▲▼
____ Chauncey jak to Chauncey. Pieniążki na nową dziarę się same nie zarobią. Tylko dzisiejszy dzień był jakiś taki bardziej po amerykańsku ─ weselszy. Może to pyszna z ekspresu kawa rano, a może przystojny klient, który siedział sobie właśnie w rogu sali i pisał z pewnością jakieś ultra mądre rzeczy na laptopie. Oj, chciałby być tą klawiaturą.
____ ─ Zapraszam! Co dla… ─ zaczął, ale urwał w połowie zdania. ─ O ja, Jasemin i… Ian! ─ przypomniał sobie, w końcu Ian to na tyle ładne imię, że trudno go nie zapamiętać. ─ Co tam, co dla Was?
____ Poprawiwszy sobie swój zielony fartuch, ale na darmo, bo nie będzie wyglądać tak flawless jak Jasemin na swoim ostatnim zdjęciu na instagramie, chwycił w palce długopis i zaczął się zastanawiać, czy między tą dwójką coś jest. Co prawda widzenie dwóch osób razem nie powinno być od razu znakiem „oni oglądają razem Titanica”, ale no w sumie czemu nie…?____ Dostał mini zawału, kiedy dziewczyna zaczęła molestować jego twarz, przez co krew napłynęła mu aż po same uszy. Nie wiedział, czy już może ją pozwać, czy to jeszcze nie wyszłoby na obdukcji, więc na zapłonięciu dziewiczym rumieńcem poprzestał.
____ „O kurwa, co ona ma z nosem?”
____ Aż go zatkało. Wciąż będąc spalonym jak Australia w grudniu zaczął zapisywać to, co mu dyktowała Jass, unikając przy tym kontaktu wzrokowego, jakby miała go miała za karę jeszcze raz chwycić i wycałować. Zapisał też zamówienie wyczytane z tableta, a potem trafiło się mu nie lada wyzwanie ─ jak opisać ciasto głuchemu? No chyba nijak inaczej, niż napisać! Tylko które wybrać?!
____ Chwycił długopis w dłoń i zaraz dał Ianowi do przeczytania notatnik z treścią, którą miał mu do zaoferowania: „Z uwagi na zbliżające się święto, na pewno polecam nasze valentine cake pops, które nie dość, że są mega urocze i tematyczne, to takie dobre, że warto posiedzieć dla nich dłużej na siłowni. Smakują najlepiej w parach if you know what I mean”
____ I skinął głową z uśmieszkiem w stronę Jasemin. Ah, gdyby mógł się nimi podzielić z tym pięknym panem, który odmówił mu polecanych słodyczy… A niech Cię, kulturo bycia fit. ____ Czy possesive boyfriend? No może minimalnie! Ale niektórzy takich lubią. Oczywiście bez wskazywania palcami.
____ Ucieszył się, że skorzystali z jego rekomendacji, bo według niego te ciasteczka były takie dobre, że powinien poprosić rodziców o szlaban na chodzenie do Starbucksa poza pracą. Gdyby sam sobie nałożył zakaz, to złamałby go prawdopodobnie w ciągu 10 minut, bo przecież to jego słowo, może je odwołać bez trudu. Zresztą, należy mu się za ostatnią piąteczkę z mikrobiologii. Nieważne, że to było rok temu.
____ ─ Dla Ivo? ─ mówiąc, zmarszczył brwi, będąc jak to blondynka przekonanym, że się po prostu przejęzyczyła, ale nie. Tam, gdzie wskazała, siedział chłopak z daleka bardzo podobny do Iana, no może poza jasnymi włosami. ─ Jasemin Van Sponsoring? ─ zaśmiał się, nabijając na rachunek i kasując ich zamówienia, a za niedługo również wydając ich łakocie.
Ten dzień dla Lina był być albo nie być. Rano dostał potwierdzającego smsa, pozytywnie rozpatrzonego jego CV w Starbucksie, który jak później się okazało znajdował parę ulic od jego wynajmowanego mieszkania. Godzina jego rozmowy kwalifikacyjnej była 13:20. Czyli sporo czasu na wyszykowanie się i doborem odpowiednich ubrań.
Jintao miał na tym punkcie bzika. Potrafił wyrzucić połowę swoich ubrań z szafy, aby znaleźć coś odpowiedniego. A dzisiaj nie zapowiadało się na porządek w jego sypialni. Od razu po umyciu głowy z ręcznikiem na niej przeszedł do sypialni i zaczął szukać czegoś schludnego i eleganckiego. Otworzył ogromną walizkę - jeszcze nie zdążył się rozpakować, nie spieszyło się mu z tym - i zaczął przeglądać. Zaczynając od spodni. Na razie żadne mu się widziały, więc rzucał je za siebie, dalej szukając, aż tu nagle znalazł idealne czarne spodnie ze skórzanym paskiem, który będzie podkreślał jego pas.
Na samą myśl uśmiechnął się do materialnej rzeczy i przeszedł do szukania czegoś na górę. Na początku były same bluzy, później koszulki i w końcu jakieś koszule. Znalazł dwie, które mu odpowiadały czarna zapinana na zamek, a druga różowa. Najchętniej założyłby obydwie, ale po przymierzeniu jednej i drugiej, doszedł do wniosku, że do czarnych spodni, bardzie pasuje czarna koszula ze zamkiem.
Wybór został podjęty jak będzie prezentował się na rozmowie o prace, a teraz ogarnięcie włosów i najważniejsze. Wyczyszczenie okularów. Od tej rzeczy Lin nie mógł się opędzić. Musiał je nosić, aby widzieć dobrze.
Włosy ogarnięte, wysuszone, uczesane, przedziałek lekko na prawą stronę i uniesienie ich trochę do góry.
Założył buty i wziął telefon razem z kluczami i plecak, w którym dzień wcześniej zostały zapakowane w razie potrzeby dodatkowego jego dokumenty. Wyszedł przed trzynastą, wolał wyjść wcześniej, aby ze spokojem dojść na miejsce. Jednak z każdą myślą o tym jego serce biło coraz szybciej - stres, nerwy.
Zegar na wyświetlaczu pokazywał dziesięć po trzynastej, czyli był dziesięć minut przed czasem. Wypuścił ustami powietrze i po paru sekundach na jego twarzy namalował się lekki uśmiech. Wszedł do środka.
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
First topic message reminder :
Chyba nie ma osoby, która nie słyszałaby o Starbucksie. Szeroki wybór napojów, a także międzynarodowa rozpoznawalność marki sprawiają, że nigdy nie wieje tutaj pustkami. Kawy i inne przyrządzane rzeczy przez tutejszych pracowników nie tylko dobrze smakują, ale swoim wyglądem aż proszą się o zrobienie zdjęcia i wstawienia na Instagram bądź inne portale społecznościowe. Dlatego nie dziwne, że to właśnie młodzież najchętniej odwiedza Starbucksa, chcąc pochwalić się w sieci, jak spędza czas wolny. Obsługa oczywiście zawsze jest na najwyższym poziomie, gotowa doradzić w kwestii wyboru nawet najbardziej niezdecydowanym klientom. Lokal znajduje się w nowoczesnym budynku z wielkimi oknami, z widokiem rozciągającym się na jedną z dłuższych ulic w centrum. Z tyłu budynku znajduje się obszerny parking, z którego korzystają nie tylko goście Starbucksa, ale również ci, którzy chcą załatwić swoje sprawy w pobliskich miejscach.
Starbucks
Na tym terenie nie ma ingerencji pracowniczej.
Jesteś zainteresowany pracą w Starbucksie? Kliknij na W.
Jesteś zainteresowany pracą w Starbucksie? Kliknij na W.
Pokiwał głową w odpowiedzi. Zdecydowanie zamierzał wziąć sobie jakieś ciasto, choć jednocześnie postanowił poczekać na Jass. Pewnie dziewczyna też chętnie by coś zjadła. Zresztą sam fakt, że jego brat odmówił był wystarczająco dziwny. Może stresował się, że po zjedzeniu ciasta od razu ziemia bardziej go pokocha i przyciągnie ze zwiększoną siłą?
Przy kolejnych słowach zastanowił się przez chwilę przechylając głowę w bok.
— "Płoszy się. Ale mniej niż kiedyś. W końcu wczoraj ze mną spał i nie uciekł." — wzruszył ramionami, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że faktycznie to zamigał zanim zdążył się zastanowić dwa razy. Zaczerwienił się nieznacznie, gdy całe szczęście na horyzoncie pojawiła się Jasemin ratując mu nieświadomie życie. Wstał z miejsca korzystając z pretekstu i nawet nie zdając sobie sprawy z tego co Ivo właśnie gadał o przytulaniu, faktycznie podlazł do dziewczyny i objął ją na przywitanie. Tak oto marzenia stały się prawdą. Przynajmniej w oczach Ivo.
Zaraz po tym spojrzał z zaciekawieniem na paczkę ciastek, które dostali, unosząc je do góry, by obrócić je kilka razy w dłoniach. Sięgnał po tablet, obracając się w kierunku dziewczyny.
I nawet nieszczególnie czekając na odpowiedź - choć miał nadzieję, że dziewczyna nie zawiedzie go tak jak brat, który nagle przeszedł na dietę! - wepchnął ciastka do plecaka, wyciągnął z niego portfel i podreptał w kierunku kas, ustawiając się w kolejce.
Przy kolejnych słowach zastanowił się przez chwilę przechylając głowę w bok.
— "Płoszy się. Ale mniej niż kiedyś. W końcu wczoraj ze mną spał i nie uciekł." — wzruszył ramionami, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że faktycznie to zamigał zanim zdążył się zastanowić dwa razy. Zaczerwienił się nieznacznie, gdy całe szczęście na horyzoncie pojawiła się Jasemin ratując mu nieświadomie życie. Wstał z miejsca korzystając z pretekstu i nawet nie zdając sobie sprawy z tego co Ivo właśnie gadał o przytulaniu, faktycznie podlazł do dziewczyny i objął ją na przywitanie. Tak oto marzenia stały się prawdą. Przynajmniej w oczach Ivo.
Zaraz po tym spojrzał z zaciekawieniem na paczkę ciastek, które dostali, unosząc je do góry, by obrócić je kilka razy w dłoniach. Sięgnał po tablet, obracając się w kierunku dziewczyny.
Są świetne, dzięki Jass. Przy okazji, chcesz wziąć jakąś kawę i ciasto? Sam myślałem o cieście, ale jak teraz o tym myślę to chyba skuszę się na jeszcze jedną małą kawę na drogę.
I nawet nieszczególnie czekając na odpowiedź - choć miał nadzieję, że dziewczyna nie zawiedzie go tak jak brat, który nagle przeszedł na dietę! - wepchnął ciastka do plecaka, wyciągnął z niego portfel i podreptał w kierunku kas, ustawiając się w kolejce.
Zapowietrzyła się na chwilę, niemal wyskakując z butów na widok tego, jak identycznie śliczni byli. I jeszcze w dłonie zaklaskała, wyglądając, jak ostatnia idiotka (czyli nic nowego). Tylko, że zaraz po tym musiało nastąpić naburmuszenie.
- Cooo, Ivo, jesteś okropny, nie śmierdzę staruchą, wiesz? - prychnęła, niby to urażona. - Ale jak nie to nie, choć łamiesz mi serce.
Wszystkie głosiki w jej głowie jednoznacznie stwierdziły, że jasnowłosy najwyraźniej nie lubi się przytulać. Ewentualnie lubił chłopców, więc fu, tak z dziewczyną? Przynajmniej Ian jej nie zawiódł, więc miała kogo opatulić łapami. Nawet dowaliła mu powtórką z ostatniego molestowania policzka chłopaka, a co. I kiedy on w spokoju ogarniał sobie ciasteczka, jej uwaga znów wróciła do nietulaśnego z bliźniaków.
- Nic mi nie kupuj, nic mi nie stawiaj, to głupich kilka ciastek, które piekłam z mamą - wywróciła oczyma. - Zapłacisz swoją dozgonną miłością. Albo Ianem.
Zaraz zrozumiała, że Ian nie bardzo mógł na to zareagować, co ujmowało nieco zabawie, aczkolwiek cokolwek. Van Velzen przyjrzała się tekstowi na ekranie i wyszczerzyła zaraz szeroko.
- Nie śmiem odmówić. Idziesz, Ivo? - zerknęła przelotnie przez ramię na blond brata, powoli już drepcząc za Ianem do kolejki. A kiedy już stanęli, przysunęła twarz niesamowicie blisko tej jego. Znaczy, Iana. Nie Ivo. Jezu, głupie dzielenie nazwiska. - Jesteś chory? Wyglądasz, jakby ci oczy łzawiły. Jeśli wyszedłeś z domu z przeziębieniem, to osobiście odniosę cię do domu. NA TYCH OTO MUSKULARNYCH RĘKACH - i odwaliła HU-HA Johnny'ego Bravo, wymachując łapami.
- Cooo, Ivo, jesteś okropny, nie śmierdzę staruchą, wiesz? - prychnęła, niby to urażona. - Ale jak nie to nie, choć łamiesz mi serce.
Wszystkie głosiki w jej głowie jednoznacznie stwierdziły, że jasnowłosy najwyraźniej nie lubi się przytulać. Ewentualnie lubił chłopców, więc fu, tak z dziewczyną? Przynajmniej Ian jej nie zawiódł, więc miała kogo opatulić łapami. Nawet dowaliła mu powtórką z ostatniego molestowania policzka chłopaka, a co. I kiedy on w spokoju ogarniał sobie ciasteczka, jej uwaga znów wróciła do nietulaśnego z bliźniaków.
- Nic mi nie kupuj, nic mi nie stawiaj, to głupich kilka ciastek, które piekłam z mamą - wywróciła oczyma. - Zapłacisz swoją dozgonną miłością. Albo Ianem.
Zaraz zrozumiała, że Ian nie bardzo mógł na to zareagować, co ujmowało nieco zabawie, aczkolwiek cokolwek. Van Velzen przyjrzała się tekstowi na ekranie i wyszczerzyła zaraz szeroko.
- Nie śmiem odmówić. Idziesz, Ivo? - zerknęła przelotnie przez ramię na blond brata, powoli już drepcząc za Ianem do kolejki. A kiedy już stanęli, przysunęła twarz niesamowicie blisko tej jego. Znaczy, Iana. Nie Ivo. Jezu, głupie dzielenie nazwiska. - Jesteś chory? Wyglądasz, jakby ci oczy łzawiły. Jeśli wyszedłeś z domu z przeziębieniem, to osobiście odniosę cię do domu. NA TYCH OTO MUSKULARNYCH RĘKACH - i odwaliła HU-HA Johnny'ego Bravo, wymachując łapami.
Spostrzegawczość kobiet zawsze była przerażająca. Ian widząc twarz Jass tak blisko swojej, zaczerwienił się nieznacznie, nie robiąc jednak kroku w tył. Jeszcze by sie obraziła! Postanowił więc tylko zgrywać, że wszystko jest w porządku. Pewnie wpadł mu jakiś paproch do oka, albo po prostu nieco mu wyschły i... tak.
Odpisał uśmiechając się nadal nieco nerwowo. Chociaż gdy dziewczyna odwaliła Johnny'ego Bravo, zaczął się śmiać (nawet jeśli pewnie nigdy w życiu tej bajki nie oglądał, w końcu był gówniarzem) kręcąc głowa na boki.
W końcu przyszła ich kolej, a Ian widząc jak chłopak wymawia i jego imię, uśmiechnął się promiennie, machając mu dłonią na przywitanie.
Zerknął na witrynę, nie do końca mogąc się zdecydować na jakiś konkretny smak. A nie należał do wybrednych ludzi, więc postanowił się zdać na niego.
Spokojnie, ja nie choruję.
Odpisał uśmiechając się nadal nieco nerwowo. Chociaż gdy dziewczyna odwaliła Johnny'ego Bravo, zaczął się śmiać (nawet jeśli pewnie nigdy w życiu tej bajki nie oglądał, w końcu był gówniarzem) kręcąc głowa na boki.
W końcu przyszła ich kolej, a Ian widząc jak chłopak wymawia i jego imię, uśmiechnął się promiennie, machając mu dłonią na przywitanie.
Dla mnie będzie Mango Mango Frappuccino. Venti. I... polecasz może któreś ciasto?
Zerknął na witrynę, nie do końca mogąc się zdecydować na jakiś konkretny smak. A nie należał do wybrednych ludzi, więc postanowił się zdać na niego.
- No dobra, ale jeśli cokolwiek będzie ci się dziać, to masz krzy-... pisać - zacisnęła usta w wąską linijkę, bo trochę przypał się wydarzył, upsidupsi. I wzięła go na moment pod ramię, jak takiego dzieciaczka, którym się opiekowała. Czyli w sumie prawidłowo.
Za to gdy usłyszała swoje imię padające z ust baristy, rozpromieniła się i aż wzięła i złapała kolesia w fartuchu za policzki.
- CHAUNCEY, CZEŚĆ - jezu, tylko go nie całuj w nos, tylko go nie... no i chuj, i doskoczyła do tego kinola. Ona ZAWSZE musiała odjebać jakiegoś raka. - Dla mnie kawałek szarlotki i graaaaandeee... mocha miętowa, mniam!
Rak, rak, rak.
Za to gdy usłyszała swoje imię padające z ust baristy, rozpromieniła się i aż wzięła i złapała kolesia w fartuchu za policzki.
- CHAUNCEY, CZEŚĆ - jezu, tylko go nie całuj w nos, tylko go nie... no i chuj, i doskoczyła do tego kinola. Ona ZAWSZE musiała odjebać jakiegoś raka. - Dla mnie kawałek szarlotki i graaaaandeee... mocha miętowa, mniam!
Rak, rak, rak.
Ian widząc co wyprawia Jass, mało delikatnie złapał ją za fraki od tyłu i odciągnął od Chaunceya rzucając mu przepraszające spojrzenie. Boże, dlaczego to zawsze on musiał robić za tego ogarniającego wszystkich wokół? Dobrze, że chociaż przy Ivo mógł sobie pozwolić na bycie dzieciakiem. Czy ona przypadkiem nie znała go głównie przez social media? Może przez ostatni czas sama wpadała do Starbucksa i lepiej się poznali, ale jakoś szczerze w to wątpił. Van Velzen zawsze miała bardzo barwną osobowość. Acz obawiał się, że bez kontroli poszłaby z pierwszym lepszym kolesiem do zaułku, gdy ten rzuciłby, że profesjonalnie szyje ubranka dla kotków i może jej pokazać swoje ostatnie projekty.
Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że Chauncey brał jego i dziewczynę za parę, przez co mógł właśnie wyjść na jakiegoś possessive boyfrienda. Taki z niego samiec alfa, rawr.
Sam spojrzał w stronę dziewczyny, w pełni przekonany, że powinno jej zasmakować. Nawet jeśli nie nadawał temu żadnego podtekstu i wątpił, by Jasemin sama wpadła na coś podobnego.
Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że Chauncey brał jego i dziewczynę za parę, przez co mógł właśnie wyjść na jakiegoś possessive boyfrienda. Taki z niego samiec alfa, rawr.
Valentine Cake Pops? Brzmi super, wezmę razy dwa.
Sam spojrzał w stronę dziewczyny, w pełni przekonany, że powinno jej zasmakować. Nawet jeśli nie nadawał temu żadnego podtekstu i wątpił, by Jasemin sama wpadła na coś podobnego.
Jęknęła żałośnie, gdy jej marzenia o wyrwaniu całego miasta na całusy w nos legły w gruzach przez jakiegoś paskudnego pokurcza-niemowę. Naburmuszyła się, patrząc na Iana wyraźnie niezadowolona.
A potem ciekawska gnojara przyglądała się temu, co między sobą pisali, wnioskując, że sprzedawanie całych tych cake popsów po dwa naraz było częścią jakiegoś zmyślnego planu uzyskania premii sprzedażowej.
- Dorzuć jeszcze jeden na mój rachunek! - zawołała, pstrykając Iana w ucho, by zwrócić na siebie jego uwagę, następnie pokazując na siedzącego przy ich stoliku jego bliźniaka, o którym powinien pamiętać. Bo przecież nie sądziła, że Ivo nic nie chciał, myślała, że po prostu siedział jak król i czekał na swoich poddanych. - Jakie tylko dwa? Ciocia bierze jeden dla Ivo.
Ale zmarszczyła mordę. I pora było wyjąć łaskawie aplikację żeby gwiazdki odbić i za wszystko zapłacić!
A potem ciekawska gnojara przyglądała się temu, co między sobą pisali, wnioskując, że sprzedawanie całych tych cake popsów po dwa naraz było częścią jakiegoś zmyślnego planu uzyskania premii sprzedażowej.
- Dorzuć jeszcze jeden na mój rachunek! - zawołała, pstrykając Iana w ucho, by zwrócić na siebie jego uwagę, następnie pokazując na siedzącego przy ich stoliku jego bliźniaka, o którym powinien pamiętać. Bo przecież nie sądziła, że Ivo nic nie chciał, myślała, że po prostu siedział jak król i czekał na swoich poddanych. - Jakie tylko dwa? Ciocia bierze jeden dla Ivo.
Ale zmarszczyła mordę. I pora było wyjąć łaskawie aplikację żeby gwiazdki odbić i za wszystko zapłacić!
Jasemin Van Sponsoring spodobało mu się na tyle, że po krótkim parsknięciu śmiechem zaraz zaczął się szczerzyć, wpisując coś szybko na tablecie, by dziewczyna tego nie zauważyła.
Puścił kasjerowi oko pokazując mu tę idiotyczną wiadomość, przykładając jednocześnie palec do ust. Tajemnica życia. Zdecydowanie nie mógł się nią dzielić z jego przyjaciółką, jeszcze by sobie to wzięła do serca i już nigdy nie pozwoliłaby mu zapłacić. W końcu była dziwna. I już teraz nazywała się jego ciotką. Błyskawicznie zniknął z zasięgu wzroku tym razem dając za wygraną i podbiegł do ich stolika, przerzucając ręce przez ramiona Ivo od tyłu, przytulając się do niego z wyraźnym zadowoleniem.
— "Teraz całe miasto już wie, że Jasemin jest naszą sponsorką" — poinformował go życzliwie, parskając mu śmiechem do ucha, nim wycofał się, by pozbierać swoje rzeczy.
— "Idziemy? Jas zgarnie zamówienie, zjemy po drodze."
To moja Sugar Mommy.
Puścił kasjerowi oko pokazując mu tę idiotyczną wiadomość, przykładając jednocześnie palec do ust. Tajemnica życia. Zdecydowanie nie mógł się nią dzielić z jego przyjaciółką, jeszcze by sobie to wzięła do serca i już nigdy nie pozwoliłaby mu zapłacić. W końcu była dziwna. I już teraz nazywała się jego ciotką. Błyskawicznie zniknął z zasięgu wzroku tym razem dając za wygraną i podbiegł do ich stolika, przerzucając ręce przez ramiona Ivo od tyłu, przytulając się do niego z wyraźnym zadowoleniem.
— "Teraz całe miasto już wie, że Jasemin jest naszą sponsorką" — poinformował go życzliwie, parskając mu śmiechem do ucha, nim wycofał się, by pozbierać swoje rzeczy.
— "Idziemy? Jas zgarnie zamówienie, zjemy po drodze."
Przekrzywiła jedynie delikatnie głowę widząc jak wiadomości są pokazywane bariście w TAJEMNICY PRZED NIĄ. No nic. Może później jej powie i będzie miała ubaw, a teraz po prostu nie była jeszcze gotowa na taką informację!
- Nie no, to tylko moi koledzy, żaden sponsoring, zbieram tylko gwiazdki - machnęła ostatecznie ręką na wypowiedź Chauncey'ego, dokańczając płatność i ustawiając się po odbiór zamówienia. Ian trochę jej zniknął, ale gdy po okręceniu się wokół własnej osi razy trzy dostrzegła go z drugim cukrowym bratem, uśmiechnęła się jedynie pod nosem. Z kubkami i słodyczami ruszyła w stronę Nixonów, szczerząc się już z daleka.
- No to co tam, pysiaki, idziemy? - rzuciła, choć za wiele czasu na reakcję to nie mieli, skoro już zaraz zgarnęła ich pod ramiona, wpychając im ich cake popsy pod usta i ruszając do wyjścia żwawym krokiem.
zt + bliźniaki + ofc koniec ingerencji dla Czonsiaka
- Nie no, to tylko moi koledzy, żaden sponsoring, zbieram tylko gwiazdki - machnęła ostatecznie ręką na wypowiedź Chauncey'ego, dokańczając płatność i ustawiając się po odbiór zamówienia. Ian trochę jej zniknął, ale gdy po okręceniu się wokół własnej osi razy trzy dostrzegła go z drugim cukrowym bratem, uśmiechnęła się jedynie pod nosem. Z kubkami i słodyczami ruszyła w stronę Nixonów, szczerząc się już z daleka.
- No to co tam, pysiaki, idziemy? - rzuciła, choć za wiele czasu na reakcję to nie mieli, skoro już zaraz zgarnęła ich pod ramiona, wpychając im ich cake popsy pod usta i ruszając do wyjścia żwawym krokiem.
zt + bliźniaki + ofc koniec ingerencji dla Czonsiaka
19/06/25 czwartek, godzina - 13:20
Ten dzień dla Lina był być albo nie być. Rano dostał potwierdzającego smsa, pozytywnie rozpatrzonego jego CV w Starbucksie, który jak później się okazało znajdował parę ulic od jego wynajmowanego mieszkania. Godzina jego rozmowy kwalifikacyjnej była 13:20. Czyli sporo czasu na wyszykowanie się i doborem odpowiednich ubrań.
Jintao miał na tym punkcie bzika. Potrafił wyrzucić połowę swoich ubrań z szafy, aby znaleźć coś odpowiedniego. A dzisiaj nie zapowiadało się na porządek w jego sypialni. Od razu po umyciu głowy z ręcznikiem na niej przeszedł do sypialni i zaczął szukać czegoś schludnego i eleganckiego. Otworzył ogromną walizkę - jeszcze nie zdążył się rozpakować, nie spieszyło się mu z tym - i zaczął przeglądać. Zaczynając od spodni. Na razie żadne mu się widziały, więc rzucał je za siebie, dalej szukając, aż tu nagle znalazł idealne czarne spodnie ze skórzanym paskiem, który będzie podkreślał jego pas.
Na samą myśl uśmiechnął się do materialnej rzeczy i przeszedł do szukania czegoś na górę. Na początku były same bluzy, później koszulki i w końcu jakieś koszule. Znalazł dwie, które mu odpowiadały czarna zapinana na zamek, a druga różowa. Najchętniej założyłby obydwie, ale po przymierzeniu jednej i drugiej, doszedł do wniosku, że do czarnych spodni, bardzie pasuje czarna koszula ze zamkiem.
Wybór został podjęty jak będzie prezentował się na rozmowie o prace, a teraz ogarnięcie włosów i najważniejsze. Wyczyszczenie okularów. Od tej rzeczy Lin nie mógł się opędzić. Musiał je nosić, aby widzieć dobrze.
Włosy ogarnięte, wysuszone, uczesane, przedziałek lekko na prawą stronę i uniesienie ich trochę do góry.
Założył buty i wziął telefon razem z kluczami i plecak, w którym dzień wcześniej zostały zapakowane w razie potrzeby dodatkowego jego dokumenty. Wyszedł przed trzynastą, wolał wyjść wcześniej, aby ze spokojem dojść na miejsce. Jednak z każdą myślą o tym jego serce biło coraz szybciej - stres, nerwy.
Zegar na wyświetlaczu pokazywał dziesięć po trzynastej, czyli był dziesięć minut przed czasem. Wypuścił ustami powietrze i po paru sekundach na jego twarzy namalował się lekki uśmiech. Wszedł do środka.
Jintao nie musiał za długo czekać. Asystent managera, stary dobry DP, już czekał na niego, kręcąc się po kawiarni i wyglądając chyba na bardziej zestresowanego niż ich przyszły nowy pracownik. Co chwilę poprawiał swoje beanie, spod którego wystawało kilka pojedynczych krótkich dredów, pytał zmęczonych jego jęczeniem baristów, czy aby na pewno nie ma niczego między zębami... aż w końcu pojawił się młodzieniec, którego kojarzył ze zdjęcia w aplikacji pracowniczej. Z automatu ruszył w jego kierunku, starając się jak najlepiej udawać spokojnego, ułożonego pracownika.
- Pan Lin? - mężczyzna urwał na moment, żeby dać chłopakowi czas na odpowiedź, nawet jeśli miałaby być skinieniem głowy. - Dzień dobry! Na imię mi D'Angelo, ale wszyscy i tak mówią mi tu DP. Proszę ze mną na zaplecze, tam pewnie będzie trochę ciszej.
Sam ruszył przodem, odetchnąwszy w duchu z ulgą. Dobra, udało mu się zacząć rozmowę, to pewnie uda mu się ją skończyć. Pomimo maski typowego luźnego czarnoskórego koleżki z kawiarni, D'Angelo był okropnie nieśmiały i dość nerwowy. Mimo wszystko był obecnie najmłodszym asystentem managera, wcześniej najmłodszym kierownikiem zmiany, trzymając tę pozycję w wieku ledwie dwudziestu jeden lat. Rzekomo zdarzali się młodszy w innych lokacjach, ale nie zmieniało to wcale faktu, że dzieciak chciał zrobić dobre wrażenie na przełożonych, a teraz miał idealną okazję do wykazania się.
Wskazał Jintao jedno z krzeseł przy zapleczowym stoliku, samemu zajmując drugie z nich i uśmiechając się półgębkiem w stronę Azjaty.
- Zacznę od tego, że zwykle prowadzimy takie rozmowy przez telefon, więc przepraszam, jeśli tego się spodziewałeś. Znaczy, mogę ci mówić na ty? Jesteśmy w podobnym wieku, więc chyba nie ma problemu - tu zaśmiał się nerwowo, niemal zaciągając swoją czapkę na twarz. Skup się, gamoniu. - Amm, dobra. Widziałem mniej więcej co napisałeś w swoim CV, ale wiadomo, że na takich rozmowach też trzeba się trochę wyspowiadać. Zacznijmy od tego jakie masz doświadczenie z klientem, czy masz jakieś doświadczenia baristyczne, czy pracowałeś może kiedyś z naszą firmą? I tak musimy zrobić ci dzień czy dwa szkolenia przez procedury, ale zawsze milej, jak ktoś już ogarnia temat.
+masz tu wygląd D'Angelo, przy czym ma orzechowe ślepka, ale nie chciałam już specjalnie zapisywać artu i recolorować, kek
- Pan Lin? - mężczyzna urwał na moment, żeby dać chłopakowi czas na odpowiedź, nawet jeśli miałaby być skinieniem głowy. - Dzień dobry! Na imię mi D'Angelo, ale wszyscy i tak mówią mi tu DP. Proszę ze mną na zaplecze, tam pewnie będzie trochę ciszej.
Sam ruszył przodem, odetchnąwszy w duchu z ulgą. Dobra, udało mu się zacząć rozmowę, to pewnie uda mu się ją skończyć. Pomimo maski typowego luźnego czarnoskórego koleżki z kawiarni, D'Angelo był okropnie nieśmiały i dość nerwowy. Mimo wszystko był obecnie najmłodszym asystentem managera, wcześniej najmłodszym kierownikiem zmiany, trzymając tę pozycję w wieku ledwie dwudziestu jeden lat. Rzekomo zdarzali się młodszy w innych lokacjach, ale nie zmieniało to wcale faktu, że dzieciak chciał zrobić dobre wrażenie na przełożonych, a teraz miał idealną okazję do wykazania się.
Wskazał Jintao jedno z krzeseł przy zapleczowym stoliku, samemu zajmując drugie z nich i uśmiechając się półgębkiem w stronę Azjaty.
- Zacznę od tego, że zwykle prowadzimy takie rozmowy przez telefon, więc przepraszam, jeśli tego się spodziewałeś. Znaczy, mogę ci mówić na ty? Jesteśmy w podobnym wieku, więc chyba nie ma problemu - tu zaśmiał się nerwowo, niemal zaciągając swoją czapkę na twarz. Skup się, gamoniu. - Amm, dobra. Widziałem mniej więcej co napisałeś w swoim CV, ale wiadomo, że na takich rozmowach też trzeba się trochę wyspowiadać. Zacznijmy od tego jakie masz doświadczenie z klientem, czy masz jakieś doświadczenia baristyczne, czy pracowałeś może kiedyś z naszą firmą? I tak musimy zrobić ci dzień czy dwa szkolenia przez procedury, ale zawsze milej, jak ktoś już ogarnia temat.
+masz tu wygląd D'Angelo, przy czym ma orzechowe ślepka, ale nie chciałam już specjalnie zapisywać artu i recolorować, kek
Wnętrze lokalu było przyjemne, aż chciało się tu przychodzić do pracy. Tylko pytanie czy ją dostanie, bo w tym wszystkim liczyły się dwie rzeczy, jego CV i to co powie podczas rozmowy kwalifikacyjnej. Trzeba wypaść jak z najlepszej strony. Właśnie tak zamierzał zrobić Lin.
Prawda, nie musiał czekać tych pozostałych dziesięciu minut, bo osoba, z którą miał rozmawiać od razu go zauważył i zwrócił się do niego po nazwisku. Nie odpowiedział nic, tylko skinął głową i podszedł do czarnoskórego mężczyzny. Nie spodziewał się, że zastanie taką niespodziankę. Myślał, że to będzie osoba o jasnej karnacji, a tu proszę. Liczy sobie każde doświadczenie z osobą innego pochodzenia.
- Dzień dobry, Lin Jin-Tao, miło mi. Składałem u państwa swoje CV parę dni temu.
Przystąpił do formalności, przedstawiając się i podają powód swojej wizyty. Trzeba było coś powiedzieć, aby nie myślał sobie o nim nie wiadomo co.
Zgodził się, aby poszli na zaplecze lokalu, bo jak tak zwany DP powiedział, tam na pewno było o wiele ciszej niż na sali i ich dwójka mogła skupić się na rozmowie. Usiadł na wskazanym krześle przez D'Angelo i słuchał uważnie jego słów. Dokładnie pamiętał jak ma zachować się podczas takiej ważnej rzeczy, więc jak zobaczył na twarzy czarnoskórego mężczyzny uśmiech, lekko został przez niego zdezorientowany. Przecież to jest rozmowa jego być czy nie być. Czy dostanie prace, czy nie, ale trzeba było pozostać sobą i trochę pójść na ugodę z DP, aby nie dobrał go za sztywniaka.
Rozmowy kwalifikacyjne przez telefon? O co tu chodziło, rozumiał, że został wychowany przez człowieka starszej daty i z innymi przywilejami, ale pierwszy raz usłyszał takie coś. To było dziwne.
- Nie, nie trzeba przepraszać. Nie spodziewałem się, że to co dla człowieka jest ważny, czy będzie potrafił utrzymać siebie i móc kupić wyżywienie albo coś do ubrania będzie przeprowadzana przez telefon. Nie wiadomo jeszcze ile to metrów albo kilometrów miałoby się odbyć. Tak, nie widzę sprzeciwu. Można przyjąć, że jesteśmy w podobnym albo i nawet w takim samy wieku, bo czasem wygląd zewnętrzny może zmylić drugą osobę - wypowiedział się dość starannie i swobodnie. Głos miał opanowany i niski ale przyjemny dla ucha. Kto by się spodziewał, że taki Azjata będzie miał taki głos.
Zauważył nerwowy ruch DP. Czyżby on się denerwował? Pracodawca. Wow, to było dla Jintao coś nowego. Raczej to było na odwrót. Jednak podczas następnej wypowiedzi spróbuje zrobić tak, aby D'Angelo nie denerwował się.
- Doświadczenie z klientem mam średnie. Zeszłego lata pracowałem w sklepiku osiedlowym przez miesiąc, ale przyznajmy, że w takim miejscu rozmowa z klientem jest ograniczona do podstawowego komunikowania się. Jak mogłeś już się zorientować, gdzie wcześniej pracowałem to daje odpowiedź na dwa pozostałe pytanie, że nie mam doświadczenia baristycznego i nie pracowałem z waszą firmą. Rozumiem, że pewnie cieszyłbyś się, jakbym miał większe w tym doświadczenie, ale nie mam. Natomiast przyszedłem tutaj, aby doświadczyć czegoś nowego, innego, zdobyć doświadczenie w nowej dziedzinie. Mogę zapewnić, że sprawnie uczę się nowych rzeczy.
Prawda, nie musiał czekać tych pozostałych dziesięciu minut, bo osoba, z którą miał rozmawiać od razu go zauważył i zwrócił się do niego po nazwisku. Nie odpowiedział nic, tylko skinął głową i podszedł do czarnoskórego mężczyzny. Nie spodziewał się, że zastanie taką niespodziankę. Myślał, że to będzie osoba o jasnej karnacji, a tu proszę. Liczy sobie każde doświadczenie z osobą innego pochodzenia.
- Dzień dobry, Lin Jin-Tao, miło mi. Składałem u państwa swoje CV parę dni temu.
Przystąpił do formalności, przedstawiając się i podają powód swojej wizyty. Trzeba było coś powiedzieć, aby nie myślał sobie o nim nie wiadomo co.
Zgodził się, aby poszli na zaplecze lokalu, bo jak tak zwany DP powiedział, tam na pewno było o wiele ciszej niż na sali i ich dwójka mogła skupić się na rozmowie. Usiadł na wskazanym krześle przez D'Angelo i słuchał uważnie jego słów. Dokładnie pamiętał jak ma zachować się podczas takiej ważnej rzeczy, więc jak zobaczył na twarzy czarnoskórego mężczyzny uśmiech, lekko został przez niego zdezorientowany. Przecież to jest rozmowa jego być czy nie być. Czy dostanie prace, czy nie, ale trzeba było pozostać sobą i trochę pójść na ugodę z DP, aby nie dobrał go za sztywniaka.
Rozmowy kwalifikacyjne przez telefon? O co tu chodziło, rozumiał, że został wychowany przez człowieka starszej daty i z innymi przywilejami, ale pierwszy raz usłyszał takie coś. To było dziwne.
- Nie, nie trzeba przepraszać. Nie spodziewałem się, że to co dla człowieka jest ważny, czy będzie potrafił utrzymać siebie i móc kupić wyżywienie albo coś do ubrania będzie przeprowadzana przez telefon. Nie wiadomo jeszcze ile to metrów albo kilometrów miałoby się odbyć. Tak, nie widzę sprzeciwu. Można przyjąć, że jesteśmy w podobnym albo i nawet w takim samy wieku, bo czasem wygląd zewnętrzny może zmylić drugą osobę - wypowiedział się dość starannie i swobodnie. Głos miał opanowany i niski ale przyjemny dla ucha. Kto by się spodziewał, że taki Azjata będzie miał taki głos.
Zauważył nerwowy ruch DP. Czyżby on się denerwował? Pracodawca. Wow, to było dla Jintao coś nowego. Raczej to było na odwrót. Jednak podczas następnej wypowiedzi spróbuje zrobić tak, aby D'Angelo nie denerwował się.
- Doświadczenie z klientem mam średnie. Zeszłego lata pracowałem w sklepiku osiedlowym przez miesiąc, ale przyznajmy, że w takim miejscu rozmowa z klientem jest ograniczona do podstawowego komunikowania się. Jak mogłeś już się zorientować, gdzie wcześniej pracowałem to daje odpowiedź na dwa pozostałe pytanie, że nie mam doświadczenia baristycznego i nie pracowałem z waszą firmą. Rozumiem, że pewnie cieszyłbyś się, jakbym miał większe w tym doświadczenie, ale nie mam. Natomiast przyszedłem tutaj, aby doświadczyć czegoś nowego, innego, zdobyć doświadczenie w nowej dziedzinie. Mogę zapewnić, że sprawnie uczę się nowych rzeczy.
Zaśmiał się lekko pod nosem. W żadnym razie nie złośliwie, raczej z pewnego rodzaju rozczuleniem.
- Utrzymanie się w Vancou- Riverdale City, przepraszam, z pensji baristy, nawet z premią, może być trochę ciężkie, więc mam nadzieję, że masz jednak jakieś wsparcie.
Cóż, nie wyglądało na to, żeby Lin miał wcześniej wiele poważniejszych prac, więc DP wcale nie dziwiło, że mógł jeszcze nie wiedzieć wszystkiego o wszystkim. Przecież od tego był tu właśnie on i reszta pracowników, żeby wszystkiego go wyuczyć. Sam z doświadczenia wiedział, że w dorosłe życie wprowadzili go dopiero przełożeni, a nie jakakolwiek szkoła czy rodzice.
- Szczerze mówiąc, to niekoniecznie, lubimy tu osoby bez doświadczenia. Bariści z innych kawiarni mają już swoje przyzwyczajenia, Starbucks mimo wszystko działa nieco inaczej, więc ciężej się przestawić niż nauczyć czegoś od zera. To działa jednak w obie strony, więc weź to pod uwagę, gdybyś myślał nad pracą w zwykłej kawiarni w przyszłości - tu uśmiechnął się ciepło, jakby chciał tym samym uświadomić chłopaka, że nie ma tego złego, bo wszystkiego i tak da się nauczyć. - A! No i nie martw się, praca w sklepie to już sporo, tutaj też tylko pytasz co chcą, o imię, i to tyle. No, w większym skrócie.
Widać było, że nasz menadżer junior był już o wiele bardziej rozluźniony. Przeprowadzał w sumie codzienną rozmowę, nie prowadził debatę polityczną od której zależałyby losy świata. Nawet przestał siedzieć sztywno i prosto jak kij w tyłku, tylko nachylił się nieco naprzód, podpierając dłonie o rozłożone uda.
- Dobra, co dalej... może powiedz mi coś o tym, co sam lubisz pić? Nie musisz być jakimś wielkim fanem czarnej kawy, koneserem, ani niczym takim. No i nie krępuj się, jeśli nie pijałeś nic u nas. Dość się już nasłuchaliśmy historyjek o tym, jak ktoś nie uwielbia naszego Ruby Flamingo, po czym nawet nie był w stanie określić jego smaku, bo po prostu chciał wyjść na znawcę i hipstera - wywrócił oczyma. - W sumie, właśnie, napijesz się czegoś? Dziewczyny pewnie są trochę zabiegane, więc nie mogą nic dla nas zrobić, ale mamy na zapleczu wodę, sok i cold brew. No i mleko do cold brew - i milion opakowań syropów i kaw, ale raczej zero shakerów i ekspresów do ich spożytkowania.
- Utrzymanie się w Vancou- Riverdale City, przepraszam, z pensji baristy, nawet z premią, może być trochę ciężkie, więc mam nadzieję, że masz jednak jakieś wsparcie.
Cóż, nie wyglądało na to, żeby Lin miał wcześniej wiele poważniejszych prac, więc DP wcale nie dziwiło, że mógł jeszcze nie wiedzieć wszystkiego o wszystkim. Przecież od tego był tu właśnie on i reszta pracowników, żeby wszystkiego go wyuczyć. Sam z doświadczenia wiedział, że w dorosłe życie wprowadzili go dopiero przełożeni, a nie jakakolwiek szkoła czy rodzice.
- Szczerze mówiąc, to niekoniecznie, lubimy tu osoby bez doświadczenia. Bariści z innych kawiarni mają już swoje przyzwyczajenia, Starbucks mimo wszystko działa nieco inaczej, więc ciężej się przestawić niż nauczyć czegoś od zera. To działa jednak w obie strony, więc weź to pod uwagę, gdybyś myślał nad pracą w zwykłej kawiarni w przyszłości - tu uśmiechnął się ciepło, jakby chciał tym samym uświadomić chłopaka, że nie ma tego złego, bo wszystkiego i tak da się nauczyć. - A! No i nie martw się, praca w sklepie to już sporo, tutaj też tylko pytasz co chcą, o imię, i to tyle. No, w większym skrócie.
Widać było, że nasz menadżer junior był już o wiele bardziej rozluźniony. Przeprowadzał w sumie codzienną rozmowę, nie prowadził debatę polityczną od której zależałyby losy świata. Nawet przestał siedzieć sztywno i prosto jak kij w tyłku, tylko nachylił się nieco naprzód, podpierając dłonie o rozłożone uda.
- Dobra, co dalej... może powiedz mi coś o tym, co sam lubisz pić? Nie musisz być jakimś wielkim fanem czarnej kawy, koneserem, ani niczym takim. No i nie krępuj się, jeśli nie pijałeś nic u nas. Dość się już nasłuchaliśmy historyjek o tym, jak ktoś nie uwielbia naszego Ruby Flamingo, po czym nawet nie był w stanie określić jego smaku, bo po prostu chciał wyjść na znawcę i hipstera - wywrócił oczyma. - W sumie, właśnie, napijesz się czegoś? Dziewczyny pewnie są trochę zabiegane, więc nie mogą nic dla nas zrobić, ale mamy na zapleczu wodę, sok i cold brew. No i mleko do cold brew - i milion opakowań syropów i kaw, ale raczej zero shakerów i ekspresów do ich spożytkowania.
Strona 4 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach