William Wimsey
William Wimsey
Fresh Blood Lost in the City
Zaniedbana Przystań
Nie Cze 19, 2016 1:09 pm
First topic message reminder :


Miejsce, do którego, jeśli posiada się jacht, nie chce się wpływać. Nie wiadomo co jest na dnie, na pomost można wejść jedynie na własne ryzyko. Dziury między deskami nie zachęcają wyglądem. Oczywiście jest paru zagorzałych fanatyków tego miejsca, a ich jachty zatrzymują się właśnie tutaj, może ze względu na cenę, a może dlatego, że prawdopodobnie nikt nawet nie zwróciłby uwagi, gdyby ktoś zatrzymał się tutaj nielegalnie.
Poza kilkoma pomostami i tymi odważnymi, co tu zostawili swoje wodne pojazdy, jest jeszcze wychodek, do który na pewno nie zachęca swoim wyglądem i wydobywającym się z niego zapachem, do skorzystania z niego. Znajdzie się również masa krzaków i parking mogący pomieścić maksymalnie pięć samochodów, ale nawet przy tak małej ilości miejsca, nigdy nie jest on zapełniony.

Zaniedbana Przystań


Na tym terenie nie ma ingerencji pracowniczej.
Jesteś zainteresowany pracą w przystani? Kliknij na W.


________________________
Niby nie pierwszy raz postanowił wrócić do domu na piechotę i też niby nie pierwszy raz taką trasą. Ale tylko Will potrafi iść znaną mu trasą i, i tak skręcić nie tam gdzie trzeba. Ba, jak by tylko skręcić, on nawet nie zauważył, że droga która powinna mu zająć maksymalnie dwie godziny, trwa już znacznie dłużej. Na tyle dłużej, że niebo nad budynkami robiło się już jasne. Chociaż wcale nie wpływało to na lepsza widoczność tu na chodniku. Do dziewiętnastolatka, fakt, że się zgubił, dotarł dopiero jak stanął na chodniku a wokół niego kamienna dżungla zamieniła się parę budynków, a przed nim poranne słońce odbijało się od lekko falującej wody. Przystanął przyglądając się temu wszystkiemu. Na twarzy zastygła mu mina głębokiego zadumania. Lewą rękę przyłożył sobie do potylicy i podrapał ją. W końcu jego zmęczony i nietrzeźwy mózg zrozumiał. Głośne przekleństwo wydobyło się z jego ust  a on sam ruszył w kierunku pomostów. Dopiero gdy usiadł na jego końcu z nogami zaledwie kilka centymetrów nad taflą zaczął zastanawiać się jak jednak wrócić do domu. Bo przecież tu nie zostanie- to było dla niego aż nazbyt oczywiste. Zajrzał do portfela ale nie posiadał już drobnych na taksówkę. - Noo..taak.. przecież właśnie dlatego szedłem- mruknął zwiedzony. Chwilę obracał portfel w palcach w końcu znajdując nowe rozwiązanie. Telefon zadzwonił do pierwszej osoby, która prawdopodobnie jeszcze nie spała.. albo już nie spała. Teraz to przecież już nie ważne skoro zadzwonił, prawda?

Anonymous
Gość
Gość
Re: Zaniedbana Przystań
Czw Sie 25, 2016 11:13 am
No i się położył...
Matt ostentacyjnie machnął rękami.
Super.
Następnie jedną dłonią przyłożył do twarzy.
Bomba.
Naprawdę miał dziś zły dzień i wszystko dlatego, że przeszła mu tak z dupy idea, że będzie dobrym współlokatorem i chuj. Nigdy więcej. Pierdoli to. Następnym razem niech wpierdolą go rybki lub inne krwiożercze gimbusowe stwory, a jak policja będzie się go o cokolwiek pytać to powie, że z "debilami się nie zadaje". O, genialnie.
Westchnął, zerkając na zewłok leżący na ziemi z pomiędzy palców.
- William Wimsey, czy raczyłbyś się podnieść i mnie nie wkurwiać, czy może życzysz sobie bym ciągnął cie jak szmatę? - wyrecytował niemalże patetycznie, niczym sługa zapowiadający pojawienie się na sali celebryty. Wyciągną przy tym dłoń w stronę Willa, by ten się na niej podciągnął, a jeśli nie miał zamiaru...chwycił go za kostki i zgodnie zapowiedzią zaczął nim szurać po ziemi. BO TAG. Naprawdę był przyzwyczajony do tego, że mało kto go słuchał i potrafił to ignorować bo lepiej na tym wychodził, lecz dziś nie miał humoru i był gotowy dopiąć swego. Przynajmniej dopóki nie podjechał samochód i nie wyszedł z niego ON. Matt się zatrzymał.
Kurwa nie...Po prostu nie...
W pierwszej chwili w jego głowie pojawiła się pustka, w drugiej pomyślał o tym by może dać nogę, lecz byłoby to skrajnie głupie. Trochę budujące było to, że gość nie wyglądał jakby miał ich po prostu podwieźć zgdodnie z zapowiedzią Sheri. Matt jednak obdarował go ostrożnym, podejżliwym spojrzeniem.
- Jaki ten świat mały, co...? - rzucił z wymuszonym rozbawieniem potwierdzając pytanio-stwierdzenie Lucasa. Potem chrząknął biorąc się za pakowanie/upychanie z większą lub mniejszą siłą Willa na tylni siedzeniu, w razie musu lądując tam właśnie z nim. Zresztą nawet jeśli nie to sam miał zamiar siedzieć raczej za plecami Lucasa niż po jego prawej, dlatego jeśli William dobrowolnie czy też nie zaparł się, że chce siedzieć z przodu to Matt chętnie odstąpił.
William Wimsey
William Wimsey
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zaniedbana Przystań
Czw Sie 25, 2016 12:25 pm
William w dalszym ciągu udawał głuchego na słowa Mata. Był wytrwały w swoim postanowieniu. Nawet jeśli kosztem tego miał być dotransportowany do domu jak worek kartofli. Naprawdę byłby w stanie to znieść. Sytuacja zmieniła się gdy na scenie niespodziewanie pojawił się rudowłosy. W zasadzie najpierw go nie zobaczył, ale usłyszał. Obrócił się jednak w stronę głosu, na tyle szybko, na ile pozwalała mu obecna sytuacja. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że kolejny raz padło to cholerne imię. Tak się zagapił na Lucasa, że niemal pozwolił się zaciągnąć do auta. Jednak gdy już było tego blisko, coś jak by załapało. A przynajmniej pod wpływem tak mu się wydało. Szeroki, czek lekko paniczy uśmiech rozlał się po jego ustach.
- G...Gabriel?!- zapytał przemykając nagle pod ramieniem szatyna i próbując rzucić się na szyję drugiego z bliźniaków. W głowie Wimsey'a kołatała się tylko jedna radosna myśl. To wszystko było jednym wielkim żartem. Ostatni rok, był kłamliwą obłudą. A teraz Gabriel wrócił aby rozwiać szarość tego wszystkiego i wrócić świat do poprzedniego stanu. Na pewno, wiedział, że ludzi pokroju Willa nie można tak po prostu zostawić jak już do kogoś przywykli.
Anonymous
Gość
Gość
Re: Zaniedbana Przystań
Pią Sie 26, 2016 2:33 pm
Nie lubił mieć do czynienia z gówniarzami. Poziom jaki aktualnie prezentowali mężczyźni nie był rewelacyjny - inteligencją na pewno nie grzeszyli, szczególnie William. Ile musiał wlać w siebie alkoholu, żeby stracić kontrolę nad własnym sobą. Dla Somera podobne zachowanie jest nie do pomyślenia, chociaż sam czasem bywał hipokrytą w swoim rozumowaniu.
Przejechał dłonią po twarzy, kiedy tylko Matt naciągał się z Willem. Teraz żałował tego, że zgodził się na podobną prośbę od Sheridan - będzie musiała mu srogo wynagrodzić ten gest, skoro ma do czynienia z kimś takim. Dodatkowo musi podwozić kogoś, kogo kompletnie nie lubił - kij z tym, że był dłużnikiem u jego ojca. Czekaj, musi? Chyba po tym zdarzeniu będzie miał niemałą prośbę do Quentin'a. Czuł to wszystkimi porami skóry. Ostatnio ich relacja trzyma się dzięki 'zrób, posprzątaj, załatw to'.
Gabriel.
Jego serce zabiło szybciej. Zacisnął szczękę, a gdy zauważył, że mężczyzna zbliża się do niego, walnął go z łokcia w nos. Jeśli chłopak nie zasłonił się dostatecznie szybko, z pewnością będzie mieć złamany nos. Nie było mu z tego powodu jakoś szczególnie szkoda. Złapał go również za fraki, bardzo blisko mając twarz przy jego.
- Przestań się wygłupiać i wsiadaj - warknął, ale to nie był koniec. Widać to było po jego oczach. Przybliżył usta do jego ucha - Jeśli jeszcze raz pomyślisz mnie z nim albo bezmyślnie użyjesz jego imienia w mojej obecności, zapomnę, że kiedykolwiek się z nim przyjaźniłeś - szepnął mu ostrą tonacją głosu, zaraz władowując go siłą na tylne siedzenie - Owszem, mały - zwrócił się do Matta, jakby w jednej chwili zapomniał o ich złowrogiej relacji. Kiedy mężczyźni w końcu znaleźli się w jego samochodzie, wsiadł również za kierownicą, blokując drzwi, żeby jakiś debil z niego nie wyszedł w trakcie drogi i ruszył samochodem pod podany adres mężczyzny.

z/T x3
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zaniedbana Przystań
Nie Cze 11, 2017 8:27 pm
Minęło już ładnych parę dni od tego felernego wieczoru, gdy skończyła w barze sama ze spitym Japończykiem, który odstawiał dzikie cyrki i którego próby podrywu cały czas  bawiły znajomych Norweżki. Niby parę dni później obiecała mu, że nikomu już więcej nie powie i tak dalej, ale potraktowała to jako zabawę, kontynuację wygłupów z knajpy, których nie brała ani trochę na poważnie. Jakby, kto normalny uwierzyłby napitemu żółtkowi, a później trzymałby gębę zamkniętą na kłódkę, skoro taka opowieść aż się prosi, żeby przekazać ją dalej? Na pewno nie ona.
Siedziała akurat z kumplem u niego w domu, popijali piwko, grali na konsoli i gadali o dziwactwach pijanych ludzi, kiedy znowu wymsknęła jej się ta historia o agencie. Ups, no zdarza się. Pośmiali się chwilkę, aż Todd zaczął ją wypytywać, nie odrywając spojrzenia od ekranu.
- Japoniec? W naszym wieku czy starszy?
- Żółty jak szczyny mojego kota. Student. Na trzeźwo całkiem spoko koleś, chociaż czasami przynudza - odmruknęła, również nie przestając grać, a wręcz próbując wykorzystać chwilę rozluźnienia, żeby zepchnąć wirtualny samochód kumpla na pobocze i zdobyć przewagę.
Od słowa do słowa doszli do tego, że Todd też miał okazję poznać Kossa i wieki się nie widzieli. A przynajmniej tak uważał, a Sig była zbyt zajęta ściganiem się, żeby skupiać się na głębszym analizowaniu jego wypowiedzi. Nie miała czemu mu nie wierzyć, w końcu był jej kumplem i sam też często bywał w barach, gdzie mógł spotykać różnych ludzi. Zwłaszcza stałych bywalców.
You won!
Wyszczerzyła się szeroko. Tak cholernie uwielbiała wygrywać, wprawiało ją to w dobry humor. Tak dobry, że nie mogłaby dalej siedzieć przed konsolą i grać dalej, ryzykując przegraną. Trzeba wymyślić coś innego.
- To co? Może napiszę do Kossa i umówimy się z nim na piwo? - zaproponowała. A co, jak się bawić, to się bawić! Skoro wygrała, to mogła sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa.
- Okej - odpowiedział, najwidoczniej bardzo zadowolony z jej pomysłu. Typowy on, zawsze chętny do picia w losowych miejscach w mieście z losowymi ludźmi. - To napisz do niego, że spotkamy się w plenerze. W starym porcie czy coś. Zawsze lepiej niż w tych zarzyganych barach.
Wyjęła telefon z kieszeni, wyszukała Chińczyka w kontaktach i napisała esemesa. Nie sądziła, że wszystko pójdzie tak szybko i gładko, a paręnaście minut później byli już umówieni na taką godzinę, że Sig i Todd zdążyli jeszcze skoczyć po parę butelek piwa i po fajki do sklepu, gdzie sprzedawca miał kompletnie w dupie to, ile lat mają jego klienci. Zwłaszcza, gdy płacą u niego gruby hajs, a po jakimś czasie wracają, bo wiedzą, że nigdzie indziej właściciel sklepu nie będzie aż tak wyrozumiały. Gdy dochodziła ta godzina, o której mieli spotkać się z Kossem, powoli zaczynało się ściemniać. Weszli na przystań, gdzie jak zwykle nie było żywej duszy, nie licząc paru mew latających nad nimi i szczurów biegających po brzegu. Jako, że Japończyk jeszcze nie doszedł (hehe), przysiedli sobie na jednym z pomostów dobrze widocznym od strony parkingu. Tylko głuchy i ślepy idiota nie dostrzegłby pary podchmielonych, głośnych nastolatków. A najlepsze było to, że w tym miejscu ludzie pojawiali się tak rzadko, że musieliby się bardzo postarać, aby zgarnęła ich policja. Żyć nie umierać.
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zaniedbana Przystań
Sob Cze 17, 2017 7:58 pm
Kiedy Siggy do niego napisała, to nawet się ucieszył. Po ostatnich wybrykach alkoholowych postanowił dać sobie trochę luzu. Spokojniejsze życie, więcej czasu w domu, trochę z rodziną, trochę jeszcze trzeba było poświęcić czasu studiom. Niestety, Koss należał do tych osób bardziej ruchliwych, więc kiedy tylko minęło kilka dni, jego już nosiło. Niestety jak na złość okres przedwakacyjny należał do tych, gdy wszyscy wszystko załatwiali i ciężko było wyrwać kogoś nawet na godzinę, a co tu dopiero mówić o jakimś poważniejszym spotkaniu. A że Nekke jak to on, wszystko załatwił sobie wcześniej, to teraz tylko siedział i zbijał bąki. Sms od Norweżki był jak oaza na pustyni.
Niestety, jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, podjął decyzję bezmyślnie i dopiero po fakcie zaczął się zastanawiać, czy to dobry pomysł. Może samo spotkanie nie, ale już jego miejsce odrobinę niepokoiło Japończyka. Zawodowa paranoja. Cały czas po jego głowie chodziła myśl, że przecież wygadał się jej ze swojego zawodu. Niby przekręcił to w głupią wpadkę po pijaku, ale nigdy nie wiadomo, jak się sprawy potoczą. Mimo wszystko nie miał zamiaru się jakoś wykręcać czy coś w tym stylu. Po prostu lepiej się przygotował.
Kiedy dotarł do przystani spojrzał na telefon. I szukaj sobie teraz wiatru w polu. Zaraz jednak dotarły do niego donośne głosy. Na szczęście miejsce to było tak opustoszałe, że nawet najmniejszy szmer zwracał na siebie uwagę, a co dopiero gwar rozmowy. Dlatego też ruszył w kierunku dźwięków, z których jeden stawał się szczególnie znajomy. Wreszcie dotarł do Sigrunn i jej znajomego, którego się nie spodziewał. Odsunął to jednak na bok. Szeroki uśmiech i luz, szeroki uśmiech i luz. Nie zdradzajmy swoich głupich podejrzeń.
- Siema - pewnie zdążyli już zwrócić uwagę, że się zbliża, ale jakoś mimo wszystko trzeba było ich o tym powiadomić. Kiedy tylko to uczynił, skupił wzrok na znajomym Sig. Nie wyglądał zbyt groźnie.
- Nie znamy się. Koss - wyciągnął rękę w jego kierunku. Kiedy tylko poznał imię jegomościa, wyprostował się i zerknął na ich butelki, po czym plasnął się otwartą dłonią w czoło. - Tak się zakręciłem w szukaniu tego miejsca, że w końcu zapomniałem kupić jakieś alko. Wiecie może, czy gdzieś tutaj w pobliżu jest jakiś sklep albo... cokolwiek? - rozejrzał się wokół, jakby dwudziestoczterogodzinny miał nagle pojawić się za rogiem, specjalnie na jego życzenie. Tak jednak raczej się nie stanie, niestety. Niezbyt mu się też uśmiechało opuszczanie portu i wracanie do miasta, bo to jednak kawałek drogi do przejścia, a on dopiero co przyszedł. Trudno, najwyżej będzie musiał się bawić bez procentów. Jak to mówią? Dorośli bawią się dobrze bez alkoholu, czy jakoś tak. Niezbyt rozumiał to powiedzenie, może najwyższy czas, aby spróbować je pojąć.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zaniedbana Przystań
Sob Lip 01, 2017 4:33 pm
Wszystko było cudowne: odosobnione miejsce, piwo, dobry ziomek. Gdyby nie fakt, że Sigrunn miała już laskę, rzuciłaby się Toddowi w ramiona i prosiłaby, żeby za nią wyszedł, tak było wspaniale. Ale nie. Było po prostu fajnie spędzić czas z ziomkiem w odosobnionym miejscu, uciec od świata na jeden wieczór i mieć wszystko w dupie. Tylko Todd wydawał się być jakiś dziwnie nerwowy. Pewnie znowu się zjarał tak, że zaczynał mieć swoje tiki, biedaczek. Zabawnie wyglądał, gdy co minutę zaczynał się drapać po karku i tak trzęsły mu się dłonie, że ledwie trafiał butelką do ust, w związku z czym Norweżka czuła bardziej rozbawienie niż żal z tego powodu. Przejdzie mu. Zawsze przechodziło.
Gdy przestała patrzeć na swojego głupkowatego kumpla i zerknęła w stronę parkingu, od razu zauważyła postać wesołego Japończyka. Ku niezadowoleniu Norweżki, nie wyglądało na to, żeby wziął cokolwiek ze sobą. Żadnej butelki, puszki, nic. Chyba, że chował je w tylnej kieszeni spodni, w co szczerze wątpiła. No kurwa. Szturchnęła swojego nerwowego towarzysza, a ten odwrócił się szybko i również spojrzał na Kossa. Kąciki jego ust lekko drgnęły, a później Todd wstał, więc Sig postanowiła zrobić to samo. Podniosła się z desek pomostu i pomachała żółtkowi.
- Siema. Słabo się przygotowałeś, stary - westchnęła.
Pierwsze, co ją zdziwiło, to kossowe "nie znamy się". Na dźwięk tych słów zmarszczyła brwi i spojrzała na nich uważnie. Przecież słyszała coś całkiem innego. Czyżby zapomniał o ich dawnym spotkaniu albo zjarany umysł jej kumpla pomylił osoby? To się zdarzało, jednak nim Japończyk zdążył skończyć swój wywód o karygodnym braku alkoholu, Todd zaszedł go od boku i, jeśli Koss się nie uchylił, strzelił go butelką z piwem w łeb. Sig nie zdążyła nawet zareagować, dopiero po fakcie rzuciła się na kumpla i próbowała go odciągnąć.
- Ziom, pojebało cię?! Weź się uspokój! – krzyknęła na niego, ale jednym ruchem została odepchnięta na bok, a zaraz ujrzała przed twarzą metaliczny błysk. Błysk spluwy, którą mężczyzna wycelował w Japończyka. Broń szczęknęła groźnie, meldując odblokowanie.
- Skończ pierdolić. Albo mi pomóż, albo zamknij oczy – warknął na Norweżkę, po czym spojrzał na Azjatę. - Nie znamy się, panie papierowy kundel? A kogo tak usilnie próbujesz udupić od dwóch tygodni, co? Kogo próbujecie wytropić przez internet i później znaleźć w realu? Xdotie03, coś ci to mówi? – warknął, nieco obłąkanym spojrzeniem wciąż obserwując Kossa, gdyby ten chciał cokolwiek zrobić. - Ale ja też mam swoich ludzi, oni mnie nie zostawią...
- Todd, kurwa, skończ się bawić w gangstera i...
- Zamknij się, bo też skończysz w morzu z kulką we łbie!
I co teraz?
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zaniedbana Przystań
Sob Lip 08, 2017 3:35 pm


Ostatnio zmieniony przez [MG] Koss dnia Pią Lip 21, 2017 9:04 pm, w całości zmieniany 2 razy
Odosobnione miejsca są fajne dla ludzi, którzy chcą się odciąć od społeczeństwa i zapomnieć o tym, że żyją w ogromnym mieście, gdzie raczej krzywo patrzy się na młodzież spożywającą alkohol w nadmiernych ilościach. Niestety dla osób z nadmierną paranoją, a Koss właśnie do takich się zaliczał, stanowiło to spory problem. Zero świadków, zero ewentualnej pomocy i problem z ukryciem się lub ucieczką. Dokładnie z takiej perspektywy oceniał to miejsce spotkania. Musiał jednak udawać, że jest beztroskim studenciakiem, dla którego podobne okoliczności to istna ulga i możliwość odreagowania na przygnębiającą rzeczywistość. Mimo to przygotował się odpowiednio na spotkanie. Problem w tym, że spodziewał się niebezpieczeństwa z zupełnie innej strony.
Nim zdążył odpowiedzieć na zarzuty ze strony Norweżki, niespodziewany atak padł na niego niczym grom z nieba. Powinien zauważyć dziwny ruch ze strony znajomego Siggy. Powinien jakoś zareagować. Niestety on zazwyczaj był tym, który unikał bezpośrednich starć, przez co nie miał wyrobionych odpowiednich odruchów. I tak oto butelka rozbiła się na jego głowie, przed jego oczami rozlała się plama czerni, a twarz malowniczo zalała mu krew.
Próbował sięgnąć do kurtki i wyciągnąć broń, ale niestety zamroczenie sprawiło, że ta wypadła mu z ręki i upadła na ziemię, pozbawiając go ostatniej możliwości obrony.
- Kurwa mać - trudno powiedzieć, czy bardziej narzekał na swoją niezdarność, czy na ból głowy, który usilnie dawał o sobie znać i utrudniał mu myślenie.
Odwrócił się w kierunku napastnika i powoli uniósł ręce w górę, analizując sytuację. Krew zalała mu jedno oko, więc miał ograniczony punkt widzenia. Broń upadła zbyt daleko, żeby miał szansę po nią sięgnąć i nie zarobić kulki po drodze. Nie miał też szansy na obezwładnienie znajomego Sigg. No właśnie, jest jeszcze Siggy, o którą też się martwił, bo mogła zostać przez przypadek ofiarą jego głupoty. Pomocy nie miał wezwać jak. Znajdowali się na totalnym odosobnieniu. Krzyki w niczym nie pomogą. Zostaje dyplomacja.
Westchnął.
- Todd, tak? - przycisnął rękę do rany i lekko się skrzywił, a potem znów uniósł zakrwawioną już kończynę w górę. - Todd, chciałbym, żebyś zastanowił się nad swoją sytuacją. Właśnie celujesz bronią do agenta japońskiej organizacji zwalczającej przestępczość zorganizowaną. Zorganizowaną, rozumiesz Todd? Innymi słowy, jesteś dla nas płotką. Nic na ciebie nie mieliśmy i nie bardzo chcieliśmy mieć, miałeś nas doprowadzić do kogoś większego. W najgorszym wypadku dostałbyś... no nie wiem, grzywnę. Może parę miesięcy, gdybyś był upierdliwy. A teraz zastanów się, co się stanie, jeśli mnie zastrzelisz. Będziesz miał na głowie policję, japońską agencję wywiadowczą i świadka, z którym będziesz musiał coś zrobić. Policja będzie cię chciała złapać i wsadzić na jakieś trzydzieści lat za morderstwo z premedytacją. Jeśli zabijesz Siggy... no, śmierdzi dożywociem. Ale myślisz, że moi na to pozwolą? Zastanów się Todd. Zabijesz jednego z ich ludzi. Jak myślisz, jak zareagują? Podpowiem ci, że nie zawsze działają w zgodzie z narodowym prawem. Nie chcesz tak skończyć, Todd. Kurwa, jak to boli - skrzywił się i znów przyłożył rękę do rany. W polu jego widzenia pojawiły się czarne punkciki. Zły znak. - Posłuchaj Todd, jeszcze do niczego nie doszło. Jeszcze możemy rozwiązać to spokojnie i tak, że żaden z nas nie będzie miał przejebane. Po prostu odłóż broń.
To wszystko, co mógł w tej chwili zrobić. W międzyczasie jeszcze spoglądał na Sigrunn z pewnym ponaglaniem, próbując jej najwyraźniej coś przekazać. Co takiego? Cóż, trudno powiedzieć. Ale najpewniej coś w stylu: "zrób coś do kurwy, jeśli nie chcesz, żebyśmy oboje gryźli ziemię". Uwaga Todda powinna być w większości skupiona na japońskim agencie. To dawało pewne możliwości manewru.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zaniedbana Przystań
Pią Lip 21, 2017 8:48 pm
To była chwila. Butelka roztrzaskała się na głowie Kossa, zamieniając się w setki szklanych odłamków i pięknego tulipana, którego Todd odrzucił gdzieś na bok. Sigrunn kompletnie straciła wątek. Niby wiedziała, że jej kumpel coś kręci na boku, robi biznesy w darknecie, ale nigdy nie chciała się w to wplątywać. O proszę, niby taka rebel, a boi się ubrudzić sobie rączki? Nie. Po prostu nie chciała ciągać się po sądach za jakieś gówno, w które wszedł jej kolega. Jednak miała jakieś resztki godności i instynktu samozachowawczego.
Tym razem miała pecha. Gdy Kossowi wypadła broń, Todd roześmiał się w najbardziej paskudny i poryty sposób jaki kiedykolwiek słyszała. Naćpał się, idiota. A teraz próbował grać gangstera w wyjątkowo zły i nieumiejętny sposób. Jak to mawiają: kozak w necie, pizda w świecie. Tylko czemu nie mógł tego robić sam, gdy jej nie było w pobliżu?
- Idiota - zaśmiał się i, nie spuszczając Japończyka z oka, kopnął pistolet do tyłu, w stronę Sig, tym samym dając jej jasno do zrozumienia, że ma być jego sprzymierzeńcem i mu pomóc. Bo tak przecież robią kumple, prawda? Ratują sobie tyłki, gdy robi się ciepło, a później pomagają zakopać zwłoki gdzieś pod krzaczkiem.
Im dłużej Koss mówił, tym bardziej napastnik się irytował i nakręcał. Patrzył na agenta z nienawiścią, parę razy poprawiał palec spoczywający na spuście i nerwowo kroczył w miejscu, jakby parzyły go deski pomostu. Tymczasem Sig zdawała sobie sprawę z tego, jak wielki błąd popełniła. Kurwa, ten facet na serio był agentem. To nie był tekst na podryw. A ona wydała go swojemu przyjebanemu kumplowi, co mogło zaraz skutkować rozlewem krwi, w który ona mogła być zamieszana. Jak nic pójdzie siedzieć, jeśli zaraz czegoś nie zrobi.
- Gówno! Gówno prawda! Wy wszyscy tak mówicie, a później co? Odsiadujesz kurwa czterdzieści lat za sprzedanie dzieciakowi brudnej fety. Wkurwiasz mnie. Nikt cię nie znajdzie, jak skończysz z kamieniem u stopy na dnie morza. I wiesz co? Mnie też nie znajdą - ciągnął swoją obłąkańczą gadkę, każde słowo wypowiadając z coraz większym szałem, najwidoczniej bliski prawdziwego wybuchu. To był dobry moment dla Sigrunn, żeby wreszcie chwycić leżący na deskach pistolet. W tym momencie wydawał się on cholernie ciężki, zwłaszcza gdy unosiła go na wysokość głowy Todda. Dźwięk odblokowywanej broni zwrócił uwagę chłopaka, aż ten obrócił łeb tyłem do Kossa, aby ujrzeć, że to nie do agenta celuje Norweżka.
- Co ty kurwa...
- Co ja, kurwa? A kto tu próbuje bawić się w gangstera? - syknęła, a Todd zawahał się, nie wiedząc, do kogo już powinien celować. Przecież stali po całkiem przeciwnych stronach, a on miał tylko jeden pistolet, z którego mógł mierzyć tylko do jednej osoby naraz. Z jednej strony nie powinien spuszczać z muszki Kossa, a z drugiej sam uczył Sig strzelania z pistoletu, gdy chodzili na wagary. Z tym, że tym razem cel był bliżej i był większy niż butelki po piwie na starym złomowisku. - Lepiej zacznij negocjować i ratować nam dupy, bo mi się nie uśmiecha siedzieć za udział w zabójstwie - dodała jeszcze, rozsierdzając kolesia na tyle, że ten przestał interesować się agentem i gwałtownie odwrócił się w stronę Norweżki, grożąc jej bronią i jednocześnie dając Kossowi pole do popisu.
- Zarżnę was oboje, zerżnę zwłoki, poćwiartuję i zakopię! - ryknął, jeszcze bardziej zmniejszając odległość między nim a Sig. Ta jednak starała się wstrzymać z ewentualnymi strzałami do momentu ostatecznego, gdy okaże się, że Koss to jednak buła, a nie agent i nie ma innego wyjścia. Wbrew pozorom wolała nie mieć krwi na rękach, tym bardziej krwi kumpla. Może i nie było to zbyt mądre, ale sama też nie była gangsterem i nigdy nie chciała nim być. Strzelała do butelek, nie do ludzi.
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zaniedbana Przystań
Pon Lip 24, 2017 1:22 pm
No tak. Nie dość, że koleś był niezrównoważony, to jeszcze jakiś naćpany. Może gdyby był trzeźwy, istniałaby szansa na jakiekolwiek negocjacje z nim, ale widać, że typ się wkręcił i nie przejdzie nic innego, niż unieszkodliwienie go. Ewentualnie ich śmierć, ale tej sytuacji nie chciał zakładać. Do chuja wafla Siggy, kogo ty tutaj przyprowadzasz. Za co? Przecież tak dobrze zaczęła się znajomość.
Po tej jednej próbie zakończył wszelkie rozmowy. Tylko irytował tym napastnika, a im szybciej go sprowokuje, tym mniej będzie miał czasu na działanie. Przyszedł kolejny moment na uważne przeanalizowanie sytuacji. Stał za daleko, aby go obezwładnić. Normalnie może dałby radę uniknąć pierwszego strzału, korzystając z zaskoczenia i stresu Todda, ale teraz, kiedy miał rozwalony łeb i ledwo potrafił dodać jeden do jednego, trochę się bał podejmować takie decyzje. Rozejrzał się wokół, szukając czegokolwiek, co mogłoby mu pomóc w obecnej sytuacji. Liny, kontenery, stare deski, rozbite szkło, śmieci, brzydkie graffiti. Generalnie nic szczególnie przydatnego. Marnie.
Kiedy już rozważał opcję straceńczej szarży na napastnika, do gry włączyła się Sigrunn. Spojrzał na nią z przerażeniem. Jeśli zaraz go nie zastrzeli, to oboje dostaną kulki w łeb. Miał ochotę krzyknąć: "STRZELAJ KURWA", ale wtedy Todd postanowił się odwrócić w jej stronę. Jezu, był jeszcze głupszy niż się wydawało. Koss zrozumiał, że to jedyna szansa na to, żeby jakoś się z tego wykaraskać. Nie czekając długo, kiedy tylko Todd skierował się w stronę Norweżki, Nekke ruszył w jego kierunku, po drodze zgarniając potrzaskaną butelkę, którą oberwał w łeb. Rozpędził się i właściwie skoczył na dilera, przewracając go swoim impetem i wbijając butelkę w łopatkę.
Todd krzyknął i wystrzelił upadając. Po dokach rozszedł się potężny huk, ale pocisk poleciał w niebo. Koss próbował docisnąć przeciwnika do ziemi, ale niestety był wyraźnie słabszy fizycznie, dlatego diler, napompowany dragami i adrenaliną, zrzucił go z siebie i od razu próbował ponownie wycelować w Japończyka pistolet. Ten szybkim ruchem ręki zablokował manewr Todda i kolejne dwa strzały powędrowały w przestrzeń. Zaczęło się kolejne siłowanie, ale tym razem Koss wiedział już, że nie ma szans wygrać. W pewnym momencie zupełnie odpuścił, a Todd, który się tego nie spodziewał, stracił punkt na który napierał i runął do przodu. Japończyk po raz kolejny odsunął rękę w pistoletem, a potem z braku lepszym manewrów, uderzył czaszką w nos napastnika. Krew poleciała na wargi niedoszłego zabójcy, ale to nadal było zbyt mało, aby go powstrzymać. Zagryzł zęby i spojrzał na Kossa z furią, a potem dosłownie wgryzł się w jego ramię. Japończyk krzyknął, ale nie puścił reki, zdając sobie sprawę, że to oznaczałoby broń przy jego skroni. Chwycił się tej myśli resztkami świadomości, zmuszające swoje ciało do dalszej walki, chociaż miał już dość tego, że krew zalewa mu oczy, a jakaś pierdolona pijawka chyba chce wygryźć kawałek mięsa z jego ciała. Szamotanina trwała w najlepsze i jak na razie nie zapowiadało się na to, żeby którykolwiek z nich miał przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zaniedbana Przystań
Sob Wrz 02, 2017 3:55 pm
Sytuacja, no nie ukrywajmy, była chujowa. A mogła wziąć nogi za pas, gdy tylko zaczynało się robić nieprzyjemnie, kiedy Todd rzucił się na Kossa. Uniknęłaby mieszania się w nieswoje sprawy, potrzeby podejmowania trudnych życiowych decyzji na życie lub śmierć, może nawet nie zostałyby wyciągnięte żadne konsekwencje w związku z tym, że wmieszała się w konflikt między nastoletnim dilerem a agentem służb specjalnych. Po ucieczce udawałaby, że nic się nie stało, a całości dowiedziałaby się z mediów lub poprzez plotki. Ale nie, musiała robić za obrońcę-negocjatora i kombinować, żeby nikt nie ucierpiał jeszcze bardziej. Bohaterka od siedmiu boleści.
Dlatego teraz stała z bronią w dłoni i celowała w swojego dobrego kumpla, który najwidoczniej chciał ją zabić. Po raz pierwszy w życiu poczuła, jak jej serce zaczyna bić szybciej, nogi drętwieją, a palec nie jest w stanie wcisnąć spustu. Czyżby po dziewiętnastu latach swojego życia trafiła na pierwszy przypadek, przez który zaczęła bać się o własne życie aż tak bardzo? Wcześniej jej największymi zmartwieniami był pająk w kącie łazienki, morderczy kac czy wyrzucenie ze szkoły, które nawet nie dorastały do pięt wizji śmierci. Wahała się, nie wiedząc, co ma zrobić, bo każda opcja wydawała się teraz tak kompletnie idiotyczna i ryzykowna. Zerknęła tylko przez ramię napastnika w stronę Kossa, spojrzeniem tym błagając, by to on zrobił to, czego ona sama nie potrafiła.
Odskoczyła na bok w momencie, gdy agent rzucił się na Todda. W jej głowie zadźwięczało od huku wystrzału, lecz nie poczuła żadnego bólu, a mężczyźni też wydawali się być całkiem żywi. Chciała pozostawić walkę Kossowi i przez moment naprawdę zastanawiała się, czy nie spierdolić, ale widziała, że Japończyk - pomimo doświadczenia, jakie zapewne posiadał - nie dawał rady. Coś ją tknęło. Nie, to złe określenie. Była wkurwiona na swojego kumpla, czy też raczej byłego kumpla po tym, jak na nią zaszarżował. Nie mogła mu pozwolić ot tak wygrać, a po wszystkim znaleźć się w jego piwnicy, gdzie będzie się nad nią znęcał za zdradę. Dłuższą chwilę trzymała się z dala od szamotaniny, aż nie wytrzymała. Widząc, że Koss trzyma rękę z bronią na bezpieczny dystans, po prostu wyciągnęła swój pistolet przed siebie i wystrzeliła, celując w łydkę dilera, uważając przy tym, żeby nie postrzelić Japończyka. Miała nadzieję, że to osłabi napastnika na tyle, żeby móc go spacyfikować, a przy okazji nie zabić. Jeśli to nie wypali, szanse na zakończenie tego bez trupów będą nikłe.
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zaniedbana Przystań
Czw Wrz 21, 2017 4:21 pm
Z każdą kolejną sekundą tej szamotaniny Koss miał coraz bardziej dość. Kusiło go, żeby po prostu odpuścić i dać się zabić. W końcu co straci? No dobra, ojciec się trochę wścieknie, siostra popłacze, ale generalnie nie będzie aż takiej tragedii. Znali ryzyko kiedy zgodzili się przyjąć te zadania. A raczej ich ojciec znał, bo przecież sami byli gówniakami, więc niewiele mieli w tej kwestii do powiedzenia.
Tak, zapłaci za swoje błędy. Zawalił, dostał nauczę, może za to umrzeć. Przynajmniej nie będzie musiał słuchać trucia o tym, jaki to jest nieodpowiedzialny i że alkohol mu szkodzi i że bla, bla, bla, kolejne mądrzenie się, pokazywanie jakim to jest głupcem. Nic go nie będzie boleć, zachowa spokój ducha, będzie obserwował wszystkich z góry i śmiał się jak bardzo przejmują się jakimiś pierdołami, kiedy on ma na to już wyjebane po całości. Ciekawe tylko, czy będzie padać na pogrzebie.
Dosłownie w momencie kiedy miał się poddać, bo ból mięśni stawał się nieznośny, a krew zalała całą jego twarz, kolejny strzał zakłócił portowy spokój. Todd wygiął się w łuk i zawył niczym rasowa diwa operowa, a potem chwycił się za łydkę i począł wić na ziemi. Koss miał z tego tyle pożytku, że przestał czuć na sobie ciężar drugiego ciała. No i ktoś przestał usilnie chcieć go zastrzelić, to też całkiem miłe uczucie.
Właśnie, a'propos strzelania. Japończyk spojrzał na wyjącego i klnącego obok Todda. Biedak upuścił swoją broń. Koss złapał ją, przystawił do głowy dilera i pociągnął za spust. Kolejny huk przeszył okolicę, a niedoszły napastnik przestał odczuwać jakikolwiek ból. Jego mózg malowniczo rozsmarował się na chodniku pod nim, zaś kilkadziesiąt kropel krwi ochlapało siedzącego obok Kossa. Jemu to i tak bez różnicy, cały już w niej był. Szybko też wstał i wycelował bronią w Sigrunn. Wiedział, że powinien to zrobić. Już pomijając wszystko inne, stanowiła realne zagrożenie dla agencji. Tutaj jednak nie potrafił działać tak automatycznie. Spojrzał w oczy dziewczynie, którą sam wciągnął w tę kabałę. Ta świadomość była z tego wszystkiego najgorsza. Ręka, w której trzymał broń zadrżała. Twarz i ubranie miał całe we krwi, więc mogło to robić wręcz piorunujące wrażenie na kimś, kto nie miał nic wspólnego z podobnymi sytuacjami.
Wreszcie Nekke opuścił pistolet.
- Kurwa! - cisnął pistolet o ziemię. Złapał się za głowę i odgarnął włosy do tyłu, zmazując też trochę krwi. - [color=#00ff99]Kurwa mać![/b] - wrzasnął, a potem spojrzał w furii na truchło Todda. - Ty jebany kurwa pierdolony kretynie gnoju! - darł się w furii i zaczął kopać zwłoki. Cały czas krzyczał i wyklinał, ale trudno w sumie stwierdzić, kogo miał zamiar obrażać. Wreszcie stanął i zacisnął pięści. - KURWAAAAAA - wrzasnął, a potem usiał z impetem na dupsku i zaczął głośno łapać powietrze. Potrzebował dobrych dwóch minut, żeby się opanować.
Otarł rękawem krew i zaczął intensywnie myśleć. Wreszcie ponownie spojrzał na Sigrunn.
- Dobra, trzeba to szybko załatwić. Potrzebujemy bandaży, sznura i... przydałyby mi się nowe ubrania. Dobra, nie teraz. Bandaże i sznur. Leć do miasta i załatw bandaże i sznur, tak z pół metra, szybko. I ani kurwa słowa o tym co się tutaj wydarzyło. Przysięgam, że do końca życia nie wyjdziesz z pierdla jeśli to komuś wypaplasz. Załatw to szybko, a potem będziemy myśleć co dalej. - Poinstruował ją, a potem zdjął koszulę i zaczął ją drzeć na części. Tylko że cholerstwo jakoś nie chciało tak łatwo ustąpić jak to było w filmach. - Masz jakiś scyzoryk? A, i oddaj mi broń - wyciągnął rękę w jej stronę i wbił w nią stalowe spojrzenie. Nie próbuj żadnych głupstw, wydawało się mówić. W tym gównie siedzimy razem.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zaniedbana Przystań
Nie Wrz 24, 2017 5:16 pm
Trafiła.
Nie żeby to był jakiś wyczyn, bo przecież odległość była minimalna, a panowie zastygli na moment, także tym łatwiej było wycelować, ale do Sigrunn dotarło to dopiero wtedy, gdy Todd krzyknął i zaczął zwijać się z bólu. Postrzeliła kumpla. Dla dobra ogółu, żeby przypadkiem nie stała się większa tragedia, przy okazji ratując swoje i cudze życie, ale postrzeliła. A teraz patrzyła, jak ten wije się po deskach pomostu, jęcząc i kląc. I na tym powinno się skończyć, prawda? Teraz agent skuje go, zadzwoni po swoich ziomków i zamkną go, a ją uniewinnią za to, że przecież się broniła i w sumie to odwaliła kawał dobrej roboty. Tak powinno być, happy end, idziemy do domu.
Nie zdziwiło ją to, że Koss podnosi broń. Wypadało ją zabezpieczyć. Dopiero gdy skierował ją w stronę dilera, zrozumiała, co się święci.
- Nie... - wyrwało się jedynie z jej gardła, a nawet nie do końca, bo powietrze znowu przeszył huk wystrzału.
Przez dłuższą chwilę nie rozumiała, co sie własnie stało. Tym razem złapała znacznie głębszą zawiechę. Stała nad ciałem chłopaka z lekko uchylonymi ustami, jakby bardzo chciała coś powiedzieć, ale nie umiała. Mogła tylko obserwować strumień krwi płynący po ziemi razem z drobnymi kawałkami mózgu, czy też tego, co nim kiedyś było. Widziała w życiu wiele horrorów, makabrycznych zdjęć, ale patrzenie się na nieruchome ciało dawnego kumpla, jeszcze ciepłe i krwawiące, było całkiem innym doświadczeniem. Takim, które nawet jej odebrało mowę i zdolność do zrobienia czegokolwiek.
Dostrzegła jednak ruch, który zmusił ją od oderwania pustego spojrzenia od martwego chłopaka. Spojrzała teraz na Kossa i na czarną, bezkresną odchłań lufy pistoletu wymierzonego prosto w nią. Odruchowo uniosła ręce do góry, dopiero teraz jakby przypominając sobie, że również trzymała broń. Mogłaby zastrzelić Japończyka, zanim on zrobi to samo z nią, ale chyba nie chciała. Czuła dziwną pustkę i aktualnie było jej tak bardzo wszystko jedno, chociaż jednocześnie miała ochotę wykrzyczeć facetowi w twarz tak wiele i jeszcze sprowokować go, żeby strzelił. Doprawdy, strasznie dziwne uczucie.
Prawdziwa galopada myśli dopadła ją jednak dopiero wtedy, gdy agent się nad nią ulitował, tudzież po prostu nie umiał jej zastrzelić. Wszystko jedno. Podczas gdy tamten klął na siebie, świat, Todda, Sigrunn po prostu usiadła, jakby stanie było w tym momencie zbyt męczące. W rzeczywistości czuła się tak, jakby miała zemdleć. Tępo wpatrywała się w zwłoki, które zaraz zostały bestialsko skopane przez wkurwionego Azjatę, nie mogąc odegnać od siebie myśli, ze to była jej wina. Gdyby nie ona, chłopak dalej by żył. Co prawda to Koss ostatecznie pociągnął za spust, ale ona zrobiła to jako pierwsza, czyniąc Todda kompletnie bezbronnym. No właśnie, bezbronnym. Co za idiota strzela do nieuzbrojonego kolesia, który raczej szybko się nie podniesie i będzie miał problem ze stawianiem oporu? To nie musiało kończyć się jebanym morderstwem, w które teraz była zamieszana przez pierdolonego Chinola, który chciał być jak goście z Yakuzy. Kurwa jebana mać. Bo właśnie tego jej brakowało teraz, na finiszu szkoły, kiedy wszystko zaczynało się układać.
Zerknęła na Kossa z mieszaniną zagubienia, strachu i permamentnego wkurwienia sięgającego czubka Mount Everest. Nie mówiła tego na głos, ale po tym spojrzeniu było widać, że obwinia go o ten burdel. I tyle byłoby ze wspaniałej przyjaźni na lata. Słuchała go tylko w połowie, bo w środku dalej była nieźle roztrzęsiona, a w jej głowie przebiegał jakiś milion myśli na sekundę, które skutecznie utrudniały logiczną dyskusję, ale zrozumiała puentę. Bandaże i sznur. Milczenie aż po grób. Scyzoryk i broń. Jak ten koleś mógł tak jasno myśleć w obliczu tego, co zrobili? Ach tak. Był jebanym agentem, który pewnie miał na rękach krew niejednego człowieka. I mógłby mieć też jej, gdyby zaczęła się stawiać.
Ale nie zaczęła, chociaż miała zamiar pierdolnąć tym pistoletem w stronę morza, a później uciec w cholerę. Do USA czy gdzieś, gdzie już by jej nie znaleźli. Zamiast tego przesunęła broń po ziemi w stronę Kossa, a następnie wyciągnęła scyzoryk z plecaka i zrobiła z nim to samo. Bez słowa wstała, otrzepała się i ruszyła w stronę miasta. Trzeba przyznać, że była twarda - zwymiotowała dopiero koło wyjścia z portu, nie to co większość ludzi, którzy nie wytrzymują już po pierwszym spojrzeniu na ciało.
Nie dłużej niż dwadzieścia minut później wróciła na przystań, paląc trzeciego papierosa z rzędu. Nie miała pewności, czy to dobry pomysł, ale póki co wydawał się najrozsądniejszy, jeśli chciała uratować swój tyłek i nie mieć na karku japońskich agentów specjalnych. Zwiększało to szanse, że nie zdechnie w pierdlu i nie zostanie zabita przez ludzi pokroju Kossa. Zresztą, w swoim obecnym stanie nawet nie zastanawiała się, czy to wszystko miało jakiś sens i czy robi dobrze, bo wszystkie opcje były teraz chujowe. Już narobiła syfu, więc teraz trzeba było to posprzątać.
Wyciągnęła z plecaka trzy rolki bandażu i pół metra zwiniętego sznura i rzuciła je Japońcowi. Dopiero po tym postanowiła odezwać się do niego, chociaż i tak nie było to zbyt wylewne czy błyskotliwe.
- Co dalej? - spytała głosem totalnie wyprutym z emocji, po czym wrzuciła peta do wody. Wystarczyło chociaż odrobinę znać się na ludziach i znać samą Sig, aby wiedzieć, że wcale nie jest to objaw braku uczuć czy obojętności, lecz zwykłego lęku. Strachu tłumionego tak bardzo, że i reszta uczuć nie miała którędy wyjść. Zaraz po tym dziewczyna znowu usiadła na betonie i zaczęła przyglądać się Kossowi, skubiąc kolczyk w nosie i czekając na wskazówki. Całkiem potulnie jak na kogoś, kto zwykle miał rozkazy kompletnie w dupie.
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zaniedbana Przystań
Sob Wrz 30, 2017 1:14 pm
Mieszanina emocji przelatywała przez niego z taką prędkością, że sam ledwie rozumiał o co mu chodzi. W pewnym momencie chciał ją zatrzymać i wszystko wytłumaczyć. Że to nie jego wina. Że przecież został do tego zmuszony i musiał tak zrobić. Bo musiał, jeśli nie chciał sobie spierdolić reszty życia, a Sigrunn w ogóle go odebrać. Tajniacy nie byli zbyt wyrozumiali w takich sprawach. Kiedy pojawiał się problem zagrażający ich organizacji, to po prostu go eliminowali. Chciał to wszystko powiedzieć, ale po namyśle tylko chwycił scyzoryk, który mu podrzuciła i zaczął rozcinać swoją koszulę. Zrobił z niej piękne pasy, a potem jednym z nich otarł krew z twarzy. Następnie kolejny dokładnie owinął wokół głowy, aby chociaż częściowo zatamować krwawienie. I tak zaczynało mu się już kręcić w głowie. Pewnie będzie się musiał gdzieś zgłosić. Powie, że się upił i dostał od jakiegoś innego typka butelką w głowę. To było na tyle prawdopodobne w jego wypadku, że wszyscy to łykną.
Kiedy Sigrunn sobie poszła, on usiadł i zaczął myśleć intensywnie. Musi zrobić to tak, żeby było jak najmniejsze prawdopodobieństwo wtopy. Jeśli karma będzie suką to i tak dostaną po dupie, on jednak nie lubił pozostawiać rzeczy w rękach losu. Spojrzał jeszcze raz na martwego Todda, a potem na dwa pistolety. Ułożył je obok. Potem pomyśli co z nimi robić. Na razie wstał i zaczął buszować po porcie. Potrzebował czegoś ciężkiego, najlepiej kamienia... W pewnym momencie jego spojrzenie padło na wielką, szarą cegłówkę z dziurą w środku. Czy jak to się tam kurwa nazywa, nie był budowlańcem. Ale to było idealne do tego, czego potrzebował. Teraz tylko dotaszczyć to jakoś do trupa. Co okazało się bardzo trudne, biorąc pod uwagę to, jak osłabiony już był. Mniej więcej w momencie, kiedy Sigrunn wróciła z zamówionymi przez niego rzeczami, on dotaszczył kamulec do zwłok. Potem usiadł na nim i zaczął głośno łapać powietrze.
Kiedy Sigrunn rzuciła mu bandaż, chwycił go, odwiązał zakrwawiony płat koszuli i zaczął owijać głowę bandażem. Wyglądał jak skończony kretyn, ale przynajmniej miał pewność, że nie umrze w wykrwawienia. Kiedy zakończył tę czynność, chwycił za sznur i zaczął go obwiązywać wokół kamulca.
- Musiałem to zrobić - powiedział nagle, ciężko powiedzieć do kogo. - Musiałem, inaczej oboje mielibyśmy przesrane. Ciebie też powinienem zabić. Ale nie umiem. Zjebałem i nie umiem tego naprawić. Tatko nie byłby zadowolony. Oj nie. Hehe. Powiedziałby mi: "synu, musisz nauczyć się brać odpowiedzialność za swoje czyny". Wiem tatku. Staram się jak mogę, ale jestem chujowy w te klocki - ciężko powiedzieć, czy tłumaczył się przed samym sobą, czy może przed Sigrunn. Mówiąc to jednak, obwiązał sznur wokół kamienia, a następnie kostki zmarłego tragicznie Todda. Kiedy skończył, wyprostował się i spojrzał na dziewczynę.
- Dobra. Łap za kamień i do wody z nim - po tych słowach sam chwycił Todda pod pachami i zaczął go taszczyć w kierunku morza. Miał tylko nadzieję, że dziewczyna mu pomoże, bo samemu będzie bardzo ciężko.
Kiedy dotarli do brzegu wyznaczonego betonowym krawężnikiem, Koss potrzebował chwili na odsapnięcie.
- No dobra. Hop siup - i ciało powędrowało w czarną otchłań wody. Miał nadzieję, że Sigrunn rzuci za nim kamień, żeby gnój poszedł  na dno. Następnie wyciągnął dwa pistolety, które wcześniej schował za paskiem spodni. Ten należący do Todda wrzucił za nim, a swój schował do kabury. Po wszystkim otarł twarz i spojrzał na Norweżkę. - A teraz pewnie się rozejdziemy i już nigdy nie spotkamy. Zakładam, że po tym wszystkim nie będziesz chciała... szkoda - położył rękę na jej ramieniu. - Naprawdę cię polubiłem.
Jezu, Koss, przestań.
Sigrunn Northug
Sigrunn Northug
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zaniedbana Przystań
Sob Wrz 30, 2017 6:32 pm
Gdy wróciła, Koss wyglądał jak totalny debil z tym swoim zakrwawionym kawałkiem koszuli na łbie. Właściwie to cały teraz był w krwi swojej i cudzej, ale Sig wolała się skupić na tym zabawno-idiotycznym fragmencie, żeby jakoś odreagować. Chociaż tyle mogła mieć radości z tej pojebanej sytuacji. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie powinna pomóc facetowi w obandażowaniu sobie głowy, ale koniec końców jakoś nie miała ochoty ani siły w ogóle tego zaproponować. Nie po tym, co zrobił. Mogła robić rzeczy, żeby jakoś uratować ich łajdackie tyłki i uchronić je przed dalszymi problemami, ale nie bawić się w prywatną pielęgniarkę mordercy.
Nie siliła się również na odpowiadanie mu czy w ogóle jakiekolwiek wyrażanie zainteresowania jego słowami i potakiwanie. Najwidoczniej rozmowa z nią była w tym momencie dobrem ekskluzywnym, na które nie mógł liczyć. Jedynie mierzyła go nieufnym wzrokiem i zaciskała dłonie w pięści, aż jej pobielały kłykcie. Pierdolił od rzeczy. Gadał, próbując jakkolwiek się usprawiedliwić, wyjść na człowieka, ale w oczach dziewczyny wciąż był jedynie złem wcielonym i skończonym idiotą. Była tutaj tylko po to, żeby mieć pewność, iż Koss pozbędzie się dowodów i tym samym może uda im się wyjść z tego cało, chociaż i tak nie uważała, żeby to, co robili, było dobre. Czy Japoniec nie był jakimś agentem przypadkiem? Czy jego agencja nie zajmuje się tuszowaniem morderstw w mniej uwłaczający sposób? Cóż, najwyraźniej nie. Dlatego właśnie przywiązywali biedakowi kamień do nogi.
Podniosła się powoli i podeszła do kamienia, kiedy wszystko było gotowe. Uniosła nieco to skurwysyństwo, a później zaczęła wlec aż do krawędzi przystani. Spojrzała w brudną i mętną wodę. Miała nadzieję, że była wystarczająco głęboka, żeby sznur okazał się dostatecznie krótki i ciało nie wypłynęło na wierzch. Na jej ustach na krótki moment zagościł gorzki uśmiech. Czyżby nowa umiejętność do wpisania w CV? Wreszcie, kiedy Koss wrzucił trupa do wody, Sigrunn popchnęła nogą wielki kamień, który pociągnął go w dół.
Żegnaj, stary. Obyś po drugiej stronie miał tyle trawy, gier i panienek ile tylko będziesz chciał.
Przez chwilę patrzyła, jak ciało jej kumpla opada coraz niżej, wreszcie całkiem znikając w wodnej odchłani, ale coś jej przeszkodziło. Ktoś raczej. I o ile Norweżka dotychczas starała się zachować spokój, tak teraz po prostu nie dała rady.
- Skończ. Pierdolić - syknęła, gwałtownie odsuwając się z zasięgu jego ręki. - Co ty w ogóle sobie wyobrażasz? Zabiłeś mojego kumpla, mimo że nie musiałeś. Zabrałeś mu broń, wystarczyłoby go spacyfikować i skuć albo zadzwonić na policję. Był postrzelony, nie stawiałby się. Ale, kurwa, nie. Musiałeś zabawić się w jebaną Yakuzę. Śmiesz jeszcze myśleć, że mogłabym kiedykolwiek o tym zapomnieć i jak gdyby nigdy nic iść z tobą na piwo? Może mam ci jeszcze dziękować, że mnie nie zabiłeś? - ciągnęła, z każdą chwilą musząc powstrzymywać się coraz bardziej, żeby nie rzucić się Kossowi do gardła. Wreszcie wzięła głęboki wdech i spojrzała mężczyźnie w oczy. - Pomogłam ci posprzątać ten burdel. Teraz oddaj mi mój scyzoryk, obiecaj, że nikomu na mnie nie nagadasz i zniknij z mojego życia, din drittsekk - powiedziała odrobinę spokojniej, wyciągając rękę po wspomniany scyzoryk. Brzmiało jak cholerne zerwanie, koniec przyjaźni trwającej lata czy coś. Sigrunn po prostu pragnęła mieć jasność w tej sprawie. I święty spokój. Dużo świętego spokoju niezmąconego hukiem drzwi wyważanych przez policję.
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Zaniedbana Przystań
Sob Paź 07, 2017 5:00 pm
Koss w miarę spokojnie wytrzymał jej atak gniewu. Musiał szczerze przyznać, że dziewczyna i tak trzymała się lepiej, niż się spodziewał. Większość osób w takiej sytuacji wpadłoby w atak paniki, dzwoniło na policję, próbowałoby uciekać albo jakieś inne rzeczy w tym guście. Jasne, widać było po Sigrunn, że przeżywała właśnie sporą traumę w swoim życiu, ale generalnie umiała się pohamować. Byłaby z niej dobra agentka.
Dał jej się wykrzyczeć, wyżyć i tak dalej. Dobrze, że nie chciała go atakować, bo szczerze mówiąc, w obecnym stanie, raczej nie miałby większych szans. Już i tak ledwo trzymał się na nogach, a jedyne co miał ochotę zrobić, to się położyć i spać. Zapomnieć o wszystkim, olać cały świat, po prostu spać i mieć to w dupie. Niestety obecnie nie było go stać na taki luksus.
- Bardzo naiwnie rozumiesz świat. Cóż, chyba przyszedł czas, żeby ktoś ci wytłumaczył jak on działa - westchnął głośno. - To co ci powiedziałem, było prawdą. Pracuję dla tajnej agencji rządowej. Tajnej. To oznacza, że nikt nie może wiedzieć o jej istnieniu, bo wtedy traci ona sens. Teraz rozumiesz?
Koss tracił siły. Musiał usiąść. Podszedł do jakiegoś murku i tam usadził tyłek.
- W momencie, kiedy wygadałem ci się po pijaku, naraziłem coś, na co pracowaliśmy kilka lat. Liczyłem, że o tym zapomnisz, potraktujesz to jako żart. Ale ty powiedziałaś o tym Toddowi i wtedy zrobiło się jeszcze gorzej. Pomijając fakt, że sam Todd o tym wiedział, mógł się wygadać swojemu szefowi albo komukolwiek i już informacja poszłaby w ruch. Na szczęście Todd był idiotą. Powinnaś lepiej dobierać sobie znajomych. Nie jest to potwierdzona informacja, ale był podejrzewany o pobicie i gwałt. Tak czy inaczej, nie mogłem zadzwonić na policję, bo nadal mógłby gadać. A ja nie mogłem na to pozwolić. Po pierwsze, ja straciłbym robotę, po drugie, agencja i tak musiałaby posprzątać. Todda załatwiliby pewnie w więzieniu. Ale zaczęliby się zastanawiać, od kogo ma tę informację. Przecież nie jestem aż tak głupi, żeby mówić o tym dilerowi. - Kaszlnął kilka razy. Kręciło mu się w głowie. - Nie będę cię kłamać Sigg. Jesteś bezpieczna tak długo, jak długo trzymasz gębę na kłódkę. Ja nie mam interesu w tym, żeby się komukolwiek wygadać. Ty też nie. Może więc faktycznie najlepiej będzie jeśli już nigdy się nie zobaczymy, a to co się dzisiaj wydarzyło odejdzie w zapomnienie.
Kiedy o to poprosiła, czy raczej zażądała, oddał jej scyzoryk. Nie był mu on do niczego potrzebny. Starał się jakoś pozbierać myśli. Przychodziło mu to z dużym trudem. Musiał odpocząć.
- Po prostu tym razem nie wygadaj się nikomu. Na serio - poprosił i wbił spojrzenie w wodę, która leniwie bujała się w jedną i w drugą stronę. Interesująca perspektywa.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach