Anonymous
Cukiernia "Ptyś"
Gość
Cukiernia "Ptyś"
Nie Paź 18, 2015 4:27 pm
First topic message reminder :

PRACOWNICY
Zgłoś się do pracy!

Misha Cat (NPC)
Właścicielka Cukierni
Chester Ó Heachthinghearn
Pracownik


Lokal, do którego rzadko przychodzi hołota. Tak, głównie mają na to wpływ ceny. Jednak nie brak bogatszych osób w tym mieście, dzięki czemu, cukiernia ta dobrze prosperuje.
W ofercie mają przeróżne wypieki, słodkie bądź te mniej słodkie, ale także i oferują świetne napoje. Zimne, ciepłe, słodkie, gorzkie. Głównie jednak te deserowe. Nie znajdzie się tutaj najwyższej jakości kaw czy herbat, aczkolwiek te przyzwoite i owszem. Każdy znajdzie tutaj to, co lubi.
Wystrój kawiarenki jest utrzymany w jasnych barwach. Zieleń z kremowym. Stoliki w jasnym brązie, krzesła obite materiałem zielonym w kremowe paski.

---------------------------------------------
Słysząc pytanie koleżanki, uśmiechnął się do niej i pokiwał lekko głową.
- No cóż... Tak, trochę gotuję. To aż takie rzadkie? - zapytał z uśmiechem. W sumie to... Fakt, bogate dzieciaki jakoś nie specjalnie rwały się do gotowania, bo były często nauczone, aby inni robili to za nich. Jednak dla Lysandra było to miłe hobby, od zawsze. Babcia rzadko gotowała, ale kiedy już się do tego zabierała, otrzymywała pomoc w postaci małego wnuka. Może i więcej rzeczy przypalał i trzaskał, niż faktycznie pomagał... Jednak z czasem się to zmieniło. I dzisiaj to właśnie Lysander gotuje, a babcia mu pomaga. Nikt nie chciałby męczyć starszych. Ona i tak już musiała się namęczyć, wychowując go. Swoją drogą, chyba zadanie wypełniła świetnie - bo jej wnuk nie wyrósł na rozkapryszonego bachora.
Chłopak zauważył ten drobny dotyk. Aż za dobrze go zauważył, zapamiętał, a kolejny nawet podświadomie sprowokował! Ach, jednak chyba pierwsze uczucia były ciężkie do przetrawienia, a hormony w ciele buzowały.
- Możemy... Możemy do takiej ślicznej cukierni, co ty na to? Jest ona w centrum miasta. Mają pyszne wypieki, napoje także niczego złego - zaproponował, ruszając razem z dziewczyną w stronę wyjścia ze szkoły.
Trochę porozmawiali po drodze. Lysander zdradził koleżance, że rozmyśla nad przygarnięciem psa ze schroniska, jednak martwi się, że nie będzie miał zbyt wiele czasu na zajmowanie się nim. Miał wiele obaw, odnośnie tego drobnego czynu. W końcu pies to żywa istota, o którą trzeba wiecznie dbać!
- A ty lubisz zwierzęta? Może jakieś miałaś kiedyś? Albo masz? - zapytał koleżankę, wchodząc do uroczej cukierni. Lysandra dobrze tutaj znano, bo on sam w okresie wakacyjnym, często tutaj pomagał w pieczeniu smakołyków.
- Dzień dobry, Zizi! - powiedział z uśmiechem do kelnerki, która była młodą uczennicą. Znali się dobrze, bo pracowali podczas wakacji wspólnie.
- Och, cześć Lys! Dzień dobry - powiedziała, zwracając się również do Tiffany. - To co zwykle dla ciebie? Powinieneś pić mniej kawy... Wiesz, że to nie zdrowe! Przecież chciałbyś iść na medycynę. Ech, doprawdy. Jak dziecko. Każdy facet jak dziecko! - ponarzekała kelnerka, podając blondynce menu.
- No niby tak. Ale nic mi się nie dzieje na razie! I tak, jak zwykle kawę... I hmm... Chcę dzisiaj sernik z kruszonką do tego! I te makaroniki, jeżeli ty je robiłaś. Ale te limonkowe, uwielbiam je, bo nie są tak okropnie słodkie, kiedy sama je robisz - powiedział, a dziewczyna pokiwała głową. Powiedziała jeszcze, że jeżeli jego towarzyszka nie jest zdecydowana, mogą iść usiąść, a ona do nich podejdzie za chwilę. Jeżeli jednak Tiffany złożyła zamówienie, Lys po prostu wybrał jakiś stolik, do którego się skierowali. Niczym rasowy dżentelmen, odsunął koleżance krzesło, aby ta mogła usiąść.
- W sumie to muszę się zastanowić nad jakimiś propozycjami wycieczek dla czwartej klasy... W sumie to klas. Bo nie wiem czy ci z Hudson's Bay też powinni z nami jechać. Jak myślisz? U nas to norma, że gdzieś pojedziemy. Jednak nie wiem jak z nimi... - powiedział, cicho wzdychając. Owszem, nie musiał zajmować się wycieczkami, jednak lubił to. Przynajmniej mógł uzgodnić z uczniami, kto i gdzie chce jechać, a po tym ustalić złoty środek dla tego wszystkiego.

Kamira Evergreen
Kamira Evergreen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Cukiernia "Ptyś"
Sob Lis 19, 2016 1:33 am
Kamira przez chwilę jeszcze ukradkiem oglądała się za siebie, upewniając się, że chłopak za nią nie idzie. Przez chwilę poddenerwowana całą sytuacją, z każdym krokiem który oddalał ją od miejsca zdarzenia, czuła się pewniej i swobodniej. Na wszelki wypadek jeszcze chwilę szła o wiele szybszym dla siebie krokiem, ale nie trwało to długo. I wtedy usłyszała czyjś bieg. Nie musiała się odwracać, wiedziała.
Przyśpieszyła ponownie kroku i przymknęła na chwilę oczy jakby w cichej modlitwie. Jednakże kroki były coraz głośniejsze i coraz bliższe, zwiastując nadchodzący socjalny koszmar i pełną niezręczności rozmowę. A mógł odpuścić, a wszystko mogło być w porządku i ze szczęśliwym zakończeniem. Kamira zdążyła tylko wypuścić powietrze, brzmiąc przy tym na bardzo zmęczoną, po czym przed nią pojawił się jej rycerz. "Cóż, jaka dziewczyna taki rycerz?" Pomyślała zgorzkniale dziewczyna, ale po chwili miała ochotę się pacnąć. Nie powinna tak myśleć.
Próbowała wysłuchać jego słów, uśmiechając się przy tym delikatnie, ale mimowolnie przekręciła lekko głowę, kiedy chłopak wyrzucał z siebie tłumaczenie. Szczególnie że róża znajdująca się ponownie prawie w jej nosie, nie ułatwiała sprawy.
Dziewczyna dostrzegła krew na jego dłoniach i tym bardziej, nie była przekonana co do uścisku rąk. Jednak odebrała z jego rąk różę, bo w końcu wydukał sam, że była dla niej, a kiedy się przedstawił, ona dygnęła lekko. - A ja Kamira, miło mi Cię poznać. - Grzeczny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Właściwie obserwując zachowanie chłopaka, cała ta sytuacja zdawała się być dla niej coraz bardziej komiczna. Właściwie to podziwiała go za jego staranie i odwagę. Teraz kiedy miała już na podorędziu doskonałe kłamstwo czuła się bezpiecznie.
Pomimo rapowania niczym Eminem, zrozumiała o co chodzi chłopakowi, a na jej twarzy pojawił się szczere współczucie i wyglądała jakby... było jej przykro? Uwierz w to co mówisz, a nawet kłamstwo stanie się prawdą.
- Widzisz Timothy, musisz mi wybaczyć, naprawdę mi przykro, ale nie mogę się wybrać z Tobą do kina. - Kamira dawała z siebie naprawdę wszystko co miała, żeby brzmiało to wiarygodnie, a kłamała nie od dziś, więc istniała szansa, ze chłopak rzeczywiście odpuści. - Już mam kogoś z kim się spotykam, więc nie byłoby to dobrze widziane, gdybym poszła z innym chłopakiem do kina, rozumiesz prawda? - Na końcu delikatny, smutny uśmiech, tak. Idealnie. Teraz kolejna modlitwa, by chłopak rzeczywiście zrozumiał.
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Cukiernia "Ptyś"
Pon Lis 21, 2016 11:47 pm
MG

Młody rycerz był bardzo dumny z siebie, z faktu, że udało mu się wypełnić swoją misję. Pierwszy raz w życiu przełamał wrodzoną niepewność, ciche głosy podpowiadające mu, że to się nie może udać. Zrobił to, czego wielu by się po nim nie spodziewało. Zawalczył o kobietę swych marzeń i chociaż było to starcie krótkie, to jednak niezwykle wyczerpujące. Wydawał się jednak bardzo dumny. Nawet jego postawa wyrażała większą pewność siebie, a na twarz zawitał niewinny uśmiech.
I wtedy wszystko zawaliło się jak domek z kart w trakcie huraganu. Timothy wpatrywał się w Kamirę wzrokiem, jakby właśnie przekazała mu wieść o śmierci członka jego rodziny. Ręka powędrowała w dół, ogółem całe ciało chłopaka oklapło, a on jeszcze przez chwilę wpatrywał się w swoją księżniczkę, która właśnie oznajmiła, że zawarła już małżeństwo z księciem z sąsiedniego kraju.
- J... Jasne, rozumiem - wydusił ledwo dosłyszalnym głosem, a potem odszedł i usiadł na ławce nieopodal. Wzrok wbity w ziemię, ręce spoczywające na kolanach, usta wykrzywione w grymasie rezygnacji. Tak właśnie umierają marzenia.
To teoretycznie dało Kamirze czas na ewakuację, ale jak się okazało, to jeszcze nie był koniec przygód.
- He-hej, przecież to nasz dobry kumpel Timothy! - Gromki głos dobiegł zza pleców Kamiry. Gdy się odwróciła, mogła zauważyć trójkę chłopaków, mniej więcej w jej wieku. Jeansy, bluzy, jeden miał koszulę w kratę, drugi czapkę, a trzeci jakiś dziwny komin wokół szyi. W każdym razie nie wyróżniali się niczym szczególnym, ale wyglądali jak trójka szkolnych szyderców, ewentualne równych gości, zależy od której strony na to spojrzeć.
Chłopcy minęli Kamirę i podeszli do pokonanego rycerza. Jeden się dosiadł, dwójka stanęła nad nim niczym sępy nad padliną.
- Skąd taka smutna mina?
- Co jest, komputer przestał działać i musiałeś wyjść na zewnątrz?
- Ej panowie, on chyba zarywał...
Cała trójka wybuchnęła gromkim śmiechem, a potem jeden z nich zwrócił się w kierunku Kamiry.
- Przepraszamy, jeśli kolega się naprzykrzał. Chyba nie rozumie, że może wyrywać tylko laski przez internet, bo nie widzą jego twarzy.
Kolejne śmiechy i szturchnięcie Timothy'ego w łokieć. Ten jednak nie reagował. Uparcie wbijał spojrzenie w ziemię.
- Zostaw mnie Roland - wydusił z siebie. Starał się mówić cicho, ale ton głosu jasno zdradzał, że przeżył dzisiaj zbyt wiele, aby móc trzymać emocje na wodzy. Jeśli tak dalej pójdzie, to dalszemu gnębieniu nie będzie końca. Oprawcy jednak nie mieli najmniejszego zamiaru ustąpić.
- Ale o co ci chodzi, przecież tylko siedzę, chciałem porozmawiać. Co tam, dziewczyna dała ci kosza? Cóż, mogłeś się tego spodziewać Timmy. Trzeba umieć mierzyć w cele w swoim zasięgu. Prawda panowie?
Jego kompani pokiwali głowami, niczym grono ekspertów. Cóż, nic nie wskazywało na to, aby mieli sobie iść w najbliższym czasie.
Kamira Evergreen
Kamira Evergreen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Cukiernia "Ptyś"
Sob Kwi 08, 2017 8:36 pm
Kamirze miękło serce kiedy patrzyła, jak chłopak gaśnie przed jej oczami z każdą sekundą. Chciała go jakoś pocieszyć, ale właściwie nie wiedziała do końca jak, a tym bardziej, czy miała takie prawo skoro go odrzuciła? Szczęście w nieszczęściu, jej serce nie zmiękło na tyle by się zgodzić na chociażby jedną randkę. To by było bez sensu, ponieważ... uhhh, to takie okropne, że miała właśnie poczucie bycia płytką i że ocenia książkę po okładce. Obracała nerwowo różę w dłoniach, patrząc jak Timothy siada na ławce i jakby się wahała zamiast skorzystać z możliwości ucieczki.
Wtedy dotarły do niej głosy o nieprzyjemnym tonie i obróciła się, obserwując zbliżających się chłopaków. Słyszała jak mu zaczynają dokuczać, a jej mina coraz bardziej wyrażała niepewność. Zamknęła oczy i westchnęła jakby chcąc przedłużyć jeszcze chwile spokoju. Chociaż tyle mu była winna, prawda?
- Możecie go zostawić w spokoju?! - zdenerwowanie w jej głosie było niepewne tylko z początku. Dziewczyna coraz bardziej podsycała swój gniew, żeby brzmieć wiarygodnie. Bo właściwie jakim prawem go gnębili? Sami nie byli zbyt atrakcyjni.
Skróciła dystans ich dzielący i spiorunowała ich wzrokiem.
- Jeśli już musicie wiedzieć i tak was fascynuje nasze życie prywatne to wam wyjaśnię. Załamał się, bo nie chciałam iść na film który wybrał. Ale wiecie co, dzięki wam na niego pójdziemy! - Kamira miała wrażenie, ze plotła straszne głupoty, ale starała się. Zirytowana obserwowała jeszcze chwilę na chłopaka siedzącego obok "jej przystojniaka" i zaraz złapała Timiego za rękę i pociągnęła.
- Chodź Tim, przecież, nie będziesz siedział z kimś kto ma na imię Roland. Ortalion sobie załatw, żeby chociaż pasować wyglądem do swojego zachowania. - burknęła. - Macie zostawić mojego chłopaka w spokoju! - Ciągnęła Timothiego za rękę i miała nadzieję, że pod wpływem szoku, będzie szedł razem z nią i to dosyć szybko.
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Cukiernia "Ptyś"
Pon Cze 05, 2017 8:47 pm
MG


Sępy dosiadły się do swoje uczty i zaczęły pożywiać się w najlepsze. Nie byli jakoś szczególnie wredni, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Właściwie, ktoś obcy mógłby stwierdzić, że trójka kumpli pociesza tego, któremu coś się nie udało. Jak się jednak przyjrzeć bliżej szyderczym uśmieszkom wymienianym pomiędzy stojącymi, posłuchać sarkazmu bardzo udanie skrywanego pod każdym słowem, a wreszcie spojrzeć na biednego Timothy'ego, który wyglądał na kogoś, kto za chwilę pęknie totalnie i zacznie płakać, można się zorientować, że sytuacja była zupełnie inna.
Ratunek przyszedł z zupełnie niespodziewanej strony. Ani trójka dręczycieli, ani tym bardziej sam Timothy nie spodziewali się tak ostrej reakcji ze strony tej niewinnie wyglądającej istotki, która przecież dosłownie kilka chwil temu spławiła nieszczęsnego rycerza. Teraz wpatrywali się w nią z szeroko otwartymi paszczami, kiedy obrzucała ich kolejnymi inwektywami. Dopiero Roland się trochę ogarnął, ale jedynie ze wstydu, kiedy Kamira postanowiła lekko zasugerować, że jego imię nie należy do najciekawszych, a sam wygląda jak typowy przedstawiciel trójpasiastych. Odwrócił wzrok, zmieszany całą sytuacją.
Kiedy Timothy został wyciągnięty z opałów, dwójka kompanów nadal nie mogła uwierzyć w to, co się wydarzyło.
- Ty to kurwa słyszałeś? - spytał ten w czapce, ale odpowiedzi już nie dosłyszeli, bo zdążyli odejść na znaczną odległość, skręcić i zgubić ewentualny pościg.
Tak jak Kamira podejrzewała, Timmy był niemniej zaskoczony całą sytuacją, więc dawał się prowadzić jak to ciele po pastwisku, otwierając jedynie szeroko oczy i wpatrując się w nią z zachwytem, niczym ofiary kataklizmy w swoją Wonder Woman. Teraz mogłaby go w sumie wrzucić pod ciężarówkę, a on by nie protestował. W pewnym momencie jednak zatrzymał ją stanowczym ruchem, nie puszczając jednak ręki, za którą go chwyciła.
Nadszedł czas na wyjaśnienia.
- Cz-czy... - kiedy szok minął, wypowiadanie słów znów stało się problemem. Chłopak przełknął głośno ślinę, a potem wytarł spoconą dłoń w spodnie. W końcu jednak nawiązał kontakt wzrokowy i westchnął głośno. - Czy to prawda? To co powiedziałaś? Czy m-my... Czy... P-pójdziemy do kina? - Wydukał, mając wyraźne problemy z oddychaniem. Jak tak dalej pójdzie, to biedny padnie na zawał albo coś w tym stylu. Jak na razie jednak jedynie wpatrywał się maślanymi oczyma w swoją wybrankę, a nadzieja znów walczyła w nim o lepsze ze zdrowym rozsądkiem. Teraz jednak czas się zatrzymał. Świat się zatrzymał. Był tylko ten moment. Czy się zgodzi? Czy te wszystkie próby i upokorzenia miały jednak jakiś sens? Czy porady przeczytane w poradnikach motywacyjnych okażą się naprawdę pomocne? Odpowiedź poznacie już wkrótce.
Blythe Aiden Hamalainen
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Cukiernia "Ptyś"
Pią Cze 09, 2017 1:51 pm
Jedno było pewne.
Czy pogoda dopisuje czy nie, Blythe zawsze był w ruchu. Rzecz jasna nie byle jakim ruchu, skupiał się on bowiem bezpośrednio na okrągłym, pomarańczowym idealne, zdobionym kilkoma paskami. Nic zatem dziwnego, że i tego dnia nie zamierzał przepuścić podobnej okazji, by udać się na zewnątrz. Nie zawsze trenował na terenach Riverdale. Nie przeszkadzało mu absolutnie żadne boisko, ani panujące na nim warunki. Bogate wyposażenie, jak i to całkowicie przystosowane do gry ulicznej? Dajcie mu oba!
Każdy kto znał Hamalainena choć odrobinę, mógł bez problemu stwierdzić, że chłopak nieszczególnie afiszuje się ze swoim wyższym statusem. Jedynym co wiecznie krążyło po jego głowie była potrzeba zagrania z innymi. Jeśli lepsi zawodnicy znajdywali się właśnie na ulicach, tam zamierzał skierować swoje nogi.
Lecz na dziś można było uznać, że miał już przerwę. Z pewnością, pod sam późny wieczór uda się na trening ponownie. Gdy jego ciało zdąży już niejako ochłonąć po ostatnim kilkugodzinnym wysiłku.
Czy Blythe kiedykolwiek się męczył?
Krok, krok, krok.
Rozglądał się nieustannie na boki z piłką pod ręką, nucąc coś pod nosem. Niestety talent muzycznym nie był czymś, co chłopak odziedziczył w spadku po rodzicach, więc nawet mimo ograniczania się do wesołego pogwizdywania i mruczenia, od czasu do czasu zdarzało mu się niemiłosiernie zafałszować. Dopóki jego błękitne tęczówki nie zatrzymały się na konkretnej osobie. Błysk rozpoznania i momentalna ekscytacja wystarczyły, by bez najmniejszego zastanowienia przyspieszył kroku.
Heeeeeej, moja ulubiona menadżerka! — ustalmy kilka rzeczy. Po pierwsze, Blythe kompletnie nie znał pojęcia TPO a.k.a. time, place, occasion. Po drugie, zdecydowanie zapomniał, że nie każdy był chodzącą kulką pozytywności jak on i jej nagły wybuch znikąd mógł ich zwyczajnie wystraszyć. Po trzecie, nie przytulało się osób, które znało się stosunkowo krótko, niezależnie od tego jak bardzo się je lubiło. I po czwarte, nadal miał ponad dwa metry wzrostu, a jego zachowanie dobermana myślącego, że jest west highland white terrierem potrafiło być zarówno niesamowicie zabawne, jak i przerażające.
Tak czy inaczej, właśnie przyciskał do siebie Kamirę w radosnym odruchu i podnosił ją w powietrze, śmiejąc się przy tym jak mały dzieciak. Całe szczęście, męczył ją tak tylko przez chwilę. Zaraz po tym odwrócił się do Timothy'ego i złapał go za rękę potrząsając nią energicznie w górę i w dół.
Blythe Hamalainen, miło poznać — tak, zdecydowanie nie miał wyczucia. A piłka poturlała się w bok.
Kamira Evergreen
Kamira Evergreen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Cukiernia "Ptyś"
Pią Cze 09, 2017 8:35 pm
Kamira odetchnęła z ulgą kiedy, zerknęła dyskretnie przez ramię i upewniła się, że chłopacy nie idą za nimi. Bała się, że jej interwencja tylko zaostrzy sytuacje i będą chcieli zacząć i ją gnębić. A nie bardzo miała pomysł na bójkę, prócz walenia na oślep nogami i rękoma. Po co umiejętność bicia się, komuś kto zazwyczaj stara się być w cieniu innych? Usłyszała tylko szok w głosie chłopaków i miała wrażenie, że Rolandowi zrobiło się głupio. No cóż w sumie, śmiała się z jego imienia, bo nie wiedziała jak mu odpyskować i teraz jej samej było głupio. Westchnęła jakby zmęczona. Jednak odwracając głowę ponownie dostrzegła wlepiony w siebie, uwielbiający wzrok wielbiciela. Szybko się wyprostowała i ruszyła szybciej, udając, że wcale nie zauważyła go, bo dreszcz grozy który ją przebiegł, był gorszy od tego kiedy postanowiła się postawić Rolandowi i bandzie.
Kiedy jednak ją zatrzymał, całkiem stanowczo jak na kogoś kto się jej tak boi, serce podeszło jej do gardła. On nie wyciągnął dłoni z jej uścisku, ale ona ją puściła kiedy tylko się zatrzymali. Jak to jest, że w przeciągu kilkunastu minut już drugi raz będzie musiała odmawiać chłopakowi? W sensie chciała mieć chłopaka, ale no...Ugh, dlaczego musi przez to przechodzić, czemu wybrał akurat ją? Istnieje szansa, że Tim mógł się speszyć jeszcze bardziej, przez wzrok Kamiry, która przez chwilę nie zapanowała nad sobą i było widać w jej oczach zmęczenie i niechęć do rozmowy. Jednak kiedy nawiązał z nią kontakt wzrokowy, stwierdziła, że nie powinna być niemiła, bo chłopak nie zasłużył na to. Jednak cieszyła się, że dukał i jąkał i stresował, bo dzięki temu odwlekał tą chwilę w której... No i zadał to swoje magiczne pytanie. Brawo, gratulacje! Jak to się działo, że nie załapał, że chciała mu tylko pomóc. Kamira uciekła wzrokiem na bok i nabrała powietrza, które zaczęła wypuszczać dopiero po chwili, jakby namyślając się. Widziała kątem oka jak się w nią wpatruje. Miała wrażenie, że jej serce jest zepsute, bo z jednej strony było jej go strasznie szkoda, a z drugiej, marzyła, żeby się tak nie przyklejał do niej wzrokiem.
- Wiesz, już Ci mówiłam, to teraz co się tam wydarzyło... - I wtem jakby gdzieś zapaliło się światło na końcu tunelu. I rosło! Rosło coraz bardziej i było wręcz hałaśliwie jasne. W normalnej sytuacji, dziewczyna czułaby się speszona i nie wiedziałaby jak zareagować, bo z jednej strony to jak Blythe (to "światło" było tak charakterystyczne, że nie można było go pomylić z żadnym innym) się cieszył na jej widok, było bardzo pocieszne i sprawiało radość i człowiek czuł się ważny, ale z drugiej było... intensywne i przytłaczające.
Jednak tym razem, kiedy ponad 2 metrowy Finladnczyk potrząsał nią w górę i w dół, z radością, ona na to pozwalała i nawet nie zesztywniała ze strachu, jakby w ogóle nie przejmowała się tym, że jej personal bubble jest tak silnie naruszony. Ktoś uważny mógłby dostrzec jak Kamirze pracują trybiki, jak obmyśla, oblicza, kalkuluje... I jest! Oto pomysł. Przecież mogłaby wykorzystać Blytha i nie musiałaby bezpośrednio odmawiać Timowi tylko, dać mu do zrozumienia co jest na rzeczy. To nie tak, że uważała Blytha za idiotę, tylko... obstawiała, że być może nie zauważy jeśli po prostu zacznie być trochę bardziej miła i bezpośrednia, a za to Tim dostanie sygnał... Tak, to się musi udać, bo czemu nie? Przecież Kossj... znaczy los nie mógł być aż tak złośliwy. Kiedy Blajt odstawił ja na ziemię by przywitać się z Timem, ona wykorzystała tą chwilę by zebrać się w sobie, ale prawie parsknęła śmiechem, ponieważ koszykarz chcąc potrząsnąć dłonią okularnika, prawie potrząsnął nim całym.
- A przecież to jest mój ulubiony koszykarz! - Uśmiechnęła się radośnie i klepnęła blondyna w ramie. Chciała w łopatkę, ale zawahała się w ostatniej chwili. Zresztą nie była pewna, czy sięgnie.
- Dawno Ci... - Przerwała. Jak ma udawać jego dziewczynę, skoro właśnie chce palnąć, że się nie widzieli. - Dawno Cię z piłką nie widziałam! hah... Przecież to nie tak, że masz ją ze sobą zawsze... - wybrnęła kulawo i przy tym śmiejąc się nerwowo.
- Skończyłeś trening? Masz coś do roboty jeszcze, a może chcesz się razem poszwendać po mieście? Wiem gdzie mają dobre kanapki kawałek stąd. - tak, podkreślić zażyłość i chęć spędzenia wspólnie czasu. O Boże teraz powinna go złapać za rękę czy coś. Spojrzała pod nogi i trąciła czubkiem buta jego but. Tak, totalna zażyłość. - Wiesz tutaj Pan kolega - wreszcie spojrzała ponownie na okularnika wskazując go i uśmiechając się lekko jakby zmartwiona - miał właśnie bardzo nieprzyjemną sytuację, a jak się zastanowić to nawet dwie, więc słaba okolica, lepiej stąd iść. - "Pan kolega" czyli jak stworzyć słowo by wyraźnie przekreślić znajomość. A pamiętacie wzrok Tima do Kamiry? Ona teraz miała bardzo podobny, wpatrzona w błękitne oczy chłopaka wyższego o pół metra dosłownie błagała, żeby się zgodził.
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Cukiernia "Ptyś"
Pią Cze 09, 2017 9:27 pm
MG


Timothy był całkiem łebskim gościem, wbrew pozorom. Mózg miał tęgi i potrafił w ciągu kilku sekund przeprowadzić takie działania, od których normalnej osobie przepalają się neurony. Cóż z tego jednak, skoro życie nie dało mu możliwości pojęcia skomplikowanych relacji międzyludzkich i ich reakcji na konkretne działania. Innymi słowy, Kamira mogłaby równie dobrze wypisać swoje intencje czerwoną farbą na czole, a biedny Timmy miałby problem z połapaniem się w tym i jeszcze próbowałby bohatersko wyczyścić jej skórę, najlepiej swoją śliną i... Nie brnijmy w to dalej.
Dlatego też, pełen nadziei i szczęścia, Timothy czekał na druzgocące słowa, nawet nie zdając sobie sprawy z ich nadejścia. Nie pomogły w tym dziwne wykręty Kamiry, bo jak już zostało wspomniane, okularnik miał o tym takie pojęcie, jak o sytuacji politycznej Ugandy, a niewykluczone, że to drugie było dla niego bardziej znajome. Dlaczego czekał na informację w stylu, że to co się tam wydarzyło było zwykłym nieporozumieniem, a ona tak naprawdę od razu chciała się zgodzić, ale w sumie to była bardzo wstydliwa i nie była pewna, czy powinna, a tak w ogóle to chce spędzić z nim resztę swojego życia, mieć gromadkę dzieci i... Nie brnijmy w to dalej.
Na szczęście z ratunkiem przybył Blythe. Trudno powiedzieć kogo ratował bardziej - Kamirę od niezręcznej sytuacji, czy może nieszczęsnego Timothy'ego, od kolejnego bolesnego, miłosnego zawodu. Wyglądało jednak na to, że blondyn raczej przysłużył się znajomej, bo nieszczęsny adorator od samego spoglądania na przybyłego miał ochotę się popłakać. Trochę ze strachu, a trochę przez świadomość, że z kimś takim mógłby najwyżej konkurować w Starcrafcie i tylko wtedy miałby szansę na pewne zwycięstwo, ale tym niestety nie wywalczy uwagi swojej wybranki. Tak czy inaczej, jego nogi zaczęły się trząść, kiedy tak podniósł wzrok na dwa razy większego gościa, który niby był dosyć przyjaźnie nastawiony, ale i tak po głowie okularnika poczęły krążyć rozważania, czy przypadkiem trójka łebków, która co prawda miała przewagę liczebną, ale przynajmniej normalne warunki fizyczne, nie stanowiła lepszej alternatywy. Kiedy Fin potrząsał ręką Timmy'ego, to właściwie potrząsał całym Timmym, ten bowiem chwiał się równo z ruchem dłoni koszykarza. Okulary prawie wpadły mu z nosa, ale w ostatniej chwili je poprawił.
- T-Timothy... Steve... znaczy się... Timothy. Mam na imię Timothy. Steve... znaczy... Stevenson. Timothy Stevenson. T-to nazwisko. Znaczy Stevenson, nie Timothy. Timothy to imię - zagubiony w meandrach własnego imienia i nazwiska, dopiero po chwili zauważył dziwne zachowanie Kamiry. Nawet gdyby rozumiał stosunki damsko-męskie i potrafił połączyć jedno z drugim, to uniósłby co najwyżej brew w górę, rozmyślając uważnie, czy przypadkiem jego wybranka nie była specjalna, ale w ten inny sposób. Jednak Timmy nie rozumiał. A jakby tego mało, dopadało go najgorsze uczucie, które sprawia, że dokonujemy największych głupstw w swoim życiu, a potem przypominamy je sobie kilka lat później w najmniej odpowiednim momencie i zaczynamy rozważać, jak mogliśmy być takimi idiotami.
- A-a co z k-kinem?! - Wykrzyczał z desperacją, wbijając w Kamirę nieco przerażające spojrzenie, tak jakby miał zamiar ją tam zaciągnąć siłą. Zaraz jednak się opanował.
Wziął głęboki wdech, wypiął swoją cokolwiek mizerną pierś i dziarsko spojrzał w górę, na Blythe'a. Momentalnie się skulił, ale potem przypomniał sobie, że przecież nie tak postępują rycerze. Chciał się ponownie wyprężyć, niestety strach również robił swoje. Stał więc w takiej pozycji pół na pół, utrzymując kontakt wzrokowy.
- W-wybacz p-anie kolego, ale... T-trochę nam prze... T-trochę nam... Ja... - Timothy padł ofiarą nerwowego kaszlu, tak się biedak zestresował. Ale sprawnie to opanował, otarł rękę o własne spodnie, wyciągnął z kieszeni inhalator, którym zaciągnął się niczym narkoman na głodzie i znów skierował spojrzenie na Fina. - M-my właśnie. M-my... idziemy do kina! - Zakomunikował dziarsko, tak jakby chwalił się wygraniem nagrody Noble'a. A następnie skierował maślane oczy na Kamirę i ponownie chwycił jej dłoń. Oczywiście on uczynił to tą, którą przed momentem wytarł o spodnie. Chyba mu się spodobało to całe trzymanie za ręce.
Blythe Aiden Hamalainen
Blythe Aiden Hamalainen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Cukiernia "Ptyś"
Sob Cze 10, 2017 7:10 pm
Zaśmiał się wesoło na wspomnienie o ulubionym koszykarzu, nie wahając się przed położeniem dłoni na głowie Kamiry, by poczochrać jej nieznacznie włosy. Zmuszając ją tym samym do poprawienia fryzury.
Miło cię poznać, Timothy to imię, nazwisko Stevensonie ― wyszczerzył się, słysząc jego zawiłe tłumaczenie własnego miana. Kto by pomyślał, że przedstawianie się mogło zabrać komuś tyle czasu? Z drugiej strony niejednokrotnie trafiał już na swojej drodze na osoby nie do końca przyzwyczajone do kontaktów z innymi, które kończyły się właśnie w taki sposób. Jego podstawową zasadą, było nie przywiązywanie do tego jakiejś szczególnej uwagi. Wychodził z założenia, że jeśli potraktuje go całkowicie normalnie, chłopak się nie zmiesza na tyle, by nie być w stanie dalej pociągnąć rozmowy. Tym samym cała konwersacja zostanie utrzymana na przyjaznym poziomie.
Egzaminy i treningi potrafią wciągnąć człowieka do tego stopnia, że nawet nie widzi, kiedy zaczyna pomijać swój czas wolny ― pokiwał głową, wyraźnie zgadzając się ze słowami Kamiry. Bo rzeczywiście nie widzieli się już jakiś czas. Kto by się jednak spodziewał, że padnie magiczne słowo „kanapka”? Jego oczy rozbłysły wyraźnie, gdy otworzył usta, by zaakceptować jej propozycję. Niemniej jak widać nie wszystko miało iść zgodnie z jego planem. Timothy wykrzyczał nagle swoje słowa, sprawiając że nawet ktoś tak wielki jak Blythe cofnął się o krok, patrząc na niego z zaskoczeniem. Kino? Jeszcze przed chwilą Evergreen proponowała mu wspólny wypad na food trucki.
Blythe ― powtórzył słysząc ‚panie kolego’, co szczerze mówiąc nie do końca mu się spodobało. Co dość wyraźnie zaznaczył ściągając nagle brwi. Nie po to się przedstawiał, by inni traktowali go jak bezimienne trzecie koło u wozu.
Wszystko w porządku? ― zapytał kontrolnie, widząc jak chłopak nagle zaciąga się swoim inhalatorem. Wiedział jak to jest przyjmować leki, wolał się zatem upewnić, że jego nowy nie zejdzie tu zaraz, dusząc się jak ryba. Może i był pewien swoich umiejętności resuscytacji (jako kapitan, musiał mieć ją opanowaną do perfekcji), ale wolałby jednak, by ktoś go w takim wypadku ostrzegł o potencjalnych dolegliwościach.
Niemniej gdy tylko pojawiła się propozycja pójścia do kina, jego oblicze rozjaśniło się na nowo.
Do kina? Na co? Podobno wyszli Strażnicy Galaktyki 4, widzieliście już? Miałem na to iść ze znajomym, ale nie możemy się zgrać z terminem. Za każdym razem, gdy mi coś pasuje, on ma trening, a gdy pasuje jemu - trenuję ja. Możemy iść razem ― zaproponował przesuwając wzrok na dłoń, za którą złapał Kamirę Timothy. Ooooh, to taki przejaw zażyłości? Cofnął się kilka kroków, by podnieść swoją ukochaną piłkę. Przetarł ją kilka razy rękawem, podmuchał by upewnić się że każde najmniejsze źdźbło trawy i kurz zostały usunięte, nim wsadził ją pod ramię i przeszedł na drugą stronę Kamiry… również łapiąc ją za dłoń. Wyszczerzył się wesoło, czując jakby na nowo wszyscy całą trójką powrócili do czasów podstawówki. Niby z jednej strony, zawsze pani kazała im się wtedy ustawiać parami… ale skoro dziewczyna sama go zaprosiła to przecież na pewno nie miała nic przeciwko!
Zacisnął więc nieco mocniej swoją dłoń na jej, machając nią krótko wprzód i w tył, obracając głowę w jej stronę.
To jaki mamy plan? Najpierw kanapki, potem kino? Czy najpierw kino, a potem kanapki? A może… ― spojrzał na swoją niedoszłą (przyszłą) menadżerkę, cały czas szczerząc się przy tym jak głupi do sera.
Co powiesz na kanapki, popcorn i nachosy w kinie, a potem drugą rundę kanapek? Jak nie dasz rady wciągnąć całej możemy się podzielić na pół ― roześmiał się przypominając sobie ostatnie zamiłowanie dziewczyny do hot-dogów. Zaraz po tym z tą samą pozytywnością, wręcz nią promieniejąc spojrzał i na Timothy’ego. W końcu nie chciał go wykluczać z ich drobnej grupki, z którą miał świetnie spędzić następne godziny.
Kamira Evergreen
Kamira Evergreen
Fresh Blood Lost in the City
Re: Cukiernia "Ptyś"
Nie Cze 11, 2017 12:55 am
Tak nie brnijmy w to dalej. To były właśnie słowa Kamiry kiedy myślała o znajomości z Timmym. Miała nieodparte wrażenie, że chłopak w ogóle nie rozumiał, jej intencji, albo może nie chciał zrozumieć? Może był hikkikomori i nigdy nie wychodził z pokoju i teraz w ogóle nie zna się na komunikacji z ludźmi? Ponownie przebiegł ja dreszcz grozy kiedy miała wrażenie, że chłopak ma taką dziwnie rozmażona minę, bo wyobraża sobie z nią coś głupiego jak wspólne życie. Jednak jej nadzieja na to, że odpuści sobie, zaczęła rosnąć, kiedy mogła obserwować jego reakcję na pojawienie się Blytha. Oh dzięki Bogu, za wysokiego, radosnego Fina. Choć teraz musiała sobie poukładać rozczochrane włosy, była gotowa wybaczyć mu wszystko, byle ją wyratował i to szybko. Widziała jak oczy Blajta rozbłysły na słowo "kanapka" i już poczuła wszechogarniającą radość, byłą gotowa rzucić mu się na szyję tak była podekscytowana tym ratunkiem.
I wtedy stało się najgorsze. Tim wykrzyczał znowu jakieś brednie o kinie i tak się w nią wgapił, że Kamira miała ochotę rzucić to wszystko i wyjechać już nie tylko w Bieszczady, ale najlepiej pralką w kosmos. Grażyna (Blythe) zamykaj ten właz, lecimy. Ale on był akurat zajęty byciem nafumfanym, że o Pana kolegę. BLYTHE CAŁE SZCZĘŚCIE, PRZECIEŻ TY NIE CHCESZ SIĘ Z NIM KUMPLOWAĆ. To właśnie chciała krzyknąć Kamira. Potem Stevenson zaczął wykonywać jakieś dziwne tańce klatką piersiową w stronę koszykarza, a Kamira prawie schodziła już na zawał, szczególnie kiedy usłyszała słowa "my" i "prze...". Chciała zacząć tłumaczyć (i to najgłośniej jak mogła), że w niczym nie przerwał i żadnym nam, bo nas nie ma, nie istniejemy, ale wtedy chłopak wyciągnął inhalator i dziewczyna stwierdziła, że to już chyba ciut za dużo, nawet jak na nią. Była tak oszołomiona faktem, że ktoś taki jak Tim, rzeczywiście istnieje i stoi tu przed nią, że nie mogła się przez chwilę pozbierać. A on niczym żmija, podstępnie to wykorzystał i złapał ją za ręką tą swoją.... zimną i mokrą i ooo ewww, niech jej ktoś przywali w łeb i zemdleje, będzie łatwiej. Zdążyła tylko znowu trącić butem Hamalainena, jakby to miało potwierdzić tą zażyłość, ale chyba nie wyszło.
Była ciągnięta i wcale tego nie ułatwiała, chociaż jeszcze nie stawiała oporu, bo nie dotarło do niej, co się w ogóle dzieje. Tylko obróciła głowę i patrzyła na Blytha pustym, ale odrobinę zawiedzionym wzrokiem. "Co z Ciebie za przyjaciel?" Zdawały się mówić jej oczy. A on wtedy radośnie podbiegł i oświadczył, że idzie z nimi. Czuła się jak na małej łódeczce podczas sztormu, gdzie nadzieja mieszała się z falami grozy. Kiedy jej druga ręka została zajęta, poczuła tą przysłowiową iskrę. Co tu się w ogóle wyprawia? Z jednej strony radosny Blythe, przystojniak, za którym się ugania pewnie pół szkoły, a z drugiej... Stevenson. I kiedy koszykarz zacisnął mocniej dłoń na jej, machając nimi, Kamira poczuła że musi działać.
- Jasne Strażnicy galaktyki! Tak koniecznie, popcorn i nachosy, i mrożona herbata i o mój Boże tak!! - Wyciągnęła gwałtownie obie ręce do góry imitując podekscytowanie i radość. I o ile dla Blytha mogło to być po prostu odrobinę niewygodne, o tyle miała nadzieję, że uda jej się wyrwać dłoń z uścisku Timothego i szybko uciekła na drugą stronę Fina, jakby był ścianą oddzielającą ją od zagłady. Złapała go wtedy pod rękę prawie wtulając się w jego ramie, tak by była jak najmniej widoczna dla Tima. Już jej było wszystko jedno, co sobie pomyśli koszykarz, desperacja była zbyt wielka.
- Widzę, że świetnie się dogadamy w kwestii jedzenia, możemy zrobić tak jak mówisz, ewentualnie... - chłopak uśmiechał się tak radośnie, że dziewczyna przez chwilę zaniemówiła. Zrobiło jej się głupio, bo on względem Timothiego miał całkiem przyjazne zamiary, pomimo jego wyglądu i zachowania, a ona właśnie odstawiała cyrk roku, ganiając się dokoła góry (Blytha).
Koss
Koss
Fresh Blood Lost in the City
Re: Cukiernia "Ptyś"
Wto Cze 13, 2017 7:47 pm
MG


Trudno powiedzieć, komu szło gorzej wykręcanie się z tej sytuacji. Timothy chciał spławić wieżowca w Finlandii, niestety zdawał sobie sprawę, że nie ma na to zbyt wielkich szans. Kamira chciała spławić Timmy'ego, ale wszystko wskazywało na to, że całą odwagę, którą zbierał w ciągu swojego życia postanowił wykorzystać dzisiaj i walczyć aż do ostatniej krwi o kobietę swoich marzeń. Bylthe wreszcie chciał zjeść kanapki, ale trudno było stwierdzić, jak potoczy się cała ta sytuacja, bo mały okularnik cały czas stawał okoniem i torpedował jedzeniowe plany.
Agresywniejsza reakcja Fina sprawiła, że Timothy niemal padł na zawał, bojąc się, iż za chwilę może dojść do konfrontacji fizycznej. Faktycznie, poniosła go nieco wyobraźnia z tym "panem kolegą", jeszcze do nikogo tak odważnie się nie odzywał, poza przeciwnikami w grze komputerowej, których regularnie wyzywał od starych skarpet i innych takich. Teraz jednak daleko mu było do podobnej brawury. Zaskoczyło go jednak nagłe zmartwienie ze strony wyższego chłopaka. Nawet matka tak się nie interesowała jego zdrowiem. No, chyba że trzeba było akurat dzwonić po karetkę, bo miał napad duszności.
- T-tak. To t-tylko alergia - wyznał wreszcie, niczym więzień na torturach, nie wypada bowiem obnażać swoich słabości przy wybrance serca. Miał jednak nadzieję, że tym samym nieco ułagodzi Fina, bo jeszcze nie wiedział jak u niego z temperamentem. Jasne, wyglądał na bardzo wesołego i w ogóle, ale kto wie, czy zaraz nie wyciągnie jakiejś piły mechanicznej, czy coś. Tak właśnie Timothy postrzegał wszelkich sportowców. Jako średnio lotnych, potencjalnych seryjnych morderców. Cóż poradzić, cholerne stereotypy.
Kolejna propozycja wyraźnie zgorszyła Timmy'ego, który okazał to skrzywieniem na twarzy, przez co znów musiał poprawić okulary. Trzeba bowiem wiedzieć, iż nasz "uroczy" okularnik ma bardzo specyficzny gust filmowy i bardzo chłodno podchodzi do wszelkiego rodzaju blockbusterów, o wiele bardziej preferując kino Art-Housowe, mniej znane szerokiej publiczności, ale dostarczające o wiele więcej emocji i tematów do przemyśleń. Podobnego rodzaju film planował zaprezentować Kamirze. Odkaszlnął.
- A-ale... - Już chciał powiedzieć, że kupił DWA bilety na rumuński dramat rodzinny, reżyserii znanego w tych kręgach Cristi Puiu, opowiadający o perypetiach młodego Rumuna mającego problemy ze swoją tożsamością i muszącego zmierzyć się z trudami codziennej rzeczywistości oraz licznymi problemami rodzinnymi. Wtedy jednak przed jego wzrokiem pojawiła się ponownie twarz Blythe'a ze ściągniętymi brwiami. Próba zmiany planów mogłaby rozzłościć koszykarza, a poza tym Timmy nie był pewien, czy poczciwy Fin cokolwiek zrozumiałby z takiego filmu, to zaś mogłoby go rozzłościć i swoje negatywne emocje rozładowałby na pomysłodawcy. Poza tym Kamira wydawała się zachwycona Strażnikami Galaktyki, a przecież to właśnie jej chciał sprawić przyjemność, czyż nie? - ... c-cóż, chodźmy.
I tak oto ten dziwny trójkąt ruszył do kina, gorsząc lokalne staruszki, bo kto to widział, żeby dziewczyna trzymała za ręce dwóch chłopaków i w ogóle kto wie co oni jeszcze później robią albo, co gorsza, już robili. Jak jednak wiemy, świat idzie na przód, tolerancja rośnie, więc poza kilkoma ciekawszymi spojrzeniami i zgorszonymi babciami, nic ciekawego nie wydarzyło się w trakcie tej podróży.
Kiedy dotarli do kina, okazało się, że nie byli jedynymi ludźmi, którzy stwierdzili, że Strażnicy Galaktyki vol. 4 to świetny film. Kolejka była długa, tłum spory, a Timothy przerażony, ponieważ nie odnajdywał się w tak wielkich skupiskach ludzi. Zebrał się jednak w sobie, przełknął ślinę, a potem padł ofiarą kolejnego ataku kaszlu. To jednak powinno cieszyć Kamirę, bo przez to musiał puścić jej rękę. Okularnik nie wyglądał jednak na kogoś, kto będzie miał odwagę kupić bilety. Tak bezpośrednio. Bo przez internet to zupełnie inna sprawa.

//zt
Sponsored content
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach