▲▼
____ Gdy zapytał się o jej wrażenia dotykowe, z początku posłała mu spojrzenie spod byka, ale potem spod matowej szminki wyłoniły się zęby w rozbawionym, trochę diabelskim uśmiechu.
____ ─ Najpierw zapytałam, a potem dotknęłam, żeby Cię przetestować, czy skłamiesz, jeżeli byłaby sztuczna. ─ wyjaśniła, puszczając mu oczko, po czym obejrzała jeszcze całokształt skórzanej kurtki. ─ Widać, że nowa, bo ani draśnięcia! Naprawdę fajna, szacun.
____ Na sekundę czy dwie zerwała z nim kontakt wzrokowy, bo skoro już zbliżyła się do niego na tak nieznaczną odległość, chciała wiedzieć, z kim ma do czynienia, a z nienatarczywych oględzin wywnioskowała, że z całkiem niczego sobie chłopakiem. Wyglądał zadziornie, zwłaszcza w akompaniamencie zwichrowanych, długich jak na mężczyznę włosów i bandyckiego uśmieszku, dzięki czemu tym bardziej wyglądał jak swojak. Willow aż zaczęła się zastanawiać, czy ma znajomych, którzy nie wyglądają jakby szykowali się na napad na bank.
____ ─ Pffff. ─ parsknęła śmiechem, jedną ręką podpierając się o stół, a drugą wciąż trzymając tacę z drogocennym taco. ─ Nie znam nikogo, kto nie lubiłby sushi, proszę Cię. ─ zatrzymała się na chwilę, dostrzegając swój błąd. ─ Dobra, jedną osobę. Ale ona niczego nie lubi. Willow. ─ wzruszyła ramionami, po czym z chęcią wyciągnęła dłoń do swojego nowego kumpla.
____ Lubiła, gdy witający się z nią faceci podawali jej rękę, przybijali żółwika czy piątkę. Zawsze, gdy w towarzystwie trafił się koleś, który ściskał dłonie kolegów, a koleżanki pomijał, Hopkins od razu miała nieodparte wrażenie, że jest kutasem. Czasami jej teza się potwierdzała, na przykład w przypadku Jerrego.____ „Czyli ma więcej skóry w szafie. W sumie też jej trochę mam.” ─ zakodował mózg Willowki, poprawiając ułożenie palców pod tacą, bo spostrzeżenie było słuszne, choć gdyby czysto hipotetycznie pyszne tortille upadły na chodnik, nie skończyłby się świat. Stół był zastawiony po królewsku, a Jake O’Brien miał taki rozmach, że dziewczyna nie sądziła, gdyby rozliczał się z nią za pomidory i mięso mielone. Tak czy inaczej jak lwica upolowała, to wolała zjeść swoją zdobycz, a nie ścigać następną.
____ ─ Tak wpadłam. I tak dzisiaj nie mogłabym siedzieć w domu. DJ bardzo stara się, żeby całe miasto nie mogło spać tej nocy. ─ zaśmiała się, zerkając w stronę stanowiska, z którego płynęły sierpniowe rytmy. ─ Aleee mam nadzieję, że uda mi się wypić z solenizantem brudzia! A wy się znacie, że pytasz? ─ pytając, przekrzywiła lekko głowę, a włosy opadły jej na przód ramienia.
____ Przy okazji wgryzła się w swoje taco, bo ile mogło leżeć takie samotne, gotowe do zjedzenia? W zębach Hopkins będzie mu lepiej. Jednocześnie starała się jeść je tak, aby ani nie poplamić sobie bluzki, bo była za stara, żeby mamusia jej wyprała oraz tak, żeby nie zeszła jej z ust pomadka, co na pewno wyglądało dosyć komicznie.____ Na odpowiedź Finna aż uniosła czarne jak smoła brwi, marszcząc przy tym czoło, ale trudno dziwić się jej reakcji. Co innego wbić na otwartą imprezę organizowaną przez członka wpływowej rodziny O’Brienów, a co innego jest zadawać się z nim od szczeniaka.
____ ─ Czyli jesteś tutaj VIPem i masz wejściówkę na after? ─ mówiąc po przełknięciu kawałka taco, dźgnęła go lekko łokciem w żebra, choć z jego słów i tonu głosu wynikał też scenariusz, że Jake może w ogóle nie wiedzieć o jego obecności tutaj.
____ Zatrzymała się w przeżuwaniu, gdy usłyszała, jak ktoś robi rozróbę na małą skalę za plecami jej nowego znajomego. Wychyliła się zza jego ramienia, żeby zobaczyć na własne oczy tę, która tak żywo nadawała w trakcie jedzenia, jakby wyzywała się właśnie z inną niewysoką blondynką. Ledwo znów złapała kontakt wzrokowy ze swoim rozmówcą, a od tego odbiła się jak piłeczka ping pongowa jedna z dziewczyn, a druga bez słowa odeszła. Co za dziwny duet. Willow, widząc, jak dziewczynę paraliżuje jak po zaklęciu z Harrego Pottera, od razu połączyła wątki, że ta dwójka prawdopodobnie się zna, a trafienie na kumpla na tak wielkiej imprezie to jak wygranie szóstki w Totka! Nic więc dziwnego, że była zaskoczona.
____ ─ O, czyżby znajome twarze? ─ zapytała dla rozładowania napięcia, przenosząc spojrzenie z góry na dół, od jednego do drugiego. Zaraz dodała, wskazując skinieniem głowy oddalającą się w tłumie, wątłą sylwetkę. ─ Co tej lasce to sushi zrobiło, że tak się na nie wkurzała?______ Ludzi schodziło się coraz więcej, a kolejka z prezentami i życzeniami zdawała się nie kurczyć. Srebrnowłosa stojąca obok Matthew nie mogła wyjść z niemego podziwu, jak wiele energii posiadał Jake. Wiele twarzy nie kojarzyła w ogóle, wykluczając znajomych z uniwersytetu, jak i starego liceum. Nim upiła kolejny łyk szampana usłyszała swoje imię. Odwróciła się zaskoczona, ale jej uszy jej nie zmyliły; znała ten głos. Finn. Nie widziała go dobrych kilka tygodni, a brak czasu tylko utrudniał bezpośrednie kontakty. Rovere uniosła lekko brew, kiedy dostrzegła to spojrzenie u chłopaka. Znali się. Bardzo dobrze się znali. Arda zwróciła się szybko w kierunku O'Brien'a:
______ — Przepraszam na chwilę. — Skinęła głową w kierunku wołającego kumpla, po czym zgrabnie wyminęła grupkę ludzi, lawirując na tych zabójczych obcasach. Odłożyła kieliszek z szampanem na tackę przechodzącego lokaja, próbując spojrzeniem ogarnąć całą sytuację, w którą wpadł Finn. Obok niego dojrzała wysoką, czarnowłosą kobietę, którą... też znała. Hopkins. Tatuatorka oraz absolwentka McGill. Wymieniły z sobą kilka słów długi czas temu, dodatkowo srebrnowłosa dobrze znała prace dziewczyny. Miała talent. A znając Finn'a... cóż, miał chłopak gust. Zdążyła jeszcze kątem oka dostrzec obca blondynkę, prawie dziecko, które zniknęło w tłumie, nim zdążyła się jej lepiej przyjrzeć. Kolejny krok, kolejna osoba. Leilani. Nie spodziewała się ujrzeć tutaj swojej byłej pacjentki. Pamiętała bardzo dobrze ich terapię i miała nadzieję, że Cigfran wzięła sobie do serca jej rady. Teraz jednak nie było to ważne.
______ Pomóż.
______ Arda pewnym krokiem wyminęła kolejnych ludzi, zbliżając się do Brooks'a, a ten mógł dostrzec w jej błękitnych oczach coś, co tylko on mógł rozszyfrować. Rozbawienie poplątane z politowaniem. Znał ten wzrok. Już go kiedyś nim poczęstowała. Dawno temu, ale jednak. A dzisiaj odpuszczenie mu byłoby grzechem.
______ Long. Live. The. Queen.
______ Ciężko stwierdzić czy to wyjątkowo dobry humor Ardy czy po prostu ta część jej charakteru odezwała się w tym momencie. A może się stęskniła? Tak czy siak – lubiła wejścia smoka. A kiedy jej usta spotkały usta Finn'a nikt nie mógł zaprzeczyć, że potrafiła zrobić to z przytupem.
— Finn, gałganie. Obudzisz martwego w piekle. — rzuciła po krótkiej chwili, kiedy puściła go wolno. Odwróciła się do Willow, a ta mogła dojrzeć iskierki w jej tęczówkach. Nie teraz. Królowa kontrolowanego chaosu. — Wieki Cię nie widziałam. Pokuszę się o stwierdzenie, że się stęskniłam. — dodała, wracając do chłopaka, po czym założyła ręce na piersi rozbawiona. Dopiero wtedy zwróciła się do Leilani:
— Witaj Lei. Dobrze wyglądasz. — Zauważyła. Nie było to trudne, szczególnie pamiętając, jak Cigfran wyglądała kilka miesięcy temu. Skinęła głową, zadowolona, w jej stronę. Tak trzymaj zdawała się mówić Rovere. — Czemu nie podszedłeś do Jake'a? Na pewno się ucieszy jak Cię zobaczy. Willow też. — zauważyła, patrząc na chłopaka, zsuwając ręce z piesi i podpierając je na biodrach. Pokręciła głową w teatralnej dezaprobacie, łapiąc i Finn'a i Willow za nadgarstki i pociągnęła ich za sobą w kierunku O'Briena, spojrzeniem przepraszając Leilani.
______ A w swej dłoni, chwilę przed tym jak srebrnowłosa chwyciła jej nadgarstek, Hopkins mogła poczuć karteczkę z wypisanym zadaniem Rovere. Pocałuj wybraną osobę. O ironio, los naprawdę był okrutny w swych wyborach, że podarował tej chodzącej zarazie tak złotą misję. Nie mogła tego nie wykorzystać. Czemu Willow dostała karteczkę, a nie Finn? Bo mu się należało za dawne sprawki, a Arda nie chciała, żeby zarobił w pysk od dziewczyny. Na swój dziwny sposób szanowała ją i cholernie lubiła jej prace.____ Willow jeszcze nic procentowego nie wypiła, a już nie nadążała z rozwojem zdarzeń. Jak widać Finn miał wiele znajomych, bo rozmowa między nim a niską blondynką wydawała się być dosyć osobista, trochę emocjonalna, ale jednocześnie zdystansowana. Zaczęła się aż zastanawiać, z czego nastolatka miała wyzdrowieć, ale szybko się skarciła z myślach, bo przecież to nie jej interes. Musi mniej czasu spędzać z Chesterem. Tak czy inaczej dobrze, że udało jej się wygrać z chorobą, bo nie każdy ma tyle szczęścia.
____ Zaraz zmarszczyła czoło, gdy Finn wykrzyczał w tłum „Arda”, a nie oszukujmy się, jest to imię na tyle rzadkie, że nawet w wielkim mieście jak Riverdale City mogła być tylko jedna osoba o takim imieniu i była nią Arda Rovere, którą znała między innymi z McGill Uni. Fakt faktem lata szkolne są za nią, gdy w całości oddała się swojemu zespołowi i studio, ale nie mogłaby zapomnieć akurat przyszłej pani doktor! Od razu gdy wyłoniła się spomiędzy ludzi, zza ciemnych ust Will wylazły w uśmiechu z gatunku tych nie do opanowania białe zęby.
____ ─ Arda! Matko, jaka świetna kiecka, polujesz na kogoś dzisiaj? ─ wypaliła z miejsca, gdy ta się do nich zbliżyła, a jakie było jej zdziwienie, gdy srebrnowłosa złożyła na ustach Finna pocałunek. ─ Czy ja jestem w Truman Show?! ─ zawołała do siebie, łapiąc się teatralnie za ściśnięte w kucyku włosy.
____ Tyle zbiegów okoliczności w ciągu godziny kazało Hopkins sądzić, że stolica wcale nie ma tak dużo mieszkańców, gdy ciągle widziało się znajome gęby. Finn umawiał się z Ardą, Arda i Finn znali niejaką Leilani, Arda i Finn kolegowali się z Jake’iem. To brzmiało niemalże jak jakaś grubsza konspiracja.
____ Nim jednak coś więcej powiedziała w sprawie ich przypadkowego spotkania, została pociągnięta za rękę, przez co musiała bezceremonialnie zostawić swoje nadgryzione taco pośród innych przekąsek.
____ ─ Czyli Jake jest gdzieś w pobliżu? ─ zapytała i zmarszczyła brwi, zsuwając wzrok z profilu Rovere na jej rękę, która przekazywała jej tajemniczą, pogiętą karteczkę. Czyżby indywidualna, imprezowa misja, o której Willow przez trafienie na pana metalowca zupełnie zapomniała?
____ Wyjęła ukradkiem karteczkę z jej ręki, czując, że to nieprzypadkowy zabieg ze strony koleżanki ─ w końcu zdążyły się nieco poznać, lodowatej księżniczce nie zdarza się robić rzeczy niecelowo. Przeczytała tekst w ciągu ułamku sekundy, zaraz orientując się, że jednak pospieszyła się. Pocałunek był tylko na potrzeby zadania, a to ci dopiero. Parsknęła śmiechem pod nosem połowicznie przez całą sytuację zaprawioną przez sukowatość (ale z klasą) Ardy, a też trochę przez zbity z tropu wyraz twarzy Finna. Schowała dyskretnie kartkę do kieszeni czarnych jeansów, dając mu żyć w nieświadomości bycia przedmiotem małego spisku jajników, do którego właśnie została wmieszana tatuażystka.
Jake Raven O'Brien
Fresh Blood Lost in the City
[EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji
Sob Sie 31, 2019 7:49 pm
Sob Sie 31, 2019 7:49 pm
First topic message reminder :
IMPREZA URODZINOWA
UWAGA! Napiszę to na początku, bo potem może zniknąć pod tekstem i w ogóle. Obecność na imprezie oznacza zgodę na wszelkie ingerencje Mistrza Gry. Nie zakładam, że stanie się tu coś drastycznego i nikt zapewne nie straci ręki ani tym bardziej głowy, ale wiedzcie, że mogą wydarzyć się tu różne rzeczy. Beep. Koniec przekazu.
Impreza została zorganizowana na terenie posiadłości O'Brienów. Całość odbywa się na zewnątrz. Na rzecz urodzinowego szaleństwa, cały obszar dookoła willi został dostosowany do potrzeb gości, podczas gdy dostęp do samej posiadłości został odpowiednio zabezpieczony. Nikt nie ma prawa ani możliwości dostania się do środka posiadłości i swobodnego poruszania się po niej. Zatrudniona ochrona pilnuje, by żaden z zaproszonych gości nie pozwolił sobie na podobną swobodę, jeśli nie przebywa akurat w towarzystwie Jake'a lub Matta. Wątpliwe jednak, by komukolwiek przyszło do głowy szukanie atrakcji wewnątrz rezydencji, gdy na zewnątrz ich nie brakuje.
Muzyka dobiegająca z głośników sprawia, że całe miejsce wydaje się tętnić życiem. Nie mogło zabraknąć tu specjalnie wynajętego DJ'a, który zdecydowanie zna się na rzeczy i wie, w jaki sposób skutecznie rozruszać imprezę, na której nie brakuje młodzieży, dającej ponieść się rytmom. Różnorodność utworów sprawia, że każdy może znaleźć coś dla siebie.
Basen w kształcie wiolonczeli wywarł wrażenie już na niejednym gościu, który miał okazję zwiedzać posesję. Kolorowe światła przyciągają uwagę obserwatorów szczególnie nocą, jednak o ile ten osobliwy zbiornik przez większość czasu wypełniony jest wodą, tak podczas trwającej imprezy uczyniono z niego główny wodopój. Tak, tym razem całą objętość basenu wypełniono drogą wódką, której może spróbować każdy gość imprezy. Jeśli jednak którykolwiek z nich marzył o okazji wykąpania się w procentach, musi na wstępie porzucić nadzieję na otrzymanie podobnej okazji na terenie posiadłości O'Brienów. Przy basenie nie bez powodu kręci się aż trzech ochroniarzy, którzy są odpowiedzialni za utrzymywanie porządku i niedopuszczenie do zabrudzenia trunku przez innych.
Ale czy ktokolwiek miał kiedyś możliwość napełnienia swojego kieliszka w podobny sposób? Na pewno nie.
Nie jest to jednak jedyne miejsce, w którym można zdobyć alkohol. Zaraz obok znajduje się przygotowany mini-bar, w którym goście mogą skorzystać z darmowych usług zatrudnionego barmana, który z chęcią przygotuje najbardziej wyszukane drinki. Wybór jest naprawdę szeroki.
Ilość i różnorodność jedzenia zadowoliłaby niejednego smakosza, szczególnie że organizatorzy zadbali o to, by podawane przekąski były najwyższej jakości. Nie ma tu miejsca na tanie orzeszki z pierwszego lepszego sklepu, a każdy stół został zadedykowany różnym kuchniom świata i udekorowany tak, by kojarzył się z danym krajem. Nic nie zostało przygotowane przypadkowo. Bufet kuchni orientalnej sprawia, że można poczuć się jak na wycieczce w Azji, a stolikowi z meksykańskimi przekąskami brakuje zaledwie przygrywających gdzieś w pobliżu mariachi. Poza tym można spotkać tu przystawki rodem z Włoch, Francji czy nawet Hiszpanii. Z pewnością nikt nie wyjdzie stąd głodny.
IMPREZA URODZINOWA
UWAGA! Napiszę to na początku, bo potem może zniknąć pod tekstem i w ogóle. Obecność na imprezie oznacza zgodę na wszelkie ingerencje Mistrza Gry. Nie zakładam, że stanie się tu coś drastycznego i nikt zapewne nie straci ręki ani tym bardziej głowy, ale wiedzcie, że mogą wydarzyć się tu różne rzeczy. Beep. Koniec przekazu.
Impreza została zorganizowana na terenie posiadłości O'Brienów. Całość odbywa się na zewnątrz. Na rzecz urodzinowego szaleństwa, cały obszar dookoła willi został dostosowany do potrzeb gości, podczas gdy dostęp do samej posiadłości został odpowiednio zabezpieczony. Nikt nie ma prawa ani możliwości dostania się do środka posiadłości i swobodnego poruszania się po niej. Zatrudniona ochrona pilnuje, by żaden z zaproszonych gości nie pozwolił sobie na podobną swobodę, jeśli nie przebywa akurat w towarzystwie Jake'a lub Matta. Wątpliwe jednak, by komukolwiek przyszło do głowy szukanie atrakcji wewnątrz rezydencji, gdy na zewnątrz ich nie brakuje.
Muzyka dobiegająca z głośników sprawia, że całe miejsce wydaje się tętnić życiem. Nie mogło zabraknąć tu specjalnie wynajętego DJ'a, który zdecydowanie zna się na rzeczy i wie, w jaki sposób skutecznie rozruszać imprezę, na której nie brakuje młodzieży, dającej ponieść się rytmom. Różnorodność utworów sprawia, że każdy może znaleźć coś dla siebie.
Basen w kształcie wiolonczeli wywarł wrażenie już na niejednym gościu, który miał okazję zwiedzać posesję. Kolorowe światła przyciągają uwagę obserwatorów szczególnie nocą, jednak o ile ten osobliwy zbiornik przez większość czasu wypełniony jest wodą, tak podczas trwającej imprezy uczyniono z niego główny wodopój. Tak, tym razem całą objętość basenu wypełniono drogą wódką, której może spróbować każdy gość imprezy. Jeśli jednak którykolwiek z nich marzył o okazji wykąpania się w procentach, musi na wstępie porzucić nadzieję na otrzymanie podobnej okazji na terenie posiadłości O'Brienów. Przy basenie nie bez powodu kręci się aż trzech ochroniarzy, którzy są odpowiedzialni za utrzymywanie porządku i niedopuszczenie do zabrudzenia trunku przez innych.
Ale czy ktokolwiek miał kiedyś możliwość napełnienia swojego kieliszka w podobny sposób? Na pewno nie.
Nie jest to jednak jedyne miejsce, w którym można zdobyć alkohol. Zaraz obok znajduje się przygotowany mini-bar, w którym goście mogą skorzystać z darmowych usług zatrudnionego barmana, który z chęcią przygotuje najbardziej wyszukane drinki. Wybór jest naprawdę szeroki.
Ilość i różnorodność jedzenia zadowoliłaby niejednego smakosza, szczególnie że organizatorzy zadbali o to, by podawane przekąski były najwyższej jakości. Nie ma tu miejsca na tanie orzeszki z pierwszego lepszego sklepu, a każdy stół został zadedykowany różnym kuchniom świata i udekorowany tak, by kojarzył się z danym krajem. Nic nie zostało przygotowane przypadkowo. Bufet kuchni orientalnej sprawia, że można poczuć się jak na wycieczce w Azji, a stolikowi z meksykańskimi przekąskami brakuje zaledwie przygrywających gdzieś w pobliżu mariachi. Poza tym można spotkać tu przystawki rodem z Włoch, Francji czy nawet Hiszpanii. Z pewnością nikt nie wyjdzie stąd głodny.
Willow Hopkins
Fresh Blood Lost in the City
Re: [EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji
Pon Wrz 02, 2019 11:37 am
Pon Wrz 02, 2019 11:37 am
Finnegan Paul Brooks
Fresh Blood Lost in the City
Re: [EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji
Pon Wrz 02, 2019 2:05 pm
Pon Wrz 02, 2019 2:05 pm
Chyba mamy tu liska! Liska-czarnulkę, ale wciąż chytruska! Patrzcie, jak chciała wkręcić Finna. Szach-mat! Kiedy tylko zobaczył uśmiech ciemnowłosej, na jego usta od razu wpłynął podobny. Trzeba zwalczać ogień ogniem, nie? Tak to chyba leciało?
─ Cwana. I dzięki, ale pewnie za niedługo będzie wyglądała jak cała reszta, którą styrałem. ─ zaśmiał się, poprawiając jeszcze kurtkę, którą w najbliższej przyszłości będzie musiał pewnie gdzieś tutaj powiesić, bo na imprezie zbierało się coraz więcej ludzi, a co za tym idzie - atmosfera gęstniała i było po prostu cieplej i cieplej. Ale nie oszukujmy się, co tam ludzie. Pewnie robiło się duszno głównie ze względu na tak piękne panie!
─ A widzisz. Ja znam chyba nawet ze dwie osoby i to właśnie surowa ryba je odrzuca. ─ pokręcił głową, będąc wciąż i wciąż rozbawianym przez tę drobną dziewczynę. Willow, tak? Cholerka, pasowało do niej to imię! A przynajmniej tak mu się teraz wydawało, trzeba jeszcze potwierdzić to wrażenie spędzając z nią więcej czasu, co miał nadzieję właśnie zrobić. ─ Uważaj, bo ci zaraz spadnie to taco. Niebezpiecznie się przechyla.
Sam rozejrzał się jeszcze za czymś do picia. Najbliżej nich była raczej tylko zielona herbata, a że nie chciał się na razie oddalać od Chytruska, złapał naczynie z senchą i upił trochę naparu. Hm, chyba będzie musiał przyzwyczaić się do tego smaku, ale trudno. Przecież nie można dać po sobie znać w obecności damy, że średnio smakuje. No cóż, z zielonych azjatyckich odpowiedników wolał raczej matchę, a że strzelił w zły zielony, to teraz ma problem.
─ Znasz Jake’a, czy tak po prostu wpadłaś? ─ zerknął na nią, gdy pierwsza gorzkość herbaty odpłynęła w dal, poetycko to ujmując!
─ Cwana. I dzięki, ale pewnie za niedługo będzie wyglądała jak cała reszta, którą styrałem. ─ zaśmiał się, poprawiając jeszcze kurtkę, którą w najbliższej przyszłości będzie musiał pewnie gdzieś tutaj powiesić, bo na imprezie zbierało się coraz więcej ludzi, a co za tym idzie - atmosfera gęstniała i było po prostu cieplej i cieplej. Ale nie oszukujmy się, co tam ludzie. Pewnie robiło się duszno głównie ze względu na tak piękne panie!
─ A widzisz. Ja znam chyba nawet ze dwie osoby i to właśnie surowa ryba je odrzuca. ─ pokręcił głową, będąc wciąż i wciąż rozbawianym przez tę drobną dziewczynę. Willow, tak? Cholerka, pasowało do niej to imię! A przynajmniej tak mu się teraz wydawało, trzeba jeszcze potwierdzić to wrażenie spędzając z nią więcej czasu, co miał nadzieję właśnie zrobić. ─ Uważaj, bo ci zaraz spadnie to taco. Niebezpiecznie się przechyla.
Sam rozejrzał się jeszcze za czymś do picia. Najbliżej nich była raczej tylko zielona herbata, a że nie chciał się na razie oddalać od Chytruska, złapał naczynie z senchą i upił trochę naparu. Hm, chyba będzie musiał przyzwyczaić się do tego smaku, ale trudno. Przecież nie można dać po sobie znać w obecności damy, że średnio smakuje. No cóż, z zielonych azjatyckich odpowiedników wolał raczej matchę, a że strzelił w zły zielony, to teraz ma problem.
─ Znasz Jake’a, czy tak po prostu wpadłaś? ─ zerknął na nią, gdy pierwsza gorzkość herbaty odpłynęła w dal, poetycko to ujmując!
Z jej ust wyrwało się ciężkie westchnienie, gdy zwróciła oczy ku niebu, prosząc w myślach wszystkie znane jej bóstwa, aby dodały jej sił podczas tego wieczora. Z jednej strony Aitch była... męcząca, z drugiej miała w sobie coś, co nie pozwalało Leilani tak po prostu kazać jej spierdalać.
— Jesteś głupsza niż mój brat, przysięgam — mruknęła w odpowiedzi na wywody dziewczyny. Ósmy zmysł? Boże, czy ona nie była przypadkiem już naćpana?
Wiedziała, że prędzej czy później ktoś zada jej pytanie o blizny na rękach, dlatego była na nie przygotowane. Miała to kłamstwo wyćwiczone tak dobrze, jak udawanie, że nigdy nie słyszała o żadnym Conradzie Savage, gdyby ktoś zaczął się interesować jej biologicznym ojcem.
— Masz na myśli ślady po igłach na moich rękach? A jak inaczej mieliby mi pobrać krew do badań, albo podać kroplówkę? — odparła z beztroską równą twierdzenia, że jutro będzie świecić słońce. Za punkt honoru postawiła sobie, by żadna nowo poznana osoba nie dowiedziała się o jej nafaszerowanej amfetaminą przeszłości. Przygotowała nawet szereg odpowiedzi na wszystkie zarzuty, jakie moga paść w jej stronę od pierwszego dzwonka - trafiła na komisariat, bo ćpała w szkolnej łazience? Nie, ona była tylko świadkiem. Zawieszenie w prawach ucznia? Skądże, zemdlała podczas przesłuchania i trafiła do szpitala, przecież miała zwolnienie lekarskie! Trzymiesięczny odwyk? Gdzie tam, przebywała w sanatorium w Finladnii. Niezdany rok i stracone stypendium? Przez problemy zdrowotne nie była w stanie nadrobić zaległości, przez co podupadły jej oceny.
Wyłga się ze wszystkiego jeśli tylko będzie taka potrzeba.
— Ale ty jesteś agresywna. — skomentowała jej wywód o ojcu. Nawet jeśli współczuła Aitch, to nie zamierzała tego okazywać. Trzeba było dbać o wizerunek Królowej Lodu, skoro już została nią nazwana.
— Nie zakładaj się, jeśli nie stać cię na porażkę. Najpierw moje wyzwanie. Ale jeszcze wcześniej jedzenie. Dużo jedzenia. Idziesz? — zapytała ruszając w stronę stolików z jedzeniem. Chciała się do nich dobrać już na samym początku, ale pech chciał, że musiała trafić akurat na blond buntowniczkę.
— Jesteś głupsza niż mój brat, przysięgam — mruknęła w odpowiedzi na wywody dziewczyny. Ósmy zmysł? Boże, czy ona nie była przypadkiem już naćpana?
Wiedziała, że prędzej czy później ktoś zada jej pytanie o blizny na rękach, dlatego była na nie przygotowane. Miała to kłamstwo wyćwiczone tak dobrze, jak udawanie, że nigdy nie słyszała o żadnym Conradzie Savage, gdyby ktoś zaczął się interesować jej biologicznym ojcem.
— Masz na myśli ślady po igłach na moich rękach? A jak inaczej mieliby mi pobrać krew do badań, albo podać kroplówkę? — odparła z beztroską równą twierdzenia, że jutro będzie świecić słońce. Za punkt honoru postawiła sobie, by żadna nowo poznana osoba nie dowiedziała się o jej nafaszerowanej amfetaminą przeszłości. Przygotowała nawet szereg odpowiedzi na wszystkie zarzuty, jakie moga paść w jej stronę od pierwszego dzwonka - trafiła na komisariat, bo ćpała w szkolnej łazience? Nie, ona była tylko świadkiem. Zawieszenie w prawach ucznia? Skądże, zemdlała podczas przesłuchania i trafiła do szpitala, przecież miała zwolnienie lekarskie! Trzymiesięczny odwyk? Gdzie tam, przebywała w sanatorium w Finladnii. Niezdany rok i stracone stypendium? Przez problemy zdrowotne nie była w stanie nadrobić zaległości, przez co podupadły jej oceny.
Wyłga się ze wszystkiego jeśli tylko będzie taka potrzeba.
— Ale ty jesteś agresywna. — skomentowała jej wywód o ojcu. Nawet jeśli współczuła Aitch, to nie zamierzała tego okazywać. Trzeba było dbać o wizerunek Królowej Lodu, skoro już została nią nazwana.
— Nie zakładaj się, jeśli nie stać cię na porażkę. Najpierw moje wyzwanie. Ale jeszcze wcześniej jedzenie. Dużo jedzenia. Idziesz? — zapytała ruszając w stronę stolików z jedzeniem. Chciała się do nich dobrać już na samym początku, ale pech chciał, że musiała trafić akurat na blond buntowniczkę.
Willow Hopkins
Fresh Blood Lost in the City
Re: [EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji
Pon Wrz 02, 2019 3:44 pm
Pon Wrz 02, 2019 3:44 pm
Meredith "Aitch" Haze
Fresh Blood Lost in the City
Re: [EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji
Pon Wrz 02, 2019 3:48 pm
Pon Wrz 02, 2019 3:48 pm
Porównanie do głupiego brata Aitch zignorowala zupełnie swobodnie – jej zdaniem chyba reakcja Lei była bezsensownie większa, niż bodziec w postaci zabawy słowami. Sformułowała sobie tylko w myślach potwierdzenie obserwacji, że blondyneczka najwyraźniej potrafi pomalować sobie swoje oblicze rodem z piórników dla pierwszoklasistek farbkami wojennymi w postaci obrażania rozmówcy, i przeszła nad tym do porządku dziennego. Na dzień dobry "Nie wiem w jakiej stajni się wychowałaś", potem "Jesteś pizda?" i "Jesteś największą pizdą jaką znam", teraz "Jesteś głupsza niż mój brat" – najwidoczniej to dziewczę uważa, że tak jest fajnie. Tak się składało, że Meredith wzrastała wśród młodzieży w ten sposób komunikującej zarówno kpinę, jak i pochwałę; trochę więc tylko mogło zastanawiać, skąd ten styl u osóbki rodem z piórnika, ale zbyła to w myślach wzruszeniem ramion – przeciwnie do informacji o nakłuciach.
Prychnęła śmiechem, pozwalając sobie na łaskawe uniesienie brwi, jakby chciała się upewnić, cz rozmówczyni jest pewna, że Albania to stolica Peru. Trzymała na niej takie spojrzenie przez kilka sekund – i wzruszyła ramionami, teraz już dosłownie.
– Okej. Możemy się pobawić, że mnie to przekonało – puściła jej łokieć, głównie po to, żeby zdjąć swoją taką-kurde-sobie skórzaną kurtkę. Zimno nie było, a ten ciuch zaczynał obniżać jej przekonanie o własnej wyższości nad...
...czymkolwiek.
– A ty nie zakładaj, że mnie czeka porażka. Czekaj... – z kieszeni trzymanej już w dłoni kurtki wyjęła paczkę z sześcioma fajkami w środku, włożyła z powrotem i wręczyła Lei kurtkę: – Masz. Starasz się być taka lodowata, że zaraz sama zamarzniesz. Opatul swoje serduszko albo zrób z nią co chcesz. Przy okazji – powierzam ci moje fajki. Będziesz sobie mogła nimi okadzić moje zwycięstwo, oddając należny hołd. No – chodź.
To ostatnie to chyba była zgoda na wypad w stronę żarcia, choć najpierw sunąc tuż za Leią, a potem równając z nią krok, Aitch wypatrywała głównie obszaru z drinkami i możliwości samodzielnego przygotowania. Ale na wypatrywaniu na razie zakończyła.
– Powiem ci, cokolwiek tam chcesz odszczeknąć – bąknęła, nachylona nad krainą sushi z talerzykiem w dłoni – że moim zdaniem nie musisz za wszelką cenę tak mnie opluwać żółcią. No chyba że... Ty patrz, jakie śmiszne cudo!... – na moment, rozchichotana, skupiła całą uwagę na przeniesieniu na talerzyk dość wyniosłej konstrukcji jakiejś japońskiej przekąski. W powietrzu szło nieźle, choć się trzęsło, za to powylądowaniu konstrukcja przechyliła się na bok i runęła brzydko. – Fuck. Pieprzeni Japońcy... No więc – podjęła Aitch, zgięta nieco w ostrożnym nachyleniu nad talerzykiem, próbując zaladować sobie do paszczy rozpadłą minikatedrę z ryżu i jakoś tak sześciu innych składników – weź wszystkie ohydne epo... te: epitety w garść i jebnij mnie nimi raz a dobrze albo wepchnij do gardła sama sobie. Zamiast tego żarcia. Hm? – zaproponowała z uśmiechem, żując tuńczykową apsydę, z gobelinem wodorostów zwisającym spomiędzy warg. Slurp? – i zielona grzywka zniknęła w ustach. Aitch spojrzała wzwyż, jakby na prawym-górnym marginesie ekranu było napisane, jak jej to smakuje, po czym orzekła: – Niezłe, ale trochę pojebane w smaku. Weźmy...
I jęła krążyć ciekawską dłonią nad następnym cudeńkiem, ostatecznie podejmując pałeczkami okręcik gunkanmaki i dokując go sobie w ustach.
– Takie aaz jałłan – wyjaśniła z pełną gębą, żując pracowicie. – W ogóle... niebotyczny wypas, nie? tutaj... – dodała odruchowo i ugryzła się w język, łypiąc na Leię. Odruchy, kurna. Odruchy! Powstrzymać w towarzystwie. To, że do tej pory przeżyła swoje życie wydając tyle, co każdy z tu obecnych wydaje przez pół roku, to nie powód, żeby się z tego odruchowo spowiadać... – No ęc... – przełknęła – jak będziesz mnie wieźć nad to wybrzeże, to nie będziesz jednak pizdą i dasz poprowadzić, nie?
Prychnęła śmiechem, pozwalając sobie na łaskawe uniesienie brwi, jakby chciała się upewnić, cz rozmówczyni jest pewna, że Albania to stolica Peru. Trzymała na niej takie spojrzenie przez kilka sekund – i wzruszyła ramionami, teraz już dosłownie.
– Okej. Możemy się pobawić, że mnie to przekonało – puściła jej łokieć, głównie po to, żeby zdjąć swoją taką-kurde-sobie skórzaną kurtkę. Zimno nie było, a ten ciuch zaczynał obniżać jej przekonanie o własnej wyższości nad...
...czymkolwiek.
– A ty nie zakładaj, że mnie czeka porażka. Czekaj... – z kieszeni trzymanej już w dłoni kurtki wyjęła paczkę z sześcioma fajkami w środku, włożyła z powrotem i wręczyła Lei kurtkę: – Masz. Starasz się być taka lodowata, że zaraz sama zamarzniesz. Opatul swoje serduszko albo zrób z nią co chcesz. Przy okazji – powierzam ci moje fajki. Będziesz sobie mogła nimi okadzić moje zwycięstwo, oddając należny hołd. No – chodź.
To ostatnie to chyba była zgoda na wypad w stronę żarcia, choć najpierw sunąc tuż za Leią, a potem równając z nią krok, Aitch wypatrywała głównie obszaru z drinkami i możliwości samodzielnego przygotowania. Ale na wypatrywaniu na razie zakończyła.
– Powiem ci, cokolwiek tam chcesz odszczeknąć – bąknęła, nachylona nad krainą sushi z talerzykiem w dłoni – że moim zdaniem nie musisz za wszelką cenę tak mnie opluwać żółcią. No chyba że... Ty patrz, jakie śmiszne cudo!... – na moment, rozchichotana, skupiła całą uwagę na przeniesieniu na talerzyk dość wyniosłej konstrukcji jakiejś japońskiej przekąski. W powietrzu szło nieźle, choć się trzęsło, za to powylądowaniu konstrukcja przechyliła się na bok i runęła brzydko. – Fuck. Pieprzeni Japońcy... No więc – podjęła Aitch, zgięta nieco w ostrożnym nachyleniu nad talerzykiem, próbując zaladować sobie do paszczy rozpadłą minikatedrę z ryżu i jakoś tak sześciu innych składników – weź wszystkie ohydne epo... te: epitety w garść i jebnij mnie nimi raz a dobrze albo wepchnij do gardła sama sobie. Zamiast tego żarcia. Hm? – zaproponowała z uśmiechem, żując tuńczykową apsydę, z gobelinem wodorostów zwisającym spomiędzy warg. Slurp? – i zielona grzywka zniknęła w ustach. Aitch spojrzała wzwyż, jakby na prawym-górnym marginesie ekranu było napisane, jak jej to smakuje, po czym orzekła: – Niezłe, ale trochę pojebane w smaku. Weźmy...
I jęła krążyć ciekawską dłonią nad następnym cudeńkiem, ostatecznie podejmując pałeczkami okręcik gunkanmaki i dokując go sobie w ustach.
– Takie aaz jałłan – wyjaśniła z pełną gębą, żując pracowicie. – W ogóle... niebotyczny wypas, nie? tutaj... – dodała odruchowo i ugryzła się w język, łypiąc na Leię. Odruchy, kurna. Odruchy! Powstrzymać w towarzystwie. To, że do tej pory przeżyła swoje życie wydając tyle, co każdy z tu obecnych wydaje przez pół roku, to nie powód, żeby się z tego odruchowo spowiadać... – No ęc... – przełknęła – jak będziesz mnie wieźć nad to wybrzeże, to nie będziesz jednak pizdą i dasz poprowadzić, nie?
Finnegan Paul Brooks
Fresh Blood Lost in the City
Re: [EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji
Pon Wrz 02, 2019 5:09 pm
Pon Wrz 02, 2019 5:09 pm
─ Mhm, trochę zadawaliśmy się ze sobą za dzieciaka, potem mieliśmy mniej kontaktu, nie było go w Kanadzie. Mam nadzieję, że dzisiaj chociaż chwilę dla mnie znajdzie, ale przy imprezie na taką skalę nie liczę na zbyt wiele. Zobaczymy zresztą. ─ zerknął na dziewczynę, a jego oczy podążyły za małą kaskadą włosów, która utworzyła się właśnie na jej ramieniu. Już miał się odezwać, komplementując dziewczynę, ale z myśli wyrwał go raban obok.
Jakaś blondynka rzuciła się na stół, rzucając głośnymi komentarzami na wszystko, co wyrosło jej pod nogami. A raczej - co miało trafić pod jej usta. Aż dziw, że i jemu i Willow jeszcze się nie oberwało za chociażby spojrzenie w jej stronę. Głośna nastolatka tak skupiła uwagę chłopaka, że nie zauważył nawet z kim właściwie rozmawiała.
Finn zmarszczył brwi, wracając wzrokiem do ciemnowłosej. Nie w takim otoczeniu chciał prowadzić dalej rozmowę z nową koleżanką, dlatego spojrzał na nią wymownie, unosząc przy tym brew.
─ Może zmienimy rewir? Brudzia z Jake’iem ci nie zagwarantuję, ale zawsze możesz takiego chlapnąć ze mną, co ty na to? ─ odsunął się nieco od stołu, dopijając przy tym małą porcję herbaty, którą złowił wcześniej i poczekał na decyzję Willow.
Jakaś blondynka rzuciła się na stół, rzucając głośnymi komentarzami na wszystko, co wyrosło jej pod nogami. A raczej - co miało trafić pod jej usta. Aż dziw, że i jemu i Willow jeszcze się nie oberwało za chociażby spojrzenie w jej stronę. Głośna nastolatka tak skupiła uwagę chłopaka, że nie zauważył nawet z kim właściwie rozmawiała.
Finn zmarszczył brwi, wracając wzrokiem do ciemnowłosej. Nie w takim otoczeniu chciał prowadzić dalej rozmowę z nową koleżanką, dlatego spojrzał na nią wymownie, unosząc przy tym brew.
─ Może zmienimy rewir? Brudzia z Jake’iem ci nie zagwarantuję, ale zawsze możesz takiego chlapnąć ze mną, co ty na to? ─ odsunął się nieco od stołu, dopijając przy tym małą porcję herbaty, którą złowił wcześniej i poczekał na decyzję Willow.
Omal nie podskoczyła, gdy kurtka Aitch wylądowała na jej rękach. Ostatnie, na co miała ochotę tego wieczora, to robić za jej tragarza. Skoro jednak miała dostęp do całej jej zawartości, to nie zamierzała zaprzepaścić tej okazji i gdy blondynka była zajęta jedzeniem, cała paczka papierosów wylądowała w koszu. Jeśli w kurtce znajdowały się też blanty, to one również podzieliły los fajek.
— Jesteś obrzydliwa. Po pierwsze, nie mów z pełną buzią. Po drugie... fuj, jak można jeść surową rybę? — rzuciła z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy obserwując jak Aitch wpycha sobie do ust kolejne kawałki żyjątek, które jeszcze niedawno pływały radośnie w morzu. Nie to, żeby była wojowniczą weganką, ale odkąd w wieku czterech lat dowiedziała się, że szynkę robi się ze świnek, a przecież jej ulubiona świnka to świnka Peppa, jakoś tak odrzucało ją od spożywania mięsa w dużych ilościach. Co nie znaczy, że zrezygnowała z niego całkowicie. Tylko szynki dalej lubi.
— Nie. — ucięła krótko. Nie wiedziała nawet, czy Haze ma prawo jazdy, a swój samochód kochała chyba bardziej niż swojego faceta (no dobra, uznajmy, że w tej kwestii jednak był remis) i nie chciała, żeby jakaś ćpunka zarysowała lakier. Pijana ćpunka, bo przecież jeszcze kilka minut temu hasała wesoło z puszką piwa w ręku. — Dobra, wpychaj w siebie te macki i płetwy, a ja skoczę po coś... bardziej cywilizowanego.
Mówiąc to odwróciła się i oczywiście, znając Leilani i jej szczęście, musiała wpaść na Finnegana, którego w pierwszej chwili nie rozpoznała. W ogóle wcześniej nie zwróciła uwagi na parę rozmawiającą obok nich.
— Przepraszam — wymamrotała podnosząc wzrok na twarz chłopaka i zamarła. Kiedy widzieli się ostatni raz? Prawie rok temu, gdy wymknęła się z jego mieszkania nad ranem. Od tego czasu celowo unikała z nim kontaktu, zaopatrywała się w sklepie muzycznym na drugim końcu Riverdale i przestała bywać na koncertach, byle tylko nie wpaść na Brooksa. Kto by pomyślał, że spotkają się właśnie tutaj?
Nie spodziewała się, by ją rozpoznał. Chociaż przez ostatnie 11 miesięcy nie urosła ani milimetra, tak nowy kolor włosów i kilka dodatkowych kilogramów (co w przypadku Leilani było tylko plusem, bowiem nie wyglądała już jak szkielet) mogło zaburzać nieco obraz z przeszłości.
— Jesteś obrzydliwa. Po pierwsze, nie mów z pełną buzią. Po drugie... fuj, jak można jeść surową rybę? — rzuciła z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy obserwując jak Aitch wpycha sobie do ust kolejne kawałki żyjątek, które jeszcze niedawno pływały radośnie w morzu. Nie to, żeby była wojowniczą weganką, ale odkąd w wieku czterech lat dowiedziała się, że szynkę robi się ze świnek, a przecież jej ulubiona świnka to świnka Peppa, jakoś tak odrzucało ją od spożywania mięsa w dużych ilościach. Co nie znaczy, że zrezygnowała z niego całkowicie. Tylko szynki dalej lubi.
— Nie. — ucięła krótko. Nie wiedziała nawet, czy Haze ma prawo jazdy, a swój samochód kochała chyba bardziej niż swojego faceta (no dobra, uznajmy, że w tej kwestii jednak był remis) i nie chciała, żeby jakaś ćpunka zarysowała lakier. Pijana ćpunka, bo przecież jeszcze kilka minut temu hasała wesoło z puszką piwa w ręku. — Dobra, wpychaj w siebie te macki i płetwy, a ja skoczę po coś... bardziej cywilizowanego.
Mówiąc to odwróciła się i oczywiście, znając Leilani i jej szczęście, musiała wpaść na Finnegana, którego w pierwszej chwili nie rozpoznała. W ogóle wcześniej nie zwróciła uwagi na parę rozmawiającą obok nich.
— Przepraszam — wymamrotała podnosząc wzrok na twarz chłopaka i zamarła. Kiedy widzieli się ostatni raz? Prawie rok temu, gdy wymknęła się z jego mieszkania nad ranem. Od tego czasu celowo unikała z nim kontaktu, zaopatrywała się w sklepie muzycznym na drugim końcu Riverdale i przestała bywać na koncertach, byle tylko nie wpaść na Brooksa. Kto by pomyślał, że spotkają się właśnie tutaj?
Nie spodziewała się, by ją rozpoznał. Chociaż przez ostatnie 11 miesięcy nie urosła ani milimetra, tak nowy kolor włosów i kilka dodatkowych kilogramów (co w przypadku Leilani było tylko plusem, bowiem nie wyglądała już jak szkielet) mogło zaburzać nieco obraz z przeszłości.
Meredith "Aitch" Haze
Fresh Blood Lost in the City
Re: [EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji
Pon Wrz 02, 2019 6:46 pm
Pon Wrz 02, 2019 6:46 pm
Uspokoiwszy w swoim przekonaniu Leię co do przyszłości jej papierosów i – symbolicznie – innych "używek", kiwała tylko obojętnie głową – "Tak, tak, jasne. Jasne" – słuchając kolejnych gładkich wyroków, swoją drogą – coraz bardziej naciąganych. Mówienie z pełną buzią oraz surowa ryba – pfff..., doprawdy, przewinienia na miarę pieska kanapowego. Spięła kąciki w minie łączącej sympatię i dezaprobatę, i takimże spojrzeniem pożegnała Leię, gdy zebrało jej się na inne żarcie.
Zaraz też zaniechała jej swojej uwagi – ostatnim uchwyconym kadrem było drobne zderzenie blondyneczki z jakimś lokalnym...
Oj?
Wyglądał jak milion dolców (i to amerykańskich) – i te milion dolców w ułamku spojrzenia ukłuło Meredith wrażeniem, że on już na nią patrzył... Tak: kiedy go nie widziała.
Kiedy go nie widziała? – kiedy podjadała sushi.
Swego na nim negatywnego wrażenia kompletnie nieświadoma pociągnęła tylko lekko ciężkawym spojrzeniem za świeżo utworzoną grupką Lei, Miliondolca i jeszcze jakiejś laski, po czym zamknęła się w swoich sprawach.
Polegały zaś one – tuż po przełknięciu ostatniego kawałka sushi (i o mały włos splunięciu ogonkiem krewetki gdzieś w bok! zamienionym na grzeczniutkie wyjęcie go sobie z ust i pożegnanie wraz z talerzykiem, uf...) – na ruszeniu przed siebie.
W poszukiwaniu alkoholu, papierosów, a pewnie i czegoś innego.
Kurtka została w łapskach Gwiezdnej Wojny, resztka fajek wylądowała w koszu, ale Aitch miała w kaletce dwa skręty (z niezłym – wedle jej standardów – stafem) i trochę kasy, a przed sobą falujący ocean megabogatych, znudzonych życiem ponad stan, zaonanizowanych swoimi "ego" niemal na śmierć dzieciaków w jej wieku, czy raczej starszych – może i sporo starszych, powiedzmy: o niemal dychę starszych – ale jednak zdecydowanie stanowiących potencjalnych bezproblemowych częstowaczy.
O – choćby ten.
Ta...?
Mmm – ten. Jednak.
Zresztą – poprzez drgającą światełkami ciemność i pulsujące DJ-owskimi bitami powietrze ciężko było określić tożsamość (w tym – płciową) po samych plecach.
Aitch zaszła obiekt od lewej. Nie miała wiele do powiedzenia. W planach było coś w rodzaju "Zajebiście, nie?" lub "Nie miej mi za złe, jeśli przeszkadzam" (zależnie od optycznego osądu statusu społecznego i/lub wieku), a w następnej kolejności już do rzeczy: pytanie o papierosa (przecież nikt tu nie poskąpi), a może masz też coś ciekawszego, hm? Jeśli to nie kłopot? Bo swoje mam w kurtce, a kurtkę akurat przypadeczkiem zajumała mi znajoma, bo zmarzła...
Wyjdzie czy nie wyjdzie – co za problem? W najgorszym razie Aitch miała jeszcze w odwodzie capnięcie jakieś porządne alko i poszukiwanie "siostry" połączone ze znalezieniem spokojnego, nieeksponowanego miejsca celem wchłonięcia proponowanych przez rzeczywistość substancji.
Zaraz też zaniechała jej swojej uwagi – ostatnim uchwyconym kadrem było drobne zderzenie blondyneczki z jakimś lokalnym...
Oj?
Wyglądał jak milion dolców (i to amerykańskich) – i te milion dolców w ułamku spojrzenia ukłuło Meredith wrażeniem, że on już na nią patrzył... Tak: kiedy go nie widziała.
Kiedy go nie widziała? – kiedy podjadała sushi.
Swego na nim negatywnego wrażenia kompletnie nieświadoma pociągnęła tylko lekko ciężkawym spojrzeniem za świeżo utworzoną grupką Lei, Miliondolca i jeszcze jakiejś laski, po czym zamknęła się w swoich sprawach.
Polegały zaś one – tuż po przełknięciu ostatniego kawałka sushi (i o mały włos splunięciu ogonkiem krewetki gdzieś w bok! zamienionym na grzeczniutkie wyjęcie go sobie z ust i pożegnanie wraz z talerzykiem, uf...) – na ruszeniu przed siebie.
W poszukiwaniu alkoholu, papierosów, a pewnie i czegoś innego.
Kurtka została w łapskach Gwiezdnej Wojny, resztka fajek wylądowała w koszu, ale Aitch miała w kaletce dwa skręty (z niezłym – wedle jej standardów – stafem) i trochę kasy, a przed sobą falujący ocean megabogatych, znudzonych życiem ponad stan, zaonanizowanych swoimi "ego" niemal na śmierć dzieciaków w jej wieku, czy raczej starszych – może i sporo starszych, powiedzmy: o niemal dychę starszych – ale jednak zdecydowanie stanowiących potencjalnych bezproblemowych częstowaczy.
O – choćby ten.
Ta...?
Mmm – ten. Jednak.
Zresztą – poprzez drgającą światełkami ciemność i pulsujące DJ-owskimi bitami powietrze ciężko było określić tożsamość (w tym – płciową) po samych plecach.
Aitch zaszła obiekt od lewej. Nie miała wiele do powiedzenia. W planach było coś w rodzaju "Zajebiście, nie?" lub "Nie miej mi za złe, jeśli przeszkadzam" (zależnie od optycznego osądu statusu społecznego i/lub wieku), a w następnej kolejności już do rzeczy: pytanie o papierosa (przecież nikt tu nie poskąpi), a może masz też coś ciekawszego, hm? Jeśli to nie kłopot? Bo swoje mam w kurtce, a kurtkę akurat przypadeczkiem zajumała mi znajoma, bo zmarzła...
Wyjdzie czy nie wyjdzie – co za problem? W najgorszym razie Aitch miała jeszcze w odwodzie capnięcie jakieś porządne alko i poszukiwanie "siostry" połączone ze znalezieniem spokojnego, nieeksponowanego miejsca celem wchłonięcia proponowanych przez rzeczywistość substancji.
Willow Hopkins
Fresh Blood Lost in the City
Re: [EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji
Pon Wrz 02, 2019 7:38 pm
Pon Wrz 02, 2019 7:38 pm
Finnegan Paul Brooks
Fresh Blood Lost in the City
Re: [EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji
Pon Wrz 02, 2019 8:19 pm
Pon Wrz 02, 2019 8:19 pm
Willow nawet nie zdążyła odpowiedzieć na jego propozycję, a już został przez kogoś staranowany. Halo, rozumie się, że to impreza i pewne ofiary w ludziach są akceptowalne, ale Finn stał w miejscu, więc chyba łatwo wyminąć taką przeszkodę, zwłaszcza o tej godzinie? Czy może zostało popite, zanim tu przypełzło? Odwrócił się, szukając sprawcy tej kolizji. I kogo zobaczył? Leilani. Ale się zmieniła. Przez moment w ogóle się nie odezwał, przetwarzając to, co właśnie się stało. Ile to już nie utrzymywali kontaktu?
─ Nic się nie stało, akurat już wypiłem ─ zmarszczył brwi, odkładając pusty kubeczek na tacę na zużyte naczynia. ─ Cześć.
Niefortunne spotkanie? Może. Nie miał pojęcia, co mogło tej dziewczynie siedzieć w głowie, a zwłaszcza po tak długim czasie. Ciekawe, czy w ogóle chciała się do niego odezwać chociaż raz w czasie tych miesięcy. Pewnym był fakt, że chłopaczyna nie miał pojęcia, jak ciągnąć z nią rozmowę. Od razu postarał się o normalniejszy wyraz twarzy, bo przecież ściągnięte brwi nie są zbyt zachęcające. Nie mówiąc o tym, że sama Lei wyglądała na przerażoną tym skrzyżowaniem się ścieżek, a Finn nie powinien tego pogarszać. Nie chciał. Nie byli sobie przecież dłużni, nikt z nich nie podpisał dokumentu, że będą codziennie do siebie dzwonić.
─ Festiwal odnawiania kontaktów ─ zaśmiał się w stronę Willow, chcąc chociaż troszeczkę rozluźnić sytuację. ─ Łał, inaczej wyglądasz. Zdrowiej.
Spróbował swobodnie rozejrzeć się po okolicy za sylwetką Cifgran, jakby mając nadzieję na znalezienie gdzieś za nią ratunku. Zrobił to na tyle szybko i naturalnie, że całość nie wyglądała podejrzanie, a on jakimś cudem wyhaczył kolejną znajomą twarz.
─ Arda! ─ zawołał, dostrzegając w tłumie Rovere. Pomachał do niej ręką, a kiedy Leilani również spojrzała w tamtą stronę, posłał Ardzie minę numer 12: “SKAZA, BRACIE. POMUSZMI.”
─ Nic się nie stało, akurat już wypiłem ─ zmarszczył brwi, odkładając pusty kubeczek na tacę na zużyte naczynia. ─ Cześć.
Niefortunne spotkanie? Może. Nie miał pojęcia, co mogło tej dziewczynie siedzieć w głowie, a zwłaszcza po tak długim czasie. Ciekawe, czy w ogóle chciała się do niego odezwać chociaż raz w czasie tych miesięcy. Pewnym był fakt, że chłopaczyna nie miał pojęcia, jak ciągnąć z nią rozmowę. Od razu postarał się o normalniejszy wyraz twarzy, bo przecież ściągnięte brwi nie są zbyt zachęcające. Nie mówiąc o tym, że sama Lei wyglądała na przerażoną tym skrzyżowaniem się ścieżek, a Finn nie powinien tego pogarszać. Nie chciał. Nie byli sobie przecież dłużni, nikt z nich nie podpisał dokumentu, że będą codziennie do siebie dzwonić.
─ Festiwal odnawiania kontaktów ─ zaśmiał się w stronę Willow, chcąc chociaż troszeczkę rozluźnić sytuację. ─ Łał, inaczej wyglądasz. Zdrowiej.
Spróbował swobodnie rozejrzeć się po okolicy za sylwetką Cifgran, jakby mając nadzieję na znalezienie gdzieś za nią ratunku. Zrobił to na tyle szybko i naturalnie, że całość nie wyglądała podejrzanie, a on jakimś cudem wyhaczył kolejną znajomą twarz.
─ Arda! ─ zawołał, dostrzegając w tłumie Rovere. Pomachał do niej ręką, a kiedy Leilani również spojrzała w tamtą stronę, posłał Ardzie minę numer 12: “SKAZA, BRACIE. POMUSZMI.”
Plague Doctor
Fresh Blood Lost in the City
Re: [EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji
Pon Wrz 02, 2019 10:09 pm
Pon Wrz 02, 2019 10:09 pm
— Finn, gałganie. Obudzisz martwego w piekle. — rzuciła po krótkiej chwili, kiedy puściła go wolno. Odwróciła się do Willow, a ta mogła dojrzeć iskierki w jej tęczówkach. Nie teraz. Królowa kontrolowanego chaosu. — Wieki Cię nie widziałam. Pokuszę się o stwierdzenie, że się stęskniłam. — dodała, wracając do chłopaka, po czym założyła ręce na piersi rozbawiona. Dopiero wtedy zwróciła się do Leilani:
— Witaj Lei. Dobrze wyglądasz. — Zauważyła. Nie było to trudne, szczególnie pamiętając, jak Cigfran wyglądała kilka miesięcy temu. Skinęła głową, zadowolona, w jej stronę. Tak trzymaj zdawała się mówić Rovere. — Czemu nie podszedłeś do Jake'a? Na pewno się ucieszy jak Cię zobaczy. Willow też. — zauważyła, patrząc na chłopaka, zsuwając ręce z piesi i podpierając je na biodrach. Pokręciła głową w teatralnej dezaprobacie, łapiąc i Finn'a i Willow za nadgarstki i pociągnęła ich za sobą w kierunku O'Briena, spojrzeniem przepraszając Leilani.
Meredith "Aitch" Haze
Fresh Blood Lost in the City
Re: [EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji
Wto Wrz 03, 2019 12:43 am
Wto Wrz 03, 2019 12:43 am
Osobnik owszem, dysponował papierosem – nic dziwnego. Natomiast zdziwiła ją trochę reakcja na pytanie o coś silniejszego. Najwyraźniej nawet miękkie narkotyki były tu albo zabronione, albo (co bardziej nieprawdopodobne) nie cieszyły się zainteresowaniem. Melanżowe doświadczenia Aitch zdecydowanie zawierały rozmaite używki i mina nagabniętego imprezowicza nie tylko dała jej do myślenia, ale i kazała szybko odstąpić od tematu. Jeszcze gość weźmie sobie sprawę do serca, zapamięta ją i zakapuje ochronie. Ochrona ochoczo ją wywali z biby i nici będą zarówno z zamiarów zrealizowania wyzwania, jak i w ogóle z reszty wieczora.
– Spoko. Dzięki – bąknęła pojednawczo, obracając się na pięcie z zapalonym szlugiem najwyższego sortu, kręcąc lekko głową. Przy najbliższym wodopoju pobrała sobie tequilę i tak wyposażona ruszyła na poszukiwania jedynej (poza Leią) znanej tu sobie postaci – swej nowej siostry. Nie było raczej szans, by spotkała ją tam, gdzie jakąś godzinę temu w trasę ku jej głosowi wbiła się Gwiezdna Wojna, więc poszukiwania Javelin postanowiła połączyć z wyprawą do jednego z bajecznie wyposażonych barków.
Jeśli więc nie znajdzie Jav – pozostawała nadzieja, że barek z drinkami będzie niewyposażony w barmana, albo przynajmniej wyposażony w barmana ze sporą dozą fantazji i miłością do eksperymentów.
Wobec chwilowego braku kurtki obciągnęła lekko swój krzywy, (trochę tylko dziurawy) pasujący raczej do rockowego festiwalu rebel-t-shirt i zapijając tequilą kolejne machy ruszyła w wyznaczonym na oko kierunku.
– Spoko. Dzięki – bąknęła pojednawczo, obracając się na pięcie z zapalonym szlugiem najwyższego sortu, kręcąc lekko głową. Przy najbliższym wodopoju pobrała sobie tequilę i tak wyposażona ruszyła na poszukiwania jedynej (poza Leią) znanej tu sobie postaci – swej nowej siostry. Nie było raczej szans, by spotkała ją tam, gdzie jakąś godzinę temu w trasę ku jej głosowi wbiła się Gwiezdna Wojna, więc poszukiwania Javelin postanowiła połączyć z wyprawą do jednego z bajecznie wyposażonych barków.
Jeśli więc nie znajdzie Jav – pozostawała nadzieja, że barek z drinkami będzie niewyposażony w barmana, albo przynajmniej wyposażony w barmana ze sporą dozą fantazji i miłością do eksperymentów.
Wobec chwilowego braku kurtki obciągnęła lekko swój krzywy, (trochę tylko dziurawy) pasujący raczej do rockowego festiwalu rebel-t-shirt i zapijając tequilą kolejne machy ruszyła w wyznaczonym na oko kierunku.
O ile wcześniej była rozbawiona zachowaniem swojej towarzyszki, tak po spotkaniu Finnegana cały dobry nastrój prysł jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. I nie chodziło tu o chłopaka, bo miała do niego neutralny stosunek, ale o wspomnienia z zeszłego roku.
— Umm... jest trochę... specyficzna — odpowiedziała patrząc w ślad za Aitch. Wysiliła się nawet na uśmiech, by rozluźnić atmosferę, ale nie wyszło to najlepiej.
— Bo wyzdrowiałam. — odparła krótko, chociaż za tym jednym słowem kryło się znacznie więcej. Tylko Brooks wiedział co oznacza owe wyzdrowienie; że zerwała z narkotykami, jej życie zaczęło się układać i ma wreszcie dom, do którego może wrócić w deszczową wrześniową noc.
— Arda? — powtórzyła podążając za spojrzeniem Finna i znów stanęła jak wryta. Czy to wieczór niezręcznych spotkań? Najpierw swój dawny obiekt westchnień, a teraz miałaby stanąć twarzą w twarz ze swoją terapeutką. O ile wcześniej wyglądała jakby zobaczyła ducha, tak teraz zdawało się, że szarżuje na nią cała armia upiorów.
Nie musiał wołać Rovere, by Leilani zorientowała się, że nie jest mile widziana. Nie to, żeby zamierzała w jakiś sposób zawracać chłopakowi głowę. Chciała odejść zaraz po przeproszeniu go za swoją niezdarność, ale skoro jasnowłosa już zmierzała w ich kierunku, to zamierzała chociaż się z nią przywitać, zamiast uciekać jak tchórz.
Odruchowo cofnęła się o trzy kroki do tyłu, jakby zaraz między nimi miał wyrosnąć mur. Właściwie, to już tam stał i tylko z grzeczności nikt głośno nie zwróciło na niego uwagi.
Nie wiedziała jak powinna zareagować na to, co zdarzyło się w następnej chwili. Z Ardą łączył ją jedynie gabinet w Sunshine Coast, z Finnem z kolei kilka pocałunków. Żadne z nich nie miało zobowiązań wobec Lei, tak jak ona nie miała wobec Mimo wszystko chujowo było patrzeć, jak jej terapeutka całuje dawny obiekt westchnień i to prawie tuż przy jej twarzy. Poczuła się zdradzona, chociaż było to irracjonalne. Ale czy w wieku nastu lat zawsze myśli się racjonalnie? Niektóre tematy pomimo upływu czasu nadal bywały bardzo drażliwe, a ten o nazwie “chłopak ze sklepu muzycznego” był w czołówce kwestii budzących w dziewczynie duże emocje. Skandynawski lód nakazywał unieść się dumą i odejść bez słowa, ale w Leilani tkwił jeszcze ogień Australii, który z kolei podburzał ją do zrobienia dramy stulecia. Żadna z tych opcji nie byłaby dobra.
Na szczęście ogień topi lód, a ten z kolei zmienia się w wodę gaszącą żar. Woda natomiast, jak każda ciecz, przybiera kształt naczynia, do którego jest wlewana. I to właśnie zamierzała zrobić Cigran; dopasować się do sytuacji.
— Dzięki. Ty też. — twarz Leilani pozostała niewzruszona, ale drobne dłonie zacisnęły się na wyrobie skóropodobnym będącym kurtką Aitch. Tak mocno, aż kostki palców zrobiły się białe — Too... bawcie się dobrze, cześć.
Po tych słowach odwróciła się, by wsiąknąć w tłum imprezowiczów. Najchętniej pojechałaby prosto do mieszkania ojca, ale miała jeszcze zadanie do wykonania i Haze do odnalezienia, więc na tym zamierzała się teraz skupić.
— Umm... jest trochę... specyficzna — odpowiedziała patrząc w ślad za Aitch. Wysiliła się nawet na uśmiech, by rozluźnić atmosferę, ale nie wyszło to najlepiej.
— Bo wyzdrowiałam. — odparła krótko, chociaż za tym jednym słowem kryło się znacznie więcej. Tylko Brooks wiedział co oznacza owe wyzdrowienie; że zerwała z narkotykami, jej życie zaczęło się układać i ma wreszcie dom, do którego może wrócić w deszczową wrześniową noc.
— Arda? — powtórzyła podążając za spojrzeniem Finna i znów stanęła jak wryta. Czy to wieczór niezręcznych spotkań? Najpierw swój dawny obiekt westchnień, a teraz miałaby stanąć twarzą w twarz ze swoją terapeutką. O ile wcześniej wyglądała jakby zobaczyła ducha, tak teraz zdawało się, że szarżuje na nią cała armia upiorów.
Nie musiał wołać Rovere, by Leilani zorientowała się, że nie jest mile widziana. Nie to, żeby zamierzała w jakiś sposób zawracać chłopakowi głowę. Chciała odejść zaraz po przeproszeniu go za swoją niezdarność, ale skoro jasnowłosa już zmierzała w ich kierunku, to zamierzała chociaż się z nią przywitać, zamiast uciekać jak tchórz.
Odruchowo cofnęła się o trzy kroki do tyłu, jakby zaraz między nimi miał wyrosnąć mur. Właściwie, to już tam stał i tylko z grzeczności nikt głośno nie zwróciło na niego uwagi.
Nie wiedziała jak powinna zareagować na to, co zdarzyło się w następnej chwili. Z Ardą łączył ją jedynie gabinet w Sunshine Coast, z Finnem z kolei kilka pocałunków. Żadne z nich nie miało zobowiązań wobec Lei, tak jak ona nie miała wobec Mimo wszystko chujowo było patrzeć, jak jej terapeutka całuje dawny obiekt westchnień i to prawie tuż przy jej twarzy. Poczuła się zdradzona, chociaż było to irracjonalne. Ale czy w wieku nastu lat zawsze myśli się racjonalnie? Niektóre tematy pomimo upływu czasu nadal bywały bardzo drażliwe, a ten o nazwie “chłopak ze sklepu muzycznego” był w czołówce kwestii budzących w dziewczynie duże emocje. Skandynawski lód nakazywał unieść się dumą i odejść bez słowa, ale w Leilani tkwił jeszcze ogień Australii, który z kolei podburzał ją do zrobienia dramy stulecia. Żadna z tych opcji nie byłaby dobra.
Na szczęście ogień topi lód, a ten z kolei zmienia się w wodę gaszącą żar. Woda natomiast, jak każda ciecz, przybiera kształt naczynia, do którego jest wlewana. I to właśnie zamierzała zrobić Cigran; dopasować się do sytuacji.
— Dzięki. Ty też. — twarz Leilani pozostała niewzruszona, ale drobne dłonie zacisnęły się na wyrobie skóropodobnym będącym kurtką Aitch. Tak mocno, aż kostki palców zrobiły się białe — Too... bawcie się dobrze, cześć.
Po tych słowach odwróciła się, by wsiąknąć w tłum imprezowiczów. Najchętniej pojechałaby prosto do mieszkania ojca, ale miała jeszcze zadanie do wykonania i Haze do odnalezienia, więc na tym zamierzała się teraz skupić.
Willow Hopkins
Fresh Blood Lost in the City
Re: [EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji
Wto Wrz 03, 2019 3:32 pm
Wto Wrz 03, 2019 3:32 pm
Finnegan Paul Brooks
Fresh Blood Lost in the City
Re: [EVENT] Impreza nad basenem – ogród rezydencji
Wto Wrz 03, 2019 9:55 pm
Wto Wrz 03, 2019 9:55 pm
Wiedział, że sam rozpoczął tę lawinę, ale krzycząc wcześniej, by ją spowodować… no cóż, nie spodziewał się, że spadnie ona tak szybko i dokona takich wielkich szkód! Nigdy więcej łażenia po górach, you hear me?
Cholera, przecież znał Ardę i mógł przewidzieć, że po niej można się spodziewać wszystkiego. Dlaczego teraz mu to nie przyszło do głowy? Chyba obecność Leilani trochę zaburzyła zdolność chłopaka do rozsądnego podejmowania decyzji. Bądź co bądź, ich znajomość była dosyć pokręcona, więc mogło to stanowić jakieś wytłumaczenie zaistniałych wydarzeń.
..wróć. Chyba wszystkie relacje Finna były pokręcone. A przynajmniej te z kobietami. Ah, te kobiety, prawda?
Zdecydowanie odczuł znaczącą ulgę, gdy Rovere jednak usłyszała jego wołania i zaczęła iść w ich stronę. Od razu też zauważył, że dziewczyna perfekcyjnie zrozumiała jego płacz o pomoc. Miał wtedy nadzieję, że przez większą liczbę osób całe to spotkanie rozluźni się i może będą w stanie ze sobą jakoś pogadać, czy chociażby rozejść się w pokoju.
I może rozejść się rozeszli, ale jak do tego doszło, to o panie!
Spodziewał się przytulenia, a dostał od popielatowłosej całusa. Aż go to na moment wyłączyło, naprawdę. Czy to jakiś nowy sposób na witanie się kobiet z randomami? Całowanie w policzek odeszło do lamusa? Od dzisiaj wszystkich całuje się w usta? Nie, żeby na dłuższą metę mu to przeszkadzało, ale obok znajdowała się Willow, której z tej strony raczej nie chciał się pokazywać. Mały zgrzyt.
Na dodatek, zanim zdążył z powrotem zalogować się do systemu we własnej głowie, od razu został wyciągnięty z portu usb, bez kliknięcia opcji “wysuń sprzęt”, szlag by to. A jak straci cenne dane?
Zerknął jeszcze tylko przez ramię na oddalającą się sylwetkę blondynki, a w pamięci wyryła mu się jej mimika. Aż zrobiło się mu głupio. I może chodziła mu po głowie myśl, że nie powinien mieć wyrzutów, ale widocznie siła wyższa wiedziała lepiej. I pewnie miała rację.
─ Chwila, Arda! ─ zatrzymał obie dziewczyny po odejściu od Leilani na ładnych parę metrów. Udało mu się zalogować! Gratulacje, jesteś milionowym użytkownikiem naszej strony! Aby odebrać nagrodę.. ─ Poczekaj, nie chcę teraz widzieć się z Jake’iem. Mam dla niego małą niespodziankę i na razie mam nadzieję, że nawet mnie tu nie widział. Przepraszam, ale mogłabyś mu nie mówić, że tu jestem? ─ i właśnie poleciał do Rovere firmowy uśmieszek Finna numer 3: przystojny słodziak proszący o przysługę.
─ Poza tym, jak to się w ogóle stało, że się znacie? I dlaczego dopiero teraz poznałem Willow? ─ czarujący uśmiech schował się za roześmianą dezaprobatą. No halo, jak można było kryć przed nim taką piękną istotę?
Na chwilę obecną nie zamierzał pytać o ten pocałunek. Nope, nie chce wiedzieć, w jakie tym razem gry bawi się Rovere. Najwyżej wytłumaczy się Willow, że nie wiedział, o co w ogóle chodziło.
Cholera, przecież znał Ardę i mógł przewidzieć, że po niej można się spodziewać wszystkiego. Dlaczego teraz mu to nie przyszło do głowy? Chyba obecność Leilani trochę zaburzyła zdolność chłopaka do rozsądnego podejmowania decyzji. Bądź co bądź, ich znajomość była dosyć pokręcona, więc mogło to stanowić jakieś wytłumaczenie zaistniałych wydarzeń.
..wróć. Chyba wszystkie relacje Finna były pokręcone. A przynajmniej te z kobietami. Ah, te kobiety, prawda?
Zdecydowanie odczuł znaczącą ulgę, gdy Rovere jednak usłyszała jego wołania i zaczęła iść w ich stronę. Od razu też zauważył, że dziewczyna perfekcyjnie zrozumiała jego płacz o pomoc. Miał wtedy nadzieję, że przez większą liczbę osób całe to spotkanie rozluźni się i może będą w stanie ze sobą jakoś pogadać, czy chociażby rozejść się w pokoju.
I może rozejść się rozeszli, ale jak do tego doszło, to o panie!
Spodziewał się przytulenia, a dostał od popielatowłosej całusa. Aż go to na moment wyłączyło, naprawdę. Czy to jakiś nowy sposób na witanie się kobiet z randomami? Całowanie w policzek odeszło do lamusa? Od dzisiaj wszystkich całuje się w usta? Nie, żeby na dłuższą metę mu to przeszkadzało, ale obok znajdowała się Willow, której z tej strony raczej nie chciał się pokazywać. Mały zgrzyt.
Na dodatek, zanim zdążył z powrotem zalogować się do systemu we własnej głowie, od razu został wyciągnięty z portu usb, bez kliknięcia opcji “wysuń sprzęt”, szlag by to. A jak straci cenne dane?
Zerknął jeszcze tylko przez ramię na oddalającą się sylwetkę blondynki, a w pamięci wyryła mu się jej mimika. Aż zrobiło się mu głupio. I może chodziła mu po głowie myśl, że nie powinien mieć wyrzutów, ale widocznie siła wyższa wiedziała lepiej. I pewnie miała rację.
─ Chwila, Arda! ─ zatrzymał obie dziewczyny po odejściu od Leilani na ładnych parę metrów. Udało mu się zalogować! Gratulacje, jesteś milionowym użytkownikiem naszej strony! Aby odebrać nagrodę.. ─ Poczekaj, nie chcę teraz widzieć się z Jake’iem. Mam dla niego małą niespodziankę i na razie mam nadzieję, że nawet mnie tu nie widział. Przepraszam, ale mogłabyś mu nie mówić, że tu jestem? ─ i właśnie poleciał do Rovere firmowy uśmieszek Finna numer 3: przystojny słodziak proszący o przysługę.
─ Poza tym, jak to się w ogóle stało, że się znacie? I dlaczego dopiero teraz poznałem Willow? ─ czarujący uśmiech schował się za roześmianą dezaprobatą. No halo, jak można było kryć przed nim taką piękną istotę?
Na chwilę obecną nie zamierzał pytać o ten pocałunek. Nope, nie chce wiedzieć, w jakie tym razem gry bawi się Rovere. Najwyżej wytłumaczy się Willow, że nie wiedział, o co w ogóle chodziło.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach