▲▼
Zrobię tu jakiś opis, ale na pewno mają super zawalony garaż, lol.
Na razie jest temat.
Ciężko mu się spało. Mimo że był w domu o normalnej godzinie, nieustannie czekał na wiadomość od Rene, jednocześnie nie potrafiąc się zebrać, by samemu wysłać do niego smsa. Może miał go już po tym wszystkim dość. A co jeśli coś mu się stało?
Daj spokój Ian, co mogłoby mu się stać podczas powrotu do domu.
Ktoś mógł go napaść, albo mógł wpaść pod samochód, zasłabnąć gdzieś na chodniku...
Potrząsnął głową. Nie, na pewno nic mu nie było. Może po prostu wrócił do siebie i od razu poszedł spać, zwyczajnie o tym zapominając. W końcu Nixon jedynie go o to poprosił, nie miał żadnego obowiązku by mu się meldować.
Mimo to nawet zmęczenie nie było w stanie przerwać jego codziennej rutyny. Punkt czwarta otworzył oczy, błyskawicznie się ubierając. Tym razem biegał dłużej. Dużo dłużej. Wrócił do domu o szóstej rano z automatu wbiegając po schodach. Dopiero po wejściu pod prysznic i zatrzymaniu się w miejscu, jego ciało momentalnie zaprotestowało, sugerując że przesadził. Nawet ciepła woda nie była w stanie z początku ogarnąć drżenia jego nóg.
Na szczęście do momentu śniadania było już w porządku. Jego matka stanęła naprzeciwko niego, stukając palcami w blat przed chłopakiem, by oderwać jego wzrok od telefonu.
— Obudzisz Ivo? — zapytała, migając w tym samym czasie dokładnie te same słowa. Robiła tak odkąd sięgał pamięcią, chyba że zwyczajnie miała zajęte ręce.
"Już to zrobiłem."
Odmigał, obracając messengera w jej stronę.
"Powiedział, że chce tosty."
— Też chcesz tosty?
Pokiwał głową, wracając do rozmowy z bratem, jednocześnie przełamując się wewnętrznie i wysyłając kilka smsów do Rene. Zaraz po tym przeszedł do garnka, wstawiając mleko na kakao. Przynajmniej tyle potrafił zrobić nie spalając przy tym całego domu. Chyba. Wracając do messengera i wysyłając kolejne wiadomości, wciągnął się w to tak bardzo, że jego matka wyskoczyła nagle do przodu, wyłączając kuchenkę, gdy mleko prawie zaczęło kipieć.
— Ian, co mówiłam o smsowaniu podczas robienia jedzenia?
"Przepraszam, mamo."
Złożył dłonie, odkładając grzecznie telefon do kieszeni i przelewając mleko do czerwonego kubka z białym napisem "#1". Zasypał je kakaem i usiadł przy wyspie na środku kuchni, machając nogami, wysyłając wiadomości do Ivo i wrzucając do napoju pianki.
BACH.
Pokaźna ich ilość wpadła do napoju prawie wylewając go na zewnątrz. Nie słyszał ciężkiego westchnięcia matki, zamiast tego ściągając nieznacznie brwi na kolejne wiadomości. Jego mimika pozostawała raczej obojętna. Nawet gdy faktycznie złapał za butelkę z karmelem zgodnie z facebookowymi groźbami i nagrał krótki gif dla Ivo jak wlewa go do środka.
Aż na ekranie wyskoczyło mu kolejne powiadomienie.
Ścisnął mocniej butelkę, która momentalnie wyślizgnęła mu się z ręki i uderzyła w kubek rozlewając wszystko wokół.
— IAN! — jego matka błyskawicznie złapała za ręcznik papierowy, rzucając go na stół, by pohamować istną powódź. Nixon odwrócił się błyskawicznie w drugim kierunku, za wszelką cenę próbując ukryć fakt, że był równie czerwony co ten głupi kubek.
"Przepraszam."
Zamigał zerkając na nią kątem oka. Westchnęła jedynie ciężko i potargała jego włosy sprzątając resztę bałaganu. Ian natomiast obniżył telefon wysyłając kilka odpowiedzi, cały czas kompletnie nieświadomie drapiąc się po policzku.
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Na razie jest temat.
S O B O T A   -  G O D Z I N Y   P O R A N N E
Ciężko mu się spało. Mimo że był w domu o normalnej godzinie, nieustannie czekał na wiadomość od Rene, jednocześnie nie potrafiąc się zebrać, by samemu wysłać do niego smsa. Może miał go już po tym wszystkim dość. A co jeśli coś mu się stało?
Daj spokój Ian, co mogłoby mu się stać podczas powrotu do domu.
Ktoś mógł go napaść, albo mógł wpaść pod samochód, zasłabnąć gdzieś na chodniku...
Potrząsnął głową. Nie, na pewno nic mu nie było. Może po prostu wrócił do siebie i od razu poszedł spać, zwyczajnie o tym zapominając. W końcu Nixon jedynie go o to poprosił, nie miał żadnego obowiązku by mu się meldować.
Mimo to nawet zmęczenie nie było w stanie przerwać jego codziennej rutyny. Punkt czwarta otworzył oczy, błyskawicznie się ubierając. Tym razem biegał dłużej. Dużo dłużej. Wrócił do domu o szóstej rano z automatu wbiegając po schodach. Dopiero po wejściu pod prysznic i zatrzymaniu się w miejscu, jego ciało momentalnie zaprotestowało, sugerując że przesadził. Nawet ciepła woda nie była w stanie z początku ogarnąć drżenia jego nóg.
Na szczęście do momentu śniadania było już w porządku. Jego matka stanęła naprzeciwko niego, stukając palcami w blat przed chłopakiem, by oderwać jego wzrok od telefonu.
— Obudzisz Ivo? — zapytała, migając w tym samym czasie dokładnie te same słowa. Robiła tak odkąd sięgał pamięcią, chyba że zwyczajnie miała zajęte ręce.
"Już to zrobiłem."
Odmigał, obracając messengera w jej stronę.
"Powiedział, że chce tosty."
— Też chcesz tosty?
Pokiwał głową, wracając do rozmowy z bratem, jednocześnie przełamując się wewnętrznie i wysyłając kilka smsów do Rene. Zaraz po tym przeszedł do garnka, wstawiając mleko na kakao. Przynajmniej tyle potrafił zrobić nie spalając przy tym całego domu. Chyba. Wracając do messengera i wysyłając kolejne wiadomości, wciągnął się w to tak bardzo, że jego matka wyskoczyła nagle do przodu, wyłączając kuchenkę, gdy mleko prawie zaczęło kipieć.
— Ian, co mówiłam o smsowaniu podczas robienia jedzenia?
"Przepraszam, mamo."
Złożył dłonie, odkładając grzecznie telefon do kieszeni i przelewając mleko do czerwonego kubka z białym napisem "#1". Zasypał je kakaem i usiadł przy wyspie na środku kuchni, machając nogami, wysyłając wiadomości do Ivo i wrzucając do napoju pianki.
BACH.
Pokaźna ich ilość wpadła do napoju prawie wylewając go na zewnątrz. Nie słyszał ciężkiego westchnięcia matki, zamiast tego ściągając nieznacznie brwi na kolejne wiadomości. Jego mimika pozostawała raczej obojętna. Nawet gdy faktycznie złapał za butelkę z karmelem zgodnie z facebookowymi groźbami i nagrał krótki gif dla Ivo jak wlewa go do środka.
Aż na ekranie wyskoczyło mu kolejne powiadomienie.
Czyli nie chcesz bym przyszedł?
Ścisnął mocniej butelkę, która momentalnie wyślizgnęła mu się z ręki i uderzyła w kubek rozlewając wszystko wokół.
— IAN! — jego matka błyskawicznie złapała za ręcznik papierowy, rzucając go na stół, by pohamować istną powódź. Nixon odwrócił się błyskawicznie w drugim kierunku, za wszelką cenę próbując ukryć fakt, że był równie czerwony co ten głupi kubek.
"Przepraszam."
Zamigał zerkając na nią kątem oka. Westchnęła jedynie ciężko i potargała jego włosy sprzątając resztę bałaganu. Ian natomiast obniżył telefon wysyłając kilka odpowiedzi, cały czas kompletnie nieświadomie drapiąc się po policzku.
Najgorsze było zwleczenie się z łóżka i przekonanie samego siebie, że wcale się nie chce wracać do ciepłej pościeli i miękkich poduszek, a to było szczególnie ciężkie w sobotnie poranki, kiedy żadne obowiązki nie zwalały się na głowę, a wizja szkoły była odległa o kilka dni. Ivo nawet nie nastawiał budzika, dobrze wiedząc, że Ian sprawuje się w tej roli lepiej niż jakiekolwiek alarmy i uciekające zegarki. Przespanie śniadania i obudzenie się dopiero na obiad było niemalże niemożliwe, gdy mały, niemy diabeł uporczywie spamował wiadomościami i groził dodaniem dziwnych warzyw do tostów.
Z pół rozchylonymi powiekami przeglądał komunikator, zastanawiając się, jak daleko posunie się ciemnowłosy, aby sprowadzić go do kuchni.
Nawet przesunął się nieco bliżej krawędzi, żeby ułatwić sobie wydostanie się z łóżka, ale... Kołdra na razie dysponowała znacznie lepszymi argumentami niż Ian. Może gdyby brat przyniósł śniadanie do pokoju...
— Znęcanie się jest zakazane — wymamrotał, widząc filmik wysłany przez bliźniaka.
Jak. Można. Tak. Bezcześcić. Kakao.
Wstał wreszcie, ostatni raz zerkając na ekran telefonu. Jedną rękę odpisywał na wiadomość, podczas gdy drugą próbował odwrócić bluzę na prawą stronę. Cholera, naprawdę powinien zjeść już jakieś kilka minut temu, póki napój stał bezpiecznie na stole i jeszcze nie był zagrożony przez pastwiącego się nad nim Iana.
— Ivo, jesteś wreszcie. Ile można spać? Po co zarywasz noce, jak potem nie możesz wstać? Śniadanie już od kilku minut gotowe, a ciebie nie można się doprosić, żebyś przyszedł i zjadł. Nie będę cały dzień stała przy garach i czekała na to, czy łaskawie zechcesz się ogarnąć przed popołudniem.
Ona chyba naprawdę wstała lewą nogą.
— Przecież nie ma jeszcze dziewiątej, a i tak nie mam na dzisiaj żadnych planów, żebym musiał zrywać się o świcie jak wy.
Usiadł obok brata, wplatając palce w jego włosy, żeby rozczochrać mu fryzurę, jednak szybko zabrał rękę, nie dając czasu Ianowi na jakikolwiek sprzeciw. Pochwycił tosta, który już prawie zdążył ostygnąć, tym samym tracąc połowę smaku tak bardzo lubianego przez Ivo. Może nie było to najbardziej wymarzone śniadanie (byłoby o wiele lepsze, gdyby Ian uległ i przyniósł je do pokoju, dzięki czemu blondyn nie musiałby męczyć się wstawaniem), ale nadal smakowało prawie idealnie.
Lewą ręką pomachał Ianowi przed twarzą, jeśli ten miał wzrok utkwiony w telefonie.
— Chodź, idziemy do mnie. Chcę wiedzieć, jak poszło ci na lodowisku. — Dwoma łykami opróżnił i tak prawie pusty kubek. Reszta obiecanego kakao wchłonęła w ścierkę, więc musiał zadowolić się tym, co zostało na dnie. — Obiecałeś mi pokazać na komputerze ten filmik z treningu, masz go? — dodał, widząc, jak matka staje przy zlewie i wyciera ścierką suche szklanki.
Uważaj, bo się czegoś dowiesz.
Ostatni kawałek wylądował w jego ustach, a talerz po śniadaniu w zmywarce.
Z pół rozchylonymi powiekami przeglądał komunikator, zastanawiając się, jak daleko posunie się ciemnowłosy, aby sprowadzić go do kuchni.
Nawet przesunął się nieco bliżej krawędzi, żeby ułatwić sobie wydostanie się z łóżka, ale... Kołdra na razie dysponowała znacznie lepszymi argumentami niż Ian. Może gdyby brat przyniósł śniadanie do pokoju...
— Znęcanie się jest zakazane — wymamrotał, widząc filmik wysłany przez bliźniaka.
Jak. Można. Tak. Bezcześcić. Kakao.
Wstał wreszcie, ostatni raz zerkając na ekran telefonu. Jedną rękę odpisywał na wiadomość, podczas gdy drugą próbował odwrócić bluzę na prawą stronę. Cholera, naprawdę powinien zjeść już jakieś kilka minut temu, póki napój stał bezpiecznie na stole i jeszcze nie był zagrożony przez pastwiącego się nad nim Iana.
— Ivo, jesteś wreszcie. Ile można spać? Po co zarywasz noce, jak potem nie możesz wstać? Śniadanie już od kilku minut gotowe, a ciebie nie można się doprosić, żebyś przyszedł i zjadł. Nie będę cały dzień stała przy garach i czekała na to, czy łaskawie zechcesz się ogarnąć przed popołudniem.
Ona chyba naprawdę wstała lewą nogą.
— Przecież nie ma jeszcze dziewiątej, a i tak nie mam na dzisiaj żadnych planów, żebym musiał zrywać się o świcie jak wy.
Usiadł obok brata, wplatając palce w jego włosy, żeby rozczochrać mu fryzurę, jednak szybko zabrał rękę, nie dając czasu Ianowi na jakikolwiek sprzeciw. Pochwycił tosta, który już prawie zdążył ostygnąć, tym samym tracąc połowę smaku tak bardzo lubianego przez Ivo. Może nie było to najbardziej wymarzone śniadanie (byłoby o wiele lepsze, gdyby Ian uległ i przyniósł je do pokoju, dzięki czemu blondyn nie musiałby męczyć się wstawaniem), ale nadal smakowało prawie idealnie.
Lewą ręką pomachał Ianowi przed twarzą, jeśli ten miał wzrok utkwiony w telefonie.
— Chodź, idziemy do mnie. Chcę wiedzieć, jak poszło ci na lodowisku. — Dwoma łykami opróżnił i tak prawie pusty kubek. Reszta obiecanego kakao wchłonęła w ścierkę, więc musiał zadowolić się tym, co zostało na dnie. — Obiecałeś mi pokazać na komputerze ten filmik z treningu, masz go? — dodał, widząc, jak matka staje przy zlewie i wyciera ścierką suche szklanki.
Uważaj, bo się czegoś dowiesz.
Ostatni kawałek wylądował w jego ustach, a talerz po śniadaniu w zmywarce.
Że niby miał mu zrobić drugie kakao? Nie było takiej opcji. Nie po to tyle się namęczył przy pierwszym, by teraz jego zmagania nie zostały docenione. Choć patrząc na ciemne zacieki i zmokłe pianki, raczej nie wyglądało zbyt zachęcająco. Przez chwilę nawet faktycznie zaczął to rozważać, lecz wtedy jego brat w końcu pojawił się na horyzoncie. Odłożył na chwilę telefon i podniósł na niego wzrok, unosząc kąciki ust w uśmiechu.
"Spójrzcie tylko kto postanowił nas zaszczycić swoją obecnością."
Zamigał w iście rodzicielskim stylu, kompletnie nie widząc tyrady, jaką w tym czasie urządziła sobie ich matka. Cóż, Nixonowi musiała umykać w życiu cała masa przeróżnych rzeczy. Widząc jego słowa o zrywaniu się o świcie wytknął mu język, cały czas machając jedną obolałą nogą w powietrzu. Wydarzenia poprzedniego dnia nadal siedziały w jego głowie na tyle mocno, by nie dawały mu spokoju.
Skrzywił się nieznacznie, gdy ten zaczął czochrać mu włosy, próbując odepchnąć jego dłoń. Którą bliźniak zdążył już zabrać. Przewrócił oczami pokazując mu środkowy palec.
— IAN! — matka błyskawicznie wyrosła tuż przed nim podpierając biodra rękami. Ups. No i przypał. — Co mówiliśmy o takich gestach?
Spojrzał w bok na ścianę, unikając jej wzroku. Sprytnie przeniosła się jednak w tamten punkt nauczona, że na chłopaka nie było innego wyjścia.
"Że są wulgarne i prostackie."
— Właśnie tak. A mój syn nie jest ani wulgarny, ani prostacki. Co się teraz mówi?
Uniósł brwi ku górze rzucając jej spojrzenie o charakterze: really, mom? Kobieta dopiero po chwili zdała sobie sprawę z własnych słów co zaskoczyło ją tak samo jak zawsze.
— Och nie łap mnie za słówka, młody chłopcze! — zamigała, cały czas na niego patrząc, lecz jedynym co uzyskała w odpowiedzi był szeroki, zaczepny uśmiech. Złapał za tosta wpychając go sobie do ust i obrócił się w stronę stołu, cały czas wysyłając coraz to nowsze smsy i przeglądając social media, by dać Ivo zjeść w spokoju. Dopiero gdy skończył, zaniósł talerz do zlewu i umył go po sobie, odkładając na suszarkę.
"Chodź, idziemy do mnie (...)"
Podrapał się po policzku, niechętnie schodząc ze stołka. Naprawdę nie miał ochoty rozmawiać o wczorajszych wydarzeniach. Mimo to pokiwał głową, wsuwając telefon do kieszeni spodni i ruszył za nim w górę po schodach, trzymając się jego tyłów niczym cień.
"Spójrzcie tylko kto postanowił nas zaszczycić swoją obecnością."
Zamigał w iście rodzicielskim stylu, kompletnie nie widząc tyrady, jaką w tym czasie urządziła sobie ich matka. Cóż, Nixonowi musiała umykać w życiu cała masa przeróżnych rzeczy. Widząc jego słowa o zrywaniu się o świcie wytknął mu język, cały czas machając jedną obolałą nogą w powietrzu. Wydarzenia poprzedniego dnia nadal siedziały w jego głowie na tyle mocno, by nie dawały mu spokoju.
Skrzywił się nieznacznie, gdy ten zaczął czochrać mu włosy, próbując odepchnąć jego dłoń. Którą bliźniak zdążył już zabrać. Przewrócił oczami pokazując mu środkowy palec.
— IAN! — matka błyskawicznie wyrosła tuż przed nim podpierając biodra rękami. Ups. No i przypał. — Co mówiliśmy o takich gestach?
Spojrzał w bok na ścianę, unikając jej wzroku. Sprytnie przeniosła się jednak w tamten punkt nauczona, że na chłopaka nie było innego wyjścia.
"Że są wulgarne i prostackie."
— Właśnie tak. A mój syn nie jest ani wulgarny, ani prostacki. Co się teraz mówi?
Uniósł brwi ku górze rzucając jej spojrzenie o charakterze: really, mom? Kobieta dopiero po chwili zdała sobie sprawę z własnych słów co zaskoczyło ją tak samo jak zawsze.
— Och nie łap mnie za słówka, młody chłopcze! — zamigała, cały czas na niego patrząc, lecz jedynym co uzyskała w odpowiedzi był szeroki, zaczepny uśmiech. Złapał za tosta wpychając go sobie do ust i obrócił się w stronę stołu, cały czas wysyłając coraz to nowsze smsy i przeglądając social media, by dać Ivo zjeść w spokoju. Dopiero gdy skończył, zaniósł talerz do zlewu i umył go po sobie, odkładając na suszarkę.
"Chodź, idziemy do mnie (...)"
Podrapał się po policzku, niechętnie schodząc ze stołka. Naprawdę nie miał ochoty rozmawiać o wczorajszych wydarzeniach. Mimo to pokiwał głową, wsuwając telefon do kieszeni spodni i ruszył za nim w górę po schodach, trzymając się jego tyłów niczym cień.
Przewrócił oczami, gdy zobaczył co zamigał Ian. I gdyby nie tyrada matki, odpowiedziałby na zaczepkę, ale nie chciał wywoływać małej wojny domowej i słuchać kilkunastominutowego kazania, a to mogłoby być nieuniknione, jeśli pani Nixon doszłaby do wniosku, że jest za bardzo ignorowana przed swoje dzieci, a na dodatek żadne z nich nie przejmuje się za bardzo reprymendami. A Ivo zdecydowanie nie czuł się jeszcze na tyle rozbudzony, żeby z samego rana przeprawiać się przez bardzo zmienny humor rodzicielki.
Było na to o wiele za wcześnie.
Zakrył dłonią usta, kryjąc uśmiech i jednocześnie powstrzymując się przed parsknięciem śmiechem. No w końcu uwaga matki przeniosła się na kogoś innego, dzięki czemu poszło w zapomnienie niedawne ociąganie się Ivo i jego niechęć do zejścia na śniadanie.
Zjadł w miarę szybko, za bardzo ciekawy tego, jak poszło bliźniakowi na lodowisku, żeby przeciągać jedzenie i prosić o dokładkę. Trzy tosty powinny wystarczyć na dobry początek dnia nawet jeśli chłopak nie do końca poczuł się po nich najedzony.
Wszedł do pokoju i od razu usiadł na jednym końcu łóżka, zostawiając Ianowi na tyle dużo miejsca, by ten mógł się bez przeszkód rozłożyć.
— No więc jak? — Sięgnął po poduszkę i położył ją na nogach. — Udało ci się czegoś dowiedzieć?
Bo rzecz jasna to, co udało się Rene nauczyć podstaw jazdy na łyżwach, było sprawą drugorzędną, a może nawet i trzeciorzędną. W końcu każdy lepiej lub gorzej radził sobie na lodzie. Odkąd Ian uświadomił sobie, że rudy wcale nie jest dla niego tylko znajomym od notatek, z którym dobrze spędza się czas na uczeniu go języka migowego, Ivo mocno trzymał kciuki za pogłębienie tej znajomości, mimo że sam nie był całkowicie przekonany do Rene. Być może zbyt krótko rozmawiali, by Nixon mógł dostrzec te same zalety co brat? Ale...
Tak naprawdę to ja w większości mówiłem, bo jemu to chyba język związano.
Czy właśnie w tym tkwił cały urok nowego kolegi ciemnowłosego? W końcu lepiej zadawać się z kimś mówiącym tylko to, co uważa za potrzebne lub ciekawe, niż z osobą, której struny głosowe były bardziej zdarte niż wielokrotnie odtwarzana płyta.
Było na to o wiele za wcześnie.
Zakrył dłonią usta, kryjąc uśmiech i jednocześnie powstrzymując się przed parsknięciem śmiechem. No w końcu uwaga matki przeniosła się na kogoś innego, dzięki czemu poszło w zapomnienie niedawne ociąganie się Ivo i jego niechęć do zejścia na śniadanie.
Zjadł w miarę szybko, za bardzo ciekawy tego, jak poszło bliźniakowi na lodowisku, żeby przeciągać jedzenie i prosić o dokładkę. Trzy tosty powinny wystarczyć na dobry początek dnia nawet jeśli chłopak nie do końca poczuł się po nich najedzony.
Wszedł do pokoju i od razu usiadł na jednym końcu łóżka, zostawiając Ianowi na tyle dużo miejsca, by ten mógł się bez przeszkód rozłożyć.
— No więc jak? — Sięgnął po poduszkę i położył ją na nogach. — Udało ci się czegoś dowiedzieć?
Bo rzecz jasna to, co udało się Rene nauczyć podstaw jazdy na łyżwach, było sprawą drugorzędną, a może nawet i trzeciorzędną. W końcu każdy lepiej lub gorzej radził sobie na lodzie. Odkąd Ian uświadomił sobie, że rudy wcale nie jest dla niego tylko znajomym od notatek, z którym dobrze spędza się czas na uczeniu go języka migowego, Ivo mocno trzymał kciuki za pogłębienie tej znajomości, mimo że sam nie był całkowicie przekonany do Rene. Być może zbyt krótko rozmawiali, by Nixon mógł dostrzec te same zalety co brat? Ale...
Tak naprawdę to ja w większości mówiłem, bo jemu to chyba język związano.
Czy właśnie w tym tkwił cały urok nowego kolegi ciemnowłosego? W końcu lepiej zadawać się z kimś mówiącym tylko to, co uważa za potrzebne lub ciekawe, niż z osobą, której struny głosowe były bardziej zdarte niż wielokrotnie odtwarzana płyta.
Po wejściu do pokoju, stanął w miejscu, kompletnie nie wiedząc jak powinien się zachować. Chyba po raz pierwszy od dawna, w towarzystwie Ivo. Z jednej strony chciałby powiedzieć mu absolutnie wszystko, a z drugiej... z drugiej chciał to zachować dla siebie. I stojąc tak w miejscu zdał sobie sprawę, że ta druga opcja kusiła go w tym momencie dużo, dużo mocniej. Nie mógł się przecież przed nim całkowicie zamknąć.
Nie rozsiadł się. Zamiast tego wpadł na zupełnie inny pomysł. Doskonale wiedział, co pomagało w takich sytuacjach, poza tym skoro i tak juz zawalił z tym całym kakaem, powinien mu się jakoś odwdzięczyć.
"Chodźmy po kawę do Starbucksa. Albo gorącą czekoladę. Opowiem ci po drodze i tak większość ludzi w Riverdale City nie umie migowego, więc co za różnica."
Zamigał, podchodząc do brata i łapiąc go za nadgarstek. Nie dając mu nawet czasu na jakikolwiek protest, pociągnął go za sobą, wrzucając w międzyczasie na łóżko poduszkę, która spadła Ivo z kolan.
"Mamo idziemy do Starbucksa, chcesz coś?"
Zamigał stając przed rodzicielką, która spojrzała na oboje z wyraźnym zaskoczeniem. Wypad na miasto tak wcześnie rano? Uśmiechnęła się jednak w odpowiedzi i poczochrała jego włosy, tuż przed odpowiedzią.
— Nie, dziękuję. Zastanówcie się przy okazji co chcecie na obiad, jeśli okaże się że czegoś brakuje to kupicie to po drodze w sklepie.
Pokiwał posłusznie głową i wszedł do przedpokoju, ubierając buty i kurtkę. Zarzucił plecak i wylazł przez drzwi ruszając w kierunku centrum.
zt. x2
Nie rozsiadł się. Zamiast tego wpadł na zupełnie inny pomysł. Doskonale wiedział, co pomagało w takich sytuacjach, poza tym skoro i tak juz zawalił z tym całym kakaem, powinien mu się jakoś odwdzięczyć.
"Chodźmy po kawę do Starbucksa. Albo gorącą czekoladę. Opowiem ci po drodze i tak większość ludzi w Riverdale City nie umie migowego, więc co za różnica."
Zamigał, podchodząc do brata i łapiąc go za nadgarstek. Nie dając mu nawet czasu na jakikolwiek protest, pociągnął go za sobą, wrzucając w międzyczasie na łóżko poduszkę, która spadła Ivo z kolan.
"Mamo idziemy do Starbucksa, chcesz coś?"
Zamigał stając przed rodzicielką, która spojrzała na oboje z wyraźnym zaskoczeniem. Wypad na miasto tak wcześnie rano? Uśmiechnęła się jednak w odpowiedzi i poczochrała jego włosy, tuż przed odpowiedzią.
— Nie, dziękuję. Zastanówcie się przy okazji co chcecie na obiad, jeśli okaże się że czegoś brakuje to kupicie to po drodze w sklepie.
Pokiwał posłusznie głową i wszedł do przedpokoju, ubierając buty i kurtkę. Zarzucił plecak i wylazł przez drzwi ruszając w kierunku centrum.
zt. x2
Nie miał nic przeciwko pisaniu na tablecie zamiast mówieniu, w końcu był do niego przyzwyczajony. Nawet jeśli w tym momencie, umiejętność ta nieszczególnie miała im się przydać. Gdzieś w międzyczasie Ian wyciągnął swój telefon - mimo, że sam powiedział Rene by schował swój, co za bezczelny gnojek - wysyłając krótkiego smsa do matki, która zdążyła mu zostawić w międzyczasie trzy nagrania na poczcie głosowej. Ona się nigdy nie nauczy. Przewrócil oczami, zerkając w stronę rudowłosego. Mógłby co prawda poprosić go, by odsłuchał je za niego, ale jednocześnie bał się jak żenującymi tekstami mogła tam rzucać.
Podrapał się po policzku. Do tej pory nie czuł nigdy aż tak dużej potrzeby bycia jednym z tych całych cool kids. Było mu dobrze w swoich czterech ścianach i otaczającej go ciszy, nawet jeśli jej sobie nie wybrał. Miał masę internetowych znajomych, którzy zastępowali mu tych realnych na codzień. Ale w ostatnich dniach nie miał już dłużej ochoty zachowywać się jak wycofany dzieciak. Chciał być kimś, w kim zawsze można zobaczyć oparcie niezależnie od sytuacji. Może i nie zawsze kierował się rozsądkiem, zwłaszcza gdy po raz enty wagarował, uznając lekcje za kompletną stratę czasu... ale jednocześnie stawiał sobie pewne granice. Odpowiedzialność i zaufanie. Ktoś, komu możesz powiedzieć absolutnie wszystko.
Odwrócił głowę w bok, czując że nieznacznie się czerwieni, z wybitnym wręcz zainteresowaniem wpatrując się w jedno z mijanych drzew. Doskonale wiedział, że powód całego tego zamieszania szedł tuż obok niego. Nawet jeśli Nixon musiał się jeszcze wiele nauczyć, sam nie zdawał sobie nawet sprawy z tego jak często wychodził ze swojej strefy komfortu w towarzystwie rudowłosego. Dzisiejszy wieczór był tego idealnym przykładem.
"Dzięki."
Rzucił mu pytające spojrzenie zatrzymując się w miejscu. Przekrzywił głowę w bok.
Za co?
Póki co stał jeszcze przed domem cały czas go obserwując. Zrobił krok w jego stronę, by stać dużo bliżej niego. Głównie po to, by móc mu się lepiej przyjrzeć, nawet jeśli latarnia była raczej słabym oświetleniem w tych warunkach. Jedynie fakt że nijak go nie uprzedził, sprawił że mogło to zostać odebrane w dość dziwny sposób.
Lepiej się czujesz?
Uniósł tablet ku górze, nie odrywając od niego wzroku. Byle tym razem nie zignorował jego pytania.
Podrapał się po policzku. Do tej pory nie czuł nigdy aż tak dużej potrzeby bycia jednym z tych całych cool kids. Było mu dobrze w swoich czterech ścianach i otaczającej go ciszy, nawet jeśli jej sobie nie wybrał. Miał masę internetowych znajomych, którzy zastępowali mu tych realnych na codzień. Ale w ostatnich dniach nie miał już dłużej ochoty zachowywać się jak wycofany dzieciak. Chciał być kimś, w kim zawsze można zobaczyć oparcie niezależnie od sytuacji. Może i nie zawsze kierował się rozsądkiem, zwłaszcza gdy po raz enty wagarował, uznając lekcje za kompletną stratę czasu... ale jednocześnie stawiał sobie pewne granice. Odpowiedzialność i zaufanie. Ktoś, komu możesz powiedzieć absolutnie wszystko.
Odwrócił głowę w bok, czując że nieznacznie się czerwieni, z wybitnym wręcz zainteresowaniem wpatrując się w jedno z mijanych drzew. Doskonale wiedział, że powód całego tego zamieszania szedł tuż obok niego. Nawet jeśli Nixon musiał się jeszcze wiele nauczyć, sam nie zdawał sobie nawet sprawy z tego jak często wychodził ze swojej strefy komfortu w towarzystwie rudowłosego. Dzisiejszy wieczór był tego idealnym przykładem.
"Dzięki."
Rzucił mu pytające spojrzenie zatrzymując się w miejscu. Przekrzywił głowę w bok.
Za co?
Póki co stał jeszcze przed domem cały czas go obserwując. Zrobił krok w jego stronę, by stać dużo bliżej niego. Głównie po to, by móc mu się lepiej przyjrzeć, nawet jeśli latarnia była raczej słabym oświetleniem w tych warunkach. Jedynie fakt że nijak go nie uprzedził, sprawił że mogło to zostać odebrane w dość dziwny sposób.
Lepiej się czujesz?
Uniósł tablet ku górze, nie odrywając od niego wzroku. Byle tym razem nie zignorował jego pytania.
Rene Dubois
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: [ ZACHÓD ] Dom na obrzeżach
Pią Sty 31, 2020 9:45 pm
Pią Sty 31, 2020 9:45 pm
Wychodzenie ze swojej strefy komfortu i zmienianie podejścia do ludzi to coś co przeżywał teraz również Rene i to także po części dzięki Ianowi. W dużej mierze również przez Leię i z obojgiem w zupełnie różny sposób. Z Nixonem Francuz oswajał się jak lis z bajki o Małym Księciu - metodycznie, małymi kroczkami. Otwierał się na niego nawet tego nie zauważając, ale przez to bardzo powoli zachodziły jakiekolwiek zmiany. To była bezpieczna droga, która zabierała więcej czasu. Z Leilani to było bardziej jak terapia szokowa, wystawianie się na mocne, zazwyczaj nieprzyjemne bodźce, które mogły pomóc lub pogorszyć sprawę. W tym wypadku wszystko działo się szybciej, ale mniej kontrolowanie i potem kończyło niekoniecznie dobrymi sytuacjami, jak dzisiejsze pijaństwo. To była ta niebezpieczna, pokręcona droga. Obie prowadziły do jednej osoby i obie miały na nią wielki wpływ. Ale Rene czuł, że powoli coraz bardziej go to wszystko przytłacza. Wszystko skomplikowały pocałunki z dwoma tak różnymi osobami. Wraz z nimi przyszły wątpliwości i uczucia, ale nie tak jednoznaczne jakby mogło się wydawać. Rudzielec miał wrażenie, że niedługo któraś ze stron, a być może obie, zaczną od niego oczekiwać czegoś więcej, jakiegoś większego zaangażowania, jakiejkolwiek formy nie miało ono przyjąć. A on wcale nie był pewien czy chce coś zmieniać ani w którą stronę.
Szli w milczeniu aż nie dotarli pod dom Iana. Całą drogę Rene próbował poukładać sobie w głowie te wszystkie coraz bardziej dobijające go sprawy, ale w obecnym stanie nic mu z tego nie wychodziło. Porzucił więc próby pastwienia się nad samym sobą i podziękował koledze. Zapytany za co, wziął już swój telefon i szybko odpowiedział;
"Nie musiałeś przychodzić."
I była to prawda, którą oboje znali. Ian nie musiał się fatygować, ale to zrobił i Rene był mu za to wdzięczny, nawet jeśli dalej uważał, że poradziłby sobie sam. Witaminki na pewno jakoś przyspieszą proces dochodzenia do siebie chłopaka, a spacer i rozmowa podniosły jego morale. Teraz pozostało mu wrócić do akademika i się wreszcie położyć. Ale najpierw zdjął szalik, żeby oddać go koledze. Zarzucił go brunetowi na szyję i zawiązał jak prosty krawat. Dzięki temu Ian mógł go wygodnie regulować i wyglądał naprawdę szykownie.
Szli w milczeniu aż nie dotarli pod dom Iana. Całą drogę Rene próbował poukładać sobie w głowie te wszystkie coraz bardziej dobijające go sprawy, ale w obecnym stanie nic mu z tego nie wychodziło. Porzucił więc próby pastwienia się nad samym sobą i podziękował koledze. Zapytany za co, wziął już swój telefon i szybko odpowiedział;
"Nie musiałeś przychodzić."
I była to prawda, którą oboje znali. Ian nie musiał się fatygować, ale to zrobił i Rene był mu za to wdzięczny, nawet jeśli dalej uważał, że poradziłby sobie sam. Witaminki na pewno jakoś przyspieszą proces dochodzenia do siebie chłopaka, a spacer i rozmowa podniosły jego morale. Teraz pozostało mu wrócić do akademika i się wreszcie położyć. Ale najpierw zdjął szalik, żeby oddać go koledze. Zarzucił go brunetowi na szyję i zawiązał jak prosty krawat. Dzięki temu Ian mógł go wygodnie regulować i wyglądał naprawdę szykownie.
Ian nie do końca potrafił sobie wyobrażać przyszłość. Z reguły żył w konkretnym miejscu i czasie, nieszczególnie patrząc na to jak może wyglądać następny dzień. Nigdy nikt go tego nie nauczył. Stawiał sobie konkretny cel, wykonywał go, a potem... potem szukał kolejnego. Większość z nich była bardzo prosta, szybko zyskiwała status zakończonego. Zdaj egzaminy na pięć. Dostań się do prestiżowej szkoły. Wykonaj perfekcyjny Triple Lutz. Była ich cała masa, ale żaden nigdy nie był niczym szczególnie skomplikowanym.
Dlatego teraz czuł się jak dziecko błądzące we mgle. Mimo że był święcie przekonany, że Rene doskonale zdaje sobie sprawę z jego uczuć, które mimowolnie wyznał mu na lodowisku, nie czuł by cokolwiek szło w jakąkolwiek stronę. I przez to nie wiedział jak się zachować. Rudowłosy pozwalał mu na wiele. Do tego stopnia, że czasem Ian zastanawiał się czy nie zgadza się na to wszystko wyłącznie z jakiegoś wyrobionego przez lata nawyku. Przygryzł od wewnątrz wargę zębami, patrząc gdzieś w bok. Nie chciał stać w miejscu i niczego nie robić licząc, że ten w końcu sam wykaże się jakąś inicjatywą. Ale jednocześnie nie chciał go do niczego przymuszać. Dlaczego to wszystko musiało być takie trudne? Gdyby po prostu go wtedy odrzucił, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Wątpił, by był w stanie dać sobie tak szybko spokój, ale przynajmniej wiedziałby że nie ma najmniejszych szans. Nie próbowałby wybiegać myślami w przyszłość i zastanawiać się nad tym co będzie, gdy zwyczanie nie potrafił tego robić, przez co gubił się we własnych rozważaniach. Ale jednocześnie cieszył się, że tego nie zrobił, bardziej niż ktokolwiek mógłby sądzić.
Do czego więc tym razem dążył?
Jak do tego dążył?
Czy było to w porządku wobec Rene?
I czy Rene był w porządku wobec niego?
Zbyt wiele pytań kłębiło się w jego głowie. Pytań bez odpowiedzi, których bał się zadać.
Wtem poczuł jak chłopak przerzuca szalik przez jego kark. Zaczerwienił się nieznacznie, spuszczając wzrok w dół, lecz nijak nie zaprotestował, gdy Rene wiązał go na jego szyi. Jego głupia natura momentalnie kazała mu ukryć własne zażenowanie, gdy wstukiwał kolejne literki na tablecie.
Nie musisz powtarzać mojego ostatniego tricku, w przeciwieństwie do mnie jesteś wysoki. Wystarczy, że się nachylisz.
Uniósł kącik ust w zaczepnym uśmiechu. Nie trwał on jednak zbyt długo, nim Nixon ponownie spoważniał.
"Dziękuję, Rene."
Zamigał powoli, mając nadzieję że nie był na tyle otępiony, by nie zrozumieć tak podstawowego gestu.
A teraz chodź.
Bez dalszego słowa wytłumaczenia, po prostu złapał go za nadgarstek i pociągnął w kierunku drzwi wejściowych. Nie chciał go do niczego przymuszać? Jakoś tak to szło. Czasem Ian naprawdę zachowywał się jak pies spuszczony ze smyczy.
Dlatego teraz czuł się jak dziecko błądzące we mgle. Mimo że był święcie przekonany, że Rene doskonale zdaje sobie sprawę z jego uczuć, które mimowolnie wyznał mu na lodowisku, nie czuł by cokolwiek szło w jakąkolwiek stronę. I przez to nie wiedział jak się zachować. Rudowłosy pozwalał mu na wiele. Do tego stopnia, że czasem Ian zastanawiał się czy nie zgadza się na to wszystko wyłącznie z jakiegoś wyrobionego przez lata nawyku. Przygryzł od wewnątrz wargę zębami, patrząc gdzieś w bok. Nie chciał stać w miejscu i niczego nie robić licząc, że ten w końcu sam wykaże się jakąś inicjatywą. Ale jednocześnie nie chciał go do niczego przymuszać. Dlaczego to wszystko musiało być takie trudne? Gdyby po prostu go wtedy odrzucił, wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Wątpił, by był w stanie dać sobie tak szybko spokój, ale przynajmniej wiedziałby że nie ma najmniejszych szans. Nie próbowałby wybiegać myślami w przyszłość i zastanawiać się nad tym co będzie, gdy zwyczanie nie potrafił tego robić, przez co gubił się we własnych rozważaniach. Ale jednocześnie cieszył się, że tego nie zrobił, bardziej niż ktokolwiek mógłby sądzić.
Do czego więc tym razem dążył?
Jak do tego dążył?
Czy było to w porządku wobec Rene?
I czy Rene był w porządku wobec niego?
Zbyt wiele pytań kłębiło się w jego głowie. Pytań bez odpowiedzi, których bał się zadać.
Wtem poczuł jak chłopak przerzuca szalik przez jego kark. Zaczerwienił się nieznacznie, spuszczając wzrok w dół, lecz nijak nie zaprotestował, gdy Rene wiązał go na jego szyi. Jego głupia natura momentalnie kazała mu ukryć własne zażenowanie, gdy wstukiwał kolejne literki na tablecie.
Nie musisz powtarzać mojego ostatniego tricku, w przeciwieństwie do mnie jesteś wysoki. Wystarczy, że się nachylisz.
Uniósł kącik ust w zaczepnym uśmiechu. Nie trwał on jednak zbyt długo, nim Nixon ponownie spoważniał.
"Dziękuję, Rene."
Zamigał powoli, mając nadzieję że nie był na tyle otępiony, by nie zrozumieć tak podstawowego gestu.
A teraz chodź.
Bez dalszego słowa wytłumaczenia, po prostu złapał go za nadgarstek i pociągnął w kierunku drzwi wejściowych. Nie chciał go do niczego przymuszać? Jakoś tak to szło. Czasem Ian naprawdę zachowywał się jak pies spuszczony ze smyczy.
Rene Dubois
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: [ ZACHÓD ] Dom na obrzeżach
Pią Sty 31, 2020 10:40 pm
Pią Sty 31, 2020 10:40 pm
Rene nie spodziewał się niczego więcej po tym, gdy już dotarli na miejsce. Zamierzał oddać szalik koledze i iść, kiedy ten najpierw zbił go z tropu komentarzem, a potem złapał za rękę i zaczął ciągnąć do domu. W sensie nie w stronę garażu jak uprzednio, ale do drzwi wejściowych. A przecież o tej porze cała jego rodzina musiała być w środku! No, ewentualnie poza ojcem. Ale to dalej matka i brat!
I co dalej? Wejdą do środka i pójdą do jego pokoju? Rene nie wiedział nawet tyle o Ianie by mieć pojęcie czy ten dzielił sypialnię z bratem czy nie. Sam miał bliźniaka i jak jeszcze ze sobą mieszkali to zawsze mieli jeden wspólny pokój i jedno łóżko. Czy to znaczy, że będą siedzieć obok Ivo? Nawet jeśli by spał, Francuzowi to dalej nie pasowało. A co jeśli jego matka ich nakryje? Albo gorzej - przywita od progu! Nie, nie ma mowy. Jeśli Ian coś od niego chciał to mógł to zrobić na zewnątrz.
A z drugiej strony...
Przecież był u Lei i to tego samego dnia. Wprawdzie jej rodzice wyszli, ale tutaj też istniała szansa, że nikt do nich nie wyjdzie i będą mogli spędzić czas sami w spokoju. Rudzielec już sam nie był pewien co robić. Zawsze starał się być fair i rzadko robił to na co miał ochotę. Zazwyczaj nawet sam siebie nie słuchał i przez to nie miał pojęcia czego może chcieć.
Zatrzymał się i spojrzał niepewnie na dom przed nim. Bał się, bardzo, ale czy było czego? Przecież Ian nie da go skrzywdzić. Specjalnie przyszedł by o niego zadbać, więc nie prowadziłby go teraz na rzeź. Do tego miał ku temu wszystkiemu jakiś powód, bo do tej pory raczej unikał podobnych rzeczy. Nawet ostatnio wybrał garaż co, wbrew pozorom, wiele o nim mówiło. Czyli teraz czuł się pewniej. I chyba ta pewność bruneta przeważyła, bo Francuz ruszył powoli za nim, pocieszając się w myślach, że to na pewno długo nie zajmie. Wejdzie tylko na krótką chwilę, zanim ktokolwiek się zorientuje. A potem zamówi taksówkę i wróci do siebie. Miał na to pieniądze dzięki stypendium i to go pocieszało.
To będzie tylko na moment...
Już bez oporów wszedł do środka.
I co dalej? Wejdą do środka i pójdą do jego pokoju? Rene nie wiedział nawet tyle o Ianie by mieć pojęcie czy ten dzielił sypialnię z bratem czy nie. Sam miał bliźniaka i jak jeszcze ze sobą mieszkali to zawsze mieli jeden wspólny pokój i jedno łóżko. Czy to znaczy, że będą siedzieć obok Ivo? Nawet jeśli by spał, Francuzowi to dalej nie pasowało. A co jeśli jego matka ich nakryje? Albo gorzej - przywita od progu! Nie, nie ma mowy. Jeśli Ian coś od niego chciał to mógł to zrobić na zewnątrz.
A z drugiej strony...
Przecież był u Lei i to tego samego dnia. Wprawdzie jej rodzice wyszli, ale tutaj też istniała szansa, że nikt do nich nie wyjdzie i będą mogli spędzić czas sami w spokoju. Rudzielec już sam nie był pewien co robić. Zawsze starał się być fair i rzadko robił to na co miał ochotę. Zazwyczaj nawet sam siebie nie słuchał i przez to nie miał pojęcia czego może chcieć.
Zatrzymał się i spojrzał niepewnie na dom przed nim. Bał się, bardzo, ale czy było czego? Przecież Ian nie da go skrzywdzić. Specjalnie przyszedł by o niego zadbać, więc nie prowadziłby go teraz na rzeź. Do tego miał ku temu wszystkiemu jakiś powód, bo do tej pory raczej unikał podobnych rzeczy. Nawet ostatnio wybrał garaż co, wbrew pozorom, wiele o nim mówiło. Czyli teraz czuł się pewniej. I chyba ta pewność bruneta przeważyła, bo Francuz ruszył powoli za nim, pocieszając się w myślach, że to na pewno długo nie zajmie. Wejdzie tylko na krótką chwilę, zanim ktokolwiek się zorientuje. A potem zamówi taksówkę i wróci do siebie. Miał na to pieniądze dzięki stypendium i to go pocieszało.
To będzie tylko na moment...
Już bez oporów wszedł do środka.
Gdy Rene się zatrzymał, Ian wypuścił jego rękę z uścisku. Sam stanął w miejscu, obracając się w jego stronę w milczeniu. Nie zadał żadnego pytania, ani nie próbował go ciągnąć na siłę. Po prostu czekał, aż Dubois podejmie decyzję. Wbrew swoim wcześniejszym działaniom, nie zamierzał go nawet poganiać, choćby miał spędzić na dworze kolejnych dziesięć minut nim rudowłosy poukłada sobie wszystko w głowie.
Aż w końcu wszedł do środka. Nie mógł powstrzymać łagodnego uśmiechu, gdy otwierał mu drzwi. W środku było ciemno. Wszystkie światła na dolnym piętrze były pogaszone, choć na wprost w kuchni dało się zobaczyć odbijającą prostą wiązkę żółtego światła z innego pokoju, niewidocznego z tej perspektywy. Zamknął drzwi wejściowe i zdjął kurtkę, odwieszając ją na wieszak. Przez chwilę zawahał się unosząc ręce do szalika, nim w końcu go rozplątał z wyraźnym żalem na twarzy i odwiesił obok. Wyciągnął rekę do Rene, wyraźnie chcąc wziąć od niego płaszcz, by i jego odwiesić na miejsce.
Zaraz po tym wziął tablet, ściągając jednocześnie buta o buta i przesunął je niedbale w bok, by nie zawalały przejścia. Niezbyt przejmował się czy będą równo czy coś w tym stylu. Jego nerwica natręctw miała przeróżne, wyjątkowo dziwne objawy, które niestety mało miały wspólnego z pedantyzmem.
Chcesz poznać moją mamę czy wolisz tego uniknąć?
Podniósł urządzenie dając mu wybór. Mogli iść prosto na górę do jego pokoju i nie spotkać po drodze absolutnie nikogo. Ivo i tak zawsze siedział o tej porze u siebie oglądając seriale na słuchawkach, więc wątpił by w ogóle miał się zorientować, że z kimś przyszedł. Rodzicielkę uprzedził dużo wcześniej. Pani Nixon zdążyła się już przygotować do snu, lecz był pewien że jeśli zaciągnie Rene do kuchni, wyjdzie by ich przywitać. W innym wypadku, po prostu zamelduje się u niej sam.
Aż w końcu wszedł do środka. Nie mógł powstrzymać łagodnego uśmiechu, gdy otwierał mu drzwi. W środku było ciemno. Wszystkie światła na dolnym piętrze były pogaszone, choć na wprost w kuchni dało się zobaczyć odbijającą prostą wiązkę żółtego światła z innego pokoju, niewidocznego z tej perspektywy. Zamknął drzwi wejściowe i zdjął kurtkę, odwieszając ją na wieszak. Przez chwilę zawahał się unosząc ręce do szalika, nim w końcu go rozplątał z wyraźnym żalem na twarzy i odwiesił obok. Wyciągnął rekę do Rene, wyraźnie chcąc wziąć od niego płaszcz, by i jego odwiesić na miejsce.
Zaraz po tym wziął tablet, ściągając jednocześnie buta o buta i przesunął je niedbale w bok, by nie zawalały przejścia. Niezbyt przejmował się czy będą równo czy coś w tym stylu. Jego nerwica natręctw miała przeróżne, wyjątkowo dziwne objawy, które niestety mało miały wspólnego z pedantyzmem.
Chcesz poznać moją mamę czy wolisz tego uniknąć?
Podniósł urządzenie dając mu wybór. Mogli iść prosto na górę do jego pokoju i nie spotkać po drodze absolutnie nikogo. Ivo i tak zawsze siedział o tej porze u siebie oglądając seriale na słuchawkach, więc wątpił by w ogóle miał się zorientować, że z kimś przyszedł. Rodzicielkę uprzedził dużo wcześniej. Pani Nixon zdążyła się już przygotować do snu, lecz był pewien że jeśli zaciągnie Rene do kuchni, wyjdzie by ich przywitać. W innym wypadku, po prostu zamelduje się u niej sam.
Rene Dubois
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: [ ZACHÓD ] Dom na obrzeżach
Pią Sty 31, 2020 11:34 pm
Pią Sty 31, 2020 11:34 pm
Weszli do środka. Rudzielcowi od razu zrobiło się o wiele za ciepło i to nie tylko dlatego, że był grubo ubrany i znalazł się w ogrzewanym pomieszczeniu. Gorąc jaki odczuwał wiązał się również z nerwami jakie zaczęły go zjadać odkąd tylko Ian otworzył drzwi i go wpuścił. Bez słowa zdjął płaszcz i podał go koledze. Sweter też najchętniej by ściągnął, ale powstrzymał się, bojąc się nawet poruszać w tym nowym, obcym mu miejscu. Był skrępowany jeszcze bardziej niż u Lei, gdzie wiedział, że nikogo poza nią nie było. Tutaj miał wrażenie, że jego oddech da się słyszeć nawet na drugim piętrze.
Trzymał się blisko Iana i już kiedy ten pisał mu wiadomość na tablecie, oczy Rene rozszerzyły się w panice. Od razu zaczął machać łbem na boki i zbliżył się jeszcze bardziej kolegi, mimowolnie łapiąc go za bluzę na wysokości ramienia. Było widać, że nie czuł się tutaj zbyt swojo i nawet się trochę garbił, jakby miał nadzieję, że będąc mniejszym nie będzie się tak rzucał w oczy. Widząc to, Nixon wreszcie się nad nim zlitował i ruszyli do jego pokoju, choć uprzednio odczepił się od Francuza i poszedł przywitać z matką. Dopiero wtedy wspięli się po schodach na górę.
Całą drogę rudzielec zastanawiał się czy spotkają tam Ivo. Nie pytał Iana o nic, ale szedł z duszą na ramieniu i sercem podchodzącym do gardła. Kiedy brunet otwierał drzwi, Dubois aż wstrzymał oddech. I z ulgą wypuścił powietrze widząc, że są sami. Nie mógł powstrzymać lekkiego półuśmiechu, gdy drzwi się za nim zamknęły i zostali sami. Rzecz jasna dalej istniał cień szansy, że ktoś tu wejdzie i go nakryje, ale i tak Rene nie mógł czuć się lepiej. Grzecznie stanął pod ścianą i zajął obserwowaniem Iana.
"Co teraz?" zamigał już żwawiej. Po spacerku i witaminkach, ale też dużej dawce adrenaliny, czuł się o wiele bardziej trzeźwo, nawet jeśli wciąż jeszcze trochę trzymało go wypite kilka godzin temu wino.
Trzymał się blisko Iana i już kiedy ten pisał mu wiadomość na tablecie, oczy Rene rozszerzyły się w panice. Od razu zaczął machać łbem na boki i zbliżył się jeszcze bardziej kolegi, mimowolnie łapiąc go za bluzę na wysokości ramienia. Było widać, że nie czuł się tutaj zbyt swojo i nawet się trochę garbił, jakby miał nadzieję, że będąc mniejszym nie będzie się tak rzucał w oczy. Widząc to, Nixon wreszcie się nad nim zlitował i ruszyli do jego pokoju, choć uprzednio odczepił się od Francuza i poszedł przywitać z matką. Dopiero wtedy wspięli się po schodach na górę.
Całą drogę rudzielec zastanawiał się czy spotkają tam Ivo. Nie pytał Iana o nic, ale szedł z duszą na ramieniu i sercem podchodzącym do gardła. Kiedy brunet otwierał drzwi, Dubois aż wstrzymał oddech. I z ulgą wypuścił powietrze widząc, że są sami. Nie mógł powstrzymać lekkiego półuśmiechu, gdy drzwi się za nim zamknęły i zostali sami. Rzecz jasna dalej istniał cień szansy, że ktoś tu wejdzie i go nakryje, ale i tak Rene nie mógł czuć się lepiej. Grzecznie stanął pod ścianą i zajął obserwowaniem Iana.
"Co teraz?" zamigał już żwawiej. Po spacerku i witaminkach, ale też dużej dawce adrenaliny, czuł się o wiele bardziej trzeźwo, nawet jeśli wciąż jeszcze trochę trzymało go wypite kilka godzin temu wino.
Wyglądał jak spłoszony kot.
Im dłużej patrzył na jego zachowanie tym bardziej nie mógł przestać go sobie wyobrażać w takiej formie. Najpierw starannie się poprawiał jakby od tego zależało absolutnie wszystko, a teraz przyczepił się do niego sam z siebie. Ian kompletnie nie spodziewając się podobnego ruchu z jego strony, drgnął nieznacznie, zaskoczony tym kontaktem równie mocno co wtedy, gdy przytulił go na lodowisku. Może powinien częściej wywoływać różne sytuacje, skoro miało się to kończyć w taki sposób?
Przez chwilę poświęcił się tej myśli, nim ostatecznie stwierdził że przerażenie w oczach rudowłosego skutecznie go do tego zniechęcało. W końcu chciał by czuł się przy nim komfortowo, a nie jakby na każdym kroku czekało na niego pole minowe. Odczepił delikatnie jego palce od swojej bluzy, przytrzymując je w uścisku, nim skinął powoli głową pokazując, że rozumie. Przeszedł przez pokój znikając za rogiem, nim zapukał kilkakrotnie do drzwi.
"Wróciłem."
Zamigał, widząc leżącą już w łóżku matkę. Kobieta odwróciła się do niego na czas, przyciszając nieznacznie telewizor i odetchnęła z wyraźną ulgą, wychylając się nieco w bok.
— Przyszedłeś bez kolegi? — zamigała, wypowiadając te same słowa na głos. Pokręcił przecząco głową.
"Jest bardzo... nieśmiały."
Zawahał się, niepewny czy chce używać akurat tego określenia, choć jednocześnie wydawało mu się ono w tym momencie najodpowiedniejsze. Kobieta trzymała przez chwilę pilota, nim opuściła go powoli na kołdrę.
— Ian, tylko... spokojnie, dobrze? Cieszę się, że przychodzisz z... kolegą, ale...
Czy ona. Właśnie. Próbowała.
"Jezu, mamo. Przestań w końcu czytać te głupie czasopisma."
Zażenowanie wzięło górę. Nie zawstydzenie całą sytuacją. Nie to o co go próbowała posądzić. Istne zażenowanie, że jego matka w ogóle pozwoliła by takie słowa przeszły jej przez gardło.
— Skarbie, wiesz że przede mną nie musisz mieć żadnych tajemnic, prawda?
Uniósł brew ku górze.
"Zapytaj lepiej Ivo o jego nową dziewczynę."
— IVO MA DZIEWCZYNĘ?
Nim zdążyła rozwinąć temat, machnął ręką i zniknął z pokoju.
Wybacz Ivo, pomyślał zerkając w górę, wprost w miejsce, gdzie leżał teraz jego brat. Potrzebował tej dywersji by dała mu spokój. Jego matka od samego początku dość dobitnie rozdzieliła sobie orientację obu braci i nieszczególnie próbowała przyjąć do wiadomości to co jej mówili, uważając że solidarnie kryją siebie wzajemnie.
Wrócił do Rene, cały czas kręcąc głową z niedowierzaniem. Byle jak najszybciej zabrać go na górę, zanim nie daj boże jego matka przyjdzie powitać go w domu w celu wybadania całej jego przeszłości, obecnego stanu majątkowego, drzewa rodzinnego i kij wie co jeszcze wypisywali w tych jej Cosmo czy innych badziewiach.
Przechodząc obok drzwi do pokoju Ivo zerknął w dół, widząc mrygające błękitne światło, co tylko potwierdziło jego teorię że znowu oglądał jakiś film czy serial. Później zaniesie mu kilka rzeczy, które kupił w sklepie.
Pokój Iana był niezwykle prosty. Praktycznie naprzeciwko drzwi stało biurko, na którym leżało kilka zeszytów i stron notatek - tych samych, które miał ze sobą w bibliotece. Po lewej stała pusta, wręcz smutno wyglądająca sztaluga, ze schowanymi za nią pustymi płótnami. Spore łóżko po prawej pod ścianą - rodzice zabezpieczyli się na przyszłość, wiedząc że bracia uwielbiają do siebie przyłazić po nocach, co zbyt często kończyło się spadaniem na ziemię - z ustawioną na lewo od niego szafką nocną. W kolejnym rogu stały dwie wielkie pufy wypełnione steropianem. Tuż obok niskiego stolika, na którym często ustawiali z bratem laptopa by coś obejrzeć. Ostatni róg zajmowała szafa. Najciekawszym elementem bez wątpienia była ściana przy łóżku, którą Ian obwiesił białymi światełkami i sznurkami z poprzyczepianymi do nich zdjęciami i pocztówkami, które dostał od znajomych z całego świata. Teraz gdy już znaleźli się w środku, role zdawały się odwrócić. Podczas gdy Rene się rozluźnił, Ian wyglądał na wybitnie zażenowanego. Podrapał się po nosie, nie do końca wiedzac co ze sobą zrobić. W końcu nigdy wcześniej nikogo do siebie nie zapraszał.
"Co teraz?"
Drgnął w miejscu, szybko rozglądając się wokół.
Usiądź. Gdziekolwiek.
Podbiegł szybko do biurka, by postawić obok niego plecak. Wyciągnął ze środka półlitrową butelkę z wodą i podszedł to Rene, wciskając mu ją do ręki.
Może być trochę zimna, ale byłoby dobrze, gdybyś wypił całą. Może unikniesz jutro drapania w gardle. I bólu głowy.
Im dłużej patrzył na jego zachowanie tym bardziej nie mógł przestać go sobie wyobrażać w takiej formie. Najpierw starannie się poprawiał jakby od tego zależało absolutnie wszystko, a teraz przyczepił się do niego sam z siebie. Ian kompletnie nie spodziewając się podobnego ruchu z jego strony, drgnął nieznacznie, zaskoczony tym kontaktem równie mocno co wtedy, gdy przytulił go na lodowisku. Może powinien częściej wywoływać różne sytuacje, skoro miało się to kończyć w taki sposób?
Przez chwilę poświęcił się tej myśli, nim ostatecznie stwierdził że przerażenie w oczach rudowłosego skutecznie go do tego zniechęcało. W końcu chciał by czuł się przy nim komfortowo, a nie jakby na każdym kroku czekało na niego pole minowe. Odczepił delikatnie jego palce od swojej bluzy, przytrzymując je w uścisku, nim skinął powoli głową pokazując, że rozumie. Przeszedł przez pokój znikając za rogiem, nim zapukał kilkakrotnie do drzwi.
"Wróciłem."
Zamigał, widząc leżącą już w łóżku matkę. Kobieta odwróciła się do niego na czas, przyciszając nieznacznie telewizor i odetchnęła z wyraźną ulgą, wychylając się nieco w bok.
— Przyszedłeś bez kolegi? — zamigała, wypowiadając te same słowa na głos. Pokręcił przecząco głową.
"Jest bardzo... nieśmiały."
Zawahał się, niepewny czy chce używać akurat tego określenia, choć jednocześnie wydawało mu się ono w tym momencie najodpowiedniejsze. Kobieta trzymała przez chwilę pilota, nim opuściła go powoli na kołdrę.
— Ian, tylko... spokojnie, dobrze? Cieszę się, że przychodzisz z... kolegą, ale...
Czy ona. Właśnie. Próbowała.
"Jezu, mamo. Przestań w końcu czytać te głupie czasopisma."
Zażenowanie wzięło górę. Nie zawstydzenie całą sytuacją. Nie to o co go próbowała posądzić. Istne zażenowanie, że jego matka w ogóle pozwoliła by takie słowa przeszły jej przez gardło.
— Skarbie, wiesz że przede mną nie musisz mieć żadnych tajemnic, prawda?
Uniósł brew ku górze.
"Zapytaj lepiej Ivo o jego nową dziewczynę."
— IVO MA DZIEWCZYNĘ?
Nim zdążyła rozwinąć temat, machnął ręką i zniknął z pokoju.
Wybacz Ivo, pomyślał zerkając w górę, wprost w miejsce, gdzie leżał teraz jego brat. Potrzebował tej dywersji by dała mu spokój. Jego matka od samego początku dość dobitnie rozdzieliła sobie orientację obu braci i nieszczególnie próbowała przyjąć do wiadomości to co jej mówili, uważając że solidarnie kryją siebie wzajemnie.
Wrócił do Rene, cały czas kręcąc głową z niedowierzaniem. Byle jak najszybciej zabrać go na górę, zanim nie daj boże jego matka przyjdzie powitać go w domu w celu wybadania całej jego przeszłości, obecnego stanu majątkowego, drzewa rodzinnego i kij wie co jeszcze wypisywali w tych jej Cosmo czy innych badziewiach.
Przechodząc obok drzwi do pokoju Ivo zerknął w dół, widząc mrygające błękitne światło, co tylko potwierdziło jego teorię że znowu oglądał jakiś film czy serial. Później zaniesie mu kilka rzeczy, które kupił w sklepie.
Pokój Iana był niezwykle prosty. Praktycznie naprzeciwko drzwi stało biurko, na którym leżało kilka zeszytów i stron notatek - tych samych, które miał ze sobą w bibliotece. Po lewej stała pusta, wręcz smutno wyglądająca sztaluga, ze schowanymi za nią pustymi płótnami. Spore łóżko po prawej pod ścianą - rodzice zabezpieczyli się na przyszłość, wiedząc że bracia uwielbiają do siebie przyłazić po nocach, co zbyt często kończyło się spadaniem na ziemię - z ustawioną na lewo od niego szafką nocną. W kolejnym rogu stały dwie wielkie pufy wypełnione steropianem. Tuż obok niskiego stolika, na którym często ustawiali z bratem laptopa by coś obejrzeć. Ostatni róg zajmowała szafa. Najciekawszym elementem bez wątpienia była ściana przy łóżku, którą Ian obwiesił białymi światełkami i sznurkami z poprzyczepianymi do nich zdjęciami i pocztówkami, które dostał od znajomych z całego świata. Teraz gdy już znaleźli się w środku, role zdawały się odwrócić. Podczas gdy Rene się rozluźnił, Ian wyglądał na wybitnie zażenowanego. Podrapał się po nosie, nie do końca wiedzac co ze sobą zrobić. W końcu nigdy wcześniej nikogo do siebie nie zapraszał.
"Co teraz?"
Drgnął w miejscu, szybko rozglądając się wokół.
Usiądź. Gdziekolwiek.
Podbiegł szybko do biurka, by postawić obok niego plecak. Wyciągnął ze środka półlitrową butelkę z wodą i podszedł to Rene, wciskając mu ją do ręki.
Może być trochę zimna, ale byłoby dobrze, gdybyś wypił całą. Może unikniesz jutro drapania w gardle. I bólu głowy.
Rene Dubois
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: [ ZACHÓD ] Dom na obrzeżach
Sob Lut 01, 2020 12:42 am
Sob Lut 01, 2020 12:42 am
Dzięki Bogu, że ta kobieta nie postanowiła wyjść powitać "kolegi" syna, bo ów "kolega" chyba umarłby na miejscu. A przynajmniej dostałby takiej traumy, że jego noga nie stanęłaby więcej w tej okolicy.
Rene niechętnie puścił Iana, kiedy ten wybierał się do matki. Stał sam, przerażony i skulony, nasłuchując wszystkiego wokół. Czy ktoś idzie czy tylko mu się wydaje? Czy to Ivo chce sprawdzić czy brat wrócił? A może ich ojciec jest jednak w domu? Albo to tylko wiatr lub alkohol szumią mu we łbie i nakręcają wyobraźnię. Albo... Ian. Wrócił. I wreszcie mogli zebrać się do jego pokoju. Dopiero tam rudzielec złapał oddech.
Pokój Iana był bardzo różny od tego w którym aktualnie mieszkał Rene. Nie tylko mniejszy (co zrozumiałe, bo pokoje w akademikach robiły w zasadzie za kawalerki), ale też o wiele przytulniejszy. Zdjęcia na ścianie i światełka były przeurocze. Pufy i łóżko wyglądały bardzo komfortowo i aż chciało się na nich rozsiąść. To zresztą Francuz wreszcie zrobił, namówiony przez kolegę. Wybrał łóżko, ale nie zajął wiele miejsca, tak by w razie czego Nixon mógł zająć miejsce obok. Wziął od niego wodę, otworzył i upił łyk. Na razie nie był spragniony, ale argumentacja Iana przekonała go by choć trochę w siebie wmusić. Wciąż jednak zastanawiał się co tu w zasadzie robił. Dlaczego został zaproszony? Przecież nie po to by siedzieć i pić wodę, bo to mogli robić na zewnątrz. To znaczy, tu oczywiście było im cieplej i wygodniej, ale to dalej nie miało dla Rene żadnego sensu.
"Co teraz?" zamigał ponownie, przyglądając się koledze. Jeśli ten miał coś jeszcze mu do powiedzenia czy chciał mu coś pokazać, to był gotów. Jak nie, będzie musiał wezwać taksówkę. Wyjął nawet telefon i zerknął na godzinę. Było już bardzo późno, a przecież obiecał jutro Leilani, że do niej wróci. Niby dopiero popołudniu, ale potrzebował wypocząć po dzisiejszym dniu. No i chciał wstać wcześniej by mieć czas doprowadzić się do stanu używalności. A to mogło być ciężkie, jeśli mimo wszystko dopadnie go kac. A skoro o nim mowa - znowu upił łyk wody. A potem kolejny. Gotów był serio wszystko w siebie wlać, aby tylko zmniejszyć szansę na wspomniane przez Nixona objawy.
Rene niechętnie puścił Iana, kiedy ten wybierał się do matki. Stał sam, przerażony i skulony, nasłuchując wszystkiego wokół. Czy ktoś idzie czy tylko mu się wydaje? Czy to Ivo chce sprawdzić czy brat wrócił? A może ich ojciec jest jednak w domu? Albo to tylko wiatr lub alkohol szumią mu we łbie i nakręcają wyobraźnię. Albo... Ian. Wrócił. I wreszcie mogli zebrać się do jego pokoju. Dopiero tam rudzielec złapał oddech.
Pokój Iana był bardzo różny od tego w którym aktualnie mieszkał Rene. Nie tylko mniejszy (co zrozumiałe, bo pokoje w akademikach robiły w zasadzie za kawalerki), ale też o wiele przytulniejszy. Zdjęcia na ścianie i światełka były przeurocze. Pufy i łóżko wyglądały bardzo komfortowo i aż chciało się na nich rozsiąść. To zresztą Francuz wreszcie zrobił, namówiony przez kolegę. Wybrał łóżko, ale nie zajął wiele miejsca, tak by w razie czego Nixon mógł zająć miejsce obok. Wziął od niego wodę, otworzył i upił łyk. Na razie nie był spragniony, ale argumentacja Iana przekonała go by choć trochę w siebie wmusić. Wciąż jednak zastanawiał się co tu w zasadzie robił. Dlaczego został zaproszony? Przecież nie po to by siedzieć i pić wodę, bo to mogli robić na zewnątrz. To znaczy, tu oczywiście było im cieplej i wygodniej, ale to dalej nie miało dla Rene żadnego sensu.
"Co teraz?" zamigał ponownie, przyglądając się koledze. Jeśli ten miał coś jeszcze mu do powiedzenia czy chciał mu coś pokazać, to był gotów. Jak nie, będzie musiał wezwać taksówkę. Wyjął nawet telefon i zerknął na godzinę. Było już bardzo późno, a przecież obiecał jutro Leilani, że do niej wróci. Niby dopiero popołudniu, ale potrzebował wypocząć po dzisiejszym dniu. No i chciał wstać wcześniej by mieć czas doprowadzić się do stanu używalności. A to mogło być ciężkie, jeśli mimo wszystko dopadnie go kac. A skoro o nim mowa - znowu upił łyk wody. A potem kolejny. Gotów był serio wszystko w siebie wlać, aby tylko zmniejszyć szansę na wspomniane przez Nixona objawy.
Teraz, gdy już znaleźli się na miejscu miał w głowie pustkę. Wszystkie słowa, które wcześniej przygotował zniknęły bez śladu. Widok Rene w jego pokoju był całkowicie surrealistyczny. Mimo to Ian ruszył powoli w ślad za nim. Usiadł obok niego na łóżku, zachowując kilkunastucentymetrową odległość. Mimowolnie zerknął na chwilę w kierunku zdjęć, szybko wracając jednak do niego uwagą. Nie mógł przecież siedzieć tak w ciszy i wszystkiego odwlekać, skoro udało mu się go tu ściągnąć. Doskonale wiedział, że tendencje do błyskawicznego zmywania się z miejsca wydarzenia były dla Rene aż nazbyt naturalne.
Mogę cię o coś prosić zanim zacznę? Jeśli poczujesz, że wchodzę na temat, którego nie chcesz poruszać, po prostu powiedz mi, że nie odpowiesz. Nie uciekaj przede mną. Wolałbym żebyś mnie zwyzywał, niż odwrócił się do mnie plecami.
Jego usta wykrzywiły się nieznacznie, gdy kompletnie nie dał rady kontrolować własnego głupiego odruchu. Szybko przywrócił mimikę do bardziej neutralnego stanu i wpatrywał się w niego przez chwilę upewniając się, że zdąży wszystko przeczytać. Dopiero wtedy zacisnął na chwilę palce, na nowo przyciągając do siebie tablet.
Zacznę od pytania. Nie odbieraj go jako atak, tylko dobrze się zastanów, zależy mi na twojej odpowiedzi. Dlaczego tak właściwie zgodziłeś się za mną tu przyjść?
Podsunął mu tablet, oferując tym samym możliwość odpisania, jeśli nadal nie czuł się na siłach, by mówić. Szaro-błękitne oczy miały tak intensywny wyraz, jakby oprócz samego patrzenia miał zamiar dostać się do jego wnętrza, by poznać jego myśli.
Mogę cię o coś prosić zanim zacznę? Jeśli poczujesz, że wchodzę na temat, którego nie chcesz poruszać, po prostu powiedz mi, że nie odpowiesz. Nie uciekaj przede mną. Wolałbym żebyś mnie zwyzywał, niż odwrócił się do mnie plecami.
Jego usta wykrzywiły się nieznacznie, gdy kompletnie nie dał rady kontrolować własnego głupiego odruchu. Szybko przywrócił mimikę do bardziej neutralnego stanu i wpatrywał się w niego przez chwilę upewniając się, że zdąży wszystko przeczytać. Dopiero wtedy zacisnął na chwilę palce, na nowo przyciągając do siebie tablet.
Zacznę od pytania. Nie odbieraj go jako atak, tylko dobrze się zastanów, zależy mi na twojej odpowiedzi. Dlaczego tak właściwie zgodziłeś się za mną tu przyjść?
Podsunął mu tablet, oferując tym samym możliwość odpisania, jeśli nadal nie czuł się na siłach, by mówić. Szaro-błękitne oczy miały tak intensywny wyraz, jakby oprócz samego patrzenia miał zamiar dostać się do jego wnętrza, by poznać jego myśli.
Strona 1 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach