▲▼
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
First topic message reminder :
PRACOWNICY
Lokal, do którego rzadko przychodzi hołota. Tak, głównie mają na to wpływ ceny. Jednak nie brak bogatszych osób w tym mieście, dzięki czemu, cukiernia ta dobrze prosperuje.
W ofercie mają przeróżne wypieki, słodkie bądź te mniej słodkie, ale także i oferują świetne napoje. Zimne, ciepłe, słodkie, gorzkie. Głównie jednak te deserowe. Nie znajdzie się tutaj najwyższej jakości kaw czy herbat, aczkolwiek te przyzwoite i owszem. Każdy znajdzie tutaj to, co lubi.
Wystrój kawiarenki jest utrzymany w jasnych barwach. Zieleń z kremowym. Stoliki w jasnym brązie, krzesła obite materiałem zielonym w kremowe paski.
---------------------------------------------
Słysząc pytanie koleżanki, uśmiechnął się do niej i pokiwał lekko głową.
- No cóż... Tak, trochę gotuję. To aż takie rzadkie? - zapytał z uśmiechem. W sumie to... Fakt, bogate dzieciaki jakoś nie specjalnie rwały się do gotowania, bo były często nauczone, aby inni robili to za nich. Jednak dla Lysandra było to miłe hobby, od zawsze. Babcia rzadko gotowała, ale kiedy już się do tego zabierała, otrzymywała pomoc w postaci małego wnuka. Może i więcej rzeczy przypalał i trzaskał, niż faktycznie pomagał... Jednak z czasem się to zmieniło. I dzisiaj to właśnie Lysander gotuje, a babcia mu pomaga. Nikt nie chciałby męczyć starszych. Ona i tak już musiała się namęczyć, wychowując go. Swoją drogą, chyba zadanie wypełniła świetnie - bo jej wnuk nie wyrósł na rozkapryszonego bachora.
Chłopak zauważył ten drobny dotyk. Aż za dobrze go zauważył, zapamiętał, a kolejny nawet podświadomie sprowokował! Ach, jednak chyba pierwsze uczucia były ciężkie do przetrawienia, a hormony w ciele buzowały.
- Możemy... Możemy do takiej ślicznej cukierni, co ty na to? Jest ona w centrum miasta. Mają pyszne wypieki, napoje także niczego złego - zaproponował, ruszając razem z dziewczyną w stronę wyjścia ze szkoły.
Trochę porozmawiali po drodze. Lysander zdradził koleżance, że rozmyśla nad przygarnięciem psa ze schroniska, jednak martwi się, że nie będzie miał zbyt wiele czasu na zajmowanie się nim. Miał wiele obaw, odnośnie tego drobnego czynu. W końcu pies to żywa istota, o którą trzeba wiecznie dbać!
- A ty lubisz zwierzęta? Może jakieś miałaś kiedyś? Albo masz? - zapytał koleżankę, wchodząc do uroczej cukierni. Lysandra dobrze tutaj znano, bo on sam w okresie wakacyjnym, często tutaj pomagał w pieczeniu smakołyków.
- Dzień dobry, Zizi! - powiedział z uśmiechem do kelnerki, która była młodą uczennicą. Znali się dobrze, bo pracowali podczas wakacji wspólnie.
- Och, cześć Lys! Dzień dobry - powiedziała, zwracając się również do Tiffany. - To co zwykle dla ciebie? Powinieneś pić mniej kawy... Wiesz, że to nie zdrowe! Przecież chciałbyś iść na medycynę. Ech, doprawdy. Jak dziecko. Każdy facet jak dziecko! - ponarzekała kelnerka, podając blondynce menu.
- No niby tak. Ale nic mi się nie dzieje na razie! I tak, jak zwykle kawę... I hmm... Chcę dzisiaj sernik z kruszonką do tego! I te makaroniki, jeżeli ty je robiłaś. Ale te limonkowe, uwielbiam je, bo nie są tak okropnie słodkie, kiedy sama je robisz - powiedział, a dziewczyna pokiwała głową. Powiedziała jeszcze, że jeżeli jego towarzyszka nie jest zdecydowana, mogą iść usiąść, a ona do nich podejdzie za chwilę. Jeżeli jednak Tiffany złożyła zamówienie, Lys po prostu wybrał jakiś stolik, do którego się skierowali. Niczym rasowy dżentelmen, odsunął koleżance krzesło, aby ta mogła usiąść.
- W sumie to muszę się zastanowić nad jakimiś propozycjami wycieczek dla czwartej klasy... W sumie to klas. Bo nie wiem czy ci z Hudson's Bay też powinni z nami jechać. Jak myślisz? U nas to norma, że gdzieś pojedziemy. Jednak nie wiem jak z nimi... - powiedział, cicho wzdychając. Owszem, nie musiał zajmować się wycieczkami, jednak lubił to. Przynajmniej mógł uzgodnić z uczniami, kto i gdzie chce jechać, a po tym ustalić złoty środek dla tego wszystkiego.
Zgłoś się do pracy!
Misha Cat (NPC)
Właścicielka Cukierni
Chester Ó Heachthinghearn
Pracownik
Lokal, do którego rzadko przychodzi hołota. Tak, głównie mają na to wpływ ceny. Jednak nie brak bogatszych osób w tym mieście, dzięki czemu, cukiernia ta dobrze prosperuje.
W ofercie mają przeróżne wypieki, słodkie bądź te mniej słodkie, ale także i oferują świetne napoje. Zimne, ciepłe, słodkie, gorzkie. Głównie jednak te deserowe. Nie znajdzie się tutaj najwyższej jakości kaw czy herbat, aczkolwiek te przyzwoite i owszem. Każdy znajdzie tutaj to, co lubi.
Wystrój kawiarenki jest utrzymany w jasnych barwach. Zieleń z kremowym. Stoliki w jasnym brązie, krzesła obite materiałem zielonym w kremowe paski.
---------------------------------------------
Słysząc pytanie koleżanki, uśmiechnął się do niej i pokiwał lekko głową.
- No cóż... Tak, trochę gotuję. To aż takie rzadkie? - zapytał z uśmiechem. W sumie to... Fakt, bogate dzieciaki jakoś nie specjalnie rwały się do gotowania, bo były często nauczone, aby inni robili to za nich. Jednak dla Lysandra było to miłe hobby, od zawsze. Babcia rzadko gotowała, ale kiedy już się do tego zabierała, otrzymywała pomoc w postaci małego wnuka. Może i więcej rzeczy przypalał i trzaskał, niż faktycznie pomagał... Jednak z czasem się to zmieniło. I dzisiaj to właśnie Lysander gotuje, a babcia mu pomaga. Nikt nie chciałby męczyć starszych. Ona i tak już musiała się namęczyć, wychowując go. Swoją drogą, chyba zadanie wypełniła świetnie - bo jej wnuk nie wyrósł na rozkapryszonego bachora.
Chłopak zauważył ten drobny dotyk. Aż za dobrze go zauważył, zapamiętał, a kolejny nawet podświadomie sprowokował! Ach, jednak chyba pierwsze uczucia były ciężkie do przetrawienia, a hormony w ciele buzowały.
- Możemy... Możemy do takiej ślicznej cukierni, co ty na to? Jest ona w centrum miasta. Mają pyszne wypieki, napoje także niczego złego - zaproponował, ruszając razem z dziewczyną w stronę wyjścia ze szkoły.
Trochę porozmawiali po drodze. Lysander zdradził koleżance, że rozmyśla nad przygarnięciem psa ze schroniska, jednak martwi się, że nie będzie miał zbyt wiele czasu na zajmowanie się nim. Miał wiele obaw, odnośnie tego drobnego czynu. W końcu pies to żywa istota, o którą trzeba wiecznie dbać!
- A ty lubisz zwierzęta? Może jakieś miałaś kiedyś? Albo masz? - zapytał koleżankę, wchodząc do uroczej cukierni. Lysandra dobrze tutaj znano, bo on sam w okresie wakacyjnym, często tutaj pomagał w pieczeniu smakołyków.
- Dzień dobry, Zizi! - powiedział z uśmiechem do kelnerki, która była młodą uczennicą. Znali się dobrze, bo pracowali podczas wakacji wspólnie.
- Och, cześć Lys! Dzień dobry - powiedziała, zwracając się również do Tiffany. - To co zwykle dla ciebie? Powinieneś pić mniej kawy... Wiesz, że to nie zdrowe! Przecież chciałbyś iść na medycynę. Ech, doprawdy. Jak dziecko. Każdy facet jak dziecko! - ponarzekała kelnerka, podając blondynce menu.
- No niby tak. Ale nic mi się nie dzieje na razie! I tak, jak zwykle kawę... I hmm... Chcę dzisiaj sernik z kruszonką do tego! I te makaroniki, jeżeli ty je robiłaś. Ale te limonkowe, uwielbiam je, bo nie są tak okropnie słodkie, kiedy sama je robisz - powiedział, a dziewczyna pokiwała głową. Powiedziała jeszcze, że jeżeli jego towarzyszka nie jest zdecydowana, mogą iść usiąść, a ona do nich podejdzie za chwilę. Jeżeli jednak Tiffany złożyła zamówienie, Lys po prostu wybrał jakiś stolik, do którego się skierowali. Niczym rasowy dżentelmen, odsunął koleżance krzesło, aby ta mogła usiąść.
- W sumie to muszę się zastanowić nad jakimiś propozycjami wycieczek dla czwartej klasy... W sumie to klas. Bo nie wiem czy ci z Hudson's Bay też powinni z nami jechać. Jak myślisz? U nas to norma, że gdzieś pojedziemy. Jednak nie wiem jak z nimi... - powiedział, cicho wzdychając. Owszem, nie musiał zajmować się wycieczkami, jednak lubił to. Przynajmniej mógł uzgodnić z uczniami, kto i gdzie chce jechać, a po tym ustalić złoty środek dla tego wszystkiego.
Śmieszny? Portrecista spojrzał na dresa wzrokiem mówiącym "wtf m8, coś ty ćpał?"
Biedny klient baru raczej już nigdy nie zaczepi żadnego miłego nastolatka z trzeba paskami na ubraniu. Serio, trauma na całe życie. Zwłaszcza kiedy taki ciska gromami z oczu. Tak jak choćby dla przykładu Breaker. Często wyglądał, jakby chciał komuś wnętrzności przez słomkę wyciągnąć.
Znalazłszy na tym nieszczęsnym murku dogodną pozycję, oddał się na kilka minut milczeniu, w spokoju sącząc kawę. Żadnych samochodów, żadnych upierdliwych przechodniów, idealnie. Kofeina powinna rozbudzać a jednak spokój który zapanował dookoła przezwyciężył magiczną moc kawy i spychał powoli w senne rejony. Portrecista sam przed sobą musiał przyznać, że zdecydowanie wolał swój nocny tryb życia. Nie raz i nie dwa zdarzyło mu się w ciągu dnia okazywać mentalność żywych zwłok. A jednak złośliwość rzeczy martwych była tak wielką suką, że gdy tylko padał na ukochane łóżko, całe zmęczenie odpływało hen daleko, machając mu białą chustką na pożegnanie.
- Jebanie nie zawsze jest proste. - Zmiął papierowy kubeczek po kawie, celnie trafiając nim w kosz stojący obok. Pozwolił powiekom skryć tęczówki, by zaraz odetchnąć głęboko. Skręcało mu jelita na samą myśl powrotu do radiowozu. Jakby nie mógł wrócić na cichy posterunek... Zapach fajek nie wpłynął na mimikę portrecisty. Śmieszne, bo większość kolegów z pracy uparcie twierdziła, że Sketch nie znosił smrodu petów. Zagarnięty ramieniem niemal od razu drgnął, otwierając oczy. Nopenopenope. Drobny dyskomfort rozpłynął się po ciele, choć nie był na tyle nieprzyjemny by brunet musiał zsuwać z siebie ramię Breakera. Zesztywniał minimalnie, nie odsuwając się jednak. Stwierdził, że wytrzyma.
- Dobrze wiesz, że nie piję alkoholu. Poza tym myślę, że twoje "prawilne ziomki" nie zareagowałyby dobrze na gościa, który robi w policji, uwierz. - Wyobraźnia już podsuwała mu obrazy w których spierdalał przed bandą dresów. Ludzie z reguły mimo iż potrzebują policji i często zwracają się do nich o pomoc to... No nie przepadają za nimi.
Biedny klient baru raczej już nigdy nie zaczepi żadnego miłego nastolatka z trzeba paskami na ubraniu. Serio, trauma na całe życie. Zwłaszcza kiedy taki ciska gromami z oczu. Tak jak choćby dla przykładu Breaker. Często wyglądał, jakby chciał komuś wnętrzności przez słomkę wyciągnąć.
Znalazłszy na tym nieszczęsnym murku dogodną pozycję, oddał się na kilka minut milczeniu, w spokoju sącząc kawę. Żadnych samochodów, żadnych upierdliwych przechodniów, idealnie. Kofeina powinna rozbudzać a jednak spokój który zapanował dookoła przezwyciężył magiczną moc kawy i spychał powoli w senne rejony. Portrecista sam przed sobą musiał przyznać, że zdecydowanie wolał swój nocny tryb życia. Nie raz i nie dwa zdarzyło mu się w ciągu dnia okazywać mentalność żywych zwłok. A jednak złośliwość rzeczy martwych była tak wielką suką, że gdy tylko padał na ukochane łóżko, całe zmęczenie odpływało hen daleko, machając mu białą chustką na pożegnanie.
- Jebanie nie zawsze jest proste. - Zmiął papierowy kubeczek po kawie, celnie trafiając nim w kosz stojący obok. Pozwolił powiekom skryć tęczówki, by zaraz odetchnąć głęboko. Skręcało mu jelita na samą myśl powrotu do radiowozu. Jakby nie mógł wrócić na cichy posterunek... Zapach fajek nie wpłynął na mimikę portrecisty. Śmieszne, bo większość kolegów z pracy uparcie twierdziła, że Sketch nie znosił smrodu petów. Zagarnięty ramieniem niemal od razu drgnął, otwierając oczy. Nopenopenope. Drobny dyskomfort rozpłynął się po ciele, choć nie był na tyle nieprzyjemny by brunet musiał zsuwać z siebie ramię Breakera. Zesztywniał minimalnie, nie odsuwając się jednak. Stwierdził, że wytrzyma.
- Dobrze wiesz, że nie piję alkoholu. Poza tym myślę, że twoje "prawilne ziomki" nie zareagowałyby dobrze na gościa, który robi w policji, uwierz. - Wyobraźnia już podsuwała mu obrazy w których spierdalał przed bandą dresów. Ludzie z reguły mimo iż potrzebują policji i często zwracają się do nich o pomoc to... No nie przepadają za nimi.
On nie tylko wyglądał jakby chciał wyciągnąć komuś wnętrzności przez słomkę, ale faktycznie chciał to zrobić. No dobra, nie do końca. W rzeczywistości w życiu by nie wpadł na to, by używać do tego słomki. Gdyby babcia czytała mu książki o starożytnym Egipcie, być może nauczyłby się tej szanownej sztuki. Niestety jej zainteresowanie sięgało zupełnie innych kierunków, przez co podobna misja była z góry skazana na niepowodzenie. Zwłaszcza, że w obsługiwaniu się skalpelem i innymi rzeczami, które utorowałyby mu drogę do wnętrzności, też nie był mistrzem. Opanował do perfekcji maczetę. Ponadto był samozwańczym mistrzem pięści i kastetu. O dziwo mimo, że Breaker często był uznawany za osobę gadatliwą, potrafił się nawet na chwilę przymknąć. Jak teraz, gdy Sketch zajmował się swoją kawą. Dopóki nie usłyszał jego słów. Nie zawsze było proste? Jak to nie. Wchodzisz, dochodzisz, wychodzisz. Ewentualnie zamieniasz ostatnie dwie kolejnością. Przynajmniej tak mu się do tej pory wydawało. W tym momencie wpatrywał się w Morningstara z wyraźnym zaciekawieniem, strzepując popiół papierosa na ziemię.
- Mówisz? - nie rozwinął bardziej myśli. Tak czy inaczej nawet taki debil jak on, był w stanie wyczuć, gdy ktoś dosłownie sztywnieje pod jego ręką.
- Co żeś tak zesztywniał jak dziewica pod naporem, Sketch? Zluzuj, przecież cię nie zgwałcę. Nie biorę nikogo wbrew jego woli. - zaśmiał się raz jeszcze przesuwając ręką po jego ramieniu z wyraźnym rozbawieniem, nim postanowił go wypuścić. Ktoś powinien mu przypomnieć, że gwałty zawsze były wbrew czyjejś woli. Zaciągnął się mocniej dymem, tym razem wypuszczając go do góry.
- Ze mną się nie napijesz? Zresztą, nikt cię nie dotknie. Mówiłem, że jak coś jest moje to się tego nie dotyka. A moi ziomkowie się kurwa wliczają. Wypierdoliłbym im szybciej niż wypowiedzieliby własne imię. Poza tym jesteście spoko Sketch. Wy i cała ta policja. Bronicie mieszkańców, co nie? Co prawda niektórzy ludzie to pedalskie frajery, którym trzeba spuścić od czasu do czasu wpierdol, by ustawili się w życiu, ale wasze interwencje też są potrzebne. Kto wie ile osób byśmy zajebali w przypływie emocji, gdy ktoś zaczepi nam kumpla czy loszkę. - tym razem wrzucił siebie do worka z mieszkańcami. Przytrzymał filtr zębami, macając się po kieszeniach kurtki z cichym mamrotem, wyraźnie czegoś szukając.
- Tak czy siak, jesteście potrzebni. Nawet jeśli jednym z waszych obowiązków ma być wpierdalanie pączków i utrzymywanie cukierni bogatych dupków - szeroki wyszczerz z petem w zębach może nie był szczytem marzeń wybitnych fotografów, ale przynajmniej wyglądał na szczery. Sukces.
- Mówisz? - nie rozwinął bardziej myśli. Tak czy inaczej nawet taki debil jak on, był w stanie wyczuć, gdy ktoś dosłownie sztywnieje pod jego ręką.
- Co żeś tak zesztywniał jak dziewica pod naporem, Sketch? Zluzuj, przecież cię nie zgwałcę. Nie biorę nikogo wbrew jego woli. - zaśmiał się raz jeszcze przesuwając ręką po jego ramieniu z wyraźnym rozbawieniem, nim postanowił go wypuścić. Ktoś powinien mu przypomnieć, że gwałty zawsze były wbrew czyjejś woli. Zaciągnął się mocniej dymem, tym razem wypuszczając go do góry.
- Ze mną się nie napijesz? Zresztą, nikt cię nie dotknie. Mówiłem, że jak coś jest moje to się tego nie dotyka. A moi ziomkowie się kurwa wliczają. Wypierdoliłbym im szybciej niż wypowiedzieliby własne imię. Poza tym jesteście spoko Sketch. Wy i cała ta policja. Bronicie mieszkańców, co nie? Co prawda niektórzy ludzie to pedalskie frajery, którym trzeba spuścić od czasu do czasu wpierdol, by ustawili się w życiu, ale wasze interwencje też są potrzebne. Kto wie ile osób byśmy zajebali w przypływie emocji, gdy ktoś zaczepi nam kumpla czy loszkę. - tym razem wrzucił siebie do worka z mieszkańcami. Przytrzymał filtr zębami, macając się po kieszeniach kurtki z cichym mamrotem, wyraźnie czegoś szukając.
- Tak czy siak, jesteście potrzebni. Nawet jeśli jednym z waszych obowiązków ma być wpierdalanie pączków i utrzymywanie cukierni bogatych dupków - szeroki wyszczerz z petem w zębach może nie był szczytem marzeń wybitnych fotografów, ale przynajmniej wyglądał na szczery. Sukces.
Nie, tylko nie teoria seksu...
- Wiesz, weźmy na przykład kanapkę. Jakbym ją jadł, wolałbym mieć pewność, że nikt jej wcześniej nie jebał. - Donośne parsknięcie, które rozbrzmiało w uszach, rozproszyło go na tyle, by przemknął zdziwionym spojrzeniem po otoczeniu. Zaraz po tym dokonał najbardziej popisowego facepalma w całym swoim życiu. Jak mógł nie rozpoznać tego dźwięku? Opierzona morda potrzepała prześmiewczo tuż przed twarzą bruneta, wetknąwszy końcówki poroża w tynk nad głową portrecisty. Zwierzę jednak milczało, powoli się wycofując wraz z padającymi od Breakera słowami.
Odetchnął z niewypowiedzianą wdzięcznością, gdy tylko oplatająca ręka zniknęła z ramienia. Zdecydowanie za wcześnie na kontakt fizyczny.
- Nie zwracaj uwagi. - Machnął lekceważąco ręką, chcąc załagodzić sprawę. Byleby dres nie zechciał nagle popaść w głębsze przemyślenia. To przecież nie pasuje ani do dresowego środowiska ani tym bardziej do Breakera. Tak samo jak nie wyobrażał sobie dresiarza myślącego nad sense życia. No bo... Jak? Z której strony to działa i od której polizać?
- Nieee. 22 lata nie piję alkoholu i podejrzewam, że gdybym nagle to zrobił, śpiewałbym opery po jednym kieliszku. - Skrzywił się, autentycznie zniesmaczony taką wizją. Śpiewać tylko pod prysznicem i na pewno nie opery. Nie, po prostu nie. Dalsza część słów Breakera skutecznie zamknęła portreciście usta. What.
- Ty tak na serio? Jestem w szoku, naprawdę. Jestem skłonny im to przekazać, nawet jeśli mieliby nie uwierzyć... Czy ktoś to nagrał? - Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu jakiejś psycho fanki z aparatem w ręce. No niestety, nikogo takiego nie było. A szkoda, taki materiał dowodowy z pewnością zmieniłby zdanie policji o ludziach z trzypaskowymi znakami rozpoznawczymi. Pokręcił głową z rozbawieniem, parskając krótko pod nosem. Przesunął dłonią w stronę włosów, roztrzepując je minimalnie. Nie żeby były ułożone, no ale no.
- Wiesz, weźmy na przykład kanapkę. Jakbym ją jadł, wolałbym mieć pewność, że nikt jej wcześniej nie jebał. - Donośne parsknięcie, które rozbrzmiało w uszach, rozproszyło go na tyle, by przemknął zdziwionym spojrzeniem po otoczeniu. Zaraz po tym dokonał najbardziej popisowego facepalma w całym swoim życiu. Jak mógł nie rozpoznać tego dźwięku? Opierzona morda potrzepała prześmiewczo tuż przed twarzą bruneta, wetknąwszy końcówki poroża w tynk nad głową portrecisty. Zwierzę jednak milczało, powoli się wycofując wraz z padającymi od Breakera słowami.
Odetchnął z niewypowiedzianą wdzięcznością, gdy tylko oplatająca ręka zniknęła z ramienia. Zdecydowanie za wcześnie na kontakt fizyczny.
- Nie zwracaj uwagi. - Machnął lekceważąco ręką, chcąc załagodzić sprawę. Byleby dres nie zechciał nagle popaść w głębsze przemyślenia. To przecież nie pasuje ani do dresowego środowiska ani tym bardziej do Breakera. Tak samo jak nie wyobrażał sobie dresiarza myślącego nad sense życia. No bo... Jak? Z której strony to działa i od której polizać?
- Nieee. 22 lata nie piję alkoholu i podejrzewam, że gdybym nagle to zrobił, śpiewałbym opery po jednym kieliszku. - Skrzywił się, autentycznie zniesmaczony taką wizją. Śpiewać tylko pod prysznicem i na pewno nie opery. Nie, po prostu nie. Dalsza część słów Breakera skutecznie zamknęła portreciście usta. What.
- Ty tak na serio? Jestem w szoku, naprawdę. Jestem skłonny im to przekazać, nawet jeśli mieliby nie uwierzyć... Czy ktoś to nagrał? - Rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu jakiejś psycho fanki z aparatem w ręce. No niestety, nikogo takiego nie było. A szkoda, taki materiał dowodowy z pewnością zmieniłby zdanie policji o ludziach z trzypaskowymi znakami rozpoznawczymi. Pokręcił głową z rozbawieniem, parskając krótko pod nosem. Przesunął dłonią w stronę włosów, roztrzepując je minimalnie. Nie żeby były ułożone, no ale no.
Wpatrywał się w niego z wyraźnym zafascynowaniem, zupełnie jak ministrant wysłuchujący kazania.
- Więc wolisz nieprzeruchane. Na początku zmyliło mnie to porównanie z kanapkami, pomyślałem sobie 'kto w ogóle jebie kanapki'. - zaśmiał się, zaciągając dymem na tyle, by zaraz wypuścić go cienką strużką zarówno z ust jak i nosa. Zabawy palaczy. Śmiechu warte.
Spojrzał na niego nadal rozbawiony i uniósł obie ręce w rzekomo obronnym geście.
- Luzik, brachu. Ręce przy sobie i te sprawy. - całe szczęście Breaker nie był typem myśliciela. Jego przemyślenia były na tyle rotacyjne, by po prostu przyswajał jakiś fakt przez ułamek sekundy, po czym puszczał go w niepamięć.
Choć nie było co się łudzić, że faktycznie będzie przestrzegał narzuconej przez siebie zasady przy następnym spotkaniu, gdy zwyczajnie zapomni, że złożył jakąś obietnicę. Poza tym, dość często wciskał między siebie, a innych kontakt fizyczny w przeróżnych formach. Cieszmy się chwilą, póki trwa.
- Chciałbym to usłyszeć, ziomek. A na razie możesz sobie popijać soczki, a mi użyczyć dowodu. Prawilnie, kurwa. - wyszczerzył się upuszczając peta na ziemię, by zaraz przygasić go butem. Przeciągnął się z krótkim ziewnięciem, choć zaskoczona mina portrecisty skutecznie przykuła jego uwagę.
- No bardzo kurwa śmieszne. - zdzielił go po kumpelsku z bara ("i tyle z braku kontaktu fizycznego") z emocji aż zapominając o dostosowaniu odpowiedniej siły. No ale może go nie przewali czy coś. Byłaby lipa. Jeszcze go oskarżą o znęcanie się nad policjantami i innymi takimi.
- Jak nie będziecie na mnie nasyłać tej grubej ropuszycy do pilnowania to powiem to nawet przed całym komisariatem. Jebana. Tego nawet kobietą kurwa nie nazwiesz. Ale trzeba być miłym, bo kulturka. To jej mówię "No loszka, wyglądasz dzisiaj całkiem w pytkę, nie wpierdoliłaś chyba pączusia na śniadanie, co?", a ta mnie od razu pałą. I weź zrozum kobiety. - skrzywił się, wsuwając ręce do kieszeni. Taki chuj.
- Więc wolisz nieprzeruchane. Na początku zmyliło mnie to porównanie z kanapkami, pomyślałem sobie 'kto w ogóle jebie kanapki'. - zaśmiał się, zaciągając dymem na tyle, by zaraz wypuścić go cienką strużką zarówno z ust jak i nosa. Zabawy palaczy. Śmiechu warte.
Spojrzał na niego nadal rozbawiony i uniósł obie ręce w rzekomo obronnym geście.
- Luzik, brachu. Ręce przy sobie i te sprawy. - całe szczęście Breaker nie był typem myśliciela. Jego przemyślenia były na tyle rotacyjne, by po prostu przyswajał jakiś fakt przez ułamek sekundy, po czym puszczał go w niepamięć.
Choć nie było co się łudzić, że faktycznie będzie przestrzegał narzuconej przez siebie zasady przy następnym spotkaniu, gdy zwyczajnie zapomni, że złożył jakąś obietnicę. Poza tym, dość często wciskał między siebie, a innych kontakt fizyczny w przeróżnych formach. Cieszmy się chwilą, póki trwa.
- Chciałbym to usłyszeć, ziomek. A na razie możesz sobie popijać soczki, a mi użyczyć dowodu. Prawilnie, kurwa. - wyszczerzył się upuszczając peta na ziemię, by zaraz przygasić go butem. Przeciągnął się z krótkim ziewnięciem, choć zaskoczona mina portrecisty skutecznie przykuła jego uwagę.
- No bardzo kurwa śmieszne. - zdzielił go po kumpelsku z bara ("i tyle z braku kontaktu fizycznego") z emocji aż zapominając o dostosowaniu odpowiedniej siły. No ale może go nie przewali czy coś. Byłaby lipa. Jeszcze go oskarżą o znęcanie się nad policjantami i innymi takimi.
- Jak nie będziecie na mnie nasyłać tej grubej ropuszycy do pilnowania to powiem to nawet przed całym komisariatem. Jebana. Tego nawet kobietą kurwa nie nazwiesz. Ale trzeba być miłym, bo kulturka. To jej mówię "No loszka, wyglądasz dzisiaj całkiem w pytkę, nie wpierdoliłaś chyba pączusia na śniadanie, co?", a ta mnie od razu pałą. I weź zrozum kobiety. - skrzywił się, wsuwając ręce do kieszeni. Taki chuj.
Albo szukający precli w sutannie księdza.
- Sądzę, że znalazłby się ktoś taki. Jedni lubią dziewczyny, drudzy kanapki a trzeci... Na przykład drzewa. - Zakaszlał dwa razy, przesłaniając usta zaciśniętą w pięść dłonią. Fujka. No bo serio, drzewa... Tumblr na tyle skrzywił portrecistę, że zaczął nałogowo przeglądać tę stronę, czytając wszystkie artykuły i teorie spiskowe jak leciało. Zajęcie na cały dzień. Zawłaszcza kiedy Tumblr witał go przerobionym zdjęciem kucyka pony.
Nie sądził by Breaker zapamiętał. Cóż, on sam zapewne by zapomniał. Jeleń był od zapamiętywania ważnych rzeczy i tylko od jego hierarchii ważności zależało co Sketch pamiętał a czego nie. Chyba, że sam nad tym pomyślał i uznał, że może się przydać.
- Nie, nie chciałbyś słyszeć mnie śpiewającego, uwierz na słowo. - Tylko cztery ściany łazienki mogły tego słuchać a i tak sie dziwił, że jeszcze nie pospadały z powodu tynku uszkodzonego okropnymi dźwiękami.
- Nie żartuję. Nagrałbym to, gdybym wcześniej wpadł na ten pomysł. - Pokiwał głową. Trzepnięty w ramię, skrzywił się niewidocznie. Tym razem przymknie oko.
Odchylił głowę ku tyłowi, wspierając jej tył na ścianie. Raz jeszcze przymknął oczy i zaciskając palce na zjeżdżającej z nadgarstka reklamówce. Na myśl ile to mogło być już nieodebranych połączeń na telefonie, zaśmiał się pod nosem.
- Nie mam pojęcia jakie zasady kultury osobistej wyznajesz, ale nazywanie starszej kobiety "loszką" z reguły nie kończy się dobrze. Zwłaszcza Sierżant Turner, przez swoją lekką puszystość, jest delikatnie przewrażliwiona na tym punkcie. - Tak całkowicie szczerze... Nawet on bał sie tej kobiety. No bo serio, "puszysta" to bardzo delikatne określenie wobec pani Sierżant. Godzilla sie chowa...
- Sądzę, że znalazłby się ktoś taki. Jedni lubią dziewczyny, drudzy kanapki a trzeci... Na przykład drzewa. - Zakaszlał dwa razy, przesłaniając usta zaciśniętą w pięść dłonią. Fujka. No bo serio, drzewa... Tumblr na tyle skrzywił portrecistę, że zaczął nałogowo przeglądać tę stronę, czytając wszystkie artykuły i teorie spiskowe jak leciało. Zajęcie na cały dzień. Zawłaszcza kiedy Tumblr witał go przerobionym zdjęciem kucyka pony.
Nie sądził by Breaker zapamiętał. Cóż, on sam zapewne by zapomniał. Jeleń był od zapamiętywania ważnych rzeczy i tylko od jego hierarchii ważności zależało co Sketch pamiętał a czego nie. Chyba, że sam nad tym pomyślał i uznał, że może się przydać.
- Nie, nie chciałbyś słyszeć mnie śpiewającego, uwierz na słowo. - Tylko cztery ściany łazienki mogły tego słuchać a i tak sie dziwił, że jeszcze nie pospadały z powodu tynku uszkodzonego okropnymi dźwiękami.
- Nie żartuję. Nagrałbym to, gdybym wcześniej wpadł na ten pomysł. - Pokiwał głową. Trzepnięty w ramię, skrzywił się niewidocznie. Tym razem przymknie oko.
Odchylił głowę ku tyłowi, wspierając jej tył na ścianie. Raz jeszcze przymknął oczy i zaciskając palce na zjeżdżającej z nadgarstka reklamówce. Na myśl ile to mogło być już nieodebranych połączeń na telefonie, zaśmiał się pod nosem.
- Nie mam pojęcia jakie zasady kultury osobistej wyznajesz, ale nazywanie starszej kobiety "loszką" z reguły nie kończy się dobrze. Zwłaszcza Sierżant Turner, przez swoją lekką puszystość, jest delikatnie przewrażliwiona na tym punkcie. - Tak całkowicie szczerze... Nawet on bał sie tej kobiety. No bo serio, "puszysta" to bardzo delikatne określenie wobec pani Sierżant. Godzilla sie chowa...
Bo wszyscy dobrze wiedzą, że mówiąc 'precli' nikt nie miał na myśli precli. A Breaker wcale nie ma problemów z czytaniem.
- Drzewa? Kurwa o tym to nie słyszałem. I co, posuwasz dziuplę? - wybuchł śmiechem słysząc coś podobnie absurdalnego. Niestety (bądź stety) blondyn nie był skrzywiony tumblrem z tego prostego powodu, że właściwie nie miał do niego dostępu. Nikt mu nigdy nie pokazał rozległych uroków internetu. Właściwie nawet słowa 'vines' czy '9gag' niewiele mu mówiły. Właśnie tak smutne było jego życie.
- Się przejmujesz, stary. Moja babcia zawsze mówi, że są dwa typy śpiewaków. Pierwszy, który sprawia że zapomina o całym świecie i drugi, przez który jej uszy krwawią w chuj, ale przynajmniej napierdala śmiechem na pół bloku. Chciałbyś usłyszeć jej śmiech, kurwa. Jak ona rży to cały blok rży. A jak ja zarżę to wszyscy milkną. Nie wiem po ki chuj. - jak widać Breaker nie zdawał sobie sprawy z tego, że podczas gdy śmiech normalnych ludzi często stawał się zaraźliwy ("Ohohoh Halinka, ty śmieszku hihihi!"), tak śmiech Keira brzmiał jak zapowiedź nadchodzącego wpierdolu ("Hehehe, ty skurwysynu, jak ci ujebię mordę w pół to cię własna matka nie pozna.") co napawało go głębokim smutkiem. No dobra, stwierdzenie 'smutkiem' byłoby kłamstwem. Mniejsza o to.
- Uznaj to za prywatne wyznanie, ziomek. Mogę ci to nagrać na urodziny. W sumie to chuj, kiedy ty masz urodziny? Właściwie to ile ty masz lat, Sketch? Wyglądasz trochę jak gówniarz, ale jednak pracujesz co nie. - nachylił się niżej, przyglądając mu z wyraźnym zainteresowaniem. Nawet go obszedł z głośnym pomrukiem zamyślenia.
- Czekaj, jak to. Loszka to dobra dupa, nie? To tak jakbym ci powiedział, że dobra z ciebie dupa z twarzy i bym ruchał, a ty byś mi dał w mordę, bo cię obrażam, no tak się kurwa nie robi, Sketch. - pokiwał grową jak na prawilnego obrońcę kultury osobistej przystało.
- Sierżant Turner brzmi pedalsko. Jak ten ziomek z Piratów z Karaibów. O chuj, nie mów jej tego, bo wtedy to mnie zajebie. Ujebie się na mnie swoim tłuszczem jak wieloryb podczas suszy i tyle mnie widzieli. Zatonął w wałach. Ende kurwa.
- Drzewa? Kurwa o tym to nie słyszałem. I co, posuwasz dziuplę? - wybuchł śmiechem słysząc coś podobnie absurdalnego. Niestety (bądź stety) blondyn nie był skrzywiony tumblrem z tego prostego powodu, że właściwie nie miał do niego dostępu. Nikt mu nigdy nie pokazał rozległych uroków internetu. Właściwie nawet słowa 'vines' czy '9gag' niewiele mu mówiły. Właśnie tak smutne było jego życie.
- Się przejmujesz, stary. Moja babcia zawsze mówi, że są dwa typy śpiewaków. Pierwszy, który sprawia że zapomina o całym świecie i drugi, przez który jej uszy krwawią w chuj, ale przynajmniej napierdala śmiechem na pół bloku. Chciałbyś usłyszeć jej śmiech, kurwa. Jak ona rży to cały blok rży. A jak ja zarżę to wszyscy milkną. Nie wiem po ki chuj. - jak widać Breaker nie zdawał sobie sprawy z tego, że podczas gdy śmiech normalnych ludzi często stawał się zaraźliwy ("Ohohoh Halinka, ty śmieszku hihihi!"), tak śmiech Keira brzmiał jak zapowiedź nadchodzącego wpierdolu ("Hehehe, ty skurwysynu, jak ci ujebię mordę w pół to cię własna matka nie pozna.") co napawało go głębokim smutkiem. No dobra, stwierdzenie 'smutkiem' byłoby kłamstwem. Mniejsza o to.
- Uznaj to za prywatne wyznanie, ziomek. Mogę ci to nagrać na urodziny. W sumie to chuj, kiedy ty masz urodziny? Właściwie to ile ty masz lat, Sketch? Wyglądasz trochę jak gówniarz, ale jednak pracujesz co nie. - nachylił się niżej, przyglądając mu z wyraźnym zainteresowaniem. Nawet go obszedł z głośnym pomrukiem zamyślenia.
- Czekaj, jak to. Loszka to dobra dupa, nie? To tak jakbym ci powiedział, że dobra z ciebie dupa z twarzy i bym ruchał, a ty byś mi dał w mordę, bo cię obrażam, no tak się kurwa nie robi, Sketch. - pokiwał grową jak na prawilnego obrońcę kultury osobistej przystało.
- Sierżant Turner brzmi pedalsko. Jak ten ziomek z Piratów z Karaibów. O chuj, nie mów jej tego, bo wtedy to mnie zajebie. Ujebie się na mnie swoim tłuszczem jak wieloryb podczas suszy i tyle mnie widzieli. Zatonął w wałach. Ende kurwa.
Popatrzył na Breakera z miną typu "czy ty naprawdę o to spytałeś?" Nie wyobrażał sobie takiej formy seksu ani u siebie ani u kogoś. No bo... Jak?
- Nie nie nie, udam, że tego nie słyszałem. Nie, totalnie nie słyszałem. - No niestety, coś raz usłyszane się nie odsłyszy. Poor Sketch. Nie mniej jednak nawet te podejrzenia ze strony Breakera nie zniechęciły portrecisty do pokazania mu tajników tumblra. Kiedyś to zrobi. Poczeka aż dresiarz będzie gotowy. Ciekawe czy Keir słyszał o blue waffle... Nopenopenope.
- Myślę, że chciałbym ją kiedyś poznać. - Staruszka z poczuciem humoru to genialna staruszka a tacy byli unikatowi. Standard to "ta dzisiejsza młodzież jest okropna." Zdarzały się jednak przebojowe jednostki z którymi spędzanie czasu było po prostu idealną formą rozrywki.
- Urodziny? 10 maja, a co? - Rozwarł powieki, spoglądając ze spokojem na Breakera. Do czasu, bo na określenie "gówniarz" wybuchł śmiechem. - Mam 22 lata, ale dzięki, schlebia mi branie za gówniarza. - Szeroki uśmiech wpłynął na usta bruneta. Nawet nie przeszkadzała mu ta zbytnia bliskość. No za takie komplementy mógł wybaczyć.
- No niekoniecznie. Nie każda kobieta czy dziewczyna odbiera to jako komplement. Jedne się zaśmieją, od drugich dostaniesz torebką przez łeb. A ich torebki są ciężkie. - Wzruszył barkami, zerkając z rozbawieniem na Breakera. Co ten typ miał w głowie?
- Nie nie nie, udam, że tego nie słyszałem. Nie, totalnie nie słyszałem. - No niestety, coś raz usłyszane się nie odsłyszy. Poor Sketch. Nie mniej jednak nawet te podejrzenia ze strony Breakera nie zniechęciły portrecisty do pokazania mu tajników tumblra. Kiedyś to zrobi. Poczeka aż dresiarz będzie gotowy. Ciekawe czy Keir słyszał o blue waffle... Nopenopenope.
- Myślę, że chciałbym ją kiedyś poznać. - Staruszka z poczuciem humoru to genialna staruszka a tacy byli unikatowi. Standard to "ta dzisiejsza młodzież jest okropna." Zdarzały się jednak przebojowe jednostki z którymi spędzanie czasu było po prostu idealną formą rozrywki.
- Urodziny? 10 maja, a co? - Rozwarł powieki, spoglądając ze spokojem na Breakera. Do czasu, bo na określenie "gówniarz" wybuchł śmiechem. - Mam 22 lata, ale dzięki, schlebia mi branie za gówniarza. - Szeroki uśmiech wpłynął na usta bruneta. Nawet nie przeszkadzała mu ta zbytnia bliskość. No za takie komplementy mógł wybaczyć.
- No niekoniecznie. Nie każda kobieta czy dziewczyna odbiera to jako komplement. Jedne się zaśmieją, od drugich dostaniesz torebką przez łeb. A ich torebki są ciężkie. - Wzruszył barkami, zerkając z rozbawieniem na Breakera. Co ten typ miał w głowie?
Nie spodziewałby się tak świetnej reakcji. Milczenie, odwrócenie głowy tak. Ale ta nagła próba zapomnienia i zajęcia myśli. O nie, nie, nie. Szeroki wyszczerz, który pojawił się na jego twarzy, mógł świadczyć tylko o jednym.
- No weź Sketch, wsadzałbyś w dziuplę? Przyznaj się. To ty wiedziałeś o drzewach, nie ja. Sam się wjebałeś. - nie mógł się przestać śmiać, no po prostu nie mógł. Do tego stopnia, że aż zachrypł i zaczął kasłać. Było więcej jarać tych jebanych szlugów, Keir. A babcia mówiła zostaw to ścierwo, bo będziesz miał raka tchawicy to nie. Ty wiesz lepiej. W końcu, gdy się uspokoił, pokręcił jeszcze parę razy głową.
- Spoko-luz. To wykurwista kucharka. Starych mam zjebanych, ale babcia to kurwa wymiata po całości. - wyszczerzył się, mierzwiąc sobie luźnym ruchem włosy z tyłu głowy.
- Też mi wiecznie mówi, naucz się gotować Keir, co jak umrę i trafi ci się dziewka co do ciasta czekoladowego doda ci wieprza. Ale ja to nie umiem. Dwie lewe ręce. - uniósł dłonie w powietrze, choć wbrew jego słowom, wcale nie były lewe.
Więc miał urodziny za miesiąc.
- Pięć lat różnicy, stary. Nie powiedziałbym. Ale Azjatyckich korzeni to ty nie masz, co? Z nimi to kurwa problem. Młody młodym, ale wyrywasz taką lasię, niby wszystko spoko, w twoim wieku, a tu nagle dowód jej wypada i co? I chuj, bo do pięćdziesiątki dobija! - pożalił się, choć w rzeczywistości nigdy w podobnej sytuacji udziału nie brał.
- No ale 22 to nie 50. 22 to spoko luz, młody z ciebie szczaw. Ale już w policji robisz, szacuneczek. - w końcu obecnie dość modne były studia, a tu proszę jak się ustawił.
- Laski to jednak kłopotliwe są. A potem się kurwa dziwią, jak koleś gejem zostaje i taki chuj. Choć koniec końców, penis nie penis, wszystko kłopotliwe i pokurwiałe być potrafi. - mądrości dresa z ulicy. Zacisnął palce na paczce papierosów, wyraźnie zastanawiając się czy wyciągnąć jednego z nich czy może lepiej sobie darować. Ciężkie to życie, tyle decyzji.
- No weź Sketch, wsadzałbyś w dziuplę? Przyznaj się. To ty wiedziałeś o drzewach, nie ja. Sam się wjebałeś. - nie mógł się przestać śmiać, no po prostu nie mógł. Do tego stopnia, że aż zachrypł i zaczął kasłać. Było więcej jarać tych jebanych szlugów, Keir. A babcia mówiła zostaw to ścierwo, bo będziesz miał raka tchawicy to nie. Ty wiesz lepiej. W końcu, gdy się uspokoił, pokręcił jeszcze parę razy głową.
- Spoko-luz. To wykurwista kucharka. Starych mam zjebanych, ale babcia to kurwa wymiata po całości. - wyszczerzył się, mierzwiąc sobie luźnym ruchem włosy z tyłu głowy.
- Też mi wiecznie mówi, naucz się gotować Keir, co jak umrę i trafi ci się dziewka co do ciasta czekoladowego doda ci wieprza. Ale ja to nie umiem. Dwie lewe ręce. - uniósł dłonie w powietrze, choć wbrew jego słowom, wcale nie były lewe.
Więc miał urodziny za miesiąc.
- Pięć lat różnicy, stary. Nie powiedziałbym. Ale Azjatyckich korzeni to ty nie masz, co? Z nimi to kurwa problem. Młody młodym, ale wyrywasz taką lasię, niby wszystko spoko, w twoim wieku, a tu nagle dowód jej wypada i co? I chuj, bo do pięćdziesiątki dobija! - pożalił się, choć w rzeczywistości nigdy w podobnej sytuacji udziału nie brał.
- No ale 22 to nie 50. 22 to spoko luz, młody z ciebie szczaw. Ale już w policji robisz, szacuneczek. - w końcu obecnie dość modne były studia, a tu proszę jak się ustawił.
- Laski to jednak kłopotliwe są. A potem się kurwa dziwią, jak koleś gejem zostaje i taki chuj. Choć koniec końców, penis nie penis, wszystko kłopotliwe i pokurwiałe być potrafi. - mądrości dresa z ulicy. Zacisnął palce na paczce papierosów, wyraźnie zastanawiając się czy wyciągnąć jednego z nich czy może lepiej sobie darować. Ciężkie to życie, tyle decyzji.
Nienienie, gdyby odwrócił wzrok i jeszcze nie daj boże sie zarumienił, to tak jakby podpisał cyrograf. Wypowiedź Breakera posłała dłoń portrecisty na twarz, czemu towarzyszył charakterystyczny plaskający dźwięk. Nie, nie prostu nie znajdywał słów na to, co się tu teraz odbywało. Naprawdę zaczął temat seksu z drzewem? Nigdy więcej.
- To nie ja to internet! Nie wsadzałbym w dziuple, to chore... UGH. - Gdy tylko dres zaczął się krztusić, został obdarowany miną "karma's coming, bitch" Odsunął dłoń od twarzy, unosząc ją stronę Keira tylko po to, by pstryknąć go palcami w nos. Zawsze jakas forma zemsty, niektórzy tego nienawidzili. Szkoda, że Breaker nie był niższy, wtedy odniosłoby to lepszy efekt.
Komplementów o babci już nie skomentował. Tak czasami bywało. On sam nie miał kompletnie żadnego kontaktu z rodzicami od kiedy pewnego dnia wyszedł i nie wrócił. Nikt z rodziny za nim nie przepadał, toteż czysto logicznie nie czuł potrzeby utrzymywania kontaktu z kimkolwiek z nich.
- Jakbyś kiedyś był na tyle zdesperowany by kupować zupki chińskie, to zadzwoń. Całkiem nieźle sobie radzę w kuchni. - Zerknął na niego kątem oka, chcąc zobaczyć reakcję. Był skromny, nachodził się na tyle kursów, przeczytał tyle książek i był na tylu praktykach, że Magda Gessler sie chowa. Nie no, uwielbiał tę kobietę i wszystkie przeróbki jej twarzy z internetu.
- Nie, nie mam Azjatyckich korzeni. - Zaśmiał się krótko, sunąc wzrokiem w stronę informatora wiszącego na szyi. Definitywnie wróci na komisariat jak tylko zaniesie im te pieprzone pączki. Słowa "penis nie penis" zwróciły dwukolorowe spojrzenie pełne niezrozumienia prosto na wykolczykowaną twarz.
- O czym ty do cholery mówisz? - Zacisnął usta w wąską kreskę, bo już nie wiedział czy to luźny fakt czy może jakaś żaluzja zakrawająca o propozycję. Wtf mózgu.
- To nie ja to internet! Nie wsadzałbym w dziuple, to chore... UGH. - Gdy tylko dres zaczął się krztusić, został obdarowany miną "karma's coming, bitch" Odsunął dłoń od twarzy, unosząc ją stronę Keira tylko po to, by pstryknąć go palcami w nos. Zawsze jakas forma zemsty, niektórzy tego nienawidzili. Szkoda, że Breaker nie był niższy, wtedy odniosłoby to lepszy efekt.
Komplementów o babci już nie skomentował. Tak czasami bywało. On sam nie miał kompletnie żadnego kontaktu z rodzicami od kiedy pewnego dnia wyszedł i nie wrócił. Nikt z rodziny za nim nie przepadał, toteż czysto logicznie nie czuł potrzeby utrzymywania kontaktu z kimkolwiek z nich.
- Jakbyś kiedyś był na tyle zdesperowany by kupować zupki chińskie, to zadzwoń. Całkiem nieźle sobie radzę w kuchni. - Zerknął na niego kątem oka, chcąc zobaczyć reakcję. Był skromny, nachodził się na tyle kursów, przeczytał tyle książek i był na tylu praktykach, że Magda Gessler sie chowa. Nie no, uwielbiał tę kobietę i wszystkie przeróbki jej twarzy z internetu.
- Nie, nie mam Azjatyckich korzeni. - Zaśmiał się krótko, sunąc wzrokiem w stronę informatora wiszącego na szyi. Definitywnie wróci na komisariat jak tylko zaniesie im te pieprzone pączki. Słowa "penis nie penis" zwróciły dwukolorowe spojrzenie pełne niezrozumienia prosto na wykolczykowaną twarz.
- O czym ty do cholery mówisz? - Zacisnął usta w wąską kreskę, bo już nie wiedział czy to luźny fakt czy może jakaś żaluzja zakrawająca o propozycję. Wtf mózgu.
Tak głupiego tematu po prostu nie dało się przepuścić jednym prostym zdaniem. Nie w jego towarzystwie.
- Tylko winny się tłumaczy, ale wiesz jak to zawsze mówią twoi kumple po skuciu mnie przy napierdalance, masz prawo zachować milczenie i te sprawy. - tym razem kontrolował własny śmiech, pilnując by się nie udusić. Zamiast tego chłopak pstryknął go w nos. Było to na tyle niespodziewane, by momentalnie przestał i potarł twarz ręką, zwinnie omijając kolczyki.
- A to za co? - przez chwilę wpatrywał się w niego z niezrozumieniem. Nawet za dzieciaka nie ganili go w podobny sposób, był więc kompletnie nieprzyzwyczajony do podobnych posunięć, o czym świadczyły choćby ściągnięte w konsternacji brwi. Aż zapomniał przekląć.
- Luz, blues, pomarańcze. Chociaż teraz to mnie wabisz, ziomek. Swoją drogą to chuj, zrobiłem się głodny. - sięgnął do swojej torby, wyciągając opakowanie z tymi samymi bułkami śniadaniowymi co wcześniej, od razu wcinając jedną z nich. Kompletnie zapomniał o potrzebnie zapalenia, zajmując się jedzeniem. Przy okazji drugą rękę wsuwał w przeróżne kieszenie swojej kurtki, aż w końcu wydał z siebie zwycięski pomruk.
- No w końcu, kurwa. Ile można szukać. - pomijając wielką rysę przez pół ekranu i rozbitą lewą górę, telefon nie wyglądał tak źle.
- Raz mi typek wyjebał w żebra i jebło. Ale spoko, oddałem mu w zębach. - zaśmiał się nisko, odpalając kontakty. Utworzył nowy i wyciągnął go w stronę Sketcha, cały czas szczerząc się jak debil.
- Nie mam twojego numeru. Mój możesz mieć co najwyżej z akt, a tak nie wypada, co nie? Chujowe maniery. - dalej jakby nigdy nic wcinał swoją bułkę, jednocześnie zerkając gdzieś ponad nim.
- Dobra. Bo jakbyś mi wyjebał z jakimś ninjutsu to bym musiał spierdalać. Ze mnie prosty uliczny fajter, a nie jaki samuraj. Wiesz jak jest. - w końcu wgryzł się w bułkę, w momencie gdy ten zadał mu pytanie. Odpowiedział mu pytającym spojrzeniem, skupiając się całkowicie na jedzeniu.
- A coś mówiłem? Ki chuj. Spoko luz, Sketch. - i tyle z tematu. Zjadł do końca bułkę i poprawił czapkę na głowie, skupiając wzrok na portreciście. Bez konkretnego powodu.
- Tylko winny się tłumaczy, ale wiesz jak to zawsze mówią twoi kumple po skuciu mnie przy napierdalance, masz prawo zachować milczenie i te sprawy. - tym razem kontrolował własny śmiech, pilnując by się nie udusić. Zamiast tego chłopak pstryknął go w nos. Było to na tyle niespodziewane, by momentalnie przestał i potarł twarz ręką, zwinnie omijając kolczyki.
- A to za co? - przez chwilę wpatrywał się w niego z niezrozumieniem. Nawet za dzieciaka nie ganili go w podobny sposób, był więc kompletnie nieprzyzwyczajony do podobnych posunięć, o czym świadczyły choćby ściągnięte w konsternacji brwi. Aż zapomniał przekląć.
- Luz, blues, pomarańcze. Chociaż teraz to mnie wabisz, ziomek. Swoją drogą to chuj, zrobiłem się głodny. - sięgnął do swojej torby, wyciągając opakowanie z tymi samymi bułkami śniadaniowymi co wcześniej, od razu wcinając jedną z nich. Kompletnie zapomniał o potrzebnie zapalenia, zajmując się jedzeniem. Przy okazji drugą rękę wsuwał w przeróżne kieszenie swojej kurtki, aż w końcu wydał z siebie zwycięski pomruk.
- No w końcu, kurwa. Ile można szukać. - pomijając wielką rysę przez pół ekranu i rozbitą lewą górę, telefon nie wyglądał tak źle.
- Raz mi typek wyjebał w żebra i jebło. Ale spoko, oddałem mu w zębach. - zaśmiał się nisko, odpalając kontakty. Utworzył nowy i wyciągnął go w stronę Sketcha, cały czas szczerząc się jak debil.
- Nie mam twojego numeru. Mój możesz mieć co najwyżej z akt, a tak nie wypada, co nie? Chujowe maniery. - dalej jakby nigdy nic wcinał swoją bułkę, jednocześnie zerkając gdzieś ponad nim.
- Dobra. Bo jakbyś mi wyjebał z jakimś ninjutsu to bym musiał spierdalać. Ze mnie prosty uliczny fajter, a nie jaki samuraj. Wiesz jak jest. - w końcu wgryzł się w bułkę, w momencie gdy ten zadał mu pytanie. Odpowiedział mu pytającym spojrzeniem, skupiając się całkowicie na jedzeniu.
- A coś mówiłem? Ki chuj. Spoko luz, Sketch. - i tyle z tematu. Zjadł do końca bułkę i poprawił czapkę na głowie, skupiając wzrok na portreciście. Bez konkretnego powodu.
Nope, nigdy więcej nie poruszy kwestii żadnego rodzaju seksualności. Nie przy Breakerze, nigdy.
- A może ciągniesz temat bo sam chcesz się czegoś dowiedzieć? Wiesz, wiedza przekazywana ustnie, którą zastosujesz w praktyce. - Wybrnął, pytanie czy zwycięsko. Reakcja dresa nijak go nie zdziwiła. Ludzie czasami tak reagowali, nic nowego. Nie mniej jednak drobne rozbawienie wpłynęło na usta bruneta w postaci minimalnego wykrzywienia kącików ku górze.
- Bo mnie denerwujesz. - Odparł jak gdyby nigdy nic. Trochę jak starszy brat prawiący morały młodszemu. I to autentycznie było pierwsze zdanie od początku tego spotkania, które nie zawierało wulgaryzmu. Jest postęp! Jak tak dalej pójdzie, to może portrecista oduczy tego huncwota brzydkich słów. Choć nie, sam w to nie wierzył. Przecież to byłoby jak próba przekonania Sierżant Turner do odstawienia porannego zestawu obiadowego XXXL. Impasibru.
- Kiedyś cię nakarmię, ale będziesz musiał zasłużyć. Albo mnie do tego przekonać. - Puścił koledze porozumiewawcze oczko, rozciągając usta w szelmowskim uśmiechu. Make me, bro. Obserwował z nieukrywanym rozbawieniem to, jak szybko człowiek może się czymś znudzić na rzecz jedzenia. Na przykład taki Breaker. Usiąść na nim, pokazać przed nosem jakieś żarcie zawiązane na kiju i wio przez miasto. Brzmi jak plan.
Nijak nie skomentował wyglądu telefonu, ani historii która towarzyszyła pęknięciom. No bo... W tym konkretnym przypadku to naprawdę nie było coś, czym powinno się dziwić. Chwycił w palce wyciągnięte w swoją stronę urządzenie, przyglądając mu się przez chwilę. Przesunął językiem po dolnej wardze, skupiając się na wstukaniu odpowiednich cyfr. Następnie oddał właścicielowi komórkę, to właśnie jemu pozostawiając wybór nazwy kontaktu. A niech sie chłopaczyna cieszy.
- Jasne, tylko nie zdziw się, jeśli dostaniesz smsa o 3 w nocy. - Usiadł wygodniej na murku, zaczynając machać nogami w przód i w tył. Gdyby nie to, że koledzy z pracy ujebaliby mu ręce przy dupie, zacząłby rzucać pączkami w przechodniów.
- Czy ja ci wyglądam na ninje? - Za niski, za chudy, za leniwy. Nie mógłby biegać po mieście w mundurze a co dopiero skakać po dachach dla przyjemności, no way. Skoro spoko luz, to zostawił temat. Dopiero poczucie bycia obserwowanym zmusiło go do odwrócenia twarzy w kierunku Breakera. Przekrzywił głowę na bok w wyrazie niezrozumienia, lokując dwukolorowe spojrzenie gdzieś pomiędzy oczami dresa.
- Co? - Spytał, zaciskając palce mocniej na reklamówce, gdy ta zaczęła zsuwać się z nadgarstka. Jak igranie ze śmiercią. Tracisz pączki - tracisz losową kończynę.
- A może ciągniesz temat bo sam chcesz się czegoś dowiedzieć? Wiesz, wiedza przekazywana ustnie, którą zastosujesz w praktyce. - Wybrnął, pytanie czy zwycięsko. Reakcja dresa nijak go nie zdziwiła. Ludzie czasami tak reagowali, nic nowego. Nie mniej jednak drobne rozbawienie wpłynęło na usta bruneta w postaci minimalnego wykrzywienia kącików ku górze.
- Bo mnie denerwujesz. - Odparł jak gdyby nigdy nic. Trochę jak starszy brat prawiący morały młodszemu. I to autentycznie było pierwsze zdanie od początku tego spotkania, które nie zawierało wulgaryzmu. Jest postęp! Jak tak dalej pójdzie, to może portrecista oduczy tego huncwota brzydkich słów. Choć nie, sam w to nie wierzył. Przecież to byłoby jak próba przekonania Sierżant Turner do odstawienia porannego zestawu obiadowego XXXL. Impasibru.
- Kiedyś cię nakarmię, ale będziesz musiał zasłużyć. Albo mnie do tego przekonać. - Puścił koledze porozumiewawcze oczko, rozciągając usta w szelmowskim uśmiechu. Make me, bro. Obserwował z nieukrywanym rozbawieniem to, jak szybko człowiek może się czymś znudzić na rzecz jedzenia. Na przykład taki Breaker. Usiąść na nim, pokazać przed nosem jakieś żarcie zawiązane na kiju i wio przez miasto. Brzmi jak plan.
Nijak nie skomentował wyglądu telefonu, ani historii która towarzyszyła pęknięciom. No bo... W tym konkretnym przypadku to naprawdę nie było coś, czym powinno się dziwić. Chwycił w palce wyciągnięte w swoją stronę urządzenie, przyglądając mu się przez chwilę. Przesunął językiem po dolnej wardze, skupiając się na wstukaniu odpowiednich cyfr. Następnie oddał właścicielowi komórkę, to właśnie jemu pozostawiając wybór nazwy kontaktu. A niech sie chłopaczyna cieszy.
- Jasne, tylko nie zdziw się, jeśli dostaniesz smsa o 3 w nocy. - Usiadł wygodniej na murku, zaczynając machać nogami w przód i w tył. Gdyby nie to, że koledzy z pracy ujebaliby mu ręce przy dupie, zacząłby rzucać pączkami w przechodniów.
- Czy ja ci wyglądam na ninje? - Za niski, za chudy, za leniwy. Nie mógłby biegać po mieście w mundurze a co dopiero skakać po dachach dla przyjemności, no way. Skoro spoko luz, to zostawił temat. Dopiero poczucie bycia obserwowanym zmusiło go do odwrócenia twarzy w kierunku Breakera. Przekrzywił głowę na bok w wyrazie niezrozumienia, lokując dwukolorowe spojrzenie gdzieś pomiędzy oczami dresa.
- Co? - Spytał, zaciskając palce mocniej na reklamówce, gdy ta zaczęła zsuwać się z nadgarstka. Jak igranie ze śmiercią. Tracisz pączki - tracisz losową kończynę.
Przez chwilę wpatrywał się w niego w milczeniu, by w końcu zamrugać parę razy, przekrzywiając głowę w bok.
- Daj spokój Sketch, to było zbyt skomplikowane. Jestem kretynem, pamiętasz? Jak za dużo myślę to bierze mnie kurwica. - wskazał na siebie palcem, szczerząc się z wyraźnym rozbawieniem. Kto wie czy faktycznie mówił prawdę czy zwyczajnie robił sobie żarty. Tak czy inaczej tym inteligentnym wybrnięciem, portrecista wyraźnie uratował samego siebie przed dalszym drążeniem tematu i kolejnymi pytaniami powiązanymi z dendrofilią.
Słysząc, że go denerwuje przygarbił się nieznacznie, by trącić go łokciem w bok. Tym razem pamiętał o tym, by nie był to cios z serii nokautujących, a zwyczajne szturchnięcie.
- No weź. Bo mi będzie kurwa przykro. - może jego słowa brzmiałyby bardziej przekonująco, gdyby nie szczerzył się cały czas jak debil. Skąd ta cholerna pozytywność. Według definicji powinien roztaczać wokół siebie aurę wpierdolu i wkurwienia. Sketch zdecydowanie miał na niego zły (dobry?) wpływ. Odbije to sobie później, obijając mordy kilku innym dresom, którzy postanowią wejść mu w paradę. Dzień bez solidnego mordobicia to dzień stracony.
- Wszystko zajebiście, ale jak się przekonuje policjanta? Panie władzo to nie ja, jestem niewinny, weź pan kurwa te kajdanki, bo mi ręce ujebie. Dam radę utrzymać widelec bez ich pomocy. - skrzyżował ze sobą nadgarstki i wyciągnął je w jego stronę, zupełnie jakby sam się dopraszał o skucie. Ha. Zamiast jednak dalej kusić los, po prostu odebrał swój telefon. No jak nic gdyby miał ogon to by nim zamerdał.
- Kuurde, wygryw życia, stary. Zero szantażu, zero wpierdolu. A o 3 w nocy z reguły i tak jeszcze łażę po mieście, albo opierdalam się na dachu bloku. No poza piątkami. W piątki ten jebany dozorca pilnuje wejścia i każe mi wypierdalać jak tylko mnie zobaczy. Głupi chuj. Kiedyś mu naklepię. - momentalnie jego oczy pociemniały, gdy wspominał znienawidzonego przez siebie kolesia. Całe szczęście szybko się opamiętał.
- No w sumie z ciebie jest taki przyczajony tygrys, ukryty smok. Chuj wie, tu niby niewinny, a po nocach człowiek jamnik i co zrobisz. - batman, człowiek jamnik. Podobne wyrażenia, nie dziwne że mu się pomyliły. Jeden pies. Wyciągnął jeszcze jedną bułkę, nadal mu się przyglądając, gdy jakby nigdy nic zaczął wcinać.
- Nic. Zastanawiam się jak bardzo się narażasz ziomkom przesiadując z kimś takim jak ja. - kolejny uśmiech, kolejne ugryzienie. Kurna, bądź co bądź, dobre te bułki.
- Daj spokój Sketch, to było zbyt skomplikowane. Jestem kretynem, pamiętasz? Jak za dużo myślę to bierze mnie kurwica. - wskazał na siebie palcem, szczerząc się z wyraźnym rozbawieniem. Kto wie czy faktycznie mówił prawdę czy zwyczajnie robił sobie żarty. Tak czy inaczej tym inteligentnym wybrnięciem, portrecista wyraźnie uratował samego siebie przed dalszym drążeniem tematu i kolejnymi pytaniami powiązanymi z dendrofilią.
Słysząc, że go denerwuje przygarbił się nieznacznie, by trącić go łokciem w bok. Tym razem pamiętał o tym, by nie był to cios z serii nokautujących, a zwyczajne szturchnięcie.
- No weź. Bo mi będzie kurwa przykro. - może jego słowa brzmiałyby bardziej przekonująco, gdyby nie szczerzył się cały czas jak debil. Skąd ta cholerna pozytywność. Według definicji powinien roztaczać wokół siebie aurę wpierdolu i wkurwienia. Sketch zdecydowanie miał na niego zły (dobry?) wpływ. Odbije to sobie później, obijając mordy kilku innym dresom, którzy postanowią wejść mu w paradę. Dzień bez solidnego mordobicia to dzień stracony.
- Wszystko zajebiście, ale jak się przekonuje policjanta? Panie władzo to nie ja, jestem niewinny, weź pan kurwa te kajdanki, bo mi ręce ujebie. Dam radę utrzymać widelec bez ich pomocy. - skrzyżował ze sobą nadgarstki i wyciągnął je w jego stronę, zupełnie jakby sam się dopraszał o skucie. Ha. Zamiast jednak dalej kusić los, po prostu odebrał swój telefon. No jak nic gdyby miał ogon to by nim zamerdał.
- Kuurde, wygryw życia, stary. Zero szantażu, zero wpierdolu. A o 3 w nocy z reguły i tak jeszcze łażę po mieście, albo opierdalam się na dachu bloku. No poza piątkami. W piątki ten jebany dozorca pilnuje wejścia i każe mi wypierdalać jak tylko mnie zobaczy. Głupi chuj. Kiedyś mu naklepię. - momentalnie jego oczy pociemniały, gdy wspominał znienawidzonego przez siebie kolesia. Całe szczęście szybko się opamiętał.
- No w sumie z ciebie jest taki przyczajony tygrys, ukryty smok. Chuj wie, tu niby niewinny, a po nocach człowiek jamnik i co zrobisz. - batman, człowiek jamnik. Podobne wyrażenia, nie dziwne że mu się pomyliły. Jeden pies. Wyciągnął jeszcze jedną bułkę, nadal mu się przyglądając, gdy jakby nigdy nic zaczął wcinać.
- Nic. Zastanawiam się jak bardzo się narażasz ziomkom przesiadując z kimś takim jak ja. - kolejny uśmiech, kolejne ugryzienie. Kurna, bądź co bądź, dobre te bułki.
Patrząc na ten wyraz twarzy pełen niezrozumienia, a wręcz zagubienia, miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Powstrzymywał się z czystej przyzwoitości, co samo w sobie było komiczne. Dlatego właśnie po kilku dłuższych sekundach Keir był świadkiem drobnego pokazu wesołości.
- Wyglądasz jakbym co najmniej próbował ci wytłumaczyć metafizykę. - Nie żeby sam miał na jej temat jakieś większe pojęcie. Nie znosił fizyki, nie znosił matmy. Zawsze zadawano sobie pytania jakim cudem miał 3 z tych przedmiotów na każdym roku. I to z takim nienawistnym podejściem.
Szturchnięcie zostało skwitowane krótkim parsknięciem. Z resztą Breaker sam mu powiedział, że chucherko z niego, mógł go teraz połamać albo gorzej! Na szczęście ninjy nie da sie tak łatwo zniszczyć.
- No już już, wiesz, że cię uwielbiam. - Machnął lekceważąco ręką, zaciskając palce na krawędzi zajmowanego muru, po bokach ud. Sketch nie wnikał w moralność Breakera i w gruncie rzeczy miał w głębokim poważaniu, czy ten po ich spotkaniu pójdzie komuś obić mordę czy może oglądać pingwiny w internecie. Dopóki nie siedział w kajdankach na komisariacie, wszystko było w jak najlepszym porządku. Tego jednak Sketch na głos nie mówił. Cofnął jedną z rąk w tył, gdy tylko jeleń postanowił ułożyć opierzoną mordę na jego udzie.
- Hmmm... Nie, mało przekonujące. - Widząc wyciągnięte nadgarstki, posłał koledze spojrzenie typu "nie kuś mnie". Nie żeby miał kajdanki. Nie dawali mu tych cacek tak samo jak nie pozwalali samemu jeździć radiowozem. Niech dzieci wiedzą, że argument "nie bo nie" ssie po całości.
- Może jakbyś go ładnie poprosił, to by cię wypuścił. To może cię zaskoczyć, ale kultura czasami działa cuda. Na przykład postaraj sie nie przeklinać, kiedy z nim rozmawiasz. - Zaproponował luźno, sunąc wzrokiem za przechodniem idącym po drugiej stronie ulicy. Ten gdy tylko wyczuł na sobie spojrzenie i zobaczył któż je rzucał, prychnął z pogardą, przyspieszając kroku.
Zna-ją-cię~
Słysząc śpiewny ton we wnętrzu czaszki, zsunął łeb jelenia ruchem dłoni, jakby pozbywał się niechcianego kurzu. Jednak "człowiek jamnik" zmusił go do obrócenia twarzy i posłania zdziwionego spojrzenia Breakerowi. Że kto niby?
- Narażam się jedynie niepochlebną opinią. - Wzruszył ramionami. Niezbyt zwracał uwagę na opinie na swój temat głoszone przez kolegów z pracy. Właściwie to z tego co zdążył zaobserwować, w pewnej mierze go raczej lubili. Nie ma tego złego, nie?
- Wyglądasz jakbym co najmniej próbował ci wytłumaczyć metafizykę. - Nie żeby sam miał na jej temat jakieś większe pojęcie. Nie znosił fizyki, nie znosił matmy. Zawsze zadawano sobie pytania jakim cudem miał 3 z tych przedmiotów na każdym roku. I to z takim nienawistnym podejściem.
Szturchnięcie zostało skwitowane krótkim parsknięciem. Z resztą Breaker sam mu powiedział, że chucherko z niego, mógł go teraz połamać albo gorzej! Na szczęście ninjy nie da sie tak łatwo zniszczyć.
- No już już, wiesz, że cię uwielbiam. - Machnął lekceważąco ręką, zaciskając palce na krawędzi zajmowanego muru, po bokach ud. Sketch nie wnikał w moralność Breakera i w gruncie rzeczy miał w głębokim poważaniu, czy ten po ich spotkaniu pójdzie komuś obić mordę czy może oglądać pingwiny w internecie. Dopóki nie siedział w kajdankach na komisariacie, wszystko było w jak najlepszym porządku. Tego jednak Sketch na głos nie mówił. Cofnął jedną z rąk w tył, gdy tylko jeleń postanowił ułożyć opierzoną mordę na jego udzie.
- Hmmm... Nie, mało przekonujące. - Widząc wyciągnięte nadgarstki, posłał koledze spojrzenie typu "nie kuś mnie". Nie żeby miał kajdanki. Nie dawali mu tych cacek tak samo jak nie pozwalali samemu jeździć radiowozem. Niech dzieci wiedzą, że argument "nie bo nie" ssie po całości.
- Może jakbyś go ładnie poprosił, to by cię wypuścił. To może cię zaskoczyć, ale kultura czasami działa cuda. Na przykład postaraj sie nie przeklinać, kiedy z nim rozmawiasz. - Zaproponował luźno, sunąc wzrokiem za przechodniem idącym po drugiej stronie ulicy. Ten gdy tylko wyczuł na sobie spojrzenie i zobaczył któż je rzucał, prychnął z pogardą, przyspieszając kroku.
Zna-ją-cię~
Słysząc śpiewny ton we wnętrzu czaszki, zsunął łeb jelenia ruchem dłoni, jakby pozbywał się niechcianego kurzu. Jednak "człowiek jamnik" zmusił go do obrócenia twarzy i posłania zdziwionego spojrzenia Breakerowi. Że kto niby?
- Narażam się jedynie niepochlebną opinią. - Wzruszył ramionami. Niezbyt zwracał uwagę na opinie na swój temat głoszone przez kolegów z pracy. Właściwie to z tego co zdążył zaobserwować, w pewnej mierze go raczej lubili. Nie ma tego złego, nie?
Używał takich trudnych słów. Metafizyka. Nie kojarzył, by przerabiał to w szkole, a jedyne co przychodziło mu do głowy to połączenie słów "metal" i "fizyka". Może to był jakiś dział budowlanki? Cholera wie. Nie próbował tego zgłębiać, wiedząc że była to zbyt poważna wiedza na jego dresiarski mózg. Być może gdyby ktoś tłumaczył mu wszelkie prawa na bazie maczety i prędkości z jaką uderza w cel, dużo lepiej by ową wiedzę przyswajał. Ale nie, zawsze były jakieś jajka, samochody, samoloty, wahadełka i inne pierdoły.
Wybaczył mu tylko dlatego, że powiedział, że go uwielbia. Odpowiedział szerokim wyszczerzem i przechylił się w jego stronę, mierzwiąc mu włosy ręką, co tylko podkreślało fakt, że zdecydowanie nie potrafił wyczuć różnicy w zachowaniu, jaką obierało się wobec kogoś starszego.
- Też jesteś spoko, Sketch. - zamachał w powietrzu telefonem, prawie go upuszczając na ziemię. Całe szczęście szybki refleks, sprawił że po krótkiej bitwie z powietrzem, przycisnął go do swojej klatki piersiowej, wzdychając cicho z ulgą.
- Kurwa, jakby tak wyjebał to znowu by mi szybka pierdolnęła po całej długości, czaisz. - pokręcił głową, wyraźnie dumny z siebie, że uniknął tragedii. Przysłuchiwał się też dość uważnie dawanym przez niego radom, rzucając mu powątpiewające spojrzenie.
- Ta, już to kurwa widzę. To stary dziad, pewnie żona mu dupy nie daje. A moja dupa nie jest do wzięcia, elo. Dam sobie radę inaczej. - wypiął dumnie pierś, klepiąc się w nią parę razy pięścią jak na króla dżungli przystało. Nie żeby identyfikował się jakoś mocniej z gorylem czy innymi lwami.
- Chujowo, ale stabilnie i do przyjęcia. Na pewno nie chcesz ich pierdolić i iść na miasto? Możesz zanieść im pączki, a potem spierdolić, zanim się skapną. Odegrałbym porwanie, ale wiesz, jeszcze kurwa strzelą i mnie wsadzą za napaść na funkcjonariusza. - zarechotał nisko, podpisując w końcu jego numer w telefonie, nim schował go do kieszeni kurtki, rzucając przepełnione rozbawieniem spojrzenie Morningstarowi.
- Skoro nie chcesz się najebać to można robić coś innego. Nie wiem, chcesz wyrwać jakąś laskę? Przynajmniej o tej godzinie nie narażasz się na taką pedofilię. No chyba, że te dziwki z galerii, ale dziwek to lepiej nie brać. Jak w przykładzie z ruchaną kanapką czy czymś tam. - zaśmiał się, wsuwając dłonie w kieszenie. Choć było już całkiem ciepło, wiatr nadal potrafił dmuchnąć nieprzyjemnym chłodem. Zdecydowanie go nie lubił. Szkoda, że nie mógł go napierdolić.
Wybaczył mu tylko dlatego, że powiedział, że go uwielbia. Odpowiedział szerokim wyszczerzem i przechylił się w jego stronę, mierzwiąc mu włosy ręką, co tylko podkreślało fakt, że zdecydowanie nie potrafił wyczuć różnicy w zachowaniu, jaką obierało się wobec kogoś starszego.
- Też jesteś spoko, Sketch. - zamachał w powietrzu telefonem, prawie go upuszczając na ziemię. Całe szczęście szybki refleks, sprawił że po krótkiej bitwie z powietrzem, przycisnął go do swojej klatki piersiowej, wzdychając cicho z ulgą.
- Kurwa, jakby tak wyjebał to znowu by mi szybka pierdolnęła po całej długości, czaisz. - pokręcił głową, wyraźnie dumny z siebie, że uniknął tragedii. Przysłuchiwał się też dość uważnie dawanym przez niego radom, rzucając mu powątpiewające spojrzenie.
- Ta, już to kurwa widzę. To stary dziad, pewnie żona mu dupy nie daje. A moja dupa nie jest do wzięcia, elo. Dam sobie radę inaczej. - wypiął dumnie pierś, klepiąc się w nią parę razy pięścią jak na króla dżungli przystało. Nie żeby identyfikował się jakoś mocniej z gorylem czy innymi lwami.
- Chujowo, ale stabilnie i do przyjęcia. Na pewno nie chcesz ich pierdolić i iść na miasto? Możesz zanieść im pączki, a potem spierdolić, zanim się skapną. Odegrałbym porwanie, ale wiesz, jeszcze kurwa strzelą i mnie wsadzą za napaść na funkcjonariusza. - zarechotał nisko, podpisując w końcu jego numer w telefonie, nim schował go do kieszeni kurtki, rzucając przepełnione rozbawieniem spojrzenie Morningstarowi.
- Skoro nie chcesz się najebać to można robić coś innego. Nie wiem, chcesz wyrwać jakąś laskę? Przynajmniej o tej godzinie nie narażasz się na taką pedofilię. No chyba, że te dziwki z galerii, ale dziwek to lepiej nie brać. Jak w przykładzie z ruchaną kanapką czy czymś tam. - zaśmiał się, wsuwając dłonie w kieszenie. Choć było już całkiem ciepło, wiatr nadal potrafił dmuchnąć nieprzyjemnym chłodem. Zdecydowanie go nie lubił. Szkoda, że nie mógł go napierdolić.
Przesłonił usta dłonią, pozwalając sobie ziewnąć. Kilka dni bez snu nie było niczym dobrym, nawet jeśli prowadziło się nocny tryb życia. Pamiętajcie dzieci, przeglądanie tumblra po nocy nigdy nie kończy się dobrze.
Zmierzwienie włosów przywołało lekki uśmiech na lico portrecisty. Był starszy a nieraz czuł się przy tym dresie jak gówniarz. Nie żeby mu to jakoś specjalnie przeszkadzało.
- Uważaj z tymi komplementami, jeszcze mi ego skoczy. - Potrząsnął głową, pomagając kłakom powrócić do jako tako ogarniętego chaosu. Kątem oka obserwował zmagania w powietrzu. Kiedyś to wszystko było trwalsze. Brał oczywiście za przykład telefony kolegów z pracy. No bo plz... Mieli takie cegiełki a jednak mogli nimi rzucać bez obawy że powstanie choćby rysa.
- Widzisz? Teraz na przykład go obrażasz i wyrażasz na jego temat niepochlebną opinię. Spróbuj kiedyś... No nie wiem, przywitać sie z nim normalnym tonem a nie jakbyś chciał go powiesić za język. - Pokręcił tylko głową na ten pokaz dominacji. Nope, nie przepadał za tymi gestami. Przypominał mu ten film o wielkim gorylu którego przywieźli do bodajże Nowego Jorku. King-Kong? Jakoś tak to się nazywało. A nie lubił go, po małpiarz pobił dinozaura!
- Lepiej nie, widzę jak Sierżant Turner świecą się oczy za każdym razem, kiedy czytane jest twoje nazwisko. Nie chciałbym byś świadkiem tego, co zrobiłaby ci za porwanie jednego ze swoich. - Sam się jej bał, ta kobieta była straszna. A już zwłaszcza po tym jak jakiś pijany chłopak na imprezie wrzucił ją do basenu z okrzykiem "uwolnić orkę!". Powinni ją wyciągnąć i zakajdankować gówniarza ale... Jakoś wszyscy powstrzymywali się całymi siłami byleby nie wybuchnąć śmiechem. W tym sam Sketch, który prawie się dusił.
- ...Czy ja ci wyglądam na podrywacza? Nie kręci mnie łażenie po mieście i wyrywanie każdego kto się napatoczy. Ale ty sie nie krępuj! - Zaśmiał się krótko. Morningstar był ostatnią osoba którą można by posądzać o romantyzm czy chęć do podrywu.
Zmierzwienie włosów przywołało lekki uśmiech na lico portrecisty. Był starszy a nieraz czuł się przy tym dresie jak gówniarz. Nie żeby mu to jakoś specjalnie przeszkadzało.
- Uważaj z tymi komplementami, jeszcze mi ego skoczy. - Potrząsnął głową, pomagając kłakom powrócić do jako tako ogarniętego chaosu. Kątem oka obserwował zmagania w powietrzu. Kiedyś to wszystko było trwalsze. Brał oczywiście za przykład telefony kolegów z pracy. No bo plz... Mieli takie cegiełki a jednak mogli nimi rzucać bez obawy że powstanie choćby rysa.
- Widzisz? Teraz na przykład go obrażasz i wyrażasz na jego temat niepochlebną opinię. Spróbuj kiedyś... No nie wiem, przywitać sie z nim normalnym tonem a nie jakbyś chciał go powiesić za język. - Pokręcił tylko głową na ten pokaz dominacji. Nope, nie przepadał za tymi gestami. Przypominał mu ten film o wielkim gorylu którego przywieźli do bodajże Nowego Jorku. King-Kong? Jakoś tak to się nazywało. A nie lubił go, po małpiarz pobił dinozaura!
- Lepiej nie, widzę jak Sierżant Turner świecą się oczy za każdym razem, kiedy czytane jest twoje nazwisko. Nie chciałbym byś świadkiem tego, co zrobiłaby ci za porwanie jednego ze swoich. - Sam się jej bał, ta kobieta była straszna. A już zwłaszcza po tym jak jakiś pijany chłopak na imprezie wrzucił ją do basenu z okrzykiem "uwolnić orkę!". Powinni ją wyciągnąć i zakajdankować gówniarza ale... Jakoś wszyscy powstrzymywali się całymi siłami byleby nie wybuchnąć śmiechem. W tym sam Sketch, który prawie się dusił.
- ...Czy ja ci wyglądam na podrywacza? Nie kręci mnie łażenie po mieście i wyrywanie każdego kto się napatoczy. Ale ty sie nie krępuj! - Zaśmiał się krótko. Morningstar był ostatnią osoba którą można by posądzać o romantyzm czy chęć do podrywu.
Strona 2 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach