▲▼
Strona 1 z 14 • 1, 2, 3 ... 7 ... 14
Przez całą drogę starał się nie szarpać autem ani nie wjeżdżać na dziury. Z małym poślizgiem czasowym dotarł pod piętrową posiadłość i zatrzymali się przed wjazdem do garażu. Garik od razu uruchomił go pilotem i kiedy drzwi całkowicie się podniosły, wjechał do środka. Światło zapaliło się automatycznie rozświetlając wnętrze. Zupełnie nie przypominało składziku przepełnionego narzędziami i rupieciami. Oprócz drugiego kosztownego samochodu i harleya znalazły się także zawieszone na ścianach grafiki mniej znanych artystów kanapa i barek.
Psy zaczęły popiskiwać, chcąc już wyjść. Wyciągnął kluczyki i rozpiął pasy. Wysiadł, nadal nie budząc Artema i puścił psy, by pobiegały po ogródku. Podszedł do drzwi pasażera i otworzył je. Oparł się o ramę i pochylił.
- Wstaaawaj… - dźgnął go lekko w policzek – Jesteśmy.
Psy zaczęły popiskiwać, chcąc już wyjść. Wyciągnął kluczyki i rozpiął pasy. Wysiadł, nadal nie budząc Artema i puścił psy, by pobiegały po ogródku. Podszedł do drzwi pasażera i otworzył je. Oparł się o ramę i pochylił.
- Wstaaawaj… - dźgnął go lekko w policzek – Jesteśmy.
Piszczące psy rozbudziły go, jednak ten tylko wtulił się w fotel pasażera i starał się zasnąć. Czując palec na swoim policzu, otworzył jedno oko i spojrzał na Garika wzdychając męczeńsko. Wyprostował się i przetarł twarz dłonią. Dźgnął go w brzuch, by się przesunął i dał mu wyjść z auta, a gdy już to zrobił, przeciągnął się. Wtulił się w plecy mężczyzny i przymknął oczy.
- Tęskniłem, wieeeeesz? - wymruczał i po chwili go puścił. Wziął z bagażnika swoją torbę i walizkę i spojrzał na Garika, czekając na jego dalsze rozporządzenia.
- Tęskniłem, wieeeeesz? - wymruczał i po chwili go puścił. Wziął z bagażnika swoją torbę i walizkę i spojrzał na Garika, czekając na jego dalsze rozporządzenia.
Uciekł od palca i odsunął się, by ten mógł spokojnie wysiąść. Uśmiechnął się do siebie kiedy poczuł jak Artem go przytula. Pogłaskał go po dłoni i odwrócił się do niego przodem.
- Wieeeem. – uniósł kącik ust w uśmiechu i póki go nie puścił opierał się o niego z przymkniętymi oczami. – Ja za tobą chyba trochę też…
Otworzył mu bagażnik i wziął jedną z walizek. Ruszył do jednych z bocznych drzwi i wszedł do środka pierwszy. Po schodach dostali się do przedpokoju, podobnie bogato urządzonego jak garaż.
- Przyjechałem tutaj, ponieważ nie chcę zostawiać samochodu pod domem, w którym mieszkam... Pojedziemy tam jutro metrem. Mam nadzieję, że nie jesteś zły, że znowu będziemy się przemieszczać. – ściągnął kurtkę i nim ją odwiesił, zaczekał aż Artem się rozbierze i przekaże mu swój płaszcz.
- Wieeeem. – uniósł kącik ust w uśmiechu i póki go nie puścił opierał się o niego z przymkniętymi oczami. – Ja za tobą chyba trochę też…
Otworzył mu bagażnik i wziął jedną z walizek. Ruszył do jednych z bocznych drzwi i wszedł do środka pierwszy. Po schodach dostali się do przedpokoju, podobnie bogato urządzonego jak garaż.
- Przyjechałem tutaj, ponieważ nie chcę zostawiać samochodu pod domem, w którym mieszkam... Pojedziemy tam jutro metrem. Mam nadzieję, że nie jesteś zły, że znowu będziemy się przemieszczać. – ściągnął kurtkę i nim ją odwiesił, zaczekał aż Artem się rozbierze i przekaże mu swój płaszcz.
- Tylko trochę? Ranisz mnie. - starł nieistniejącą łezkę i ruszył za nim. Rozejrzał się po pomieszczeniu kiwając głową z aprobatą i położył na ziemi torbę. - Jasne. Nie ma najmniejszego problemu… ale w takim razie czyj to dom… I co z psami? Chyba ich tutaj nie zostawisz... - spojrzał na niego i oddał mu płaszcz. Oparł się o ścianę i założył ręce na piersi. Chwilę się tak mu przyglądał, aż w końcu schylił się po swoją torbę i przewiesił ją przez ramię.
- Ten dom… - westchnął i zabrał od niego płaszcz. Rozwiesił ubrania i zaczął ściągać buty – Należy do mojego szefa… Znaczy należał, dostałem go w spadku. – podszedł do drzwi i otworzył je. Zagwizdał na psy, a one po chwili zerwały się do biegu i wpadły do środka. – Jeśli o nie chodzi, już mam to wyćwiczooone… Poczekaj, pokażę ci. – zamknął ich i szybko poleciał do samochodu. Wrócił z dużą torbą z ikei i plecakiem.
- Pirażok! Metro! – wydał komendę i otworzył plecak. Pies natychmiast tam wskoczył i zaraz ułożył się, by po podniesieniu go, wystawać głową ze środka. – Kruszka! Metro! – otworzył przed nim torbę, a ten od razu do niej wszedł. Garik ukucnął przy nim i wcisnął mu łapy w wycięte dziury. – Spójrz tylko. Chodząca torba! – zaśmiał się i przeszedł z psami kawałek. Ściągnął owczarka i uwolnił bernardyna. Wyczochrał je i otworzył im drzwi do następnego pomieszczenia.
- Chodź, zrobię ci coś do jedzenia. – uśmiechnął się do niego i zabrał jego walizkę. Ruszył przodem do następnego korytarza. W ogromnym, przebogatym salonie zostawił rzeczy Artema i zaproponował, by odłożył tu również torbę.
– Masz ochotę na jakiś alkohol? – zapytał w drodze do kuchni.
- Pirażok! Metro! – wydał komendę i otworzył plecak. Pies natychmiast tam wskoczył i zaraz ułożył się, by po podniesieniu go, wystawać głową ze środka. – Kruszka! Metro! – otworzył przed nim torbę, a ten od razu do niej wszedł. Garik ukucnął przy nim i wcisnął mu łapy w wycięte dziury. – Spójrz tylko. Chodząca torba! – zaśmiał się i przeszedł z psami kawałek. Ściągnął owczarka i uwolnił bernardyna. Wyczochrał je i otworzył im drzwi do następnego pomieszczenia.
- Chodź, zrobię ci coś do jedzenia. – uśmiechnął się do niego i zabrał jego walizkę. Ruszył przodem do następnego korytarza. W ogromnym, przebogatym salonie zostawił rzeczy Artema i zaproponował, by odłożył tu również torbę.
– Masz ochotę na jakiś alkohol? – zapytał w drodze do kuchni.
- Och… Przepraszam. Przykro mi. - skrzywił się lekko na jego odpowiedź. Przyglądał się psom i tylko, gdy został z nimi sam zaczął je głaskać i drapać po łebkach. Odsunął się dopiero kiedy mężczyzna zaczął je wołać. Zaśmiał się głośno widząc oba zwierzaki gotowe do podróży. Ruszył za nim do kuchni i słysząc o jedzeniu od razu pokiwał głową.
- Alkohol. Taaaaak… Poproszę. Najlepiej coś mocnego. - uśmiechnął się błogo i lekko przeciągnął. Wziął ze sobą torbę i postawił ją na kuchennym blacie. Po chwili wyciągnął z niej pięć litrowych butelek, cztery paczki cukierków i dwie tabliczki czekolady. Oczywiście wszystko zawierało syrop klonowy.
- Zastanawiałem się jeszcze nad klonowym likierem, ale w sumie nie wiedziałem czy takie lubisz… W każdym razie… Smacznego! - zaśmiał się i przysunął wszystko bliżej Garika.
- Alkohol. Taaaaak… Poproszę. Najlepiej coś mocnego. - uśmiechnął się błogo i lekko przeciągnął. Wziął ze sobą torbę i postawił ją na kuchennym blacie. Po chwili wyciągnął z niej pięć litrowych butelek, cztery paczki cukierków i dwie tabliczki czekolady. Oczywiście wszystko zawierało syrop klonowy.
- Zastanawiałem się jeszcze nad klonowym likierem, ale w sumie nie wiedziałem czy takie lubisz… W każdym razie… Smacznego! - zaśmiał się i przysunął wszystko bliżej Garika.
- Wybiorę ci coś dobrego. – uśmiechnął się, wędrując do lodówki. Wyciągnął blachę wypełnioną małymi pierożkami i pokazał je Artemowi. – Wszystkie dla ciebie! - postawił ją na blacie i przygotował największy garnek. Wlał do niego wodę, postawił go na gazie i podszedł do Artema.
- Mam nadzieję, że będą ci smakowały. Są różne nadzienia później powiesz mi, które lubisz najbardziej, ok? – nie da mu przecież alkoholu na pusty żołądek… W dodatku kiedy jest zmęczony? Padnie po godzinie, a tego nie chciał.
- Co tam m… - zatkało go widząc taką ilość dobrego. Niepewnie sięgnął po opakowanie z cukierkami, obejrzał je dookoła i ponownie spojrzał na chłopaka.
- Jak ci się odwdzięczę? – przytulił je do policzka, podszedł do niego i ucałował w policzek. Otworzył paczkę i podsunął mu ją pod nos. – Bierz zanim pochłonę wszystkie.
Poczochrał go i usiadł przy stole.
- Następnym razem. Może nawet w Kanadzie spróbujemy tego likieru… - nie czekając dłużej wcisnął sobie do buzi całą garść cukierasów.
- Mam nadzieję, że będą ci smakowały. Są różne nadzienia później powiesz mi, które lubisz najbardziej, ok? – nie da mu przecież alkoholu na pusty żołądek… W dodatku kiedy jest zmęczony? Padnie po godzinie, a tego nie chciał.
- Co tam m… - zatkało go widząc taką ilość dobrego. Niepewnie sięgnął po opakowanie z cukierkami, obejrzał je dookoła i ponownie spojrzał na chłopaka.
- Jak ci się odwdzięczę? – przytulił je do policzka, podszedł do niego i ucałował w policzek. Otworzył paczkę i podsunął mu ją pod nos. – Bierz zanim pochłonę wszystkie.
Poczochrał go i usiadł przy stole.
- Następnym razem. Może nawet w Kanadzie spróbujemy tego likieru… - nie czekając dłużej wcisnął sobie do buzi całą garść cukierasów.
Oparł się dłońmi o blat i rozejrzał się po pomieszczeniu. Wrócił wzrokiem do Garika i uniósł brwi.
- Bogowie… Garik dziękuję, ale ja tego wszystkiego przecież nie zjem… A poza tym ty na pewno jesteś głodny! - spojrzał na niego groźnie i pokręcił głową. Widząc jego reakcję na wszystkie kanadyjskie przysmaki, uśmiechnął się szeroko. - Nie ma mowy o żadnym odwdzięczaniu się. - zmarszczył lekko nos, gdy został pocałowany w policzek. - Wystarczy mi już, że mnie tu gościsz. - puścił mu oczko i wziął kilka cukierków. Poprawił włosy, odłożył swoją torbę i usiadł naprzeciwko.
- Z chęcią cię przyjmę w moje skromne progi. - oparł brodę na dłoni. - No, ale mów. Co tam się jeszcze u ciebie działo kiedy cię nie widziałem? I co takiego Carlos ci o mnie naopowiadał...
- Bogowie… Garik dziękuję, ale ja tego wszystkiego przecież nie zjem… A poza tym ty na pewno jesteś głodny! - spojrzał na niego groźnie i pokręcił głową. Widząc jego reakcję na wszystkie kanadyjskie przysmaki, uśmiechnął się szeroko. - Nie ma mowy o żadnym odwdzięczaniu się. - zmarszczył lekko nos, gdy został pocałowany w policzek. - Wystarczy mi już, że mnie tu gościsz. - puścił mu oczko i wziął kilka cukierków. Poprawił włosy, odłożył swoją torbę i usiadł naprzeciwko.
- Z chęcią cię przyjmę w moje skromne progi. - oparł brodę na dłoni. - No, ale mów. Co tam się jeszcze u ciebie działo kiedy cię nie widziałem? I co takiego Carlos ci o mnie naopowiadał...
Zanim odpowiedział, przeżuł wszystko. Zrobił błogą minę i chwilę tak patrzył Artemowi w oczy. Przełknął i westchnął z uśmiechem
- Ja to tam wiecznie jestem głodny. Przygotowałem sobie kanapki, by ci nie podjadać. Cały stos, zaraz ci pokażę. – obejrzał się w stronę kuchenki i lodówki - Zresztą proszę cię, taka tacka pierożków nie robi wrażenia. Mógłbym zjeść trzy takie na jednym posiedzeniu. Co to dla mnie pięćdziesiąt takich malutkich kuleczek? – wzruszył ramionami i sięgnął po butelkę syropu klonowego. Odkręcił i od razu wypił kilka łyków.
- Tęskniłem za tym… Trunkiem. – uśmiechnął się w połowie położył na stole. Przytulił do siebie butelkę i paczkę cukierków i popatrzył niewinnie na towarzysza.
- Tylko bez rodziców w domu poproszę. – wysłał mu całuska i przymknął oczy. – U mnie dobrze. Radzę sobie lepiej niż kiedy pracowałem dla mojego szefostwa. Męczące jest to całe zarządzanie… Myślę o podziale majątku, w sensie przypisaniu kilku spółek moim najbardziej zaufanym ludziom. Nie daję rady wszystkiego ciągnąć i ogarnąć. Mam za małą głowę. – przysunął sobie do ust butelkę i przechylił ją. – Ja to nie Krotov… A Właściwie Vastockij. Nie umiem Chińskiego, ruskiego, angielskiego i… Eh. – machnął ręką i wyprostował się. – Carlos mówił mi dużo. Niektóre rzeczy naprawdę mnie… - próbował zachować powagę, ale coś nie wychodziło – Powiedzmy… Zaskoczyły. – oparł głowę o pięść i wbił w niego spojrzenie – Ty naprawdę dogadzasz sobie myśląc o mnie?
- Ja to tam wiecznie jestem głodny. Przygotowałem sobie kanapki, by ci nie podjadać. Cały stos, zaraz ci pokażę. – obejrzał się w stronę kuchenki i lodówki - Zresztą proszę cię, taka tacka pierożków nie robi wrażenia. Mógłbym zjeść trzy takie na jednym posiedzeniu. Co to dla mnie pięćdziesiąt takich malutkich kuleczek? – wzruszył ramionami i sięgnął po butelkę syropu klonowego. Odkręcił i od razu wypił kilka łyków.
- Tęskniłem za tym… Trunkiem. – uśmiechnął się w połowie położył na stole. Przytulił do siebie butelkę i paczkę cukierków i popatrzył niewinnie na towarzysza.
- Tylko bez rodziców w domu poproszę. – wysłał mu całuska i przymknął oczy. – U mnie dobrze. Radzę sobie lepiej niż kiedy pracowałem dla mojego szefostwa. Męczące jest to całe zarządzanie… Myślę o podziale majątku, w sensie przypisaniu kilku spółek moim najbardziej zaufanym ludziom. Nie daję rady wszystkiego ciągnąć i ogarnąć. Mam za małą głowę. – przysunął sobie do ust butelkę i przechylił ją. – Ja to nie Krotov… A Właściwie Vastockij. Nie umiem Chińskiego, ruskiego, angielskiego i… Eh. – machnął ręką i wyprostował się. – Carlos mówił mi dużo. Niektóre rzeczy naprawdę mnie… - próbował zachować powagę, ale coś nie wychodziło – Powiedzmy… Zaskoczyły. – oparł głowę o pięść i wbił w niego spojrzenie – Ty naprawdę dogadzasz sobie myśląc o mnie?
Wrzucił sobie cukierka do buzi i pokręcił głową. Stos kanapek, pięćdziesiąt pierożków… Czy on ma osiem żołądków?
- Dostaniesz cukrzycy i potem nie będę miał z kim biegać! - skarcił go, gdy zaczął pić syrop prosto z butelki.- Matka ostatnio ciągle jeździ do rodziny, a ojciec siedzi tutaj. Spokojnie, nikt się nie dowie, że lubisz tańczyć niczym baletnica, ubrany w różowy lateks. Obiecuję, że zapewnię ci odpowiednie warunki. - uśmiechnął się niewinnie i wrzucił sobie do buzi kolejnego cukierka. Wysłuchał go i pokiwał głową. Podział majątku wydawał się całkiem rozsądną opcją...
Zakrztusił się powietrzem i gwałtownie zaczął kaszleć, a w dodatku zrobiło mu się dziwnie gorąco… Skutecznie unikał jego wzroku i po chwili odchrząknął.
- Nie, robią to za mnie pieprzone karły… - prychnął i założył ręce na piersi. - Zamorduje go przy najbliższej okazji. Przysięgam do cholery. - mruknął i przetarł twarz. - No proszę. Co jeszcze takiego cię zaskoczyło? Dobij mnie bardziej...
- Dostaniesz cukrzycy i potem nie będę miał z kim biegać! - skarcił go, gdy zaczął pić syrop prosto z butelki.- Matka ostatnio ciągle jeździ do rodziny, a ojciec siedzi tutaj. Spokojnie, nikt się nie dowie, że lubisz tańczyć niczym baletnica, ubrany w różowy lateks. Obiecuję, że zapewnię ci odpowiednie warunki. - uśmiechnął się niewinnie i wrzucił sobie do buzi kolejnego cukierka. Wysłuchał go i pokiwał głową. Podział majątku wydawał się całkiem rozsądną opcją...
Zakrztusił się powietrzem i gwałtownie zaczął kaszleć, a w dodatku zrobiło mu się dziwnie gorąco… Skutecznie unikał jego wzroku i po chwili odchrząknął.
- Nie, robią to za mnie pieprzone karły… - prychnął i założył ręce na piersi. - Zamorduje go przy najbliższej okazji. Przysięgam do cholery. - mruknął i przetarł twarz. - No proszę. Co jeszcze takiego cię zaskoczyło? Dobij mnie bardziej...
- Cukrzycy? W życiu! – i znowu zaczął wlewać w siebie syrop, patrząc mu bezczelnie w oczy. Westchnął ciężko i wstał, by wyciągnąć kanapki. Od tego słodkiego zaczęło robić się mdło…
- Heee? Ale bez lateksu. Chyba, że lubisz, to wtedy czerwony poproszę. – odpowiedział całkiem poważnie i przyniósł na stół piramidę kanapek pokrojonych w kostkę. Usiadł na poprzednim miejscu i zaczął je pochłaniać, przepijając syropem.
Zaczął się śmiać, widząc jego reakcję, a tłumaczenie się i jego zakłopotanie sprawiło, że odchylił się na krześle i buchnął głośnym śmiechem.
- Razem go zamordujmy, co? – zaproponował kiedy już się uspokoił. Przetarł oczy i sięgnął po kanapkę. Chyba od pół roku tak się nie śmiał…
- Czekaj no… Powiem ci wszystko, ale przy alkoholu. Usiądziemy w salonie, zapalę w kominku, przytulisz się do Kruszka i wtedy. – wstał do garnka i zaczął wrzucać do niego surowe pierogi. – Robię wszystkie!
- Heee? Ale bez lateksu. Chyba, że lubisz, to wtedy czerwony poproszę. – odpowiedział całkiem poważnie i przyniósł na stół piramidę kanapek pokrojonych w kostkę. Usiadł na poprzednim miejscu i zaczął je pochłaniać, przepijając syropem.
Zaczął się śmiać, widząc jego reakcję, a tłumaczenie się i jego zakłopotanie sprawiło, że odchylił się na krześle i buchnął głośnym śmiechem.
- Razem go zamordujmy, co? – zaproponował kiedy już się uspokoił. Przetarł oczy i sięgnął po kanapkę. Chyba od pół roku tak się nie śmiał…
- Czekaj no… Powiem ci wszystko, ale przy alkoholu. Usiądziemy w salonie, zapalę w kominku, przytulisz się do Kruszka i wtedy. – wstał do garnka i zaczął wrzucać do niego surowe pierogi. – Robię wszystkie!
Pokręcił głową, gdy mężczyzna zaczął pić syrop i westchnął cicho. - Niestety… Został tylko różowy. Chyba, że wolisz koronkę. Może czerwona się znajdzie. - stwierdził rzeczowo i założył nogę na nogę.
Gdy mężczyzna zaczął się śmiać, Artem cisnął w niego cukierkiem i jeszcze bardziej się naburmuszył.
- Nienawidzę cię. Zginiesz zaraz po nim. - mruknął i zmrużył oczy. - Mhmmm, ale zabiorę oba psy. One potrzebują mojej miłości. Pewnie i tak już mają przez ciebie traumę. - zarządził i zerknął w jego stronę.
- W takim razie będziesz je jadł ze mną. - wzruszył ramionami. Wstał, podszedł do niego i oparł się o jego plecy. - Wieeesz… Słyszałem, że jesteś o mnie całkiem zazdrosny. Nie chcesz może czegoś dodać? - wyszeptał zbliżając się do jego ucha.
Gdy mężczyzna zaczął się śmiać, Artem cisnął w niego cukierkiem i jeszcze bardziej się naburmuszył.
- Nienawidzę cię. Zginiesz zaraz po nim. - mruknął i zmrużył oczy. - Mhmmm, ale zabiorę oba psy. One potrzebują mojej miłości. Pewnie i tak już mają przez ciebie traumę. - zarządził i zerknął w jego stronę.
- W takim razie będziesz je jadł ze mną. - wzruszył ramionami. Wstał, podszedł do niego i oparł się o jego plecy. - Wieeesz… Słyszałem, że jesteś o mnie całkiem zazdrosny. Nie chcesz może czegoś dodać? - wyszeptał zbliżając się do jego ucha.
Koronki? To raczej dla babeczek... Ale i tak przymierzy!
Schował się za dłońmi przed cukierkiem i jak szedł w stronę kuchni zabrał go z podłogi. Jeszcze jakaś sabaczka się poczęstuje i będzie...
- O nie, nie! Psy zostaną ze mną. Póki one żyją, jestem nieśmiertelny. – ściągnął brwi i popatrzył na niego niby to zły. Przemieszał pierożki i przygotował dwa talerze. Skoro już tak bardzo chce się podzielić… Nie pogardzi dobrym jedzeniem. Szkoda, że tak mało tego zrobił, no trudno…
- Mam powtórzyć to co mówiłem ci przez telefon? – zapytał ciszej. Ciekawiło go jak daleko się posunie, nie przeszkadzał mu, zaabsorbowany jedzeniem.
Schował się za dłońmi przed cukierkiem i jak szedł w stronę kuchni zabrał go z podłogi. Jeszcze jakaś sabaczka się poczęstuje i będzie...
- O nie, nie! Psy zostaną ze mną. Póki one żyją, jestem nieśmiertelny. – ściągnął brwi i popatrzył na niego niby to zły. Przemieszał pierożki i przygotował dwa talerze. Skoro już tak bardzo chce się podzielić… Nie pogardzi dobrym jedzeniem. Szkoda, że tak mało tego zrobił, no trudno…
- Mam powtórzyć to co mówiłem ci przez telefon? – zapytał ciszej. Ciekawiło go jak daleko się posunie, nie przeszkadzał mu, zaabsorbowany jedzeniem.
- Jasne. Z przyjemnością przekonam się o tej nieśmiertelności. - posłał mu nieco lekceważące spojrzenie i uśmiechnął się bezczelnie.
- Nic nie musisz powtarzać. Doskonale to pamiętam i zresztą dowiedziałem się już nieco na ten temat… - mruknął. Przybliżył usta do jego ucha i zaczął je delikatnie muskać, jednocześnie napierając na niego biodrami. Chwilę go jeszcze tak pomęczył, aż w końcu odsunął się od niego. Wrócił na swoje miejsce i jak gdyby nigdy nic, oparł się łokciem o oparcie krzesła.
- Nic nie musisz powtarzać. Doskonale to pamiętam i zresztą dowiedziałem się już nieco na ten temat… - mruknął. Przybliżył usta do jego ucha i zaczął je delikatnie muskać, jednocześnie napierając na niego biodrami. Chwilę go jeszcze tak pomęczył, aż w końcu odsunął się od niego. Wrócił na swoje miejsce i jak gdyby nigdy nic, oparł się łokciem o oparcie krzesła.
- Taaaaak? – odchylił nieco głowę, pozwalając mu się trochę porozpieszczać - W takim razie mogę dodać, że… Specjalnie dla ciebie biorę obcasy i dzisiaj, przez kwadrans będę ci usługiwał. Może być? – odwrócił za nim głowę i westchnął cicho.
Wyciągnął pierwszą partię pierożków i postawił pełen talerz przed Artemem. Zaraz wyciągnął z lodówki sosy i bez pytania trochę mu ich rozlał. Psy, słysząc brzdęk sztućców i talerzy od razu podbiegły do kuchni i zaczęły się łasić o dokarmianie.
- Nie mogę się doczekać lata. Chciałbym nauczyć się łowić ryby. - wyciągnął z wody nowe pierogi i tym razem nałożył sobie.
Wyciągnął pierwszą partię pierożków i postawił pełen talerz przed Artemem. Zaraz wyciągnął z lodówki sosy i bez pytania trochę mu ich rozlał. Psy, słysząc brzdęk sztućców i talerzy od razu podbiegły do kuchni i zaczęły się łasić o dokarmianie.
- Nie mogę się doczekać lata. Chciałbym nauczyć się łowić ryby. - wyciągnął z wody nowe pierogi i tym razem nałożył sobie.
Strona 1 z 14 • 1, 2, 3 ... 7 ... 14
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach