▲▼
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
JONATHAN x SHANE
14 lutego — Walentynki
14 lutego — Walentynki
Panic mode activated
— Raspberry Latte dla Elle i Thomasa! — zawołał nieco głośniej, zaraz patrząc, jak drobna dziewczyna podbiega do kontuaru, rzucając mu uroczy uśmiech.
— Dziękuję. Miłego dnia!
— Wzajemn-
Nie zdążył nawet dokończyć, gdy Maddie wyrosła spod ziemi, klepiąc go w ramię z wypisanym na twarzy stresem.
— Strawberry Funel Cake Frappuccino na mleku owsianym i Chocolate Covered Strawberry. Wiem, że za piętnaście minut kończysz zmianę, ale dasz radę nam pomóc jeszcze z godzinę? — zapytała, posyłając mu błagalne spojrzenie. Oboje ruszyli do ekspresów, doskonale wiedząc że nie mogą sobie pozwolić nawet na pięć minut przerwy.
— Jasne. I tak nie mam żadnych planów — wzruszył ramionami, skupiając się na przygotowaniu pierwszego napoju. Spodziewał się ruchu w Walentynki, ale obecny stan lokalu zdecydowanie przerósł jego najśmielsze wyobrażenia. Z tego wszystkiego, mimo że praktycznie przepracował już od rana osiem godzin, nie zrobił sobie żadnej przerwy dłuższej niż dwie minuty na zrobienie sobie refreshy, którą popijał w międzyczasie. Powoli robił się głodny, nie mógł jednak przecież zostawić ich samych. Widział jak Liam raz po raz wita wszystkich z tym samym uprzejmym uśmiechem, proponując raz po raz dzisiejszą ofertę napojów walentynkowych dla par.
Mitzie pojawiła się znikąd obok niego, rzucając mu spojrzenie rasowej żmii.
— Co to ma znaczyć, że nie masz żadnych planów? Chyba mi nie powiesz, że zawaliłeś największą szansę w roku i nie zaprosiłeś na randkę tego przystojniaka z tapety.
— Rany, daj mi już spokój. Nigdy więcej nie dam ci telefonu — jęknął cicho, ubijając bitą śmietaną, którą zaraz udekorował Funela.
— Jace do jasnej cholery. Jak tak dalej pójdzie, ktoś zabierze ci go sprzed nosa. Sama bym to zrobiła, ale mam w sobie jeszcze resztki lojalności. Jeśli jednak nadal będziesz się zachowywał jak taka ciapa, przysięgam, że włamię się do twojego telefonu, ukradnę jego numer, poderwę na moją kawę i urodzę mu trójkę pięknych dzieci.
Wzdrygnął się nieznacznie, polewając bitą śmietanę sosem truskawkowym i przesunął się w stronę kontuaru, zerkając jeszcze kontrolnie w jej stronę. Zupełnie jakby właśnie zastanawiał się, czy mówiła poważnie.
— ... czasem mnie przerażasz. Nie potrafię stwierdzić czy żartujesz, czy nie. Strawberry Funel Cake Frappuccino dla Alice! — wywołał kolejną osobę, która zaraz odebrała swój napój i stanęła obok wysokiego czarnowłosego chłopaka, wyraźnie czekając na drugą część zamówienia.
— Słuchaj, nawet jeśli nie ja to zrobi to ktoś inny. Musisz go zbajerować i przekonać, że trzy psy są dużo lepszym wyjściem niż trójka bachorów. Nie wiem, powiedz mu, że przynajmniej nie będzie musiał się przejmować brakiem seksu przez tydzień w miesiącu, bo nie masz miesiączki.
— ... jesteś absolutnie obrzydliwa.
— A ty nie masz jaj.
— Daj mi spokój, proszę cię, skup się na zamówieniach, Liam dostaje już załamania nerwowego. Poza tym zrobiłaś się ostatnio strasznie wulgarna. Tak nie wypada.
Dziewczyna prychnęła jedynie w odpowiedzi i kopnęła go w kostkę z naburmuszoną miną.
— Po prostu wiem, że jak mój scenariusz się spełni, to zamkniesz się w pokoju i będziesz ryczał w tę maskotkę, którą od niego dostałeś. I przychodził do pracy z pozbawioną życia miną, kompletnie niepasującą do twojego psiego charakteru, Retrieverze. A ja będę musiała podawać ci chusteczki, lody, przytulać i powtarzać, że znajdziesz sobie kogoś lepszego, bo nie miałeś odwagi sięgnąć po kolesia wartego milion dolarów. Który zresztą normalnie z tobą rozmawia i zaprasza cię na miasto. Serio, ile razy zaprosiłeś go z własnej inicjatywy?
— Raz? I dał mi kosza.
— Pewnie zapytałeś jak idiota i myślał, że żartujesz. Zawsze tak robisz.
— Wcale nie! Zaprosiłem go do kina. Cztery razy powtórzyłem swoje zaproszenie i za każdym razem mnie zignorował okej? To chyba wystarczające potwierdzenie, że nie chciał tam ze mną iść — powiedział, skupiając się znowu na ekspresie. Nic dziwnego, skoro podobne tematy zdecydowanie nie były dla niego zbyt przyjemne. Nawet Mitzie przyglądała mu się przez chwilę znad swojego ekspresu, chyba nie do końca wiedząc, co ma powiedzieć.
— ... ale potem sam cię zaprosił, co nie?
Wzruszył ramionami w odpowiedzi, nie zamierzając już dalej w to brnąć. Widok par biegających wszędzie wokół w wyśmienitych humorach, był dla niego wystarczającą szpilką w bok. Nie potrzebował do tego jeszcze komentarzy dziewczyny. Normalnie dzisiejsze święto nijak na niego nie wpływało. Uważał nawet wszystkie pary za przeurocze. I nie żeby cokolwiek się w tym temacie zmieniło, nadal wywoływali na jego twarzy uśmiech, ale gdzieś w głębi duszy... był trochę zazdrosny. Tak odrobinę.
Przynajmniej po następnych piętnastu zamówieniach, tłum zdawał się w końcu trochę maleć.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Panic mode activated
Pon Mar 21, 2022 11:13 am
Pon Mar 21, 2022 11:13 am
— A więc podobają ci się takie rzeczy? Zapamiętam to sobie — zażartował, mimo wszystko nieszczególnie planując faktyczne przebieranie się za czarodziejkę księżyca. Wystarczyło, że musiał robić dziwne rzeczy dla Rosaline. Może powinien podpatrzyć jakimi postaciami najczęściej gra Shane w Genshinie i spróbować swoich sił w cosplayu jednej z nich? Czy to zwiększyłoby jego szanse na poderwanie go? Ciężko stwierdzić. Na razie postanowił więc zostawić ten plan na kiedy indziej.
Och, źle go zrozumiał. Czyli nie miał robić za szofera. W sensie nie żeby miał coś przeciwko. W końcu naprawdę lubił jeździć samochodem, ale zdecydowanie po wyprowadzce będzie musiał pomyśleć o własnym. Ciężko byłoby mu non-stop pożyczać auto ojca.
Zaciął się na chwilę, w pierwszej chwili źle interpretując jego słowa.
— J-jutro? — spojrzał na niego z wyraźnym zdezorientowaniem, nim jego mózg poukładał w końcu łaskawie wszystko jak puzzle — a, no tak. Bo z domu... haha... nie przejmuj się, tak czy inaczej nie mam nic do jeżdżenia autobusami.
Odwrócił chwilowo wzrok w bok, by ukryć, że najzwyczajniej w świecie zrobiło mu się głupio. Przecież Shane nie zaprosiłby go od razu na noc, oczywiste. Naprawdę mógłby się czasem zastanowić dwa razy, nim wyrzuci z siebie... cokolwiek. Szedł za nim posłusznie, tracąc kompletnie orientację w tym jak powinien się teraz zachować. Sam powiedział, że randka trwała tak długo aż wróci do domu, ale... chyba trochę stracił na pewności siebie. Mimo że wcześniej trzymanie go za rękę przychodziło mu niezwykle naturalnie, tak teraz czuł się, jakby podobnym gestem zwyczajnie mu się narzucał.
— Nie, w porządku, zjem w domu — powiedział nieco przyciszonym głosem, zaraz cicho odchrząkując, gdy skupił wzrok na ulicy, szarpiąc nerwowo palcami rękaw kurtki. Pokręcił głową na pytanie o zahaczenie o siebie, patrząc pusto na rozkład jazdy.
— Jasne. Czyli mieszkasz w dystrykcie B? — zapytał, koniec końców nie odzywając się za wiele podczas podróży. Odpowiadał rzecz jasna na pytania, ale głównie i tak pogrążył się w myślach, postukując rytmicznie palcami o trzymaną na kolanach torbę.
Po przekroczeniu progu mieszkania dostosował się do wszystkich jego poleceń, jednocześnie rozglądając się na boki. Pokiwał głową na jego instrukcje, ostatecznie zdejmując z siebie kurtkę, dopiero teraz uświadamiając sobie, że nadal ma na sobie białą koszulę, którą zawsze zakładał do pracy. Zdecydowanie wygodniej czułby się w jakiejś luźnej bluzie, ciężko było jednak coś z tym zrobić. Podwinął więc jedynie rękawy do łokci i stanął na środku, patrząc na niego z niepewnym uśmiechem.
— Zależy, co chcesz robić. Mówiłeś, że nie jesteś głodny, więc nie musisz robić czegoś na siłę — nawet nie drgnął, zupełnie jakby czekał na jakieś otwarte polecenie czy pozwolenie, by się ruszyć.
Przytaknął lekko głową.
- Okay. Nie chciałbym ci narobić zamieszania w planie dnia - przyznał, nie mając nawet pojęcia, ile namieszał swoimi słowami. Chociaż powoli zaczynał czuć lekki niepokój, gdy zachowanie Jace'a stawało się pasywne i było w nim brak nacechowania pewności siebie oraz radości, jaką przedstawiał. Na razie jednak nie mógł tego zrozumieć, a jazda prawie pełnym autobusem w niczym nie pomagała.
- Hm, tak - przyznał. Nie bardzo miał jak wchodzić w ten temat, dlatego też nie pociągał go dalej. Pytał go o bardziej błahe sprawy, ale zaczynał mieć wrażenie, że rozmowa coraz bardziej nie kleiła się.
Aż już w mieszkaniu zwyczajnie nie wytrzymał.
Zmarszczył nieznacznie brwi, patrząc z podejrzliwością na blondyna. Tak, że położył dłonie na biodrach, przechylając ciało na lewo.
- Ale ty jesteś - powiedział. - A nie zostawię cię głodnego przecież - nie wypadałoby, patrząc na to, że jest jego gościem. Zmrużył zarazem oczy. - Zastanawia mnie to od momentu jazdy, ale czy ja znowu coś powiedziałem, co cię uraziło? - spytał się, opuszczając dłonie wzdłuż ciała. Mógł mieć problem ze spostrzegawczością, ale nie był ślepy, by nie zauważyć jego gwałtownej zmiany zachowania.
- Zluzuj i czuj się jak u siebie. Czy coś w tym guście - machnął ręką. - I chodź do tej kuchni - może przetarganie go po Wesołym Miasteczku było zbyt dużym wyzwaniem? Mimo wszystko oboje byli po pracy, a one do najłatwiejszych nie należały.
- Postaram się ciebie ugościć jak ino mogę - mrugnął, po czym delikatny i zarazem ciepły uśmiech wymalował się na jego twarzy. Przeszedł do pierwszego wejścia po lewej, po czym wychylił się i wyciągnął rękę w jego kierunku.
- No chodź tutaj. Przecież nasza randka trwa dalej. Kolacji ze świeczkami nie zdołam zrobić, ale samą mogę. Nawet jeśli zabraknie w tym romantyzmu - mrugnął oczami. - Chyba, że wolisz już sprawdzić sprzęt? - zawiesił się na moment. - Nie przemyślałem tego... - przyłożył dłoń do policzka, lekko strapiony. Wiedział, jak potraktować Słowika czy Hailey, gdy wpadali do niego, ale jak potraktować faceta, z którym dopiero co umówił się?
Normalnie nikogo nie zapraszam do siebie.
Już dopiero, jak by byli parą. Ale tak? Skończyłoby się w tamtym miejscu, ale jednak blondyn był tu.
- Chyba możemy zacząć od ciepłego napoju, dla rozgrzania się... preferujesz kawę czy herbatę?
- Okay. Nie chciałbym ci narobić zamieszania w planie dnia - przyznał, nie mając nawet pojęcia, ile namieszał swoimi słowami. Chociaż powoli zaczynał czuć lekki niepokój, gdy zachowanie Jace'a stawało się pasywne i było w nim brak nacechowania pewności siebie oraz radości, jaką przedstawiał. Na razie jednak nie mógł tego zrozumieć, a jazda prawie pełnym autobusem w niczym nie pomagała.
- Hm, tak - przyznał. Nie bardzo miał jak wchodzić w ten temat, dlatego też nie pociągał go dalej. Pytał go o bardziej błahe sprawy, ale zaczynał mieć wrażenie, że rozmowa coraz bardziej nie kleiła się.
Aż już w mieszkaniu zwyczajnie nie wytrzymał.
Zmarszczył nieznacznie brwi, patrząc z podejrzliwością na blondyna. Tak, że położył dłonie na biodrach, przechylając ciało na lewo.
- Ale ty jesteś - powiedział. - A nie zostawię cię głodnego przecież - nie wypadałoby, patrząc na to, że jest jego gościem. Zmrużył zarazem oczy. - Zastanawia mnie to od momentu jazdy, ale czy ja znowu coś powiedziałem, co cię uraziło? - spytał się, opuszczając dłonie wzdłuż ciała. Mógł mieć problem ze spostrzegawczością, ale nie był ślepy, by nie zauważyć jego gwałtownej zmiany zachowania.
- Zluzuj i czuj się jak u siebie. Czy coś w tym guście - machnął ręką. - I chodź do tej kuchni - może przetarganie go po Wesołym Miasteczku było zbyt dużym wyzwaniem? Mimo wszystko oboje byli po pracy, a one do najłatwiejszych nie należały.
- Postaram się ciebie ugościć jak ino mogę - mrugnął, po czym delikatny i zarazem ciepły uśmiech wymalował się na jego twarzy. Przeszedł do pierwszego wejścia po lewej, po czym wychylił się i wyciągnął rękę w jego kierunku.
- No chodź tutaj. Przecież nasza randka trwa dalej. Kolacji ze świeczkami nie zdołam zrobić, ale samą mogę. Nawet jeśli zabraknie w tym romantyzmu - mrugnął oczami. - Chyba, że wolisz już sprawdzić sprzęt? - zawiesił się na moment. - Nie przemyślałem tego... - przyłożył dłoń do policzka, lekko strapiony. Wiedział, jak potraktować Słowika czy Hailey, gdy wpadali do niego, ale jak potraktować faceta, z którym dopiero co umówił się?
Normalnie nikogo nie zapraszam do siebie.
Już dopiero, jak by byli parą. Ale tak? Skończyłoby się w tamtym miejscu, ale jednak blondyn był tu.
- Chyba możemy zacząć od ciepłego napoju, dla rozgrzania się... preferujesz kawę czy herbatę?
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Panic mode activated
Pon Mar 21, 2022 12:33 pm
Pon Mar 21, 2022 12:33 pm
— Nie przejmuj się. Zresztą jutro i tak mam zajęcia, a potem będę pomagać w bibliotece, więc wszystko mam w jednym obrębie. Nie opłaca mi się brać samochodu — uśmiechnął się nieznacznie, nim wrócił do swojego wygaszonego stanu.
Kiedy jednak Shane stanął w sposób, który aż nazbyt mocno przypominał mu jego poirytowaną matkę, mimowolnie drgnął w miejscu. Chyba nawet trochę pobladł, zupełnie jakby się spodziewał, że nie tylko dostanie kazanie, ale i zostanie wyrzucony na zewnątrz. W sumie to faktycznie zakładał podobny scenariusz. Z automatu chciał powiedzieć, że nie jest wcale aż taki głodny i naprawdę nie musi teraz jeść. Ewentualnie stwierdzić, że mu się odechciało, by nie sprawiać kłopotów.
Wstrzymał na chwilę oddech, wyraźnie poddenerwowany, nim jednak zebrał się na odpowiedź, Kassir zdążył już zmienić temat. Co zestresowało go jeszcze bardziej. Ciężko było mu się czuć jak u siebie w cudzym mieszkaniu. I nawet jeśli jakiś czas temu cieszył się, że w ogóle go zaprosił, teraz był przerażony. Miał wrażenie, że jeśli tylko źle się poruszy, zaraz coś zniszczy.
Rozejrzał się więc pięć razy, nim przeszedł za nim ostrożnie do kuchni, pocierając niewidzące oko. Zupełnie jakby miało mu to cokolwiek dać. Dopiero gdy Shane wyciągnął do niego rękę, zatrzymał się w miejscu. Jego słowa w końcu przebiły się przez poddenerwowanie Everetta, gdy parsknął na wspomnienie o kolacji ze świeczkami.
"Chyba że wolisz już sprawdzić sprzęt?"
Pokręcił przecząco głową, nim zrobił w końcu dwa kroki w jego stronę i złapał go za rękę. Zamiast po prostu przejść za nim do środka, pociągnął go jednak na siebie i objął tak, by ciemnowłosy nie mógł zobaczyć jego twarzy.
— D-daj mi chwilę, okej? Tak mi będzie łatwiej. Wiem, że to totalnie głupie, ale... nie byłem u nikogo w domu od kilku lat. Przez co załącza mi się z automatu panika, że coś zepsuję i mnie stąd wyrzucisz. I wszystko zepsuję. Mimo że wiem, że byś tego nie zrobił i musiałbym naprawdę przesadzić, ale nie do końca nad tym panuję. Do tego nigdy nie byłem na żadnej randce, więc nie do końca wiem, na co mogę sobie pozwolić, a na co nie. Więc nawet teraz nie wiem, czy właśnie nie przesadziłem, jeśli tak to przepraszam. Wiem, że powiedziałem, że chcę pograć na VRze, ale to w sumie i tak była tylko wymówka, żeby się z tobą spotkać, bo jakoś szczególnie mi na tym nie zależy. A przynajmniej nie dopóki mogę pograć na nim z tobą. I przysięgam, że jeżeli teraz na mnie spojrzysz to ja... nie... — przytulił go do siebie nieco mocniej, choć nie na tyle, by go dusić. Jego oddech w końcu zdawał się nieco uspokajać, nawet jeśli miał wrażenie, że nie tylko jego twarz, ale i klatka piersiowa płoną żywym ogniem. Odsunął się powoli do tyłu i wypuścił go, uciekając wzrokiem w bok.
— Herbatę. Jakąkolwiek, bo w sumie i tak lubię wszystkie — wrócił do niego uwagą i zmierzył go niepewnym wzrokiem, w końcu nieśmiało się uśmiechając. Uczucia naprawdę były strasznie trudnym zjawiskiem. W życiu nie pomyślałby, że wpakuje się w coś podobnego, na każdym kroku kręcąc się w mentalnym kalejdoskopie.
Zaskoczyło go, gdy Jonathan zareagował, zamykając go w uścisku. Bliskość jego ciała również, ale niemalże w odruchowy sposób uniósł swoje ręce, by go objąć w odpowiedzi na ten gest. Poklepał go również po ramieniu, chcąc dodać lekkiej otuchy, gdy wsłuchiwał się w jego słowa.
- Jak zepsujesz coś, to mogę naprawić - powiedział, czując, że jego uścisk wzmocnił się. - Przynajmniej udowodnię ci, że coś jeszcze umiem - pozwolił sobie na lekki żart. - I nie przeszkadzało mi nic, co obrałeś. Masz ciepłe dłonie. No i lubię cię. Więc musiałbyś wywołać co najmniej wojnę, bym zechciał cię wyrzucić z domu - wyszeptał. - Podoba mi się twoja szczerość i delikatność. Normalnie większość osób już planowałaby wpakować się mi do łóżka - zachichotał. - Więc mówisz, że miałeś aż tyle planów, by tylko spędzać ze mną czas...?
Ja chyba już nie mogę tego wiecznie odkładać na bok.
Gdy odsunął się w końcu od niego, zobaczył, jak w pełni czerwony był Jace. Dla niego chyba to serio było trudne.
- Jace, spójrz na mnie - poprosił go, łapiąc go za dłonie i przyciągając do siebie. Puścił zaraz potem, po czym założył swoje ręce za jego głowę i pociągnął ku sobie, składając na jego ustach pocałunek. Delikatny, nienachalny, pozbawiony jakiegokolwiek pogłębienia. Kilka sekund i odsunął się, zabierając swoje ręce z jego ciała. - Tylko do braku tego miałbym zastrzeżenia podczas naszej randki. Ale wybaczę jak na pierwszy raz - uśmiech stanowił podsumowanie, gdy odwrócił się, aby nastawić wodę na herbatę.
- Jak zepsujesz coś, to mogę naprawić - powiedział, czując, że jego uścisk wzmocnił się. - Przynajmniej udowodnię ci, że coś jeszcze umiem - pozwolił sobie na lekki żart. - I nie przeszkadzało mi nic, co obrałeś. Masz ciepłe dłonie. No i lubię cię. Więc musiałbyś wywołać co najmniej wojnę, bym zechciał cię wyrzucić z domu - wyszeptał. - Podoba mi się twoja szczerość i delikatność. Normalnie większość osób już planowałaby wpakować się mi do łóżka - zachichotał. - Więc mówisz, że miałeś aż tyle planów, by tylko spędzać ze mną czas...?
Ja chyba już nie mogę tego wiecznie odkładać na bok.
Gdy odsunął się w końcu od niego, zobaczył, jak w pełni czerwony był Jace. Dla niego chyba to serio było trudne.
- Jace, spójrz na mnie - poprosił go, łapiąc go za dłonie i przyciągając do siebie. Puścił zaraz potem, po czym założył swoje ręce za jego głowę i pociągnął ku sobie, składając na jego ustach pocałunek. Delikatny, nienachalny, pozbawiony jakiegokolwiek pogłębienia. Kilka sekund i odsunął się, zabierając swoje ręce z jego ciała. - Tylko do braku tego miałbym zastrzeżenia podczas naszej randki. Ale wybaczę jak na pierwszy raz - uśmiech stanowił podsumowanie, gdy odwrócił się, aby nastawić wodę na herbatę.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Panic mode activated
Pon Mar 21, 2022 1:40 pm
Pon Mar 21, 2022 1:40 pm
Z każdym jego słowem robiło mu się nieco lżej. Właśnie w takich sytuacjach najlepiej było widać dzielącą ich różnicę wieku. Jace, mimo że do masy rzeczy podchodził w poważny sposób, nadal miewał problemy typowego nastolatka i denerwował się wszystkim dużo bardziej. Shane miał jednak kilka lat więcej na przeżycie problemów, z którymi on dopiero się ścierał. Może właśnie dlatego był w stanie uspokoić go w kilku zdaniach.
— Jedyna wojna, jaką mogę ci zaproponować to Call of Duty. Nie cierpię konfliktów — westchnął cicho, zaraz mrucząc coś cicho pod nosem w odpowiedzi na wspomnienie o jego planach. Musiał też przyznać, że uwaga o pakowaniu się do łóżka miała w sobie coś niepokojącego, nawet jeśli nie do końca był w stanie zidentyfikować, o co chodziło. Miał wrażenie, że znał to uczucie. Tylko skąd?
Podniósł powoli na niego wzrok, robiąc posłusznie krok do przodu. Wpatrywał się w niego niepewnie, kompletnie nie spodziewając się jednak tego, co zrobił Shane. Wystarczyło, że przełożył ręce za jego głowę, by całe jego ciało przeszły dreszcze. Dużo mocniejsze niż wtedy, gdy trzymał go za dłoń. Było to jednak niczym w porównaniu z momentem, gdy Shane go pocałował.
Jego.
Sam z siebie.
Shane.
Bardziej czerwony i tak nie mógł już być. Zabawne, mimo że zasadniczo pocałunek był niezwykle delikatny i niewinny, kompletnie wytrącił go z równowagi. Zapomniał oddychać, przypominając sobie, dopiero gdy nieznacznie zakręciło mu się w głowie. Przytknął palce do ust, cały czas patrząc przed siebie, nie odzywając się ani słowem.
Powiedział, że go lubi. Czyli lubił go... tak samo jak on lubił jego? Dlatego go pocałował? Nadal się zastanawiał i chciał sprawdzić jego reakcję? Shane nie wyglądał mu na kogoś, kto całuje innych dla testu. Ale zachowywał się po tym tak naturalnie, podczas gdy on kompletnie tracił głowę. Jego mózg naprawdę odpalił w tym momencie niezłego bluescreena. Odciął się w końcu z nieznacznym opóźnieniem, przenosząc wzrok na jego plecy.
— ... planowałem to zrobić na końcu, wychodząc z domu. Tak jak na filmach. — wymamrotał, wyraźnie starając się zażartować, nawet jeśli nadal dochodził jeszcze do siebie. Naprawdę go pocałował. Zawahał się przez ułamek sekundy, nim podszedł do niego, stając po jego prawej — Pomóc ci z czymś?
Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że znowu się uśmiechał.
Nim Jace do niego dołączył, zdążył już przygotować kubki, czarną herbatę w torebkach i czajnik z wodą. Uniósł lekko głowę, spoglądając na nastolatka. Chyba się uspokoił. Nie wyglądał już na niepewnego mężczyznę. Nawet jeśli ciągle widać było efekty czerwienienia się na jego policzkach.
Ale musiał przyznać, że wyglądał naturalnie z tym uśmiechem.
- Możesz... rozpakować swoje kanapki z plecaka i dać je na ten talerz - powiedział, międzyczasie wyciągając napomniany przedmiot i stawiając na blacie kuchennym. - I w sumie, sam nie wiem... - przyznał, pozostawiając kubki z torebkami herbaty, by poczekać aż woda w czajniku zagotuje się, po czym przeszedł do lodówki, zapoznając się z jej zawartością.
- Co ja tutaj mam... Chwila, skąd ja mam melon - nie mógł sobie przypomnieć, kiedy go kupował. - I ananas... - co jego zmęczony umysł myślał sobie, gdy wkładał to do koszyka zakupowego? Aż przyłożył dłoń do czoła, wyraźnie sobą załamany. - Sam nie wiem. Mogę ci chyba więcej kanapek zaproponować - mimo iż miał sam gotować, musiał przyznać, że brakowało mu obecnie pomysłu. - O wiem. Co powiesz na frytki? - zasugerował, odwracając się w jego kierunku. - Nie powinny być przekombinowanym daniem jak na wieczorną porę.
Pozostawił otworzoną lodówkę, przechodząc do przetrzepywania swoich szafek, by sprawdzić, co miał jeszcze możliwego do wykorzystania.
- Uff. Przynajmniej mam przyprawy wszystkie. Nie jest źle - uznał. - Chyba, że coś zamawiamy? Tylko to oznacza czekanie z godzinę.
Ale musiał przyznać, że wyglądał naturalnie z tym uśmiechem.
- Możesz... rozpakować swoje kanapki z plecaka i dać je na ten talerz - powiedział, międzyczasie wyciągając napomniany przedmiot i stawiając na blacie kuchennym. - I w sumie, sam nie wiem... - przyznał, pozostawiając kubki z torebkami herbaty, by poczekać aż woda w czajniku zagotuje się, po czym przeszedł do lodówki, zapoznając się z jej zawartością.
- Co ja tutaj mam... Chwila, skąd ja mam melon - nie mógł sobie przypomnieć, kiedy go kupował. - I ananas... - co jego zmęczony umysł myślał sobie, gdy wkładał to do koszyka zakupowego? Aż przyłożył dłoń do czoła, wyraźnie sobą załamany. - Sam nie wiem. Mogę ci chyba więcej kanapek zaproponować - mimo iż miał sam gotować, musiał przyznać, że brakowało mu obecnie pomysłu. - O wiem. Co powiesz na frytki? - zasugerował, odwracając się w jego kierunku. - Nie powinny być przekombinowanym daniem jak na wieczorną porę.
Pozostawił otworzoną lodówkę, przechodząc do przetrzepywania swoich szafek, by sprawdzić, co miał jeszcze możliwego do wykorzystania.
- Uff. Przynajmniej mam przyprawy wszystkie. Nie jest źle - uznał. - Chyba, że coś zamawiamy? Tylko to oznacza czekanie z godzinę.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Panic mode activated
Pon Mar 21, 2022 2:41 pm
Pon Mar 21, 2022 2:41 pm
Sięgnął posłusznie do torby i wyciągnął ostrożnie opakowanie z onigirazu, zaraz przekładając je na talerz. Całe szczęście, wyglądało na to, że mimo wątpliwych warunków nic im się nie stało. Podążył wzrokiem za Shanem, przyglądając się, jak sprawdza stan lodówki. Początkowe ciche parsknięcie zmieniło się w śmiech, gdy zobaczył jego reakcję. Podszedł do niego od tyłu i nachylił się nad jego ramieniem, patrząc do środka.
— Nie wyglądają na zepsute, więc zawsze można je pokroić w kostkę i jeść jako przekąskę. Do filmu będą idealne. W sumie do jedzenia pomiędzy jedną grą a drugą też. Nie wiem, co zamierzamy robić. I spokojnie, nie jem aż tak dużo. Kanapki i owoce mi wystarczą. Frytki możemy zrobić później — odsunął się, by pozwolić mu przejść, nie mogąc się powstrzymać przed cichym chichotem. A proponował mu, żeby pójść do sklepu. Nie, żeby serio miał zamiar wybrzydzać, jak dla niego widoczny tu zestaw był wystarczający. Widząc, że Shane zostawił otwartą lodówkę, zamknął ją cicho, by nie zwracać na siebie jakoś szczególnie uwagi.
— Na spokojnie, na obiad umówimy się następnym razem, przyniosę te świeczki. Nie musimy niczego zamawiać, no, chyba że sam się nie najesz. Frytki z mieszanką przypraw będą super, może ogarniemy je do filmu? — w końcu kto powiedział, że filmy trzeba było oglądać z popcornem. Jak na jego, taka opcja była nawet lepsza, przynajmniej się dodatkowo najedzą.
Podszedł do szafki i oparł się o nią wygodnie tyłem, nie odrywając od niego wzroku. Wolał mu zostawić w tym momencie decyzję, co zamierzał jeść. Sam naprawdę nie miał preferencji i równie dobrze mógł zagryzać kanapkę melonem, a potem jeść frytkę z ananasem. Ciężko byłoby znaleźć kombinację, która by go obrzydziła.
— Muszę przyznać, że to strasznie uroczy widok. Zobaczyć jak motasz się w kuchni, kompletnie nie wiedząc co ze sobą zrobić — cały czas się uśmiechał, wyraźnie powstrzymując śmiech.
- Możemy tak zrobić - zgodził się na jego propozycję. - Nastawię je teraz już, powinny być gotowe do tego czasu - nie wiedział, ile by spędzili nad samym VR. - ... raczej powinny - wzruszył ramionami. Już dawno nie czuł się aż tak niezorganizowany, ale wiedział, że nie zawsze dawało się być gotów na wszystko. - Jak mówiłem, opcja kanapkowa jeszcze jest. O ile nie masz alergii na ser czy jajka.
No patrzcie go, jaką ma rozrywkę teraz - pomyślał, przechodząc do zamrażalki, by wyjąć wspomnianą porcję do przygotowania. Wyprostował się zaraz nieznacznie, posyłając mu długie spojrzenie.
- Sio do salonu. Już. I zabieraj kanapki - powiedział, pokazując ręką na przygotowane jedzenie. - Nie ma przeszkadzania kucharzowi w czasie jego pracy - zamierzał ukrócić jego rozbawienie, wyganiając go bezceremonialnie z pomieszczenia, by potem powrócić do przygotowań.
Czas potem wziął ze sobą rzeczy, kierując się samemu wspomnianego pomieszczenia. Przyniósł na tacce napoje oraz dwa cukry - biały i brązowy. Nie dopytał go wcześniej, jaki preferuje, więc zabrał oba. Do tego w misce był pokrojony ananas i melon na sześcienne kostki. Nawet jeśli niektórym było daleko do perfekcyjnego kształtu.
- Więc jak? Masz coś upatrzonego do zabawy? - spytał, kładąc na stoliku przyniesione jedzenie oraz napoje, po czym podszedł do ekranu, by zabrać piloty do włączania ich. Międzyczasie przeszedł do kanapy, zabierając bluzy z oparć, by zanieść je do swojej sypialni.
- Mogłem się lepiej przygotować na ugoszczenie kogoś - rzucił, gdy już powrócił. - Sam mówiłeś, że VR to wymówka... ale wiesz, chyba nie odpuszczę ci tego tak łatwo. Chętnie popatrzę jak sam grasz. Mną nie przejmuj się, mam to na co dzień - zaśmiał się, przechodząc do komputera i uruchamiając go. Miał jedną stacjonarkę w pokoju, a drugą tutaj - dla samej wygody gry. Granie VR w sypialni uznał w pewnym momencie za mało wygodne. - Pomóc ci to dostosować, czy dasz radę? - spytał, podsuwając mu okulary. - Jakby co, to uzupełniłem pulę piosenek o dzieła japońskie - nawet jeśli jego kieszeń nieco zabolała z tego powodu.
No patrzcie go, jaką ma rozrywkę teraz - pomyślał, przechodząc do zamrażalki, by wyjąć wspomnianą porcję do przygotowania. Wyprostował się zaraz nieznacznie, posyłając mu długie spojrzenie.
- Sio do salonu. Już. I zabieraj kanapki - powiedział, pokazując ręką na przygotowane jedzenie. - Nie ma przeszkadzania kucharzowi w czasie jego pracy - zamierzał ukrócić jego rozbawienie, wyganiając go bezceremonialnie z pomieszczenia, by potem powrócić do przygotowań.
Czas potem wziął ze sobą rzeczy, kierując się samemu wspomnianego pomieszczenia. Przyniósł na tacce napoje oraz dwa cukry - biały i brązowy. Nie dopytał go wcześniej, jaki preferuje, więc zabrał oba. Do tego w misce był pokrojony ananas i melon na sześcienne kostki. Nawet jeśli niektórym było daleko do perfekcyjnego kształtu.
- Więc jak? Masz coś upatrzonego do zabawy? - spytał, kładąc na stoliku przyniesione jedzenie oraz napoje, po czym podszedł do ekranu, by zabrać piloty do włączania ich. Międzyczasie przeszedł do kanapy, zabierając bluzy z oparć, by zanieść je do swojej sypialni.
- Mogłem się lepiej przygotować na ugoszczenie kogoś - rzucił, gdy już powrócił. - Sam mówiłeś, że VR to wymówka... ale wiesz, chyba nie odpuszczę ci tego tak łatwo. Chętnie popatrzę jak sam grasz. Mną nie przejmuj się, mam to na co dzień - zaśmiał się, przechodząc do komputera i uruchamiając go. Miał jedną stacjonarkę w pokoju, a drugą tutaj - dla samej wygody gry. Granie VR w sypialni uznał w pewnym momencie za mało wygodne. - Pomóc ci to dostosować, czy dasz radę? - spytał, podsuwając mu okulary. - Jakby co, to uzupełniłem pulę piosenek o dzieła japońskie - nawet jeśli jego kieszeń nieco zabolała z tego powodu.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Panic mode activated
Pon Mar 21, 2022 6:52 pm
Pon Mar 21, 2022 6:52 pm
"... raczej powinny."
Przyglądał mu się uważnie, zastanawiając czy aby na pewno Shane wiedział na ile je nastawić. No bo chyba nie planował ich tam trzymać przez trzydzieści minut... chyba. Prawda? Ale może miał kiepski piekarnik? Zawahał się, ostatecznie postanawiając jednak nie wtrącać. Zdążył już zauważyć, że Shane raczej średnio to lubił.
— Nie trzeba, naprawdę. Ale jak nagle zacznę umierać z głodu to dam ci znać — powiedział, widząc, jak obraca się w jego stronę. Cały czas wpatrywał się w niego ciepłym wzrokiem z tym samym delikatnym uśmiechem co wcześniej. Nie przeszkadzało mu, gdy skupiał na nim uwagę przez dłuższy czas.
— Wygoniony. Niech będzie — pokręcił głową na boki i przeszedł do salonu, biorąc ze sobą talerz. Rozejrzał się dookoła i po krótkim zawahaniu, odstawił na stolik jedzenie, samemu siadając na kanapie. Teraz gdy nie było z nim ciemnowłosego, nie do końca wiedział jak się zachować. Niezbyt chciał chodzić dookoła, by nie wyrobić w nim przeświadczenia, że myszkuje po jego rzeczach, gdy jest zajęty innymi sprawami. Siedział więc, wykorzystując wolną chwilę, by zadzwonić na chwilę do Zacka i zjeść jedną z kanapek. Podpytał go o dzisiejszy dzień, odsuwając przy okazji telefon od ucha, gdy zaczęli się między sobą kłócić ("Z kim rozmawiasz? Z Jonathanem?", "POWIEDZ MU HEJ", "Siadajcie z powrotem do stołu!"). Obrócił się w stronę Shane'a, uśmiechając przepraszająco, podczas gdy Zack i Cody ewidentnie chowali się w łazience przed matką.
— No wiem, ale dawno nie byliście z nimi na żadnym wypadzie, więc nie róbcie problemów, okej? Też go nie cierpię, po prostu omijajcie go szerokim łukiem. A jak będzie was wybitnie wkurzał, to zrzućcie przed nim widelec na ziemię albo połóżcie mu szmatkę na łbie. Powinien przesiedzieć potem dwie godziny na szafie. Muszę kończyć. Nie wiem, raczej tak. Nie twoja sprawa, Cody. Wy też, na razie — rozłączył się, zaraz odkładając telefon na stolik.
— Daj spokój, przecież nie przyszedłem na inspekcję — uśmiechnął się do niego, zaraz przenosząc wzrok na VR — nie no, bez szans. Grasz razem ze mną. Możemy w sumie pograć w Beat Sabera. Tylko od razu uprzedzę, że nie mogę grać dłużej niż piętnaście minut ciągiem, więc tym bardziej przydadzą nam się zmiany.
Jego wzrok i tak był wybitnie obciążony. Nic dziwnego, że Jace nie tylko bał się spędzać więcej czasu na grze, w której miał ekranik tuż przed sobą... ale też, w której po dłuższym czasie zaczynał się coraz gorzej czuć. Nadal nie zamierzał jednak z rezygnować z tej formy rozrywki, w końcu nie miał problemów z kontrolą samego siebie.
— Aww, specjalnie dla mnie? Czuję się zaszczycony — zażartował, wstając z kanapy i biorąc od niego potrzebny sprzęt. Założył go, mówiąc, że da radę wszystko dostosować samemu i po upewnieniu się, że wszystko jest okej, zaczął przebijać się przez listę.
— Możesz wybrać tytuł. Niestety zwykły Expert Plus to szczyt moich możliwości. I byłbym wdzięczny za niewybieranie map z efektami, przy których dostaje się apopleksji — uśmiechnął się, odwracając nieznacznie w stronę jego głosu, nim wrócił do pierwotnej pozycji.
Uśmiechnął się lekko, słysząc jego końcówkę rozmowy i machnął dłonią w stylu mówienia niewerbalnego, by nie przejmował się. Starał się stawiać ciszej kroki, by nie przeszkadzać mu obecnie. Musiał przyznać, że słuchanie tego jednostronnie lekko go rozczulało.
Zaśmiał się krótko odnośnie inspekcji sprzętu, po czym lekko uniósł brew na wieść o wspólnej grze. Że tak?
- Aż tak bardzo chcesz być przeze mnie pokonany? - spytał, patrząc na niego z góry. Znaczy, na tyle, ile mu pozwalał wzrost. - Proszę bardzo. I jasne, jasne, nastawię minutnik, skoro tak - albo drzemkę. Bardziej cokolwiek, co by świadczyło upływ określonego czasu. Nie wydawało mu się, by mieli spędzać na tym kilka godzin. Mieli emocjonujące popołudnie, a jednak zarazem ich realne życie nie zostałoby magicznie odłożone na bok.
- Mam wybrać... - zachichotał cicho, wskazując wybraną pozycję. - Proszę bardzo. Miłej zabawy - po tych słowach odsunął się od niego, rzucając się plecami na kanapę, by móc z wygodnej pozycji obserwować jego wyczyny. Międzyczasie też pilnował czasu, by - o ile Jonathan sam nie zrezygnował - mu dać znać w odpowiednim momencie, że pora na zmianę. Zamieniłby się z nim, samemu nakazując wybranie dzieła i ukazując swoje zdolności. Jak one wyglądały? Jak przeciętnego gracza, który spędził już kilkadziesiąt godzin na tego typu urządzeniu. Znał część piosenek niemalże tak, że wyryły się mu w głowie, więc bardziej niż w rytm, to poruszał się zgodnie z pamięcią. Jego wyniki nie były perfekcyjne mimo to. Popełniał parę błędów, najbardziej zauważalnych przy wysypie przeszkód w postaci ścian.
- Hm, zapytam na zapas już... chcesz wziąć jakiś popularny horror czy wybrany przeze mnie? - spytał się go z bardziej okazywanym zaangażowaniem, gdy już ściągnął sprzęt z głowy. Posłał mu lekki uśmiech. Nawet nie zająknął się na temat tego, że wybierane przez niego filmy były... mocno specyficzne.
Przynajmniej nie było co martwić się o dodatkowe jedzenie. Kassir - po wygonieniu Jace'a z kuchni - nastawił piekarnik na odpowiednią godzinę i czas pieczenia tak, by mieć plus minus pewność, że będą mieć ciepły posiłek na czas oglądania.
Zaśmiał się krótko odnośnie inspekcji sprzętu, po czym lekko uniósł brew na wieść o wspólnej grze. Że tak?
- Aż tak bardzo chcesz być przeze mnie pokonany? - spytał, patrząc na niego z góry. Znaczy, na tyle, ile mu pozwalał wzrost. - Proszę bardzo. I jasne, jasne, nastawię minutnik, skoro tak - albo drzemkę. Bardziej cokolwiek, co by świadczyło upływ określonego czasu. Nie wydawało mu się, by mieli spędzać na tym kilka godzin. Mieli emocjonujące popołudnie, a jednak zarazem ich realne życie nie zostałoby magicznie odłożone na bok.
- Mam wybrać... - zachichotał cicho, wskazując wybraną pozycję. - Proszę bardzo. Miłej zabawy - po tych słowach odsunął się od niego, rzucając się plecami na kanapę, by móc z wygodnej pozycji obserwować jego wyczyny. Międzyczasie też pilnował czasu, by - o ile Jonathan sam nie zrezygnował - mu dać znać w odpowiednim momencie, że pora na zmianę. Zamieniłby się z nim, samemu nakazując wybranie dzieła i ukazując swoje zdolności. Jak one wyglądały? Jak przeciętnego gracza, który spędził już kilkadziesiąt godzin na tego typu urządzeniu. Znał część piosenek niemalże tak, że wyryły się mu w głowie, więc bardziej niż w rytm, to poruszał się zgodnie z pamięcią. Jego wyniki nie były perfekcyjne mimo to. Popełniał parę błędów, najbardziej zauważalnych przy wysypie przeszkód w postaci ścian.
- Hm, zapytam na zapas już... chcesz wziąć jakiś popularny horror czy wybrany przeze mnie? - spytał się go z bardziej okazywanym zaangażowaniem, gdy już ściągnął sprzęt z głowy. Posłał mu lekki uśmiech. Nawet nie zająknął się na temat tego, że wybierane przez niego filmy były... mocno specyficzne.
Przynajmniej nie było co martwić się o dodatkowe jedzenie. Kassir - po wygonieniu Jace'a z kuchni - nastawił piekarnik na odpowiednią godzinę i czas pieczenia tak, by mieć plus minus pewność, że będą mieć ciepły posiłek na czas oglądania.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Panic mode activated
Wto Mar 29, 2022 8:53 pm
Wto Mar 29, 2022 8:53 pm
Roześmiał się wesoło, podnosząc na niego wzrok. Przynajmniej w tej jednej sytuacji, Shane miał okazję spojrzeć na niego z góry. I nawet jeśli nie było to wcale takie złe uczucie, nie mógł sobie darować podniesienia się do góry. Zrobił krok w jego stronę i nachylił się nad nim z wyraźnym rozbawieniem.
— Jeśli komukolwiek mam dać się pokonać to zdecydowanie tobie. Mam bardzo mocno zakorzenionego ducha rywalizacji, wiesz? — zażartował, ignorując fakt, że aż nazbyt dobrze go kontrolował. Ponadto, z reguły duch ten, koncentrował się na grze, a nie jego przeciwnikach. Jasne, w strzelankach zawsze robił wszystko, by być na górze tablicy wyników, ale jednocześnie podczas potyczek z przyjaciółmi, nie miał problemów z pogodzeniem się z porażką. Czy też odstąpieniem komuś zwycięstwa. Jak w przypadku rodzeństwa, które obrywając zbyt długo, jak nic straciłoby pewność siebie. Spędził chwilę na dostosowywaniu wszystkiego pod siebie, wzdychając cicho, gdy jak zawsze sprzętowi brakowało odpowiednich ustawień na jego wzrost. Zawsze musiał przechodzić przez to samo. Nic dziwnego, że pierwsze gry i tak były dla niego przystosowaniem się do wymaganych ruchów.
— Ha, customowa mapka? Sprytnie — nie była może szczególnie trudna, ale nieznajomość ustawionych kafelków, jak i próba zorientowania się jak wysoko powinien unosić ręce, wystarczyła, by nie udało mu się pobić rekordu Shane’a. Mimo to zaśmiał się, wyraźnie dobrze się bawiąc.
— Świetnie, losuj dalej. Ja przesuwam piosenki, a ty mów stop — powiedział, wybierając jeszcze dwa utwory, które rozegrał, wpisując się nawet gdzieś w jego rankingu. Przekazał mu ostrożnie urządzenie, zaraz siadając na kanapie, by móc mu się przyglądać. Nie komentował zbyt wiele, nie chcąc mu przeszkadzać. Dopiero gdy na ekranie pojawiał się wynik, klaskał i śmiał się, rzucając komplementami.
— Wybrany przez ciebie. I tak nie znam się na horrorach, więc możesz wybrać, cokolwiek chcesz — powiedział, wyraźnie postanawiając się mu zaufać. Nawet jeśli na samą myśl miał wrażenie, że w środku trzęsie się jak galareta.
Serce zabiło mu szybciej, gdy Jonathan nachylił się nad nim, spoglądając na niego z wypisanym rozbawieniem. Różnica wzrostu między ową dwójką była zauważalna na tyle, by blondyn mógł wywrzeć na nim impakt, wywołujący niespodziewane reakcje ciała. Dlatego też uniósł lekko kącik ust do góry, zadzierając przy tym podbródek, by posłać mu miękkie, ale zarazem wyzywające spojrzenie.
- Chętnie przetestuję, nie raz i nie dwa. W końcu osiągnięcie wygranej musi nieść za sobą słodki smak - powiedział z nieskrywaną pewnością siebie.
I z takim oto akcentem mogli się skupić na wspólnej zabawie.
Rzucał krótkie słowa komplementujące umiejętności Jace'a podczas owej zabawy w momentach, gdy rozgrywał swoje rundy, też zarazem służąc pomocą w postaci kolejnych wybieranych piosenek. Do czasu, aż nadeszła jego kolej, przy której dał mu podobny sposób możliwości wyboru, co on jemu. Chciał to dać dla równych szans, nie kierując się bardziej podniosłym celem.
Została jeszcze kwestia filmu. Dlatego po swojej rundzie - składającej się z dwóch piosenek - ściągnął sprzęt z siebie i przekazał mu. Przetarł jedynie szybko policzki, chcąc pozbyć się delikatnego rumieńca powstałego przez wysiłek.
- Chcesz jeszcze raz? - spytał się lekko, czując zarazem narost dumy z blondyna. Jego krótka decyzja będąca inną niż zrzucenie całkowitego wyboru na Shane'a spowodowała, że ciemnowłosego cieszył wewnętrznie ten progres.
- Jasne, jasne - może przez to jeszcze bardziej poprawił mu się nastrój. I z tym akcentem pozostawił go też, udając się na moment do kuchni, by wyłożyć frytki do naczyń, aby potem przynieść to z powrotem do salonu. Mając też już pewność, że zabawa z VR zostaje uznana za zakończoną, przeszedł z ustawień gry - wcześniej ino nakazując mu wybór wygodnej pozycji na kanapie - i wybrał film. Zaraz potem usiadł obok Jace'a i podciągnął kolana do siebie.
Tak też oto im oczom ukazał się wytwór horroru... o tytule Zombieland.
Kassir miał całkowicie poważną minę przy oglądaniu, niepasującą do tego, co właśnie przedstawiał ekran. Zarazem też nie świadczyło nic o tym, by miał nagle stroić sobie żarty z towarzysza pod względem własnego wyboru.
- Chętnie przetestuję, nie raz i nie dwa. W końcu osiągnięcie wygranej musi nieść za sobą słodki smak - powiedział z nieskrywaną pewnością siebie.
I z takim oto akcentem mogli się skupić na wspólnej zabawie.
Rzucał krótkie słowa komplementujące umiejętności Jace'a podczas owej zabawy w momentach, gdy rozgrywał swoje rundy, też zarazem służąc pomocą w postaci kolejnych wybieranych piosenek. Do czasu, aż nadeszła jego kolej, przy której dał mu podobny sposób możliwości wyboru, co on jemu. Chciał to dać dla równych szans, nie kierując się bardziej podniosłym celem.
Została jeszcze kwestia filmu. Dlatego po swojej rundzie - składającej się z dwóch piosenek - ściągnął sprzęt z siebie i przekazał mu. Przetarł jedynie szybko policzki, chcąc pozbyć się delikatnego rumieńca powstałego przez wysiłek.
- Chcesz jeszcze raz? - spytał się lekko, czując zarazem narost dumy z blondyna. Jego krótka decyzja będąca inną niż zrzucenie całkowitego wyboru na Shane'a spowodowała, że ciemnowłosego cieszył wewnętrznie ten progres.
- Jasne, jasne - może przez to jeszcze bardziej poprawił mu się nastrój. I z tym akcentem pozostawił go też, udając się na moment do kuchni, by wyłożyć frytki do naczyń, aby potem przynieść to z powrotem do salonu. Mając też już pewność, że zabawa z VR zostaje uznana za zakończoną, przeszedł z ustawień gry - wcześniej ino nakazując mu wybór wygodnej pozycji na kanapie - i wybrał film. Zaraz potem usiadł obok Jace'a i podciągnął kolana do siebie.
Tak też oto im oczom ukazał się wytwór horroru... o tytule Zombieland.
Kassir miał całkowicie poważną minę przy oglądaniu, niepasującą do tego, co właśnie przedstawiał ekran. Zarazem też nie świadczyło nic o tym, by miał nagle stroić sobie żarty z towarzysza pod względem własnego wyboru.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Panic mode activated
Sro Mar 30, 2022 8:17 pm
Sro Mar 30, 2022 8:17 pm
— Czyli od czasu do czasu mam z tobą wygrać, żebyś potem wygrywając, czuł większą satysfakcję? — spytał zaczepnie, szturchając go lekko ramieniem. Rzecz jasna nie zamierzał faktycznie tego robić. Może i przy rodzeństwie rzeczywiście czasem się poddawał, ale Shane nie był dzieckiem. I doskonale wiedział, że wygrana z litości nijak by go nie usatysfakcjonowała, zwłaszcza że szybko by się zorientował, co też Jace akurat uknuł.
Zacisnął ostrożnie palce na przekazanym mu sprzęcie i pokręcił przecząco głową. Jak na dzisiejszy dzień i tak zaliczył wystarczająco dużo wrażeń. Nawet jeśli nie grał jakoś długo, miał wrażenie, że lekko kręci mu się w głowie. Postanowił więc odpuścić i kontynuować innym razem. Odłożył go więc ostrożnie na swoje miejsce i usiadł z powrotem na kanapie, nie chcąc nijak przeszkadzać.
Mimowolnie cały czas cieszył się w środku, widząc, że Shane wyraźnie ma dobry humor. Nawet jeśli nie mógł być pewien jego przyczyny, sam fakt, że okazywał go w jego towarzystwie, był wystarczający. Zgarnął miskę i wlepił wzrok w ekran, mimo wszystko oddychając cicho z ulgą, widząc, że padło na zombie, a nie jakieś religijne obrzędy. Z jakiegoś powodu niepokoiły go dużo mniej. Starał się w miarę zachować ciszę, by niczego nie komentować i jeść powoli frytki, cały czas wpatrując się w ekran i parskając od czasu do czasu śmiechem.
— Ej chwila, czy to nie jest przypadkiem ten chłopak z Now You See Me? O rany i Woody Harrelson! Też tam grał. I w Venomie. I The Hunger Games! — no i trafili na jedne z jego ulubionych filmów. Nic dziwnego, że kompletnie zapomniał o horrorowym stresie, wpatrując się z wyraźnym podekscytowaniem we wszystkie sceny, co chwilę parskając śmiechem. Nie wyglądało też na to, by jakkolwiek przeszkadzało mu, że Shane nieustannie zachowywał powagę.
— Nie sądziłem, że kiedykolwiek powiem, że któryś horror naprawdę mi się podoba. I nie będę musiał co chwilę zasłaniać oczu — przyznał, kręcąc nieznacznie na boki głową. Zwłaszcza że przyzwyczaił się już do faktu, że ludzie wykorzystywali jego słabość przeciwko niemu. Odstawił miskę na stolik i sam podciągnął jedną nogę do góry, opierając się rękami o kolano.
Szkoda, że znowu nie miał wymówki, by potrzymać go za rękę.
- Nawet nie próbuj - przewrócił oczami. - Z tego nie ma żadnej frajdy - co to za wygrana, jeśli była odgórnie zaplanowana i wprowadzona przez drugą stronę? Kontrolowanie gry było jedną sprawą, ale odbieranie całej zabawy z niej nie było czymś, co chciał, by mieli razem względem spędzonego czasu. Więc czuł wewnętrznie, że nie prędko by mu odpuścił, gdyby odkrył, że dawał mu fory.
Zabawa na VR została zastąpiona oglądaniem filmu. Tak też blondyn mógł podziwiać gusta i dziwne zdolności odnajdywania filmów przez Shane'a. Tego samego, który w milczeniu i bez zmienianego wyrazu twarzy oglądał, co jakiś czas podbierając frytkę mu z miski. Nie spodziewał się takiej reakcji jednak, mając na uwadze jego wcześniejsze słowa odnośnie horrorów.
Chociaż musiał przyznać, że sporo mówił.
- Hm... Możemy wziąć potem jeszcze inny horror - powiedział Shane, przechylając głowę na bok. - Na obejrzenie. O ile nie jest za późno - też nie zamierzał go trzymać u siebie zbyt długo, patrząc na to, że oboje mieli co robić dnia kolejnego. Zakładał jednak teraz, że Jonathanowe znoszenie straszniejszych filmów było na dość wysokim poziomie, skoro reagował teraz śmiechem.
- Albo... potraktujmy to jako możliwość umówienia się na zaś - przyłożył palce do ust, uśmiechając się delikatnie. - W końcu mamy mieć kolejną randkę, prawda?
Zabawa na VR została zastąpiona oglądaniem filmu. Tak też blondyn mógł podziwiać gusta i dziwne zdolności odnajdywania filmów przez Shane'a. Tego samego, który w milczeniu i bez zmienianego wyrazu twarzy oglądał, co jakiś czas podbierając frytkę mu z miski. Nie spodziewał się takiej reakcji jednak, mając na uwadze jego wcześniejsze słowa odnośnie horrorów.
Chociaż musiał przyznać, że sporo mówił.
- Hm... Możemy wziąć potem jeszcze inny horror - powiedział Shane, przechylając głowę na bok. - Na obejrzenie. O ile nie jest za późno - też nie zamierzał go trzymać u siebie zbyt długo, patrząc na to, że oboje mieli co robić dnia kolejnego. Zakładał jednak teraz, że Jonathanowe znoszenie straszniejszych filmów było na dość wysokim poziomie, skoro reagował teraz śmiechem.
- Albo... potraktujmy to jako możliwość umówienia się na zaś - przyłożył palce do ust, uśmiechając się delikatnie. - W końcu mamy mieć kolejną randkę, prawda?
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Panic mode activated
Pią Kwi 01, 2022 1:05 am
Pią Kwi 01, 2022 1:05 am
Uniósł ręce ku górze w obronnym geście ze śmiertelnie poważną miną, dopiero po chwili wybuchając śmiechem.
— Tak jest. Nie, żebym faktycznie miał w planach to robić, kodeks gamera i tak dalej — zażartował, opuszczając powoli dłonie w dół. Jeszcze naprawdę odebrałby go dosłownie czy coś.
Przesuwał od czasu do czasu miskę z frytkami w jego stronę, by ułatwić mu ich branie, jednocześnie nie mogąc powstrzymać fascynacji na widok jego poważnej miny. Nic dziwnego, że gdy po raz siódmy jego uwaga umknęła z ekranu w jego stronę, zwyczajnie nie wytrzymał.
— Oglądałeś go już? Nie mogę się zdecydować czy po prostu śledzisz akcję na ekranie, nie podoba ci się czy analizujesz uważnie zachowania wszystkich bohaterów — uśmiechnął się, przytulając policzek do opartych na kolanie rąk, nie mogąc się powstrzymać przed wpatrywaniem w niego, mimo że akcja na ekranie wyraźnie dalej poszła do przodu. Tyle dobrego, że akurat nie działo się tam nic szczególnie ważnego.
Nie, żeby cokolwiek było ważniejsze od siedzącego obok niego Shane'a.
Słysząc jego propozycję, spojrzał jedynie kontrolnie na zegarek.
— Jest dwudziesta pierwsza, a dziś i tak nie muszę kłaść dzieciaków spać, więc nieszczególnie mi się spieszy do domu — odpowiedział, siadając w końcu nieco normalniej. I tak długo wytrzymał w poprzedniej pozycji. Najwyraźniej był do niej całkiem przyzwyczajony.
Zaczerwienił się nieznacznie na jego pytanie, odchrząkując cicho w dłoń, uciekając na chwilę wzrokiem w bok.
— Filmów jest dużo — wymruczał pod nosem, bawiąc się swoimi dłońmi. Jakby nie patrzeć chciał spędzić z nim jeszcze więcej czasu, ale z drugiej strony narzucanie mu się zbyt długo też nie było dobrym pomysłem. W końcu nie chciał, żeby po jednym wieczorze miał go dość. Westchnął cicho, wyraźnie podejmując decyzję.
— Ale przeniesienie go na następny raz jest dużo rozsądniejsze. Nie chcę, żebyś jutro padał w pracy. Ja tylko... — zawahał się, kompletnie nie wiedząc jak odpowiednio sformułować zdanie. Zawiesił się z wyraźnie wyrysowanym na twarzy konfliktem.
— Nie wiem kiedy będę mieć czas. P-przepraszam, sam zaprosiłem cię na randkę i naprawdę, najchętniej spotkałbym się z tobą już jutro, ale... moja mama wraca do pracy. Tak jak tata. I znowu będę sam z moim rodzeństwem, co prawda nie muszę ich odbierać ze szkoły, ale muszę się nimi zajmować, a do tego mam jeszcze dwie prace dorywcze i zbliżające się egzaminy półroczne, więc nie mam... nie mam za dużo wolnego czasu — z każdym słowem stresował się jeszcze bardziej. Jakby nie patrzeć, właśnie dlatego nigdy wcześniej się z nikim nie umawiał. Doskonale wiedział, że ludzie mieli swoje potrzeby, a podczas spotykania się razem, no cóż. Spotkania były tu dość ważną częścią.
Wątpił, by kogokolwiek usatysfakcjonowało godzinne spotkanie w międzyczasie. Wyraźnie podupadł na duchu, nie podnosząc nadal wzroku ze swoich dłoni.
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach