Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
[ NIEMCY, BERLIN ] Berlin i okolice
Pon Maj 01, 2017 12:40 pm
First topic message reminder :

[Wcześniejsze wydarzenia w tym temacie]
Około dziewiątej obudziło go coś dziwnego, coś, do czego zupełnie nie przywykł: śpiew ptaków. Rany, gdzie on dokładnie był? A, tak, już pamiętał. Robił się na to za stary, naprawdę! Przeciągnął się i od razu sięgnął po puszkę z kawą. Był obolały jak cholera, ale na szczęście w inny sposób niż wczoraj.
Dzień dobry? – rzucił nadal lekko nieprzytomny. Nie uśmiechał się, ale jego spojrzenie miało przyjemny, ciepły wyraz.

Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Impet upadku wydusił z jego płuc powietrze, Charles jęknął i aż na moment go zamroczyło. Gdy tylko odzyskał władzę nad ciałem, starał się z siebie zrzucić mężczyznę w każdy możliwy sposób: szarpał go się i próbował przesunąć w bok. Gdy tylko dało mu się odrobinę ruszyć, wyślizgnął się i zaczął odpełzać na bok, wierzgając i kopiąc w razie konieczności. Nawet nie czuł, że prawy policzek ma przeorany przez ostre kamienie, którymi wysypana była ścieżka. Teraz za dużo adrenaliny buzowało w jego krwi.
Zostaw mnie, kurwa… – wysyczał próbując odsunąć się jak najdalej i wstać. Spieprzać, spieprzać! Już!
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Co mam zrobić? - wyszczerzył się do niego. Przypominał teraz psychopatę. Potargany, z podrapanymi, lekko krwawiącymi policzkami, z dziką żądzą w oczach. Wstał i patrzył na niego z chęcią ponownego złapania... Zaraz...
- No Charles! Zrób to! Natychmiast! Zamknij mnie na zawsze! W końcu mam okazję umrzeć! Może teraz się uda... Jakże mi będzie przykro, że zostaniesz w tym gównie sam. - po tylu próbach, może tym razem... - SZYBKO! - rozłożył ręce. To był błąd. Błąd? Przecież tyle razy o tym myślał, wręcz marzył. Za każdym razem kończyło się tak samo...
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Odpełzł na wystarczającą odległość, chwycił torbę, na którą natrafił po drodze dłonią i wstał. Powoli zaczął się wycofywać tyłem, cały czas patrząc na Garika. Na napastnika. Szybkim, nerwowym gestem zaczesał włosy do góry, by mu teraz nie przeszkadzały.
To nie mój cel, nie teraz – wyrzucił z siebie na jednym szybkim oddechu, cały czas nie mogąc przestać oddychać spokojnie. Oczywiście też nie pozbył się chrypy, którą zafundował mu znajomy. – Zrób to sam. Jeśli starczy ci jaj. – Uśmiechnął się, ale przez gorycz, wściekłość i kpinę grymas bardziej przypominał okropne, nieprzyjemne skrzywienie ust. Szybko przyłożył dwa palce do skroni i gdy 'odpalił', uznał, że jest na tyle daleko, by zyskać choć odrobinę przewagi i rzucił się przed siebie do ucieczki.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Zwiesił ręce i spojrzał w niebo.
ZNOWU.
... Rzucił się za nim biegiem, po drodze zabierając torbę z pieniędzmi.
- Gdzie tak spieprzasz?! Teraz już kurwa za późno! - nie starał się go dogonić. Biegł za nim równym tempem. - Lecisz ze mną do Chin!... Słyszysz?!... - na wszelki wypadek przygotował swoją broń...
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Charles uciekał nie na żarty, lawirował między budynkami, raz nawet zawalił za sobą stertę drewnianych palet, żeby utrudnić pościg. Dyszał równomiernie, chociaż gardło i mięśnie paliły go, adrenalina nie pozwalała mu się zatrzymać. Ratował życie!
Nagle poczuł niewyobrażalny ból tuż poniżej serca, w splocie słonecznym. Kolejny raz w przeciągu niepokojąco krótkiego czasu zobaczył przed oczami ciemność i jaśniejsze rozbłyski, jakby gwiazdy. Świadomość prawie go opuściła, ledwie kontaktując zatrzymał się, oparł bokiem o jedną z brudnych ceglanych ścian i osunął po niej w dół, trzymając dłoń na mostku. Resztki świadomej jaźni wytworzyły dziwne, spokojne myśli, że to uczucie było tak okropne i silne, że łaskawością organizmu byłoby, gdyby stracił przytomność, ale na razie nic takiego nie miało miejsca. Sądził, że został postrzelony. Że umiera. Mogło dziać się to szybciej…
Zbladł, chociaż po takim wysiłku powinien być czerwony i zaczął trząść się jak w febrze.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Pieprzony... Przeskakiwał przeszkody i trzymał się blisko niego. Powoli tracił siły i gdyby trochę chociaż pomyślał, dałby mu święty spokój...
Zwalnia? Idealnie! Zaraz go dopadnie... Chwilę...
Coś było nie tak, dlaczego on tak nagle padł. Kpi sobie z niego? Dobiegł do niego i oparł się nad nim o kolana. Patrzył co mu i próbował uspokoić oddech.
- Co tobie?... - ukucnął i chwilę go obserwował. Nie wyglądało to dobrze... - Kurrrwa... Trzymaj się, zaraz... Coś poradzę... - natychmiast wyciągnął telefon i zadzwonił po pomoc. Jeszcze mu tu staruszek zawału dostanie...
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Przez chwilę ból tak mocno zaciskał się na jego trzewiach, że mężczyzna nie mógł chwycić oddechu, stracił na moment przytomność, jakby złapał drzemkę i wybudził się z niej gdy twardo opadł na tyłek na ziemię. Wziął głębszy wdech i od razu tego pożałował. Kurwa… starał się łapać płytkie, spokojne oddechy przez uchylone usta, to była jedyna rzecz, na której teraz potrafił się skupić. Naprawdę, był pewny, że umiera. Powoli, częściowo z braku sił, a częściowo z ostrożności podciągnął kolana pod brodę, chociaż prawą dłoń wciąż przyciskał do brzucha.
Nie w pełni potrafił zrozumieć, co się stało, ale wiedział, że ma okropny, niewysłowiony żal do tego kogoś, kto nad nim się pochyla. Chwilę temu widział broń w jego dłoniach. Ten ktoś chciał go zatrzymać, chciał z nim gdzieś iść, gdzieś być, coś robić… I wyciągnął broń. Dlaczego mu to zrobił? Przecież to było nielogiczne… Czuł, że chodziło też o coś więcej, że coś większego wywoływało w nim ten stan niezrozumienia, ale była to nieuchwytna myśl, jak widmo dostrzegane tylko kątem oka, ale nigdy wyraźnie, nigdy na wprost.
Odwrócił twarz i oparł czoło o ścianę. Nie chciał na niego patrzeć. Szepnął parę słów na tyle cicho, że Garik pewnie nie spostrzegł nic poza tym, że Charles poruszył ustami.
Źle. Im dłużej tak siedział, tym przytomniej myślał, a ból nie malał.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Przez telefon powiedział, że nie ma pojęcia gdzie jest. Poprosił o natychmiastową pomoc, by go namierzyli. Po chwili wysłano karetkę. Schował telefon i broń do swojej torby, to samo z rzeczami Charlesa. Przecież są ofiarami, napadli ich, nie widać?
- Spokojnie... Proszę... - powiedział bardziej do siebie. Ostrożnie wziął go na ręce i powoli zaczął iść w stronę ulicy. - Zaraz nie będzie bolało, pomoc jest już w drodze. - trzymał go mocno by się nie wyrwał i nie wypadł. - Trzymaj się. Słyszysz?
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Wolną dłonią starał się obronić przed dotykiem, próbował pochwycić jego dłonie, ale najczęściej tylko natrafiał na pustkę. W jego głowie takie zachowanie Garika było atakiem, przed którym musiał się bronić. I robił to najbardziej zawzięcie jak tylko mógł! Czuł się jak mysz, która wpadła w ręce najedzonego, bawiącego się nią kota. No tak… pobił go i uciekł, teraz mężczyzna się mści.
Nienienienienie – powtarzał pod nosem. – Zostaw, idź, odpieprz się, odpieprz… – Spiął się na całym ciele, gdy poczuł, że jest chwytany. Spojrzał na Garika i wczepił się palcami w jego marynarkę. Przez chwilę, gdy siedział skulony w, było lepiej, ale teraz został zmuszony do zmiany pozycji i ból znowu uderzył ze zwielokrotnioną siłą, o dziwo stawiając jego świadomość w pełnej gotowości, zamiast ją uśpić.
Nie, nie! – prawie krzyknął, zaciskając powieki i odruchowo naciskając dłonią na brzuch. Cóż, pewnie w dobrej wierze, ale Garik popełnił podstawowy błąd, przed którym przestrzegano już dzieci w szkole: jeśli komuś coś się dzieje, nie wolno na własną rękę ruszać go z miejsca, tylko grzecznie czekać na przyjazd pomocy. – Puść, puść, błagam… już nie mogę…
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Zaaarrra... - szybko ruszył w stronę ulicy. Przyjadą i ich nie zauważą. Nie może na to pozwolić. Przeniósł go i dopiero powoli i ostrożnie położył na ziemi.
- Co tobie? Dlaczego wcześniej nie mówiłeś?! - ujął jego policzki i skrzywił się. Jaki on blady... Kurrna... Czekał przy nim, delikatnie głaskając go po głowie.
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Chociaż nie miał na to realnych szans, to i tak starał się zdjąć z siebie dłoń Garika, szarpiąc go i odpychając. Ta droga dłużyła mu się w nieskończoność, czuł jakby ktoś raz za razem dźgał go nagrzanym do czerwoności prętem w brzuch i klatkę piersiową, dla lepszego efektu wbijając to pod takim, to pod innym kątem. Chociaż zorientował się, że nie ma krwi, nadal nie był pewny, czy nie został postrzelony, zakładał, że to byłoby podobne uczucie.
Gdy już mógł, znów się skulił do pozycji embrionalnej, tym razem kładąc na boku. W takiej chwili nawet nie przyszło mu na myśl, aby martwić się o garnitur.
Leki. W pierdlu. W Rosji. Od nich się zaczęło. – Mówił cicho, głos mu drżał od napięcia. Co i rusz wstrząsał nim dreszcz, wtedy bolało najbardziej, wtedy zaciskał dłonie i powieki. Był kurewsko zmęczony. – Przecież im tego nie powiem… co mam im powiedzieć?
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
Leki w Rosji? Kurwa... Więc jednak dali mu mieszankę...
- Powiesz po części prawdę. Naćpał cię twój oprawca. Bito cię, poniżano... Powiesz im, że to ludzie twojego byłego już przyjaciela. Najgorszy skurwysyn na świecie. Frajerzy bezpodstawnie cię złapali i wywieźli tutaj... Zrobili krzywdę... Nic nie pamiętasz, niech ci pomogą znaleźć rozwiązanie. - w tej chwili nie był w stanie wymyślić czegokolwiek innego. Robiło mu się słabo na widok tak męczącego się Charlesa. Czuł ucisk w gardle, niemoc, a poczucie winy zżerało w nim resztki pewności siebie. - Już są blisko, zaraz ci pomogą... - głaskał go cały czas, nie mógł teraz siedzieć spokojnie. Musiał coś robić, cokolwiek!
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Znów im dłużej leżał w bezruchu, bez forsowania się, tym mniej rwący, a bardziej stały stawał się ból. Chwilę zajęło mu zrozumienie, na czym miałaby polegać ta wersja wydarzeń. Coś było nie tak... Przemyślenie nieścisłości zajęły mu parę kolejnych sekund.
Jesteś idiotą – oznajmił zanim zebrał siły na dłuższą wypowiedź. – Nic nie ćpałem, wykryją to. – Cóż, już od ponad dziesięciu lat na rynku dostępne były testy, które wykrywały środki odurzające w przeciągu paru sekund i zajmowały nie więcej miejsca niż test ciążowy. – Zbyt drastycznie. Będą musieli to zgłosić policji. A ja chcę jechać do domu... – Ostatnie zdanie zabrzmiało wręcz rozpaczliwie, jakby prosił jakąś siłę wyższą. Poruszył się, lekko zmieniając ułożenie dłoni, które teraz zacisnął na swojej koszuli.
Jesteśmy biznesmenami w delegacji. Napadli nas, chcieli okraść. – Zrobił krótką przerwę zbierając siły. Z każą chwilą myślało mu się lepiej, a co za tym szło, zaczynał dostrzegać piętrzące się przez jego stan kłopoty. Kurwa... – Dostałem w brzuch i coś się stało. Bez policji... – znów zabrzmiał, jakby prosił. Zamilkł na chwilę. To głaskanie, z którego zdał sobie sprawę chwilę temu, zaczynało działać mu na nerwy. Jakby złośliwie, by jeszcze bardziej go rozdrażnić, pamięć przywołała obrazy sprzed paru minut, jak Garik go atakował, jak dusił (Charlesa do tej pory bolała krtań), jak go chwycił i rzucił nim o ziemię.
Zabierz ode mnie swoje brudne ręce – syknął z bólu, bo powiedział to za głośno, zbyt emocjonalnie. – To twoja wina. To ty podrzuciłeś mi kokę. – Nie brzmiał teraz jakby się skarżył, tylko jak człowiek pełen lodowatej nienawiści, w pełni świadomy i pewny winy drugiej strony. Skulił się bardziej, chcąc choć w taki sposób uciec od dotyku.
Garik
Garik
Fresh Blood Lost in the City
- Wrócisz do domu. Kiedyś... - z własnej woli chyba tego nie zrobi. Nie wyjdzie mu. Jakiś chory przypadek sprawi, że zostanie i wciągnie się w coś większego. Tak jak teraz. - Zamknij się już... - nie chciał go słuchać, nie kiedy tak go oceniał. Nie potrafił sobie przetłumaczyć, że w tej chwili Charles bardziej kieruje się emocjami i chociaż słowami odreagowuje ten ból. Kurwa...
Przestał go głaskać. Chociaż tym nie będzie go wnerwiać.
- Kiedy w końcu mogłem dać ci to, co chciałeś ode mnie od początku.. Spokój, wolność... - jeszcze wyszłoby, że ratowanie oznacza, że Charlesowi zależy na Gariku. Thhh debilstwo, oczywiście, że nie! Chciał się tylko odwdzięczyć, mieć czyste konto, nie myśleć więcej! Pieprzone amerykańskie wykonanie... - Niepotrzebnie się wtrąciłeś. Teraz cię boli. Nie chciałem widzieć jak cierpisz. Kurwa... Znowu... - szybko od niego wstał i zaczął chodzić przy krawężniku i wypatrywać karetki. Szybciej! Do jasnej cholery ile można?!
Czego tak naprawdę chcesz Charles? Gdyby zależało ci na ucieczce, nawet byś się na mnie nie spojrzał tylko brnął do celu. Po chuja się wystawiłeś?!
Wrócił do niego i ukucnął obok.
- Też mnie karmili. Tracę zmysły jak Ona, moja szefowa. Miałeś dużo szczęścia, dzisiaj i wtedy. Nadal jesteś sobą i żyjesz...  - i znowu go pogłaskał. Nie mógł. Nie mógł trzymać rąk przy sobie i nie tykać go. Miał większą świadomość, że jeszcze żyje i może mu pomóc. - Nienawidź mnie, ale i tak zrobię to co chcę i w końcu dam ci to, o co prosiłeś na początku... Ty nie możesz zginąć.

Po krótkim czasie przyjechała karetka i zabrała leżącego. Garika również zabrano ze sobą. Usiadł w rogu i patrzył jak skaczą przy Charlesie i próbują jakkolwiek złagodzić jego ból. Nie miał pojęcia co dokładnie robią, nie znał się... On i lekarze, jasne... Nie ta bajka. Obserwował ich bez słowa i myślał nad dalszym planem działania. Tego nie było w planie... Kurwa planu też jako tako nie było. Czas mija, a Ilyia może być już wszędzie. Może już dawno zapomniał o strzelaninie i pije na swoim jachcie w zatoce perskiej... Przymknął oczy i próbował wyobrazić sobie, że jest w miejscu, w którym nic się nie dzieje... Osoba, którą chciał chronić nie może teraz cierpieć, to nie jego wina. Nie, nie, nie!
Hurricane
Hurricane
Fresh Blood Lost in the City
Kiedyś wróci do domu? On już wiedział, kiedy. Albo w trumnie za co najwyżej parę godzin, albo żywy, gdy tylko będzie mógł poruszać się o własnych siłach.
Nieprawda – wyrzucił z siebie od razu. – Gdybyś nie zaczął mnie dusić... – nie dokończył. Wiedział, że nie musiał, że Garik zrozumie, wolał oszczędzać siły. Cóż, czego chciał Charles? Jeśli naprawdę to było interesujące, to warto zapytać samego Chalresa, bo kto by wiedział lepiej, jeśli nie on? Był świadomy swoich celów i pragnień... na przykład w tej chwili chciał odpłynąć, bo znów zadygotał, mocno zaciskając zęby, żeby nie zacząć nimi zgrzytać z bólu.
Przyjął do wiadomości, że na Gariku również testowano leki i to, jaki miały wpływ, ale akurat historia znajomego mało go w tej chwili obchodziła i nawet nie potrafił do końca zrozumieć, czemu mu o tym mówił. Chciał pokazać, jaki to jest biedny i niewinny? Och, a Charles był szczęściarzem, bo żył i nie zwariował?
Ciekawe jak długo jeszcze... – wymruczał przez zaciśnięte zęby. Za chwilę zbił dłoń w pięść i przycisnął do ust, żeby nie zacząć jęczeć i siedzieć cicho. Kurwa.

Podczas transportu na nosze zemdlał i odzyskał przytomność dopiero pod koniec jazdy. Komunikował się z lekarzami po niemiecku, nie sprawiał kłopotów, zgadzał się na podawanie leków, chociaż wydawało się, że niewiele pomagają.

Gdy dojechali na miejsce, Charlesa zabrano, a Garika poinformowano, że chorego na oddziale można odwiedzić najwcześniej jutro, jeśli lekarz wyrazi na to zgodę, i może to zrobić jedynie najbliższa rodzina. Pracująca w recepcji pielęgniarka uśmiechnęła się ciepło czekając, czy mężczyzna zada jej jakieś pytanie.
Sponsored content
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach