▲▼
Nie żartował, gdy miał na myśli że ignorował wszystkich wokół. Moment, w którym Patch wszedł do autobusu był tym, w którym kompletnie zapomniał, że w pojeździe były jeszcze jakieś inne osoby. Jakby nie patrzeć uwaga Wilczka nigdy nie potrafiła się skupiać na większej liczbie osób. Dlatego właśnie rzadko kiedy brał udział w akcjach. Siedzenie bezpiecznie przed komputerem ciekawiło go dużo bardziej niż to wszystko, nawet jeśli akurat dziś było całkiem zabawnie. Może nawet zabawniej niż wtedy, gdy wyzywał Meksykańców w Call of Duty za pomocą syntezatora mowy Ivona. Starczyło mu jednak emocji i wypadu na zewnątrz, na najbliższe kilka tygodni. Zwłaszcza, że ten patafian nie raczył wziąć udziału razem z nim.
Jego oczy rozbłysły, gdy Patch wyciągnął Fantę z kieszeni spodni. Wyciągał już po nią ręce, gdy dryblas standardowo zaczął odpierdalać jakiś szajs. Przymrużył powieki wpatrując się w niego jak żmija.
"Buziak też może być."
Chyba nigdy nie miał się znudzić. Wilczek mruknął nisko w odpowiedzi i pokręcił głową na boki, wyraźnie szykując się do kopnięcia go. Niedoczekanie. Wyciągnął więc tylko grzecznie rękę do przodu, przechwytując swój pomarańczowy skarb.
— "Proszę" — dodał po fakcie, przekrzywiając głowę na bok. Jeśli ktoś myślał, że z pomocą dłoni nie da się przesycić wiadomości sarkazmem, nawet nie wiedział jak bardzo się mylił. Postał chwilę w miejscu machając kilka razy ręką, gdy rozglądał się dookoła, aż do momentu gdy Patch usiadł na siedzeniu. Usiadł na jego kolanach bokiem bez najmniejszego protestu, cały czas machając rękami. Dopiero po chwili obrócił się w jego stronę i przełożył luźno ręce przez jego ramiona, przysuwając się do niego na tyle, by praktycznie stykać się z nim nosem. Przesunął powoli wzrokiem po jego twarzy, poruszając kilka razy prawą ręką góra-dół w potencjalnie nerwowym geście. Tylko po to, by chwilę później odchylić się do tyłu i otworzyć wzburzoną puszkę z gazowanym napojem, skierowanym wprost na jego twarz. Uśmiechnął się w najbardziej przeuroczy sposób na jaki tylko było go stać, przyglądając się skapującej Fancie.
— "To za traktowanie mnie jak psa" — zamigał zaraz przesuwając palcem po boku jego twarzy, by chwilę później wsunąć go do ust. Zimna, nawet się postarał. Obrócił się znowu bokiem i przytknął usta do góry puszki, spijając zebraną na górze gazowaną pianę. Nigdy trochę szkoda, ale jednak warto.
Zignorowanie dłoni Patcha na jego biodrze o dziwo przyszło mu z dużo większą łatwością niż kiedyś. Jakby nie patrzeć, zjebanie Patcha w jego przypadku trwało nie miesiącami, ale latami. Po pewnym czasie człowiek zaczynał się przyzwyczajać do niektórych zachowań, nawet jeśli nie wszystkie tolerował.
Niestety wyglądało na to, że tym razem jego plan mimo swojej doskonałości, dość mocno i szybko obrócił się przeciwko niemu. Już w momencie, gdy zabrano mu Fantę syknął z głośnym niezadowoleniem, Gdy został z kolei potraktowany jak worek ziemniaków zaczął się wyrywać na wszystkie strony jak Survivorzy w DBD. Niestety, podobnie jak większość haków w grze, woda była zbyt blisko, by udało mu się uciec i go ogłuszyć. Nawet jeśli dość mocno wyjebał mu łokciem w tył głowy, zostawiając po sobie niemałego siniaka. Dobrze tak chujowi. Zwłaszcza po tym co odjebał chwilę później.
Lodowata woda momentalnie sprawiła, że nie tylko przestał się rzucać, ale wręcz wtulił się w Patcha całym ciałem, jednocześnie wyobrażając sobie w głowie milion przeróżnych scenariuszy w jakich pozbawi go życia. Było mu tak cholernie zimno, że telepało nim na wszystkie strony. Dobrze, że mimo wszystko latem pogoda była całkiem sprzyjająca, ale nadal nie uczyniła tego doświadczenia przyjemnym. I raczej nie miała.
"Weź głęboki wdech."
Co?
Jego ryj znalazł się zdecydowanie zbyt blisko niego. I co najgorsze, Patch w przeciwieństwie do Wilczka wcale nie żartował. Zielonowłosy był na tyle zaskoczony, by kompletnie zignorować jego polecenie. Lądując pod woda zdążył jedynie zacisnąć oczy, dzięki czemu uniknął większego bólu związanego że znalezieniem się pod jej taflą.
A ten skurwiel jeszcze go ugryzł.
Podpłynął w stronę brzegu przy jego pomocy, cały czas kaszląc. Pięć sekund było niczym, ale nie gdy wciągałeś wodę nosem. Usiadł na piasku cały czas się ogarniając nim w końcu podniósł wzrok do góry. Był przemoczony od góry do dołu. Nawet buty miał całe mokre. Kompletnie się wyłączył ignorując jego zjebane teksty, a gdy podniósł wzrok, po Patchu zostały jedynie ubrania.
Pierdolony kutas. Wypuść mnie do niego, spuszczę mu taki wpierdol, że dołączy do swojej matki.
Spokojnie to tylko woda, wyschnie.
Więc mamy po prostu pozwolić, by ten jebany pedał ROBIŁ CO CHCE? Nie ma takiej opcji.
Zabicie go nie jest odpowiedzią, skarbie.
Powiedz tak do mnie jeszcze raz to będziesz drugą osobą, której poderżnę gardło zaraz po nim.
Uspokójcie się wszyscy-
Isaac podniósł się z piasku idąc powoli do przodu. Obrzydliwe. Uczucie przylepiających się do niego ubrań było obrzydliwe. Piasek na jego butach był obrzydliwy. Wszystko było obrzydliwe. I ten jeden raz słowa Oliviera przemawiały do niego dużo bardziej niż zwykle. Ruszył przez plażę zbierając ubrania Patcha, jak i suche patyki nim rzucił je w jedno miejsce. Przeszukiwał przez chwilę jego kieszenie nim znalazł co chciał. Wycisnął z siebie wodę na tyle na ile mógł nim ruszył w stronę autobusu z wypranym, z emocji pyskiem. Przeszedł do swojej torby, wyciągnął z niej dezodorant i zaraz zapierdolił jedną z butelek z mocniejszym alkoholem ponownie wychodząc na zewnątrz.
Odkręcił korek i wylał wszystko na przygotowane przez siebie prowizoryczne ognisko. Dziewięć prób. Dokładnie tyle podjął, by odpalić zapalniczkę, zaraz zmieniając ją z pomocą dezodorantu w przenośny miotacz płomieni. Mokry materiał wraz z patykami skwierczał w proteście. Musiał wywalić praktycznie całą puszkę, nim udało mu się rozpalić wszystko na dobre. Pierdolnął puszkę w stos, mając w dupie ostrzeżenie o łatwopalności i innych zagrożeniach, wracając do autobusu. Dopiero wtedy stanął za Patchem i wyjebał mu z całej siły w dupę. Chętnie uderzyłby w kręgosłup, ale ktoś musiał go potem odwieźć do domu.
Schowany w spodniach scyzoryk błysnął w jego dłoni, gdy wbił go z impetem w siedzenie obok niego.
— "Następnym razem rozjebię ci czaszkę" — zamigał przed wyciągnięciem scyzoryka z materiału. Nie schował go jednak. Usiadł wyraźnie obrażony na jednym z siedzeń, wycierając intensywnie usta. Jebany gnój.
Nadal uważam, że powinniśmy zajebać go teraz.
Isaac nie ma prawa jazdy.
Tsk.
W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Jackals, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
Wszystkie trwające fabuły na terenie plaży zostają zakończone.
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
TEREN JACKALS
Plaża
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Nie wyróżnia się niczym na tle innych plaż. Tony złotego piasku skrywają pod sobą różnego rodzaju muszelki, które plażowicze tak chętnie lubią wykopywać, aby później cieszyć się ich widokiem. Kiedyś miasto nie dopuszczało do tego, aby stanowisko ratownika było puste, teraz już nikt nie patroluje osób bawiących się w wodzie, ani nie wywiesza flagi informującej o tym czy można wchodzić do morza. W chłodne dni próżno szukać odpoczywających turystów i mieszkańców. Za to podczas upałów ciężko znaleźć miejsce dla siebie, jeśli nie przyjdzie się odpowiednio wcześnie. Choć niektórzy unikają wodnych zabaw, obawiając się znalezienia zwłok z uwiązanym kamieniem u szyi. Znajduje się tu parę opuszczonych budek z lodami, watą cukrową, goframi i innymi fast foodami, oraz jedna większa restauracja — która jako jedyna nadal działa i zaprasza zgłodniałych plażowiczów w swoje progi.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Jackals, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Jackals, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
Nim się obejrzał, jego mały wkurwol już stał przed nim. Taki podekscytowany całą akcją całkiem go bawił. Oczywiście nie zamierzał się z niego śmiać, nigdy w życiu.
Specjalnie dla niego nauczył się języka migowego. Co prawda rzadko go używał, ale rozumiał przeważnie wszystko, co Isaac chciał mu przekazać. Skoro to nie jest poświęcenie, to Sebastian nie wiedział, jak inaczej to nazwać.
- No, no, jestem dumny. Teraz w głównej mierze ciekawi mnie ten pornos. - westchnął teatralnie, przykładając dłoń do czoła. Jak on mógł puszczać filmiki bez obecności Patcha? To wręcz niedopuszczalne.
Na wspomnienie o „tym tam kolesiu”, zerknął w jego stronę, kiwając głową z prawilnym szacuneczkiem. No proszę. Widać zabawa była przednia, rzeczywiście ominęło go najlepsze.
- Czyżbym miał przed sobą byłego zawodowca ze Związku Radzieckiego? - chuj wie co Wilczek robił w poprzednim życiu. Żeby tylko nie obudził się w nim Stalin w nieodpowiednim momencie. Nigdy nie przepadał za lekcjami historii, na leżąco tym bardziej.
- Za kogo Ty mnie masz? - wyciągnął z kieszeni spodni puszkę fanty. O nim to by w życiu nie zapomniał. Zanim jednak podał mu napój, uniósł rękę do góry z głupim uśmieszkiem. - A może jakieś proszę? Buziak też może być, nie obrażę się. - coś czuł, że prędzej dostaje buziaka z pięścią prosto w ryj, ale próbować zawsze można. W tym czasie do autobusu przyszła kolejna osoba. Kiwnął w kierunku dziewczyny wolną dłonią.
- Panienki nie znam. Patch. - krótko i na temat. Zanim Isaac zdążył go kopnąć, żeby dostać swój napój, sam wypuścił puszkę z dłoni na jego ręce. Klepnął na siedzenie obok, wyciągają się wcześniej na tyle do przodu, aby zabrać z siedzenia piwsko, które skołował. Z wymownym spojrzeniem poklepał swoje kolano, patrząc na chłopaka przed sobą. No, dalej.
Specjalnie dla niego nauczył się języka migowego. Co prawda rzadko go używał, ale rozumiał przeważnie wszystko, co Isaac chciał mu przekazać. Skoro to nie jest poświęcenie, to Sebastian nie wiedział, jak inaczej to nazwać.
- No, no, jestem dumny. Teraz w głównej mierze ciekawi mnie ten pornos. - westchnął teatralnie, przykładając dłoń do czoła. Jak on mógł puszczać filmiki bez obecności Patcha? To wręcz niedopuszczalne.
Na wspomnienie o „tym tam kolesiu”, zerknął w jego stronę, kiwając głową z prawilnym szacuneczkiem. No proszę. Widać zabawa była przednia, rzeczywiście ominęło go najlepsze.
- Czyżbym miał przed sobą byłego zawodowca ze Związku Radzieckiego? - chuj wie co Wilczek robił w poprzednim życiu. Żeby tylko nie obudził się w nim Stalin w nieodpowiednim momencie. Nigdy nie przepadał za lekcjami historii, na leżąco tym bardziej.
- Za kogo Ty mnie masz? - wyciągnął z kieszeni spodni puszkę fanty. O nim to by w życiu nie zapomniał. Zanim jednak podał mu napój, uniósł rękę do góry z głupim uśmieszkiem. - A może jakieś proszę? Buziak też może być, nie obrażę się. - coś czuł, że prędzej dostaje buziaka z pięścią prosto w ryj, ale próbować zawsze można. W tym czasie do autobusu przyszła kolejna osoba. Kiwnął w kierunku dziewczyny wolną dłonią.
- Panienki nie znam. Patch. - krótko i na temat. Zanim Isaac zdążył go kopnąć, żeby dostać swój napój, sam wypuścił puszkę z dłoni na jego ręce. Klepnął na siedzenie obok, wyciągają się wcześniej na tyle do przodu, aby zabrać z siedzenia piwsko, które skołował. Z wymownym spojrzeniem poklepał swoje kolano, patrząc na chłopaka przed sobą. No, dalej.
I s a a c
____________
Nie żartował, gdy miał na myśli że ignorował wszystkich wokół. Moment, w którym Patch wszedł do autobusu był tym, w którym kompletnie zapomniał, że w pojeździe były jeszcze jakieś inne osoby. Jakby nie patrzeć uwaga Wilczka nigdy nie potrafiła się skupiać na większej liczbie osób. Dlatego właśnie rzadko kiedy brał udział w akcjach. Siedzenie bezpiecznie przed komputerem ciekawiło go dużo bardziej niż to wszystko, nawet jeśli akurat dziś było całkiem zabawnie. Może nawet zabawniej niż wtedy, gdy wyzywał Meksykańców w Call of Duty za pomocą syntezatora mowy Ivona. Starczyło mu jednak emocji i wypadu na zewnątrz, na najbliższe kilka tygodni. Zwłaszcza, że ten patafian nie raczył wziąć udziału razem z nim.
Jego oczy rozbłysły, gdy Patch wyciągnął Fantę z kieszeni spodni. Wyciągał już po nią ręce, gdy dryblas standardowo zaczął odpierdalać jakiś szajs. Przymrużył powieki wpatrując się w niego jak żmija.
"Buziak też może być."
Chyba nigdy nie miał się znudzić. Wilczek mruknął nisko w odpowiedzi i pokręcił głową na boki, wyraźnie szykując się do kopnięcia go. Niedoczekanie. Wyciągnął więc tylko grzecznie rękę do przodu, przechwytując swój pomarańczowy skarb.
— "Proszę" — dodał po fakcie, przekrzywiając głowę na bok. Jeśli ktoś myślał, że z pomocą dłoni nie da się przesycić wiadomości sarkazmem, nawet nie wiedział jak bardzo się mylił. Postał chwilę w miejscu machając kilka razy ręką, gdy rozglądał się dookoła, aż do momentu gdy Patch usiadł na siedzeniu. Usiadł na jego kolanach bokiem bez najmniejszego protestu, cały czas machając rękami. Dopiero po chwili obrócił się w jego stronę i przełożył luźno ręce przez jego ramiona, przysuwając się do niego na tyle, by praktycznie stykać się z nim nosem. Przesunął powoli wzrokiem po jego twarzy, poruszając kilka razy prawą ręką góra-dół w potencjalnie nerwowym geście. Tylko po to, by chwilę później odchylić się do tyłu i otworzyć wzburzoną puszkę z gazowanym napojem, skierowanym wprost na jego twarz. Uśmiechnął się w najbardziej przeuroczy sposób na jaki tylko było go stać, przyglądając się skapującej Fancie.
— "To za traktowanie mnie jak psa" — zamigał zaraz przesuwając palcem po boku jego twarzy, by chwilę później wsunąć go do ust. Zimna, nawet się postarał. Obrócił się znowu bokiem i przytknął usta do góry puszki, spijając zebraną na górze gazowaną pianę. Nigdy trochę szkoda, ale jednak warto.
— No proszę, czy to kurwa nie największy pedał całego dystryktu – Al Pacino we własnej osobie — zafundował mu odpowiednie dla sytuacji powitanie, podnosząc puszkę piwa ze swoich kolan. Patch, mimo niewyparzonej gęby, przynajmniej przytaszczył tu całkiem dobry towar. — Chociaż z tym pedalstwem to bym sobie uważał, młody człowieku — zadziwiające z jaką łatwością jego ochrypły głos, który jeszcze przed momentem formułował same kurwy i inne pierdolenia, zmienił ton na rzeczowy. Rzecz jasna, Whitelaw tylko się zgrywał, choć wiedział, że w ich obecnym otoczeniu przebywały osoby, które z homoseksualizmem miały tyle wspólnego, co Chase z byciem świętym.
Podważył zawleczkę i otworzył puszkę, starając się nie robić tego nad swoimi nogami. Co jak co, wolał nie skończyć z jebiącymi piwem spodniami. Już miał zamiar pociągnąć łyk, ale powstrzymał się, gdy Patch niespodziewanie spytał o chłopaka. Gdzieś pomiędzy zaskoczeniem, a chęcią wydania z siebie parsknięcia, miał na końcu języka tekst o ich ostatniej nocy, o której najwidoczniej zapomniał. W końcu nie ma prawdziwej przyjaźni bez szczypty wspomnianego wcześniej pedalstwa.
— Co ty kurwa z powietrzem rozmawiasz? — spytał, wyłapując fragmenty dialogu bez słyszalnej odpowiedzi. Z tego wszystkiego kompletnie zapomniał o tym, że na podkładzie autobusu znajdował się niemy Wilczek. Dopiero gdy wolną ręką wyłowił z kieszeni telefon i odpalił latarkę, był w stanie dokładniej rozeznać się w całej sytuacji. Nie zamierzał jednak świecić nikomu po oczach, dlatego położył komórkę ekranem do dołu na desce rozdzielczej, by zapewnić im tymczasowe oświetlenie. — A niby Wolfgang taki cichociemny — cmoknął pod nosem i wreszcie pociągnął kilka solidnych łyków zimnego napoju.
Właśnie tego potrzebował.
„Gratulacje i w ogóle.”
— No chyba w nas nie zwątpiliście? — odparł tak, jakby cała ta akcja była bułką z masłem. To nic, że kiepsko ocenili siły przeciwnika i prawie ich rozstrzelano. Liczył się efekt końcowy. — Dobra, tym razem odpuścimy ci tego kutasa, skoro widzę tu same dary losu. — Jakimś dziwnym trafem wszyscy zadbali o to, by największe łupy znalazły się na wyciągnięcie ręki czarnowłosego. Czuł się jak jebane bóstwo, któremu składano dary w ofierze.
„Jak było?”
— Zajebiście — skwitował to jednym adekwatnym słowem. W swojej głowie już zastanawiał się nad tym, co zajebać następnym razem.
Podważył zawleczkę i otworzył puszkę, starając się nie robić tego nad swoimi nogami. Co jak co, wolał nie skończyć z jebiącymi piwem spodniami. Już miał zamiar pociągnąć łyk, ale powstrzymał się, gdy Patch niespodziewanie spytał o chłopaka. Gdzieś pomiędzy zaskoczeniem, a chęcią wydania z siebie parsknięcia, miał na końcu języka tekst o ich ostatniej nocy, o której najwidoczniej zapomniał. W końcu nie ma prawdziwej przyjaźni bez szczypty wspomnianego wcześniej pedalstwa.
— Co ty kurwa z powietrzem rozmawiasz? — spytał, wyłapując fragmenty dialogu bez słyszalnej odpowiedzi. Z tego wszystkiego kompletnie zapomniał o tym, że na podkładzie autobusu znajdował się niemy Wilczek. Dopiero gdy wolną ręką wyłowił z kieszeni telefon i odpalił latarkę, był w stanie dokładniej rozeznać się w całej sytuacji. Nie zamierzał jednak świecić nikomu po oczach, dlatego położył komórkę ekranem do dołu na desce rozdzielczej, by zapewnić im tymczasowe oświetlenie. — A niby Wolfgang taki cichociemny — cmoknął pod nosem i wreszcie pociągnął kilka solidnych łyków zimnego napoju.
Właśnie tego potrzebował.
„Gratulacje i w ogóle.”
— No chyba w nas nie zwątpiliście? — odparł tak, jakby cała ta akcja była bułką z masłem. To nic, że kiepsko ocenili siły przeciwnika i prawie ich rozstrzelano. Liczył się efekt końcowy. — Dobra, tym razem odpuścimy ci tego kutasa, skoro widzę tu same dary losu. — Jakimś dziwnym trafem wszyscy zadbali o to, by największe łupy znalazły się na wyciągnięcie ręki czarnowłosego. Czuł się jak jebane bóstwo, któremu składano dary w ofierze.
„Jak było?”
— Zajebiście — skwitował to jednym adekwatnym słowem. W swojej głowie już zastanawiał się nad tym, co zajebać następnym razem.
Gdy w końcu dojechali na miejsce, które okazało się dobrze mu znaną plażą odetchną z ulgą. Kolejny sukces, nie zginęli. Mimo, że momentami miał wrażenie, że skończą owinięci dookoła latarnii bądź w jednej z witryn sklepowych. Nie to, że podważał umiejętności Chase’a. Raczej nie do końca miał zaufanie do nieco już wiekowego autobusu.
Zgarnął z ziemi plecak, zarzucił go na ramię, a gdy drzwi się wreszcie otworzyły wyszedł na powietrze. Ach nic się tu nie zmieniło od jego ostatniej wizyty. Wciąż śmierdziało zdechłymi rybami i podgniłymi glonami, a w powietrzu unosiła się ta charakterystyczna wilgoć. Jak on nienawidził tego miejsca i generalnie wszystkich plaż czy okolic dużych zbiorników wodnych.
Spojrzał przez ramię na Chase’a słysząc jego wypowiedź. Odwrócił się całkowicie w jego stronę i wzruszył ramionami.
„Miałem go pilnować to pilnowałem. Jak inaczej miałem to zrobić? Zawisnąć z dachu jak jakiś pieprzony batman? Po za tym, zanim by do mnie podszedł dostałby ostrzegawczą kulkę w kolano,” a jakby to go nie powstrzymało Kris sprzedałby mu kolejną nieco wyżej.
Wygrzebał z kieszeni dwa lizaki, rozpakował jednego, a drugiego podał Chase’owi. „Masz i już tyle nie pierdol,” poniekąd był w stanie go zrozumieć i nawet może nieco poprawiało mu to nastrój. W końcu hej, nie codziennie trafia się na kumpli, którym faktycznie nie jesteś obojętny.
Spojrzał na bok autobusu i wykrzywił usta w uśmiechu. „To co bierzemy się do roboty? Nie wydaje Ci się, że lakier na tym cudzie techniki wymaga nieco odświeżenia i wizji artystycznej?”
Zgarnął z ziemi plecak, zarzucił go na ramię, a gdy drzwi się wreszcie otworzyły wyszedł na powietrze. Ach nic się tu nie zmieniło od jego ostatniej wizyty. Wciąż śmierdziało zdechłymi rybami i podgniłymi glonami, a w powietrzu unosiła się ta charakterystyczna wilgoć. Jak on nienawidził tego miejsca i generalnie wszystkich plaż czy okolic dużych zbiorników wodnych.
Spojrzał przez ramię na Chase’a słysząc jego wypowiedź. Odwrócił się całkowicie w jego stronę i wzruszył ramionami.
„Miałem go pilnować to pilnowałem. Jak inaczej miałem to zrobić? Zawisnąć z dachu jak jakiś pieprzony batman? Po za tym, zanim by do mnie podszedł dostałby ostrzegawczą kulkę w kolano,” a jakby to go nie powstrzymało Kris sprzedałby mu kolejną nieco wyżej.
Wygrzebał z kieszeni dwa lizaki, rozpakował jednego, a drugiego podał Chase’owi. „Masz i już tyle nie pierdol,” poniekąd był w stanie go zrozumieć i nawet może nieco poprawiało mu to nastrój. W końcu hej, nie codziennie trafia się na kumpli, którym faktycznie nie jesteś obojętny.
Spojrzał na bok autobusu i wykrzywił usta w uśmiechu. „To co bierzemy się do roboty? Nie wydaje Ci się, że lakier na tym cudzie techniki wymaga nieco odświeżenia i wizji artystycznej?”
O. Jego nie znam.
- Miko - przestawiła się pokrótce i na szybko, po czym pomachała krótko w jego stronę. - Miło poznać, i tak dalej - dodała szybko, na moment zastanawiając się, czy jeszcze ktoś nowy zechce zaszczycić swoją obecnością.
Uwaga fioletowowłosej przekierowała się na Chase'a. Przytknęła palec do policzka, zastanawiając się krótko na odpowiedzią.
- Ani trochę. Ale nudno było bez żadnej relacji - pomachała dłonią, w której znajdowała się jej komórka. - Nawet jeśli to było męski wieczór.
Zachichotała cicho zaraz potem.
- Doceniam twoją łaskawość - wykonała ukłon w stronę Chase'a. Na tyle, ile pozwalało wnętrze, by nie uderzyła o coś lub o kogoś. - Czuję się zaszczycona.
Z tymi słowami przeszła dalszy wgłąb pojazdu. Usiadła na jednym z wolnych przednich siedzeń autobusu. Uderzyła plecami o twarde oparcie. Lekko skrzywiła się z powodu krótkiej fali bólu wywołanej z tego powodu.
- Zajebiście to też byłoby, gdybym usłyszała z twoich ust, jak bardzo ludzie na miejscu byli zachwyceni tym - rzuciła jeszcze, uśmiechając się szeroko. - I jeśli to ma być impreza, to stawiamy na jakąś muzykę? - spytała. Jej oczy spoczęły na ekranie komórki.
- Miko - przestawiła się pokrótce i na szybko, po czym pomachała krótko w jego stronę. - Miło poznać, i tak dalej - dodała szybko, na moment zastanawiając się, czy jeszcze ktoś nowy zechce zaszczycić swoją obecnością.
Uwaga fioletowowłosej przekierowała się na Chase'a. Przytknęła palec do policzka, zastanawiając się krótko na odpowiedzią.
- Ani trochę. Ale nudno było bez żadnej relacji - pomachała dłonią, w której znajdowała się jej komórka. - Nawet jeśli to było męski wieczór.
Zachichotała cicho zaraz potem.
- Doceniam twoją łaskawość - wykonała ukłon w stronę Chase'a. Na tyle, ile pozwalało wnętrze, by nie uderzyła o coś lub o kogoś. - Czuję się zaszczycona.
Z tymi słowami przeszła dalszy wgłąb pojazdu. Usiadła na jednym z wolnych przednich siedzeń autobusu. Uderzyła plecami o twarde oparcie. Lekko skrzywiła się z powodu krótkiej fali bólu wywołanej z tego powodu.
- Zajebiście to też byłoby, gdybym usłyszała z twoich ust, jak bardzo ludzie na miejscu byli zachwyceni tym - rzuciła jeszcze, uśmiechając się szeroko. - I jeśli to ma być impreza, to stawiamy na jakąś muzykę? - spytała. Jej oczy spoczęły na ekranie komórki.
Nawet nie wiedział czy dobrze usłyszał imię dziewczyny, która się do niego zwracała. Nie miał pamięci do takich rzeczy, tym bardziej, jeśli była mowa o kobietach. Dla niego większość z nich to po prostu niunia albo baba. Szanował kobity na tyle, żeby nie nazywać ich brzydkimi słowami, w końcu nie tego nauczyła go mamusia. Z facetami było rzecz jasna inaczej. Do nich podchodził w zupełnie inny sposób - po pierwsze mogli się lepiej obronić, nie aby uważał, że dziewczyna może być słaba. Nic z tych rzeczy. Gdyby jego rodzicielka nie chorowała z pewnością dałaby radę spermiarzowi, z którym postanowiła się przespać siedemnaście lat wcześniej.
Spojrzał na ciemnowłosego przy kierownicy, przewracając oczami. A to jebak leśny, jeszcze ma czelność się tak zwracać do młodszego kolegi? Sebastian miał bardzo dobry radar pedalstwa, chociaż z reguły i tak wszystkich dla zasady nazywał pedałami. W grupie raźniej, tak? Jego koledzy, którzy tak właściwie mieli dziewczyny też słuchali takich wyzwisk w swoją stronę. I nie mieli nic do powiedzenia na ten temat.
- Nie wiem co tam do siebie psioczysz, staruchu. - wystawił w kierunku Chase'a środkowy palec. Akurat ludzi ze swojego gangu całkiem lubił, większość miała do niego bardzo podobny charakter. To się ceniło! Może poza faktem, że Patch akurat wytwarzał aurę największego zboka w całym Riverdale. I wcale się z tym nie krył.
Skupił się na Wilczku, który zadowolony wziął od niego fantę. Kurwa, normalnie to prawie jak wygrana loterii. Może i nawet coś lepszego, bo pieniądze można szybko przepieprzyć, a on plany z pieprzeniem Isaaca miał o wiele bardziej długoterminowe. Nawet, jeśli nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy.
- Grzeczny chłopiec. - skomentował jego zachowanie. Nawet ładnie usiadł mu na kolanach, no proszę, proszę. Idziemy w coraz lepszym kierunku. Jarając się całą sytuacją, zwrócił się jeszcze do Whitelawa. - Jestem dobrze wykształcony, możesz brać ze mnie przykład. - ba, pomińmy jego olewanie szkoły. Są rzeczy ważne i ważniejsze.
Oparł dłoń na biodrze zielonowłosego, przyglądając się jego ruchom. Czy ten mały gnojek specjalnie się do niego przysuwa? Tak to wyglądało. Nie spodziewał się, że tak szybko przy innych zacznie ukazywać mu swoje uczucia! Noż jasny chuj, patrzcie na to. Całowanie się w zajebanym autobusie to dla niego coś nowego. Już zamierzał się pochylić do przodu i zetknąć ich usta, ale zamiast jego warg poczuł na mordzie coś lepkiego. I zimnego.
On sobie kurwa z niego żartuje. I to naprawdę.
Westchnął głośno, zabierając z jego dłoni puszkę fanty. Odłożył ją na ziemi, posyłając mu nonszalancki uśmieszek. Doigrał się. Tak się nie bawimy. Podniósł się nagle z miejsca, przerzucając sobie tego małego skubańca przez ramię. Dobrze, że miał sporo siły, jeszcze ta mała pierdoła zacznie mu się wyrywać i tyle z jego planu.
- Znam lepsze sposoby na sprawienie, aby było mi przez Ciebie mokro. - no, a jak. Rzucił do wszystkich obecnych, że zaraz wraca. Wyskoczył z autobusu, wciskając prawdziwą dzidę do wody. Zimnej wody, rzecz jasna. I nie zamierzał wchodzić do niej sam.
Wpakował ich do zimnego oceanu. Ściągnął chłopaka z ramienia, trzymając go pod udami. W takiej pozycji, aby jego twarz była przodem do bruneta. Na jego szczęście miał jeszcze grunt pod nogami. O wiele gorzej, jeśli chłopak nie potrafił pływać, w takim razie mogłoby to się słabo skończyć. No cóż... naszła go nagle ogromna ochota na zrobienie czegoś. Chuj, on go oblał bez pytania. Musi mieć karę.
- Weź głęboki wdech. - przysunął się ryjem do niego tak nagle, że nie dał mu nawet chwili na rozmyślenia. Jak gdyby nigdy nic pocałował go prosto w usta, po chwili zanurzając się razem z nim pod taflę wody dosłownie na pięć sekund. Za krótko, aby się udusił, ale wystarczająco, żeby zamoczyć jego włosy. Ha. Ma za swoje.
Jak tylko wypłynął z nim na powierzchnię, ugryzł go w policzek. Zaczął prowadzić go w stronę brzegu nie mogąc sobie oszczędzić tej chwili na kilka docinek.
- No nie wierzę, taki z Ciebie Wilczurek a pływać pieskiem nie umiesz? - zaśmiał się, trzymając go za rękę. Zaraz po tym, szybko dodał. - Rozumiem, że wolisz inaczej na pieska. Dobra, dobra. To zrozumiałe, sam patrząc na swoje ciało wolałbym drugą opcję. Będziesz grzeczny to może spełnię Twoje marzenia. - dobrze, że w tej chwili miał przewagę pozycji. He, pozycji.
Postawił go na miękkim piasku, mierząc wzrokiem od głowy aż po buty. Well, czuł, że to nie skończy się dla niego dobrze. Dlatego jedynie wytknął mu język i zaczął spierdalać w kierunku autobusu, zanim ten zdążył się zorientować, co tak właściwie ten dryblas odpierdolił.
W drodze powrotnej rozebrał się do bokserek, zostawiając po sobie prawie drogę mleczną z ubrań. Wskoczył ponownie do środka, biorąc do ręki kolejną puszkę. Swoją musiał zostawić, więc poczęstuje się kolejną. Do jednej dłoni piwo, do ust odpalony pet. Może to jego ostatni papieros w życiu po tym jak zdenerwował chłopaka? Chuj wie, lepiej na zaś cieszyć się życiem.
- A i tak w ogóle, to lepiej zostaw sobie miejsce między nogami. - skomentował wcześniejsze pytanie dziewczyny, którą poznał dopiero dzisiaj. Mówiąc to nie mógł się powstrzymać, aby nie klepnąć jej w ładny tył. Sorki, nie jest aż do końca takim pedałem. Aż takim. - W niektórych chwilach penisy są przereklamowane. No, ale nie wtedy, kiedy trzeba je rysować. Prawda? - zwrócił się do Kevlara, rzucając w jego kierunku jedną z puszek ze sprayem.
Spojrzał na ciemnowłosego przy kierownicy, przewracając oczami. A to jebak leśny, jeszcze ma czelność się tak zwracać do młodszego kolegi? Sebastian miał bardzo dobry radar pedalstwa, chociaż z reguły i tak wszystkich dla zasady nazywał pedałami. W grupie raźniej, tak? Jego koledzy, którzy tak właściwie mieli dziewczyny też słuchali takich wyzwisk w swoją stronę. I nie mieli nic do powiedzenia na ten temat.
- Nie wiem co tam do siebie psioczysz, staruchu. - wystawił w kierunku Chase'a środkowy palec. Akurat ludzi ze swojego gangu całkiem lubił, większość miała do niego bardzo podobny charakter. To się ceniło! Może poza faktem, że Patch akurat wytwarzał aurę największego zboka w całym Riverdale. I wcale się z tym nie krył.
Skupił się na Wilczku, który zadowolony wziął od niego fantę. Kurwa, normalnie to prawie jak wygrana loterii. Może i nawet coś lepszego, bo pieniądze można szybko przepieprzyć, a on plany z pieprzeniem Isaaca miał o wiele bardziej długoterminowe. Nawet, jeśli nie zdawał sobie jeszcze z tego sprawy.
- Grzeczny chłopiec. - skomentował jego zachowanie. Nawet ładnie usiadł mu na kolanach, no proszę, proszę. Idziemy w coraz lepszym kierunku. Jarając się całą sytuacją, zwrócił się jeszcze do Whitelawa. - Jestem dobrze wykształcony, możesz brać ze mnie przykład. - ba, pomińmy jego olewanie szkoły. Są rzeczy ważne i ważniejsze.
Oparł dłoń na biodrze zielonowłosego, przyglądając się jego ruchom. Czy ten mały gnojek specjalnie się do niego przysuwa? Tak to wyglądało. Nie spodziewał się, że tak szybko przy innych zacznie ukazywać mu swoje uczucia! Noż jasny chuj, patrzcie na to. Całowanie się w zajebanym autobusie to dla niego coś nowego. Już zamierzał się pochylić do przodu i zetknąć ich usta, ale zamiast jego warg poczuł na mordzie coś lepkiego. I zimnego.
On sobie kurwa z niego żartuje. I to naprawdę.
Westchnął głośno, zabierając z jego dłoni puszkę fanty. Odłożył ją na ziemi, posyłając mu nonszalancki uśmieszek. Doigrał się. Tak się nie bawimy. Podniósł się nagle z miejsca, przerzucając sobie tego małego skubańca przez ramię. Dobrze, że miał sporo siły, jeszcze ta mała pierdoła zacznie mu się wyrywać i tyle z jego planu.
- Znam lepsze sposoby na sprawienie, aby było mi przez Ciebie mokro. - no, a jak. Rzucił do wszystkich obecnych, że zaraz wraca. Wyskoczył z autobusu, wciskając prawdziwą dzidę do wody. Zimnej wody, rzecz jasna. I nie zamierzał wchodzić do niej sam.
Wpakował ich do zimnego oceanu. Ściągnął chłopaka z ramienia, trzymając go pod udami. W takiej pozycji, aby jego twarz była przodem do bruneta. Na jego szczęście miał jeszcze grunt pod nogami. O wiele gorzej, jeśli chłopak nie potrafił pływać, w takim razie mogłoby to się słabo skończyć. No cóż... naszła go nagle ogromna ochota na zrobienie czegoś. Chuj, on go oblał bez pytania. Musi mieć karę.
- Weź głęboki wdech. - przysunął się ryjem do niego tak nagle, że nie dał mu nawet chwili na rozmyślenia. Jak gdyby nigdy nic pocałował go prosto w usta, po chwili zanurzając się razem z nim pod taflę wody dosłownie na pięć sekund. Za krótko, aby się udusił, ale wystarczająco, żeby zamoczyć jego włosy. Ha. Ma za swoje.
Jak tylko wypłynął z nim na powierzchnię, ugryzł go w policzek. Zaczął prowadzić go w stronę brzegu nie mogąc sobie oszczędzić tej chwili na kilka docinek.
- No nie wierzę, taki z Ciebie Wilczurek a pływać pieskiem nie umiesz? - zaśmiał się, trzymając go za rękę. Zaraz po tym, szybko dodał. - Rozumiem, że wolisz inaczej na pieska. Dobra, dobra. To zrozumiałe, sam patrząc na swoje ciało wolałbym drugą opcję. Będziesz grzeczny to może spełnię Twoje marzenia. - dobrze, że w tej chwili miał przewagę pozycji. He, pozycji.
Postawił go na miękkim piasku, mierząc wzrokiem od głowy aż po buty. Well, czuł, że to nie skończy się dla niego dobrze. Dlatego jedynie wytknął mu język i zaczął spierdalać w kierunku autobusu, zanim ten zdążył się zorientować, co tak właściwie ten dryblas odpierdolił.
W drodze powrotnej rozebrał się do bokserek, zostawiając po sobie prawie drogę mleczną z ubrań. Wskoczył ponownie do środka, biorąc do ręki kolejną puszkę. Swoją musiał zostawić, więc poczęstuje się kolejną. Do jednej dłoni piwo, do ust odpalony pet. Może to jego ostatni papieros w życiu po tym jak zdenerwował chłopaka? Chuj wie, lepiej na zaś cieszyć się życiem.
- A i tak w ogóle, to lepiej zostaw sobie miejsce między nogami. - skomentował wcześniejsze pytanie dziewczyny, którą poznał dopiero dzisiaj. Mówiąc to nie mógł się powstrzymać, aby nie klepnąć jej w ładny tył. Sorki, nie jest aż do końca takim pedałem. Aż takim. - W niektórych chwilach penisy są przereklamowane. No, ale nie wtedy, kiedy trzeba je rysować. Prawda? - zwrócił się do Kevlara, rzucając w jego kierunku jedną z puszek ze sprayem.
I s a a c
____________
Zignorowanie dłoni Patcha na jego biodrze o dziwo przyszło mu z dużo większą łatwością niż kiedyś. Jakby nie patrzeć, zjebanie Patcha w jego przypadku trwało nie miesiącami, ale latami. Po pewnym czasie człowiek zaczynał się przyzwyczajać do niektórych zachowań, nawet jeśli nie wszystkie tolerował.
Niestety wyglądało na to, że tym razem jego plan mimo swojej doskonałości, dość mocno i szybko obrócił się przeciwko niemu. Już w momencie, gdy zabrano mu Fantę syknął z głośnym niezadowoleniem, Gdy został z kolei potraktowany jak worek ziemniaków zaczął się wyrywać na wszystkie strony jak Survivorzy w DBD. Niestety, podobnie jak większość haków w grze, woda była zbyt blisko, by udało mu się uciec i go ogłuszyć. Nawet jeśli dość mocno wyjebał mu łokciem w tył głowy, zostawiając po sobie niemałego siniaka. Dobrze tak chujowi. Zwłaszcza po tym co odjebał chwilę później.
Lodowata woda momentalnie sprawiła, że nie tylko przestał się rzucać, ale wręcz wtulił się w Patcha całym ciałem, jednocześnie wyobrażając sobie w głowie milion przeróżnych scenariuszy w jakich pozbawi go życia. Było mu tak cholernie zimno, że telepało nim na wszystkie strony. Dobrze, że mimo wszystko latem pogoda była całkiem sprzyjająca, ale nadal nie uczyniła tego doświadczenia przyjemnym. I raczej nie miała.
"Weź głęboki wdech."
Co?
Jego ryj znalazł się zdecydowanie zbyt blisko niego. I co najgorsze, Patch w przeciwieństwie do Wilczka wcale nie żartował. Zielonowłosy był na tyle zaskoczony, by kompletnie zignorować jego polecenie. Lądując pod woda zdążył jedynie zacisnąć oczy, dzięki czemu uniknął większego bólu związanego że znalezieniem się pod jej taflą.
A ten skurwiel jeszcze go ugryzł.
Podpłynął w stronę brzegu przy jego pomocy, cały czas kaszląc. Pięć sekund było niczym, ale nie gdy wciągałeś wodę nosem. Usiadł na piasku cały czas się ogarniając nim w końcu podniósł wzrok do góry. Był przemoczony od góry do dołu. Nawet buty miał całe mokre. Kompletnie się wyłączył ignorując jego zjebane teksty, a gdy podniósł wzrok, po Patchu zostały jedynie ubrania.
Pierdolony kutas. Wypuść mnie do niego, spuszczę mu taki wpierdol, że dołączy do swojej matki.
Spokojnie to tylko woda, wyschnie.
Więc mamy po prostu pozwolić, by ten jebany pedał ROBIŁ CO CHCE? Nie ma takiej opcji.
Zabicie go nie jest odpowiedzią, skarbie.
Powiedz tak do mnie jeszcze raz to będziesz drugą osobą, której poderżnę gardło zaraz po nim.
Uspokójcie się wszyscy-
Isaac podniósł się z piasku idąc powoli do przodu. Obrzydliwe. Uczucie przylepiających się do niego ubrań było obrzydliwe. Piasek na jego butach był obrzydliwy. Wszystko było obrzydliwe. I ten jeden raz słowa Oliviera przemawiały do niego dużo bardziej niż zwykle. Ruszył przez plażę zbierając ubrania Patcha, jak i suche patyki nim rzucił je w jedno miejsce. Przeszukiwał przez chwilę jego kieszenie nim znalazł co chciał. Wycisnął z siebie wodę na tyle na ile mógł nim ruszył w stronę autobusu z wypranym, z emocji pyskiem. Przeszedł do swojej torby, wyciągnął z niej dezodorant i zaraz zapierdolił jedną z butelek z mocniejszym alkoholem ponownie wychodząc na zewnątrz.
Odkręcił korek i wylał wszystko na przygotowane przez siebie prowizoryczne ognisko. Dziewięć prób. Dokładnie tyle podjął, by odpalić zapalniczkę, zaraz zmieniając ją z pomocą dezodorantu w przenośny miotacz płomieni. Mokry materiał wraz z patykami skwierczał w proteście. Musiał wywalić praktycznie całą puszkę, nim udało mu się rozpalić wszystko na dobre. Pierdolnął puszkę w stos, mając w dupie ostrzeżenie o łatwopalności i innych zagrożeniach, wracając do autobusu. Dopiero wtedy stanął za Patchem i wyjebał mu z całej siły w dupę. Chętnie uderzyłby w kręgosłup, ale ktoś musiał go potem odwieźć do domu.
Schowany w spodniach scyzoryk błysnął w jego dłoni, gdy wbił go z impetem w siedzenie obok niego.
— "Następnym razem rozjebię ci czaszkę" — zamigał przed wyciągnięciem scyzoryka z materiału. Nie schował go jednak. Usiadł wyraźnie obrażony na jednym z siedzeń, wycierając intensywnie usta. Jebany gnój.
Nadal uważam, że powinniśmy zajebać go teraz.
Isaac nie ma prawa jazdy.
Tsk.
Czarnowłosy przechylił głowę na bok, chcąc przyjrzeć się Kevlarowi z trochę innej perspektywy. Na pokaz przymrużył oczy w wyjątkowo oceniającym wyrazie, dopasowując twarz kumpla do zapamiętanego niegdyś obrazu Batmana.
— No jakby się tak nad tym zastanowić, to nawet trochę go przypominasz. Wystarczy tylko zamknąć oczy, odwrócić głowę i sam wiesz, jak to leciało — rzucił i zatoczył dłonią niedbałe koła w powietrzu, dając znać Krisowi, że może bez trudu dopowiedzieć sobie całą resztę.
„Masz i już tyle nie pierdol.”
— Kalmar, co ty- bo się kurwa jeszcze wzruszę — skomentował zgryźliwie, przyjmując lizaka. Rzadko zdarzało się, że chłopak dzielił się z kimkolwiek swoimi słodyczami, a Whitelaw prawdopodobnie pierwszy raz w życiu spotkał się z podobnym gestem z jego strony. Rzecz jasna, obyło się bez uczucia ciepła na sercu – nie zamierzał ekscytować się jakimś jebanym lizakiem, który już po chwili odpakował, pomagając sobie przy tym zębami.
Smak kiwi w ustach sprawił, że czuł się, jakby pił smakowe piwo, ale z jakiegoś powodu ani trochę mu to nie przeszkadzało.
— Mógłbym wymienić wiele innych zajebistych rzeczy, ale nie wiem czy będziesz w stanie to udźwignąć, mała. Trochę wyobraźni i sama domyślisz się, jaką minę miałabyś, gdyby ktoś zapierdolił ci sprzed nosa autobus, który miałaś pilnować — wyjaśnił Miko, podnosząc się z siedzenia kierowcy. — Puszczajcie to, co chcecie, a ja zajmę się odpierdalaniem prawdziwego dzieła sztuki — zakomunikował, bo pomysł Kevlara musiał bardzo przypaść mu do gustu, zwłaszcza że zdewastowany autobus wzbudzał niewielkie zainteresowanie ze strony władz.
Chwycił za swój telefon, by wynieść go z autobusu razem z puszką piwa, z którą na razie nie chciał się rozstawać. Sam przesunął wzrokiem po nieco zakurzonym lakierze, który dawał im duże możliwości do artystycznego wyżycia się.
— Zarzuć też jedną — polecił Patchowi, wsuwając telefon do kieszeni tak, by nie zasłonić sobie latarki. Później przechwycił rzuconą mu puszkę, w ogóle nie zwracając uwagi na jego obecny strój. A raczej jego brak. Nie od dziś było wiadomo, że Al Pacino był po prostu pojebany i chwała mu, że oszczędził im innych widoków. — Zacznę z drugiej strony.
Plan w jego głowie był na tyle genialny, że potrzebował chwili samotności. Poza tym na ten moment wystarczająco nastrzępił sobie ryja. W drodze na drugą stronę autobusu, pociągnął jeszcze kilka ostatnich łyków i zgniótł puszkę, zaraz wyrzucając ją gdzieś na bok. Przez moment przyglądał się karoserii, jakby faktycznie przymierzał się do stworzenia czegoś, co będzie zasługiwało na miejsce w galerii sztuki. Po chwili zdjął zatyczkę ze sprayu, potrząsnął energicznie puszką i zabrał się do pracy.
— Soon may the Wellerman come to bring us sugar and tea and rum- — skupiony na kreśleniu bardzo ambitnego graffiti, mimowolnie zaczął nucić sobie pod nosem. Szum morza musiał mocno mu się udzielić, bo wypił zdecydowanie za mało, by można było zrzucić to na alkohol. — Kalmar, dojebałem ci taki portret, że się poskładasz! — krzyknął, by lepiej słyszano go z drugiej strony.
Odsunął się o krok do tyłu, licząc na to, że kumpel odpowie na jego zawołanie i przyjdzie zobaczyć swoją piękną podobiznę. Czarnowłosy może i zapomniał o masce Batmana, ale ta wersja była bardziej wiarygodna, a on sam wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie.
— Pacino, ciebie też przerobić na kutasa? Niewiele się zmieni, więc nic ci nie szkodzi.
— No jakby się tak nad tym zastanowić, to nawet trochę go przypominasz. Wystarczy tylko zamknąć oczy, odwrócić głowę i sam wiesz, jak to leciało — rzucił i zatoczył dłonią niedbałe koła w powietrzu, dając znać Krisowi, że może bez trudu dopowiedzieć sobie całą resztę.
„Masz i już tyle nie pierdol.”
— Kalmar, co ty- bo się kurwa jeszcze wzruszę — skomentował zgryźliwie, przyjmując lizaka. Rzadko zdarzało się, że chłopak dzielił się z kimkolwiek swoimi słodyczami, a Whitelaw prawdopodobnie pierwszy raz w życiu spotkał się z podobnym gestem z jego strony. Rzecz jasna, obyło się bez uczucia ciepła na sercu – nie zamierzał ekscytować się jakimś jebanym lizakiem, który już po chwili odpakował, pomagając sobie przy tym zębami.
Smak kiwi w ustach sprawił, że czuł się, jakby pił smakowe piwo, ale z jakiegoś powodu ani trochę mu to nie przeszkadzało.
— Mógłbym wymienić wiele innych zajebistych rzeczy, ale nie wiem czy będziesz w stanie to udźwignąć, mała. Trochę wyobraźni i sama domyślisz się, jaką minę miałabyś, gdyby ktoś zapierdolił ci sprzed nosa autobus, który miałaś pilnować — wyjaśnił Miko, podnosząc się z siedzenia kierowcy. — Puszczajcie to, co chcecie, a ja zajmę się odpierdalaniem prawdziwego dzieła sztuki — zakomunikował, bo pomysł Kevlara musiał bardzo przypaść mu do gustu, zwłaszcza że zdewastowany autobus wzbudzał niewielkie zainteresowanie ze strony władz.
Chwycił za swój telefon, by wynieść go z autobusu razem z puszką piwa, z którą na razie nie chciał się rozstawać. Sam przesunął wzrokiem po nieco zakurzonym lakierze, który dawał im duże możliwości do artystycznego wyżycia się.
— Zarzuć też jedną — polecił Patchowi, wsuwając telefon do kieszeni tak, by nie zasłonić sobie latarki. Później przechwycił rzuconą mu puszkę, w ogóle nie zwracając uwagi na jego obecny strój. A raczej jego brak. Nie od dziś było wiadomo, że Al Pacino był po prostu pojebany i chwała mu, że oszczędził im innych widoków. — Zacznę z drugiej strony.
Plan w jego głowie był na tyle genialny, że potrzebował chwili samotności. Poza tym na ten moment wystarczająco nastrzępił sobie ryja. W drodze na drugą stronę autobusu, pociągnął jeszcze kilka ostatnich łyków i zgniótł puszkę, zaraz wyrzucając ją gdzieś na bok. Przez moment przyglądał się karoserii, jakby faktycznie przymierzał się do stworzenia czegoś, co będzie zasługiwało na miejsce w galerii sztuki. Po chwili zdjął zatyczkę ze sprayu, potrząsnął energicznie puszką i zabrał się do pracy.
— Soon may the Wellerman come to bring us sugar and tea and rum- — skupiony na kreśleniu bardzo ambitnego graffiti, mimowolnie zaczął nucić sobie pod nosem. Szum morza musiał mocno mu się udzielić, bo wypił zdecydowanie za mało, by można było zrzucić to na alkohol. — Kalmar, dojebałem ci taki portret, że się poskładasz! — krzyknął, by lepiej słyszano go z drugiej strony.
Odsunął się o krok do tyłu, licząc na to, że kumpel odpowie na jego zawołanie i przyjdzie zobaczyć swoją piękną podobiznę. Czarnowłosy może i zapomniał o masce Batmana, ale ta wersja była bardziej wiarygodna, a on sam wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie.
— Pacino, ciebie też przerobić na kutasa? Niewiele się zmieni, więc nic ci nie szkodzi.
W pewnym momencie z jednego z tylnych siedzeń dobyło się głośne, przeciągłe wycie. Strzeliło kilka gości, donośne ziewnięcie. Cholera, przysnęło mu się. Oczywiście nie w trakcie akcji, ale kiedy ochroniarza mieli już z głowy i adrenalina opadła, to powieki jakoś tak same zaczęły się zamykać...
Na szczęście potrzebował tylko krótkiej drzemki. Podniósł się ze swojego siedzenia, mlasnął z dezaprobatą i rozejrzał się po autobusie. Ciemno jak w dupie. Nie mogli tu zapalić jakiegoś światła albo coś? Przecież autobusy muszą mieć wewnętrzne oświetlenie. Chuj, nieważne. Sięgnął po telefon i odpalił latarkę. Kiedy dotarł do wyjścia, zauważył kilka bezpańskich puszek piwa. Bez pytania wziął jedną z nich i otworzył z głośnym pstryknięciem. Pochodził z Rosji, chyba nie spodziewali się po nim poszanowania prywatnej własności? OUR beer.
Zignorował całe zamieszanie i jakiegoś cymbała biegającego w bieliźnie. Smugglerowi już nie chciało się przypierdalać do nowych i kazać im wypierdalać. Zakładał, że skoro inni tolerowali tego typa, to spełniał tutaj jakąś funkcję, przynajmniej wioskowego głupka. Podążył za dźwiękiem spreju i dotarł, aby zobaczyć ukończone dzieło w wykonaniu Chase'a.
Kiwnął z uznaniem głową i upił łyk piwa.
— Normalnie jak ze zdjęcia — skomplementował artystę. — Myślę, że spokojnie mógłby sobie to wstawić do dowodu. Nikt nie zauważyłby różnicy — stwierdził i zarechotał cicho. Nic tak nie bawiło, jak własne żarty.
Kolejne dwa łyki piwa wylądowały w jego wnętrznościach.
— O chuj chodzi z tym pajacem w samych gaciach — spytał, kiwając głową w kierunku, w którym ostatnio go widział. Rozumiał, że Jackals to zbieranina samych pojebów, ale chyba nawet tutaj powinny być jakieś standardy. Na przykład nietolerowania pajaców biegających w samych gaciach. Chyba, że typ się już tak porobił.
Czyżby Travitza spał aż tak długo?
Na szczęście potrzebował tylko krótkiej drzemki. Podniósł się ze swojego siedzenia, mlasnął z dezaprobatą i rozejrzał się po autobusie. Ciemno jak w dupie. Nie mogli tu zapalić jakiegoś światła albo coś? Przecież autobusy muszą mieć wewnętrzne oświetlenie. Chuj, nieważne. Sięgnął po telefon i odpalił latarkę. Kiedy dotarł do wyjścia, zauważył kilka bezpańskich puszek piwa. Bez pytania wziął jedną z nich i otworzył z głośnym pstryknięciem. Pochodził z Rosji, chyba nie spodziewali się po nim poszanowania prywatnej własności? OUR beer.
Zignorował całe zamieszanie i jakiegoś cymbała biegającego w bieliźnie. Smugglerowi już nie chciało się przypierdalać do nowych i kazać im wypierdalać. Zakładał, że skoro inni tolerowali tego typa, to spełniał tutaj jakąś funkcję, przynajmniej wioskowego głupka. Podążył za dźwiękiem spreju i dotarł, aby zobaczyć ukończone dzieło w wykonaniu Chase'a.
Kiwnął z uznaniem głową i upił łyk piwa.
— Normalnie jak ze zdjęcia — skomplementował artystę. — Myślę, że spokojnie mógłby sobie to wstawić do dowodu. Nikt nie zauważyłby różnicy — stwierdził i zarechotał cicho. Nic tak nie bawiło, jak własne żarty.
Kolejne dwa łyki piwa wylądowały w jego wnętrznościach.
— O chuj chodzi z tym pajacem w samych gaciach — spytał, kiwając głową w kierunku, w którym ostatnio go widział. Rozumiał, że Jackals to zbieranina samych pojebów, ale chyba nawet tutaj powinny być jakieś standardy. Na przykład nietolerowania pajaców biegających w samych gaciach. Chyba, że typ się już tak porobił.
Czyżby Travitza spał aż tak długo?
- Nah, ja wypadam. Nie przyszłam tutaj słuchać ewentualnego płaczu na temat mojego gustu muzycznego - skomentowała własny pomysł względem włączenia muzyki, po czym machnęła ręką. Zablokowała ekran telefonu jedynie na tyle, by móc mieć z niego latarkę, po czym powędrowała na przód autobusu w celu złowienia dla siebie łupu w postaci piwa.
Wyprostowała się, jakby właśnie została kopnięta prądem, a nie klepnięta w swoje siedzenie. Obróciła ciałem tak, że jej wzrok powędrował w miejsce, gdzie zniknął Patch.
- Ej - zawołała za chłopakiem. - Jeszcze raz twoja ręka powędruje do mojego tyłka, a utnę ci te małe paluszki - powiedziała, z bardzo niewinnym uśmiechem. Bardzo.
Przynajmniej miała na tyle dobry humor, że zdecydowała się uprzedzić jeszcze. Po tych słowach wzięła ze sobą dwie butelki, i otwieracz, który jej się napatoczył w zasięgu dłoni. Trzymając obie w lewej dłoni, gdy w prawej miała telefon, którym przyświecała sobie drogę. Nie marzyło sie jej wywalenie, gdy miała wychodzić z pojazdu.
- Fiu, a więc to walnęło wcześniej - przyłożyła dłoń do czoła, robiąc z niej minidaszek, gdy przyglądała się ogniskowi. - Tylko co posłużyło za rozpałkę, skoro tak? - niełatwo było dostrzec to pośród ognia, a że też jej się nie chciało, więc machnęła na to ręką mentalnie. I tak ta poza była dość uciążliwa dla niej, światło latarki wpadało do oczu.
Rozejrzała się na lewą i prawą stronę, po czym najpierw zaglądnęła w miejsce, gdzie spełniał się artystycznie Chase. Ukryte za maską usta nieco uniosły się w pełnym rozbawienia uśmiechu.
- Piękne, możesz rozważyć rysowanie portretów innych - skomentowała. - Tyle po mnie - po tych słowach odwróciła się z zamiarem odejścia. - O, elo. - rzuciła, gdy dotarło do niej, że jeszcze nawinął się tutaj Smuggler. Nie czekając dłużej, skierowała swoje kroki do Kelvara, chcąc zobaczyć, jak mu idzie. Wsunęła telefon do kieszeni, latarką skierowaną tyłem do jej uda. Zaraz potem wyciągnęła dodatkową zdobycz, jaką wcześniej wzięła.
- Łap - podsunęła mu butelkę piwa i otwieracz. - I pochwal się swoim dziełem - palcem zsunęła maskę na brodę, biorąc głębszy wdech. - Nie zostań w tyle, ok? -
Wyprostowała się, jakby właśnie została kopnięta prądem, a nie klepnięta w swoje siedzenie. Obróciła ciałem tak, że jej wzrok powędrował w miejsce, gdzie zniknął Patch.
- Ej - zawołała za chłopakiem. - Jeszcze raz twoja ręka powędruje do mojego tyłka, a utnę ci te małe paluszki - powiedziała, z bardzo niewinnym uśmiechem. Bardzo.
Przynajmniej miała na tyle dobry humor, że zdecydowała się uprzedzić jeszcze. Po tych słowach wzięła ze sobą dwie butelki, i otwieracz, który jej się napatoczył w zasięgu dłoni. Trzymając obie w lewej dłoni, gdy w prawej miała telefon, którym przyświecała sobie drogę. Nie marzyło sie jej wywalenie, gdy miała wychodzić z pojazdu.
- Fiu, a więc to walnęło wcześniej - przyłożyła dłoń do czoła, robiąc z niej minidaszek, gdy przyglądała się ogniskowi. - Tylko co posłużyło za rozpałkę, skoro tak? - niełatwo było dostrzec to pośród ognia, a że też jej się nie chciało, więc machnęła na to ręką mentalnie. I tak ta poza była dość uciążliwa dla niej, światło latarki wpadało do oczu.
Rozejrzała się na lewą i prawą stronę, po czym najpierw zaglądnęła w miejsce, gdzie spełniał się artystycznie Chase. Ukryte za maską usta nieco uniosły się w pełnym rozbawienia uśmiechu.
- Piękne, możesz rozważyć rysowanie portretów innych - skomentowała. - Tyle po mnie - po tych słowach odwróciła się z zamiarem odejścia. - O, elo. - rzuciła, gdy dotarło do niej, że jeszcze nawinął się tutaj Smuggler. Nie czekając dłużej, skierowała swoje kroki do Kelvara, chcąc zobaczyć, jak mu idzie. Wsunęła telefon do kieszeni, latarką skierowaną tyłem do jej uda. Zaraz potem wyciągnęła dodatkową zdobycz, jaką wcześniej wzięła.
- Łap - podsunęła mu butelkę piwa i otwieracz. - I pochwal się swoim dziełem - palcem zsunęła maskę na brodę, biorąc głębszy wdech. - Nie zostań w tyle, ok? -
No proszę – a kto to powrócił do świata żywych? Słysząc komentarz Travitzy, zerknął w jego stronę i wygiął usta w zadowolonym uśmiechu. Wyglądało na to, że nie tylko on sam rozumiał przekaz, który krył się za jego wielkim dziełem.
— No kurwa. Mam magistra z tego no... hiperrealizmu. Potrzebujesz zdjęcia do paszportu? — Potrząsnął puszką, jakby szykował się do odjebania kolejnego dzieła. Nawet przyjrzał się mordzie Pavla, choć w tym półmroku raczej trudno było wyodrębnić cechy, których wcześniej nie dostrzegał. Może kutas wystający z matrioszki najlepiej oddałby całą jego naturę?
„O chuj chodzi z tym pajacem w samych gaciach.”
— To Patch. Jak był mały, to stara biła go krzesłem po głowie. Choć niektórzy twierdzą, że po prostu urodził się z jednym zwojem. Ciężka sprawa, ale przynajmniej jest zabawniejszy niż większość towarzystwa. — Wzruszył barkami, uznając, że ta cecha jest w stanie wybaczyć wszystkie inne niedociągnięcia. Whitelawa nie ruszał widok prawie nagiego kumpla, ale znacznie bardziej wolał wymyślić jakąś ckliwą historię na jego temat niż tak po prostu zrzucić wszystko na spontaniczną kąpiel w morzu o czwartej nad ranem. Domyślał się, że Smuggler nie był aż tak łatwowierny. — A ty co się tak zajebaleś w akcji? Wciągałeś coś przed? Ten spasły typ zaczął nas ścigać, kiedy ty uderzyłeś w kimę. Wsiadł w swój antyk na czterech kołach i myślał, że nas rostrzela — parsknął pod nosem. Wtedy jeszcze zagrożenie było całkiem realne, ale teraz nie widział przeciwwskazań do śmiania się z całej tej sytuacji.
„Piękne, możesz rozważyć rysowanie portretów innych.”
— No ja wiem. Od małego mówiono mi, że mam talent — odpowiedział z nutą satysfakcji w głosie, puszczając jej oczko. Rzecz jasna ton, który przybrał, był jedynie na pokaz – dobrze wiedział, że takimi podobiznami nie zwojowałby świata. Nie stało to jednak na przeszkodzie, by zabrać się za tworzenie sprayem kolejnej sylwety w kształcie penisa. To, czyje cechy miał przybrać, miało okazać się już niebawem.
— No kurwa. Mam magistra z tego no... hiperrealizmu. Potrzebujesz zdjęcia do paszportu? — Potrząsnął puszką, jakby szykował się do odjebania kolejnego dzieła. Nawet przyjrzał się mordzie Pavla, choć w tym półmroku raczej trudno było wyodrębnić cechy, których wcześniej nie dostrzegał. Może kutas wystający z matrioszki najlepiej oddałby całą jego naturę?
„O chuj chodzi z tym pajacem w samych gaciach.”
— To Patch. Jak był mały, to stara biła go krzesłem po głowie. Choć niektórzy twierdzą, że po prostu urodził się z jednym zwojem. Ciężka sprawa, ale przynajmniej jest zabawniejszy niż większość towarzystwa. — Wzruszył barkami, uznając, że ta cecha jest w stanie wybaczyć wszystkie inne niedociągnięcia. Whitelawa nie ruszał widok prawie nagiego kumpla, ale znacznie bardziej wolał wymyślić jakąś ckliwą historię na jego temat niż tak po prostu zrzucić wszystko na spontaniczną kąpiel w morzu o czwartej nad ranem. Domyślał się, że Smuggler nie był aż tak łatwowierny. — A ty co się tak zajebaleś w akcji? Wciągałeś coś przed? Ten spasły typ zaczął nas ścigać, kiedy ty uderzyłeś w kimę. Wsiadł w swój antyk na czterech kołach i myślał, że nas rostrzela — parsknął pod nosem. Wtedy jeszcze zagrożenie było całkiem realne, ale teraz nie widział przeciwwskazań do śmiania się z całej tej sytuacji.
„Piękne, możesz rozważyć rysowanie portretów innych.”
— No ja wiem. Od małego mówiono mi, że mam talent — odpowiedział z nutą satysfakcji w głosie, puszczając jej oczko. Rzecz jasna ton, który przybrał, był jedynie na pokaz – dobrze wiedział, że takimi podobiznami nie zwojowałby świata. Nie stało to jednak na przeszkodzie, by zabrać się za tworzenie sprayem kolejnej sylwety w kształcie penisa. To, czyje cechy miał przybrać, miało okazać się już niebawem.
Miał już pewną wizję odkąd tylko dowiedział się o akcji z autobusem. I bynajmniej nie miała ona przedstawiać jakiejkolwiek części ludzkiego ciała.
Wyciągnął puszkę z czarnym sprayem, wstrząsnął nią i kiedy miał się zabierać za pierwsze kontury przez drzwi autobusu wyleciał jakiś typ z przerzuconym przez ramię hakerem.
Brew Krisa uniosła się w zdziwieniu, ale jedyne co zrobił do zasalutował im i przewrócił oczami. Wow.
Podświetlił telefonem bok pojazdu planując dokładnie gdzie powinien zacząć. Przekręcił głowę raz w jedną, a raz w drugą stronę. Przydałoby mu się dodatkowe źródło światła. Może komuś z szakali wyjątkowo się nudziło i zechcieli by mu poświecić? Wlazł z powrotem do autobusu i praktycznie od razu usłyszał pytanie gościa, który niecałą minutę temu siedział zanurzony po pas w oceanie. Nawet nie zauważył kiedy wrócił. Zmarszczył czoło i wykrzywił usta w grymasie.
"Ale od Ciebie jebie rybą," pomachał dłonią przed nosem, wyciągając drugą rękę by przechwycić puszkę, ale jak zwykle w takich momentach jego ramię zablokowało się i opadło wzdłuż ciała. Zirytowany wskazał głową na Chase'a. "Kutasy to jego działka,"
spojrzał kątem oka przez ramię, a gdy cichociemny Wilczek pojawił się i znikną podpierdalając coś z plecaka nieco się zaniepokoił.
Wyszedł za nim z autobusu zatrzymując się zaraz obok drzwi. Oparł się plecami o bok pojazdu i skrzyżował ramiona przed sobą. Nazwijcie to paranoją, ale Kris wolał mieć na niego oko. Już chciał do niego podejść widząc jak męczy się z zapalniczką gdy niespodziewanie Wilczek z hakera zamienił się w piromana, tworząc im zajebiście wielkie ognisko. Kris parsknął pod nosem widząc jego wkurwioną mordę. Matko, lepsza akcja niż w latynoskich telenowelach.
Spojrzał na Chase'a i skinął głową gdy jego kumpel poszedł na drugą stronę autobusu. Kris zdążył zrobić dosłownie jedną kreskę, gdy Chase zaczął się do niego wydzierać. Chłopak westchnął i podszedł do kumpla, a gdy zobaczył co ten odjebał parsknął pod nosem i pokręcił głową. Jakim cudem oni się w ogóle skumplowali?
"Zacznij to sprzedawać, zarobisz miliony," poklepał go po ramieniu i wrócił do swojego zaczętego dzieła.
W miarę szybko udało mu się namalować kontury, a kiedy skończył upuścił zużytą puszkę na ziemię. Z plecaka wygrzebał odpowiedni kolor i przystąpił do wypełniania. Spojrzał w bok na Miko i chwilowo zaprzestał swoich czynności. Kalmar pod parasolem otoczony parawanem był niemal gotowy. Gdy dziewczyna podsunęła mu butelkę z piwem pokręcił głową uśmiechając się do niej.
"Dzięki, ale nie pije," zrobił krok w tył. "I co sądzisz? Dużo lepsze niż chuje Chase'a, nie?" czekając na jej odpowiedź spojrzał przez ramię w stronę ogniska i nagle poczuł się głodny.
"Czy oprócz piwa przywiozłaś ze sobą jakieś żarcie?"
kto wie, może Miko miała coś w zanadrzu.
Wyciągnął puszkę z czarnym sprayem, wstrząsnął nią i kiedy miał się zabierać za pierwsze kontury przez drzwi autobusu wyleciał jakiś typ z przerzuconym przez ramię hakerem.
Brew Krisa uniosła się w zdziwieniu, ale jedyne co zrobił do zasalutował im i przewrócił oczami. Wow.
Podświetlił telefonem bok pojazdu planując dokładnie gdzie powinien zacząć. Przekręcił głowę raz w jedną, a raz w drugą stronę. Przydałoby mu się dodatkowe źródło światła. Może komuś z szakali wyjątkowo się nudziło i zechcieli by mu poświecić? Wlazł z powrotem do autobusu i praktycznie od razu usłyszał pytanie gościa, który niecałą minutę temu siedział zanurzony po pas w oceanie. Nawet nie zauważył kiedy wrócił. Zmarszczył czoło i wykrzywił usta w grymasie.
"Ale od Ciebie jebie rybą," pomachał dłonią przed nosem, wyciągając drugą rękę by przechwycić puszkę, ale jak zwykle w takich momentach jego ramię zablokowało się i opadło wzdłuż ciała. Zirytowany wskazał głową na Chase'a. "Kutasy to jego działka,"
spojrzał kątem oka przez ramię, a gdy cichociemny Wilczek pojawił się i znikną podpierdalając coś z plecaka nieco się zaniepokoił.
Wyszedł za nim z autobusu zatrzymując się zaraz obok drzwi. Oparł się plecami o bok pojazdu i skrzyżował ramiona przed sobą. Nazwijcie to paranoją, ale Kris wolał mieć na niego oko. Już chciał do niego podejść widząc jak męczy się z zapalniczką gdy niespodziewanie Wilczek z hakera zamienił się w piromana, tworząc im zajebiście wielkie ognisko. Kris parsknął pod nosem widząc jego wkurwioną mordę. Matko, lepsza akcja niż w latynoskich telenowelach.
Spojrzał na Chase'a i skinął głową gdy jego kumpel poszedł na drugą stronę autobusu. Kris zdążył zrobić dosłownie jedną kreskę, gdy Chase zaczął się do niego wydzierać. Chłopak westchnął i podszedł do kumpla, a gdy zobaczył co ten odjebał parsknął pod nosem i pokręcił głową. Jakim cudem oni się w ogóle skumplowali?
"Zacznij to sprzedawać, zarobisz miliony," poklepał go po ramieniu i wrócił do swojego zaczętego dzieła.
W miarę szybko udało mu się namalować kontury, a kiedy skończył upuścił zużytą puszkę na ziemię. Z plecaka wygrzebał odpowiedni kolor i przystąpił do wypełniania. Spojrzał w bok na Miko i chwilowo zaprzestał swoich czynności. Kalmar pod parasolem otoczony parawanem był niemal gotowy. Gdy dziewczyna podsunęła mu butelkę z piwem pokręcił głową uśmiechając się do niej.
"Dzięki, ale nie pije," zrobił krok w tył. "I co sądzisz? Dużo lepsze niż chuje Chase'a, nie?" czekając na jej odpowiedź spojrzał przez ramię w stronę ogniska i nagle poczuł się głodny.
"Czy oprócz piwa przywiozłaś ze sobą jakieś żarcie?"
kto wie, może Miko miała coś w zanadrzu.
— Nie, dzięki. I tak nie wyjadę z tego kurwidołka. Za to myślę, że to dobry czas na autoportret — zasugerował Chase'owi, jednocześnie przeszukując zawzięcie swoje kieszenie. W pewnym momencie zmarszczył brwi z niezadowoleniem. Czy on zgubił w tej akcji papierosy?
— Masz fajki? — spytał Whitelawa, chociaż bez większej nadziei, bo nie kojarzył go za bardzo z tym nałogiem. Cholera, teraz w okolicy niczego nie skombinuje. No trudno, będzie się musiał chyba zadowolić jedynie smakiem piwa.
Wysłuchał historii o Patchu, który jak był mały to wpadł do kociołka z autyzmem. Cóż, pasował tutaj jak ulał, nawet jeśli Smuggler jedynie parsknął pogardą, słysząc wspaniałą historię opowiedzianą przez Chase'a. Mniej więcej tak samo zareagował na powitanie Miko, chociaż mogła tego nie dosłyszeć w zalewie psikania i wrzucania dezodorantów do ogniska.
Pytanie nieco zbiło go z pantałyku, bo sam się nad tym zastanawiał. Odjechał jak po obiadku u mamusi, a przecież trochę się tam działo.
— Nie wiem — odpowiedział wreszcie szczerze. — Może mam kurwa narkolepsję. Ale to jeszcze kojarzę. Po prostu później zjechała mi adrenalina, a potem dopiero jak coś wyjebało, to mi przeszło. Swoją drogą, co to było? — zagadnął, zerkając w kierunku rozbuchanego ogniska. Rozświetlone przy nim sylwetki nie za wiele mu mówiły.
— Masz fajki? — spytał Whitelawa, chociaż bez większej nadziei, bo nie kojarzył go za bardzo z tym nałogiem. Cholera, teraz w okolicy niczego nie skombinuje. No trudno, będzie się musiał chyba zadowolić jedynie smakiem piwa.
Wysłuchał historii o Patchu, który jak był mały to wpadł do kociołka z autyzmem. Cóż, pasował tutaj jak ulał, nawet jeśli Smuggler jedynie parsknął pogardą, słysząc wspaniałą historię opowiedzianą przez Chase'a. Mniej więcej tak samo zareagował na powitanie Miko, chociaż mogła tego nie dosłyszeć w zalewie psikania i wrzucania dezodorantów do ogniska.
Pytanie nieco zbiło go z pantałyku, bo sam się nad tym zastanawiał. Odjechał jak po obiadku u mamusi, a przecież trochę się tam działo.
— Nie wiem — odpowiedział wreszcie szczerze. — Może mam kurwa narkolepsję. Ale to jeszcze kojarzę. Po prostu później zjechała mi adrenalina, a potem dopiero jak coś wyjebało, to mi przeszło. Swoją drogą, co to było? — zagadnął, zerkając w kierunku rozbuchanego ogniska. Rozświetlone przy nim sylwetki nie za wiele mu mówiły.
Nawet nie maskowała śmiechu, który wyrwał się z jej ust.
- Cudowne - skomentowała pracę Krisa. - Powinieneś zrobić zdjęcie i wrzucić na jakiegoś fanpage - dodała jeszcze, odchylając się odrobinę do tyłu. - Ludzie może by pokochali.
W takich momentach trochę żałowała, że nie przywiązywała uwagi do lepszej nauki rysowania. Chociaż żadna szkoła nie przewidywała raczej w swoich planach mazania sprayem po własności publicznej.
- I na pewno? Jedno nie zaszkodzi - pokręciła głową. Nie zamierzała jednak naciskać na siłę. Tak zwane "nie to nie". - I czy ja wiem... musiałbyś sprawdzić. Nie pamiętam - wzruszyła bezradnie ramionami. Jej kwestia bycia tragarzem skończyła się w momencie przyjścia tutaj, cała reszta była już jej obojętna. Dlatego też zamierzała pokręcić się trochę, popatrzyć na cudowne dzieła i zastanowić się nad własnym wkładem. I potem zwijać się.
I nie zamierzała sobie pozwolić na zepsucie tych planów.
- Chociaż szkoda, że nie ma konkretnego jedzenia, skoro zafundowano nam niespodziewane ognisko - skomentowała jeszcze. - Dobra, mi się nie chce siedzieć tutaj całą noc. Jak tutaj zostajecie jeszcze, to miłej męskiej randki wam życzę - ostatnie słowa wypowiedziała głośniej, by dotarły do pozostałych osób. Oczywiście z naciskiem na jedno słowo.
Może trochę jestem wkurzona o to, że nie uczestniczyłam w samym zdarzeniu?
Odprowadzana przez taką myśl postanowiła pójść już z plaży.
z/t Jackals*
* jeśli ktoś chce jeszcze tutaj zostać, to śmiało.
- Cudowne - skomentowała pracę Krisa. - Powinieneś zrobić zdjęcie i wrzucić na jakiegoś fanpage - dodała jeszcze, odchylając się odrobinę do tyłu. - Ludzie może by pokochali.
W takich momentach trochę żałowała, że nie przywiązywała uwagi do lepszej nauki rysowania. Chociaż żadna szkoła nie przewidywała raczej w swoich planach mazania sprayem po własności publicznej.
- I na pewno? Jedno nie zaszkodzi - pokręciła głową. Nie zamierzała jednak naciskać na siłę. Tak zwane "nie to nie". - I czy ja wiem... musiałbyś sprawdzić. Nie pamiętam - wzruszyła bezradnie ramionami. Jej kwestia bycia tragarzem skończyła się w momencie przyjścia tutaj, cała reszta była już jej obojętna. Dlatego też zamierzała pokręcić się trochę, popatrzyć na cudowne dzieła i zastanowić się nad własnym wkładem. I potem zwijać się.
I nie zamierzała sobie pozwolić na zepsucie tych planów.
- Chociaż szkoda, że nie ma konkretnego jedzenia, skoro zafundowano nam niespodziewane ognisko - skomentowała jeszcze. - Dobra, mi się nie chce siedzieć tutaj całą noc. Jak tutaj zostajecie jeszcze, to miłej męskiej randki wam życzę - ostatnie słowa wypowiedziała głośniej, by dotarły do pozostałych osób. Oczywiście z naciskiem na jedno słowo.
Może trochę jestem wkurzona o to, że nie uczestniczyłam w samym zdarzeniu?
Odprowadzana przez taką myśl postanowiła pójść już z plaży.
z/t Jackals*
* jeśli ktoś chce jeszcze tutaj zostać, to śmiało.
Nowy efekt terenu!
W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Jackals, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
Wszystkie trwające fabuły na terenie plaży zostają zakończone.
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach