▲▼
First topic message reminder :
Przez całą drogę starał się nie szarpać autem ani nie wjeżdżać na dziury. Z małym poślizgiem czasowym dotarł pod piętrową posiadłość i zatrzymali się przed wjazdem do garażu. Garik od razu uruchomił go pilotem i kiedy drzwi całkowicie się podniosły, wjechał do środka. Światło zapaliło się automatycznie rozświetlając wnętrze. Zupełnie nie przypominało składziku przepełnionego narzędziami i rupieciami. Oprócz drugiego kosztownego samochodu i harleya znalazły się także zawieszone na ścianach grafiki mniej znanych artystów kanapa i barek.
Psy zaczęły popiskiwać, chcąc już wyjść. Wyciągnął kluczyki i rozpiął pasy. Wysiadł, nadal nie budząc Artema i puścił psy, by pobiegały po ogródku. Podszedł do drzwi pasażera i otworzył je. Oparł się o ramę i pochylił.
- Wstaaawaj… - dźgnął go lekko w policzek – Jesteśmy.
Przez całą drogę starał się nie szarpać autem ani nie wjeżdżać na dziury. Z małym poślizgiem czasowym dotarł pod piętrową posiadłość i zatrzymali się przed wjazdem do garażu. Garik od razu uruchomił go pilotem i kiedy drzwi całkowicie się podniosły, wjechał do środka. Światło zapaliło się automatycznie rozświetlając wnętrze. Zupełnie nie przypominało składziku przepełnionego narzędziami i rupieciami. Oprócz drugiego kosztownego samochodu i harleya znalazły się także zawieszone na ścianach grafiki mniej znanych artystów kanapa i barek.
Psy zaczęły popiskiwać, chcąc już wyjść. Wyciągnął kluczyki i rozpiął pasy. Wysiadł, nadal nie budząc Artema i puścił psy, by pobiegały po ogródku. Podszedł do drzwi pasażera i otworzył je. Oparł się o ramę i pochylił.
- Wstaaawaj… - dźgnął go lekko w policzek – Jesteśmy.
- Pobiegam z tobą. W tych okolicach… Eeee… Wolę mieć was wszystkich na oku. – uśmiechnął się przepraszająco i sięgnął po kolejną kromkę chleba. Tym razem tylko posmarował ją masłem.
- Czyli mówisz, że dasz się i chcesz mi postawić… Yhmmm… - powoli pokiwał głową, starając się nie uśmiechać. Nadział kolejną porcję jajecznicy i zanim wziął ją do buzi, wstał po swoją kawę. W drodze zaczepił Artema, czochrając go po głowie.
- To brzmi dobrze. – uśmiechnął się i napił.
- Czyli mówisz, że dasz się i chcesz mi postawić… Yhmmm… - powoli pokiwał głową, starając się nie uśmiechać. Nadział kolejną porcję jajecznicy i zanim wziął ją do buzi, wstał po swoją kawę. W drodze zaczepił Artema, czochrając go po głowie.
- To brzmi dobrze. – uśmiechnął się i napił.
- O ile nas dogonisz. W końcu już dałeś popis. Stare kości... Współczuję. - uśmiechnął się zaczepnie i również sięgnął po chleb. Zmrużył oczy i zmarszczył brwi patrząc na Garika. Taak... Niesamowicie zabawne... Dla siedmiolatka.
Pokręcił głową nie komentując już nic i zajął się jedzeniem. Trzepnął mężczyznę w rękę, gdy rozczochrał mu w włosy. Przygładził je od razu i posłał mu spojrzenie pełne nienawiści.
Pokręcił głową nie komentując już nic i zajął się jedzeniem. Trzepnął mężczyznę w rękę, gdy rozczochrał mu w włosy. Przygładził je od razu i posłał mu spojrzenie pełne nienawiści.
- Przecież mówiłem ci, że ciągle z nimi biegam. Może nie tak od razu po śniadaniu, ale… - udawał, że nie widział jego reakcji. Wyciągnął telefon i w czasie jedzenia zaczął coś na nim pisać.
- Patrzę na trasę, którą moglibyśmy zrobić… Hmmm… - podrapał się po policzku i w końcu zawiesił spojrzenie na Artemie, jakby szukając w nim inspiracji.
- Może powinienem odszukać dla ciebie jakąś kamizelkę odblaskową i karteczkę na wypadek gdybyś się zgubił? Co? Dzieciaku wyrośnięty ty...
- Patrzę na trasę, którą moglibyśmy zrobić… Hmmm… - podrapał się po policzku i w końcu zawiesił spojrzenie na Artemie, jakby szukając w nim inspiracji.
- Może powinienem odszukać dla ciebie jakąś kamizelkę odblaskową i karteczkę na wypadek gdybyś się zgubił? Co? Dzieciaku wyrośnięty ty...
- Mhmm... Tłumacz się. - puścił mu oczko i zabrał się za kończenie swojej porcji śniadania. Pokiwał głową i zaraz zmarszczył nos. - Wydaje mi się, że bez tej kamizelki się obejdzie. Już dość dobrze mnie widać. - zmrużył oczy i spojrzał tak na niego. Zjadł i odniósł naczynia do zlewu, gdzie wszystko umył.
- To jak? Może jakieś małe wyścigi?
- To jak? Może jakieś małe wyścigi?
- Tak ci się zdaje. Zaraz przekopię szafę i zanim zaczniemy się ścigać, daj mi jeszcze chwilę przetrawić… - wstał od stołu i odłożył pusty talerz. – Daj mi pięć minut… - żeby nie został sam zagwizdał na owczarka i wskazał na chłopaka - Pierożek! Idź się baw z Artemem. On ma piłkę! Tak! On ma ! Idź już! Szybko, szybko! – poklepał go po karku i wyszedł z kuchni. Po piętnastu minutach wrócił przebrany w dresy. Dopił zimną kawę i skinął głową, by udali się do wyjścia.
Zapiął smycze do obroży psów i wręczył Artemowi tą Kruszki.
- Uwierz mi… On mniej ciągnie. – uśmiechnął się przepraszająco i wypuścił go pierwszego. Zamknął drzwi i ustawił alarmy. Przed bramą wskazał na trasę, którą pokonają.
- Tylko się nie zgub! W razie co, spotykamy się w domu. Kod to… Zapisz sobie na telefonie lepiej.
Zapiął smycze do obroży psów i wręczył Artemowi tą Kruszki.
- Uwierz mi… On mniej ciągnie. – uśmiechnął się przepraszająco i wypuścił go pierwszego. Zamknął drzwi i ustawił alarmy. Przed bramą wskazał na trasę, którą pokonają.
- Tylko się nie zgub! W razie co, spotykamy się w domu. Kod to… Zapisz sobie na telefonie lepiej.
Pokiwał głową z politowaniem i machnął na niego ręką. Już miał coś powiedzieć, jednak skutecznie przeszkodził mu w tym pies, który postanowił na niego skoczyć. Artem od razu go złapał, niemal się nie przewracając, wstał i chwilę się z nim pobujał. W końcu puścił biednego Pierożka i męczył go już jedynie głaskaniem i drapaniem.
Gdy Garik wrócił do kuchni, szeroko się do niego uśmiechnął i poszedł za nim. Ubrał kurtkę i buty, a następnie odebrał smycz.
- Dam sobie radę. - parsknął cicho śmiechem i wyszedł z domu. Zapisał sobie wszystko co potrzebne tak, jak zasugerował to mężczyzna i skocznym krokiem opuścił posesję. Chwilę przeskakiwał z nogi na nogę i w końcu zwrócił się w stronę Garika.
- No to ruszamy?
Gdy Garik wrócił do kuchni, szeroko się do niego uśmiechnął i poszedł za nim. Ubrał kurtkę i buty, a następnie odebrał smycz.
- Dam sobie radę. - parsknął cicho śmiechem i wyszedł z domu. Zapisał sobie wszystko co potrzebne tak, jak zasugerował to mężczyzna i skocznym krokiem opuścił posesję. Chwilę przeskakiwał z nogi na nogę i w końcu zwrócił się w stronę Garika.
- No to ruszamy?
Westchnął ciężko i szczelniej owinął się szalikiem.
- Dobra… - uśmiechnął się i pchnął Artema, by go spowolnić i wystartować pierwszy. Starał się wmówić sobie, że jest goniony, jakby to miało w jakiś sposób zmotywować go do szybszego przebierania nogami. Nie obracał się i skupił na drodze… Cóż… Długo pewnie nie przodował…
- Dobra… - uśmiechnął się i pchnął Artema, by go spowolnić i wystartować pierwszy. Starał się wmówić sobie, że jest goniony, jakby to miało w jakiś sposób zmotywować go do szybszego przebierania nogami. Nie obracał się i skupił na drodze… Cóż… Długo pewnie nie przodował…
- No hej! Co to ma znaczyć? - krzyknął za nim, gdy został popchnięty. Pokręcił głową nie ukrywając rozbawienia, przywołał do siebie psa i ruszył w pościg za Garikiem. Chwilę trwało, zanim go dogonił.
- Zepnij tyłek, bo zaraz zostaniesz w tyle. - uśmiechnął się i wyprzedził go. Co jakiś czas motywował i chwalił Okruszka, by dalej dzielnie biegał.
- Zepnij tyłek, bo zaraz zostaniesz w tyle. - uśmiechnął się i wyprzedził go. Co jakiś czas motywował i chwalił Okruszka, by dalej dzielnie biegał.
Prychnął i spróbował przyspieszyć.
- Mnie byś pomotywował, a nie! – krzyknął z tyłu i skupił się na utrzymaniu tempa. Biegli ośnieżonymi drogami, między ogromnymi willami znanych polityków i innych oligarchów. Mijali niektórych, a to popalających na swoim podwórku, a to wchodzących do aut…
- TY ZABIJĘ CIĘ! – krzyknęła jakaś starsza kobieta. Zaczęła wymachiwać ręką bez palców i biec kawałek za nimi. Pierożek od razu zaczął się rzucać, Garik cudem przytrzymał go przy sobie. Starał się nie odwracać i jak najszybciej usunąć się jej z oczu. Długo słyszał za sobą jej głos i wszystkie groźby. Może i starał się nie pokazywać po sobie emocji, jakby spotkanie w ogóle go nie dotyczyło, ale nie mógł ukryć jak blady się zrobił. Mimo to nie przerywał biegu.
- Mnie byś pomotywował, a nie! – krzyknął z tyłu i skupił się na utrzymaniu tempa. Biegli ośnieżonymi drogami, między ogromnymi willami znanych polityków i innych oligarchów. Mijali niektórych, a to popalających na swoim podwórku, a to wchodzących do aut…
- TY ZABIJĘ CIĘ! – krzyknęła jakaś starsza kobieta. Zaczęła wymachiwać ręką bez palców i biec kawałek za nimi. Pierożek od razu zaczął się rzucać, Garik cudem przytrzymał go przy sobie. Starał się nie odwracać i jak najszybciej usunąć się jej z oczu. Długo słyszał za sobą jej głos i wszystkie groźby. Może i starał się nie pokazywać po sobie emocji, jakby spotkanie w ogóle go nie dotyczyło, ale nie mógł ukryć jak blady się zrobił. Mimo to nie przerywał biegu.
- Ależ właśnie to robię! - odwrócił się do niego i chwilę biegł tyłem. - To już! Przebieraj nogami. - zaśmiał się i ponownie obrócił. Rozglądał się po okolicy, póki jakaś kobieta nie zaczęła wrzeszczeć na Garika. Spojrzał za siebie i widząc, że mężczyzna nie przerywa biegu, zrobił to samo. Dopiero po dłuższej chwili nieco spowolnił i zrównał z nim kroku. Powoli przeszedł do truchtu, aż w końcu złapał go za ramię i zupełnie się zatrzymał
- Wszystko ok? - spojrzał na niego nieco zakłopotany. - Nie wyglądasz zbyt dobrze...
- Wszystko ok? - spojrzał na niego nieco zakłopotany. - Nie wyglądasz zbyt dobrze...
Kiedy zrównał z nim kroku, mocno chwycił go pod ramię i zmusił do dalszego biegu.
- Nie jest ok. Wracajmy. – odpowiedział twardo i puścił. Utrzymał tempo do końca. Przy bramie wpisał kod i truchtem wpadł do domu. Puścił Pierożka, nie przejmując się, że ma poprzyczepiane do siebie kulki śniegu i chwycił Artema za nadgarstek.
- Skoro już zdecydowałeś się ze mną zadawać, chcę byś wiedział ciut więcej. – zaczął go ciągnąć do pomieszczenia, w którym jeszcze wczoraj tańczył. W drodze ściągnął czapkę i szalik. Schował je do kieszeni i puścił chłopaka.
- Po incydencie z organami, zacząłem pracować w ekskluzywnym klubie gdzie od chorej psychicznie szefowej dostawałem zlecenia na między innymi przemyt narkotyków, broni, na handel informacjami i danymi osobowymi. Pewnego dnia uznała, że zabawnie będzie podzielić się mną ze stukniętym oligarchą. Tak tym, którego spotkałem w niedokończonym wieżowcu. Zmusił mnie do współpracy w badaniach nad łączeniem technologii i ciała ludzkiego. Od tamtego dnia to ja dostawałem każdy zdobyty narząd…
Wszedł do środka i udał się za bar. Wyciągnął drewniane pudełko na cygara i położył je na ladzie.
- Kobieta, która do mnie krzyczała, była jego konkurencją. Niegdyś chirurg w najlepszych amerykańskich oddziałach, a teraz kaleka. – odpiął zabezpieczenia i popatrzył poważnie na towarzysza – Nie miałem pojęcia o jej losie, a tym bardziej, że… - otworzył skrzynie. Zamiast cygar, zastali równo poustawiane, sine kobiece palce. – Jej palce są tutaj…
- Nie jest ok. Wracajmy. – odpowiedział twardo i puścił. Utrzymał tempo do końca. Przy bramie wpisał kod i truchtem wpadł do domu. Puścił Pierożka, nie przejmując się, że ma poprzyczepiane do siebie kulki śniegu i chwycił Artema za nadgarstek.
- Skoro już zdecydowałeś się ze mną zadawać, chcę byś wiedział ciut więcej. – zaczął go ciągnąć do pomieszczenia, w którym jeszcze wczoraj tańczył. W drodze ściągnął czapkę i szalik. Schował je do kieszeni i puścił chłopaka.
- Po incydencie z organami, zacząłem pracować w ekskluzywnym klubie gdzie od chorej psychicznie szefowej dostawałem zlecenia na między innymi przemyt narkotyków, broni, na handel informacjami i danymi osobowymi. Pewnego dnia uznała, że zabawnie będzie podzielić się mną ze stukniętym oligarchą. Tak tym, którego spotkałem w niedokończonym wieżowcu. Zmusił mnie do współpracy w badaniach nad łączeniem technologii i ciała ludzkiego. Od tamtego dnia to ja dostawałem każdy zdobyty narząd…
Wszedł do środka i udał się za bar. Wyciągnął drewniane pudełko na cygara i położył je na ladzie.
- Kobieta, która do mnie krzyczała, była jego konkurencją. Niegdyś chirurg w najlepszych amerykańskich oddziałach, a teraz kaleka. – odpiął zabezpieczenia i popatrzył poważnie na towarzysza – Nie miałem pojęcia o jej losie, a tym bardziej, że… - otworzył skrzynie. Zamiast cygar, zastali równo poustawiane, sine kobiece palce. – Jej palce są tutaj…
Pokiwał głową i całą drogę biegł już obok niego. Zaraz za nim odpiął smycz psa i puścił go wolno. Nieco zaniepokojony szedł za nim bez słowa. Rozmasował nadgarstek i spojrzał na niego, gdy zaczął mówić.
Jaki przemyt narkotyków? Jaka broń? Jakie pieprzone informacje i narządy?
Przetarł twarz dłonią i stanął po drugiej stronie baru. Patrzył na niego z czymś w rodzaju przerażenia i żalu. Kolejne słowa jeszcze bardziej zburzyły mu całą wizję, którą jak mniemał, dobrze odbierał.
- Dragan co tu się do cholery dzieje? - pierwszy raz zwrócił się do niego po imieniu. W jego głowie kłębiło się pełno myśli. Gdy tylko zobaczył palce w pudełku, odskoczył gwałtownie. Zebrało mu się na mdłości i zaczęło robić słabo. Oparł się o stołek i starał się uniknąć patrzenia w kierunku Garika i tego co leżało przed nim. - Kurwa, o co w tym wszystkim chodzi?
Jaki przemyt narkotyków? Jaka broń? Jakie pieprzone informacje i narządy?
Przetarł twarz dłonią i stanął po drugiej stronie baru. Patrzył na niego z czymś w rodzaju przerażenia i żalu. Kolejne słowa jeszcze bardziej zburzyły mu całą wizję, którą jak mniemał, dobrze odbierał.
- Dragan co tu się do cholery dzieje? - pierwszy raz zwrócił się do niego po imieniu. W jego głowie kłębiło się pełno myśli. Gdy tylko zobaczył palce w pudełku, odskoczył gwałtownie. Zebrało mu się na mdłości i zaczęło robić słabo. Oparł się o stołek i starał się uniknąć patrzenia w kierunku Garika i tego co leżało przed nim. - Kurwa, o co w tym wszystkim chodzi?
- Chciałbym wiedzieć. Wybacz, że pokazuje ci takie rzeczy na twoich zimowych wakacjach, ale… - zamknął pudełko i odłożył je na poprzednie miejsce – Wolę byś miał świadomość… - odwrócił się i sięgnął po pierwszą lepszą butelkę. Otworzył ją i wypił kilka łyków. Westchnął ciężko i przetarł usta.
- A później się dziwią, że jestem uzależniony od alkoholu. – wymamrotał do siebie i spojrzał na Artema. – Mówiłeś mi, że chcesz być kryminologiem, da? To co to za postawa? Wstawaj i myśl ze mną o co mogło pójść!.... I co zrobić, by to nie poszło dalej… - skrzywił się i usiadł na jednym z foteli. Oparł się łokciami o kolana i spuścił głowę. Huśtał w palcach butelkę i zastanawiał się do jakiego stopnia mógł posunąć się szef…
- Nie wiem kto to zrobił, ale skoro palce znalazły się w takim pokoju, w dodatku schowane w pudełku po cygarach, myślę, że traktowane były jako jakieś pieprzone trofeum. Zemsta? Tylko za co? Cholera… Ona mnie zna. Kurwa, kurwa, kurwa!
- A później się dziwią, że jestem uzależniony od alkoholu. – wymamrotał do siebie i spojrzał na Artema. – Mówiłeś mi, że chcesz być kryminologiem, da? To co to za postawa? Wstawaj i myśl ze mną o co mogło pójść!.... I co zrobić, by to nie poszło dalej… - skrzywił się i usiadł na jednym z foteli. Oparł się łokciami o kolana i spuścił głowę. Huśtał w palcach butelkę i zastanawiał się do jakiego stopnia mógł posunąć się szef…
- Nie wiem kto to zrobił, ale skoro palce znalazły się w takim pokoju, w dodatku schowane w pudełku po cygarach, myślę, że traktowane były jako jakieś pieprzone trofeum. Zemsta? Tylko za co? Cholera… Ona mnie zna. Kurwa, kurwa, kurwa!
Westchnął ciężko i pokręcił głową… Świadomość. Jasne…
Spojrzał na Garika zaciskając szczęki. Ehhh… Chyba to już przeładowanie informacjami jak na te dwa dni...
- Kryminologiem? Myślałem o tym w pieprzonej podstawówce, bo byłem zapatrzony w ojca! - jęknął żałośnie, przywołał w myślach obrazek tych palców... I to był błąd. Ruszył biegiem do najbliższej łazienki i zdążył tam wyrzucić z siebie całą zawartość śniadania, które jadł rano. Obmył twarz wodą i wrócił do pokoju, w którym siedział Garik.
- Tego się, kurwa, trzeba pozbyć. Natychmiast. - wychrypiał i sam zabrał jedną ze stojących butelek. Od razu wypił jedną trzecią zawartości. Czy było to rozsądne? Zdecydowanie nie, jednak kto by to na to teraz zwracał uwagę…
- W co ty się wpakowałeś...
Spojrzał na Garika zaciskając szczęki. Ehhh… Chyba to już przeładowanie informacjami jak na te dwa dni...
- Kryminologiem? Myślałem o tym w pieprzonej podstawówce, bo byłem zapatrzony w ojca! - jęknął żałośnie, przywołał w myślach obrazek tych palców... I to był błąd. Ruszył biegiem do najbliższej łazienki i zdążył tam wyrzucić z siebie całą zawartość śniadania, które jadł rano. Obmył twarz wodą i wrócił do pokoju, w którym siedział Garik.
- Tego się, kurwa, trzeba pozbyć. Natychmiast. - wychrypiał i sam zabrał jedną ze stojących butelek. Od razu wypił jedną trzecią zawartości. Czy było to rozsądne? Zdecydowanie nie, jednak kto by to na to teraz zwracał uwagę…
- W co ty się wpakowałeś...
Podniósł głowę i szybko zerwał się za Artemem. Ucieka? Wezwie policję? Ah…
Wrócił do pokoju zbierając po drodze Pierożka. Usiadł z nim na kanapie i zaczekał z nadzieją, że chłopak nie ucieknie… Słysząc nadchodzące kroki wyprostował się i uśmiechnął smutno.
- To wszystko… Mógłbym ci opowiadać godzinami, dniami… Ale nie o to chodzi, to przeszłość, to minęło i nie wróci. Myślałem, że po śmierci mojego byłego szefa, wszystko zostało zakończone. Nie zdawałem sobie sprawy ile przede mną ukrywał. Traktował mnie jak syna, miałem nadzieję, że wiem o nim wystarczająco dużo. - ucałował łeb psa i wstał. Wyrwał Artemowi butelkę i odstawił ją na bar – Kobieta nazywa się Alexandra Kryukov, była jedną z jego kochanek, która zawsze była o krok od niego. Kiedy oddała się innemu oligarsze znienawidził ją… Nie przypuszczałem, że odbierze jej to, co było dla niej najcenniejsze. – zaczął chodzić dookoła – Być może chciał zmusić ją do przyjścia i błagania o wymodelowanie dla niej nowych palców? Zniewolenie za odzyskanie sprawności? Tylko dlaczego w takim razie schowałby je w… - przetarł twarz dłońmi i westchnął ciężko – Widywałem się z nią na wspólnych kolacjach z szefem. Wie jak blisko z nim byłem i wie, że przejąłem po nim interes. Ma władze, ma ludzi… Dlaczego miałaby teraz nie odegrać się na mnie za jej krzywdy? Skoro wie gdzie jestem?... Artem, musimy stąd iść. Zbieraj się. – podszedł do niego i poklepał go po ramieniu. Zagwizdał na psy i ruszył do wyjścia – Bierz walizki i pakuj się do auta. – zawołał.
Wrócił do pokoju zbierając po drodze Pierożka. Usiadł z nim na kanapie i zaczekał z nadzieją, że chłopak nie ucieknie… Słysząc nadchodzące kroki wyprostował się i uśmiechnął smutno.
- To wszystko… Mógłbym ci opowiadać godzinami, dniami… Ale nie o to chodzi, to przeszłość, to minęło i nie wróci. Myślałem, że po śmierci mojego byłego szefa, wszystko zostało zakończone. Nie zdawałem sobie sprawy ile przede mną ukrywał. Traktował mnie jak syna, miałem nadzieję, że wiem o nim wystarczająco dużo. - ucałował łeb psa i wstał. Wyrwał Artemowi butelkę i odstawił ją na bar – Kobieta nazywa się Alexandra Kryukov, była jedną z jego kochanek, która zawsze była o krok od niego. Kiedy oddała się innemu oligarsze znienawidził ją… Nie przypuszczałem, że odbierze jej to, co było dla niej najcenniejsze. – zaczął chodzić dookoła – Być może chciał zmusić ją do przyjścia i błagania o wymodelowanie dla niej nowych palców? Zniewolenie za odzyskanie sprawności? Tylko dlaczego w takim razie schowałby je w… - przetarł twarz dłońmi i westchnął ciężko – Widywałem się z nią na wspólnych kolacjach z szefem. Wie jak blisko z nim byłem i wie, że przejąłem po nim interes. Ma władze, ma ludzi… Dlaczego miałaby teraz nie odegrać się na mnie za jej krzywdy? Skoro wie gdzie jestem?... Artem, musimy stąd iść. Zbieraj się. – podszedł do niego i poklepał go po ramieniu. Zagwizdał na psy i ruszył do wyjścia – Bierz walizki i pakuj się do auta. – zawołał.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach