Riley Wolfhound Grimshaw
Riley Wolfhound Grimshaw
Fresh Blood Lost in the City
Cambie Street [SSP]
Pon Wrz 25, 2017 6:03 pm


Ostatnio zmieniony przez Riley 'Woolfe' Winchester dnia Czw Mar 22, 2018 10:48 pm, w całości zmieniany 1 raz
First topic message reminder :

Całkowicie zwyczajna ulica. W Vancouver można znaleźć takich setki.
Bez wątpienia!
Lecz nie każda z nich może pochwalić się mianem najczęstszego punktu spotkań wśród młodzieży (i nie tylko). Wokół znajduje się całe mnóstwo niezwykle popularnych lokali, zaczynając na Landmark Hot Pot House, oferującym tak uwielbiany przez wszystkich azjatycki hot pot. Każdego dnia zbierają się tu tłumy głodnych studentów, którzy idąc całą grupą, za niską cenę mogą najeść się do syta. Oprócz tego wokół znajduje się kuchnia tajwańska, japońska, kawiarnia Copa Cafe, pralnia, apteka, a nawet szpital dla zwierząt!
Co najważniejsze, niezwykle blisko tego punktu znajduje się stacja metra Króla Edwarda (aka. King Edward Station), co tylko zwiększa wartość ulicy dzięki niezwykle łatwemu dojazdowi.

-----

► Czym jest SSP? Sprawdź w [ tym ] temacie.

Black Panther
Black Panther
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Cambie Street [SSP]
Sro Sty 22, 2020 11:04 pm
Może to dziwnie zabrzmi, ale miał wrażenie, że Ian nawet nie chce z nim rozmawiać, całkiem możliwe, że to był jeden z powodów, dla którego Ryu nie zaczął z nim rozmowy wcześniej. Tablety, tablety, tablety. Przecież każdy wiedział, że najlepszą formą komunikacji były jednak usta, a w tym wypadku ręce. Chłopak coś o tym wiedział, bo zdarzało mu się często nie zabierać ze sobą telefonu. Zresztą w podstawowej formie komunikacji można było, chociaż więcej wyczytać z mimiki twarzy rozmówcy, pisząc cały czas wiadomości na tablecie, telefonie, czy kartce ta rozmowa byłaby nieuprzejma i chociaż sam ma znajomości internetowe, to była już dla niego zupełnie inna sprawa. Był jego kolegą z klasy, więc niekulturalne było to, że miałby się do niego w przyszłości zwracać formą pisemną lub klikaną. Ryu chyba był po prostu staromodny. Ian trochę wyglądał, jakby szukał pomocy i sposobu na pozbycie się swojego rozmówcy. Trochę chamskie, ale rozumiał to w zasadzie. W jego oczach mógł wyglądać trochę, jak psychol. Jednakże Ryu nigdy żadnej krzywdy mu nie zrobił, a nawet nie miał jej zamiaru zrobić w przyszłości. Trochę się zirytował, dlatego wolał nieco rozjaśnić jego wątpliwości. - Posłuchaj. Jeśli widzę daną osobę to wolę z nią komunikować się w tradycyjny sposób. Twoja choroba nie powinna cię w tej kwestii w żaden sposób skreślać, więc skoro nie mógłbym z Tobą porozmawiać w przyszłości, w tradycyjny sposób, to mogę, chociaż to zrobić tą metodą, która jest Tobie znana. - Nie miał najmniejszego zamiaru posługiwać się urządzeniami, skoro specjalnie nauczył się migać, aby móc go zrozumieć. - Może to wyglądać dziwnie, bo w końcu nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy, ale jak miałem z Tobą rozmawiać, nie znając przy tym nawet podstaw? Dla Ciebie to dziwaczne, a dla mnie jest to ważne. Forma komunikacji i sposób przekazywania, czegoś drugiej osobie jest istotną rzeczą. Podsumowując, okazałbym Ci tym brak szacunku do Twojej osoby. - Tak. Był nieco dziwny i miał inny podgląd na życie. Kierował się wartościami, które sam uważał za ważne. Wzmianka o psie była bujdą i było to widać, przecież nawet nigdy go nie widywał z psem, a przecież Ryu był sportowcem i mimo tego, że nie było po nim tego widać, to spędzał dużo czasu na zewnątrz. Nie uśmiechał się, bo w zasadzie do śmiechu mu nie było. -Współczuje Ci, ale proponuje iść na zajęcia. Skoro i tak idziemy w tym samym kierunku to chodźmy tam razem. Nie musisz ze mną rozmawiać, ale ucieszyłbym się, gdybyśmy dotarli tam wspólnie. Miałbym chociaż pewność, że nic ci nie jest. - Był szczery. Plułby sobie w twarz, gdyby Ian tam nie dotarł, bo przecież Ryu mógłby coś z tym zrobić, a nie znał go na tyle, by ocenić, czy podczas takiego stanu myślał trzeźwo. Jakby nie patrzeć to jeszcze chwilę temu, niższy kolega, wycierał swoje policzki od płaczu. Pies, czy nie pies, nieistotne. Równie dobrze mogłaby być to poważniejsza sprawa, o której nie chciał mu mówić. Nie zaskoczyłoby go to. Nie znał go przecież. Schował dłonie do kieszeni. Ian nie okazywał chęci rozmawiania, więc nie myślał w tej chwili, że coś się zmieni, czekał jednak tylko na sygnał, że pójdzie z nim grzecznie do szkoły. Może iść obok niego, za nim, przed nim, jak tam wolał.
Słowik
Słowik
The Fox Coryphaeus / Corsac
Re: Cambie Street [SSP]
Sro Sty 22, 2020 11:43 pm
Choć jak do tej pory mimika Iana przejawiała głównie nieufność, wystarczyło kilka 'słów' ze strony Ryunosuke, by jego oczy zmieniły się w istny lodowiec. Ludzie patrząc na Nixona z zewnątrz niejednokrotnie brali go wyłącznie za ofiarę. Był drobny, nieśmiały, łagodny uśmiech przychodził mu z niezwykłą łatwością. Lecz sądzenie, że przez całe życie był tylko cichutką, spokojną kulką było bardziej niż błędne. Podczas gdy inni ludzie mieli swoje świadome bariery, chłopak przejmował się nimi tylko wtedy, gdy faktycznie miał ku temu powód. Ludzie unikali go nie tylko ze względu na uciężliwość. Była konkretna grupa, która z miejsca wywoływała w nim szczerą nienawiść, do tego stopnia, by niejednokrotnie korytarzem za jego plecami rozchodziły się ciche szepty.
Szepty o fałszywości.
O tym, że w rzeczywistości Ian nie miał w sobie nic ze słodkiego, uroczego i nieśmiałego chłopca, na którego wyglądał na co dzień. Że był zimnym, pozbawionym empatii gnojkiem, który bez mrugnięcia okiem potrafił uderzyć tak, byś mimo początkowej chęci zagadania, nie poczuł jej już nigdy więcej. Rzecz jasna praktycznie nikt w to nie wierzył. Ciężko było uwierzyć w coś podobnego, gdy widziało się chłopca schowanego połowicznie za swoim bratem, wstukującego jedynie coś od czasu do czasu na tablecie z tym zagubionym wyrazem twarzy.
Fakt, że przez ponad rok się do siebie nie odezwali, najwyraźniej był jasnym sygnałem od niebios. Paskudny uśmiech, kompletnie pozbawiony wesołości wykrzywił jego twarz, nieprzyjemnie podkreślony przez puste, zimne tęczówki pozbawione jakiejkolwiek sympatii.
"Mam się świetnie, dziękuję za troskę."
Gesty, którymi odwdzięczył się na wspomnienie o chorobie były twarde i powolne. Wyglądały bardziej jak groźba niż faktyczna chęć zakomunikowania czegoś. Tuż po tym, Ian zacisnął pięści, wbijając paznokcie we wnętrze dłoni. Obserwował co chłopak ma mu do zakomunikowania, lecz jedyną reakcją jaką udało mu się wywołać była rosnąca pogarda.
"Współczujesz mi? Nie potrzebuję twojego współczucia. Ani teraz, ani nigdy. Ani w przypadku psa, ani niczego innego. Znam wiele metod komunikacji i nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek mówił że któraś z nich jest okazaniem mi braku szacunku. TO co robisz teraz jest brakiem szacunku. Więc mam nadzieję, że nauczyli cię na tych twoich kursach podstawowego gestu, z pewnością ci się przyda."
Ian uniósł obie dłonie pokazując chłopakowi środkowe palce. Zaraz po tym prychnął z wyraźną odrazą, naciągając kaptur bluzy na głowę i odwrócił się bez słowa, idąc w kierunku szkoły, kończąc tym samym jakikolwiek kontakt z kolegą z klasy.
No proszę, choć tego jednego postanowił się posłuchać.

zt.
Black Panther
Black Panther
The Liberty Individual Trouble Seeker
Re: Cambie Street [SSP]
Czw Sty 23, 2020 12:05 am
Chciał być miły, a wyszło, jak wyszło. Chodząca bomba wybuchnęła w jedną chwilę. Dosłownie i chociaż nie było na to logicznego wyjaśnienia, Ian zachował się trochę, a nawet bardzo, dramatycznie. Rozumiał to, że był głuchoniemy i była to choroba, a Ryu chciał jedynie komunikować się z nim tak, aby czuł się swobodnie, gdy reszta z niego szydziła, czy po prostu udawała, że nie istnieje. Chłopak lubił uczyć się nowych rzeczy, a to było dla niego miłym doświadczeniem, szkoda tylko, że został właściwie zmieszany z błotem. Bariera między nimi stała się jeszcze bardziej odległa. Jego zamiary, Ian odebrał, jako atak, ułomność i cholera wie, jak jeszcze. Pokazanie mu środkowego palca, było chamskie, aroganckie i prostackie. Miał się walić. No trudno. Przyjdzie, kiedyś czas, że Ian będzie zmuszony z nim rozmawiać, nawet jeśli będzie traktował go, jak wroga. Trudno. Mógłby zadawać sobie wiele pytań, co tak naprawdę siedziało w jego głowie, ale nie był ani psychologiem, ani nie miał teraz na to czasu. Musiał pojawić się w końcu na zajęciach. Inaczej znowu będzie miał problemy. Odprowadził go wzrokiem. Nie miał zamiaru za nim biec. Pogorszyłoby to wszystko jeszcze bardziej. Dolałby oliwy do ognia. Wyciągnął rękę, zakrył usta i ziewnął. Czas gonił. Schował ponownie dłoń do kieszeni i ruszył w kierunku szkoły.
[z/t]
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach