▲▼
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
First topic message reminder :
Zrobię tu jakiś opis, ale na pewno mają super zawalony garaż, lol.
Na razie jest temat.
Na razie jest temat.
— Mówisz, że nie masz nic do ukrycia?
Przesunął wzrokiem po pomieszczeniu, wypatrując czegoś, co nie powinno dostać się w ręce przyjaciela.
— Nie. Wszystko ukrywam w pokoju Iana. Wiesz, jeśli rodzice coś znajdą, to nie ja będę musiał się tłumaczyć.
Nie żeby faktycznie potrzebował cokolwiek chować przed oczami innych. No może kurz pod łóżkiem, ale ten sam świetnie się maskował.
Upił kolejny łyk, wsłuchując się w słowa chłopaka. Pamiętam matkę Ilya, choć jej obraz w pamięci nie był zbyt dokładny. Od czasu wyjazdu Russellów, Ivo kontaktował się prawie jedynie z przyjacielem, a nie z jego rodzicami.
— Pfff, no jasne, jak zwykle nasza wina! Jak my nawet nie wiedzieliśmy, że wracasz! — prychnął, przysłaniając uśmiech kubkiem. — Jakby znudziło ci się mieszkanie w akademiku, zawsze możesz przybywać tutaj. Nie mamy dodatkowego pokoju, ale Ian albo ja możemy cię ugościć. Myślę, że ani mama, ani tata nie będą mieli nic przeciwko. Mama pewnie jeszcze by skakał wokół ciebie i podsuwała jedzenie.
Z pewnością pani Nixon nie mogłaby usiedzieć na miejscu, gdyby Ilya przychodził do nich częściej. Ivo obawiał się jedynie tego, żeby mogłaby zacząć wyszukiwać coraz to nowsze przepisy, żeby pokazać się z jak najlepszej strony.
Ciche pukanie do drzwi na chwilę odwróciło uwagę blondyna od Russella, kierując ją na Lillian, która weszła do pokoju, nawet nie czekając na pozwolenie syna.
— Przyjechał dostawca z jedzeniem, więc pomyślałam, że je wam przyniosę, zamiast was wołać — powiedziała, stawiając siatkę z opakowaniami na biurku. — Ivo, ile razy mam cię prosić, żebyś zrobił tutaj porządek. Nie wstyd ci zapraszać Ilyę do takiego bałaganu? — Przejechała palcem po blacie, krzywiąc się, jakby dotykała jakiejś obleśnej mazi.
— Przecież mam porządek — burknął.
— Jak do końca tygodnia nie posprzątasz, to przez kolejny miesiąc będziesz jadł moją zapiekankę.
Litości...
— Niedługo są walentynki i będą sprzedawać te pyszne ciasteczka, ale niestety nie mogę wtedy iść. Pójdziesz je kupić.
— Nie wybieram się tam. Ale może popr-- — urwał w pół słowa, uświadamiając sobie, co chciał powiedzieć. Odchrząknął i napił się kakao, tym samym zdobywając te kilka cennych sekund na zastanowienie się. Cholera, prawie wpakował Iana w kłopoty, a mimo że bardzo chciał się na nim odegrać za rozpowiadanie o wyimaginowanej dziewczynie, to nie mógł przecież puścić pary ust w sprawie Rene. Tym bardziej że nawet nie wiedział, czy w ogóle brat zdoła przekonać rudzielca do siebie na tyle, żeby zaciągnąć go na imprezę zorganizowaną z okazji dnia zakochanych. — Dobra, w sumie to mogę się przejść i kupić.
— Doskonale! Potem dam ci pieniądze.
Ivo odprowadził matkę wzrokiem, wzdychając cicho, kiedy drzwi zamknęły się za nią. Wcale nie miał ochoty przepychać się przez tłum zapatrzonych w siebie zakochanych parek.
— Umrę, jak tam pójdę, ale czego się nie robi dla ciastek... — mruknął i dopił resztę napoju. Pochylił się, by postawić kubek na stoliku nocnym. — Podasz mi jedzenie? — zapytał, wpatrując się w przyjaciela.
Przesunął wzrokiem po pomieszczeniu, wypatrując czegoś, co nie powinno dostać się w ręce przyjaciela.
— Nie. Wszystko ukrywam w pokoju Iana. Wiesz, jeśli rodzice coś znajdą, to nie ja będę musiał się tłumaczyć.
Nie żeby faktycznie potrzebował cokolwiek chować przed oczami innych. No może kurz pod łóżkiem, ale ten sam świetnie się maskował.
Upił kolejny łyk, wsłuchując się w słowa chłopaka. Pamiętam matkę Ilya, choć jej obraz w pamięci nie był zbyt dokładny. Od czasu wyjazdu Russellów, Ivo kontaktował się prawie jedynie z przyjacielem, a nie z jego rodzicami.
— Pfff, no jasne, jak zwykle nasza wina! Jak my nawet nie wiedzieliśmy, że wracasz! — prychnął, przysłaniając uśmiech kubkiem. — Jakby znudziło ci się mieszkanie w akademiku, zawsze możesz przybywać tutaj. Nie mamy dodatkowego pokoju, ale Ian albo ja możemy cię ugościć. Myślę, że ani mama, ani tata nie będą mieli nic przeciwko. Mama pewnie jeszcze by skakał wokół ciebie i podsuwała jedzenie.
Z pewnością pani Nixon nie mogłaby usiedzieć na miejscu, gdyby Ilya przychodził do nich częściej. Ivo obawiał się jedynie tego, żeby mogłaby zacząć wyszukiwać coraz to nowsze przepisy, żeby pokazać się z jak najlepszej strony.
Ciche pukanie do drzwi na chwilę odwróciło uwagę blondyna od Russella, kierując ją na Lillian, która weszła do pokoju, nawet nie czekając na pozwolenie syna.
— Przyjechał dostawca z jedzeniem, więc pomyślałam, że je wam przyniosę, zamiast was wołać — powiedziała, stawiając siatkę z opakowaniami na biurku. — Ivo, ile razy mam cię prosić, żebyś zrobił tutaj porządek. Nie wstyd ci zapraszać Ilyę do takiego bałaganu? — Przejechała palcem po blacie, krzywiąc się, jakby dotykała jakiejś obleśnej mazi.
— Przecież mam porządek — burknął.
— Jak do końca tygodnia nie posprzątasz, to przez kolejny miesiąc będziesz jadł moją zapiekankę.
Litości...
— Niedługo są walentynki i będą sprzedawać te pyszne ciasteczka, ale niestety nie mogę wtedy iść. Pójdziesz je kupić.
— Nie wybieram się tam. Ale może popr-- — urwał w pół słowa, uświadamiając sobie, co chciał powiedzieć. Odchrząknął i napił się kakao, tym samym zdobywając te kilka cennych sekund na zastanowienie się. Cholera, prawie wpakował Iana w kłopoty, a mimo że bardzo chciał się na nim odegrać za rozpowiadanie o wyimaginowanej dziewczynie, to nie mógł przecież puścić pary ust w sprawie Rene. Tym bardziej że nawet nie wiedział, czy w ogóle brat zdoła przekonać rudzielca do siebie na tyle, żeby zaciągnąć go na imprezę zorganizowaną z okazji dnia zakochanych. — Dobra, w sumie to mogę się przejść i kupić.
— Doskonale! Potem dam ci pieniądze.
Ivo odprowadził matkę wzrokiem, wzdychając cicho, kiedy drzwi zamknęły się za nią. Wcale nie miał ochoty przepychać się przez tłum zapatrzonych w siebie zakochanych parek.
— Umrę, jak tam pójdę, ale czego się nie robi dla ciastek... — mruknął i dopił resztę napoju. Pochylił się, by postawić kubek na stoliku nocnym. — Podasz mi jedzenie? — zapytał, wpatrując się w przyjaciela.
Parsknął cicho słysząc o tych wszystkich sekretach ukrytych w pokoju Iana. Cóż! Takie życie, trzeba umieć się jakoś ustawić. Na szczęście Ian mógł się od tego wszystkiego wymigać.
- Oczywiście, że wasza. Gdyby nie wy, mógłby nie wrócić wcale. Więc musisz teraz żyć z świadomością tego faktu! - Teatralnie rozłożył ręce jakby mówiąc całym sobą "oto jestem, jak sobie teraz z tym poradzisz?" i posłał Ivo lekki uśmiech. - Dzięki, nie chciałem od razu się narzucać, ale chętnie wyląduje u was co jakiś czas. Do tego stopnia, że będziesz mnie miał w końcu dość. - Zaśmiał się i zerknął w stronę drzwi słysząc pukanie do drzwi. Sekundę później stała w nich mama Nixon, trzymając zamówione przez nich jedzenie. Ilya pociągnął lekko nosem wyczuwając już z tej odległości zawartość "przesyłki". Słuchał grzecznie popijając czekoladę wymiany zdań między domownikami. Już dawno przyjął fakt, że nieważne jak byłby wysprzątany pokój, to zawsze będzie w nim bałagan w oczach matki (jakiejkolwiek). Kompletnie nie widział w tym problemu, miał swoje miejsce w nogach łóżka i było mu tu dobrze. Dodatkowo dali mu gorącą czekoladę, a teraz pojawiło się jedzonko. Czego chcieć więcej? Jednak nie zamierzał wtrącać się i bronić przyjaciela. Na tym polu musiał sobie radzić sam!
Pojawiła się kwestia tygodnia zapiekanki na które, Ilya nastawił uszu, a później ciasteczek. Kolejna dobra sprawa. Szczególnie, że tutaj wchodziły w grę jakieś specjalne ciasteczka na specjalne okazje!
Dokończył swoją czekoladę odstawiając kubek na biurko i zabrał z niej pakunek.
- Nie umieraj, ledwo co wróciłem, daj się jeszcze trochę pomęczyć, co?- Podał zamówione jedzonko Ivo, zastanawiając się nad czymś przez chwilę -Potrzebujesz wsparcia? Mogę wyciągnąć stamtąd twoje ciało gdy już umrzesz. Przynajmniej wrócisz do domu.- Wyszczerzył ząbki w jego stronę.
-Nos mówi mi co innego, ale dla pewności spytam: Nie ma tutaj żadnych owoców morza, prawda?
- Oczywiście, że wasza. Gdyby nie wy, mógłby nie wrócić wcale. Więc musisz teraz żyć z świadomością tego faktu! - Teatralnie rozłożył ręce jakby mówiąc całym sobą "oto jestem, jak sobie teraz z tym poradzisz?" i posłał Ivo lekki uśmiech. - Dzięki, nie chciałem od razu się narzucać, ale chętnie wyląduje u was co jakiś czas. Do tego stopnia, że będziesz mnie miał w końcu dość. - Zaśmiał się i zerknął w stronę drzwi słysząc pukanie do drzwi. Sekundę później stała w nich mama Nixon, trzymając zamówione przez nich jedzenie. Ilya pociągnął lekko nosem wyczuwając już z tej odległości zawartość "przesyłki". Słuchał grzecznie popijając czekoladę wymiany zdań między domownikami. Już dawno przyjął fakt, że nieważne jak byłby wysprzątany pokój, to zawsze będzie w nim bałagan w oczach matki (jakiejkolwiek). Kompletnie nie widział w tym problemu, miał swoje miejsce w nogach łóżka i było mu tu dobrze. Dodatkowo dali mu gorącą czekoladę, a teraz pojawiło się jedzonko. Czego chcieć więcej? Jednak nie zamierzał wtrącać się i bronić przyjaciela. Na tym polu musiał sobie radzić sam!
Pojawiła się kwestia tygodnia zapiekanki na które, Ilya nastawił uszu, a później ciasteczek. Kolejna dobra sprawa. Szczególnie, że tutaj wchodziły w grę jakieś specjalne ciasteczka na specjalne okazje!
Dokończył swoją czekoladę odstawiając kubek na biurko i zabrał z niej pakunek.
- Nie umieraj, ledwo co wróciłem, daj się jeszcze trochę pomęczyć, co?- Podał zamówione jedzonko Ivo, zastanawiając się nad czymś przez chwilę -Potrzebujesz wsparcia? Mogę wyciągnąć stamtąd twoje ciało gdy już umrzesz. Przynajmniej wrócisz do domu.- Wyszczerzył ząbki w jego stronę.
-Nos mówi mi co innego, ale dla pewności spytam: Nie ma tutaj żadnych owoców morza, prawda?
Od razu wyciągnął ręce, odbierając od przyjaciela jedzienie. Już sam zapach wydobywający się z pudełka kusił bardziej niż gorąca czekolada, którą Ivo wcześniej zrobił. No ale przecież danie z mięsem zawsze wygrywało ze wszystkim innym.
— Lepiej zrobisz, jak wyciągniesz mnie stamtąd zanim zdążę umrzeć. Nie wiem, jak chciałbyś się wytłumaczyć, gdyby ktoś się zapytał czemu nosisz trupa na imprezie walentynkowej. Więc możesz iść ze mną kupić te ciasteczka.
Może w towarzystwie Ilyi nie czułby się jak ostatni kretyn niepasujący do ogólnego obrazka święta zakochanych. Nie żeby przyszło mu w ogóle do głowy udawanie pary z przyjacielem, bo to przecież byłoby prawie tak jakby próbował wmówić ludziom, że chodzi z własnym bratem, tfu
— Nie ma. Możesz spokojnie jeść — odpowiedział, otwierając swoje pudełko.
Pochwycił widelec, który oczywiście musiał być dodany do zamówienia, bo przecież ludzie zamawiający jedzenie do domu nie dysponują sztućcami.
Po pierwszym kęsie już wiedział, że dobrze wybrał decydując się na opcję dowozu zamiast pójścia do restauracji. W domowych warunkach, gdy można było się wygodnie rozłożyć na łóżku, posiłek smakował jeszcze lepiej.
— Późno się już robi. Do której musisz wrócić do akademika?
Nie znał za bardzo regulaminu obowiązującego uczniów mieszkający na terenie szkoły, ale wcale nie zdziwiłby się, gdyby musieli meldować się w pokojach do określonej godziny, jeśli nie chcieli, żeby nauczyciele wykonali telefon do rodziców radośnie zawiadamiając o tym, że ich dzieci nie przestrzegają zasad.
— Możesz też w sumie nocować tutaj. — Zmierzył przyjaciela oceniającym wzrokiem, uśmiechając się złośliwie. — Znalazłbym jakieś dziecięce ubranka, żebyś mógł się przebrać.
Mimo że Ilya był ledwie parę centymetrów mniejszy, Ivo nie mógł się powstrzymać od złośliwego przytyku. Cóż, rzadko spotykał rówieśników, którzy by go nie przewyższali. Niestety, to on był tym, który musiał często zadzierać głowę, żeby spojrzeć komuś w twarz.
— Lepiej zrobisz, jak wyciągniesz mnie stamtąd zanim zdążę umrzeć. Nie wiem, jak chciałbyś się wytłumaczyć, gdyby ktoś się zapytał czemu nosisz trupa na imprezie walentynkowej. Więc możesz iść ze mną kupić te ciasteczka.
Może w towarzystwie Ilyi nie czułby się jak ostatni kretyn niepasujący do ogólnego obrazka święta zakochanych. Nie żeby przyszło mu w ogóle do głowy udawanie pary z przyjacielem, bo to przecież byłoby prawie tak jakby próbował wmówić ludziom, że chodzi z własnym bratem, tfu
— Nie ma. Możesz spokojnie jeść — odpowiedział, otwierając swoje pudełko.
Pochwycił widelec, który oczywiście musiał być dodany do zamówienia, bo przecież ludzie zamawiający jedzenie do domu nie dysponują sztućcami.
Po pierwszym kęsie już wiedział, że dobrze wybrał decydując się na opcję dowozu zamiast pójścia do restauracji. W domowych warunkach, gdy można było się wygodnie rozłożyć na łóżku, posiłek smakował jeszcze lepiej.
— Późno się już robi. Do której musisz wrócić do akademika?
Nie znał za bardzo regulaminu obowiązującego uczniów mieszkający na terenie szkoły, ale wcale nie zdziwiłby się, gdyby musieli meldować się w pokojach do określonej godziny, jeśli nie chcieli, żeby nauczyciele wykonali telefon do rodziców radośnie zawiadamiając o tym, że ich dzieci nie przestrzegają zasad.
— Możesz też w sumie nocować tutaj. — Zmierzył przyjaciela oceniającym wzrokiem, uśmiechając się złośliwie. — Znalazłbym jakieś dziecięce ubranka, żebyś mógł się przebrać.
Mimo że Ilya był ledwie parę centymetrów mniejszy, Ivo nie mógł się powstrzymać od złośliwego przytyku. Cóż, rzadko spotykał rówieśników, którzy by go nie przewyższali. Niestety, to on był tym, który musiał często zadzierać głowę, żeby spojrzeć komuś w twarz.
Odebrał swoją część część jedzenia, rozsiadł się wygodniej i zaczął dłubać w nim zdobytym widelczykiem. Tak, zamówienie jedzenia było najlepszą decyzją jaką mogli podjąć w tak krótkim czasie.
- To bardzo proste, nawet prostrze niż przenoszenie ciała w zwykły dzień - mruknął po przełknięciu mięsa i wycelował widelcem w przyjaciela. - Są różne fetysze, założę się, że nikt nawet nie zwróciłby na mnie zbytnio uwagi.
Ponownie zamieszał w jedzeniu nabierając kolejną porcję. Znów rozpłynął się, delektując smakiem. Definitywnie nie leżało to obok owoców morza, za co był dozgonnie wdzięczny i tylko kiwnął głową na słowne potwierdzenie Ivo.
Na pytanie o akademik dyplomatycznie... wzruszył ramionami. Czytał coś co musiało być regulaminem, ale nie pamiętał by było wspomniane coś o "godzinie policyjnej", teraz trzeba się zastanowić co byłoby gorsze, spóźnienie się, czy nie pojawienie całkowicie. Nie specjalnie go to obchodziło, ale wygląda na to, że będzie musiał się tym jeszcze raz zainteresować.
Znacie ten moment, gdy gra się spokojnie na gitarze, po czym uderza się źle ostatnią strunę, która wydaje z siebie ostatni dźwięk agonii i milknie. Pozostawiając jeszcze w powietrzu echo swojej śmierci? Po ostatnich słowach Ivo, Ilya zastygł w bezruchu, jedynie co to wbił chłodne spojrzenie w przyjaciela. Zastanawiając się czy plastikowy widelczyk wystarczyłby by do zrobienia mu krzywdy. Jednak jedzenie na kolanach uniemożliwiało nagły zryw i skok. Na spokojnie przełknął to co miał w ustach i westchnął ciężko.
- TO TYLKO KILKA CENTYMETRÓW - warknął i na jego twarzy pojawił się uśmiech, bo tak naprawdę go to trochę rozbawiło. - Dobrze wiedzieć, teraz tylko pytanie na co trzymasz dalej swoje dziecięce ciuszki, skoro nawet nie wiedziałeś, że wracam! Poza tym powinienem w końcu rozpakować rzeczy w akademiku i spróbować odespać trochę podróż. Mam nadzieje, że obudzę się rano...
Ciepło i dobre jedzenie mają to do siebie, że potrafią usypiać, a młody Russell miał trochę nieprzespanych godzin za sobą. Odstawił widelczyk by przeciągnąć się i ziewnąć zasłaniając usta.
- Spacer dobrze mi zrobi, no i będziesz miał mnie z głowy, pewno za kilka minut padłbym niczym trup i nie dobudziłbyś mnie do rana.
- To bardzo proste, nawet prostrze niż przenoszenie ciała w zwykły dzień - mruknął po przełknięciu mięsa i wycelował widelcem w przyjaciela. - Są różne fetysze, założę się, że nikt nawet nie zwróciłby na mnie zbytnio uwagi.
Ponownie zamieszał w jedzeniu nabierając kolejną porcję. Znów rozpłynął się, delektując smakiem. Definitywnie nie leżało to obok owoców morza, za co był dozgonnie wdzięczny i tylko kiwnął głową na słowne potwierdzenie Ivo.
Na pytanie o akademik dyplomatycznie... wzruszył ramionami. Czytał coś co musiało być regulaminem, ale nie pamiętał by było wspomniane coś o "godzinie policyjnej", teraz trzeba się zastanowić co byłoby gorsze, spóźnienie się, czy nie pojawienie całkowicie. Nie specjalnie go to obchodziło, ale wygląda na to, że będzie musiał się tym jeszcze raz zainteresować.
Znacie ten moment, gdy gra się spokojnie na gitarze, po czym uderza się źle ostatnią strunę, która wydaje z siebie ostatni dźwięk agonii i milknie. Pozostawiając jeszcze w powietrzu echo swojej śmierci? Po ostatnich słowach Ivo, Ilya zastygł w bezruchu, jedynie co to wbił chłodne spojrzenie w przyjaciela. Zastanawiając się czy plastikowy widelczyk wystarczyłby by do zrobienia mu krzywdy. Jednak jedzenie na kolanach uniemożliwiało nagły zryw i skok. Na spokojnie przełknął to co miał w ustach i westchnął ciężko.
- TO TYLKO KILKA CENTYMETRÓW - warknął i na jego twarzy pojawił się uśmiech, bo tak naprawdę go to trochę rozbawiło. - Dobrze wiedzieć, teraz tylko pytanie na co trzymasz dalej swoje dziecięce ciuszki, skoro nawet nie wiedziałeś, że wracam! Poza tym powinienem w końcu rozpakować rzeczy w akademiku i spróbować odespać trochę podróż. Mam nadzieje, że obudzę się rano...
Ciepło i dobre jedzenie mają to do siebie, że potrafią usypiać, a młody Russell miał trochę nieprzespanych godzin za sobą. Odstawił widelczyk by przeciągnąć się i ziewnąć zasłaniając usta.
- Spacer dobrze mi zrobi, no i będziesz miał mnie z głowy, pewno za kilka minut padłbym niczym trup i nie dobudziłbyś mnie do rana.
Uniósł brwi, słuchając przyjaciela. Kilka centymetrów? No hej, one przecież robiły dużą różnicę! Ivo mógł się już ubierać w normalnych sklepach, za to Ilya pewnie musiał dalej przebierać w tych przeznaczonych dla dzieci!
— Ja nie trzymam. Mama ma coś pochowane w piwnicy — wyjaśnił, wzruszając ramionami.
Nie wiedział po co matka trzymała dziecięce ubrania, ale pewnie musiało to wynikać z sentymentu. A może planowała kolejne dziecko i dlatego było jej szkoda pozbywać się ciuchów? Na samą myśl o czymś tak absurdalnym, Ivo poczuł nieprzyjemny dreszcz w okolicach karku. W życiu nie chciałby mieć więcej rodzeństwa, a już na pewno nie takiego, które na początku potrafi jedynie wrzeszczeć. Wątpił, żeby rodzice zgodzili się oddać takie dziecko na odchowanie komuś innemu, by wziąć je do domu już jako istotę bardziej rozumną.
— Za bardzo to nie odeśpisz, bo jutro mamy na ósmą zajęcia. Mogę cię nawet obudzić, żebyś nie zaspał.
Ivo sam wstał do szkoły tak późno, jak tylko się dało, przeciągając drzemki do momentu, w którym matka albo Ian postanawiają sami ściągnąć go z łóżka, dlatego nie był idealnym kandydatem do roli budzika, ale przedzwonienie do przyjaciela nie powinno zabrać mu za dużo energii z samego rana. Na szczęście telefon zazwyczaj trzymał przy łóżku, więc nawet nie musiałby specjalnie po niego wstawać.
— Chyba sam położę się spać, gdy pójdziesz. Albo coś obejrzę. Jeszcze nie wiem. Może zasnę przy oglądaniu, o, to w sumie brzmi jak plan.
Też zaczynał się czuć zmęczony, choć pewnie nie tak bardzo jak Ilya. Dałby wiele, żeby nie trzeba było jutro iść do szkoły… Z chęcią przespałby pozostałe dni szkolne i obudził się dopiero w piątek po lekcjach.
— A, jakbyś faktycznie miał jakieś problemy z materiałem, to mów. Może nie jestem najlepszym korepetytorem w mieście, ale jako tako daję radę wytłumaczyć różne rzeczy nawet najbardziej opornym na wiedzę uczniom.
— Ja nie trzymam. Mama ma coś pochowane w piwnicy — wyjaśnił, wzruszając ramionami.
Nie wiedział po co matka trzymała dziecięce ubrania, ale pewnie musiało to wynikać z sentymentu. A może planowała kolejne dziecko i dlatego było jej szkoda pozbywać się ciuchów? Na samą myśl o czymś tak absurdalnym, Ivo poczuł nieprzyjemny dreszcz w okolicach karku. W życiu nie chciałby mieć więcej rodzeństwa, a już na pewno nie takiego, które na początku potrafi jedynie wrzeszczeć. Wątpił, żeby rodzice zgodzili się oddać takie dziecko na odchowanie komuś innemu, by wziąć je do domu już jako istotę bardziej rozumną.
— Za bardzo to nie odeśpisz, bo jutro mamy na ósmą zajęcia. Mogę cię nawet obudzić, żebyś nie zaspał.
Ivo sam wstał do szkoły tak późno, jak tylko się dało, przeciągając drzemki do momentu, w którym matka albo Ian postanawiają sami ściągnąć go z łóżka, dlatego nie był idealnym kandydatem do roli budzika, ale przedzwonienie do przyjaciela nie powinno zabrać mu za dużo energii z samego rana. Na szczęście telefon zazwyczaj trzymał przy łóżku, więc nawet nie musiałby specjalnie po niego wstawać.
— Chyba sam położę się spać, gdy pójdziesz. Albo coś obejrzę. Jeszcze nie wiem. Może zasnę przy oglądaniu, o, to w sumie brzmi jak plan.
Też zaczynał się czuć zmęczony, choć pewnie nie tak bardzo jak Ilya. Dałby wiele, żeby nie trzeba było jutro iść do szkoły… Z chęcią przespałby pozostałe dni szkolne i obudził się dopiero w piątek po lekcjach.
— A, jakbyś faktycznie miał jakieś problemy z materiałem, to mów. Może nie jestem najlepszym korepetytorem w mieście, ale jako tako daję radę wytłumaczyć różne rzeczy nawet najbardziej opornym na wiedzę uczniom.
Pokiwał powoli głową, mama przetrzymuje w piwnicy tak? Sprytna wymówka Ivo, naprawdę sprytna! Jednak Russell nie skomentował tych słów w żaden sposób, niech młody Nixon myśli, że od tak przyjęto wszystkie jego wyjaśnienia!
Zajęcia na ósmą rano były tymi najbardziej ukochanymi w serduszku Ilyi , szczególnie w momencie gdy ma się za sobą podróż, nieprzespaną noc i zmianę czasu. Chłopak tylko czekał, aż jet lag go dopadnie w swoje szpony. Dlatego też na jego twarzy było widać definitywnie co sądził o wstawianiu rano na zajęcia. Jednak jak mus to mus. Obiecał w końcu, że pokaże iż potrafi być samodzielny! A jak! Tylko może nie jutro co?
- Jakbyś mógł to spróbuj proszę, przed zajęciami również Ian zaoferował, że wpadnie zobaczyć czy żyje. Dzięki wam będę miał pewność, że dam radę wyczołgać się z łóżka. - Uśmiechnął się słabo. - Sen zawsze brzmi jak dobry plan.
Wstał i odłożył pudełko po jedzeniu na biurko, z miną męczennika wciągnął na grzbiet mundurek i przerzucił torbę przez ramię.
-Jasne! Mam nadzieje, że nie będę potrzebował za dużo korepetycji, ale chętnie skorzystam z propozycji. No, a teraz kładź się, trafię do wyjścia. Do zobaczenia jutro!- Uniósł rękę by mu pomachać lekko na pożegnanie, ale w połowie ruchu zaczął ziewać, więc drugą musiał zasłonić usta. Zamrugał kilka razy, wymamrotał po rosyjsku pożegnanie i zwinął się z pokoju.
Zręcznie wskoczył w swoje rzeczy i zerknął do państwa Nixon rzucając szybkie pożegnanie, tłumacząc się jutrzejszą szkołą. Złożył obietnice szybkich odwiedzin i wydostał się z domu przyjaciół. Udając się w stronę akademika.
zt x2 ! (w sumie Ivo tam mieszka więc pewno po prostu zakopał się pod kołdrą!)
Zajęcia na ósmą rano były tymi najbardziej ukochanymi w serduszku Ilyi , szczególnie w momencie gdy ma się za sobą podróż, nieprzespaną noc i zmianę czasu. Chłopak tylko czekał, aż jet lag go dopadnie w swoje szpony. Dlatego też na jego twarzy było widać definitywnie co sądził o wstawianiu rano na zajęcia. Jednak jak mus to mus. Obiecał w końcu, że pokaże iż potrafi być samodzielny! A jak! Tylko może nie jutro co?
- Jakbyś mógł to spróbuj proszę, przed zajęciami również Ian zaoferował, że wpadnie zobaczyć czy żyje. Dzięki wam będę miał pewność, że dam radę wyczołgać się z łóżka. - Uśmiechnął się słabo. - Sen zawsze brzmi jak dobry plan.
Wstał i odłożył pudełko po jedzeniu na biurko, z miną męczennika wciągnął na grzbiet mundurek i przerzucił torbę przez ramię.
-Jasne! Mam nadzieje, że nie będę potrzebował za dużo korepetycji, ale chętnie skorzystam z propozycji. No, a teraz kładź się, trafię do wyjścia. Do zobaczenia jutro!- Uniósł rękę by mu pomachać lekko na pożegnanie, ale w połowie ruchu zaczął ziewać, więc drugą musiał zasłonić usta. Zamrugał kilka razy, wymamrotał po rosyjsku pożegnanie i zwinął się z pokoju.
Zręcznie wskoczył w swoje rzeczy i zerknął do państwa Nixon rzucając szybkie pożegnanie, tłumacząc się jutrzejszą szkołą. Złożył obietnice szybkich odwiedzin i wydostał się z domu przyjaciół. Udając się w stronę akademika.
zt x2 ! (w sumie Ivo tam mieszka więc pewno po prostu zakopał się pod kołdrą!)
Ian leżał właśnie na łóżku, zwieszony połową ciała w dół i wpatrywał się pusto w sufit, machając nieznacznie rękami. Dopóki drzwi do jego pokoju nie otworzyły się na oścież, a lekki podmuch wiatru (a raczej przeciągu) nie rozwiał włosów na jego twarzy. Obrócił się w tamtą stronę, widząc wyraźnie niezadowoloną matkę.
— Skończyłeś się pakować? — zamigała, zakładając ręce na biodrach w ten charakterystyczny sposób, który zwiastował nadchodzącą burę.
— "Kontempluję nad przyszłością" — odmigał wymijająco, licząc że uda mu się w ten sposób uniknąć kazania. Sposób w jaki zmrużyła powieki skutecznie zmusił go jednak do podniesienia się. Siedział kilka sekund na łóżku, nim w końcu wstał z łóżka uznając, że nie zakręci mu się zbyt mocno we łbie.
— Za kilka dni wyjeżdżacie, weź to na poważnie Ian. Nie będzie was cały miesiąc.
— "Mhm. Zobaczę jak Ivo sobie radzi. Jasemin miała też do nas wpaść z wizytą" — przypomniał jej stojąc póki co w miejscu. Kobieta momentalnie się ożywiła, przyglądając mu z zaciekawieniem.
— O której miała przyjść?
Zerknął na zegar naścienny, nim obrócił się w jej stronę.
— "Za piętnaście minut? Idę do Ivo, okej? Obiecuję, że zaraz zacznę się dalej pakować. Może najpierw mu pomogę, a potem on pomoże mi" — zamigał i wyleciał z pokoju truchtem nim zdążyła odpowiedzieć. Daleko w końcu nie miał. Zaraz wpadł do pokoju brata nieszczególnie bawiąc się w pukanie i zamknął za sobą drzwi, by rzucić się na jego łóżko.
— "Czy tobie też odechciało się jechać przez pakowanie tak bardzo jak mi? Mama nie daje mi spokoju" — zamigał unosząc nieznacznie łeb, by posłać mu zbolałą minę.
— Skończyłeś się pakować? — zamigała, zakładając ręce na biodrach w ten charakterystyczny sposób, który zwiastował nadchodzącą burę.
— "Kontempluję nad przyszłością" — odmigał wymijająco, licząc że uda mu się w ten sposób uniknąć kazania. Sposób w jaki zmrużyła powieki skutecznie zmusił go jednak do podniesienia się. Siedział kilka sekund na łóżku, nim w końcu wstał z łóżka uznając, że nie zakręci mu się zbyt mocno we łbie.
— Za kilka dni wyjeżdżacie, weź to na poważnie Ian. Nie będzie was cały miesiąc.
— "Mhm. Zobaczę jak Ivo sobie radzi. Jasemin miała też do nas wpaść z wizytą" — przypomniał jej stojąc póki co w miejscu. Kobieta momentalnie się ożywiła, przyglądając mu z zaciekawieniem.
— O której miała przyjść?
Zerknął na zegar naścienny, nim obrócił się w jej stronę.
— "Za piętnaście minut? Idę do Ivo, okej? Obiecuję, że zaraz zacznę się dalej pakować. Może najpierw mu pomogę, a potem on pomoże mi" — zamigał i wyleciał z pokoju truchtem nim zdążyła odpowiedzieć. Daleko w końcu nie miał. Zaraz wpadł do pokoju brata nieszczególnie bawiąc się w pukanie i zamknął za sobą drzwi, by rzucić się na jego łóżko.
— "Czy tobie też odechciało się jechać przez pakowanie tak bardzo jak mi? Mama nie daje mi spokoju" — zamigał unosząc nieznacznie łeb, by posłać mu zbolałą minę.
Jak miał wylecieć do Norwegi na cały miesiąc, skoro nawet nie potrafił się porządnie spakować? Wydawało my się, że wywalenie ubrań na podłogę pomoże mu się rozeznać w tym, co chciałby zabrać, ale jednak nie doznał nagłego olśnienia, za to powiększył się jedynie bałagan. Gdyby matka weszła w tym momencie do pokoju...
Drzwi otworzyły się z impetem, a Ivo odruchowo zaczął wrzucać rzeczy do walizki. Dopiero, gdy odwrócił głowę, aby usprawiedliwić się matce z bałaganu i spróbować nie doprowadzić do kolejnej kłótni na temat nieporządku, zauważył Iana. Momentalnie odetchnął, przestając upychać ciuchy.
Weź tak nie strasz. Już myślałem, że czeka mnie kolejne kazanie, a ledwo moje uszy odpoczęły po poprzednim — zamigał, posyłając bliźniakowi mordercze spojrzenie.
Wstał, otrzepując ręce.
Mi się już odechciało wszystkiego przez pakowanie. Mama wiecznie narzeka, że chcę wziąć za mało rzeczy albo coś innego jej nie pasuje. Jakby nie można było wrzucić po kilka par spodni, bluz, jakichś koszulek i jakichś innych pierdół.
Otarł czoło, wzdychając cicho, jakby faktycznie padał po parominutowej próbie pakowania się na miesięczny wyjazd. Jeszcze wczoraj to wszystko wydawało mu się łatwe, ale teraz czuł, że najchętniej schowałby się pod łóżkiem razem z Ianem, naciągnął kołdrę na łeb i poczekał aż minie czas wymiany. Może nikt by się nie zorientował, że kogoś brakuje...
Jakby ci się coś nie mieściło do walizki, to może ja upchnę. Powinno mi zostać trochę miejsca. — zamigał, nim sięgnął po orzeszki leżące w misce na biurku. Władował garść do buzi. — Chcesz trochę?
Drzwi otworzyły się z impetem, a Ivo odruchowo zaczął wrzucać rzeczy do walizki. Dopiero, gdy odwrócił głowę, aby usprawiedliwić się matce z bałaganu i spróbować nie doprowadzić do kolejnej kłótni na temat nieporządku, zauważył Iana. Momentalnie odetchnął, przestając upychać ciuchy.
Weź tak nie strasz. Już myślałem, że czeka mnie kolejne kazanie, a ledwo moje uszy odpoczęły po poprzednim — zamigał, posyłając bliźniakowi mordercze spojrzenie.
Wstał, otrzepując ręce.
Mi się już odechciało wszystkiego przez pakowanie. Mama wiecznie narzeka, że chcę wziąć za mało rzeczy albo coś innego jej nie pasuje. Jakby nie można było wrzucić po kilka par spodni, bluz, jakichś koszulek i jakichś innych pierdół.
Otarł czoło, wzdychając cicho, jakby faktycznie padał po parominutowej próbie pakowania się na miesięczny wyjazd. Jeszcze wczoraj to wszystko wydawało mu się łatwe, ale teraz czuł, że najchętniej schowałby się pod łóżkiem razem z Ianem, naciągnął kołdrę na łeb i poczekał aż minie czas wymiany. Może nikt by się nie zorientował, że kogoś brakuje...
Jakby ci się coś nie mieściło do walizki, to może ja upchnę. Powinno mi zostać trochę miejsca. — zamigał, nim sięgnął po orzeszki leżące w misce na biurku. Władował garść do buzi. — Chcesz trochę?
Jasemin van Velzen
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ ZACHÓD ] Dom na obrzeżach
Sob Mar 28, 2020 5:38 pm
Sob Mar 28, 2020 5:38 pm
Van Velzen była królową wyjazdów - w końcu skakała całe życie między dwoma domami, przeprowadzała się z miejsca na miejsce, a zagraniczne wakacje były dla niej chlebem powszednim, i to częściej niż typowy niderlandzki rok szkolny przewidywał. Nawet teraz pewnie była lepiej spakowana na nieswoją wycieczkę niż chłopaki, którzy faktycznie mieli na nią jechać. Przytargała ze sobą dwie pełne torby ubrań, w większości przez siebie przerobionych, niektóre nawet własnoręcznie uszyte, tak żeby stylowo podbili Norwegię.
Wcale nie chciała sobie zrobić tym promocji, khe.
Pięć minut siłowała się z torbami leżącymi na tylnym siedzeniu ubera, i to w dodatku z pomocą kierowcy, który jednak miał trochę więcej mięśnia niż Jasemin, a i tak zeszło im całkiem sporo. Jakimś cudem utrzymała wszystko na plecach, niosąc torby aż pod drzwi domu swoich słodkich i słodszych kolegów. Toboły opadły na ziemię z cichym hukiem, gdy Holenderka upuściła je, by nacisnąć na dzwonek do drzwi.
Ding dong, teraz tylko czekać aż ktoś usłyszy. Pewnie nie Ian.
Wcale nie chciała sobie zrobić tym promocji, khe.
Pięć minut siłowała się z torbami leżącymi na tylnym siedzeniu ubera, i to w dodatku z pomocą kierowcy, który jednak miał trochę więcej mięśnia niż Jasemin, a i tak zeszło im całkiem sporo. Jakimś cudem utrzymała wszystko na plecach, niosąc torby aż pod drzwi domu swoich słodkich i słodszych kolegów. Toboły opadły na ziemię z cichym hukiem, gdy Holenderka upuściła je, by nacisnąć na dzwonek do drzwi.
Ding dong, teraz tylko czekać aż ktoś usłyszy. Pewnie nie Ian.
Zaśmiał się krótko widząc jego panikę.
— "Mnie też zaskoczyła. Uciekłem do ciebie i powiedziałem, że ci pomogę. Myślisz, że zaraz tutaj wpadnie by nas skontrolować?" — obrócił się w kierunku drzwi, zupełnie jakby spodziewał się, że rzeczywiście kobieta zaraz wpadnie do środka i zacznie krzyczeć na nich obu, by zaczęli podchodzić poważnie do szansy, którą otrzymali od szkoły. Zwlekł się w końcu z łóżka i podszedł do brata, zaglądając mu przez ramię. Po chwili stanął z boku, cały czas patrząc na jego walizkę.
— "Czyli jesteśmy w podobnej sytuacji. Też najchętniej po prostu wrzuciłbym byle co do środka. Przecież jak jednemu z nas będzie czegoś brakować to weźmie to od drugiego, też mi problem" — wzruszył ramionami i podszedł do szafy, przekopując się przez jego rzeczy. Zgarnął jakąś czerwoną koszulkę z uroczym, kocim nadrukiem, którą kupił mu na urodziny i strzepnął ją w dół, pokazując Ivo z wyszczerzem.
— "No ale tą musisz zabrać" — wepchnął ją do walizki nie pozwalając na żadne protesty, zaraz podchodząc do niego, by wyciągnąć rękę po orzeszki. W końcu jedzenia się nie odmawia.
A dzwonków się nie słyszy, gdy jest się głuchoniemym.
— "Mnie też zaskoczyła. Uciekłem do ciebie i powiedziałem, że ci pomogę. Myślisz, że zaraz tutaj wpadnie by nas skontrolować?" — obrócił się w kierunku drzwi, zupełnie jakby spodziewał się, że rzeczywiście kobieta zaraz wpadnie do środka i zacznie krzyczeć na nich obu, by zaczęli podchodzić poważnie do szansy, którą otrzymali od szkoły. Zwlekł się w końcu z łóżka i podszedł do brata, zaglądając mu przez ramię. Po chwili stanął z boku, cały czas patrząc na jego walizkę.
— "Czyli jesteśmy w podobnej sytuacji. Też najchętniej po prostu wrzuciłbym byle co do środka. Przecież jak jednemu z nas będzie czegoś brakować to weźmie to od drugiego, też mi problem" — wzruszył ramionami i podszedł do szafy, przekopując się przez jego rzeczy. Zgarnął jakąś czerwoną koszulkę z uroczym, kocim nadrukiem, którą kupił mu na urodziny i strzepnął ją w dół, pokazując Ivo z wyszczerzem.
— "No ale tą musisz zabrać" — wepchnął ją do walizki nie pozwalając na żadne protesty, zaraz podchodząc do niego, by wyciągnąć rękę po orzeszki. W końcu jedzenia się nie odmawia.
A dzwonków się nie słyszy, gdy jest się głuchoniemym.
Na pewno wpadnie zobaczyć, jak nam idzie. No chyba że zjawi się Jasemin. Rano powiedziałem mamie, żeby nie robiła przypału przy niej, bo ci się podoba i nie chciałbyś, żeby się speszyła — zamigał, posyłając Ianowi złośliwy uśmieszek.
Ciągle pamiętał, jak ciemnowłosy z wielką radością wmawiał innym, że jego brat ma dziewczynę. No gdyby jeszcze tak zechciał ją przedstawić, to może Ivo zaniechałby planów zemsty.
Nawet nie wiesz, jak ciężko było mi ją przekonać, żeby nie popędziła od razu do ciebie, żeby wypytać się o szczegóły. Ale chyba przekonałem ją tym, że przez jej naciskanie odwołałabyś dzisiejsze spotkanie z Jasemin.
Wpakował kolejną porcję orzeszków do buzi, gdy Ian wyciągnął z szafy koszulkę z kocim nadrukiem. No hej, tego specjalnie nie wywal z szafy na ziemię... Ubranie wylądowało w walizce, zanim w ogóle zdążył ruszyć się i wyciągnąć rękę, by je pochwycić.
W sumie to dla ciebie już spakowałem niebieską koszulkę z różową pandą. Dopilnuję, żebyś ją włożył — zamigał, po czym podał Ianowi miskę z orzeszkami.
Spojrzał w kierunku drzwi, słysząc dzwonek.
Jass już przyszła — zakomunikował, nim wyszedł z pokoju, zbiegł po schodach i otworzył drzwi.
Zmarszczył brwi, widząc torby przed progiem. Nie przypominał sobie, żeby miała coś przynosić.
— Wprowadzasz się potem do kogoś, czy co — zapytał, wskazując na pakunku. Od razu pochwycił je, uprzedzając dziewczynę, gdyby chciała zrobić to samo. Torby nie były lekkie, więc taszczenie ich na górę mogłoby zmęczyć ciemnowłosą.
— Chodźmy do mnie. Ian już tam jest — powiedział, cofając się, by mogła wejść.
Skierował się do swojego pokoju, mając nadzieję, że nagle z kuchni nie wybiegnie mama, radośnie ostrzeliwując dziewczynę pytaniami. Na szczęście kobieta musiała być zajęta czymś na tyle ważnym, aby nie przeszkodzić im na drodze do sypialni Ivo.
— Nie zwracaj uwagi na bałagan... Próbowałem posprzątać, ale to nie takie łatwe, kiedy trzeba się spakować — odparł, kładąc torby obok biurka.
Ciągle pamiętał, jak ciemnowłosy z wielką radością wmawiał innym, że jego brat ma dziewczynę. No gdyby jeszcze tak zechciał ją przedstawić, to może Ivo zaniechałby planów zemsty.
Nawet nie wiesz, jak ciężko było mi ją przekonać, żeby nie popędziła od razu do ciebie, żeby wypytać się o szczegóły. Ale chyba przekonałem ją tym, że przez jej naciskanie odwołałabyś dzisiejsze spotkanie z Jasemin.
Wpakował kolejną porcję orzeszków do buzi, gdy Ian wyciągnął z szafy koszulkę z kocim nadrukiem. No hej, tego specjalnie nie wywal z szafy na ziemię... Ubranie wylądowało w walizce, zanim w ogóle zdążył ruszyć się i wyciągnąć rękę, by je pochwycić.
W sumie to dla ciebie już spakowałem niebieską koszulkę z różową pandą. Dopilnuję, żebyś ją włożył — zamigał, po czym podał Ianowi miskę z orzeszkami.
Spojrzał w kierunku drzwi, słysząc dzwonek.
Jass już przyszła — zakomunikował, nim wyszedł z pokoju, zbiegł po schodach i otworzył drzwi.
Zmarszczył brwi, widząc torby przed progiem. Nie przypominał sobie, żeby miała coś przynosić.
— Wprowadzasz się potem do kogoś, czy co — zapytał, wskazując na pakunku. Od razu pochwycił je, uprzedzając dziewczynę, gdyby chciała zrobić to samo. Torby nie były lekkie, więc taszczenie ich na górę mogłoby zmęczyć ciemnowłosą.
— Chodźmy do mnie. Ian już tam jest — powiedział, cofając się, by mogła wejść.
Skierował się do swojego pokoju, mając nadzieję, że nagle z kuchni nie wybiegnie mama, radośnie ostrzeliwując dziewczynę pytaniami. Na szczęście kobieta musiała być zajęta czymś na tyle ważnym, aby nie przeszkodzić im na drodze do sypialni Ivo.
— Nie zwracaj uwagi na bałagan... Próbowałem posprzątać, ale to nie takie łatwe, kiedy trzeba się spakować — odparł, kładąc torby obok biurka.
Jasemin van Velzen
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ ZACHÓD ] Dom na obrzeżach
Sob Mar 28, 2020 7:39 pm
Sob Mar 28, 2020 7:39 pm
Zajęła się jakże interesującym grzebaniem czubkiem buta w betonie, czekając, aż ktoś otworzy jej drzwi. I miała wielkie szczęście, że nie był to żaden z potencjalnych innych domowników, a jedynie Ivo, bo dziewczyna zareagowała trochę za szybko i zbyt entuzjastycznie. Niemal zachłysnęła się powietrzem z ekscytacji - za długo nikogo nie odwiedzała.
- Ivooooooo! - w miarę możliwości pohamowała kompletne rozdzieranie paszczy, ale za to średnio udało jej się powstrzymać przed błyskawicznym obłapieniem jasnowłosego. Na sekundkę, bo jednak nie była pewna czy z nim może sobie pozwolić na takie same obmacywanie co z Ianem. - To dla was, głupole, przyniosłam wam prezenty na wyjazd - oznajmiła, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, że coś im przyniesie. - Nie musicie brać wszystkich, po prostu chciałam wam dać wybór.
Przekroczyła próg, zrzuciła buty i ruszyła prędziutko za gospodarzem, rozglądając się jednocześnie ciekawsko po domu. Zdecydowanie zbyt długo u nikogo nie była, musiała się wręcz powstrzymywać żeby w tym przypływie entuzjazmu nie zacząć biegać po całym parterze zanim poszła łaskawie za Ivo. Raz, dwa, trzy, drzwi się otworzyły, a Jasemin zamiast zwrócić uwagę na bałagan na komendę, żeby jej nie zwracać, rzuciła się na biedne głuche dziecko zajmujące się swoimi sprawami.
- IANEK BANANEK - iii zakleszczyła go na moment w objęciach chudych makaronowych rąk, przetrzepując ciemne włosy nastolatka jedną z dłoni. Dobra, van Velzen, odsuń się, żeby mógł cię usłyszeć. - Przyniosłam wam prezenty - i jakby było im za mało porozwalanych wszędzie ciuchów, otworzyła szybko torby i zaczęła wygrzebywać z nich bluzy i koszule wszelkiej maści. Na szczęście darowała sobie neonowy róż i jednorożce, ale na paru sztukach znalazły się naszywki ze Świnką Peppą. Na szczęście w większości poszła w bardziej stonowane kolory i jakieś trójkąty, kaktusy, żółwie i inne corgi. Nawet nie patrzyła gdzie tym rzuca, brawo dla niej.
- Ivooooooo! - w miarę możliwości pohamowała kompletne rozdzieranie paszczy, ale za to średnio udało jej się powstrzymać przed błyskawicznym obłapieniem jasnowłosego. Na sekundkę, bo jednak nie była pewna czy z nim może sobie pozwolić na takie same obmacywanie co z Ianem. - To dla was, głupole, przyniosłam wam prezenty na wyjazd - oznajmiła, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie, że coś im przyniesie. - Nie musicie brać wszystkich, po prostu chciałam wam dać wybór.
Przekroczyła próg, zrzuciła buty i ruszyła prędziutko za gospodarzem, rozglądając się jednocześnie ciekawsko po domu. Zdecydowanie zbyt długo u nikogo nie była, musiała się wręcz powstrzymywać żeby w tym przypływie entuzjazmu nie zacząć biegać po całym parterze zanim poszła łaskawie za Ivo. Raz, dwa, trzy, drzwi się otworzyły, a Jasemin zamiast zwrócić uwagę na bałagan na komendę, żeby jej nie zwracać, rzuciła się na biedne głuche dziecko zajmujące się swoimi sprawami.
- IANEK BANANEK - iii zakleszczyła go na moment w objęciach chudych makaronowych rąk, przetrzepując ciemne włosy nastolatka jedną z dłoni. Dobra, van Velzen, odsuń się, żeby mógł cię usłyszeć. - Przyniosłam wam prezenty - i jakby było im za mało porozwalanych wszędzie ciuchów, otworzyła szybko torby i zaczęła wygrzebywać z nich bluzy i koszule wszelkiej maści. Na szczęście darowała sobie neonowy róż i jednorożce, ale na paru sztukach znalazły się naszywki ze Świnką Peppą. Na szczęście w większości poszła w bardziej stonowane kolory i jakieś trójkąty, kaktusy, żółwie i inne corgi. Nawet nie patrzyła gdzie tym rzuca, brawo dla niej.
Uniósł brew ku górze przyglądając się dziwnie Ivo.
— "Przecież mama poznała już Rene" — i nie miała wątpliwości, że Ian nie przyprowadziłby do domu jakiegoś tam kolegi. No chyba, że po jego ostatniej ucieczce stwierdziła, że Nixon nie miał najmniejszych szans, bo czerwonowłosy zwieje na drugi koniec świata, gdy tylko ten pojawi się w zasięgu jego wzroku. Trochę przykre. A ponoć rodzicielka w niego wierzyła, więc no... Serio mu uwierzyła? I co w takim razie, Ian został jakimś żigolakiem który wyrywa 3/4 szkoły? Nie żeby jakoś szczególnie go to ruszało, jak dla niego mógł i ruchać połowę miasta w opowieściach innych. Tym lepiej dla jego reputacji. W końcu kto by nie chciał być rozchwytywany przez wszystko i wszystkich.
— "Albo kłamiesz, albo jest jeszcze bardziej nieogarnięta niż sądziłem."
Parsknął śmiechem kręcąc głową na boki.
— "Zresztą nie przeszkadzałyby mi jej pytania. Mogłeś jej powiedzieć żeby wpadła. Uzewnętrznianie się na temat kogoś, do kogo nic nie czuję jest dużo łatwiejsze niż kolejny coming out, który pewnie zakończy się klęską" — wzruszył ramionami, zaraz nabierając orzeszki w dłoń. Uniósł tylko kciuk do góry na wspomnienie o koszulce z pandą wyraźnie nie oponując - doskonale wiedział, że w przypadku Ivo i tak nie miało to najmniejszego sensu, a następnie wepchnął sobie orzeszki do buzi.
"Jass przyszła."
No i kto tu pierwszy biegł na spotkanie? Gdyby nie fakt, że ostatnio Nixon kręcił się na walentynkach z jakąś różowowłosą dziewczyną (o którą w sumie nadal go nie wypytał, może to ten moment?) jak nic stwierdziłby, że na nią leci.
Nie no tak na serio to nie. Doskonale wiedział, że po prostu nie chciał żeby sterczała pod drzwiami. Usiadł sobie na biurku z miską orzeszków i wcinał jeden po drugim czekając na ich powrót. Widząc otwierające się drzwi odłożył naczynie obok siebie i zeskoczył na ziemię. Całe szczęście, bo chwilę później Jas już dusiła go w uścisku. Zaśmiał się krótko, poklepując dziewczynę po plecach.
Uśmiechnął się i zrobił rękami serduszko w odpowiedzi na prezenty, ratując się tym samym przed pisaniem na tablecie. Ostatnimi czasy naprawdę nie miał na to ochoty. Od razu zaczął się przekopywać przez torby, by zobaczyć co takiego im przyniosła.
— "Przecież mama poznała już Rene" — i nie miała wątpliwości, że Ian nie przyprowadziłby do domu jakiegoś tam kolegi. No chyba, że po jego ostatniej ucieczce stwierdziła, że Nixon nie miał najmniejszych szans, bo czerwonowłosy zwieje na drugi koniec świata, gdy tylko ten pojawi się w zasięgu jego wzroku. Trochę przykre. A ponoć rodzicielka w niego wierzyła, więc no... Serio mu uwierzyła? I co w takim razie, Ian został jakimś żigolakiem który wyrywa 3/4 szkoły? Nie żeby jakoś szczególnie go to ruszało, jak dla niego mógł i ruchać połowę miasta w opowieściach innych. Tym lepiej dla jego reputacji. W końcu kto by nie chciał być rozchwytywany przez wszystko i wszystkich.
— "Albo kłamiesz, albo jest jeszcze bardziej nieogarnięta niż sądziłem."
Parsknął śmiechem kręcąc głową na boki.
— "Zresztą nie przeszkadzałyby mi jej pytania. Mogłeś jej powiedzieć żeby wpadła. Uzewnętrznianie się na temat kogoś, do kogo nic nie czuję jest dużo łatwiejsze niż kolejny coming out, który pewnie zakończy się klęską" — wzruszył ramionami, zaraz nabierając orzeszki w dłoń. Uniósł tylko kciuk do góry na wspomnienie o koszulce z pandą wyraźnie nie oponując - doskonale wiedział, że w przypadku Ivo i tak nie miało to najmniejszego sensu, a następnie wepchnął sobie orzeszki do buzi.
"Jass przyszła."
No i kto tu pierwszy biegł na spotkanie? Gdyby nie fakt, że ostatnio Nixon kręcił się na walentynkach z jakąś różowowłosą dziewczyną (o którą w sumie nadal go nie wypytał, może to ten moment?) jak nic stwierdziłby, że na nią leci.
Nie no tak na serio to nie. Doskonale wiedział, że po prostu nie chciał żeby sterczała pod drzwiami. Usiadł sobie na biurku z miską orzeszków i wcinał jeden po drugim czekając na ich powrót. Widząc otwierające się drzwi odłożył naczynie obok siebie i zeskoczył na ziemię. Całe szczęście, bo chwilę później Jas już dusiła go w uścisku. Zaśmiał się krótko, poklepując dziewczynę po plecach.
Uśmiechnął się i zrobił rękami serduszko w odpowiedzi na prezenty, ratując się tym samym przed pisaniem na tablecie. Ostatnimi czasy naprawdę nie miał na to ochoty. Od razu zaczął się przekopywać przez torby, by zobaczyć co takiego im przyniosła.
Powiedziałem, że nie możesz się zdecydować.
Wzruszył ramionami. Spoko osób w tym wieku łatwo zmieniała obiekty zainteresowań, ba, nawet dorośli potrafili bardzo szybko dojść do wniosku, że jednak wolą kogoś innego, więc przekonanie matki o tym, że Ian nie jest do końca zdecydowany, nie było znowu takie trudne.
Weź, ciężko się na tobie odegrać — zamigał i złapał za koszulkę wiszącą na oparciu krzesła. Rzucił nią Iana, wykrzywiając usta w grymasie. Wyglądał jak nadąsany dzieciak, któremu starszy brat ukradł cukierka jako karę za niezjedzony obiad.
Prawie zapomniał, jak głośna potrafiła być Jasemin, ale jej okrzyk szybko mu o tym przypomniał. Odruchowo zrobił krok w tył, obawiając się, że dziewczyna przylgnie do niego niczym rozemocjonowany szczeniak, który przez długi czas nie widział człowieka. Na szczęście jej obłapianie nie trwało długo i już po chwili Ivo na nowo poczuł się wolny. Nie był przyzwyczajony do takich entuzjastycznych powitań ze strony innych osób, jeśli nie należały one do rodziny.
Również zabrał się za przeglądanie przyniesionych ubrań. Na widok bluzki z świnką Pepą uniósł jedynie brwi. Takiego czegoś nie sprezentowałby nawet Ianowi na urodziny, ani nie kazałby mu tego ubrać w ramach kary. Przecież muszą istnieć jakieś granice.
— O, to pasuje do Iana — powiedział, pokazując koszulę z napisem I'm so cute i wizerunkiem białego, puchatego królika trzymającego w pyszczku plastikowy nożyk. Dotknął brata, chcąc zwrócić jego uwagę.
— Patrz, znalazłem coś dla ciebie.
Wzruszył ramionami. Spoko osób w tym wieku łatwo zmieniała obiekty zainteresowań, ba, nawet dorośli potrafili bardzo szybko dojść do wniosku, że jednak wolą kogoś innego, więc przekonanie matki o tym, że Ian nie jest do końca zdecydowany, nie było znowu takie trudne.
Weź, ciężko się na tobie odegrać — zamigał i złapał za koszulkę wiszącą na oparciu krzesła. Rzucił nią Iana, wykrzywiając usta w grymasie. Wyglądał jak nadąsany dzieciak, któremu starszy brat ukradł cukierka jako karę za niezjedzony obiad.
Prawie zapomniał, jak głośna potrafiła być Jasemin, ale jej okrzyk szybko mu o tym przypomniał. Odruchowo zrobił krok w tył, obawiając się, że dziewczyna przylgnie do niego niczym rozemocjonowany szczeniak, który przez długi czas nie widział człowieka. Na szczęście jej obłapianie nie trwało długo i już po chwili Ivo na nowo poczuł się wolny. Nie był przyzwyczajony do takich entuzjastycznych powitań ze strony innych osób, jeśli nie należały one do rodziny.
Również zabrał się za przeglądanie przyniesionych ubrań. Na widok bluzki z świnką Pepą uniósł jedynie brwi. Takiego czegoś nie sprezentowałby nawet Ianowi na urodziny, ani nie kazałby mu tego ubrać w ramach kary. Przecież muszą istnieć jakieś granice.
— O, to pasuje do Iana — powiedział, pokazując koszulę z napisem I'm so cute i wizerunkiem białego, puchatego królika trzymającego w pyszczku plastikowy nożyk. Dotknął brata, chcąc zwrócić jego uwagę.
— Patrz, znalazłem coś dla ciebie.
Jasemin van Velzen
Fresh Blood Lost in the City
Re: [ ZACHÓD ] Dom na obrzeżach
Nie Mar 29, 2020 7:33 pm
Nie Mar 29, 2020 7:33 pm
Ledwie powstrzymała się przed kolejnym wyściskaniem biednego Ianka Bananka na widok jego przekochanego gestu - no bo, rany, był taki uroczy! - uśmiechając się tylko jak głupia fanka. Zdecydowanie zbyt łatwo było ująć jej serducho.
- OOOO, jaki klasyk! - wyrzuciła ramiona w górę na widok znaleziska blond bliźniaka. Przez to, że trzymała w nich jeszcze kolejne bluzy, prawie dostała rękawem po twarzy. - Haftowałam to jeszcze w liceum jako oversize'ówkę dla siebie, więc dla Iana pewnie będzie idealna. Nawet jest moja stara sygnatura - wskazała podbródkiem na coś, co wyglądało jak nieco krzywy kwiat jaśminu wyhaftowany na klapie kieszonki. Bajlando głupich ubrań skończyło się jednak w momencie, w którym położyła przed nimi zestawy w bardziej stonowanych kolorach. Coś co wyglądało zdecydowanie jak piżamy, z kraciastymi spodniami i pasującymi kolorystycznie gładkimi koszulkami z naszytymi kieszonkami. - Szara jest dla Ivo, musztardowa dla Ianka, nie kłócić się.
Co. A zaraz poleciała na nich sterta bluz z kangurzymi kieszeniami. Ciemnozielonych, bordowych, szarobłękitnych, w sumie nic dziwnego, skoro dopiero co obgadywała taką paletę z Ianem na ich super modowej randce.
- OOOO, jaki klasyk! - wyrzuciła ramiona w górę na widok znaleziska blond bliźniaka. Przez to, że trzymała w nich jeszcze kolejne bluzy, prawie dostała rękawem po twarzy. - Haftowałam to jeszcze w liceum jako oversize'ówkę dla siebie, więc dla Iana pewnie będzie idealna. Nawet jest moja stara sygnatura - wskazała podbródkiem na coś, co wyglądało jak nieco krzywy kwiat jaśminu wyhaftowany na klapie kieszonki. Bajlando głupich ubrań skończyło się jednak w momencie, w którym położyła przed nimi zestawy w bardziej stonowanych kolorach. Coś co wyglądało zdecydowanie jak piżamy, z kraciastymi spodniami i pasującymi kolorystycznie gładkimi koszulkami z naszytymi kieszonkami. - Szara jest dla Ivo, musztardowa dla Ianka, nie kłócić się.
Co. A zaraz poleciała na nich sterta bluz z kangurzymi kieszeniami. Ciemnozielonych, bordowych, szarobłękitnych, w sumie nic dziwnego, skoro dopiero co obgadywała taką paletę z Ianem na ich super modowej randce.
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach