▲▼
Nie jest to największe lotnisko w kraju, jednak z pewnością nie można powiedzieć, żeby prezentował się o wiele gorzej niż inne. Liczni inwestorzy dbają o jego modernizację, a sam budynek jest prawie w 90% automatyzowany. To właśnie tutaj przetacza się codziennie masa ludzi odlatująca z kraju lub przylatująca do niego.
Oczywiście na lotnisku nie mogło zabraknąć miejsc, w których można napić się czegoś ciepłego lub zjeść dobry posiłek.
► Starbucks. Kawiarnia oferuje szeroki, począwszy na zwykłych kawach, idealnych specjalnie dla tych, co wolą zostać przy tradycyjnym menu, a kończąc na przeróżnych wariacjach napoi. Cała kawiarnia jest utrzymana w jasnych kolorach. Przy ścianach ustawiono wygodne, wielkie poduszki, zamiast krzeseł, co tylko nadaje temu miejscu przyjaznego charakteru.
► Food on the Fly. Już przed wejściem restauracja kusi zapachami przeróżnych potraw. Można tu znaleźć głównie kanadyjskie dania, jednak w karcie nie zabrało również paru pozycji z innych kuchni świata.
Oczywiście na lotnisku nie mogło zabraknąć miejsc, w których można napić się czegoś ciepłego lub zjeść dobry posiłek.
► Starbucks. Kawiarnia oferuje szeroki, począwszy na zwykłych kawach, idealnych specjalnie dla tych, co wolą zostać przy tradycyjnym menu, a kończąc na przeróżnych wariacjach napoi. Cała kawiarnia jest utrzymana w jasnych kolorach. Przy ścianach ustawiono wygodne, wielkie poduszki, zamiast krzeseł, co tylko nadaje temu miejscu przyjaznego charakteru.
► Food on the Fly. Już przed wejściem restauracja kusi zapachami przeróżnych potraw. Można tu znaleźć głównie kanadyjskie dania, jednak w karcie nie zabrało również paru pozycji z innych kuchni świata.
LOTNISKO
Na tym terenie nie ma ingerencji pracowniczej.
Jesteś zainteresowany pracą na lotnisku? Kliknij na W.
Jesteś zainteresowany pracą na lotnisku? Kliknij na W.
- Mimo, że edukacja Ali w tym mieście rozpocznie się dopiero we wrześniu, to już na niemalże początku wakacji wysłano ją tutaj. Zdecydowanie owa sytuacja nie jest dla niej wygodna. Poza kilkoma członkami kuzynostwa z którym mieszka, nie zna tu ona nikogo. Czasami kręci się po okolicach, zwiedza i zauważa nowe miejsca, jednakże restauracja na lotnisku to pierwszy lokal który odwiedziła zaraz po przylocie, dlatego teraz często do niego wraca. Dlaczego? Przylatując jej myśli nie odbiegały od tematu odnośnie tego, jak bardzo jej życie się zmieni, kiedy pojawi się tutaj. Wracając tu, kontynuuje swoje przemyślenia, wspomina przeszłość i zastanawia się nad tym, co ją czeka; oczywiście zajadając się przy tym. Czekoladowe ciasto z bananami oraz mrożona herbata, zagryzana herbatnikami. Siedziała w pierwszym stoliku, najbliżej wejścia do restauracji; zupełnie sama. Wysłuchiwała rozmów dookoła siebie. Nagle zauważyła, że ktoś wchodzący do środka, tuż przy wejściu upuścił swój portfel, po czym niczego nie zauważając, podszedł do baru. Wstała ona ze swojego miejsca, zostawiając przy tym słodkości, podniosła portfel i stanęła za zgubną istotą. Poczekała chwilkę na ten niezręczny moment, kiedy to dziewczyna sięgnie po swój portfel, aby zapłacić i nieco się zdziwi, zauważając jego brak. Widząc to, zaśmiała się pod nosem, po czym wyciągnęła schowek na banknoty w stronę właściciela.
- Jak bardzo źle by było, gdyby znalazca nie był uczciwy i zamiast oddać, uciekł z portfelem? - zapytała wprost z uśmieszkiem na twarzy, zaciekawiona istotą przed sobą. - Często Ci się zdarza coś gubić?
Ali lubiła poznawać nowych ludzi, zwłaszcza w niezręcznych dla nich sytuacjach. Ich historie z życia wzięte wydawały jej się takie ciekawe! Lubiła słuchać, zapamiętywać; jej życie stawało się barwniejsze o kolejną historię, toć to cudowne! Oczywiście sama przy tym lubiła się dużo odzywać, to było nieuniknione.
- Ostatnio myślałam, że zgubiłam telefon siedząc w parku. - westchnęła - W ciągu minuty w mojej głowie powstało milion czarnych scenariuszy o tym, jak przykro mi będzie żyć bez niego. Tyle wiadomości, zdjęć, wspomnień. - wzruszyła ramionami. - Z dwojga złego żyjemy w takich czasach, że wolałabym zgubić telefon niż portfel. Naprawdę. A Ty? - zagadała.
Nie trzeba było się przyglądać, aby zauważyć, że Alice brakuje towarzystwa, dlatego kiedy ma okazję nawiązać kontakt z nową istotą, stara się łapać tego z całych sił i nie puszczać.
Pech chciał, że akurat dzisiaj została wmieszana w odprowadzenie swoich dziadków na lotnisko. Kochała ich całym serduszkiem, jednak mogli przecież pożegnać się z nią znacznie wcześniej, bez potrzebnego fatygowania za sobą kolejnej osoby, skoro obecność Brendy nie była im aż taka potrzebna. Dawali sobie sami świetnie radę, a w razie czego zawsze mogli wykorzystać zaprzyjaźnionego szofera. W końcu za coś mu płacili i również czegoś się od niego wymagało. A jednak starsi ludzie woleli pokazać swoją troskę nawet w taki sposób.
Przecież to tylko dwa tygodnie..
Kiedy pomachała dwójce i odprowadziła ich wzrokiem do wyjścia, spojrzała na godzinę w telefonie, uznając, że to świetny moment aby napić się czegoś dobrego. Zwłaszcza, że pogoda naprawdę dopisywała. Zawitała więc do lotniskowej restauracji, nie przejmując się zupełnie wysokością cen, jako że akurat to było dla niej najmniejszym problemem. Pewnie trudniej będzie jej się zdecydować na co tak właściwie ochotę. Po przekroczeniu progu lokalu rozejrzała się po nim, zupełnie nie czując brakującego przedmiotu w tylnej kieszeni obcisłych spodni. A podobno takie rzeczy się czuje. Niczego nieświadoma ruszyła dalej i dorwała się do menu, próbując zdecydować na coś dobrego.
Zorientowała się o swojej zgubie dopiero, kiedy chciała po nią sięgnąć i zamiast napotkać palcami zamszowy materiał, dotknęła jedynie dżisnów. Cień paniki pojawił się w granatowych oczach, a sama ich właścicielka odwróciła się gwałtownie z zamiarem odszukania przedmiotu. Zamiast tego jej wzrok napotkał dziewczynkę z jej własnością w dłoni. W jednej chwili się uspokoiła i odebrała od niej portfel.
- Dziękuję. – powiedziała najpierw, po czym odwróciła się znów w stronę sprzedawcy, chcąc zapłacić za swoje zamówienie. Gdy to zrobiła, spojrzała znów na dziewczynę. – Nie aż tak źle. Zabezpieczenie wszystkich kont zajęłoby chwilę moment. – rzuciła, po czym schowała znalezisko do głębokiej kieszeni bluzy, mając pewność, że z tego miejsca raczej nie wypadnie. – Bardzo rzadko. – odparła, delikatnie się przy tym krzywiąc, ponieważ takie sytuacje naprawdę zdarzały jej się nieczęsto.
Jakoś niespecjalnie przejęła się tym, że całkowicie obca osoba do niej zagaduje, a ona jak gdyby nigdy nic spokojnie odpowiada na każde pytanie. Akurat jeśli chodziło o rozmowę, to Fitchner nie miała z tym najmniejszego problemu. Jeśli się znudzi, to sobie pójdzie. Sprawa przecież jest prosta.
Przez ten krótki moment odczekała na swój czekoladowo-bananowy szejk z bitą śmietaną, a po odebraniu go odchodząc kawałek na bok, nie chcąc robić sztucznej kolejki.
- W takim razie musisz być bardzo przywiązana do swojego telefonu. Przecież to tylko urządzenie. Wspomnienia nie zostaną Ci wymazane. – zauważyła, opierając żółtą słomkę na dolnej wardze, którą na moment nawet przygryzła. Na kolejne pytanie brunetki wzruszyła tylko ramionami. – W obu przypadkach dałabym sobie radę. Szkoda byłoby mi tylko pewnych rzeczy, które mam na telefonie. – odpowiedziała luźno, zaczesując kosmyk jasnych włosów za ucho i wypijając odrobinę słodkiego napoju. – Gdzie siedzisz? – spytała, darując sobie jakiekolwiek prośby o to, czy może się dosiąść. Skoro zagadała, to chyba oczywiste, że może, hm?
Przecież to tylko dwa tygodnie..
Kiedy pomachała dwójce i odprowadziła ich wzrokiem do wyjścia, spojrzała na godzinę w telefonie, uznając, że to świetny moment aby napić się czegoś dobrego. Zwłaszcza, że pogoda naprawdę dopisywała. Zawitała więc do lotniskowej restauracji, nie przejmując się zupełnie wysokością cen, jako że akurat to było dla niej najmniejszym problemem. Pewnie trudniej będzie jej się zdecydować na co tak właściwie ochotę. Po przekroczeniu progu lokalu rozejrzała się po nim, zupełnie nie czując brakującego przedmiotu w tylnej kieszeni obcisłych spodni. A podobno takie rzeczy się czuje. Niczego nieświadoma ruszyła dalej i dorwała się do menu, próbując zdecydować na coś dobrego.
Zorientowała się o swojej zgubie dopiero, kiedy chciała po nią sięgnąć i zamiast napotkać palcami zamszowy materiał, dotknęła jedynie dżisnów. Cień paniki pojawił się w granatowych oczach, a sama ich właścicielka odwróciła się gwałtownie z zamiarem odszukania przedmiotu. Zamiast tego jej wzrok napotkał dziewczynkę z jej własnością w dłoni. W jednej chwili się uspokoiła i odebrała od niej portfel.
- Dziękuję. – powiedziała najpierw, po czym odwróciła się znów w stronę sprzedawcy, chcąc zapłacić za swoje zamówienie. Gdy to zrobiła, spojrzała znów na dziewczynę. – Nie aż tak źle. Zabezpieczenie wszystkich kont zajęłoby chwilę moment. – rzuciła, po czym schowała znalezisko do głębokiej kieszeni bluzy, mając pewność, że z tego miejsca raczej nie wypadnie. – Bardzo rzadko. – odparła, delikatnie się przy tym krzywiąc, ponieważ takie sytuacje naprawdę zdarzały jej się nieczęsto.
Jakoś niespecjalnie przejęła się tym, że całkowicie obca osoba do niej zagaduje, a ona jak gdyby nigdy nic spokojnie odpowiada na każde pytanie. Akurat jeśli chodziło o rozmowę, to Fitchner nie miała z tym najmniejszego problemu. Jeśli się znudzi, to sobie pójdzie. Sprawa przecież jest prosta.
Przez ten krótki moment odczekała na swój czekoladowo-bananowy szejk z bitą śmietaną, a po odebraniu go odchodząc kawałek na bok, nie chcąc robić sztucznej kolejki.
- W takim razie musisz być bardzo przywiązana do swojego telefonu. Przecież to tylko urządzenie. Wspomnienia nie zostaną Ci wymazane. – zauważyła, opierając żółtą słomkę na dolnej wardze, którą na moment nawet przygryzła. Na kolejne pytanie brunetki wzruszyła tylko ramionami. – W obu przypadkach dałabym sobie radę. Szkoda byłoby mi tylko pewnych rzeczy, które mam na telefonie. – odpowiedziała luźno, zaczesując kosmyk jasnych włosów za ucho i wypijając odrobinę słodkiego napoju. – Gdzie siedzisz? – spytała, darując sobie jakiekolwiek prośby o to, czy może się dosiąść. Skoro zagadała, to chyba oczywiste, że może, hm?
Widząc jakiego szejka zamówiła jej nowa towarzyszka, uśmiechnęła się, ponieważ tego samego Ali piła w dzień przyjazdu tutaj; naprawdę dobry wybór. Wsłuchiwała się w barwę głosu dziewczyny. Była na pewno kilka lat starsza od Madder, w porównaniu do niej była bardziej kobieca, pociągająca, co nie ciężko było zauważyć. Oczywiście Alice również posiadała owe cechy, aczkolwiek przykryte pod szatą dziecinnych zachowań, przez co ciężko było na pierwszy rzut oka je dostrzec. Zamrugała kilka razy, analizując to, co powiedziała dziewczyna obok. - Widzisz? Byłoby Ci szkoda tych rzeczy na telefonie. Może i jest to tylko urządzenie, ale takie, z którego korzysta się ciągle, więc nagła strata jego na pewno byłaby bardziej bolesna, niż potrzeba zablokowania paru kont i strata pieniędzy. Telefon pewnie więcej warty. - wzięła głęboki wdech, aby uzupełnić powietrze w płucach. - Jesteśmy tylko ludźmi, za dużo się w naszych życiach dzieje, żeby tak od razu wszystko zapamiętywać. Dlatego robimy zdjęcia! - odparła podekscytowana. - Na pewno nieraz miałaś tak, że o czymś zupełnie zapomniałaś, a nagle zobaczyłaś jakieś zdjęcie związane z tym wydarzeniem, więc nagle wspomnienia jakby odżyły, jakbyś je odkopała z najciemniejszych zakamarków głowy! - wyszczerzyła się na koniec, ukazując przy tym szereg białych perełek.
Ali zamrugała kilka razy, jakby zaskoczona tym, że nieznajoma chce się do niej przyłączyć. Oczywiście było to dla niej przemiłe zszokowanie. Blondwłosa zdecydowanie nie wiedziała na co się pisze, ponieważ Madder potrafiła mówić ciągle; o wszystkim i o niczym. Zawsze starała się robić to z sensem, jednakże ciągły przypływ informacji na pewno każdego na dłuższą metę męczy; zobaczymy jak długo nieznajoma z nią wytrzyma!
- Na samym początku. Jem deser, aby nieco osłodzić sobie dzień. - palcem wskazała na swój stolik, po czym wolnym krokiem ruszyła w jego stronę ciągle się oglądając. Tak jakby bała się, że nieznajoma nagle ucieknie. - Jesteś może stąd? Mieszkam w okolicy od niedawna i niewiele o tym wszystkim wiem. - skrzywiła się niechętnie przyznając. - Jedyne miejsca jakie znam, to dom, przyszła szkoła i właśnie lotnisko. Jakoś ciężko się tu zaaklimatyzować będąc zupełnie samemu, a do szkoły, poznania nowych ludzi z klasy jeszcze daleka droga.
Usiadła na swoim wcześniejszym miejscu, łapiąc przy tym za widelczyk i bawiąc się nim w cieście; skupiła na tym wzrok, jednakże słowa wciąż kierowała do nieznajomej. - Nie życzę Ci, żebyś kiedykolwiek przeżywała coś podobnego. Całymi dniami leżę na brzuchu i nie wiem co mam ze sobą zrobić. Już nawet podałam swój numer telefonu na publicznych stronach, aby ktoś z okolicy wyszedł ze mną na spacer! Poznawanie w ten sposób ludzi jest w małym stopniu niebezpieczne, ale jakie fascynujące! - spojrzała na nieznajomą i uśmiechnęła się do niej, patrząc jej przy tym głęboko w oczy, jakby czegoś w nich szukała. - Swoją drogą, jestem Alice. A Ty?
W pierwszej chwili tylko przewróciła oczami, a na jej usta wpłynął rozbawiony grymas. Ta dziewczyna była naprawdę gadatliwa i chyba nie miała żadnych oporów, aby zasypywać nieznajomych masą różnych informacji.
- No tak, byłoby. Ale i tak ciekawsze i przede wszystkim ważniejsze zachowuję w głowie. – wyjaśniła, bo jednak nie przykładała aż tak wielkiej wagi do tego małego urządzenia, które coraz rzadziej służyło do dzwonienia. – Niech Ci już będzie. Widzę, że jesteś strasznie uparta w tej kwestii. – zauważyła, śmiejąc się przy tym cicho, po czym zmrużyła delikatnie powieki w zastanowieniu. – W takim razie zróbmy sobie zdjęcie. No wiesz, na pamiątkę. Jakbyś przypadkiem zapomniała, że mnie spotkałaś. – zaproponowała, będąc ciekawa, co na to nowo poznana, osobiście uznając, że to całkiem w porządku pomysł. I to nie dlatego, że sama była jego autorem. Po prostu miło by było mieć zdjęcie z kimś, kto przed chwilą uratował twój tyłek.
Spojrzała we wskazanym kierunku, odnajdując bez problemu stolik, przy którym siedziała dziewczyna, a potem ruszyła za nią i usiadła na krześle obok, stawiając swojego szejka na stoliku.
- Tak, przeprowadziłam się tu za dzieciaka, więc mogę powiedzieć, że czuję się jak u siebie. – odpowiedziała, zaraz jednak marszcząc brwi. – Nie masz czego się obawiać. Nadejdzie rok szkolny, poznasz nowe osoby i wszystko się zmieni. Daj temu trochę czasu. – westchnęła i położyła dłoń na jej ramieniu, który chwilę pogładziła, zanim zabrała rękę do siebie.
- Gdzie tak właściwie będziesz chodziła do szkoły? Może trafimy na siebie. – uśmiechnęła się serdecznie w jej kierunku, faktycznie zastanawiając czy nie ma przypadkiem do czynienia z kimś, kogo może będzie witać od września na szkolnym korytarzu. Co prawda rzadko kiedy oddaje się wtedy rozmowom, woląc zdecydowanie książki, ale zawsze mieć kolejną znajomą twarz w swoim otoczeniu. To tylko dodaje pewności siebie.
- Hmm.. Widzisz, i tyle Ci z tego wyszło. Poznałaś kogoś zupełnie przypadkiem. – skwitowała jej wywód, sięgając po swój napój i upijając kilka kolejnych łyków, zaraz potem postanawiając trochę w nim zamieszać słomką.
- Przy okazji, jestem Brenda. – przedstawiła się i wyciągnęła dłoń w jej kierunku, chcąc wreszcie zacząć iść znajomość należycie. Głupio byłoby nie wiedzieć jak ma na imię i dalej prowadzić z nią zawziętą rozmowę.
- No tak, byłoby. Ale i tak ciekawsze i przede wszystkim ważniejsze zachowuję w głowie. – wyjaśniła, bo jednak nie przykładała aż tak wielkiej wagi do tego małego urządzenia, które coraz rzadziej służyło do dzwonienia. – Niech Ci już będzie. Widzę, że jesteś strasznie uparta w tej kwestii. – zauważyła, śmiejąc się przy tym cicho, po czym zmrużyła delikatnie powieki w zastanowieniu. – W takim razie zróbmy sobie zdjęcie. No wiesz, na pamiątkę. Jakbyś przypadkiem zapomniała, że mnie spotkałaś. – zaproponowała, będąc ciekawa, co na to nowo poznana, osobiście uznając, że to całkiem w porządku pomysł. I to nie dlatego, że sama była jego autorem. Po prostu miło by było mieć zdjęcie z kimś, kto przed chwilą uratował twój tyłek.
Spojrzała we wskazanym kierunku, odnajdując bez problemu stolik, przy którym siedziała dziewczyna, a potem ruszyła za nią i usiadła na krześle obok, stawiając swojego szejka na stoliku.
- Tak, przeprowadziłam się tu za dzieciaka, więc mogę powiedzieć, że czuję się jak u siebie. – odpowiedziała, zaraz jednak marszcząc brwi. – Nie masz czego się obawiać. Nadejdzie rok szkolny, poznasz nowe osoby i wszystko się zmieni. Daj temu trochę czasu. – westchnęła i położyła dłoń na jej ramieniu, który chwilę pogładziła, zanim zabrała rękę do siebie.
- Gdzie tak właściwie będziesz chodziła do szkoły? Może trafimy na siebie. – uśmiechnęła się serdecznie w jej kierunku, faktycznie zastanawiając czy nie ma przypadkiem do czynienia z kimś, kogo może będzie witać od września na szkolnym korytarzu. Co prawda rzadko kiedy oddaje się wtedy rozmowom, woląc zdecydowanie książki, ale zawsze mieć kolejną znajomą twarz w swoim otoczeniu. To tylko dodaje pewności siebie.
- Hmm.. Widzisz, i tyle Ci z tego wyszło. Poznałaś kogoś zupełnie przypadkiem. – skwitowała jej wywód, sięgając po swój napój i upijając kilka kolejnych łyków, zaraz potem postanawiając trochę w nim zamieszać słomką.
- Przy okazji, jestem Brenda. – przedstawiła się i wyciągnęła dłoń w jej kierunku, chcąc wreszcie zacząć iść znajomość należycie. Głupio byłoby nie wiedzieć jak ma na imię i dalej prowadzić z nią zawziętą rozmowę.
Spędziła kilka ostatnich, bardzo przyjemnych nocy w New Jersey, robiąc właściwie co jej się żywnie podobało, a co za tym idzie - smarując swoje prace na murach, łapiąc do apartamentu kogo tam popadnie i ogólnie bawiąc się w królową balu. Albo baru. Przecież jak są pieniądze, to trzeba je wykorzystywać. Rok studencki się skończył, można balować.
Podsumowując: najpierw ludzie zabawiają się w Trenton, a potem wracają do domu jakby nigdy nic-... i do tego są spragnieni, a picie w samolocie nie smakuje.
Właśnie dlatego tuż po lądowaniu, Antoinette wrzuciła swój większy bagaż do samochodu kumpla, z którym wybrała się na ten wypad, a następnie ruszyła prosto do lotniskowej restauracji. Nie była jakoś szczególnie zła, a i ceny nie bolały w oczy, tak więc mogła się skusić. Przekroczyła próg lokaliku raźnym krokiem, poprawiając przy okazji swoją podręczną torbę, przepchaną puszkami farb i dokumentami, by zaraz wyciągnąć z niej portfel i podejść do lady. Po co czekać na kelnera, skoro można od razu złożyć zamówienie? Chciała tylko głupiej, mrożonej kawy. Z kokosowym syropem, ma się rozumieć. Przy okazji rzuciła parę sugestywnych spojrzeń w kierunku młodzieńca, który ją obsługiwał, i podrzuciła mu swój numer telefonu w momencie odbierania szklanki napoju.
No. To teraz tylko znaleźć sobie miejsce.
Rozejrzała się po wnętrzu restauracji. Po prawdzie ludzi nie było szczególnie sporo i wolnych stolików pozostawało mnóstwo, ale brak towarzystwa jakoś nie był jej w smak. Mogłaby się przysiąść do tego przystojnego bruneta w kącie, który wyglądał na wyraźnie osamotnionego, ale-... cóż, jej oczy dostrzegły słodką Brendę, a przecież odrzucenie możliwości rozmowy z dobrą koleżanką dla jakiegoś emo typa byłoby zbrodnią. Natychmiast ruszyła w kierunku ich stolika, zachodząc dziewczę od tyłu, uśmiechając się za to konspiracyjnie i mrugając do nieznajomej Alice, przykładając przy okazji palec do ust w czystym, prostym przekazie Spróbuj ją ostrzec to będzie mi smutno.
- No proszę - rzuciła, nachylając się nieco nad uczennicą i przerzucając rękę dzierżącą kawę przez jej ramię. - Już sądziłam, że piękno tego świata zniknęło, a spotykam takie cuda na swojej drodze. No co tam, Brenda? - mruknęła jeszcze zaczepnie, nim uniosła wzrok na obce dziewczę. Była wyraźnie młodsza niż Fitchner, więc ciemnowłosa wątpiła by były znajomymi z klasy. Mogły ewentualnie znać się z samego Riverdale, ale-... zresztą, co ją to w ogóle obchodziło. Grunt, że to małe urocze było małe i urocze. Uśmiechnęła się buńczucznie w kierunku Alice, a tuż po tym odsunęła się w końcu od Brendy tylko po to by zaraz odsunąć sobie wolne krzesło stolika i zasiąść na nim czysto po męsku, zakładając jedną ze stóp na kolano, swoją kawę stawiając na blacie.
- No, to przeszkodziłam wam w czymś? - parsknęła w końcu, bo w sumie wypadałoby w ogóle na początku zapytać czy może się dosiąść, ale przecież jej nie obchodziły żadne zasady dobrego wychowania. Uśmiechnęła się w ten swój krzywy sposób, wodząc wzrokiem od jednej z dziewcząt do drugiej.
Podsumowując: najpierw ludzie zabawiają się w Trenton, a potem wracają do domu jakby nigdy nic-... i do tego są spragnieni, a picie w samolocie nie smakuje.
Właśnie dlatego tuż po lądowaniu, Antoinette wrzuciła swój większy bagaż do samochodu kumpla, z którym wybrała się na ten wypad, a następnie ruszyła prosto do lotniskowej restauracji. Nie była jakoś szczególnie zła, a i ceny nie bolały w oczy, tak więc mogła się skusić. Przekroczyła próg lokaliku raźnym krokiem, poprawiając przy okazji swoją podręczną torbę, przepchaną puszkami farb i dokumentami, by zaraz wyciągnąć z niej portfel i podejść do lady. Po co czekać na kelnera, skoro można od razu złożyć zamówienie? Chciała tylko głupiej, mrożonej kawy. Z kokosowym syropem, ma się rozumieć. Przy okazji rzuciła parę sugestywnych spojrzeń w kierunku młodzieńca, który ją obsługiwał, i podrzuciła mu swój numer telefonu w momencie odbierania szklanki napoju.
No. To teraz tylko znaleźć sobie miejsce.
Rozejrzała się po wnętrzu restauracji. Po prawdzie ludzi nie było szczególnie sporo i wolnych stolików pozostawało mnóstwo, ale brak towarzystwa jakoś nie był jej w smak. Mogłaby się przysiąść do tego przystojnego bruneta w kącie, który wyglądał na wyraźnie osamotnionego, ale-... cóż, jej oczy dostrzegły słodką Brendę, a przecież odrzucenie możliwości rozmowy z dobrą koleżanką dla jakiegoś emo typa byłoby zbrodnią. Natychmiast ruszyła w kierunku ich stolika, zachodząc dziewczę od tyłu, uśmiechając się za to konspiracyjnie i mrugając do nieznajomej Alice, przykładając przy okazji palec do ust w czystym, prostym przekazie Spróbuj ją ostrzec to będzie mi smutno.
- No proszę - rzuciła, nachylając się nieco nad uczennicą i przerzucając rękę dzierżącą kawę przez jej ramię. - Już sądziłam, że piękno tego świata zniknęło, a spotykam takie cuda na swojej drodze. No co tam, Brenda? - mruknęła jeszcze zaczepnie, nim uniosła wzrok na obce dziewczę. Była wyraźnie młodsza niż Fitchner, więc ciemnowłosa wątpiła by były znajomymi z klasy. Mogły ewentualnie znać się z samego Riverdale, ale-... zresztą, co ją to w ogóle obchodziło. Grunt, że to małe urocze było małe i urocze. Uśmiechnęła się buńczucznie w kierunku Alice, a tuż po tym odsunęła się w końcu od Brendy tylko po to by zaraz odsunąć sobie wolne krzesło stolika i zasiąść na nim czysto po męsku, zakładając jedną ze stóp na kolano, swoją kawę stawiając na blacie.
- No, to przeszkodziłam wam w czymś? - parsknęła w końcu, bo w sumie wypadałoby w ogóle na początku zapytać czy może się dosiąść, ale przecież jej nie obchodziły żadne zasady dobrego wychowania. Uśmiechnęła się w ten swój krzywy sposób, wodząc wzrokiem od jednej z dziewcząt do drugiej.
- Uszczypnęła się, jakby nie dowierzała w to, co przed chwilą usłyszała z ust nowo poznanej. Po uświadomieniu sobie, że wcale nie śpi, ponownie się szeroko wytrzeszczyła. Wspólne zdjęcie? Chyba nigdy w życiu nie zdarzyło jej się zrobić je sobie z osobą, którą ledwo co poznała i to przypadkiem!
- To świetny pomysł! - już zamierzała wstać z miejsca w celu przesiadki obok koleżanki, jednakże zauważyła ciemnowłosą dziewczynę kręcącą się przy barze. Zapatrzyła się na obcą chwilkę. Sprawiała wrażenie takiej, którą Ali bałaby się dotknąć, aby przypadkiem nie oberwać, ale przecież właśnie tacy groźni ludzie zawsze mieli najwięcej ciekawych historii do opowiedzenia. Panienka Madder dostrzegła czarnowłosej; coś z nich wystawało. Wyostrzyła bardziej wzrok, dostrzegła torbę z farbami.
- Patrz! Typowa chuliganka. Nie dosyć, że boisz się od samego patrzenia, to jeszcze maluje farbami po publicznych murach, co jest nielegalne. - wyburczała pod nosem, nie spuszczając wzroku z obcej.
Nagle ta odwróciła się w jej stronę i ruszyła prosto w jej kierunku. Ali wytrzeszczyła oczy i o mało nie zrobiła w gacie ze strachu, że ciemnowłosa usłyszała to, co ona powiedziała. To były ułamki sekund. Branda nawet nie zdążyła odwrócić się aby sprawdzić o kim Alice mówi, kiedy to kobieta w bokserce zaczepiła ją i zaczęła do niej zagadywać. O boże! Ludzie! Ona się tu przysiada! Madder tak zszokowało to, że dziewczyny się znają, że na chwile zabrakło jej języka w gębie. Miała nadzieje, że Bren nic nie wspomni o tym, co usłyszała. Ali nie miała żadnych siniaków i nie chciałaby tego w żaden sposób zmieniać. Ciekawe jak bardzo boli oberwanie taką puszczą farby. Przegryzła nerwowo wargę, po czym przypomniała sobie o pytaniu, które przed chwilą zadała jej Bren.
- Wujek zapisał mnie do Riverdale. To zdecydowanie najciekawsza szkoła tutaj. Dopiero we wrześniu rozpoczynam swój pierwszy rok. - powiedziała szybko.
Spuściła wzrok w dół, odliczyła do pięciu aby nieco się uspokoić, po czym uniosła dumnie głowę.
- Cześć, jestem Alice. Umówiłyście się na wspólne spotkanie tutaj? Skąd się znacie? - niepewnie spojrzała w kierunku ciemnowłosej. Wątpiła w to, że dziewczyna usłyszała zdanie o chuligaństwie, jednakże była ciekawa, czy Bren później jej wyszepcze owe do ucha. A może lepiej by było, gdyby powiedziała o tym teraz głośno? Albo przekręcić to w żart? Swoim gadulstwem potrafiła wymknąć się z każdej sytuacji. Rany! Jakże ona nie chciałaby mieć problemów, ale zawsze sama się o nie prosi.
- Właśnie miałyśmy zrobić sobie wspólne zdjęcie na pamiątkę. Chcesz się przyłączyć? Właściwie aktualnie też jesteś częścią wspomnienia z dzisiejszego dnia. - spytała nieśmiało, obserwując bacznie reakcję nowej.
Uśmiechnęła się z zadowoleniem, widząc, że pomysł się przyjął. Mimowolnie poprawiła się na krześle i zgarnęła blond włosy do przodu, przeczesując je niedbale palcami. Nie musiała co prawda wyglądać idealnie, bo na zdjęciu i tak wyjdzie jak zwykle dobrze, ale wypadałoby chociaż odrobinkę się ogarnąć. Nawet nie miała pojęcia jak w tej chwili wygląda, ale kto właściwie by się tym przejmował.
Nie umknęło jej uwadze to, że dziewczyna skupiła się na czymś innym, na co tylko zmarszczyła odrobinę czoło, a potem je odrobinę wygładziła wraz z uniesieniem jednej z brwi. Opis osoby, o której brunetka mówiła brzmiał bardzo znajomo i była ciekawa czy przypadkiem intuicja jej nie zawodzi. Zanim jednak zdecydowała się obrócić i odszukać wspomnianej chuliganki, poczuła na sobie ciężar obcej ręki. Nagle dopadło ją srogie rozbawienie, możliwe, że spowodowane głównie poprzednimi słowami nowo poznanej.
- A jaka miła ta chuliganka. – zauważyła, po czym spojrzała na znajomą i sięgnęła do jej karku, aby móc bez problemu przyciągnąć ją bliżej i złożyć lekki pocałunek na jej poliku. – Widzisz, dobrze, że lubię trafiać na Ciebie przypadkowo. Co byś beze mnie inaczej zrobiła? – odparła, posyłając Lowry jeden z tych swoich uroczych uśmieszków, zanim znów skupiła swoją uwagę na młodszej.
- Ah, jak dobrze się składa. Też chodzę do Riverdale, do czwartej klasy. W razie problemów zawsze możesz do mnie zagadać, chociaż nie wiem czy jestem odpowiednią osobą. – zaśmiała się, będąc pilną uczennicą, ale była w stanie wymienić minimum pięć osób, które lepiej poradziłyby sobie z wprowadzeniem dziewczyny w progi szkoły.
- Przeszkodziłaś mi w poderwaniu tej uroczej damy. Chcesz mnie uprzedzić? – rzuciła w kierunku Ashanti, puszczając jej przy okazji oczko, bo przecież tylko żartowała, ale była również ciekawa reakcji Alice.
- Zupełnie przypadkiem. I w sumie zupełnie przypadkiem też się poznałyśmy. – postanowiła odpowiedzieć pierwsza, choć jeśli starsza brunetka chciała dość dodać, to mogła to śmiało zrobić. Brenda nie słynęła z opowiadania o sobie i o swoim życiu, nawet w gronie znajomych. W dodatku ciekawość innych czasem potrafiła być irytująca.
Spojrzała pytająco na graficiarkę, słysząc pytanie młodszej koleżanki, zastanawiając się czy przystanie na tę propozycję, czy może jednak odmówi i nie zrobi sobie z nimi jakiegoś śmiesznego zdjęcia. Czy coś.
Nie umknęło jej uwadze to, że dziewczyna skupiła się na czymś innym, na co tylko zmarszczyła odrobinę czoło, a potem je odrobinę wygładziła wraz z uniesieniem jednej z brwi. Opis osoby, o której brunetka mówiła brzmiał bardzo znajomo i była ciekawa czy przypadkiem intuicja jej nie zawodzi. Zanim jednak zdecydowała się obrócić i odszukać wspomnianej chuliganki, poczuła na sobie ciężar obcej ręki. Nagle dopadło ją srogie rozbawienie, możliwe, że spowodowane głównie poprzednimi słowami nowo poznanej.
- A jaka miła ta chuliganka. – zauważyła, po czym spojrzała na znajomą i sięgnęła do jej karku, aby móc bez problemu przyciągnąć ją bliżej i złożyć lekki pocałunek na jej poliku. – Widzisz, dobrze, że lubię trafiać na Ciebie przypadkowo. Co byś beze mnie inaczej zrobiła? – odparła, posyłając Lowry jeden z tych swoich uroczych uśmieszków, zanim znów skupiła swoją uwagę na młodszej.
- Ah, jak dobrze się składa. Też chodzę do Riverdale, do czwartej klasy. W razie problemów zawsze możesz do mnie zagadać, chociaż nie wiem czy jestem odpowiednią osobą. – zaśmiała się, będąc pilną uczennicą, ale była w stanie wymienić minimum pięć osób, które lepiej poradziłyby sobie z wprowadzeniem dziewczyny w progi szkoły.
- Przeszkodziłaś mi w poderwaniu tej uroczej damy. Chcesz mnie uprzedzić? – rzuciła w kierunku Ashanti, puszczając jej przy okazji oczko, bo przecież tylko żartowała, ale była również ciekawa reakcji Alice.
- Zupełnie przypadkiem. I w sumie zupełnie przypadkiem też się poznałyśmy. – postanowiła odpowiedzieć pierwsza, choć jeśli starsza brunetka chciała dość dodać, to mogła to śmiało zrobić. Brenda nie słynęła z opowiadania o sobie i o swoim życiu, nawet w gronie znajomych. W dodatku ciekawość innych czasem potrafiła być irytująca.
Spojrzała pytająco na graficiarkę, słysząc pytanie młodszej koleżanki, zastanawiając się czy przystanie na tę propozycję, czy może jednak odmówi i nie zrobi sobie z nimi jakiegoś śmiesznego zdjęcia. Czy coś.
Po prawdzie nie rozumiała tej nagłej zmiany mimiki u nieznajomej kruszynki, ale może po prostu nie zrozumiała przekazu gestu jaki posłała jej Ashanti. No dobra, brzmiało głupio, ale czym innym mogłoby to być spowodowane? Chyba nie wyglądała aż tak strasznie, co?
Albo i wyglądała, co skutecznie potwierdziło określenie jakim powitała ją jasnowłosa.
- Chuliganka? - Lowry wydęła wargi na krótką chwilę, jakby w udawanej obrazie na to określenie kierowane w jej stronę. Ona? Chuliganką? - Wypraszam sobie, jestem artystką uliczną. Trochę naginam prawo, ale nic poza tym - wzruszyła lekko barkami, uśmiechając się półgębkiem, gdy tylko uczuła dotyk warg Brendy na swojej twarzy. No. Takie powitanie to ona rozumiała.
Czyli jednak prawie wszyscy, których napotykała na swojej drodze, chodzili do tej samej szkoły, którą ona skończyła ledwie rok temu. Roześmiała się nawet z cicha na słowa Brendy, a kiedy spytała o uprzedzenie jej w podrywie, upiła łyk mrożonej kawy i zerknęła na nią spod rzęs.
- To chyba oczywiste - stwierdziła krótko, opierając się łokciami o stolik. - Skończyłam Riverdale, więc wiem jak wartościowe i urocze osóbki chodzą do tej szkoły. Jak wy dwie na przykład. To jasne, że nie odpuszczę takiej okazji na podryw - pokiwała głową, chcąc dodać powagi swojej wypowiedzi, ale już po chwili wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu i zaśmiała się krótko, psując cały podstęp. A ponoć była taką świetną aktorką.
- Możesz mi mówić Ashanti. Nie planowałam tu w sumie nikogo konkretnego spotkać, ale to miła niespodzianka - odparła, przedstawiając swoją wersję wydarzeń i zgrabnie pomijając przekazanie informacji o swoim prawdziwym imieniu. Nie pasowało do jej buntowniczego image'u. - A poznałyśmy się, bo po prostu byłam w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze. Choć wcześniej kojarzyłam twarz Brendy ze szkoły.
Ale kto by tam się przejmował losowymi osobami z Riverdale. Na pytanie ze strony przyszłej pierwszoklasistki z kolei uśmiechnęła się szeroko i kiwnęła ochoczo głową. Halo. Zdjęcie. Mały kadr. Trzeba się przysunąć. Można połapać parę tyłków.
- Jeśli nie przeszkadza ci, że będziesz miała zdjęcie z chuliganką, to... - odezwała się zaczepnie i przesunęła swoje krzesło nieco bliżej obydwu dziewcząt - ...to i tak nie. Porywam tę pannę, mała.
Zerwała się z krzesła tak szybko jak tylko się dało, ciągnąc za sobą Brendę i lecąc z nią do wyjścia. Bo tak. Bo mogła. I co z tego, że połów się nie udał.
zt + Brendeł.
Albo i wyglądała, co skutecznie potwierdziło określenie jakim powitała ją jasnowłosa.
- Chuliganka? - Lowry wydęła wargi na krótką chwilę, jakby w udawanej obrazie na to określenie kierowane w jej stronę. Ona? Chuliganką? - Wypraszam sobie, jestem artystką uliczną. Trochę naginam prawo, ale nic poza tym - wzruszyła lekko barkami, uśmiechając się półgębkiem, gdy tylko uczuła dotyk warg Brendy na swojej twarzy. No. Takie powitanie to ona rozumiała.
Czyli jednak prawie wszyscy, których napotykała na swojej drodze, chodzili do tej samej szkoły, którą ona skończyła ledwie rok temu. Roześmiała się nawet z cicha na słowa Brendy, a kiedy spytała o uprzedzenie jej w podrywie, upiła łyk mrożonej kawy i zerknęła na nią spod rzęs.
- To chyba oczywiste - stwierdziła krótko, opierając się łokciami o stolik. - Skończyłam Riverdale, więc wiem jak wartościowe i urocze osóbki chodzą do tej szkoły. Jak wy dwie na przykład. To jasne, że nie odpuszczę takiej okazji na podryw - pokiwała głową, chcąc dodać powagi swojej wypowiedzi, ale już po chwili wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu i zaśmiała się krótko, psując cały podstęp. A ponoć była taką świetną aktorką.
- Możesz mi mówić Ashanti. Nie planowałam tu w sumie nikogo konkretnego spotkać, ale to miła niespodzianka - odparła, przedstawiając swoją wersję wydarzeń i zgrabnie pomijając przekazanie informacji o swoim prawdziwym imieniu. Nie pasowało do jej buntowniczego image'u. - A poznałyśmy się, bo po prostu byłam w odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze. Choć wcześniej kojarzyłam twarz Brendy ze szkoły.
Ale kto by tam się przejmował losowymi osobami z Riverdale. Na pytanie ze strony przyszłej pierwszoklasistki z kolei uśmiechnęła się szeroko i kiwnęła ochoczo głową. Halo. Zdjęcie. Mały kadr. Trzeba się przysunąć. Można połapać parę tyłków.
- Jeśli nie przeszkadza ci, że będziesz miała zdjęcie z chuliganką, to... - odezwała się zaczepnie i przesunęła swoje krzesło nieco bliżej obydwu dziewcząt - ...to i tak nie. Porywam tę pannę, mała.
Zerwała się z krzesła tak szybko jak tylko się dało, ciągnąc za sobą Brendę i lecąc z nią do wyjścia. Bo tak. Bo mogła. I co z tego, że połów się nie udał.
zt + Brendeł.
Usiadł na siedzeniu z tyłu bez protestowania, oglądał zdjęcia i z chęcią słuchał o tym, kiedy powstały i jaka była związana z nimi historia. Zadał parę pytań, w tym czemu i skąd ktoś taki ma psa, czy to ten umorusany szczeniak ze zdjęć, czemu lubi psy i jak Pierożkowi się mieszka z nim w Rosji oraz jak zniósł tak daleką podróż. Był zaciekawiony i słuchał uważnie, chcąc zapamiętać jak najwięcej i w razie czego przyłapać znajomego na kłamstwie. Cały czas bał się, że zostanie oszukany albo że Dragan zacznie mówić tylko część prawdy, aby zachować niewygodne fakty dla siebie.
Kiedy dojechali na miejsce, Charles pokazał Garikowi kawiarnię, w której będzie czekać. Zamówił dla siebie kawę, a dla towarzysza kanapkę, którą położył na brzegu stolika naprzeciwko siebie. Czekał. Zdawał sobie sprawę, że mężczyzny może nie być dłuższą chwilę, ale też uznał, że za długo czekać nie będzie. Nie chciał wyjść na kretyna, który czekał parę godzin na kogoś, kto po prostu nie wrócił i uciekł, kiedy miał do tego dobrą okazję. Z drugiej strony... ech, czy on nie był zbyt podejrzliwy? To się dopiero okaże, wolał dmuchać na zimne niż się sparzyć.
Kiedy dojechali na miejsce, Charles pokazał Garikowi kawiarnię, w której będzie czekać. Zamówił dla siebie kawę, a dla towarzysza kanapkę, którą położył na brzegu stolika naprzeciwko siebie. Czekał. Zdawał sobie sprawę, że mężczyzny może nie być dłuższą chwilę, ale też uznał, że za długo czekać nie będzie. Nie chciał wyjść na kretyna, który czekał parę godzin na kogoś, kto po prostu nie wrócił i uciekł, kiedy miał do tego dobrą okazję. Z drugiej strony... ech, czy on nie był zbyt podejrzliwy? To się dopiero okaże, wolał dmuchać na zimne niż się sparzyć.
Zdawało mu się, że ten wątek nie będzie szczególnie drażliwy, dlatego opowiedział jak Charles wyciągnął sabaczkę, jak razem pojechali do weterynarza, jak to było z pierwszym kąpaniem go i spacerem. Porównał szczeniaka sprzed pół roku do teraźniejszego. Teraźniejszej kupy futra, przepełnionej miłością, adhd i złośliwością. Dlaczego miał psa? Zawsze o nim marzył. W końcu, ktoś pokocha go i nie zostawi. Wierny towarzysz Pierożek, w Rosji wychodzi na pierwszy plan. Nikt nie widzi właściciela, jest tylko pies. Ten dumny z siebie, jak prawdziwy Ruski. Szorujący długim ogonem po ziemi, na smyczy w połowie zrobionej z łańcucha… Ech, jak dobrze, że znajomy co kilka godzin wysyła mu zdjęcia zwierzaka. Właściciel prędzej dostałby zawału, niż oddał go nieznajomemu psiemu hotelarzowi. Komuś, kto nie wyśle sprawozdania czy wszystko w porządku z jego pupilem.
Da… Ten pies go zmienił. Czy na lepsze?
Na lotnisku pierwsze co, poprosił Charlesa, aby ten wskazał mu gdzie będzie czekał. Niech tam usiądzie i zamówi sobie kawę, sam w tym czasie zdąży nadać bagaż. Wczoraj zostawił go w jednej z szafek. Niestety nie mógł go wcześniej wysłać do Rosji czy zwyczajnie zostawić w Londynie… „Paczka” ma być do północy w Moskwie.
Wrócił do niego po piętnastu minutach. Przybiegł i usiadł po przeciwnej stronie. Zaważył kanapkę i kiedy dowiedział się, że jest dla niego, powoli ją rozpakował i za jednym gryzem pochłonął połowę.
- Boguuu, Charles, nie chcę cię zostawiać! – zawołał kiedy w końcu przełknął – Pisz do mnie jak coś będzie się działo, a nawet jak nic nie będzie się działo! Pisz do mnie wszystko co chcesz, a ja spróbuję systematycznie opisywać ci co kiedy i jak się działo. Myślę, że potwierdzenie znajdziesz w zdjęciach.
Da… Ten pies go zmienił. Czy na lepsze?
Na lotnisku pierwsze co, poprosił Charlesa, aby ten wskazał mu gdzie będzie czekał. Niech tam usiądzie i zamówi sobie kawę, sam w tym czasie zdąży nadać bagaż. Wczoraj zostawił go w jednej z szafek. Niestety nie mógł go wcześniej wysłać do Rosji czy zwyczajnie zostawić w Londynie… „Paczka” ma być do północy w Moskwie.
Wrócił do niego po piętnastu minutach. Przybiegł i usiadł po przeciwnej stronie. Zaważył kanapkę i kiedy dowiedział się, że jest dla niego, powoli ją rozpakował i za jednym gryzem pochłonął połowę.
- Boguuu, Charles, nie chcę cię zostawiać! – zawołał kiedy w końcu przełknął – Pisz do mnie jak coś będzie się działo, a nawet jak nic nie będzie się działo! Pisz do mnie wszystko co chcesz, a ja spróbuję systematycznie opisywać ci co kiedy i jak się działo. Myślę, że potwierdzenie znajdziesz w zdjęciach.
Uśmiechnął się z poczuciem ulgi, gdy zobaczył, że znajomy wraca. A jednak. Szybko pokiwał głową. Pewnie, będzie pisać. Mówił prawdę, zamierzał utrzymywać kontakt z Draganem – i to nie tylko dlatego, że jest on wielką bazą danych na temat tego, co fotograf zapomniał. Chciał na nowo poznać tego mężczyznę, po prostu. Napisał coś szybko i podał mu telefon.
Czy wiesz, kiedy będziemy mogli znów się spotkać?
Czy wiesz, kiedy będziemy mogli znów się spotkać?
Odebrał telefon i zastanowił się. Kiedy będzie mógł znowu wyrwać się za granicę? Do niego…
- Chciałbym jak najszybciej, ale nie wszystko tu jest zależne ode mnie. Moje szefostwo i tak pozwala mi na dużo, ale nie mogę tego za bardzo… Wykorzystywać… Jeśli poczujesz się lepiej i zechcesz się spotkać wcześniej… Wiesz, wyślę ci zaproszenie do Rosji i znowu się zobaczymy. W Petersburgu albo Moskwie, jak chcesz. – złapał za jego dłoń i przyciągnął ją sobie do policzka. Oparł się o nią i uśmiechnął. – Cieszę się, że znowu mogłem cię zobaczyć. – ukradkiem spojrzał na zegar… To już czas. Ucałował mu palce i powoli wstał. Założył kurtkę na siebie i… Cholera… Trzeba go zostawić… Nie, nie, nie, nie, jeszcze nie teraz, blyat!
- Chciałbym jak najszybciej, ale nie wszystko tu jest zależne ode mnie. Moje szefostwo i tak pozwala mi na dużo, ale nie mogę tego za bardzo… Wykorzystywać… Jeśli poczujesz się lepiej i zechcesz się spotkać wcześniej… Wiesz, wyślę ci zaproszenie do Rosji i znowu się zobaczymy. W Petersburgu albo Moskwie, jak chcesz. – złapał za jego dłoń i przyciągnął ją sobie do policzka. Oparł się o nią i uśmiechnął. – Cieszę się, że znowu mogłem cię zobaczyć. – ukradkiem spojrzał na zegar… To już czas. Ucałował mu palce i powoli wstał. Założył kurtkę na siebie i… Cholera… Trzeba go zostawić… Nie, nie, nie, nie, jeszcze nie teraz, blyat!
Pokiwał głową i uśmiechnął się łagodnie. Nie ma sprawy. Pewnie nie szybko będzie w stanie wsiąść na pokład samolotu. I nie chodziło tu nawet o jego stan fizyczny, po prostu samoloty... od niedawna zaczęły go przerażać, ale oczywiście nie zamierzał się przyznawać.
Kiedy Garik chwycił jego dłoń, Charles objął nią jego policzek i pogłaskał kciukiem. Cały czas blado się uśmiechał, nawet wtedy, gdy wstał razem ze znajomym i bez większego zawahania przygarnął go do siebie i przytulił prawie że po ojcowsku. Puścił go po jakimś czasie i jeszcze dotknął jego ramienia w pokrzepiającym geście. Cofnął się, pozwalając mężczyźnie swobodnie odejść.
Kiedy Garik chwycił jego dłoń, Charles objął nią jego policzek i pogłaskał kciukiem. Cały czas blado się uśmiechał, nawet wtedy, gdy wstał razem ze znajomym i bez większego zawahania przygarnął go do siebie i przytulił prawie że po ojcowsku. Puścił go po jakimś czasie i jeszcze dotknął jego ramienia w pokrzepiającym geście. Cofnął się, pozwalając mężczyźnie swobodnie odejść.
Mało było momentów, w których Charles się do niego przytulał. Zwykle nieco to na nim… Wymuszał. Teraz widocznie też. Przytulił go i pocałował bok głowy.
Wybacz mi, że muszę cię zostawić.
Puścił go i krzywo uśmiechnął na gest. Chyba nie taki był dla niego teraz najodpowiedniejszy, ale nie skomentował tego. To już nieważne...
- Wracaj do domu, wyśpij się w końcu… Ogarnij zdrowie. Będę czekał na wiadomości od ciebie. – westchnął i już zamierzał się odwrócić, ale… - Cyka blyat! – syknął i pociągnął go za nadgarstek do siebie. Pocałował go delikatnie, dwa razy i powoli odsunął – Uważaj na siebie. Proszę. - uśmiechnął się smutno i powoli puścił - До встречи. – pomachał mu palcami i szybkim krokiem udał się na odprawę.
Kurrwa… Czemu to zawsze musi tak boleć…
Wybacz mi, że muszę cię zostawić.
Puścił go i krzywo uśmiechnął na gest. Chyba nie taki był dla niego teraz najodpowiedniejszy, ale nie skomentował tego. To już nieważne...
- Wracaj do domu, wyśpij się w końcu… Ogarnij zdrowie. Będę czekał na wiadomości od ciebie. – westchnął i już zamierzał się odwrócić, ale… - Cyka blyat! – syknął i pociągnął go za nadgarstek do siebie. Pocałował go delikatnie, dwa razy i powoli odsunął – Uważaj na siebie. Proszę. - uśmiechnął się smutno i powoli puścił - До встречи. – pomachał mu palcami i szybkim krokiem udał się na odprawę.
Kurrwa… Czemu to zawsze musi tak boleć…
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach