▲▼
Złapał rzuconą piłkę, obrócił ją w dłoniach i odrzucił w stronę nowo przybyłej, nawet na nią nie patrząc. Jego uwagę zwróciła inna dziewczyna, stojąca obok kolesia, który zaczął się do niego sapać. Kris nie był w nastroju na bójki, a perspektywa wylądowania twarzą w piachu jeszcze bardziej go odpychała. Tak wiec zamiast odpowiadać cokolwiek wyciągnął lizaka z ust z głośnym mlaśnięciem, obejrzał dokładnie jakby zawierał jakieś cenne informacje i ponownie złapał go między zęby. Nie czekając na koniec tyrady, ba wręcz nią znudzony, obszedł parawan dookoła i zatrzymał się przed dziewczyną, tak by widzieć pultającego się chłopaka. To, że on nie atakował od tyłu nie znaczyło, że wszyscy grali uczciwie.
"Fajne włosy,” rzucił i przez chwile zaczął się zastanawiać co ona robiła w towarzystwie tamtego nadpobudliwego Janusza. W żaden sposób nie wpasowywała się w okolicę. Ale co on tam wiedział.
Przeleciał wzrokiem po pozostałych osobach i nieznacznie zmarszczył nos. Alkoholiczka i boomer. Świetna ekipa, nie ma co. Miał nadzieję, że długo tu nie zabawią, w sumie po kij on tu w ogóle przyszedł? Plaża nie miała nic do zaoferowania oprócz smrodu morza i piachu, w którym lepiej nie wiedzieć co się kryło.
Kris spojrzał w stronę zamkniętych budek z lodami, które teraz posiadały wymowne napisy i parsknął pod nosem.
"Huh, ktoś mnie ubiegł," wymamrotał do samego siebie.
- Nie chcę, dziadku - odparła mu, bardziej naciskając na ostatnie słowo. - Jak chcesz się ze mną napić, to... - urwała na moment, szukając odpowiedniego zakończenia dla swoich słów. - ... pomyślę o tym, gdy złożysz mi zaproszenie do baru - dokończyła, odmawiając mu bez żadnego zawahania. Kierowała się swoimi motywami przy tej decyzji, których nie zamierzała nawet wypowiadać na głos. Założyła za to ręce za głowę, spoglądając w kierunku najpierw narastającej sprzeczki, po czym pozostałych osób.
Fiu, lekka gromadka się tutaj zrobiła.
Nim jednak coś zrobiła dodatkowego, usłyszała krótki komentarz.
- Pfh. Dzięki - odparła tak jego słowa, zarazem teatralnie odgarniając włosy za plecy. Zadarła nieco głowę, by spojrzeć na mężczyznę, po czym lekko wzruszyła ramionami. - Nie skradaj się tak, następnym razem nie będzie tak miło - burknęła jeszcze, darując sobie dodatkowe komentarze, pozostawiając zaczepiającemu możliwość domyślenia się, o co chodziło.
Albo i nie.
Zachichotała cicho, przypominając sobie jeszcze wcześniejsze słowa. Oznaczenie terenu brzmi całkiem nieźle. Obróciła się na pięcie, podchodząc do Lux.
- Co tam masz ciekawego? - spytała się jej szybko, a potem - bez czekania na reakcję - odwróciła się w ich stronę. Oglądanie, obserwacja... i...
- Hpfm, większość z was ma dość zachwycone miny względem plaży - stwierdziła po krótkiej obserwacji, którą w w większym stopniu poświęciła zapoznaniu się z tym, kto tutaj był zasadniczo. - Słowo honoru, jestem przekonana, że zaczniecie marudzić, że musieliście tutaj przyjść za karę, bo mamusia wam kazała.
Cofnęła się o krok, po czym rozłożyła ręce na bok.
- Z tego co widziałam tutaj, mignęła mi jakaś działająca placówka - odezwała się głośno. - Co wy na to, by odwiedzić ich? Na pewno będą zachwyceni naszą obecnością i z radością nas przyjmą - złożyła im prostą propozycję na delikatną zmianę otoczenia.
I jeszcze go kurwa bezczelny ignorował. Jakby nigdy nic. Jakby mógł sobie tu przyjść i ciumkać lizaka, pedał jeden obsrany. Oj już się zbierało. Już startował pociąg pośpieszny na linii Wpierdol-Brak Uzębienia. Jednak dosłownie w tym samym momencie, w klatkę piersiową Rosjanina uderzyła puszka. Spojrzał na nią z zaskoczeniem. Ktoś tutaj jeszcze prosił się o oklep?
Potrzebował chwili, żeby pojąć, że po prostu otrzymał od kogoś piwo. I w zasadzie tyle było trzeba, żeby zapomniał Kevlarze. Schylił się po napój i otworzył go. Wylało się trochę piany, którą Travitza zaczął szybko konsumować.
— Nudy — skomentował słowa Miko. — Ja bym stąd spierdalał. Nie wiem kto wymyślił plaże, ale to był chujowy pomysł. W taką pogodę i tak nikogo tutaj nie ma, więc wyjebane co tutaj zrobimy.
Wzruszył ramionami i pociągnął kolejny łyk piwa. No jak będą się chcieli gdzieś z kimś napierdalać, to pójdzie, co będzie tu stał jak cymbał w tych szortach? W sumie już i tak to robi.
Pomysł by jak najszybciej wynieść się z tej plaży był dla niego zbawieniem. Im dalej tym lepiej. Na szczęście Janusz w kąpielówkach tymczasowo się od niego odwalił. Jak to czasem niewiele było trzeba by kogoś uszczęśliwić- w tym przypadku wystarczyło piwsko. Kris zanotował na przyszłość by (o ile nadarzy się ku temu okazja) mieć przy sobie jedną puszkę. Znając jego szczęście koleś jeszcze nie jednokrotnie się do niego przywali. Cóż, może następnym razem będzie w nastroju by obić drugiemu buźkę.
Kris złapał za patyczek od lizaka, gdy ten już się skończył i pstryknął go gdzieś w piach. Jedni powiedzieliby że śmieci, ale czy jego to obchodziło? Oczywiście, że nie.. Włożył dłonie do kieszeni spodni i beznamiętnie zaczął kopać butem piach. Kto wie może ktoś zgubił tu coś drogocennego?
„Skoro mamy się stąd zwijać zróbmy to jeszcze w tym stuleciu, huh?” był znudzony. Liczył.... na cokolwiek w zasadzie. A tu oprócz bardzo dziwnej mieszanki ludzi nie działo się nic ciekawego.
Atmosfera była powalająca. Jak na cmentarzu. I nie zapowiadało się na jakąkolwiek zmianę, przynajmniej nie z tym żałośnie buntowniczo-mam wyjebane nastawieniem.
Zdążyła upić jeszcze łyka, gdy podeszła do niej jedyna (nie licząc Lux) laska w ich niewielkim kręgu i zadała najdruniejsze pytanie świata. Dziewczyna odeszła nim Whitcombe zdążyła jej polecić dobry salon okulistyczny, skoro miała problemy ze wzrokiem!
— Patrząc na nich, nie wiem czy jakiekolwiek miejsce by im pasowało — burknęła, ale nie zależało jej, by zostać usłyszaną.
Nie podobała jej się ta zblazowana atmosfera. Widać, ze chłopców nosiło, a zamiast zabawiać koleżanki jak małpki w cyrku, prężyli się jak koguty.
Tak. Zmiana otoczenia zdecydowanie dobrze by im zrobiła. Niech im zejdzie to ciśnienie.
Popatrzyła na butle, które ze sobą tutaj targała. No cóż, zostawi je dla potomnych. Wypiła jeszcze dwa spore łyki piwa, po czym rzuciła puszkę gdzieś za siebie.
— Dla mnie spoko. Prowadźcie — założyła na twarz czarną maseczkę, na głowę nasunęła kaptur.
Dopóki jego laptop był cały wszystko było w porządku.
Miał gdzieś czy reszta miała się dobrze, po zakończeniu akcji jego zainteresowanie innymi zmalało do zera, gdy całkowicie się od nich odciął przeglądając jakieś memy na telefonie i oglądając filmiki z Apexa na tiktoku, nijak nie dołączając się do początkowego świętowania.
Dopiero, gdy ktoś pizgnął ręką w drzwi drgnął nieznacznie ściągając brwi w wyraźnym niezadowoleniu. Uczucie to zniknęło jednak tak szybko jak się pojawiło, gdy tylko zobaczył czyj parszywy ryj pojawia się na horyzoncie. Momentalnie zablokował telefon i podniósł się do siadu, zaraz wstając do góry. Kompletnie zignorował jego ostatnie słowa. Jakby nie patrzeć, wysłuchiwał podobnych debilnych zaczepek praktycznie 24/7, zdążył w przeszłości jebnąć mu za to już tyle razy, że ciężko zliczyć. Każdy zacząłby je w końcu ignorować.
Podbiegł do chłopaka szczerząc się jak dzieciak, jednocześnie szybko machając rękami. Chociaż jedna osoba, której nie musiał hakować telefonu.
— Patch, zajebaliśmy autobus! — zamigał, jakby nie było to totalnie oczywiste. Ekscytacja objawiała się nie tylko w ruchach jego dłoni, ale i na twarzy
— Zhakowałem kolesiowi kamery i puściłem mu pornosa na cały regulator, żałuj że cię przy tym nie było. Potem mieliśmy mały problem, bo ten frajer zaczął nas gonić, ale pamiętasz te scene z Kevina? Wiesz, Kevin sam w domu. Była tam ta jedna scena, gdzie puszczał nagranie włamywaczom nie. No to zafundowałem mu coś podobnego. Ten koleś tam o — machnął ręką w stronę Kevlara — udawał na moje polecenie, że do niego strzela. Włamałem mu się do radia i dojebałem taki huk, że Rosja by się nie powstydziła.
Brakowało jeszcze tylko, by zaczął skakać w miejscu. Zaraz po swoim wybuchu spojrzał w bok i zmarszczył nos na widok piwa, zmieniając minę na wstępne niezadowolenie.
— Wziąłeś mi fantę?
Cukier mu spadał. Jeśli zapomniał o nim tylko po to, żeby się najebać, osobiście wypierdoli go z autobusu ryjem w piach.
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
TEREN JACKALS
Plaża
TEREN BRONIONY PRZEZ 5 BONUSOWYCH NPC.
Nie wyróżnia się niczym na tle innych plaż. Tony złotego piasku skrywają pod sobą różnego rodzaju muszelki, które plażowicze tak chętnie lubią wykopywać, aby później cieszyć się ich widokiem. Kiedyś miasto nie dopuszczało do tego, aby stanowisko ratownika było puste, teraz już nikt nie patroluje osób bawiących się w wodzie, ani nie wywiesza flagi informującej o tym czy można wchodzić do morza. W chłodne dni próżno szukać odpoczywających turystów i mieszkańców. Za to podczas upałów ciężko znaleźć miejsce dla siebie, jeśli nie przyjdzie się odpowiednio wcześnie. Choć niektórzy unikają wodnych zabaw, obawiając się znalezienia zwłok z uwiązanym kamieniem u szyi. Znajduje się tu parę opuszczonych budek z lodami, watą cukrową, goframi i innymi fast foodami, oraz jedna większa restauracja — która jako jedyna nadal działa i zaprasza zgłodniałych plażowiczów w swoje progi.
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Jackals, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
__________
Efekt terenu: W przypadku pojawienia się Niepoczytalnych, jeśli w temacie znajduje się minimum trzech członków gangu Jackals, otrzymują oni pomoc w postaci dodatkowego NPC będącego popierającym ich mieszkańcem.
[ Przejmowanie terenu 9/15 ]
Było dziwnie i było śmiesznie zarazem, normalnie jak patrzył na Smugglera w tym parawaniku to mentalnie kisnął srogo. No, ale każdy ma swój sposób na zabawę. Gdyby nie ta barowa pogoda to może nawet by dołączył. Ale Sznapi nie planował w najbliższym czasie chorować, a tym bardziej przeziębić gardła, co było zabójcze w jego branży. Nie odczuwał potrzeby wspomagania konkurentów.
Wzdrygnął się na "dziadka". Te złośliwe dzieciaki...
- W innych okolicznościach... - Wzruszył ramionami. Wizja siebie w różowych bokserkach niespecjalnie odbiegała od jego poronionego myślenia. Był pewien, że gdyby ktoś się z nim o to założył, to zrobiłby to bez wahania. A może nawet by mu się spodobało. Przypisywanie jakimś kolorom właściwości nie leżało w jego naturze. A taki oczojebny różowy... przynajmniej byłby widoczny - Barowa pogoda, to ja już wolę się napić - Mówiąc to, wyciągnął ze swojej torby jedną z butelek i na poprawę nastroju pociągnął łyka - Tej, młoda, reflektujesz czy gardzisz? - Rzucił w stronę Miko, trzymając butelkę na wyciągniętej w jej stronę dłoni.
W tym mniej więcej momencie zjawiły się nowe dla niego twarze, chociaż... może już je kiedyś widział? Ciężko powiedzieć, w każdym razie ich przywitanie, teksty odreagował jedynie wzruszeniem ramion, nawet niespecjalnie był zainteresowany puszczaniem oczka do "nich", co to się uzewnętrzniały artystycznie. Zdecydowanie wolałby coś rozwalić, ot, dla przykładu. Ale do tego potrzeba było odrobiny alkoholu... no może jeszcze trochę benzyny, zmalować jakiś koktajl, cisnąć w jakiś budynek, wylać nieco na piach i podpalić by była frajda...
- Ja pierdziele, weź ogarnij dupę i się ubierz, albo się napij - Skomentował sam do siebie teksty Smugglera, pociągając kolejny łyk swojego orzeźwiającego trunku, aż musiał kaszlnąć parę razy bo za bardzo wlazło w gardło.
Jakby nie patrzeć, zrobiło się trochę tłumnie.
Było dziwnie i było śmiesznie zarazem, normalnie jak patrzył na Smugglera w tym parawaniku to mentalnie kisnął srogo. No, ale każdy ma swój sposób na zabawę. Gdyby nie ta barowa pogoda to może nawet by dołączył. Ale Sznapi nie planował w najbliższym czasie chorować, a tym bardziej przeziębić gardła, co było zabójcze w jego branży. Nie odczuwał potrzeby wspomagania konkurentów.
Wzdrygnął się na "dziadka". Te złośliwe dzieciaki...
- W innych okolicznościach... - Wzruszył ramionami. Wizja siebie w różowych bokserkach niespecjalnie odbiegała od jego poronionego myślenia. Był pewien, że gdyby ktoś się z nim o to założył, to zrobiłby to bez wahania. A może nawet by mu się spodobało. Przypisywanie jakimś kolorom właściwości nie leżało w jego naturze. A taki oczojebny różowy... przynajmniej byłby widoczny - Barowa pogoda, to ja już wolę się napić - Mówiąc to, wyciągnął ze swojej torby jedną z butelek i na poprawę nastroju pociągnął łyka - Tej, młoda, reflektujesz czy gardzisz? - Rzucił w stronę Miko, trzymając butelkę na wyciągniętej w jej stronę dłoni.
W tym mniej więcej momencie zjawiły się nowe dla niego twarze, chociaż... może już je kiedyś widział? Ciężko powiedzieć, w każdym razie ich przywitanie, teksty odreagował jedynie wzruszeniem ramion, nawet niespecjalnie był zainteresowany puszczaniem oczka do "nich", co to się uzewnętrzniały artystycznie. Zdecydowanie wolałby coś rozwalić, ot, dla przykładu. Ale do tego potrzeba było odrobiny alkoholu... no może jeszcze trochę benzyny, zmalować jakiś koktajl, cisnąć w jakiś budynek, wylać nieco na piach i podpalić by była frajda...
- Ja pierdziele, weź ogarnij dupę i się ubierz, albo się napij - Skomentował sam do siebie teksty Smugglera, pociągając kolejny łyk swojego orzeźwiającego trunku, aż musiał kaszlnąć parę razy bo za bardzo wlazło w gardło.
Jakby nie patrzeć, zrobiło się trochę tłumnie.
Przejmowanie terenu 10/15
Złapał rzuconą piłkę, obrócił ją w dłoniach i odrzucił w stronę nowo przybyłej, nawet na nią nie patrząc. Jego uwagę zwróciła inna dziewczyna, stojąca obok kolesia, który zaczął się do niego sapać. Kris nie był w nastroju na bójki, a perspektywa wylądowania twarzą w piachu jeszcze bardziej go odpychała. Tak wiec zamiast odpowiadać cokolwiek wyciągnął lizaka z ust z głośnym mlaśnięciem, obejrzał dokładnie jakby zawierał jakieś cenne informacje i ponownie złapał go między zęby. Nie czekając na koniec tyrady, ba wręcz nią znudzony, obszedł parawan dookoła i zatrzymał się przed dziewczyną, tak by widzieć pultającego się chłopaka. To, że on nie atakował od tyłu nie znaczyło, że wszyscy grali uczciwie.
"Fajne włosy,” rzucił i przez chwile zaczął się zastanawiać co ona robiła w towarzystwie tamtego nadpobudliwego Janusza. W żaden sposób nie wpasowywała się w okolicę. Ale co on tam wiedział.
Przeleciał wzrokiem po pozostałych osobach i nieznacznie zmarszczył nos. Alkoholiczka i boomer. Świetna ekipa, nie ma co. Miał nadzieję, że długo tu nie zabawią, w sumie po kij on tu w ogóle przyszedł? Plaża nie miała nic do zaoferowania oprócz smrodu morza i piachu, w którym lepiej nie wiedzieć co się kryło.
Kris spojrzał w stronę zamkniętych budek z lodami, które teraz posiadały wymowne napisy i parsknął pod nosem.
"Huh, ktoś mnie ubiegł," wymamrotał do samego siebie.
[ Przejmowanie terenu - 11/15 ]
- Nie chcę, dziadku - odparła mu, bardziej naciskając na ostatnie słowo. - Jak chcesz się ze mną napić, to... - urwała na moment, szukając odpowiedniego zakończenia dla swoich słów. - ... pomyślę o tym, gdy złożysz mi zaproszenie do baru - dokończyła, odmawiając mu bez żadnego zawahania. Kierowała się swoimi motywami przy tej decyzji, których nie zamierzała nawet wypowiadać na głos. Założyła za to ręce za głowę, spoglądając w kierunku najpierw narastającej sprzeczki, po czym pozostałych osób.
Fiu, lekka gromadka się tutaj zrobiła.
Nim jednak coś zrobiła dodatkowego, usłyszała krótki komentarz.
- Pfh. Dzięki - odparła tak jego słowa, zarazem teatralnie odgarniając włosy za plecy. Zadarła nieco głowę, by spojrzeć na mężczyznę, po czym lekko wzruszyła ramionami. - Nie skradaj się tak, następnym razem nie będzie tak miło - burknęła jeszcze, darując sobie dodatkowe komentarze, pozostawiając zaczepiającemu możliwość domyślenia się, o co chodziło.
Albo i nie.
Zachichotała cicho, przypominając sobie jeszcze wcześniejsze słowa. Oznaczenie terenu brzmi całkiem nieźle. Obróciła się na pięcie, podchodząc do Lux.
- Co tam masz ciekawego? - spytała się jej szybko, a potem - bez czekania na reakcję - odwróciła się w ich stronę. Oglądanie, obserwacja... i...
- Hpfm, większość z was ma dość zachwycone miny względem plaży - stwierdziła po krótkiej obserwacji, którą w w większym stopniu poświęciła zapoznaniu się z tym, kto tutaj był zasadniczo. - Słowo honoru, jestem przekonana, że zaczniecie marudzić, że musieliście tutaj przyjść za karę, bo mamusia wam kazała.
Cofnęła się o krok, po czym rozłożyła ręce na bok.
- Z tego co widziałam tutaj, mignęła mi jakaś działająca placówka - odezwała się głośno. - Co wy na to, by odwiedzić ich? Na pewno będą zachwyceni naszą obecnością i z radością nas przyjmą - złożyła im prostą propozycję na delikatną zmianę otoczenia.
[ Przejmowanie terenu - 12/15 ]
I jeszcze go kurwa bezczelny ignorował. Jakby nigdy nic. Jakby mógł sobie tu przyjść i ciumkać lizaka, pedał jeden obsrany. Oj już się zbierało. Już startował pociąg pośpieszny na linii Wpierdol-Brak Uzębienia. Jednak dosłownie w tym samym momencie, w klatkę piersiową Rosjanina uderzyła puszka. Spojrzał na nią z zaskoczeniem. Ktoś tutaj jeszcze prosił się o oklep?
Potrzebował chwili, żeby pojąć, że po prostu otrzymał od kogoś piwo. I w zasadzie tyle było trzeba, żeby zapomniał Kevlarze. Schylił się po napój i otworzył go. Wylało się trochę piany, którą Travitza zaczął szybko konsumować.
— Nudy — skomentował słowa Miko. — Ja bym stąd spierdalał. Nie wiem kto wymyślił plaże, ale to był chujowy pomysł. W taką pogodę i tak nikogo tutaj nie ma, więc wyjebane co tutaj zrobimy.
Wzruszył ramionami i pociągnął kolejny łyk piwa. No jak będą się chcieli gdzieś z kimś napierdalać, to pójdzie, co będzie tu stał jak cymbał w tych szortach? W sumie już i tak to robi.
Przejmowanie terenu 13/15
Pomysł by jak najszybciej wynieść się z tej plaży był dla niego zbawieniem. Im dalej tym lepiej. Na szczęście Janusz w kąpielówkach tymczasowo się od niego odwalił. Jak to czasem niewiele było trzeba by kogoś uszczęśliwić- w tym przypadku wystarczyło piwsko. Kris zanotował na przyszłość by (o ile nadarzy się ku temu okazja) mieć przy sobie jedną puszkę. Znając jego szczęście koleś jeszcze nie jednokrotnie się do niego przywali. Cóż, może następnym razem będzie w nastroju by obić drugiemu buźkę.
Kris złapał za patyczek od lizaka, gdy ten już się skończył i pstryknął go gdzieś w piach. Jedni powiedzieliby że śmieci, ale czy jego to obchodziło? Oczywiście, że nie.. Włożył dłonie do kieszeni spodni i beznamiętnie zaczął kopać butem piach. Kto wie może ktoś zgubił tu coś drogocennego?
„Skoro mamy się stąd zwijać zróbmy to jeszcze w tym stuleciu, huh?” był znudzony. Liczył.... na cokolwiek w zasadzie. A tu oprócz bardzo dziwnej mieszanki ludzi nie działo się nic ciekawego.
[ Przejmowanie terenu 14/15 ]
- Mi tam wiele do szczęścia nie trzeba. Miejsce jak każde inne - Podsumował sobie na głos. Bo czy miejsce było złe? Nie, pogoda tylko nietrafiona, bo jakby tu było więcej ludzi, to można by było ich postraszyć, skopać jakieś parawaniki, wylać komuś piwo na głowę. A tak, jak nikt cię nie usłyszy to można sobie tylko gardło zedrzeć.
Liam westchnął pociągając kolejny łyk ze swojej magicznej butelki. Znajome ciepło tak szybko rozlało się mu po ciele, że odruchowo kaszlnął parę razy. Może jednak trochę przesadził z procentami? Niee, gdzie tam. Ale zauważył, że większość zagłosowała już za tym by sobie stąd pójść. Co za... mało kreatywne towarzystwo. Brakuje by ktoś krzyknął "mamo, kupa!".
- Skoro zaproponowałaś to prowadź. Jak podejmować męskie decyzje w tym gronie to chyba faktycznie tylko kobieta - Parsknął mimowolnie. No, przynajmniej babie testosteron do łba nie uderzy, prawda?
Prawda?
- Mi tam wiele do szczęścia nie trzeba. Miejsce jak każde inne - Podsumował sobie na głos. Bo czy miejsce było złe? Nie, pogoda tylko nietrafiona, bo jakby tu było więcej ludzi, to można by było ich postraszyć, skopać jakieś parawaniki, wylać komuś piwo na głowę. A tak, jak nikt cię nie usłyszy to można sobie tylko gardło zedrzeć.
Liam westchnął pociągając kolejny łyk ze swojej magicznej butelki. Znajome ciepło tak szybko rozlało się mu po ciele, że odruchowo kaszlnął parę razy. Może jednak trochę przesadził z procentami? Niee, gdzie tam. Ale zauważył, że większość zagłosowała już za tym by sobie stąd pójść. Co za... mało kreatywne towarzystwo. Brakuje by ktoś krzyknął "mamo, kupa!".
- Skoro zaproponowałaś to prowadź. Jak podejmować męskie decyzje w tym gronie to chyba faktycznie tylko kobieta - Parsknął mimowolnie. No, przynajmniej babie testosteron do łba nie uderzy, prawda?
Prawda?
[ Przejmowanie terenu 15/15 ]
Atmosfera była powalająca. Jak na cmentarzu. I nie zapowiadało się na jakąkolwiek zmianę, przynajmniej nie z tym żałośnie buntowniczo-mam wyjebane nastawieniem.
Zdążyła upić jeszcze łyka, gdy podeszła do niej jedyna (nie licząc Lux) laska w ich niewielkim kręgu i zadała najdruniejsze pytanie świata. Dziewczyna odeszła nim Whitcombe zdążyła jej polecić dobry salon okulistyczny, skoro miała problemy ze wzrokiem!
— Patrząc na nich, nie wiem czy jakiekolwiek miejsce by im pasowało — burknęła, ale nie zależało jej, by zostać usłyszaną.
Nie podobała jej się ta zblazowana atmosfera. Widać, ze chłopców nosiło, a zamiast zabawiać koleżanki jak małpki w cyrku, prężyli się jak koguty.
Tak. Zmiana otoczenia zdecydowanie dobrze by im zrobiła. Niech im zejdzie to ciśnienie.
Popatrzyła na butle, które ze sobą tutaj targała. No cóż, zostawi je dla potomnych. Wypiła jeszcze dwa spore łyki piwa, po czym rzuciła puszkę gdzieś za siebie.
— Dla mnie spoko. Prowadźcie — założyła na twarz czarną maseczkę, na głowę nasunęła kaptur.
TEREN PRZEJĘTY PRZEZ SZAKALE
Okres nietykalności: do 01.06.2021 (włącznie)
Okres nietykalności: do 01.06.2021 (włącznie)
Naburmuszyła się, po czym założyła ręce za głowę.
- Wiecie co - zaczęła, odwracając wzrok na bok. - Ujęcie tego w taki sposób sprawia, że mi samej się odechciewa - żachnęła. - Ożywcie się trochę, dobra? - zabrzmiało to niemalże prosząco. - Potraficie zabić chęci.
Tylko co ja na to poradzę? - spytała się samą siebie w myślach, spoglądając tym razem w niebo. Pogoda niezbyt sprzyjała wobec chęci podniesienia cudzych morali. Z innej strony jej się zwyczajnie nie chciało przykładać do tego ręki. Jej motywacja była zbliżona do zera.
Dlatego też bez większego entuzjazmu skierowała uwagę na Schnappi'ego i Lux.
- Nah - machnęła dłonią. - Innym razem. Może będzie warto poczekać aż więcej ludzi zdecyduje się na pojawienie się tutaj? - miała na myśli zwykłych cywili. - Ciekawe, czy zacznie zaraz padać...
Jej wzrok jeszcze przekierował się na stworzone niedawno napisy, nim jej cel stał się całkowicie jasny i widoczny dla pozostałych - opuszczenie plaży.
z/t wszyscy Jackals
- Wiecie co - zaczęła, odwracając wzrok na bok. - Ujęcie tego w taki sposób sprawia, że mi samej się odechciewa - żachnęła. - Ożywcie się trochę, dobra? - zabrzmiało to niemalże prosząco. - Potraficie zabić chęci.
Tylko co ja na to poradzę? - spytała się samą siebie w myślach, spoglądając tym razem w niebo. Pogoda niezbyt sprzyjała wobec chęci podniesienia cudzych morali. Z innej strony jej się zwyczajnie nie chciało przykładać do tego ręki. Jej motywacja była zbliżona do zera.
Dlatego też bez większego entuzjazmu skierowała uwagę na Schnappi'ego i Lux.
- Nah - machnęła dłonią. - Innym razem. Może będzie warto poczekać aż więcej ludzi zdecyduje się na pojawienie się tutaj? - miała na myśli zwykłych cywili. - Ciekawe, czy zacznie zaraz padać...
Jej wzrok jeszcze przekierował się na stworzone niedawno napisy, nim jej cel stał się całkowicie jasny i widoczny dla pozostałych - opuszczenie plaży.
z/t wszyscy Jackals
Cóż...
Skoro Mężczyzna nie wiedział co takiego oferuje pobliska restauracja, nie ciągnął tematu, który mógł zmierzyć donikąd, przez co Francis straciłby szansę na nową znajomość.
Nawet jeśli miała ona powstać przy opuszczonej budce na lody.
Doskonale zdawał sobie sprawę w jakim znajduje się mieście. Nie bez powodu przecież tutaj przyjechał: miał plan, miał cele, które stoczyły się z właściwego toru i powstał okropny bałagan.
Ale teraz Francis nie zamierzał przejmować się przyszłością, nie w momencie poznania nowej osoby. Shane odwzajemnił przywitanie i nawet skomentował krótko przyjazd. Dumont przechylił lekko głowę w bok - Nie śmiem wątpić. - skrzywił się w niby uśmiechu. Na podkreślenie własnych słów, spojrzał jeszcze na budkę. Biedna, samotna i obskurna.
- Niestety nie, niemniej szkoda. Plażowe budki mają w sobie pewny, rodzinny urok. - dorzucił swoje trzy grosze. Zapewne dodałby coś jeszcze, lecz z obserwacji rozmówcy, wywnioskował, że wpadł w dyskomfort. Co się dziwić? Zagadywał go obcy mężczyzna w pantoflach. Francis póki co nie dawał znać - postanowił brnąć dalej.
- Tak, o zawód. Czym zajmuje się pan w zawodzie? - powtórzył pytanie powoli, niemalże cieplej niż poprzednio. Brakowało jeszcze tylko tego, żeby pogłaskać Shane po głowie.
Oczywiście Dumont się z tym wstrzymał.
Elektryk.
- No proszę, co za pożyteczny zawód! Gdyby nie pan i inni elektrycy, żylibyśmy w nadal w epoce świeczek z ziemniaków. - suchy żart, chociaż Francis mało się śmiał. Błysnął jedynie białymi, równymi zębami i zmrużył oczy. Jeśli Shane się dokładniej przyjrzał twarzy Franuca, dostrzegł, że oczy są pokryte szarym cieniem do powiek i maskarą do rzęs - Projektant - stylista. Chociaż z naciskiem na drugie. Więc jeśli zechciałby Pan kiedyś uporządkować swój... - przerwał aby zlustrować sylwetkę elektryka - Styl... Zapraszam do mnie. - dokończył, po czym wyciągnął skórzany portfel, a z niego wizytówkę: czarna, elegancka, ze srebrną kaligrafią. Wizytówka zawierała imię oraz nazwisko i numer telefonu. Na odwrocie karteczki narysowane było serce przerwane na pół - Pomysł przyjaciela. Ja byłem za psią czaszką i obrożą z ćwiekami. - wyjaśnił pochodzenie obrazka, chociaż wątpił żeby Shane zainteresował się pochodzeniem pomysłu.
Niemniej i tak padł pomysł na zwiedzenie restauracji. Oczy Francuza aż zabłyszczały żywiej. Tego się nie spodziewał.
- Z przyjemnością! Bardzo mnie ciekawi czym miejscowi zapychają swoje... usta. - dłonią wskazał kierunek prowadzący do wyjścia z plaży: naciskał na poruszanie się po chodniku, nie po piasku.
Skoro Mężczyzna nie wiedział co takiego oferuje pobliska restauracja, nie ciągnął tematu, który mógł zmierzyć donikąd, przez co Francis straciłby szansę na nową znajomość.
Nawet jeśli miała ona powstać przy opuszczonej budce na lody.
Doskonale zdawał sobie sprawę w jakim znajduje się mieście. Nie bez powodu przecież tutaj przyjechał: miał plan, miał cele, które stoczyły się z właściwego toru i powstał okropny bałagan.
Ale teraz Francis nie zamierzał przejmować się przyszłością, nie w momencie poznania nowej osoby. Shane odwzajemnił przywitanie i nawet skomentował krótko przyjazd. Dumont przechylił lekko głowę w bok - Nie śmiem wątpić. - skrzywił się w niby uśmiechu. Na podkreślenie własnych słów, spojrzał jeszcze na budkę. Biedna, samotna i obskurna.
- Niestety nie, niemniej szkoda. Plażowe budki mają w sobie pewny, rodzinny urok. - dorzucił swoje trzy grosze. Zapewne dodałby coś jeszcze, lecz z obserwacji rozmówcy, wywnioskował, że wpadł w dyskomfort. Co się dziwić? Zagadywał go obcy mężczyzna w pantoflach. Francis póki co nie dawał znać - postanowił brnąć dalej.
- Tak, o zawód. Czym zajmuje się pan w zawodzie? - powtórzył pytanie powoli, niemalże cieplej niż poprzednio. Brakowało jeszcze tylko tego, żeby pogłaskać Shane po głowie.
Oczywiście Dumont się z tym wstrzymał.
Elektryk.
- No proszę, co za pożyteczny zawód! Gdyby nie pan i inni elektrycy, żylibyśmy w nadal w epoce świeczek z ziemniaków. - suchy żart, chociaż Francis mało się śmiał. Błysnął jedynie białymi, równymi zębami i zmrużył oczy. Jeśli Shane się dokładniej przyjrzał twarzy Franuca, dostrzegł, że oczy są pokryte szarym cieniem do powiek i maskarą do rzęs - Projektant - stylista. Chociaż z naciskiem na drugie. Więc jeśli zechciałby Pan kiedyś uporządkować swój... - przerwał aby zlustrować sylwetkę elektryka - Styl... Zapraszam do mnie. - dokończył, po czym wyciągnął skórzany portfel, a z niego wizytówkę: czarna, elegancka, ze srebrną kaligrafią. Wizytówka zawierała imię oraz nazwisko i numer telefonu. Na odwrocie karteczki narysowane było serce przerwane na pół - Pomysł przyjaciela. Ja byłem za psią czaszką i obrożą z ćwiekami. - wyjaśnił pochodzenie obrazka, chociaż wątpił żeby Shane zainteresował się pochodzeniem pomysłu.
Niemniej i tak padł pomysł na zwiedzenie restauracji. Oczy Francuza aż zabłyszczały żywiej. Tego się nie spodziewał.
- Z przyjemnością! Bardzo mnie ciekawi czym miejscowi zapychają swoje... usta. - dłonią wskazał kierunek prowadzący do wyjścia z plaży: naciskał na poruszanie się po chodniku, nie po piasku.
To w sumie wiele wyjaśnia.
Patrząc po telewizji i ogólnie mediach społecznościowych, widział, że wiele projektantów to bardzo oryginalne i ekstrawertyczne osoby, bardzo wyróżniające się na tle społeczności pod względem wyglądu i zachowania. Dlatego też ciemnowłosy uznał w tym momencie, że natrafił na jednego z ich przedstawicieli. I zaraz potem uświadomił sobie, że najwyraźniej nie czuje się najlepiej pośród osobników będących w całkowicie innej sferze społecznej niż on, jako elektryk. Zrzucił to na brak przyzwyczajenia, zarazem też obiecując sobie w duchu, że nie przekreśli na start tego.
- Huh, dziękuję - Aż tak źle wyglądam? - nie przywiązywał większej uwagi do wybierania ubioru nie licząc faktu, by pasowało w miarę do siebie i było zdatne do ubierania. Wizyty u ludzi potrzebujących jego usług wymuszały oczywiście na nim względne zachowanie dobrego stroju, jak i dbanie o jego stan. Jednakże nie wychodził wiele więcej z tym na przód. Mimo to, przyjął od niego wizytówkę, zawieszając nieco dłużej wzrok na jej grafice.
Zdecydowanie to nie jest codzienność dla mnie.
Kassir w pewnym momencie poczuł się jak głupek. Niełatwo było mu wyjaśnić dokładniejsze źródło pochodzenia tego odczucia, ale miał wrażenie, że ogólnie tok tej rozmowy do tego doprowadzał. Uśmiechnął się jednak przyjaźnie, starając się nie myśleć o tym aż tak bardzo. W końcu mogła go mylić jedynie wyobraźnia, powodując odczuwanie czegoś, czego naprawdę nie było w rzeczywistości.
- Zwracający uwagę - skomentował wygląd wizytówki. - Jeśli będę myśleć kiedyś pod względem zmiany stylu, powierzę się w Pańskie ręce - dodał jeszcze, międzyczasie chowając kawałek papieru do etui telefonu. Zaraz potem telefon wylądował w jego kieszeni, a on na krótki moment przekierował wzrok na miejsce, gdzie jeszcze nie tak dawno znajdowała się spora grupka osób. Zarazem też poczuł lodowaty dreszcz na plecach.
Niedobrze. Pachnie kłopotami.
- T-ta - na razie nie zapowiadało się, by ktoś ich miał kłopotać, przez co bez dodatkowych słów skierował się w stronę restauracji. Było mu to obojętne, którędy szli, więc nie narzucał zarazem przez to własnego zdania pod względem wyboru trasy.
Dojście do budynku nie stanowiło większego problemu. Muszę przyznać, że nie bardzo wiem, co mam robić - miał całkowitą pustkę w głowie pod względem pomysłów do działania.
- To tutaj - chociaż było widać, że budynek wyróżniał się na tle tego miejsca. W końcu jako jedyny prosperował, a w środku dało się dostrzec kilku ludzi. Tak więc przede wszystkim zostało wejść do środka i zobaczyć, co zasadniczo oferowało sobą owe miejsce. Chociaż, czy to będzie dziwne, jeśli z nim teraz zostanę? - złapał się na tej myśli, nie umiejąc zarazem odpowiedzieć sobie na owe wewnętrzne pytanie.
- Ma Pan jakieś specjalne preferencje? - spytał się międzyczasie, kładąc dłoń na drzwiach. - Lub ulubioną kuchnię? - lekko pchnął je, by móc już wejść do wnętrza.
Patrząc po telewizji i ogólnie mediach społecznościowych, widział, że wiele projektantów to bardzo oryginalne i ekstrawertyczne osoby, bardzo wyróżniające się na tle społeczności pod względem wyglądu i zachowania. Dlatego też ciemnowłosy uznał w tym momencie, że natrafił na jednego z ich przedstawicieli. I zaraz potem uświadomił sobie, że najwyraźniej nie czuje się najlepiej pośród osobników będących w całkowicie innej sferze społecznej niż on, jako elektryk. Zrzucił to na brak przyzwyczajenia, zarazem też obiecując sobie w duchu, że nie przekreśli na start tego.
- Huh, dziękuję - Aż tak źle wyglądam? - nie przywiązywał większej uwagi do wybierania ubioru nie licząc faktu, by pasowało w miarę do siebie i było zdatne do ubierania. Wizyty u ludzi potrzebujących jego usług wymuszały oczywiście na nim względne zachowanie dobrego stroju, jak i dbanie o jego stan. Jednakże nie wychodził wiele więcej z tym na przód. Mimo to, przyjął od niego wizytówkę, zawieszając nieco dłużej wzrok na jej grafice.
Zdecydowanie to nie jest codzienność dla mnie.
Kassir w pewnym momencie poczuł się jak głupek. Niełatwo było mu wyjaśnić dokładniejsze źródło pochodzenia tego odczucia, ale miał wrażenie, że ogólnie tok tej rozmowy do tego doprowadzał. Uśmiechnął się jednak przyjaźnie, starając się nie myśleć o tym aż tak bardzo. W końcu mogła go mylić jedynie wyobraźnia, powodując odczuwanie czegoś, czego naprawdę nie było w rzeczywistości.
- Zwracający uwagę - skomentował wygląd wizytówki. - Jeśli będę myśleć kiedyś pod względem zmiany stylu, powierzę się w Pańskie ręce - dodał jeszcze, międzyczasie chowając kawałek papieru do etui telefonu. Zaraz potem telefon wylądował w jego kieszeni, a on na krótki moment przekierował wzrok na miejsce, gdzie jeszcze nie tak dawno znajdowała się spora grupka osób. Zarazem też poczuł lodowaty dreszcz na plecach.
Niedobrze. Pachnie kłopotami.
- T-ta - na razie nie zapowiadało się, by ktoś ich miał kłopotać, przez co bez dodatkowych słów skierował się w stronę restauracji. Było mu to obojętne, którędy szli, więc nie narzucał zarazem przez to własnego zdania pod względem wyboru trasy.
Dojście do budynku nie stanowiło większego problemu. Muszę przyznać, że nie bardzo wiem, co mam robić - miał całkowitą pustkę w głowie pod względem pomysłów do działania.
- To tutaj - chociaż było widać, że budynek wyróżniał się na tle tego miejsca. W końcu jako jedyny prosperował, a w środku dało się dostrzec kilku ludzi. Tak więc przede wszystkim zostało wejść do środka i zobaczyć, co zasadniczo oferowało sobą owe miejsce. Chociaż, czy to będzie dziwne, jeśli z nim teraz zostanę? - złapał się na tej myśli, nie umiejąc zarazem odpowiedzieć sobie na owe wewnętrzne pytanie.
- Ma Pan jakieś specjalne preferencje? - spytał się międzyczasie, kładąc dłoń na drzwiach. - Lub ulubioną kuchnię? - lekko pchnął je, by móc już wejść do wnętrza.
Jak mówiono – bez ryzyka nie było zabawy. Po udanej uciecze Whitelaw czuł napływ adrenaliny – bądź co bądź, to od niego w dużej mierze zależało to, czy dojadą na miejsce, a siedzący im na ogonie ochroniarz niczego nie ułatwiał. Ostatecznie szczęście było po ich stronie, a Chase już do samego końca starał się utrzymywać stałe tempo jazdy.
— Odjebaliśmy wzorową akcję, panowie — rzucił, zjeżdżając w ciemną uliczkę, w którą normalnie nie zapuściłby się żaden autobus. Od jakiegoś czasu nikt zbytnio się tu nie zapuszczał, zdając sobie sprawę, że dookoła kręcił się gang Szakali. Właśnie dojeżdżali do domu, a plaża wydawała się być odpowiednim miejscem do zaparkowania ich nowego cacka.
Zgodnie z planem czarnowłosego, pojazd miał zostać tu już do samego końca.
Kojący szum morza zmieszał się z warkotem silnika, gdy brunet zjechał z ubitej trasy na bardziej grząski grunt. Przejechał jakieś kilka metrów, zanim wszystkie koła ugrzęzły piachu. Nie od dziś było wiadomo, że autobusy nie nadawały się do wyzwań terenowych – ale to dobrze, bo istniała niewielka szansa na to, że ktoś wpadnie na pomysł, żeby odholować ten złom.
No i lepiej kurwa, żeby nikt go nie ruszał.
Wszyscy pasażerowie poczuli silne szarpnięcie, gdy Chase celowo puścił sprzęgło, nie zrzucając biegu. Autobus wydał z siebie ostatnie tchnienie, a czarnowłosy obejrzał się za siebie, zarzucając łokieć na oparcie siedzenia. Jego drugie przedramię swobodnie spoczęło na kierownicy.
— No to mamy kurwa plażową bazę. Mam nadzieję, że nie zarzygaliście siedzeń. — Obecnie było tu ciemno jak w dupie, więc właściwie ciężko było ocenić mu, jak miała się cała reszta. Plaża po stronie dystryktu C nie cieszyła się na tyle dużym zainteresowaniem, by zainwestowano w jakiekolwiek oświetlenie. Znacznie lepiej było oszczędzać na takich zadupiach. — Powiedz mi, Kalmar, coś ty sobie kurwa myślał idąc do tej budki? Czy ciebie zęby swędzą? Jakby jebnął ci paralizatorem, to byś się tam poskładał.
Mówił to tylko dlatego, że martwił się o stan swojego kumpla. Oczywiście. Już po chwili zaczął szukać ręką swojego plecaka, który podczas jazdy zdążył przesunąć się kawałek dalej.
— Odjebaliśmy wzorową akcję, panowie — rzucił, zjeżdżając w ciemną uliczkę, w którą normalnie nie zapuściłby się żaden autobus. Od jakiegoś czasu nikt zbytnio się tu nie zapuszczał, zdając sobie sprawę, że dookoła kręcił się gang Szakali. Właśnie dojeżdżali do domu, a plaża wydawała się być odpowiednim miejscem do zaparkowania ich nowego cacka.
Zgodnie z planem czarnowłosego, pojazd miał zostać tu już do samego końca.
Kojący szum morza zmieszał się z warkotem silnika, gdy brunet zjechał z ubitej trasy na bardziej grząski grunt. Przejechał jakieś kilka metrów, zanim wszystkie koła ugrzęzły piachu. Nie od dziś było wiadomo, że autobusy nie nadawały się do wyzwań terenowych – ale to dobrze, bo istniała niewielka szansa na to, że ktoś wpadnie na pomysł, żeby odholować ten złom.
No i lepiej kurwa, żeby nikt go nie ruszał.
Wszyscy pasażerowie poczuli silne szarpnięcie, gdy Chase celowo puścił sprzęgło, nie zrzucając biegu. Autobus wydał z siebie ostatnie tchnienie, a czarnowłosy obejrzał się za siebie, zarzucając łokieć na oparcie siedzenia. Jego drugie przedramię swobodnie spoczęło na kierownicy.
— No to mamy kurwa plażową bazę. Mam nadzieję, że nie zarzygaliście siedzeń. — Obecnie było tu ciemno jak w dupie, więc właściwie ciężko było ocenić mu, jak miała się cała reszta. Plaża po stronie dystryktu C nie cieszyła się na tyle dużym zainteresowaniem, by zainwestowano w jakiekolwiek oświetlenie. Znacznie lepiej było oszczędzać na takich zadupiach. — Powiedz mi, Kalmar, coś ty sobie kurwa myślał idąc do tej budki? Czy ciebie zęby swędzą? Jakby jebnął ci paralizatorem, to byś się tam poskładał.
Mówił to tylko dlatego, że martwił się o stan swojego kumpla. Oczywiście. Już po chwili zaczął szukać ręką swojego plecaka, który podczas jazdy zdążył przesunąć się kawałek dalej.
Akcja zajebania autobusu przeszła mu koło nosa, miał kilka spraw, które musiał załatwić. Samotnie. Wilczek pewnie nie byłby zadowolony wiedząc, że obskoczył przy okazji z dwa domy bez jego pomocy. Dowie się w odpowiednim momencie, w odpowiednim miejscu, takie tam, pierdolenie. Oby tylko nikt go nie dotykał w czasie jego nieobecności, bo jasny chuj go strzeli.
Spokojnie przyszedł na plażę, trzymając pod pachami dwie zgrzewki piwa. Wyższych procentów także nie mogło zabraknąć, dlatego ostatnie dwie butelki wódki z lodówki wcisnął do plecaka. To będzie dobry wieczór, czuł to w kościach. Liczył, że nie znajdzie się na celowniku nikogo z ekipy do darcia ryja, bo ostatnie czego mu trzeba to zdarte gardło. Chyba, że mowa tutaj o talentach wokalnych. Tutaj mógłby się zgodzić na jakiś duecik po kilku głębszych.
Nie zdziwił się, gdy nagle na plaży pojawił się oczekiwany pojazd, który niezbyt elegancko zaparkował. Ciekawe, który z tych imbecyli siedział za kierownicą. Przyspieszył kroku, aby już po chwili znaleźć się przy drzwiach. Uderzył dłonią w furę, czekając aż grzecznie go wpuszczą.
- Siema pedały. Głośniej zaparkować się nie dało? - ten cały gay vibe dało się wyczuć kurwa mile od autobusu. Patch miał dryg do wywęszenia pedalstwa, poważna sprawa. Rzucił kierowcy na kolana puszkę piwa, może puści jego uwagę mimo uszu. Resztę swoich łupów wyrzucił na puste siedzenie.
- Widzę, że akcja zakończona jebanym sukcesem. Świetnie. - tak, jak zwykle przychodzi na gotowe. Zmierzył wzrokiem całe towarzystwo, szukając... - Gratulacje w formie alkoholu i fajek macie pozostawione z przodu, a tera gdzie jest mój chłopak? - chuj, że w praktyce nie był jego chłopakiem. We łbie Sebastiana jego zielonowłosy chłopiec był już jego od... bardzo dawna.
Spokojnie przyszedł na plażę, trzymając pod pachami dwie zgrzewki piwa. Wyższych procentów także nie mogło zabraknąć, dlatego ostatnie dwie butelki wódki z lodówki wcisnął do plecaka. To będzie dobry wieczór, czuł to w kościach. Liczył, że nie znajdzie się na celowniku nikogo z ekipy do darcia ryja, bo ostatnie czego mu trzeba to zdarte gardło. Chyba, że mowa tutaj o talentach wokalnych. Tutaj mógłby się zgodzić na jakiś duecik po kilku głębszych.
Nie zdziwił się, gdy nagle na plaży pojawił się oczekiwany pojazd, który niezbyt elegancko zaparkował. Ciekawe, który z tych imbecyli siedział za kierownicą. Przyspieszył kroku, aby już po chwili znaleźć się przy drzwiach. Uderzył dłonią w furę, czekając aż grzecznie go wpuszczą.
- Siema pedały. Głośniej zaparkować się nie dało? - ten cały gay vibe dało się wyczuć kurwa mile od autobusu. Patch miał dryg do wywęszenia pedalstwa, poważna sprawa. Rzucił kierowcy na kolana puszkę piwa, może puści jego uwagę mimo uszu. Resztę swoich łupów wyrzucił na puste siedzenie.
- Widzę, że akcja zakończona jebanym sukcesem. Świetnie. - tak, jak zwykle przychodzi na gotowe. Zmierzył wzrokiem całe towarzystwo, szukając... - Gratulacje w formie alkoholu i fajek macie pozostawione z przodu, a tera gdzie jest mój chłopak? - chuj, że w praktyce nie był jego chłopakiem. We łbie Sebastiana jego zielonowłosy chłopiec był już jego od... bardzo dawna.
I s a a c
____________
Dopóki jego laptop był cały wszystko było w porządku.
Miał gdzieś czy reszta miała się dobrze, po zakończeniu akcji jego zainteresowanie innymi zmalało do zera, gdy całkowicie się od nich odciął przeglądając jakieś memy na telefonie i oglądając filmiki z Apexa na tiktoku, nijak nie dołączając się do początkowego świętowania.
Dopiero, gdy ktoś pizgnął ręką w drzwi drgnął nieznacznie ściągając brwi w wyraźnym niezadowoleniu. Uczucie to zniknęło jednak tak szybko jak się pojawiło, gdy tylko zobaczył czyj parszywy ryj pojawia się na horyzoncie. Momentalnie zablokował telefon i podniósł się do siadu, zaraz wstając do góry. Kompletnie zignorował jego ostatnie słowa. Jakby nie patrzeć, wysłuchiwał podobnych debilnych zaczepek praktycznie 24/7, zdążył w przeszłości jebnąć mu za to już tyle razy, że ciężko zliczyć. Każdy zacząłby je w końcu ignorować.
Podbiegł do chłopaka szczerząc się jak dzieciak, jednocześnie szybko machając rękami. Chociaż jedna osoba, której nie musiał hakować telefonu.
— Patch, zajebaliśmy autobus! — zamigał, jakby nie było to totalnie oczywiste. Ekscytacja objawiała się nie tylko w ruchach jego dłoni, ale i na twarzy
— Zhakowałem kolesiowi kamery i puściłem mu pornosa na cały regulator, żałuj że cię przy tym nie było. Potem mieliśmy mały problem, bo ten frajer zaczął nas gonić, ale pamiętasz te scene z Kevina? Wiesz, Kevin sam w domu. Była tam ta jedna scena, gdzie puszczał nagranie włamywaczom nie. No to zafundowałem mu coś podobnego. Ten koleś tam o — machnął ręką w stronę Kevlara — udawał na moje polecenie, że do niego strzela. Włamałem mu się do radia i dojebałem taki huk, że Rosja by się nie powstydziła.
Brakowało jeszcze tylko, by zaczął skakać w miejscu. Zaraz po swoim wybuchu spojrzał w bok i zmarszczył nos na widok piwa, zmieniając minę na wstępne niezadowolenie.
— Wziąłeś mi fantę?
Cukier mu spadał. Jeśli zapomniał o nim tylko po to, żeby się najebać, osobiście wypierdoli go z autobusu ryjem w piach.
Stłumiła ziewnięcie, po czym przetarła lewe oko, nim spojrzała w stronę, skąd dochodził dźwięk silnika autobusu, przerywającego muzykę szumu morza, w jaką wsłuchiwała się przez krótki czas. Plaża o tej porze dnia oferowała sobą ciszę, spokój i mrok, bez dodatków w postaci osób, które chciałyby pokazać swoją obecnością, że potrafią coś więcej niż tylko gadać. Takich osób było o wiele mniej, patrząc na skalę przeszłości, ale raz na jakiś czas ktoś w przebłysku geniuszu musiał pokazać swoje "ja".
Odgarnęła włosy za plecy, podchodząc do pojazdu. Mogła powiedzieć sobie tylko jedno - była pod wrażeniem, że udało się. Upewniła się, że jej maseczka nie zsunęła się, nim zdecydowała się stanąć przy drzwiach.
- Hello. Gratulacje i w ogóle - zawołała, bezceremonialnie wchodząc do pojazdu. - Tylko nie wykręcajcie się znowu męskim spotkaniem. Nie zamierzam dorabiać sobie penisa specjalnie na wasze życzenie.
Postawiła przyniesioną przy kabinie kierowcy, ignorując brzęczenie butelek.
- Przyniosłam też alko na imprezę - butelki zabrzęczały przy wcześniejszym ruchu. - Nie wiem w co gustujecie, więc nie przyjmuję reklamacji. Ani tym bardziej zwrotów - wzruszyła ramionami. - Jak było? - zapytała o samą akcję.
Odgarnęła włosy za plecy, podchodząc do pojazdu. Mogła powiedzieć sobie tylko jedno - była pod wrażeniem, że udało się. Upewniła się, że jej maseczka nie zsunęła się, nim zdecydowała się stanąć przy drzwiach.
- Hello. Gratulacje i w ogóle - zawołała, bezceremonialnie wchodząc do pojazdu. - Tylko nie wykręcajcie się znowu męskim spotkaniem. Nie zamierzam dorabiać sobie penisa specjalnie na wasze życzenie.
Postawiła przyniesioną przy kabinie kierowcy, ignorując brzęczenie butelek.
- Przyniosłam też alko na imprezę - butelki zabrzęczały przy wcześniejszym ruchu. - Nie wiem w co gustujecie, więc nie przyjmuję reklamacji. Ani tym bardziej zwrotów - wzruszyła ramionami. - Jak było? - zapytała o samą akcję.
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach