▲▼
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
JONATHAN x SHANE
14 lutego — Walentynki
14 lutego — Walentynki
Panic mode activated
— Raspberry Latte dla Elle i Thomasa! — zawołał nieco głośniej, zaraz patrząc, jak drobna dziewczyna podbiega do kontuaru, rzucając mu uroczy uśmiech.
— Dziękuję. Miłego dnia!
— Wzajemn-
Nie zdążył nawet dokończyć, gdy Maddie wyrosła spod ziemi, klepiąc go w ramię z wypisanym na twarzy stresem.
— Strawberry Funel Cake Frappuccino na mleku owsianym i Chocolate Covered Strawberry. Wiem, że za piętnaście minut kończysz zmianę, ale dasz radę nam pomóc jeszcze z godzinę? — zapytała, posyłając mu błagalne spojrzenie. Oboje ruszyli do ekspresów, doskonale wiedząc że nie mogą sobie pozwolić nawet na pięć minut przerwy.
— Jasne. I tak nie mam żadnych planów — wzruszył ramionami, skupiając się na przygotowaniu pierwszego napoju. Spodziewał się ruchu w Walentynki, ale obecny stan lokalu zdecydowanie przerósł jego najśmielsze wyobrażenia. Z tego wszystkiego, mimo że praktycznie przepracował już od rana osiem godzin, nie zrobił sobie żadnej przerwy dłuższej niż dwie minuty na zrobienie sobie refreshy, którą popijał w międzyczasie. Powoli robił się głodny, nie mógł jednak przecież zostawić ich samych. Widział jak Liam raz po raz wita wszystkich z tym samym uprzejmym uśmiechem, proponując raz po raz dzisiejszą ofertę napojów walentynkowych dla par.
Mitzie pojawiła się znikąd obok niego, rzucając mu spojrzenie rasowej żmii.
— Co to ma znaczyć, że nie masz żadnych planów? Chyba mi nie powiesz, że zawaliłeś największą szansę w roku i nie zaprosiłeś na randkę tego przystojniaka z tapety.
— Rany, daj mi już spokój. Nigdy więcej nie dam ci telefonu — jęknął cicho, ubijając bitą śmietaną, którą zaraz udekorował Funela.
— Jace do jasnej cholery. Jak tak dalej pójdzie, ktoś zabierze ci go sprzed nosa. Sama bym to zrobiła, ale mam w sobie jeszcze resztki lojalności. Jeśli jednak nadal będziesz się zachowywał jak taka ciapa, przysięgam, że włamię się do twojego telefonu, ukradnę jego numer, poderwę na moją kawę i urodzę mu trójkę pięknych dzieci.
Wzdrygnął się nieznacznie, polewając bitą śmietanę sosem truskawkowym i przesunął się w stronę kontuaru, zerkając jeszcze kontrolnie w jej stronę. Zupełnie jakby właśnie zastanawiał się, czy mówiła poważnie.
— ... czasem mnie przerażasz. Nie potrafię stwierdzić czy żartujesz, czy nie. Strawberry Funel Cake Frappuccino dla Alice! — wywołał kolejną osobę, która zaraz odebrała swój napój i stanęła obok wysokiego czarnowłosego chłopaka, wyraźnie czekając na drugą część zamówienia.
— Słuchaj, nawet jeśli nie ja to zrobi to ktoś inny. Musisz go zbajerować i przekonać, że trzy psy są dużo lepszym wyjściem niż trójka bachorów. Nie wiem, powiedz mu, że przynajmniej nie będzie musiał się przejmować brakiem seksu przez tydzień w miesiącu, bo nie masz miesiączki.
— ... jesteś absolutnie obrzydliwa.
— A ty nie masz jaj.
— Daj mi spokój, proszę cię, skup się na zamówieniach, Liam dostaje już załamania nerwowego. Poza tym zrobiłaś się ostatnio strasznie wulgarna. Tak nie wypada.
Dziewczyna prychnęła jedynie w odpowiedzi i kopnęła go w kostkę z naburmuszoną miną.
— Po prostu wiem, że jak mój scenariusz się spełni, to zamkniesz się w pokoju i będziesz ryczał w tę maskotkę, którą od niego dostałeś. I przychodził do pracy z pozbawioną życia miną, kompletnie niepasującą do twojego psiego charakteru, Retrieverze. A ja będę musiała podawać ci chusteczki, lody, przytulać i powtarzać, że znajdziesz sobie kogoś lepszego, bo nie miałeś odwagi sięgnąć po kolesia wartego milion dolarów. Który zresztą normalnie z tobą rozmawia i zaprasza cię na miasto. Serio, ile razy zaprosiłeś go z własnej inicjatywy?
— Raz? I dał mi kosza.
— Pewnie zapytałeś jak idiota i myślał, że żartujesz. Zawsze tak robisz.
— Wcale nie! Zaprosiłem go do kina. Cztery razy powtórzyłem swoje zaproszenie i za każdym razem mnie zignorował okej? To chyba wystarczające potwierdzenie, że nie chciał tam ze mną iść — powiedział, skupiając się znowu na ekspresie. Nic dziwnego, skoro podobne tematy zdecydowanie nie były dla niego zbyt przyjemne. Nawet Mitzie przyglądała mu się przez chwilę znad swojego ekspresu, chyba nie do końca wiedząc, co ma powiedzieć.
— ... ale potem sam cię zaprosił, co nie?
Wzruszył ramionami w odpowiedzi, nie zamierzając już dalej w to brnąć. Widok par biegających wszędzie wokół w wyśmienitych humorach, był dla niego wystarczającą szpilką w bok. Nie potrzebował do tego jeszcze komentarzy dziewczyny. Normalnie dzisiejsze święto nijak na niego nie wpływało. Uważał nawet wszystkie pary za przeurocze. I nie żeby cokolwiek się w tym temacie zmieniło, nadal wywoływali na jego twarzy uśmiech, ale gdzieś w głębi duszy... był trochę zazdrosny. Tak odrobinę.
Przynajmniej po następnych piętnastu zamówieniach, tłum zdawał się w końcu trochę maleć.
- Hm? Nie - odparł z wyraźnym zaskoczeniem w głosie. - Nie widziałem go - poprawił się momentalnie. - I skupiałem się na fabule - przyłożył dłoń do policzka. - Robiłem jakąś dziwną minę? - nie do końca wiedział, co przyuważył u niego Jonathan, że poruszył ten temat. Zawiesił się na moment z frytką w ustach, po czym dość szybko ją skończył jeść, nie umiejąc wewnętrznie zrozumieć, czy coś w jego zachowaniu było podejrzanego. Chociaż nie umknęło mu to, że był obserwowany.
Skinął na temat godziny. Nie było wybitnie późno, ale trzymanie chłopaka na siłę uznał za niewłaściwe. Kolejne wspólne oglądanie mogło poczekać jeszcze, ale ważniejsze zarazem było to, że...
... chyba go wpędził w niemały dylemat. Ciemnowłosy w milczeniu czekał na jego słowa, chcąc dać mu się wygadać na ten temat. Chyba go za bardzo doprowadzam do stresowych sytuacji.
- Jest w porządku - powiedział, patrząc na niego z łagodnością. - Ani film, ani ja nie uciekniemy - musiałby być ignorantem, gdyby nie zwracał uwagi na istnienie życia prywatnego. W przypadku Jonathana bardzo zapełnionego różnymi sprawami, o czym przekonał się przez ten czas znajomości. - Skup się na sobie przede wszystkim. Popatrz w ten sposób - zdasz egzaminy, to wyrwiesz wolną chwilę i będzie dodatkowy powód do świętowania - chciał go uspokoić pod tym względem. Nie zamierzał wymagać od niego czegokolwiek powiązanego z tym, że miałby rzucić wszystko co ma, by tylko się spotkać, bo umówili się na film czy wspólne spędzanie czasu. - Chociaż to tylko przykład.
Nie widział powodu do stresu. Randka to była jedna kwestia, a, że jego zainteresowanie spotykania się w romantycznych zamiarach z innymi było niskie, więc nie potrafił nawet podświadomie bardziej przywiązywać uwagę co do częstotliwości. Chociaż samo myślenie o tym oznacza, że jednak jestem zainteresowany?
- A oprócz filmów, czasem możemy spotkać się na kawę lub coś - dodał jeszcze lekko. - Nie jestem jakimś większym fanem ciągłego wychodzenia, ale mogę spróbować znaleźć kawałki czasu na to - nawet jeśli to nie byłoby łatwe. - Zawsze zostają rozmowy przez voice chat, jak do tej pory. I oglądanie w taki sposób - przesunął wzrokiem na bok, by zaraz potem znów skupić go na Jonathanie. - Ale jak mówiłem. Najpierw skup się na sobie - powtórzył.
Uniósł dłoń, zasłaniając usta, by stłumić ziewnięcie.
- Cokolwiek będzie, wybór należy do ciebie. Wybieraj tak, by czuć się komfortowo - w końcu nie był kimś, kto miał mu cały czas mówić, co ma robić. A ich obecna relacja nie była na tyle głęboka, by mógł pozwolić na ukazywanie troski, która mogłaby głównie wprowadzać w dyskomfort.
Skinął na temat godziny. Nie było wybitnie późno, ale trzymanie chłopaka na siłę uznał za niewłaściwe. Kolejne wspólne oglądanie mogło poczekać jeszcze, ale ważniejsze zarazem było to, że...
... chyba go wpędził w niemały dylemat. Ciemnowłosy w milczeniu czekał na jego słowa, chcąc dać mu się wygadać na ten temat. Chyba go za bardzo doprowadzam do stresowych sytuacji.
- Jest w porządku - powiedział, patrząc na niego z łagodnością. - Ani film, ani ja nie uciekniemy - musiałby być ignorantem, gdyby nie zwracał uwagi na istnienie życia prywatnego. W przypadku Jonathana bardzo zapełnionego różnymi sprawami, o czym przekonał się przez ten czas znajomości. - Skup się na sobie przede wszystkim. Popatrz w ten sposób - zdasz egzaminy, to wyrwiesz wolną chwilę i będzie dodatkowy powód do świętowania - chciał go uspokoić pod tym względem. Nie zamierzał wymagać od niego czegokolwiek powiązanego z tym, że miałby rzucić wszystko co ma, by tylko się spotkać, bo umówili się na film czy wspólne spędzanie czasu. - Chociaż to tylko przykład.
Nie widział powodu do stresu. Randka to była jedna kwestia, a, że jego zainteresowanie spotykania się w romantycznych zamiarach z innymi było niskie, więc nie potrafił nawet podświadomie bardziej przywiązywać uwagę co do częstotliwości. Chociaż samo myślenie o tym oznacza, że jednak jestem zainteresowany?
- A oprócz filmów, czasem możemy spotkać się na kawę lub coś - dodał jeszcze lekko. - Nie jestem jakimś większym fanem ciągłego wychodzenia, ale mogę spróbować znaleźć kawałki czasu na to - nawet jeśli to nie byłoby łatwe. - Zawsze zostają rozmowy przez voice chat, jak do tej pory. I oglądanie w taki sposób - przesunął wzrokiem na bok, by zaraz potem znów skupić go na Jonathanie. - Ale jak mówiłem. Najpierw skup się na sobie - powtórzył.
Uniósł dłoń, zasłaniając usta, by stłumić ziewnięcie.
- Cokolwiek będzie, wybór należy do ciebie. Wybieraj tak, by czuć się komfortowo - w końcu nie był kimś, kto miał mu cały czas mówić, co ma robić. A ich obecna relacja nie była na tyle głęboka, by mógł pozwolić na ukazywanie troski, która mogłaby głównie wprowadzać w dyskomfort.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Panic mode activated
Nie Kwi 03, 2022 12:26 am
Nie Kwi 03, 2022 12:26 am
Zachichotał w odpowiedzi, wyraźnie rozbawiony zarówno całą sytuacją, jak i jego reakcją.
— Po prostu wyglądałeś, jakbyś bardzo rzetelnie analizował cały przedstawiony filmie świat, włączając w to wszystkie zasady fizyki kwantowej. W sumie to całkiem urocze — uśmiechnął się, wyciągając rękę, by odgarnąć lekko jego włosy za ucho, zaraz się odwracając. Zwłaszcza że sposób, w jaki zjadł frytkę, rozbawił go jeszcze bardziej, a nie chciał, by pomyślał, że się z niego śmieje.
Zawahał się przez chwilę, słysząc jego słowa.
— Jeśli wszystko zdam, to powinniśmy mieć dwa tygodnie wolnego jakoś w połowie kwietnia, a jeszcze nigdy nie zawaliłem żadnego egzaminu więc... — co prawda praca mu nie odejdzie, ale mógł wtedy dostosować sobie odpowiednio grafik. Albo w ogóle wziąć wolne. W końcu jeszcze z niego nie korzystał, a i tak jego konto oszczędnościowe zdecydowanie nie narzekało na brak pieniędzy.
— W... weekendy. Z reguły pracuję w Starbucksie, ale moi rodzice są wtedy w domu, więc jeśli będziesz miał czas i siły, zawsze mogę spróbować załatwić nieco więcej wolnego. Co prawda tydzień w tydzień na pewno mi się nie uda, bo mimo wszystko muszę na razie jeszcze pomagać rodzicom... mój tata jest przed zmianą kontraktu — ostatnie zdanie wymamrotał bardziej pod nosem, zaraz cicho wzdychając — wszyscy uświadomili sobie, że chcę się wyprowadzić po zakończeniu roku, więc często chodzimy i oglądamy mieszkania. Sam czasem nie wiem, czy to dobry pomysł. Mam wrażenie, że sobie nie poradzą. A-ale przepraszam, nie chcę cię tym zarzucać, nie wiem, czemu w ogóle o tym mówię. W każdym razie wszystkie opcje brzmią dobrze, po prostu...
Jace zdecydowanie wszystkim za bardzo się stresował. Co momentalnie odbijało się na jego twarzy. To z kolei samo w sobie było niesamowicie dziwne. Shane był chyba jedyną osobą, przy której faktycznie zapominał, by nakładać na wszystko uśmiechniętą maskę i zagłuszać od razu wszystko pozytywnością. Może dlatego, że był od razu w stanie go przejrzeć, co udowodnił już nie raz.
A może dlatego, że gdy chodziło o ciemnowłosego, był dużo bardziej niepewny każdego kroku niż przy każdej innej sytuacji. Przysunął się nagle bliżej niego i objął go obiema rękami, przyciskając lekko do siebie.
— Nie chcę, żebyś w tym czasie zaczął umawiać się z kimś innym. Wiem, że to samolubne, ale naprawdę cię lubię, Shane. Nawet jeśli nie lubisz mnie jeszcze tak samo jak ja ciebie — odsunął się powoli i przeniósł dłonie na jego twarz, uważnie się w niego wpatrując — to muszę po prostu sprawić, żebyś zaczął.
Nawet na chwilę nie odrywał od niego wzroku, dopiero po chwili wesoło się uśmiechając.
— Zawsze słuchałem, że podświadomie ściągam do siebie ludzi i łatwo mnie polubić, więc tym razem muszę przerobić umiejętność pasywną w aktywowaną, co nie? — zażartował z cichym śmiechem, nie mogąc się powstrzymać.
- Um, serio? - nawet nie zwracał uwagi na to, jaką minę mógł robić. - To ino skupienie... - i uznawał to za urocze? Cieszył się, że nie jadł już teraz niczego, bo miał wrażenie, że dość szybko zakrztusiłby się. Jednakże odczuwał zmieszanie w obecnej chwili. To zdecydowanie było dziwne dla niego, by jego działania były uznawane za urocze. Otrzymywanie tego typu komentarzy go lekko rozpraszało, więc w pewnym momencie odwrócił głowę, chrząkając cicho w zwiniętą dłoń. Nie przyzwyczaję się. Tyle dobrze, że nie czerwienił się.
- Tylko nie zmuszaj się do tego - ostrzegł go, gdy ponownie skupił na nim swój wzrok. - Odpoczynek i zadbanie o siebie - to powinno mieć priorytet. Zwłaszcza u ciebie - brał sporo na siebie, a w dodatku sporo emocji starał się maskować. Nie umykało to uwadze Kassira. Nie mógł dyktować mu życia - i też tego nie zamierzał - ale skoro Jonathan nie umiał pomartwić się o siebie, Shane postanowił to porobić za niego. - Pewnie od mojej strony też nie będzie łatwo dobrać wolny czas... ale postaram się - chociaż to mogło równać się ze spędzaniem czasu do późna. Tylko, że zaś nie chciał go do tego zmuszać, woląc bardziej, by nadawał priorytet na swoje potrzeby.
- Więcej wiary w swoją rodzinę, Jace - żachnął. Chociaż nie znał jego rodziny, więc to powodowało, że nie czuł się na miejscu, by palnąć mu jakiekolwiek wzniosłe kazania. - I przede wszystkim... myśl o sobie. Zastanów się, co ty byś chciał dla siebie - splótł ze sobą palce. - I nie masz za co przepraszać. Niewiele ci pomogę, ponieważ to twój wybór, ale zawsze cię wysłucham. Potrzeba wygadania się nie jest niczym złym, a jeśli to sprawi, że twój umysł się rozjaśni oraz sam poczujesz się lepiej... to tym bardziej warto.
Nawet jeśli nie czuł się najlepszą osobą do wspierania innych. W swoim życiu nie napotykał problemów tego typu co miał blondyn. Jego relacje z rodzicami... wolał nawet nie myśleć o tym obecnie.
- Przede wszystkim wydaje ci się to temu, bo spędzasz z nimi cały czas. Nie wyprowadzasz się też do innego miasta, wiec sam zobaczysz, co wyjdzie z tego.
Nie mógł pozbyć się jego obaw, ale chociaż spróbować załagodzić je.
Hoho... wyznanie i jednocześnie rzucone wyzwanie? Jace dorasta. Nie spodziewałby się tego po nim obecnie. Dlatego też lekko przymrużył oczy, unosząc dłonie, by położyć na jego, uśmiechając się do niego z tajemniczością. Wypowiedzenie na głos wprost tego, co siedziało w jego myślach cały czas - to było dla Shane'a ciekawe podsumowanie ich obecnej randki. A fakt, w jaki sposób to zrobił, sprawiał, że nie mógł zareagować z obojętnością i dystansem. Ani tym bardziej zignorować.
Zwłaszcza, gdy samemu jeszcze nie poukładał własnych emocji.
- Więc poczekam na to - odparł. - Tylko nie każ mi za długo.
Więc jego uczucia nadal się nie zmieniły, hmm? Ale nadal sam z siebie nie chcesz zaproponować chodzenia ze sobą?
- Można powiedzieć, że działa to. W końcu dałem się zaprosić na randkę - zachichotał cicho. - Może wyjść tak, że oboje czytamy tą samą książkę życia, tylko ty jesteś o kilka rozdziałów do przodu - dodał, nawiązując do różnicy w uczuciach u tej dwójki.
- Tylko nie zmuszaj się do tego - ostrzegł go, gdy ponownie skupił na nim swój wzrok. - Odpoczynek i zadbanie o siebie - to powinno mieć priorytet. Zwłaszcza u ciebie - brał sporo na siebie, a w dodatku sporo emocji starał się maskować. Nie umykało to uwadze Kassira. Nie mógł dyktować mu życia - i też tego nie zamierzał - ale skoro Jonathan nie umiał pomartwić się o siebie, Shane postanowił to porobić za niego. - Pewnie od mojej strony też nie będzie łatwo dobrać wolny czas... ale postaram się - chociaż to mogło równać się ze spędzaniem czasu do późna. Tylko, że zaś nie chciał go do tego zmuszać, woląc bardziej, by nadawał priorytet na swoje potrzeby.
- Więcej wiary w swoją rodzinę, Jace - żachnął. Chociaż nie znał jego rodziny, więc to powodowało, że nie czuł się na miejscu, by palnąć mu jakiekolwiek wzniosłe kazania. - I przede wszystkim... myśl o sobie. Zastanów się, co ty byś chciał dla siebie - splótł ze sobą palce. - I nie masz za co przepraszać. Niewiele ci pomogę, ponieważ to twój wybór, ale zawsze cię wysłucham. Potrzeba wygadania się nie jest niczym złym, a jeśli to sprawi, że twój umysł się rozjaśni oraz sam poczujesz się lepiej... to tym bardziej warto.
Nawet jeśli nie czuł się najlepszą osobą do wspierania innych. W swoim życiu nie napotykał problemów tego typu co miał blondyn. Jego relacje z rodzicami... wolał nawet nie myśleć o tym obecnie.
- Przede wszystkim wydaje ci się to temu, bo spędzasz z nimi cały czas. Nie wyprowadzasz się też do innego miasta, wiec sam zobaczysz, co wyjdzie z tego.
Nie mógł pozbyć się jego obaw, ale chociaż spróbować załagodzić je.
Hoho... wyznanie i jednocześnie rzucone wyzwanie? Jace dorasta. Nie spodziewałby się tego po nim obecnie. Dlatego też lekko przymrużył oczy, unosząc dłonie, by położyć na jego, uśmiechając się do niego z tajemniczością. Wypowiedzenie na głos wprost tego, co siedziało w jego myślach cały czas - to było dla Shane'a ciekawe podsumowanie ich obecnej randki. A fakt, w jaki sposób to zrobił, sprawiał, że nie mógł zareagować z obojętnością i dystansem. Ani tym bardziej zignorować.
Zwłaszcza, gdy samemu jeszcze nie poukładał własnych emocji.
- Więc poczekam na to - odparł. - Tylko nie każ mi za długo.
Więc jego uczucia nadal się nie zmieniły, hmm? Ale nadal sam z siebie nie chcesz zaproponować chodzenia ze sobą?
- Można powiedzieć, że działa to. W końcu dałem się zaprosić na randkę - zachichotał cicho. - Może wyjść tak, że oboje czytamy tą samą książkę życia, tylko ty jesteś o kilka rozdziałów do przodu - dodał, nawiązując do różnicy w uczuciach u tej dwójki.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Panic mode activated
Nie Kwi 03, 2022 4:28 pm
Nie Kwi 03, 2022 4:28 pm
Och.
Zupełnie nieświadomie udało mu się wyciągnąć z Shane'a całkiem ciekawą reakcję. Dobrze, że usiadł akurat od tej strony i przynajmniej mógł go obserwować kątem oka. Uśmiechnął się nieznacznie do samego siebie, nie dodając jednak już żadnego komentarza.
Kompletnie nie wiedział, co ma powiedzieć w odpowiedzi na jego troskę. Choć słowa ciemnowłosego o odpoczynku były zapewne całkowicie normalne, szybko sprawiły, że na jego twarzy wyraźnie pojawił się pusty konflikt. Nie było w tym większego zakłopotania ani porywających emocji, bardziej jakby po prostu się wyłączył. Czy skoro chciał się z nim spotykać, nie zaliczało się to do odpoczynku i dbania o siebie? Może gdyby zadał to pytanie na głos, uzyskałby odpowiedź. Potrafił jednak tylko siedzieć i go słuchać.
— Kto wie, może będziesz miał zlecenie niedaleko Starbucksa i tak się złoży, że akurat będę miał zmianę — zażartował, wyraźnie w końcu się odcinając. Nawet jeśli poruszony przez niego wcześniej temat tylko wszystko skomplikował. Jace kompletnie nie wiedział, czego chciał. Bywały momenty, że podjęcie decyzji na bieżąco przynosiło mu nieco mniej problemów — zwłaszcza że przez większość czasu po prostu dostosowywał się do innych — ale odnośnie przyszłości? Czegokolwiek większego? Jego wyprowadzka przewijała się w domu od kilku lat, a on nadal nie był pewien czy to dobry pomysł.
— Jasne. Na pewno nie będzie tak źle, w końcu i tak będę szukał czegoś w miarę blisko — rzucił w końcu, tym razem kompletnie nieświadomie poddając się stałemu nawykowi. Zabutelkował wszystkie problemy i wyrzucił je, przesłaniając własny umysł pozytywnością. W tym momencie zdecydowanie wolał się skupić na Shanie.
Przyjemne mrowienie przeszyło jego ciało, gdy ciemnowłosy położył swoje dłonie na jego. Naprawdę miał wrażenie, że jego serce zaraz umrze śmiercią naturalną. Nadal nie do końca był w stanie zrozumieć jakim cudem udało mu się znaleźć w tym miejscu. W takiej sytuacji. Opuścił nieznacznie głowę i zaśmiał się cicho w odpowiedzi na jego słowa.
— Podobno zawsze uczyłem się wszystkiego szybciej niż inni. Nie, żebym się chwalił — wypisany na jego ustach uśmiech, dopiero po chwili powoli zaczął zanikać. Przesunął powoli kciukiem po jego policzku, wodząc pokrótce wzrokiem po jego twarzy, nim wrócił uwagą do miodowych oczu.
— Mogę cię pocałować? — zapytał nagle, gdy ewidentnie jak zawsze jego język zadziałał szybciej niż umysł. A jednak nadal wyraźnie trzymał się ustalonych przez siebie zasad, nie przysuwając do niego nawet o centymetr i czekając na jego odpowiedź.
Niełatwo było doradzać mu komukolwiek. Nie mógł postawić Jonathana w swojej sytuacji. Mimo to, przewrócił oczami, widząc jego reakcję, zabierając się za kolejną frytkę.
- Albo wezmę dzień wolny i cię porwę - odparł na jego słowa naturalnie. - Jest wiele możliwości. Jak patrzę na ciebie, to odnoszę wrażenie, że musiałbym pilnować cię, czy na pewno wypoczywasz. Osobiście - w końcu przez telefon nie zyskałby pewności całkowitej. - Jeszcze pomyślę, gdy już zaliczysz swoje egzaminy.
Na swój sposób żartował sobie z tym. Nie chciał narzucać mu swojej woli, ani tym bardziej własnej persony. Wolał, by młodszy sam zdecydował, czego chce się podjąć i dlaczego, oraz w jakiej kolejności. Byleby to była jego własna decyzja, a nie dostosowanie się do kogoś. Dlatego też mógł swoje opinie głównie zachowywać dla siebie.
Nawet jeśli słowa odnośnie mieszkania wywołały w nim podejrzliwość.
Czy takie sytuacje liczą się do romantycznych?
Nie potrafił zrozumieć, skąd raz brała się niepewność, a skąd śmiałość u Jace'a. Tak jak teraz, gdy trzymał swoje dłonie na jego twarzy, sprawiając, że był całkowicie w jego przestrzeni osobistej. Zarazem też nie przechodził do niczego dalej, zadając mu pytanie o pozwolenie.
To lekko rozczulające.
- Musisz pytać? - odparł, jednocześnie dając mu w ten sposób przyzwolenie. W końcu on sam już skradł jego pocałunek, bez dopytywania się o zgodę. Więc nie zamierzał protestować na ewentualny rewanż. Nawet... jeśli po namyśle miał wrażenie, że to dość dziwny tok wydarzeń.
- Albo wezmę dzień wolny i cię porwę - odparł na jego słowa naturalnie. - Jest wiele możliwości. Jak patrzę na ciebie, to odnoszę wrażenie, że musiałbym pilnować cię, czy na pewno wypoczywasz. Osobiście - w końcu przez telefon nie zyskałby pewności całkowitej. - Jeszcze pomyślę, gdy już zaliczysz swoje egzaminy.
Na swój sposób żartował sobie z tym. Nie chciał narzucać mu swojej woli, ani tym bardziej własnej persony. Wolał, by młodszy sam zdecydował, czego chce się podjąć i dlaczego, oraz w jakiej kolejności. Byleby to była jego własna decyzja, a nie dostosowanie się do kogoś. Dlatego też mógł swoje opinie głównie zachowywać dla siebie.
Nawet jeśli słowa odnośnie mieszkania wywołały w nim podejrzliwość.
Czy takie sytuacje liczą się do romantycznych?
Nie potrafił zrozumieć, skąd raz brała się niepewność, a skąd śmiałość u Jace'a. Tak jak teraz, gdy trzymał swoje dłonie na jego twarzy, sprawiając, że był całkowicie w jego przestrzeni osobistej. Zarazem też nie przechodził do niczego dalej, zadając mu pytanie o pozwolenie.
To lekko rozczulające.
- Musisz pytać? - odparł, jednocześnie dając mu w ten sposób przyzwolenie. W końcu on sam już skradł jego pocałunek, bez dopytywania się o zgodę. Więc nie zamierzał protestować na ewentualny rewanż. Nawet... jeśli po namyśle miał wrażenie, że to dość dziwny tok wydarzeń.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Panic mode activated
Pon Kwi 04, 2022 4:01 am
Pon Kwi 04, 2022 4:01 am
Spojrzał na niego wyraźnie zaskoczony, chyba odbierając jego słowa nieco zbyt bezpośrednio. Dopiero po chwili się roześmiał, kręcąc na boki głową.
— Powiedziałbym, że nie mam nic przeciwko porwaniu, ale wtedy to już nie byłoby porwanie, więc chyba muszę udawać bardzo niechętnego i przestraszonego. I obiecuję, że solidnie odpoczywam. Inaczej nie dałbym rady ustać na nogach — nie kłamał, w końcu Jonathan był osobą, która dzień w dzień kładła się spać koło dwudziestej drugiej. Wstawał z rana biegać przed ogarnięciem wszystkich swoich obowiązków i sam szedł do szkoły.
"Jeszcze pomyślę, gdy już zaliczysz swoje egzaminy."
— To chyba znaczy, że muszę się postarać? — spytał zaczepnie, zdecydowanie zbyt mocno skuszony wizją osobistego pilnowania go. Nawet jeśli sam przecież stwierdził, że sobie radził.
Wygiął kąciki ust w łagodnym, ciepłym uśmiechu, cały czas się w niego wpatrując.
— Tak. Żebyś mógł sam zdecydować. Nawet jeśli sam powiedziałem, że sprawię, że mnie polubisz — nie zamierzał niczego robić wbrew jego woli. Jednocześnie Jace nie zamierzał zadowalać się tak samo niewinnym pocałunkiem co wcześniej. Zabawne, w tym momencie nie przejmował się nawet tym, że na dobrą sprawę nigdy się z nikim tak naprawdę nie całował. Jedynym co się dla niego liczyło, był fakt, że czuł pod palcami ciepło skóry Shane'a. To, że przez swoje szybko bijące serce, praktycznie nic nie słyszał. Zsunął jedną z dłoni w dół, opierając ją na jego szyi, drugą przesuwając w tył, wsunąć ją w jego włosy. Nawet się nie zawahał, co tylko potwierdzało, że od samego początku czekał jedynie na jego zgodę. Z początku musnął jedynie lekko jego usta swoimi, zaraz znowu go całując, tym razem dużo dłużej niż wcześniej. Kompletnie nie wiedział, gdzie w takich sytuacjach leżała granica. Jasne, umysł podpowiadał mu kilka opcji, powtarzał, by nie przesadzać. Ale jednocześnie zagłuszony przysłaniającymi jego rozsądek emocjami, nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, że podświadomie pogłębił pocałunek na tyle, by utrudnić Shane'owi złapanie oddechu. Oparta na boku jego szyi dłoń zsunęła się w dół po jego klatce piersiowej, zatrzymując się na jego biodrze. Dopiero wtedy odsunął się od niego, przesuwając palcami drugiej ręki po jego włosach, przekładając je na jego ramię, nim i ją oparł na jego pasie.
Teraz już zdecydowanie nie miał ochoty wracać do domu.
- Zdecydowanie - potwierdził na jego pytanie. - W końcu trzeba coś poświętować, nie? - bez wyrzutów, że zajmował mu czas. Wypoczynek nie stanowił nawet większego problemu, gdyby miał spędzać czas u niego. W końcu mógł mu zaproponować nocleg, bez obaw o zmuszenie do późnego powrotu do domu.
Ma miły uśmiech.
Tylko, że...
Nie był przygotowany na taki pocałunek.
Jego miękkie usta wpijały się w niego z zamiarem odebrania mu możliwości wzięcia oddechu. Zablokował mu drogę ucieczki, pogłębiając gest na tyle, by jego organizm zaczynał się domagać tlenu. Czy odczuwał z tego przyjemność? Ciężko powiedzieć. Nie czuł fizycznego pociągu do swojej płci, więc ten gest nie robił na nim wrażenia na tyle, by nagle poczuł się bardziej podjarany. Pomiędzy zawrotami głowy łapał się na myśli, że to dziwne uczucie, częściowo łaskoczące go. Był rozluźniony obecnie mimo wszystko.
Zamrugał oczami, gdy odsunął się od niego. Jego umysł domagał się natychmiast powietrza, jednakże myśli były chłodne. To nie był jego pierwszy pocałunek w życiu. Nawet jeśli pocałował go namiętnie młodszy od niego chłopak.
- Ciekawe. Powiedzmy, że to wersja testowa na dzień dzisiejszy - powiedział, przykładając dwa palce od ust. - To dość... interesujące - przedstawienie takiej strony Jonathana obecnie dla niego. Kto by pomyślał... - Reszta już w momencie, gdy uda ci się zrobić to, co planowałeś - dotknął palcem jego nos, śmiejąc się krótko. - Więc lepiej się pospiesz, zanim zapomnisz tego, co miało miejsce dzisiaj - wygiął usta w lekkim i zarazem złośliwym uśmieszku, nie kryjąc się, że to zahaczało o prowokowanie.
Ma miły uśmiech.
Tylko, że...
Nie był przygotowany na taki pocałunek.
Jego miękkie usta wpijały się w niego z zamiarem odebrania mu możliwości wzięcia oddechu. Zablokował mu drogę ucieczki, pogłębiając gest na tyle, by jego organizm zaczynał się domagać tlenu. Czy odczuwał z tego przyjemność? Ciężko powiedzieć. Nie czuł fizycznego pociągu do swojej płci, więc ten gest nie robił na nim wrażenia na tyle, by nagle poczuł się bardziej podjarany. Pomiędzy zawrotami głowy łapał się na myśli, że to dziwne uczucie, częściowo łaskoczące go. Był rozluźniony obecnie mimo wszystko.
Zamrugał oczami, gdy odsunął się od niego. Jego umysł domagał się natychmiast powietrza, jednakże myśli były chłodne. To nie był jego pierwszy pocałunek w życiu. Nawet jeśli pocałował go namiętnie młodszy od niego chłopak.
- Ciekawe. Powiedzmy, że to wersja testowa na dzień dzisiejszy - powiedział, przykładając dwa palce od ust. - To dość... interesujące - przedstawienie takiej strony Jonathana obecnie dla niego. Kto by pomyślał... - Reszta już w momencie, gdy uda ci się zrobić to, co planowałeś - dotknął palcem jego nos, śmiejąc się krótko. - Więc lepiej się pospiesz, zanim zapomnisz tego, co miało miejsce dzisiaj - wygiął usta w lekkim i zarazem złośliwym uśmieszku, nie kryjąc się, że to zahaczało o prowokowanie.
Jonathan Everett
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Panic mode activated
Wto Kwi 05, 2022 1:56 am
Wto Kwi 05, 2022 1:56 am
— Jeśli za każdym razem będziesz ze mną świętować różne rzeczy, to znajdę więcej powodów. Może powinienem co trzy miesiące zmieniać pracę — zażartował, całe szczęście nie wiedząc co chodziło w tym momencie Shane'owi po głowie. Nawet jeśli dla ciemnowłosego spanie u niego nie wiązało się z niczym głębszym, przy tempie intensywnych myśli, którymi mózg Jace'a go zalewał, jak nic skończyłby cały czerwony. Teraz mu to jednak nie groziło.
Nie chciał być wersją testową.
Nic dziwnego, że reakcja Shane'a mimowolnie sprawiła, że ucisk w jego klatce piersiowej się pogłębił. Tym razem po prostu nie był pozytywny. Doskonale wiedział, że sam się w to wkopał, ale fakt, że nie wywołał u niego żadnej reakcji za wyjątkiem zwykłej ciekawości, mimo wszystko go zabolał, nawet jeśli włożył całą swoją energię, by niczego nie dać po sobie poznać. Dużo bardziej niż się tego spodziewał. Uśmiechnął się więc jedynie w odpowiedzi na jego śmiech.
— Myślę, że nie ma szans, żebym zapomniał o tym jak pierwszy raz się z kimś całowałem — nie wiedział po prostu w tym momencie czy właśnie nie popełnił jednego z największych błędów swojego życia. Może gdyby nie był tak głupio naiwny i emocjonalny, mniej by go to wszystko obeszło. Może od początku powinien podejść do wszystkiego z dużo większym dystansem i najzwyczajniej w świecie z tego zrezygnować. Mimo wcześniejszych słów tak naprawdę nie miał w sobie żadnej pewności siebie. Nie czuł, żeby faktycznie był w stanie sprawić, że ktoś, kto z jego obserwacji nawet nie interesuje się osobami tej samej płci, nagle magicznie polubi właśnie jego.
Im bardziej to wszystko do niego docierało, tym bardziej jego pierwotna niechęć do wrócenia do domu zmieniała się w potrzebę ucieczki. I właśnie teraz dopiero zdał sobie sprawę z tego, czym dokładnie było uczucie ogarniające jego ciało. Ucisk w gardle, ciężar na klatce piersiowej.
Nie pamiętał kiedy ostatni raz chciało mu się płakać.
Mimo to wyglądał niezwykle spokojnie. Zaśmiał się nawet, kręcąc na boki głową.
— Mówił ci ktoś, że jesteś przebiegły jak lis? Może powinieneś do nich dołączyć. Tak czy inaczej, będę się już zbierał — uśmiechnął się i zabrał ręce, wstając z kanapy. Miał dziwne wrażenie, że jeśli zostanie tu jeszcze kilka minut dłużej, nie da rady utrzymać tego samego wesołego wyrazu twarzy co teraz. Ubrał się i zabrał swoje rzeczy, odwracając jeszcze w jego stronę.
— Zadzwonię, jak znajdę trochę wolnego. I dziękuję. Za dziś. Za to, że się zgodziłeś — uśmiechnął się przed wyjściem z jego mieszkania. Wystarczyło, by odwrócił się do niego plecami. Uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy, a wcześniejsze uczucie tylko się pogłębiło. Nawet jeśli po znalezieniu się na zewnątrz liczył na to, że świeże powietrze, choć odrobinę mu pomoże, wcale nie zrobiło mu się lepiej.
— Co ja w ogóle robię? — wyszeptał cicho do samego siebie i zatrzymał się w miejscu, chowając twarz w dłoniach. Niezależnie od tego co by się nie działo, nie płakał od szóstego roku życia. Nie płakał, gdy kompletnie przestał widzieć. Nie płakał kiedy zrzucono na niego odpowiedzialność za rodzeństwo. Nie płakał po śmierci Julie. Więc dlaczego teraz tak ciężko było mu powstrzymać cisnące się do oczu łzy? Przeklął cicho pod nosem, biorąc kilka głębokich wdechów, nim odchylił głowę do góry, zabierając ręce z twarzy.
Jest okej, Jace. Nie ma powodu, by płakać.
Nie wiedział, jak długo stał w miejscu, nim w końcu wszystko zaczęło mu stopniowo odpuszczać. Dopiero gdy poczuł, że znowu w miarę swobodnie oddycha, a jego organizm przestał uparcie wciskać mu do oczu łzy — choć nawet jedna z nich nie spłynęła w dół — ruszył z miejsca, wsuwając ręce w kieszenie. Chyba pierwszy raz od dawna idąc przed siebie, nie miał w głowie żadnych skaczących z tematu na temat myśli. Ciężko było mu stwierdzić czy uczucie pustki było dla niego zbawienne, czy też wręcz przeciwnie. W sumie nic już teraz nie wiedział.
- Ewentualnie ja. Zresztą, podobno każdy powód jest dobry na świętowanie - mrugnął oczami. - Ale może przesadzam. Nie każdy jest fanem obchodzenia danych sukcesów - w tym i on sam. Dlatego też same proponowanie mu tego niosło za sobą swoistą cenę, jaką będzie mu potem zapłacić. Świętowania kojarzyły mu się z imprezami. Tylko, że on zdecydowanie przekładał świat wirtualny nad światem rzeczywistym w takich aspektach.
Oh.
- Pierwszy pocałunek... - powtórzył za nim. - Rozumiem - czyli był aż tak niewinny. I swoją niewinność oddawał akurat niemu? W głębi umysłu pojawiło się to pytanie, które męczyło go co jakiś czas - dlaczego on? Dlaczego zdecydował się na ulokowanie swoich uczuć w nim? Słysząc o jego umiejętnościach, widząc jego zalety, mając możliwość rozmawiania z nim... to wszystko powodowało, że zwyczajnie nie rozumiał.
Tak samo jak i wielu rzeczy. Chociażby to, że jego słowa mogły być inaczej odebrane.
- ... jak lis? - nie zrozumiał też aluzji. Potrząsnął lekko głową. Ironicznie, już jestem jednym z nich. - Jasne - odparł łagodnie. - Trochę cię tu zatrzymałem - nie zatrzymywał go. Zaskoczyło go oczywiście to, że tak szybko chciał odejść, ale zrzucił to na barki rzeczywistości i faktu, że ich relacja nie miała prawa na pozwolenie, by nagle zmienił priorytety u siebie.
Odprowadził go w stronę drzwi.
- Okay. Również dziękuję za to. I za to, że zaproponowałeś - rzucił na pożegnanie.
Jednak nie mogę nie odnieść wrażenia, że zasługuje na kogoś niesamowitego.
Dwie-trzy minuty po wyjściu Jonathana, na jego telefon przyszła wiadomość na messengerze.
Na zdjęciu było widać pluszowego wieloryba wraz z kawałkiem ręki Shane'a. Świadczyło to o tym, że obejmował go ramieniem w momencie robienia fotografii.
Zaraz potem przyszła druga wiadomość.
Oh.
- Pierwszy pocałunek... - powtórzył za nim. - Rozumiem - czyli był aż tak niewinny. I swoją niewinność oddawał akurat niemu? W głębi umysłu pojawiło się to pytanie, które męczyło go co jakiś czas - dlaczego on? Dlaczego zdecydował się na ulokowanie swoich uczuć w nim? Słysząc o jego umiejętnościach, widząc jego zalety, mając możliwość rozmawiania z nim... to wszystko powodowało, że zwyczajnie nie rozumiał.
Tak samo jak i wielu rzeczy. Chociażby to, że jego słowa mogły być inaczej odebrane.
- ... jak lis? - nie zrozumiał też aluzji. Potrząsnął lekko głową. Ironicznie, już jestem jednym z nich. - Jasne - odparł łagodnie. - Trochę cię tu zatrzymałem - nie zatrzymywał go. Zaskoczyło go oczywiście to, że tak szybko chciał odejść, ale zrzucił to na barki rzeczywistości i faktu, że ich relacja nie miała prawa na pozwolenie, by nagle zmienił priorytety u siebie.
Odprowadził go w stronę drzwi.
- Okay. Również dziękuję za to. I za to, że zaproponowałeś - rzucił na pożegnanie.
Jednak nie mogę nie odnieść wrażenia, że zasługuje na kogoś niesamowitego.
Dwie-trzy minuty po wyjściu Jonathana, na jego telefon przyszła wiadomość na messengerze.
Wybacz, zapomniałem ci go pokazać.
Może uznasz za dziecinne, ale cenię ten podarunek.
I daj znać, kiedy wrócisz do domu.
Może uznasz za dziecinne, ale cenię ten podarunek.
I daj znać, kiedy wrócisz do domu.
Na zdjęciu było widać pluszowego wieloryba wraz z kawałkiem ręki Shane'a. Świadczyło to o tym, że obejmował go ramieniem w momencie robienia fotografii.
Zaraz potem przyszła druga wiadomość.
Jeszcze raz dziękuję za dzisiaj.
[Koniec retrospekcji]
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach