał do czynienia. Zmotywowało go też to, że potem musiałby w krótkim czasie dużo materiału zaliczać, jeśli ciągle omijałby lekcje. Pojawił się przy klasie parę minut przed dzwonkiem. Wszedł do środka razem z innymi i od razu zajął jedną z tylnych ławek przy ścianie. Niespecjalnie miał ochotę na rozmowę z innymi i z tego co zauważył, to reszta klasy też jakoś nieszczególnie paliła się do rozmowy. Wyciągnął z plecaka pierwszy lepszy zeszyt i długopis. Machinalnie skierował wzrok na nauczyciela, gdy ten zaczął mówić.
Przynajmniej nie owija w bawełnę jak niektórzy.
Przyglądał się innym od czasu do czasu zerkając na ścianę, jakby nagle coś niesamowitego miało się na niej pojawić. Na nikim nie skupiał większej uwagi. Podparł policzek o dłoń. Może lekcja nie będzie się tak dłużyć, jak na początku się zdawało.
- Désiré – przedstawił się, kiedy nadeszła jego kolej.
Opowiadanie o sobie uważał za zbędne. Przecież i tak nikogo nie obchodziło to, czym ktoś się zajmuje. Wolną ręką zaczął bazgrać długopisem na okładce zeszytu. Nie pozostało nic innego, jak poczekać na dzwonek.
Chester Ó Heachthinghearn
Chester Ó Heachthinghearn
Fresh Blood Lost in the City
Umówmy się tak. O ile niektórzy, mniej uczący się uczniowie traktowali szkołę jako smutny obowiązek, z którym należy się liczyć, tak Chester nie miał tego nigdy na liście “zadań”. A teraz wszystko się popsuło, zawaliło wręcz na tego uczniaka. Tyle nieobecności, tyle nieoddanych prac, niezaliczonych egzaminów, a on co? Składa gronu pedagogicznemu oraz szanownym uczniom wizytę po pół roku abstynencji. Teraz? Dlaczego nie wcześniej?
Otóż. Miał inne rzeczy do zrobienia, puzzle z tysiącem elementów same się nie ułożą.
Wciąż miał ogromnie napięty grafik - układanie kostki Rubika, wyszywanie swojego imienia wewnątrz pluszowego Chestera, oglądanie filmów z lat 80., no cholera, co on tutaj robił? Jednak stawił się w sali lekcyjnej. No, z około 15-minutowym opóźnieniem, ale to człowiek zapracowany, należy mu się jakaś ulga.
Gdy wszyscy mieli już swoje wybrane miejsca pozajmowane, po wywodzie nowego profesora nie odbijało się echo, a trzeci rocznik obecny na godzinie wychowawczej zaczął się zaznajamiać z świeżo upieczonym wysłannikiem oświaty, coś nagle uderzyło w wejście do pomieszczenia, co, po dźwięku wnosząc, nie było zabiegiem celowym. Potem sekundę szarpało się z klamką, aż drzwi nie ustąpiły i nie rozwarły się przed sylwetką blondyna na wózku inwalidzkim z plecakiem na kolanach, który, gdy tylko miał taką możliwość, wkuł czujny wzrok w nową twarz, która opierała się o biurko. Kątem oka zerknął na tablicę, o dziwo wyczytując znajome mu nazwisko. A to ci!
- Dobry. - rzucił ze swoim chamskim wręcz uśmieszkiem, jak gdyby w ogóle żaden proces w jego głowie nie podpowiedział mu, że prowokowanie nieznanego mu nauczyciela jest trochę nierozsądne. A raczej bardzo. - Grał profesor w filmie? - jeszcze gorzej.
Owszem, nie był tutaj z własnej woli i było to po nim cholernie widać. Był spięty, choć jego język i ruchy były świadectwem totalnego wyluzowania. Żeby się nie ośmieszać mierną gimnastyką, która zajęłaby mu trochę, nie trudził się z zamykaniem drzwi, tylko od razu odciągnął na bok krzesło z pierwszej ławki, trzymając się podłokietnika wózka i wjechał na jego miejsce. Oczywiście, cały ten rytuał imion go ominął, więc się nie odezwał. Rozpiął jedynie w ciszy swój balast na kolanach, wyciągając z jego dna lusterko, którym, chowając je za materiałem plecaka przed prof. Skywalkerem, oglądał tych za swoimi plecami. Sigrunn ze swoją Alex, Désiré cichy jak Désiré, o, kolega Littenberg (hihihi!), ninja Kamira, Ryan.. A gdzie Riley? Pewnie obowiązki prefekta wzywają, ale jak jest tutaj Grimshaw, to na pewno tu przyjdzie.
Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Miał to. Szedł szybkim krokiem korytarzem, trzymając pod ręką papiery, które kazali mu przekazać... profesorowi Skywalkerowi. To było oczywiste, że przydzielą im kogoś nowego. Niemniej, gdy wszedł już do klasy i znalazł się już tuż przed jego oczami, pierwszą rzeczą, która przyszła mu do głowy było jedno, pojedyncze słowo. Młody. Wyglądał na niewiele starszego od nich. Nie zamierzał jednak dogłębnie analizować jego osoby. Skinął głową w milczeniu i podszedł do biurka, podając mu wszystkie dokumenty. Nie odzywał się, nie chcąc przeszkadzać innym w przedstawianiu się.
Nie powinno nikogo zdziwić, że zajął miejsce obok Grimshawa. Wilk raz po raz przełaził mu między nogami, szczerząc kły w kierunku niczego nieświadomych uczniów.
Cóż za towarzystwo. Spójrz tylko, Riley. Prawie jak spotkanie po latach. Tylu przyjaciół. Tylko się w nich nie zakochaj.
Złośliwy chichot wypełnił jego głowę, gdy wilk wyszedł do przodu i uczepił się pleców Ryana, zaciskając pazury na jego ramionach. Paskudny, najeżony zębiskami uśmiech znalazł się tuż przy jego uchu. Riley zupełnie odruchowo sięgnął w jego stronę i klepnął go w plecy. Wilk odpadł niczym nieszczęsny rzep, warcząc pod jego nogami, gdy chłopak rzucał przyjacielowi przepraszający uśmiech.
- Sorry, myślałem że to jakiś kurz. Gra światła. - skłamał płynnie, bez zająknięcia. Rzucił swoją torbę na ziemię nie zwracając uwagi na syk wilka, który w ostatniej chwili odsunął ogon, unikając ciosu.
Jeszcze raz mnie nadepniesz to upierdolę ci nogę.
Przysunął nieco gwałtowniej krzesło do stolika uderzając nogą o podłogę w miejscu gdzie jeszcze sekundę wcześniej był pysk wilka. Wściekły warkot sprawił, że na jego ustach błysnęła satysfakcja, skutecznie przesłoniona przez gęstą grzywkę. Gdy wszyscy się przedstawili, w przeciwieństwie do innych wstał na równe nogi.
- Riley Winchester. Korzystając z okazji na przedstawienie się dyrekcja kazała mi was poinformować, że zostałem w tym roku wyznaczony na prefekta naczelnego, więc gdybyście mieli jakiekolwiek problemy możecie się do mnie zgłosić. Byle wcześniej, nie będę wam ratował tyłków dzień przed zakończeniem roku szkolnego. To tyle. - skinął głową, siadając z powrotem na krześle.
Piękna przemowa, frajerze naczelny. Jestem z ciebie dumny.
Wysunął nogę do przodu, tym razem celnie trafiając Wilka w pysk. Twór zacharczał ze wściekłością i wyszedł spod jego biurka, przełażąc na bok klasy, nieustannie rzucając obelgi w jego stronę.
Spierdalaj jak najdalej. I nie wracaj.
Prawie uśmiechnął się sam do siebie.
Selim Luke Skywalker
Selim Luke Skywalker
Fresh Blood Lost in the City
Świetnie.
Wyglądało na to, że mimo iż klasie 3-B przyklejono łatkę najgorszej i najbardziej kłopotliwej, póki co zachowywali się co najmniej przyzwoicie. Sam Skywalker podejrzewał, że po prostu nienawidzili bezsensownej gadaniny innych nauczycieli, która zwyczajnie doprowadzała ich do szewskiej pasji. Doskonale ich zresztą rozumiał. Niejednokrotnie, gdy był zmuszany do rozmawiania z jakimś mniej interesującym członkiem kadry, praktycznie musiał sobie wkładać zapałki pod powieki, by nie zasnąć tuż przed nimi. A pohamowanie się przed rzuceniem kąśliwej uwagi? Długo zajęło mu wytrenowanie swojej cierpliwości do podobnego poziomu.
Nie oczekiwał od nikogo większego przedstawienia się. Gdy rzucali swoimi imionami kiwał jedynie głową i tak wyraźnie zadowolony, że wykazali się chęcią współpracy. Słysząc wspomnienie o Luke'u nie zareagował, choć przez chwilę miał ochotę podzielić się radosną nowiną, że jego rodzice byli równie dowcipni co dziewczyna. Może kiedy indziej.
Niespodziewanie przedstawianie się przerwał nowy, spóźniony uczeń. Taki, który jak widać w przeciwieństwie do reszty, nie zamierzał współpracować. Rzucił mu beznamiętne spojrzenie, obracając marker w dłoni.
- W filmie? Chyba w siedmiu. Najpierw jako Anakin, potem jako Luke. Miło, że postanowiłeś się pojawić. Zaproponowałbym żebyś usiadł, ale widzę że już siedzisz. Doskonale. Imię? - zapytał krótko, wyraźnie oczekując odpowiedzi. W międzyczasie do klasy weszła prawdopodobnie ostatnia osoba. Spojrzał kątem oka na prefekta i skinął głową w podziękowaniu, odbierając od niego papiery. Machnął krótko ręką pokazując by zajął wolne miejsce.
Gdy wszyscy skończyli, odznaczył ich imiona na liście obecności.
- Dobra, zacznijmy od podstawowej rzeczy. Jesteście jedyną klasą, która nie wybrała sobie Przewodniczącego. Wiem, że to upierdliwa funkcja, ale przydałby się ktoś kto będzie za was walczył w momencie, gdy wasz prefekt będzie zajęty. W końcu ma inne obowiązki. Zapytam więc czysto formalnie, czy ktoś z was jest chętny na podjęcie się tej funkcji?
Potarł kark dłonią, odkładając marker na biurko. Dobrze wiedział, że narzucanie na nich z góry obowiązków nie miało najmniejszego sensu. Stanęliby tylko okoniem i odmówili współpracy.
- Nie będę was do niczego przymuszał, ale to propozycja którą wysuwam dla waszego dobra. Kolejną sprawą jest nadchodząca wycieczka. Dyrekcja postanowiła wysłać nas z pierwszym rocznikiem. Możecie wybrać sobie miejsce. Morze, góry, jezioro, cokolwiek. Carnelian jedzie z Sapphire w góry. Wycieczka nie jest obowiązkowa, ale obecność daje wam dodatkowe punkty, dzięki którym macie większe szanse na wygranie pucharu i większą labę w przyszłym roku. Znacie pulę nagród, czy mam was z nią pokrótce zapoznać? - zapytał, zakładając ręce na poziomie żeber, wpatrując się w każdego z nich z osobna. Jeśli zdążyli się już z tym zapoznać, nie było sensu strzępić sobie języka.

// TERMIN: 7 marca, g. 23.59.
W skrócie wypowiadacie się na trzy tematy:
- Kogo chcecie na Przewodniczącego?
- Gdzie chcecie jechać na wycieczkę?
- Czy znacie system nagród?
Anonymous
Gość
Gość
Spóźniony nie był, ale musiał odhaczyć obecność na lekcji, zostawić plecak, zabierając tylko potrzebne mu rzeczy i wyjść z klasy za pozwoleniem nauczyciela. Całe szczęście, że Lucas ze sprawdzianów zdobywał głównie dobre oceny, nie sprawiał większych kłopotów (może czasem) na zajęciach, toteż nauczyciel, który aktualnie opiekował się jego klasą pozwolił mu wyjść z zajęć, aby mógł zaliczyć ostatni sprawdzian z astronomii. Trochę w szkole go nie było, ponieważ problemy mafijne rodzinne nie pozwoliły mu na chodzenie do szkoły. Czasem tak bywało, że musiał poświęcić parę lekcji dla dobra grupy. Całe szczęście później wszystko ładnie nadrabiał.
Wszedł niegłośno do klasy, uprzednio pukając w drzwi od sali, w której odbywała się lekcja. Rzucił luźne "dzień dobry" od niechcenia. Zauważyć można, że mężczyzna był trochę nieobecny duchowo. Parę godzin wcześniej ustalił z nauczycielem, że właśnie na tej lekcji do niego przyjdzie i zaliczy ostatnio niepisany sprawdzian. Tak jak obiecał, że będzie, to tak był - podszedł do biurka, przy którym znajdował się nauczyciel.
- Ja sprawdzian chciałem napisać, o którym Panu mówiłem - kontynuował leniwą oraz zmęczoną tonacją głosu, dłonią mierzwiąc swoje rude kłaki.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Wyszczerzyła ząbki w typowym dla siebie złośliwym uśmieszku, gdy zobaczyła Alex. No świetnie. Nie zabrała jednak nóg z krzesła, dopóki dziewczyna sama nie podeszła i nie ukradła jej tej wspaniałej podpory, na co Norweżka zareagowała niezadowolonym skrzywieniem.
- Pierdol się. Jeśli ci się to nie podoba, to mogłaś usiąść gdzieś indziej - odmruknęła i kopnęła nogę krzesła zajmowanego przez jej przyjaciółkę. Chamstwo, panie. Mimo tego, że zostało jej zabrane wygodne podparcie, i tak nie obróciła się przodem do tablicy. Ściana była zbyt wygodna, a klasa zbyt interesująca, aby Sigrunn miała się w pełni skupiać tylko na chamskim nauczycielu, który wyraźnie zaplusował u niej ciętym żartem na temat niepełnosprawnego chłopaka. Może i był to cios poniżej pasa, ale Norweżce najwyraźniej to nie przeszkadzało.
Później przyszła kwestia przewodniczącego. No kurwa. Z tego co widziała i kojarzyła część towarzystwa, większość miała taki sam stosunek do szkoły jak ona sama. Równie dobrze mogliby wybrać ją. Idealny przewodniczący- nie chodzi do szkoły, uczy się tylko tego, czego chce, a po lekcjach pójdzie komuś wpierdolić lub się spić. O ile nie zrobi tego jeszcze wcześniej. Dobrego przewodniczącego w tej zgrai buntowników i indywidualistów to ze świecą szukać i kogokolwiek by nie wybrali, to i tak będzie słabo. Dlatego postanowiła wskazać kogoś, kto najbardziej wpisywał się w jej stereotyp klasowego lidera.
- Ja nie chcę, na mnie nie patrzcie, ale tą bym brała. Evergreen? - powiedziała, wskazując na dziewczynę siedzącą pod oknem i wyraźnie siląc się, żeby przypomnieć sobie jej imię, ale chyba jej się to udało. Kogoś musieli wybrać. A że wzrok Sig spoczął na tej nieszczęśnicy, która wyglądała na najbardziej zaaferowana lekcją, to tak jakoś wyszło.
Później przyszedł czas na znacznie przyjemniejszą część lekcji. Wycieczki! Jeszcze nie wiedziała, czy w ogóle chciałaby na takową jechać, czy jednak wolałaby poświęcić czas stracony na szwendanie się z idiotami w znacznie przyjemniejszy sposób, jednak idea brzmiała nieźle. W Hudson Bay bali się jeździć z nimi na wycieczki, więc tutaj plus za chęci i odwagę. Skinęła głową, gdy padło pytanie o znajomość puli nagród, ale tylko po to, żeby nie musieć słuchać pierdolenia. Coś tam jej się o uszy obiło o jakiejś puli, ale w sumie to chuj wie. Może później się kogoś dopyta. Zresztą, nie sądziła, żeby jej klasa czy ona sama miała dostać jakiekolwiek nagrody.
- Pojedźmy pod namioty. W góry albo do lasu, whatever. Zintegrujemy się, poznamy, zwiedzimy fajne miejsca... – odpowiedziała, uśmiechając się znacząco do Alex. Ta, wszyscy wiemy, jak integruje się na takich wycieczkach. Chlanie do późnej nocy i udawanie przed wychowawcą, że po 22 wszyscy grzecznie poszli do łóżek. Najlepszy sposób na poznanie klasy i postraszenie pierwszaków.
Anonymous
Gość
Gość
Właściwie na wszystkie pytanie, które padły z usta nauczyciela, Shane miał jakże wyszukaną odpowiedzi w postaci wzruszenia ramionami. Niewerbalnego, rzecz jasna, bo o ile kwestia wycieczki mogłaby go jeszcze zainteresować, mimo że chęć uczestnictwa w niej była znikoma, o tyle posada przewodniczącego była dla niego kwestią nie tyle co sporną, co po prostu trudną. Osobiście nie widział się w tej roli, a typowanie kogokolwiek w klasie byłoby szczytem hipokryzji, bo nikogo, no może oprócz Chestera (ale ten fakt mógł z powodzeniem przemilczeć), nie miał okazji bliżej poznać. Posiadał jedynie szczątkową wiedzę na ich temat, która tak naprawdę, będąc zlepkiem niewiarygodnych informacji, mogła mieć zerowe pokrycie z rzeczywistością, więc szybko została przez niego odrzucona.
Jednocześnie nie przerywając swojego romansu z długopisem, objął uczestników lekcji szybkim spojrzeniem, ale żadna osoba znajdująca się aktualnie w pomieszczeniu nie wykazywała zbyt wielkiego zainteresowania bycia fundamentem klasy, a przynajmniej tak Littenbergowi się wydawało. Zresztą trudno się im dziwić. Kto by się tam palił do dodatkowych obowiązków i na własne życzenie się w nie pakował? Zapewne żaden członek klasy 3-B. Biorąc pod uwagę to, że pojawienie się co po niektórych osób w szkole, było raczej kwestią czystego zbiegu okoliczności, nie rokowało to zbyt dobrze na znalezienie kogoś odpowiedniego na to stanowisko. No może oprócz prefekta naczelnego, ale on, jak zauważył nauczyciel, miał inne rzeczy na głowie.
Nie mam pomysłu, kto mógłby być Przewodniczącym. Ja osobiście nie jestem zainteresowany, ale wycieczka w góry brzmi dobrze. Jestem za. System nagród też może pan przytoczyć, by potem uniknąć ewentualnych niedopowiedzeń i niejasności — mruknął po chwili namysłu, może trochę niepewnie, ale aktywność na zajęciach była w końcu pożądana. Nawet jeśli to tylko sprawy organizacyjne.
Zaproponowałby wypad nad jezioro, ale pora roku nie było korzystna dla takich biwaków. Zresztą ryzyko, że ktoś przesadzi z używkami i pójdzie na dno było przerażające wysokie. Nie chciał mieć na sumieniu kolejnej osoby. Przecież sam był wychowankiem Hudson Bay i posiadał jako takie wyobrażenie, co tam się działo, gdy nauczyciele albo nie chcieli, albo bali się reagować, udając zaoferowanie losowo wybranym brukowcem, który akurat, szczęśliwym zbiegiem okoliczności, znajdował się pod ręką. Nie miał też żadnych złudzeń i podejrzewał, że obozowisko najprawdopodobniej prędzej czy później przybierze formę libacji, która na świeżym powietrzu była jeszcze pobieżnie do zaakceptowania, ale pewnie i tak trudna do ogarnięcia. Fakt, że ma im towarzyszyć najmłodszy rocznik w szkole, też nie był kuszący. Rzecz jasna dla nich. Współczuł im serdecznie. No i w myślach pogratulował wychowawcy odwagi, że wysunął taką śmiałą propozycje, mimo że pewnie nie był pełnoprawnym pomysłodawcą tego "projektu", ale to przecież on będzie zmuszony do zrealizowania go, jeśli dojdzie do skutku. „Jeśli” to dobre określenie w tym wypadku. Brunet był pełen wątpliwości.
Alex Wright
Alex Wright
Fresh Blood Lost in the City
Ach! Cóż za piękny popis chamstwa! Wręcz cudowny, ale cóż z tego, gdy na Alex on nie zrobił żadnego wrażenia? W ogóle nie wzruszyło ją to co powiedziała, ani zrobiła Norweżka. Ba, ona się ciut bardziej bezczelnie wyszczerz. Obje dobrze wiedziały, że miejsce jednej jest obok tej drugiej. Tak było, jest i będzie. W końcu dość długo się znały i obje wiedziały, że mogą na siebie liczyć. Jednakże Wright sobie nie mogła darować lekkiego drażnienia się z Sigrunn. Właśnie dla tego Amerykanka przysunęła się do niej i nachyliła nad jej uchem, przyjmując swój mruczący to głosu.
- Z chęcią. To co, idziemy już gdzieś na boczek, hm? - wyszeptała jej do ucha po czym się od niej odsunęła.
Zaraz jej spojrzenie koloru pociemniałego burzowego nieba skierowały się z powrotem na wychowawce. Szczerze? W tej chwili miała ochotę wybuchnąć śmiechem. On serio myślał, że ktoś z tej bandy buntowników i indywidualistów, będzie mieć ochotę zostać przewodniczącym? Jeśli tak, to dość mocną okłamywał siebie.
- Ja tam podziękuję za fuchę przewodniczącej - odparła, zerkając na wybraną przez Siggy dziewczynę. W sumie może i by się nadała. Zdawała się najbardziej ogarnięta do takiego obowiązku. Pozostało tylko pytanie czy tamta się zgodzi, bo raczej nie sądziła, aby ktokolwiek inny zaproponował swoją swoją osobę na to miejsce.
Tak, propozycja wycieczki ją dość zaskoczyła. Któż by się spodziewał takiej odwagi po tej placówce? W byłej szkole nawet o wycieczkach nie wspominano. Tamci się zwyczajnie bali, a tu proszę. Prze chwilę zastanawiała się czy może dyrekcja nie oszalała czy coś, ale w sumie co ją to obchodziło? Ważne, że zapowiadało się chlanie po nocach, a może przy tym jakieś głupie żarty kotą i kolegą z klasy. Od razu odpowiedziała uśmiechem na uśmiech przyjaciółki.
- Yup, biwak to dobry pomysł. Jestem za. Choć ja osobiście jestem za górami - powiedziała, zmieniając ciut pozycję na krześle na nieco bardziej wygodną.
Ryan Jay Grimshaw
Ryan Jay Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Jak zwykle uczynny.
Grimshaw odruchowo powiódł wzrokiem ku drzwiom do klasy, gdy te otworzyły się, wpuszczając do środka Winchestera. Swoje krótkie spóźnienie nadrobił przyniesionymi papierami, co kompletnie rozwiało jego wszelkie teorie na temat niecodziennego widoku. Był zwyczajny. W momencie, gdy chłopak ułożył papiery na biurku, Jay oderwał od niego wzrok, wracając nim do nauczyciela. Kto by pomyślał, że jeszcze kilkanaście sekund później Riley na nowo postara się o jego uwagę.
Wystarczyło pojedyncze klepnięcie, a szarooki zerknął na niego z ukosa, nie zdradzając przy tym nawet najdrobniejszego przebłysku emocji. Zero pytających uniesień brwi, zero pogardliwych wygięć ust, a mimo tego Woolfe mógł się domyślić, że w tej sytuacji domagał się tego krótkiego wyjaśnienia.
Jasne ― rzucił sucho, nie wiadomo czy podłapując kłamstwo i nie zamierzając się nad nim rozwodzić, czy po prostu uznając, że jakiś paproch naprawdę godził w oczy Starr'a. Zaraz uniósł wzrok wyżej, obserwując, jak znajomy podnosi się z miejsca, z pewnością ściągając na siebie uwagę tym wyróżniającym się na tle innych zachowaniem. Trzeba przyznać, że gdyby nie to, że młodzieniec pełnił już swoją ważną rolę, zapewne to on najbardziej nadawałby się do tej roli.
Prawdę mówiąc, nie spodziewał się rewelacji. Wystarczyło przemknąć wzrokiem po klasie, by domyślić się, że ta banda degeneratów zrobi wszystko, by uchronić się od dodatkowego obowiązku. Nie zdziwiłby się, gdyby taki ewentualny przewodniczący bardziej zjebał sprawę niż pomógł. Sam pominął kwestię przewodniczącego, uznając milczenie za najlepszą odmowę.
Obracany w palcach długopis nagle zatrzymał się gwałtownie, a jego końcówka stuknęła cicho o blat ławki.
Miejsce wycieczki jest mi obojętne. Może jednak lepiej będzie najpierw dokładnie zapoznać się z pulą nagród i wszystkimi korzyściami związanymi z frekwencją. ― W tym krótkim kontekście wyraźnie dał do zrozumienia, że nie był przekonany co do tego, czy wartość nagród była równoznaczna z kosztami wycieczki. Na brak funduszy co prawda nie narzekał, ale wyrzucanie pieniędzy w błoto było tylko wyrzucaniem pieniędzy w błoto.
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach