Jake Raven O'Brien
Jake Raven O'Brien
Fresh Blood Lost in the City
First topic message reminder :



IMPREZA URODZINOWA









UWAGA! Napiszę to na początku, bo potem może zniknąć pod tekstem i w ogóle. Obecność na imprezie oznacza zgodę na wszelkie ingerencje Mistrza Gry. Nie zakładam, że stanie się tu coś drastycznego i nikt zapewne nie straci ręki ani tym bardziej głowy, ale wiedzcie, że mogą wydarzyć się tu różne rzeczy. Beep. Koniec przekazu.

Impreza została zorganizowana na terenie posiadłości O'Brienów. Całość odbywa się na zewnątrz. Na rzecz urodzinowego szaleństwa, cały obszar dookoła willi został dostosowany do potrzeb gości, podczas gdy dostęp do samej posiadłości został odpowiednio zabezpieczony. Nikt nie ma prawa ani możliwości dostania się do środka posiadłości i swobodnego poruszania się po niej. Zatrudniona ochrona pilnuje, by żaden z zaproszonych gości nie pozwolił sobie na podobną swobodę, jeśli nie przebywa akurat w towarzystwie Jake'a lub Matta. Wątpliwe jednak, by komukolwiek przyszło do głowy szukanie atrakcji wewnątrz rezydencji, gdy na zewnątrz ich nie brakuje.
[EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji - Page 5 Djpng_qexwpas
Muzyka dobiegająca z głośników sprawia, że całe miejsce wydaje się tętnić życiem. Nie mogło zabraknąć tu specjalnie wynajętego DJ'a, który zdecydowanie zna się na rzeczy i wie, w jaki sposób skutecznie rozruszać imprezę, na której nie brakuje młodzieży, dającej ponieść się rytmom. Różnorodność utworów sprawia, że każdy może znaleźć coś dla siebie.
[EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji - Page 5 Basen-z-w_qexnhew
Basen w kształcie wiolonczeli wywarł wrażenie już na niejednym gościu, który miał okazję zwiedzać posesję. Kolorowe światła przyciągają uwagę obserwatorów szczególnie nocą, jednak o ile ten osobliwy zbiornik przez większość czasu wypełniony jest wodą, tak podczas trwającej imprezy uczyniono z niego główny wodopój. Tak, tym razem całą objętość basenu wypełniono drogą wódką, której może spróbować każdy gość imprezy. Jeśli jednak którykolwiek z nich marzył o okazji wykąpania się w procentach, musi na wstępie porzucić nadzieję na otrzymanie podobnej okazji na terenie posiadłości O'Brienów. Przy basenie nie bez powodu kręci się aż trzech ochroniarzy, którzy są odpowiedzialni za utrzymywanie porządku i niedopuszczenie do zabrudzenia trunku przez innych.
Ale czy ktokolwiek miał kiedyś możliwość napełnienia swojego kieliszka w podobny sposób? Na pewno nie.
Nie jest to jednak jedyne miejsce, w którym można zdobyć alkohol. Zaraz obok znajduje się przygotowany mini-bar, w którym goście mogą skorzystać z darmowych usług zatrudnionego barmana, który z chęcią przygotuje najbardziej wyszukane drinki. Wybór jest naprawdę szeroki.
[EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji - Page 5 Zarciepng_qexwpqe
Ilość i różnorodność jedzenia zadowoliłaby niejednego smakosza, szczególnie że organizatorzy zadbali o to, by podawane przekąski były najwyższej jakości. Nie ma tu miejsca na tanie orzeszki z pierwszego lepszego sklepu, a każdy stół został zadedykowany różnym kuchniom świata i udekorowany tak, by kojarzył się z danym krajem. Nic nie zostało przygotowane przypadkowo. Bufet kuchni orientalnej sprawia, że można poczuć się jak na wycieczce w Azji, a stolikowi z meksykańskimi przekąskami brakuje zaledwie przygrywających gdzieś w pobliżu mariachi. Poza tym można spotkać tu przystawki rodem z Włoch, Francji czy nawet Hiszpanii. Z pewnością nikt nie wyjdzie stąd głodny.


Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Nie przepadała za sztywniactwem a wciskanie sushi do swojej paszczy palcami było świetnym pomysłem. Cóż, trafił swój na swego. Niby Paige potrafiła wymachiwać pałeczkami i jeść nimi jak na dostojnego gościa burżujskiej restauracji przystało, ale zabawa jedzeniem była równie dobrą rozrywką co sama konsumpcja.
Skinęła tylko głową na przeprosiny nowo poznanej znajomej. Zaraz jednak usłyszała jakiś znajomy głos dochodzący ze... sceny? Odwróciła się mimochodem w tamtym kierunku, żeby zobaczyć i zweryfikować swoją dalszą kuzynkę. Zaraz. Czy ona w ogóle zadawała się z O'Brienem, czy Sheridan coś tutaj przeoczyła? Wzruszyła barkami na własne myśli, bo jednak za daleka rodzina, żeby się w to mieszała. Szczególnie po ostatnich miesiącach i tym, czego się na temat Leilani nasłuchała. Niby nie była osobą, która nadkładałaby własną reputację nad bliskich, ale... no właśnie. Bliskich. Dlatego też jej atencja szybko wróciła do jej partnerki w zbrodniach kulinarnych.
- Hej, coś nie tak? - przyjrzała się nieszczególnie obecnej Jav. Nie chciała za bardzo wnikać, podejrzewała, że ktoś napisał jej jakieś paskudztwo. Albo dwa. Albo jakaś urocza istotka się odezwała i zaprosiła ją na randewu za tydzień. Kurde, możliwości było tak wiele, ale w razie jakby miało się okazać, że ktoś próbuje zepsuć jej ten wieczór choćby wysokim rachunkiem za telefon albo groźbami o rozesłaniu jej nudesów po szkole... - Ejejej, ziemia do ślicznej. Słuchaj, jedzenie palcami jest mega, ale ogarnij to.
Dosłownie wzięła w łapy kilka sztuk california rollsów i klapnęła swoimi gwiazdorskimi czterymi literami o podłogę, żeby zacząć układać sushi w coś co przypominało... gwiazdę?
Zaraz.
Czy to był pentagram.
- OOOOOOOO, WIELKI LORDZIE I WYBAWICIELU, WŁADCO WSZELKIEGO JEDZENIA, POTWORZE SPAGHETTI, NASZ LATAJĄCY MESJASZU - wrzasnęła, wymachując rękami jak dmuchane ludziki na stacjach benzynowych, po czym rzuciła nieco ciszej w stronę Javelin: - Stawiam Starbucksa czy co tam chcesz do końca tygodnia jak mi pomożesz. JA, SHERIDAN KENNETH PAIGE, PROSZĘ O TWOJE WSPARCIE I BŁOGOSŁAWIEŃSTWO.
Co. Do. Kurwy.
Sabotage
Sabotage
The Jackal Novus
"Hej, coś nie tak?"
Słowa blondynki momentalnie wyrwały ją z wcześniejszego letargu. Zamrugała kilkakrotnie jakby wybudzała się ze snu i pokręciła głową na boki.
Mam nadzieję, że nie. Po prostu... moja siostra tu jest — a ma olbrzymie tendencje do ładowania się w kłopoty i nie mam pojęcia czy pytała rodziców o zgodę. Jej rodzice byli mocno przewrażliwieni na temat zaufania, czego Meredith mogła jeszcze do końca nie zrozumieć. W końcu nie była z nimi aż tak długo. Nawet Javelin nadla się przyzwyczajała do faktu, że były rodziną i wiedziała, że dostosowanie się do czyichś zasad nie było niczym pstryknięcie palcami.
Wtem jej rozważania ponownie zostały zaburzone, gdy Sheridan nagle usiadła na ziemi i zaczęła układać na niej... chwila. Co? Oczy Javelin zrobiły się wielkie jak pięciozłotówki (bo przecież nie pięciodolarówki, lol) gdy zdała sobie sprawę z tego, że ma przed sobą pentagram z sushi. I nawet jeśli aż szkoda było pomyśleć, że tak dobre jedzenie właśnie wylądowało na ziemi to inkantacja rozłożyła ją na łopatki. Wewnętrznie właśnie rżała ze śmiechu, choć nie mogła dać niczego po sobie poznać, widząc śmiertelną powagę blondynki. Słysząc jej propozycję, kompletnie nie przejmując się osobami dookoła po prostu padła na kolana składając pokłon sushi pentagramowi.
O NASZ PANIE I WŁADCO, NIE MAM INNYCH POTWORÓW PRZED TOBĄ, choć po tobie mam, ale się zabezpieczam, JEDYNY PISANY Z WIELKIEJ LITERY, PRAWDZIWY I MIŁOSIERNY, OKAŻ SWE POŻYWNE CIAŁO WIERNYM SŁUGOM MAKARONU, RAMEN, nie musimy jeść tego z ziemi co nie? Przestrzegam zasady pięciu sekund, a minęło już dziesięć — powiedziała do dziewczyny przyciszonym, konspiracyjnym tonem nim opadła płasko na ziemię w pokłonie. Dobrze pamiętała, że tak to się tam kończyło? Ramen? Oby.
Meredith
Meredith "Aitch" Haze
Fresh Blood Lost in the City
"Śmierdzisz wódką"? Aitch cyknęła językiem w akcie skrajnego zniecierpliwienia.
– A ty śmierdzisz – sekunda niepostrzeżonego namysłu – komorą kurwa kriogeniczną. I wystaje ci przez nos kij, który połknęłaś, bejbe.
Leia nie miała problemu z wyswobodzeniem się od Aitch, ale kiedy zaczęła machać do kogoś – niezwykle przybrało na sile pierwotne przeczucie Meredith, wyrażone sobie przez nią w myślach prostym You don't fucking belong here, już kiedy dopiero przekraczała otwartą niby to dla wszystkich na oścież bramę.
Oczywiście refleksji, że ten "don't belong" może mieć przyczyny w niej samej, chwilowo nie zdążyła powziąć, bo zarzęził jej w kaletce u paska telefon.
Odprowadziła tylko Gweizdną Wojnę posępnym spojrzeniem i przełożywszy drinka do lewej ręki, odczytała smsa.

Ojć.

Podniosła wzrok, jakby sms był obietnicą spotkania tu jednak nieosiągalnej dotąd siostrzyczki... No bo – kto wie?
Ruszyła przed siebie, rozglądając się po twarzach. Nie była typem wysokopiennym, więc odruchowo wyciągała szyję – z drugiej strony ciężko byłoby przegapić stuosiemdziesięciodwucentymetrową Javelin, gdy nagle...
– Ej no! – wyrwało jej się, bo skupiona na poziomie czerepów wlazła w coś...
W kogoś... kto był tak uprzejmy i zrobił sobie własną imprezę na środku ścieżki?
Ledwo powstrzymała dalszą reakcję – by stwierdzić, że wlazła w jakąś dziewczynę w czarno-białej prążkowanej koszuli, i kto wie, czy nie lepiej, że w nią, a nie w sushi, z nieznanych światu przyczyn porozkładane na ziemi między nią, a...
– Jav?? – nie zdołała zatuszować mieszaniny zaskoczenia i radości, a przyjrzawszy się z góry inscenizowanemu przez dwie dziewczyny kultowi Sushi, zaniosła się śmiechem, zagłuszając sygnał kolejnych przychodzących smsów. – Jaaa nie mogę... – jęknęła rozbawiona, kiedy opanowała pierwszy wybuch wesołości. Kucnęła przy nich, stawiając szklankę z "drinkiem" obok na ziemi. – Ramen w paździerzu – ogłosiła, teraz dopiero uświadamiając sobie, że ostatnie wypowiedziane nad ołtarzykiem nigiri słowo już zdążyła podświadomie usłyszeć. – Czyli – hej. Co wy tu odwalacie? Hm?  – zapytała z uśmiechem, popatrując od Javelin do jej współwyznawczyni, a kto wie, czy nie samozwańczej kapłanki Sushikultu. – Która zdaje na najwyższą kapłankę? Bo mam dla takowej coś niezbędnego: – postukała obgryzionym paznokciem w szklankę czekającą na boku sakralnego obszaru. – Inicjacyjny dekokt, uwarzony na tajemnej recepturze. Nazywa się... – uniosła palec wskazujący, bo będzie coś ważnego: – "drink". Proszsz...
I uniosła szklankę na wysokość twarzy siedzących dziewczyn, najpierw tej nieznanej sobie, a potem – siostry.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Siostra. Pokiwała jedynie w zrozumieniu. Pytanie o to jaki w tym problem mogło wzbudzić pewien dyskomfort, jakby Sheridan za bardzo wtrącała się w nieswoje sprawy, a przecież tego by nie chciała. Wolała nie wnikać w relacje między siostrami, to, jaka ta dziewczyna w zasadzie była. Jav będzie chciała jej poszukać - pomoże jej. Będzie chciała się trzymać od niej z daleka - też pomoże. Imprezowe ziomeczki chyba sobie pomagały. Albo nie. Nie wiedziała, chodziła tylko na bale Riverdale albo tam, gdzie występowała.
Całkiem kontent wymachiwała łapami jak nudlami (hihihihi) do nawoływania ciemnowłosej, klaszcząc czasem w dłonie. Kiedy jednak zapadła cisza, a ona dostrzegła tłum gapiów... cóż, powiedzmy, że rzuciła spojrzeniem na tajemniczą karteczkę, żeby zweryfikować czy odbębniła już wszystko ze swojego nietajemniczego już zadania. Niby tak, ale czemu nie miałaby pociągnąć zabawy dalej?
- GŁUPCY. WSZYSTKO PRZEZ WAS. NASZ PAN NIE ZASZCZYCI NAS SWOJĄ OBECNOŚCIĄ PRZEZ WAS, NIEWIERNIIIII - i już, już miała kontynuować, kiedy poczuła jak coś nieomal włazi jej na plecy. Albo ktoś. Zamrugała kilkukrotnie, odwróciła się nieco, zerknęła przez swoje ramię...
"Jav?"
Oho. Paige odchrząknęła, po czym powoli podniosła się z siadu i zaczęła zbierać kawałki sushi z podłogi. Rany, tyle żarcia do zmarnowania przez głupie zadanie, snif. Utylizując (i to nie swoją twarzą) zmarnowany posiłek boski, krzyknęła po raz ostatni:
- To ten... eee. DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ, to był live teaser nowego singla - Kitchen Witchcraft. Bawcie się dobrze i takie tam - odkaszlnęła, z jednej strony ogarniając jak durna była, że przyszła tu bez jakiejś przykrywki, a z drugiej nie umiejąc powstrzymać się od chichotu. No błagam, miny tych bułek były bezcenne, kiedy kochana wschodząca gwiazdka Sheridan Paige nawoływała cholera wie do kogo w towarzystwie cholera wie kogo. Teraz zostało jej tylko napisać ze trzy utwory o sushi i pumpkin spice latte, i totalnie nikt nie weźmie tego za dziwne.
- Już nic nie odwalamy. Takie tam nawoływanie o atencję fanów na nieswojej imprezie - odchrząknęła, już całą uwagę poświęcając Jav i... dziewczynie, która ją znała. Kek. A propos Javelin, spojrzenie beżowych oczu przeniosło się powoli na nią. - Czy to bohaterka twojej skrzynki sms-owej, czy może jednak ktoś inny? - i to śliczne mrugnięcie, jakby ułożenie tej wypowiedzi w taki sposób czyniło ją szpiegiem roku. Za to na widok drinka uniosła tylko przecząco dłoń. - Dziękuję ślicznie, nie pijam alkoholu. Szczególnie na tajemnej recepturze.
No tak, cóż za wzór do naśladowania, pani idealna, nigdy nie robiła nic złego... a poza tym jej ciało nienawidziło alkoholu. Tak swoją drogą. W zasadzie to jedyną drogą, nie było innego powodu.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
______Jake jak zawsze był pełen niespodzianek. Kiedy odwrócił się do niej z udawanym oburzeniem na twarzy, srebrnowłosa uniosła brew w równie udawanym zdziwieniu. Ludzie wkoło nich zdawali się ich ignorować, więc przynajmniej na razie mieli chwilę spokoju i możliwość rozmowy. Pokręciła głową słuchając dalszej tyrady, ciągle utrzymując wymalowany szok na buzi. Jak grać to grać.
______— Ale… ale… — wyrwało się z jej ust, a płaczliwy tembr głosu aż kłuł w uszy. Ktoś z boku mógłby wręcz pomyśleć, że Arda zaraz załka, a jej policzki spłyną łzami. — Paniczu O’Brien, pokornie błagam o wybaczenie. — Rovere dygnęła przed chłopakiem, chyląc głowy, a drżący głos nadawał tej scenie iście dramatyczny wydźwięk. Kiedy prostowała się z ukłonu Jake mógł ujrzeć rozbawiony błysk w jej błękitnych oczach. — Spokojnie, nasz sekret jest bezpieczny. — dodała, już normalnie, poprawiając długi kosmyk włosów, który niesfornie opadł na jej czoło.
______O. Panie. Najdroższy. Znała ten głos. Znała go aż za dobrze i nawet dzisiaj go słyszała. Odwróciła się powoli w kierunku sceny, na której stał nie kto inny, a Leilani. Naprawdę, ta dziewczyna zawsze była w centrum uwagi. Kiedy po krótkim wstępie zaczęła śpiewać słynną piosenkę urodzinową, Arda zamarła. To się nie działo naprawdę.
— Tak, znam. — odpowiedziała Jake’owi po dłuższej chwili, zerkając na chłopaka. — Chodzi do liceum. Jej ojciec jest lekarzem. — dodała jeszcze, wysłuchując utworu do końca, po czym z westchnieniem pokręciła głową. — Ale to było coś nowego z jej strony. — I miała nadzieję, że młoda Cigfran już nie wpadnie na taki pomysł. Chyba, że to było jej zadanie – to mogła tylko współczuć młodej.
______Arda rozejrzała się po występie, zaskoczona brakiem Matthew. Odwróciła się do O’Brien’a, upijając łyk szampana:
— Gdzie Matt? Też to słyszał?
Jake Raven O'Brien
Jake Raven O'Brien
Fresh Blood Lost in the City
Cały Jake. Tylko on w tak krótkim czasie potrafił doprowadzić kobietę do stanu bliskiego płaczu, pozostając przy tym niewzruszonym. Zamierzał odegrać ten teatrzyk najlepiej, jak tylko potrafił, dlatego z miną wyniosłego władcy musiał odczekać, aż dziewczyna okazała swoją skruchę.
____Niech będzie. Tym razem wybaczę ten nietakt, ale następnym razem nie pokazuj mi się na oczy, jeśli nie będziesz w stanie przypomnieć sobie podstawowych zasad wychowania. — Zadarł podbródek wyżej, chcąc nadać mocy tej reprymendzie, jednak szybko wrócił do skóry rozrywkowego imprezowicza, któremu nic nie mogło popsuć dobrej zabawy.
____„Chodzi do liceum. Jej ojciec jest lekarzem.”
____Kiwnął głową. Może odpowiedź była mało satysfakcjonująca, ale ciemnowłosy zdążył domyślić się, że nie łączyły ich żadne zażyłe relacje.
____Zdziwiłbym się, gdyby tego nie usłyszał — stwierdził, bo w końcu ciężko było przegapić dziewczynę, która na kilka minut przejęła całe nagłośnienie imprezy. W międzyczasie zaczął wystukiwać energicznie wiadomości na swoim telefonie. ― Ale tak. Widział. Jeszcze zaproponował, żeby zaśpiewała Shine bright like a diamond, ale kazałem mu nie podsuwać ludziom głupich pomysłów — zarechotał pod nosem, a po chwili zamachał sugestywnie telefonem z wygaszonym wyświetlaczem. Musiała mu uwierzyć, że były to całkowicie potwierdzone informacje, nawet jeśli O'Brien zadbał o to, by nikt nie zapoznał się z dokładną treścią wiadomości wymienionych z Mattem. Co działo się między nimi na messengerze, pozostawało na messengerze.
____Schowawszy komórkę z powrotem do kieszeni, dopił resztę drinka i odłożył szklankę na blat. Rozejrzał się dookoła, ściągając brwi w widocznym skupieniu, zanim w ogóle zdecydował się wyjaśnić Ardzie, czemu na krótki moment odebrał jej całą swoją uwagę:
____Swoją drogą daj mi znać, jak go zobaczysz. Wygląda na to, że coś kombinuje i zagroził mi wpierdolem, jeśli to przegapię. A skoro uznał, że to coś, co koniecznie muszę zobaczyć, to lepiej już teraz się czegoś złap, panienko Rovere – to będzie coś cholernie dobrego. — Pokiwał głową z przekonaniem – i tym razem nie było w tym żadnej teatralności. Dobrze wiedział, że niespodzianki, które szykował Matthew zawsze były bezbłędne, nawet jeśli wiązały się z robieniem czegoś wybitnie głupiego.
____Jake miał tylko nadzieję, że to, co planował, nie zagrażało w żaden sposób jego życiu, bo wtedy on sam musiałby go dobić. Od czego miało się braci, nie?
____Uniósł rękę, pokazując barmanowi, żeby podał mu jeszcze dwa drinki. Mężczyzna szybko uwinął się z zamówieniem, a chwilę później jedna ze szklanek znalazła się w ręce srebrnowłosej.
____Zachowaj czujność — przypomniał i ostrożnie przecisnął się przez tłum, rozglądając się za przyjacielem. Tym razem przydałby mu się jego talent do darcia mordy.
Finnegan Paul Brooks
Finnegan Paul Brooks
Fresh Blood Lost in the City
Poszedł grzecznie za Willow, zatrzymując się z nią w spokojniejszym miejscu. Gdy tylko ze sceny dało się usłyszeć Happy Birthday, zmarszczył brwi i zerknął w tamtą stronę. Co ta Leilani? ..no chyba, że było to zadanie. W sumie to było nawet bardzo prawdopodobne.
Wrócił spojrzeniem do czarnowłosej, posyłając jej chytry uśmieszek. Ojej, nie no! Całego planu zdradzić jej nie może, ale chętnie wykorzysta jej obecność do swoich niecnych celów! Przez moment można było zauważyć, że jeszcze się zastanawia, ale w końcu szare oczy zabłysnęły. Pochylił się do dziewczyny, tłumacząc jej wszystko na ucho. Sekrety sekreciki!
Żeby wypaliło, ktoś musi odciągnąć DJa od konsoli. Super byłoby, żebyś tym ktosiem była ty. Wiesz, urok osobisty, te sprawy. Powiesz mu, że chcesz się z nim gdzieś spotkać na drinka, czy coś, ale się tam nie stawisz i zakradniemy się do konsoli, co Ty na to? Resztę zobaczysz potem. ─ wyprostował się, jednocześnie odsuwając się od dziewczyny. Wyciągnął z kieszeni telefon, szybko informując znajomych o postępie w planie. Przecież muszą być już na miejscach, żeby całość się udała. Będą mieli na to wszystko mało czasu, dlatego zgranie się było teraz najważniejsze.
To jak? Wchodzisz w to? ─ mrugnął do niej, wysyłając wiadomość, a potem schował telefon. Już nie mógł się doczekać! Ciekawe, jak na to wszystko zareaguje Jake.
Willow Hopkins
Willow Hopkins
Fresh Blood Lost in the City
____Będąc całkiem szczerym, nieznajoma przy mikrofonie nie torturowała jej bębenków; to „Happy Birthday” było jednym z lepszych wykonań, jakie Willow słyszała, zwłaszcza w czasie, w którym już znaczna część uczestników była już nieco wstawiona. Zresztą, sądząc po jej jąkaniach wydobywających się z głośników, była to część jej zadania. To też przypomniało Hopkins o tym, że przez tego zajmującego metalowca zupełnie zapomniała brać się za swoje wyzwanie, ale jeżeli ona pomoże Finnowi w jego planach, to oznacza, że będzie miał u niej dług, a spłaci go w wiadomy sposób!
____Nie, nie ten, ty chory człowieku. Zadzwonię do twoich rodziców.
____Wchodzę w to. ─ odpowiedziała mu, a jej ciemne wargi rozszerzyły się w cwaniackim uśmiechu. ─ To obserwuj DJa, raczej szybko to załatwię. ─ mówiąc, zerknęła w kierunku konsolety.
____Jak widać po występie z piosenką, dostanie się do stanowiska DJa nie było zbyt karkołomnym zadaniem. Możliwe, że też nie do końca było konieczne jego, poniekąd, oszukiwanie, żeby dostać się do mikrofonu, ale nie wiedziała, czy to wystarczy na finnowy plan. Poza tym, czuła się, jak w La Casa del Papel, więc dlaczego miałaby rezygnować z dreszczyku emocji? Jedynym kamieniem, na który kosa jak ona mogła trafić, był dwumetrowy ochroniarz, ale przecież już jedna osoba go obeszła, to dlaczego jej miałoby się to nie udać?
____Gdy tylko obmyśliła, co mu ściemni, od razu podeszła do stojącego u stóp podestu mężczyzny, tłumacząc, że jest dziewczyną  miksującego za jego plecami, również nieco alternatywnie wyglądającego chłopaka, który z wiadomych względów nie odbiera telefonu i ma mu do przekazania wiadomość od innego dźwiękowca. Dobrze, że po tym wynajęty na tę okazję mięśniak zmienił wyraz twarzy i przestał tarasować jej schodki, gdyż nieustępliwa laska była gotowa go zjebać, że jak może tak traktować kobietę w 2 miesiącu ciąży. Chociaż czy po takiej dawce basów od głośników zostałoby z tego zarodka cokolwiek?
____Pewna siebie weszła po schodach, zaraz kładąc rękę na ramieniu facetowi, którzy ledwo co na nowo wdrożył się w pracę po występie z piosenką urodzinową, a już wyglądał, jakby potrzebował zmiany po godzinach miksowania. Oczywiście, nie znając Willow ani jej zamiarów, w ludzkim odruchu zaczął zadawać pytania, gdy zdjął słuchawki, ale ta, krzycząc mu wręcz do ucha, dała popis swoich umiejętności aktorskich. Powiedziała, że jest znajomą jego kolegi, że dużo jej o nim opowiadał, a ta biedna czeka, aż ten zrobi sobie przerwę, żeby napić się z nim drinka, aż w końcu nie wytrzymała i przyszła do pracusia osobiście, więc teraz to musi się z nim napić! Zbity z tropu muzyk być może zrozumiał jedynie połowę z tego, co tak naprawdę mówiła Willow, ale przekaz dotarł, jakby co najmniej rzuciła na niego zaklęcie ─ miał włączyć odtwarzanie jakiegoś skocznego kawałka, do którego ludzie będą skakać bez jego ingerencji i zrobić sobie 5 minut wolnego na drinka z piękną samicą… i może  na toaletę. Zadowolona kobieta, widząc uśmiech na twarzy faceta powiedziała, że w takim razie widzą się za pięć minut przy barze i ostrzegła, żeby lepiej się nie spóźnił, bo zacznie pić bez niego, a następnie ulotniła się ze sceny.
____Rzecz jasna, zgodnie z ustanowionym przez nikczemny duet planem, nie zamierzała stawiać się przed barem. Wtopiła się szybko w tłum niedaleko sceny, czekając na swojego partnera w zbrodni. Gdy DJ, tak jak mu kazała, włączył muzykę i zszedł ze schodów, idąc w umówione miejsce na randez vous, a Willow wypatrzyła Finna, od razu do niego dołączyła, mówiąc tylko zdawkowo:
____Zrobione, wbijaj.
Sabotage
Sabotage
The Jackal Novus
Ich rytuał częściowo został przerwany przez pojawienie się... Meredith. Kto by pomyślał, że tak szybko uda im się na siebie wpaść? Mimo to Javelin przytknęła palec do ust, sugerując dziewczynie milczenie, by zakończyć wielki rytuał. Dopiero kiedy Sheridan palnęła coś o live teaserze i pomogła jej pozbierać sushi z podłogi, parsknęła śmiechem obracając się do siostry.
Mam cię buntowniczko. W sumie to ty mnie masz. Dzięki — przyjęła drinka od dziewczyny bez zbędnego tłumaczenia się. Nawet jeśli Paige stroniła od alkoholu, Javelin zdecydowanie nie. Nic dziwnego, że nim zdążyły się obejrzeć, wzięła kilka łyków i wyszczerzyła się z wyraźnym zadowoleniem. Które szybko zniknęło z jej twarzy, gdy smak dotarł do kubków smakowych na języku. Momentalnie zatkała usta czując odruch wymiotny i wystawiła język, przed dopadnięciem do stołu, by wypić całą szklankę pierwszego lepszego soku. Akurat trafiając na pomarańczowy.
Aitch... — złowróżbny ton był jedynie wstępem do morderczego spojrzenia, którym obdarowała Meredith. Tuż przed tym gdy dopadła siostrę, zakleszczając ją w podstawowym chwycie. Po prostu objęła jej kark ramieniem - co zdecydowanie ułatwiał jej wzrost - i poczochrała włosy.
Ty gnojku, co żeś tam dodała, chcesz mnie otruć? I ile razy mam ci powtarzać, że zaufanie w naszej rodzinie to podstawa? — zapytała pseudo-groźnym głosem, choć już na start było słychać, że nie jest ani odrobinę zła, ani z jednego, ani z drugiego powodu. Wręcz przeciwnie na jej twarzy wymalowała się wyraźna ulga, a w oczach na powrót pojawiły się pozytywne iskierki. Teraz, gdy miała ją obok siebie mogła odetchnąć. Choć ten obrzydliwy smak drinka chyba będzie jej się śnił po nocach. Nie dało się uwierzyć, że ktoś rozdawał tu takie gówno, więc jak nic musiała przy nim majstrować.
Napisałaś im smsa, że ze mną jesteś czy mam to zrobić za ciebie? ... kurwa niedobrze mi... ten jeden raz — zastrzegła z góry, wypuszczając ją na wolność, nim podparła biodra rękami. W końcu nie będzie świecić za nią oczami za każdym razem. Co to, to nie.
"Czy to bohaterka twojej skrzynki smsowej, czy może jednak ktoś inny?"
Zwróciła się w stronę swojej nowej imprezowej przyjaciółki i wskazała na obie dziewczyny dłońmi.
Aitch, Sheridan. Sheridan, Aitch — przedstawiła je sobie, szukając wzrokiem swojego talerza z jedzeniem, którego musiała się wcześniej pozbyć ze względu na zadanie. Nie mogła go jednak nigdzie znaleźć. No nie, poważnie? Służba zdążyła już zawinąć jej talerz w przeciągu tych dwóch, trzech minut gdy przywoływały Potwora Spaghetti? Szlag. Działali dużo lepiej niż się tego spodziewała. Nie mając innej opcji, postanowiła zaraz wznowić swoje łowy, póki co jednak kładąc rękę na ramieniu Sheridan z szerokim wyszczerzem.
Zaklepuję tego Starbucksa. Mam nadzieję, że nie łamiesz danych obietnic — powiedziała tuż przed wyciągnięciem telefonu, którym pomachała w powietrzu, odblokowując go. W końcu jeśli miały się zgadać, musiały mieć do siebie jakiś kontakt. Zaraz przeniosła wzrok na Aitch puszczając jej oko.
Przyznaj się, w ile kłopotów zdążyłaś się już władować przez ostatnie pół godziny?
Finnegan Paul Brooks
Finnegan Paul Brooks
Fresh Blood Lost in the City
Łał, weszła w to! Świetnie, Finn! Czyli jednak dalej masz coś w sobie! ...Zastanawiało go tylko to, dlaczego dziewczyna nie pytała w ogóle o Ardę i wcześniejszą sytuację? Czyżby razem coś knuły? W końcu znały się już w wcześniej, tak? Finn nie mógł wiedzieć, jak zaawansowana jest ich relacja, równie dobrze mogły sobie coś na boku smsować, a on nawet nic by nie wiedział. Więc trzeci raz w ciągu tego wieczoru - ah, te baby.
Dał chłopakom z zespołu znać, że ich plan jest już w fazie trzeciej, a zaraz ekran jego telefonu rozbłysnął z wiadomością zwrotną, iż ekipa jest już na miejscach za kurtyną i czekają na Brooksa. Zapowiadało się perfekcyjnie. Finn wyczekiwał teraz tylko na ruch czarnowłosej, którą widział z daleka. Mimo że prawie jej nie znał, poczuł się pełen dumy dzięki jej akcjom! Czapki z głów! Chociaż akurat w tym przypadku spodziewał się, że DJ wyjątkowo łatwo jej ulegnie. U dziewczyny od razu można było zauważyć grację, a urodą dobijała sobie tylko więcej punktów. Niestety, widocznie samemu trzeba było być manipulantem, by ujrzeć u niej i te zdolności, a tego chyba brakło mistrzowi konsolety.
Szatyn aż uśmiechnął się pod nosem, widząc, jak biedny typo, wyraźnie zauroczony osobą Willow, włącza na konsoli tryb automatyczny, wrzuca do playlisty na laptopie parę piosenek i znika wśród tłumu. Wtedy chłopak wyszedł ze swojej kryjówki, szybko przemieszczając się w stronę podestu i właściwej sceny. Spotkał tam jeszcze Willow i powitał ją mrugnięciem oka.
Dobra robota. ─ zaśmiał się, łapiąc ją za nadgarstek i pociągnął do konsoli ─ Będziesz musiała zrobić jeszcze dwie rzeczy, żeby wszystko gładziej poszło. Kliknąć jeden przycisk i odwrócić jeden suwak na konsoli, a potem będzie epicko. Zaraz pokażę ci który.
Wskoczył z nią za stół DJa, oczywiście kryjąc się na wypadek jastrzębiookich ochroniarzy. W przykucu, przemieścił się trzy metry w stronę kurtyny, którą delikatnie poruszył, a zaraz po tym, jakby za sprawą magicznej różdżki, spod materiału wysunęło się parę kabli, które zgarnął i podłączył do reszty sprzętu, wcześniej przestawiając na konsoli parę ustawień. Wrócił do Willow i zaczął pokazywać jej palcem, które rzeczy trzeba będzie przełączyć, kiedy on zniknie za kurtyną i minie minuta, bo tyle potrzebował na ogarnięcie gitary elektrycznej. Gdy zrozumiała i zapamiętała jego instrukcje, napisał do chłopaków ostatnią wiadomość, uśmiechnął się jeszcze cwaniacko do dziewczyny, tak na chwilowe pożegnanie, a potem wskoczył za kurtynę.
Dobra, udało mi się załatwić do obsługi konsoli kogoś z zewnątrz, za minutę wchodzimy. ─ rzucił do zespołu, od razu chwytając za swoją ukochaną gitarę elektryczną. Nie tracąc czasu, przerzucił przez ramię skórzany pasek instrumentu i prawidłowo ustawił pokrętła na jego korpusie, a gdy tylko kurtyna zaczęła się rozsuwać, pewnym krokiem ruszył przed siebie, stając przed zdezorientowanym tłumem. Gdzie się podziała muzyka i co robi tu jakiś Kuc?!
Na razie wcale się nie przedstawili, od razu atakując scenę! Brooks przywitał widownię nieskromnym riffem, a cały zespół zawtórował mu hałasem, który niemalże od razu zmienił się w punkową wersję Adventure Time (coś takiego, ale z lepszym wokalem :///). Jake the Dog and Finn the Human! Dokładnie tak, takie oto melodyjne słowa wydostały się z ust gitarzysty, który wzrokiem od razu zaczął szukać Jake’a wśród tych wszystkich nieznajomych mord!
Oczywiście, koniec tego krótkiego fragmentu muzycznego nie okazał się końcem całego ich pobytu na scenie. W końcu, cholera, kto byłby na tyle niepełnosprytny, żeby na mniej niż minutę wciągać w takie miejsce perkusję? Oho, cel zlokalizowany!
Jake! Stary byku! ─ Finn posłał mu ciepły uśmiech, mówiąc na tle delikatnych brzdąkań ekipy ─ Razem z zespołem chcieliśmy Ci życzyć świetnego wieczoru, dużo zdrowia, hajs-.. a nie, hajsu w sumie nie potrzebujesz. Ale przyda Ci się zajebista dziewczyna! Albo chłopak, nie oceniam. ─ zaśmiał się, rozglądając po widowni, a gdy ostatnie heheszki ucichły, nabrał odrobinę poważniejszej mimiki, wciąż jednak zachowując jej przyjazną formę ─ A przede wszystkim.. życzę ci prawdziwych przyjaciół. Od serca. Takich, którzy pomogą ci w każdej ciężkiej sytuacji. To chyba najważniejsze! A teraz mamy dla was wszystkich jeszcze parę piosenek, które w dzieciństwie wyjątkowo podobały się naszemu solenizantowi! Raz, dwa, raz dwa trzy i..!
W ciągu kolejnych paru minut można było usłyszeć hindsightową interpretację niektórych muzycznych klasyków z przeróżnych gatunków, tym razem podpiętych zgrabnie pod zakładkę punku i rocka, więc jeżeli na widowni byli fani właśnie takich atmosfer, to zespół stanowczo podbił im serca!
Po wszystkim Finn jeszcze raz życzył Jake’owi wszystkiego najlepszego, razem z zespołem żegnając ludzi kolejną porcją riffów, a gdy machnął do Willow, ta zasunęła kurtyny, by na spokojnie mogli rozbroić bomby, jakie stanowiły ich instumenty.
Widziałem w tłumie DJa, ale miał minę ─ zaczął go parodiować.
Postacie NPC
Postacie NPC
Fresh Blood Lost in the City
Odkąd tylko ludzie pojawili się na imprezie, z głośników niemalże nieustannie dudniła muzyka. Żadnemu z imprezowiczów nie powinien zatem umknąć fakt, że dźwięk momentalnie się urwał. Mimo że problemy z nagłośnieniem były dość popularnym zjawiskiem, trudno było uwierzyć, że na imprezie organizowanej przez samego Excelsiora, także mogą się one pojawić. W końcu wszystko powinno zostać zapięte na ostatni guzik.
Szybko jednak okazało się, że cisza była jedynie zapowiedzią nadchodzącej burzy. Chwilą napięcia przed kolejną niespodzianką, zanim na scenie pojawił się zespół Finna.

To tak, żeby wszyscy mieli świadomość, że na moment nie było do czego densić.
Willow Hopkins
Willow Hopkins
Fresh Blood Lost in the City
____Instrukcje były jasne jak słońce. Gdy weszli już na podest i stojąca przy konsoli Willow dostała półminutowy kurs obsługi miksera, w odpowiednim momencie suwakiem wyciszyła stopniowo muzykę ku zdziwieniu uczestników imprezy, zgodnie z poleceniem nacisnęła guzik przełączający dźwięk z laptopa na ten ze sprzętu zewnętrznego i znów suwak głośności wrócił na swoje pierwotne miejsce.
____Zadowolona z siebie i z gładkiego efektu, zaraz swój wzrok zawiesiła tam, gdzie wszyscy ─ na Finna, z którego gitary elektrycznej rozbrzmiał tak soczysty riff, że wszystkie organy we wnętrzu brunetki obróciły się w rytmie jive’a. Jak to było, tytuł tej piosenki o chłopcu i gitarze z 63’? Oczywiście, przez stylówkę faceta od razu przeszło jej przez głowę, że nie dość, że wygląda, jakby w garażu miał jednośladowy sprzęt o niezłym przebiegu (widzę cię, przestań, bo zadzwonię do twoich rodziców), ale też wszystkie albumy Guns N’ Roses… co nie zmienia faktu, że nie sądziła, że gra ich muzykę! I do tego ma zespół z krwi i kości! Już nie mówiąc o tym, że grali czołówkę Adventure Time, kreskówki, która mimo że ma już dobre czternaście lat, licząc od jej początków, to to dwudziestoczteroletnie babsko obudzone w środku nocy i to przez sen jest w stanie ją zaśpiewać. Na nieszczęście Finna the Humana Willow piła z półlitrowego kubka z Krową i Kurczakiem, myła się za zasłoną prysznicową ze SpongeBobem Kanciastoportym, a spała w pościeli ze Stevenem Universe. Tak naprawdę to niewykluczone, że przy ich występie miała więcej zabawy niż cały ten lud razem wzięty!
____Na życzenia dla Jake’a drewniane serce się rozpadło. Jedną z większych życiowych żenad było składanie człowiekowi życzeń albo przeklejonych ze strony internetowej, albo czytanych z kartki, albo „zdrowia, szczęścia, pomyślności”. Dla niej prawdziwe, szczere, płynące z wnętrza życzenia powinny zawierać element spontaniczności i przypału, a te z pewnością miały w sobie oba ta pierwiastki.
____Przysłuchiwała się ich grze, siedząc na ukrytym za stołem DJa stołku, a gdy zakończyli występ i Hopkins dostała znak, wstała, zasuwając kurtyny i od razu rzuciła się do tamtych za kulisy, co będzie znowuż sama siedzieć!
____Boże, Finn, nie wiedziałam, że masz zespół! ─ wykrzyczała, wciąż zszokowana, przenosząc wzrok na pozostałą dwójkę mężczyzn, zaraz podając rękę i jednemu, i drugiemu. ─ Cześć, jestem Willow, znajoma Finna. Świetny występ!
Meredith
Meredith "Aitch" Haze
Fresh Blood Lost in the City
– Okej, okej... – uspokoiła Javelin szeptem i gestem, gdy ta palcem na ustach wymusiła niezbędną dla dkokńczenia rytuału ciszę, ale po chwili, gdy zaprezentowała swój napój, ledwo powstezymała ostrzegawczy krzyk i odruch zamachania rękoma. O ile bowiem obcej osobie mogłaby wcisną swojego koszmarnego drina, o tyle siostrze...
No – ale takie refleksje przychodzą zwykle za późno. Javelin golnęła porządnie mieszaniny wódki, Baileysa, metaxy, grapefruita, żóltka i białka jaja kurzego, sosu majonezowo-keczupowo-miętowego, łyżeczki tabasco i biszkopta, a Aitch tylko patrzyła na nią wzrokiem przeczuwającym poważną katastrofę...
...która nastąpiła.
– Jav...? – poderwała się z ziemi, gotowa biec za Liaison nie wiadomo po co, i z ulgą przyjęła jej powrót. Najwyraźniej jej step-sister miała sporą tolerancję – a może drink nie był aż taki zły?
Hm...
– N-nie taki zły, co?... – spróbowała, na zachętę z uśmiechem pokazując siostrze karteczkę z wylosowanym wyzwaniem, ale po chwili lekko się usztywniła, gdy wyższa od niej o ponad głowę Javelin potraktowała ją w sposób, na który Aitch nie miała w swoim repertuarze pomysłu na reakcję.
Braterski – znaczy: siostrzany – nelson i czochranie czupryny... – Kurwa, ej... – bąknęła, próbując jakoś pogodzić potrzebę wysmyknięcia się z uścisku i zatuszowania jakoś swej spowodowanej nim konfuzji. Trwała tak, wykrzywiona lekko w swym usztywnieniu, czekając aż się ją puści – i doczekała się.
Uf.
No, to są te problemy, których w sumie jeszcze nie znała. Trzeba będzie to kiedyś przemyśleć – w ogóle mówić o tym? czy znosić to? – teraz wszelako do rozpracowania były bardziej bieżące tematy.
– ie, jeszcze im nie pisałam. Ja wiem, wiem – zaufanie to podstawa; tak też – wśród wielu innych "wskazówek adopcyjnych" mówili w ośrodku. – To... wiesz co? może ty im napisz, Jav. Proszę.
Przeniosła spojrzenie na kapłankę sushizmu, zaraz podając jej drobną dłoń:
– Aitch – powtórzyła za siostrą. – Cześć – uśmiechnęła się porozumiewawczo, ściągając kąciki z miną typu "Dajjjcie spokój", po chwili wracając do Jav z niemal szczerym zapewnieniem: – Yyy, no, nie było praktycznie żadnych kłopotów. Zresztą... – "nie mam dziesięciu lat i bez opieki starszych od siebie nie przepadam bez wieści, tylko RADZĘ sobie"? W zasadzie w głębi duszy siepnął ją niewąski fkurf po tym – skądinąd przecież nieświadomym – nadepnięciu na podstawową dumę, ale to nie teraz. Teraz należy liczyć na to, że odczucia nie przelały się w mimikę i machnąć ręką: – Nieważne. Spotkałam taką sztywną mikroblondyneczkę, której bym chętnie... swoją drogą drugi raz ją spotkałam w przeciągu jakiegoś tygodnia – zastanowiła się, patrząc skosem w górę – No – i przez nią straciłam psiakrew paczkę fajek. Nie masz, co? Ja mam tylko – zaczęła z mieszniną nadziei i obojętności – i w tym momencie coś się stało z dźwiękiem.
Nagłośnienie padło... nie: zaraz się podniosło, tyle że tym razem przenosząc w głośniki dźwięki generowane jakby na żywo.
Aitch przytrzymała się ramienia Jav i wspięła na czubki glanów, żeby wypatrzeć szczegóły...
No rzeczywiście – na czymś w rodzaju sceny normalnie rozpędzał się zespół muzyczny, ba –  mignęła jej też czupryna tego gościa, który znalazł się w niechlubnej grupie szczęśliwców zdolnych pogardzić jej drinkiem. Jego ówczesna kruczowłosa towarzyszka też tam gdzieś mignęła, choć chyba nie w samym składzie bandu. Po kręgosłupie przeszedł gruboziarnisty akord gitarowy – nie da się ukryć, należyty – a muza po nim też zdecydowanie dorzeczna, jak na imprezę zdominowaną przez ludzi, których Meredith podejrzewała raczej (mimo muzycznego tła w ogrodzie) o lekcje fortepianu i cotygodniowe wizyty w operze całą rodziną w lożach na jakimś abonamencie typu "gold" czy "premium".
Po występie, kiedy w głośniki wróciła muzyczna siekanka tła, Aitch klepnęła siostrę w łokieć:
– Wiesz co... ja napiszę do starych. Skoro to takie ważne – kiwnęła głową i odbezpieczyła telefon, kontynuując tylko na tyle głośno, by słowa mogły się przedrzeć przez imprezową fonosferę prosto do uszu Jav: – O tym to tak w ogóle będę chciała z tobą pogadać. Zasady, wiesz. Ale tak – realistycznie, bo od starych już zdążyłam usłyszeć, jak to a tamto powinno wyglądać, i szanuję to, choć nie gwarantuję, że wiesz: że zawsze mi się jakby uda, nie? Natomiast od ciebie przydałoby mi się tłumaczenie na "ludzki". Na razie wyczajam, że jak zasada brzmi "Informuj, gdzie idziesz i kiedy wrócisz", to he, kurna, faktycznie mam informować! – pod koniec wyszło z jej tonu i uniesionych brwi zdziwienie wobec takiego obostrzenia. Nie brak zrozumienia – ale raczej ten rodzaj badawczej ciekawości, czy to-a-tamto jest prawdą, skoro normalnie sobie występuje w przyrodzie. – Chcesz? Mam dwa blanty, weźmiemy coś do picia i tan: napiszę te smsy, zapalimy...
Plany planami, ale w trakcie mówienia uzmysłowiła sobie, że Jav zaznaczyła swą niechęć do dragów na samym początku.
No tak – ale dwa skręty to chyba nie dragi, nie?
Czy... dragi?
Przeniosła wzrok na telefon, palcami obu dłoni wypstrykała wiadomość
Mum, Dad, i'm at the party w/Liaison and i'm we're alright. No need to Sorry i din't tell you i was leaving tho. Really s Sorry.We'll be home soon in an hour or two. Love. M.
a wkładając z powrotem telefon upewniła się, czy dwa skręty wciąż grzecznie czekają na dnie kaletki.
Czekały. Krótkie spojrzenie na Javelin powinno przynieść odpowiedź i pomóc w zaplanowaniu najbliższych kwadransów. Przecież poza nią (a – i tą Leią...) nikogo tu nie znała (Lei w sumie też, więc...) – niczyja to wina, ale zatem i nie samej Aitch.
Sheridan Kenneth Paige
Sheridan Kenneth Paige
The Writers Alter Universe
Sądząc po reakcji swojej zbrodniarskiej partnerki, Sheridan dobrze wydedukowała, z kim tutaj miały do czynienia. W sumie trochę odetchnęła z ulgą, widząc, że nie chodziło o żadne "jezu moja siostra tu jest, muszę uciekać, bo jej nienawidzę". Nawet jeśli to nie była jej rodzina. Chyba po prostu miała już dość wrażeń z nieszczególnie uwielbiającym się rodzeństwem po tym swoim.
- Bleh, żyjesz? - sama skrzywiła się widząc jak gwałtowna była reakcja ciemnowłosej na to, co podała jej jej siostra. Paige składał już sam zapach, i nie miała pojęcia czy samego alkoholu, czy po prostu całej tej mikstury.
Ale obie przeżyły, ku uciesze... cholera wie czyjej, a nim jasnowłosa się obejrzała, w jej stronę już była wyciągnięta jakaś obca łapka. Uścisnęła ją niepewnie, trochę skanując nieznajomą wzrokiem. Gdzie było: "ej zaraz, Sheridan Paige!"? Chyba słuchanie tego za każdym bitym razem weszło jej w krew do tego stopnia, że teraz było jej jakoś nieswojo, kiedy nie docierało to do jej uszu.
- Amm, Sheridan - delikatny uśmieszek, bo czemu i nie. Nie wtryniała się w ich dalszą dyskusję, raczej wolała pozwolić siostrom na ich mały family reunion bez wpierdzielania się im w zdanie. Przecież nie była aż taką atencyjną ścierką. Dlatego pewnie zbieranie jedzenia stało się jej priorytetem. Tym razem bez rozkładania go na ziemi. Dopóki coś jej w sumie nie przerwało.
"Zklepuję tego Starbucksa."
- Fantastycznie. Pozwolisz? - odparła, wyciągając łapy po telefon Jav, żeby po ewentualnym zwycięstwie wstukać swój numer na klawiaturze i zadzwonić przy okazji do siebie. Słychać było tylko głuche buczenie wibrującego telefonu, ale jednak! Nie podała jej fałszywego numeru.
Tylko ten, którego nie było jej szkoda leaknąć.
Problem zaczął się, kiedy uwaga przeniosła się z powrotem na urwipołcia proponującego tutaj jakies brzydkie substancje. Dobra, nie jej sprawa, Paige powinna zajmować się żarciem, pożegnać się i się oddelegować, ale słysząc słowo "blant" w momencie, w którym już miała się żegnać, po jej plecach przeszedł bardzo brzydki dreszcz.
Odchrząknęła na dobry początek.
- Nie chcę się wtrącać, ale i tak to zrobię - parsknęła trochę niechętnie, już wiedząc, że tak jak Javelin była kochaną bubą, tak od jej młodszej siostry chyba będzie trzymać się z daleka. Zresztą, nadchodzącym wywodem pewnie i w niej obudzi emocje porównywalne z kipiącym mlekiem. - Nie bawiłabym się w blanty na imprezie, na której ktoś lub coś na pewno cię zna, wie ile masz lat, a skoro musisz raportować swoje położenie, to masz ich za mało, żeby bawić się w taki syf. Chyba że chcesz zafundować swojej siostrze czternaście lat w mamrze, bo pewnie to na nią spadnie wina za to, skąd to masz, niezależnie co powiesz.
Ups. Westchnęła i pokręciła głową.
- Mam taką fantastyczną kuzynkę, która odwaliła podobne głupstwo, tylko trochę ekstremalniej. Fantastyczna uczennica Riverdale, to to, to tamto, nachwalić się jej nie mogli, bo jak klasa A, to tylko złotem sypać - parsknęła. Nadal trochę nie chciała się przyznawać do tej części rodziny. - Powiem tak - nie pal na ani przy terenie imprezy, na której są w zasadzie wszyscy ani nie wciągaj nic w kiblu w szkole. Takie tam filozofie no-name'a stawiającego kręgi z sushi.
...czy ją ubodło to, że Aitch jej nie rozpoznała, czy po prostu chciała zażartować? Kek.
Plague Doctor
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
______Tego mogła się spodziewać po Matthew. On nigdy nie obijał w bawełnę, a jego szczere wyznania często doprowadzały innych do łez, a ją do śmiechu. Ciężko o bardziej chaotyczne trio na tej imprezie. Koniec końców trudno wygrać z osobami, które w dupie mają opinię innych. Mimo wszystko cieszyła się w duchu, iż opinia chłopaka na temat śpiewu Leilani nie ujrzała światła dziennego, a propozycja drugiego utworu umarła w przedbiegach. Tego srebrnowłosa mogłaby już nie przeżyć. A z pewnością musiałaby zgłosić się do otolaryngologa. Starczyło, iż kilka tygodni temu młoda Cigfran ledwo co odzyskała wolność. Nie miała zamiaru też wprowadzać postronnych w ich relację terapeuta-pacjent. Tajemnica lekarska czy jakoś tak… Jak wspomniano wcześniej: Arda była suką, ale z klasą. Nikt nie musi wiedzieć, że dziewczyna już swoje przeszła, a dodatkowe spotkania z przyszłą panią doktor mogły być dla niej stresem samym w sobie.
______Temat Leilani zakopała pod dywan krótkim skinięciem głowy i cieniem uśmiechu. W międzyczasie odstawiła kieliszek na stolik blisko baru, samej odwracając się przodem do tłumu. Impreza zaczynała rozkręcać się na pełne obroty, a i niektórzy goście wzięli sobie do serca basen wypełniony wódką. Błękitne tęczówki nie znalazły jednak poszukiwanego:
— Jeżeli to taka tajemnica to nic dziwnego, że go nie widać. — zauważyła Arda spokojnie, zerkając na solenizanta kątem oka. — Uważaj, bo oboje pójdziemy na dno. — dodała rozbawiona, słysząc komentarz na temat łapania. Najbliżej niej był Jake, więc w ułamku sekundy srebrnowłosa teatralnie złapała O’Brien’a pod rękę. Biorąc pod uwagę jej niewielką wagę oraz smukłą sylwetkę – nie był to ciężar, który w jakikolwiek sposób mógł być uciążliwy dla chłopaka. Zresztą, chwilę później jeden z pierwszych, podpitych gości otarł się o dwójkę znajomych, próbując dostać się do baru. Dlatego kiedy Jake podał jej drinka, chwyciła szklankę w dłoń, puszczając go i ruszając za nim.
______Zachowaj czujność.
______Rovere też nie odznaczała się wybitnie mocnym głosem, poza tym rzadko podnosiła ton. Krzyczenie nie było w jej stylu, więc w ciszy szukała Matthew. Skubany. Naprawdę wiedział jak się ukryć. Nim jednak przeszli kilka metrów zapadła cisza. Nie martwa, ale na tyle wyraźna, iż nawet Arda odwróciła się w kierunku sceny, gdzie ujrzała dobrze jej znaną twarz. Finn dorwał się do mikrofonu. To była ta niespodzianka! Srebrny kucyk zafalował, kiedy kobieta pokręciła głową w rozbawieniu, jak i lekkim niedowierzaniu.
______— Miałeś dobry gust już za dzieciaka. — parsknęła, słysząc jakie mash up kawałków grał zespół Brooks’a. Naprawdę los jej zsyłał samych rodzynków.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach