▲▼
Choć jego brat udzielił już odpowiedzi, sam pokręcił głową na pytanie Cyrille'a. Tak, zdecydowanie blondyn był jedną z niewielu osób, których i białowłosy nie ignorował, nawet jeśli nie nawiązywał z nim szczególnie namiętnych rozmów.
Więc Alana nie będzie, hm?
Przyglądał się przez chwilę swojemu bratu z niezwykłą uwagą. Była to jedna z bardzo niewielu sytuacji, gdy widział ich oddzielnie. Z drugiej strony od czasów zakończenia roku nie widział blondyna zbyt często. Z ich ostatniej rozmowy wynikało, że oficjalnie zerwali, by zastanowić się nad czymś poważniejszym, ale póki co nie było jeszcze większych rezultatów.
Usiadł przy stoliku obok Mercury'ego, pozwalając mu na opieranie się o jego ramię, zupełnie jakby stanowił zawodową podpórkę. Robił za nią niemalże cały czas, przez tyle lat zdążył się już przyzwyczaić. Zdecydowanie wolał by opierał się o niego, niż o kogoś innego.
Obaj bracia wymienili się spojrzeniami, przeglądając postawione przed nimi menu. Przydzielone zadanie było na tyle niecodzienne (w końcu spędzali czas w towarzystwie Cyrille'a, którego uznawali za mistrza i władcę jedzenia), by przez dłuższą chwilę przyglądali się karcie menu.
— Może niech każdy weźmie coś innego? I tak będziemy się wymieniać, a przynajmniej spróbujemy różnych potraw.
— Smażone małże w ostro-kwaśnym sosie.
— Kałamarnica w sosie Satay.
— I...
— Żeberka do pieczenia na grillu? — obaj skinęli głową w tym samym momencie zwracając się w stronę Cyrille'a z niemym "Pasuje ci?".
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Całkowicie zwyczajna ulica. W Vancouver można znaleźć takich setki.
Bez wątpienia!
Lecz nie każda z nich może pochwalić się mianem najczęstszego punktu spotkań wśród młodzieży (i nie tylko). Wokół znajduje się całe mnóstwo niezwykle popularnych lokali, zaczynając na Landmark Hot Pot House, oferującym tak uwielbiany przez wszystkich azjatycki hot pot. Każdego dnia zbierają się tu tłumy głodnych studentów, którzy idąc całą grupą, za niską cenę mogą najeść się do syta. Oprócz tego wokół znajduje się kuchnia tajwańska, japońska, kawiarnia Copa Cafe, pralnia, apteka, a nawet szpital dla zwierząt!
Co najważniejsze, niezwykle blisko tego punktu znajduje się stacja metra Króla Edwarda (aka. King Edward Station), co tylko zwiększa wartość ulicy dzięki niezwykle łatwemu dojazdowi.
► Czym jest SSP? Sprawdź w [ tym ] temacie.
Bez wątpienia!
Lecz nie każda z nich może pochwalić się mianem najczęstszego punktu spotkań wśród młodzieży (i nie tylko). Wokół znajduje się całe mnóstwo niezwykle popularnych lokali, zaczynając na Landmark Hot Pot House, oferującym tak uwielbiany przez wszystkich azjatycki hot pot. Każdego dnia zbierają się tu tłumy głodnych studentów, którzy idąc całą grupą, za niską cenę mogą najeść się do syta. Oprócz tego wokół znajduje się kuchnia tajwańska, japońska, kawiarnia Copa Cafe, pralnia, apteka, a nawet szpital dla zwierząt!
Co najważniejsze, niezwykle blisko tego punktu znajduje się stacja metra Króla Edwarda (aka. King Edward Station), co tylko zwiększa wartość ulicy dzięki niezwykle łatwemu dojazdowi.
-----
► Czym jest SSP? Sprawdź w [ tym ] temacie.
Cyrille przybył na jedną z tych całkowicie zwyczajnych ulic, jakich to w Vancouver można znaleźć setki! Cel był prosty! Zjeść ile się tylko da! W tak wielu miejscach jak to tylko możliwe! Może dzięki temu zabiegowi zrodzi się w nim pomysł na kolejny własny przepis?! Czasami człowiek potrzebował odskoczni od codzienności!
Blondyn ruszył szybkim krokiem wodząc spojrzeniem po szyldach mijanych lokali. Zaobserwowało go to na tyle, że wcale nie zwracał uwagi na otoczenie, ani za bardzo na ludzi, których mijał... lub też trącał co jakiś czas. Nie było czasu na uprzejmości!
Blondyn ruszył szybkim krokiem wodząc spojrzeniem po szyldach mijanych lokali. Zaobserwowało go to na tyle, że wcale nie zwracał uwagi na otoczenie, ani za bardzo na ludzi, których mijał... lub też trącał co jakiś czas. Nie było czasu na uprzejmości!
Choć blondynów na świecie były miliony (a pewnie i miliardy!) był tylko jeden konkretny, na którego starszy z bliźniaków Black nastawił sobie radar. W przeciwieństwie do większości hołoty zwyczajnych ludzi, nie używał komunikacji miejskiej do poruszania się po mieście. Nic zatem dziwnego, że gdy na Cambie Street zajechała długa limuzyna, głowy wielu przechodniów zwróciły się z ciekawością w tamtą stronę.
Czarnowłosy wysiadł z auta w towarzystwie białowłosego Saturna i błyskawicznie odnalazł wzrokiem rozglądającego się Cyrille'a, który zaraz został przygnieciony ramieniem Mercury'ego i przyparty do piersi.
— Kto jako pierwszy pojawia się na miejscu? Oczywiście, że mój niezawodny najlepszy przyjaciel. Postaraj się nie krytykować tutejszych kucharzy zbyt mocno, hm? — zażartował machając ręką na szofera, który posłusznie odjechał w swoim kierunku, pozostawiając ich samym sobie.
Czarnowłosy wysiadł z auta w towarzystwie białowłosego Saturna i błyskawicznie odnalazł wzrokiem rozglądającego się Cyrille'a, który zaraz został przygnieciony ramieniem Mercury'ego i przyparty do piersi.
— Kto jako pierwszy pojawia się na miejscu? Oczywiście, że mój niezawodny najlepszy przyjaciel. Postaraj się nie krytykować tutejszych kucharzy zbyt mocno, hm? — zażartował machając ręką na szofera, który posłusznie odjechał w swoim kierunku, pozostawiając ich samym sobie.
Saturn zawsze pojawiał się wraz z Mercurym, zupełnie jakby stanowił jego nieodłączny cień. I jak na cień przystało, rzadko kiedy decydował się zabrać głos w jakiejkolwiek sprawie, gdy nie widział takiej potrzeby. Gdy tylko wysiadł w ślad za nim z samochodu, stanął spokojnie w miejscu wsuwając dłonie do kieszeni swojej kurtki i kiwnął głową na powitanie młodszemu chłopakowi. Nie należał do osób, których inni spodziewali się podczas wszelkich spotkań. I jednocześnie każdy doskonale wiedział, że jeśli gdzieś pojawi się jego brat, tam pojawi się i on. Co za paradoks.
Sam rozejrzał się dookoła. Nawet jeśli był tu już kilka razy, zawsze azjatyckie miejsca prezentowały się zupełnie inaczej, jakby właściciele knajp chcieli w ten sposób zapewnić swoich klientów o różnorodności potraw i zachęcić ich do podobnego odwiedzenia.
Cóż, na niego całkiem to działało.
Sam rozejrzał się dookoła. Nawet jeśli był tu już kilka razy, zawsze azjatyckie miejsca prezentowały się zupełnie inaczej, jakby właściciele knajp chcieli w ten sposób zapewnić swoich klientów o różnorodności potraw i zachęcić ich do podobnego odwiedzenia.
Cóż, na niego całkiem to działało.
Jedna z wielu ulic, przez którą przewija się masa osób w każdej chwili. Nic dziwnego, że niektórzy potrafią gubić się w tłumie... Pojęcie te nie dotyczyło INNYCH jednostek, których nie sposób było przeoczyć. Nawet ślepiec przystawał zasłaniając oczy przed blaskiem.
Wielka limuzyna na pewno przyciągała wzrok ludzi... ale Cyrille nie zwracał na to uwagi... może nie był człowiekiem?
Dopiero gdy został złapany i "przyciśnięty", uświadomił sobie, kto go "dorwał". Podniósł głowę z wielkim uśmiechem.
- Zawsze na czas! Zawsze gotowy! - zaśmiał się cicho, dopiero zerkając na odjeżdżającą limuzynę. - Wielkie wejście! Nie musisz się martwić, jestem gotowy na wszystko! Wcześniej odpowiednio nastawiłem się psychicznie na to "spotkanie"! Hej Saturn! - tutaj pomachał wolną ręką w stronę drugiego z bliźniaków - To od czego zaczynamy?
Wielka limuzyna na pewno przyciągała wzrok ludzi... ale Cyrille nie zwracał na to uwagi... może nie był człowiekiem?
Dopiero gdy został złapany i "przyciśnięty", uświadomił sobie, kto go "dorwał". Podniósł głowę z wielkim uśmiechem.
- Zawsze na czas! Zawsze gotowy! - zaśmiał się cicho, dopiero zerkając na odjeżdżającą limuzynę. - Wielkie wejście! Nie musisz się martwić, jestem gotowy na wszystko! Wcześniej odpowiednio nastawiłem się psychicznie na to "spotkanie"! Hej Saturn! - tutaj pomachał wolną ręką w stronę drugiego z bliźniaków - To od czego zaczynamy?
"To od czego zaczynamy?"
Sam chciałby wiedzieć. Szczerze mówiąc nie był pewien na co miał ochotę, biorąc pod uwagę że każdy z tych lokali oferował coś dobrego. Z tego co pamiętał, jego brat ustalał jednak dość konkretne miejsce, by inni się nie pogubili na trasie.
— Landmark Hot Pot House — powiedział wskazując całą dłonią w odpowiednim kierunku. Tak, był pewien że chodziło właśnie o nie. Głównie z tego względu, że lokal oferował całe mnóstwo przeróżnych dań, które można było jeść w grupach, dzieląc się wszystkim co było na stole. Niejednokrotnie przygotowywano im go nawet w domach, gdy chcieli poczuć nieco azjatyckiej atmosfery, zgodnie z własnymi korzeniami.
Choć niewątpliwie jakby na to nie patrzeć, każdy z nich w obecnym momencie i tak czuł się bardziej Kanadyjczykiem niż Koreańczykiem.
Sam chciałby wiedzieć. Szczerze mówiąc nie był pewien na co miał ochotę, biorąc pod uwagę że każdy z tych lokali oferował coś dobrego. Z tego co pamiętał, jego brat ustalał jednak dość konkretne miejsce, by inni się nie pogubili na trasie.
— Landmark Hot Pot House — powiedział wskazując całą dłonią w odpowiednim kierunku. Tak, był pewien że chodziło właśnie o nie. Głównie z tego względu, że lokal oferował całe mnóstwo przeróżnych dań, które można było jeść w grupach, dzieląc się wszystkim co było na stole. Niejednokrotnie przygotowywano im go nawet w domach, gdy chcieli poczuć nieco azjatyckiej atmosfery, zgodnie z własnymi korzeniami.
Choć niewątpliwie jakby na to nie patrzeć, każdy z nich w obecnym momencie i tak czuł się bardziej Kanadyjczykiem niż Koreańczykiem.
Spojrzał na przyjaciela z niejakim niedowierzaniem, unosząc brew ku górze.
— Musisz się jeszcze na cokolwiek nastawiać psychicznie? — jakby nie patrzeć Cyrille był wulkanem pozytywnej energii. Ciężko było wyobrazić go sobie smutnego i przybitego, chyba że akurat dowiadywał się, że przełożono godzinę transmisji live jego ulubionego programu kulinarnego.
Z drugiej strony zawsze mógł wtedy po prostu wsiąść w helikopter i jechać w odpowiednie miejsce, by koniec końców doświadczyć całego wydarzenia na żywo.
"Landmark Hot Pot House"
— Właśnie tam. Nie wiem czy zamierzamy jeszcze stać na ulicy i czekać na innych, czy zrobimy to w środku? Przynajmniej się czegoś napijemy i pomyślimy nad zamówieniem — zaproponował, wypuszczając blondyna tylko po to, by zaraz oprzeć się o Saturna, który rzucił mu krótkie, spokojne spojrzenie nie protestując w żaden sposób.
Pokręcił głową w odpowiedzi na pytanie, które nie zostało zadane na głos.
— Musisz się jeszcze na cokolwiek nastawiać psychicznie? — jakby nie patrzeć Cyrille był wulkanem pozytywnej energii. Ciężko było wyobrazić go sobie smutnego i przybitego, chyba że akurat dowiadywał się, że przełożono godzinę transmisji live jego ulubionego programu kulinarnego.
Z drugiej strony zawsze mógł wtedy po prostu wsiąść w helikopter i jechać w odpowiednie miejsce, by koniec końców doświadczyć całego wydarzenia na żywo.
"Landmark Hot Pot House"
— Właśnie tam. Nie wiem czy zamierzamy jeszcze stać na ulicy i czekać na innych, czy zrobimy to w środku? Przynajmniej się czegoś napijemy i pomyślimy nad zamówieniem — zaproponował, wypuszczając blondyna tylko po to, by zaraz oprzeć się o Saturna, który rzucił mu krótkie, spokojne spojrzenie nie protestując w żaden sposób.
Pokręcił głową w odpowiedzi na pytanie, które nie zostało zadane na głos.
- Wohoo! Doskonale! W drogę!- wykrzyczał i wyszczerzył się jeszcze bardziej. Powoli, aczkolwiek pewnym krokiem ruszył w stronę wskazanego lokalu. Spojrzał jeszcze na przyjaciela.
- Oczywiście, że nie muszę. Czasami staram się zachować pozory, że nie wszystkie moje decyzje podejmuję bez większego zastanowienia!
Zatrzymał się nagle jakby przypominając sobie coś ważnego. Chociaż aktualnie nie przypomniał sobie niczego. Nawet nie wiedział czy coś zapamiętywał odnośnie tej sytuacji.
- Zapomniałem o kimś? Powinniśmy zaczekać jeszcze na kogoś? - wyszeptał i uśmiechnął się głupkowato, ale na szczęście jeden z bliźniaków szybko wyprowadził go z błędu. Zrównał się z braćmi.
- Jeśli znajdziemy coś naprawdę dobrego... zdobędę tego przepis... albo nie, sam ustalę co i jak, oczywiście dodając swoje poprawki! A wy, będziecie moimi testerami! - wyszczerzył się do nich i wszedł do lokalu, by zaraz znaleźć i zająć odpowiedni stolik, rozglądając się w środku niczym dziecko w wesołym miasteczku.
- Oczywiście, że nie muszę. Czasami staram się zachować pozory, że nie wszystkie moje decyzje podejmuję bez większego zastanowienia!
Zatrzymał się nagle jakby przypominając sobie coś ważnego. Chociaż aktualnie nie przypomniał sobie niczego. Nawet nie wiedział czy coś zapamiętywał odnośnie tej sytuacji.
- Zapomniałem o kimś? Powinniśmy zaczekać jeszcze na kogoś? - wyszeptał i uśmiechnął się głupkowato, ale na szczęście jeden z bliźniaków szybko wyprowadził go z błędu. Zrównał się z braćmi.
- Jeśli znajdziemy coś naprawdę dobrego... zdobędę tego przepis... albo nie, sam ustalę co i jak, oczywiście dodając swoje poprawki! A wy, będziecie moimi testerami! - wyszczerzył się do nich i wszedł do lokalu, by zaraz znaleźć i zająć odpowiedni stolik, rozglądając się w środku niczym dziecko w wesołym miasteczku.
Kiwnął głową, patrząc na Cyrille'a i sam ruszył w stronę lokalu ciągnąc za sobą Saturna. Nie żeby jego brat kiedykolwiek się opierał jego woli, skoro wiedział że był to jedyny moment gdy musiał się integrować z innymi.
— Zachowaj te pozory dla innych — rzucił do blondyna, mierzwiąc mu włosy wolną dłonią. Na pytanie o innych wzruszył ramionami, widocznie się nad tym nie zastanawiając.
— Kto przyjdzie, ten przyjdzie. Zostawiłem wiadomość kilku osobom, nie żeby ich obecność była jakaś niezbędna. Choć niewątpliwie w grupie raźniej i te sprawy — powiedział nieco znużonym tonem, zupełnie jakby recytował wyuczoną formułkę. Dopiero po chwili na jego twarzy na powrót pojawiło się skupienie, choć wszelki entuzjazm pozostawił przyjacielowi.
Wszedł w ślad za nim do lokalu i zajął miejsce obok, wpatrując się w zwisające kominy odprowadzające żar znad paleniska. Powinni oprócz kuchni, zamontować coś podobnego w jadalni. Albo zrobić pod nie oddzielny pokój. Musiał porozmawiać na ten temat z ojcem.
— Zachowaj te pozory dla innych — rzucił do blondyna, mierzwiąc mu włosy wolną dłonią. Na pytanie o innych wzruszył ramionami, widocznie się nad tym nie zastanawiając.
— Kto przyjdzie, ten przyjdzie. Zostawiłem wiadomość kilku osobom, nie żeby ich obecność była jakaś niezbędna. Choć niewątpliwie w grupie raźniej i te sprawy — powiedział nieco znużonym tonem, zupełnie jakby recytował wyuczoną formułkę. Dopiero po chwili na jego twarzy na powrót pojawiło się skupienie, choć wszelki entuzjazm pozostawił przyjacielowi.
Wszedł w ślad za nim do lokalu i zajął miejsce obok, wpatrując się w zwisające kominy odprowadzające żar znad paleniska. Powinni oprócz kuchni, zamontować coś podobnego w jadalni. Albo zrobić pod nie oddzielny pokój. Musiał porozmawiać na ten temat z ojcem.
O B E C N E | M I E J S C E | A K C J I
L A N D M A R K | H O T P O T | H O U S E
L A N D M A R K | H O T P O T | H O U S E
Choć jego brat udzielił już odpowiedzi, sam pokręcił głową na pytanie Cyrille'a. Tak, zdecydowanie blondyn był jedną z niewielu osób, których i białowłosy nie ignorował, nawet jeśli nie nawiązywał z nim szczególnie namiętnych rozmów.
Więc Alana nie będzie, hm?
Przyglądał się przez chwilę swojemu bratu z niezwykłą uwagą. Była to jedna z bardzo niewielu sytuacji, gdy widział ich oddzielnie. Z drugiej strony od czasów zakończenia roku nie widział blondyna zbyt często. Z ich ostatniej rozmowy wynikało, że oficjalnie zerwali, by zastanowić się nad czymś poważniejszym, ale póki co nie było jeszcze większych rezultatów.
Usiadł przy stoliku obok Mercury'ego, pozwalając mu na opieranie się o jego ramię, zupełnie jakby stanowił zawodową podpórkę. Robił za nią niemalże cały czas, przez tyle lat zdążył się już przyzwyczaić. Zdecydowanie wolał by opierał się o niego, niż o kogoś innego.
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Cambie Street [SSP]
Pon Wrz 25, 2017 10:07 pm
Pon Wrz 25, 2017 10:07 pm
Pokiwał lekko głową wzruszając lekko ramionami, jakby nie mógł się zdecydować, który gest będzie bardziej odpowiedni do obecnej sytuacji. On doskonale czuł się dobrze w samym towarzystwie bliźniaków, więc do szczęścia nikt więcej mu teraz potrzebny nie był, ale jak to już zauważono. Im więcej tym lepiej. W końcu przed wyruszeniem na przygodę trzeba było zebrać drużynę!
Usadowił się wygodnie przy stole i nabrał powietrza w płuca by wyłapać wszystkie smakowite zamachy potraw serwowanych w tym lokalu.
- Saturn, Mercury - zaczął poważnym tonem i tak samo poważnym wyrazem twarzy - Dzisiaj zdam się na was i pozwolę wam wybrać... moje jedzenie! - Po jakże dramatycznej pauzie wyszczerzył się jak dziecko w ich kierunku. Ta kuchnia nie była jego konikiem, a chętnie zda się na doświadczenie innych.
Usadowił się wygodnie przy stole i nabrał powietrza w płuca by wyłapać wszystkie smakowite zamachy potraw serwowanych w tym lokalu.
- Saturn, Mercury - zaczął poważnym tonem i tak samo poważnym wyrazem twarzy - Dzisiaj zdam się na was i pozwolę wam wybrać... moje jedzenie! - Po jakże dramatycznej pauzie wyszczerzył się jak dziecko w ich kierunku. Ta kuchnia nie była jego konikiem, a chętnie zda się na doświadczenie innych.
[ Chwilowo będę pisał z jednego konta, bo robię ważne rzeczy. ]
Obaj bracia wymienili się spojrzeniami, przeglądając postawione przed nimi menu. Przydzielone zadanie było na tyle niecodzienne (w końcu spędzali czas w towarzystwie Cyrille'a, którego uznawali za mistrza i władcę jedzenia), by przez dłuższą chwilę przyglądali się karcie menu.
— Może niech każdy weźmie coś innego? I tak będziemy się wymieniać, a przynajmniej spróbujemy różnych potraw.
— Smażone małże w ostro-kwaśnym sosie.
— Kałamarnica w sosie Satay.
— I...
— Żeberka do pieczenia na grillu? — obaj skinęli głową w tym samym momencie zwracając się w stronę Cyrille'a z niemym "Pasuje ci?".
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Cambie Street [SSP]
Pon Wrz 25, 2017 11:06 pm
Pon Wrz 25, 2017 11:06 pm
Skrzyżował ręce na piersi z delikatnym uśmiechem na twarzy, traktował tą sytuacje śmiertelnie poważnie! Postawione przed bliźniakami zadanie nie należało do najłatwiejszych, ale wierzył, że nie będzie im sprawiać zbyt dużych problemów. Ich reakcja nieco go rozbawiła, ale nie dał tego po sobie poznać. Wciąż potrafił ich zaskoczyć! HA!
Próbował udawać obojętnego, ale gdy tylko padło słowo żeberka... coś w nim pękło! Nie odpowiedział, ale na pewno było widać, że się zgadza! Pewno tylko lata dyscypliny sprawiły, że nie zaczął się ślinić.
- Doskonale... niech więc rozpocznie się gra... - na jego anielskiej twarzy pojawił się diaboliczny uśmieszek, który świadczył tylko o jednym... wyzwaniu dla kucharza. - Mam nadzieje, że mnie zaskoczą!
-Tęskniliście za mną trochę w te wakacje? - Nachylił się do nich z szerokim uśmiechem i entuzjazmem w oczach.
Próbował udawać obojętnego, ale gdy tylko padło słowo żeberka... coś w nim pękło! Nie odpowiedział, ale na pewno było widać, że się zgadza! Pewno tylko lata dyscypliny sprawiły, że nie zaczął się ślinić.
- Doskonale... niech więc rozpocznie się gra... - na jego anielskiej twarzy pojawił się diaboliczny uśmieszek, który świadczył tylko o jednym... wyzwaniu dla kucharza. - Mam nadzieje, że mnie zaskoczą!
-Tęskniliście za mną trochę w te wakacje? - Nachylił się do nich z szerokim uśmiechem i entuzjazmem w oczach.
Za każdym razem, gdy Cyrille przechodził swoje nagłe zmiany charakteru, Mercury nie był pewien czy aby na pewno nie powinien właśnie ostrzec innych i zacząć się martwić o ich bezpieczeństwo. Z drugiej strony nieszczególnie zależało mu na zdrowiu psychicznym kogoś innego. Jego przyjaciel zdecydowanie miał pod tym względem pierwszeństwo.
"Tęskniliście za mną trochę w te wakacje?"
— Nieszczególnie.
— Nieszczególnie — to samo słowo wypowiedziane w jednym momencie, sprawiło że Mercury roześmiał się cicho. Nawet w oczach Saturna pojawiła się przez ułamek sekundy jakaś nuta rozbawienia, choć znikła na tyle szybko, by można ją było uznać za przewidzenie.
— Jasne, że tak. Będziemy musieli nadrobić stracony czas. Może wypad na święta na Karaiby?
"Tęskniliście za mną trochę w te wakacje?"
— Nieszczególnie.
— Nieszczególnie — to samo słowo wypowiedziane w jednym momencie, sprawiło że Mercury roześmiał się cicho. Nawet w oczach Saturna pojawiła się przez ułamek sekundy jakaś nuta rozbawienia, choć znikła na tyle szybko, by można ją było uznać za przewidzenie.
— Jasne, że tak. Będziemy musieli nadrobić stracony czas. Może wypad na święta na Karaiby?
[MG] Cyrille Montmorency
Fresh Blood Lost in the City
Re: Cambie Street [SSP]
Wto Wrz 26, 2017 12:06 am
Wto Wrz 26, 2017 12:06 am
'Cause I'm T.N.T., I'm dynamite!
Na szczęście nawet jeśli Mercury i Saturn siedzieli najbliżej, to znajdowali się poza jego polem rażenia i to było najważniejsze. Kto by się przejmował jakimiś nieznajomymi? Znikną ci, przyjdą następni...a prawdziwych przyjaciół nie idzie zastąpić!
Gdy obydwoje odpowiedzieli równocześnie, westchnął spuszczając głowę ze śmiechem.
- Karaiby brzmią świetnie, już nie mogę się doczekać! - Cyrille rozejrzał się za osobą odpowiedzialną za przyjmowanie zamówień, w końcu musieli zdobyć wybrane jedzenie. Gdy mu się to udało, powtórzył zapamiętane nazwy potraw - Coś do picia?
Na szczęście nawet jeśli Mercury i Saturn siedzieli najbliżej, to znajdowali się poza jego polem rażenia i to było najważniejsze. Kto by się przejmował jakimiś nieznajomymi? Znikną ci, przyjdą następni...a prawdziwych przyjaciół nie idzie zastąpić!
Gdy obydwoje odpowiedzieli równocześnie, westchnął spuszczając głowę ze śmiechem.
- Karaiby brzmią świetnie, już nie mogę się doczekać! - Cyrille rozejrzał się za osobą odpowiedzialną za przyjmowanie zamówień, w końcu musieli zdobyć wybrane jedzenie. Gdy mu się to udało, powtórzył zapamiętane nazwy potraw - Coś do picia?
Strona 1 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach